Miejsce idealne na letnie popołudniowe lenistwo dla miłośników zielarstwa i ogólnie natury. Gdzieniegdzie stoją stare filiżanki, które po paru zaklęciach odrestaurowujących z pewnością nadadzą się do herbaty. Pachnie tu kwiatami i trawą, a latem w środku panuje lekki zaduch, więc nie zapomnijcie o otwarciu szklanych drzwi. Szyby oranżerii są grube więc niełatwo je stłuc.
Autor
Wiadomość
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Drużyna: 2 - kłaposkrzeczki K100: 27 :< Literka: i - Samogłoska - Coś tu poszło nie tak. Hałas was rozprasza i irytuje. Drużyna otrzymuje -10 do ostatecznego wyniku. Łączny wynik drużyny: 27 - 10 - 10 = 7
Bywają takie dni, które od samego ranka udowadniają człowiekowi, że nie istnieje coś takiego jak dzienny limit pecha. U Kryśki był to właśnie jeden z takich dni. Mało w nocy spała, bo Tuptuś dostał chyba jakiegoś buntu młodzieńczego, i przez całą noc hasał sobie po jej łóżku i po niej samej. Nad ranem widowiskowo spadła z łóżka, a idąc na parter potknęła się o coś bliżej nieokreślonego i spadła z kilku stopni. Obiła sobie tyłek, zgubiła cukierki, spóźniła się na śniadanie i nawet nie dorwała kawy. Mimo to wytrwale parła do przodu i oto o odpowiedniej godzinie stawiła się na spotkaniu kółka pozalekcyjnego. Wysłuchała przemówienia przewodniczącej, którą okazała się być znajoma rudowłosa Ślizgonka, a potem starała się skupić na tym, co mieli dzisiaj robić, ale coś średnio jej to wychodziło. Przeczytała instrukcję, ale i tak niewiele dotarło. Najpierw nie dała roślinkom odpowiednio nawozu. Kłaposkrzeczki zaczęły się przez to jej plątać i wić jak szalone. Oczywiście, nie mogło jej ominąć także marnowanie ich cennego soku - jej ochrona słuchu nie działała do końca prawidłowo, przez co hałas rozpraszał ją niesamowicie i źle urwała kilka liści. Czy ten dzień mógł być gorszy?
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Drużyna: kłaposkrzeczki K100: 95 Literka: F Łączny wynik drużyny: 95 + 7 (Krysia) = 102
Stowarzyszenie miłośników przyrody stało się jakby mniej przyjazną organizacją, odkąd Irvette postanowiła przejąć w nim dowodzenia. Mniej przyjazną dla Hope w każdym razie. Naturalna niechęć między dziewczynami, którą można było chyba zganić na zbyt duże zagęszczenie rudości i piegów kiedy przebywały za blisko siebie, bez mała zniechęciła ją do przyjścia na koło. I tak miała dużo do roboty, a zielarstwo nie było jej znowu tak bardzo potrzebne... No a potem pomyślała sobie, że jak nie przyjdzie na spotkanie z powodu jakiejś tam de Guise, mimo że zajmowanie się roślinami sprawiało jej przyjemność, to będzie skończonym debilem i da Ślizgonce wygrać. Dlatego przybyła, oczywiście i na wejściu uśmiechnęła się do Irvette, co było gestem tylko połowicznie szczerym. Nie była zawistna, chciała chociaż spróbować dać je się wykazać. Ostatecznie niechętnie przyznała, że wcale nie było tak źle, bo raz, że zachowywała się profesjonalnie, a dwa, że po krótkim wstępie przychodziła praktyka, w trakcie której wcale nie musiała jej znosić! Wylosowała grupę i stanęła obok @"Christina Grimm", przyglądając się niepewnie roślinom. — Zawsze jak tak kłapią i skrzeczą, mam wrażenie, że chcą mnie zeżreć. Straszne creepy, nie? — mruknęła do dziewczyny i zaraz pokręciła głową, bo niepotrzebnie się rozpraszała. Zakasała rękawy i zabrała się do pracy.
