Miejsce idealne na letnie popołudniowe lenistwo dla miłośników zielarstwa i ogólnie natury. Gdzieniegdzie stoją stare filiżanki, które po paru zaklęciach odrestaurowujących z pewnością nadadzą się do herbaty. Pachnie tu kwiatami i trawą, a latem w środku panuje lekki zaduch, więc nie zapomnijcie o otwarciu szklanych drzwi. Szyby oranżerii są grube więc niełatwo je stłuc.
Lekcja jak lekcja. Zostali przydzieleni do odpowiednich stolików. Szczerze powiedziawszy nie znałam osób z którymi miałam współpracować i nie miałam zamiaru się do nich jakoś przymilać. Nie będę się komuś rzucać w ramiona, bo nie znam i chce poznać. To jedynie lekcja, tak? Przyszłam tutaj jedynie po to, żeby się czegokolwiek dowiedzieć. Pannę Smith kojarzyłam. W końcu są z tego samego domu więc nie ma opcji, ażeby na siebie nigdy nie wpadły. Ale nigdy nie rozmawiałyśmy. Z zaciekawieniem patrzyłam na pudełko, które sama nie miałam najmniejszego zamiaru otwierać. W końcu w tym gronie był tylko jeden facet, więc chyba nie miał wyjścia i musiał to sam uczynić. I zrobił to. Przyglądałam się co może być w środku i zobaczyłam uroczego stworka. Super. Uwielbiałam magiczne zwierzęta mimo iż się na nich kompletnie nie znałam to jednak lubiłam na nie patrzeć i się zachwycać. A ten stworek był naprawdę bardzo ciekawy. Ale długo się nim nie zdążyłam nacieszyć, bo od razu dziabnął mnie. Ehh.. Czy też zwierzęta mnie nie lubią? Spojrzałam kąśliwie na nauczyciela I złapałam się za zadrapaną rękę, no super. Ruszyłam w kierunku wyjścia, a później w stronę szkoły gdzie czekały mnie odwiedziny w skrzydle szpitalnym.
Kostka: 2
/zt
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
kostka: 1 +2 za pkt z onms(8pkt z kuferka) +6 kolegi daje nam 9pkt Chłopak ją ignorował więc miała go serdecznie gdzieś. Rosjanin, mimo iż był w Anglii to po chamsku wręcz nie raczył mówić w języku zrozumiałym dla wszystkich. Nie odezwała się do niego i potraktowała wręcz jak karę. Wolałaby być z kimś innym , a w ten sposób musiała niestety cierpieć. Aż miałą dość być dalej na tych zajeciach. Topek był na tyle wdzięczny, że z ręki chłopaka przeszedł na jej ręce. Mimo woli uśmiechnęła się do niego. -Będziesz dla mnie milszy i chociaż powiesz mi cześć? Coś więcej niż ten gbur?- zapytała uśmiechając się do szczęśliwego topka siedzącego na jej dłoni. Jej partner na zajęciach wcale nie musiał słyszeć tego co mówiła no bo i po co.... .
W dalszym ciągu próbowała wygonić Kirę z Oranżerii, jednak ten miał inne plany. Nic do niego nie docierało. Nawet obietnica przyszłej zabawy. Jak gdyby nigdy nic rozłożył się pod stolikiem i czekał aż wyjdą razem. Mogła zawieźć go do domu na pokątnej i tam zostawić zamiast w Hogwarcie. Przynajmniej wtedy nie plątałby się pod nogami podczas lekcji. Słysząc jak ktoś zbliża się do jej stolika wystraszyła się. Czyżby Profesor zauważył jej czarnego kociaka? Szybko odwróciła się w stronę rudych włosów. Na szczęście to nie był mężczyzna prowadzący lekcję. Oddychając z ulgą uśmiechnęła się blado do dziewczyny. - Miło poznać. Oriane jestem. - jej słaby uśmiech rozjaśnił twarz. - Tak, to moja mała bestia. - ostatnie słowo wypowiedziała z naciskiem wpatrując się w kota. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił. Przeciągnął się i zwijając w kulkę znów zasnął. Z rezygnacją odpuściła sobie dalsze przekonywanie Kiry do opuszczenia Oranżerii. Widząc jednak jak daje się pogłaskać dziewczynie nie mogła ukryć zdziwienia. Nie każdemu jej kot dawał się dotknąć. Przeważnie drapał i gryzł osobę chcącą się zbliżyć do niego. Było to dziwne zjawisko. - Ani trochę, jednak skoro już tutaj jesteśmy. - wzruszyła ramionami odpowiadając szczerze. Wiedziała doskonale, że zadanie to nie będzie proste. Przynajmniej nie dla niej. NIe miała ręki do zwierząt. Większość z nich rzucała się na nią. Wyjątkiem były jej zwierzątka. Specjalnie wyszkolone i odpowiednio przystosowane do niej. I nie pomyliła się. Gdy tylko Gemma otworzyła pudełko topek wybrał właśnie Rię za cel. Drapał i gryzł ją w każde odsłonięte miejsce. Nawet nie oszczędził jej policzka pozostajwiając dość głęboką bruzdę na nim z której sączyła się czerwona ciecz. Krew. Z wściekłością próbowała pomóc dziewczynie wyciągnąć to cholerstwo z jej włosów. Krzyk dziewczyny zaskoczył ją i znieruchomiała. NIe spodziewała się aby to pomogło, a jednak. Topek posłuchał jej siadając spokojnie na stole. Z zaskoczeniem spojrzała na puchonkę. - Masz dobre podejście do tych nadpobudliwych stworów. - przy wymawianiu ostatniego słowa spojrzała ze zmrużonymi oczyma na topka. Już ona się z nim policzy. - Wszystko w porządku to tylko niegroźne zadrapania. - wierzchem dłoni wytarła krew z policzka. Prawdopodobnie rozmazała ją jedynie, ale nie zastanawiała się nad tym długo. - Oczywiście, że chcę spróbować! To małe cholerstwo mnie nie pokona. Tylko czy Profesor nam na to pozwoli? - stanęła pewnie przy stoliku opierając dłonie na blacie. - Lubisz koty? - przechylając na bok głowę spojrzała na dziewczynę. Pytanie to miało związek z jej wcześniejszym zachwytem kirą.
