Klasa ta znajdująca się na piątym piętrze, jest jedną z największych w zamku. Przestronna i dobrze oświetlona zapewnia przyjemną atmosferę. W końcu sali znajdują się wysokie półki po brzegi zapełnione różnymi przedmiotami, które zapewne nieraz były transmutowane. Między nimi widnieją także najbardziej znane książki dotyczące tego przedmiotu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Transmutacja
Wchodzisz do Klasy Transmutacji, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Transmutację. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Patton Craine oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Stavefjord. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z transmutacji można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Przytocz i opisz dokładnie pierwsze prawo Gampa. 2 – Przytocz i opisz dokładnie drugie prawo Gampa. 3 – Opierając się o prawa Gampa stwierdź, czy można transmutować następujące przedmioty: ołówek, sowa, duch, eliksir Felix Felicis, różdżka. 4 – Podaj trzy zaklęcia wpływające na zmianę wyglądu przeciwnika i opisz ich działanie. 5 – Podaj trzy zaklęcia pozwalające na przemianę przeciwnika w stworzenie i podaj ich działanie. 6 – Podaj nazwę i opisz dokładne działanie zaklęcia, tworzącego iluzję osoby rzucającej to zaklęcie.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Transmutuj jabłko w dwie gruszki, a następnie zamień jedną gruszkę w ołówek, a drugą w świecę. 2 – Zmień trzy kamienie w ptaki - kanarka, papugę i wronę. 3 – Transmutuj figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokieruj nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. 4 – Zamień dzban w dynię, a następnie przywróć go do pierwotnej postaci. 5 – Wydłuż kielich, zmień szkło w plastik oraz zmień barwę tworzywa na czerwoną. 6 – Zmień kolor płótna, w które ubrana jest kukła, na zielony. Zmień wygląd kukły używając trzech dowolnych zaklęć transmutacyjnych - przed każdym zaklęciem powiedz, jaki chcesz osiągnąć efekt.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Transmutacja:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed przyglądał się zamieszaniu wywołanemu przez Puchonkę z raczej średnim zainteresowaniem, zwłaszcza, że świniolubna dziewczynka zaraz rzuciła się jej na pomoc. Wywrócił więc jedynie oczami, czekając ze zniecierpliwieniem na trzecie zadanie, w którym będzie mógł się wreszcie znowu wykazać. Całe szczęście nie musiał zbyt długo czekać, bo zaraz Ralph poprosił ich do siebie po… świnie. - Ja pierdole - mruknął pod nosem w wężomowie, dbając tym samym o to, aby nauczyciel nie domyślił się, że przeklina po czym westchnął i wstał, odbierając swoją szynkę. Posłał zwierzęciu takie spojrzenie, że niechybnie zaczęłoby uciekać, gdyby nie sprawnie wymierzona drętwota. Gdzieś po drodze rzuciło mu się w oczy to, że jakaś dziewczynka z Pucholandii ma problem ze swoim zaklęciem. - Drętwota - syknął wręcz, wymierzając w jej świnię, czując niemalże niezdrową satysfakcję z tego, że właśnie usztywnił kolejny bekon. Nie chodziło tutaj absolutnie o to, że Ralph pozwolił im pomagać, oj nie, po prostu… każda okazja do wyżycia się na wieprzowinie była dobra. Potem wrócił do swojego stolika i postawił nieruchomego zwierzaka przed sobą, wykrzywiając wargę w wyraz mściwej satysfakcji. Szkoda, że nie będzie to bolało. Niemniej jednak ten szczegół nie zepsuł mu humoru, bo zaczął zmieniać świnkę z całkiem niezłym efektem. Zmniejszył ją i była proporcjonalna, idealna jak na skarbonkę, jednakże jeśli chodzi o zmienianie skóry, to miał już mały problem. Stała się twarda i lśniąca, jednakże wciąż zginała się po dotknięciu, trochę jak guma. Spróbował jeszcze raz, ale efekt się nie poprawił, więc zrezygnował. Pora na zdobienie. Jeśli Sharker liczył na to, że wyczaruje czaszki lub węże to bardzo się przeliczył, bo jego bekon pokrył się malutkimi serduszkami. Przyłożył dłonie do twarzy i po prostu zaczął się śmiać z własnej ułomności… Całe szczęście, że chociaż Withman zdawał się być w miarę zadowolony z tego efektu.
Jak się okazało, ostatnim zadaniem było zamienienie świnki...w świnkę. Żywa świnka, choć mała i może dla niektórych słodka, w Katniss wywoływała prawie odruch wymiotny, więc jak najszybciej rzuciła na nią Drętwotę. Za dużo wyobraźni i patrzenia na nią jak na stosik mięsa. Teraz chociaż nie będzie kwiczeć i biegać po stole, kiedy Gryfonka zajmie się dalszą częścią zadania. Zmniejszanie poszło prawie dobrze. Prawie, bo jedna raciczka wyglądała, jakby była wyrwana z innego zwierzęcia. Ściślej mówiąc, słonia. Psuło to dość znacznie względy estetyczne, ale Katniss postanowiła się tym nie przejmować i spróbować zatuszować tę niedoskonałość w następnym etapie. Teraz Gryfonka powinna zamienić skórę na porcelanę. Mogłaby powiedzieć, że jest zadowolona z otrzymanego efektu, gdyby nie to, że gdy mocniej nacisnęła na porcelano-skórę, ta zapadła się, robiąc kolejne, nieestetyczne wgłębienie. Może nikt nie zauważy, jak będzie się z nią delikatnie obchodzić? Kiedy przyszedł czas na ozdobienie skarbonki, dziewczyna chwilę się zastanawiała. Nie chciała rysować na swoim "dziele" jakichś głupich obrazków albo różnokolorowych kropek. Rysowanie zwierząt na zwierzęciu też nie należało do marzeń Gryfonki, więc ostatecznie zdecydowała się na kwiaty. Nie byle jakie stokrotki czy mlecze, ale piękne, białe, duże róże. Przyłożyła się do ozdabiania, rysując każdy najdrobniejszy szczegół. Nie zapomniała oczywiście o kolcach. Co to za róża, co nie koli? Na koniec spróbowała uzyskać trójwymiarowy efekt, który zakończył się na pocieniowaniu płatków róż. Katniss wzięła swoją skarbonkę w dłonie, delikatnie, pamiętając o tym, że w każdej chwili może rozpaść się w jej rękach i obejrzała ją dookoła. Hm, nie było tak źle. Róża na prawej raciczce prawie zatuszowała jej odmienność. Tak, zdecydowanie ozdobienie skarbonki wyszło jej na dobre. Gdy już napatrzyła się na efekt swojej pracy, napisała na kawałku kartki swoje imię i nazwisko i oddała świnkę profesorowi, uprzednio na wpół wkładając karteczkę do jej wnętrza. Skinęła głową nauczycielowi i wyszła, gdy zajęcia się skończyły.
