Mimo względnie niepozornej nazwy (ale za to jakże adekwatnej!) wnętrze jest naprawdę wypasione, tak samo zresztą jak menu. Tanie alkohole, pyszne przekąski, dobra muzyka i miła, profesjonalna obsługa, która w dodatku rzadko pyta o dowód przy sprzedaży napojów wyskokowych - czego chcieć więcej? Pub mieści się przy ulicy głównej Hogsemade i robi naprawdę dużą konkurencję Trzem Miotłom. Zapraszamy!
Gdyby teraz zszedłby się z Lailą, to jedyne, czego ciągle by się obawiał, to właśnie prawdopodobieństwo stracenia jej już niedługo na zawsze. Wiedział, że gdy Howett kogoś znajdzie, będzie dla niego już zawsze, a on, jak jakiś dzieciak, ciągle bał się zobowiązań, wiedząc, że szybko zmieni zdanie. Gdyby zrobił tak po wejściu w związek, to późniejsze relacje byłyby już zupełnie skomplikowane, o ile w ogóle by jeszcze istniały. Z drugiej strony znał osoby, które uprawiały „przyjacielski seks”, ale wiedział, że jego sytuacja z Lailą mimo wszystko była inna. Bał się, że lada moment wszystko zepsuje. Jednym słowem, niepotrzebnym zdaniem czy gestem. Wszystko mogło pójść dobrze, ale równie dobrze wszystko mogło się posypać. Wiedział, że teraz nagle wszystkiego nie rzucą i nie wyznają sobie miłości, tak samo jak nie powiedzą sobie w twarz „nienawidzę Cię, spadaj, nie chcę Cię już nigdy widzieć”. Pewnie potrzebowali czasu, oboje, by zaznajomić się z sytuacją, by stwierdzić, po jakiej stronie stoją, co wybierają. Jednak gdy myślał o tym, jak ostatnim razem wszystko rzucili, jak wszystko się szybko potoczyło, miał wrażenie, że nie jest już tego taki pewien. -Nie musisz dziewczyny nazywać od razu pijawką od wysysania energii – mruknął, ciągle patrząc w stół. Sam nie wiedział, czy dobrze zrobi, przedstawiając jej swoje obawy, ale skoro grali na otwarte karty… Pewnie trzeba było. Przygryzł krótko wargę i podniósł wzrok, na nią. –Tak, znasz mnie, dzięki temu nie muszę Ci wszystkiego żmudnie tłumaczyć. Wątpię, byś stała się pijawko-dziewczyną, bo to raczej mało w Twoim stylu. To znaczy… Jako przyjaciele zawsze dawałaś swobodę, ale znając Twój charakter, umiem sobie wyobrazić, jakby to wyglądało w innych relacjach. Jeżeli miałabyś się czegokolwiek obawiać, to tylko mnie. Jestem niestały, a poza przyjaźnią, nie potrafię podarować innego szczerego uczucia. – Te słowa szczególnie go bolały, ale musiał to przyznać, pierwszy raz przed samym sobą. –Jestem tym, kogo najbardziej się obawiasz. Typowy facet, pchany ku czynom zwykłymi potrzebami. Gdy zaczynają się uczucia, umywam ręce. Nie mogę Cię w ten sposób zranić. Nie Ciebie. Innych też nie powinienem, to nieludzkie. To okrutne. Wiem, jak to boli. – Zamknął na chwilę oczy, by ogarnąć rozszalałe myśli. Ta rozmowa rzeczywiście była ciężka. Nie miał nawet ochoty jeść, więc przy okazji także zamówił sobie tylko szklankę zwykłej wody. Taką też dostał. Oboje stali w pewnego rodzaju kropce. W dodatku Laila domyśliła się, że o coś jeszcze chodzi. A zamiast naciskać, mówi wprost, że widzi, że coś jest nie tak. I nie pyta. Nie pyta o nic. Tylko jest. I… Potrząsnął nieznacznie głową, po czym upił łyk z swojej szklanki, lecz mimo to nadal czuł suchość w gardle. Poczuł też okropną ochotę, by zapalić, ale starał się ją powstrzymywać, ponieważ siedzieli w barze, a skoro już truł siebie, nie miał zamiaru robić tego innym. -W zasadzie… Chyba powoli nie wiem, co mam mówić. Plączą mi się słowa. Nie chcę Cię jakimś zranić, czy sprawić, że coś nimi zepsuję. Miałaś tak kiedyś? Że wydawało się, że każde słowo może o czymś przesądzić? Nie wiem. Nie wiem i nie wiem – ciągle chcę to powtarzać, choć nie powinienem. – Przejechał palcem wokół krawędzi szklanki, automatycznie, kiedy nie miał co zrobić z rękoma. –Jesteś mądra, umiesz wiele wyczytać z mowy mojego ciała, kiedy nawet nie myślę, że coś okazuję. To zawsze mnie zaskakiwało. Może dzisiaj też wiesz więcej, niż bym przypuszczał. Gorzej, jeżeli tym razem to wszystko nie jest takie oczywiste, ale nie miałbym Ci przecież tego za złe. Laila… Nie chcę, by między nami wyrósł kolosalny mur.
Lai przyszła tu własnie po to... Aby coś rozwiązać. Aby dojść do czegoś, co mogłoby pomóc jej powiedzieć kim jest dla niej Czarls. Miała mnóstwo epitetów dotyczących ich sytuacji, ale kiedy próbowała je złożyć w jedno zdanie, które nazywałoby ich relacje... Odpadała. One gryzły się i kompletnie do siebie nie pasowały. Z jednej strony byli dla siebie opiekuńczy, czuli, wszechobecni. Gdzie Laila to i Czarls. Wiedziała, że ma mu kibicować na meczach i dokopać jeśli grała przeciwko niemu. Wiedziała również, że trzeba z nim rozmawiać na sto różnych sposobów, aby uzyskać jakąś konkretną informację. Dopiero niedawno przecież nauczył się z nią normalnie rozmawiać. A teraz to znów tracili wobec czego... Wobec seksu? Czym był kurwa seks? Czynnością, która przynosiła przyjemność i zawstydzenie. Lai starała się tego nie rozpamiętywać. Starała się to zapamiętać w jak najmniejszych fragmentach. Tak. Spała z nim. Tak. Oboje by to powtórzyli. Tak. Było im dobrze. Trzy razy tak. Nie chciała pamiętać jego dotyku. To było trudne zadanie, tym bardziej, że teraz siedziała naprzeciwko niego i kiedy do tego wracali urywki wspomnień z tamtej nocy przebiegały w jej głowie. Ale nie chciała tego pamiętać głównie przez to, że musiałaby mu coś zaproponować. A może i chciałaby to powtórzyć. A nie była na to gotowa. Była tylko Lailą. Tylko. Teraz siedziała naprzeciwko niego i domyślała się, że trzeba to tak rozegrać, aby ta rozmowa była ich ostatnią na ten temat. Suchość w gardle powodowała, że oboje musieli trzymać się na baczności. Powiedzenie czegoś nieodpowiedniego może się wydawać teraz... Zbyt niebezpieczne. Każde słowo... Każde słowo zachowuje się jak potencjalny nabój wycelowany w nią lub niego. To takie ciężkie chodzić wspólnie po polu minowym rozmawiając o uczuciach. I nie mogli trzymać się za ręce. Ale za to mieli przed sobą trudniejsze zadanie. Musieli być blisko siebie, a jednocześnie zachowując bezpieczny dystans. Pytasz jak? Może oni udzieliliby odpowiedzi, ale robili to bez instrukcji. Ta zabójcza świadomość uczuć, a i tego, że nie są w stanie ze sobą być... Była przerażająca bliska każdemu. Czemu omijali tą tezę tworząc otoczkę jakiegoś świata, którego uparcie próbowali być częścią? - Ty wiesz i ja wiem. My nie możemy być razem. Nie możemy być blisko siebie. To bez znaczenia Czarls. Po prostu musimy to zaakceptować. - Powiedziała upijając łyk soku. W sumie właśnie teraz miała wrażenie, że jej krzesło jest bardzo niewygodne, a w pubie jest jakoś duszno. Poza tym najchętniej otworzyłaby wszystkie okna, ale nie ruszyła się z miejsca, ani o milimetr. - Ty wiesz, że nie potrafisz. Ja wiem, że nie chcę Cię do tego zmuszać, a poza tym sama nie wiem czy chciałabym właśnie tego. Po prostu dajmy sobie spokój. - I teraz również miała ochotę zapalić, choć od jakiegoś czasu robiła to bardzo sporadycznie. Ot trucizna dla jej płuc. Nic nowego. Wyhoduje sobie własny nowotwór i da mu na imię Albatros i razem zwiedza cały świat. Plan idealny!
Dla Charlesa wygodniejsze byłoby odwlekanie tego. Nigdy nie był dobry w rozmowach. Wolał, gdy coś pozostawało ciągle do powiedzenia, niż gdy skończyło się temat, by brakowało już słów, by cokolwiek dopowiedzieć. Nie chciał, by do czegoś teraz doszli. By się określili. By w końcu dowiedzieli się, czego pragną, którą drogę chcą wybrać… To wszystko też wydawało się na swój sposób wiążące. Określało przyszłość, jakby nie można było jej zmienić. Jakby decyzja była czymś ostatecznym, choć nie zawsze musiało tak być. Dla niego wyglądało to jednak właśnie tak. Wolałby mówić ogólnikami. Nie powinien. Wiedział, że nie powinien. Miał się skupić po czym zmusić do lepszej rozmowy, ale… To było takie trudne, cholera. Był tylko Charlesem. Tylko. Zabawne, jak odmienne mieli teraz myśli. Ona chciała to zakończyć, on zaś chciał manewrować tak, by niczego ostatecznego nie stwierdzili. Najlepiej, gdyby pogadali o pogodzie, po czym sobie poszli, pozostawiając temat nienaruszony. Wtedy ciągle miałby nadzieję, że przyszłość jakoś sobie z tym poradzi. Tyle, że przyszłość w końcu zlała się z teraźniejszością i trzeba było stawić jej czoła. Nastawiał się więc na cos innego. Na manewry, na manipulację słowem, ale ona… O tak, zrobiła to w swoim stylu. Powiedziała wszystko jasno, szybko i bezpośrednio. Znowu go zaskakując. Miała w tym wprawę. -Laila… Nie chcę tego tak po prostu skreślać. Nie zmuszę do tego siebie ani Ciebie, ale… Ale zmuszanie się do stawiania między nami dystansu również nie jest zdrowe. – Wspomnienia tamtej nocy wydały się nagle zupełnie odległe. Wciąż pamiętał jej drżący oddech, rozpalone ciało, jego imię, które wypowiadała w ten charakterystyczny sposób… Mimo to miał wrażenie, że był to jakiś cholernie dokładny sen. Gdyby teraz odeszła… Co by zrobił? –Chcesz dać sobie spokój z tym wszystkim? Z nami? Z tym co przeżyliśmy i z czym nadal walczymy? Nie wiem, jak mam to rozumieć… Czy skreślasz nas, jako osoby, czy nas, jako kochanków? Jako potencjalną parę? Może ogólnie widzisz przyszłość beze mnie – beze mnie w ogóle? Co dokładnie przez to rozumiesz? Te pytania były ciężkie. Wiedział, że wolałby nie znać odpowiedzi, bo był pewien, że będą ciężkie do zaakceptowania, nieważne co odpowie. Ciągle czuł się tym tak okropnie zmęczony… Chyba potrzebował teraz rozmowy z przyjacielem, z którym mógłby poruszyć problemy tych uczuć, ale ani Laila, ani Jiro nie potrafili mu teraz pomóc, kiedy to wszystko dotyczyło ich. Znowu musiał stać się przyjacielem dla samego siebie. Do tego potrzebował alkoholu, ale to potem, gdy wróci. Gdy odpocznie. Gdy znajdzie czas na tę rozmowę, sam na sam, tylko Charles i Charles. Hej, stary, całe wieki Cię nie widziałem, co tam u Ciebie? A wiesz, mam problem, nie wiem już, co robić… -Nie odbierz mnie źle. Mam różne momenty. Raz chcę, byś… pozostała tylko przyjaciółką, by zaraz potem widzieć Cię w roli kogoś, kogo nazywałbym swoją dziewczyną. Nie chcę żadnej tej opcji skreślać, bo… chyba się boję, że cokolwiek wybiorę – egoistycznie, w zasadzie wybór należy tu do dwóch osób – to będzie to zły wybór. Że jedna droga zamyka drugą… Dlatego nie chcę, byś coś skreślała. Ale jeżeli musisz. Jeżeli chcesz. Nie mogę Cię zatrzymać. Pewnie też Cię to męczy, masz prawo...
