Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
Zaskoczony krzykiem Płomyczka znieruchomiałem, czyżbym przesadził? Byłem pewny że nie, więc co się stało? Usłyszałem pytanie wypowiedziane podniesionym głosem, nie mogłem stwierdzić czy to była gra czy też nie. Słowa brzmiały poważnie i miały na celu odepchnięcie mnie, a może tylko mi się zdawało? - Wybacz. - powiedziałem skruszonym głosem. Delikatnie musnąłem ustami miejsce gdzie sprawiłem ból ukochanej. Podniosłem twarz by spojrzeć w zwierciadła duszy Płomyczka i kontynuowałem. - Przyjmę każdą karę...skrzywdziłem ukochaną kobietę....- moje słowa były szczere, choć jednocześnie musiałem się całkowicie kontrolować, szczególnie ten szalejący płomień pożądania w moim ciele.
Pocałował ją w szyję. Uśmiechnęła się na jego późniejsze słowa. - Każdą, tak? - Powiedziała chytrze. Jej dłoń powędrowała do jego policzka. Zaczęła je delikatnie dotykać, pieścić. Cały czas patrzyła przyjaznym wzrokiem w jego odsłonięte oko. Zbliżyła swoje usta do jego ust i zaczęła namiętnie całować. Tak namiętnie jeszcze chyba nigdy się nie całowali. Siedziała jednak w bezpiecznej odległości, żeby nie mógł jej nawet dotknąć. Nagle chwyciła jego dolna wargę między zęby i mocno zacisnęła. Poczuła smak krwi. Pocałowała go w miejsce ugryzienia. Odsunęła się. Na jego wardze widniała niezbyt ładna rana. Była pewna, że zakrwawiła sobie całe usta.
- Każdą, tak? - usłyszałem pytanie, nie...raczej to było stwierdzenie i nie byłem pewien czy wróży cokolwiek dobrego, spokojnie czekałem na karę która miała nadejść. Wiedziałem że oddałem pola i teraz to Margaret jest panią sytuacji, ale to nie miało znaczenia, ciekawość górowała. Jej dłoń delikatnie dotknęła mojej skóry, przesuwała się zmysłowo sprawiając mi niezwykłą przyjemność, jednocześnie właśnie ta dłoń trzymała mnie na odległość powstrzymując od zbliżenia się do ukochanej. Wiedziała że sprawia mi tym rozkosz, a jednocześnie ból, nie móc się zbliżyć i dotknąć Tej pięknej kobiety...nachyliła się i zaczęła namiętnie całować moje usta. Odwzajemniłem z radością pocałunek, choć nie mogłem się do Niej zbliżyć lub dotknąć, byłem w stanie ukazać całą moją pasję i pragnienie w tym niezwykłym akcie. Nagle poczułem przeszywający ból z mojej wargi sączyła się karmazynowa krew, a zadowolona Margaret powróciła na swoje miejsce. Miała zakrwawione usta, uśmiechnąłem się drapieżnie na ten widok. Zeskoczyłem na kamienną posadzkę i podałem chusteczkę Płomyczkowi. - Zadowolona? - krew zawsze była piękna, a na ustach ukochanej w dodatku wyglądała jeszcze bardzo niebezpiecznie. Podobał mi się ten widok, ciekawie kontrastował z suknią Margaret. Połknąłem krew która zebrała się w moich ustach, uwielbiałem jej smak...słodki, ciepły, metaliczny...niezwykły. Nie mogłem doczekać się odpowiedzi Płomyczka.
Głupia Angie! Jeszcze taka kłamczucha i udawała, że niby nie zależy jej na Bellowych wypiekach i udawała taką nieczułą ślizgonkę. Co prawda ruda nie wiedziała co ona tam naprawdę myśli, więc zrobiło jej się trochę smutno, że tak powiedziała. Oczywiście, nic po sobie nie pokazała i zamiast tego, chwyciła następne dwie babeczki i zastanawiała się w kogo by też teraz rzucić. - Świetnie. W takim razie już więcej nie będę się wysilała i robiła czegoś z myślą o tobie - powiedziała dość spokojnie. Co tam, że pewnie i tak nie będzie potrafiła długo się na Angie złościć i już niedługo, znowu będą coś zajadać, robiąc przy tym zupełnie niepoważne rzeczy. Ale to potem. Spojrzała podejrzliwie na puchona, myśląc o tym co on może zaraz zrobić. Ha! I nie pomyliła się. - Nie znam cię puchoniku, ale jak możesz w mnie rzucać TYM i jeszcze brudzić mi ubranie? - spojrzała na niego, na plamę na szacie i znowu na niego, po czym cisnęła w jego stronę jedną z trzymanych babeczek. UWAGA UWAGA! Tym razem trafiła bezbłędnie. W oko. Muahahha. A żeby było weselej, to drugie ciastko rzuciła w Nev. W końcu, co ta będzie tak stała i tylko patrzyła?
