Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
Uśmiech powoli znikał z jej twarzy, aby mogło się na niej pojawić zdezorientowanie i współczucie. Margaret nigdy się jej nie zwierzała. Krukonka zawsze myślała, że to taki typ człowieka, który stąpa twardo po ziemi i ma gdzieś opinie innych. A tu bach! Miłość. No bo co innego? To ona całkowicie zmienia człowieka, wyczynia z nim takie rzeczy, że czasami my sami nie potrafimy się w sobie odnaleźć, ani siebie zrozumieć. Westchnęła i objęła przyjaciółkę. - Steve... To ten Gryfon z szóstego roku? - spytała, upewniając się. Margaret zakochana. No proszę, tego się nie spodziewała. Co prawda Gryfonka była bardzo atrakcyjna, ale ona sama wydawała jej się taka.. niedostępna. Oczywiście, bardzo miła z niej dziewczyna, ale Lau zawsze myślała, że Gryfonkę na razie nie interesują miłostki. Jak widać ostatnio wszystkich dopadało to cholerne uczucie. - Spokojnie, kochanie. Jeżeli on wie o twoim uczuciu, i fajnie wam się gadało, to na pewno nic złego się nie dzieje. Może dopadła go nauka? Często tak bywa. Widzisz, ja też nie miałam ostatnio zbyt wiele wolnych dni. A może nieuważnie się za nim rozglądałaś? Próbowałaś się z nim kontaktować? Jak nie, to wyślij sowę, w sumie nic nie tracisz, bo każdy może do niego napisać, prawda? - rzucała po kolei słowami. nigdy nie była dobra w pocieszaniu, ale to nie znaczy, że nie współczuła dziewczynie. Ona sama ostatnio nie wiedziała, co się dzieje z nią i Lukiem. Czy to coś głębszego, czy tylko zwykły, przelotny romans? Westchnęła cicho i przeniosła wzrok na przyjaciółkę. - Nie płacz skarbie, nie ma powodu. Będzie dobrze. Musi być. - powiedziała, szczerze wierząc w to, co mówi. No bo jaki kretyn by się nie przejął uczuciami Margaret? Przecież to była naprawdę świetna osoba! Ciepła, z poczuciem humoru, odważna, pomocna. Idealna. Sprawiała wrażenie, że mogłaby się dogadać z każdym. Nie zasługiwała na to, aby nie zwracano na nią uwagi. Zresztą, jak, skoro ona wyróżniała się z tłumu?!
- Tak to ten... - Margaret trochę się uspokoiła, kojąco podziałały na nią słowa dziewczyny. - Wysyłałam sowę, ale z żadną konkretną wiadomością. Napisałam tylko, że się stęskniłam. - Teraz w Marg wstępowała raczej złość - Ale no jak on tak mógł. Trzeba być bez serca, żeby komuś powiedzieć tyle ciepłych słów, pocałować go kilka razy i tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu! - Odeszła od Lauren i zaczęła spacerować po pomieszczeniu, gestykulując przesadnie. - Co za dupek! Wszyscy faceci tacy są. Dlatego właśnie się nie zakochuję! I przysięgam: NIGDY WIĘCEJ! - Słowa wystrzeliwały z ust Margaret jak z procy, była zła, musiała gdzieś, na kimś się wyładować. Najlepszym celem w tym momencie był Steve. - No ja nie wiem, nie wiem! Mam ochotę wszystko mu wygarnąć! Niech ja o tylko spotkam, nie ma już życia! Teraz dopiero Gryfonka zauważyła, że skupiła się na sobie Cholera.. - Ok, już mi lepiej. Teraz ty musisz mi opowiedzieć jak u ciebie leci. - Już całkowicie spokojna i optymistyczna Margaret patrzyła na Lauren swoimi wielkimi, niebieskimi oczami.