Tak, ale u Laili to żądanie określenia ich relacji nie wynikało z jakiegoś pragnienia, aby wyznał jej odpowiednią część przysięgi małżeńskiej. Była po prostu zmęczona ciągłym udawaniem, że wszystko jest w porządku, że mogą na sobie polegać, że mogą sobie wszystko mówić, że oboje zrobią wszystko, żeby było normalnie, żeby mieli poczucie bezpieczeństwa w swoim towarzystwie, żeby znów mogli razem pić... Słuchać przepitych głosów i miliona pretensji do świata. Była zniecierpliwiona, bo tęskniła za prostą, łańcuchową reakcją kiedy po prostu podchodzi do niego, wtula się w jego tors, a żadna dziewczyna nie może jej tego zabrać, bo ona nie zniknie z jego życia, ale też wróci tu za miesiąc, za rok, albo i dekadę, a on odwzajemni jej uścisk bez zbędnych pytań. Właśnie tęskniła za tą stabilizacją ich relacji. Nie chciała niczego nazywać, bo bała się "dorosłych" konsekwencji, ale jeśli tego potrzebowali do stwierdzenia czegoś? Jak mieli wejść w nowy rok szkolny, kiedy na korytarzach będą się mijać posyłając sobie niepewne spojrzenia? Niby to było proste? Tym bardziej, że Charles wiedział, że to jego relacja z Lailą nie powinna się kwalifikować do przelotnych związków... Ona też tego nie chciała. Jeśli miałby jej zaoferować wszystko, co tylko przyczyniłoby się do jej poczucia bezpieczeństwa,to z pewnością nie chciała, aby ze strachem przyglądała się rzeczom, które zaczynają ich dzielić. Nie chciała się stać zazdrosną, napuszoną dziewczyną. Nie chciała. Słuchała go, a jej oczy traciły pewien blask. To taka reakcja, że niektórzy zaczynają płakać, a Lai potrzebowała przetworzyć informacje na pewien równy tekst, który po krótkiej analizie ułoży się w całość. Charles nie chciał określać ich relacji. Wolał być pewien, że w każdej chwili może ona balansować między dwoma rolami. Może być jego kochanką, przyjaciółką i dziewczyną. Chyba problem leżał w tym, że jeśli oficjalnie nazwie ją jednym hasłem to pozostałe przestaną istnieć, a Lai nie będzie już tak atrakcyjna jak jeszcze przed chwilą. Albo wręcz przeciwnie... Jeśli zostanie tylko kochanką, będzie brakowało im wspólnych rozmów i wygłupów, więc będą dążyć do odzyskania przyjaźni, ale zabraknie stabilizacji z powodu bycia dziewczyną. Jeśli zostanie tylko przyjaciółką zabraknie pożądania, które daje rola kochanki. A jeśli zostanie dziewczyną zniknie po jakimś czasie zwariowane pożądanie i chęć bycia przyjacielem. Oj tak. Te role mogły się przemieszać. Zatem jeśli istniałby jakiś złoty środek to zaraz chciałaby go wykorzystać. Uśmiechnęła się trochę głupkowato znów odrzucając włosy do tyłu. - Nie skreślam nas Czarls na żadnej pozycji. Próbuję to zrozumieć. Próbuję zrozumieć nasz fenomen. Każda normalna para siedemnastolatków w tej sytuacji pieprzyłaby rzeczywistość i znów by poszła ze sobą do łóżka, by za chwilę stwierdzić, że to był błąd. Ale my wiemy, że nie jesteśmy normalni, że to nie będzie błąd, ale też wiemy, że to jest dla nas trudne. My jesteśmy trudni. Nie ogarniasz mnie, ani ja Ciebie, ale tworzyliśmy zgrabny duet... Nie ma między nami dystansu. Myślę, że nie potrafilibyśmy go utrzymać. - Wzruszyła ramionami i przysunęła się w jego stronę, aby dłonią przejechać powoli po jego policzku i zwrócić jego twarz w swoją stronę. - Nigdy nie będziemy po między nami dystansu. Rozumiesz? - I widziała teraz dokładniej to zmęczenie. Widziała, ze jest również zdołowany gradem tych wszystkich wspomnień. - Nie musimy teraz decydować. Nie musimy robić czegokolwiek. Możemy to zostawić. Możemy się spotykać. Nie blokujmy się. Kiedyś przecież to się samo nazwie, określi... Albo zniknie. - Uśmiechnęła się tym razem kierując dłoń na jego ramię, co by dać znać, że jest tu również z nimi jego przyjaciółka Laila, która chętnie mu pomoże. - Chciałabym wiedzieć, co siedzi w Twojej głowie... To co mówisz jest prawdą. Wierzę w to... Ale nie chcę, żebyś kiedykolwiek mówił mi czegoś, co unikałoby skrzywdzenia mnie. Chcę, żebyś mówił mi wszystko. Jeśli mamy kiedykolwiek to rozwiązać... Chcę wiedzieć kim jest człowiek, którego szantażuję dziwnymi zdjęciami z czwartej klasy od kilku lat.
Tak, coś się zmieniło, coś ich o siebie zdystansowało. Charles także wolałby, aby między nimi istniała prosta relacja, najlepiej ta, która kiedyś ciągle im towarzyszyła. Mogli zachowywać się jak para, jednocześnie nią nie będąc, a nikt nie miał ku temu żadnego sprzeciwu, nikt ich nie krytykował. Teraz takie gesty stawały się czymś podejrzanym. Jeśli chodziło o Gryfona, to mógłby do tego spokojnie wrócić. Nie czuł, żeby fakt, że się przespali, stał na drodze ku ich dawnej codzienności. Skoro chciał ją przytulić, czy teraz nie mógł teraz robić? Czemu? Tylko dlatego, że się zbliżyli, a jeszcze tego nie uporządkowali? Głupio. Może ludzie nie powinni przywiązywać aż takiej wagi ku szczegółom z życia innych osób. Nie rozumiał tego, dlaczego społeczeństwo tak bardzo na to wpływało. Ich opinia, ich komentarze, ich spojrzenia. Wiedział, że patrzy na to teraz z tej samej perspektywy co on. Rola, którą mieli sobie nawzajem wybrać, była pewnym ograniczeniem. Nie chodzi tu oczywiście o to, że jeżeli stanie się jego dziewczyną, to poczuje się usidlony, o nie. Raczej o to, że rola dziewczyny i chłopaka może wykluczyć przyjacielską część ich osobowości, w której potrafili rozmawiać o wszystkim całe noce, zaś rola przyjaciół sprawi, że każdy dotyk będzie im przypominał o tym, co już między nimi zaszło. O tym, czego nie potrafili sobie teraz z powrotem dać. Co powinni zrobić? Westchnął cicho. Chyba cała ta atmosfera zaczynała na niego działać ciążąco. Miał ochotę machnąć na to ręką i wrócić ot tak do starego stylu bycia, w którym mógłby teraz zaproponować jej piwo, śmiać się ucho przy uchu, otaczając ją ramieniem. Czy to było nieosiągalne? Nie, w zasadzie musieli zrozumieć, że ten jeden fakt niczego nie skreślił. Że nie zmienił wszystkiego, że teraz nie muszą kończyć przyjaźni, ani z powrotem cisnąć sobie języków do ust bez zapamiętania. Byli nastolatkami, tak, większość z nich w tym wieku nie myśli o konsekwencjach, tylko kieruje się nagłymi emocjami, uczuciami. Czemu oni nie mieliby na chwilę odpuścić sobie tego zadręczania się? Byli, cholera, przyjaciółmi. Ciągle. Mimo wszystko. Zawsze. -Masz rację – mruknął, sięgając przez stół po jej dłoń, którą objął. -Mam wrażenie, że poniekąd sami wprowadziliśmy między nas ten dystans, a wszystko przez to, że zaczęliśmy pomijać fakt, że zawsze byliśmy przyjaciółmi i nadal jesteśmy. Tak myślę. Nie widzę powodów, dla których miałbym teraz uważać Cię za kogoś innego. Nie odbierz tego źle, bo chodzi mi o to, że… Może nie jestem dobrym partnerem życiowym, ale wiem, że przyjacielem można nazywać także swojego partnera. My to wszystko… chyba mieszamy, prawda? Zmęczenie nieco ustąpiło z jego twarzy. Czuł się nieznacznie lepiej. Trzeba było skończyć te męczące rozmowy, wałkowanie czegoś, co nigdy nie stanie się dostatecznie dobrym ciastem. Musieli to zrobić porządnie. -Za to właśnie Ci dziękuję. Wiele dziewczyn, nawet tak wspaniałych przyjaciółek jak Ty, choć w sumie nie, bo nikt nie ma tak wspaniałej przyjaciółki jak ja Ciebie, ale wiesz, o co mi chodzi, w tym momencie wylałoby mi sok na głowę, po czym wykrzyczało, że nie chcą mnie nigdy widzieć na oczy. Dziewczyny są ciężkie z charakteru, ale… Ty wciąż masz w sobie coś z Laili-niedokońcatypowejdziewczyny, którą poznałem tak wiele lat temu. W zasadzie to ciągle Ty, ta sama Ty. Już chciał się uśmiechnąć, lecz gdy usłyszał o zdjęciach, skrzywił się znacząco, po czym dał upust swojemu oburzeniu przez stanowcze: „Nooo niee!”. Zaśmiał się jednak, poczuł, jak coś, jakieś bardzo ciężkie coś, znika z jego ciała. Nieważne co się działo, byli wciąż dla siebie. -Wciąż śmiem sądzić, iż to nieco nieludzkie, Lailo Howett, szantażować kogoś w ten sposób – powiedział wyniośle, jednak z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. –Nie masz się o co martwić, staram się mówić… Staram jak tylko mogę, naprawdę. Czasami jednak nie wszystko chce przejść przez gardło, to wszystko.
