Miejsce idealne na letnie popołudniowe lenistwo dla miłośników zielarstwa i ogólnie natury. Gdzieniegdzie stoją stare filiżanki, które po paru zaklęciach odrestaurowujących z pewnością nadadzą się do herbaty. Pachnie tu kwiatami i trawą, a latem w środku panuje lekki zaduch, więc nie zapomnijcie o otwarciu szklanych drzwi. Szyby oranżerii są grube więc niełatwo je stłuc.
Autor
Wiadomość
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Lekcja zaklęć / inny czas Nie zbłaźniłby się śpiewając przy wcześniejszym zadaniu, Annabell naprawdę niewiele wiedziała o muzyce, choć potrafiła trochę brzdąkać na gitarze. Nie były to jednak największe cuda muzyki, co najprostsze melodie, które udawało jej się znaleźć, w dodatku polegające na kilka najłatwiejszych chwytach. Nic więcej o muzyce nie wiedziała i zawsze cholernie tego żałowała. Niemniej jednak jej własna rodzina wcale nie pochwalała takich bezsensowych rozrywek. Po co tracić czas na coś, co donikąd nie prowadziło, a miało być tylko głupim hobby? Helyey miała się skupić na przydatnych rzeczach, w które, rzecz jasna, wchodziło uzdrawianie i wszelkie jego odłamy. Może dlatego nie chodziła na zajęcia z działalności artystycznej. Niekończąca się spirala prób otrzymania świętego spokoju od matki, kręciła się w jej umyśle niemal w każdej sekundzie jej życia. Dotarli na miejsce kolejnej zagadki, a przynajmniej tak im się wydawało, tak jej się wydawało, bowiem pewności nie miała. Niemniej jednak weszli do środka oranżerii, czując paskudną duchotę - nie lubiła takich miejsc. Musiała przyznać, że lekcja była ciekawa, wymagała myślenia, a nie bezsensownego rzucania zaklęć, byleby je rzucić. - Nie widzę żadnej wstążki. - mruknęła, rozglądając się dookoła. Ujrzała zaś coś na wzór zastawy, więc niewiele myśląc podeszła w kierunku stolika. Rzuciła krótkie spojrzenie Elijahowi i podniosła coś twardego, była prawie pewna, że to imbir i stuprocentowo pewna, że wcale nie taki zwykły. - Yyy jak korzeń imbiru ma nam niby pomóc? - posłała mu niepewne spojrzenie, próbując w tym samym czasie przełamać roślinę na pół. Nieskutecznie. Nagle zaświeciła się w jej głowie lampka, oświetlając myśli. Wyjęła więc różdżkę z kieszeni szaty i rzuciła cofminuo. Korzeń rozsypał się w jej dłoni, by mogła w niej zostać żółta, a może brudno biała, wstążka. Kolory też nie były jej mocną stroną. Spojrzała na Krukona z błyskiem zadowolenia w swoich niebieskich tęczówkach, szło im naprawdę nieźle, a przynajmniej taką miała nadzieję.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Cieplarnia wydała mu się zbyt banalną opcją, a poprzednie zagadki dały mu już do zrozumienia, że nie jest to właściwy trop. Właśnie dlatego ominął je szerokim łukiem, zamiast tego kierując ich w stronę mniej popularnej oranżerii. Niemniej kiedy byli już w środku, nie widział żadnej wstążki. — Szlag by to, może się pomyliliśmy? — rzucił z powątpiewaniem i choć węszył jeszcze dookoła, był gotów opuścić to miejsce. Nazbyt pochopnie, jak się okazało, bo Annabell znalazła coś podejrzanie wyglądającego. Korzeń imbiru? Zmarszczył brwi, naprędce myśląc, że tracą tylko czas. Nie dostrzegł w tym podstępu, nie wykazał się krukońską błyskotliwością, ale na szczęście ona zachowała rozsądek i bliżej przyjrzała się sprawie. — To bez sensu — stwierdził, kiedy sięgnęła po różdżkę; chwilę potem Annabell miała w ręce wstążkę, a Elijah głupią minę wymalowaną na twarzy. — Okej, nie doceniłem Voralberga. I Ciebie też, przepraszam — zaśmiał się głupio i ręką wskazał wyjście. Trzeba było pędzić dalej!
Szedł szybkim krokiem, mając nadzieję, że zaraz nie pojawi się inna drużyna, która pozajmuje im miejsce w oranżerii… no właśnie, oranżeria. Chłopak gdy tylko wszedł do niewielkiej szklarni, został wręcz oszołomiony jak pięknie ktoś przyozdobił to malutką altankę! Pachniało niesamowicie, idealnie na sam środek wiosny… a do tego te urocze filiżanki. Tylko no właśnie. Było ślicznie, pięknie i bosko, ale gdzie wstążka? - Kurczę, widzisz coś? – zapytał, nie mogąc dojrzeć szukanej zguby. Pałętał się tak jakiś czas, gdy w końcu powiedział smutno. – Ej, myślisz, że tym razem nie trafiliśmy? Nigdzie nie widzę, żadnej wstążki, a ty? Gdy już tracił nadzieję, zauważył, że na stoliku, owszem, stały filiżanki, którymi zachwycał się na początku, jednak dopiero teraz zwrócił uwagę, że coś w nich było! Zawołał czym prędzej drugą Puchonkę i razem zaczęli zastanawiać się, czy to jakaś wskazówka do rozwiązania zadania. Przecież po co ktoś miałby tu cokolwiek zostawiać? Nikt tutaj nie odpoczywał póki co. - Aleksandra, trochę to dziwne. Spójrz. I jakieś twarde? Też nie znalazłaś żadnej wstążki? – przysunął dziewczynie pod nos filiżankę z cieczą twardą, jakby zupełnie się z cieczą nie identyfikowała. Stuknął w nią kilkukrotnie palcem, w końcu w akcie desperacji, rzucając Cofminuo. - Jest! O kurczę… niektóre wstążki naprawdę są okropnie dobrze ukryte, nie? Gdyby mnie coś nie podkusiło to w życiu bym tego nie znalazł. – zaśmiał się do koleżanki i pokazał jej kawałek materiału w ładnym, szampańskim odcieniu.