Zaczęła uważnie słuchać słów dziewczyny i patrzyła na nią badawczo, kiedy ta wędrowała w tę i z powrotem po posadzce. Nie ma co, złość tylko dodawała jej uroku. - Tak, masz rację, jest wielkim dupkiem. Jak reszta facetów. - rzuciła, myśląc nad tymi słowami. No bo w sumie to prawda, czyż nie? Osiągają cel, i odchodzą bez słowa. Albo się bawią kilkoma naraz. Można było śmiało powiedzieć, że ich ulubioną rozrywką były dziewczyny. To żałosne. - Zobaczymy, jak zareaguje, jak się spotkacie. Odezwie się? Przeprosi? Przejdzie obojętnie? Co by nie zrobił, powinnaś otrzymać od niego wyjaśnienia, i to jasne. A urządzenie mu sceny... - tu zaśmiała się złowieszczo. - nie byłoby takie złe. W końcu by zrozumieli, że nie jesteśmy słabą płcią. - powiedziała, uśmiechając się do niebieskookiej. Cieszyła się, że Margaret jej o nic nie pyta, bo ona sama nie wiedziała, co się u niej działo. Ale w końcu nadszedł ten moment, który i tak miał nadejść. Krukonka była tego pewna, więc nie była zbytnio zaskoczona. - U mnie.. cóż, sama nie wiem. Pieprzona pseudo-miłość. Nie wiem, co Luke o mnie myśli, ale to nie jest moim największym problemem. Ja sama nie wiem, co do niego czuję, ot co. No i to chyba tyle... - ucięła, bo nie wiedziała, co dodać.
Margaret już wyżyła się na kim miała i czuła się znakomicie. Tym bardziej, że czuła jak zatriumfuje przy spotkaniu ze Stevem. Już ja mu pokażę. - Myślała rozradowana. - Kurcze, niefajnie - zmartwiła się Margaret. - Ale może uda wam się z tego wyjść. Jakoś mi tak dobrze do siebie pasujecie, że nie wyobrażam sobie was oddzielnie. Marg nie chciała, żeby dziewczyna była smutna. - Może pójdziemy zrobić komuś jakiś wredny kawał? - Zaproponowała. Przybliży nas to do siebie i odzyskamy humor
Ostatnio często miała wrażenie, że wszyscy tak myślą. Że wszyscy uważają, że ona i Luke pasują do siebie idealnie, ale ona nie była tego taka pewna. - Wredny kawał? - rozpromieniła się. Tak dawno nie miała okazji do wygłupów i dręczenia innych! Przez to nie do końca czuła się sobą. Nie robiąc żartów innym miała wrażenie, że ktoś wyrwał z niej część osobowości. Wiecie dlaczego ostatnio Krukonka chodziła taka przygnębiona? Bo miała dość monotonii dnia codziennego. A tu proszę, szykuje się super rozrywka, i to do tego u boku Margaret. W środku szalała z radości, bo w końcu trafiła na jakąś osobę w Hogwarcie, która ma podobne potrzeby do niej. - Kogo bierzemy na cel? - spytała, zacierając rączki z uciechy, niczym złoczyńca, który uknuł już złowieszczy plan, i zamierza go zrealizować. Oczywiście nie ma mowy o żadnych niepowodzeniach!
Tak! W końcu ktoś, kto nie wyrósł jeszcze z takich wygłupów Margaret rozpromieniła się, a jej oczy błyszczały z radości i podniecenia. - Ja osobiście nie przepadam za Angie Fly. To ta Puchonka z czwartej klasy. Wykonywanie niecnych kawałów na młodszych jest o wiele zabawniejsze niż na tych w swoim wieku. Wiem z doświadczenia! - Chwaliła się bez ogródek. - To co ty na to? - Spojrzała na Lauren z nadzieją
Pomyślała o Puchonce, która była jej bardzo daleką kuzynką i z którą nie utrzymywała żadnych kontaktów. Szczerze mówiąc, nie przepadała za dziewczyną. Irytowała ją, więc wzięcie jej na celownik nie było takim złym pomysłem. Wredna z Krukonki duszyczka, ot co! - Puchonka z czwartej klasy jest idealna. To gdzie ją złapiemy? I masz jakiś plan? - rzuciła, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce z podniecenia na myśl o kawale. Oj, biedna Angie!
- Proponuję jej poszukać. Będzie zabawnie! - Marg już zacierała ręce z podniecenia i radości. - W końcu ktoś, kto lubi porobić głupie kawały, ach. - Plotła zadowolona dziewczyna. Już dawno nie była tak radosna. - Już jej współczuję! - zaśmiała się złowieszczo.