Kompletnie nie miała siły. Albo... Nie chciała jej mieć. W gruncie rzeczy była świetna w rozwiązywaniu czyiś problemów, ale nigdy swoich. Ok? Mogła stać i dwie godziny komuś mówić, że to właśnie jego moment, żeby podjąć decyzję i ruszyć dalej... Ale sama? Zabrakłoby jej odwagi na tak diabelski, szalony ruch. Po prostu. Lai była w momencie, kiedy nie chciała ani wracać do Filipa, ani odgrywać jakiejś znaczącej roli w życiu Charles'a. Po prostu wolała cicho usunąć się w cień. Problem polegał na tym, że miała wrażenie, że jedno skinienie palcem, a Stone by do niej wrócił. I to jeszcze bardziej ją utwierdzało w przekonaniu, że go zraniła mocno, a jednak nadal mu na niej zależało. Gdzie logika uczuć? Gdzie? Nigdzie drodzy państwo. Jeśli oczekujecie szczęśliwego zakończenia to ze smutkiem stwierdzam, że takiego nie dożyjecie. Prędzej odczytają publiczności wasz nekrolog niżeli ktoś tu dojdzie do porozumienia. Spójrzmy prawdzie w oczy. Laila, Charles, Filip, a i jeszcze Jiro. Ludzie teraz wstają zniesmaczeni i wychodzą z sali. Co? Trzech chłopaków i jedna dziewczyna? - nikt nie odpowiada na to pytanie. Bo niewiele osób wie, że niektórzy z bohaterów tej historii jest biseksualna. Hm. Ciekawe. Zatem ludzie wracają do sali i znów siadają na swoich wygodnych fotelach, aby posłuchać co będzie działo się dalej. Lai znów wygląda ładnie. Odgarnia włosy do tyłu, a na jej twarz wdrapuje się drobny uśmiech, który otulony jest przez czujne spojrzenie niebieskich oczu. Obok siedzi Cartwright wplątany pomiędzy dziwne uczucia, którymi darzy panienkę, a i tego chłopca o dziwnym pochodzeniu. Przyjaciele... Tu następuje prychnięcie i wszyscy wymownie spuszczają wzrok na czubki swoich butów. Chyba są nieco bardziej interesujące niżeli dalszy ciąg tej historii. Lai przez dłuższą chwilę milczy kładąc obie dłonie na kolana. W jakimś magicznym sposobem jedna się stamtąd wydziera i zostaje objęta przez rękę Charles'a. Lai nie reaguje na ten gest jakoś znacząco czy coś. Nie unosi spojrzenia pełnego nadziei. Nawet nie drgnęła. I nie wiadomo co się kryje w jej głowie. Ta skomplikowana historia musiała mieć gdzieś swoje zakończenie. Może Lai biegła teraz przez puste korytarze pamięci, które zdobiły jedynie mosiężne drzwi do karuzeli? Ech. Gdyby tak mogła po prostu zapobiec części rzeczy wypowiedzianych i zrobionych bezsensu. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mur, który sobie postawili po prostu chciał ich odgrodzić od wstydu i zmieszania. Wreszcie na niego spojrzała wzdychając. - Nope! Nope! Nope! - powtarzała tak bez końca. Może trochę krzycząc. Pewnie dlatego Ci, którzy siedzieli bliżej nich spojrzeli się teraz znacząco na tą parkę nie ukrywając swojego zażenowania zachowaniem dziewczyny... Ale Lai to nie obchodziło. Nie mogła już przesłuchać tego pieprzenia. O niczym właściwie. Cała ich rozmowa mogła ich zaprowadzić dokładnie donikąd. - Wyobraź sobie Charles nasz świat. Porozstawialibyśmy tych ludzi po kątach. Nie byłoby tu tej dziwnej facetki, która łasi się do Ciebie wzrokiem i niemo pyta czy Twoja sowa jest w stanie wskazać jej adresik do Twojego łóżeczka. Nie byłoby teraz czegoś, co zajmuje całą Twoją głowę. Ale teraz sobie wyobraź, że nie musisz odpowiadać i mnie nie znasz. - Podsumowała wciągając powietrze do płuc, które skwaszone było przez faceta, który postanowił palić papierosy... Żałosny... Papierosy, brudne rurki, które świetnie wpasowywały się między palce. Całkiem zabawni pupile. Polecam Laila Howett. Lai pochyliła się w stronę Charles'a wiedząc, że przegina. Że znów idzie na granicę, a potem będzie płacz i zgrzytanie zębów. Albo nie będzie nic. Fine? Fine. Złożyła drobny pocałunek na jego wargach, który balansował gdzieś pomiędzy uczuciem: "czy mogę/czy powinnam"... Nie mniej jednak oddaliła się od niego po kilku sekundach... - I teraz nie odpowiadaj. Nie tłumacz. Nie mów. W ogóle się nie odzywaj jeśli masz zamiar zacząć jęczeć. Albo mów, ale ja jestem głucha na jęki. - Powiedział sięgając po szklankę pełną soku zwilżając uprzednio usta językiem. Nie. Nie bawiła się nim. Po prostu zmieniła metodę na tą pełną prób i błędów? A może zwyczajnie doszła do wniosku, że nie jest już istotne kim dla niego jest, albo odwrotnie. Wskakuj do kołyski, polej mi whiskey, albo pokaż cycki. - bo niby czemu nie?
Ludzie właśnie tak na nich patrzeli, jakby znajdowali się na scenie i odgrywali jakieś ciekawe przedstawienie. Fabuła powinna się toczyć dalej. Pewnie jeszcze nieraz ich zaskoczą, choć może zrobią jakiś ruch, który był łatwy do przewidzenia, który nikogo z widowni to nie poruszy. Żadne z nich nie będzie jednak spoglądał na to, jakie będą ich reakcje. Najważniejsze jest to, czego chcą oni… Jak powiedział mu Jiro: najważniejsze jest to, co sam czujesz. Czego pragniesz, tak… Trzeba było nieco rzucić się w wir. Wir młodzieńczych szaleństw i głupstw. -Laila – powiedział nagle, stanowczo, spoglądając jej w oczy. Wybuchła tak nagle, że aż ścisnął jej dłoń. Chyba nawet rozumiał, co było tego powodem. Miała dość tych rozmów, gdzie tak wiele pomijali, gdzie wszystko wisiało, pomimo tego, że mieli być ze sobą szczerzy. Bezpośredni. Bo to niczego nie rozwiązywało... Bo to było słowami, tylko słowami. A potem go pocałowała, delikatnie, lekko… a uderzyło to w niego jak fala tsunami. -Nic nie muszę mówić – mruknął. Gdy chciała się odsunąć, nagle chwycił ją za podbródek, stanowczo, acz nie brutalnie, by chwilę tak na nią spoglądać. –Laila, nie powtarzajmy w kółko tego samego. Rozmowa to teoria, a praktyka… Przybliżył się jeszcze bardziej, tak, by mogli wzajemnie czuć swoje oddechy. Złożył na jej wargach pocałunek – ciepły, miękki, ale krótki. Ciągle trzymał w dłoni jej dłoń. Młodość miała swoje prawa.
Młodość miała swoje prawa - racja. Swoją drogą dobrze, że byli teraz w miejscu publicznym i nie było tu łóżka, na którym mogli znów wylądować. Nie mogli. Byli za duzi. Choć gdyby byli w jakimś ustronnym miejscu to Lai teraz z chęcią wdrapałaby się Cartwright'owi na kolana po czym wtuliłabym się w niego jak jakaś przylepka i trwała tak by przez kilka godzin, aż musiałby jej sprawdzić puls... Gdzie wydałoby się, że ona po prostu zasnęła. Zasnęła przy nim, bo potrzebowała dokładnie tego. Tego bezpieczeństwa, że może na nim polegać. Lai nie lubiła bawić się uczuciami. Lubiła czuć... Intensywnie. Ale nigdy się bawić. Zabawa była okropna w skutkach i potem bolała. Cholernie bolała. Laila wiedziała, że każda chwila pomiędzy nimi mogła działać na dwa sposoby... Albo ich zbliżyć, albo ich od siebie oddalić. Proste... Nie było neutralnego gruntu. Nigdy. Ale jednak ciepłe relacje były dla nich wskazane. W zimnych od razu próbowali znaleźć między sobą kontakt. No bo w sumie emocje skumulowały się po obrażeniu Lai i wylądowali w łóżku. Ale o tym Lai teraz nie myślała. Mocniej ścisnęła jego dłoń odwzajemniając pocałunek... Chyba byli w dość skomplikowanej sytuacji, ale nie to było teraz ważne. Uśmiechnęła się, choć teraz miała ochotę wybuchnąć deszczem emocji, które przeplatałyby się następująco: płacz, strach, pożądanie, potrzeba bliskości, strach. Ale nic takiego się nie stało. Trwała jeszcze przez chwilę we wspomnieniu smaku jego warg. - Nie możemy być razem i nie możemy być oddzielnie. - Przymknęła na chwilę powieki, co by zebrać się na swój "inteligentny" czyn. Złożyła palce u prawej dłoni jak do składania przysięgi harcerskiej i zaczęła: - Obiecuję Cię nie ograniczać, nie wyprowadzać na spacery o zmierzchu i nie naklejać karteczek na plecy w stylu: "mój na zawsze". Obiecuję też nie szaleć z trzymaniem się za ręce, z macaniem na korytarzach i rozmawianiem o tym co masz mi kupić na urodziny, bo w gruncie rzeczy masz nic nie kupować. - Ostatnie słowa powiedziała dobitnie, co by zrozumiał, że Lai sponsora nie szuka, nie szukała i nie będzie szukać. - Poza tym przysięgam być dobrą przyjaciółką... Zwieńczyła teraz się do niego zbliżając się i przytulając, bo właściwie nie chciała widzieć jego miny, ale chciała po prostu odpocząć przez chwilę od skupionych oczu wszystkich obecnych w sali. Nono. Owija go sobie wokół palca, całkiem nieświadomie!