Yavan zeskoczył z murku i podał jej chusteczkę. - Dziękuję. - Powiedziała dworsko i oblizała usta z jego krwi, po czym wytarła usta z własnej śliny. Spodziewała się nieco innej reakcji Yavana. To było nieważne, bo reakcja była raczej pozytywna. - Jak najbardziej. - Odparła usatysfakcjonowana. Zeskoczyła z murku w ślad chłopaka. Podeszła do niego, przywierając całym ciałem. - Niesamowicie zadowolona. - Uśmiechnęła się zawadiacko i cmoknęła go w nos. Zaraz później zarzuciła ręce na jego szyję i zaczęła namiętnie całować. Tym razem bez żadnego gryzienia czy innych takich zabaw. teraz miało być już tylko przyjemnie.
Dlaczego gdziekolwiek by nie poszedł, zawsze obrywał najbardziej? To było całkowicie nie fer. Już chciał powiedzieć, że on się tak nie bawi i idzie do siebie. Że są głupie i mają się wypchać, ale nie zdążył, bo oberwał w oko. Centralnie! Noł łej, teraz jej nie odpuści. Chciał być grzeczny, chciał być miły i dać jej spokój, ale teraz to nie ma o tym mowy! - Dla ciebie Panie Puchonie, a nie puchoniku, krukonico. - Wdzięcznie zmiażdżył ją wzrokiem, w tym samym momencie rzucając w nią babeczką. Czubek głowy, proszę państwa. Czubek głowy! Z racji, że pod jego nogą leżała jeszcze jedna babeczka, rzucił ją w kierunku Ślizgonki i... również trafił. Wszak on ćwiczy łucznictwo. Nie ma bata, że nie trafi, ot co. Spojrzał ukradkiem na Nev, która również dostała smakołykiem i nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Jej minę powinno się uwiecznić, hyhy.
Nev stała i z rozbawieniem obserwowała wydarzenia. Ha! To się nazywa wojna! Bo i ona dostała babeczką, Tak, jej mina wtedy wyrażała więcej niż tysiąc słów. Bo dostała... w czoło. Wzniosła oczy do góry, jakby tym samym miała zaobserwować obcy obiekt na jej ciele, ale cóż, na niewiele się to zdało! Wtedy też dosłyszała śmiech Andrzeja. No jak on tak śmiał...? Zamiast jej pomóc! O, skoro tak, to to oznacza wojnę totalną! Z chochliczym uśmiechem ściągnęła babeczkę z czoła, po czym znienacka zaatakowała nią Puchona, obsmarowując jego twarz. Ha! Śmiałeś się to teraz masz. Spojrzała na niego tryumfalnie, po czym wzięła zdezelowaną babeczkę i usiłowała rzucić w Bell, ale nie trafiła. Jaka szkoda, że ona nie ćwiczy łucznictwa, uheheh. No cóż, przynajmniej wiadomo teraz, że pałkarzem w drużynie nie może być, jaka szkoda. Istny dramat.
No tak, trafił w nią, ale dokładniej w ramię. Buuu, teraz była brudna i musiała się przebrać. Oczywiście nie od razu, ale jak tak można bujać po szkole? Nie wypada! Przynajmniej tak uważała. Swego rodzaju wojna zagorzała, przynajmniej na to wyglądało. - Osz tyyy! - Zawołała w kierunku Puchona. - Zaraz zobaczysz, ha! - Śmiała się, no a co miała robić, skoro to było naprawdę zabawne? W tym momencie złość na Bell już jej przeszła. Mimo, że była tu też inna Krukonka, to i tak czuła się jakby była w drużynie właśnie z rudą! Tak z nią przeciwko tej dwójce, a w końcu wspólne walki łączą... nieprawdaż? Ukucnęła próbując podnieść babeczkę, ale były one już tak porozwalane, że gdy tylko ją chwyciła rozpadła się. - Bell, musimy to wygrać. - Zrobiła najpoważniejszą minę, jaką była w stanie zrobić w tej sytuacji i zaczęła latać wzrokiem po podłodze. W końcu musiała znaleźć jakieś, hmm... narzędzie zbrodni? Ha!
Obserwowałem Płomyczka z nieskrywaną radością i fascynacją, ugryzienie było pozytywnym zaskoczeniem także Jej późniejsze zachowanie. Kiedy oblizała swoje wargi moje oczy nie mogły się oderwać od tej czynności, a moja krew wręcz wrzała od natłoku uczuć, następnie z elegancją użyła podanej przeze mnie chusteczki i miękko zeskoczyła z murku. Zbliżyła się i mogłem rozkoszować się bliskością Margaret, kiedy pocałowała mnie w nos nie mogłem powstrzymać się od cichego westchnięcia radości. A Jej głos...zmysłowy, rozpalający niepowstrzymane ognie w moim ciele...czułem ręce Płomyczka na mojej szyi oraz Jej usta na moich wargach. Podniosłem ukochaną i obróciłem się kilkukrotnie wokół własnej osi. Stawiając Ją na kamiennej posadzce nachyliłem się nad uchem Margaret i zmysłowo wyszeptałem. - Kocham Cię Płomyczku...pożądam...- powoli moje usta zeszły na szyję ukochanej i z wolna zacząłem Ją całować. Jedną rękę miałem zanurzoną w płomienistych włosach Margaret, a drugą pieściłem Jej piersi.
