Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
Mruknął coś pod nosem. Włosy znowu pojawiły się na głowie. -No tak lepiej chociaż no sam nie wiem niech zostanie tak jak jest. Mruknął po raz drugi. Opalenizna spadła do normalnej jaka była. -No teraz czuje się jak człowiek co? Dziewczyna chyba odjechała w sen. -Looz śpij słodko. Zaśmiał się i wziął łyka piwa. Wypił do końca i postawił butelkę na swoje miejsce,czuł już trochę działanie alkoholi lecz było to bardzo słabe. Oparł się o ścianę, -Shakur co z tobą? Tak cicho siedzisz?
- Możesz iść z nami. - Odpowiedziała obojętnie. Kiedy zaczął gadać z Melanie ona poszła po chipsy i colę, w końcu musieli mieć prowiant w Pokoju Życzeń. Wyczarować się go nie dało, i tak samo z poproszeniem o to pokój. Wróciła z wysoko podniesioną głową. Zerknęła na Thomsona, ale stwierdziła, że jeżeli nie chce znów zostać objęta jego urokiem, będzie tego unikać. - Tak, tak. Obaj możecie. - Popatrzyła na Shakura, ale ten chyba nie miał ochoty. - To jeszcze coś macie do załatwienia... czy idziemy? - Spojrzała na Melanie, ale pytanie było skierowane do wszystkich.
-Ja idę. A co z alkoholem? weźcie dla mnie ze cztery butelki whyski. -Ok?? Spytał idąc w stronę schodów. Shakur siedział jak wryty, David nie przejmował się nim w tym momencie. -Idziemy nieee?
Podniosła głowę by zobaczyć jaka jest sytuacja. Wstała i podeszła do Angie chwiejnym krokiem, ówcześnie biorąc parę potrzebnych rzeczy. Spojrzała na chłopaków, jak na jej pech jeden był kuzynem, a drugi byłym chłopakiem Davis. A przynajmniej tak jej się wydawało. Przecież nie mogła z nimi flirtować, są jakieś niepisane zasady...Chyba. Stanęła koło schodów czekając na reakcję reszty. Wolała iść raczej na końcu. Zawsze była możliwość, że jak straci równowagę to ktoś ją złapie. W końcu nie była ciężka.
Podniosła reklamówkę, do której wrzuciła rzeczy, własną siłą mięśni. Wolała nie używać do tego zaklęcia, bo jeszcze siatka by się odwróciła a wszystko by powypadało. Przeczesała włosy ręką. Mimo, że minęło trochę czasu odkąd otrzeźwiała, to dalej chciało jej się pić. Machnęła ręką na Melanie i Davida, przy okazji oznajmiając Shakurowi, że jak coś to będą w Pokoju Życzeń i zaczęła jako pierwsza schodzić po schodach. Miała nadzieję, że nikt z reszty się nie wywali. To by było nieciekawe.
Wzięła resztkę rzeczy i zaczęła schodzić po schodach za Davis, jednocześnie modląc się by nie stracić równowagi. Wolałaby żeby to chłopacy nieśli te wszystkie rzeczy. Angie, jak to Angie jeszcze spokojnie sobie poradzi ale Mel przecież była o wiele słabsza. Potknęła się na schodach jednaka szybko udało jej się znów złapać równowagę. Przeklęła cicho i poszła dalej.
Szedł prosto z wieży Gryffindory na swoje urodziny od lat na to czekał. Były to jego pierwsze urodziny w Hogwarcie od rodziców dostał błyskawice bardzo ją chciał aby nie liczyły się prezenty. Jego rodzice patrzyli na pieniądze a on nie. Więc chciał czego innego. Nie popularność pieniędzy tylko chciał być kochany. Usiadł na krzesile i powiedział. - Wypije sobie piwo moze to mi humor poprawi. - powiedział sam do siebie i wyciągnął zgrzewke piwa i zaczął pić jedno z nich.
