Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
Dla Yavana to oczywiście TYLKO skaleczenie, ale dla Margaret to było więcej. Ona nie lubiła krwi i nawet przy małym draśnięciu zachowywała się tak, jakby zaraz miała jej odpaść część ciała,m z której choćby kapnęła jej krew. - Przynajmniej nie będzie żadnej blizny. - Powiedziała spokojnie. - Pracuję teraz nad mieszanką, która mogłaby usunąć blizny. - Powiedziała z tryumfem. Musiała się przecież pochwalić, że nie jest taka zła. Przytulił ja mocno i powiedział to, co dla Gryfonki było najcudowniejszymi słowami na świecie. Przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. - Ja? Talent aktorski? - Spytała zdziwiona.
Mogłem zrozumieć że nie przepada za widokiem krwi, choć dla mnie był całkiem normalny, zapach smak do tego wszystkiego można było się przyzwyczaić. Choć wolałbym by nigdy tego nie doświadczyła. - Przeszkadzają Ci moje blizny? - większość ludzi dziwnie reagowała na moje ciało pokryte bliznami, albo raczej powinienem powiedzieć naturalnie okazując zdumienie i strach. Ciekawiło mnie jaki stosunek na temat tej sprawy miała Margaret. Jednocześnie obawiałem się odpowiedzi, moja rodzina mogła oczyścić moje ciało ze wszystkich skaleczeń i ran, ale nigdy sobie tego nie życzyłem. Były to dowody tego czego dokonałem i w jaki sposób, więc nigdy się ich nie wstydziłem. Ale jeśli ukochana chciałaby bym się ich pozbył zrobiłbym to, przynajmniej te które by się dało. - Z chęcią wypróbuję ją jeśli pozwolisz. - między tym zdaniem, a poprzednim była całkiem spora przerwa, więc mogło zabrzmieć dość dziwnie. - A nie? - odpowiedziałem pytaniem nie przestając delikatnie całować główki ukochanej, zniżyłem twarz tak bym mógł spojrzeć w zwierciadła Płomyczka. - Jeśli kiedykolwiek zrobię lub powiem coś co Ci się nie spodoba chciałbym byś dała mi o tym znać.
Ostatnio zmieniony przez Yavan Hyjandal dnia Sro 4 Maj - 10:32, w całości zmieniany 1 raz
Popatrzyła na niego z ukosa. - Czy ja powiedziałam coś o tym, że mi przeszkadzają? - Powiedziała z lekkim wyrzutem . - Pochwaliłam się z nadzieją, że zechcesz, żebym mogła testować wywary na Tobie. - Wiedziała, że nic mu się nie stanie. - A tak? - Spytała głośno z szerokim uśmiechem. Znów patrzył jej tak głęboko w oczy. Z jednej strony lubiła to, a z drugiej nie do końca. Kiedy ona tak patrzył w jej oczy miała wrażenie, że wie o czym myśli, myślała lub kiedykolwiek będzie myśleć. To nie było komfortowe. - Kto jak kto, ale ja na pewno ci o tym powiem. - Zaśmiała się na koniec i przytuliła do jego piersi.
No dobrze, powiedzmy, że ci wierzę. O to, to! Trudne i nieodgadnione. Nawet dla takich mózgów, jak my. Ja już to złapałam i nie puszczę aż do kiedyś tam. Nie ma bata. Głupota to bywa upierdliwa czasami. Szczególnie, kiedy chowa żelki na innej półce niż zwykle, gdzieś za sałatą, śpiewającym groszkiem Bondjułel i frytkami z McDonalda. Nie drążmy tematu, bo naprawdę się pogubimy. Byli zachwyceni i to się liczy. Mam nadzieję, że cokolwiek zrozumiałaś, bo latam z kwiatka na kwiatek jak jakaś pszczoła z ADHD. W końcu coś wspólnego, a nie cały czas różnice. Może oboje znaleźliby jakiś uniwersalny środek na tą cechę. Ale, ale… przecież nerwowość to znowu nie jest taka wielce zła. Jak się kogoś walnie albo coś rozwali to zawsze można na nią zrzucić. A dziewczyny to już w ogóle mają argument: „Zbliża mi się okres. To wszystko przez te cholerne hormony”. Otóż mężczyźni też mają hormony! Ale na to już nikt nie patrzy. Jakby jakiś chłopak zwalił coś na testosteron, to nauczycielka by go wyśmiała i dowaliła podwójny szlaban. To jest dopiero życie usłane igłami! Wspólny ojciec? Właściwie niezła myśl. Z Irlandii do Anglii nie jest jakoś wielce daleko, a tatko Andrewa przecież dużo podróżował. Chociaż z drugiej strony… nieee… nie mogli mieć wspólnego ojca. Przecież… nieee… nienienie. Nie mają, to pewne. Łatwo powiedzieć, nie bierz tego do siebie, ale Puchon jest bardzo pamiętliwy, choć właściwie on nie wie o tej ropusze (?), więc spoko. Zgodnie z moją dewizą życiową: „Wszyscy jesteśmy nienormalni, lecz tylko niektórzy zdiagnozowani”. I chwała tym, którzy potrafią się przyznać, że owszem, są dziwakami czy tam szaleńcami. Chwała mi! A no tak, przepraszam, zapomniałam o tobie, moja droga. Hoho, razem mamy tyle IQ, że Doda się może jedynie schować w szafie i udawać poduszkę, ot co. Może nawet zaproszą nas do jakiegoś reality show, jako jury! Albo… wiem! Pójdziemy do tap