JAK ONA MOGŁA?! Przecie on to przypadkiem! No… może nie do końca, ale cichać. A ona tak mu się odpłaca za całe dobro i czas, które jej poświęcił? Wszak równie dobrze mógłby teraz celować w tarczę ze zdjęciem tego bufona Luke’a! Ale nie… przyszedł tutaj, do niej. Żeby się nie zadławiła jabłkiem, tylko otrzymała ciekawą konwersację przed jeszcze ciekawszą i bezbolesną (!) śmiercią. Zacisnął dłonie w pięści, kiedy to ta mała, okropna krukonka obsmarowywała go babeczką. Postanowił jednak wielce miłosiernym gestem wybaczyć jej to wszystko i nie zepchnąć jej z wieży. Zrobił dobrą minę do złej gry i z uśmiechem na ustach zlizał z warg resztki babeczki. - Pyszna babeczka, mogę prosić o dokładkę? – Uśmiechnął się przesłodko i spojrzał na nią proszącym wzrokiem. Ach, jeszcze tylko trochę pokręcić nóżką, pomachać splecionymi dłońmi i zagryźć dolną wargę. Hyhy, chciałoby się. Do tego się nie zniży! O nie! Poprzestał na uśmiechu. Nie patrząc na pozostałe dziewczyny, rzucił jakąś babeczką, która zaplątała się pod jego rękoma i nawet nie spoglądając na rezultat, zaczął zbliżać się do Nev. Byle nie przerwać kontaktu wzrokowego!
Zmiażdżył wzrokiem, ha! Chyba siebie samego, bo Bell spod przydługiej grzywki (która grzywką już daaawno przestała być, bo zagarniała ją za ucho), co jej opadła na oczy, dodatkowo posklejanej kawałkami słodkich wyrobów, nic a nic nie widziała! - Chciałbyś PUCHONIKU - powtórzyła jeszcze raz, ale o wiele, wiele bardziej dobitnie. Babeczka rozplaskująca się na jej głowie, już specjalnie jej nie zdziwiła, ha, musiał się bardziej chłopczyna postarać, a nie tak szedł na łatwiznę. Wyszczerzyła się szeroko do Angie, na jej słowa. O tak, teraz grały w jednej drużynie i o ile wcześniej Bell również była na nią zła, to w tej chwili o wszystkim zapomniała. Spojrzała groźnie na pozostałą dwójkę i chociaż Nev telepatycznie przekazywała jej błagania o pomoc, to uznała, że niech sobie radzi z puchonikiem, ona nic w tym kierunku nie zrobi. Zgarnęła z ziemi babeczki co zdążył się rozpaść i te dość spore okruszki zgniotła ze sobą, że stworzyły coś, czym chociaż dało się rzucić. Co z tego, że w locie się rozwaliło! Przynajmniej miało większy zasięg i kawałki dotarły zarówno do Nev, jak i puchonika oraz pobliskiej ściany. - Poddajcie się! W przeciwnym razie zostaniecie związani i nakarmieni tymi oto okruszkami - powiedziała prawie-poważnym-tonem.
Yavan pewnie nie miał najmniejszego pojęcia jak bardzo widać po nim to, co czuje. Na pierwszy rzut oka każdy mógłby stwierdzić jaki ogień się w nim znajduje. Kiedy tylko skończyli się całować, uniósł ją do góry i obrócił się kilka razy wokół własnej osi. Margaret cały ten czas cicho piszczała. - Zostaw mnie! - Mówiła ze śmiechem. W końcu postawił ja na ziemi, a jego usta przybliżyły się do jej ucha. Kiedy usłyszała słowa Yavana, jej ciało przeszedł niesamowicie przyjemny dreszcz. Nie zdążyła nawet pomyśleć o czymkolwiek, a jej luby już zaczął ja pieścić, doprowadzając do cichego mruczenia. Niech teraz on sobie po dominuje...
Piszczała cichutko, a w Jej zwierciadłach duszy nie było ani odrobiny strachu, czy też złości, tylko czysta radość którą czerpała z tej chwili. Oczywiście po chwili postawiłem Płomyczka na ziemi, choć to nie Jej prośba mnie do tego skłoniła, a płomień który we mnie płonął. Kiedy schodziłem ustami coraz niżej szyi kierując się powoli ku piersią ukochanej, ręką którą bawiłem się włosami Margaret zszedłem nieśpiesznym ruchem ku zamkowi sukni i rozpiąłem go do połowy, oraz pozwoliłem ręce podążać niżej wzdłuż kręgosłupa. Strój Margaret nie opadł za to stał się luźniejszy dzięki czemu moje usta mogły dotknąć piersi ukochanej. Pieściłem delikatnie Płomyczka wsłuchując się w muzykę Jej ciała.
Nie mogła nie poddać sie jego pieszczotom. Czuła w podbrzuszu lekkie mrowienie, na jej ciele pojawiła sie gęsia skórka, spowodowana tym niezwykłym podnieceniem. Pozwoliła mu do połowy rozpiąć swoja suknię, po czym wyprężyła się tak, żeby to jej piersi były na pierwszym planie wzroku Yavana. Chwyciła jego głowę w dłonie, popatrzyła mu głęboko w oczy i złożyła na ustach soczysty i bardzo długi pocałunek, po czym skierowała jego usta do swoich nabrzmiałych już piersi. Zaczęła delikatnie gładzic jego włosy, cicho mrucząc. Nagle sięgnęła ręką w jego stronę i czym prędzej pozbawiła go jego pirackiej koszuli. Uwielbiała patrzeć na jego tors z tyloma bliznami, był to dla niej niesamowicie podniecający widok. Zsunęła w tym czasie swoją suknie tak, że od pasa w górę była już naga.
