Podłoga altanki jest wyścielona petami po papierosach, a na ławkach wypalone są dziury po nich. Drewno przesiąknięte jest zintensyfikowanym zapachem dymu papierosowego, a gdzieniegdzie na słupkach czy ławce wyryte są różdżką podpisy uczniów z aktualnych i dawnych lat. Uczniowie i studenci (a czasem i nauczyciele) męczeni nałogiem papierosowym podkradają się tu o różnych porach, by popalać - należy jednak uważać, bowiem kilkoro nauczycieli zna tę miejscówkę i czasami tu zagląda, by przepędzać niesfornych uczniów.
Autor
Wiadomość
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Nie wyobrażał sobie, by ktoś mógł chcieć skrzywdzić tak urocze i niewinne stworzenie jak Faust. Nie mieściło mu się w głowie, jakim zwyrodnialcem trzeba być, żeby znęcać się nad Bogu ducha winnymi zwierzakami, które przecież nikomu nie wadziły, nie przeszkadzały i nie miały żadnych złych intencji. Nie był może zwolennikiem przemocy, ale zdecydowanie łatwiej było mu zrozumieć niechęć wobec człowieka, który był przecież istotą świadomą i samodzielnie kierował swoim postępowaniem. Jeśli więc taki człowiek krzywdził kogoś swoim zachowaniem to było to działanie celowe, za którym stała przemyślana decyzja i nic dziwnego, że wywoływało to niesmak i awersję. Natomiast zwierzątka? Słysząc o niesprawiedliwościach, których doznawały często bezbronne istotki, Terry odczuwał przejmujące współczucie, sprzeciw i ukierunkowaną w stronę dręczycieli odrazę. – Nie wiedzą, co tracą. – uśmiechnął się, przekonany, że nawet najwięksi przeciwnicy gadów nie byliby w stanie oprzeć się urokowi Faust, gdyby tylko lepiej poznali jej sympatyczną naturę. – No to do dzieła! – ucieszył się, kiedy problem został rozwiązany i wraz ze Ślizgonką mogli zabrać się za składanie kasztanowych figurek. Na pierwszy ogień poszedł konik, przede wszystkim dlatego, że jego stworzenie wymagało najmniejszej ilości leśnych skarbów. Jeden kasztan, jeden żołądź i… - Gotowe! – wykrzyknął z wypiekami na policzkach, kiedy po kilku nieudanych próbach jego pokraczny ludzik utrzymał się na czterech wykałaczkowych nogach. – Jak byś go nazwała? – zapytał z dziecięcą niemal niewinnością, w myślach przerabiając listę możliwych imion. – Według mnie wygląda na Bucefała
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Niestety, ale wśród ludzi istniało niewiele wiele bestii i zwyrodnialców, którzy skrzywdziliby nie tylko węże, ale także te z reguły częściej uznawane za niewinne i urocze stworzonka. Hawthorne nie potrafiła tego zrozumieć i najchętniej sama odpowiedziałaby im podobnym traktowaniem. Może nie było tego po niej widać, ale jednak posiadała sporą sympatię dla zwierząt. Odpowiedziała delikatnym uśmiechem na to stwierdzenie, bo miała wrażenie, że istotnie tacy ludzie nie mieli pojęcia na temat tego, co tracą. Faust była niesamowicie inteligentna i na pewno okazałaby się idealnym towarzyszem dla wielu osób. Szkoda tylko, że nie każdy to widział. - Masz jakiś pomysł na to, co chcesz dokładnie zrobić? - zapytała jeszcze, szukając jakiejś inspiracji. Sama zaczęła składać ludzika, którego głową był jeden kasztanów z kawałkiem łupiny, która mogłaby służyć jako swoisty kapelusz. Od dawna nie robiła nic podobnego i potrzebowała jakiegoś pomysłu czy też instrukcji, aby nie zostać monotematyczną w tworzeniu kolejnych żołędziowo-kasztanowych tworów. Przyjrzała się jeszcze wskazanemu przez Terry'ego konikowi, któremu musieli w jakiś sposób przypisać imię. Finalnie po prostu skinęła głową na propozycję Puchona, która wydawała jej się być może i nieco dziwaczna, ale sama nie miała lepszej. - Myślę, że pasuje - odparła po czym uniosła wykonanego z kasztanów człowieczka z żołędzimi butami. - A jego jak byś nazwał? Skoro już ktoś był skory do wymyślania imion to nie zamierzała mu w tym przeszkadzać. W końcu jej własne sugestie pewnie nie byłyby tak interesujące jak te, z którymi mógłby wyjść chłopak.
