Klasa ta znajdująca się na piątym piętrze, jest jedną z największych w zamku. Przestronna i dobrze oświetlona zapewnia przyjemną atmosferę. W końcu sali znajdują się wysokie półki po brzegi zapełnione różnymi przedmiotami, które zapewne nieraz były transmutowane. Między nimi widnieją także najbardziej znane książki dotyczące tego przedmiotu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Transmutacja
Wchodzisz do Klasy Transmutacji, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Transmutację. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Patton Craine oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Stavefjord. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z transmutacji można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Przytocz i opisz dokładnie pierwsze prawo Gampa. 2 – Przytocz i opisz dokładnie drugie prawo Gampa. 3 – Opierając się o prawa Gampa stwierdź, czy można transmutować następujące przedmioty: ołówek, sowa, duch, eliksir Felix Felicis, różdżka. 4 – Podaj trzy zaklęcia wpływające na zmianę wyglądu przeciwnika i opisz ich działanie. 5 – Podaj trzy zaklęcia pozwalające na przemianę przeciwnika w stworzenie i podaj ich działanie. 6 – Podaj nazwę i opisz dokładne działanie zaklęcia, tworzącego iluzję osoby rzucającej to zaklęcie.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Transmutuj jabłko w dwie gruszki, a następnie zamień jedną gruszkę w ołówek, a drugą w świecę. 2 – Zmień trzy kamienie w ptaki - kanarka, papugę i wronę. 3 – Transmutuj figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokieruj nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. 4 – Zamień dzban w dynię, a następnie przywróć go do pierwotnej postaci. 5 – Wydłuż kielich, zmień szkło w plastik oraz zmień barwę tworzywa na czerwoną. 6 – Zmień kolor płótna, w które ubrana jest kukła, na zielony. Zmień wygląd kukły używając trzech dowolnych zaklęć transmutacyjnych - przed każdym zaklęciem powiedz, jaki chcesz osiągnąć efekt.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Transmutacja:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Enzo miał tego dnia pewne szczęście w nieszczęściu. Jego pech polegał na tym, że dnia dzisiejszego udało mu się zgubić różdżkę. Nie wiedział jak to zrobił, ale ot zwyczajnie, kiedy wrócił spod prysznica, nie potrafił już jej nigdzie znaleźć, chociaż był pewien, że zostawił ją na łóżku. Przez dobre dwadzieścia minut kucał, skakał i ogólnie stawał na głowie, aby tylko znaleźć ten przeklęty patyk, ale jakoś tak zupełnie nie rzucał mu się w oczy. Dopiero wtedy, kiedy prawie na nią nadepnął, Halvorsen odnalazł różdżkę, jednocześnie poirytowany, jak i rozbawiony. Wspaniale, Enzo. Cieszył się, że Shenae nie mogła tego zobaczyć, gdyż jak nic, uśmiałaby się nieźle. Szkoda tylko, ze jeszcze nie wiedział w jakim stanie znajdowała się jego dziewczyna. Dalsze przygotowania do lekcji poczynił już bardzo szybko. Nigdy w życiu nie chciałby się spóźnić na transmutację, więc nawet pomimo tego, że był ileś minut w plecy, udało mu się nawet zdążyć przed rozpoczęciem zajęć. Zjawił się w klasie nawet trochę wcześniej, ale nie był pewien czy to dobrze. Kiedy przekroczył jej próg, od razu poznał, że coś jest nie tak. Shenae wydawała się jednocześnie poirytowana, jak i wypompowana z sił, dlatego podszedł do niej nadzwyczaj ostrożnie, zupełnie tak, jakby to zrobił w obliczu witania się z hipogryfem, muskając przelotnie jej ramię. - Hej… - powiedział, niepewien czy powinien się teraz w ogóle odzywać, ale jego postawa zupełnie przeczyła temu niezbyt pewnemu siebie głosowi. Wyprostował plecy, spoglądając na zebranych nieco ostrożnie i nawet wysunął się trochę przed czarnowłosą. Uruchomiła mu się postawa obronna.