Lawyers ociągał się z zadaniami, był pewien siebie. Transmutacja to w końcu jego konik. Zawsze najlepiej sobie radził z tym przedmiotem i nie spodziewał się, że zadania go zaskoczą. Oczywiście, że były proste, dlatego trochę się do nich nie przyłożył. W pierwszej kolejności musiał zaostrzyć patyczki tak, żeby stały się wykałaczkami. Nie skoncentrował się w ogóle, bagatelizując zadanie i ku jego zaskoczeniu, z pierwszym patykiem się nie udało! Zmarszczył brwi, do dwóch kolejnych przyłożył się lepiej i tym razem udało mu się doskonale! Nie był jednak zadowolony... Zawieźć przy tak łatwym zadaniu?!
(3, 6, 4)
Drugie zadanie było nieco trudniejsze, choć nadal łatwe. Był zdolnym uczniem, więc nie martwił się o swój wynik. Wyszło prawie idealnie, ale prawie to oczywiście za mało, więc spróbował poprawić swoje "dzieło", co najpierw skończyło się tak, że prawie zupełnie nie przypominało to smoka. Zacisnął zęby i machnął różdżką szybko, choć jakby od niechcenia. Wizerunek smoka powrócił, choć nieco zniekształcony. Nie chciało mu się już tego doskonalić, tym bardziej, że nie bardzo był na to czas.
(5, 6, 5)
Trzecie zadanie było zdecydowanie najtrudniejsze. Nareszcie jakieś wyzwanie! Zabrał się do niego z największym entuzjazmem. Nie miał problemów z użyciem drętwoty, potem pojawiło się parę problemów. Kilkukrotnie próbował dostosować rozmiar swojej świnki, ale w końcu udało mu się to idealnie! Zabrał się więc za jej skórę, ale coś poszło nie tak i nie był w stanie tego naprawić. Skupił się więc najpierw na zdobieniach, bez trudu pokrywając swoją skarbonkę białymi kwiatami róż. Wydało mu się to najbardziej adekwatnym pomysłem. Skupił się przy tym na szczegółach, żeby jakoś nadrobić wpadkę z transmutacją skóry zwierzątka. Ogólnie był zadowolony z efektu, choć wiedział, że stać go na więcej.
To zdecydowanie nie był szczęśliwy dzień dla Nayi. Nie dość, że pierwsze zadanie poszło jej bardzo słabo, drugie też nie jakoś rewelacyjnie, to jeszcze teraz miała trudność z tak prostym zaklęciem, jakim jest drętwota! Załamała się nad sobą i opadła na ławkę. Czuła, że robi się cała czerwona. Ze złości, wstydu...Schowała głowę pomiędzy ręce i chwilę tak siedziała. Po paru minutach bezsensownego siedzenia, podniosła głowę. Uniosła wzrok, ponieważ zobaczyła jak jeden z uczniów stoi przed jej ławką i pomaga z zaklęciem. Jakie było jej zdziwienie, gdy osobą tą okazał się jeden ze Ślizgonów- Rasheed. Uniosła brwi ze zdziwienia i nawet nie zdążyła cokolwiek powiedzieć, bo chłopaka już nie było. Wzruszyła ramionami i spojrzała na nieszczęsną świnkę. Coś czuła, że to jeszcze nie koniec porażek na dzisiaj. Wzięła do ręki różdżkę i mruknęła zaklęcie. Po chwili zaczęła się śmiać sama z siebie. Świnka za nic nie chciała zmienić swojego rozmiaru, a jej podbrzusze zostało boleśnie obsypane krostami. Jedynie ciało zwierzaka udało się jako tako zmodyfikować, aby przypominało plastikową figurkę. Nauczyciela to jednak nie usatysfakcjonowało i z widocznym załamaniem na twarzy pomógł Nayi i naprawił wszystkie jej błędy, których swoją drogą było sporo. Przemiana plastikowej powierzchni na porcelanę też w wykonaniu dziewczyny graniczyło z cudem. Przynajmniej w dzisiejszym dniu, który zdecydowanie nie należał do niej. Nie ważne ile razy próbowała, plastik pozostawał nienaruszony. Wkurzona na samą siebie pokręciła głową z niedowierzaniem. Gdyby chociaż udało się jej COKOLWIEK. Jednak jak na razie nie udało się jej NIC. Jedyną rzeczą zrobioną dzisiaj przez Naye, która właściwie udała się jej całkowicie, bo nic w niej trudnego nie było, to ozdabianie skarbonki. Dziewczyna postawiła na chmury. Pewnie dlatego, że przez pół lekcji bez sensu gapiła się przez okno, zza którego widać było białe obłoki. Ostatecznie do nauczyciela trafił ten pomysł. Super wyczyn, nie?
- Westerberg, ten niebieski dom - powiedziała, odwracając się na chwilę w stronę nauczyciela. Ale milutko! Odebrała czekoladę od Withmana, otworzyła ją i podała Cynthii, nawet nie chcąc słyszeć odmowy. - A ty w którym kolorze jesteś? - zapytała, ciągle podstawiając jej czekoladę pod nos. Musiała jednak wykonać zadanie, więc położyła czekoladę przez dziewczyną i starała się postępować według instrukcji, którą słyszała, ale nie w całości, bo pilnowała koleżanki. Odebrała swoją świnkę, uśmiechając się do zwierzęcia. - Drętwota - zaklęcie wyszło jej, a świnka znieruchomiała. Spojrzała na nią, obserwując chwilę i kombinując, jak by się zabrać do transmutacji. W końcu uniosła różdżkę i rzuciła zaklęcie, starając się zmniejszyć świnkę, nie robiąc jej przy tym krzywdy. To jeszcze jakoś poszło, jednak przy zmianie nóżek namieszała coś z wielkością, przez co jedna z nóżek była inna niż reszta. No nic, tylko bardziej kochać taką świnkę! Udało jej się zrobić otwór na monety, więc tragedii nie było, nogą się ich nie wrzucało. A potem było już tylko gorzej. Zmiana skóry nie wychodziła jej w ogóle, nieruchome zwierzątko nie chciało poddać się Lou, co podłamało Astkę. Nie chciało jej się wymyślać własnego wzoru, więc ściągnęła go z talerza Withmana. - Jak się czujesz? - zapytała jeszcze Puchonkę, dopiero teraz orientując się, że mogłaby się przedstawić. - Aurelia! - powiedziała, podając jej rękę.