Cartwright wtuliłby wtedy w siebie Howett, samemu odczuwając pewnego rodzaju ulgę, że ma ją przy sobie, że może ją tak trzymać, że nie musi jej oddawać światu. Nie musieliby ze sobą spać, a miałby wrażenie, tak jak wtedy, gdy kochali się w domku, że liczą się tylko oni, że reszta nie jest ważna. To dobry stan, choć powrót do rzeczywistości był naprawdę okropny. Czuło się dezorientację, nie rozpoznawało się żadnych dróg, nie potrafiło się wybrać… Oni balansowali pomiędzy tymi wszystkimi dróżkami. Nie wiedzieli, która gdzie ich zaprowadzi. Czy robili dobrze, czy źle? Czy zbliżą się, czy może bezpowrotnie oddalą? Nie było mowy o bezpowrotnym oddaleniu, Charles o tym wiedział. Kiedy tylko lekko od siebie odchodzili, lgnęli do siebie z większym zawzięciem, jakby chcieli nadrobić stracony czas. Może to było dobre wyjście? Miał wrażenie… Nie, raczej był pewien, że pomimo tego, co się stanie, będą rozmawiać. Teraz mogą się zbliżyć – może okazać się to czymś naprawdę poważnym, ale z drugiej strony mogło mieć do charakter przelotnego romansu, może kontynuowanego przez długi czas, by potem każdy z nich znalazł kogoś innego. Mimo to, gdy będą w innych związkach, nadal będą blisko. Ludzie muszą to zaakceptować. Oni nie potrafią nie okazywać sobie tego… czy to w sposób przyjacielski, czy bardziej jak para. Westchnął cicho w jej wargi, kiedy poczuł przepływający przez niego natłok uczuć. Chciał znowu przyciągnąć ją do siebie, nagle, gwałtownie, wpić się bardziej w ten smak, poznać raz jeszcze, jeszcze zapamiętalej jej usta, które były tak miękkie, tak przyjemne… Przy tym chłodny realizm mówił, że powinni to wszystko przemyśleć, a młodzieńczy zapał do rzucania się na głęboką wodę krzyczał, że ma się nie przejmować, że ma robić to, na co tylko ma ochotę. Miał też wrażenie, że powinien po prostu ją przytulić. Tak po prostu. Dystans między stołami nagle stał się niewygodny, kłopotliwy… Z trudem zakodował jej słowa. Znowu. Wszystko mu umykało. Nie puścił jej dłoni, ciągle trzymał mocno, może nawet lekko się uśmiechał… Sam nie wiedział, czy z ulgi, że ciągle rozmawiają, że są przy sobie jak zawsze przez tyle lat, czy może z tego, że był nieco tym rozbawiony. -Nie musisz mi niczego obiecywać. – Wtulił ją w siebie bardziej, całując w czubek głowy. Lubił to robić. –Bądź po prostu sobą, rób to, co uważasz za słuszne… Nie zmuszaj się do niczego, tylko tego chcę.
Dobrze, że znajdowali się w miejscu publicznym, bo z pewnością unikają teraz nadmiernych zbliżeń. Choć wcale nie powiedziane jest, że własnie tego potrzebują. Po prostu muszą szczerze ocenić swoje możliwości. Juno powiedziała dla Howett, żeby walczyła skoro ma szansę... Przyjaciółka nie była w ciekawej sytuacji, jej facet jakby to powiedzieć, nie zdawał sobie sprawy, że tak naprawdę ma przy sobie kogoś kogo kocha... A Laila? Laila raczej nie stawiała Charlesa na tej pozycji. Chciała mu pomóc z tym wszystkim i jakoś wyciągnąć pomocną dłoń. Nie do końca pewna czy on chce ją przyjąć. Szczególnie wtedy gdy pytała o rodzinę. Ale nie narzekała. Tak najwidoczniej wszystko musiało się układać. Dzieciństwo nie każdego czarodzieja było sielanką, gdzie cała rodzina z oklaskami otwierała list z Hogwartu dumna z tego, że dziecko wreszcie może zacząć życie, które dla nich jest wspomnieniem. Niektórzy mieli gorsze sytuacje, z którymi byli zmuszeni się zmierzyć. I to niekoniecznie przez to, że w domu byłaś jakaś patologia... Nienie. Czasem po prostu ludzie się nie dogadywali, dzieliły ich poglądy, zachowania, układ charakterów. Trzeba było puknąć się w głowę i pójść inną drogą. Ale to wszystko nic. Ten pub, to miejsce, huczało od spojrzeń, niedokończonych rozmów, niedopitych piw... Jakby nic tu nie mogło się skończyć. Nawet wnętrze było nie do końca czyste. Co jeśli zatem i ich rozmowa nie dobiegnie końca? Westchnęła uśmiechając się do niego szeroko. Po drodze tych myśli założyła nogę na nogę przygryzając dolną wargę. Przytuliła się do niego wyczuwając charakterystyczny dla niego zapach perfum. Palcem przejechała po szyi chłopaka pewna tego, że po prostu rzeczywiście potrzebują czasu co by się do siebie przyzwyczaić jako tej drugiej relacji. Przecież nie będą teraz szaleć z wylewaniem sobie uczuć, potrzebują do tego dojrzeć. A czy są gotowi? Huh. No chyba raczej nie. Skoro każde z nich mówi: "zaczekam na twoją decyzję" zamiast podjąć jedyną, acz wspólną. Konkretną. - Muszę Czarls. Musimy ustanowić drogę, którą idziemy. Inaczej z tego nie wyjdziemy. Ja muszę wiedzieć... Jak mam się przystosować do tego wszystkiego. To nie jest łatwe. Ale nie chcę teraz znów tego siekać na milion kawałków. Cieszę się, że tu jesteś... Po prostu... Nie chcę Cię wiesz... Zmuszać. Bo to nie będzie miało znaczenia, a przecież ma mieć. Zignorujmy po prostu dalsze planowanie. Serio. Ja mam siedemnaście lat i ty. Czy my właśnie teraz mamy planować ślub, dziecko i krainę złożoną z architekta, który wyda nam plan domu?! - Rzuciła trochę zdenerwowana, szczególnie te ostatnie słowa. Bo sama nie rozumiała idei wszystkiego na zawsze. Jeśli chciała być tu. I on też. To co mogło ich zatrzymać?! Uśmiechnęła się trochę zażenowana tym wszystkim i przejechała palcem po jego nadgarstku... Ot. Zabawa.
Tak, Charles unikał jakiejkolwiek pomocy od zawsze, a gdy temat schodził na jego rodzinę, jak oparzony odskakiwał i starał się za wszelką cenę odwrócić od niego uwagę. Nawet Laili nie potrafił się do tego wszystkiego przyznać… Nie miał dość siły i odwagi, by zrzucić to komuś na barki. Wolał to nosić sam, tak jak resztę problemów, ponieważ tak było łatwiej. Była tu jednak jedna, mała różnica… Bowiem jeśli chodziło o rodzinę, to odczuwał też niejako wstyd. Nie chciał przyznać się do tego nikomu, bo bał się reakcji. Ta sytuacja i to wszystko, co się działo przez wiele lat pod dachem jego domu, odcisnęło w końcu na nim swoje piętno. Gdyby powiedział to wszystko Laili – chociaż jej jednej, w końcu ufał jej tak bardzo – to może nawet zrozumiałaby jego obawy co do wszystkich i wszystkiego, a szczególnie do uczuć takich jak miłość. Ciągle miał wrażenie, że nie potrafi kochać. To było bolesne przeświadczenie… Ale taka była prawda. Wiedział, że kto jak kto, ale ona nie wyśmiałaby go, nie naciskałaby też, gdyby w trakcie opowiadania nagle urwał temat. Nie wytykałaby mu tego palcami, ani w przyszłości nigdy nie wykorzystała przeciwko niemu. Laila taka nie była. Co więc go blokowało? Chyba tylko jego własny strach i nic innego, jak… przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie do ukrywania się z tym wszystkim, bo „tak było zawsze”. Nie widział powodu, by to zmieniać. Jeszcze nie. Nie czuł impulsu… Nie czuł żadnej potrzeby z tym związanej. Łatwiej było to pogrzebać i zapomnieć. Najlepiej, najłatwiej. W szału przygnębiających myśli wyciągnął go jej dotyk. Po chwili zdał sobie sprawę, że znowu wdycha jej zapach. Oparł się podbródkiem o jej głowę, kręcąc nim nieznacznie. Jedna z jego dłoni błądziła po jej plecach, gładząc je delikatnie i czule, kiedy drugą trzymał blisko niej, by raz na jakiś czas ją dotykać, automatycznie, nieświadomie. Czy to jej rękę, czy ramię, czy policzek... -Spokojnie, Lail – mruknął cicho, wtulając ją w siebie jeszcze bardziej. –Nie mogę teraz Ci określić tej drogi, bo sam nie wiem, gdzie idę… A jeżeli tego właśnie potrzebujesz, to ja Cię nie zatrzymuję. Możesz wybrać i iść, ze mną lub beze mnie. Znaleźć kogoś, kto zagwarantuje Ci coś pewnego, coś, co będzie jakoś zaplanowane… Bo sam już nie wiem, czego naprawdę pragniesz. –Wyprostował się, mimo to ciągle jej nie puszczał. Chciał po prostu na nią spojrzeć, tak po prostu. Poczuł dreszcz, gdy przejechała palcem po jego nadgarstku. Wsunął wtedy wolną dłoń za jej koszulkę, by zacząć gładzić jej nagie plecy… Było to czysto pieszczotliwe, może nietypowo przyjacielskie, ale pozbawione również typowego erotyzmu. –Nie chcę Cię okłamywać. Niczego nie umiem Ci obiecać. Bo sam nie wiem, czy coś czuję… A jeżeli tak, to co to jest, bo… Nie umiem, po prostu. Zamknął oczy. To wszystko było takie głupie. Nawet nie wiedział, czy dobrze ją zrozumiał.
Laila dobrze pamiętała ostatnie listy Alana i w ogóle jakieś podszepty, żeby się odcięła zniknęła. Może byliby szczęśliwsi, gdyby rzeczywiście już ten rok poświęciła na odnajdowanie swojego miejsca w innej uczelni, lecz... Lecz czy była gotowa na podróż? Dalszą podróż. Samotną. Miała tu sporo obowiązków, które w jakiś sposób przekonywały ją do tego, że powinna być właśnie w tym miejscu. Nawet jeśli w jakiś sposób nie pasują do siebie z Czarlsem to przecież... To przecież wciąż łączyła ich pewna więź. A poza tym? Poza tym bywało gorzej. Ludzie oceniali, krzyczeli, skandowali... Ale ona wciąż miała tu przyjaciół. Była Juno, Ursula... Skyla! One poszłyby za nią w ogień, a ona chciała uciec spod tego ognia na rzecz czego? Na rzecz zapłaty za jedną noc?! Szczerze mówiąc jej obawy podwoił fakt, że teraz będzie widywała Filipa codziennie w dormitorium. Jednak przydzielanie uczniów przyjezdnych do domów to był fatalny pomysł. Westchnęła wciąż do niego przytulona. Niby pytał o jej decyzję, niby mówił, że może za nim podążać, że mogą to zrobić razem. Ale bądźmy szczerzy... Czy Laila kiedykolwiek lubiła za kimś podążać? Mogli iść razem, ale nie jedno za drugim. To by ją dusiło. Ciągła niepewność, brak jakiejkolwiek sytuacji potwierdzającej. Miała mu teraz coś powiedzieć. Znowu? Znowu. Historia lubiła się w ich przypadku powtarzać co kilka minut. - Nie mogę. - Powiedziała przeciągle odrywając się od niego. Po drodze poprawiła włosy i zamknęła oczy. Sięgnęła jeszcze po szklankę, z której upiła łyk soku. Uśmiechała się łagodnie, acz jakby nad czymś myślała. Zbierała w sobie lęk, który chciał się pojawić tu i teraz. Ale nie miała na to sił. Jeszcze nie. Pogładziła swoją szyję prawą ręką, jakby rzeczywiście potrzebowała masażu. Dopiero potem wróciła wzrokiem do Charles'a. - Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? Wyobraź sobie, że to co powiedziałeś... Nie powiedziałeś tego do mnie, ale do siebie. To Ty Charles powinieneś podjąć jakąś decyzję, bo ja już swoją podjęłam. I pierwszym krokiem do spełnienia jej będzie wyjście z tego pubu. Zobaczymy się we wrześniu, w październiku i tak przez kolejnych dziesięć miesięcy. Nie powiem Ci, żebyś mnie zostawił. Będzie mi bardzo miło jeśli najzwyczajniej w świecie no wiesz... Dojdziesz do tego wszystkiego sam. To zabawne, ale pomimo tego, że to dotyczy mnie... Nie chcę brać w tym udziału. - Powiedziała i przy ostatnim zdaniu zaczęła zbierać swoje rzeczy. Sięgnęła po sweterek, który narzuciła na ramiona. Powinna teraz rzucić jakiś tekst o miłości, ale tylko pochyliła się nad nim, aby musnąć go w czoło i wyjść. Nie obejrzała się, nie wychodziła wolno, co by mógł ją zatrzymać i chwycić za rękę. Nie. Nie wychodziła też szybko, prawie biegiem. Nie spieszyła się. Już chyba zrozumiała, że biegu zdarzeń nie da się wyprzedzić, ani spowolnić. Jedyne, co zrobiła to kiwnęła komuś znajomemu głową, kto wskazał palcem na Charles'a. Lai machnęła ręką i zniknęła za drzwiami. To wszystko się zmienia. Albo to wszystko ma prawo się zmienić.
