Isolde westchnęła ciężko i wyciągnęła się na kanapie, opierając stopy na miękkich haftowanych poduszkach. Herbata z cytryną, ciasto drożdżowe własnej roboty i ciekawa lektura, tak, to był zdecydowanie dobry plan na ten wieczór. Właściwie dobrze by było umówić się z Camille albo Noah, ale szczerze mówiąc ostatnio szukała samotności. Nie wychodziło jej to na zdrowie, więc żeby nie myśleć, gotowała i czytała więcej niż kiedykolwiek. Zaczęła też słuchać mugolskiej opery i próbować nauczyć się "Arii Królowej Nocy". Mimo swojego pochodzenia, Isolde była niezwykle otwarta na to, co mugolskie. Magia wiele ułatwiała, dlatego artyzm niemagicznych twórców wzbudzał w niej taki szacunek. Moment, w którym uświadamiamy sobie, że dobry znajomy staje się kimś znacznie bliższym, ba, może nawet najbliższym, jest przerażający. W każdym razie był dla Isolde. Pamiętała chwilę, kiedy odkryli z Noah, że chyba łączy ich coś więcej niż wieloletnia przyjaźń, i ich niepokój, bo przecież tak nagła zmiana stosunków nie jest łatwa. Z pewnością nie dla Is, która lubiła emocjonalną stabilizację. Ich związek przetrwał może trzy miesiące, po czym wrócili do przyjaźni, która po tym dziwnym doświadczeniu stała się jeszcze mocniejsza. Ale z Czarkiem to było coś znacznie gorszego, bo tylko jej uczucia poszły w kierunku... miłości. Grisham zachowywał się wciąż tak samo, a znała go zbyt dobrze, by nie zauważyć zmian. Poza tym, nie należał do osób specjalnie skrytych, w przeciwieństwie do panny Bloodworth, która niewielu rzeczy bała się tak bardzo, jak zranienia. A on nie dość, że ją oswoił, to jeszcze w sobie mimowolnie rozkochał, no po prostu bosko! Is przygryzła usta i wróciła do początku strony, którą zdążyła przeczytać już trzy razy, a raczej przebiec wzrokiem po tekście, który zdawał się być wyłącznie ciągiem pozbawionych sensu liter. Nienawidziła tego stanu. Pociągnęła łyk herbaty i tym razem na dobre oddała się lekturze.
Kolejny weekend, którego nie miał w najmniejszym stopniu zaplanowanego. Jak powszechnie wiadomo zawsze najlepiej jest postawić na spotntaniczność. Ot, robić to co aktualnie wpadnie do głowy. Grisham obudził sie z kompletną pustką w głowie, ale mimo tego swoje poranne czynności odbył z nastawieniem, że na coś się szykuje, że na coś się spieszy. Szybko się umył, wybrał z kufra jakąś koszulę, stwierdził, ze nie jest az tak strasznie pognieciona i moze ją na siebie włożyć. Do tego zwykłe jeansy i białe najacze. Idealnie, pomyslał patrząc w lustro szczerząc się do odbicia. I co teraz?. Nadal nie miał nic konkretnego na myśli. Nie chcąc siedzieć bezczynnie wyruszył przed siebie. Stanął przed znajomymi drzwiami, w które już nie raz stukał. W zasadzie nogi same go tu przyprowadziły. Nie myślał, czy ktoś jest wewnątrz, najwyżej zmieni kierunek swojej wędrówki,dotrze pod kolejne mieszkanie. Miał przeczucie jednak, że za chwilę ktoś mu otworzy. Ostatnio nie widział się z Isolde i szczerze powiedziawszy stęsknił się za nią. Zawsze jakoś potrafiła mu poprawić humor. Nawet wtedy, kiedy nie wiedziała, ze czuje się wyjątkowo paskudnie, bo nie ma ochoty się żalić, to ona swoją obecnością podnosiła go na duchu. Była dobrą przyjaciółką, to trzeba jej przyznać. Na początku obawiał się, że jest typem wyniosłej panny, ale szybko przekonał się, ze to tylko pozory. Ich znajomość już trwała sporo czasu i z dnia na dzień była mu cenniejsza. Takich znajomych trzeba cenić, prawda? Zapukał parę razy w drewniane drzwi i wysłuchiwał kroków za nimi.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Is drgnęła gwałtownie, słysząc pukanie do drzwi. Czyżby się z kimś umówiła i zupełnie o tym zapomniała? Niemożliwe, chociaż biorąc pod uwagę jej stan ducha... Poderwała się na równe nogi i ruszyła do drzwi, zastanawiając się, kto to może być. Była zupełnie nieprzygotowana na odwiedziny, dopiero co wyszła z wanny, a na sobie miała tylko koszulę nocną, odsłaniającą jej długie nogi i głęboko wyciętą na piersiach, i cienki jedwabny szlafrok w chińskie smoki. Isolde lubiła spać w takich fatałaszkach nie tyle ze względu na ich walory estetyczne, ale na przyjemny przewiew i swobodę ruchów, jaką jej zostawiały. Wyjrzała przez wizjer i poczuła, że brakuje jej tchu, a cały świat gwałtownie zawirował. Czarek...! No pięknie, po prostu pięknie, chyba ściągnęła go tutaj myślami. Jej dłonie nagle stały się lodowate i zaczęły dygotać. Wzięła głęboki oddech i przywołała na usta jeden ze swoich serdecznych uśmiechów, które sprawiały, że każdy czuł się najmilszym i najbardziej wyczekiwanym gościem. Nie widziała się z nim od dłuższego czasu- chyba instynktownie unikała konfrontacji, zwłaszcza że nie wierzyła, by coś z tego mogło być. Umiała walczyć o swoje zdanie, o swoje poglądy, umiała też walczyć o słabszych i w imię wyższych celów, ale kompletnie nie wiedziała, jak walczyć o szczęście i miłość- w obliczu tego uczucia stawała się rozpaczliwie bezradna i nieszczęśliwa. Najgorsze, że nie mogła nic na to poradzić, dlatego tak chętnie zaszywała się z dala od ludzi i obiektu swoich westchnień, mając nadzieję, że w końcu jej przejdzie. Nie wychodziło jej z facetami i nikt tak naprawdę nie mógł stwierdzić, dlaczego. Is podejrzewała, że w tym wieku mało który potrzebuje stabilizacji i ciepła, które mogła zaoferować. Ona nie nadawała się do szalonych, namiętnych romansów, które padały ofiarą szkolnego Obserwatora (koszmar!). Mogła porozmawiać na różne tematy- te mądre i te niekoniecznie, wspierać w trudnych chwilach, dać z siebie właściwie wszystko... ale, jak nieraz z bólem konstatowała, oni i tak woleli zołzy albo idiotki. A Isolde ani jedną, ani drugą nie była i co gorsza nie umiała takiej zgrywać. - Czarek! Jak miło cię widzieć! Nie spodziewałam się ciebie- dodała tytułem wyjaśnienia, próbując choć trochę się zakryć szlafrokiem, po czym wpuściła go do środka, mając wrażenie, że zaraz wybuchnie płaczem. Dobrze że umiała nad sobą panować, ale jak długo...?