- Hm, poszukać.. możemy się zaczaić pod obrazem. Albo po prostu się z nią umówić, bo nie wiem, w jaki sposób możemy ją złapać... ostatnio nie jestem zbytnio kreatywna, więc musimy zdać się na twoje pomysły - rzekła z bólem w głosie. Po chwili jednak uznała, że to głupi pomysł. Zresztą, sama nie wiedziała, jak one to zorganizują. Tu potrzeba jakiegoś planu, strategii. Planów a i b, w razie, jakby coś nie wypaliło. Tak, dziewczyna wolała mieć wszystko zaplanowane. Lubiła działać spontanicznie, ale nie zawsze. Akurat dzisiaj potrzebowała dokładnie określonego sposobu i pomysłu na kawał. Zrobić krzywdy dziewczynie nie chciała, aż tak bardzo jej nie przeszkadzała. Ale chciała, żeby żart był dobry. Naprawdę dobry. - Ja również jej współczuję... - powiedziała cicho, bo wiedziała, że Angie może to utknąć w pamięci na długi czas. Znając możliwości Krukonki i Gryfonki...
- Muszę się zastanowić... Już bardzo dawno nie robiłam żartów. Wyszłam z wprawy - zaśmiała się pod nosem. - W ogóle brak mi ostatnio kreatywności i weny jakiejkolwiek. To smutne. Zaczajenie się w jednym miejscu będzie o wiele ciekawsze. Najlepiej chyba w Wielkiej Sali, bo nie może tam nie przyjść. To znaczy może, ale to raczej mało prawdopodobne. Dobra, to teraz jakiś żarcik. Wredny, ale nie bolesny. Ranić ludzi nie lubię.
Właśnie jak uważał Steve do carpe diem miała bardzo niewiele. Ciągle czuł jakby się bała konsekwencji, a to co robi jest surowo zakazane. Z tego co się orientował, to zdrada wcale nie była nigdzie nie ma wprost zapisane, czego nie robić, a co robić. To od Ciebie zależało, a w zasadzie od Thomasa, bo ubzdurał sobie przecież, że zaliczy Tamarę, aby zrobić na złość Dimitriowi. Czy boli coś bardziej jak zdrada ukochanej z wrogiem? Ach, nic nie smakuje tak dobrze jak słodki smak zemsty. Czy Tamara straciła godność? Zdecydowanie tak. Steve aż kolekcjonował je w swojej walizce. Wiedział, że od niego się zacznie, bo zasmakuje czegoś nowego i zakazanego. Bo czy właśnie ten seks nie był czymś takim? Po tym jak reagowała na jego pieszczoty, myślał, że otrzymywała je po raz pierwszy jakby dopiero teraz mogła poznawać własne ciało i to, co mężczyzna może z nim zrobić. Czy wiedziała, na czym w ogóle polegają owe „cuda”? Ponownie zaczął podróż ustami w stronę jej piersi, nie mogąc się na nie napatrzeć. Może i to było puste, lecz to była najcudowniejsza część w ciele kobiety. Zawsze chętna do pieszczot, zawsze piękne. Ona był nieco nieobecna. Może alkohol kierował jej ciałem? Może będzie tego załować? Dla Thomasa to nie było ważne. Zemsta, zemsta. Jak widać oddała się mu bez problemów, nawet nie usłyszał jednego „nie” i w ogóle nie wspomniała o chłopaku. Więc ludzie nie będą gadać? Była w błędzie, olbrzymim błędzie. Już Steve o to zadba, aby każdy się dowiedział, a Dimitri cierpiał najbardziej. Może w końcu przestanie posyłać swojego murzyna i palić mu ciuchy? Tam, Tamara uwierzyła, że posiada on sumienie. Że jest złudzeniem wszelakiego dobra, które zastąpi jej złe zachowanie ukochanego. Biedna, naiwna, jakże wykorzystana! On też nie należał do pustych, tu nie było ważne, czy jest bogata, ładna i czy ma pewne wpływy w świecie magii. Smak zemsty. Byli dla siebie tajemnicą, tylko jednostronnie. Steve w każdej chwili mógł wyciągnąć o niej informacje od swojego ojca i poznać każdy skrawek jej życia. Każdy błąd i wszystko skierować przeciwko niej. Nie można było nazwać ich spotkanie poznawaniem siebie. Błądzili po ciałach, lecz nie po duszach. Steve tylko jednej pozwolił zabrać wnętrze, inne będą zabawkami. Dobrymi spotkaniami, kończącymi się wyczepistym seksem. Cieszył się, że przynajmniej dla niej to było coś wyjątkowego. W końcu odkryła w sobie coś, co mężczyźni cenią. Obserwował jej falisty ruch piersi, czuł jak szybko bije jej serce. Prawie zrównywało się z jego. Czyżby goniło rozum przed kolejną głupotą? Nie dogonisz mnie – drwił rozum. - nie dogonisz. Ich ciała były wyjątkowo rozpalone, pragnące zaspokojenia. Pocałunki łapczywe, pełne pewności siebie, namiętności i odwagi, którą Tamara na pewno nigdy nie miała. Nie zbyt go obchodziło w danej sytuacji, czy