[zt]
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Alan przez całą drogę dzielnie niósł dziewczynę na plecach, zrzucając ją z siebie dopiero przed wejściem. Cóż, może to dlatego, że od sklepu Scrivenshafta, w którym się spotkali, odległość do pubu "U nieudacznika" była stosunkowo niewielka. W przeciwnym razie nie pozwoliłby, aby Sky zbyt długo cieszyła się darmowym transportem, bo jeszcze by się przyzwyczaiła i chciała być noszona przy każdej okazji! Niestety, takie dobra są zarezerwowane tylko dla Jude. - Melduję, że jesteśmy na miejscu, towarzyszu! - zawołał, salutując przy tym, niczym prawdziwy żołnierz. Otworzył drzwi i przekroczył próg, nie myśląc nawet o tym, aby przepuścić dziewczynę pierwszą. Jeśli nie pomyślała o tym, aby podtrzymać drzwi, podejrzewam, że pewnie zamknęły jej się przed nosem! Nazwa wcale nie odzwierciedlała atmosfery, która panowała w pubie. Było tu względnie czysto i przyjemnie, a ów miejsce było jednym z pierwszych, w którym Howett upił się bez opamiętania, będąc jeszcze nieletnim gówniarzem. Co prawda dawno go tutaj nie było, ale jak widać, nic się nie zmieniło. Wszystko pozostawało tak, jak przed laty, może z małymi wyjątkami. - No, to zamawiasz ognistą? Może chcesz mi postawić? - zaproponował, rozsiadając się na jednym z krzeseł. Dawno już nie był w tak zwyczajnym miejscu, jak ten pub. Nagle przypomniał sobie o niesamowitym fakcie, jakim jest ukończenie szkoły magii i czarodziejstwa przez Sky, a co za tym idzie, przejście na "wyższy poziom". - W ogóle słuchaj, teraz jesteś studentką! Możesz legalnie wychodzić z Hogwartu poza teren Hogsmeade, jestem pod wrażeniem. Nie masz zatem innego wyjścia, jak postawić mi głębszego! Poza tym, ja muszę mieć galeony na wrzesień, nie mogę szastać nimi na prawo i lewo lub przepić, moja siostra ma niedługo urodziny. Tak, na Merlina, ona skończy siedemnaście lat! - ach, ależ on był przekonywujący. A jaki z niego dobry braciszek! Pozazdrościć.
Podejrzewam, że każda normalna dziewczyna obruszyłaby się na tego typu zachowanie. W końcu jak to możliwe, że mężczyzna nie przepuszcza kobiety w progu albo nie ustępuje jej miejsca siedzącego? Tak nie postępują ani dżentelmeni ani dobrze wychowani czarodzieje. Nawet w naszych czasach odrobina szarmanckości została zachowana, a takim zachowaniem Alan przejawiał kompletny brak kultury osobistej. Zabawne tylko, że mogli to zauważyć wszyscy zgromadzeni w pubie, ale nie Sky. Dziewczę przyzwyczajone było do tego typu zachowań przez wzgląd na częstsze bratanie się z chłopakami niż z dziewczynami w młodzieńczych latach. Właściwie to do tej pory, kiedy poznawała nowego faceta, bardzo szybko zajmowała nieświadomie miejsce jego nowego kumpla, a nie potencjalnej kandydatki na dziewczynę. I biednej nikt nie powiedział, że jeśli chce złapać chłopca na dłużej niż jeden raz, powinna się z nimi mniej przyjaźnić a bardziej wodzić za nos. Bidulka. Drzwi sobie przytrzymała, a jakże, i jak gdyby nigdy nic ruszyła za Alanem, po chwili zajmując miejsce obok niego. - Nie mam w zwyczaju płacić za ludzi, jeśli nie widzę w tym korzyści dla mnie, ale niech ci będzie. Raz, ten jeden raz zrobię wyjątek, mój drogi. - mruknęła, niechętnie podnosząc się z miejsca. Skylar ani myślała czekać na kelnerkę, wolała od razu zaatakować bar. Zniknęła na moment, przepychając się między wyższymi o głowę od niej mężczyznami - żeby zostać zauważoną musiała stanąć na drążku przytwierdzonym do ścianki baru, służącej do opierania stóp. W niedługi czas potem wróciła z dwoma szklaneczkami whisky (jak na prawdziwych facetów przystało bez coli, sama czysta whisky) oraz dwoma kuflami piwa, ale nie tego kremowego. Odkąd Sky mogła pić legalnie, postanowiła nigdy więcej nie tknąć tego słodkiego ścierwa. - Robaczku zdzierasz ze mnie ostatni pieniądz, mam nadzieję, że jesteś tego świadom. - rzuciła, sadzając swoje zacne cztery litery ponownie na krześle. - Blanta?
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Och, Alan kiedy chciał, potrafił być szarmancki i zachowywać się jak prawdziwy dżentelmen. Potrafił przepuszczać kobiety w drzwiach, służyć im pomocą i ratować z opresji, kiedy zabrakło chusteczek higienicznych albo innej, równie potrzebnej w danym momencie rzeczy. Kiedy chciał, a problem w tym, że ostatnimi czasy nie chciał prawie wcale. Po co, skoro ma Jude? Teraz musi trzymać się na wodzy, żeby przypadkiem jakaś dziewczyna go nie zainteresowała bardziej, niż powinna, bo on nie jest szczególnie wstrzemięźliwy i trwały, jeśli chodzi o związki, a nie chciałby przecież, aby ten aktualny się rozwalił. Póki co, żadna dziewoja go nie kusiła i nie mamiła swoimi wdziękami, toteż żyło mu się względnie spokojnie, mimo, że nie widział swojej dziewczyny całe lata świetlne. No dobrze, kilka tygodni, jeśli nie cały miesiąc. Szkoda. - Naprawdę? Serio? Poważnie za mnie zapłacisz? - zapytał, bo nie spodziewał się, że Sky poświęci dla niego swoje galeony. Była naprawdę dobrą przyjaciółką. Powinien jakoś jej się odwdzięczyć, a nie żerować na jej forsie. Tak, odda jej te galeony. Odda, jak tylko będzie miał, bo póki co jest prawie spłukany, a musi mieć przecież na prezent dla Laili. Mimo, że jest młoda i głupia, to będzie pełnoletnia, a siedemnaste urodziny obchodzi się tylko raz przez całe życie, tak mówią! - Jesteś kochana! - posłał jej buziaka na odległość, tak w ramach wdzięczności. Później gryfonka zniknęła, co by złożyć zamówienie, a on pogwizdywał cicho i bębnił niecierpliwie palcami w stolik. Gdy wreszcie pojawiła się ponownie, tym razem z należytym ekwipunkiem, czytaj alkoholem, wyraźnie się rozpromienił. - Tak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę i deklaruję, że kiedy tylko będę miał przypływ kasy, oddam ci wszystko co do knuta! - oznajmił, przysuwając jedną z whisky do siebie. - A za blanta podziękuję, nie mam ochoty! - mówił całkiem poważnie. Odkąd był z Jude, zmienił niektóre przyzwyczajenia, choć było ich stosunkowo niewiele, tych zmienionych przyzwyczajeń znaczy. W każdym razie stał się bardziej okiełznany, choć może to fakt, że jego siostrzyczka zaczęła przebijać go w robieniu głupot, a może powód był jeszcze inny, przykładowo taki, że przed nim ostatni rok w Hogwarcie. Kto go tam wie, co mu do głowy wpadło. Może to wszystko jest tylko przykrywką, a nagle wyskoczy z czymś, na co zbierał się całe te kilka grzecznych miesięcy?