madl i będziemy niczym Dżoana Krupa płakać i dawać im wszystkim te zdjęcia czy coś. Ale oczywiście będziemy lepsze, bo nie będziemy kaleczyć naszego języka. Ach, wzruszyłam się. No nie wiem, nie wiem… w końcu lekarze też znają się na anatomii, a czasami coś im nie wyjdzie. Ale w sumie… kto nie ryzykuje, ten nie ma, więc można by spróbować z tymi badaniami. Oczywiście, kiedy Nev już się o wszystkim. Okej, Endrju już rusza na podbój. Zobaczymy, czy masz rację! Oj, dumnie. Gdyby chłopak to usłyszał, to bardzo by się zasmucił, że nie może tak o sobie mówić. Aczkolwiek, mógłby być Protoplastą Macierzyństwa wśród płci męskiej, również zacnie i swojsko. A czemu nie będzie mieć dzieciaków? Czyżby Nev miała jakieś problemy zdrowotne? Jeśli tak, to przed nami kolejny problem do rozwiązania. Zostaniemy chyba Pogromcami Mitów Anatomicznych i Psychologicznych (w skrócie PMAP). Ale przynajmniej wiadomo, że wredota przetrwa i, co więcej, będzie się rozszerzać, więc świętujmy! Uuu…. Endrju dostał buziaka, Endrju dostał buziaka. No to się mamusia ucieszy, hyhy. Kit z tym, że buziak był w policzek i to z czystej, nieskażonej żadnym głębszym uczuciem, sympatii. Ano nie spodziewał się, nie spodziewał. Nie ma, co ukrywać. A komplemenciarzem owszem jest. Takich, to już się niewielu spotyka, trzeba przyznać. Więc Nev ma koło siebie wielki skarb. Niech korzysta, póki może. Wszak zostały jej jeszcze marne 4 minuty życia. On zna więcej podobnych określeń, więc jak Nev lubi, to może jej jeszcze powiedzieć. A on tak naprawdę wcale się nie obraził. Wszak to urodzony profesjonalista. Po prostu udaje, żeby Ktukonka trochę zmiękła. No dobrze, dobrze. Wiem. Tylko kumple. Ale przecież to jej ostatnie minuty życia, więc w takich momentach się na to nie patrzy. Chociaż może lepiej, żeby jednak do niczego nie doszło. Jeszcze chłopak zmieni zdanie i nie pozbawi jej życia, co dla nich obydwu byłoby potem problemem. Dla niego, co prawda większym, bo Nev w tym czasie cieszyłaby się, że żyje, ale cii. Nie bardzo rozumiem, więc dobrze, że napomknęłaś, iż jest to zbyt skomplikowane, bo znowu bym się załamała, hyhy. W ogóle, to chyba mój najdłuższy post w całej mojej karierze, ale cudnie. Ale wracając do tej dwójki na wieży. - No nie wiem, nie wiem… A co będę z tego miał? – Uniósł brwi, spoglądając na kumpelę.
Spróbowałabyś mi nie wierzyć! To byłby koniec nad końcami, ziemia by się rozstąpiła i pochłonęła Twą osobę, ot co. Ależ zasiałam dramaturgię. Możliwe, ale muszę przyznać, że ja się z Głupotą już zaprzyjaźniłam! Może to i smutne, ale tak to już w życiu bywa. Nerwowość jest fajna, dopóki umie się ją kontrolować i wykorzystywać do odpowiednich celów. Np. do udupienia wroga, hehe. Jest to jednak niełatwą sztuką! Ale Nev się jej o dziwo nauczyła. Zapewne dlatego, że nie wrodziła się aż tak za ojcem, bo wtedy miałaby przerąbane. Tak! "Mam PMS" i inne tego typu hasła. Albo kobiety w ciąży, że hormony im buzują. To jest odpowiedź na wszystko. Trzeba jednak przyznać, że w tej dziedzinie mają gorzej! No bo faceci nie miewają bolesnych miesiączek, nie muszą też rodzić dzieci. To zdecydowane ułatwienie życia. Więc mogliby być bardziej wyrozumiali w tym kierunku! No na pewno nie mają, chociaż ojciec Nev jest okropny, więc kto wie, może romansował gdzieś tam nieopodal, hehe. Ale nie możliwe. Może lepiej nie rozmyślajmy na ten temat, bo dojdziemy do zatrważających konkluzji i będzie klops. Właśnie, nic nie wie, Nev mu nie powie, dopóki jej nie wkurzy, więc spokojnie, damy radę. O tak, ja też podziwiam takich ludzi. Mają odwagę cywilną, by się przyznać, a nie udawać nie wiadomo kogo, i to może w dodatku lepszego. Dlatego ona mówi otwarcie o swojej nienormalności! Chociaż to i tak wszyscy wiedzą i bez jej słów, wystarczy ją trochę poznać. Doda to w ogóle może nam najwyżej buty pastować, bo jej rzekoma inteligencja znika w ogromie tej naszej, a kto twierdzi inaczej, to jest po prostu wstrętnym, zazdrosnym patafianem i nie zamierzam z nim dyskutować na ten temat! Nie będziemy? Musimy! Kaleczenie języka jest teraz w modzie i bardzo pożądane, jeżeli chcemy być naprawdę sławne i utrzeć wszystkim nosa, dlatego jednak nalegam. Nie wiem tylko czy Tap Madl to jest odpowiedni dla nas program pod względem merytorycznym i intelektualnym, bo jednak jesteśmy ponad to, ale jeżeli dzięki temu nasze badania mają przynieść popularność dzięki udziałowi w nim, to jestem gotowa podjąć to wyzwanie. Daję słowo, że