Na samym końcu dość długiego pomostu znajduje się klimatyczna morska altanka. Ustawione ławeczki pod sporą drewnianą konstrukcją pozwalają na odrobinę relaksu w miłym i ciepłym cieniu. Altanka cieszy się opinią niezwykle dobrego punktu widokowego, skąd z łatwością można obserwować piękno wyspy... Jak i również każdego, kto aktualnie zażywa przyjemności kąpieli. Jest to też bardzo romantyczne miejsce dla każdej pary, o ile nie jest tłoczno.
- To samo – uśmiechnął się lekko i zacisnął po raz kolejny papierosem. Wyciągnął po chwili paczkę z plecaka, szukając czegoś mocniejszego, bo fajki fajkami, ale w takim gorącu raczej niewiele mu dawały. – Niby dzięki historii możemy uniknąć popełniania wciąż tych samych błędów – podsunął, wzruszając ramionami, trochę zaskoczony jej kategorycznym zdaniem w tej kwestii. Był zdania, ze z wszystkiego można wyciągnąć coś dobrego i nie lubił popadać właśnie w skrajności. Podobnie jak ciężko gadało mu się z osobami, które właśnie tak robiły. No nic, był Gryfonem, stereotypowym Jezusem, zbawcą świata – musiał zareagować na tę niesprawiedliwość względem Historii Magii nawet, jeśli sam prędzej wybudowałby drugi Hogwart, niż zaczął robić notatki na tej lekcji.
- Tak to prawda. - powiedziała. - Ale tak jak mugole uczą się naprzykład historii innego kraju, a ten kraj nie uczy sie ich historii. To jest bezsensu. NIe lubię takich rzeczy jak i słuchania monotonnych wykładów. - wzruszyła ramionami. - A do tego nie lubie bezczynnie siedziec na lekcjach. Muszą mnie zainteresować. Taka już jestem.
- Skąd pewność, że ten kraj nie uczy się o ich historii? Chyba, że jak na przykład w wypadku Rzymu, nie bardzo już istnieje w takiej formie, o jakiej się uczymy. Poza tym, skoro jeden kraj wybił się bardziej niż reszta, po co uczyć się o reszcie, która nic nie robiła, zamiast skupiać się na tym najważniejszym, prowokatorze całego konfliktu? To bez sensu – stwierdził, wbijając trochę w naukowy ton. – Wiesz, zawsze lepiej wiedzieć więcej niż mniej, a czekać aż cię czymś zainteresują to takie trochę… No nie wiem, ja tam wolę brać rzeczy w swoje ręce i samemu zakręcić się wokół jakiegoś tematu, skoro nauczyciel nie daje rady – zakończył z lekkim uśmiechem. Ciężko było rozmawiać na takie tematy, bo i oddanie tego wszystkiego, w co wierzył Leif nie było proste. Przeczesał dłonią włosy orientując się, że są już całkiem suche, po czym przyjrzał się dokładniej dziewczynie. Była dość ładna, tylko jakaś taka… Pobandażowana. – Co ci się stało? – zainteresował się, patrząc na jej rękę. – Zbyt intensywne rozmyślanie podczas wakacji? – uniósł cwaniacko brew.
- Może i masz rację. Tego to nie wiem, ale kiedyś nasłuchałam się trochę Historii Magii i stwierdziłam, że to nie dla mnie, a uczenie się o czymś co było na przykład kilkaset lat temu mnie nie kręci. Mam zbyt wielką wyobraźnie i potrafię często fantazjować, więc nie usiedziałabym na tych zajęciach. - powiedziała. Spojrzała na bandaż na ręce, a potem spojrzała na rozmówcę. - Nie. Zbyt intensywna kłótnia przed wyjazdem na wakacje. - wzruszyła ramionami. Dobrze, że na brzuchu nie widac było bandaża. Wiedziała co robic zakładając sukienkę.
- Czy ja wiem. Zabawnie byłoby zobaczyć jak matka robi się cała czerwona na twarzy i zaklęciem wywala mnie za okno. - Odparła parskając śmiechem. - Ale wtedy skazałabym mojego brata na kilka lat torturowania przez tą kobietę. Pokręciła głową z dezaprobatą. Nigdy nie pozwoliłaby matce skrzywdzić Jake. A znając oschłą panią Glau po incydencie z Hanną nie dała by mu żyć. - Jak już wrócimy do domu, wyprowadzę się i wezmę go ze sobą, żeby nie musiał jej znosić.