Czekał i czekał. No ile można? Może jeszcze spała? Gdyby był tego pewny to wtargnąłby oknem do jej domu i zaczął okładać ją poduchami. No która jest godzina? To się nie godzi, przecież sen to takie marnotrawienie czasu. A jeśli jej faktycznie nie ma w domu? No nic, poczeka jeszcze parę chwil i ucieknie z miejsca, po czym napisze długi, wyczerpujący list, o tym jak chciał się z nia spotkac o jej bezczelnie w domu nie było. Tak, to będzie dobre. Już chciał krzyknąć coś w stylu czyżbyś się przede mną ukrywala, kiedy drzwi się otworzyły. W końcu! -No proszę, juz myślałem nad tym, czy chcesz mnie spławić!- zaśmiał się i pocałował ją w policzek na przywitanie. Ich stostunki były na tyle dobre, że mogli sobie okazywać takie gesty. Czarek spojrzał na strój Isolde. No, on wcale na to nie narzekał, jak dla niego każda dziewczyna mogłaby chodzić tak ubrana. Wprowadzić powinni takie mundurki w szkole, Czarek serio by się na to ucieszył.- Czyżbym Cię obudził?- zaśmiał się pod nosem wchodząc do mieszkania. Udał się prosto do salonu, zajął miejsce na wielkiej sofie. Zdarzało mu się być tu wcześniej, więc dobrze znał fizjonomię tego domu. -Zasadniczo sam się siebie tu nie spodziewałem, jakoś nogi mnie doprowadziły do Ciebie.- posłał jej słodki uśmiech, jeden z tych czarująco-Czarusiowych. -Co u Ciebie słychać, moja droga Is? Dawno sie nie widzieliśmy, nawet w szkole rzadziej na siebie wpadamy. Trzeba to koniecznie zmienić, już zaczynałem się bać, że zapadłaś się pod ziemię! Dziewczyna była jedną z jego ulubionych towarzyszek rozmów, więc odczuwał brak jej obecności, była jedną z nielicznych, której nadał miano przyjaciółki. Czy gdyby wiedział jak to wygląda z perspektywy panny Bloodworth zmieniłby swoje zachowanie? Tego nawet aniołowie nie wiedzą. Czaruś za grosz zna się na kobietach, ich uczuciach, więc nigdy niczego się nie domyślał.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Is była trochę zbita z tropu, ale dzielnie trzymała fason. Ucałowała go serdecznie w policzek i ruszyła za nim. Cieszyła się, że czuł się u niej tak swojsko, zresztą on chyba wszędzie czuł się na miejscu, w przeciwieństwie do niej. Bardzo się różnili, ale może dlatego tak dobrze się dogadywali? Kto wie? - Gdzieżby znowu! Właśnie sobie czytałam... upiekłam ciasto, chcesz trochę? Mogę ci zrobić herbatę, a może chcesz coś mocniejszego? W ogóle... może się przebiorę. Tak- Is miotała się po mieszkaniu, starając się opanować. Poza tym miała pojęcie o tym, jak powinna się zachowywać gościnna gospodyni. Po chwili usiadła już spokojnie w na miejscu, otuliwszy się w ciemną bluzę i założywszy jakieś dżinsy, które leżały w jej sypialni. - No wiesz... jakoś leci, chociaż chyba ostatnio jestem trochę zmęczona.- w końcu na coś musiała zrzucić swój stan, wiedziała, że wygląda blado, to znaczy bledziej niż zwykle, co przy jej białej skórze było niemal niemożliwe.- Biorąc pod uwagę, że jesteś tak rzadkim gościem na wykładach... to nic dziwnego- roześmiała się cicho, puszczając do niego oko. "Tylko spokojnie, idiotko, tylko spokojnie... on i tak się nie połapie, nie masz się czym martwić, na Merlina, nie martw się! Trudno, pocierpisz, pocierpisz i ci kiedyś przejdzie, zawsze przechodziło, prawda? Poza tym spójrz- co prawda nie lubisz obcasów, ale przy nim musiałabyś je sobie już zupełnie wybić z głowy, czyż nie? Oszalałaś, oszalałaś... on w ogóle nie jest w twoim typie, chociaż ty właściwie nie masz swojego typu, cholera, niech to serce tak nie łomocze..."