Stolik 0 @Benddick Capaldi0 Patrzył zażenowany na to, co się właśnie stało. Jakim, cholera, cudem, coś takiego wydarzło się w pierwszej chwili rozpoczęcia zadania? Przyglądał się beznadziejnym zmaganiom ucznia, aż mu pomógł, coby ściągnąć Topka. Następnie, bez ceregieli, wypchnął go z Oranżerii i kazał zapieprzać do Skrzydła Szpitalnego. Stolik 1 @Eanruig Chattan i @Naeris Sourwolf11+5=16 Po tym, jak nieudacznik przypisany do tego stolika został wyrzucony, nie spodziewał się jakichś asów i zachwytów. Był tutaj przeciętny Puchon i Krukonka, której nie był w stanie zapamiętać. A jednak, były przy nim dwa geniusze, a może jeden przeolbrzymi. Przyjrzy się z pewnością temu w przyszłości, bowiem teraz miał tylko jedno do powiedzenia. -Nie ma co tu komentować, zmarnowaliście czas przychodząc. Mogliście iść na fajną randkę, bo powinienem Wam dać zaliczenie ot tak. Po czym puścił oczko do Naeris i zaśmiał sie, chcąc iść dalej. Jednakże zwrócił uwagę na pewien detal, który go zaskoczył. -A, plus pięć dla Krukonów. Za nadzwyczajne przygotowanie do lekcji. Stolik 2 @Lotta Hudson i @Bridget Hudson7+6=13 Po obejrzeniu stolika, który radził sobie wręcz genialnie, ciekawił się wyniku pyskatej Krukonki. Widząc, że i rodzeństwo również jest parą geniuszy, zdecydował się teraz poinformować jedną z nich o swej decyzji. -Panno Hudson, odnośnie Pani wcześniejszych słów. Atencji proszę szukać w dormitorium, nie na lekcji. Jakiekolwiek uwagi odnośnie mojego zachowania, moich metod i moich lekcji, proszę zgłaszać w moim gabinecie. Takie popisówy kończą się minus pięć dla Krukonów. Uniósł groźnie dłoń z różdżką, sygnalizując, że nie życzy sobie odpyskowania w tym momencie. -Jednakże, z Twoim talentem powinnaś przyjść do mnie do gabinetu. Jeśli będziesz chciała mi pomagać przy lekcjach, zapewnisz Krukonom wygraną na koniec roku. Wyprostował się dumnie, doniośle mówiąc. -Panie Hudson mogą służyć wzorem Wam wszystkim. Doskonała kooperacja i podejście. Dopiero po tych słowach odszedł nonszalancko, spojrzeć na kolejne stoliki. Stolik 3 @William Walker i @Michaela A. Dear1+8=9 Kręcił się za stolikiem trzecim, obserwując młodziutką ślicznotkę, która wiedziała co robi i dupka, któremu powinien odjąć punkty za złośliwość. Ale był za daleko, żeby to usłyszeć, a i nie mógł w pierwszym roku pracy tak ryzykować ciągle odejmując wszystkim punkty. Jeszcze przyszedłby do niego Liam i zaczął się skarżyć. -Zaliczone, obydwoje. Coś czuję, że zrobię z Was uroczą parę. Uśmiechnął się podle i poklepał chłopaka po ramieniu, dając mu dość jednoznacznie znać, że Gibby da mu się we znaki. Taki męski język niewerbalny. Stolik 4 @Katherine Russeau i @Iv Damke3+7=10 Przy tym zaś stoliku miał jegomościa, co kojarzył jako zdziwaczałego Ruska, no i kolejną Ślizgonkę. Radzili sobie godziwie, a nawet bardzo dobrze. Z uśmiechem pokiwał głową, gdy ich obserwował, a gdy poszedł od tyłu, położył dłoń na ramieniu Kath i nachylił się, mówiąc do obydwojga. -Ślicznie, bardzo ślicznie. Dobrze, że tutaj miał okazję coś takiego powiedzieć. Stolik 5 "Summer" i @Isilia Smith i @Ezra T. Clarke2+4+6=12 Bowiem tutaj zastał wielkie rozczarowanie. Z dwóch kobiet i chłopaka, to właśnie chłopak wygrał. Z rozczarowaniem spoglądał na zadrapania dziewcząt, które to powinny mieć lepsze wyczucie do tak rozbestwionych stworzeń jak Topki. Machnął tylko ręką na obydwie, coby wyszły, po czym klepnął Ezrę w plecy na znak pochwały i ruszył dalej. Stolik 6 @Oriane L. Carstairs i @Gemma Twisleton 1+6=7 -Niesamowite zdolności Panno Twisleton. Rzekł twardo, starając się skupić wzrok tylko na niej i ignorować fakt, że Oriane została tak zmasakrowana. Najchętniej rzuciłby się na nią i wytulał, a potem zaniósł do skrzydła szpitalnego, jednakże nie mógł. Dopiero co zaczął nauczać tutaj, a wyszłoby, że się zbliżył z jakąś studentką i cała możliwa kariera poszłaby w cholerę. -Panno Carstairs.. Twój kot, nieprawdaż? -10 dla Slytherinu i proszę iść do skrzydła szpitalnego. Wskazał laską wyjście, obiecując sobie, że zorganizuje jej najromantyczniejszy wieczór jaki może. Mimo, że głos miał stanowczy, dziewczęta wokół mogły wyczytać zmartwienie z jego twarzy. Szczerą troskę i żal do siebie. Stolik 7 @Tadhg Chattan i @Cándida Feliciana Miramon3+1=4 W przypadku tego stolika, nawet nie wysilał się na komentarz. Po prostu spojrzał na pokiereszowane twarze i dłonie uczniów, po czym machnął w stronę drzwi -Skrzydło Szpitalne. I na tym się skończyła ich przygoda z lekcją. Stolik 8 @Aleksander Cortez i "Panna Fire"5+6=11 Topek, wpierw rozdrażniony barbarzyńskim zachowani Fire, miał ochotę ich pozagryzać i zaplątać w supeł włosy w nosie. Jednakże technika Corteza, aby wpierw go wyżyć, a potem przemówić Topkowi do złośliwych chęci, zadziałała magicznie. Topek delikatnie i z klasą zsunął się po szacie Corteza, aby umazać łapska w ziemi i wskoczyć na Fire, żeby zupełnie ją wybrudzić. Jego zwinność była tak niebywała, że zakończył swoją podróż upiększając poliki Fire błotem. Szczęściem dla niej, kiedy puścił się twarzy, Fire akurat wyciągnęła dłoń po niego i ten na nią spadł. Rozbawione -Zaliczone! Ze strony profesora, uratowało jej zaliczenie.
Po wszystkim, Gibby znów kazał ustawić się tym, co przetrwali, w równym szeregu. Pozbierał spokojnie każdego Topka do zbiornika wodnego, aby odpoczęły, a następnie podszedł do szeregu. -Na przyszłość. TOPEK. TOPIĆ SIĘ. W WODZIE. Gdyby ktoś wpadł, żeby użyć zbiornika wodnego, to pewnie uratowałby całą klasę. Naciskał mocno i wyraźnie na kluczowe słowa, pokazując klasie, jak nawet najmądrzejsi z nich, nie potrafili się wykazać sprytem. Następnie, stukając laską o trawnik i nie przejmując się, że na tym etapie z pewnością połowa klasy go znienawidziła, bo kompletnie nie zrozumiała celu tych zajęć, ruszył ku krzewom za zbiornikiem. Stamtąd wyciągnął średnią skrzynię, które wprawił w lewitację swą różdżką. Skrzynia wylądowała przed uczniami, otworzyła się, a w niej znajdowały się rękawice ochronne ze skórki cielęcej. Nic wymyślnego, ot, rękawice nadające się do lekcji ONMS, zielarstwa i na upartego do gry w Quidditcha mogą się przydać, coby drzazgi nie wlazły. Ale tego Gibby nie był pewien, bo nie grał za dużo. -Każdy niech sobie dobierze swój rozmiar i starajcie się przynosić na każdą lekcję. Wasza grupa będzie grupą zaawansowaną, podległą bezpośrednio mi. A tamci będą w podstawowej, dla której postaram się znaleźć asystenta. Następnie gestem ręki każdego odgonił, coby mógł posprzątać po zajęciach. Wiadomym było, że jak ktoś coś potrzebuje, to śmiało może wpaść do jego gabinetu.