Ubrała się trochę bardziej elegancko na to spotkanie choć w jej przypadku były to po prostu bardziej wyjściowe ubrania niż te które nosi na co dzień po szkole. Na miejsce przyszła parę minut przed czasem tak dla własnego spokoju. Kojarzyła to miejsce tylko z tego, że inni przychodzili tu palić i zapach poczuła stojąc niedaleko altanki, skrzywiła się, nie przepadała za tym zapachem. Za każdym razem odrzucał ją równie mocno. Dlatego też zdecydowała pochodzić sobie w okolicy altanki podziwiając rosnącą roślinność, która tutaj była oraz drzewa, które były bardzo wysokie z grubymi konarami liczące ładnych lat, a może nawet i setek. Nie znała się aż tak na drzewach by móc je dobrze ocenić.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor był dziś wyjątkowo rozdrażniony chociaż nie wiedział czym konkretne. Po ostatnim spotkaniu na feriach w kuchni jego i Val po wyznaniu co do koleżanki czuje sprawiało, że Puchon chodził nabuzowany przez kilka ostatnich tygodni choć już troche minęło od ferii. Zdarzyło mu się nawet rozwalić kufer w dormitorium i część łóżka dlatego dzisiaj postanowił wyjść na świeże powietrze spokojnie odegnać myśli natrętne nie chciane i pobyć z dala od osób które powodowałyby utratę jego samokontroli. Zabrał tylko kurtke, postanowił wyjść na świeże powietrze. Zbliżało się już południe na zewnątrz nie było aż tak gorąco. Wyszedł a raczej wybiegł z zamku, popychając z barka niejednego ucznia po drodze. Po drodze, kiedy był już w bezpiecznym miejscu, dochodząc nagle do altanki, przez chwilę nawet myślał, że jest tu pusto, jednak na ławeczce siedziała jakaś ślizgonka, której nie poznał na pierwszy rzut oka. Stanął w progu będąc do dziewczyny bokiem i oparł się o filar, starał się patrzeć w jej stronę. - Długo czekasz? Od czego zaczynamy?- zapytał dalej na nią patrząc i westchnął cicho. Nie można powiedzieć tak do końca, że miał zły humor, jednak był wściekły, czuł jak każda żył na jego ciele pulsuję i z chęcią podgryzłby gardła rodzeństwu lub mlodszym uczniom. Patrzył przed siebie, ciesząc się, że jest tu tylko ta dziewczyna, a nie kolejne tłumy małolatów.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zwierzę:jackalope, ale olewam próbuję złapać szpiczaka mocą mojego kuferka Łapanie:3 -> dorzut: 4 sukces Modyfikatory: wybranie zwierza kuferkiem Sukces
Sukces dodał mu ochoty, by jednak się jakoś w tę lekcję zaangażować. Postanowił poszukać szczęścia w okolicach starej altanki kojarząc, że gdzieś tam kręciły się zawsze szpiczaki. Akurat te zwierzęta Max uznawał za łatwe do złapania, a że chłop się wysilać nie lubił, to właśnie je postanowił dodać do swojej kolekcji chorych trofeów. Jak tak się nad tym zastanowił, to Rosa miał chyba coś nie tak z czerepem, ale nie takie rzeczy w Hogwarcie się działy. Okazało się za to, że Solberg miał rację i dobrze kojarzył te jeżowate i ich zwyczaje. Wypatrzył sobie jakiegoś najsłabszego osobnika i zaczął podchody. Okazało się jednak, że zwierz nie taki głupi, jak go malują. Naśladował Solberga, próbując się od niego oddalić, ale nie takie tango ślizgon już prowadził. Wystosował zagrywkę, której szpiczak się nie spodziewał i po prostu zarzucił na niego sieć. Max 2, zwierzęta 0. I taki bilans to on rozumiał.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Zwierzę:dwa wozaki Łapanie:1+3=4 Modyfikatory: Pani Hudson, Pomocy! Sukces / Porażka
