By uczniowie z innych domów mogli się bardziej z integrować, równocześnie odpoczywając po ciężkim dniu nauki powstał Salon Wspólny. Jego wnętrze jest wypełnione barwami wszystkich czterech domów. W wielkim kominku naprzeciwko kanapy zawsze miga wesoło ogień. Wokół niego rozstawione są żółto- czerwone sofy. Oprócz tego można tu znaleźć niewielkie stoliki razem z pufami, by móc przy nich na odrobić lekcje. Są one rozstawione przy ścianie, naokoło kominka. Na co dzień z ogromnych okien padają promienie słoneczne, rażące w oczy siedzących blisko nich uczniów. Zaś sufit Salonu Wspólnego posiada malunki zwierząt czterech domów razem z przynależnymi do nich kolorami.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie Cze 20 2010, 23:56, w całości zmieniany 1 raz
Hayley weszła do Salonu Wspólnego. Popatrzyłą przez ramię na pchającego ją lekko Jaya i skarciła go wzrokiem. Gdy tylko znalazła się w środku z westchnieniem opadła na najbliższy fotel. Jedną nogą miała przerzuconą przez poręcz fotela, tak samo jak jedno ramię i głowa. Włosy już prawie całkiem wymknęły się z gumki i niemal zamiatały podłogę. - Spacery po Zakazanym Lesie są jednak trochę męczące - powiedziała, patrząc na Ślizgona do góry nogami.
Wchodząc od Salonu Wspólnego, stwierdził, że było to raczej błąd. Siedziała w nim Bell razem ze swoją koleżanką. Ale w końcu jak ją zignoruje, to raczej nie ma się o co się do niego przyczepić, prawda? Rozłożył się na kanapie i podparł poduszkę pod głowę. - Zdecydowanie męczące- stwierdził, kiwając głową.
Rox: Blondynka spojrzała uważnie na wchodzących uczniów. Chłopak skrzywił się na widok Bell. Czyli jednak się coś działo, gdy jej nie było. Rox nie chciała ingerować w ich sprawy. Nowo przybyłą dziewczynę kojarzyła z twarzy, wiedziała, ze jest Gryfonką. Rox wróciła do rozmowy z Bell. Nie maiła teraz ochoty wysłuchiwać żadnych kłótni. - Alison? A po co by była komukolwiek Alison? - zaśmiała się.
- Cześć Jay, cześć Hay - krzyknęła przez pół pomieszczenia. Jak on mógł tak ją ignorować? - Widzę, że już następna dziewczyna... Sprawdziło się to co powiedziałam o tobie i Christine? - A bo ja wiem? Jeśli to jakiś klan, jak pisali w innym Proroku... - Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że te dwa wydarzenia mogą być ze sobą powiązane. Ale czy naprawdę? - Tacy ludzie są zdolni robić różne dziwne rzeczy.
Westchnął głęboko. Jak ona go zauważyła? Przecież tak wspaniale się zakamuflował. - Cześć Bell- powiedział bez cienia entuzjazmu, ale na tyle głośno, by mogła go usłyszeć- Hayley nie jest moją dziewczyną. Nie pamiętam co nam przepowiedziałaś, wybacz, wypadło mi z głowy.
- Hej Bell - odpowiedziała Hayley z uśmiechem. Odwróciła się w stronę Jaya, rozbawiona. - Z tego co się właśnie zorientowałam, prowadzisz bujne życie towarzyskie? Wyprostowała się na moment i zdjęła kurtkę. Poprawiła rzemyki, którymi miała obwiązany cały lewy nadgarstek. Potem znowu wyciągnęła się w fotelu.
- Bujne? Można tak powiedzieć. Aczkolwiek nie zawsze z własnego wyboru. Jednak nie znam jeszcze imienia Twojej koleżanki Bell. Może mi ją przedstawisz? Hayley już znasz, widocznie. Kiedy to powiedział odwrócił się w stronę gryfonki, zastanawiając się czy nie pomóc zdjąć jej kurtki. Ale zanim zdążył ruszyć palcem, już leżała z powrotem na swoim miejscu.
Rox: - Jestem Roxane - powiedziała puchonka. Roxane, która jak zwykle jest tam, gdzie jej nie powinno być... Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do Jaya i Hayley. Ivan na chwilę zaprzestał dreptania i spojrzał na nowo przybyłych swoimi żółwimi oczkami. Rox spojrzała zdezorientowana po uczniach w salonie i poczuła się nieswojo, lekko mówiąc.