INFO Każdy, prócz Dicka, dostaje punkt do kuferka oraz przedmiot(to zwykłe rękawice, bez bonusów ). Ci, co odpadli, dostaną przedmiot pocztą wraz z wiadomością od nauczyciela. Przy organizowaniu następnej lekcji ONMS, będą dwie osobne lekcje dla każdej grupy. To, że ktoś "oblał", wpływa tylko minimalnie na fabułę.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wbrew pozorom Fire nie miała ZAWSZE tak paskudnego pecha. Zdawało się, że cały świat uwziął się na nią od tamtego pamiętnego pojedynku w sali w lochach. Gdyby tylko dokładnie pamiętała co tam się działo. I to jeszcze padło akurat na Corteza, który wzbudzał w niej praktycznie same negatywne uczucia. Nastroszyła się więc jak rozdrażniony kotek, kiedy usłyszała, że coś jej "nie przystoi". Dlatego że jest prefektem? Nawet się po taką funkcję nie zgłaszała, po prostu została poinformowana, że ją wybrano, co wprawiło Blaithin w lekki szok. Jakim prawem zwykły Ślizgon ją pouczał? - Ten kawałek metalu nie ma żadnego wpływu na to, jak się zachowuję. - Fire miała szorstki, chłodny głos, przez który często przebijała się drwina. Teraz po prostu mówiła bardziej obojętnie. Specjalnie utrudniać im obojgu pracy nie zamierzała. Ale gdyby tak natrafiła się dobra okazja do napuszczenia tej małej bestii na Corteza, chętnie by skorzystała. - Jestem spokojna przecież, nie mów mi co mam robić. - burknęła, bo przecież wcale nie robiła wszystkiego tak gwałtownie, przynajmniej zdaniem Blaithin. I w przeciwieństwie do większości prefektów nie lubiła, kiedy ktoś ją tak tytułował. Czasami ludzie od razu wyrabiali sobie opinię o dziewczynie, patrząc tylko na odznakę. Co prawda, Szkotkę obchodziło to w minimalnym stopniu. - Szybko go sobie zjednałeś. - zauważyła niechętnie. Oglądała kątem oka co on wyprawia z topkiem i jaką znalazł w tym zajęciu zabawę. Sama pozostawała z boku, opierając się o jedną z szafek z roślinami. Nie spieszyła się do odbierania stworzonka, które dodatkowo patrzyło, jakby miało zamiar coś Fire zrobić. - No spróbujcie tylko. - mruknęła, ale topek najwyraźniej zachwycił się pomysłem Corteza co do rzucania w Gryfonkę błotem. I nim się obejrzała już to coś na nią wskoczyło, więc dość gwałtownie cofnęła się i spróbowała zrzucić z siebie intruza. Musiała wyglądać śmiesznie, kiedy "walczyła" z małą paskudą. - No świetnie kurwa. - warknęła, kiedy profesor sobie poszedł, a ona pozostała z topkiem na ręce. Zacisnęła palce na szyi stworzonka najwidoczniej z zamiarem uduszenia gnoja. Doznała jednak przebłysku rozsądku, bo zebrałaby srogi opieprz za zabicie topka na którym ćwiczyli. - Zabierz to ode mnie, bo utopię gówniaka! - wepchnęła więc zwierzę Cortezowi w ręce i dotknęła swoich policzków, żeby oszacować jak bardzo jest wybrudzona. Przetarła rękawem szaty twarz, ale tak czy siak błoto pozostawało widoczne na bladej skórze. Okazało się, że z tym topieniem to nie był zły pomysł. Blaithin w międzyczasie sięgnęła po swoją różdżkę z czarnego bzu i rzuciła krótkie "chłoszczyść". Na całe szczęście posłuchała polecenia, może dlatego że Fire targał duszony gniew. Pod koniec zaklęć po prostu zmyła się szybko.
zt
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami, ze stosunkowo nowym nauczycielem, wzbudzała emocje. Nie dość, że całkiem charakterystycznie wyglądający Ajax dopiero pojawił się w szkole, a już zlecał nam rozwikływanie zagadki żądlibąkowego żądła. Krukoni w pokoju wspólnym obrzucali się nawzajem dzikimi wręcz teoriami oscylującymi wokół jego osoby, rzadziej już spekulując o nadciągających zajęciach, zapowiadających się tym razem naprawdę gorąco. Sugestia była przecież jasna. Oczywistym było także to, że nie potrafiłbym sobie odpuścić takich zajęć. Raz, że była to opieka, jeden z moich ulubionych przedmiotów, a dwa, iż cokolwiek, co zahaczało o niebezpieczną tematykę, od razu przyciągało moją uwagę. Czułem już dreszcz ekscytacji, a przecież dopiero co schodziłem na błonia. Skierowawszy się do oranżerii, z zaskoczeniem odnotowałem, że przybyłem pierwszy i jest ona jeszcze zamknięta. Ten fakt natychmiast rozpalił we mnie płomień ciekawości. Miałem ogromną ochotę na sforsowanie jej drzwi, aby tylko móc natychmiast przyjrzeć się dzisiejszemu wyzwaniu. Zmuszałem się jednak do zduszenia jej w zarodku i skoncentrowaniu się na czymkolwiek innym od prób podglądactwa. Nie okazało się to zbyt łatwe. Dzięki temu, że zajęcia miały być praktyczne, nie miałem ze sobą niczego do notowania i odpadało mi bezmyślne bazgranie po pergaminie w ramach zabicia nudy. Czekałem więc na kogokolwiek, do kogo mógłbym się odezwać.
Zawsze z przyjemnością chodziłam na zajęcia ONMS. Magiczne stworzenia to jedna z tych części czarodziejskiego świata, którą naprawę lubiłam. A teraz, kiedy w szkole pojawił się nowy, tajemniczy nauczyciel - nie mogłam sobie odpuścić. Wypracowanie o żądlibąku wysłałam już dawno profesorowi i żywiłam wielkie nadzieje do nadchodzącej lekcji. Liczyłam, że zajmiemy się tymi stworzeniami bardziej praktycznie. Pod warunkiem, że będą przeprowadzone w bezpiecznych warunkach. Nie przepadałam za owadami, ale może dzięki tej lekcji nabrałabym większej pewności w obcowaniu z nimi. Nie spieszyłam się za bardzo, więc zdziwiłam, kiedy pod oranżerią zobaczyłam tylko (co akurat zaskoczeniem nie było żadnym) @Riley Fairwyn. Chłopak wyglądał, jakby miał zaraz wyjść z siebie. Tak był podekscytowany. Podeszłam do niego skocznym krokiem. Ostatnio radziłam sobie coraz lepiej z wydarzeniami, które miały miejsce jakiś miesiąc temu. Zdążyłam o nich zapomnieć i teraz skupiałam się na rzeczach mi bliskich, unikając jednocześnie większych wydarzeń. - Hej, podekscytowany? - spytałam, witając się z Rileyem.
Ostatnio zmieniony przez Melody Kingston dnia Czw 26 Paź 2017 - 23:04, w całości zmieniany 2 razy
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget zjawiła się przed oranżerią w niespecjalnym humorze. Wszystko znów było nie tak i mnóstwo spraw nałożyło się na siebie. Nie dość, że zdarzył się wypadek podczas meczu i profesor Fairwyn wylądował w szpitalu świętego Munga, to jeszcze w to samo miejsce trafiła jej starsza siostra po niebezpiecznym incydencie w pracy, podczas którego ekipie nie udało się ujarzmić smoka ze względu na problemy z magią i zablokowane różdżki. Na jaw wyszła również inna sprawa, która w tej chwili niezwykle ciążyła jej na sercu - Lotta spodziewała się dziecka. Bridget nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Ogólnie była bardzo zmartwiona, na dodatek smutna i niezwykle wystraszona. Co robić? Stanęła gdzieś z boku, gapiąc się w buty i rozmyślając nad tym wszystkim.
Jak ktoś chce to można spokojnie podbijać, aczkolwiek Bridget jest teraz dość smutną osóbką
Miałyśmy jeszcze chwilę czasu, więc zwolniłam, bo przed oranżerią nie było jeszcze profesora. Podniosłam rękę, witając się w ten sposób z Fairwynem; uśmiechnęłam się do niego i towarzyszącej mu Puchonki, po czym odszukałam wzrokiem Bri, aczkolwiek nie byłam pewna, czy w ogóle mnie dostrzegła, odpłynęła myślami gdzieś tak daleko, że jej spojrzenie pozostawało nieuchwytne. Pociągnęłam Marce za rękę, bo wypatrzyłam miejsce, nieco na uboczu, gdzie mogłyśmy się położyć. Opadłam na trawę tuż obok niej, a potem sięgnęłam po jedyny przedmiot, który wzięłam ze sobą na zajęcia - różdżkę. Zaczęłam się nią z nudów bawić, wtedy też pomyślałam o… - twoje ulubione kwiaty to fiołki, prawda? - to chyba zresztą miało być pytanie retoryczne, jestem wrażliwa na zapachy, a właśnie ta woń roztacza się zawsze w pobliżu Holmes. Oparłam potylicę o brzuch Marce, po czym ścisnęłam mocniej różdżkę. - Orchideus - dodałam miękko, wykonując kolisty ruch nadgarstkiem. Kiedy czarowałam, zamknęłam oczy, żeby wyobrazić sobie ich kształt, iluzoryczną fakturę, odpowiednie nasycenie charakterystycznej barwy. Bukiet nie wyglądał może tak, jakbym wyjęła go z mojej głowy, ale mogłabym spokojnie obsadzić tymi kwiatami najspokojniejsze sny. Nieperfekcyjnie idealne - fiołki rozkwitły pod moimi palcami, a ja pozwoliłam, by rozsypały się wokół nas. - Myślisz, że ta wskazówka to nie podpucha? - co prawda trochę już słyszałam o ekscesach Swanna, ale nie jestem pewna, czy ryzykowałby, narażając uczniów na styczność ze śluzem żądlibąków. Plotłam fiołkowy wianek niemalże mechanicznymi ruchami dłoni, byleby tylko zabić czas.
