Mimo względnie niepozornej nazwy (ale za to jakże adekwatnej!) wnętrze jest naprawdę wypasione, tak samo zresztą jak menu. Tanie alkohole, pyszne przekąski, dobra muzyka i miła, profesjonalna obsługa, która w dodatku rzadko pyta o dowód przy sprzedaży napojów wyskokowych - czego chcieć więcej? Pub mieści się przy ulicy głównej Hogsemade i robi naprawdę dużą konkurencję Trzem Miotłom. Zapraszamy!
- Jak dla mnie zależy od temperamentu. W końcu nikt nie powiedział, że tylko mężczyzna powinien ustalać zasady. Przynajmniej ja tak uważam. Zależy od nastroju, tak w sumie. Znaczy przynajmniej u mnie tak jest. Jak tylko jedna strona rządzi to jest... nudno. W końcu kobieta też ma prawo do rządzenia, najwidoczniej Ty trzymasz się tej metody, której trzyma się wielu innych facetów. To też w sumie nie miało sensu, ale wiadomo o co chodzi. Cóż, była już po kilku kieliszkach, miała wytłumaczenie. Poza tym, Benj też już gadał bez ładu i składu, ale jakoś go rozumiała. A przynajmniej starała się go zrozumieć. - Możesz to odebrać jako sugestie, jak tam sobie uważasz. Powiedziała i wzruszyła ramionami, opróżniając kieliszek.
Doswiadczenia erotyczne i preferencje seksualne czesto byly bardzo grzaskim tematem rozmow. Zwlaszcza jesli dyskusja byla prowadzona przez kobiete i mezczyzne, ktorzy byli juz lekko wstawieni. - Ale Ty mnie nie rozumiesz, po prostu kobiety wola przyjmowac pasywna forme aktywnosci, to znaczy lezec i byc dymaną, bo tak im jest latwiej. Nie rozumiem dlaczego przyjelo sie, ze to facetom bardziej zalezy na seksie. - powiedzial lekko pijackim glosem Benj. Bylo w tym sporo prawdy, wszyscy uwazali, ze to mezczyzni sa niewyzytymi samcami, ktorzy tylko czychaja (?) na kobiety. A prawda byla zgola inna. - To jak sie zdecydujesz to dac znac! - dodal i podniosl kieliszek w gore zapominajac ze juz go oproznil
Szczerze powiedziawszy Morti straciła wątek przewodni. - Ja też nie wiem. Znaczy ja się spotkałam z sytuacją w której laska była tak napalona, że chciała przeruchać swojego chłopaka w kiblu, w kinie. To znaczy, chciała, żeby on ją... No wiesz o co chodzi. W sumie, czemu nie. Nie to, że jestem seksoholiczką, czy coś, po prostu za bardzo lubię tę formę zabawy na to, by jej nie praktykować, o! Powiedziała wesoło. Faktycznie, już jej się trochę język plątał, jak to się mówi. No trudno, w końcu przyszła się tu napić, co nie. Jeszcze większą fale śmiechu wywołał Benj, który miał zamiar opróżniać opróżniony kieliszek. - A co, taki chętny jesteś? Daj mi ten kieliszek. I w taki sposób poleciała następna kolejeczka, Morti już wstawiona postanowiła nalać wódki do kieliszków. Może wlała trochę za dużo, bo najzwyczajniej w świecie kieliszki się przepełniły, aż się ulało. - O chuj, taki towar. Doobra tam, nie szkodzi. Stwierdziła, odstawiając butelkę i upijając trochę z kieliszka. Poczekała na chłopaka i dopiero później opróżniła go do końca.
Alkohol miał niestety to do siebie, że ludzie stawali się coraz bardziej pewni siebie. Czemu niestety? Benj na trzeźwo przepełniał się dumą, po dawce alkoholu włączał mu się jeszcze jednak tryb amanta, który nie dostrzegał już twarzy, ale cycki i tyłki. Taka smutna prawda. Wypił duszkiem kieliszek i zaczął swoją przemowę. - Czyli chcesz mi powiedzieć, że dasz się zaprosić do kina i pójść później ze mną do kibla na szybki numerek? Hmmm... Za długo by to trwało, bo właściwie to musielibyśmy dzisiaj się rozejść, a skoro jesteśmy oboje w stanie dosyć wstawionym, więc bez przeszkód możemy znaleźć toaletę w innym miejscu. Przekonasz się, że w sumie nie jest to taki zły pomysł! - powiedział Benj zacinając się co kilka słów. Właściwie to sam zaczął się zastanawiać czy nie chciałby w tym momencie zaruchać czegoś ciepłego. W końcu co mu szkodziło? Najwyżej się obrazi. Przecież nie rozpowie nikomu, że chciał ją przelecieć, bo co by to zmieniło? - To co, osuszamy butelkę za miły stosunek? - zapytał śmiejąc się ze swojego żartu opróżniając butelkę na dwa ostatnie kieliszki.
Musiała przez chwilę przeanalizować słowa kolegi od kielicha. W sumie to była w stanie nietrzeźwości, dodatkowo dawno nie uprawiała seksu. A wiadomo, im dłuższa przerwa tym bardziej hormony buzują. Jakby była w normalnym stanie to pewnie by się obraziła, no ale nie tym razem. W końcu spędziła miło wieczór i najebała się w trzy dupy. - Kino? Nie lubie kina. Znaczy lubie, ale nie dziś. W sumie nie uważam tego za zły pomysł, wręcz przeciwnie. Ale seks w kiblu? Jak będzie dosyć czysto to czemu by nie... I tak nic nie będę pamiętać, a nawet jeśli będę, to to będzie taka fajna przypominajka na zły humor. Jak spotkamy sie na następnej imprezie to będę Cię wspominać, jako gościa na szybki seks w barze. Oczywiście na początku nie myślała, że mówił to na poważnie. Miała już lekkie zaburzenia w mózgu, można jej wybaczyć. Też zaśmiała się z tego żartu, oczywiście, przecież to było teraz bardzo śmieszne. - No to pijemy. Powiedziała i oczywiście opróżniła kieliszek. Odstawiła go na stoliczek, opierając się o blat stołu.
Benj właściwie nie narzekał na ekscesy seksualne. Może dlatego, że w sumie nie zauważał swoich potrzeb. Jakoś przechodził obon nich obojętne. Nie wiedział dlaczego, ale właściwie nie przejmował się tym, czy w ciągu ostatnich trzech miesięcy z kimś spał, czy nie. Wolał się skupiać na innych sprawach, które w jego mniemaniu były bardziej priorytetowe. - I będziesz do mnie pisać, że znowu chcesz wpaść do mojego kibla? - zapytał śmiejąc się. Szybko opróżnil kieliszek, który uprzednio zapełnił wódką i popatrzył na dziewczynę. Nie wiedząc co ma właściwie teraz powiedzieć podniósł się chwiejnym ruchem i podał dziewczynie rękę. - Zobaczysz coś ekstra - mruknał do niej prowadząc ją w stronę pubowej toalety. Gdy zamknął za soba drzwi wyciągnął skręta i po prędce go odpalił i wziął kilka soczystych buchów. Złapał Morticię za wcięcie w talii i zajął jedną z kabin. Śmiejąc się z tego, że dziewczyne jeszcze nie miała okazji spróbować peruwiańskiego zioła, zaciągnął się mocno i zbliżając swoje usta do niej wydmuchnął całą zawartość powoli, by dziewczyna mogła się nimi zaciągnąć.
