Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
Gryfonka nie wiedziała dokąd idą dokładnie, póki nie zaczęli wchodzić po schodach. Chociaż wiedziała nie powiedziała nic. Chciała udawać zaskoczoną. Widziała jak Yavan wstrzymał oddech, zanim nacisnął klamkę. Wtedy zachichotała prawie na głos. Na szczęści udało jej się powstrzymać. - Ojej, ale fajnie. - Powiedziała z uśmiechem, przekraczając próg. - Nie spodziewałam się. Ślizgon użył zaklęć przeciw nieproszonym gościom. Miała nadzieję, że uszanują ich prywatność. - Nie powinien. - Powiedziała cicho, po czym Yavan zbliżył się do niej i odgarnął jej włosy z czoła. Dostała słodkiego buziaka. - Odpowiada. - Uśmiechnęła się i pocałowała chłopaka w czubek nosa. Tak jak lubiła.
Jak zawsze moje zachowanie bawiło Płomyczka, lekko mnie to denerwowało, a jednocześnie radowało sprzeczność tych odczuć powodowała nie rzadko krótką konsternację w mojej głowie, ale szybko znikała kiedy skupiałem się na Margaret. Do tego ten pocałunek w nos powodował tak mocne bicie mojego serca, powolnym delikatnym ruchem przesunąłem ręką wzdłuż pleców ukochanej, a moje usta delikatnie dotykały Jej szyi. Czułem się inaczej pewnikiem ze względu na wcześniejszą walkę którą stoczyliśmy, każde odczucie różniło się od innych. Tak przypominam sobie kiedy stoisz na krawędzi życia wszystko jest dla ciebie inne, a efekt tych wydarzeń oddziałuje przez pewien czas. Miałem nadzieję że moje zachowanie jest odpowiednie, a tego mogłem się tylko dowiedzieć od Płomyczka.
Doskonale wiedziała, że irytuje się, kiedy tylko się z niego choćby podśmiewa. To niestety (albo i stety) bawiło ja jeszcze bardziej. Jego dłoń na plecach Margaret wywołała u niej dreszcze. Przymknęła oczy mimowolnie. Już po chwili jego usta pieściły jej szyję. Z ust Gryfonki dało się słyszeć cichutkie westchnienie. Nie tylko Yavan czuł się teraz inaczej. Margaret też to czuła, ale nie tylko przez spotkanie z dementorem. Wpływało też na to to, jak byli teraz ubrani. Była piękna księżniczką, a on jej piratem. Myśląc o tym przygryzła dolna wargę. Dziewczyna zaczęła odwzajemniać pieszczoty. Gładziła go delikatnie po plecach i włosach. Co chwilę wzdychała czule. - Nie ma nic do siedzenia. - Powiedziała smutnym głosem. Oczywiście udawanym.
Uwielbiałem kiedy tak reagowała, ciche westchnienie, reakcja Jej ciała to wszystko rozpalało we mnie niewyobrażalny ogień, który trudno było kontrolować. Po prawdzie w cale nie chciałem go kontrolować, ale też nie byłem pewien czy pochłonięcie przez niego było dobrym rozwiązaniem. Kiedy poczułem dotyk Płomyczka uśmiechnąłem się i na chwilę przerwałem delikatne pocałunki kontynuując je po chwili. Delikatna dłoń która zatopiła się w moich włosach...jak przyjemne było to doznanie. - Wybacz, ale nie sądziłem coś takiego będzie nam potrzebne. - z rozbawieniem szeptałem, a mój oddech rozchodził się po szyi Margaret. Ręką odnalazłem suwak sukni mojej księżniczki, powoli rozsunąłem choć nie do końca. Moje usta zeszły niżej w okolice dekoltu delikatnie dotykając skóry ukochanej. Czerpałem z każdego dotyku wspaniałą rozkosz która rozchodziła się na całe moje ciało.
Margaret zachichotała. - No jak nie? - Zrobiła wielkie oczy. - To ty nie wiesz?! - Nic to jednak nie dało, bo Yavan zaczął rozpinać jej suknię, tylko troszkę. Teraz całował jej dekolt. Zamruczała cicho, po czym odepchnęła mocno jego głowę, uśmiechając się demonicznie. Odeszła kilka kroków i spojrzała na niego wzrokiem pełnym pożądania. - A zasłużyłeś? - Zapytała sycząc. Musiała trochę się pobawić. Już tak dawno tego nie robiła. Już tak dawno nie wykorzystywała swojego talentu aktorskiego.