Andrew się nie zawiedzie! Nev będzie bardzo delikatna i wszystkie narządy umieści w odpowiednim miejscu, nie ma się czego obawiać. Może nawet zostawi coś ekstra? No to się jeszcze zobaczy! W każdym razie, wyruszaj na podryw kolego! Tak, to bardzo zacny tytuł, więc może się nim posługiwać. Będą się razem z Nev świetnie dopełniać i komponować, niczym czerń i biel. Ach, aż się rozmarzyłam. Co do dzieciaków, to nie ma problemów zdrowotnych, ale po prostu nie przewiduje, by znalazł się ich ojciec! Ale spokojnie jak na wojnie, wcale nie jest tym faktem rozczarowana. No, może trochę. Ale to nieistotne, taki jest los i trzeba być dzielnym! Nie mniej to jednak oznacza rezygnację z PMAP, ale trudno, możemy to wykorzystać kiedy indziej, nie wszystko stracone. W takim razie Krukonka zdecydowanie zmiękła, skoro go cmoknęła. Ale cóż to, zamierza pochwalić się mamusi? Oby nie, bo jeszcze ją gdzieś spotka i będzie przypał. Jeszcze zacznie planować dla nich ślub i wesele, no naprawdę strach się bać. Chociaż nie wie, co to za kobieta, ale cśśś, tak jest fajniej i o ile dramatyczniej. Nie mniej jednak jestem zachwycona, że się nie obraził. Nie, ona chyba nie jest na tyle zdesperowana, by łamać swoje zasady tylko dlatego, że zaraz umrze. No cóż, weź tu ją człowieku zrozum! Ale nie ma co płakać, jakoś to będzie. Ale oj tam, dla niej to żaden problem, ona lubi swoje życie, więc z pewnością by się ucieszyła z takiego obrotu spraw. Swoją drogą straszny z niego nikczemnik, że tak chce ją uśmiercić! - A co byś chciał? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, uśmiechając się szeroko. Tylko bez skojarzeń, proszę!
Davis najchętniej powiedziałaby koleżance co myśli o tym, czy aby na pewno zawsze ma rację, ale powstrzymała się jakoś. Polubiła ją, więc po co się kłócić o taką głupotę? Szczególnie, że rudowłosa była właścicielką pudełka przepysznie pachnących babeczek, nie wiadomo jak było z ich wyglądem, bo do tej pory Angie nie poczęstowała się ani jedną, mimo wielkiej ochoty. Jakby mogła poprosić o jedną przed czasem? Przecież ona nigdy nikogo o nic nie prosiła... no prawie nigdy. - Tak, tak, kojarzę ją. - Machnęła ręką. - Przelotnie, ale jednak. Wiesz, ona jak dla mnie jest zbyt, mhm... nudna? - Nie ważne było czy panna Rodwick ją lubi, czy nie, Davis i tak zawsze była prostolinijna. Po co się plątać? Zanim skończyła mówić to zdanie dotarły na Wieżę Astronomiczną. Ktoś już tam był, ale blondynka nie kojarzyła tych osób nawet z widzenia. Gdyby chodziła na lekcje, to może byłoby inaczej, ale nie mogła tak po prostu zmienić swojego postępowania. Wzięła z pudełka jedną z babeczek, gdyż zostało ono już otworzone, ale nie zjadła jej. Po prostu bez szczególnego zastanowienia, a tym bardziej zapytania znajdujących się na wieży osób, a przynajmniej Bell, wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i odpaliła jednego, w drugiej ręce trzymając słodkość, którą miała się uraczyć. - Mmm... - Dało się słyszeć z jej ust, gdy się zaciągnęła. Jej ręka, w której trzymała babeczkę delikatnie chwiała się to w przód to w tył.
- Nie, nie powiedziałaś, wybacz jeśli tak odebrałaś moje słowa byłem tylko ciekawy. Przeprowadzimy testy, będę z tego powodu rad, nie wiedziałem że potrafisz przygotowywać tego typu specyfiki. Jak ja mało o Tobie Płomyczku wiem. - przez cały czas mówiłem przyciszonym głosem, czerpiąc przyjemność z naszej bliskości i rozmowy którą prowadziliśmy wcześniej oraz teraz. - A tak? - odpowiedziała pytaniem na moje pytanie. Uśmiechnąłem się rozbawiony tak potrafiła grać i nie chodziło mi tylko o aktorstwo, swobodna rozmowa z Margaret to wspaniała zabawa. - Na pewno TAK! Uwierz masz talent, zachowujesz się niezwykle swobodnie kiedy grasz w dodatku sprawia Ci to dużą radość, a to jest najważniejsze. - kiedy spojrzałem w oczy ukochanej zauważyłem Jej reakcję, zrozumiałem jedną rzecz i po chwili przeniosłem wzrok na całą twarz Płomyczka. - Dzięki kochana. - Jej odpowiedź wiele dla mnie znaczyła, mało kto był tak bezpośredni co Margaret, więc miałem pewność że dostanę mocno po głowie jeśli zrobię coś nie tak. Delikatnie obiąłem Płomyczka rękoma i dłonią zacząłem powolny masaż szyi, ciekawy Jej reakcji. - Niedługo koniec roku szkolnego, chciałabyś gdzieś wyjechać na wakacje? Może już masz plany? - ukochana była niezwykle żywiołową osobą, ale to nie znaczy że skreślała planowanie, więc mogła być już zajęta. Ale o takiej opcji w ogóle nie chciałem myśleć.