Zachichotała na słowa chłopaka. Dzwonić do niego, żeby znów skończyć spotkanie w łazience? Pomysłowo. - No wiesz, może niekoniecznie do kibla, są różne miejsca. Odpowiedziała ze śmiechem i zaczekała aż chłopak opróżni kieliszek, sama również to zrobiła. Widząc, że chłopak raczył się podnieść i wyciągnąć do niej dłoń, niewiele myśląc podała mu rękę i się podniosła. - Coś ekstra? A jak bardzo ekstra? Zapytała zaciekawiona, obserwując go uważnie. Prowadził ją do łazienki, no proszę. Mówił jednak poważnie. Obserwowała uważnie poczynania chłopaka, który właśnie się czymś zaciągał. Jeszcze tego czegoś nie paliła, cóż doskonała okazja. Nie miała problemu z zaciągnięciem się, zrobiła to bardzo chętnie, gdy chłopak zbliżył swoje usta. - No faktycznie, to jest bardzo fajne. Stwierdziła z uznaniem, po czym się odsunęła. - Dobra, ja spadam. Niestety, ale czas nagli. - Powiedziała, po czym odeszła od chłopaka i posłała mu buziaczka na pożegnanie. Wyszła z łazienki, przeszła przez pub i po prostu wyszła.
Karin ewidentnie sie nudziła.Był weekend, konkretnie sobota wieczór, a w zamku nic się nie działo. Trening juz dzisiaj miała i to dość mocny, więc nie miała ochoty biegać. Zamiast tego postanowiła wyjść do wioski. Było tam parę interesujących lokali i kilka takich, których jeszcze nie odwiedziła. Skoczyła więc szybko pod prysznic. gdy była juz czysta oczywiście miała inny problem. W co się kurcze ubrać? Na dworze było dość zimno i padało. Logicznie byłoby więc ubrać coś ciepłego. Ale ciepłe, to zazwyczaj nieodpowiednie na takie wyjście. Po pół godziny przeglądania swojego kufra w końcu wybrała czarne spodnie rurki z dziurami, biała luźna bluzka i skórzana ramoneska. No i oczywiście glany do tego. Po zrobieniu makijażu uznała, ze jest gotowa. Wzięła więc torebkę i wyszła z zamku. W torebce oczywiście zawsze miała ze sobą parasol, wiec nie zmokła zbytnio po drodze. Idąc główną ulicą Hogsmead w oczy rzucił jej się pub "U nieudacznika". Kiedyś już w nim była i szczerze mówiąc nie pamiętała dlaczego więcej tam nie szła. Weszła wiec do środka, schowała parasol i podeszła do baru. -Wino z czarnego bzu- powiedziała do barmana siadając na jednym z wysokich stołków, a torebkę i kurtkę położyła na miejscu obok siebie.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Co go w ogóle zaniosło w takie miejsce? Przecież nigdy nie bywał w pubach w Hogsmeade, preferował te w Londynie, nawet te nieliczne na Nokturnie. Ale teleportując się do wioski, z zamiarem odwiedzenia Padmy, skończyło się, że wszedł do pubu. Musiał wyjaśnić ostatnie kwestie omówione u niego, ale wstępując do mieszkania dziewczyny, nie było jej tam. Dlatego musiał gdzieś spędzić ten czas, w którym krukonka mogła wrócić. A że nie miał ochoty wracać do Londynu, wybrał Pub u Nieudacznika, który był pierwszym napotkanym w tego typie miejscem jakie zobaczył. Wchodząc do środka, oglądnął się wokoło na wszystkich. Ściągnął płaszcz i usiadł w wolnym stoliku, stojącym naprzeciwko jakiejś dziewczyny, najpewniej z Hogwartu. Nie interesując się tym zbytnio, wyciągnął książkę i zaczął studiować jej kartki, nie interesując się resztą, myśląc jedynie o Padmie czy o temacie, o którym był dany rozdział. Ubrany zaś był w dość gruby sweter z granatowego materiału, czarne spodnie i zwykłe wyższe buty. Dziś nie miał ochoty jakkolwiek się stroić, nie miał ochoty na to. Kiedy kelner odwiedził go, pytając o zamówienie, początkowo nawet nie wiedział czego się napić, nie chciał niczego mocniejszego, żadnej Ognistej, przecież musiał się jeszcze z Naberrie spotkać, a nie chciał być całkowicie nietrzeźwy. -Wino… jakiekolwiek, jakie macie… obojętnie – odpowiadając na pytania kelnera poczuł irytacje zbyt wieloma pytaniami, a za wolnymi ruchami. Kelner wrócił dopiero za dziesięć minut, jakby tyle trwało nalewanie wina do kieliszka. Wziął go, nie podziękowawszy, upił pierwszego łyka. Nie było to wino najlepszych lotów, wiedział, że na pewno mięli lepsze wydania, ale to ten zjeb specjalnie mu dał takie. Zacisnął palce wokół kieliszka ze złości, czytając dalej książkę.