Scarlett się nudziła. Nie, żeby tak perfekcyjnie wykonywała zadania, nie mniej... no jednak tak. Dopiero widząc śpiącą puchonkę zaczęła się z niej śmiać i generalnie poprawiła jej humor dziewoja! Uwielbiała takich dennych ludzi, naprawdę. Nie mniej jednak po ostatnim sukcesie postanowiła, że tym razem pójdzie jej świetnie po prostu! Nawet, kiedy zobaczyła... żywą świnię. No cóż, kto co lubi. Wychwyciła jedynie wężomowę Sharkera i posłała mu naganne spojrzenie, choć chyba go nie widział, bo był zbyt zajęty hejtem i... pomaganiem innej żółciuteńkiej. Parcie na szkło, hehehs. W każdym razie wzięła swoje zwierzątko, by potem bez trudu rzucić na nie drętwotą. Szkoda. Operacje na żywo na pewno byłyby ciekawsze. Nie mniej zabrała się do transmutacji. Na pierwszy rzut oka wyszło spoko, dopiero po przyjrzeniu się wyszło na jaw, że coś jest nie tak z jedną raciczką. Słoniątko? Really? No shit. Na pewno świniątko. Czy coś. W każdym razie nie ociągała się i zaczęła zmieniać skórę w porcelanę. Wyglądała nieźle, leczy gdy z ciekawości jej dotknęła, ta zaczęła się zapadać. Saunders zmarszczyła brwi, próbując naprawić swój błąd, lecz nic z tego. Na koniec wzorek. Oczywiście, że miała mieć na sobie zielone węże! A zamiast tego miała urocze serduszka. SMS prychnęła śmiechem, widząc identyczne u Rasheeda. SOOOO GAAAAY. No nic, wcale nie była wredna. Chichotała po tajniacku.
Cynthia odzyskała świadomość dość szybko. Wszystko było jakby za mgłą, a głosy dobiegały do niej, jakby siedziała na dnie studni. Kiedy całkowicie otrzeźwiała, poczuła zapach czekolady i chociaż chciała się oprzeć, to ostatecznie uległa i pozwoliła sobie na jeden rządek, wydymając przy tym policzki, jakby włożyła do ust cały stek z hipogryfa na raz. W końcu przełknęła i spojrzała na resztę klasy. Wszyscy wykonywali kolejne zadania, a ona siedziała i nic nie robiła! Zmarszczyła brwi. Poza tym zauważyła, że koleżanka, która jej pomogła, widocznie się zdekoncentrowała i spaprała ostatnie zadanie. - Przepraszam... - powiedziała w końcu. - Cynthia. Cynthia Whitemoon. - Uścisnęła dłoń dziewczyny i uśmiechnęła się do niej delikatnie. Językiem wciąż próbowała się pozbyć resztek czekolady z zębów i dziąseł. Zadziwiające, jak to cholerstwo potrafi wcisnąć się w najbardziej skryte zakamarki! W końcu oblizała wargi. - Już okej. Trochę się... Zdenerwowałam. - Uśmiechnęła się przepraszająco do profesora i dziewczyny, która się nią zajęła. - Mo-mogłabym kontynuować! - wyrwała się bez większego przekonania, ale kiedy tylko podniosła tyłek z siedzenia, zakręciło się jej w głowie i znów na nie opadła. Była zła. Zmarszczyła nosek, naburmuszona. Miała żal do siebie - gdyby pamiętała o zajęciach, wszystko byłoby inaczej!
Jack już trochę miał dość tej lekcji, bowiem nic mu się nie udawało, taki to smutek wielki. Ten wzorek na talerzu był taki sobie, zupełnie niedokończony. A teraz? Teraz wgapiał się w zwierzę, zwane świnią. Spoko, on nie miał z tym problemu. Nawet, jeśli uważał to za dziwne. Nie mniej wziął jeden egzemplarz, by szybko rzucić na niego drętwotę, a potem móc się znęcać szlifować swe bezbrzeżne umiejętności transmutacyjne. I tak machnął zaklęciem na to, aby ze świnki zrobiła się idealna skarbonka, ale... no coś nie wyszło. Biedne stworzonko z krostami i w ogóle coś okropnego. Na szczęście Withman czuwał, choć był wyraźnie niezadowolony. Reyes wzruszył ramionami, a potem przystąpił do kolejnego etapu. Mianowicie zmiany skóry wieprzka. Wyszło o dziwo całkiem nieźle, alczkolwiek... no, jak trochę za mocno ścisnął, to skarbonka zaczęła się zapadać. Próbował to naprawić kolejnymi zaklęciami, ale to także się nie powiodło. Zrezygnowany więc ostatecznie postanowił ją jakoś ozdobić. Wyszły mu ładne pedalskie chmurki, które spodobały się nauczycielowi. Super. Czy to wreszcie koniec?
Obserwował Isolde, czekając na jej odpowiedź, miąć / miąc (nie mam pojęcia jak to się odmienia) w dłoniach pióro. Nie musiał już nawet czytać, widząc jaki uśmiech mu posłała, więc po prostu najpierw westchnął, a dopiero potem rozłożył kartkę, którą zaraz zgniótł w dłoni. No trudno, jakoś to przeżyje. Tymczasem wstał i ruszył w stronę nauczyciela by wziąć swoją świnie. Nie rozumiał po co mają z nich robić skarbonki, skoro po wykałaczkach i talerzach na myśl również przychodził mu jedynie grill, zwłaszcza, że pojawiła się wieprzowina. Usiadł z nią i o dziwo nawet poprawnie rzucił drętwotę. Niestety jeśli chodzi o transmutacje to już nie poszło mu tak dobrze. Jego zwierzak za żadne skarby nie chciał się zmniejszyć, a w dodatku pojawiły się na jego brzuchu dziwne krosty. Nauczyciel jak tylko to zauważył, pomógł mu z osiągnięciem właściwego kształtu świnki, a Seth przyjął to z ulgą. Nie chciał się znowu z tym męczyć, więc po prostu zabrał się za dalszą pracę. Po wcześniejszym niepowodzeniu, teraz udało mu się zaskakująco dobrze. Skóra zmieniła się w najprawdziwszą porcelanę. Twardą i połyskującą, więc dalsze ozdabianie jej było przyjemnością. Seth ochoczo zabrał się do malowania na jej powierzchni kwiatów, a konkretniej białych róż, które były absolutnie perfekcyjne pod każdym względem, nawet jak na to, że robił to różdżką. Zazwyczaj stawiał na to, aby wszystkie prace manualne wykonywać jedynie za pomocą własnych dłoni, jednakże chyba powinien nieco zmienić swoje podejście, bo nauczyciel, z początku sceptyczny po skrzywdzeniu szyneczki, teraz był bardzo zadowolony.