Kiedy usłyszałem że czegoś nie wiem, w pierwszej chwili pomyślałem „jak zwykle” ale szybko mnie to zirytowało. Lubiłem wiedzieć dużo, a zazwyczaj dążyłem do tego by wiedzieć więcej niż osoby w moim otoczeniu. Ale jeśli chodziło o Margaret to praktycznie zawsze łapała mnie na mojej niewiedzy co mnie drażniło, bawiło i powodowało szczególny szacunek względem Płomyczka. Nagle odepchnęła mnie i wypowiedziała jedno słowo stojąc kilka kroków ode mnie. Musze się poprawić ponieważ słowa nie zostały wypowiedziane, a praktycznie wysyczane co spowodowało szczery i dość niezwykły uśmiech na moich ustach. - Nie sądziłem że jesteś w stanie tego dokonać. - syk jaki wydobył się z mojego gardła był wyraźny ale niski i ledwo słyszalny. Spojrzałem prosto w oczy Margaret z radością i szacunkiem. - Najwidoczniej uznałaś że nie. A więc czego mam dokonać? - tak jak miło było mówić w ten sposób tak naturalnie.
Yavan zamiast się przerazić to się uśmiechnął ,tego było za wiele! Musiała wymyślić coś, żeby się wystraszył. W myśli zacierała już ręce, układając to, co się wydarzy. - Kochanie. - Zaczęła szeptać. - Jestem w stanie dokonać wszystkiego. - Zrobiła kilka kroków w bok. Miała nadzieję, że wygląda dość majestatycznie w sukni. Nawet, jeśli była w pewnym stopniu rozpięta. - Kochanie. - Znów zaczęła. - Sam powinieneś wiedzieć, co musisz dokonać. - Mrugnęła do niego i odwróciła się plecami. - Na razie ubierz mnie do porządku.
Chyba spodziewała się innej reakcji z mojej strony, ale cóż mogłem poradzić kiedy usłyszałem z Jej ust syk nie mogłem pohamować radości w dodatku w była tak pociągające kiedy tego dokonała. Szybkość z jaką zmieniało się nastawienie Margaret było niepojęte w dodatku często moja pewność siebie traciła się w takich momentach. Wiedziałem że coś wymyśliła jak zawsze w takich chwilach towarzyszyło mi uczucie niepewności i ciekawości, niewielkiej irytacji? W tej właśnie chwili To Płomyczek miała wszystko pod kontrolą. - Oczywiście ukochana. - dokonałem tego sprawnie lecz bardzo powoli, przez cały czas zastanawiając się co się zaraz wydarzy. Wiedziałem że nie jestem w stanie tego przewidzieć, ale nie zamierzałem się poddawać. Mały huragan którym była Margaret był nieprzenikniony w dodatku tak żywiołowy i pozytywny za to Ją kochałem.
Usłyszała potwierdzenie i usłyszała jego kroki. Teraz czuła, jak zapina jej suknię. Odwróciła się do niego i położyła mu rękę na ramieniu, obchodząc go dookoła. Uśmiechnęła się zawadiacko. - Myślisz, że to wystarczy? - Spytała chytrzy odchodząc od niego kręcąc ponętnie biodrami. Gdyby Yavan chciał, to mógłby rzucić się na Margaret, zedrzeć z niej suknię i wziąć brutalnie. Ale co w tym za zabawa, nie? Poza tym, on by tak nie potrafił.
Obeszła mnie dookoła z uśmiechem spoglądając na mnie, ten widok bardzo mi się podobał. Droczyła się ze mną ewidentnie, a w dodatku czułem się bezsilny? Nie to nie możliwe, a może? Jeśli chodzi o Płomyczka to wszystko mogło się wydarzyć tego byłem całkowicie pewny, tylko czemu mnie to irytowało i jednocześnie sprawiało taką radość, nie byłem w stanie sobie odpowiedzieć na to. - Oczywiście że nie. - powiedziałem lekko rozbawionym głosem, cała sytuacja przypominała mi historie o piratach które opowiadano mi jak byłem małym chłopcem. Obserwowałem każdy najmniejszy ruch Margaret, dobrze wiedziała jak na mnie to wszystko oddziałuje. Wypuściłem powietrze by się uspokoić. Jak na razie pozwoliłem ukochanej bawić się moim kosztem.