Cóż, nie kazdemu odpowiadała ta swoboda Czarka, dlatego też ma kulku wrogów, choć w ogóle sie o nich nie starał. Chłopak ma taki charakter i nic się z tym nie da zrobić. Dla niego cały świat był dobrym miejscem na pogawędki, wszędzie czuł się jak we własnym domu. Okej, może poza dziekanatem. Tam wyjątkowo się krępował, ale to tylko dlatego, iż w każdej chwili mógł usłyszeć, że grono pedagogiczne ma dosyć jego wagarów. W sumie po tylu latach chyba nawet nauczyciele się do Grishama przyzwyczaili i patrzyli na niego z przymrużeniem oka. Miał w sobie charyzmę, która sprawiała, że nawet dorośli nie mogli się na niego wielce wściekać. Zdecydowanie to mu ułatwiało życie. -No to ładny masz strój na co dzień- i kolejny szarmancki uśmieszek.- I wcale nie musisz się przebierać, mi to nie przeszkadza, najważniejsze, byś czuła sie swobodnie!- mimo jego zapewnień i tak włożyła na siebie więcej warstw ubrań. Nawet w tym jej dobrze. Jak to mówią, ładnemu we wszystkim ładnie.- Kawałka ciasta i czegoś mocniejszego nigdy nie odmówię, przecież mnie znasz.- zauważył, że jest jakaś roztrzęsiona, więc chwycił jej dłoń, myśląc, iż to ja uspokoi. Zawsze mama w ten sposób go traktowała, kiedy się czymś przejmował. -Zmęczona? Czym? Studiami?! Nie powinnaś nieco sobie odpuścić? Wiesz, szkoła to nie wszystko, zdrowie jest o niebo ważniejsze. Powinienem był Cię kiedyś zabrać ze sobą na wagary, abyś zobaczyła jakie to przyjemne relaksować się, kiedy inni usypiają na zajęciach. Mimo jej słów czuł, ze to nie do końca chodzi o zmęczenie, zdecydowanie coś przed nim ukrywała. No nic, musi czekać aż się przed nim otworzy. Czasu ma sporo. -A tam, dopóki profesorowie wielce się nie skarżą to nie mam wyrzutów sumienia z tego powodu. Częstym gościem jestem za to na błoniach.- w końcu to tam spędzał czas zamiast na wykładach. Teren Hogwartu znał ją na pamięć, zdawało mu się, iż wie o kazdym miejscu w tej szkole. -A teraz mów co tak naprawdę Cię męczy. Tylko nie wciskaj mi żadnych bajeczek!- powiedział zupełnie poważnym tonem.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Słysząc uwagę dotyczącą jej strony, Is zarumieniła się idiotycznie i obdarzyła go jasnym uśmiechem, którym starała się pokryć zakłopotanie. Nie czuła się zbyt dobrze, wystawiając swoje ciało na widok- kolejny dowód na to, że była osobą mocno niedzisiejszą. W dżinsach i bluzie poczuła się zdecydowanie pewniej. Jego dotyk nagle zelektryzował Issie, zamarła na chwilę w bezruchu, po czym potrząsnęła z uśmiechem głową i pobiegła do kuchni, gryząc niemal do krwi usta i starając się nie uciąć sobie palca przy krojeniu ciasta. - A na co masz ochotę z rzeczy mocniejszych?- krzyknęła z kuchni, wykorzystując chwilę, że jej nie widział, żeby odrobinę się opanować i dojść do siebie. Miłość to najgłupsza rzecz pod słońcem, z rozsądnych ludzi robi idiotów... - Może dam się skusić na takie wagary, ale... Wiesz, ja lubię się uczyć, zresztą... wcale się nie przemęczam, jakoś samoistnie przyswajam. Może to ta długa zima, teraz raptem zrobiło się ciepło, a wiesz, że jestem skończoną meteopatką- tłumaczyła się, stawiając przed Grishamem talerz z ciastem oraz kilka butelek z różną zawartością i opadając na sofę obok niego. Bliskość chłopaka działa na nią ogłupiająco, chociaż może jeśli spędzi z nim trochę więcej czasu, uda jej się oswoić. Jedyna rzecz, której Is nie była w stanie zaakceptować, to wszechobecny zapach papierosów, którym Gryfon zdawał się być przesiąknięty cały- łącznie z wnętrznościami. - Nic mnie nie gryzie. Po prostu... jakoś ostatnio mijam się ze wszystkimi... z Camille, z Tobą, z Noah... Czasem się zastanawiam, czy własne mieszkanie nie ma też pewnych minusów, chociaż przynajmniej mam całą łazienkę dla siebie- panna Bloodworth w życiu by siebie nie podejrzewała o takie zdolności aktorskie. No dobrze, nazwijmy rzecz po imieniu- bezczelnie kłamała, uśmiechając się przy tym łagodnie, z typowym dla siebie stoickim spokojem, mimo że w jej duszy szalała nawałnica uczuć.
No ale z czymś takim to jeszcze nie miał do czynienia. Co wstąpiło w te dziewczynę? Ewidentnie coś przed nim ukrywa, nie ma zielonego pojęcia co się stało. Zaczynało go ro powoli martwić. Przecież jako przyjaciółka powinna mu mówić o wszystkim, czyż nie? Kiedy ruszyła do kuchni rozejrzał sie po salonie. Nic się praktycznie tu od jego ostatniej wizyty nie zmieniło, podobało mu się tutaj, było tak miło i przytulnie. -Masz może Ognista?- krzyknął w odpowiedzi. Lubił to przyjemne uczucie, kiedy alkohol drapie w gardło. Może kiedy uda się nieco mu upić Isolde to odsłoni mu rąbka tajemnicy. -Okej, już spokojnie, nie zaciągnę Cię na siłę, aż takim demoralizatorem nie jeste- uśmeichnął się do niej, choć wcale radosny nie był. Z każdą chwilą coraz bardziej się o nią martwił. Kręciła jak jasna cholera, znał ją na tyle dobrze, ze wyczuwał kiedy zaczynała kręcić. Nie lubił kłamstwa, cholera jasna. Chwycił kawałek ciasta i wepchał do buzi. Było przepyszne, to trzeba przyznać. Chwilę później szamał jeszcze jeden i jeszcze. Był łakomczuchem, na szczescie bozia dała mu dobrą przemianę materii, więc nie tył. W końcu chwycił butelkę z interesująco wyglądającym alkoholem. A szklanka? Zaśmiał się, ruszły sam do kuchni, dziewczyna niech wypoczywa. Wziął szklanki, jedną postawił przy znajomej. Do swojej nalał sobie trunku, upił kilka znacznych łyków. -Na pewno? Wszystko gra? Wiesz, jakby coś sie działo to mozesz na mnie liczyć o kazdej porze dnia i nocy, pamiętasz? A co do mijania... ej, przecież wystarczy jedna sowa i jestem przy Tobie, inni zapewne też.- powiedział z poważną miną. Czyżby zapomniała, ze ma boskie prawo nawte do budzenia go, gdy tylko potrzebuje jgo obecności?