Tym razem Świetlik już uważniej słuchała profesora, chociaż zaczęło się to dopiero po wykonaniu - lub też niewykonaniu - swojego zadania. Tak tak, skupienie, najważniejsze, ruchy pojedyncze, mhm, szkoda tylko, że żadna z tych rad nie dała w końcu dziewczynie jakiegokolwiek efektu! Cóż, może to przez mdlejącą gdzieś nieopodal Puchonkę, ale nic pewnego. W każdym razie, kiedy Hotaru spojrzała w tamtą stronę, Astrid już dawno zajmowała się biedną siedemnastolatką. Japonka uśmiechnęła się więc delikatnie, widząc jak Szwedka doskonale odnajduje się w roli uzdrowicielki jeszcze przed ukończeniem chociażby tego podstawowego etapu edukacji. Ralph już kierował się z powrotem na front klasy, a Taru ciągle obserwowała najbardziej interesującą ławkę na dzisiejszych zajęciach, do czasu aż usłyszała polecenie wzięcia sobie świnki. Nieco zbita z tropu, powędrowała do pudełka, wyjęła jedno, pulchne, różowiutkie stworzenie i wróciła na swoje miejsce. Potem jeszcze bardziej zbita z tropu obserwowała wykonywane przez profesora manewry. Westchnęła głęboko, szukając po głowie jakichkolwiek zasad z multum swoich kodeksów, które zabraniałyby takich wybryków, a nie mogąc żadnego znaleźć - zabrała się do roboty. Drętwota to niby bułka z masłem, ale jak ma się talent, to nawet tak proste rzeczy mogą nie wyjść. Tutaj więc, gdyby nie dyskretna pomoc od nieznajomej Gryfonki, to pewnie byłoby dość ciężko. Potem, kiedy transmutacja zwierzęcia wyszła wręcz wzorowo, brązowe oczy dziewczyny zabarwiły się nadzwyczajnym zdziwieniem. A kiedy jeszcze idealnie zmieniła skórę świnki, to myślała że krzyknie z zachwytu. Pewnie dlatego nie przyszedł jej do głowy żaden ambitny wzór, czego efektem było udekorowanie skarbonki serduszkami. Japonka mogła się bardziej postarać, to prawda, ale chyba jest lepiej, niż ktokolwiek by się spodziewał po CZŁONKINI KLUBU OFERM POZDRAWIAM THIAGO.
/kostki 6, 5, 3, 4/
Ostatnio zmieniony przez Hotaru Nakano dnia Wto Maj 06 2014, 17:50, w całości zmieniany 1 raz
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
I tak to sobie siedzieli, wymieniając urocze uśmiechy, Ingrid i Thiago, on zamyślony o jakichś dziwacznych wyprawach do Japonii, o których Ingrid nie miała pojęcia, ona zamyślona o wszystkim innym. O Sfinksie, o Szwecji, o Elli, o Astce - która, swoją drogą przyciągnęła jej wzrok na parę dobrych chwil podczas zajmowania się omdlałą Cynthią - no i o świnkach. Tak, tak, świnki zwróciły w końcu jej uwagę, kiedy przyszło co do czego. Ruda bawiła się ze swoją nową znajomą przez dobrych kilka chwil, dopóki Withman nie pokazał klasie, jak wygląda ich kolejne zadanie. Niebieskooka spojrzała na zwierzaka z wyrazem twarzy w stylu "dobrze wiesz że nie mam wyjścia" i rzuciła, jakby od niechcenia, Drętwotę. Potem zabrała się za zmniejszanie, które poszło co prawda nawet nieźle, ale transmutacja nóżek świni była nieco kłopotliwa. Ostatecznie, skarbonka miała jedną wadliwą nogę. Słoniową. Westerberg machnęła na to ręką, biorąc się do dalszej roboty. Podchodzenie do zajęć z ogromnym dystansem zdaje się być opłacalnym, bowiem usztywnienie skarbonki odbyło się bez jakichkolwiek zgrzytów. Zostało więc tylko wzornictwo. Tu z czystego lenistwa Ings ozdobiła swój twór chińskim smokiem, tym razem jednak w pełni udanym. Uśmiechnęła się sama do siebie, spoglądając w stronę Thiago, jak gdyby chciała mu samym już wzrokiem przekazać wiadomość: "Patrz, frajerze, kto właśnie wystąpił z klubu oferm!"
Dobrze, że udało mu się poskładać ten talerz w całość, bo inaczej jeszcze nauczyciel zacząłby na niego krzyczeć, a tego nie chciał. Wtedy to już na pewno zniechęciłby się do transmutacji i do chodzenia na jakiekolwiek lekcje poza tymi co naprawdę lubił. A trzeba było przecież próbować nowych rzeczy. Kiedy przyszło mu wziąć świnkę skrzywił się odrobinę. Jakoś nie widział siebie w tym zadaniu. A już kiedy miał zacząć od zaklęcia z którym miewał już w przeszłości problemy z lekka się załamał. Co prawda podnosiło go na duchu, że inni sobie pomagali. To byłoby miłe gdyby w razie potrzeby i do niego ktoś wyciągnął pomocną dłoń. - Drętwota - powiedział pewnie i zaklęcie wyszło mu bez zarzutu. Zachęcony pierwszym powodzeniem przeszedł do dalszej części, ale przy zmniejszaniu świnki coś poszło nie tak jak trzeba. Jedna z jej nóżek była o wiele za duża, ale może to i lepiej. Zawsze zmieści się w takiej skarbonce więcej galeonów. Później przyszedł czas na przemianę skóry w porcelanę. Tego to się już obawiał chyba najbardziej. Wydawało mu się to najtrudniejszym elementem tego zadania, ale i tak efekt końcowy go zadowalał. I to trzeba przyznać, że bardzo. Nie ważne już było, że jak dotknął skarbonki to zaraz zaczęła się pod palcami zapadać. Wyglądało wszystko całkiem nieźle. Na zdobieniach tak naprawdę zależało mu najmniej, a poszły mu najlepiej. Widać nie powinien się niczym przejmować, a może wtedy poszłoby mu śpiewająco? Nie ważne, że rozbawił swoimi szczeniaczkami nauczyciela i zapewne kilka innych osób. Jemu się podobało, a to najważniejsze, nie?
Mini spojrzała na chłopaka, któremu najwyraźniej nie szły talerze. Uśmiechnęła się z wyższością i odrzuciła włosy na plecy, zakładając jeszcze na nim nogę na nogę. - Ach, widzisz. Byłam to tu, to tam, różnie się działo. - odpowiedziała jedynie enigmatycznie i zaraz z niego zeszła, aby odebrać od Ralpha świnkę. Potem już tylko do niego wróciła. - A co z Tobą? Też Cię jakiś czas nie widziałam… znaczy no pomijając te momenty, w których nie było mnie - zapytała, rzucając na świnkę udaną drętwotę i starają się ją zmienić w skarbonkę. Poszło jej bardzo dobrze, a przynajmniej pierwsze zadanie. Zamieniła świnkę w jej mniejszą, proporcjonalną wersję, ale jeśli chodzi o transmutację skóry to niestety przypominała ona bardziej gumę, niż porcelanę. Niemniej jednak Mini się nie zrażała i postanowiła wymalować swoją świnkę w chińskie smoki. Niemniej była z siebie dumna, bo wreszcie nie miał zamiast głowy stokrotek…
Echo i jej zadanie miały się całkiem dobrze, jej smok z żółtą głową nie narzekał i nie został rozbity jak talerz Puchonki, która nagle zemdlała, napędzając profesorowi (i Gryfonce trochę też) stracha. Nie ma jednak jak dobra pomoc, jakaś przyjezdna już wzięła się za cucenie jej, więc Lyons stwierdziła, że może zająć się swoim zadaniem. Spojrzała na świnkę, jaka jej przysługiwała, niezbyt ochoczo. Wolała jednak transmutować martwe rzeczy. Albo chociaż nieruchome. Drętwota wycelowana w prosiaka była przykra i niech ktokolwiek śmie zaprzeczyć! Mimo wszystko z pierwszą częścią poradziła sobie dobrze, bo unieruchomiona świnka została pomniejszona i przerobiona tak, jak należało. Proporcjonalnie, więc spoko. Więcej problemów miała ze zmianą jej skóry, która za żadne skarby nie chciała stać się porcelaną, więc zostawiła ją w pierwotnej postaci. Szkoda, ale cóż! Za to dodała jej szczeniaczki. Szczeniaczki. Zlitujcie się. Nie zrobiła tego umyślnie, ale zanim zaczęła cokolwiek poprawiać, usłyszała za sobą chichot nauczyciela, więc wyszczerzyła się do niego i zostawiła skarbonkę w takiej postaci. Trochę karykaturalnej, ale gotowej. Wstała jeszcze, widząc, że jedna z przyjezdnych, Japonka, nie radzi sobie z Drętwotą. Pochyliła się nad jej zwierzęciem i krótkim ruchem pomogła w unieruchomieniu go. - Hejo, Echo Lyons - przedstawiła się jeszcze, obserwując jak radzi sobie z zadaniem. Nie chciała jej zbytnio rozpraszać i chyba jej się udało, bo zmieniła świnkę świetnie. - Genialne serduszka, propsy - skomentowała, zgarniając swoją świnkę i stawiając obok. - Może nie tak genialne jak szczeniaki, ale cóż! Jesteś z Japonii? - zapytała, mając nadzieję, że może jest szansa na jakieś lekcje jej języka. Był taki zabawny i strasznie przez to przekonywujący!