Każdy facet kiedy chciał, potrafił być szarmancki. Problem samców polegał jedynie na tym, że wykorzystywali tę zdolność tylko i wyłącznie wtedy, kiedy potrafili dostrzec w takim zachowaniu korzyść dla siebie. Nie, nie zawsze chodziło o zaliczenie. Szarmanckim należało też być przecież przed szefową albo teściową. Albo wyjątkowo ponętną dziewczyną, która zmierzała w kierunku drzwi korytarzem, prawda? Aż szkoda byłoby nie popatrzeć na niektóre kształty. Alan chyba wyjątkowo źle pojmował ogólnie rozumiane dżentelmeństwo, bo zakończył tego typu odruchy wraz z usidleniem przez Judy. Oczywiście, że jego kobieta powinna być w tym momencie najważniejsza, ale nie powinien z tego względu dyskryminować reszty płci pięknej! A zresztą o czym my ja tu pierdolę, przecież Sky nawet nie odnotowała niewłaściwego zachowania. - Och, proszę cię! - żachnęła się, machając przy tym ręką lekceważąco. - Nie mam zamiaru od ciebie przyjmować żadnych pieniędzy, głupku. Jeśli już chcesz się rozliczać ze swoim sumieniem, to po prostu przy następnej okazji ty będziesz stawiał i tyle. - odparła, posyłając kumplowi radosny uśmiech. Fakt faktem, że przeważnie w roku szkolnym pijali zapasy trunków przywiezionych przez Skylar z domu, ale jakaś tam okazja do wyjścia na piwo w Hogsmeade zawsze się trafiała. Dziewczę spojrzało na Alana jak na trędowatego. Jeszcze jakiś czas temu nigdy by jej nie odmówił blanta! Chcąc nie chcąc zmienił się. Sky nie była w stanie zadecydować czy na lepsze czy na gorsze, ale w tym momencie Judy minimalnie straciła w jej oczach. Och, jasne, że to nie była wina biednej dziewczyny! Ale tak po prostu... no żeby w ciągu kilku miesięcy z wolnego ducha stać się ułożonym pieskiem odmawiającym zapalenia ze starą przyjaciółką? Drżyjcie narody przed nowym reżimem! No ale przecież nie zamierzała tego komentować. Wzruszyła jedynie ramionami i schowała oprawioną w smoczą skórę papierośnicę, gdzie zawsze trzymała poza papierosami, skręconego blanta czy dwa na wszelki wypadek. Skoro on nie zamierzał z nią teraz palić, była w stanie powstrzymać się przez jakiś czas. W końcu tak samej to nie wypada, niestety. - No to opowiadaj co robiłeś przez wakacje i czemu słowem się nawet nie odezwałeś do mnie, cholero mała. - zagadnęła, sięgając po kufel z piwem.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Niestety, Alan stawał się amantem tylko i wyłącznie wtedy, kiedy widział w tym własne korzyści. Taki typ, jego nie zmienisz. Jednak przed szefową pewnie, zgrywałby dżentelmena, a co! Może da mu dzięki temu podwyżkę. Natomiast potencjalna teściowa musi go uwielbiać, w razie gdyby pokłócił się z żoną, aby ta mogła go przenocować bez wyrzutów sumienia. Taki był genialny, że wszędzie widział korzyści, choć nie o to mu w życiu chodziło. Raczej o zabawę, dlatego jego dobre maniery często zależały od tego, w jakim akurat humorze się znajdował! Jednak faktycznie, zejdźmy z tego tematu, skoro Sky niczego nie dostrzegła. - Moje sumienie jest już spaczone, ale ja doskonale wiem, kiedy niewinne dziewice potrzebują galeonów i z chęcią oferuję im swą pomoc! Ale chyba skorzystam z twojego pomysłu ze stawianiem, brzmi o wiele przyjemniej - faktycznie, "stawiam ci piwo" jest stanowczo milsze, niźli "oddaję ci pieniądze". No, w każdym razie on jest, bądź co bądź, dobrym chłopakiem i nie naciąga swoich znajomych na gruby hajs! Przynajmniej niektórych, bo u takiego Emrysa, na przykład, ma pewnie już dług w wysokości kilkuset galeonów, ale wszystko wyrównuje się, bo Emrys też pewnie niejednokrotnie naciągał go na takie sumy. Ach, te pieniądze! Usidlony do końca co prawda nie był, ale miał już dwadzieścia lat. To już chyba ten czas, kiedy chłopak przeradza się w mężczyznę, więc, niestety, musiał odmówić tego blanta. Ech, może innym razem! Przecież czeka go jeszcze milion głupich akcji. - Wakacje, powiadasz. Było w ogóle coś takiego? Nie no, tak poważnie, to pojechałem do tej Japonii. Niewiele się tam działo, przynajmniej u mnie. Za to moja siostrzyczka wyraźnie się rozkręciła i cholera, chyba przejmuje moją funkcję, to znaczy sieje chaos naokoło. Później, jak już wróciliśmy, zaczął się imprezowy tryb życia i sama rozumiesz... niewiele pamiętam, hehs - istotnie, ciężko pamiętać cokolwiek po imprezach grubo zakrapianych alkoholem, który to, alkohol w sensie, skutecznie utrudniał zyskiwanie nowych wspomnień. Kiedyś Alan powinien wziąć aparat i porobić sobie szalone foteczki po pijaku, przynajmniej mógłby pochwalić się wreszcie tym, jak minęły mu wakacje! - A ty? Nie było cię w Japonii, więc gdzie się w tym czasie szwendałaś?
- Zachowaj swoje galeony dla tych nieszczęsnych dziewic. - odparła wesoło, zawieszając dłoń z kuflem w połowie drogi między blatem a swoimi ustami. To zabawne, ale kiedy Skylar już dostała alkohol, nie umiała go wypuścić z rąk. Nie w sensie braku ograniczeń w piciu, nie nie! Po prostu lubiła mieć kontakt fizyczny z butelką czy szklanką, w zależności czy piła kulturalnie czy waliła z gwinta. Dlatego też ani myślała wypuszczać kufel z ręki dopóty, dopóki nie zostanie on całkowicie opróżniony. A spróbowałbyś jej go odebrać! Scena rodem z władcy pierścieni kiedy Golum walczy o swój skarb. Jeśli Alan myślał, że po dwudziestce należy się uspokoić i ustatkować, to biedaka czekał kryzys wieku średniego jeszcze przed trzydziestką. Sky nie zamierzała dorastać nigdy! Planowała zatrzymać swój rozwój emocjonalny dokładnie na tym poziomie i pielęgnować w sobie to małe, niesforne dziecko do końca swoich dni na tym marnym ziemskim padole. Tak tak, there's anything better than stay young, wild and free forever, man. - Laila się rozhulała, powiadasz... - powtórzyła, potakując głową w zamyśleniu. Cóż, zaiste czekał ich dosyć interesujący rok. Przykre jedynie, że ostatni Alka. - Japonia dla mnie zdecydowanie za ciepła i za japońska. Wybrałam się w samotną podróż po Skandynawii, mój drogi. Chciałam sobie utrudnić życie i postanowiłam nie używać czarów, no poza teleportacją z domu do Oslo i z powrotem, bo jakoś nie widziało mi się wydawanie hajsu na samolot. Przejechałam całą Norwegię i Danię i Szwecję stopem, dasz wiarę? Jeździłam kompletnie sama z obcymi ludźmi, gdzie nie każdego angielski był zrozumiały a ja języka ni w ząb! Miałam tylko problem żeby z Lund dotrzeć do Kopenhagi, więc musiałam jechać pociągiem. W ogóle musisz się kiedyś ze mną wybrać do Kopenhagi! Chyba chciałabym tam zamieszkać, najlepiej w Christianii. Mogłabym tylko wychodzić z mieszkania, kupować na straganie hasz, siadać w cieniu drzewa nad jeziorkiem i chillować cały dzień, paląc blanta. Boże było cudownie! W Jotunheimen natknęłam się na trolla. Stanąć oko w oko z prawdziwym trollem na wolności i to do tego trollem norweskim...uh, nikomu nie polecam. Nawet Karlskronie w Szwecji próbowałam przemóc się i zjeśc Surströmming, ale nie dałam rady. Kupiłam jedną puszkę i przywiozłam ze sobą do domu i swoją drogą, wyzywam Cię, że nie dasz rady tego zjeść. Przyjmujesz zakład? - i to wszystko niemalże na jednym wydechu. Sky zaczerpnęła głęboko powietrze, w końcu pozwalając ustom odpocząć odrobinę. Alan musiał jej wybaczyć słowotok, ale każdy kto znał Sky, wiedział że pała miłością do Skandynawii a ta dwumiesięczna wyprawa była jej wyprawą życia, zatem Alan zmuszony był do zrozumienia dziewczęcia i przymknięcia oka na jej paplanie o Szwecji czy Danii. A paplać na pewno będzie jeszcze długo.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Alan z kolei nie potrafił utrzymać kufla w ręce dłużej, niż jedna minuta. Ciągle kręcił się, wiercił, ciągle gestykulował. Zawartość takiej butelki byłaby wówczas skazana na wylanie, gdyż zwyczajnie nie umiał zachowywać się spokojnie, tym bardziej po alkoholu, zatem podnosił tylko szklaneczkę do ust, wypijał i natychmiast kładł z powrotem na blat. A potem znów się kręcił, wiercił, gestykulował. Taka jego natura. Wyjątkiem były chwile, kiedy nie miał gdzie go położyć. Wtedy trzymał go w ręku, może nie jak największy skarb, ale starał się zachować względny spokój, żeby nie skazać trunku na wylanie. Toż to marnotrawstwo byłoby! Howett o dorastaniu nie myślał nigdy, ostatnio tylko nachodziły go takie dziwne myśli, odkąd stwierdził, że musi opiekować się Jude. Jednak przecież jego siostra też jest młodsza, a opiekował się nią całe życie i nie rezygnował przy tym z głupstw wszelakich. Hm, dziwne. Oczywiście nie miał zamiaru stawać się całkiem poważny, nie miał zamiaru również biegać nago po Zakazanym Lesie, on po prostu... nie myślał nigdy nad tym i nie zapowiada się, aby w najbliższym czasie tak się miało stać. Będzie co ma być, zobaczymy jak się życie potoczy! A jego na pewno ma wiele dróg, pewnie znowu zaskoczy nas tym, którą z nich wybierze. - Łohoho, szaloną podróż miałaś, moja droga! Spotkałaś nawet trolla, powiadasz? Kurde, ale ci zazdroszczę. Też chciałbym stanąć oko w oko z takim włochatym, wielkim czymś. Myślisz, że gdyby rzuciłoby się na niego Tarantallegrę, to wykonałby przed nami jakiś dziwny taniec? W następne wakacje zapraszam do mnie, do Irlandii, może też Ci się spodoba! - odparł entuzjastycznie, lecz zaraz się obruszył, na wzmiankę o jakimś skandynawskim świństwie, którego nie byłby w stanie zjeść. - Ja bym nie przyjął zakładu? Prześwidrował ją wzrokiem. Na pewno da radę przełknąć ten Superstrong, czy jak tam powiedziała Sky! Ona jest dziewczyną, a dziewczyny są słabe w te klocki, więc nic dziwnego, że poległa. Z nim będzie inaczej! Miejmy tylko nadzieję, że to nie są sfermentowane śledzie bałtyckie albo coś w ten deseń, bo wówczas można byłoby polemizować. Najłatwiej jednak, aby Alan przekonał się na własnej skórze! - Przyjmuję. O co się zakładamy? - zapytał zadowolony, pewien już, że zwycięstwo ma w kieszeni. No błagam was, po jednym z melanżów opił się rozpuszczalnikiem do farb myśląc, że to piwo. A na jeszcze jednym wypił cały kieliszek spirytusu, który był przelany do butelki po wódce, zatem łatwo było się pomylić. Więc, jak widzicie, gorzej być nie może! Tak na marginesie... Też lubię Skandynawię, choć na pewno nie znam jej tak dobrze, hehs.
Całe szczęście, że Alan był na tyle roztropny by odstawiać szklankę zamiast marnotrawić drogocenne trunki! Mimo wszystko miliarderami jeszcze nie byli i lepiej było liczyć się z każdym mililitrem. - Szalona podróż to mało powiedziane! - zakrzyknęła entuzjastycznie, pochylając się w kierunku Alana nad stolikiem. - To było najcudowniejsze, najlepsze, najwspanialsze, najbardziej niesamowite i szalone przeżycie jakie do tej pory miałam. Miliard razy lepsze niż seks na błoniach po grzybkach czy cokolwiek innego z rzeczy, jakich do tej pory doświadczyłam. I mogłabym tak opisywać dalej, ale chyba skończył mi się zasób synonimów. Swoją drogą nie wydaje Ci się, że mój słownik jest zbyt ubogi? Może powinnam zacząć bawić się w te całe słówka dnia i codziennie uczyć się czegoś nowego, jak myślisz? W ogóle to zrobiłam nowy tatuaż w Danii! Ale to nie mam jak ci teraz pokazać, bo nie będę się rozbierać w miejscu publicznym. Co do trolla, zanim byś rzucił na niego jakiekolwiek zaklęcie, narobiłbyś w spodnie ze strachu. Ja osobiście prawie narobiłam i zanim pomyślałam o czymkolwiek innym, teleportowałam się stamtąd. Nie zamęczam cię? Chyba załączył mi się słowotok. - cóż, dobrze przynajmniej mieć świadomość, że gada się za dużo. Skylar przytknęła krawędź kufla do warg, łapczywie racząc się piwem. Od takiej ilości wypowiedzianych słów miało prawo jej zaschnąć w gardle. Jeśli chodzi o sfermentowane śledzie surstromming to dokładnie ta potrawa, więc biedny Alan nie wie jeszcze na co się pisze. Cóż, cieszmy się, że nie była na Islandii i nie przywiozła sfermentowanego rekina... - Miesiąc pisania wypracowań jeśli zjesz. Jeśli nie, w drugą stronę, ja będę pisać za ciebie. Stoi? - spytała, uśmiechając się mefistofelicznie. Fakt, że Alan był na tyle upartym mężczyzną, że będzie próbował owy zakład wygrać, ale...no cóż, bywało że i nawet najodporniejsi nie dawali sobie rady. - Skål, mój drogi. Na zdrowie. - dodała, unosząc tym razem tak dla odmiany szklaneczkę z whisky do góry. - Za intensywny rok. Skandynawia jest najlepsza na świecie! A wiem o niej tyle, bo moja przyjaciółka studiuje skandynawistykę i byłyśmy w tym roku w Szwecji i Danii na tydzień. Polecam, niesamowite kraje!
