Każdy kto chce tu przyjść, musi pokonać około pięciuset schodków. Jest to z pewnością wysiłek warty zachodu, bowiem rozciąga się tu wspaniały widok na błonia oraz większą część zamku. Warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale.
Oderwała się od niego na chwilę i uśmiechnęła delikatnie. - Oczywiście, że nie muszę. - Stwierdziła. - I chyba powinnam przestać. Dotknęła dłonią jego policzka i pocałowała go delikatnie. Z czasem jej pocałunki stały się coraz bardziej śmielsze.
Im bardziej śmiałe były jej pocałunki, tym mocniej przyciągał ją do siebie. Po jakimś czasie ich ciała ściśle przylegały do siebie. Po jego ciele przebiegały przyjemne dreszcze. Dłonie wciąż błądziły jedynie po plecach.
Jedna jej dłoń powędrowała ku jego włosom, aby przez krótką chwilę je przeczesać. Powróciła jednak zaraz na jego kark. Po jej ciele także przechodziły przyjemne dla niej dreszcze, a oczy pozostawały zamknięte. Nie chciała przerywać tej chwili, była dla niej bardzo przyjemna. Cały czas czuła, że powinna, ale nie miała ochoty.
Jaydon zorientował się, że w końcu jest z nim dlatego, że jej się to podoba, a nie z przymusu. Podwinął jej delikatnie bluzkę, by dotknąć dłońmi jej bladego ciała. Równocześnie nie przerywał ich długiego pocałunku.
Zadrżała delikatnie, kiedy dotknął zimnymi dłońmi jej ciała. Odepchnęła go od siebie delikatnym ruchem, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Już się przekonałam. - Stwierdziła przekręcając głowę na bok i odchodząc aby nadal móc podziwiać piękne widoki błoni. Westchnęła cicho i oparła się łokciami o marmur, a jej oczy błądziły po każdym skrawku zielonej trawy.
Nie zdziwił się tym, że go odepchnęła, w zasadzie był dość zdziwiony, że tak długo nie odrywała się od niego. - To może podzielisz się wnioskami?- zapytał stając obok niej. W zasadzie nie mieściło mu się w głowie, że nawet lesbijka nie potrafiła ulec jego urokowi.
- Stwierdziłam, że wybieram dziewczyny. - Oblizała wargi i założyła włosy za ucho. Uśmiechnęła się przekornie i dalej obserwowała błonia. Jej wzrok padła na goniących się puchonach, widocznie zadowolonych z obecnej pogody.
Weszła po schodkach na wieżę, wcale się przy tym nie męcząc. Była przywyczajona, to był dla niej tylko spacer. Tak dawno nie była na wieży, a niegdyś często tu przesiadywała. Chciała popatrzeć na niebo. Gabrielle podeszła bliżej. Niebo było jednak w dużym stopniu pokryte chmurami, a do pełni księżyca było jeszcze trochę czasu. Jednak Gabrielle nie zrażała się. Oparła się o parapet i patrzyła w ciemne niebo, jakby chciała coś w nim zobaczyć.
Wchodząc po schodkach czuła się taka lekka.. wolna. Najchętniej poleciałaby wysoko i daleko, nad zakazanym lasem... gdyby tylko miała skrzydła. Albo miotłę. To drugie, było właściwie dość możliwe... ale nie, miotła byłaby zbyt banalna. To nie to samo co unosić się jedynie dzięki swemu ciału. Ostatnie kilka schodków przeskoczyła. Gdy stanęła na samym szczycie dostrzegła Gabrielle, wpatrująca się w niebo za oknem. Może marzyła o tym samym co ona? Podeszła do niej cicho. Możliwe, że już ją wcześniej ją usłyszała, ale jeśli nie... tym lepiej. Położyła jej rękę na ramieniu, tak by dziewczyna się nie przestraszyła. - Hej, Gab - powiedziała cicho, nie chcąc zbytnio zakłócać tak wspaniałej ciszy. Stanęła obok Krukonki, tak samo jak ona opierając łokcie o parapet i spojrzała w dół, na zakazany las o którym przed chwilą myślała.
