Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
Obwiązała się w pasie, upewniając, że pętla za mocno się nie zaciśnie i zawiązała supeł trochę wyżej, żeby mogła się trzymać. - Dobra... to jak robimy? Najpierw ja, potem ty czy jakoś razem zejdziemy? - zapytała. Usiadła na parapecie, nogi zwieszając na zewnątrz. Zaraz się odwróci i zacznie schodzić po ścianie, trzymając się mocno liny.
- Idź ty, a ja będę cię zabezpieczać - powiedziała stanowczo. Złapała linę, jakby na potwierdzenie swoich słów o tym, że będzie ją obserwować. - Gotowa?
- Zawsze i wszędzie! - zasalutowała, nadal z wielkim uśmiechem i wyskoczyła lekko przez okno, trzymając się parapetu rękami. Jak na razie lina była krótka, ale miała nadzieję, że przy lekkim szarpnięciu się wydłuży. Przynajmniej ona, tworząc zaklęcie, tak by właśnie zrobiła. Spuszczała się do dołu, odbijając się nogami od zimnej ściany. Wszystko było super i w końcu dotknęła stopami dachu. Żeby się nie zsunąć, "zwinęła linę" która zaczepiona była na samym szczycie wieży i przywiązała ją tutaj, na dole. - Gab! Teraz ty! - krzyknęła głośno, tak, żeby Krukonka usłyszała.
Obserwowała to, co robi Bell. Cieszyła się, że jej nic się nie stało. - Ok! - krzyknęła. Weszła na parapet i przeszła prze okno. Zaczęła powoli spuszczać się po linie. W końcu dotykała stopami dachu, więc zeskoczyła. - Co teraz?
Tak, w tym momencie zachowywała się już po prostu głupio. Zaklęła na siebie w myślach, a po drodze na wierzę zaszła do sowiarni i wysłała list Kazuo. Wiedziała, że chce to wytłumaczyć, a przynajmniej skończyć z tym wszystkim, żeby nie zamęczać się niepotrzebnie. Usiadła skulona pod jednym z łuków, opierajac się o barierkę i przykładając czoło do swoich kolan. Miała nadzieję, że jak najszybciej się pojawi. Sama jeszcze nie wiedziała jak zareaguje, gdy tylko go zobaczy, póki co nawet się tym nie martwiła.
Wszedł na wieżę ze spuszczoną głową. - Nie chcę Ci w ogóle o niej opowiadać, Christy - powiedział pochmurnym głosem - Zarazem chcę Ci powtórzyć, że to Ty się liczysz nie ona - westchnął ciężko, zerkając na nią ostrożnie. - Bardzo mnie nienawidzisz?
Słysząc ten znajomy głos podniosła się, patrząc na niego zaszklonymi oczami, z których nie miała odwagi spaść ani jedna łza. Teraz doskonale wiedziała jak zareaguje, to bardzo proste. Wyciągnęła różdżkę w jego stronę i otworzyła usta, chcąc wyszeptać formułkę zaklęcia. Nie mogła powstrzymać się przed tym, zwłaszcza gdy była w takim stanie. Czas z tym skończyć... - warknęła w myśli. - Oppugno - powiedziała roztrzęsionym głosem, a z końca różdżki wypłynęło światło, które później zamieniło się w małe ptaszki lecące prosto w stronę Kazuo. Nie patrzyła już na to jak dziobią go, tylko spuściła głowę, wbijając zapłakane spojrzenie w podłogę.
Zaczął wymachiwać rękami, aby obronić się przed namolnymi ptakami, które okropnie go dziobały. - Czyś Ty... - chciał już krzyknąć - Dobra zasłużyłem - powiedział po całej "dziobaniowej akcji" - Nie płacz... - jęknął zrozpaczony, chcąc ją przytulić, lecz szybko cofnął dłonie, wyobrażając sobie jak dostaje w twarz - Nie chciałem...
Usiadła z powrotem opierając się o barierkę, po czym machnęła płynnie nadgarstkiem, tym samym sprawiając, że wszystkie ptaszki rozpłynęły się w powietrzu. Parę siniaków i tak już mu wystarczyło. - Nie płacz ?! Czy ty masz pojęcie jaki ból mi sprawiłeś ?! - zawołała, nie powstrzymując się tym razem od krzyku. Będzie ją uważał za wariatkę, trudno.
- Mam... i naprawdę mi głupio... Mogę się jakoś zreflektować...? - spytał cichym głosem. Naprawdę czuł się winny, bo nie chciał jej zranić. Przede wszystkim ją kochał. Zrobiłby wszystko, ech, głupie serce. Poczuł tylko jak strużka krwi spływa po jego policzku od łuku brwiowego.