Nie znała tych nauczycieli. Nie była pewna, czy powinna wrócić, jakby ostatnie spotkanie z Bergmannem zaszczepiło w niej obawę przed prawdziwą słów, którymi ją uraczył. Chciała wierzyć w dwojakość tej deklaracji i to pewnie z tego powodu nie potrafiła skupić się na towarzyszącej jej Ulli, która po wielkich bojach przekonała do reszty Marceline, by ta pojawiła się w Hogwarcie. Czy to dobry pomysł, skoro musiała widywać go z tamtą kobietą? Nie zadręczała się tym, jakby przyjemny dotyk dłoni Tiverton pozwalał uciec myślom od postaci profesora transmutacji. Posłała jej przeciągłe spojrzenie, a chwilę pózniej wbiła zielonkawe tęczówki w Rileya, by dać mu jasność, że tym razem postara się nie być jedynie iluzoryczną ułudą a bytem realnym. - Och... - szepnęła cicho, gdy zadała to konkretnie pytanie i skinęła głową, choć nie była pewna czy krukonka dostrzeże jej reakcje. Mimowolnie opuszkami przesunęła po kosmykach Ulli i uśmiechnęła się kącikiem ust, kiedy dziewczyna bez trudu wyczarowała kilka kwiatów, które parę sekund później znajdowały się dookoła nich. Zadziwiającym było to, jak bardzo wpływała na Holmes obecność ciemnowłosej dziewczyny, dzięki czemu czuła się spokojniejsza, ale i bardziej skora do szaleństw, którym ulegała. - Myślę, że mogę zdradzić ci sekret - rzuciła konspiracyjnie i uniosła się na przedramionach, wbijając zaraz potem wzrok w Tiverton. Pamiętała ten temat jeszcze z czasów Trausnitz, stąd pewne rzeczy przychodziły jej łatwiej, pomimo że nauka o zwierzętach pozostawała dla niej odległą dziedziną i niezbyt ulubioną, chociaż... kto wie?, może to kwestia profesora. - Tylko nie jestem pewna czy zasłużyłaś... - Zażartowała, ale wydawała się w tym krótkim ułamku sekundy niezwykle poważna. Obserwowała reakcję towarzyszki, chcąc dostrzec jej ciekawość i tę rozkoszną próbę dowiedzenia się i wyciągnięcia wszelkich tajemnic z Marceline. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zaczęła się droczyć; dzisiejszy humor rudowłosej był szczególnie dobry i nic nie miało prawa go zepsuć.
Ostatnie wydarzenia nie działały na korzyść Edka. Najpierw napad wilkołaka, później zawalił się na niego sufit i zmiażdżył mu bark i ramię, następnie mecz i atak, ponowne zmiażdżenie i wybicie barku. Stało się ono tak tkliwe i podatne na zimno, że dostał opatrunek z wkładem cieplnym od pielęgniarki. Przez trudność z ubraniem mundurku chodził w normalnych rzeczach, jakimś cudem zdołał założyć kurtkę bez napadów bólu i wyszedł na błonia. Towarzyszył mu wierny smok Percy dziś wyjątkowo przyczepiony do uszkodzone ramienia niczym pies wartowniczy. Całe szczęście model nie ważył dużo i nie sprawiało do Edkowi dyskomfortu. Pomimo brzydkiej pogody gryfon szedł do oranżerii cały zadowolony, uwielbiał lekcje ONMS i nie mógł żadnej z nich przegapić. Kiedy dotarł na miejsce zauważył, że profesora nie ma i wszyscy czekają przy wejściu. Uniósł zdrową rękę na powitanie @Marceline Holmes nie chcąc jej przeszkadzać w rozmowie i podszedł do @Bridget Hudson. Z jej postawy wyczytał, że nie jest w najlepszym nastroju, jako dobry kolega musiał spróbować poprawić jej humor. -Hej Bri, dobrze Cie widzieć. Podszedł do niej od przodu by się nie wystraszyła i objął ją zdrowym ramieniem w przyjacielskim uścisku. Pozwolił sobie na parę sekund tulenia i odsunął się obdarzając dziewczynę uśmiechem. Dla bezpieczeństwa ustawił się lewym barkiem w stronę Bridget by w razie jakiegoś ataku nie oberwał w ten uszkodzony. Takie zachowanie było wątpliwe, ale kto gotowy ten ubezpieczony czy jakoś tak.
Kostka: 5 Punkty w kuferku: • z transmutacji - 3 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z transmutacji - 0 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z transmutacji - 0
Zbytniej ochoty na ONMS to on nie miał. Po ostatniej lekcji dostali jakiś śmieszny woreczek który tego samego dnia wyrzucił gdzieś na błoniach. Jak się później okazało był on potrzebny, Eryk wkurzony na siebie zaczął szukać w okolicy gdzie wyrzucił przedmiot ale nic nie znalazł.Klnąc pod nosem wrócił do zamku zastanawiając się co ma teraz zrobić. Przez chwilę myślał czy nie ukraść komuś woreczka albo po prostu nie iść na lekcje. Postanowił wziąć na klatę swoje niedbalstwo i zjawić się pod oranżerią bez zadania domowego. Nazajutrz ubrany w miarę ciepło dołączył do osób oczekujących na rozpoczęcie lekcji. Było nudno, utworzyły się 3 pary rozmówców z których znał tylko Melody. Nie miał ochoty jej zaczepiać to też stał i się nudził. Po 2 minutach nie wytrzymał(cierpliwość 1 klasa) i wyciągnął różdżkę by coś odwalić. Widząc jakieś małe stworzonko na ramieniu @Edmund Cormac rzucił w nie zaklęcie Engorgio. Stworzenie nieco urosło i okazało się, że to model smoka. Oby tylko Edek nie miał złamanej ręki czy coś bo zaboli!
Kostka: 2 Punkty w kuferku: • z transmutacji - 20 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z transmutacji - 2 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z transmutacji - 1
Profesor Swann wciąż był nowym nauczycielem w Hogwarcie, przez co Krukon nie wiedział czego się po nim spodziewać. Nie za specjalnie zależało mu na tym, by podpaść albinosowi wiec odesłał mu pracę w wyznaczonym terminie i na lekcję też się stawił sporo przed czasem. Chyba nawet trochę za wcześnie, bo nie wielu uczniów czekało przed oranżerią. Niewielka grupka podzielona na kilka mniejszych, z których kojarzył większość głównie z twarzy. Westchnął cichutko pod nosem, nie chcąc się wcinać w niczyje sprawy i stanął sobie gdzieś na boku. Z małej torby narzuconej na ramię wyciągnął książkę do przedmiotu, której nie potrafił zostawić nawet pomimo zapewnień nauczyciela, że do niczego się nie przyda. Otworzył ją i miał już zacząć czytać, kiedy ktoś postanowił sobie robić żarty. Dosyć szybko wypatrzył Eryka rzucającego zaklęcia w kierunku Gryfona i rosnącego na jego barku smoka. Chyba nie za specjalnie się tym przejął. Właściwie to nawet nie miał ochoty brać udziału w ich zabawie, więc po prostu zignorował ich i oddalił się kilka kroków od oranżerii, by zniknąć z pola widzenia reszty uczniów. W spokoju mógł zabrać się do swojej lektury. Przekartkował kilka stron i znalazł całą poświęconą Żadlibąkom, o których było ostatnie zadanie.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget podniosła głowę, słysząc znajomy głos i miłe powitanie, a na jej buzi pojawił się delikatny uśmiech. Dobrze było zobaczyć Edmunda! Ich relacje były dość burzliwe, albo się dobrze kolegowali, albo nawzajem ignorowali, a nikt nie znał dnia ani godziny, kiedy jedna faza przejdzie w drugą. Widok chłopaka chcącego ją przytulić był zaskakujący, lecz humor Bridget był tak podły, że jedyne, czego teraz potrzebowała to właśnie czyjeś wsparcie, serdeczność i silne, męskie ramię, które mogłoby ją objąć. Bez wahania oplotła swoje ręce wokół jego pasa, odwzajemniając ten przyjacielski uścisk. - Cześć - przywitała się cicho. - Coś Ci się stało z ręką? - zapytała jeszcze, zauważając, że specjalnie odsuwa prawy bark na bok.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo nie miał jeszcze wyrobionego zdania o profesorze Swannie. Wokół postaci nauczyciela krążyło tyle opowieści, że nie sposób było odróżnić fikcję od prawdy - Gryfon poszedł zatem na lekcję ze zdrową dozą zaciekawienia. Bardzo lubił Mist Pober i ciężko było mu wyobrazić sobie zajęcia Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami z kimś innym, w szczególności po przykrej sytuacji jaka zaszła w związku z kobietą. Leo nie był głupi i pomimo, że martwił się o Ezrę niesamowicie, to dalej o nic nie winił Pober. Nie zamierzał jednak na wstępie skreślać Swanna... Z pracą domową poradził sobie bez większego problemu, chociaż zrobił ją trochę "na kolanie" na przerwie. W tym całym natłoku obowiązków ciężko było o wszystkim pamiętać! Vin-Eurico przyszedł pod oranżerię zupełnie zaczytany w książce, którą polecił mu profesor Bergmann. Gdzieś z tyłu głowy zastanawiał się, czy faktycznie będą robić coś z żądlibąkami - w końcu ci, którzy wykonali pracę domową, byli całkiem nieźle przygotowani. Leo, zajęty czytaniem, nie zwrócił szczególnej uwagi na uczniów zebranych pod oranżerią. Zarejestrował tylko, że profesora jeszcze nie ma i muszą zaczekać, ale to mu całkiem odpowiadało, bo miał rozdział do dokończenia. Z tego co słyszał zajęcia miały być bardziej praktyczne, dlatego z ulgą zrezygnował z mundurka - torbę miał, bo nie chciało mu się biegać po każdej lekcji po inny podręcznik (a poza tym chciał później skoczyć na trening). Liczył na to, że rzuci ją po prostu w kąt i tyle...