Kolejna zagadka wymagała już dłuższej chwili zastanowienia, jednak Ślizgoni wpadli na to, co to za miejsce. Mieli ograniczony czas wykonania zadań, więc musieli się śpieszyć, a to zadanie było już przed ostatnim, więc tym bardziej chcieli jak najszybciej go skończyć i przejść do kolejnego. Jak tylko weszli do oranżerii, rozejrzeli się dookoła po pomieszczeniu, jednak nigdzie na wierzchu nie było wstążki. - Hmm, może to nie jest to miejsce... myślał na głos, przeszukując kolejny centymetr przeszklonego pomieszczenia. - Czekaj, a to wygląda dość podejrzanie, kiedy tak tu stoi. - rzucił do Willa, który stał dosłownie za jego plecami. Było to naczynie, zapełnione jakąś bliżej nieokreśloną substancją. Wyglądało dość specyficznie, a nie znaleźli nic innego, więc warto bardziej pochylić się nad tym naczyniem. I to dosłownie... - Jak myślisz, trzeba to wypić? - skonsultował się z Fitzem, bo naprawdę nie miał pojęcia czy dobrze robią upatrując się wskazówki w pucharku. - Dobra, spróbujmy tego, dla naszego bezpieczeństwa. - dodał po chwili i celując różdżką w niezidentyfikowaną substancję, wypowiedział formułę czaru Liquidus Revelio. To co było w naczyniu niemal od razu ujawniło się i ich oczom ukazało się nic innego jak szampan! Rozejrzał sie wokoło, szukając wzrokiem jakiejś butelki. W koncu, skądś ten szampan musiał sie wziąć. I rzeczywiscie, na pobliskim stoliku znajdował sie trunek. Chwilę później zauważył w środku butelki wstążke. - Wow, Alex nawet zadbał o procenty. - zażartował, wydostając skrawek materiału ze szklanego pojemnika, jednak nie zauważył, że kiedy to robił, kawałek jego spodni zahaczył się o stolik i z jego kieszeni wypadło 5g. Szampan za to, zamienił się momentalnie w wodę, więc dużo pożytku z niego nie było. Najważniejsze jednak, że mieli wstążkę i mogli przejść do ostatniej zagadki a potem do ostatniego zadania.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Kolejna zagadka wymagała większego pochylenia się nad nią, bo tym razem – w przeciwieństwie do kilku poprzednich – rozwiązanie nie przyszło mu tak od razu do głowy. Jednak i ona ostatecznie nie okazała się jakąś ogromną przeszkodą na drodze ich całkiem zgranego teamu w tej grze terenowej, bo w końcu zgodnie uznali, że może chodzić o oranżerię. Wprawdzie przemknęła mu przez myśl jeszcze któraś z cieplarni, ale tą opcję odrzucił tak szybko jak się dało z bardzo prostego względu – w życiu nie powiedziałby o nich, że mogłyby wzbudzać chęć do zabawy, z pewnością nie w nim. Także kierunek – oranżeria! — Czyżby nasza pierwsza wtopa? — mruknął, gdy po uważnym zlustrowaniu oszklonego pomieszczenia nigdzie nie dojrzał ani wstążki, ani czegoś co mogłoby być elementem zadania, które miałoby im wskazać miejsce jej ukrycia. Właśnie przyglądał się trochę od niechcenia roślinom w donicach, gotów zaproponować, żeby może jednak spróbowali w cieplarniach, które tak ochoczo wykluczył, ale wtedy Lucas zwrócił uwagę na zastawę, po której sam wcześniej ledwie przebiegł wzrokiem. W istocie jedno z naczyń było wypełnione jakąś bliżej niezidentyfikowaną cieczą. Rudzielec rzucił na to okiem i wzruszył barkami, podnosząc wzrok na przyjaciela. Trudno powiedzieć, czy szli teraz we właściwym kierunku, ale nic innego nie mieli. — Picie jakiegoś niezidentyfikowanego płynu? Brzmi jak świetny plan — zażartował z propozycji Lucasa, błyskając przy tym zębami w uśmiechu; niby nie sądził, żeby belfer od zaklęć planował ich otruć czy coś – choć kto go tam naprawdę może wiedzieć… – ale jakoś tak nie czuł się za bardzo przekonany do kosztowania nieznanej cieczy. Na szczęście mogli się wyręczyć w tym względzie zaklęciem, które ujawniło, że tajemniczym płynem jest… szampan. No proszę, William aż uniósł kącik ust w uśmiechu. Alkohol skądś się musiał wziąć, więc szybki rzut oka wokół pozwolił im zlokalizować butelkę, którą jakimś cudem wcześniej zupełnie przegapił; znajdowała się w niej kolejna wstążka w, hehe, szampańskim kolorze. — Szkoda tylko, że nie jest nam dane przypieczętować nim naszych dotychczasowych sukcesów — westchnął z delikatnym rozczarowaniem w głosie, gdy pokusił się o skosztowanie zawartości pucharka, skoro już wiedzieli co w nim jest i okazało się, że wykwintny szampan stał się zwyczajną wodą. Wielka szkoda, aczkolwiek nie czuł się takim obrotem spraw bardzo zaskoczony. — Dobra, zobaczmy co tym razem dla nas przyszykował. Przeczytawszy ostatnią z zagadek, czym prędzej opuścili oranżerię. Nie było czasu do stracenia, w końcu już tylko jedno zadanie dzieliło ich od zebrania pełnej kolekcji wstążek!
Oranżeria. Nie było innej możliwości. Tylko o tym miejscu mogła mówić zagadka. Przez chwilę Yuuko rozważała jednak czy nie jest to aby któraś z cieplarni, ale szybko odrzuciła tę opcję. Chociaż poddała tę decyzję w wątpliwość, gdy tylko znaleźli się w oranżerii. Przez dłuższą chwilę Puchonka rozglądała się wokół, szukając jakiegokolwiek śladu wstążki, która przecież mogła znajdować się na którejś z roślin. To wszystko jednak zdało się na nic. Już niemal się poddała, gdy nagle zauważyła znajdujący się na widoku serwis do herbaty. Czyżby to była odpowiedź? Podeszła do tego niecodziennego znaleziska i zaczęła przyglądać się wszystkim substancjom i przedmiotom, które się tam znajdowały. Pojemniki wypełnione płynami i… kawałek imbiru? Chyba tak. Kanoe jeszcze przez chwilę przyglądała się całej tej swoistej wystawce nim w końcu postukała w korzeń imbiru. Był dziwnie twardy. Coś jej się nie zgadzało. Próbowała złamać korzeń rośliny, ale na nic się to zdało. W końcu jednak sięgnęła po różdżkę i zdecydowała się na rzucenie Cofminuo. To był strzał w dziesiątkę. Imbir się rozsypał, a w jego pozostałościach znajdowała się szampańska wstążka, którą dziewczyna natychmiast pokazała Boydowi zanim na dobre opuścili menażerię, naradzając się nad kolejnym miejscem z zagadką do rozwiązania. z|t
Lekcja zaklęć/Inny czas Scenariusz: 5,6 Julius dziarsko zabrał się do wykonywania kolejnego zadania. Po wejściu do oranżerii, w nozdrza Niemca wdarł się najprzyjemniejszy zapach, czyli aromat trawy i kwiatów. Gdyby nie fakt, że miał zadanie do wykonania, to zostałby tutaj na dłużej. Goniony czasem zaczął rozglądać się, szukając wstążki, lub czegoś, co mogło go doprowadzić do niej i... zauważył zastawę. Gdy do niej podszedł, zauważył dziwną ciecz- Mleko- powiedział sam do siebie, lecz nie zaryzykował dotknięcia tego, na wypadek gdyby profesor-śmieszek zatruł je, albo nadał właściwości żrących. Pewnie śmiałby się z tego przez te kilkanaście sekund pomiędzy wypiciem a śmiercią. -Spumato- rzucił zaklęcie i ciecz zaczęła wrzeć. Oznaczało, że jest to mleko, ale chyba dalej mogło być zatrute. No nic, najwyżej oddałby swoje życie ku uciesze profesora Voralberga. Podniósł kubek, po tym jak zawartość lekko ostygła i zaczął szybko pić, ale w pewnym momencie poczuł, jak coś utyka mu w gardle. No pięknie, chyba jednak mógł sobie nie zapeszać z tą trucizną, chyba, że... tak. Gdy tylko podleciał na chwiejnych nogach do okna i wypluł wstążkę, mógł znowu normalnie oddychać. Bohater, nie ma co. Miał na tyle szczęście, że znalazł dziesięć galeonów, które akurat leżały na parapecie. -Masz- podał Darrenowi obślinioną, mokrą wstążkę, samemu ciężko dysząc. Czas na kolejne zadanie!