- Jest aż tak źle? - nie wiedziała za bardzo jak zareagować na słowa dziewczyny. Nie wyobrażała sobie takiej reakcji ze strony swojej matki, ale ona w końcu nie była Ślizgonką. Znała kilku, w jej rodzinie można było natknąć się na każdy dom. Ci, którzy trafiali do Slytherinu zwykle posyłali tam też swoje dzieci. Niektóre niezbyt chętnie były "przyjmowane" do własnego domu rodzinnego po powrocie ze szkoły. Szczególnie jeśli "ktoś śmiał trafić do Gryffindoru lub Hufflepuffu".
- Teraz nie, ale jakbym nie była ślizgonką pewnie było by jeszcze gorzej. - Odparła uśmiechając się krzywo. Na szczęście trafiła tam gdzie chciała jej matka, więc Hanna była w domu szkolna na prawdziwą mieszkankę domu węża. Aż dziwne, że ta kobieta kazała rudowłosej tępić mugoli, którzy tylko krzywo się na nią spojrzeli gdy szła po ulicy. Sama pani Glau wręcz uwielbiała uprzykrzać życie swoim sąsiadom i wdawać się z nimi w kłótnie lub robić ' magiczne żarciki'. Nigdy nie zapomni wyrazu twarzy swojej sąsiadki pani Millar gdy odkryła, że jej ulubiona kotka została zamieniona w kamień.
- Szczerze mówiąc cieszę się, że nie mam rodziców, którzy byli w Slytherinie. Mam dosyć dużą rodzinę, wiem co się z takimi dzieje, a to nie podchodzi pod zdrowe poglądy. Skoro już zaczęły temat, wolała być szczera. Nie lubiła niepotrzebnego cackania się i mówiła szybko co leży jej na wątrobie. Choć nie zawsze wychodziło jej to na dobre.
- Gdzie byli Twoi rodzicie ? - Zapytała posyłając jej delikatny uśmiech. - Masz rację rodzice ślizgoni to bardziej podstępne żmije niż porządni opiekunowie. Mam nadzieję, że ja nie będę taka dla swoich dzieci. Prychnęła cicho pod nosem. Nigdy nie chciała być dla swojego potomstwa taka jak jej opiekunowie dla niej. I już ona się postara aby do tego nie doszło.
- Matka była Gryfonką. Nadal jest - zaśmiała się. - Jest idealnym przykładem osoby należącej do Gryffindoru. Ojciec trafił do Ravenclawu. Chyba przez swój umysł, zawsze łatwo wszystkiego się domyśla - powiedziała z uśmiechem. - Nie będziesz, jeśli już teraz zwracasz na to uwagę, to myślę, że będą zadowolone z takiej matki - powiedziała całkiem szczerze. Sama jeszcze nigdy nie myślała o tym w ten sposób. Doceniana przez rodziców miała wesołe dzieciństwo.
Zbyt intensywna kłótnia? Leif uniósł brwi i jeszcze raz przebiegł szybko spojrzeniem po zabandażowanej ręce. Zazwyczaj trzymał się od patologii najdalej, jak tylko mógł. Ale przecież nie wstanie teraz i nie ucieknie z podkulonym ogonem, do tego było mu daleko. Z drugiej strony wybrał taktowne pominięcie tematu. Zdecydowanie nie należał do osób, które wypytują te zupełnie obce o ich prywatne sprawy. Nawet nie byli tak blisko, żeby zainteresowało go to inaczej, niż w ten zwykły, ludzki, dociekliwy sposób. - Cóż, nie zawsze robimy tylko to, na co mamy ochotę – stwierdził tonem zakańczającym dyskusję i uśmiechnął się lekko. Papierosa już dawno wypalił i powoli korciło go sięgnięcie po następnego. Dopiero w tym momencie zdał sobie z czegoś sprawę. – Eeej, palisz? Bo ja tu tak siedzę i dymię i nie częstuję. Chcesz? – wyciągnął paczkę i podsunął dziewczynie.