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
- Nie tak dużo...- poprosiła, widząc, że Czarek nalał jej naprawdę hojnie. Miała mocną głową, poza tym nigdy się nie upijała, alkohol piła tylko dla smaku i tego miłego uczucia, kiedy Ognista rozlewała się ciepłem po całym żołądku. Jak mogła zapomnieć o szklankach? Co za upadek, naprawdę rzuciło jej się na mózg... A Grisham był przeuroczy, Is poczuła, że lada chwila się rozpłacze przez tę chorą mieszankę wzruszenia, smutku i czułości. W jego obecności zawsze czuła się taka... dopieszczona. Dbał o nią, był niezwykle serdeczny i chyba tym ją do reszty podbił. Sama była ciepła i troskliwa, ale rzadko doświadczała tego od innych. A przy Czarku miała poczucie, że naprawdę wszystko jest pod kontrolą i jeśli się potknie, to on ją złapie, a jeśli upadnie- opatrzy potłuczone kolano. Przysunęła się bliżej niego i oparła głowę na jego piersi, zastanawiając się, dlaczego wszystko musi być takie cholernie trudne. Dlaczego po prostu nie może go teraz pocałować, powiedzieć, co do niego czuje i nie bać się, ba, nie mieć pewności, że w ten sposób wszystko zniszczy. Dlaczego zawsze musiała pozostawać przyjaciółką, dlaczego, dlaczego do cholery? - Wiem, Czaruś... Pozbieram się, chyba mam kolejny atak melancholii...- powiedziała cicho, przymykając oczy i wsłuchując się w bicie serca chłopaka. Miała nadzieję, że jej uwierzył, w końcu znał ją już dosyć długo, by wiedzieć, że są dni, a nawet tygodnie, kiedy jest po prostu smutna. Bo tak ma.
-Wybacz, myślę, ża alkohol dobrze Ci teraz zrobi- posłał jej uśmieszek nieco szatański. Należy jej się nieco odpoczynku i odprężenia po tym wszystkim. Musi zapewnić jej nieco rozrywki, już na pewno dopilnuje, by następny weekend spędziła z nim na czymś bardzo twórczym. Z tego co widać na załączonym obrazku siedzenie w domu jej nie służy. Popatrzył na nią troskliwie. Każda jego przyjaciółka była też dla niego w pewnym sensie siostrą, a on jako starszy brat musi się o nie troszczyć. Zaczynało go powoli rozwalac te wewnętrzne poczucie bezsilności. No nei miał zielonego pojęcia co zrobić, jak się zachować, skoro nie znał prawdziwego powodu jej smutku. Gdyby tylko wiedział, ze w pewnym sensie jego wina... na pewno nie ułatwiłoby mu to życia, ale moze... mogliby coś zdziałać? Na pewno znienawidziłby się za to, że działa na nią tak destruktywnie. Kiedy oparła na nim swoją główkę objął ją ramieniem i przytulił mocno do siebie. -Eeeeej. Mała, martwię się, do cholery jasnej.- wtulił twarz w jej włosy, odetchnął głęboko wpuszczając tym samym słodką woń jej włosów do noska, które milo podrażniły jego zmysł węchu. -Nie wiem co jest grane, ale za tydzień porwę Cię gdzieś. Musisz się zrelaksować. Szkoda, ze ten weekend już się kończy- gdyby wiedział wcześniej o jej kiepskim stanie pewnie już w piątek po zajęciach zwerbowałby ją i porwał gdzieś.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
- Chcesz mnie upić, łotrze!- stwierdziła, patrząc na niego uważnie, ale nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu. Nie znała wiele osób, które miały tyle łobuzerskiego wdzięki, co on. Był najlepszy i był jej przyjacielem. Tylko i aż. Is nie do końca rozumiała, skąd jego ciepłe uczucia. Właściwie obdarzało ją nimi wiele osób, co niezmiennie zaskakiwało pannę Bloodworth. Z pewnością nie była złym ani głupim człowiekiem, ale czy naprawdę zasłużyła na to wszystko...? - Nie martw się, nie ma takiej potrzeby. Dobrze, może nawet Ci na to pozwolę... Tylko proszę, nie tańce, bo ja... no nie umiem- pożaliła się, ciesząc w duchu, że zboczyli z tematu. Isolde była nieszczęśliwa, tak bardzo, bardzo nieszczęśliwa... Nie mogła sobie wyobrazić siebie samej mówiącej Czarkowi, że go kocha. A przecież tak było, miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi, kiedy tak ją tulił i zapewniał o swojej trosce. Może... może kiedyś? Ale przecież to nie było możliwe, przecież on nie kochał... A Is wolała umierać z miłości potajemnie niż zostać jawnie odrzucona. - Czy ja jestem ładna?- spytała go nagle, nie unosząc jednak głowy i ciesząc się, że Czaruś nie może widzieć jej twarzy i drżących ust.