Margaret nie odwracając się powiedziała z rozbawieniem: - No to musisz coś wymyślić. Przecież ja ci nie pomogę w tym. To byłoby bezsensu. - Arogancko prychnęła na sam koniec jak rozkapryszona księżniczka. W końcu tak teraz wyglądała i tak pragnęła się czuć. Miała nadzieję, że Yavan to zrozumie i przystąpi do tej dziwnej gry. W zasadzie już to zrobił, nie wychodząc wtedy, kiedy go odepchnęła. To wszystko wywoływało w niej nieziemskie podniecenie. Nie tylko erotycznie, ale też to, które występuje w oczekiwaniu na coś.
No proszę Jej zachowanie było intrygujące, nie byłem wstanie powiedzieć czy też grała, a może jednak nie. Stawiam na grę niezwykłą, zabawną, intymną...powinienem się dostosować tylko jak? Praktycznie zawsze byłem sobą i to raczej odsłaniałem tą mniej miłą część swojej osobowości, a teraz miałem kogoś odegrać nie żebym nigdy czegoś takiego nie robił. Istniało jednak „ale”którego postanowiłem się pozbyć. Zacząłem gorączkowo chodzić w tą i z powrotem okazując pewnego bardzo widoczne wzburzenie, oczywiście udawane, ale jednak. Do tego poddenerwowanym ruchem wyciągałem i chowałem na przemian jedno z moich ostrzy, miałem nadzieję że to zadziała na porwaną księżniczkę, przecież powinno! Jak to możliwe by osoba w niewoli dyktowała warunki! Zdawało mi się że właśnie tak powinien zachować się pirat, no przynajmniej taki z historii które pamiętam. Ciekawiło mnie jaka jest reakcja Margaret, więc zatrzymałem się i spojrzałem wzrokiem szanowanego członka półświadka.
Dziewczyna nie odwracała się. Słyszała jak Yavan chodzi gorączkowo w te i wewte. Przypuszczalnie obmyślał jakiś chytry plan. Margaret na te myśl cicho zachichotała. Tak, że z pewnością chłopak tego nie dosłyszał. Miała wrażenie, że bawi się swoim ostrzem. To też doprowadziło do cichego chichotu. Zatrzymał się po niedługiej chwili. Gryfonka rozpuściła włosy i zaczęła je układać tak jak zwykle. W zasadzie to po prostu je rozkopywała. Obróciła się i puściła do niego perskie oczko. Znów przeszła się kręcąc biodrami. To musiało na niego zadziałać.
No nie czyżbym był aż tak słabym aktorem? Moja mina i spojrzenie zostały praktycznie zignorowane, a chód i podenerwowana zabawa bronią wyśmiane? Do tego Jej kroki każdy przesycony niezwykłą namiętnością, kusiły i to jak! Nawet jako zły pirat z legend przegrywałem z Płomyczkiem, a może jeszcze nie wszystko stracone? Spróbujmy przecież jeszcze nie wszystko stracone. - Dość tego! Przecież Cię porwałem mam broń, a Ty nadal się opierasz!? - groźny krzyk wydobył się z mojego gardła. Miałem nadzieję że nie brzmiałem groteskowo, by nadać poważniejszy ton całej wypowiedzi rzuciłem ostrzem które wbiło się między poszczególnymi kamieniami posadzki tuż przy nodze księżniczki. Ciekawe czy to zadziała, pomyślałem z rezerwą, szanse jednak były marne. Ale gra musiała toczyć się dalej.