Moira Morgana Blake
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 151 cm
C. szczególne : Bladość, kolorowe włosy, jasne oczy. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości.
Choć nie czułam się tego dnia najlepiej, ze względu na nawiedzający mnie od kilku nocy ten sam dziwny koszmar, przesz który spałam jeszcze mniej niż normlanie z moją bezsennością, to od rana starłam się jakoś w miarę normlanie funkcjonować. W końcu nie mogłam opuszczać zajęć tylko dlatego, że miewam złe sny. Gdyby tak było, to nie chodziłabym na prawie żadne zajęcia. Wybrałam się nawet na przyrodnicze kółko pozalekcyjne. Lubiłam zielarstwo, więc stwierdziłam, że jakoś spróbuję na nim wytrzymać. W końcu zdarzało mi się chodzić na zajęcia w gorszym stanie. Do oranżerii przybyłam stosunkowo wcześniej, otulając się peleryną i jak zwykle chowając dłonie w rękawiczkach. Wystarczyły mi koszmary. Nie chciałam się jeszcze prosić o kolejne, dodatkowe wizje. Wysłuchałam słów i poleceń przewodniczącej, a potem postąpiłam zgodnie z jej instrukcjami. Trafiłam do grupy opiekującej się fruwokwiatami. Niewiele wiedziałam o tych roślinach, ale przecież byłam tu po to, by pogłębić wiedzę. Przesadzanie roślinek nie szło mi jakoś mistrzowsko, ale i tak mimo wszystko nie było według mnie źle. Parę razy mackom udało się macnąć mnie czy kogoś z grupy, ale właściwie wszystko poszło nieźle. A przynajmniej takie odnosiłam wrażenie.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Słuchając słów Irvette starała się nie myśleć o tym, że przyszła na spotkanie na głodnego, i pewnie zaraz zacznie jej burczeć w brzuchu tak głośno, ze wszyscy to usłyszą. Starała się nie myśleć o niczym poza tematyką spotkania. Ale na wet to jej nie wychodziło tego pechowego dnia. Z wyznaczonym zadaniem szło jej tak sobie, ale starała się jednak nie tracić zapału, którego resztki gdzieś tam się w niej tliły. Nie było prosto, bo wijące się rośliny wybitnie utrudniały jej pracę na kółku, powodując utratę nie tylko zapału, ale i cierpliwości. No kto to słyszał, żeby nawet jakieś zielsko robiło jej dzisiaj na złość? Uśmiechnęła się do @Hope U. Griffin, która dołączyła do jej drużyny. Dziewczyna wydawała się podchodzić z rezerwą do zajmowania się tymi akurat roślinami, i Kryśka doskonale to rozumiała. Zarówno ich ruchy, jak i wydawane przez nie odgłosy, były strasznie niepokojące. Gdyby jeszcze tak nie skrzeczały... - Fakt. Nie dość, że creepy, to jeszcze irytujące jak gówno na podeszwie buta - stwierdziła Kryśka, krzywiąc się nieco, gdy kolejna roślina zaczęła się wić jak porażony prądem wąż. No naprawdę, czym ona sobie zasłużyła na takiego pecha? Jej ochrona słuchu coś zawodziła, więc ów hałas denerwował ja bardziej, niż pozostałych członków drużyny. Wprost idealnie.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Drużyna: Kłaposkrzeczki K100: 27 Literka: I Łączny wynik drużyny: Jenna 27-20=7 drużyna łącznie 102+7=109 rzuty