Kierując się do orażnerii, nie mogła ukryć uśmiechu na twarzy. Nie chodziło o miejsce, w które się udawali, a o fakt, że mieli za sobą właśnie... czwartą zagadkę? Aż spojrzała na wstążki. Zielona, pomarańczowa, niebieska i... to był łososiowy? Najwyraźniej powinna więcej czasu poświęcić działalności artystycznej, bo nie potrafiła poprawnie nazywać kolorów. Tak czy inaczej, mieli cztery i kierowali się po kolejną. - Podoba mi się ta gra... Jesteś dobry z zielarstwa? Gdyby trzeba było wyciągnąć wstążkę spomiędzy trawy... Na zajęciach Wespucciego, gdy trzeba było rozpoznać brzytwotrawę, miałam pocięte dłonie, więc... Lepiej, żeby Voralberg nie wymyślił niczego podobnego - spytała, śmiejąc się cicho na wspomnienie zajęć. Cóż, nie należała do orłów z innych zajęć, a wtedy cała grupa nie potrafiła rozpoznać rośliny. Teraz jednak nie było czasu o tym myśleć. Weszli do pomieszczenia i od razu dostrzegła dość podejrzaną szklankę z białym płynem. Podeszła bliżej, czując, że teraz jej pora na wykonanie zadania i przygryzła nieco wargę. To było mleko, prawda? Nacięła się na brzytwotrawę na jednych zajęciach, czyżby na tych miała się otruć? Zanim jednak wzięła szklankę w dłoń, postanowiła jeszcze jednego spróbować. - Spumato - rzuciła zaklęcie, celując różdżką w płyn. Gdy zaczął się gotować, uśmiechnęła się kącikiem ust. Tak, raczej to było mleko i oby nie było z dodatkiem czegokolwiek groźnego. Z drugiej strony, czy mleko nie było naturalnym antidotum na wiele trucizn? - W razie czego bądź mym bohaterem i wezwij kogoś - zaśmiała się, po czym wypiła wszystko, aż prawie zadławiła się.... Wstążką?! Rzuciła się do okna, czując, że za chwilę zwróci ostatni posiłek, co szczęśliwie nie miało miejsca. Wycelowała we wstążkę, mrucząc cicho chłoszczyść, aby po chwili przeczytać zagadkę i pokazać ją Felinusowi.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Życie pisze różne scenariusze. Obydwoje mieli jednak swoje własne życia i swoje własne zasady. Kiedy to rozwiązywali kolejną zagadkę, przechadzali się przez deski wbite w trybuny, na których stawiali kolejne kroki - dzielili się. Dzielili się poniekąd własnymi cechami charakteru. Ona, podejmująca się wyzwań, aktywna, biorąca udział w tym, co możliwe - poprzez determinację do uczestniczenia w życiu gier Quidditcha, zdawała się być kimś, kto wie, co chce osiągnąć w swoim życiu. On, stawiający kroki ostrożnie, aczkolwiek podejmujący się wyzwań tylko w razie konieczności, gdy obowiązek postanowi go przytłoczyć bardziej, niż powinien, stanowił przeciwieństwo osoby Loulou. Każda taka rozmowa pozwalała mu na zadecydowanie, czy ktoś jest z natury kimś, kto rozważa każdą decyzję i z tym wiąże się nieustanny upływ czasu, czy jednak kimś, kto brnie, idzie dalej, nie zastanawia się i tak naprawdę jest świadom własnych możliwości. Granicy nigdy nikt nie osiągnął. Gdyby istniała, trud ludzki zostałby zastąpiony zrezygnowaniem i pełnym goryczy istnieniem, a nie życiem. — Trzeba przyznać, jest ciekawa. — nie bał się tego powiedzieć na głos. Voralberg najwidoczniej poświęcił więcej czasu niż prowizoryczne przygotowanie materiału, by zapewnić im, uczniom i studentom, wystarczającą rozrywkę. Nie bez powodu raczej był opiekunem Ravenclawu - a zagadki stricte nawiązywały do tego domu. Wiedzą. — Więc... powiem, że średnio z tym jest. Ale myślę, że nie trzeba byłoby wsadzać rąk do brzytwotrawy, skoro istnieją najróżniejsze zaklęcia... prawda? — rzucił zapytaniem. Mogli użyć Accio, mogli użyć innych zaklęć, mogli dosłownie wykorzystać całą swoją wiedzę do tego, by wyjść z tego zwycięsko. Ale zazwyczaj o tej metodzie się zapomina. — Raczej nie ryzykowałby czymś takim. — stwierdziwszy, spojrzał na Loulou. Nie powinien ryzykować na jakimkolwiek z etapów zagadki możliwością skaleczenia uczniów. Mógł, ale nie powinien. Cholera wie, jakby się to skończyło; do tego ludzie czasami brną do rzeczy, których nie powinni robić. — A najwyżej użyje się zaklęć uzdrawiających. — powiedział, ciesząc się gdzieś na duchu, że to właśnie uzdrawianie było jego konikiem. Wszedł wraz z Moreau do pomieszczenia, które zostało opisane w zagadce. Na szczęście nie zastali tam na razie nikogo, jakoby pędząc we własnym tempie przez zadania. Ucieszyło go to. Niemniej jednak, zauważył równie podejrzany płyn; biała ciecz, umieszczona w naczyniu, nie mogła znajdować się tam przez przypadek. — Mleko. — stwierdził, spoglądając w stronę gotującej się wówczas cieczy. Gdzieś wiedział jednak, iż to sprzedawane w sklepie nie jest równe temu, które mógł otrzymać na wsi. A na szczęście miał dostęp do takiego. — Szkoda, że teleportacja nie działa w Hogwarcie, ale spokojnie, będę twym bohaterem. — stwierdził i podniósł kącik ust do góry; ostatecznie zgodził się na udzielenie jej pierwszej pomocy... lub jakiejkolwiek pomocy. Skinął głową, spoglądając w stronę dziewczyny o ciemniejszej karnacji, by wtem przygotować dłoń do sięgnięcia po różdżkę, zauważając to, iż najwidoczniej prawie zaczęła dławić się nieznanym przedmiotem. Kamień spadł z serca Faolana, gdy okazało się, że Loulou dała sobie z tym rady... jakoś. — W porządku? — zapytał się, upewniwszy, iż na pewno nic jej nie jest. Dopiero chwilę później spojrzał na wstążkę koloru jasnożółtego, trochę szampańskiego. Najwidoczniej i on powinien podszkolić się z Działalności Artystycznej. Chwilę myślał nad zagadką, by potem naprędce stwierdzić, że wie, gdzie się udać. — Chodźmy. Chyba wiem, gdzie to jest. — powiedział jej na ucho miejsce, by następnie skierować się z nią w tymże kierunku.