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Niesamowite. Może Alan też powinien wybrać się w podróż życia? Tak, to doskonały pomysł. W te wakacje niestety wolał grzać tyłek w Japonii wraz z innymi uczniami, a potem imprezować w Londynie, a może nawet poza nim, nie pamiętał już, gdzie go nogi poniosły. W ogóle niewiele z tych imprez pamiętał. - Uprawiałaś seks na błoniach po grzybkach? Nigdy mi nie mówiłaś - uniósł brwi w geście zdziwienia. Widać, że panowała ostatnio jakaś dziwna moda, która tyczyła się zbliżeń fizycznych na świeżym powietrzu. Najlepiej w otoczeniu roślinności. Więc jednak Sky wpadła na to przed Japończykami, ha. Może się szczycić faktem, że wyprzedziła te wszystkie pary, które straciły cnotę na wakacjach, w otoczeniu drzew. - Nie, błagam cię, tylko nie próbuj poszerzyć słownictwa. Będziesz gadała jeszcze więcej, a ja ledwo nadążam! W istocie, już sporo słów mu umknęło, a gdyby miała go raczyć jakimiś wyjątkowo skomplikowanymi wyrazami, to już w ogóle niewiele rozumiałby z tych jej słowotoków. - Zapewniam cię, wcale bym nie narobił w gacie! To troll bałby się mnie - odparł nonszalancko, unosząc jedną brew. Był przekonany, że oczywiście tak nie będzie, ale społeczeństwo musi myśleć inaczej. Kiedy on ucieka w popłochu, niech ludzie myślą, że to jakaś jego sztuczka. W końcu o wiele bardziej podobała mu się etykietka "bohater" niźli "bojaźliwy dupek". Chociaż... chociaż właściwie nie lubił etykietek. Nienawidził, robił wszystko, byle nie doczepiła się do niego ta jedna. Więc w gruncie rzeczy może by narobił, może nawet nie miałby nic przeciwko, gdyby to wyszło na światło dzienne! To zawsze coś innego, tak. I tym oto sposobem doszliśmy do wniosku, że tak naprawdę nie do końca wiadomo, co w takiej sytuacji uczyniłby Howett. A raczej co chciałby uczynić, bo pewnie wyszłoby zupełnie inaczej, jako że nie ma chyba na świecie osoby, która zachowałaby sto procent zdrowego rozsądku, gdyby zetknęła się oko w oko z górskim trollem. Czyli jak zwykle! - Co ty nie powiesz. Gadasz jak na ruskim kazaniu! No, ale póki mam alkohol, to nie szczędź sobie. Da się ciebie słuchać - oznajmił, nie bardzo wiedząc, skąd zna wyrażenie "ruskie kazanie". Prawdopodobnie z dnia, kiedy upił się z irlandzkimi ministrantami winem mszalnym, zaiste. Kiedy Skylar sięgnęła łapczywie po kufel, on spokojnie uniósł swój i podetknął do ust. Biedaczek, niech nacieszy się tym smakiem, bo kiedy zje superstronga - wciąż nie wiedział, jak brzmi poprawna nazwa i był przekonany, że właśnie tak - nie będzie w stanie przełknąć nic przez tydzień. - Umowa stoi! - zakrzyknął, sięgając tym razem po szklaneczkę whisky, tak jak uczyniła to gryfonka. Uniósł ją, podobnie jak ona i odparł: - Za intensywny rok. W którym będziesz pisała duuużo wypracowań, przynajmniej przez pierwszy miesiąc. Choć właściwie nie wiem, czy przez pierwszy, zastanowię się. Bardzo bym chciała wybrać się do Norwegii, Szwecji, Finlandii czy Danii właśnie. Może kiedyś się uda, a koleżankę pozdrów! Fajny kierunek studiów sobie wybrała, hehs.
Każdy musi się kiedyś wybrać w podróż życia. A najlepiej żeby było tych podróży kilka! W końcu nie samą Skandynawią człowiek żyje. Jeszcze kangury i Islandia czekają! I w ogóle tyle rzeczy do zobaczenia a oni muszą siedzieć w szkole, no skandal! - No przecież nie będę ci za każdym razem opowiadać jak uprawiałam seks! - obruszyła się, marszcząc nos jak to miała w zwyczaju kiedy poczuła się zgorszona. Gdyby Howett wiedział o wszystkich jej erotycznych przygodach...cóż Skylar była bardzo pomysłowa i lubiła urozmaicać sobie życie, zatem gdyby kiedyś zdarzyłoby się jej zacząć opowiadać, możliwe że nawet i Alanowi zwiędłyby uszy! Dlatego wolała trzymać buźkę na kłódkę. No, przynajmniej w tych sprawach. W końcu nie każdy musiał przecież wiedzieć z kim i ile razy i jak spała, prawda? Prośbę o nie poszerzanie słownictwa skwitowała ledwie wzruszeniem ramionami. I tak już w jej głowie zasiał się plan nauki i prośby Alana nie były w stanie jej odciągnąć od niecnego zamysłu. Btw, trudne słówko na dziś które słyszała kilka godzin wcześniej na ulicy: au courant. Czyli po naszemu, być na bieżąco. Fajne, nie? - Troll bałby się ciebie? - powtórzyła, parskając ze śmiechu. - No powiedz mi czego taki troll mógłby się u ciebie bać. Pryszcza na nosie? Dziewczę pokręciło głową z politowaniem i sięgnęło ponownie po kufel piwa. Słowo daję, że faceci momentami są tak strasznie dziecinni, że aż żałość za pośladki chwyta. Jak się widzi trolla, to się ucieka najdalej i najszybciej jak można a nie. A większość mężczyzn zapewne w pierwszej chwili próbowałoby z nim walczyć. Ba, może nawet kilku by się udało! Aż w końcu padłoby na takiego, któremu by się nie udało i co? Ups. Dlatego lepiej czasem zwiewać jak baba. - Oj kotku, to nie ja będę pisać te wypracowania tylko ty. - odparła, uśmiechając się z politowaniem i tym samym kończąc temat. W końcu zakład został przypieczętowany toastem! - Lepiej opowiadaj jakieś ciekawe ploteczki z Japonii! Muszę być na bieżąco jak wrócimy do szkoły a cholerka nie miałam z nikim kontaktu całe wakacje przez tę Skandynawię. Kto się ze sobą spiknął? Jakieś wielkie afery? Wybieraj się, serdecznie polecam. Finlandia może nie, ale Skandynawia owszem!
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Dokładnie! Siedzenie w szkole jest do bani. Chociaż właściwie nikt im nie kazał, zawsze można zaszaleć i rzucić studia, najlepiej na początku czerwca, zaraz przed końcem ostatniego roku! Na szczęście nic nie zanosiło się na to, aby Alan miał taki zamiar, więc spokojnie zasieje chaos przez te dziesięć miesięcy, miesięcy, po których już tutaj nie wróci. - Dlaczego nie? Ja o swoim chętnie bym opowiedział - odparł urażonym tonem, choć wcale nie planował dzielić się przeżyciami intymnymi z osobami trzecimi. Dlatego całkowicie rozumiał Skylar, ale oczywiście nie przyznał jej racji. Możliwe, że zwiędłyby mu uszy, oj możliwe! Mimo wszystko, nie miał tak szaleńczych łóżkowych przygód. Przynajmniej nie na trzeźwo, lecz o tych po pijaku wolał nie rozmawiać! Tak drastyczne przeżycia winno się zachować dla siebie. Nie wiem, z jakiego języka jest wzięte ów "au courant", ale Howett na pewno go nie znał! Gdyby zaczęła popisywać się słownictwem, w dodatku zagranicznym, biedaczek zacząłby przetrząsać słowniki, byle się odpłacić. - A jakże! I wcale nie pryszcza, a moich umiejętności, bo pokonałbym go w pierwsze pięć minut, odkąd bym go zauważył. Nie ma to tamto, nie będzie mi żaden troll zachodził drogi! - oznajmił walecznie, będąc pewien swej odwagi, wrodzonego talentu, charyzmy i reszty pozytywnych cech, jakie tylko istnieją. Próżny nie był, przynajmniej się starał, więc zawsze gdy chwalił się ów cechami, mówił pół żartem, pół serio, choć zdecydowanie wolał, aby inni odbierali te uwagi w formie żartobliwej. W końcu taki superchłopak jak on, nie może być zadufany w sobie! - Właśnie, że to będzie twoja robota - stwierdził, co rusz popijając alkohol. - A w Japonii... No, dużo się działo. Dwóch przyjezdnych wyruchało się pod drzewem, moja siostra wdała się w jakieś romanse, na tanabacie zapanowała zbiorowa orgia... Żałuj, że cię nie było! Nawet takie ciche dziewice, jak Isolda, straciły swą cnotę. Ci przyjezdni to jednak niezłe ziółka są. Wszystko to rzekł w zamyśleniu i nawet nie spostrzegł, kiedy skończył się jego trunek. Zamiast jednak zamówić kolejny, wstał z miejsca. - Chyba już wracamy, co? Strasznie chce mi się spaaać - ziewnął, a później wraz ze Skylar skierował się w stronę wyjścia. Po drodze opowiedział jej jeszcze kilka epizodów z wakacji, zaznaczając przy tym, że całe szczęście, Laili nie było na tej zbiorowej orgii. Później oboje dotarli do rozwidlenia drogi, gdzie każde udało się w tylko sobie znanym kierunku.