Przypadkiem, jasne! Nie pomógł jej i się tylko z niej nabijał! A w ogóle to chciał ją zabić, wyobrażacie sobie?! Ją, cudowną, piękną i seksowną Nev! Przecież jest za młoda na śmierć. A teraz jeszcze Andrzej chce ją napaść, bo zbliża się do niej z bardzo groźną miną. A Bell nie lepsza, w ogóle jej nie obchodzi, że biedna Krukonka straci zaraz życie! Mówię wam drodzy czytelnicy, dramat, istny dramat. Nie ma ratunku, nie ma nadziei! Zamrugała niepewnie i uśmiechnęła ironicznie. - Jasne, weź sobie z podłogi. Ale do mnie się nie zbliżaj! - powiedziała, po czym wyciągnęła różdżkę i zaczęła nią robić kółka w powietrzu. Ot tak, żeby go czymś postraszyć. Potem dosłyszała słowa Bell. Phi, może i nie jest Gryfonką, ale bez walki to się nie podda, nie ma co! Nie spuszczając zatem z oczu Andrzeja, nie opuszczając też różdżki, zgarnęła jakieś większe kawałki babeczek spod nóg i wycelowała. Próbowała trafić w Angie, ale niestety, jedzenie dosięgnęło jakiejś rozochoconej parki, której grupka ludzi wcześniej nie zauważyła. - SORKENS - rzuciła do nich, niemal dławiąc się ze śmiechu. Cóż, widocznie niektórzy mają aż przesadną naturę ekshibicjonistyczną, skoro tak na oczach innych, takie zabawy urządzać! Pechowo jednak ta sytuacja tak ją rozbawiła, że przestała być ostrożna. A więc zginie na wieży! Cóż za tragedia.
Ależ ja ci mogę obiecać, że przypadkiem! Mężczyźni już tak mają, spróbuj go zrozumieć, a nie wyzywasz go od najgorszych, jeszcze się chłopak zamknie w sobie i dopiero będzie. Nie chciał jej zabić, tylko ją postraszyć! Przecież takie cudowne geny jak jego nie mogły się zmarnować w więzieniu. Nikt nie jest za młody na śmierć, buhahaha. Nie no, żarcik. Nie panikujmy, no proszę… przecież jej nie zwali z tej wieży, nawet, jeśli by tego chciała. Bez paniki, no naprawdę. Przecież panicz Canavan jest bardzo wraźliwym chłopcem. A Bell w to nie mieszaj, bo to w końcu sprawa naszej dwójki, a poza tym, chyba nieświadomie podzielili się w jakieś grupki, w których Nev i Andrzej byli razem, więc powinni się jakoś zgrać, prawda? No proszę, ktoś tu próbuje robić dobrą minę do złej gry i to wcale nie jest Endrju! - Oj, czyżbyś się mnie bała? – Zaśmiał się trochę sarkastycznie, choć właściwie to mu się wyrwało, bo nie chciał być niemiły. W końcu to złoty chłopak jest, nie w głowie mu intrygi. Nie przejmując się różdżką wyciągniętą w jego stronę, nadal zbliżał się do Nev, która rzuciła babeczką w jakąś migdalącą się parę. Niedobra! Przerwała im zabawę. Z drugiej strony… ciekawe dlaczego nie zauważył ich wcześniej! Gdyby tylko miał aparat, no! To dopiero byłaby zabawa. Mógłby wysłać zdjęcia do gazetki szkolnej albo gdzieś w świat z nagłówkiem „Fetysz w miejscach publicznych, bać się, czy śmiać?”. - Eee… może pójdziecie w bardziej ustronne miejsce, co? – Spojrzał w ich stronę niezadowolony. No naprawdę, co za brak kultury. On tu sobie kulturalnie grozi, a oni takie numery mu tu wykręcają. Co za ludzie! Zwrócił całą swoją uwagę na rozchichotanej Nev i korzystając w chwili nieuwagi, kiedy t cofała się do tyłu, szybkim mykiem godnym miszcza karate podłożył jej nogę. Dziewczyna wylądowała na podłodze wśród resztek babeczek. - Och, chciałaś mi podać te babeczki? Nie trzeba, naprawdę. – Pokazał jej język, zbliżając swoją twarz do jej twarzy i kładąc dłonie na jej talii, po czym… zaczął ją gilgotać! Buhahaha… ale z niego szatan.