Tylko spojrzała na niego z ukosa, nie chciała kontynuować tej rozmowy. - ja umiem przygotować wszystko! - Powiedziała dumna. - Jak tylko trochę nad tym popracuję. - Dodała po chwili. - Ale chyba nie jestem aż taka zła w tym. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Zaczęła kłapać dłonią, niby naśladując gadaninę Yavana. - Blebleble. - Zaczęła go przedrzeźniać. - Masz wielki talent, blebleble. - Zaczęła się śmiać. - Ta jasne... - Powiedziała już poważnym tonem. Na podziękowanie ze strony chłopaka odparła grzecznie 'przecież nie ma za co' i zaraz poczuła na szyi jego dłoń. Masaż był bardzo przyjemny. - Zamierzam pojechać do ciotki, jak zwykle. Nic szczególnego. - Powiedziała ze smutnym uśmiechem. Zawsze marzyła, żeby spędzić szalone wakacje, w podróży! Nigdy nie było to dla niej możliwe. Nie chciała też o tym mówić Yavanowi. Jakoś było jej wstyd. Tyle rzeczy stało na przeszkodzie, żeby mogła spełnić to swoje jedno marzenie...
Nie mogłem ukryć rozbawienia, kiedy słyszałem jak się nabija z moich słów, widać była bardzo skromną osobą, przynajmniej w tej kwestii. Ale przecież nie mogę pozwolić by żyła w nieświadomości, uśmiechnąłem się figlarnie i odpowiedziałem. - Jeszcze zobaczysz, udowodnię to. Dzisiejsza zabawa przecież nie była ostatnia. - cóż jak zawsze mówiłem szybciej niż myślałem, a przynajmniej bez zastanawiania się, ale właśnie tak czułem. Musimy jeszcze kiedyś podobnie się zabawić i to w niedalekiej przyszłości. - Do ciotki? Chyba nie zamierzasz spędzić tam całych wakacji? - zapytałem z obawą, z całą pewnością nie podobał się Płomyczkowi ten pomysł, ale wyglądała na zrezygnowaną. Nie pozwolę na to, zamierzam spędzić wakacje z Margaret. Muszę wiedzieć więcej!
Margaret uśmiechnęła się pod nosem. - Już nie mogę się doczekać, mój kochany. - Zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się niby od niechcenia. Margaret roześmiała się na słowa Yavana. - Owszem, nie zamierzam, ale spędzę. Nie mam wyjścia. To już trzeci rok z rzędu. - Powiedziała szybko. - Jak mieszkałam jeszcze z rodzicami to i tak każde wakacje spędzałam w domu, żeby maksymalnie pomóc w gospodarstwie. - Uśmiechnęła się słabo. Ciężko było jej myśleć czując na swoim karku delikatny masaż Ślizgona.
- Co tam będziesz robić? To już przecież trzeci rok z rzędu w dodatku nie wyglądasz na zadowoloną , więc? - zapytałem lekko zdenerwowany, a jednocześnie zaniepokojony. Przecież Płomyczek nie mógł się tak smucić i to jeszcze w wakacje! No ja nigdy nie maiłem wakacji, taki termin jak dla mnie jest tylko słowem, ale chciałem to zmienić właśnie w tym roku. - Miałem nadzieję że gdzieś razem wyjedziemy. To są moje pierwsze wakacje i chciałem je spędzić z Tobą kochanie. - mówiłem spokojniej niż chwilę wcześniej, w dodatku byłem pewien że mój masaż sprawia przyjemność Margaret. Więc kontynuowałem go powoli, delikatnie czekając na Jej słowa.
Margaret pokręciła głową z uśmiechem. -Tu nie chodzi tylko o mnie i ty doskonale powinieneś o tym wiedzieć. - Powiedziała. - A co dl mojego stopnia zadowolenia to masz rację. - Dodała szybko. Kiedy usłyszała słowa Yavana mimowolnie się uśmiechnęła. - Bardzo mi miło, ale nie jestem do końca pewna czy to dobry pomysł, a jeśli już jest dobry to czy w ogóle wypali. Przymknęła oczy, aby całkowicie oddać się masażowi. Miała nadzieję, że to wystarczy, żeby Yavan zrozumiał, że nie chce teraz o tym mówić.
Tak wiedziałem, że niewiele mogę zrobić w sprawie wyjazdu Płomyczka do swojej ciotki, no przecież Jej nie porwę. Chociaż ten pomysł przemknął mi przez myśl, to po tym co powiedziała Margaret nie zamierzam dalej podążać tą ścieżką. Tylko co zrobić? Cóż ukochana jak na razie wolała nie myśleć o tym dała mi to wyraźnie do zrozumienia. Jeszcze przez chwilę rozmyślałem na temat wakacji i tego co usłyszałem z Jej ust, następnie nachyliłem ustami nad szyję ukochanej i zacząłem powoli całować Jej skórę i zmierzać wyżej aż dotarłem do ucha Płomyczka. - Uda się. - wyszeptałem najciszej jak mogłem, ale jednocześnie na tyle głośno by mogła mogła zrozumieć moje słowa. Mówiąc to ręką która nie masowała dotknąłem dłoni ukochanej i nasze palce złączyły się. - Choć coś Ci pokażę. Tylko spokojnie, może być trochę strasznie. - przerwałem pieszczoty i delikatnie pociągnąłem Ją za sobą.