| zt x2
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Kolejna zagadka poszła im zaskakująco łatwo. Po odnalezieniu czwartej wstążki szybko udały się we dwie w miejsce, gdzie jak się spodziewały, mogły odnaleźć przedostatnią wstążkę. Po części dziewczyna zaczynała cieszyć się, że to zadanie powoli dobiegało do końca. Ok, było fajne, zupełnie inne niż to, co zazwyczaj robili w klasach, ale... może nie do końca w jej stylu? Ciężko to określić. W każdym razie Burke cieszyła się, że trafiła na tak dobre towarzystwo. Ofelia naprawdę sprawowała się świetnie i ich współpraca szła bardzo dobrze. Co prawda, nie biły rekordów prędkości, ale żadnej z nich przecież na tym nie zależało. Najważniejsza była dobra zabawa. Czas na oranżerię. Weszły do środka pomieszczenia i obie zaczęły rozglądać się na wszystkie strony. Nigdzie nie mogła dostrzec wstążki, choć usilnie starała się to zrobić. Rozglądała się po gałęziach i wszystkim innym. Na nic. Chyba jednak nie poszło im tak wspaniale, jak sądziły... I pewnie już by wyszły, gdyby nie dziwna zastawa znajdująca się w oranżerii. Lara podeszła do niej, a w środku zobaczyła jakiś płyn. Niepewna, czy może go dotknąć, czy raczej nie (nie wiadomo, jakie dziwactwa można było znaleźć w Hogwarcie), postanowiła powąchać substancję. No wszystko wskazywało na to, że to mleko i nawet poprosiła Ofelię, żeby upewniła się, czy aby na pewno gryfonka ma rację. Wciąż były niepewne, więc Lara postanowiła rzucić zaklęcie Spumato. Płyn zaczął wrzeć i faktycznie, okazało się, że miały tację. I choć nie lubiła ona produktów mlecznych, postanowiła spróbować. Upiła niewielki łyk po czym przyssała się mocniej do naczynia. Nagły kaszel zaatakował jej krtań i zmusił do tego, aby biec w kierunku okna, bo nie była pewna, czy przypadkiem jej śniadanie nie chciało wydostać się na zewnątrz. Wyjęła z pomiędzy zębów przedostatnią wstążkę i zaczęła czytać, co się na niej znajduje. W ostatniej chwili, nim zdecydowały się na wyjście, zauważyła jeszcze 10 galeonów leżące na parapecie za oknem. Niewzruszona chwyciła je w dłoń i wpakowała do kieszeni. Coś miała dzisiaj szczęście do hajsu. Ale czas udać się na kolejne poszukiwania!
/Zt
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Kto ma dobre wspominania z tym ustrojstwem - mamroczę niezadowolony, że wciąż nikt nie wyciął tego przeklętego drzewa sprawdzając czy moja różdżka jest cała, bo wydawało mi się, że bicz wierzbowy ją musnął. Kiedy okazało się, że na szczęście wszystko jest w porządku ruszyłem za Davies w dalszym kierunku. Tym razem Vanberg nas poprowadził w miejsce gdzie spędzamy mnóstwo czasu. No przynajmniej ja ostatnio od kiedy zwaliłem wszystkie mecze, które mogłem. Wzdycham aż nostalgicznie na to miejsce, pozwalając tym razem Morgan zająć się zadaniem. A ponieważ idzie jej śpiewająco możemy prędko skierować się do kolejnego miejsca. Tym razem odrobinę połaziliśmy w tą i w tamtą zanim ogarneliśmy o co dokładnie chodzi, bo zagadka nie była taka prosta. W końcu wszystkie szklarnie i inne rzeczy wyglądają tu tak samo. Jednak to miejsce takie nie było, głównie dlatego że są tam jakieś najróżniejsze eliksiry. Kompletnie nie znam się na tej dziedzinie. - Pić tego nie będziemy... - stwierdzam, bo kto wie co tam jest wlane. Podchodzę do butelek i wącham je z braku laku, nie wiedząc jak się inaczej za to zabrać. Ku swojemu zdumieniu, wydaje mi się, że eliksir pachnie jak alkohol. - To pachnie jak alko. To będzie żenada, jeśli okaże się to amortencją. Liquidus Revelio - mruczę zaklęcie pod nosem. Unoszę brwi widząc, że faktycznie jest to szampan i prędko znajduję butelkę, z której wyciągam wstążkę. Bez krępacji, nie przejmując się, że Alex coś z tym mógł zrobić biorę łyk szampana i od razu krzywię się okropnie. - Woda - tłumaczę Ci ze szczerym rozczarowaniem i rzucam butelkę na ziemię, by poobracać w rękach nową zdobycz i ustalić gdzie jest kolejna zagadka.
/zt
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie mogła odmówić pomocy Gryfonowi, gdy tylko ją o to poprosił. Zdecydowała się na to, aby spotkać się z nim i pomóc mu w nauce zaklęć. Za miejsce spotkania obrała sobie oranżerię, która wydawała jej się być idealna do ćwiczenia zaklęcia, które miała w planie. Może i nie było tam zbyt wiele miejsca, ale wcale nie potrzebowała go aż tak bardzo. Liczyło się przede wszystkim to, że w środku znajdowały się krzaki z dopiero co wykształcającymi się i wciąż niedojrzałymi owocami. Miała nadzieję, że będą w stanie na nich dobrze pracować i uzyskać satysfakcjonujący ją efekt. - Pomyślałam, że moglibyśmy poćwiczyć zaklęcie Baccifero, które przyspiesza dojrzewanie owoców. Wymaga ono precyzyjnie dobranej mocy zaklęcia. Poza tym nie należy do najtrudniejszych - powiedziała, gdy tylko chłopak pojawił się na miejscu i zdążyła się z nim przywitać. Postanowiła zaprezentować mu je jeszcze, uważnie wypowiadając formułę zaklęcia i wykonując nieskomplikowany ruch różdżką pod wpływem którego jedna z jagód na pobliskim krzaku powiększyła się i zmieniła barwę z zielonej na dojrzałą czerwień, która była jej właściwa. - Ważne jest, żebyś dobrze zaakcentował drugą sylabę. Spróbuj. Miała nadzieję, że chwilowo jej wskazówki były dostatecznie jasne, a resztę ewentualnych problemów przepracują wspólnie w czasie podejmowanych przez van Wierena prób rzucenia go. Na początek ograniczyła się jedynie do krótkich wskazówek odnośnie tego na czym powinien się skupić i na co uważać. Miała jedynie nadzieję, że podłapie dosyć szybko chociażby odpowiedni ruch różdżką i faktycznie będzie uważał na odpowiednią wymowę drugiej sylaby inkantacji.