Kiedy Yavan krzyknął Margaret lekko drgnęła, po czym na jej twarzy zagościł szatański uśmiech. Zaraz potem przy jej nodze znalazło się jego z jego ostrzy. Odwróciła się energicznie i z groźną miną zaczęła powoli do niego podchodzić. - Myślisz, że jak jesteś facetem i mnie więzisz to możesz mi rozkazywać?! Co z ciebie za pirat?! Może miałbyś trochę męskiej godności i byś mnie poszanował?! - Krzyczała niby cholernie zła i groźna. Zatrzymała się i obróciła tyłem. - Żeby mi to było ostatni raz! - Wycedziła przez zęby i podeszła do ostrza i wyciągnęła je z podłogi z małym wysiłkiem i zaczęła obracać nim w rękach, To było szalenie niebezpieczne, bo w każdej chwili mogła sobie rozciąć dłoń.
No nie udało się, zadziwiające i jednocześnie zabawne, ale nie czuję zawodu wręcz przeciwnie podoba mi się to coraz bardziej. Rola którą grałem jakoś mi nie pasowała, było to widać po zachowaniu Płomyczka, w dodatku tego typu piraci zazwyczaj byli starsi i brodaci, w skrócie znacznie różnili się od mojej osoby. Co teraz? Na pewno się nie poddam, rozluźniłem się i swobodnie usiadłem na murku okalającym wierzę. Moja postawa całkowicie się zmieniła, stałem się pewniejszy i bardziej rozluźniony. - Oczywiście wybacz Pani, że śmiałem coś takiego powiedzieć, ale powinnaś coś zrozumieć....- mówiłem szorstko, a jednocześnie delikatnie, nie kryłem mojego pożądania w moich słowach czy też wzroku. Spoglądałem na najpiękniejszą kobietę jakąkolwiek spotkałem w swoim życiu. Zeskoczyłem na posadzkę i ruszyłem powolnym krokiem w stronę księżniczki towarzyszył mi przy tym lekki zmysłowy uśmiech.
Margaret prychnęła. - Trzeba najpierw myśleć, później robić. - Powiedziała oburzona nawet nie spoglądając za siebie, ciągle bawiąc się ostrzem. Usłyszała jak zeskakuje z murku i idzie w jej stronę. Czuła na sobie jego wzrok. Czuła się, jakby ją nim zjadał. - Nie podchodź do mnie, ty wstrętny piracie! - Krzyknęła obracając się tylko tak, żeby jej krzyk był dla Yavana bardziej zrozumiały. Na jej twarzy malowało się zdecydowanie. Patrzyła na niego przymrużonymi oczami.
Cóż czy powinienem się zatrzymać? Oczywiście że nie, jako wstrętny pirat nie powinienem słuchać żądań porwanej osoby. Nie przyśpieszyłem, ani nie zwolniłem miarowym krokiem zbliżałem się, mój wzrok zelżał spełnił swoją rolę. - Nie obawiaj się, nie skrzywdzę Cię. Ale wiesz dobrze że dla Ciebie zdobędę klejnoty, złoto, a nawet porwę jakąś osobę. - mówiłem spokojnie, cicho tak by ledwie mnie słyszała. Stanąłem tuż przed Margaret wpatrując się w Jej piękne zwierciadła duszy. - Chciałbym byś była szczęśliwa, jeśli sobie zażyczysz byśmy przez całą noc przyglądali się gwiazdom....spełnię to, jeśli powiesz bym Cię opuścił...spełnię to – nachylałem się nad uchem Płomyczka i szeptałem te słowa z czułością. Przez cały czas nawet nie dotknąłem ukochanej, Chwyciłem ostrze sztyletu na tyle mocno by ie mogła nim ruszyć i bym mógł nim swobodnie manipulować. - Mogę zaofiarować wiele, ale w tej właśnie chwili mogę tylko zaofiarować siebie, swoją krew... - poprowadziłem ostrze ku klatce piersiowej w okolicach serca i lekko się skaleczyłem. - oraz uczucia.