-Pewnie, jesteś jedną z niewielu osob, której nei widziałem zataczającej się.- wybuchnął śmiechem. Dobra, jego działanie miało wyższy cel, niż tylko ujrzenie jej w stanie upojenia, ale ona o tym nie musi wiedzieć. Oczywiście nie będzie wleał jej alkoholu siłą, ale jego charyzma ułatwia mu niektóre zadania, jakoś udaje mu się przekonywać ludzi do niektórych rzeczy, więc i tym razem ma zamiar próbować. -Ale ja nie pytałem, czy mi na to pozwolisz, postawiłem Cię przed faktem, to już jest postanowione.- powiedział stanowczym tonem- Jeszcze coś wymyślę. Jestem pewien, że potrafisz tańczyć, tylko o tym nie wiesz. Możemy się nawet zaraz o tym przekonać, jeśli masz tu gdzieś jakiś odtwarzacz muzyki- sam nieźle tańczył, wiec chętnie zawirowałby z Is w tym salonie. Następna wypowiedź dziewczyny nieco go zaskoczyła. Wydawało mu się, ze jest pewna swoich zalet, a tu proszę. Nie musiał dlugo myśleć nad odpowiedzią. -No tak... znaczy... co to w ogóle za pytanie. Chyba wiesz, ze jesteś piękna, no nie, Mała?- nie bardzo wiedział jak w tej sytuacji się wysłowić. Chwycił ją za podbródek, i skierował jej twarz w swoją stronę. Spojrzał w jej oczęta. -Błagam Cię, powiedz mi co się z Tobą dzieje.- wpatrywał się w nią nie chcąc przeoczyć żadnego gestu, który mógłby mu coś podpowiedzieć.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
- Zawsze pijane kobiety wydawały mi się... no, mało eleganckie- stwierdziła Is, marszcząc lekko nos, po czym upiła łyk Ognistej. Ua, zapiekło w gardło! Skrzywiła się nieznacznie. - Taki z Ciebie tyran?- uśmiechnęła się niewyraźnie.- Sama mogę tańczyć... ale w parze jestem postrachem parkietu, wierz mi. Tam w kącie stoi gramofon, wystarczy powiedzieć tytuł piosenki. Ale to naprawdę kiepski pomysł- uprzedziła go. Wiara Isolde we własną urodę przypominała sinusoidę- raz góra, a raz dół. Co z tego, że wiele osób uważało ją nawet za piękną, kiedy ona nie potrafiła tego piękna dostrzec? Zresztą, uważała, że gdyby była naprawdę atrakcyjna, jej stosunki z mężczyznami wyglądałyby zupełnie inaczej. A może to jednak kwestia temperamentu...? Kiedy chwycił jej podbródek, w pierwszym odruchu chciała się wyrwać i odskoczyć od niego jak najdalej. Zatrzepotała gwałtownie rzęsami, starając się zapanować nad łzami, które cisnęły się jej do oczu. Tak bardzo chciała go pocałować, zwłaszcza że ich twarze dzieliła tak niewielka odległość. To wszystko było takie trudne, takie podłe. Dlaczego nie mogła po prostu powiedzieć prawdy? Że go kocha, że zupełnie jej odbiło, że nie może jeść, spać... zupełnie jak z taniego romansu. - Ja... wszystko zepsułam... ja nie chciałam, to tak samo...- wydusiła z siebie, a po jej bladych policzkach spłynęły dwie łzy.
- Bo na ogół takie są, ale czasem kazdemu potrzeba sporej ilości alkoholu we krwi. Moim skromnym zdaniem jeśli już sie upijać to w czterech ścianach, coby nikt tego nie zobaczył. - On już sie o nią zatroszczy, nie musi się bać, nie pozwoli by ktokowleik ją skrzywdził, kiedy jest nietrzeźwa! -Czasem trzeba takim być.- i to był fakt, niekiedy trzeba było uparcie obstawiać na swoim, az do chwili poddania się drugiej osoby, a jeśli to nie skutkuje to spróbować innych metod.- Nie może być tak źle, zaufaj mi. Już ja Cię poprowadzę, kilka lekcji pod moim nadzorem i staniesz się królową parkietu. Szczerze wśtpię, byś ich potrzebowała, pewnie zwyczajnie dramatyzujesz.- nie czekając chwili dłużej powiedział głośniej tytuł jakiejś ballady, po czym wstał chwytając Isolde za rękę. Przy pomocy kilku prostych zaklęć sprawił, ze meble odsunęły się pod ściane, zrobiły miejsce na ich taniec. Zawirował nią parę razy, ujął w talii, sunęli kilka chwil. Przywołał z powrotem meble na swoje miejsce. -Mówiłem, że dramatyzujesz? - uśmiechnmął się łagodnie. Kolejna chaotyczna wypowiedź Is doprowadzała go do szaleństwa. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego. Było gorzej niż sądził, dalej nie miał pojęcia co zrobić. Jedno wielke gówno. Przytulił ja mocno do siebie. -Proszę, błagam Cię... powiedz co się stało, czego nie chciałaś? Może będę umiał Ci jakoś pomóc...- wyszeptał, czując, ze z tej bezsilności dostanie białej gorączki.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Kiedy ją objął i okręcił kilka razy, Is poczuła, że jej świat do reszty się zawalił. Że teraz już wszystko przepadło, że ta chwila, kiedy z nią tańczył, na zawsze utkwi jej w głowie i będzie się nią torturować, ilekroć znajdzie chwilę, aby pomyśleć. Wiedziała, że doszła do tego stadium, kiedy wszystkie myśli biegły do Czarka, a teraz... teraz kiedy okazało się, że chyba jako jedyny facet we wszechświecie potrafi ją poprowadzić tak, że nie potyka się o własne nogi, nie jest sztywna jak kij od szczotki i czuje się w jego objęciach dobrze, na swoim miejscu, już nic nie będzie takie jak dawniej. Rozpłakała się bezsilnie w jego ramionach, dygocąc na całym ciele. To musiało być potworne doświadczenie dla Czarka, który chyba nigdy dotąd nie widział Issie w takim stanie. Zazwyczaj płakała w odosobnieniu, poza tym bardzo rzadko płakała, zwykle była po prostu bardzo przygnębiona i zamyślona. Tym razem nie miała siły, by nad sobą zapanować. Wyrwała się z jego objęć i wtuliła przeciwny róg kanapy, trzęsąc się jak w febrze. Kto by pomyślał, że jest to ta sama zrównoważona i rozsądna Gryfonka, która nie traci zimnej krwi nawet w najgroźniejszych sytuacjach... - To nic nie da... daj spokój, nieważne...- szepnęła bezradnie, nie patrząc na niego i kuląc się w rogu sofy, jak zranione zwierzę. A może jednak jedynym wyjściem jest przyznanie się do swoich uczuć? I tak będzie cierpieć, ale być może jasne sytuacje są lepsze... tylko że Grisham będzie nieszczęśliwy. Zresztą teraz też jest, patrząc na jej rozpacz, bo inaczej tego nie można było nazwać. "Panno Bloodworth, spieprzyła pani wszystko..."