Rzuć k6:
1 - coś poszło zdecydowanie nie tak. Owoc jeszcze bardziej zzielaniał i zmniejszył się zamiast zacząć dojrzewać. 2 - zaklęcie nie przyniosło kompletnie żadnego skutku. 3 - owoc jakby się powiększył, ale nic poza tym się z nim nie stało. 4 - owoc zmienił swoją barwę na bardziej dojrzałą bez powiększania się. 5 - zaklęcie rzucone poprawnie. Owoc powiększył się i zmienił barwę 6 - zdecydowanie przedobrzyłeś. Owoc zgnił w wyniku rzuconego zaklęcia.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
A list ciałem się stał, jak to powiedział sobie Zefek, gdy dostał list zwrotny od poleconej przez innych Puchonkę. Wychodziło na to, że była dość chętna do pomocy mu, a chłopak jak wcześniej wspomniał... Musiał poćwiczyć zaklęcia. Nie wiadomo co czyhało w świecie, a dodatkowo wolał jednak móc używać więcej zaklęć niż tylko te przeznaczone do leczenia... Czy lekkiej transmutacji. Chłopak zanim dotarł na miejsce, przeczesał swoje włosy, aby w artystycznym nieładzie nie pozostawały. Dopiero wtedy wszedł do oranżerii. I... ujrzał ją. — O, hej. Czyli jednak się nie spóźniłem... A może... jednak się spóźniłem? W każdym razie, jeśli tak się stało to przepraszam bardzo... Teraz oficjalnie mogę powiedzieć kim jestem. — Gdy dokończył, wystawił rękę. — Zephaniah van Wieren. Przeniosłem się z Drakensbergu. Miło poznać. Też jesteś zza granicy? — I złapał się na tym, że trochę za dużo wypytywał z marszu. Złapał się na tym i poczekał aż skończy mówić o zaklęciu. — Okej... Dobra, Baccifero... Baccifero... Baccifero. — Powtórzył sobie parę razy formułkę tylko po to, aby w pewnym momencie kiwnąć głową, że jest gotowy. Wypowiedział to tak jak potrafił... Z akcentem na drugą sylabę, ale zdawało się, że coś nie zagrało. To chyba ten manewr różdżką nie do końca sprawił, że zadziałało tak jak powinno. Bo faktycznie - owoc się tylko lekko powiększył. A reszta? Kompletnie nic. — Ach, no tak jak myślałem... To nie może być aż tak proste za pierwszym razem... — Z lekkim śmiechem postanowił jeszcze coś dodać. — Spróbujemy jeszcze raz? Czy coś do poprawy? — Jakby nie wiedział czy teraz wszystko było dobrze z jego chwytem i postawą ciała.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie miała naprawdę nic przeciwko pomaganiu innym uczniom jeżeli oczywiście tylko mogła jakoś przyczynić się do rozwiązania ich problemu lub nakierować na odpowiednie tory w trakcie nauki. Naprawdę sprawiało jej to przyjemność, bo dzięki temu czuła się potrzebna i miała poczucie, że naprawdę przysparza się do czegoś dobrego w tej szkole. - Yuuko Kanoe - odpowiedziała, gdy tylko Gryfon zalał ją natłokiem informacji i uścisnęła wystawioną do niej dłoń. - Tak. Przeniosłam się tutaj na studia z Mahoutokoro. Chyba mieli już za sobą krótką wymianę uprzejmości, która zakończyła się dosyć szybko. W końcu mieli przed sobą dosyć sporo pracy jeśli wcześniej Zephaniah nie miał raczej doświadczenia z przyspieszaniem dojrzewania owoców przy pomocy zaklęć. Wysłuchała jedynie tego jak van Wieren powtarza raz za razem formułę zaklęcia przed przystąpieniem do prób rzucenia go i mogła jedynie pokiwać głową twierdząco. Nie usłyszała tego, żeby w jego wymowę wkradł się jakiś błąd, który mógłby położyć cień na jego przyszłe próby w czarowaniu. Następnie skupiła się na tym tym jak poprowadził on swoją różdżkę w trakcie rzucania zaklęcia. I choć starał się jak mógł by naśladować jej ruch, który wcześniej mu zaprezentowała to jednak nie wyszło to do końca tak jak powinno, co zresztą sam chłopak szybko zauważył. - Spróbujemy jeszcze raz. Tym razem jednak przyłóż większą uwagę do ruchu nadgarstkiem. Wyszedł on dosyć płasko, postaraj się bardziej zaokrąglić ten ruch i zakreślić półkole - poinstruowała go i raz jeszcze sięgnęła po własną różdżkę, by samej zaprezentować mu raz jeszcze poprawny ruch różdżką, który współgrał z wypowiadaną przez nią formułą przez co wskazana przez nią jagoda dojrzała w przeciągu krótkiej chwili. - Teraz twoja kolej.
/obowiązują te same kości
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
To nie było tak, że Zeph zalewał informacjami dziewczynę. Tylko... cóż, miał lekką presję przed zaklęciami - zwłaszcza, że nie używał pewnych rodzajów aż tak często. Oby tylko w przyszłości nie przyniosło mu to jakiegoś wielkiego problemu. Tymczasem jednak jego próba się nie udała, a dziewczyna podała mu kolejne wskazówki na to jak powinien poruszać swoją różdżką. No to więc, skoro zasada została podana to Gryfon postanowił tak zrobić. Teraz postanowił trochę bardziej zaokrąglić ruch nadgarstkiem i zakreślić ten nieszczęsny półksiężyc, który mógłby mu sprawić problemy. No i wychodziło na to, że wszystko wychodziło dobrze, tyle, że... Owoc dojrzał, ale nie powiększył się co było naprawdę dziwnym przypadkiem. A jeśli chodziło ich dwójkę... to chyba ona wiedziała lepiej co było gorzej. — Um, a może to po prostu też chodzi o różdżkę. Bo widzisz... jest całkiem nowa i mam ją nawet niepełny rok. Ba... nawet trzech miesięcy nie przekroczyła. Może nie przyzwyczaiła się jeszcze do mnie. — Tak jakby szukał pocieszenia w tym, że był... do bani. Lecz nie chciał się też poddawać i ryzykować dalej. Słysząc o Mahoutokoro, van Wieren parsknął. — Znałem parę osób z waszej szkoły. W sumie to jesteśmy z tej samej części świata prawie. No dobra... Ty bardziej na Wschód. Ale przyjeżdżali do nas... wporzo artystycznie jesteście. A ty jaki masz talent? Oprócz no... zaklęć. — I poczekał na odpowiedź i kolejne instrukcje. Jeszcze tylko odczekał, może faktycznie różdżka nie działała... Poszorował po niej ręką... Może będzie lepiej. Całować nie będzie. Co jeszcze mógł tutaj wykombinować, aby zaklęcie podziałało. Może więcej subtelności?
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Chyba chłopak naprawdę się denerwował i stąd był ten jego jakby nie patrzeć słowotok, którym ją w tej chwili zalewał. Nim jednak po raz kolejny przyszło jej wysłuchać małego monologu Gryfona po raz kolejny przyjrzała się jego próbie rzucenia zaklęcia, która przyniosła... w zasadzie odwrotny efekt do poprzedniego. Z pewnością był to ciekawy przypadek, który trzeba było rozpatrzyć. - Może to różdżka. Chociaż myślę, że chyba po prostu w tej chwili skupiłeś się za bardzo na jednym z efektów zamiast na obu naraz. Spróbuj raz jeszcze - poleciła mu spokojnym tonem. Może i była za analizowaniem czynników wpływających na działanie zaklęcia, ale miała wrażenie, że w tym wypadku skupianie się na różdżce było swego rodzaju wymówką lub szukanie innych winnych, a tego zdecydowanie nie chciała. - Śpiewam. I gram na kilku instrumentach - nie chciała ignorować pytań van Wierena, ale równocześnie chciała się jak najbardziej skupić na ćwiczeniach stąd też wynikały jej krótkie i dosyć lakoniczne odpowiedzi. - Skup się teraz zarówno na zmianie barwy jak i rozmiaru jagody. Powinno ci się udać jeśli się odpowiednio przyłożysz. Była dobrej myśli. Zarówno jego wymowa jak i ruch różdżką nie odbiegały zbytnio od tego, co prezentowały podręczniki. Wystarczyło jedynie, aby włożył w zaklęcie odpowiednią moc i skupił się na efektach jakie miało ono przynieść.