Jenna przyszła na spotkanie koła pełna zapału, ale z każdą chwilą jej entuzjazm był coraz słabszy. Dlaczego, Morgano, dlaczego w magicznym świecie wszystko się tak darło? Uczniowie, skrzaty, nauczyciele, a teraz nawet cholerne roślinki. Miłująca ciszę Jenna coraz bardziej czuła, że to nie miejsce dla niej. No i oczywiście co wylosowała? Najgłośniejsze zielsko w całej oranżerii. Czy dziubanie w roślinkach nie powinno odprężać? - Hej. - bąknęła do @Christina Grim, doskonale pamiętając ją z wakacji. Chociaż tyle dobrego, że trafiła w jej towarzystwo. Mieli zadbać o ochronę słuchu, ale Jenna nie posiadała żadnych nauszników, ani nic w ten deseń, więc hałas koszmarnie jej przeszkadzał. Była nim zirytowana, przez co nie radziła sobie z zadaniem. W dodatku kompletnie pomieszała instrukcje, dając Kłaposkrzeczkom nawóz do fruwokwiatów. Pięknie. Zrobił się okropny bałagan, sok leciał jej po rękach, całe mnóstwo strat. - Nie rozumiem, dlaczego wszytko w tej szkole idzie nie tak, jak powinno - wypaliła w końcu z frustracją w głosie. Akurat tak się złożyło, że stała w tej chwili obok @Hope U. Griffin. Ręce jej się lekko trzęsły, kiedy wyciągnęła różdżkę, starając się naprawić bałagan zaklęciem sprzątającym.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
— Gówno na podeszwie i gówno w szklarni, wszystko się zgadza. — Parsknęła śmiechem, bo nie dość, że stwierdzenie Christiny było nader trafne, to jeszcze zawtórowała jej krukońska pierwszoklasistka. I choć Hope szło dziś wyjątkowo dobrze i teoretycznie nie miała na co narzekać, to nie potrafiła się z nimi nie zgodzić. — Nie musisz mi mówić — uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczynki. Griffin prześladował pech w każdej dziedzinie życia, nawet na treningach quidditcha wiecznie spadała z miotły, choć była to jedna z jej najulubieńszych szkolnych aktywności. Jak widać zapał niewiele pomagał... a jeśli dobrze kojarzyła, to na innych lekcjach zapału tej małej Krukonce w ogóle nie brakowało. — Jestem Hope. Pomóc Ci w czymś? Spróbuj dosypać więcej nawozu — poradziła jej, bo nawet gdyby nie były w tej samej drużynie, nie mogła patrzeć, jak ta męczy się z tymi roślinnymi kłapiącymi i skrzeczącymi paskudami. Zwłaszcza że jej samej poszło dzisiaj wyjątkowo sprawnie! Nawoziła, ostrożnie przycinała i szybko doprowadzała do ładu roślinki. Spróbowała nawet zerknąć do Christiny, choć głupio jej było oferować pomoc – sytuacja zwykle była odwrotna i to starsza Gryfonka wiodła prym na lekcjach zielarstwa. Musiała mieć dziś po prostu okropnego pecha.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
- Tergeo - powiedziała, mając nadzieję, że zaklęcie zadziała. To było jedno z pierwszych zaklęć, które starała się wyćwiczyć, zwłaszcza po tym jak brudna wyszła z pierwszego treningu krukonów. Na szczęście różdżka pomimo dziwnego trzasku, który wydawało czasem dereniowe drewno, posłusznie sprawiła, że plamy soku i nawozu zniknęły. - O-och...? Ja... - słowa Hope zbiły ją z tropu. Zmieszała się strasznie i nawet zapomniała się przedstawić. - Przepraszam, one tak strasznie hałasują. Skrzywiła się z irytacją, ale skorzystała z rady. Nawóz. Skoro jeden nie przypadł im do gustu, to może ten drugi się nada? - Ten jest do klaposkrzeczek, tak? - spytała, sięgając po to, czego używała Hope. Kłaposkrzeczka, którą Jenna się zajmowała, zaczęła robić jeszcze większy harmider. - Ile można?! SILENCIO! Niech to zadziała. Roweno, niech to zadziała!