Emma weszła po schodach, które jak zdawało jej się przez pierwsze 10 minut, w zadziwiająco krótkim czasie zwiększyły swoją liczebność, do przynajmniej dziesięciu tysięcy. No cóż, urodziny chyba się skończyły, pomyślała z udawanym smutkiem. Gdyby wcześniej o tym nie wiedziała, może jakoś by ją to zainteresowało. Czekała na swoją towarzyszkę, mając nadzieję, że pójdzie szybko i Sierra sama wywnioskuje, ze urodziny się skończyły. No, przynajmniej widok był tu bardzo ładny.
Sver wchodziła zachwycona za Emmą. Dużo pokręconych schodów, zakamrków, tyle do zrobienia! Trochę posmutniała, gdy zdała sobię sprawę, że nie ma z nią Jorge'a. -To tutaj?- Zapytała rozlgądajac się dookoła.
Ha! - Tak, to ta wieża, jest z niej cudowny widok na błonia - musiała się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem, chociaż powody były jej nieznane. Dziewczyna wyglądała na szczerze zawiedzioną, ale Emma nie zamierzała tak łatwo się dać podejść.
-Hmm, widok rzeczywiście ładny! - pokręciła się naokoło. Szkoła była ładna, ale Bottenviken bardziej się jej podobało! -Widzę, że urodziny chyba nie wypaliły,co? Jak myślisz? Nie, szczerze, nie obchodzi mnie twoje zdanie. Ale powiedz.
- Tak, ominęły nas - i tak nie miałam zamiaru na żadne iść. Żeby trochę rozbawić samą siebie postanowiła udawać fanatyczkę przyrody. - Och, tylko spójrz na ten wspaniały, jesienny las, na te piękne niebo, na chatkę gajowego, nad którą unosi się dym, to takie piękne i niezwykłe, że z jednej wieży widać tak wiele. Hogwart to magiczne miejsce, doprawdy magiczne - w ostatnim zdaniu zdobyła się na nutę marzycielstwa, której nigdy w życiu więcej nie użyje. Czekała na reakcję swojej towarzyszki, gotowa wybuchnąć śmiechem, albo przekonywać o swojej wrażliwości dalej. No cóż, moze nie była typową flirciarą, żartownisią czy Bóg raczy wiedzieć czym, ale jedno jest pewne - postanowiła trochę pożartować, komu to przeszkadza?
Sver kiwnęła głową. Maatkooo, dziewczyno, idź się leczyć! Leć do Munga, albo nie. Tam za późno. -Mmm, rzeczywiście. Chatka gejowego-zachichotała, ale szybko odchrząknęła. -Przepraszam. Nie chciałam się nabijać-powiedziała znowu dławiąc się chichotem. To, gdzie teraz? Moze jakieś miejsce, które naprawdę jest ciekawe, co?
To było już za wiele, ten jej wymuszony ton to było jedno wielkie dno. Zdawała sobie sprawę, ze Sierra uważa ją za niezrównoważoną umysłowo sztywniarę, ale co ja to własciwie obchodzi? Mogła wybrać sobie wieczną podrywaczkę, jakąś do jasnej cholery pięknisie, która zaprowadziłaby ją do lokalu pełnego alkoholu i chłopaków.Wybrała Emmę. No cóż. Zamierzała jej pokazać co nieco w tym zamku. Bój się dziewczyno. - Może pójdziemy do lodowej komnaty, albo do tęczowego pokoju, wybieraj.
Och, Sver nie zależy na podrywaczkach, alkoholu i tym podobnym. Jej zależy na jak największej rzeszy osób, które będą ją uwielbiać i uśmiechać się do niej na korytarzu, a chłopaków, którzy będą nosić jej książki i odrabiać za nią zadania... No, może to ostatnie nie. Wolała polegać na własnej inteligencji. Czyli żeby było tak, jak w Bottenviken. I jeszcze jedno: Ona nie wie co to strach. -Wybieram lodową komnatę. Brzmi lepiej niż tęczowy pokój. Uśmiechnęła się pokrętnie. O, tak. Trochę adrenaliny dobrze jej robi!