Kości:
Rzuć dwa razy k100. Jedną na rozmiar, a drugą na kolor owocu. Poszczególne wyniki oznaczają: 1-25 - rozmiar: owoc zmniejszył się, kolor: owoc zzieleniał jeszcze bardziej 26-50 - rozmiar: nie zmienił się, kolor: nie zmienił się 51-75 - rozmiar: owoc powiększył się, kolor: jagoda poczerwieniała 76-100rozmiar: owoc powiększył się na tyle, że pękł, kolor: owoc zgnił
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Oh, to było tak... Widział już w dziewczynie jeden z elementów. Lakoniczność. A raczej chęć skupienia się na tym, aby osiągnąć swój cel do końca. Nie zamierzał przeszkadzać samemu sobie w tym procederze, a dodatkowo nie chciał jej jakkolwiek bardziej denerwować. Dlatego też van Wieren postanowił wziąć jeszcze raz głęboki oddech i pozwolić sobie na to, aby jego umysł skupił się na tym owocu. Cel i Marzenie. Celem tutaj była ta jagoda... Marzeniem? Sprawienie, że dojrzeje do dobrych rozmiarów. I tym samym właśnie dlatego skupił się bardziej na zadaniu. W głowie wyobrażał sobie jak po prostu owoc zaczyna "pęcznieć", stawać się większy, aż finalnie dostaje się do odpowiednich rozmiarów, a niewidoczne coś zaczyna kolorować to na inną barwę. Aż finalnie przed całą dwójką pojawia się coś... naturalnie smacznego. Sam Zeph sięgnął po jedno z tych... jagód i w sumie to wystąpił ją do dziewczyn. — Chcesz w sumie spróbować? Wydają się naprawdę dobre. — I wsunął jedną z nich do ust. — Faktycznie smakowały tak jak sądziłem... Ale.. um... Jak chcesz to możesz spróbować ich więcej. — I wskazał ręką na jakieś jeszcze inne po boku. — ...Ale sądzę, że... um... to jest tylko szczęście początkującego, więc masz może coś jeszcze w planach? Naprawdę chcę być pewny, że kolejne zaklęcie jakkolwiek dobrze ogarniam. — Zastukał lekko różdżką o dłoń i czekał. Dalej. Na kolejną rzecz. W tym czasie jeszcze przyjrzał się jej. Może chciał wychwycić jakieś subtelne elementy jej orientalnej urody? W sumie to tak... To właśnie czynił.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie chciała, by rozmowy rozpraszały van Wierena w czasie nauki. Zawsze mogli zamienić parę słów po tym, gdy już skończą. Ba, mogła wtedy nawet zaparzyć mu herbaty i usiąść z nim w tej oranżerii, ale chwilowo potrzebowała, aby skupił się na przedstawianym mu zaklęciu i to jemu poświęcił uwagę, bo czuła, że nie przykłada się do tego tak jak powinien. Obserwowała uważnie jego poczynania. Wsłuchiwała się w to jak wymawiał inkantację, zauważając, że poprawnie zaakcentował sylabę, na którą mu zwróciła uwagę, a ruch różdżką był zdecydowanie bardziej precyzyjny. Zdecydowanie stosował się do jej uwag i przynosiło to efekty, bo mogła podziwiać to jak jagody pod wpływem zaklęcia zarówno zwiększyły swoją objętość, ale także nabrały bardziej dojrzałej barwy, która wyznaczała sukces Zepha. - Wolałabym, abyś w ramach utrwalenia raz jeszcze rzucił to zaklęcie. Wtedy jeśli zechcesz przejdziemy do innego - obiecała mu z delikatnym uśmiechem. - Pamiętaj, aby uwolnić odpowiednią ilość mocy i skupić się na obu wcześniej wspomnianych aspektach. Przynajmniej tyle mogła mu w tej chwili poradzić. Skoro wcześniej mu dobrze wyszło to najwyraźniej albo załapał albo dopisywało mu szczęście. W pierwszym przypadku nie będzie miała mu nic więcej do dodania, a w drugim z kolei będzie musiała zwrócić uwagę na coś jeszcze, co dotychczas mogło jej umknąć, a mogło mieć istotny wpływ na działanie zaklęcia.
Tym razem proste k6:
Parzysta - udaje ci się powtórzyć zaklęcie. Nieparzysta - coś znowu nie wychodzi i musisz je raz jeszcze powtórzyć
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Zefkowi wydawało się, że metody nauczania dziewczyny były dość owocne, jeśli można sobie pozwolić na tego typu żarcik. Owoce rosły, jego nadzieje na lepsze jutro związane z zaklęciami także... Więc jedyne czego tak naprawdę teraz brakowało to... Dalsze ćwiczenie. Utrwalenie i pokazanie, że chłopak faktycznie stara się jak najbardziej przyswoić wiedzę ukazywaną mu przez Puchonkę. — Um... Jesteś pewna, że dam radę? Wtedy też był z tym problem. I co jeśli różdżka znowu nie zadziała? — Odczuł wewnętrzną niepewność. W końcu to faktycznie mógł być fart początkującego, a Zeph nie chciał być kimś... z tego rodzaju. Dlatego też podszedł do tego "ćwiczenia" już bardzo poważnie i postanowił wziąć głęboki oddech, aby zaraz... Powiedzieć zaklęcie. I wtedy zdarzyły się faktyczne cuda, gdy oboje zauważyli jak więcej owoców zaczęło robić się większymi oraz kolorowymi, odrzucając barwę szczawiu. Tym samym można było przyznać, że chłopakowi... chyba faktycznie się udało. — Och, zobacz... Udało się... No, udało się mi to wszystko zwiększyć. Wiesz może czy następne zaklęcie też będzie trudne czy po prostu... tego samego kalibru, ale po prostu usprawniające ten poziom... Co już faktycznie mam? — Czy to zdanie w ogóle miało sens? Jakikolwiek? Zeph nie zastanawiał się, speszony trochę tym, że zaniedbywał od dawna tego typu zaklęcia.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Miała nadzieję na to, że Zephaniah faktycznie słuchał jej rad i zapamiętał je. Wolała jednak się upewnić czy na pewno wszystko było dla niego zrozumiałe i potrafi powtórzyć swój wyczyn, a skoro tak się stało, bo kolejny ruch różdżką i wypowiedziana przez chłopaka formuła zaklęcia sprawiła, że w jagody istotnie zmieniły swoją barwę na dojrzalszą i urosły do odpowiednich rozmiarów. - Dobra robota - uśmiechnęła się do niego, a następnie skupiła się na tym, co miała w planach. - Pomyślałam, że może na sam koniec spróbować jeszcze zaklęcia Lumos Sphaera. Nie jest zbyt trudne i myślę, że opanujesz je w miarę szybko ze względu na to, że zapewne znasz zaklęcie, na którym było ono bazowane. To był jeden z głównych powodów, dla których je wybrała. Było idealnym lekkim akcentem na zakończenie nauki. - Ruch różdżki jest naprawdę prosty, a pierwszy człon inkantacji już znasz. Wystarczy do niego tylko dodać słowo Sphaera - mówiąc to zaprezentowała van Wierenowi nieskomplikowany pojedynczy ruch różdżką, który sprawił, że z jego koniuszka wystrzeliło światło formujące małą świetlistą kulę. - Rzucone poprawnie powinno sprawić, że światło będzie za tobą podążało. No dalej, spróbuj - zachęciła go i skupiła spojrzenie na jego dłoni, w której spoczywała różdżka, chcąc obserwować uważnie każdy jej ruch.