Zirytowała się, że jej nie posłuchał. - Ale ja nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał! - Krzyknęła jeszcze raz. - Nie chce, żebyś cokolwiek dla mnie zdobywał, jasne?! - Mówiła bardzo surowo. Jak prawdziwie porwana księżniczka. Bardzo rozkapryszona z resztą. Stanął przed nią i w tym momencie jej serce zmiękło. Nie chciała już w nic się bawić, bo... No bo nie mogła patrzeć jak się męczy. Kiedy mówił do jej ucha, czuła dreszcze w całym ciele i te motylki w dole brzucha. Nic nie mówiła, tylko przymknęła oczy. Zranił się w pierś! - Yavan! - Krzyknęła. - Czyś ty zgłupiał?! - Złapała się za głowę. i spod spódnicy wyjęła małą torebeczkę, która miała zawiązaną na udzie. na szczęście po tym, co stało się na poprzednim balu na ten zabrała ze sobą buteleczkę naparu na gojenie ran. Odkręciła ją i delikatnie skropiła małą ranę na piersi jej chłopaka. - Więcej tak nie rób, - wycedziła przez zęby, chowając buteleczkę w jej poprzednie miejsce. - Do jutra nie powinno być śladu. - Powiedziała i podeszła do niego, żeby mocno go objąć. - Wystarczą mi uczucia. - Wszeptała mu do ucha.
Pierwszy raz ktoś tak zareagował na moje skaleczenie, w domu odkąd nauczono mnie medycyny w wystarczającym stopniu bym mógł o siebie zadbać nie interesowano się moim zdrowiem, no chyba że nie byłem w stanie sam się sobą zająć. Muszę przyznać że zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu, przeczesałem ręką włosy Płomyczka, nigdy nie mogłem przestać podziwiać ich piękna. - Dziękuję. - wyszeptałem kiedy skończyła z moją raną, raczej skaleczeniem którego praktycznie nie czułem. Kiedy usłyszałem bym tego nigdy więcej nie robił, wiedziałem że była złą na to co uczyniłem. - Nie martw się to tylko drobne skaleczenie...nie nie powtórzę już tego. - dobrze że nie wykonałem mojego pierwszego planu, był bardziej widowiskowy. Powinienem trzymać się z dala od takich pomysłów, przez nie Margaret smutniała. Przytuliłem Ją czule kiedy znalazła się w moich ramionach, a kiedy usłyszałem słowa wyszeptane w prost do mojego ucha płomień przeszedł przez całe moje ciało. - Kocham Cię Płomyczku. - cicho wypowiedziałem słowa i zacząłem delikatnie całować Ją w główkę. - Niezwykłe przedstawienie, posiadasz talent aktorski, chociaż...
A więc Endrju czuje się bardzo zaszczycony i w jego sercu aż wybuchają fajerwerki. Oczywiście, sam nawet o tym nie wie, aczkolwiek jakaś wewnętrzna siła (chyba żołądek, bo Puchon na myśl o samym jabłku trochę zgłodniał) podpowiadała mu, że właśnie tak powinien się czuć. Że hę, przepraszam? Gnuśną ropuchę?! Oh, no naprawdę. Co on za to może, że ma urodę po babci? Takie życie! Nikt mu nie dał katalogu z wyglądem i nie pozwolił wybrać niczego stamtąd. Choć, trzeba powiedzieć, że i tak najgorzej nie miał. Wszakże mógł wyglądać nie jak ropucha, lecz jak, chociażby, pedobear. Wtedy, nie dość, że byłby niezbyt urokliwy, to jeszcze wszystkie dziewczęta by przed nim uciekały! Tego by już chłopak nie przeżył. Cóż, jak na razie, to owszem. Mogła czuć się całkowicie bezpiecznie przy Endrju. Oczywiście, nie obiecuję, że w przyszłości nie poszczuje jej jednym ze swoich kaktusów, ale na chwilę obecną nic tego nie zapowiadało. Tak więc luuuzik, panno Nev, luuzik. Jemu na przykład strasznie imponowali ninja, więc zapewne zacząłby od tego momentu trochę bać się Nev, choć i tak odważyłby się poszczuć ją Genią. Bo Genia już radziła sobie z większymi agresorami. Na nią trzeba uważać, bo potrafi być nieobliczalna. Poza tym, jest trochę nabuzowana, bo już od dawna się z nikim nie biła, więc jeśli Nev ma ochotę, to on zaprasza serdecznie. Cholibka, zapomniałam już, o czym ja w ogóle mówię… Wróćmy lepiej do akcji. - A owszem, trafiłaś, moja droga. Zarobiłem dzięki tej gnidzie szlaban, za co oczywiście jeszcze się odwdzięczę. – Uśmiechnął się chytrze i trochę złośliwie, obserwując gwiazdy. - Cóż… wygląda na to, że będę musiał wziąć sprawy we własne ręce. Skoro jabłko nie pomogło. Zaśmiał się, tym razem całkowicie przyjacielsko, hyhy. Może i nie wyglądał, ale pozory czasami mylą, czyż nie?