Dla chłopaka ten taniec był oczywiście frajdą. Miał też nadzieję, że choć na parę chwil dziewczyna się rozchmurzy. Nie czuł skrępowania, nic z tych rzeczy. Na ogół ze swoimi dobrymi znajomymi był dosyć blisko, przytulanie i całusy były na porządku dziennym, wiec dlaczego miałby sobie odpuścić taniec? Nie pomyślał, ze przez to może zrobić jej się jeszcze paskudniej i ze zacznie... płakać? Czarek sam nie wierzył w to, czego był świadkiem. Isolde wydawała mu się być silną kobietą, miała swoje słabości jak każda osoba, ale nigdy nie dawała sie jakoś szczególnie im stłamsić. Czy zranił ją jakoś? Zrobił coś, co mogło doprowadzić ją do takiego stanu? Tylko z nią zatańczył, moze faktycznie nie miała na to ochoty? Nie, to zbyt głupie, powód musi tkwić gdzie indziej. Pozwolił się odtrącić, jeśli potrzebuje tego to nie ma problemu, przecież zawsze może zrobić, co sobie tylko zażyczy. Myślał, że taki gest bedzie po prostu miły. Ah, te baby. Pojąć ich się nie da, no za cholerę. Zacisnął pięści. Czarek to osoba, która nie mogąc działac strasznie się denerwuje. Miał ochotę wybiec, rozwalić pół miasta i wrócić- właśnie tak działała na niego bezsilność. Nie mógł tak siedzieć i patrzeć, jak jego przyjaciółka wyraźnie cierpi. Był zbyt głupi, aby pojąć jej problem, czy jaka cholera? -Is, co dwie głowy to nie jedna, prawda? Czy ktoś Cię zranił? Powiedz, a wpieprzę gnojkowi i powieszę go za genitalia na najwyższej z hogwarckich wierzy.- jego głos był nader spokojny, wręcz wiało z niego sztucznym opanowaniem. Nie chciał wybuchać przy Isolde.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Wzięła kilka głębokich wdechów, dusząc się szlochem. Płakała rzadko, ale jeśli już, były to niemal spazmy. Dobrze. Trzeba to jakoś z siebie wyrzucić, ukrywanie nie miało absolutnie żadnego sensu, wszystko przepadło, trzeba się z tym pogodzić. Uniosła głowę i spojrzała na Czarka załzawionymi oczami, które zazwyczaj były duże i intensywnie niebieskie, a teraz podpuchnięte i pełne rozpaczy. - Po prostu się zakochałam. W Tobie- wyszeptała ledwie słyszalnie, po czym spuściła wzrok i ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła oddychać, coś dusiło ją w środku, ściskało płuca. To była chyba klasyczna histeria, Is nie była pewna, bo nigdy dotąd czegoś takiego nie doświadczyła. Teraz najlepiej by było umrzeć. Tak po prostu.
Nagle świat się wywrócił do góry nogami, czas się zatrzymał. W głowie Czarka pojawiało się milion myśli na sekundę. Jak to, w niiim? Jakim cudem? I czemu dowiedział się o tym dopiero teraz?! Znów: jakim cudem?! Przecież on jest takim swawolnym facetem, a ona taka majestatyczna i kochana. To wydawało się być niemożliwe. A moze to głupi żart, jest w ukrytej kamerze. Przecież do dziś wierzył, że jedynymi osobami, jakie mogą sie w nim zakochać to jego trzynastoletnie fanki, ale Isolde? Ona była prawdziwą kobietą, taką która już powinna rozróżniać dobrych facteów od... od takich Czarków. Przy niej był zepsuty do szpiku kości. Czyli on był tym gnojem, co ją zranił? W jednej chwili znienawidził samego siebie. Miał ochotę zapaść sie pod ziemie, jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji. -Ale... cooooooo?- nie mógł powstrzymać zdziwienia. -Na pewno we mnie?- kolejne głupie pytanie wywołane sporym stresem.- Ale... jak to możliwe, Is, przecież mnie znasz i wiesz jaki jestem i... cooo?- niczego nie rozumiał. Chciał się do niej zbliżyć, pomóc jej się uspokoić, ale bał się, ze kazde zblizenie teraz może coś zepsuć, a on nie chciał zepsuć tej relacji.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Wstała gwałtownie z sofy i zaczęła krążyć po pokoju, wciąż zalewając się łzami. Teraz nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, po prostu po jej kredowo bladych policzkach płynęły strumienie łez, nadając jej niemal przerażający wygląd. Żadnego opuchniętego nosa czy czerwonych policzków, ale to było jeszcze gorsze- zapłakane, wielkie oczy i drżące wargi, z których nie dobywał się żaden dźwięk. Łapała z trudem powietrze, trzęsąc się na całym ciele i gryząc usta niemal do krwi. - Tak, znam Cię, znam Cię dobrze, jesteś wspaniałym facetem, jesteś moim przyjacielem, ale... na Merlina, ja naprawdę... gdybym mogła coś poradzić, ale nic nie poradzę, rozumiesz? Nic. Nic! NIC! Kocham Cię, cholera jasna, kocham i chyba pęknie mi serce!- ostatnie słowa niemal wykrzyczała, wbijając paznokcie w swoje przedramiona i stając przed nim.
Chwycił za szklankę Ognistej. Może ona pomoże mu w normalnym analizowaniu faktów. Wciaż był na etapie niedowierzania. Co w takiej sytuacji zrobiłby normalny mężczyzna? Pewnie szalałby z radości, bo Is to wspaniała kobieta, jednak Czarek nie potrafił na nią inaczej patrzeć jak na dobrą przyjaciółkę. Była nią od zawsze, taka nagła zmiana stosunków z jej stony była dla niego olbrzymim zaskoczeniem. Miał chęć zapalić, ale nie, przecież wiedział, że Is tego nie lubi. Odetchnął głęboko parę razy. Podszedł do niej, chwycił za ramiona, by się nieco uspokoiła. -Isolde, przestań. Ja nie mogę tego pojąć, dla mnie to jest nadal niemożliwe- brakowało mu słów w buzi- ale jesli jest coś, co mogę uczynić, by Ci było lżej, to powiedz, a się postaram.- powiedział, sam nie wiedząc na co liczy. Nie mógł jej powiedzieć, że On też ją kocha, bo to nie na tym miało polegać. Nie był gotowy na związek, to nie jego czas, bał się większych uczuć.