Prychnęła cicho i schowała na krótką chwilę twarz w swoich drobniutkich dłoniach. Przetarła lekko czerwone już oczy, po czym kątem oka zerknęła na chłopaka, nawet nie zauważając jego rany. - Tak więc skoro mnie ' kochasz ', to czemu ranisz na każdym kroku ? - zapytała zbulwersowana. Nie potrafiła już teraz powstrzymywać dużych łez. Jej matka mawiała, że nawet mugolska 'Alicja w Krainie Czarów' by się w nich utopiła. To właśnie była ulubiona bajka z dzieciństwa Christine.
- Bo jestem okropnym durniem? - spytał retorycznie - I muszę dopiero kogoś stracić, aby zobaczyć, ile ten ktoś, czytaj Ty, jest wart? - otarł jej łzy zwinnym ruchem, a potem swoją krew. - Christy, nie cofnę czasu... Tylko teraz mogę naprawiać błędy, nic więcej...
Gdy otarł jej łzy odwróciła głowę w zupełnie innym kierunku. Widziała zupełnie jak przez mgłę. - Nie myśl sobie, że po tym wszystkim tak po prostu ci wybaczę - powiedziała niemal szeptem, przenosząc ręce na kolana, które były teraz przyciśnięte do jej klatki piersiowej. - W dniu zaręczyn... - prychnęła jeszcze. Złość Christine nie można było ot tak odpisać, to trzeba było raczej czuć co ona, by ją zrozumieć. Wolała, żeby Kazuo powiedział jej o tym wszystkim przed wizytą w Londynie, a nie na niej.
- Ja nie chciałem Ci wtedy tego mówić - warknął nieprzyjemnie, przecież doskonale wiedziała i ciągle się powtarzał - To miałby być TWOJE WYMARZONE ZARĘCZYNY i jeszcze raz powtarzam, że i tak byś się dowiedziała. Podkreślam, dowiedziałabyś się. Jaki miałbym cel w ukrywaniu czegoś przed Tobą, skoro chcę, nadal chcę, spędzić z Tobą przyszłość, hm? Jakbym pragnął Cię wykorzystać, tudzież zranić, nie łaziłbym jak głupi, próbując wymyślić, co Ci się spodoba, o czym marzysz, jaką lubisz biżuterię, a przede wszystkim nigdy bym Ci nie powiedział tego, że Cię kocham. - skończył monolog, biorąc powietrze w płuca.
Gdy warknął popatrzyła na niego rozwścieczona. Tym razem nie zawahała się i usiadła prosto naprzeciwko niego. Skoro mieli szczerze rozmawiać, to Christy nie widziała większych przeszkód ku temu. - Logiczne, że nie chciałeś mówić mi w ten dzień. Ale czemu nie powiedziałeś mi o tym wszystkim przedtem ? - spytała jeszcze. Miała taką minę, że nawet człowiekowi, który znał ją od dziecka miękło serce. - To nie ma sensu, Kazuo - powiedziała już o wiele spokojniejszym tonem - nie widzisz co się dzieje ? Ja znowu wyjadę, nie będę wiedziała kiedy wrócę, bo mój ojciec znowu się rozchoruje, a ty będziesz obściskiwał się po kątach ze swoimi byłymi ? Chciała jak najszybciej stąd odejść, nie czuła potrzeby ciągnięcia tego tematu. I tak już za dużo się dowiedziała.
Wziął głęboki oddech. - Bo miałaś się niczego nie spodziewać i być zaskoczona. Przecież spotkaliśmy się od razu po Twoim powrocie. Nie, Christy, nie popełnię drugi raz tego samego błędu, poza tym mogę się Ci na coś przydać, znam się nieco na medykamentach... - dodał ciszej - Naprawdę nie chciałem, abyś się dowiedziała w taki sposób, co więcej w dzień zaręczyn...
Nie popełnię drugi raz tego samego błędu - te słowa zadźwięczały w jej głowie, a ona siedziała przez cały czas w ciszy. Nie wierzyła w to, a przynajmniej nie po tym co usłyszała. Z twarzy pobladła i nie była w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Momentalnie opuściła głowę w dół, czekając na jakiś cud, który wyniesie ją na skrzydłach do dormitorium, z którego najchętniej nie wychodziłaby pewnie z parę długich tygodni.