Oj, no weź dobra duszyczko. Na pewno nie posunęłabyś się do tak strasznych środków tylko po to, by mnie unicestwić. Poza tym, nie wiesz gdzie mieszkam, więc jestem bezpieczna. A dramaturgia godna Mody Na Sukces. Naprawdę. I to nie jest wcale ironia, nie nie. Jakżebym śmiała. Po prostu… oni są miszczami, przecież wiesz. To tak można? Moja jest jakaś odporna na wszelkie komplementy. Nawet próbowałam ją przekupić, żeby była trochę milsza, ale się nie dało. Wredota jedna. Hmm… a może ona to wszystko widzi i za to się odgrywa? W końcu nie mówię tutaj o niej miłych rzeczy. No to gratulacje dla Nev, w takim razie. Zuch dziewczyna! Endrju niestety w ten sposób nie umie nerwowości wykorzystać. Wrogów na razie traktuje ciętym językiem, co nie zawsze pomaga, więc trzeba się za niego wziąć. Może kiedyś zawita na lekcję do panny Campbell… zobaczymy. Muszą tylko ustalić jakąś cenę, która będzie korzystna dla nich obu, bo inaczej znajdzie sobie innego nauczyciela. Trochę w tym racji jest, ale z drugiej strony faceci nie mają takich wymówek i muszą postawić na swoją wyobraźnię, która jest dość często ograniczona. Nie w przypadku Endrju oczywiście. Z tymi dziećmi to też niby prawda, a jednak mężczyźni nie mają wolnego, jeśli zmajstrują sobie dzieciaka. Ból przejdzie, a taki uraz psychiczny pozostanie do końca życia. Ale okej, nie będę się kłócić, bo za bardzo wczułam się w mena i zacznę zaraz zawzięcie pić piwo i trenować przełączanie kanałów. Ale niee… matka Endrju to zacna kobieta jest w gruncie rzeczy. On oczywiście sądzi inaczej, ale nie zna szczegółów, więc nie pytam go o zdanie. Och, racja. Jeszcze się okaże, że w ogóle są rodzeństwem, takim całkiem tró i w ogóle. To byłoby straszne. Chociaż z drugiej strony Nev to fajna kumpela, więc siostrą też byłaby niczego sobie. No już bez przesady! Ta nienormalność wcale tak nie rzuca się w oczy, w przypadku Krukonki. Wystarczy za to popatrzeć na podpis Endrju, żeby zrozumieć, że to z nim coś jest nie tak, hyhy. I wcale nie czuje się kobietą, dla sprostowania. Ale co racja, to racja: ludzie którzy przyznają się do tej… cechy, są naprawdę godni podziwu. Przepraszam bardzo, ale nie pozwolę, żeby osoba o tak niskiej inteligencji względem naszej czyściła moje ukochane trapki. Wszak nie wiadomo, co ona w ogóle potrafi. Jeszcze coś zarysuje i tym samym zniszczy moje bezcenne buciki. Nie, nie. Ewentualnie mogę jej pozwolić na cerowanie skarpetek, bo coś ostatnio dziury mi się robią. W sumie masz rację kaleczenie języka to trend, który pozwoli nam się stać jeszcze bardziej popularnymi. A więc dobrze, mogę się poświęcić i zacząć to robić. Ale popatrz, czego mogłybyśmy nauczyć nasze społeczeństwo! Polskie, młode kobiety będą dzięki nam potęgą narodu polskiego, a nie pośmiewiskiem mężczyzn – intelektualistów, którzy podobno wiedzą wszystko najlepiej. Wtedy dopiero poczujemy smak sławy i ogromnej satysfakcji z naszych działań! Oj, no dobrze, już dobrze. Jak Nev już się dowie, to Endrju pozwoli jej przeprowadzić ten jakże trudny zabieg. Oczywiście przyjmując, że będzie jeszcze żyła, ot co. Cóż… chłopak zawsze marzył o dodatkowym oku, wiesz? Tak z tyłu głowy, żeby nikt nie mógł go zaskoczyć i, co więcej, aby mógł poszanować, hyhy. Wtedy to już na pewno wszystkie kobiety będą jego! Dziękujemy za pozwolenie, Endrju będzie zaszczycony, mogąc się nim posługiwać. Od dzisiaj nie będzie się przedstawiał: „Jestem Canavan, Endrju Canavan”, tylko: „Jestem Endrju Canavan, Protoplasta Macierzyństwa wśród płci męskiej”. Od razu lepiej brzmi, prawda? Och, już widzę te bilbordy i slogany z nimi w roli głównej, to będzie cudowne! Tylko pamiętaj, jemu nikt nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe, więc z tym dopełnianiem się trzeba u niego uważać. Jak to? Przecież w przyszłości (niedalekiej) pojawi się u niej cała kolejka chętnych by spełnić tą zaszczytną rolę. W to akurat nie wątpię! Oj, PMAP będzie jeszcze miał swoją szansę, spokojnie. Jest milion rzeczy, które zrobić trzeba, więc luz. W takim razie on się bardzo cieszy, że zmiękła. Nie, żeby chciał ją w jakiś sposób wykorzystać, spokojna głowa. Może coś tam jedynie… nienienie, pohamuje swoje naturalne popędy. Już ja tego dopilnuję. A z tą mamusią, to rzecz jasna żartowałam. Nie utrzymuje z nią kontaktów, oprócz tych całkowicie potrzebnych typu dostawa kaktusów. Ale gdyby rzeczywiście powiedział, to Nev by się nie ukryła nawet w Komnacie Tajemnic. Pani Troisi i tak by ją znalazła, hyhy. Jak jej zależy, to potrafi. A ślub zapewne zdążyłby się odbyć bez ich wiedzy. Położyłaby im jakiś papier pod nosy, mówiąc, że to potwierdzenie jakiejś wpłaty na ich konta, a małym druczkiem byłaby zapisana deklaracja. To szczwana kobieta jest. To trzeba być zdesperowanym, żeby odstąpić od reguł? No proszę cię, nie przesadzajmy. Krukonka święta nie jest, nawet ja to wiem. Ale no dobrze, odpuszczę jej dzisiaj. Tylko nie nikczemnik, tylko nie nikczemnik! To zacny ludź jest, ot co. Tylko ma dzisiaj wyjątkową chęć mordu. Wszak to tylko szczegół. - A nie wiem… a co proponujesz? – Odpowiedział pytaniem, które poprzedzało pytanie.