Maximilian jak tylko się dowiedział, że Czarek poszedł do Is bez niego trochę się wkurzył. Dlaczego się go nawet nie zapytał czy nie ma ochoty z nim iść? Przecież z Is trochę się nie widzieli cały czas się mijali, a w końcu się przyjaźnili więc nie powinni mu tego robić. Miał ochotę oby dwum pourywać głowy. Max widział, że między nimi jest jakaś chemia, ale on nie jest dziewczyną, żeby miał tę kobiecą intuicję, więc trudno mu było się domyślić, że jego podejrzenia mogą być odpowiednie. Miał ochotę porozmawiać o tym z Is, bo z Czarkiem nie miał zamiaru, pewnie by mu tego nie powiedział, albo on sam jeszcze nie jest pewien swoich uczuć. On już taki był, więc co się dziwić. Ale z Is chciał porozmawiać i jakoś pomóc jakby była taka potrzeba w końcu od tego ma się przyjaciół prawda? Jednak też nie miał zamiaru się wtrącać jeśli żadna ze stron nie będzie tego oczekiwać, ale fajnie by było jakby byli razem. Uwielbiał ich, uwielbiał ich towarzystwo, uwielbiał z nimi spędzać czas, a skoro mogliby coś do siebie czuć to to pewnie nie było dla nich komfortowe. Ale to tylko i wyłącznie podejrzenia Maxa, które mogą się okazać kompletną bzdurą. Z Hogwartu do Hogsmeade nie było aż tak daleko, ale pół godziny zajęło mu dojście do wioski. Miał zabrać ze sobą Gwen, ale podejrzewał, że mogliby się nawet nie znać, bo nigdy ich razem nie widział, a nie miał najmniejszego zamiaru wybierać jej przyjaciół, ona miała swoich, a on miał swoich. Coraz bardziej obawiał się zdemaskowania w końcu coś go tam łączyło z Quinn, a Gwen o niczym nie wie, nawet o tej przeszłości, a przeszłość zaczynała wracać i Max nie miał ochoty nawet tego w żaden sposób powstrzymać. Quinn od zawsze mu się podobała, ale do związku by się chyba nie nadawali, całkiem inne osoby, ale jednak coś ich do siebie ciągnie. W końcu dotarł do Hogsmeade i udał się w kierunku mieszkania Is, gdy tam się tylko znalazł zapukał do drzwi. Nie miał zamiaru wchodzić bez poproszenia go do środka.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
- Nie wiem, co możesz zrobić, chyba nic... nie chciałam Ci mówić, bo wiem, że Ty mnie nie kochasz i nigdy nie pokochasz- szepnęła zbielałymi wargami, patrząc mu w oczy.- Wiem, że nie mam Twojej radości życia i spontaniczności, ale nic nie poradzę, tak się stało i... i już- zakończyła już trochę spokojniejszym tonem, chociaż nadal się trzęsła. Było jej potwornie zimno, jak zawsze, kiedy emocje brały górę. Czuła bolesny ucisk w żołądku i piersi, wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Czarek był tak blisko, tak blisko... Na Merlina, co za potworny moment, chyba najgorszy w jej życiu. Teraz już wszystko przepadło, koniec, proch i popiół. Nie mając już nic do stracenia, przesunęła dłonią po policzku Grishama i pocałowała go delikatnie. Isolde zawsze uważała, że jej usta wyszły matce naturze bezbłędnie, co potwierdzali właściwie wszyscy. Dolna warga była pełna i zmysłowa, górna wyraziście wycięta, cieńsza i w połowie posiadająca delikatne zwężenie, które dzieliło usta Is na dwie równe połówki. Pogłębiła pocałunek, nie mogąc się powstrzymać. Wiedziała, że to bardzo egoistyczne z jej strony, ale cierpiała tak bardzo, że chciała doświadczyć jednej krótkiej i ulotnej chwili szczęścia, nawet jeśli miała potem za nią zapłacić.
Dzwonek do drzwi zupełnie ją zaskoczył. Czyżby raptem wszyscy sobie przypomnieli o jej istnieniu? Akurat teraz, dzisiaj, w tej chwili? - Mam otworzyć...?- spytała dziwnie ochrypłym głosem, patrząc na Czarka niepewnie.
Słuchał jej słów nie bardzo wiedząc jak się do nich odnieść. W zasadzie nie mógł zaprzeczyć, ale potwierdzic też nie. Kochał ją, ale jako przyjaciółkę i nie zanosiło się, by to nagle mialo się zmienić. Kiedy nagle ona zaczęła czuć do niego coś więcej? Zaczął zastanawiać się ile to już mogło trwać,miał nadzieje, że nie za długo. Widzi wyraźnie jak to ją męczy i niszczy. Gorzej być nie mogło, sam Czarek był tym złym draniem, któremu kilka chwil wcześniej chciał dokopać. Zawsze potrafił sobie radzić z wszelkimi kłopotami, a teraz stał jak wryty. Chciał jej ulżyć, nawet bardzo. Może gdyby nie widywała się z nim, byłoby łatwiej jej się odkochać? Czy jej ból by zmalał? Mogła też to odebrać jako ucieczkę chłopaka od problemu, a tak przecież nie było. Jeśli będzie przy niej to mało prawdopodobne, by miłość względem niego się wypaliła. Wszystko, co przyszło mu na myśl było złym wyjściem z sprawy. A jeśliby wpakował się w taki związek? Kto wie, z czasem mógłby ją pokochać jak partnerkę. Nie, to byłoby podłe względem siebie i oparte na okłamywaniu Isolde. Kiedy tak motał się z myślami poczuł smak jej ust. Zamurowało go do reszty. Spojrzał na nią zdziwiony. Przed owym wyznaniem cmoknięcia wszelkiego rodzaju były normalne, teraz nie wiedział jak to odebrać. No, i wtedy się tylko cmokali, a nie obdarzali prawdziwymi pocałunkami. Odruchowo odwzajemnił pocałunek. Tak podle się jeszcze nigdy nie czuł, gdyby mógł stworzyć swojego klona, to najpewniej zaraz by go zabił. Odsunął się od przyjaciółki. -Ja nie wiem co powiedzieć. Widzisz, zawsze Cię kochałem jako siostra i...- utknął w połowie zdania, wypowiedź przerwało mu pukanie do drzwi. Niby fajnie, bo teraz skupia sie na czym innym, z drugiej strony im szybciej zajmą się szukaniem rozwiązania do tej sytuacji, tym lepiej. -Ja otworzę.- powiedział. Może te kilka chwil z dala od Is pozwolą mu się skupić na racjonalnym podejściu do tego zamieszania. Podszedł do drzwi, otworzył je i wielce się zdziwił widząc w nich Maxa, samozwańczego braciszka Grishama. -Proszę, proszę, kogo tu mamy!- uśmiechnął się do przyjaciela- Siema!- rzucił wpuszczając go do środka. Poprowadził go do salonu. Na brode Merlina, nawet nie pomyślał, by zgarnąć go po drodze, w końcu Is była ich wspólną przyjaciółką. Zresztą, Czarek nie wiedział, że sie tu dzisiaj znajdzie, jakoś tak wyszło, w ogóle tego nie planował.