- Hayley - przedstawiła się gryfonka, patrząc w stronę dziewczyn do góry nogami. Uśmiechnęła się lekko. Chwyciła kurtkę i rzuciła ją na ziemię tuż pod swoją głową. Po chwili związała włosy od nowa w kucyk. Przekręciła się nieco w fotelu, gdy do głowy napłynęło jej za dużo krwi.
- Jasne. Uważaj bo uwierzę. Ale rozumiem, że nie chcesz o tym mówić przy swojej.. koleżance - posłała Hayley uśmiech. W co ona się pakowała? - Jak widzisz, już nie muszę... Tylko zacznij się do niej dobierać... spojrzała na Ślizgona tak, że musiał domyślić się co ma na myśli.
- Wyobraź sobie, że nie każdej dziewczynę traktuję jak przedmiot do zaliczenia- powiedział do Bell, unosząc oczy do góry- Na przykład Ciebie bym nie tknął kijem, a Hayley jest mała. A co do Twojej wróżby była tak mętna i niepewna, że sam nie wiem co miałem z niej wywnioskować. Aczkolwiek, wciąż utrzymują z Christiane bliższy kontakt. Odwrócił się w stronę Roxane. - Jay, jak słyszałaś. Miło mi Cię poznać- powiedział do niej z uśmiechem, ignorując spojrzenie Bell.
Hayley usiadła prosto. Uśmiech zrzedł z jej twarzy, gdy wyczuła w powietrzu kłótnię. Odwróciła głowę w stronę Jaya. - Z tego co mówisz wynika, że niektóre jednak traktujesz - powiedziała sucho. Nie znosiła słuchać, że jest mała.
Musiał przez chwilę się zastanowić, dlaczego chociaż były to słowa pasujące do ironii Bell, mówi takie rzeczy i na dodatek nie porusza ustami. Dopiero po chwili zorientował się, że to powiedziała Hayley. Patrzyła na niego nieprzychylnym wzrokiem. Jeszcze tego brakuje, żeby przez tą rudowłosą wredną dziewczynę, przestała go lubić. - Wcale nie. Bell mnie po prostu nie lubi, bo jej zdaniem miałem za dużo dziewczyn. Przynajmniej tak ją rozumiem, bo naprawdę nie wiem z jakiego powody się na mnie uwzięła... Bell od kiedy zaczęłaś mnie irytować swoimi docinkami?- zapytał głośno dziewczynę.
- Coś ci się pomieszało. To ty mnie nie lubisz, nie ja ciebie. Traktuję cię jak każdego normalnego kretyna w tej szkole - jakby oni byli normalni. W tej chwili rozległ się głuchy dźwięk spadającego czegoś. Bell natychmiast spojrzała w tamtą stronę. Och, Franklin! Poderwała się z kanapy na której do tej pory prawie leżała i podniosła żółwia. Sprawdziła czy nic mu się nie stało. - Mnie się o to pytasz? - spojrzała dziwnie na Jaya i położyła Franklina na podłodze, żeby sobie pochodził, tym razem nie spadając.
- Wcale nie, tym nie irytujesz, gdyż się na mnie uwzięłaś- Udał, że się zastanawia, dotykając palcem podbródka- Czyżby od kiedy zacząłem chodzić z Twoją siostrą? Nie zwrócił uwagę na jej upadającego żółwia. - Założyłyście razem z Viv hodowlę?- zwrócił się do dziewczyn, po czym spojrzał na obrażoną Hayley. W zasadzie nie widział co powinien zrobić, żeby nie była zła... więc póki co tylko na nią patrzył.
Rox: Rox położyła Ivana na ziemi i ciężko oparła się. Fotel, na którym siedziała wydał z siebie ciche skrzypnięcie. Do kłótni dołączyła się jeszcze Hayley... A miała nadzieję odpocząć po podróży.
Hayley wydała z siebie przeciągłe, ciche westchnięcie i usiadła w poprzedniej pozycji. Zamknęła oczu i objęła się rękami. Chciała zaczekać, aż da słowna przepychanka się skończy. Od jakiegoś czasu miała dość kłótni.
- Niee, raczej jak przestałeś. Tak wspaniale spędzałeś czas razem z Vivien, że o niej zapomniałeś... Co takiego właściwie między wami zaszło? Nigdy o tobie nie wspominała. Trąciła Franklina nogą. Nie chciała, żeby podszedł za blisko Jaya, jeszcze by go nadepnął. - Hmm, my właściwie nie. Ale Wilson na pewno.