Karin miała ochotę pobyć z ludźmi, poznać kogoś interesującego. Ale dzisiejszego wieczoru pub był prawie pusty. Barman zaoferował się, że odwiesi jej kurtkę i torebkę szatni. Dziewczyna wyjęła z torby tylko różdżkę i sakiewkę z pieniędzmi po czym oddała swoje rzeczy z miłym uśmiechem. Gdy dostała swoje zamówienie usiadła tyłem do baru i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Po kilku minutach do lokalu wszedł nie najgorzej ubrany mężczyzna. Na tych skrawkach ciała, które nie były osłonięte częściami garderoby dało się widzieć liczne tatuaże. Mężczyzna usiadł na przeciw niej, ale zdawał się jej nie zauważyć. Zatopiony w lektorze lub własnych myślach wyraźnie się zirytował gdy podszedł barman. -Wino potrafi być zdradliwe. Nie powinno się pozwalać barmanowi na dobrowolny wybór.- powiedziała, zanim tajemniczy pan dostał swoje zamówienie. no i oczywiście, gdy kelner przyniósł mu kieliszek widać było, że trunek nie do końca mu odpowiada. -Mówiłam.- rzuciła z delikatnym uśmiechem popijając ze swojego kieliszka.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
To Shawn miał na odwrót. Nie chciał poznawać nikogo, przyszedł do pubu z czystej chęci oraz wolał siedzieć w cieplutkim lokalu, niż marznąć na zewnątrz, w zmiennym klimacie angielskim. Dlatego nie satysfakcjonował go pomysł rozmawiania z kimkolwiek. A tym bardziej z jakimiś uczniami z Hogwartu. Pff, jeszcze czego. Spojrzał lekko zirytowanym wzrokiem na dziewczynę i przyjrzał jej się dokładniej. Zbyt widoczny makijaż jego zdaniem, po co ona mu się pchała do gardła, po co zaczynała rozmowę? Tak, miała rację, kelner nie potrafił wybierać wina, ale o tym wiedział i musiał się z tym pogodzić. Jak pierwsze zdanie uczennicy Hogwartu zignorował, to na drugą jej kwestię musiał odpowiedzieć, nie będzie mu się tu przechwalać, mądrala pieprzona, jakby Amerykę odkryła. - Tak, mówiłaś, zaskoczyłaś mnie w chuj – powiedział krótko na ułamek sekundy patrząc w stronę dziewczyny, by potem znów wrócić do książki. Nie chciał by go pouczano, przechwalano się, stawiał, że była to jakaś Krukonka, ewentualnie Gryfonka. Sam był w Ravenclawie, co było niemałym zaskoczeniem z jego strony, ale widocznie tak chciałby los, gdyby istniał, of course. Zapomniałby o tej dziewczynie, ale coś go wzięło by zobaczyć co robi. Podniósł wzrok, a ona wciąż się na niego patrzyła! Wziął głęboki wdech, by się opanować, nie mógł tracić nerwów, nie teraz, kiedy był przed spotkaniem z Padmą. - Coś ci nie pasuje? – Odpysknął chłodnym, lecz spokojnym głosem. Opanowywać emocję potrafił perfekcyjnie, tak samo sobie radził z ich ukrywaniem, jeśli tego pragnął.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire cisnęła książką od zielarstwa w kąt dormitorium. Ze złością burknęła coś pod nosem, zgniatając ledwie rozpoczęty esej w dłoni. Naprawdę? Nudniejszego temu się nie dało wybrać? Tylko o jakichś pyłkach i pręcikach roślin, które potrafią cię zabić w parę chwil. Co prawda, zielarstwo przydawało się w eliksirach, które kochała, ale... Ale po prostu głowa już ją bolała. Fire zostawiła wszystko na ostatnią chwilę i przez niemal godzinę cierpiała, próbując wyskrobać jakieś sensowniejsze zdania. Nic z tego, skończyło się na słuchaniu Starej Tiary. Całe szczęście, że nie musiała użerać się ze współlokatorkami, które gdzieś się rozeszły. Mogła w spokoju gapić się w ścianę i wyobrażać sobie, jaki znowu zbierze opieprz. W końcu wyczerpawszy swoją cierpliwość, postanowiła wyjść gdzieś się poszwendać. Nie byłaby sobą, gdyby nie złamała jakiegoś zakazu, więc ostrożnie wymknęła się o zmroku z terenów Hogwartu. Przechadzała się po Hogsmeade, pozwalając aby lekka mżawka zmoczyła jej spięte w luźny kok włosy. Rozmyślała nad tym, gdzie by wpaść, ale z premedytacją minęła szerokim łukiem Oasis. Cassie raczej nie byłby zadowolony widząc ją o tej porze. Deszcz stał się uciążliwy, więc Fire wkradła się po cichu do jednego z pubów. Zdjęła krótkim ruchem swój płaszcz, zmniejszając go zaklęciem i wciskając do kieszeni skórzanej kurtki. Odgarnęła trochę mokre włosy z czoła i przystanęła na chwilę przy drzwiach, aby się tu rozejrzeć. Całkiem miły lokal z całkiem miłymi, spokojnymi ludźmi. Nawet beznadziejna popowa muzyka nie drażniła Fire aż tak bardzo. Wyciągnęła z kieszeni paczkę Wizz-Wizzów i zmarszczyła brwi, widząc, że zostało jej tylko parę papierosów. Nie paliła ich aż tak często, ale lepiej się czuła ze świadomością, że zawsze może po jednego sięgnąć. No przynajmniej tak sobie mówiła. Różdżką zapaliła papierosa o smaku czekolady i zaciągnęła się, idąc do baru. Krok miała bardzo swobodny, choć niewymuszony. - Hmm... To jest jagodowe, tak? Biorę. - machnęła lekko dłonią, aby rozrzedzić powstały wokół niej dym. Barman nie robił problemów z jej wiekiem, zresztą była dorosła, prawda? Gryfonka wyłożyła na ladę galeony i zerknęła na boki dość zaciekawiona tym, w jakie towarzystwo się wplątała tym razem. Uśmiechnęła się szeroko, widząc swoją znajomą z tego samego domu. Co prawda, nie znały się zbyt dobrze, ale zawsze mogły pogadać o błahostkach. Słyszała różne dziwne plotki, ale nie na tyle interesujące, żeby zwróciła na nie uwagę. Dlatego czym prędzej przysunęła swoją osobę bliżej Karin. - Cortez! - powitała dziewczynę, zatrzymując się w odpowiedniej odległości. Zaraz potem dostrzegła jakiegoś mężczyznę, do którego najwyraźniej mówiła Gryfonka. - Czyżbym wbiła w sam środek randki? - uniosła wysoko brew, strząsając żar z papierosa do popielniczki. Mogli z pewnością poczuć przyjemny zapach czekolady. Nadal trujący, ale przyjemny, sprawiający, że chciało się więcej. Naturalne perfumy Fire. - Jeśli tak to nie jest mi przykro. Od razu jednak spojrzała na książkę, którą czytał ciemnowłosy, wytatuowany facet o niezbyt przyjemnym wyrazie twarzy. Typ, który mówił "nie zaczepiaj mnie, bo pożałujesz". A więc idealnie nadawał się dla Blaithin. Zresztą, na randkach nie czyta się książek. W pubach także nie należy to do najczęstszych zajęć. Tutaj przychodzili najczęściej ludzie, którzy dopiero co dostali kopniaka od życia albo tacy, którzy uwielbiali zabawę. Ewentualnie obie opcje naraz. Fire zazwyczaj szukała w takich miejscach kłopotów. Od razu przypisała mężczyznę do pierwszej grupy. -Fire jestem. Co tam poczytujesz, Ponuraku? - spytała niewinnie, choć tak naprawdę poczuła już ciekawość. Nie każda tajemnica ją rozbudzała, ale ten przypadek akurat tak. Powstrzymała się przed zapuszczeniem żurawia i odczytaniem tytułu. A co do Ponuraka to już ta ksywka na stałe przylgnęła do nieznajomego według Blaithin. Jeśli w ogóle jeszcze kiedykolwiek się spotkają. - Trochę was pomęczę, wiem, że nie macie nic przeciwko. Odebrała od kelnera swój alkohol i uniosła go krótko w stronę dwójki, żeby po chwili pociągnąć drobny łyk. Oparła się lekko o ladę i przekręciła głowę, żeby posłać im przesłodzony uśmiech, który ujawnił dołeczki w policzkach Fire.