Rzut k6:
1 - udało ci się jedynie uzyskać rozbłysk podobny do tego towarzyszącego zwykłemu Lumos. 2 - nikłe światełko zdaje się odrywać od różdżki, ale znika niemal od razu. 3 - udaje ci się wytworzyć małą kulkę pulsującego światełka, które miga nieregularnie. 4 - światełko wydaje się być rzucone poprawnie, ale po krótkiej chwili gaśnie samoistnie. 5 - wydaje się być wszystko w porządku, ale światełko nie podąża za tobą, a jedynie wisi w miejscu. 6 - brawo. Wyszło idealnie za pierwszym razem.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Wszystko było kwestią odpowiedniego zaangażowania van Wierena w cały ten trening jaki przygotowała dla niego Kanoe. I to jeszcze w takim wydaniu, że robili coś czego... wcześniej nie robił. Ale teraz mógł to jeszcze lepiej przećwiczyć z Puchonką i być może nawet los się do niego lepiej uśmiechnął, gdy Zefek po poprzedniej próbie był naprawdę... uradowany całym tym wszystkim? Chyba tak... Na to wychodziło. No, ale co po jego entuzjazmie, kiedy jego różdżka ponownie chciała splatać mu figla i... wydała jakieś pierdzące coś, zamiast jasne światło. Chwilę poświeciło, zaraz zgasło... I tyle. Żadnych efektów specjalnych ani nic. Kompletne null. Zero. W pewnym momencie Gryfonowi zdawało się, że nawet coś bardzo mocno mogło z tym nie grać, więc jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. — To ten... To tak miało wyglądać? — I zaraz ponownie spojrzał na różdżkę, zdając sobie sprawę, że... to nie tak miało wyglądać. Dlatego w pewnym momencie po prostu siadł na krześle. — Może powiedz mi co było tak naprawdę źle, bo zaczynam myśleć, że to faktycznie różdżka. — I uniósł brew.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Cóż jakby nie patrzeć z nowym zaklęciem dopiero zaczynali, a poprzednie zdążyli już kilkukrotnie przećwiczyć więc z pewnością nie było porównania. Tutaj zapewne też będzie musiał jeszcze nieco przećwiczyć to zaklęcie, bo pierwsza próba wyszła dosyć marnie. - Miało wyglądać nieco inaczej. Może za bardzo się zasugerowałeś zwykłym Lumos i dlatego wyszło jak wyszło. Skup się na uformowaniu kuli z energii, która wydobywa się z różdżki, a nie na samym rozbłysku - poleciła mu raz jeszcze, wykonując samodzielnie odpowiedni ruch różdżką połączony z wymową formuły zaklęcia, aby wytworzyć świetlistą kulę. - Połóż tez nieco większy nacisk na słowo Sphaera w inkantacji. To również może ci pomóc. Przynajmniej chwilowo starała się rozmyślać nad różnymi niuansami odpowiedzialnymi za to, że chłopakowi nie powiodło się wykonanie zaklęcia, które bardziej przypominało efektem jego bazową formę. Cóż była jednak pewna, że jeśli nieco mocniej zaakcentuje drugi człon formuły i nie będzie skupiał się na znanym już sobie Lumosie to wtedy może uzyskać już lepszy efekt, nieograniczający się jedynie do prostego rozbłysku. W zasadzie jedynie tyle mogła mu polecić, bo wykonany przez niego ruch różdżką był bez zarzutu i wina z pewnością leżała w bardziej wewnętrznym faktorze, a to było już o wiele trudniejsze do skorygowania skoro do końca nie wiedziała, co czaiło się w głowie Gryfona.
/obowiązują te same kostki
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
— Sphaera. Okej. Skupienie myśli, okej. Ugh, wdech, wydech... Damy radę, Yuuko, co nie? — W sumie to nie wiedział czy mówił do niej teraz po nazwisku czy po imieniu. Kiedy ludzie z tej Mazakahusto czy jak to się tam nazywało, rzadko kiedy nazywał ją poprawnie, wspominali o swoich nazwiskach to mówili, że często są one na początku zamiast na końcu. Więc może teraz właśnie mówił do niej po nazwisku? Och, cóż... Raczej nie na tym powinien skupiać swojej uwagi, bo zaraz miał przejść do robienia kolejnej kulki... Jak to się zaklęcie nazywało... E... Lumos Sphera? Sphira? Spaera? Nie wiedział już sam. — L-Lumos Spera! — Wymówił i zaraz zauważył, że efekt był kijowy. To po pomału zaczynało być frustrujące, a nie motywujące. Jednak nie byłby sobą, gdyby faktycznie nie rozpiął swojej bluzy, pokazując na ręce tatuaż z łapą nundu. — Nie mogę tego znieść, że sobie tak kiepsko radzę, Yuuko. Więc nie wiem... Powiedzmy, że sobie wyobrażę w głowie, że to jest jakaś dziwna sfera w mózgu... Która pęcznieje wraz z kolejnymi myślami... I może da radę, co? — Zatrzepotał powiekami, czekając na odpowiedź.
- Dasz radę. Pamiętaj o tym, co ci mówiłam i z pewnością dasz radę - zapewniła go jeszcze spokojnie, bo wiedziała, że z każdą nieudaną próbą denerwował się coraz bardziej. Z pewnością chciała tego uniknąć, bo tak rozchwiane i skrajne emocje mogły jedynie źle wpłynąć na jego magię i sprawić, że zamiast robić postępy Zephaniah po prostu się zablokuje. Obserwowała jego kolejna próbę rzucenia zaklęcia, która również nie dała jakiś spektakularnych efektów. Z pewnością jednak widziała w tym wszystkim jakąś poprawę i nie spisywałaby od razu starań chłopaka na straty. - Spokojnie. Weź kilka głębokich oddechów i uspokój się. Im bardziej się denerwujesz tym gorzej będzie ci szło. Możesz przez to sam przyblokować swoją magię lub nie skupić się należycie na zadaniu... - wytłumaczyła mu jeszcze, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Powoli i spokojnie. Wyobraź sobie to co musisz i skup się na tym. Już było lepiej. Idź tym tropem. Miała wrażenie, że właśnie zbyt nerwowe podejście van Wierena było sporym problemem w jego próbach opanowywania zaklęć i to właśnie na wyeliminowaniu tego skupiłaby się najbardziej. Przyglądała mu się raz jeszcze gotowa do tego, by tyle razy ile będzie trzeba zwrócić mu uwagę na jakiś istotny szczegół i podpowiedzieć, co nieco aż w końcu uda mu się osiągnąć cel. Czuła, że naprawdę niewiele brakowało do tego, by chłopak doszedł do tego na czym polegał jego błąd i jak mógłby poprawić swój wynik.