Moira Morgana Blake
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 151 cm
C. szczególne : Bladość, kolorowe włosy, jasne oczy. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości.
W ciszy zajmowałam się roślinami. Po przesadzeniu pierwszej z nich, reszta szła mi nieco sprawniej. Choć ich macki nadal utrudniały mi prawidłowe zajmowanie się nimi. Starałam się jednak podchodzić to zadania cierpliwie. Odnosiłam wrażenie, że rośliny, a już zwłaszcza te magiczne, mają dziwną zdolność wyczuwania złego nastawienia u ludzi. Żeby zabić jakoś czas, zaczęłam nawet cicho nucić jedną z pieśni, które często podśpiewywała przy pracy moja babka. Harmonia lubiła mawiać, że to uspokaja kwiaty i rośliny. Wzięłam kolejną roślinę i zaczęłam przygotowywać się do jej przesadzenia. Przygotowałam odpowiednią doniczkę, trochę ziemi i jakiś nawóz, dzięki któremu szybciej będzie mogła zakorzenić się w nowym miejscu. Podczas przesadzania jedną ręką odgarniałam plączące się wszędzie macki fruwokwiatu. Były one irytujące, ale cóż, taką miały naturę. Po kilku minutach odstawiłam kolejny, przesadzony do większej donicy kwiat. Rozejrzałam się po sali. Nie spodziewałam się, że Kółko zielarskie przyciągnie zainteresowanie tak nielicznej grupy.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Jej jedyną nadzieją względem nowej przewodniczącej koła przyrodników była myśl, że nie dało się trafić gorzej niż z organizującym łowiectwo leśnej zwierzyny Ragnarssonem. Kiedy więc dowiedziała się, że całość odbywa się na względnie przyzwoitych zasadach, wyraźnie odetchnęła. I choć trafiona zielona kulka kłaposkrzeczkowa wcale nie miała niczego wspólnego z ukrytym w zielonej kulce modelem smoka, postanowiła dzielnie wziąć swoje obowiązki na klatę. Podobnie zresztą zachowały się dokooptowane przez nią w pośpiechu nauszniki, umożliwiające względnie przyzwoite warunki pracy przy wyznaczonych paskudach. - Nie wiem, o co Wam chodzi. - zakpiła, choć nie potrafiła nie skrzywić się w reakcji na wrzaski i przeraźliwe odgłosy wydawane przez te krzyżówki mandragory z krowokwiatem, kiedy tylko nachyliła się ponad jedną z doniczek, by choć spróbować się przyjrzeć, czego potrzebują zanim koniecznym okazałoby się użycie przemocy. Jak się okazało, łatwiejszym niż stwierdzenie, co było nie tak z wydzierającymi się roślinami było zauważenie, że Hope miała dzisiaj całkiem niezłą rękę do rozkrzyczanych pokrak, nawet jeżeli nie wypowiadała się o nich zbyt przychylnie. - To dużo, czy mało nawozu, pani profesor? - zwróciła się do Griffin, wyciągając dłoń ku ogrodniczym przyborom, jakie przygotowała dla nich Irvette.
Nie podejrzewała, że jest w stanie tak zawstydzić małą Krukonkę i zdziwiła się niemało, choć starała się tego nie okazać. Czy to nie najlepszy dowód na to, że jest już stara? Merlinie, dałaby sobie rękę uciąć, że zaledwie rok temu była na jej miejscu i patrzyła z równą trwogą na prefektów z ostatniej klasy. I nie miałaby teraz ręki. — Nie przepraszaj, są irytujące — przyznała, a na pytanie o nawóz kiwnęła potwierdzająco głową, choć tak naprawdę nie były zbyt wymagające i były w stanie zeżreć wszystko, jeśli tylko dało im się go odpowiednio dużo. — Och! — zdziwiła się, widząc jak dziewczynka, która dalej jej się nie przedstawiła, postanowiła rzucić na roślinę silencio. — Och, to... cóż, nieszablonowe, ale... sprytne, tak, na pewno sprytne — potarła podbródek, przyglądając się wyciszonej roślinie. Nie była przekonana czy to najlepszy pomysł, ale kim była, żeby tępić kreatywność pierwszaków? — Tylko pamiętaj, żeby ją potem odczarować, bo jeszcze się rozchoruje — dodała ciszej, mrugając do niej porozumiewawczo. Zachichotała, kiedy została nazwana panią profesor i podeszła do Moe, by zajrzeć co tam za kwiatki narobiła. Przymrużyła jedno oko, przymknęła drugie, bo wcale się na tym nie znała za dobrze. — Nigdy nie jest za dużo nawozu — stwierdziła w końcu z powagą — zobacz jak szybko awansuję, w tym tempie przed feriami wygryzę Wang i przejmę twierdzę bonsai... — wzięła w rękę łopatkę i pomogła Moe z dosypaniem nawozu. Potem nawet przycięła z nią parę listków, bo i tak nie miała już co robić.