Honey A. L. Ford
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy blond, bardzo jasne, wychudzona sylwetka, blada cera, kilka widocznych pieprzyków na lewym policzku
Na ostatnich zajęciach z ONMS każdy dostał niewielki woreczek z tajemniczą ingrediencją. Taka praca domowa. Co tam mogło się znajdować? Jeśliby Honey się dowiedziała, co tam jest to mogłaby wiedzieć co będą dzisiaj robić na ONMS. Niestety zgubiła woreczek z ingrediencją nim nawet do niego zajrzała. Najwidoczniej prześladował ją jakiś pech. Chociaż z drugiej strony, Ford sądziła, że to po prostu przemęczenie. Za dużo tego wszystkiego, a ona nie za bardzo umiała sobie zorganizować czasu. Trudno zgubiła swoją prace domową. Teraz ważnie było przyjść na zajęcia i się nie spóźnić - tak też skierowała się przed oranżerie.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ciężko było mu się przestawić na uczestnictwo w zajęciach ONMS, których nie prowadziła Profesor Pober. Grał tu rolę pewien sentyment, który Krukon zachowywał w stosunku do kobiety. Mimo wszystko, nieważne jak kompetentnym nauczycielem byłby profesor Swann, nie zagrzał jeszcze miejsca w kadrze i Ezra pozwalał sobie na sceptyczne podejście do jego osoby. Jednocześnie jednak nie chciał od początku zrobić złego wrażenia, więc ładnie napisał zleconą pracę o żądlibąkach i punktualnie stawił się przed oranżerią. Pogoda niezbyt ich wszystkich rozpieszczała, dlatego nie zdziwił się jak na razie niską frekwencją. Gdyby aż tak nie lubił tego przedmiotu, zapewne również inaczej spożytkowałby czas w cieplutkim wnętrzu Hogwartu. Zwalczając własne lenistwo, Clarke opatulił się szczelnie ciepłymi ubraniami. Podczas jesiennej pogody mimo wszystko trudno było o "wygodny strój", który jednocześnie nie przepuszczałby zimnego wiatru. Ezra jednak wolał odrobinę skrępować sobie ruchy niż potem jak głupi szczękać zębami. Tym bardziej, że ostatnimi czasy przestał mieć bezgraniczne zaufanie do magii. I tak było o wiele lepiej niż w standardowym mundurku. Przed Oranżerią pojawił się na tyle wcześnie, że nauczyciel jeszcze się nie pojawił. Rozejrzał się po zgromadzonych ludziach, natychmiast wypatrując buzie @Marceline Holmes i @Ulla Tiverton i machając im wesoło. Nie chciał im jednak przeszkadzać, szczególnie kiedy jego chłopak (@Leonardo O. Vin-Eurico) stał taki opuszczony, sam na sam z książką. Ezra podszedł do niego po cichu, z zainteresowaniem spoglądając na okładkę. Bo cóż mogło do tego stopnia zainteresować Gryfona?
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Pierwsza lekcją na jakiej pojawiła się po powrocie z domu był ONMS. Ten uwielbiała, nawet jeśli całkowicie nie miała ochoty na lekcje to zawsze zmuszała się do tego, by pójść i w niej uczestniczyć. Tak było też tego dnia. Przed Oranżerią pojawiła sie w najbardziej wygodnych spodniach jakie posiadała i starej bluzie, prawie nie na dawającej się do użytku codziennego. Nowych ciuchów było Dreamie szkoda, chociaż nie przykładała az tak wielkie uwagi do wyglądu i stanu swych ciuszków, to nie chciała ich uszkodzić - szczególnie że nowych ubrań możliwości kupienia raczej nie posiadała. Przed wyjściem wsadziła do kieszeni Amulet Uroborosa, przynoszący jej szczęście na lekcjach ONMS. Weselsza bardziej niż dotychczas, chociaż dalej się nie uśmiechając stanęła przed drzwiami w nadziei, że nikt nie postanowi zakłócić spokoju jej duszy.
kuferek: 23 + 1 (za amulet)
Ostatnio zmieniony przez Dreama Vin-Eurico dnia Nie 5 Lis 2017 - 22:18, w całości zmieniany 2 razy
Gryfon bardzo się ucieszył z ciepłego przyjęcia jego powitania. Faktycznie mieli dość burzliwą historię, raz pod wpływem amortencji zaczął do dziewczyny nachalnie podbijać i przy okazji wywołał ogólną dramę. Niby nie jego wina ale czuł się odpowiedzialny za to co się wydarzyło. Później mieli ze sobą okazje do rozmowy ale spadł z dachu i potrzebował opieki lekarskiej. Teraz znowu był poobijany i kompletnie nie spodziewał się tego co za chwilę się wydarzy. W tej chwili był zbyt szczęśliwy i uśmiechał się do Bridget jak głupi do sera. -Głównie chodzi o bark, najpierw przygniótł mi go sufit krypty a następnie na meczu oberwałem dzikim tłuczkiem. Pielęgniarka mówi, że teraz regeneruje się wolniej i muszę chodzić z opatrunkiem. Podczas ostatniej wizyty usłyszał dodatkowo wykład o bezmyślności, graniu w głupie, niebezpieczny gry i braku szacunku do jej pracy. Ba, dostał zakaz treningów, biegania i "nadwyrężania ręki w jakikolwiek sposób". Następne parę tygodni miało być katorgą dla Edka...nawet na lekcji. -Na gacie Merlina! Co jest grane? Jęknął z bólu czując przeszywający ból w barku i coraz większy nacisk opatrunku. Spojrzał w prawo chcąc zobaczyć co się dzieje i ujrzał rosnącego Percy'ego. Ten tak samo zdziwiony z przebiegu sytuacji przeskoczył na głowę Bridget i zaczął syczeć i wymachiwać ogonem we wszystkie strony. Nagły wzrost dość szybko się zatrzymał, ale i tak model był teraz wielkości szczeniaka. Edek złapał zdrową ręką za bark dziewczyny i ścisnął go w geście by się nie ruszała. -Złaź z niej Ty barani łbie, no już!