Just a perfect day Weekend mijał Hance dość nudno, bardzo nudno. Wiadome jest, że dziewczyna kompletnie nie umie zorganizować sobie dnia (lub nocy), do czasu, kiedy ktoś jej oznajmi o jakiejś nadchodzącej imprezie. Wtedy zbiera paczkę swoich najlepszych znajomych i idą na dziki melanż, po którym ślizgonka ledwo co kontaktuje, z resztą jak każdy. Chyba, że zacznie gotować, o! Najlepiej wracać z nią po imprezie do kuchni, bo pod wpływem alkoholu umie przyrządzić naprawdę smaczne potrawy na miarę wykwintnych, mugolskich szefów kuchni, oczywiście ze szczyptą magii, co by nie było nudno. Może wypróbowałaby swojego nowego przepisu na babeczki, po których zmienia się głos, bądź ciasto, które sprawia, że włosy zaczynają zmieniać kolor? Kuszące, ale nie chce przecież zdemolować kuchni jak poprzednio. Kurczę, gdyby miała swój mały kącik na Alei Amortencji, wtedy mogłaby eksperymentować całe dnie, a jej kuchnia nabrałaby zupełnie innego charakteru. Trzeba poprosić mamusię o więcej galeonów na wynajem takiego mieszkanka, albo znaleźć jakąś osobę, która szuka lokatora. A Kennedy nadaje się, i to bardzo! Skoro umie gotować i w dodatku sprawia jej to przyjemność, to tym bardziej. Byłaby idealną współlokatorką, aż zaczęliby się o nią bić, czas zacząć jakieś poszukiwania. A jak nikt nie będzie potrzebować to pomyśli się nad tym pierwszym pomysłem. Chociaż z drugiej strony dormitorium jest jedynym miejscem, gdzie może plotkować ze swoimi koleżaneczkami o wszystkim. Ach, te dylematy. Za dużo jak na głowę Kennedy, z resztą dziś o niczym nie myślała, nawet o organizowaniu czasu, znajomych, lekcjach, n i c z y m. Bezradnie leżała w swoim łóżku w dormitorium wpatrując się w sufit. No i co w nim ciekawego? Nic, kompletnie. Na Merlina, Hannah, ogarnij się! Niech gdzieś wyjdzie, porozmawia z kimś, cokolwiek, byle nie leżała tak bezczynnie. W końcu po kilkunastu minutach wstała z łóżka, sukces. Dobrym pomysłem byłoby ogarnięciem siebie do ładu i ewentualnie wyjść na korytarz i pogadać z pierwszym lepszym uczniem. Nie tym razem! Wyjdzie, do Hogsmeade! Taka będzie yolo. Rozczesała włosy, ubrała się w jakieś tam spodnie, bluzkę, włożyła na siebie kurtkę, co by nie było jej zimno i wyszła. Przy okazji spotkała paru swoich znajomych, którzy szli na błonia. Oczywiście zachęcali dziewczynę, żeby poszła z nimi, jednak ta grzecznie (wow) podziękowała i poszła w swoją stronę. Ostatnio tyle pubów nowych otworzyli, czas je sprawdzić. Ale zanim to zrobi odwiedzi jeden ze starszych. Bar u nieudacznika to idealne miejsce, by spędzić to jakże nudne popołudnie. Pomimo nieprzyjemnej pogody dziewczyna doszła na miejsce. Weszła do środka, rozejrzała się, zdjęła kurtkę i szła w kierunku baru, by móc usiąść. Nigdy nie przepadała za siadaniem przy oknie czy gdzieś tam, najlepiej siedzi się przy barze. Nie dość, że ma się widok na te wszystkie piękne butelki to jeszcze można czasem zamienić kilka słów z barmanem, o ile jest w dobrym humorze. Zamówiła sobie butelkę ognistej, od tak na rozgrzewkę. Nie będzie oczywiście pić z butelki tak więc poprosiła o jedną szklankę. Nalała do szklanki alkoholu, upiła łyk i zaczęła wpatrywać się w te śliczne, kolorowe butelki, a czasem zerkała na tył. Co tam, że siedzą jacyś obskurni czarodzieje, którzy ewidentnie obczajają jej tyłek, olać ich!
Tego dnia Dexter Vanberg odczuwał, że ziemia mu lawiruje, że świat jest zajebisty, że ma ochotę podbić całą półkulę, że na Merlina, jest istotnie niepokonany! Jakie było na to wszystko wyjaśnienie? Bardzo proste, nasz grzeczny prefekt znów był w Londynie, gdzie znów raczył się bezbarwnymi trunkami, a do tego może i wielokolorowymi tabletkami, kto go wie! Kto tam wie, co robi Vanberg jak się rzuci w wir imprez? Jego dzisiejszy stan wskazywał na to, że właśnie średnio wie co się z nim dzieje, dokąd się wybiera i skąd przyszedł. Dlatego ciężko określić co on właściwie robił w pobliżu jakiegoś pubu w Hogsmeade. Prawdopodobnie się tu teleportował prosto z Londynu, zamierzając dostać się do zamku, a pomysł ten bardzo prędko porzucił. Pięknie poprawił swoją granatową marynarkę, próbując na równi podwinąć oba rękawy w niej, niestety jeden wciąż bardziej opadał. No nic, i tak pięknie się prezentował. Miał śliczne beżowe rureczki, w zbliżonymi kolorze kapelusz i ot tak dumnie sobie szedł drogą do pubu. Ewentualnie chwiejnie. Udało mu się nie wywalić przez konary tych bujnie rosnących drzew nieopodal wejścia, udało mu się dzielnie dotrzeć do środka! Powoli podszedł do baru, siląc się na bardzo trzeźwy look, jeszcze brakowałby tego, żeby mu nie sprzedali whiskey! Wymamrotał co chce kupić, chyba nawet nie poszło mu to tak tragicznie, bo bez pytań otrzymał szklankę i butelkę. Teraz pozostawało pytanie życia, czy ma zostać przy barze i zarzucić barmana swoimi przemyśleniami, czy może poszukać kogoś innego. Jako, że osoba za barem wydała mu się niewiarygodnie mało żwawa i nieciekawa, tak więc Dex powoli rozejrzał się dookoła o mało przy tym nie strącając popielniczki z blatu. Dostrzegłszy samotnie siedzącą blondynę, entuzjastycznie przesunął się na siedzenie obok niej, zabierając również tam swoją szklankę i butelkę. - Nie masz wrażenia, że ten barman jest strasznie spięty? – Rzekł Vanberg wyciągając z kieszeni papierosy, pierw paczkę skierował ku dziewczynie, by być może się poczęstowała, a następnie sam sięgnął po jednego z nich, w pierwszej chwili wkładając go do ust na odwrót. I dopiero, gdy przypalił filtr zorientował się co jest grane. Mruknął pod nosem, wyrażając swe oburzenie krótkim przekleństwem, jednocześnie odrywając przypaloną końcówkę fajki. - W ogóle, jakoś tu ponuro – stwierdził lekko się obracając i lekko nieprzytomnym wzorkiem spoglądając na cicho siedzących ludzi, gdzieś w ciemnych kątach. – Hej, rozruszajmy ich wszystkich, tak żeby coś się tu działo! – powiedział prawie szeptem, nachylając się w stronę jasnowłosej. Dexter Vanberg najwyraźniej po pijaku miewał idealne pomysły, bo tak, to, że właśnie zagadywał do nieznajomej (etam, uznał, że ta przecież ewidentnie jest z Hogwartu, wiec może nawet widywali się na lekcjach, więc jaka to tam nieznajoma!), proponując jej narobienie jakiegoś zamieszania na pewno było w sporym stopniu podsycane przez promile krążące w jego krwi.
Oczywiście, Hannah chętnie wybrałaby się na jakąś dziką imprezę, ale niestety jest ich po prostu brak, no i przede wszystkim głupie wymówki znajomych. Mógłby ktoś zorganizować coś, nawet z okazji czegoś zupełnie głupiego, jakiś dzień ziemniaka, imieniny, łotewa. Uwaga, spam! Autorka tego posta jest bardzo na bieżąco z przeróżnymi imprezami na czaro, więc uznajmy, że Haneczka po prostu narzeka, chociaż to nie nowość, ona marudzi na wszystko, nawet na głupie buty, które źle są dobrane do spodni. Koniec! A jeżeli chodzi o jedzenie to jest strasznie wybredna i krytyczna. Liczy się tylko jej talent kulinarny, nikt nie jest dobry, ona jest najlepsza, o! Tylko te cholerne omlety wszystko psują, nigdy nie nauczy się przyrządzać tego dania perfekcyjnie. Ale to nie ważne, a jeżeli ktoś zacznie temat o tym diabelskim daniu ta szybko zmienia temat o byle jakiej potrawie, dobra taktyka. Niby wydaje się być prostym daniem, lecz dla Hanny to nie lada wyczyn. Ale powracając do niedosytu imprez. Przydałaby się jakaś kameralna popijawa w jednym z pubów w Hogsie lub u kogoś w domu, bo coś czuję, że taki melanż to dopiero jak sytuacja nieco się uspokoi, czyli jeszcze minie sporo czasu. Ach, znowu zacznie marudzić, ale to nic, wszyscy już się przyzwyczaili do wiecznego niezadowolenia panny Kennedy. Pub coraz bardziej przypadał dziewczynie do gustu. Pomieszczenie jest takie przyjemne (a przynajmniej dla ślizgonki), swojskie, co tam, że paru zaniedbanych czarodziei siedzi i głośno dyskutuje o przeróżnych i w dodatku nie zrozumiałych dla Hanki rzeczy. Z resztą co ją to obchodzi. Przyszła tu, by napić się, odpocząć, nabrać sił na jutrzejszy dzień. I przy okazji popatrzeć na te piękną ścianę zapełnioną przeróżnymi butelkami, hehe. Zdążyła już do połowy opróżnić butelkę i coś czuję, że nie będzie to jedna. Najwyżej pójdzie do Pandzi, przenocuje u niej i nazajutrz wróci grzecznie do zamku, plan życia! Dolała do szklani nieco więcej trunku, upił łyk i nagle usłyszała trzask drzwi. Mimowolnie odwróciła się (od tak jakoś, nie ma tak w zwyczaju) i ujrzała pewnego chłopaka ledwo co podchodzącego do baru. Kojarzyła go z korytarza, uczeń, a raczej student Hogwartu. Nigdy nie miała okazji go poznać. Dość często widywała go na imprezach, niestety nigdy nie zamieniła z nim słowa, a szkoda. No nic, będzie to trzeba zmienić. Na szczęście to chłopak przejął inicjatywę podchodząc do blondynki i ledwo co do niej mówiąc. Szczerze, to nie spodziewała się takiej sytuacji, no ale trzeba coś zrobić, z resztą Kennedy nie chce sama siedzieć przy barze. - Myślę, że barman ma po prostu dość tego całego towarzystwa i chętnie rzuciłby to wszystko i poszedł do domu. Ja na jego miejscu też bym tak zrobiła - odparła i upiła łyk alkoholu z szklanki. Rozruszać? Jak? Dla Hanny to dość trudne zadanie, nie lubi się wyróżniać, stwarzać dziwnych sytuacji, co robić? Ach, raz się żyje. Z resztą kto tu jest? Paru ledwo kontaktujących czarodziei, bardzo znudzony barman i chłopak, którego kojarzy z widzenia, ale co on tam będzie pamiętał, hehs. Szkoda, że brak pomysłów. Może powinna liczyć na coś ze strony nowo poznanej osoby? - A tak w ogóle to jestem Hannah, miło mi - przedstawiła się, a nawet puściła oczko, taka z niej cwaniara. wybacz, że tak późno :c