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Hope dość szybko okazała się naturalnym przywódcą ich ogrodniczej grupy i było to wywołane nie tylko umiejętnościami radzenia sobie z rozdarciuchami, ale i pomocą wszystkim wokół w ich zadaniu. Musiała jednak uważać, bo w Hogwarcie jednego dnia miało się rękę do kwiatów, a drugiego już tej ręki nie miało... - I zabijesz je zbyt dużą ilością nawozu. - podsumowała drogę Griffin na szczyt, ale i cóż znaczyły wymordowane drzewka podczas wspinania się po szczeblach kariery? - Najlepiej będzie na oko. - stwierdziła już chyba bardziej sama do siebie, choć obok niej nadal była pomagająca jej z listkami ścigająca. - Najwyżej przysypię mu wszystkie wyjące otwory ziemią. - zagroziła, patrząc na kłapocośka z wyrazem, po którego ujrzeniu zdecydowanie nie powinien się zbyt dużo odzywać niezależnie od tego, jak bardzo nie trafiłaby z jego preferencjami. Ale koniec końców chyba nie poszło tak źle, zwłaszcza pod okiem top zielary Griffin?
Kostki: 2, 58, J, czyli kłaposkrzeczki, wynik bez modyfikatorów i ochrona uszków ma się dobrze!
Drużyna: Fruwokwiat K100: 70 Literka: i Łączny wynik drużyny: 101 Wpadł do oranżerii zdyszany, na ostatnią chwilę. Malo brakowało a spóźnił by sie jeszcze bardziej. bardziej. Gdzieś wtrynił różdżkę, a bez niej nie zamierzał iść. Ale jednak dotarł. Mial nadzieję na zwierzątka, ale znowu były roślinki. Dość żywe, więc w sumie prawie jak zwierzątka. Wylosował te cichsze, co go go bardzo ucieszyło i jednocześnie bardzo współczuł Jenn. Pracował razem z @Moira Morgana Blake której nie poznał wcześniej, ale była miła i ładnie śpiewała, więc ja polubił. - jestem Christian. - przedstawił się grzecznie - to bardzo ładna melodia, fruwokwiatom też na pewno się spodoba - a potem zaczął pracować razem z nią. Całkiem nieźle mu szło, roślinka dobrze reagowała. Ale nie mogło być idealnie,. prawda? W pewnym momencie zaczął kichać. Musiał, no po prostu musiał mieć uczulenie akurat na to, z czym sobię radził.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Jenna z bardzo poważną miną skinęła Hope w ramach podziękowania, korzystając z jej rad. No i było lepiej! Poczuła nawet pewną satysfakcję, kiedy Gryfonka wyraziła uznanie dla jej kreatywności. Wszystko było pięknie i wspaniale, a Krukonka czuła zadowolenie, że katastrofa została opanowana, kiedy nagle uświadomiła sobie poważną lukę w swoim planie. Oczarować? Nie pamiętała jak odczarować silencio! Zbladła, rozglądając się, jakie ma opcje na ratunek. Przed starszymi koleżankami krępowała się zrobić z siebie jeszcze wiekszą ofermę niż dotychczas, zwłaszcza że mino wszystko należały one do Gryffindoru. Poza tym jakaś głupia duma jej na to nie pozwalała. Był jednak ktoś, kto mógł jej pomóc i kogo Jenna nie wstydziła się prosić o wsparcie. Ktoś, kto się spóźnił, wylądował w przeciwnej drużynie, a teraz kichał niemiłosiernie. - Christian - szepnęła do niego dyskretnie, stając obok. - Zaczarowałam kłaposkrzeczkę. Rozejrzała się nerwowo, czy aby na pewno nikt nie podsłuchuje. - Ucieszyłam ją silencio. Jeszcze jeden nerwowy zerk. - Chris, ja nie pamiętam przeciwzaklecia. A jak jej nie odczaruję, to to podobno im szkodzi.