Kiedy tak szli przez błonia, trochę się rozglądając, a trochę rozmawiając ze sobą, usłyszała salwę wyzwisk, którymi dwa wozaki obrzucały się wzajemnie. Jenn nie bardzo wiedziała, co robić. Rozejrzała się i dostrzegła panią Bridget, więc szybciutko zapytała, co powinna zrobić w tej sytuacji. Sugestia, żeby zaskoczyć gryzonie spektakularną obelgą wprawiła krukonkę w osłupienie, z którego ocknęło j dopiero trącenie w ramię przez kuzyna. Pokiwała głową i poszła do starej altanki, gdzie puściła okrutnie wulgarną wiązankę przekleństw, o których znajomość raczej nikt jej nie podejrzewał. - No co - wzruszyła ramionami, kiedy wróciła do Christiana z dwoma wozakami w transporterku. - Słyszałam to na Podlasiu. Na walkach kogutów były jeszcze gorsze teksty. Chcesz posłuchać? Zgrywała kozaka, ale miała nadzieję, że chłopak wcale nie będzie miał ochoty słuchać wulgaryzmów, bo większość z tych, które jej przyszły do głowy, raczej nie przeszłyby jej przez gardło. Ale kto wie? Skoro część z nich potrafiła zaserwować bez mrugnięcia okiem, to może pozostałe też nie były takie złe? Kwestia osłuchania i oswojenia się z ich brutalnym brzmieniem, a Jenn przecież w wakacje weszła w prawdziwy okres buntu.
Zwierzę:szpiczak Łapanie:3 ->4 Modyfikatory: powyżej 10pkt z ONMS, wiec łapanie 4 Sukces
Bardzo go cieszyło, że mógł robić coś Jenn tak jak dawniej. Może to nie była ta sama dziewczyna, ale nowa była chyba nawet bardziej super. Na początku Chris miał problem z jej buntowniczym sposobem bycia, ale teraz był nim zachwycony. Sam miał często wrażenie, że nikt go nie traktuje poważnie, ale jeszcze się nie przełamał, żeby coś z tym zrobić. No może poza stylem ubierania się. Przestał się przejmować tym, co wypada nosić, a zaczął ubierać się tak, jak miał ochotę. W każdym razie poza szkołą, gdzie nadal nosił mundurek, chociaż często niekompletny. Ale to, co zaserwowała Jenna, zarzucając zszokowane wozaki wiązanką obelg, spowodowało u niego opad szczęki. Na głos tego nie powiedział, ale bardzo mu to zaimponowało. - Nie, dzięki, wierze ci na słowo - zaśmiał się nieco nerwowo, bo jego nadal grzeczny umysł ciągle przetwarzał to zdarzenie. A mianowicie, miał problem, z tym że jego wspaniała kuzynka znała takie słownictwo i potrafiła go użyć na głos, co samo w sobie powinno go co najmniej zmartwić, ale zamiast tego był tym zachwycony. - Ale grunt, że zadziałało. On z kolei wypatrzył kolejnego szpiczaka, którego zwabił za pomocą mleka. Coraz bardziej miał ochotę spróbować udomowić takiego magicznego jeżyka, ale nadal miał na to zbyt dużo rozsądku. //ZT x2