Nagle na pięknym jasno niebieskim, bezchmurnym niebie pojawiły się wielkie litey. Utworzyły się w napis który głosił "Pomovy! Slena w tarpatach przed domkiem 12!". Od razu każdy może się dowiedzieć że Selena Alex Russo, przed jej własnym domkiem, jest w wielkich tarapatach
Skinęła tylko głową na ostatnie zdanie zakańczające dyskusję. Założyła włosy za ucho i spojrzała na towarzysza, a potem na paczkę. - Nie, dzięki. Tak się składa, że nie palę, chociaż towarzystwo palących mi nie przeszkadza. - uśmiechnęła się lekko. Z ulgą przyjęła, że nie pytał o tą kłótnię. Nie chciało jej sie opowiadać całej historii jak do tego doszło, czyje to dzieło i wogóle. Ten temat wolałaby przemilczeć, choć prędzej czy później ktoś sie będzie dopytywał. Miała nadzieję, że jednak będzie to później.
Apple zawędrowała na pomost, gdyż właśnie tutaj poniosły ją nogi. Wszystkie miejsca były dla niej nowe, więc wybór nie był taki jasny. Usiadła na idealnie gładkich deskach i zamoczyła stopy w wodzie, uśmiechając się pod nosem.
Fran spacerowała sobie brzegiem plaży, owego dnia wiał delikatny wicherek, więc było o wiele przyjemniej. Chciała się po prostu przespacerować, o tak po prostu, bez większego celu. Kiedy doszła do pomostu uśmiechnęła się pod nosem, nie z innego powodu, jak właśnie dlatego, iż ujrzała tam pewną Gryfonkę. Nawet się nie zastanawiając ruszyła w jej kierunku. Dziewczyna siedziała tyłem, tak więc Frances spokojnie sobie do niej podeszła. Nachyliła się bezszelestnie, tak, że była teraz tuż obok niej. - Twoja niespodzianka była bardzo smakowita - odezwała się do niej niespodziewanie z rozbawieniem, będąc ciekawą, czy dziewczyna jeszcze będzie kojarzyć o czym Frances mówi. W końcu już trochę czasu minęło, od momentu kiedy ostatni raz widziała Latynoskę.
- Fajnie mieć rodziców z różnych domów. - Odparła delikatnie unosząc kąciki ust w górę. - U mnie oboje byli ślizgonami. Podobnie zresztą jak cała moja rodzina. To irytujące. Prychnęła cicho i pokręciła głową. Rzeczywiście, miejscami było to irytujące. Mieć za rodzinę przebiegłe, sprytne i wredne osoby. Na każdym spotkaniu rodzinnym tylko myśleli jak sobie dopiec lub urazić. Męczył ją ten wyścig szczurów.
W ten piekny i upalny dzień Brad postanowił poznać nieco okolice, a ponieważ był już w domku, na plaży i w basenie, stwierdził, że czas zachaczyć o pomost. Była to niezwykła budowla drewniana zbudowana z tylu desek, że bez problemu mozna było użyć ich do budowy konia trojańskiego ale jak widać pomost był bardziej potrzebny w danej chwili. Gdy zbliżył się do tajemniczej budowli, usiadł na krańcu, mocząc swoje zmęczone spacerami stopy w wodzie. Patrząc na swoje odbicie w lustrze płynu, który go otaczał, zaczął rozmyślać o biednych dzieciach z Afryki, które za taką ilośc wody oddały by wszystko. Wydawało mu się to śmieszne, że on biega z laptopem po domu, a te dzieci nie moga nawet biegać z garnuszkiem wody. Najwyraźniej miał dzisiaj dziwny dzień, ponieważ niecodziennie zdarzało mu się mysleć o takich rzeczach.
Przyszła z domku, z torbą na ramieniu. Miała w planach zrobić trochę zdjęć. Ma już trochę z tej wyspy, lecz nie z pomostu. Założyła sobie przeciwsłoneczne okulary i wyjęła aparat. Czas na zdjęcia i zaczęła pstrykać.