Wypuścił ciężko powietrze. - Wiesz, Christy, widzę, jak działa ta rozmowa na Ciebie... - nie chciał już mówić o swoich uczuciach, nie chciał nic dodawać. - Po prostu Cię zostawię, dobrze? Nie męcz się, więcej... Jak zmienisz zdanie... - powiedział zanim się odwrócił - To ja czekam... Trzymaj się... Jednak jeśli go nie zmienisz... Podnieś się, znajdź sobie o wiele lepszego faceta i bądź z nim szczęśliwa, dobrze?
Bardzo szybko odzyskała swój rozum i wstała. Było jej ciężko wykonywać jakiekolwiek ruchy, bo czuła, że wszystko sprawia jej teraz trudność. Podbiegła do niego i wtuliła się w jego tors. Chłopak mógł poczuć, że jego koszulka zostaje ''zaatakowana'' przez jedną z łez dziewczyny. Nie czuła potrzeby, żeby cokolwiek powiedzieć. To właśnie był ten minus u Christine - zawsze gdy była wściekła za szybko przebaczała. Zapewne w gazetce szkolnej napiszą, że jest naiwna. Szczerze już miała jej dość, bo tylko zepsuła chwile, które przecież mogły być piękne.
Mocno ją przyciągnął do siebie i objął. W końcu... Mała Christy... Gdy poczuł łzy na koszulce, pogłaskał ją po głowie, sam niesamowicie się wzruszając. - Kochanie - szepnął, tuląc ją jeszcze mocniej. - Naprawdę przepraszam. Nigdy więcej Cię już nie skrzywdzę, jasne? A jak coś powiem nie tak... wal. - głaskał ją po główce, ocierając co i raz łzy.
Czemu takie rzeczy zdarzały się właśnie jej, a nie jakiejś innej puchonce ? Właśnie takie pytanie zadawała sobie już od paru lat, gdy coś działało na jej niekorzyść. Sama wytarła sobie parę łez, próbując się już powstrzymać od nich. Podniosła głowę do góry, żeby popatrzeć mu w oczy, tak, jakby się bała, że kłamie. W tych oczach nie ujrzała cienia kłamstwa, dlatego pogłaskała go czule po policzku. Za dużo emocji jak na jeden dzień, dlatego, że dziewczyna była praktycznie wykończona. Dalej zachowywała się tak, jakby odebrało jej mowę. Nie potrzebowała podsumować tej sprawy, która i tak już była zawiła.
Uśmiechnął się do niej rozbrajająco. - Nie płacz już... Po wszystkim... Wyjaśnione... - mówił, czule ją obejmując. - Poza tym... rozmazałaś mi się - otarł jej jeszcze łzy i rozmyty tusz - I tak jesteś piękna - ucałował jej czółko.
Mimo wszystko Christine nie uznała tej sprawy za wyjaśnioną do końca. Jednak nie chcąc dłużej się tym zamęczać pocałowała go krótko w usta i wtuliła w jego ramiona, jakby miała go widzieć po raz ostatni. Dziewczyna praktycznie wcale się nie malowała ! Pod oczami było widać zaledwie czarne cienie, które zlewały się z ciemnością nocy. - Nigdy już nie wracajmy do tego tematu - poprosiła, mając na myśli oczywiście tą całą zdradę. Niedługo później zapadła długa cisza. Uważnie wsłuchiwała się w bicie jego serca, jakby było to niezmiernie ciekawe zajęcie.
- Dobrze, obiecuję. - szepnął cicho i ucałował ją w czółko, tuląc do siebie. Poczuł się jakby odzyskał dawno utracony skarb, jej bliskość, smak ust. - Kocham Cię, skarbie - dodał do jej ucha, gładząc jej plecy.
Gdy jego usta znowu dotknęły czoła i kiedy usłyszała jego głos przy uchu czuła, że nogi się pod nią uginają. Zaplotła dłonie na jego karku i odsunęła twarz od jego klatki piersiowej, patrząc mu w oczy. - Ja Ciebie też - powiedziała i cmoknęła go krótko w usta. Teraz już nie spieszyło jej się do dormitorium tak bardzo, jak jakiś czas temu, kiedy rzucała zaklęcie. Dopiero teraz zobaczyła małą ranę na łuku brwiowym, dlatego zmarszczyła brwii, będąc zła na siebie. - Przepraszam - odparła po jakiejś chwili.
Ujął jej kosmyk, aby się nim pobawić. - Należało mi się... Poza tym już jest zakrzepnięta - puścił jej oczko, choć nadal czuł jak miejsce pulsuje i piecze. Cieszył się, że tak skończyła się ta sytuacja. - Christy... Jesteś wykończona - zauważył sińce pod oczami, bladą cerę.