3, 6, 6 + pomogłam Hotaru
Ostatnio zmieniony przez Echo Merope Lyons dnia Wto Maj 06 2014, 19:05, w całości zmieniany 1 raz
Jeanette, razem ze swoją wykałaczką i super talerzem, który był pewnie najcudowniejszy ze wszystkich, bo wyszedł spod jej łap, czekała na kolejne polecenia. Udała zjawiskowo, że omdlenie Puchonki zrobiło na niej wrażenie, bo przecież nie mogła być publicznie nieczuła na czyjąś krzywdę. Przybrała zmartwiony wyraz twarzy, ale na szczęście ktoś pofatygował się żeby pomóc dziewczynie, więc Krukonka mogła wrócić do swojej roboty. Drętwota była banałem i wyszła świetnie, ale cóż, była już tak stara, że problemy z takimi zaklęciami miewała tylko w nielicznych przypadkach! Transmutacja już nie była tak genialnie prosta, a do tego Villeneuve nie starała się z całych sił, aby doprowadzić świnkę do idealnego stanu. Może gdyby wyobraziła sobie, że zwierze jest Sharkerem (rekin, świnia, jeden pies) miałaby większą motywację. Ostatecznie jej prosiaczek skończył z grubą nogą. Smutne. Skóra jej świnki po zastosowaniu zaklęcia odbijała lekko światło, więc Żaneta była przekonana, że wszystko jest w porządku, jednak po dotknięciu zapadała się nieco. Ups. Cóż, może Withman nie zauważy. Na trzecią część nie miała już ochoty, więc poszła na łatwiznę i dorobiła skarbonce kwiatki. I tak nie powinni narzekać.
No i został jeszcze Thiago, który musiał się sam zmagać z przeciwnościami losu, co za smutna opowieść! Nie mniej wciąż się nie poddawał i hardo brnął do przodu. Już chciał odkładać swój nieudany talerz, kiedy jakaś puchonka zasłabła. Zostawił ją w rękach Astrid, bo wiedział, że to dobre ręce. Dlatego po prostu wrócił duchem i ciałem do zajęć, które szybko się rozwijały. Tak szybko, że nim się zorientował, a nauczyciel trzymał w rękach świnię. Że co? Cabrera zamrugał gwałtownie, po czym uśmiechnął się lekko i wziął taką samą. Pogłaskał ją po ryjku, a potem rzucił zaklęcie zwane drętwotą. Świnka rzeczywiście zesztywniała, więc chłopak mógł działać dalej. Najpierw chciał z nią uformować piękną skarbonkę, jednakże... no jednakże mu nie wyszło, zaskoczeni? Aż Withman musił interweniować, takie to beztalencie z tego Argentyńczyka. Postanowił mimo przeciwnościom losu podejść do kolejnego zadania, gdzie miał zamienić skórę na porcelanę. Niestety, rzucał tym zaklęciem i rzucał, a nic się nie działo. Zrezygnowany postanowił ją chociaż przyozdobić. Padło na piękne pieski. Tak więc miał na blacie zesztywniałą świnię w pieski. Nawet nauczyciel nie mógł przestać się śmiać, nic dziwnego zresztą. - Hej Echo, jestem Thiago, widzę, że mamy podobne świnie - rzucił do gryfonki, bo przecież nie ma lepszego podrywu jak na sparaliżowanego wieprza ozdobionego w czworonogi.
Mistrzem wykałaczek już nie zostanie. Ale nie pozwolił, aby na początkowa porażka przysłoniła mu resztę zajęć. Patrzył się na swojego smoka przez jakiś czas, ale szybko mu się znudziło. Wyszło mu idealnie, ale będzie teraz patrzył się na to nie wiadomo ile czasu. Patrząc na niektórych miał ochotę ich stąd wyrzucić, że też Withman sam tego nie zrobił. Niepewnie patrzył na nauczyciela, który przedstawił im kolejne zadanie. To żart, co nie? Ale kiedy żywa świnka znalazła się przed nim zrozumiał, że tak nie jest. - Drętwota! - wycelował w zwierzę i nawet mu się spodobało. To znaczy i tak nadal wolał wszystkich wyrzucać zaklęciami w górę albo wybuchać coś, ale po raz pierwszy przyszło mu ciskać Drętwotą w świnię i całkiem fajnie było. Udało mu się za pierwszym razem, a na marne próby innych tylko prychał z wyższością. No i oczywiście, że nie pomógł nikomu. Był Madnessem i dobre uczynki nie leżały w jego naturze, zresztą nawet jakby chciał to miał tylko jedną wykałaczkę, więc nie mógł. Zatarł ręce zanim przeszedł do transmutowania. Smok na talerzu był idealny, więc skarbonka, którą przyjdzie mu na końcu zajęć oglądać też musiała. Zmniejszanie było pestką. Z zamkniętymi oczami mógłby to zrobić i do tego mała świnka wciąż była proporcjonalna, chociaż początkowo miał wrażenie, że może łeb był za dużo, ale zaraz się okazało, że wszystko było w porządku. Zamiana skóry w porcelanę… dajcie mu coś trudniejszego. Oczywiście musiał pomacać czy na pewno wszystko było w porządku. Bo wyglądało to przyzwoicie, ale nigdy nie wiadomo czy takie też było. Na koniec jeszcze musiał ją jakoś przyozdobić. Nie miał żadnego pomysłu. Nic. Pustka w głowie. Nic więc dziwnego, że jak odwrócił wzrok na chwilę w stronę okna to zaraz pomyślał, że chmury nie są takie złe. Dobra głupie to było, ale nic innego mu nie przyszło do głowy. Zawsze to lepsze niż skarbonka w kutasy albo cycki. Nie podobał mu się ten wzór, ale Withmanowi przypadł do gustu, no i dobrze.