To wszystko było bardzo śmieszne. Nawet reakcja Shenae... mogła się jej domyślić, kiedy tylko ją zobaczyła. Szkoda, że to było dopiero po rzuceniu zaklęcia. Miała tylko nadzieję, że nie trafi znowu do dyrektora, bo używanie takich czarów mogło być trochę ryzykowne. Ale chyba nie rozpoznają czegoś, czego nie znają? Nawet pielęgniarka stwierdzi, żeby były to zwykłe niestrawności... co najwyżej spotęgowane zaklęciem. Uśmiechnęła się do Cyrusa, bo to było bardzo miłe z jej strony. - Dzięki - szepnęła do niego. - Dobrze wiedzieć, że działa jak trzeba. - Spojrzała właśnie na Lucasa... i parsknęła śmiechem, bo ten ubrudził tego gryfona co stał obok. Dobrze, że nie ją! Pod wpływem zaklęcia jakoś dziwacznie się przemieszczał, ale to chyba nie było nic dziwnego. Była totalnie z siebie zadowolona, aż do momentu, kiedy spojrzała na @Hollywood Ainsworth. Coś się z nią działo. Nie zwracając uwagi na to, że Shenae kazała im przecież wyjść na korytarz, podeszła do dziewczyny i spojrzała na nią z niepokojem. Mogła się tylko dosyć celnie domyślać co jej jest... wszyscy chyba jakoś cierpieli, ale niczym dziwnym wydawało się Daisy, ze Holly reaguje aż tak mocno. - Hej, Holly? - przytuliła ją i trzymała tak. Momentalnie poczuła się winna, chociaż rzuciła tylko jedno zaklęcie i wcale nie rozpętała tego wszystkiego. Było trochę tak, jakby Holly była Janice, tylko że ją mogła jeszcze uratować.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Kostka na 2, na obronę przed zaklęciem Vittorii. Uchroniła się przed kolejnym, dlatego że nie zdążyłam napisać postu.
Katherine czuwała, wiedziała, że Salemka jest czujna, więc gdy tylko spostrzegła, że ma czerwone włosy, a także poczuła spojrzenie na sobie od razu rzuciła protego, celnie ratując się przed zaklęciem dziewczyny. Uśmiechnęła się do niej triumfalnie. Później było już tylko gorzej. Pojawił się jakiś gryfon, który zmienił Lukasa w świnię, a potem Oriane go odmieniła. Nie miała zamiaru tutaj pomagać. To praktycznie ona stworzyła tą całą akcję, niby, bo kłótnię zaczęli Lukas i Titi, a ona tylko ją podburzyła. -Trzymaj się z daleka od Nathaniela- powiedziała dosadnie do dziewczyny a potem odsunęła się od niej. Jeśli będzie trzeba to nawet jest gotowa ją skrzywdzić, byle ta trzymała się z daleka od Woodsa. Podeszła do Gryfona. -Jesteś żałosny, transmutowanie ludzi w zwierzęta jest zabronione w Hogwarcie, niegrzeczny Gryfon, chyba minąłeś się z powołaniem błaźnie- powiedziała, albo też raczej wykrzyczała mu w twarz ironicznie. Był naprawdę beznadziejny, a do tego nie walczył czysto. Gdy już Lukasa odczarowano i ten go uderzył, nie reagowała. Nie interesowało ją to nic, a nic. Miała to gdzieś, ale nawet jej gdzieś tam w głębi duszy delikatnie zaimponował. Potem dalsze piekło,ponieważ w końcu Pani Prefekt wstała. -Czekałam aż wstaniesz wreszcie i zakończyć tą zabawę, robiło się już niesmacznie. Wyglądałaś na zmęczoną, gdy przechodziłaś obok i siadałaś obok tego gryfona- powiedziała z uśmiechem do dziewczyny. Nie zareagowała na punkty, praktycznie miała je w tym momencie gdzieś bo do klasy wszedł Salemczyk @Cyrus Lynford . Podeszła do niego i dała mu buziaka blisko ust tym samym szepcząc mu cicho - ominęła cię zabawa z plebsem, myślą że są lepsi i się panoszą. Ja tylko chciałam się dobrze bawić- zaśmiała się trochę głośno po czym przesunęła dłonie na jego szyję przytulając go, a potem odchodząc od niego. Na odchodnym odwróciła się jeszcze na moment. -Usiądziesz obok? - zapytała po czym wróciła do swojej ławki by tam rozłożyć się wygodnie i czekać aż lekcja się wreszcie rozpocznie.