Oj Pan Nieznajomy chyba dzisiaj nie w humorze. Karin zazwyczaj nie należała do natrętów i nie pchała się tam, gdzie jej nie chcą. No właśnie. Zazwyczaj. Shawn oczywiście by w błędzie myśląc, ze Karin wlepiała w niego gały jak jakaś psychopatka. Po prostu rozglądała się po sali i od czasu do czasu zerkała również na niego, bo był typem człowieka, który przyciągał wzrok. No wiecie, to tak jak np. jedziecie autobusem i choćbyście bardzo chcieli nie możecie oderwać od kogoś wzroku. Tak po prostu. Dlatego właśnie, jak mężczyzna spojrzał na nią ona akurat zerkała w jego stronę. Już chciała mu sie jakoś odciąć, ale usłyszała znajome wołanie od strony drzwi. -Fire! Płomyczku, dobrze cię widzieć!- zawołała przesadnie ucieszona z obecności dziewczyny. Och, Karin potrzebowała się z kimś napić, a ta młoda Gryfonka świetnie się do tego nadawała. mimo, ze nie znały się jakoś super dobrze, to jednak zaliczyły razem parę imprez i całkiem dobrze bawiły się w swoim towarzystwie. Fire również zainteresowała się Panem Nieznajomym, ale Karin tylko machnęła na niego ręką. -Nie trać czasu, facet zachowuje się jakby mu ktoś podrzucił smocze łajno do buta.- powiedziała znów upijając łyk ze swojego kieliszka. -Powiedz mi lepiej co cię tutaj sprowadza? Przyznaj się, że się stęskniłaś i przyszłaś się ze mną napić.- powiedziała puszczając jej oczko.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Gdyby tego jeszcze było mało, że ta laska naprzeciwko niego się wjebała mu w spokojne czytanie książki, to jeszcze przyszła jej koleżanka. No kurwa świetnie. Czyżby ona serio uważała, że oni mogliby być na randce? Sama mina Shawna mogła wskazywać na to, że z przyjemności z tą drugą nie rozmawia. Czując zapach jej papierosa, miał taką wielką ochotę chwycić za swoje magiczne Voldki, lecz powstrzymał się, czasami przeszkadzały mu w myśleniu i w słusznym postępowaniu, a nie chciał, żeby to spotkanie skończyło się walką na zaklęcia. Zignorował odzywki nowoprzybyłej, uważając, że aż szkoda strzępić ryja. Hehe. Spojrzał na dziewczynę, która dopiero przybyła i ocenił ją. Wyglądała jak zbuntowana gówniara, wtykająca nos tam gdzie nie trzeba. Oh, przeliczy się, nawet nie wie jak bardzo się przeliczy takim zachowaniem. Tak, miała rację, czytanie nie należało do najczęstszych czynności wykonywanych w pubach, ale czy on był tu z przyjemności, czy z ochoty zabawienia się? Nawet pić mu się zbytnio nie chciało, zapełniał usta kwaśnym winem tylko dla ochłodzenia warg. „Fire jestem”. Jakby go kurwa to interesowało. Prychnął pod nosem, a gdy owa dziewczyna zainteresowała się jego książką. Jeszcze tego brakowało, żeby się interesowali jego życiem prywatnym, co czyta. Podniósł brwi patrząc na dziewczynę. Chyba nie sądziła, że jej odpowie. W następnej chwili szybko zamknął książkę i schował do torby zawieszonej na jego ramieniu, by przypadkiem nie zobaczyła tytułu. Była to książka o czarno magicznym jakimś tam eliksirze, powodującym pewne niemiłe zawiłości u osoby, która go wypije. Nie chciał straszyć dzieci. Sam nie wiedział, dlaczego w ogóle nie wyszedł z tego pubu, szukając innego, korzystniejszego dla niego miejsca, w którym znalazłby spokój. Może w głębi chciał się trochę pokłócić, zrobić dramę dzieciakom z Hogwartu? Gdy ta pierwsza, ta siedząca naprzeciwko niego się odezwała, nie mógł już wytrzymać, parsknął śmiechem. A, czyli to tak się teraz dogadywało w Hogwarcie? Upił łyka z kieliszka, wyraźnie rozbawiony i w końcu się odezwał: - Oh, ale mnie uwiera to gówno, tak mnie wkurwia, przepraszam za moje zachowanie, to wszystko przez te łajno, ehh – teatralnie zmarszczył nos, jakby mu śmierdziało i zagrał zażenowanie sytuacją, która w rzeczywistości tak bardzo go bawiła. A może jednak będzie to zabawny dla niego wieczór?
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nawet nie myślała o tym, że zaraz może się zrobić nieprzyjemnie. Rzeczywiście, dziewczyny, które zaczepiały dość groźnie wyglądającego, starszego mężczyznę i to jeszcze nie w sosie, nie mają zbyt wiele rozumu. Blaithin nawet pomyślała o tym, żeby może jednak zrezygnować, no ale Karin nie odpuściła sobie uszczypliwego komentarza. Wywołało to na twarzy dziewczyny dość ironiczny uśmiech. Zauważyła też dość pogardliwe spojrzenie Ponuraka, którego najwyraźniej nie ucieszyło przybycie Fire. W przeciwieństwie do Karin. - Rzadko to słyszę. - skomentowała słowa Cortez, a mianowicie "dobrze cię widzieć". Najczęściej, kiedy się gdzieś pojawiała, większość ludzi reagowała w stylu "No nie, to znowu ona", "miejmy nadzieję, że przyszła tylko na chwilę". Fire już dawno stwierdziła, że to niezła zabawa. Jednocześnie była trochę hipokrytką. Sama uwielbiała denerwować innych, ale gdy to jej ktoś dokuczał od razu stroszyła się, jak niezadowolony kot. I prychała. Najwidoczniej Ponurak także miał taki odruch. Schował książkę, co dla Fire było jasnym znakiem, że to jedna z takich, których nie powinni widzieć postronni. - To była raczej spontaniczna decyzja. I tak długo tu nie zostaję. A ty, Cortez? Robisz coś poza szlajaniem się po pubach? - Fire potrafiła być naprawdę bezczelna, a sam jej wzrok miał w sobie coś prowokującego. Cała postawa dziewczyny wyzywała do walki. Wyciągnęła przed siebie nogę, by oprzeć glana o jeden ze stolików. Złapała niezbyt przychylne spojrzenie barmana, ale nie zwróciła na nie uwagi. Wysłuchała komentarza nieznajomego, który rozbawił ją jeszcze bardziej niż słowa Karin. Sama z dumą mogła się określić jako naprawdę świetna aktorka i kłamca, tak więc to "przedstawienie" sprawiło, że uniosła wysoko jedną brew. - Oj biedaku. Zdejmij te buty, rzuć chłoszczyść. Przy okazji możesz też zrzucić nieco więcej z siebie, ten sweter tak sobie ci pasuje. - wpatrując się w swoją szklankę, zastanawiała się nad tym, czy właściwie smakuje jej to wino. Słodkie, bardzo słodkie. W połączeniu z czekoladą bardzo ciekawy smak. Wreszcie podniosła wzrok na ciemnowłosego, zaciągając się jednocześnie papierosem. - Ciekawe tatuaże. - wskazała papierosem na jego szyję, na której dostrzegła coś na kształt znicza. Miało to być też wytłumaczeniem, dlaczego zaproponowała, żeby się rozebrał. Oczywiście, Fire wcale nie chciało się oglądać jego klatki piersiowej. - Zdrówko, Karin. Za miły wieczór z tym miłym panem. - nie czekając na reakcję napiła się ze swojej szklanki. Powietrze pachniało awanturą. Świetnie.