- Mi wyszło to samo. - odpowiedziała, uśmiechając się współczująco do dziewczyny. W sumie efekt pracy u obu był taki sam. Marny. Nigdy nie była jakoś przesadnie ambitna, poprzeczkę zawsze ustawiała sobie na tyle wysoko, by włożyć w to trochę wysiłku, ale jednak przeskoczyć. Nie walczyła z wiatrakami. Robiła rzeczy, które były w zasięgu jej umiejętności, a ocenianie swoich szans szło jej bardzo dobrze. Dzisiejszy dzień był jednak jakiś niesamowicie pechowy. Po tym jak zmieniła tylko jedną z trzech patyczków, a raczej badyli, jak o nich teraz w złości myślała, nadszedł czas na kolejne zadanie. Każdy z nich dostał swój talerz z pięknym, kwiatowym ornamentem. Cay trafiły się hiacynty. Ponieważ jednak hiacynty są roślinami cebulkowymi (patrzcie jaka mądra), to albo rosną w ziemi, albo w doniczce. No i właśnie to chciała na początku zrobić, pododawać wszystkim kwiatkom piękne kolorowe doniczki, ale niestety wtedy przemówił Withman, każąc im wszystkim zamienić kwiatki w smoka. Oooo. To się jeszcze bardziej spodobało dziewczynie i od razu zabrała się do pracy. Od razu sobie ustaliła, w miejscu których kwiatków będzie głowa, gdzie łapy a gdzie ogon i zaczęła przesuwać powoli różdżką wzdłuż ornamentu, zmieniając blady fiolet na ognistą czerwień a fakturę kwiata na łuski. Wszystko było pięknie i cudownie, a jej została ta malinka na torcie - głowa smoka. Powoli przesuwała w tym miejscu różdżką, jakby masowała talerz, ale nic się nie działo, aż w którymś momencie z dwóch kwiatków stał się jeden, który obrócił się o 90 stopni i wyglądał, jakby był głową smoka. Neveu przygryzła wargę. No zmieniaj się, głupi hiacyncie! - To chyba jakiś pechowy dzień, co o tym myślisz? - zapytała koleżankę, u której szyja stwora była zwieńczona środkiem stokrotki. Parsknęła śmiechem i pokazała jej swój talerz. -Ach, te bezgłowe smoki... - rzuciła, nawiązując do ich talerzy. Po chwili ponownie odezwał się profesor Withman, każąc im podejść do pudełka i wziąć z niego nic innego jak żywą świnkę. O nie. Cay naprawdę kochała zwierzątka. Pieski, kotki, złote rybki, króliczki, chomiki, memortki, psidwaki i kuguchary... Ale świnki? Nigdy wcześniej nie zetknęła się z tym zwierzęciem i prawdę powiedziawszy nie budziło w niej zachwytu. No ale co zrobić... Uważnie słuchała poleceń od nauczyciela, zastanawiając się, czy da radę temu podołać, skoro wyłożyła się już na wykałaczkach, hehs. No ale. Zaczęła od Drętwoty, która jej nie wyszła. No nic, zdarza się. Nie chciała nikogo prosić o pomoc, bo uważała to za zbędną fatygę. Tak więc jej świnka sobie radośnie dreptała, nieświadoma tego, co miało się z nią stać za chwilę. Bez problemu zmniejszyła zwierzę do rozmiarów figurki i postanowiła wygładzić i wyrównać jej nóżki, ale chwila, chwila, coś chyba poszło nie tak, bo oto jedna raciczka była tak wygładzona, że chyba należała do słonia. No nic, trzeba się cieszyć tym, co się ma! Nadszedł czas na zamianę skóry w porcelanę. Cay wzięła głęboki oddech, zamknęła na chwilę oczy, po czym wypuściła powietrze, z powrotem spoglądając na przedmiot transmutacji. Czary mary, hokus-pokus, świnka nadal ma skórę zamiast gładkiej powierzchni porcelany. No nie, serio? Ehh... No to zdobienia. Biedna dziewczyna była już tak zrezygnowana, że po prostu machnęła różdżką od niechcenia i oto na powierzchni świnki ukazało się nic innego jak smok. Czerwony. Czyżby właśnie zrobiła zwierzątku coś na kształt magicznego tatuażu, skoro nie udało jej się przemienić powierzchni w porcelanę? /2->6->1; 5,4->6,5,2
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
No cóż, chyba za wcześnie się ucieszyła, bo mimo że Drętwota udała się jej doskonale i mała świnka znieruchomiała (Isolde miała pewne wątpliwości, czy takie czarowanie jest humanitarne, ale znała profesora Withmana na tyle dobrze, by wiedzieć, że nigdy nie wyrządziłby niczemu żyjącemu krzywdy, szczególnie że uczył również ONMS, więc w końcu dała sobie spokój z tymi dylematami), to dalej nie było już tak pięknie... Co prawda udało się jej zmniejszyć świnkę, ładnie uformować trzy nóżki, które były gładkie i właściwie identyczne. Niestety, ostatnia raciczka kompletnie się nie udała - była wielka i nieproporcjonalna, jakby należała do słoniątka, a nie małej, uroczej świnki. Skrzywiła się lekko i przygryzła dolną wargę, powtarzając sobie, że nie ma co się zrażać. Jest tu po to, żeby się nauczyć, prawda? No cóż, przynajmniej dziurka na grzbiecie wyszła idealnie. Marne pocieszenie, ale zawsze jakieś. W porządku, teraz skóra... to był jakiś koszmar! Isolde próbowała raz po raz, ale skórka świnki pozostawała ciągle tak samo miękka i delikatna, porośnięta tą śmieszną szczecinką, której za nic na świecie nie mogła się pozbyć. W końcu zaczęła podejrzewać, że to ze świnką jest coś nie tak. Westchnęła ze smutkiem i wreszcie dała sobie spokój, widząc, że to nie jest jej najszczęśliwszy dzień. W przypływie złości i rozżalenia postanowiła zrobić coś zupełnie absurdalnego, coś, co niewątpliwie poprawi jej humor - a skoro ta praca i tak była do niczego, jej świnka wyglądała paskudnie, w każdym razie dla Isolde, która całe życie dążyła do perfekcji, choć znała granice, to przecież mogła sobie pozwolić na popuszczenie wodzy fantazji, prawda? Dlatego ciałko jej unieruchomionej świnki pokrył dziwaczny wzór - mianowicie małe, słodkie szczeniaczki z piłkami, patykami, śpiące w koszyku albo tarzające się w trawie. Co prawda profesor Withman zaczął się straszliwie śmiać, ale w gruncie rzeczy o to jej chodziło. I tak gorzej być nie mogło, więc odrobina absurdu czy też poczucia humoru nie zaszkodzi. Przynajmniej tak jej się wydawało.