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde było już wszystko jedno. Chyba nigdy w życiu nie czuła się tak zmęczona i wypalona. Grisham co prawda odwzajemnił jej pocałunek, ale dobrze wiedziała, że to nic nie znaczyło. Był przerażony jej wyznaniem i wcale mu się nie dziwiła. Ją też to przygniotło, schudła pięć kilogramów, nie mogła spać, jadła tylko przez rozum, chociaż każdy kęs stawał jej w gardle. Tak bardzo chciała, żeby to wszystko okazało się jakimś koszmarnym snem, żeby mogła pójść do Czarka i opowiedzieć mu, że jej się to śniło, roześmiać się radośnie i zrobić z nim coś niezbyt mądrego, ale bardzo uskrzydlającego- polatać na miotłach czy spłatać komuś niewinnego psikusa. Nie była w tym ostatnim zbyt dobra, ale z Czarkiem wszystko wydawało się czymś przezabawnym. A teraz to wszystko mogło się rozpaść. Wiedziała bardzo dobrze, że ich związek był niemożliwy, że nie nadawała się na partnerkę dla Grishama, że on może ją lubić, może nawet uwielbiać, ale zawsze tylko jako przyjaciółkę, siostrę, człowieka. Że nigdy nie dojrzy w niej ukochanej kobiety, z którą chciałby tworzyć stały związek. Teraz nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji, Is była pewna, że zarówno obecność chłopaka, jak i oddalenie będą ją dalej wyniszczały. Miała tylko nadzieję, że w najbliższym czasie Czaruś nie zwiąże się z jakąś inną dziewczyną, bo to by ją chyba zabiło. Jeśli Is w jakichś momentach była zupełnie bezradna, to właśnie w takich- kiedy kochała.
Kiedy Grisham ruszył do drzwi, dziewczyna zaryglowała się w łazience i spojrzała w lustro. Przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy- świeżo umyte włosy nie tylko były napuszone, ale teraz jeszcze potargane, oczy zaczerwienione i okolone ciemnymi sińcami, twarz nienaturalnie blada, jakby zwlokła się z mar... Po prostu pięknie. Zaczęła się malować, próbując uspokoić oddech. Jeśli coś mogło jej przywrócić panowanie nad sobą, to właśnie zabiegi kosmetyczne. Żeby ukryć swój stan, musiała użyć znacznie więcej specyfików niż zazwyczaj, ale w końcu osiągnęła zadowalający efekt. Uśmiechnęła się na próbę. Wargi miała zdrętwiałe, a w oczach wciąż błyszczał bezbrzeżny smutek, ale może uda się zachować pozory. Nie, chyba jednak nie miała tyle siły. Wróciła do salonu i opadła na kanapę. Ktokolwiek to był, nie będzie wokół niego skakać, poprosi o to Grishama. Wyjątkowo nie będzie się bawić w doskonałą panią domu, bo to wszystko razem nie ma sensu. Teraz już nic nie miało sensu i ta chłodna świadomość spłynęła na Is jak kojący balsam. Teraz można mówić wszystko, robić wszystko, bo karty leżą na stole. Przez złamane serce można nawet umrzeć, Is kiedyś o tym czytała. Może nawet gdzieś zapisze swoją ostatnią wolę i poprosi, żeby na jej nagrobku wyryto, że umarła z miłości. Nie, to byłoby nie w porządku wobec Czarka, który by się o to obwiniał. Zresztą, o czym ona myśli?! - Czarek? Kto przyszedł?
No włąsnie i to go najbardziej zdenerwowało, że nikt go ze sobą nie zabrał. Masakra. Ale nie mógł się na nich gniewać, to była raczej taka inna złość, która miała przykuć jego uwagę. Uwielbiał ich, a to, że byli trochę razem ze sobą może to im lepiej zrobi. Nie chciał z nimi rozmawiać, a Ci stali obok niego jak na szpilkach, a zwłaszcza Is. Szkoda mu jej było, ale na to nie mógł nic poradzić. Bo pewnie i do tej pory nic sobie nie wyjaśnili, a jak było wcześniej wspomniane on sam się nie będzie wtrącać, bo co go to interesuje, prawda? Trochę zajęło, aż ktokolwiek mu otworzył drzwi i zrobił to Czarek co go trochę zdziwiło, bo przecież to nie było jego mieszkanie, a jego obecność wcale go nie zdziwiła. Spojrzał na niego z udawaną wściekłością, ale on to raczej wyczuł, bo Max nie potrafił kłamać, znaczy w ważnej sprawie i owszem, ale teraz to nie była wcale ważna sprawa. - Cholera jasna! Ile razy mam Ci powtarzać, że beze mnie masz się nigdzie nie ruszać?! - warknął uśmiechając się lekko do niego. Widząc jego zaproszenie do środka wszedł. Jednak nie widział nigdzie Is, czyżby on tutaj sam przebywał? Dopiero po chwili jego niepokój został złamany, bo usłyszał bardzo dobrze mu znany głos. - Twój koszmar, kochanie. - zaśmiał się.