Niesamowite doznanie, wpatrywać się błękitne zwierciadła Margaret, a następnie nasze usta złączył długi pocałunek. Z radością pozwoliłem by ukochana poprowadziła mnie ku Jej jędrnym piersią, moje usta nieśpiesznie błądziły pobudzając Płomyczka. Jedna z rąk nadal delikatnym ruchem masowała plecy, a palce drugiej powoli przesuwały się wzdłuż wewnętrznej części ręki. Uśmiechnąłem się w myślach kiedy pozbyła się mojej koszuli, moje ciało pokryte bliznami nie gorszyło Margaret, nawet sądziłem że Jej się podoba. W chwilę potem suknia ukochanej nie zakrywała już Jej ciała od pasa w górę, przez chwilę podziwiałem Płomyczka, nie mogąc się powstrzymać powiedziałem. - Jesteś przepiękna... - po tych słowach pocałowałem krótko Jej usta i ucho szepcząc jeszcze ostatnie słowo. - najpiękniejsza. - klęknąłem przed Nią i zacząłem pieścić brzuch ukochanej, lewą ręką jak i ustami delikatnie rysowałem niewidzialne kręgi. Prawa ręka wodziła od szyi ku nabrzmiałym piersią, muskała skórę Płomyczka w taki sposób by można było owe pieszczoty uznać za sprawkę mocniejszego wiatru. Pragnąłem uszczęśliwić kobietę mojego życia i właśnie to robiłem czerpiąc z tego ogromną przyjemność.
Ależ on nic o tym nie wie, że wyzywam go od najgorszych! Zresztą wybacz, muszę się solidaryzować z moją postacią, sorry. Musisz to jakoś przeboleć! Geny?! Takie geny niech szlag trafi, ot co! W sumie ktoś mógłby to zrobić, oszczędziłoby mi to wielu problemów z postaciami! Ale skoro twierdzisz, że Andrzej jest zbyt miękki do tego wyzwania, no to trudno, nie pozostaje mi nic innego, jak jedynie przytaknąć. Cała sytuacja z Yavanem i Margaret wydała jej się naprawdę zabawna. I to na tyle, że niespecjalnie zwracała uwagę na słowa Puchona. No właśnie, Marg, jak mogła jej nie poznać?! Aż się zaczęła w pewnym momencie dziwić. A rozbawienie ustępowało narastającemu uczuciu zszokowania i zażenowanie jednocześnie. Dobrze, że nie zastała w takiej sytuacji Colina, bo oglądanie brata podczas INTYMNYCH ZAJĘĆ jest dosyć obrzydliwa, hehe. Nawet nie zorientowała się kiedy znalazła się na podłodze wśród babeczek. Pech chciał, że rąbnęła głową w podłogę, dlatego się za nią złapała (za głowę, nie podłogę), a na jej twarzy pojawił się niezadowolony grymas. - Kurwa - warknęła w kierunku Andrzeja, a kiedy ten się do niej zbliżył, bezceremonialnie kopnęła go w krocze. Co za pech! Na łaskotki z kolei nie miała ochoty, bo wciąż napieprzała ją czaszka. Jak rozkosznie.
Huhuhuh, już ona pokaże Nev co to znaczy prawdziwy krukonizm. Chociaż nie, chyba nie mogła, bo ona też nią była... a tam, kto by się tym przejmował. Niech oni sobie będą tymi walecznymi gryfonami, w końcu to logiczne myślenie jest ważniejsze niż siła, ha. Bell by pewnie teraz jakoś zaatakowała czy coś, żeby jej wcześniejsze słowa poparły czyny, ale... jej wzrok podążył za rzuconymi przez Nev, rozpadającymi się babeczkami... i natrafił na wielce interesującą sytuację. Przez chwilę, nie do końca wiedziała co ma robić. Śmiać się, płakać, może uciec z krzykiem albo dać szlaban. Nie, to byłoby zdecydowanie zbyt łatwe. Udało jej się w miarę szybko oprzytomnieć i pomyślała dokładnie o tym samym, co chwilkę wcześniej Andrew! Dla odmiany, Bell aparat miała, bo w końcu w jej torbie było wszystko (prawie) i już po chwili przekopywania papierów, trzymała go w łapce. Nic nie było w stanie powstrzymać jej przed użyciem tego oto urządzenia, już wręcz przystawiła oko do wizjera, by zrobić ZDJĘCIE YAVANOWI I MARGARET W BARDZO JEDNOZNACZNEJ POZYCJI. Tak, tak, nacisnęła guziczek i obrazek od razu się wydrukował, bo to takie bajeranckie cacko było. Zrobiła ich przynajmniej z pięć, żeby było co wysłać do plotkarskiej gazetki i takie tam (jakby się któreś zgubiło czy coś) i schowała do kieszeni szaty. Patrzyła na parę, teraz raczej z szokiem, że tyle się działo, a ci potrafili na nic nie zwracać uwagi... No bo, dobra, byli sobie w swoim kącie, zacienionym i w ogóle, ale jak dla niej, to i tak potrzeba więcej prywatności. Prawda? Niektórzy ludzie są dziwni... Zaczęła się śmiać, tak po prostu, bo już nie wiedziała co powinna robić, a chyba to było najodpowiedniejsze w takiej sytuacji. Usłyszała za sobą przytłumione "łup" i zaraz odwróciła się w tamtym kierunku. Na Rowenę! Podczas gdy ona dawała upust swym umiejętnościom początkującej dziennikarki, Nev i puchonik zmienili strony i zostali przeciwnikami, bo... niemalże kotłowali się na podłodze. - Nev, wszystko okej? - uklęknęła obok niech, spoglądając jej w twarz. A co do puchonika, to jakby w odruchu, zrobiła mu zdjęcie, kiedy poleciał do tyłu, pięknie kopnięty.