(ignoruję, bo mam dużo pkt w kuferku), 1, 5, 1 --> 6 :c
Dziewczyna przeraziła się widząc bezbronne zwierzę przed sobą. Co jeśli jej umiejętności (chodzi o ich kompletny brak) i szczęście nie będą wspólgrały i jednak coś się wydarzy? Nie lubiła mieć niczego na sumieniu, a szczególnie nie wyobrażała sobie nieumyślnie spowodować śmierć istotki, która nikomu nic nie zrobiła. Chyba właśnie to sprowadziło ją na ziemię, bo chodź nie przywiązywała szczególnej uwagi do zwierząt to nie było jej obojętne ich egzystowanie. Skupiła się jak nigdy na tym przedmiocie i rzuciła zaklęcie nieco drżącą ręką. Trafiła! Leah była zaskoczona tak bardzo, że nic nie wysadziła, zniszczyła, ani nie zabiła, iż nie mogła uwierzyć w prawdziwość zdarzenia. Udało jej się także transmutować ciało świnki. Bo kto by się przejmował, że wygląda to tak, jakby wcześniej było słoniątkiem? Gdy przyjrzała się uważnie zmiana skóry nie poszła jej źle. Wyglądało bardzo dobrze, choć przy dotknięciu jej... cóż powiedzmy, że nie była to zbyt wytrwały rodzaj porcelany. Natmiast duma ją rozniosła przy wzorze jaki wykonała. Udało się jej smok! Co z tego, że to powtórka z rozrywki skoro nie radziła sobie z tym wcześniej? Teraz wyglądał dokładnie tak jak miał. Głupiutkie osiągnięcia dla świata, ale wielkie dla Puchonki. Rozpromieniona swoim dziełem pomyślała, że "słoń w składzie porcelany to nawet dobra rzecz". Dobrze, że nie powiedziała tego na głos, bo nie wszyscy zrozumieliby o co jej chodzi. Choć co ją to tak na prawdę obchodziło? Ci co muszą i tak prawdę znają. Cały czar zachwytu prysł jednak, gdy dotarło do niej, że niechciałaby skończyć tak jak świnki. W klasie transmutacji, z uczniami, którzy nie do końca wiedzą co robić i bez prawa do sprzeciwu. Przeszedł ją mały dreszcz na tę myśl. Oby reinkarnacja nie była prawdą, bo Leah chyba by tego nie przeżyła.
Siadła wygodnie na krześle patrząc na zwierzątko. Nie żeby szczególnie mocno jej czyś podpadło, ale efekty jej czaru właśnie na coś takiego mogły wskazywać. Cokolwiek co jej powstało, nie przypominało w żadnym razie świnki. Może jakąś taką dziwną, kreskówkową. Ale tego nie mogła wiedzieć. Nie oglądała za dzieciaka bajek. Może dlatego wyrosła na taka, jakby jej wstawić kijek w dupę i kazać chodzić prosto, sztywno. Westchnęłaby ciężko, ale nie należało załamywać rąk, okazywać zmęczenia, czy słabości. Nieee. To nie do niej podobne. Do kogoś innego może. Spojrzała na swój twór, tracąc wiarę. Świnka… kurcze. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Ani w głowie, ani w stworzonej skarbonce przed nią. Skrzywiła się znacząco. No nic. Działamy dalej. Przentransmutowała skórę świni, raz, drugi, trzeci, przy czwartej próbie musiała się pogodzić z faktem, że ta była strasznie oporna. Nie chciała się jej poddać. — Taaaaa. Czy mogę prosić o zamianę wieprza? — uderzyła świnię w nos. Co prawda odrętwiała nie mogła zareagować, ale miała jej dość. Chętnie posłuchałaby jak kwili, tylko, że to chyba nie była część zadania. Dzisiaj nie miała litości dla zwierząt. Normalnie, może nawet przejęłaby się faktem, czy to, co z nimi robili je bolało, ale obecnie… po prostu wyładowywała się na Bogu winnym zwierzęciu. Za treningi, za lenistwo jej drużyny, za wszystko. Za złość, z jaką nie mogła sobie poradzić od grudnia. A chmurki… chmurki to akurat nie był jej pomysł. Zwaliła go od Reyesa, bo siedział mniej więcej blisko. Profesorowi się podobało. NO cóż. Nie będzie tego egzekwowała, bo i po co? Ważne, że on był zadowolony.
Drętwota + 2 (1) , 6, 5 mogę pomóc, ale wszyscy świetnie sobie radzą ;C
Arcellus na tyle klasy niewiele rozumiał z tego, co mówił do nich Profesor bo też wcale nie słuchał co miał im do powiedzenia. Akurat tylko udało mu się zupełnym przypadkiem wyłapać moment, w którym przetransmitował świnię w skarbonkę. Acha…. Więc takie było zadanie. Zerknął na Sharkera z boku, obserwując jego poczynania. Sam nie poganiał się za bardzo. Świnia nie zając, nie ucieknie. Siedziała grzecznie w pudle i kwiczała. Niech kwiczy. Zostawił ją jeszcze przez chwilę, spoglądając też po innych Ślizgonach. Wszyscy jak jeden mąż uparli się na te serca… no ok. Skoro tak to może takie było polecenie Ralpha. Nie egzekwował tego, bo i nie miał nawet ochoty się nad tym zastanawiać. Wyciągnął z pudła świnię kładąc ją na stole, leniwie sięgając o różdżkę, na nowo schowaną do kieszeni, w tym samym czasie świnia wypędziła przed siebie, chcąc umknąć z blatu, ale zatrzymała się w miejscu. Parzył na nią z dość ograniczonym zainteresowaniem, chwilę potem przyciągając ją z za świński ogon do siebie. Świnka musiala w tym pomóc, jeśli nie chciała się pozbyć zadka. Jej problem. Trza było uciekać? Ktoś jej kazał? Dopiero po tym jak wymęczył zwierzaka, rzucił na niego Drętwotę, co by dalej się nie bawić w takie duperele. Nieruchoma świnka, martwa świnka, co za różnica. Mógłby pierdolnąć i Avadą, bez żalu, ale skupianie na sobie uwagi innych z powodu zielonego światła było mu w tym momencie całkiem nie na rękę. Więc niech będzie i Drętwota. Zamachnął się kolejny raz różdżką, wykonując zgrabny, zręczny ruch dłonią. Nie był alfa z transmutacji, ale jak na jego czujne, ślizińskie oko, skarbonce nie można było nic zarzucić. Oprócz prostego faktu bycia skarbonką. Nigdy nie rozumiał tego wymysłu. Na co to komu?