Ooo... A więc wieczór zapowiadał się ciekawie. Ponurak, jak go nazwała Fire, zaczynał się co raz bardziej irytować, a one wcale nie miały zamiaru odpuścić. Karin nie przeszkadzała bezczelność dziewczyny, szczerze mówiąc, nawet nie zwróciła na nią uwagi. lubi bezpośrednich ludzi. Dopiła swój trunek i odstawiła kieliszek na bar. -Raczej sie szlajam bez celu. Liczę, że spotkam ciekawego kompana do kieliszka. W zamku dzisiaj strasznie nudno.- odpowiedziała i dała barmanowi znak, by podał jej jeszcze raz to samo. Puki co piła wino, ale później miała w planie spróbować czegoś mocniejszego. Oczywiście jeśli trafi sie odpowiednie towarzystwo. Kto wie, może i ten wieczór zakończy się ciekawie? -Czyli jednak potrafi żartować.- mruknęła do siebie słysząc odpowiedź szanownego pana. Zachichotała słysząc docinkę młodej Gryfonki. -Jeśli nie wiesz jak, służę pomocą.- dorzuciła swoje trzy grosze i upiła łyk z kieliszka, który właśnie podał jej barman. -A gdzie się wybierasz? Jesteś z kimś umówiona?- spytała dziewczynę puszczając jej oczko.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Czy naprawdę w dzisiejszych czasach uczniowie byli tak dziecinni? Nie wiem, czy ta dziewczyna, która rzekomo nazywa się Karin naprawdę myślała, że się speszy po jej komentarzy, może mu przykro miało być? No, przykro z jej głupoty, owszem. Shawn nie słuchał rozmów dziewczyn, popijał sobie wino, wyglądając zza okno, na zimne podwórko. Nie interesowały go prawie w ogóle, naprawdę, były dla niego niczym. Jedna z drugą przykleiły się i nie chcą się odczepić za wszelką cenę. Komentarz tej nowoprzybyłej również zignorował, jedynie cicho prychnął pod nosem. Czy chciało mu się z nimi dyskutować? Może powinien, nic innego go tu nie czeka, a jednak przyszedł tu w celach przestudiowania książki. Cóż, los, gdyby taki istniał, zgotował mu takie przyjęcie i musi się dostosować. Gdy Karin zaproponowała mu pomoc, uniósł brwi. Okej, on też się z nimi pobawi. - Mi pomóc? Dziewczyno, chcąc ratować świat, zacznij od siebie, a dokładniej idź do łazienki i zmyj to… coś z twarzy. Ile ty masz lat? Osiemnaście? Siedemnaście? A wyglądasz jakbyś się kurwiła. – Patrzył cały czas w oczy dziewczyny, uśmiechając się uroczo. Pijąc wino, od razu wydawało mu się przyjemniejsze w smaku. Uwaga tej drugiej, tak zwanej „Fire” nie była już tak uszczypliwa, ale czy mógł mieć pewność, że mówi na serio? Nie i raczej tego nie robiła. - Mi też się podobają. – Rzucił tylko patrząc to na nią, to na Karin. Zapowiadało się, że wieczór skończy się albo na jakiejś bijatyce, albo może nawet jakimś pojedynkiem magicznym? On był przygotowany, dawno nie robił takich rzeczy, może czas wrócić na stare śmieci? Z drugiej zaś strony nie chciał być posądzony o skrzywdzenie uczniów Hogwartu. Gdy pani Fire rzuciła hasło „za miły wieczór z tym panem…” to zachciało mu się śmiać. No, możecie sobie składać toasty, ale nie pomoże to zbytnio. - Także wam życzę miłego wieczoru dziewczynki. – Uniósł własny kieliszek, uśmiechnął się by w następnej chwili napić się z niego krwistoczerwonej cieczy. Mówiąc tą kwestię, podkreślił słowo „dziewczynki”, jakby nie wiedział jak inaczej określić te dwie uczennice Hogwartu.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Jeśli chodzi o Fire, to ktoś musiałby się ciężko napracować, aby ją zniechęcić. Chyba, że zastosowałby pewne sposoby, które wbrew pozorom pozwalały niezwykle szybko zirytować dziewczynę. Nieznajomy na razie jedynie ją interesował i bawił swoim ciętym językiem, także uznała, że nie ma sensu tak po prostu się od niego odczepić. Tym bardziej, że naprawdę nie zamierzała tu przebywać dłużej, niż powinna. To nie był najlepszy dzień na upijanie się. Tym bardziej, że towarzystwo jak towarzystwo nie wydawało się zbyt wybitne. - Jak zawsze. Ale słyszałam pogłoski o tym, że mają coś... zorganizować. Dużego. - powiedziała, zniżając niezauważalnie tembr głosu i znów przykładając papierosa do ust, żeby zaraz potem na chwilę ponownie utonąć w oparach dymu o zapachu czekolady. Nie zamierzała mówić wszystkie od razu, lepiej wzbudzić czyjąś ciekawość. Jeszcze się nie poskarżyli, więc tym lepiej dla Fire. Co do tej niezwykle tajnej informacji to plotki zdążył już obiec szkołę wzdłuż i wszerz, więc Gryfonka spodziewała się, że nie tylko Karin, ale i Ponurak będą wiedzieć o czym mówi. Pozbyła się nadmiaru żaru z papierosa, stukając nim lekko o popielniczkę na ladzie. - Pewnie, że potrafi. Tylko jest nie w sosie. - wzruszyła ramionami, poprawiając jednocześnie swoją skórzaną kurtkę. Dopijała swój trunek, myśląc dalej o książce, którą schował, kiedy to mężczyzna dość agresywnie naskoczył na Karin. Z pewnością to nie typ przyjemniaczka, który oszczędzi sobie kłótni. I dobrze. Właściwie nie zamierzała się mocno wcinać między tę sprzeczkę, bardziej podobała jej się możliwość spokojnego wypicia kolejnej szklanki alkoholu i wypalenia do końca papierosa, przysłuchując się temu, co mają do powiedzenia. Przeczuwała, że Karin płazem mu nie przepuści takiej zniewagi. Jakby do niej się tak odezwał już miałby różdżkę w oku. - Wątpię, by ktokolwiek z naszej trójki miał ochotę ratować świat. - spojrzała na niego z dość obojętną miną, przekrzywiając lekko głowę, gdy tak na nie patrzył. - To na szyi to znicz? - spytała, chcąc się upewnić. Nie przepadała za Quidditchem, właściwie to według powszechnej opinii była pierwsza do pogardzania tym sportem. Nie zamierzała nikogo wyprowadzać z błędu. - Nie... Niestety nie. - dodała z lekkim uśmiechem w stronę Karin. Tym razem nie miał w sobie nic ze złośliwości. Fire niegdyś obracała się bardzo często w dość mrocznym towarzystwie, a nawet wymykała się nieraz na ulice Nokturnu. Tyle, że teraz nie miała na to aż tyle czasu ani ochoty. Takie miejsca i typki spod ciemnej gwiazdy za bardzo kojarzyły się dziewczynie z czarną magią, której unikała za wszelką cenę. Jak na złość, pamiętała dużo rzeczy z tej dziedziny, których uczył ją ojciec. Odchrząknęła głośno, spojrzawszy z lekkim wyrzutem na nieznajomego, kiedy to nazwał je "dziewczynkami". Swoją drogą, o wiele lepiej wyglądał z uśmiechem, nawet jeśli jego oczy wcale się nie śmiały. - Jak mówiłam, ja jestem Fire. - podkreśliła swoje przezwisko, tak żeby Ponurakowi utknęło w głowie choć na krótką chwilę. Nie oczekiwała, że w ogóle ją zapamięta, bo raczej go nie obchodziły. Ot tak, nawiązała się między nimi rozmowa, która mogła zamienić się w coś niebezpiecznego. Fire zauważyła, że właściwie to na to czeka.