Wieczór, gwiazdy i jedzonko. Dzisiejszy wieczór Haru chciała spędzić...sama! Dlaczego akurat sama? Dlaczego?! Czy aby Haru dobrze się czuje? Tak dobrze! Po prostu dziewczyna chciała pobyć w...spokoju. Ale mniejsza o większość. Dziewczyna jak zwykle w wolnych chwilach była ubrana bardzo osobiście. No cóż, w tym czasie nie było słońca i dziewczyna nie miała na sobie czarnych ubrań. Wręcz przeciwnie była baaardzo oryginalnie ubrana ( to ta babka z kropkami^^). Weszła na szczyt wieży z koszykiem. Dlaczego z koszykiem? Przecież ,ona zawsze nosi torby. Ale, to był wyjątek, o. A w koszyku znajdowały się różniej maści ciastka i mleko. No i kocyk. Aaaaa, to zmienia postać rzeczy. Haru chce urządzić sobie piknik w blasku gwiazd w ciszy, aby rozmyślać nad kolejnymi projektami. Szła, szła,aż się doczłapała, ale zaraz, zaraz. Co ona przed sobą widzi! Matko, Maćku i inni!!!! Tu się jakieś ludzie ciumciają!! No to już karygodne. Haru miała ochotę iść stąd, ale usłyszała jakieś znajome głosy. Szybciutko i cichutko ominęła chłopaka i dziewczynę by zobaczyć kto tam dalej jest. O mój Boże! Przecież to Andrzej z Nev? Oni się znają? Co oni do licha robią? I co robi tu Bell? Bitwa na żarło? Jezu, Matko, Maćku co tu się DZIEJE? Dwoje kochających się i kilka ludzi, którzy walą się babeczkami. NO coś tu trzeba zrobić. Ale co? Oj, Haru myśl, myśl! -Co tu się dzieje? Nev, wytłumacz mi to razem z Andrzejem!!! - wrzasnęła do osób. Jejku! Jeszcze nigdy tak nie krzyczała do innych, ale z czasem trzeba niestety. -A i bym zapomniała. Hej Bell - przywitała dziewczynę uśmiechając się do niej, ale koło niej stałą jeszcze inna osoba. Nieznajoma dla Haru, ale żeby nie być totalnym gburem uśmiechnęła się od niej i pomachała ręką. Ale się pięknie zapowiada jej ,,samotny piknik" nad gwiezdnym niebie.
Ostatnio zmieniony przez Harukichi Yamato dnia Pon Maj 30 2011, 16:35, w całości zmieniany 1 raz
Dopiero po chwili zauważyłem kilka świateł które rozświetliły nas i usłyszałem głos dziewczyny. Więc oprócz mnie i Płomyczka były tutaj co najmniej cztery osoby. Zimny pot pojawił się na moim karku i schodził w dół kręgosłupa, powoli nie robiąc jeszcze większego zamieszania pomogłem Margaret ubrać na powrót swoją suknię. Miałem pustkę w głowie nie wiedziałem co mam robić, kiedy dopiąłem suwak nawet nie zarejestrowałem kiedy znałem się przy dziewczynie z aparatem. W porę opamiętałem się i nie dokończyłem sztychu wymierzonego w Jej szyję. Mieli szczęście że nie zareagowali na mój ruch, w przeciwnym wypadku moje sztylety już tkwiły by w ich ciałach. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę że to grupa uczniów, dokładniej uczennic i jednego ucznia. - Zdjęcia....mogłabyś je oddać? - moje słowa były przesycone słodyczą, miły bezpieczny ton nie zdradzał tego co działo się w mojej głowie. Tylko wzrok mówił że w tej chwili jestem zimnym skurwy...jeśli ktokolwiek spojrzał w moje zwierciadła duszy mógł ujrzeć także moje drugie oko, lodową wyspę pośrodku karmazynowego morza. - A bym zapomniał. Wybaczcie że przeszkodziłem w zabawie. - wypowiadając te słowa uśmiechnąłem się ciepło. Jeśli któreś z nich zrobi coś podejrzanego to moja reakcja nastąpi błyskawicznie i wątpię by komuś się to spodobało. Jest niewielka szansa że kiedykolwiek walczyli o życie i wiedzą jak zachować się w takiej sytuacji, ale mam nadzieję że każde z nich posiada instynkt samozachowawczy, przecież nie drażni się kobry! Czas działał na ich korzyść, sekundy mijały, a ja w raz z nimi odzyskiwałem spokój.