Alergia zdecydowanie nie pomagała. Starał się jak mógł, ale nie mógł tego opanować. Ale nie zamierzał się tak po prostu poddać. - przepra..aaapsik...szam. nie wiedzia...aaapsik...łem, że jestem uczulony na nie - usprawiedliwiał się przed starszą koleżanką. Było mu głupio, bo tak dobrze im szło, a on ją teraz rozpraszał. Dopiero co minęła mu fala kichania, kiedy podeszła do niego Jenna i poprosiła go o pomoc. Ego Krukona zostało mile połechtane. Oto miał okazję się wykazać i zostać bohaterem Jenn! Odsunął się trochę od stanowiska, co pozwoliło mu opanować tę nieszczęsną alergię, s potem chwilę się zastanawiał. Silencio... Uczył się o tym. Razem z Jenn czytali w wakacje sporo o przeciwzaklęciach, a ostatnio sam Krukon akurat natknął się na to zaklęcie w podręczniku. Finite. - Poradzimy sobie. Uśmiechnął się do Jenn, jak na starszego kuzyna przystało i podeszli razem do jej kłaposkrzeczki. Nie był pewny, czy zaklęcie zadziała prawidłowo, ale w końcu miał okazję zrobić na dziewczynie wrażenie! Machnął różdżką, mrucząc cicho zaklęcie, a kiedy znów zaczął się harmider, chłopak odetchnął z ulgą. Zaklęcie zadziałało. - Powiedziałbym, że już po krzyku, ale tutaj to nie pasuje. - powiedział, mrugając do dziewczyny i potargał jej włosy opiekuńczym gestem.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Obserwowała uważnie, jak radzą sobie poszczególne drużyny. Osób, które zajmowały się kłaposkrzeczkami było zdecydowanie więcej, ale też nie miały łatwiejszego zadania. Rośliny darły japę, jakby ktoś obdzierał je ze skóry, co nie pomagało na pewno się nikomu skoncentrować. -Pozwól, że się z Tobą nie zgodzę. - Powiedziała do @Hope U. Griffin , gdy akurat przechodziła obok i usłyszała jak gryfonka wypowiada się na temat nawozu. -Może przedobrzyć ze wszystkim i więcej nawozu wcale nie oznacza lepszego rezultatu. - Poprawiła dziewczynę wiedząc już, na jaki temat zorganizuje kolejne, październikowe spotkanie Miłośników Przyrody. Ciężko było jej uwierzyć, że po tylu latach obowiązkowych lekcji zielarstwa, ktoś wciąż mógł posiadać tak skrajnie idiotyczne przekonania. Zresztą, może i nie mówiła tego na głos, ale Hope na pewno wiedziała, jak wiele satysfakcji sprawiło Irvette to, że mogła się do czegoś tu przyczepić. -Bardzo dobry pomysł panno..? - Spytała pierwszoklasistkę (@Jenna Hastings ), która rzuciła Silencio na rośliny. -Niestety nie powstrzymasz ich na długo. Kłaposkrzeczki są wyjątkowo odporna na podobne zaklęcia, dlatego tak ważna jest o chrona słuchu. - Pochwaliła, jednocześnie pouczając, by następnie stanąć na środku oranżerii i zwrócić się już do całego grona zebranych. -Na dziś to wszystko moi drodzy. Uprzejmie dziękuję wam za przybycie i muszę powiedzieć, że obydwie drużyny poradziły sobie świetnie. Oczywiście kłaposkrzeczki otrzymały więcej punktów, ale miały przewagę liczebną, więc nie uważam tego za wymierny wynik. Mam nadzieję, że spotkamy się za miesiąc. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, zapraszam do mnie. - Pożegnała się, a następnie zaczęła uprzątać powoli to miejsce, całkiem zadowolona z tego, jak udało jej się sprawnie przeprowadzić dzisiejsze zajęcia i licząc, że mimo natłoku obowiązków będzie w stanie organizować podobne każdego miesiąca.