Lekko wzdrygnęła się. Nie spodziewała się, że ktoś tu przyjdzie. - Witaj, Bell - przywitała się. Gabrielle patrzyła dalej w niebo. Chmur trochę ubyło, można było zobaczyć więcej gwiazd. Jedna z nich świeciła jasnym blaskiem. Gabrielle nie wiedziała, jaka. Nigdy nie była dobra z astronomii.
Podążyła za spojrzeniem Krukonki, do gwiazdy a raczej planety która chyba najmocniej świeciła na nocnym niebie. Pamiętała, jak jeszcze kilka lat temu uważała, że to Gwiazda Polarna. Tylko nigdy nie mogła znaleźć gwiazdozbiorów które powinny być obok. - Fajnie tak się patrzeć na gwiazdy, nie? - wdrapała się jakoś na parapet i oparła bokiem o okno, ciągle będąc twarzą zwróconą do Gab. - Wierzysz, że gdy będzie spadała gwiazda i pomyślisz życzenie to się spełni?
- Kocham patrzeć w gwiazdy - powiedziała spokojnie, zwyczajnym tonem. Nie ekscytowała się już tak, jak niegdyś. Usłyszała pytanie Bell. Przymknęła powieki; w kącikach oczu pojawiły się łzy. Przypomniała sobie, jak pewnego dnia ujrzała spadającą gwiazdę. To było już po tym, jak jej matka zachorowała. Wtedy Gabrielle życzyła sobie, by ta wyzdrowiała. To życzenie jednak nie spełniło się i nigdy miało się nie spełnić. Jej matka umierała z każdym dniem. - Nie wierzę - powiedziała Gabrielle po dość długich przemyśleniach - już nie wierzę.
- To tak jak ja - powiedziała. Lubiła patrzeć na gwiazdy, choć czasem miała przez nie wrażenie, że jest okropnie malutka. Wszechświat był przecież tak ogromny, a gwiazdy i planety, które mogła zobaczyć, oddalone o tysiące lat świetlnych. Zagryzła wargi, widząc reakcję Gabrielle. Coś nie tak powiedziała? Domyśliła się po jej słowach, że coś czego bardzo chciała musiało się nie spełnić. - Może musisz zażyczyć to sobie jeszcze raz? Wiesz, ja mam taką rzecz o której myślę za każdym razem, mimo, że nie widać efektów.
Przetarła ręka swe oczy; nie chciała się tu rozpłakać. Na chwile słabości mogła sobie pozwolić tylko wtedy, gdy była sama. - Być może zbyt mało w to wierzyłam? - zaczęła się zastanawiać. Może zbyt mało wiary miała... A może to jej matka musiała uwierzyć w to, że może jeszcze żyć długo? - Niektóre marzenia nigdy się nie spełniają - dodała stanowczo. Musiała być twarda.
- Może - przytaknęła. - Ale czasem takiemu czemuś co chcemy by się stało, trzeba po prostu pomóc. W końcu nic nie dzieje się samo z siebie. Tak mi się przynajmniej wydaje - uśmiechnęła się, przejeżdżając dłonią po chłodnym szkle. - Bo jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać - Który raz już to mówiła? Nie pamiętała. Ale na pewno to zdanie było czymś w stylu jej życiowego motta.
Nogi zaczęły boleć ją od stania, dlatego usiadła na parapecie obok Bell. - Podziwiam ten twój optymizm - zaczęła - ja tak nie potrafię. Gabrielle była, prawdę mówiąc realistką, choć czasem zbliżała się do pesymizmu. Starała się podchodzić do życia z dystansem, niestety, była jednak wybuchowa. Często też rządziły nią emocje. - Części marzeń nie da się spełnić - powtórzyła, jednak dodała zaraz - ale zazwyczaj te marzenia są w swym założeniu nierealne.
A i owszem, miała ten optymizm. Przynajmniej zazwyczaj, bo wiadomo, że każdemu zdarzają się te gorsze dni. - Oj, Gab, jakaś ty uparta - zaśmiała się cicho. - Skoro tak uważasz, niech będzie. Machała nogami w rytm jakiejś nieokreślonej, tylko jej samej znanej muzyki. Znowu uśmiechnęła się do Gab, po czym otworzyła okno o które do tej pory się opierała i usiadła tyłem. Odchyliła się do tyłu, jakby zaraz miała zamiar skoczyć.