jest zbyt gwałtowny, agresywny. Nie ciągnął za włosy, niczym nie wiązał. Sama przecież chciała! On tylko uwiódł. Dobrze, że się niczym nie łudziła, niedługo pozna prawdę na temat uniesienia na Szczycie Wieży i przestanie być kolorowo. Ale teraz... przyszło spełnienie. Ucałował jej polik, wychodząc z niej. Koniec gry, koniec bycia uczuciowy. Podciągnął spodnie, a następnie odnalazł koszulkę. Przez chwilę zawiesił na niej wzrok – kompletnie nagiej. Ugh! Co ten Dimitri stracił! Och, mogłaby zatańczyć dla Steve, lecz nie, nie ma na to czasu. Przewiesił sobie koszulkę przez bark, a następnie wyszperał z kieszeni spodni papierosy. - Dzięki, było miło. - stwierdził, wkładając papierosa do ust. Na koniec podszedł do miejsca, gdzie wylądował jej koronkowy stanik i chwycił go, chowając do tylnej kieszeni. Czyżby chciał powtórki czy dowodu? Wypuścił wolno dym z ust, kierując się w stronę drzwi. Zostawił ją nagą, bez słowa pożegnania i bez stanika. Ach, ten okrutny Steve!
Miała nie bać się konsekwencji? Dobre sobie. Rozpętała huragan, który zabierze ze sobą po drodze wszystko. Wszystko, co miała. Ale ona o tym nie myślała do końca, nie. Bo gdyby myślała, to na pewno nie zdecydowałaby się na ten głupi krok, jakim było przyjście tu i zrobienie tego, co zrobiła. Na pewno nie. No, ale człowiek szaleje, robi różne głupie rzeczy. Po prostu carpe diem. Ale teraz w tym momencie Tamara grubo przesadziła, bo zdrada była czymś strasznym, czymś, co otoczenie piętnowało. W obecnym świecie, w XXI wielu nie panowała zasada: Każdy należy do każdego, jak w Nowym wspaniałym świecie. Społeczeństwo akceptowało jedynie monogamię, krzywo patrząc na każdą zmianę partnera i nie akceptując choćby wielożeństwa panującego w niektórych krajach. Nie, człowiek miał być wierny jednej osobie. A gdy nie był wierny, nie był wart uwagi ludzkiej. A zdrada ukochanej osoby bolała, szczególnie, gdy była to zdrada z kimś takim jak Steve. Który zabrał jej godność, tak. A którą ona odzyska, gdy przyjdzie na to pora. Od niego się zaczęło, ale może też na nim skończyć. Kto wie, jak potoczą się dalej losy Tamary. I owszem, to było doprawdy ciekawe doświadczenie. I niech myśli, że otrzymywała je po raz pierwszy, niech będzie z siebie dumny, nikt mu tego nie zabroni. A prawdę o tym znała tylko ona. I nie zamierzała mu jej ujawniać. Czy będzie tego żałować? Z pewnością, tylko w przyszłości. Teraz w tej chwili jeszcze nie żałowała. Bo, gdyby nie chciała, nie oddałaby się mu. Jednak wszelkie konsekwencje przyjdą do niej dopiero z czasem, otrzeźwienie. I, do cholery, nie uwierzyła, że posiada on sumienie. Nie obchodziło jej to, czy je miał, czy nie. W tym momencie nie było jej potrzebne. Ani tym bardziej jemu. Ale jak najbardziej była biedną, naiwną, wykorzystaną dziewczyną. Na własne życzenie zresztą. Tak, Howard mógł dowiedzieć się o każdym szczególe z jej życia, mógł poznać jej tajemnice, jej najskrytsze myśli. Ale czy na coś było mu to potrzebne? Przecież, ona była tylko jego zabaweczką, chwilową zachcianka, podmiotem zemsty, który, po wypełnieniu celu nie będzie już potrzebny, stanie się zbędny, nie będzie obchodzić go wcale, co się z nią stanie. Może to i lepiej? Bo gdyby nagle zainteresował się nią bardziej i gdyby zaczął bardziej ingerować w jej życie (choć już to zrobił)… Ale do tego nie dojdzie, na szczęście. Dla niej to było w istocie wyjątkowe przeżycie. Poznała lepiej samą siebie, wiedziała od tej pory, czego mają jej dawać mężczyźni i co im wyrzucać, gdy tego dostawać nie będzie. Koniec. Koniec złudzeń, jeśli jakiekolwiek jeszcze miała. Gdy było już po wszystkim, odsunęli się od siebie, znowu stając się obcymi osobami, którymi byli przecież tak naprawdę przez cały czas. Szybko poczęła zbierać poszczególne elementy garderoby, nakładając je na siebie. - Mnie też – odparła obojętnym tonem. Oczywiście, zauważyła migiem, jak Steve zabrał jej biustonosz. No cóż, będzie musiała wracać bez niego. Gdy tylko wyszedł, szybko ubrała się i, czekając chwilę, w końcu zeszła z Wieży dosyć chwiejnym krokiem (nie ma się czemu dziwić, wszak była to upojna noc!), by udać się do sypialni.