Szła pomostem. Nie była już zamyślona. Na szczęście jeszcze jeden fioletowy statek czekał na wypłynięcie. Selena już podjęła decyzję, że będzie płynąć w rejs więc nie musiała się zastanawiać. Wszedła na fioletowy statek. Było tam zaledwie kilkadziesiąd osób. Mogła płynąć przez morze, może dopłynie spowrotem do Hogwartu? Albo przynajmniej na wyspę.
Gdy Paulina skończyła robić zdjęcia to zobaczyła jak puchonka kieruje się ku statku na rejs. Paulinie to niezbyt interesowało. Schowała aparat do torby., po czym bez zastanowienia się wyszła z pomostu.
Apple uśmiechnęła się szeroko, siedząc tyłem do dziewczyny. - To dopiero początek. Jednak ryzyko jest spore, końcówka może być słodka lub gorzka. - powiedziała szeptem po czum uniosła głowę, by zerknąć na dziewczynę.
Uśmiechnęła się spoglądając w jej tak ciemne oczy, kiedy odwróciła się, aby spojrzeć na Fran. Póki co nic nie mówiąc przesunęła się nieco i usiadła tuż obok Apple na brzegu pomostu. Po tym jej brązowe oczy, znów powędrowały w stronę pięknej latynoski. Od której jednak było ciężko oderwać jej wzrok. - Bez ryzyka nie ma żadnej zabawy. Poza tym tak się składa, że uwielbiam je podejmować - rzekła przyglądając się jej z dużym zainteresowaniem. - Na dodatek nadal ciężko mi uwierzyć, iż mogłoby być za gorzko - optymistycznie Fran sądziła, iż końcówka byłaby właśnie w sam raz, nie za słodka, nie za gorzka. - Więc co jest kolejnym etapem po tamtym początku? - Zapytała będąc bardzo ciekawa jej odpowiedzi. Z tego co już zdążyła zaobserwować, nie miała pojęcia czego spodziewać się po ciemnowłosej.
- Zaczęło się słodko, a więc gorąco. Więc teraz czas na małe ochłodzenie. - uśmiechnęła się tajemniczo. Nie patrząc na to, że jest deszcz, wepchnęła Fran prosto do wody i chwilę później sama znalazła się tuż obok niej. Wynurzyła się z wody i podpłynęła do Fran. - Niespodzianka. - szepnęła i zachichotała prosto do jej ucha.
To akurat przebiegło jej przez myśl bardzo krótką chwilę. W końcu były na pomoście, więc coś czuła, że prędzej czy później w wodzie wylądują. A składało się to bardzo dobrze, bowiem było wystarczająco gorąco i takie ochłodzenie wcale było nie najgorszym pomysłem. Zaraz po tym jak wylądowała w wodzie, wynurzyła się z niej i odgarnęła krótkie włosy z oczu. Nim się zorientowała, Apple już szepnęła coś do jej ucha. Aż ją dreszcze przebiegły gdy usłyszała jej głosik tak blisko. Odwróciła się w jej stronę i uśmiechnęła przebiegle. - Moja droga, jeszcze tego pożałujesz - rzekła z uśmiechem i nim ta cokolwiek zdążyła odpowiedzieć, Fran zanurkowała szybko pod wodę i pociągnęła brunetkę za nogę, tym samym wciągając ją pod lazurową powierzchnię.
I tu Fran ją zaskoczyła. Nim zdążyła zorientować się, co właściwie się dzieje, poczuła, jak jej noga frunie w dół, ciągnąc za sobą resztę ciała. Zdążyła tylko łapczywie nabrać powietrza, nim poczuła jak woda pieści jej twarz. Otworzyła oczy i spojrzała na Fran. Wywinęła nogę z jej uścisku i stanęła na ramionach dziewczyny, tworząc wodną akrobację.
Spoglądając pod wodą na Apple, była zaskoczona jaką wykonała wodną akrobację. Zaraz jednak wywinęła się i złapała dziewczynę za rękę, po czym pociągłą ją ku powierzchni, aby nabrały powietrza. Tym razem ona nachyliła się do niej, odgarnęła nieco jej mokre włosy i szepnęła jej wprost do ucha. - Tym razem to była niespodzianka z mojej strony - rzekła z lekkim uśmiechem obserwując reakcję brunetki.