Jak na zawołanie spiął się mocno. - Nie wtrącaj nosa w nieswoje sprawy- wycedził, zdenerwowany. Nawet nie zauważył, że w jego dłoniach pojawiła się różdżka, w tej chwili wycelowana w sufit. Patrzył na Bell przymrużonymi oczami.
Hayley kątem oka dostrzegła różdżkę w rękach Jaya. Popatrzyła na niego i pokręciła głową. Nie była pewna, czy to dostrzegł, bo jego uwaga skupiona była na Bell. Gryfonka patrzyła to na jedno, to na drugie.
- Bo co? Lubie wszystko wiedzieć - uśmiechnęła się kącikiem ust. Widząc, że Jay wyjmuje różdżkę, pierwsze co zrobiła to odniosła Franklina i położyła go tuż obok Rox. Wyjęła teraz swoją, tak na wszelki wypadek. Nie wiadomo co mogło mu przyjść do głowy.
- Skoro przyjaciółka Ci nic nie odpowiadała, nie myśl, że ja to zrobię- wycedził. Teraz już nie leżał, a siedział na kanapie, wciąż wpatrując się w Bell- Lepiej zajmij się swoimi bezużytecznymi pokrakami, żyjącymi gdzieś daleko, o których tak bardzo lubiłaś mówić.
Hayley coś ścisnęło żołądek. Zsunęła się z fotela i podeszłą do jednego z okien. Przyłożyła ręce do twarzy i policzyła w myślach do dziesięciu. Potem do dwudziestu. Znów do dziesięciu. Miała nadzieję, że kiedy skończy, nie będzie śladu po kłótni.
- Masz na myśli najpiękniejsze zwierzęta na świecie, które pomimo tak długich nóg poruszają się z taką gracją... której ty nie masz ani trochę? - zmrużyła oczy. Jak śmiał tak obrażać żyrafy!? - Avis! Oppungo! - ptaszki w szaleńczym tempie ruszyły na Ślizgona. Wydawały się jeszcze bardziej wściekłe niż Bell, która teraz nie zwracała uwagi na Rox ani dziwnie zachowującą się Hayley.
Dziewczyna go zaskoczyła. Wstał z kanapy i przyjmował na siebie atakujące ptaszki, które dziobały go po dłoniach, którymi zasłaniał twarz. Wyciągnął przed siebie rękę z różdżką. Jakie zaklęcie powiedzieć, żeby nie skrzywdzić Bell? - Subitopelo! Tarantallegra!- powiedział dwa zaklęcia pod rząd, może chociaż jednym trafi krukonkę.
Hayley odwróciła się gwałtownie i z przerażeniem obserwowała śmigające błyski światła. Zagotowała się w niej złość. Wyciągnęła różdżkę. - Protego! - krzyknęła, wyczarowując barierę między Bell i Jayem. Podążyła wzdłuż niej szybkim krokiem i doszła do drzwi. Otworzyła je, nie oglądając się za siebie. Przekroczyła próg i trzasnęła nimi z całej siły. Dopiero wtedy odetchnęła. Oparła się na chwilę o ścianę na zewnątrz pokoju, by uspokoić oddech.
Pierwsze zaklęcie jakimś cudem ominęło Bell i trafiło w siedząca tuż za nią Rox, która natychmiast porosła włosami. Ruda tak się na nią zapatrzyła, nie widząc czy powinna się śmiać czy raczej być wściekła, że nie zauważyła następnego nadlatującego zaklęcia. Pląsy? przecież to takie prymitywne. Doskonale wiedziała, co powinna zrobić żeby je zakończyć. Usiadła na kanapie i rzuciła na swoje nogi Finite. Wstała i bez zastanowienia rzuciła zwykłego Expeliarmusa. Ale zaklęcie zamiast trafić w Jaya, rozprysnęło się mniej więcej w połowie drogi. Tarcza? zdziwiła się. Zobaczyła mijająca ją Hayley, a zaraz potem trzask drzwi. - Co z nią?
- Protego- powiedział, a ptaszki zaczęły walić w tarczę, którą wyczarował. Spojrzał w stronę wychodzącej Hayls. - Chyba się wkurzyła- stwierdził wzruszając ramionami. Spojrzał na Bell, której oczywiście nic się nie stało. Jednak ku jemu zdziwieniu Roxane była cała zarośnięta włosami. Przez atakujące go ptaszki, nie zauważył tego wcześniej. Zaczął się głośno śmiać, widząc dziewczynę. Widząc, że Bell znowu podnosi różdżkę, skierował na nią swoją. - Densauego!- krzyknął, wciąż lekko chichocząc.