Dobrze więc, lodowa komnata, to zdecydowanie bardziej było interesujące od tęczowego pokoju, z tym mogła się zgodzić. Poza tym w tej komnacie już była, a o tęczowym pokoju słyszała z opowieści, jednak nigdy nie mogła się tam wybrać. No cóż. - Dobrze, więc Lodowa Komnata.
Wybrała się na szczyt wieży. W końcu odbywała się impreza z okazji urodzin Krystiana! Było nawet dosyć ciepło. Rozglądnęła się poszukując kolegi i zauważyła go ze zgrzewką piwa. Przy okazji, gdy ku niemu szła natknęła się na Emmę. Na jej twarzy pojawił się grymas, nie przepadała za tą dziewczyną, ale ona chyba jej nie zauważyła. Przynajmniej na to wyglądało. Ruszyła w stronę Krokosa. - Dawaj piwko! A za chwilę dam ci prezent. - Uśmiechnęła się.
Właśnie wróciła do szkoły. Bardzo się z tego powodu cieszyła.Szła po schodach lekko utykając. Słyszała, ze jest tu jakaś impreza... Nie chciało się jej na nią iść, ale coś ją tknęło... moze to, ze teraz musi być grzeczna i w ogóle?? W obandażowanych rękach przymała małe zawiniątko, które się ruszało. Po drodze do szkoły, koleś z MM była taki miły, ze wstąpili na Pokątną, żeby mogła coś kupić. Odnalazła solenizanta, którego właściwie wcale nie znała i podeszła do niego. -Cześć... To dla ciebie.- powiedziała z wymuszoną uprzejmością i podała mu pudełeczko.- Nie wiedziałam co ci kupić... W środku był zestaw magicznych figórek smoków. Takich, które latału, chodziły i ziały ogniem. -Mam nadzieję, ze ci sie spodoba...- powiedziała po czym zniknęła w tłumie.
Wyszła na szczyt wieży podirytowana. Schody... schody... Wszędzie k**wa schody! A on tak marzy o windzie. Trzeba isć z petycją do dyrektora. No bo przepraszam bardzo, jak ona tu ma chodzić kilka razy dziennie? Na lekcje, jakąś imprezę... A własnie. Ciekawe z okazji kogo była ta cała impreza. Pamietała tylko, że chodzi o jakieś Gryffiątko. Westchnęła i rozejrzała się. Zobaczyła Angie oraz... Elene? Jedną z osbób, których po prostu nie trafiła. -Proszę prosze. Myślałam, że po zaklęciach niewybaczalnych przynajmniej zawiesza się w prawach ucznia- Powiedziała cicho i wyciagnęła różdżkę. Używając zaklęcia Levicorpus uniosła trochę dziewczynę i zrobiła kilka kroków przed siebie, po czym boleśnie opuściła. Oparła się z gracją o ścianę.
Ostatnio zmieniony przez Connie Tenebres dnia Czw Paź 07 2010, 07:54, w całości zmieniany 1 raz
Nagle poczuła jak unosi się w powietrze. Była zaskoczona tym co się dzieje, ale jak się rorzejzała to zobaczyła dziewczynę z wyciągniętą w jej stronę różdżką. Skądś ja znała, ale nie wiedziała skąd. Nagle sobie przypomniała. Connie! Ta wredna ślizgonka! Gdy dziewczyna ją po prostu puściła i Elena spadła z łomotem na podłogę coś jej zastrzykało pod żebrami i czarnooka dziewczyna poczuła cholerny ból. Jednak go zignorowała. Leżała przez chwilę na ziemi, próbując złapać oddech, co nie było łatwe, bo chyba znowu miała połamanych parę żeber. Gdy już jej się to udało wstała. Z jej ust ciekła krew, lecz szybko starła ją wierzchem dłoni, a żebra śmiesznie jej wystawały spod bluzki. Odruchowo sięgnęła za pazuchę, jednak nie mogła znaleźć różdżki. Cholera! że też akurat nie mogę mieć różdżki przy sobie! Zaklęła cicho po czym, z wielkim trudem, bo miała ochotę jakoś zareagować, odwróciła się i poszła w kąt. Zaczęła oglądać swoje obrażenia i leczyć te najmniejsze typu nastawienie tych kości, które mogła, co nie było zbyt łatwe, w szczególności, ze ręce dalej miała spalone, a nie wszystkie nerwy się jeszcze zrekonstruowały.