Czuje to telepatycznie, ot co. No, może i musisz, może i musisz. Ale nie myśl, że kiedyś ci tego nie wytknę. Potrafię być bardzo pamiętliwa, buhahaha. Nie wiesz, o czym mówisz. Naukowo stwierdzono, iż jego geny są w jak najlepszym porządku, a plemniki zapierniczają z prędkością światła, co jest oczywiście de best i te pe. Nie jest zbyt miękki, siedział w brzuchu matki aż za długo i teraz jest twardy jak skała! Nie wyzywaj go od mięczaków, bo w geście bronienia honoru zaraz ci coś zrobi! Ale nie chce siedzieć w więzieniu, okej? Przecież tam nic się nie dzieje! Kątem oka patrzył na migdalącą się parkę, mając wymalowane na twarzy jedno wielkie „WTF?!”. No, bo ludzie! Trochę przyzwoitości! Jak będzie miał ochotę pooglądać takie sceny, to ich poprosi, skoro tak lubią widownię. Ale teraz ochoty nie miał, o! I niech mu tu pod nosem nie świntuszą. Jeszcze do tego bezczelnie ignorują babeczki! Skąd się biorą tacy ludzie? UPS! Ją to zabolało? Jaka szkoda. Naprawdę! Strasznie mu z tego powodu wstyd. A przynajmniej było do czasu, kiedy to wcalenieszanowna Krukonka przywaliła mu w jego zacne gonady. O co jej chodzi? - Ja pierdolę, Campbell - o tak! Właśnie tak. Tera będzie się do niej zwracać po nazwisku. Głupia baba! Nawet nie zauważył, kiedy Bell, pewnie czytając w jego myślach niczym Edłard Kulen w spódnicy, zrobiła parce zdjęcie. Oparł się o barierkę, ochraniając dłońmi zranione miejsce przed ewentualną powtórką z rozrywki. Pomachał niemawo Haru, cicho pojękując. - TO, TO JEST POTWÓR! – Wycharczał wskazując na Nev. Haha! Niech poczuje ciężar oskarżycielskiego palucha! Niech Gryfonka coś zrobi no! Walnie prawym sierpowym, ukłuje ją ołówkiem czy tam udusi jedwabnym szaliczkiem… cokolwiek! Byle tylko ten demon się do niego nie zbliżał. A przynajmniej na razie, póki jest bezbronny. Poza tym on kobiet nie bije, więc jej nie odda. Ale wyręczyć się można, a co! W końcu wyprostował się i popatrzył spode łba na tego tam chłopaka, który widocznie zdał sobie sprawę, że nie jest ze swoją dziewczyną sam. Brawo dla niego! Dać mu herbatki! - Nie, nie może ci ich oddać. A bo co? – Podszedł bliżej, zmierzył chłopaka od stóp do głowy i cicho prychnął. Nie z nim te numery ze słodyczą, lizaczkami w nagrodę i tęczą w tle, o nie! On się nie da nabrać na czekające za rogiem jednorożce, a w każdym razie udawał, że tak jest. Dla efektu założył ręce na wysokości klatki piersiowej i pewnie spojrzał na chłopaka. Ma w kieszeni spodni strzałę, a w głowie czy gdzieś w tych okolicach refleks. Niech tylko spróbuje mu podskoczyć, ot co. Jeśli jednak musiałby kogoś zabić, to nie będzie oponował, jeśli wybierze sobie Nev. W końcu ten gościu musi mieć coś z życia!
No proszę jednak tacy ludzie są wszędzie, nigdy nie zauważą niebezpieczeństwa w dodatku szukają sposobności do walki. Nie ma znaczenia gdzie się znajduję większość traktuje mnie jak niewinną i nieszkodliwą osobę. Ja nie zamierzam popełniać takiego błędu, czujność to podstawa. W dodatku bawi mnie to że patrzą na mnie z góry, co nawet nie jest tylko przenośnią bo nie mogę poszczycić się odpowiednim wzrostem. - Wybacz ale mam nadzieję usłyszeć odpowiedź z ust osoby którą zapytałem, ma przecież prawo podjąć decyzję ze wszystkimi jej konsekwencjami, ale gratuluję. - chłopak starał się bronić dziewczyn. A mój głos nadal ociekał słodkością, co sprawiało ogromny dysonans w stosunku do sytuacji. Trzeba było to zmienić, zwróciłem się do dziewczyny. - Przepraszam nawyk z rodzimych stron, jeśli poczujesz się lepiej to proszę. - sprawnym ruchem obróciłem ostrze które było wymierzone w Nią tak by mogła chwycić za rękojeść jeśli miałaby na to ochotę. - Chciałbym odzyskać zdjęcia, możesz je także zniszczyć. No chyba że jesteś osobą która czerpie przyjemność z krzywdzenia innych. - spokojnie czekałem na odpowiedź. Trudno pozbyć się starych nawyków, dlatego w myślach analizowałem każdy możliwy wariant walki jaka mogła się wydarzyć. Miałem nadzieję że nie popełnią jakiejś głupoty i nie doprowadzą do walki która mogła zakończyć się czyjąś śmiercią.