Porwanie to byłoby bardzo romantyczne rozwiązanie. Margaret mogłoby się to spodobać. Poczuła jego delikatne i ciepłe usta na swojej szyi. Wzdrygnęła się w pierwszy momencie, ale zaraz tylko wyraźniej było słychać jej oddech. Kiedy usłyszała jego szept poczuła gęsia skórkę na całym ciele. Niemożliwe jak na nią działał. Ich palce splotły się, co Margaret niesamowicie lubiła. Nigdy chyba nie spacerowali czy nie zmierzali gdzieś trzymając się za ręce. Była pewna, że jeszcze znajdą na to czas, była pewna! Kiedy usłyszała słowa Yavana zrobiła zdezorientowaną minę i posłusznie poszła za chłopakiem. Była ciekawa co takiego strasznego mógł wymyślić jej Yavan.
Poprowadziłem ukochaną ku murkowi który okalał całą wierzę, zastanawiałem się jaką reakcje okaże Płomyczek na to co chciałem uczynić. Nawet nie miałem gwarancji że zadziała, ale warto było zaryzykować. - Nie obawiaj się niczego, cały czas będę przy tobie. - na chwilę musiałem puścić dłoń Margaret. Wszystkie ruchy wykonałem szybko, ale nie spontanicznie, płynnie pochwyciłem w pasie ukochaną i postawiłem na murku tak by mogła zobaczyć doświadczyć tego uczucia, strach, a jednocześnie zachwyt nad miejscem i widokiem jaki ukazuje się tuż przed całym ciałem. Nic nie ogranicza i oddziela od świata. - Wybacz że tak nagle, ale to jest właśnie świat...- moje słowa nie były ani za głośne czy też ciche, po prostu w sam raz. Ponownie trzymałem dłoń Płomyczka, drugą ręką asekurując ukochaną. - Piękny, urzekający, ogromny, straszny i niebezpieczny, ale cały jest dla Ciebie, więc korzystaj z niego. - pozwoliłem by to wszystko dotarło do Niej i czekałem czy przypadkiem mnie nie zabije lub zrobi czegoś innego.
Margaret lekko się uśmiechnęła. - Yavan, ja niczego się przy tobie nie boję. - Powiedziała cicho, patrząc na niego, po czym cmoknęła go w nos, oczywiście, że w nos! Poczuła jego dłonie w pasie. Zaczął ja unosić. Mimowolnie pisnęła. Tego mogła się spodziewać, ale i tak czuła się lekko zszokowana. Stała na murku. Widok u jej stóp był niesamowity. Na słowa Yavana mogła tylko przytakiwać. W końcu nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyła. To było fascynujące, piękne, jedyne w swoim rodzaju. Dodatkowo bezgranicznie ufała Yavanowi i czuła się przy nim całkowicie bezpieczna, dlatego też nie czuła strachu, a wręcz rozkosz z tego, co się tu dzieje. Rozglądała się po całym pięknym, wiosennym krajobrazie. - Wiesz, że to jest chyba najcudowniejsza rzecz, jaką zrobiłam w życiu? - Powiedziała z uśmiechem przez ramię. - Oczywiście nie przebije to dojenia krowy, ale nie jestem teraz od tego taka daleka. - W sumie nigdy nie mówiła mu o tym, że lubiła doić krowę. To było głupie, śmieszne. Tak na prawdę to jej się wymsknęło. Miała nadzieję, że dla niego to nic nie znaczy.
Poczułem się wyjątkowo kiedy Płomyczek powiedziała że przy mnie nic nie jest Jej straszne. Niestety wiedziałem że nie jestem dość silny by ochronić ukochaną od każdego niebezpieczeństwa które może nadejść w przyszłości, moja niemoc często mnie frustrowała. Ale teraz nie było czasu na samobiczowanie, szczególnie że Margaret złożyła delikatny pocałunek na moim nosie. Działało to niczym magiczne zaklęcie odganiając wszelkie złe myśli... - Cieszę się, kiedyś ktoś zrobił dla mnie coś podobnego.... ukazał świat, chciałem byś doświadczyła tego Płomyczku. - kamień spadł mi z serca, jak zawsze nie byłem w stanie przewidzieć jak zareaguje Margaret. Jej słowa uspokoiły i rozradowały mnie jednocześnie, w dodatku wygląda na to że przesłanie całej chwili dotarło do ukochanej. - O co chodzi z dojeniem krowy? - ten temat całkowicie mnie zaskoczył w dodatku to nie był żart, byłem ciekaw co w tym jest tak niezwykłego. Możliwe że nie będę w stanie tego zrozumieć, ale przynajmniej spróbuję. Oczekując na odpowiedź nadal trzymałem dłoń Margaret i czuwałem nad Jej bezpieczeństwem. Zejdzie kiedy zechce.
Dziewczyna czuła się tak cudownie, że nawet nie chciała się już odzywać. Czuła w piersi łaskotanie, jakby jej serce chciało wyskoczyć z jej piersi z zachwytu jakie odczuwała każdym zmysłem. - Nieważne, później ci powiem. - Nie chciała zmącić tego wszystkiego paplaniem o tym, jak cudownie jest jej doić krowę, przecież nie mogła tego zrobić! Nie w tym momencie. W sumie to miała nadzieję, że nie będą musieli wracać do tego głupiego tematu. Kolejny raz może jej się nie uda wywinąć. Co prawda powiedziała, że później o tym porozmawiają, ale być może Yavan zapomni. Taka miała nadzieję.