To Nev jest w takim razie zachwycona, że Andrew jest zachwycony. Czy coś tam. Nie wiem, nie ogarniam. Bo chyba oni o niczym nie wiedzą. Nie, to znaczy, ona wie o tym, że wie, ale nie wie, że on wie, bo on nie wie, więc nie wie też, że on niby wie ale nie wie. Dobra, może porzucę jednak ten temat, hehe. Tak jakoś jej się skojarzyło! Nie no, spokojnie, wcale Andy nie wygląda tak źle! To po prostu taka mała, wewnętrzna złośliwość, no. Która nie ujrzy światła dziennego, no chyba, że owy jegomość postanowi zrobić coś niedobrego w stosunku do niej, ot co! Tak, trzeba się bronić, koniecznie. Na razie nie ma przed czym co prawda, ale przygotowanym być należy i już, o. W każdym razie, żeby nie było niejasności, panna Nev była wyluzowana, nawet bardzo. Na wieść o gnidzie aż błysnęły jej oczy, a sama uśmiechnęła się szeroko. O tak! - Masz już jakiś plan? Chętnie pomogę! - powiedziała entuzjastycznie. Tak, Andrew powinien znać ją na tyle, żeby wiedzieć, że takie okazje są po prostu dla niej niczym wygrana na loterii! Dreszczyk emocji i te sprawy. Czy była stuknięta? Ależ oczywiście! - No, ale skoro chcesz mnie uśmiercić, to chyba nic z tego nie wyjdzie. Ile mam jeszcze chwil życia? Czy mogę mieć ostatnie życzenie? - kontynuowała dalej, rozbawiona. Ach, że też potrafił jej tak humor poprawić, to aż niebywałe! Ale nie przyzna się do tego otwarcie. To tylko i wyłącznie jej zasługa, ot co!
Nie komplikuj, nie komplikuj. Oboje są zachwyceni i już. Nie jestem dobra w logicznym myśleniu, więc nie zapodawaj mi tu takich tekstów, bo się gubię, hyhy. Nie ma to jak przyznać się do własnej głupoty. Endrju po prostu czuje, że Nev myśli o czymś (już nie pamiętam, co to było, ale cii) i jest z tego powodu zachwycony, o. Ale wracając… Niech tych swoich skojarzeń przypadkiem nie wyjawia chłopakowi, bo on coś nerwowy jest ostatnio. Jakby mu się okres zbliżał. A to dziwne w przypadku chłopaka, co nie? No chyba, że w młodości porwali go kosmici albo koniki morskie giganty i przekabacili go na swoją stronę. To by wyjaśniało jego częściowe zainteresowanie mężczyznami. Oczywiście kobitki też są superaśne i je wszystkie kocha. No wiem, wiem… Nev jest zawsze wyluzowana na maxa. No nieee… takiej reakcji się nie spodziewał po Krukonce. Albo nie… jednak się spodziewał, hyhy. - Jeszcze nie… Może tobie coś chodzi po głowie? – Spojrzał na nią z nadzieją. Oczywiście, może go poszczuć Gienią i innymi, ale wolałby coś innego. Jeszcze do jego niecnych planów wkradnie się rutyna i co wtedy? Dupa! – Masz… Spojrzał na zegarek, którego wcale nie było, ale stwierdźmy, że był i będzie dobrze. - 5 minut. A co do życzenia to zależy. Powiedz mi, to ja ci powiem, czy możesz mieć. – Ach, ta logika i w ogóle. Cudownie.