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed również wybierał się na transmutacje, ale ani mu w głowie było użeranie się z niesfornymi uczniami. W dniu dzisiejszym, po raz kolejny w tym tygodniu, był raczej nie w nastroju do żartów, ani do uspokajania rozemocjonowanych dzieciaków, jakie w tym momencie opanowały klasę transmutacji. Szczęśliwie ominęło go wymiotowanie oraz inne, niemiłe elementy dzisiejszych zajęć. Wszedł do klasy chwilę przed wyjściem Belphegora, dzięki czemu załapał się na odejmowanie punktów i końcowe odzywki towarzystwa. Czy kogoś zaskoczyło to, że tak właściwie to zupełnie to zignorował? Najpewniej tylko dlatego, że nie zdawał sobie sprawy, iż @Shenae D'Angelo ośmieliła się odjąć punkty Oriane tak właściwie to za… pomoc, ale mimo wszystko. Przeszedł dumnie przez klasę, ostentacyjnie ignorując Shenae, a witając się po krótce z @Oriane L. Carstairs oraz @Katherine Russeau. Zapewne posłał też przelotne spojrzenie w stronę @Cyrus Lynford, z którym grał w durnia. Nie zapominajmy też o @Vittoria Brockway, na którą w zasadzie popatrzył dłużej niż na pozostałych, ale bardziej dlatego, że zastanawiał się skąd u niej takie emocje. No nic, może później przyjdzie mu się dowiedzieć, ale na pewno nie będzie specjalnie nalegał na tę wiedzę. Pewnie i tak D’Angelo zaraz wyskoczy z jakimś głupim gadaniem o tym, że niczym się nie interesuje czy cokolwiek. No nie było opcji, żeby tak po prostu go zignorowała, kiedy tak wyraźnie było widać, że dopiero co niekoniecznie poprawnie skorzystała z prefektowego przywileju odejmowania punktów. Nie odczytał tego wyłącznie z jej twarzy, ale również ze sposobu, w jaki patrzyli na nią „pokrzywdzeni” i w objawie niewytłumaczalnego zaufania, po prostu w to uwierzył. W każdym razie, zaraz skoncentrował spojrzenie na kimś innym, kogo od początku poszukiwał wzrokiem w tej klasie. @Hollywood Ainsworth. Obejmowała ją ta dziwna, kolorowa dziewczyna z klubu pojedynków, @Daisy Manese zdaje się, a najgorsze było to, że Sharker kompletnie nie rozumiał dlaczego. Momentalnie się najeżył, chociaż ciężko było mu powiedzieć, dlaczego aż tak się tym przejął. W mig znalazł się tuż obok nich, kładąc dłoń na głowie Maddie i głaszcząc ją w bardzo przelotny, ale niewymownie intymny sposób. Popatrzył pytająco na Daisy, licząc na to, że go oświeci i będzie mógł pomóc rudej w inny sposób, niż zastosowanie niewerbalnego zaklęcia uspokajającego, z którego tak czy siak teraz skorzystał, niepostrzeżenie celując w Holly różdżką.
Hollywood na szczęście Daisy w żadnym stopniu o nic nie obwiniała. Mogła tylko siebie, o swoją własną dysfunkcjonalność. Jeszcze chwilę spinała mięśnie w takim stopniu, że te doprowadzały do lekkiego drżenia jej ciała. Na szczęście Manese zareagowała bardzo szybko. Holly czując dotyk na ramionach z początku drgnęła gwałtowniej, chwilę ignorowała jej obecność, jakby nie do końca świadoma, że ktoś próbował jej pomóc. Dopiero później uniosła nieco zdezorientowany wzrok do oczu koleżanki, którą traktowała więcej niż jak tylko kolejną znajomą twarz z Salem. Objęła dziewczynę ciasno, uczepiając się jej mundurka. Wtuliła się w jej pierś, chowając twarz w jej szyi. W dalszym ciągu nie wiedziała skąd w niej tyle emocji. Bardzo nieznanych i doprowadzających ją do stanu, w którym nie potrafiła odpowiedzieć Daisy ani słowem. Chciała powiedzieć, ze wszystko w porządku, ale nie czuła się, jakby tak było. Chwilę późnij nerwowo wyginała palce na krzyżu dziewczyny, im bardziej desperacko szukając odpowiedzi w głowie, tym większy niepokój w sobie budząc. W końcu i bliskość Daisy i jej ciepło, troska, przestały kontrolować pokłady opanowującego Hollywood lęku. Chciała do swojego terapeuty… tak bardzo, ale on mieszkał setki mil stąd. On wiedziałby, co powinna zrobić. Dopiero później odnotowała również przelotne smagnięcie w okolicach głowy. Zadarła nieświadoma swoich ruchów podbródek do góry, a jej wzrok napotkał spojrzenie Rasheeda. Oczy drżały jej z rozemocjonowania, a chociaż szkliły jej się niebezpiecznie, żadna łza nie spływała jej z twarzy. Zaklęcie uspokajające podziałało, o tyle, że udało jej się z siebie wydusić, krótkie: — Rasheed… — zanim niemalże wbiła paznokcie w skórę nieszczęsnej Daisy, niezdającej sobie sprawy z tego, jak wielką była teraz fizyczną podporą dla Holly. Oparła się ona podbródkiem o jej ramię, przymykając oczy. — Przepraszam — odezwała się słabym głosem, prawie bezgłośnie do Sharkera, bo musiała spuścić głowę i schować pół twarzy w barku amerykanki.