Miała rację, w tym momencie rozmowa była zbędna, a nawet nie wskazana. Widok jaki rozpościerał się przed nami, ponad nami oraz pod nami był wspaniały. Postanowiłem dołączyć do Płomyczka, wskoczyłem na murek i stanąłem przy niej, doświadczając dokładnie tego samego widoku, choć inaczej go odbierałem także mnie urzekł. Staliśmy tak przez długie minuty rozkoszując się światem i swoją obecnością. Kiedy pewien czas przeminął na powrót zszedłem na wcześniejsze miejsce. - Jak będziesz chciała zejść daj znać, chciałbym pokazać jeszcze jedną rzecz. - moje słowa były ciche, ale na pewno dotarły do Margaret.
Margaret stała milcząca i zachwycona. Po chwili dołączył do niej Yavan. Co za uczucie! Podziwiać taki piękny widok z najdroższą osoba na świecie u boku! Tego nie dało porównać się z niczym. Mocniej wplotła swoje palce, między jego palce. Oddychała miarowo i głęboko. Nagle chłopak zeskoczył z powrotem z murku. Znów chciał jej coś pokazać. Zeszła zaraz szybko. Jeszcze przed zejściem dobrze przyjrzała się widokowi. Na wszelki wypadek, może nie będzie jej już dane tak się czuć. - Czekam. - Powiedziała stojąc przed nim.
Uśmiechnąłem się miło choć jednocześnie niebezpiecznie. Jeszcze jedno tym razem niewielkie przedstawienie, ciekawe czy tym razem także się powiedzie, no nic spróbujmy. - Cóż to nic wielkiego, ale wiąże się z tym co przed chwilą przeżywałaś. Będzie wymagało od Ciebie współpracy, zaraz wszystko wyjaśnię. - kończąc zdanie pochwyciłem Margaret w pasie i ponownie postawiłem na murku odwróconą w kierunku przepięknego widoku który niedawno podziwiała. - Postaraj się przez cały czas mieć otwarte oczy, podetnę Cię tak byś spadała do tyłu. Oczywiście złapię Cię zanim dotrzesz do posadzki więc niczego się nie obawiaj. - po tych słowach przygotowałem się do całego przedsięwzięcia, odpowiednie ustawienie, oraz wyczucie czasu i miejsca pochwycenia ukochanej były kluczowymi momentami. Miałem nadzieję że przez cały czas zwierciadła Płomyczka będą otwarte, chociaż nie było to całkowicie wymagane. - Spójrz ponownie na tą panoramę...na świat który jest przed Tobą....dla Ciebie. Miej oczy otwarte. - ponownie uprzedziłem mając nadzieję że przynajmniej po części czuła to co przed chwilą. Następnie delikatnie i precyzyjnie podciąłem Margaret w taki sposób że błyskawicznie straciła grunt pod nogami i spadała w pewnej odległości od murku na którym stała. Przez cały czas asekurowałem ukochaną i spowalniałem upadek tak by mogła doznać pewnego dziwnego uczucia jednocześnie podziwiając gwiazdy na niebie. Tuż przy ziemi zatrzymałem upadek i jakiś czas pozwoliłem ukochanej pobyć w takiej pozycji następnie podniosłem Ją i postawiłem na ziemi. - Od tego są bliskie osoby w życiu, by uchronić od upadku i pomóc się podnieść. - cicho wypowiedziałem owe słowa spoglądając na Płomyczka i Jej reakcję.
Westchnęła, kiedy usłyszała, że będzie musiała współpracować. Wolałaby po prostu patrzeć. Znów stała na murku. Yavan mówił, a oczy Margaret stawały się coraz większe. - Oszalałeś?! - Krzyknęła. - Nie będę potrafiła tego zrobić. Nie, nie, nie! - Pn jednak chyba zupełnie zignorował jej słowa. Nie miała nawet jak zejść z murku. W końcu ja trzymał, a był o wiele silniejszy. - No mam. - Powiedziała. Cięgla mówił, że ma patrzeć, ych! Podciął ją, leciała. Była tak wystraszona, że nie miała czasu zwracać uwagi na piękne krajobrazy czy tez gwiazdy. Teraz już leżała w jego objęciach. - Mhm. - Mruknęła na słowa Yavana. - Mogę już wstać? Wybacz, ale to nie byłe miłe. - Skrzywiła się. - Przepraszam....
A więc fiasko, przesadziłem i to zdrowo kiedy usłyszałem „Mhm” wiedziałem że to prawda, ale już nic na to nie mogłem poradzić. Każdy odbiera tego typu sytuacje inaczej, problem, a może w cale nie tkwił w tym że nie byłem w stanie przewidzieć co zrobi lub pomyśli Płomyczek. Czasami idealnie wiedziałem co się dzieje, ale przeważnie nie miałem żadnego pojęcia, cóż to było ogromnym atutem Margaret, ta nie wiedza bardzo mi się podobała. Niestety czasami powodowała właśnie takie sytuacje. - Nie musisz przepraszać to moja wina. Wybacz. - usiadłem sobie na murku i spojrzałem na Margaret przepraszającym spojrzeniem. - Nie każdy lubi ten dreszczyk niebezpieczeństwa w takim stopniu jak ja. Większość ludzi może pomyśleć że jestem szalony, wybacz że Cię w to wciągnąłem. Zapomniałem się przez dzisiejszą walkę.