W końcu przyszedł czas na ulubione zajęcia Anthony'ego. No bo w końcu po co innego, jak po naukę opieki nad magicznymi stworzeniami, zdecydowałby się na dalszą edukację magiczną? Dla niego to właśnie to w chwili obecnej było najważniejsze. Niespecjalnie się spieszył, więc nie zdziwił się, gdy zauważył wiele osób ustawionych przed oranżerią. W końcu, większość przychodziła na czas, tylko jemu nie zawsze się to udawało. Niestety, ale nic nie mógł na to poradzić. A może powinien. Uśmiechnął się i pomachał do tych których znał i zignorował zachowanie tych, którzy go niespecjalnie obchodzili. Wykonał jakiś dziwny gest w kierunku Neila, jakby chciał powiedzieć "tego znam, to wariat" i wyszczerzył w jego kierunku swoje kły. A prócz tego nie pozostawało mu nic innego jak czekać na rozpoczęcie zajęć przez profesora Swanna.
Ostatnio zmieniony przez Anthony Wilder dnia Pon 30 Paź 2017 - 23:26, w całości zmieniany 1 raz
Niespecjalnie starał się, żeby przyjść na czas. Spóźnił się kilka minut, jednak można to było zrzucić na karb pokaźnej sterty różnorodnych przedmiotów, które lewitował tuż przed sobą - gdy dotarł na miejsce, obrzucił zgromadzonych uważnym spojrzeniem, po czym szybkim szybkim ruchem dłoni przeciął różdżką powietrze, opuszczając na trawę po swojej lewej stronie rzeczy, które być może przydadzą się uczniom na zajęciach. Sam natomiast oparł się nonszalancko o wciąż zamknięte drzwi do oranżerii i wetknął niewielkich rozmiarów różdżkę za swoje lewe ucho. - Nie pamię… - zaczął, lecz jego głos załamał się, więc Swann odchrząknął, a na twarzy mężczyzny przez chwilę zarysowało się zniecierpliwienie. Nienawidzi, gdy struny głosowe odmawiają mu posłuszeństwa w takich momentach, niemniej jednak chyba wszyscy zgromadzeni zdawali sobie sprawę z tego, iż profesor może mówić wyłącznie dzięki magicznym modyfikacjom - nikogo nie powinny dziwić takie przerywniki. - Nie pamiętam twarzy niektórych z was z poprzednich zajęć, więc pozwolę sobie raz jeszcze się przedstawić. Ajax Swann, będziecie mieli przyjemność bądź nieprzyjemność uczestniczyć w moich zajęciach z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Tylko od was zależy, jak będzie się układała nasza współpraca. Nieprzypadkowo użyłem tego słowa, bo po cichu liczę na waszą dojrzałość i na to, że wypracujemy niemalże partnerską relację. Jestem tu dla was, lecz nikomu nie będę na siłę wtłaczał wiedzy do głowy, mam nadzieję, że wykażecie się zaangażowaniem - przerwał, by aparat mowy odpoczął choć przez chwilę. W tym czasie ponownie przyjrzał się swoim uczniom, wwiercając się wzrokiem w każdego z nich o kilkanaście sekund za długo - tak intensywnie, że co poniektórzy z pewnością ugięli się pod tym spojrzeniem. - Z teorią możecie się zapoznawać samodzielnie w bezpiecznym zaciszu dormitoryjnego ogniska, postaram się ograniczyć ją do minimum. Na zajęciach wykorzystajmy czas na praktykę. Odrobiliście zadanie domowe - zupełnie zignorował fakt, że nie dotarły do niego prace wszystkich zgromadzonych - jeśli się nie przygotowali, to ich problem, witamy w świecie dorosłych - więc domyślacie się już pewnie, co znajduje się w środku - wypowiadając te słowa, jednocześnie zapukał lewą dłonią w szklane drzwi oranżerii - czekają na was żądlibąki. A wasze zadanie będzie polegało na tym, żeby je złapać. Co do jednego. Zacznijmy od szybkiego ugruntowania wiedzy. Niech każdy podzieli się z nami jedną, najważniejszą według niego informacją na temat gatunku, którym będziemy się dzisiaj zajmowali. Pierwszą, która przyjdzie wam do głowy, pan/i zaczyna* - wskazał dłonią jednego z uczniów, a potem z kamiennym wyrazem twarzy przysłuchiwał się temu, co mają do powiedzenia. Dopiero, kiedy skończyli, dla formalności zapytał jeszcze: - Czy ktoś z was ma uczulenie na śluz żądlibąka? - stwierdzoną alergię zapewne nikt, a co z niestwierdzoną - to się bez wątpienia dzisiaj okaże. - Wszystkie zbędne przedmioty zostawcie koło tego śmietniska - skinął głową w stronę przytaszczonych przez niego rzeczy, po czym znacząco spojrzał się między innymi na torbę Leonarda oraz… - do kogo należy ten… smok? - nieznacznie wykrzywił usta w trudnym do zdefiniowania grymasie. Niespecjalnie przepadał za robieniem zabawek z jednych z najgroźniejszych istot. Sięgnął po różdżkę, by przywołać go do siebie - wyciągnął lewe przedramię, pozwalając, by model smoka na nim usiadł. - Potowarzyszy mi do końca zajęć. A gdybyście mieli ochotę zobaczyć, jak naprawdę zachowuje się młode rogogona węgierskiego, to myślę, że byłbym w stanie załatwić dwóm osobom wolontariat w rezerwacie Shercliffów, gdzie na wybieg smoków trafiło ostatnio pisklę, które próbowano przeszmuglować do Wielkiej Brytanii - zwracał się do Hudson i Cormaca, choć jego wzrok ewidentnie uciekał w stronę Gryfona - co prawda miał z tymi dzieciakami dopiero jedne zajęcia, lecz Hudson nie wyglądała mu na kogoś, kto paradował po szkole z przerośniętą, zabawkową miniaturką smoka na głowie - więc pomimo tego, że to właśnie na niej znajdował się model, zanim Swann użył accio, profesor był w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewien, że wie, kto jest właścicielem rogogona. - Będziecie pracować w trzech grupach, podzielcie się sami** - mogło się wydawać, że całą uwagę albinosa skupia na sobie w tym momencie smok nieporadnie zaczepiający pazury o rękaw szaty Swanna, lecz to tylko pozory. - Nie chcę narzucać nikomu, z kim ma pracować, ale jeśli zostanę do tego zmuszony, sam podzielę was na grupy - ponaglił ich, jednocześnie sprawdzając uzębienie zabawki - mało subtelnie rozwierając jej paszczę kciukiem i palcem wskazującym. Tak jak podejrzewał - nikomu nie chciało się odtworzyć wiernie tego, co stworzyła natura. Zamiast ścisłego zgryzu rogogon powinien mieć taki, który umożliwia wymianę uzębienia przez całe życie. Westchnął z irytacją, po czym zostawił w końcu zabawkę w spokoju, koncentrując się na uczniach. - Zabieracie ze sobą różdżkę, a także, jeśli tylko chcecie, możecie skorzystać z przygotowanych przeze mnie przedmiotów. Do waszej dyspozycji są miotły, rękawice oraz siatki na żądlibąki…*** jeśli uda wam się złapać do niej owada, nie będzie mógł się już wydostać. Tak na wszelki wypadek wolę dodać, że nałożenie jej na głowę innego ucznia w ramach… żartu to kiepski pomysł, zaklęcie więzi w środku przedmiotu jedynie owady - głupota fantazja uczniów nie zna granic, wolał o tym wspomnieć.
___________________________ * Zachęcam do aktywności, bo będą za to punkty dla domów. Prosiłabym, żeby wypowiedzi faktycznie nie były rozbudowane i nie poruszały wielu aspektów zagadnienia - niech wszyscy mają szansę się wykazać. Jedna, najważniejsza według waszej postaci informacja o żądlibąkach - coś, co nie zostało już wspomniane przez kogoś innego, oczywiście. Wasza postać nie musi się wypowiadać, możecie pominąć tę część w postach.
** zt dla Eryka - na jego prośbę
Zakładam, że na lekcji pojawi się 14 osób (uwzględniając te, które oddały zadanie domowe, a jeszcze tutaj nie napisały). Podzielcie się na dwie pięcioosobowe grupy i jedną czteroosobową. Jeśli Wam się to nie uda, zrobię to sama w następnym poście. Jeśli chodzi o to, jak się podzielić, możecie po prostu zgadać się na czacie. Żeby w grupach nie było dysproporcji, jeśli w którejkolwiek znajdzie się przykładowo o jedna osoba mniej niż w pozostałych, fabularnie uznajecie, że we wszystkich jest tyle samo uczniów - a ja w następnym etapie rzucę kostką za postać/postaci NPC.