Spoglądała na Kathreen gdy ta produkowała się chcąc choć na chwilę pozostać w centrum uwagi. Niedopuszczone dziecko, które najwyraźniej myśli, że cały świat powinien jej się kłaniać do stóp. Gdy natomiast ten swój żałosny monolog wplotła imię Nathaniela, Titi poczuła pewnego rodzaju ukłucie w sercu. Z nim też miała się dziś spotkać niebawem i dać mu dro zrozumienia, że nie mogą się już spotykać. Jednak ślizgonka o twarzy kojarzące się z wydrą zmieniąa postać rzeczy. Przekona się już niedługo, że nie warto zadzierać z kimś, kto nie ma już nic do stracenia. - Krowa, która dużo muczy mało mleka daje - Tylko tyle powiedziała, a w tym jednym zdaniu było zawarte wystarczająco dużo pogardy, by znów poczuła się malutką. Bo pewnie o to chodziło w tym całym wywyższaniu się, żeby się nie czuć taką żałosną, co? Dalej wszystko już śmignęło. W końcu ktoś wpadł na to że wypadałoby zareagować. Wprawdzie ujemne punkty dla Salem nie były czymś dobrym dla domu, ale dla niej neutralnym. Dlatego się nie przejęła. Skrajne ośmieszenie Lucasa i tak się udało. Spojrzała na Bela, który właśnie wychodził. Jak go nie przeprosi to wyrzuty sumienia ją zeżrą. Na razie jednak stwierdziła, że najlepszą opcją opcją jest powrót do ławki. Usiadła więc i jak gdyby nigdy nic zajęła się kreśleniem wzorków na pergaminie.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Prawdę powiedziawszy nie miała pojęcia co się stało. Najpierw Lucas ze swoimi, pożal się Roweno, żałosnymi zdaniami zaczął zaczepiać Titi. Nie było to miłe, a i on zdecydowanie na takiego nie wyglądał. Później akcja potoczyła się już szybszym tempem. Prawdopodobnie pomogłaby Vittori lecz bała się, że dostanie jakimś zaklęciem. Ten strach był zdecydowanie silniejszy od jej woli pomocy. Miała nadzieję, że jej wybaczy to. Nie zastanawiając się długo zabrała swoje rzeczy i usiadła obok @Lilith Nox. Dziewczyna była w równie złym stanie. spojrzała na nią zaniepokojona i z czułością jak i spokojem położyła swoją dłoń na jej dłoni. - Nie przejmuj się tym. Z pewnością zaraz się to skończy i prędzej czy później wszystko wróci do porządku. - posłała jej blady uśmiech odwracając się przez ramię. Kłótnia trwała w najlepsze i gdyby nie interwencja She to pewnie skończyłoby się to o wiele gorzej niż złamana szczęka Bel, czerwone włosy Titi i wymiotujący ślizgon. Istna szopka.