HAHA! Ktoś tu próbował obrazić Karin! Jakby to było możliwe! Dobre sobie. Chłopak podczas swojej wypowiedzi cały czas patrzył w jej oczy uśmiechając się uroczo. Ooo... jak słodko. -Ojej, jakiś ty miły. Nie wiedziałam, że jesteś stylistą!- zawołała uśmiechając sie szeroko i udając zachwyt. No cóż, pannę Cortez raczej nie łatwo obrazić, a juz na pewno nie w ten sposób. Niejednokrotnie słyszała gorsze obelgi, gdy jeszcze wystawała na ulicach Mexico City. Po prostu nauczyła sie je ignorować lub obraca w żart. -A tak swoją drogą nie ładnie pytać kobiety o wiek.- dodała puszczając mu oczko. No cóż. Wino okazało się dość mocne jak na trunek tego gatunku. A ona dodatkowo lubiła prowokować i denerwować ludzi dookoła. Co poradzić. Chłopak chciał być słodko-wredny? No cóż, ona też to potrafiła. Gdy mężczyzna nazwał je "dziewczynkami" znów uroczo się do niego uśmiechnęła. -Niech pan uważa z tym winem. Nie jestem pewna, czy takie dinozaury powinny je pić. Jeszcze Panu pikawa stanie i będziemy musiały pana ratować, a nie mam ochoty sobie popsuć swojego kurewskiego make up'u.- powiedziała teatralnie udając troskę. Dopiero po chwili dotarło do niej co tak właściwie wcześniej powiedziała Fire. Ona również słyszała plotki, ze coś sie szykuje, ale jakoś nie miała chęci dociekać o co chodzi. Natomiast teraz ją to zaintrygowało. -Co miałaś na myśli mówiąc, że mają zorganizować coś dużego?- spytała opróżniając do połowy swój kieliszek.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Nie chodziło mu głównie, żeby po prostu obrazić Karin, a jedynie zniechęcić, co wydawało się prawie niemożliwe, obie uczennice przyssały się do niego jak kleszcz do swojego nosiciela. Wiedział, że nie zamierzają go szybko opuścić, dlatego Shawn próbując jakkolwiek sobie umilić ten czas, wdał się w dyskusję. - Czy ja muszę być stylistą, by ocenić kurwę, że jest kurwą? – Zapytał się z miną głupka, który faktycznie nie zna odpowiedzi. Mógłby być dobrym aktorem, elementy takie jak emocje czy zachowania, Shawn potrafił idealnie odegrać. Że w pierwszej chwili można było się zawahać, czy on mówi serio. Po kolejnych słowach jedynie zmarszczył czoło, grając dalej nieinteligentnego i nierozumnego człowieka. - Kobiet się nie pyta, ale… ty jesteś jeszcze dzieckiem przecież. - Mówił to, tak jakby to było oczywiste, że jak ona mogła w ogóle myśleć inaczej. Reed tak bardzo się śmiał w duchu z całej tej szopki. Kiedy skończyło mu się wino, nie poprosił o następne, a zwyczajnie pozostał już o suchym pysku. I tak tutejsze wino nie jest najwspanialsze. Kolejny „żart” Karin wprowadził go w otumanienie. Nie wiedział już, czy ona na serio myślała, że co, poczuje się źle? Coraz bardziej wydawało mu się, że siedzi w towarzystwie dzieci w przerośniętym ciele. Zwrócił się do panny Fire. Uniósł brwi, patrząc na nią jak na debila. Tak, jego tatuaż miał coś związanego ze zniczem. Ale czy samego ptaka Znikacza można pomylić z tym małym ustrojstwem? - Wygląda to jak znicz czy jakiś ptak? – Odpowiedział na pytanie pytaniem, może sama zrozumie swój błąd, nie będzie musiał jej w tym pomagać. Ten sam tatuaż miał również na nadgarstku, tak btw. Zapowiadał się dość ciekawy wieczór, jedyne co było dla niego pewne, że nie wyjdą stąd jako trzej najlepszych przyjaciół. Zastanawiał się bardziej czy w ogóle wyjdą stąd w trójkę, czy na przykład ktoś nie zostanie już w pubie do końca świata i jeszcze dłużej. Panna Blaithin się mu przedstawiła. Super, teraz jego kolej? Meh. - Shawn. – Odpowiedział jej dość chłodnym tonem, czekając aż Karin odpowie kolejnymi, super inteligentnymi żarcikami. Oh, jak on to kochał.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Naprawdę nie żałowała, że się tu zjawiała. Mogła równie dobrze spędzić ten wieczór samotnie przy barze, marnując swoje ostatnie papierosy i smakując w wyjątkowo słodkim alkoholu. Ale nadarzyła się okazja posłuchać całkiem ciekawej "rozmowy". Fire myślała, jak sprowadzić ją na tematy, podczas których dowiedziałaby się o tajemniczym nieznajomym więcej. - Zresztą, skąd mogłaś wiedzieć, Cortez. Nie znamy go. - dziewczyna wzruszyła ramionami, zastanawiając się, czy któreś z nich odpuści sobie słowne przepychanki. Miała wrażenie, że nie. Zastanawiające jednak, że wytatuowany mężczyzna dalej ich nie opuścił. Obserwowała go swoimi ciemnymi oczami, starając się nie tonąć ciągle w dymie papierosowym. Cortez grała w jego grę, natomiast Fire nie przekonywała perspektywa