Amelia była zachwycona, gdy nagle w klasie pojawiło się tak wiele małych i chrumkających stworzonek, jak świnki. Zabawne, że profesor zadał sobie tyle trudu, żeby stworzyć tak interesującą lekcję! Szkoda, że nie każdy nauczyciela starał się do tego stopnia. W ostatnim czasie tylko trzech z nich pokazało klasę. Pewnie miało to związek z przyjazdem nowych osób, coby Hogwart nie wyszedł na tak bardzo nudny, jak jest naprawdę. Wielka szkoda, bo może wtedy przekonaliby się, dlaczego mieszkańcy zamku są tak niemili, oschli i znudzeni. Wszędzie widziała tylko te uśmiechnięte twarze nowych, które doprowadzały ją do szału. Postanowiła nie myśleć jednak teraz o potopie przyjezdnych, a skupić się na zadaniu. Wyciągnęła różdżkę i wycelowała w małą świnkę, zastanawiając się czy biedactwo będzie coś czuło. - Drętwota! - bez problemu udało jej się rzucić zaklęcie, biedna świnka jednak nie padła jak długa i nie chciała przestać się ruszać. Trochę problem. MOŻE KTOŚ JEJ POMOŻE? Westchnęła cicho, czekając na dalsze instrukcje pana profesora i rozglądając się po sali. Słuchając instrukcji profesora, spróbowała przetransmutować świnkę. Poszło jej całkiem nieźle, tak wydawało jej się przynajmniej na początku. Całokształt wyszedł taki, że świnka Amelii zmniejszyła się do rozmiarów skarbonki, a trzy raciczki były poprawnie zmienione. Z czwartą było jednak coś nie tak. Jakimś cudem przypominała raciczkę słoniątka, a nie małej świnki. No i oczywiście na koniec dorobiła jej na grzbiecie idealną dziurkę na monety! Panna Wotery, lekko zdezorientowana zignorowała jednak to małe niedociągnięcie i wzięła się za następny krok, który miała zrobić. Co to było? Zmienienie skóry w porcelanę. Zmusiła świnkę do tego, żeby nie ruszała się ani o milimetr, a skórę stworzyła idealnie gładką i lekko połyskującą, dokładnie taką, jaką na samym początku pokazywał profesor. Cóż za idealne dzieło, nie sądzicie? Kolejny krokiem w zadaniu było ozdobienie świnki w jakikolwiek sposób człowiek sobie zażyczy. Panna Wotery wpadła na banalny, ale cieszący oko pomysł - chmurki. Nauczyciel okazał się bardzo zadowolony z jej wyboru, ponieważ jej skarbonka przypominała mu młodość, kiedy biedaczek mógł być beztroski i lekkomyślny. Skarbonka Amelii, przynajmniej zdaniem jej samej, wyszła na cztery z ogromnym plusem. W końcu zdeformowała jej tylko jedną nóżkę.
2, 6, 3, 5 MOŻE KTOŚ POMOŻE AMELII?
Ostatnio zmieniony przez Amelia Wotery dnia Sro Maj 07 2014, 15:02, w całości zmieniany 1 raz
Zła passa dalej zbierała swoje żniwo i na nic się zdawały wszystkie usilne próby Victora. Na pierwszy ogień poszła nieudana drętwota, która tylko wystraszyła świniaka. O mały włos, a zwierzakowi udałoby się popełnić dezercję. Chłopak w ostatniej chwili zdążył złapać ją i przycisnąć do blatu. - A ty gdzie się wybierasz cholero mała? - warknął na nią - Jeszcze jedna taka akcja, a przerobię cię na jakąś wędzonkę. Prosiak chyba zrozumiał ostrzeżenie, bo się uspokoił, albo Blaise odkrył w sobie dar gadania ze zwierzakami, najbardziej prawdopodobnie to pierwsze. Kolejne podejście miało zmienić rozmiar świnki i jej skórę, oczywiście zmniejszyło, ale tylko odrobinę, a jej skóra zaczęła przypominać miękki plastik. Los ulitował się na szczęście nad wzorkiem, bo Victorowi wyszły serduszka, multum serduszek na śwince (prawie) skarbonce. Jakoś tak strasznie walentynkowo, ale Withman nic na ten temat nie powiedział więc jest dobrze. No i dużemu odsetkowi uczniów wyszedł taki szlaczek.
Leonardo przez długi czas zastanawiał się, jak właściwie ma zabrać się za zadanie, które postawił przed nimi profesor. Wiedział, że nie ma dziś zbyt wielkiego szczęścia, dlatego starał się ani odrobinkę nie wychylać z grupy. Z reguły lubił być stawiany za przykład i wzór godny do naśladowania, dzisiaj jednak wystarczy mu święty spokój i odrobinę umiejętności. Na początek wziął się za unieruchomienie biednej, małej świnki, którą miał dzisiaj transmutować. - Drętwota! - powiedział, jednak nic się nie wydarzyło. Lekko zdezorientowany rozejrzał się dookoła czy nikt nie widział jego nieudanej próby i postanowił rzucić zaklęcie jeszcze raz. Ciekawe czy tym razem się uda? - Drętwota! - powiedział cicho, a świnka padła na podłogę, ze sztywnymi raciczkami. Szkoda takiego małego stworzonka. Leosiowi zrobiło się przez moment żal świnki i chciał zostawić to biedne stworzonko w spokoju i wyjść z klasy. Przezwyciężył jednak swoje negatywne odczucia i wziął się do dalszej pracy. Może właśnie dlatego nie wyszło mu zmienienie rozmiarów świnki, a zamiast tego obsypanie jej brzucha bolesnymi krostkami? Na szczęście profesor stanął na wysokości zadania i naprawił od razu jego błąd, obserwując go już bacznie do końca lekcji. Bał się, że Leo nawywija coś jeszcze? Sam chłopak był zdziwiony, dlaczego nie poradził sobie z tak łatwym zaklęciem, więc cieszył się, że nauczyciel czuwa nad jego umiejętnościami. Postanowił jeszcze zrobić otwór na jej grzbiecie na monety, w końcu to ma być skarbonka, prawda? Tak więc Leonardo wziął się za trzeci etap, zmienianie skóry w porcelanę. Ten etap poszedł mu zdecydowanie lepiej, bo gdy skończył, uzyskał dokładnie taką świnkę, jaką prezentował wcześniej profesor. Porcelana lśniła idealnie. Na sam koniec pozostało mu tylko pochwalić się swoją pomysłowością, postanowił ozdobić porcelanową świnkę chińskim smokiem, który naprawdę mu się spodobał. Zupełnie nie rozumiał niezadowolonej miny pana profesora. Przecież to, jak będzie wyglądała skarbonka, zależy tylko od niego.
Tak sobie wow napisze posta na szybko hehs. Jako, że Jul jak i w sumie ja się śpieszyła wzięła świnkę od Whitmana, pizgnęła w nią drętwotę, która to się udała po czym to tak bardzo wow udało jej się ją zmniejszyć, that zajebistość. W międzyczasie odpowiedziała Sharkerowi - Trening? Był trochę męczący, ale w sumie spoko - po jakże wyczerpującej wypowiedzi znów skupiła się na zadaniu. Mimo iż wykonywała zadanie w pośpiechu skóra także poddała się przemianie i oto prawie powstała już skarbonka, którą to miała uzyskać. Jednakże, kiedy to przyszło jej dekorowanie swojego tworu okazało się, że nie jest zbyt kreatywna, na śwince pojawiły się polne kwiaty. Nyh, srsly? No niech już będzie.