Nie, tak naprawdę sądzę, że nikt tego nie był w stanie rozszyfrować. Nawet ja to przeczytałam po raz drugi i trzeba przyznać, iż się zaplątałam. Więc zupełnie nie powinnaś się przejmować, naprawdę! W skrócie chodziło o to, że Andrew jest zachwycony faktem, iż udało mu się zaskoczyć Nev, co jest nie lada wyczynem, więc i ona była pod wrażeniem dokonań chłopaka. Ach, dobra, może skończmy ten temat, hehe. Oj, bardzo niedobrze, że jest taki nerwowy. Może powinien zwierzyć się naszej cudownej pannie Campbell, a ona miałaby na to jakieś lekarstwo? Któż to wie. Chociaż oczywiście miała na myśli nerwowość, bo na okres nikt antidotum nie wynalazł, ku rozpaczy chyba wszystkich kobiet na świecie, przed menopauzą. Tak, warto to rozważyć w przyszłości. Chcesz być wynalazcą? To już wiesz nad czym myśleć! Yay, gdyby wiedziała, że jest kosmitą, pewnie zabrałaby go do jakichś badań, bo to było naprawdę interesujące! Ależ jego notowania jako chłopaka do wzięcia by wzrosły, naprawdę! Nie zawsze jest wyluzowana, ale przy większości przypadków tak. Chociaż, jak się wkurzy, to nie ma zmiłuj. - Ach, mam tylko pięć minut życia, nie będę go tracić na wyjaśnianie mojego super tajnego planu zemsty - odparła z teatralną wyższością. Serio, powinna zostać aktorką. Albo przynajmniej zapisać się do kółka teatralnego. Ma dziewczyna talent, który się marnuje! Nev się zamyśliła. Co robią ludzie w obliczu śmierci? Uprawiają seks! O, to byłoby dobre. Tylko cholera, nie ma z kim, damnit. A jeszcze na głowę nie upadła, by krzyczeć z wieży, czy ktoś nie chciałby spędzić z nią upojnych pięciu minut, hehe. Trzeba zatem wymyślić coś innego! Tylko byle szybko, bo czas się kończy. - Chcę iść na imprezę! Taką hadkorową, gdzie alkohol będzie lał się litrami - powiedziała w końcu z nikczemnym uśmiechem. O, a tam mogłaby kogoś spotkać. I w ten sposób spełniłaby dwa swoje życzenia w jednym. Nev, ty to masz łeb! Jak sklep monopolowy.
Uff, od razu mi lepiej. Mam tylko nadzieję, że nie ściemniasz, żeby poprawić mi humor, bo to by było nie fair. A zresztą… nie chcę wiedzieć. Jeszcze powróci Mr. Głupota i zaprosi mnie na herbatę i ciasteczka z Biedronki. To byłby koszmar, oj tak. A! No tak, teraz już pamiętam. Podsumowując – oboje są zachwyceni, o. Nie mówmy o tym więcej, bo jeszcze obie stracimy wątek i dopiero będzie. Endrju właściwie nie jest typem chłopaka, który zwierza się kumpeli, ale po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że dla Nev mógłby zrobić wyjątek. Ale to nie teraz, są przecież ważniejsze tematy do rozmowy, między tą dwójką. Poza tym panicz Canavan pochodził już po paru specjalistach i ci mu powiedzieli, że i to jest rodzinne. No proszę! Nie dość, że ma ropuchowatą urodę po babci, to jeszcze ojciec podarował mu w prezencie nerwowość. Ale jego zajebiste geny i tak nie powinny się zmarnować! Co to, to nie! W końcu ma również wiele zalet, o których nie będę teraz opowiadać. Dzięki tobie odkryłam powołanie! Wynajdę lek na okres! Endrju przy okazji również nad tym pomyśli, bo w końcu, co dwie głowy, to nie jednak. Nev niech też się zastanowi, bo przecież krukoniaści są mądrzejsi od wszystkich innych. Tak przynajmniej mówi teoria. W takim razie dobrze, że Nev jednak o tym nie wie. Z tym całym rozkrajaniem, ot pół biedy. Gorzej, gdyby po sklejeniu go z powrotem została jakaś część na zewnątrz tak, jak w moim ukochanym długopisie, który obecnie wiedzie życie złomu albo przeszedł reinkarnację – tego niestety nie wiem. Czy ja wiem, czy by wzrosły… W końcu nie każda dziewczyna chciałaby mieć później zielone dziecko. Do tego nie wiadomo, jak to z tym wszystkim wygląda. Wszak on ma stany przedmiesiączkowe! Ależ ta Nev jest wredna no, zamiast mu pomóc w tych jej ostatnich minutach życia, to woli ględzić nie wiadomo, o czym i myśleć nie wiadomo jak długo. - Małpa z ciebie. – Mruknął do niej obrażony i udał wielce zainteresowanego niebem. Tylko niech się dziewczyna nie udławi z tego wszystkiego jabłkiem, bo zabierze mu całą zabawę. – Sam coś wymyślę. A on się nie da! Nienienie, niech sobie Krukonka nie myśli, że zmięknie. On jest jak jajko, twardnieje w miarę gotowania (jakkolwiek by to nie zabrzmiało). A Andrew to nikt, przepraszam bardzo? On by się nie obraził, gdyby go o to poprosiła, skąd. Oczywiście, bardzo chętnie by spełnił tę jej ostatnią prośbę. Ale cóż… widocznie jest zbyt męski dla Nev, oj tak. - W pięć minut, to się tam nawet nie rozkręci. – Zaczynamy zabawę w „Zniszcz marzenie”. A on jest w tym naprawdę dobry.