Weszła na wierze by pobyć trochę sama. Udało się. Usiadła na podłodze, i patrzyła na zamarznięte jezioro. Było zimno, ale nie tak jak poprzedniej nocy. Ubrana w grubą kurtkę, szlik i rękawiczki mogłaby tak siedzieć bez końca. Długie, puszyste rude włosy pełniły rolę czapki. Czasmi były dość pożyteczne. Czuła się tak jak zawsze. Samotna. Boże, czemu tak bardzo nie lubiła kontaktu z ludźmi ? Bała się ich ? Chyba tak. Bała się, że zostanie odtrącona, wyśmiana. Chodziła do tej szkoły od 4 lat, i nie znała praktycznie nikogo. Z imienia kojarzyła tylko osoby, które siedzą z nią w ławce na lekcjach, a i tak zaminiła z nimi góra dwa zdania. To się musi zmienić. Choć ona nie bardzo wiedziała, kogo poprosić o pomoc. Przecież była SAMA. Zawsze była sama. "Starczy. Przestań się nad sobą urzalać ! Jakoś to będzie..." - pomyślała. Spojrzała jeszcze na zamarznięte jezioro i pomyślała, jak fajnie byłoby pojeździć po nim na mugolskich łyżwach. Już kidyś próbowała. Caroline ją wzięła. To świetna zabawa, nawet dla czarodziejów. Spojrzała w dal ostatni raz i powoli wstała, by zejść z wierzy.
Mike wspiął się po krętych schodach. Chciał sobie trochę posiedzieć w samotności na szczycie była tylko jakaś Krukonka. Nie zwrócił uwagi na dziewczynę. Usiadł sobie I patrzył na pokryte śniegiem drzewa Zakazanego Lasu. Niektóre bardzo śmiesznie wyglądały. Było mu trochę zimno popatrzył w niebo, akurat sypał śnieg. Zastanawiał się chwile jak zabijać dręczącą go często nudę, choć teraz nic mu się nie chciało robić.
Już chciała zejść, gdy dostrzegła, że nie była tu sama. Cholera- pomyślała. - Jak mogłam go nie zauważyć ? Ostrożnie podeszła bliżej. - Co tu robisz ?-spytała ciekawa. Niech się dzieje co chce. Może ją wyśmiać, ingorować itd. Miała to gdzieś. Chciała tylko poznać odpowiedź na swoje pytanie. I nagle w jej głowie pojawiała się przelotna myśl, że o czymś zapomniała. - Cześć -dodała pospiesznie i uśmiechnęła się blado.
-Cześć- odwzajemnił uśmiech. -Właściwie to nic, przyszedłem żeby posiedzieć w samotności- odpowiedział. Po chwili dodał: -Twoja obecność mi oczywiście nie przeszkadza- dodał i lekko się uśmiechną. - A ty co tu robisz ?- zapytał.
- Yhym. Głównie to samo co ty. -powiedziała, a było to tak szczere, że aż się uśmiechnęła. - Chciałam posiedzieć trochę sama. Pomyśleć. Zastanowiła się na chwile, po czym poważnie oznajmiła. - Nie chciałabym ci przeszkadzać.... -powiedziała, a wiatr rozwiał jej długie płomiennorude włosy. Zaklnęła w duchu, starając się je schować pod kapturem. Niecierpiała tych kołtunów.