bawienia się teraz w teatrzyki. Dlatego zamówiła sobie kolejną szklankę, czując przyjemny wpływ alkoholu, otępiający lekko jej zmysły. - Chyba nie jesteśmy godne towarzystwa pana dorosłego. - zwróciła się do swojej znajomej, krótko wybuchając śmiechem. Tak naprawdę nie przepadała za osobami, które uważały ją za dziecko tylko ze względu na wiek. Nikt nie miał prawa osądzać Fire, nie znając historii tej Gryfonki. Co prawda, paradoksalnie robiła wszystko byleby nikt nie zapragnąć jej poznać. Skrzywiła się na wzmiankę "pomocy" nieznajomemu. Prędzej oddałaby całą swoją kolekcję czarodziejskich kart niż zbliżyła się do tego faceta. Nie to, że ją odrzucał. Ale po prostu wzbudzał w niej sprzeczne emocje. Jednoczesną chęć zmycia mu z twarzy tego głupiego wyrazu jakimś ładnym zaklęciem, z drugiej pociągnięcia go za język, żeby powiedział coś więcej. Choćby na temat książki. - Teraz widzę, że to Znikacz. Ale właśnie na tych ptakach są wzorowane znicze - odparła, zdziwiona tym, że jeszcze popisuje się swoją wiedzą z Quidditcha. Poza tym nie miała szyi nieznajomego tuż przed sobą, więc nie widziała dokładnie. - Shawn. - powtórzyła dziwnym tonem. - Wolę Ponuraka. Wypiła jeszcze trochę swojego napoju, pilnując się jednocześnie, żeby nie przesadzić. Fire nie mogła polegać na swojej głowie tak, jak by tego chciała. - Mistrzostwa w Quidditchu. Nie rozumiem, jak połowa szkoły może się tym aż tak fascynować. - prychnęła cicho, wyrażając tym samym swoją pogardę dla tego sportu. Wolałaby jakieś inne wydarzenie niż nudne rozgrywki, na których nawet się nie zjawi. Do tego zjadą się ci wszyscy zawodnicy, na widok których będą piszczeć wszystkie dziewczęta. Żenujące. Przez myśl przemknęło jej, że być Shawn także zjawił się tu z tej okazji. Pytać w każdym razie nie zamierzała.
Karin powoli zaczynała się nudzić i rozważać zmianę lokalu. Ale tak właściwie czemu to ona miała sobie iść skoro była tu pierwsza? To Pn Ponury psuł miły wieczór swoim twierdzeniem że jest lepszy od wszystkich. Szczerze mówiąc już nawet nie zwracała uwagi na to co mówił. Siedziała i patrzyła na zebranych udając zainteresowanie. -To skoro takiemu staruchowi jak ty przeszkadza towarzystwo takich pieprzonych smarkul jak my, dlaczego po prostu sobie stąd nie pójdziesz?- spytała obojętny, tonem. -Daj mi Bass słodziutki.- rzuciła do barmana. W sumie to dziwne. Po winie powinna mieć fajny humor, skory do żartów, a nie doła i obojętność na otoczenie. Oczywiście znowu zaczęła myśleć o Meksyku i tym mugolskim śmieciu który się nią zajmował. Z zamyślenia wyrwał ją komentarz Fire o Quidditchu. -Też tego nie rozumiem. Jakby wiszenie na drewnianym kiju 30 metrów nas ziemią i obrywanie zaczarowaną piłką mogło być męczące i ekscytujące. Bez sensu.- mówiąc to otrzymała juz swoje zamówienie i pociągnęła z butelki spory łyk.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Rozmowa z tą dwójką zaczynała go jeszcze bardziej irytować i denerwować. Nastawił się już psychicznie na to, że będą się kłócić, w dość długiej wymianie zdań, natomiast Karin już okazała obojętność, zanim zdołali w ogóle się rozkręcić. Spojrzał na Cortez z znużeniem i z uniesioną brwią, lecz kiedy dziewczyna odezwała się w dość "njetypowy" sposób do kelnera, nie mógł się powstrzymał i wybuchnął czystym śmiechem. - Prosze pani, odzywając się tak do pracowników, naraża ich pani na niebezpieczeństwo, związane z twoją osobą. Co jeśli spodoba im się twój wykwintny makijaż i jeszcze zechcą pójść z tobą do łóżka. - Uśmiechnął się do niej słodko, a po chwili jeszcze dodał: -Co jeśli mi się spodoba? - Przybrał minę tak poważną i wydawającą na prawdziwą, że niejedna osoba by się pomyliła. Przerzuciwszy wzrok na drugą dziewczynę, zaczął studiować każdy cal jej ciała, jakby chciał zapamiętać najmniejszy szczegół. Kiwnął jej także głową z aprobatą, kiedy panna Dear pochwaliła się wiedzą o Quidditchu. Na jego szyi był największy paradoks o jego osobie - posiada tatuaże poświęcone Quidditchowi, sam zaś nie lubił tego sportu. Zignorował zaczepkę Fire, ale następne słowa Karin znów spowodowały u niego nieokreślony śmiech. No dobra, on nie przepadał za tym sportem, ale wiedział o co w nim chodził, rozumiał go. A to co powiedziała teraz Karin jeszcze bardziej ją ośmieszyło w jego oczach. Nie komentował tego nawet, zwracając się do drugiej dziewczyny. - Tobie również Quidditch się nie podoba? Czy tak samo nie rozumiesz tego sportu, podobnie jak nasza koleżanka?