- Ja jestem bardzo uparta - potwierdziła i roześmiała się. Odsunęła się trochę na bok, nie chciała wypaść przez okno. Palcami zaczęła wystukiwać rytm pewnej piosenki, której Gabrielle słuchała bardzo często, gdy była w domu. W jej głowie ta piosenka rozbrzmiewała coraz głośniej. Ten rytm walca... sprawiał, że miało ochotę się tańczyć. Jednak Gabrielle pozostała niewzruszona na swym miejscu.
- Bardzo. Ale może dasz się przekonać na coś szalonego? Skaczemy? - wyszczerzyła się do niej, ciesząc się, że Krukonka chociaż trochę się rozweseliła. Spojrzała w dół, oceniając na jakiej są mnie więcej wysokości. W Hogwarcie niby było siedem pięter... ale dochodziły jeszcze te wszystkie schodki na szczyt wieży. No, na pewno było wysoko. - Carpe Retractum - szepnęła i rozejrzała się za miejscem gdzie mogłaby zaczepić linę.
- Czy ja wiem? - powiedziała niepewnie - w sumie... czemu nie? Gabrielle rzadko miała okazję zrobić coś szalonego, coś przeciwko regułom. A nie była taką ułożoną dziewczynką, za jaką wszyscy ją mieli. Krukonka zeszła z parapetu. Ręką wymacała hak, który wydawał się być masywnie przymocowany. - Bell, chodź tutaj - zawołała, wskazując jej przy tym miejsce, gdzie mogła przywiązać linę.
Podeszła do Gab i zaczepiła linę we wskazanym przez nią miejscu. Zacisnęła węzeł i sprawdziła czy aby na pewno dobrze się trzyma. W końcu gdyby się zsunął albo rozwiązał, to byłoby dość... źle. Na drugim końcu zawiązała drugą pętlę, jak na razie dość dużą i luźną by dowolnie można było zmienić jej rozmiar. - To co, kto pierwszy?
Obserwowała Bell, jak ta zręcznie posługiwała się liną. Pewnie to już był nie pierwszy raz, jak wyruszała na takie eskapady. - Ty pierwsza - rzekła do Bell. Sprawdziła jeszcze dla pewności węzeł, na szczęście był on mocno zawiązany.
- Khem. dobra - spojrzała za okno, w dół, zastanawiając się czy nie zabije się, tak spadając. Doszła do wniosku, że trochę by się potłukła... w końcu siła grawitacji zadziałała by tak, że walnęłaby w ścianę. Nie, takie normalne skakanie nie byłoby najlepszym pomysłem. Chyba, że użyć by jakiegoś zaklęcia które zrobiłoby z kamienia coś w stylu gąbki. - Znasz zaklęcie na zmiękczanie ściany? - spytała Gab. - Jeśli skoczymy, o tak, po prostu... raczej nie wyjdziemy z tego całe.
- Jeśli skoczymy, na pewno nie - potwierdziła. Trochę zaniepokoiła się, to mogło być naprawdę niebezpieczne. - Ale... możemy się spuścić po linie - do głowy przyszedł jej pomysł. Dlaczego na to wcześniej nie wpadła?
- Aha... może coś z tego wyjść. Tylko powiedz, co dalej? Spróbujemy zejść na sam dół... oczywiście jeśli liny wystarczy, - dodała, uświadamiając sobie, że jeszcze nigdy nie sprawdzała jak długą można ją wyczarować tym zaklęciem - czy zejdziemy na dach i go zwiedzimy? - uśmiechnęła się, na myśl o takiej wycieczce. Znała Hogwart w miarę dobrze, ale na dachu nie była jeszcze nigdy. No, nie licząc tego kawałka na który wychodziła z dormitorium chłopaków.
- Lepiej na dach - rzekła, nie zastanawiając się zbytnio. Nie była jeszcze nigdy na dachu. Poza tym była podekscytowana samą myślą o tym, co miały robić. Podeszła do okna. - Prowadź, Bell.