Ja? Ściemniać? Nigdy w życiu! Mówię szczerą prawdę. To po prostu było zbyt trudne i nieodgadnione. I tego się trzymajmy. Ja z Głupotą mieszkam na co dzień, hehe. Co prawda Andrew o tym chyba nie wiedział, ale dobra, uznajmy, że był zachwycony, a ona razem z nim. Nie jest? No to mają coś wspólnego! Poza tym Nev również odziedziczyła nerwowość w spadku po ojcu. Więc z pewnością by go zrozumiała. Kurde, tak teraz myślę, może mieli wspólnego ojca?! Hehe, niemożliwe. Ale ja mam bujną wyobraźnię po prostu! I niech tak sobie nie bierze do siebie tej ropuchowatości, to tylko taki mały, nikczemny żarcik był! Teorie, bla, bla, bla. Mają się często nijak do praktyki! Nev może do głupich nie należała, ale do... hm. Nienormalnych! Tak, to zapewne to. Więc spoko, możemy wspólnie wszyscy pomyśleć, i autorki, i postaci. Razem z pewnością coś wymyślimy. Ach, już czuję ten powiew sławy, reportaże, wywiady, książki, filmy dokumentalne o nas... Aż łezka się w oku kręci, doprawdy. Oj, Nev świetnie zna się na anatomii (jakkolwiek to brzmi!), więc nie musiałby się o nic martwić, serio. Ale co do dziewczyn - one lecą na oryginalność, więc do boju Andrew!!! Pewka, że wredna, po... nie wiem po kim, bo matka to złota kobieta była, a ojciec gbur i furiat, ale oj tam. Załóżmy, że Nev zapoczątkuje wredność w swej rodzince! Protoplasta złośliwości, jak to dumnie brzmi. Szkoda tylko, że potomstwa najprawdopodobniej nie będzie, smuteczek. Ale dobra, adoptuje sobie dzieci i będzie im wpajać wredotę! Cóż za szatański plan. Och, ależ ona o tym jabłku zapomniała! Wiecie, to pięć minut życia to jednak ją zamurowało, hehe. Spojrzała na niego z rozbawieniem i nachyliła się w jego kierunku, by cmoknąć go w policzek. Ha! Tego się nie spodziewał, niech się przyzna! W ogóle zrobiła to, bo wiadomo, taki komplemenciarz z niego, że hoho. I nawet mi się zrymowało. Zostanę raperem. Nie no, chodziło o to, że nie może się na nią ot tak obrażać, to nieprofesjonalne! Ja wiem, ale oni traktują się bardziej jak kumple, no mimo wszystko. A Nev wbrew pozorom nie jest osobą, która sobie sypia z kim popadnie. Sytuacje na jedną noc zdarzają się niebywale rzadko. Dlatego mimo wszystko nie poprosiłaby go o to, tak samo zresztą jak kogokolwiek innego, nie będącego w kręgu jej ścisłych zauroczeń, hihi. Wiem, skomplikowane, ale grunt, że ja to rozumiem! Więc może dla uproszczenia przyjmijmy, że jest dla niej za męski! - Oj, bo dałbyś mi więcej czasu, prawda? W końcu to ostatnie życzenie! - powiedziała słodko. Ach, aż brakowało jeszcze trzepotania rzęsami, ale no bez przesady!