*** Jeśli Wasza postać po nie sięga, zaznaczcie to podkreśleniem w treści posta; nie jest to oczywiście obowiązkowe, ponadto polecam zastanowić się, w które przedmioty warto się zaopatrzyć, a które lepiej zostawić (i czy opłaca Wam się brać wszystkie), gdyż wybranie poszczególnych będzie niosło ze sobą nie tylko korzyści, lecz również utrudnienia, ale o tym dopiero w następnym poście.
Prosiłabym o wklejenie tego wzoru pod postem i uzupełnienie go:
Kod:
[b]grupa[/b] - I/II/III [b]zadanie domowe[/b] - tak/nie [b]punkty z ONMS[/b] - ? [b]waga postaci[/b] - mniej więcej [b]dodatkowe przedmioty[/b] - miotła/rękawice ochronne/siatka na żądlibąki
__________ Na tym etapie wciąż można dołączyć.
Następny post pojawi się w sobotę w nocy. Z racji tego, że pewnie część z Was może nie mieć czasu na napisanie posta ze względu na pierwszolistopadowe wyjazdy, jeśli nie dacie rady odpisać, prosiłabym tylko o przesłanie wiadomości z powyższym wzorem do @Ulla Tiverton. Będzie mi to potrzebne do drugiego etapu.
W razie jakichkolwiek pytań, uwag, próśb, łapcie mnie na Ulce. <3
Honey A. L. Ford
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy blond, bardzo jasne, wychudzona sylwetka, blada cera, kilka widocznych pieprzyków na lewym policzku
Nie przepadała za ONMS, ale nie chciała opuszczać zajęć. Niedługo siódma klasa, testy, studia. Wiadomo była to odległa przyszłość, jednakże jak najbardziej realna i zbliżająca się powoli. Nie myślała o tym, aż tak żeby się martwić. Bardziej nie chciała robić problemów swojemu bratu. Bo jakby zaczęła opuszczać zajęcia to pewnie dyrekcja wysłałaby list do brata i tak dalej i dalej. Chodziła, więc na każde zajęcia, na które miała możliwość iść. To prawda pogoda nie sprzyjała niczemu. Nie przepadała za taką aurą. Najlepiej to by siedziała sobie w ciepłym dormitorium pod kocykiem, z ciepłą herbatką i szkicownikiem, kredkami. Tak się rozmarzyła nad spędzeniem czasu w innych okolicznościach niż ONMS, nie zauważając profesora, który stał już oparty o drzwi oranżerii. Obudziła się dopiero na dźwięk jego głosu. Na słowa: "Odrobiliście zadania domowe." Honey zagryzła dolną wargę zdenerwowana. Może nie zauważy. Nie zauważy. Niemal zamknęła oczy, wypowiadając myśli w głowie jak jakieś życzenie gwiazdkowe. Nie zauważył, ale to nie był jedyny problem. Żądlibąki. Dlaczego ta Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami musi być zawsze taka nieprzyjemna i straszna. Jeszcze profesor zaczął pytać o alergie na jakiś śluz tego czegoś. Skąd mogła wiedzieć czy jest na śluz żądlibąka uczulona. Nie miała nigdy z nimi do czynienia. Spojrzała na "śmietnisko" wskazane przez profesora, jakby zastanawiając się czy ma coś tam dorzucić. Właściwie z niczym nie przyszła konkretnym - no chyba, że różdżką. Niespodziewanie na słowo smok miała ochotę paść na ziemie i zasłonić twarz dłońmi, ale jak szybko dostrzegła to tylko, albo aż zabawka. Odetchnęła zdenerwowana, starając się jakoś ogarnąć. Najgorsze było to, że to dopiero początek zajęć. Zaczęła się rozglądać po jakiś znajomych twarzach czy chociażby rówieśnikach. Czuła się jakoś tak odseparowana. Wszyscy, którzy przybyli wyglądali na starszych od niej, co najmniej studenci pierwszego roku. Miała nadzieje, że ktoś może ją przygarnie z dobrej woli, albo profesor ją po prostu przydzieli. Nie chciała robić problemów... Podeszła do rzeczy przygotowanych do tych zajęć. Miotły nie weźmie. Nie czuła się pewnie latając na tych patykach do sprzątania. Rękawice albo siatka na te robaki. Decyzja była trudna, w końcu zdecydowała się na siatkę.
grupa - II zadanie domowe - nie punkty z ONMS - 0 waga postaci - 58 kg dodatkowe przedmioty - siatka na żądlibąki
Ostatnio zmieniony przez Honey A. L. Ford dnia Sob 4 Lis 2017 - 19:24, w całości zmieniany 1 raz
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Prawdopodobnie powinien sobie trochę odpuścić w kwestii tej całej animagii - poświęcał zdecydowanie za dużo czasu tracąc energię na próby ignorowania narastającej frustracji. Leo miał to do siebie, że był uparty i jeśli już się uwziął, to nie lubił odpuszczać. Teraz czuł, że jest blisko i jeszcze tylko trochę, a w końcu osiągnie swój cel. Inna sprawa, że przed ONMS przydałoby się powtórzyć coś mniej o procesach zachodzących w ciele podczas przemiany animagicznej, a bardziej o samych w sobie zwierzętach. Gryfon nie zauważył, że ma towarzystwo i dopiero po chwili zwrócił uwagę na @Ezra T. Clarke. Uniósł lekko kącik ust, zamykając książkę i wsuwając ją zaraz do torby - co było niezłym wyczynem, bo miał ją wypchaną. Kto by pomyślał, że jak do ciuchów na zmianę doda się podręczniki, to będzie faktycznie sporo? Leo dalej to dziwiło... - Co się tak skradasz? - Zacmokał z dezaprobatą, poprawiając pasek torby na ramieniu. Dopiero teraz przebiegł spojrzeniem po zebranych pod oranżerią, zaraz wracając nim oczywiście do Ezry. Jakoś mało ludzi było, czy mu się wydawało? Może jeszcze niektórzy nie przekonali się do profesora Swanna... który właśnie przyszedł, kończąc tym samym rozmowy. Vin-Eurico zarzucił rękę na ramiona swojego partnera i podparł się na nim leciutko, dziękując za to wymuszone wsparcie słodkim uśmiechem. Potem już słuchał nauczyciela. Podobało mu się to podejście i skoncentrowanie się na praktyce. Myśli odpłynęły mu trochę w stronę tego, że nie wziął okularów, a spodziewał się żądlibąków. Brawo, Leo! W tej samej chwili Swann wskazał na niego z pytaniem. - Och, są bardzo małe. Około pół cala wielkości - odparł odruchowo, bowiem właśnie nad rozmiarem owadów się zastanawiał. Z bólem musiał sam przed sobą przyznać, że chyba jednak istotniejsza jest szybkość tych stworzonek albo efekt ich użądlenia, ale hej, przynajmniej się nie zaciął i coś powiedział... Odrzucił swoje rzeczy we wskazane miejsce i przy okazji zgarnął sobie rękawice ochronne, nieźle się przy tym wahając. Miał już wcześniej kontakt z tymi owadami, gdy zakradł się do pracowni ojca podczas jednych z jego badań - został nawet użądlony, ale poza zawrotami głowy nic mu się nie stało. Zawsze był ryzykantem i najchętniej zrezygnowałby ze wszelkich pomocy, które w gruncie rzeczy mogły jakoś krępować jego ruchy. Odnalazł spojrzeniem Ezrę, zamierzając wciągnąć go do swojej grupy lub podczepić się do jego grupy; najlepiej po prostu stworzyć wspólną grupę i tyle. W efekcie o mało nie wpadł na @Marceline Holmes i @Ulla Tiverton, zatrzymując się dosłownie w ostatniej chwili. Nadrobił szybko się uśmiechając i zakładając w międzyczasie rękawice. - Dadzą się panie zaprosić? - Zagadnął uznając, że jeśli będzie w grupie z trzema Krukonami to chyba da sobie radę. Skinął lekko na Ezrę z niejaką dumą, bo w końcu uzbierał ekipę! Nie był pewien czy nie powinni znaleźć kogoś jeszcze, ale przecież byli wszyscy otwarci na znajomości, nie? - ¡Bueno, vámonos!* - W jego głosie słychać było szczery, niemalże dziecięcy entuzjazm. Leo nie mógł się doczekać aż skończą dobierać grupy i przyrządy, a zaczną wyłapywanie owadów.