/rzuć k6 tyle razy, aż wyjdzie parzysta oznaczająca, że udało ci się wykonać zaklęcie
+
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
— Nie wiem już co robić, ale dobra. Posłucham cię... Już, powoli... W głowie sobie to wizualizuję... Mam nadzieję, że masz w tym jakąś naprawdę... prawdę objawioną. — Zefek zaczął wykonywać oddechy. Jeden wdech, zaraz kolejny wydech. Jego klatka piersiowa unosiła się znacznie w górę, a on wraz z kolejnymi wydechami zaczynał celować różdżką w eter. Myśląc w głowie nad tym jakiego rozmiaru efekt chce uzyskać. Im więcej sobie to obrazował tym bardziej sądził, że efekt może być zauważalny. — Lumos Sphaera. — Powiedział spokojnie, jego usta lekko zadrżały pod wypuszczanym powietrzem, a po chwili lekkie, przerywane światełko zaczęło pojawiać się z różdżki. Teraz był spokojny. — Huh... Huh, to nawet lepiej niż poprzednim razem, Yuuko. No, no... Zaczynam ponownie... — Odpowiedział i nie zamierzał czekać na to czy powie czy coś jeszcze jest do poprawy. Po prostu wierzył to, że mu się uda. Następna próba była podobna do tej poprzedniej. Wyglądała identycznie to samo drganie. — No dalej, Zeph, wierzę w ciebie. — Słowa zmaterializowały się w jego głowie, a zaraz potem wypowiedział ostatecznie ostatnie słowo. — Lumos Sphaera! — I tym samym z kulki zaczęła iść... Faktycznie światło. Bardzo mocne i widoczne. Mógł nawet obracać różdżką w swojej dłoni, aby ostatecznie powiedzieć Yuuko, żeby sama zobaczyła. — Nooo... W końcu się udało, jakiś w końcu postęp w tym wszystkim. No, ale nic by się nie udało, gdybym nie miał takiej świetnej nauczycielki, która ciągle mi pomaga. Haha. No dobra, to chyba czas się zbierać. Głodny jestem, więc może wpadnę do kuchni skrzatów i ci coś załatwię też na odchodne. Chyba... że ty masz do nich bliżej to razem pójdziemy. W każdym razie - czas iść. — I na tym zakończyła się ich wspólna nauka.
Nie planowała dowalać sobie większej liczby obowiązków, ale słysząc, że zwolniło się miejsce przewodniczącego koła zielarzy i miłośników zwierząt postanowiła spróbować swoich sił na tej pozycji. Zresztą co jak co, ale naprawdę mogła powiedzieć nie mało na temat magicznych roślin i miała szansę podzielić się tą wiedzą z innymi uczniami tej szkoły. Na pierwsze spotkanie wybrała dość nietypowe miejsce, bo szkolną oranżerię. Znajdował się tu jednak okaz, który szczególnie ją interesował i miała nadzieję, że nie tylko ona ucieszy się z pracy z tym konkretnym gatunkiem. Jak zwykle nienagannie ubrana w szkolny mundurek i z plakietką prefekta na piersi pojawiła się w oranżerii wcześniej, by przygotować zajęcia, a gdy tylko pojawili się uczestnicy, zaczęła przedstawiać plan dzisiejszego spotkania. -Witajcie. Dla tych, którzy mnie nie znają, nazywam się Irvette de Guise i mam zaszczyt pełnić funkcję prefekt Slytherinu. Postanowiłam spróbować przejąć rolę przewodniczącej Stowarzyszenia Miłośników Przyrody i dziś chciałam wprowadzić was w świat opieki nad dwoma gatunkami, które można znaleźć w naszej szkolnej oranżerii. Podzielę was na dwie grupy. Wylosujcie proszę swoją roślinę, a następnie przejdziemy do dalszych instrukcji. - Wskazała na pudełeczko z zielonymi i srebrnymi kulkami, których uczestnicy nie widzieli i po kolei każdy losował jedną z nich. -Ci, którzy wylosowali zieloną kulę będą zajmować się kłaposkrzeczkami, a druga grupa zajmie się opieką nad fruwokwiatem. Wszelkie potrzebne instrukcje znajdziecie przy swoich stanowiskach. W razie potrzeby nie bójcie się zapytać mnie o pomoc. Ah i grupa od kłaposkrzeczek koniecznie niech pamięta o ochronie słuchu! - Poinstruowała z uśmiechem, by następnie machnąć różdżką i rozłożyć odpowiednie pergaminy na stanowiskach poszczególnych drużyn.
Zasady:
Na początku każdy z was losuje kuleczkę. W tym celu rzucacie k6. Wynik Parzysty to drużyna kłaposkrzeczek, Nieparzysty, drużyna fruwokwiatu.
Kłaposkrzeczki:
Jeżeli wylosowałeś kłaposkrzeczki, Merlin niech nad Twą duszą czuwa! Na początku rzucasz k100:
1-30 - Chyba niezbyt potrafiłeś skupić się na instrukcjach, bo nie radzisz sobie kompletnie. Nie dajesz im odpowiednio nawozu, przez co się plączą i wiją jak niespokojne, a urywając liście marnujesz wiele cennego soku. Twoja drużyna otrzymuje -10 do ostatecznego wyniku!
31- 65 - Nie jest źle, ale też nie jest jakoś wybitnie. Może napotykasz jakieś mniejsze problemy, ale szybko się z nimi uporasz i możesz być z siebie zadowolony!
66-100 - Chyba urodziłeś się z nawozem w kołysce, bo radzisz sobie wyśmienicie! Widać, że masz wprawną rękę do roślin, a w dodatku masz jeszcze czas by pomóc innym. Twoja drużyna otrzymuje +10 do ostatecznego wyniku!
Dodatkowo:
Jako, że kłaposkrzeczki są zajebiście irytujące rzucacie dodatkowo literką.
Spółgłoska - Ochrona słuchu działa jak trzeba i macie pełne skupienie.
Samogłoska - Coś tu poszło nie tak. Hałas was rozprasza i irytuje. Drużyna otrzymuje -10 do ostatecznego wyniku.
Fruwokwiaty:
Rzucacie sobie k100 na to, jak radzicie sobie z roślinkami:
1-30 - Chwila nieuwagi i pnącza fruwokwiata oplatają was, pozbawiając możliwości ruchu. Spokojnie, nie umieracie! Ale potrzebujecie pomocy kolegi z drużyny, żeby się wyswobodzić. Drużyna otrzymuje -10pkt do ostatecznego wyniku.
31-65 - Jest przeciętnie. Raz, czy dwa macki was połaskotały, wywołując mniejszy lub większy śmiech, ale poza tym nic strasznego się nie wydarzyło. Spokojnie pielęgnujecie i przesadzacie roślinki.
66-100 - Normalnie idzie wam zajebiście! Może zagracie coś roślince i zatańczycie z nią w rytm muzyki? A jeżeli nie chcecie zaprzyjaźniać się z zieleniną, to pomóżcie kolegom. Bez względu na wszystko drużyna otrzymuje +10 do ostatecznego wyniku.
Dodatkowo:
Rzucacie literką:
Spółgłoska: Wszystko śmiga, gra i huczy Samogłoska: Chyba nie spodziewałeś się, że możesz mieć alergię na pyłek fruwokwiatu? Dostajesz przeogromnego ataku kichania, którego za nic nie możesz powstrzymać. Spowalniasz drużynę i wszystko leci Ci z rąk, przez co macie -10 do końcowego wyniku.
Kod:
<zg> Drużyna: </zg> Tu wpisz jakimi roślinami się zajmujesz <zg> K100: </zg> Tu wpisz kostkę za pierwszy etap <zg> Literka: </zg> Tu wpisz to, co jeszcze Cię czeka <zg> Łączny wynik drużyny: </zg> Tu podaj sumę swoich punktów i kolegów z drużyny
Czas odpisu do 18.09. Pamiętajcie, że wymagane są DWA posty, bym mogła wpisać wam punkty do kuferka!