-Nie przeszkadzasz mi- odpowiedział. Po chwili wiatr rozwiał włosy dziewczyny, Mike'owi całkiem się spodobały. Ale kiedy dziewczyny próbowała je schować pod kapturem Mike szybko zapytał : - Co ty robisz ? Po co chowasz włosy ?- zapytał Mike. Czyżby się wstydziła ? Ale czego miała bardzo ładne włosy, w ogóle (choć Michael nie zwrócił na to uwagi) to a dziewczyna w ogóle była całkiem łada. Przez dłuższą chwilę patrzył na nią ze zdziwieniem.
- Są okropne ! -powiedziała łapiąc za kosmyki- doprowadzają mnie do szału ! Rude włosy, zielone oczy, jasna karnacja... jak u wiedźmy ! -powiedziawszy to, zaśmiała się. Jakże trafne skojarzenie. Wiedźma, czarownica. Próbowała wszystkich sposobów, ale gęste włosy i tak wyłaziły spod kaptura. W końcu rezygnowanazostawiła je, pozwalając by opadały jej na twarz. Dmuchnęła w nie, by odsłonić oczy. - Tragedia nie ?
-Żartujesz ?- zapytał z niedowierzaniem. -Masz bardzo ładne włosy, może się trochę wyróżniają, ale to dobrze.-dodał. Nie mógł jej zrozumieć, wcale nie były okropne, były bardzo ładne. Chyba tylko ona tego nie dostrzegła. Takie włosy do jej wyglądu idealnie pasowały, a była dość ładna. Mike po prostu nie rozumiał o co chodzi tej dziewczynie.
Zaśmiała się. -Dobra, nie mam ochoty się z tobą kłócić. Nagle ją olśniło. Chciało jej się śmiać z własnej głupoty. I w końcu nie wytrzymała. Zaczęła się śmiać wdychając chłodne powietrze. - A tak wogóle, ty wiesz z kim rozmawiasz ? Jak mam na imię ? Nie przedstawiła się. On także. Nie miała pojęcia, jak ten chłopak może mieć na imię.
-Racja- zaśmiał się. - Jestem Michael, ale mów mi Mike- przedstawił się i przestał się śmiać, ale uśmiech mu został. Miał nadzieję że przejrzała na oczy. Zapadła chwilowa cisza. - No tak, a jak ty masz na imię ?- zapytał.
Zaśmiała się krótko. - Chciałam potrzymać cię w niepewności. miło cię poznać Mike. Jestem Jane. Mówiąc to uśmiechnęła się. Dziwne, nigdy nie sądziła, że rozmowa z kimkolwiek może być taka przyjemna. Oczywiście, nie przyzna się chłopakowi do tego, że nigdy z nikim w taki sposób nie rozmawiała. Zwykle rozmowa ograniczała się do "cześć", "hej" i czasem też do "co słychać ?" i "Okej, a u ciebie ?" .
-Aha, więc Jane, często bywasz na Wielkiej Sali, bo cię jakoś nie kojarzę.- zapytał. Szukał tematu, a faktem było że przypominał sobie dziewczyny. Całkiem milo im się rozmawiało, choć z każdą chwilą było coraz zimniej. Jej włosy jednak przez kolor powinny rzucać się w oczy, więc dlaczego dopiero teraz zwrócił na nią uwagę? Zapewne dowie się z jej odpowiedzi.
Zmieszała się. - W zasadzie to chodze na objad, gdy już większość uczniów wyjdzie. Nie za dobrze czuje się gdy ludzie się na mnie gapią. Czuje się jak dziwadło. -powiedziała i szybkim ruchem związała swoje włosy w kucyka. - Ale kilka razy cię widziałam. Jak wychodziłeś. Czuła, że robi jej się coraz zimniej, a była grubo ubrana.
-Czemu ?- zapytał. -Jeśli przez włosy to mówię ci że przesadzasz- dodał kiedy zobaczył że Jane związuje włosy. - A do tego jeśli tak robisz to musisz czuć się osamotniona- kiedy Mike to powiedział, poczuł się trochę głupio. Ale bardzo chciał poznać i zrozumieć dziewczynę.