*Świetnie, chodźmy! - na zasadzie "do dzieła", coś w stylu "let's go"
grupa - I - zaklepuję numerek. Przy okazji zgarniam do grupy oznaczone wyżej osoby - mamy teraz 4, jak coś to zapraszamy! zadanie domowe - tak punkty z ONMS - 30pkt waga postaci - około 120kg czystej rozkoszy zwanej również mięśniami, ale don't quote me on that... dodatkowe przedmioty - rękawice ochronne
Słyszał, że profesor Swann się zbliża, więc chcąc nie chcąc zwrócił wzrok w jego kierunku. I zdziwił się, widząc to, co mężczyzna ze sobą przyniósł. Mimo, że Anthony wiedział z czym mieli dzisiaj się zmagać, bo w końcu odrobił pracę domową, to nie sądził, że takie przedmioty będą potrzebne. Ale nie zamierzał tego w żaden sposób komentować, bo i po co. Z uwagą słuchał tego, co profesor miał im do powiedzenia. A gdy zadał pytanie dotyczące ich wiedzy na temat tych stworzeń nie mógł się powstrzymać przed odpowiedzią na nie. - Ich użądlenia mogą powodować lewitację i zawroty głowy, jeśli ktoś z nimi przesadzi. - dodał do tego, co powiedział wcześniej Leonardo. Wydawało mu się, że jest to jedna z kluczowych informacji na temat tych żyjątek. Bo przecież co, jak nie ich właściwości magiczne mogło być ważniejsze w tym przypadku? Gdy Swann powiedział o podziale na grupy i pozostawieniu rzeczy przy "śmietniku", Anthony podszedł do wskazanego miejsca i odłożył torbę, którą ze sobą przyniósł. Prócz tego, nie posiadał przy sobie nic, co mogłoby przeszkadzać mu w wykonaniu zadania. Poprawił chwyt na różdżce i wziął do drugiej ręki jedną z siatek, które przyniósł nauczyciel na zajęcia. Uważał, że to i różdżka będzie najskuteczniejszym sposobem na obronę przed tymi owadami. Na tym, z kim będzie w grupie, niespecjalnie mu zależało. Chciał wykonać zadanie, które przed nim postawiono.
grupa - Bez różnicy zadanie domowe - tak punkty z ONMS - 11 waga postaci - Ok. 75kg dodatkowe przedmioty - siatka na żądlibąki
W sumie pewnie bym się tutaj nawet nie pojawił, ale chciałem przekonać się na własnej skórze, czy Swann to faktycznie taki świr, jak mówią. No i dołączyłam akurat wtedy, kiedy na jego ramieniu siedział sobie jakiś... smok? Nie no, aż tak popierdolony to on może nie jest, w sumie to pewnie tylko jakaś zabawka, niemniej jednak... tak na wszelki wypadek stanąłem sobie w wystarczającej odległości, żeby nie dosięgnął mnie strumień ognia, gdyby to cholerstwo nim pluło. O żądlibąkach nie wiem nic poza tym, że się po nich lewituje, ale jakoś się to ogarnie. Zapomniałem o zadaniu, więc po prostu słuchałem tego, co mówią uczniowie, choć nieszczególnie mnie to interesowało. Jak wygląda żądlibąk, zaraz każdy z nas zobaczy - wystarczy tylko, że je złapiemy, nie musimy się przecież na ich temat doktoryzować. Kiedy został zarządzony podział na grupy, podszedłem do @Bridget Hudson i @Edmund Cormac. - Ogarniamy to razem? - rzuciłem niezobowiązująco, rozglądając się za jeszcze jedną osobą, która mogłaby z nami współpracować; mój wzrok padł na @Neil Turner. - Neil, prawda? - nie byłem pewien, skąd znam jego imię, więc może z postów... Obserwatora? Mniejsza z tym. - Chodź do nas - zaproponowałem, dopiero po chwili orientując się, że chyba się nie przedstawiłem, a poza Bri raczej nikt mnie nie kojarzy. - Jestem Harry - dodałem więc, choć moją uwagę pochłaniała już sterta przygotowanych przez Swanna przedmiotów. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, co wybrać.
grupa - III zadanie domowe - nie punkty z ONMS - 0 waga postaci - dopiero zaczyna gromadzić zapasy na zimę, więc na razie tylko 65 kilców dodatkowe przedmioty - miotła i siatka na żądlibąki
Post od Swanna w niedzielę nad ranem, ewentualnie jakoś koło (po)południa, bo wyjeżdżam i nie jestem pewna, kiedy dokładnie będę miała dostęp do neta. W PONIEDZIAŁEK JEDNAK <3
Wciąż zapraszam wszystkich chętnych - na ten moment grupy są czteroosobowe, prosiłabym, żeby pilnować tylko tego, aby dołączać do tej, w której jest najmniej osób.
Ostatnio zmieniony przez Hurry Sinclair dnia Pon 6 Lis 2017 - 1:23, w całości zmieniany 1 raz
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Obecność Melody na ONMS dodała mi otuchy. Mimo, że ekscytacja rozrywała mnie od środka to przedziwny nauczyciel odrobinę mnie niepokoił, studząc mój zapał. Chyba tylko dlatego jeszcze głupawo nie podskakiwałem, a jedynie wpatrywałem się w dziewczynę ze zniecierpliwieniem. - Pewnie - przyznałem, znowu spoglądając w kierunku oranżerii. - Tak bardzo chciałbym już tam wejść. - Pożaliłem się jeszcze na konieczność czekania, ale nie mieliśmy zbyt wiele czasu na przeprowadzenie tej rozmowy, bo i Ajax, mimo że spóźniony to dotarł do oranżerii dość sprawnie. - Z głowy wyrastają im skrzydła, którymi potrafią poruszać tak szybko, że większość czarodziejów miewa problemy w dostrzeżeniu ich w locie. - Dorzuciłem swoje trzy grosze do wiedzy na temat żądlibąków. Zastanawiałem się jakim cudem damy radę je złapać, skoro były tak nienaturalnie szybkie. Słuchałem słów Swanna, obserwując jak zabiera komuś model smoka i naprawdę musiałem bardzo powstrzymywać się w tym momencie, aby nie rzucić się głupio na jego propozycję. Nie mogłem zbliżać się do smoków Shercliffów, nie pozwoliliby na to Fairwynowi, nawet jeżeli byłem synem Anemone. Powinni dobrze mnie tam znać, zwłaszcza od czasu wypadku i pewnie pamiętaliby jak zachowywałem się chwilę po nim, kiedy to obdarzałem cały świat swoją niechęcią. Mimo wszystko, bardzo chciałbym się tam znaleźć. Obawiałem się tylko tego, że zamordowałbym to smoczę z zimną krwią i napytałbym sobie biedy. To była tak mroczna myśl, że momentalnie przestałem aż tak się ekscytować wyprawą na owady. Zamiast tego spojrzałem na Kingston. - Będziemy razem w grupie? - Nie mógł umknąć jej mój dziwny wyraz twarzy, więc uśmiechnąłem się, chcąc w jakiś sposób odwrócić od niego uwagę. - Może się przyłączycie? - Zwróciłem się do @Honey A. L. Ford i @Anthony Wilder. Potem wybrałem dla siebie miotłę i siatkę na żądlibąki, uznając że te dwie rzeczy mogą okazać się najbardziej przydatne. Nie damy rady ich schwytać, jeżeli będziemy stąpać twardo po ziemi, a rękawice… no cóż, jeśli mnie pokąsają to nie będę chociaż musiał targać ze sobą miotły.
grupa - niech będzie II zadanie domowe - tak punkty z ONMS - 15 (+1) waga postaci - metamorfomagicznie zmienna D: nie umiem tego oceniać… ok 73kg? dodatkowe przedmioty - miotła i siatka na żądlibąki