Ostatnio zmieniony przez Elena Marion dnia Czw Paź 07 2010, 20:23, w całości zmieniany 1 raz
(Nie uważasz, że to trochę abstrakcyjne? Z ogromnej wysokości nie spadłaś, żeby sobie odrazu żebra połamać. Na dodatek nastawianie ich samemu. Elena zachowaj przynajmniej w 2 % realizm)
Że też jej przyszło pilnować gówniary! Nie dość, że nie mogła się bawić to jeszcze musiała latać za gryfonką. Niewdzięczność, jakaś abstrakcja. Musi koniecznie napisać od dyrektora, że wybrał nieodpowiednią osobę do zadania. Ten ktoś powinien być cierpliwy. Weszła na wieżę i była niebywale zirytowana. - Witam Państwa. - mruknęła pod nosem. Ach tak, urodziny Kokosa. Za co ona musi tak cierpieć... Chwyciła Connie za fraki, zaciągnęła do Eleny. - Co tu się dzieję, hm?! - warknęła. Rzecz jasna chciała nastraszyć Elenę, a nie Connie. - Pierwszy dzień w szkole, Marion, a już walczysz ze ślizognką? Panno Tenebres, proszę mi to wszystko wyjaśnić - mówiła szeptem, aby nie popsuć imprezy Kokosowi.
-To moja wina. Ćwiczyłam zaklęcia, gdyż chce zarobić punkty na lekcji, no i mi się panna Marion niefortunnie nawinęła... Albo specjalnie- Powiedziała tonem pełnym skruchy, spoglądając na pracownicę Ministerstwa Magii, jakby jej było bardzo żal swojego czynu. Ostatnio robiła się dobrą aktorką. -Elena pewnie chciała mi oddać za ten niefortunny wypadek, ale chyba nie ma różdżki- Dodała cicho, i zerknęła na Gryffonkę. Miała ambicję doprowadzić do wydalenia jej ze szkoły. Natomiast ambicja, by to ją wywalono już dawno odeszła w nieznane.
Spojrzała zaskoczona na Connie. Kto ćwiczy zaklęcia na innej osobie podczas imprezy? Za jej czasów był alkohol, a nie różdżki w dłoniach. Pokiwała głową. - Panno Tenebres, rozumiem to, że Elena wzbudza różne emocje w ludziach, lecz nie powinna pani poza zajęciami ćwiczyć zaklęć na uczniach. - rzekła najzupełniej szczerze. Wywróciła oczami. Że też musi się uganiać za Gryffonką... - Nie mogę odjąć pannie punktów, lecz proszę to wziąć pod uwagę. - dodała poważnym głosem, lecz nachyliła się do Connie, szepcząc cicho - Rzucaj zaklęcia na gryffonów, którzy nie mają kuratora - puściła jej oczko i spojrzała na Elenę, wzdychają ciężko. - Panno Marion, natychmiast za mną do Pana Salvatore. Ominęłaś szlabany, moja miła. Connie, miłej zabawy.
Była zdziwiona tym co się dzieje. A już szczególnie tą wiadomością, ze niby się wywineła od szlabanu. -Ale ja wcale nie ominełam szlabanu. Dostałam go w poniedziałek, a ja wróciłam do szoły tydzień później we wtorek.- powiedziała tak szczerze ja tylko mogła.
Wywróciła oczami. - Masz być na nim w określonych godzinach i w określonym czasie, a Ty go ominęłaś - wytłumaczyła prędko. Spojrzała na Elenę, która jak widać było na załączonym obrazki, nigdzie się nie wybierała. Jej też się nie uśmiechało, aby wrócić do Starego Salvatora, który ukarał ją już na pierwszej lekcji za przynależność do domu - Prędko, prędko. Czeka na Ciebie w gabinecie.