Nim uczestnicy zdążyli ochłonąć po pierwszym zadaniu, nim każde z ich zadrapań dobrze się zagoiło, został ogłoszony drugi etap turnieju. Ewidentnie panował w szkole pośpiech, czyżby dyrektor przesunął pierwotne terminy? Tym razem każdy z uczestników dostał wytyczne, by skierować się na wieżę astronomiczną. Jednakże miała się tam udać tylko ich piątka. Bez jakichkolwiek widzów, czy przyjaciół. Ci zostali od nich oddzieleni już wcześniej. Tym razem zaczynało się nieco inaczej. Uczestnicy nie widzieli osób które im kibicowały, a przynajmniej póki co. Na szczycie wieży czekał na nich dyrektor wraz z piątką zwierząt, bądź czwórką, zależy kto co widział. Oto na wieży bowiem stał dumny hipogryf, piękny pegaz, niewielki żmijoząb, młody żmijoptak oraz widziany tylko przez niektórych, tajemniczy testral. Dyrektor krótko wyjaśnił na czym będzie polegać pierwszy etap zadania, inaczej mówiąc, o to każdy z nich miał dosiąść wylosowanego zwierzęcia, przelecieć z wieży do Hogsmeade, tam odwiedzić parę miejsc, gdzie muszą znaleźć potrzebne przedmioty, a ostatecznie na okolicznych terenach odszukać i wykraść swoich przyjaciół… zapowiadało się interesująco! Dyrektor uśmiechnął się pokrzepiająco do reprezentantów, jakby właśnie ogłosił im, że pierwszym zadaniem jest zjedzenie śniadania w Wielkiej Sali, a nie latanie na dzikim zwierzęciu i przeszukiwanie okolicznych budynków. Zadanie zdecydowanie miało różnic się od pierwszego. Mężczyzna cofnął się o parę kroków do tyłu, by reprezentanci znaleźli się naprzeciwko zwierząt. Wzrokiem natomiast powędrował w stronę wieży, która była daleko stąd, w Hogsmeade, a gdzie zapewne już zbierała się widownia. Jego podziwianie widoków zaraz jednak zostało przerwane chrząknięciem jednego z innych nauczycieli, którzy mu towarzyszyli. - Tak, więc wylosujmy – powiedział zaraz wracając wzrokiem do uczniów, po czym w ich kierunku wystawił pięć długich złotych piór, których końcówki były schowane w poszarpanej tiarze. Na końcu każdego z nich widniało piórko, włos lub łuska należąca do danego zwierzęcia. W taki sposób reprezentanci mieli się przekonać na czym przyjdzie im latać tego dnia.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Do Dżoela nawet teraz nie docierało, że za chwilę rozpocznie się drugie zadanie. Zapewne jeszcze bardziej niebezpieczne, niż to pierwsze! Pamiętacie chyba, jak piątka reprezentantów – niczym Rambo czy Tarzan – przedzierali się przez niebezpieczną, pełną złych potworków dżunglę, w niemalże spartańskich warunkach? A kto by nie pamięta! Była akcja jak w ‘Szczękach’ i napięcie jak w Hannah Montanna Forever, kiedy Majli - ściągając perukę - ujawniła światu swoją drugą tożsamość, a co. W każdym razie, stali tutaj całą pięcioosobową gromadą – piękni, młodzi, jeszcze odrobinkę posiniaczeni i odważni. Dyrektor tłumaczył, tłumaczył, tłumaczył, a Dżoel i tak mało co rozumiał. Nico, a nico; przed oczami miał tylko te wielce nieprzymilne i mało miziaśne potworki, które zaraz będą mieli dosiadać (histeryczny pisk pań na widowni)! Spiął się jak chyba nigdy. Aż tak, że, że… że normalnie łopatki stykały mu się ze sobą, auuuć. No i jakoś tak trochę ciężej mu było w klatce piersiowej, ale oj tam, oj tam, na zawał chyba nie zejdzie. DAMY RADĘ, GROMADO? DAMYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY! Z rozmyślań otrząsnął się dopiero, kiedy jakiś koleś (co? Ach tak, dyrektor!), podstawił mu pod nos jakąś starą, postrzępioną tiarę z wystającymi z niej złotymi piórami. Zrobił wielce zdziwioną minę (taaak, WTF fejs), a że ma losować, ogarnął dopiero, kiedy dyrektor sugestywnie potrząsnął kapeluszem, zezując nań wzrokiem. - Co? Ach, losowanie! Spoko… - mruknął, wyciągając dłoń w stronę brzydkiego kapelusza. Najpierw zrobił szybkie ‘Inki-pinki na pingwinki’, ale ostatecznie wyciągnął pierwsze lepsze złote pióro, stwierdzając, że skoro jest dzieckiem przypadku i szczęścia, to teraz będzie mu sprzyjać, hłe hłe. Na końcu złotego długaśnego pióra, było kolejne piórko, ale tym razem czerwone. No i jeszcze jakaś łuska, też czerwona. O nieeeeeeee ! Czerwień zwierza będzie mu się gryzł z błękitem dresiku Made In Beauxbatons! Chlip, chlip… No ale nie ma to tamto, lepiej taki zwierz, niż jego brak (no co, były tylko trzy wierzchowce, więc jakiś frajer będzie popylał na piechotę). Dyrektor z wyszczerzem pogratulował mu młodego żmijoptaka (tak, gratulacje, ten potworek ma klasyfikację XXXX, może pana nie zje!), więc Joel wiele nie czekając podszedł do swojego pojazdu (chwilowo brak mi lepszych synonimów). Dobrze, że jakiś pomocnik trzymał Alfreda (tak, od teraz żmijoptak będzie Alfredem) na lince, więc Francuzowi łatwiej będzie go dosiąść. W sensie Alfreda, nie pomocnika. Garcon poprawił jeszcze stylowy błękitny dresik, wziął głęboki wdech, chwycił się pierzastego karku zwierzęcia i wskoczył nań jednym zgrabnym susem. I… FAK JEEEEEEEEE! Nie spadł! Hallelujah, cieszmy się i radujmy i te spawy. Zadowolony i zestresowany, no ale już na swoim wierzchowcu mógł oglądać, co trafi się innym i jak sobie poradzą.
Ostatnio zmieniony przez Joel Garcon dnia Nie 8 Maj - 14:19, w całości zmieniany 1 raz