Nie miała kompletnie ochoty na siedzenie w domu i nudzenie się, po prostu nie była w nastroju. Poszłaby gdzieś, gdzie mogłaby spędzić miło czas i przy okazji napić się czegoś innego niż herbatka. Stwierdziła więc, że przejdzie się do pubu o iście zacnej nazwie ,,U Nieudacznika". Już wcześniej tam bywała, miejsce było jej dość dobrze znane i nawet nieźle się tam bawiła. Miała tylko nadzieję, że nie powieje tam nudą. No cóż, co tu dalej mówić. Dziewczyna się ogarnęła, wyszła z domu i jakiś czas później znalazła się u drzwi swojego celu. Otworzyła je niemalże na roścież, wchodząc z typowym dla siebie hukiem i trzaskiem zamykanych dość mocno drzwi. Przeszła się po pubie, jakby nigdy nic i pomyślała gdzie by tu usiąść. Mort miała taki talent, że pojawiała się wszędzie w nieodpowiednim momencie. Tym razem nie mogło być inaczej. Akurat trafiła na wymianę zdań między dwiema gryfonkami i dorosłym mężczyzną. Tak po prostu, jakby nigdy nic, podeszła do towarzystwa i oparła się dłońmi o stół. No dobra, jednak znała Karin! Podeszła i ją ładnie przytuliła, z panienką Fire zrobiła oczywiście to samo. - Karin! Fire! Co tu się dzieje i dlaczego nikt mi nie powiedział, że powinnam się zjawić? Zapytała, jakby nigdy nic. Od czegoś były te cholerne puby. Nie usłyszała w sumie zbyt wiele z rozmowy, głównie coś o Quidditchu, ale mogło jej się przesłyszeć.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Zmysł Fire zarejestrował, że naprawdę niewiele brakowało do przekroczenia pewnej granicy i wywołania prawdziwej kłótni. Co innego dogryzać sobie przy kieliszku, bo to zajęcie lubiła często praktykować, a co innego wysłuchiwać, jak ktoś najwyraźniej ma ochotę na czyste kpiny, mające wbić szpilę w serce danej osoby. - Może łaskawie odpowiesz na pytanie Cortez? - Fire pozwoliła sobie zdjąć glany z oparcia i usiąść w miarę prosto. Lubiła Gryfonkę i w sumie tym razem przyznawała jej rację. Shawn mógł w każdej chwili swobodnie wyjść, ale z jakiegoś powodu został. A sytuacja wcale nie zamierzała się wyciszyć. - W końcu nie musisz marnować tu czasu. Dziewczyny nie za bardzo obchodziło, czy zacznie obrażać także ją, bo na razie czuła jedynie lekkie rozbawienie. Kiedy nie śmiał się pogardliwe był nawet przyjemny dla ucha. Sama nie zamierzała zostać tu długo, choć jeśli akcja się niebezpiecznie rozkręci to zapewne zmieni swoje plany. - To w końcu kurwo czy proszę pani? - spytała Fire, wciągając kolejną porcję nikotyny do swoich płuc, które już przyzwyczaiły się do takiego funkcjonowania. Poczuła, że nieznajomy jej się przygląda. Kościsty tyłek Blaithin raczej nie przyciągał spojrzeń, poza tym nie lubiła być obserwowana. Uniosła wysoko podbródek, odwzajemniając się równie śmiałym taksowaniem ciała Shawna. Odstawiła w międzyczasie pustą szklankę po alkoholu, aby kelner nalał jej jeszcze. Obiecała sobie, że więcej nie wypije. - Rozumiem jego ideę, choć nie interesuje mnie ona w najmniejszym stopniu. Denerwują mnie tylko te głupie faneczki i zawodnicy, którzy uważają, że należy ich traktować wyjątkowo. - odparła tonem, który według niej kończył już dyskusję. Nie znosiła tego uczucia, które ogarniało ją za każdym razem, kiedy musiała wsiąść na miotłę. Sprawiało, że powietrze stawało się cięższe, a żołądek zdawał się wiązać w supeł. A później Fire bolały dłonie od kurczowego zaciskania ich na trzonku. Nie, zdecydowanie nie lubiła się bać. Huk zwiastował kolejną osobistość. Tym razem szybko rozpoznała rudy łeb dziewczyny, do której czuła coś na kształt prawdziwej sympatii. Co nie zmienia faktu, że jak każdy człowiek, czasami ją wkurzała. Na przykład zapominając o tym, że nie toleruje bliskości. Nie zdążyła się odsunąć, zresztą za bardzo nie miała jak, więc tylko spięła wszystkie mięśnie, czując obejmujące ją ramiona. Wciągnąwszy powietrze powstrzymała gwałtowny odruch nakazujący jej sięgnąć po różdżkę. Zagrożenie minęło jednak już po chwili, ale ta rozciągnęła się dla Fire o parę wieczności. Przez moment siedziała, jakby ją sparaliżowało, czując jeszcze w ustach czekoladowy smak papierosa połączony ze słodkim alkoholem. Nie mogła pozwolić sobie na takie zachowanie, także rzuciła szybko prawie normalnym tonem: - Część, Wężu. Nie było takiej osoby, do której zwracała się po imieniu, no chyba, że mocno skróconym. A Morti jakoś tak od zawsze kojarzyła jej się z wężami i Slytherinem, pomimo że były z tego samego domu. Co budziło w Fire dość sprzeczne emocje. Wyjaśnianie co się dzieje zostawiła Karin, sama natomiast odłożyła niedopałek swojego papierosa i podniosła się, nawet nie tak bardzo sztywno, jak myślała. Wyciągnąwszy różdżkę, machnęła nią stanowczo w powietrzu. - No nie mogłam tego dłużej znieść. - wyjaśniła, kiedy nudna popowa muzyka zmieniła się na taką w guście Gryfonki. Czuła, że spojrzenie barmana robi się coraz ostrzejsze, ale nie nazywałaby się Blaithin Astrid Dear, gdyby się tym przejęła. Usiadła z powrotem przy towarzystwie, pocierając nieznacznie swoją kurtkę, jak gdyby wciąż przeżywając najzwyklejsze w świecie przytulenie.
Serio, ten cały Shawn zaczynał nudzić Karin. Na prawdę myślał, że w ten sposób robi na nich jakiekolwiek wrażenie? Aż tak głupi był? Spojrzała na niego obojętnie i wypiła kilka łyków piwa. -Grozisz, czy obiecujesz?- spytała spytała odnośnie tego, ze cokolwiek mogłoby mu sie spodobać. Przy okazji w jej spojrzeniu pojawił się lekko wyzywający błysk, lecz szybko zgasł. Nie miała siły tłumaczyć Ponurakowi, że rozumie Quidditch'a, tylko nie rozumie jak można go tak ubóstwiać. Osobiście wolała uprawiać sporty bardziej stawiające na kondycję i wytrzymałość fizyczną niż po prostu siedzieć na kawałku drewna i łykać wszystkie owady na swojej drodze. -Fire, przez ciebie chce mi się palić.- rzuciła od niechcenia i poprosiła barmana, by przyniósł jej torebkę. Gdy to uczynił wyjęła ze środka prawie pełną paczkę papierosów i odpaliła jednego. -Jak dostane raka płuc to przez ciebie- powiedziała do Gryfonki z uśmiechem puszczając jej oczko. Zaciągnęła się porządnie dymem i w tej chwili drzwi lokalu po raz kolejny sie otworzyły. Karin również od razu rozpoznała nowo przybyłą istotkę. Wypuściła dym z płuc i zeszła ze stołka by się przywitać. -Cześć Mortko!- zawołała ściskając Morticię po czym wróciła na swoje miejsce. Hm, jakby jej tu w skrócie opisać sytuację? -Dręczymy biednego Starego Ponuraka udowadniając mu jakie z nas dzieci. A on myśli, ze jest super zajebisty i w końcu sie go wystraszymy.- powiedziała wskazując na Shawna. -A ciebie co tu sprowadza?- spytała znów upijając z butelki.