//zt dla wszystkich
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Zwierzę:szczuroszczet Łapanie:3, dorzut 1 Modyfikatory: Pani Hugson jest poza zasięgiem xD Sukces / Porażka
- Gotowy na bycie moim dzielnym uczniem? - odparła na pytanie pytaniem Aneczka, uśmiechając się radośnie do @Thomas Seaver. - Choć pewnie silne, męskie ramię bardziej mi się przyda. Chwyciła transporterek i zerkając z równą czułością na swego lubego obrała kurs na oranżerię. To miejsce było zbyt ładne, żeby zdewastował je jakiś narwany gryzoń. Może nie było to profesjonalne z jej strony, ale idąc chwyciła Tima za rękę, patrząc na niego roziskrzonym, zakochanym wzrokiem, bezgranicznie szczęśliwa, że jej wybranek był tak pogodny, dobry i opiekuńczy. - Popatrz, szczuroszczet! - zawołała, kiedy mignął jej zwierz przed oczami. Niestety stworzenie się schowało pod skrzynkami i nie dało się go sięgnąć siatką. Nie mogła sobie przypomnieć, co lubią szczuroszczety, więc wywabienie go stamtąd okazało się niemożliwe.
Zwierzę:Jackalope Łapanie:6 Modyfikatory: nie Sukces
Z Aneczką u boku nawet lekcja eliksirów byłaby super, a co dopiero ONMS, które całkiem lubił, chociaż wiedze miał, oględnie mówiąc średnią. Na szczęście jego dziewczyna była w tym dużo lepsza, dlatego nie dyskutował nad miejscem łowów, tylko dał się prowadzić (nomen omen) za rączkę. Problem polegał na tym, że te iskrzące oczka utrudniały mu skupienie się na zadaniu. - Szczuroszczet? - oczywiście nie załapał od razu, a jak już umysł wrócił na ziemię, to było po akcji, Ania skoczyła za małym gryzoniem, ale był za szybki. Tim nawet jakby chciał, to by nie zdążył jej pomóc. Za to kątem oka dostrzegł ruch w innym miejscu, odwrócił się w tę stronę i zobaczył Jackalope. Zanim myślenie utrudniło mu sprawę, rzucił siatką i złapał zwierzaka jak zawodowiec. Przez chwile nie całkiem do niego docierał ten sukces, ale szybko się ogarnął i z miną profesjonalisty, zapakował rogatego zająca do transporterka. - Jak złapie jeszcze jednego, to mogę ci go dać. Nie muszę mieć Wybitnego. - Po pierwszym sukcesie pewność siebie dosłownie go rozpierała.
//ZT x2
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Zwierzę: byłam na lekcji, więc wybieram: szpiczak Łapanie:4 Modyfikatory: nie Sukces
Miał pewne wątpliwości, czy to dobry pomysł trzymać dwa wozaki w jednym transporterze, szczególnie jeśli przed chwilą odbywały one bitwę na uschnięcie uszu od przekleństw, ale póki co nie dochodziły stamtąd żadne niepokojące dźwięki. One jak i jackalope frunęły za nim gładko, a on wypatrywał kolejnego zwierzaka, jednocześnie gmerając w worku z dodatkami, jakie Rosa miał do zaoferowania. Miał wprawdzie siatkę, ale wepchnął ją do transportera razem z wozakami, nie chcąc ryzykować, że go pogryzą czy coś. W oddali dostrzegł małego szpiczaka i zmrużył oczy. Bo może to był jeż? Nie umiał rozpoznać... Był na to tylko jeden, znany mu, sposób. Wykopał niewielki dołek w ziemi i nalał do niego mleka, po czym przyczaił się w gęstwinie (jakby to cokolwiek dawało, skoro był wielki jak stodoła dla takiego małego szpiczaka) z pokrywą transportera nad głową i czekał. Nie musiał czekać długo - zwierzak skuszony perspektywą chłeptania mleczka szybko poszedł się poczęstować, a Lockie wtedy go cap! I przykrył pudłem. Potem ostrożnie chwycił go pod dolną krawędzią i zapakował już do złożonego transportera, by z całym zestawem wrócić do nauczyciela.