Rany, to wszystko działo się zbyt szybko jak na gust Nev i jej biedną, obolałą głowę, którą po chwili uniosła, by zobaczyć, jak Bell pstryka jakże dziennikarskie zdjęcia. Uśmiechnęła się złowieszczo, ale potem na twarzy znów pojawił się grymas z powodu nawracającego bólu głowy. Usiadła zatem, a kiedy Krukonka się do niej zbliżyła, po raz kolejny uśmiechnęła się dzielnie. - Spoko - powiedziała do niej luzacko, by w końcu wywrócić oczami na jakże cenną uwagę Andrzeja. - Pierdol, byle nie mnie - rzuciła do niego, wciąż macając swoją biedną główkę. Jak on mógł, takie chamstwo, takie świństwo! Smarowanie babeczką twarzy było niewinne, bo przez to nie mógł zginąć, a ona owszem! Co jeśli ma wstrząśnienie mózgu?! Czy ktoś ją uratuje?! Tego dowiecie się w innym odcinku! - Dla ciebie pani potwór - burknęła jeszcze do P U C H O N I K A, po czym dostrzegła Haru, no nareszcie, jakieś wybawienie! - A nic, ten brutal i czop mnie bije, ot co - wyjaśniła jej, wskazując na Andrzeja, który zaczął kozaczyć w kierunku Yavana, na co Nev ponownie wywróciła oczami. Jednak zdawało się, że sytuacja jest poważna. Szczególnie, kiedy Ślizgon obrał sobie za cel Bell, która zdawała się być w lekkim potrzasku. Cóż, nie było czasu na myślenie, dlatego korzystając z nieuwagi wszystkich wokół, szczególności Yavana, który dyskutował z Andrzejem i Bell, prześlizgnęła się szybko do niego i kopnęła w kroczę, równie zwinnie co uprzednio Puchona. Ha! Powinna to robić zawodowo, bo jej szybkość i celność była niemalże mistrzowska. Może powinna przepisać się na ścigającego w quidditchu, hehe.
O Roveno, co za wariat! Bell, upewniwszy się, że z Nev jest wszystko okej, wstała, i nie zareagowawszy słowa ślizgona, który chciał, żeby oddała mu zdjęcia, patrzyła na poczynania Andrewa. Ten to ma tupet, chyba nigdy nie potrafił być poważny, a rudowłosa, już z przyzwyczajenia patrząc w oczy, nie miała wątpliwości, że chłopak nie ma przyjaznych zamiarów. Ale z drugiej, strony mieli przewagę liczebną, no nie? Więc co mógł im zrobić...? Jego głos ociekał słodkością, co wcale nie było fajne, ale musiał być też strasznie pewny siebie. To źle. Przez chwilę jeszcze rozważała wyjęcie różdżki, z drugiej kieszeni szaty niż ta co w niej zdjęcia miała, ale nie zdążyła, bo chłopcy skończyli jakże cudowną pogawędkę i przewrażliwiony zieleniec prawie dźgnął ją jakimś czymś, co niewątpliwie było ostre i mogło zrobić krzywdę. Ha, zawsze uważała, że ludzie z tego domu są nie do końca normalni... Nie no, świetnie, zaraz ją tu przebije i wykrwawi się na śmierć. Ciekawa perspektywa. Bądź co bądź, nie zamierzała aż tyle poświęcać dla głupiego (choć niewątpliwie mającego przed sobą wielką karierę) zdjęcia. Wzięła głęboki wdech, żeby się trochę uspokoić, bo trzeba przyznać, że się tą sytuacją nieco zdenerwowała i sięgnęła do kieszeni, by wyjąć zdjęcie. Jedno zdjęcie. Jak na krukonkę przystało, wciąż jeszcze myślała, jak mieć z tego korzyści. Podała chłopakowi fotografię i z kamienną miną (żeby przypadkiem nie domyślił się co kombinuje) czekała na jego reakcję. Wcale nie trwało to długo, aczkolwiek spodziewała się czegoś nieco innego. Korzystając z sytuacji, że Nev pięknie zaatakowała, odsunęła się trochę do tyłu, wyszarpnęła z lewej kieszeni różdżkę i skierowała ją na chłopaka. Drętwota. Nie czekając nawet, żeby sprawdzić czy niewerbalne zaklęcie trafiło, obróciła się na pięcie i zbiegła po schodach, pociągają za sobą Angie, która chyba nieco się zagapiła.
Jedna z dziewczyn próbowała mnie podejść, wykonała solidną robotę. Wykorzystała czas w którym rozmawiałem z innymi, niestety dla Niej specjalizuję się w tej dziedzinie, więc dokładnie widziałem co planowała. Kiedy nastąpiło kopnięcie błyskawicznie złączyłem nogi i atak nie dosięgnął celu. Widząc że Pani Fotograf odsuwa się i sięga po różdżkę padłem na ziemię jednocześnie przewracając dziewczynę która zaatakowała moją męskość, następnie wykonałem kilka przewrotów by uniknąć zaklęć które zapewne poleciały w moim kierunku. Było blisko jednak nie dosięgły mnie. - Brak cierpliwości. - westchnąłem cicho, a na moich usta pojawił się miły w żadnym wypadku nie udawany uśmiech. - Nic Ci nie jest? - zwróciłem się do leżącej osóbki – Już po wszystkim, więc się nie martw. Jeden zero dla was. Nazywam się Yavan Hyjandal miło Cię poznać. - prowadząc rozmowę cały czas miałem się na baczności, jeszcze komuś strzeli coś do głowy, a przecież to całkiem dobre zakończenie. Nikogo nie zabiłem a to już coś. - Jakbyś mogła przekaż koleżance wiadomość, że z chęcią wykupię resztę zdjęć, niech się skontaktuje i poda cenę zobaczę co uda mi się w tej kwestii uczynić. - cała moja złość gdzieś prysła, ale zadanie pozostało. Mam nadzieję że Pani Fotograf zgodzi się odsprzedać resztę zdjęć.