Cała ta kłótnia zamieniła się w jakąś masakrę, gdzie każdy w każdego rzucał zaklęciami. Dzięki Merlinowi, że Shenae przerwała cały ten cyrk, a ona? Nie była w stanie nic zrobić. Miała głupią nadzieję, że tymi dwoma słowami zatrzyma ich kłótnie. Lilih w ciszy wróciła na swoje miejsce i uderzyła się delikatnie w policzki chcąc przywrócić poprzedni wyraz twarzy. Nie udało jej się to. Wyłączyła się tak bardzo, że nawet nie zauważyła, ani nie usłyszała słowa @Clarissa R. Grigori. Jej wyraz oczu diametralnie się zmienił, ale na szczęście nikt nie był w stanie to zauważyć. W końcu zwróciła na nią uwagę i rozluźniła się spoglądając na nią kątem oka. - Dziękuję – co miała jej odpowiedzieć? Cholera jasna, ta bezczynność i bezsilność była zabójcza. Trzymając dłonie pod ławką zacisnęła je w piąstki, doprowadzając je wręcz do białości. Na twarzy zachowywała się normalnie więc trudno było zauważyć, że coś ją gnębi. Uwagę Litki przykuł pergamin leżący na stole. Niepewnie przegryzła dolną wargę. - Przepraszam Cię – wyszeptała i biorąc do ręki pióro zaczęła coś na nim pisać.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie mogła jednak zignorować obrażeń Belpa. Coś jej mówiło, że to najbardziej ucierpiał w całej tej potyczce. I kto ją teraz będzie uczył jeśli on jest ranny? Oj nie wybaczy w takim przypadku temu ślizgonowi. Czy oni zawsze musieli wszystko komplikować? No proszę was. Ktoś zdecydowanie musiał ich usadzić, a Vittori wychodziło to wspaniale. Podniosła się ze swojego miejsca i uśmiechając się przepraszająco do Lilith zaczęła się pakować. - Wybacz kochana ale pójdę zobaczyć co z Belpem. Możliwe, że zdążę wrócić choć bardziej będę spóźniona niż... - zastanowiła się chwilę. Na zajęcia tego profesora nie miała zamiaru przychodzić spóźniona. Bała się go trochę. Możliwe, że będzie kazał jej je odrobić. Przerażało ją to ale nie dała tego po sobie poznać. - Jednak nie wrócę na nie. Później wyślę Ci sowę z informacją co u niego, dobrze? - i nie czekając na odpowiedź wyszła szybko z sali kierując się do skrzydła szpitalnego.
Kiedy Rose tak próbowała odnaleźć się w swoim bałaganie na ławce doszła do niej przepychanka słowna między Lucasem i Vittorią. O nie, znów była świadkiem ich sprzeczki. Ostatnio nie skończyło się to przyjemnie, nawet dla niej. Westchnęła tylko i postanowiła wrócić do tego, co robiła, nawet się nie odwracając. Kiedy jednak po klasie zaczęły latać zaklęcia, odwróciła się, żeby zobaczyć, co się dzieje. - Ja pieprzę. - Wyszeptała tylko, bo rzadko przeklinała ostro. Robiła coraz większe oczy na to wszystko, co się dzieje. Przez te pięć minut dowiedziała się o tych ludziach więcej niż przez ostatni nawet rok. Inni uczniowie wchodzili w tym czasie, robiąc jeszcze większe zamieszanie. Zastanawiała się czy może stamtąd po prostu nie wyjść, tak byłoby bezpieczniej, ale jednak była ciekawa co będzie się działo. Najzabawniejszym dla Rose było to, kiedy Lucas został zmieniony w świnkę. Nie mogła nie zachichotać. Należało mu się, tak za żywota. Pomyślała tylko. Zmiana ta nie trwała długo, może trochę szkoda... Przez klasę przeleciało jeszcze kilka zakręć, jakiś Gryfon dostał w nos i wszystko się skończyło za sprawą Pani Prefekt. I bardzo dobrze, bo już zaczynało być niebezpiecznie. Trochę spięta i rozemocjonowana odwróciła się do swojej ławki, już nie było czemu się przyglądać.
Po tym jak pomogła Lucasowi miała wszystko gdzieś. Nie obchodziło ją co stanie się z nim teraz. Co stanie się z resztą czy nawet samą Vittorią. Już nie było jej to problemem. Wcześniej pewnie wstała by i stanęła murem za Ślizgonem. Dziś, nie była już do tego zobowiązana. Delikatnie przejechała opuszkami palców po wisiorku który cały czas wisiał na jej szyi. Chyba powinna mu go oddać. W końcu nie byli już razem od tamtej feralnej nocy. Choć nie powiedział jej tego prosto w twarz zrozumiała to doskonale. Kto by chciał być z taką dziewczyną. Westchnęła i zaczęła szybko mrugać nie chcąc aby jakakolwiek łza spłynęła po jej policzku. Jeszcze tego jej brakowało aby i nad nią zaczęli się znęcać bądź rzucać zaklęciami. Może i była miła dla każdego ale dziś lepiej nich trzymają się z daleka. Dla własnego jak i jej bezpieczeństwa. Jeszcze do tego dostała minusowe punkty dla domu. I niby za co? Za to, że odczarowała Kraya? No chyba były to kpiny jakieś. Może i zgodziłaby się z tym jak by sama zaczęła zaklęciami rzucać, a tak to? Po prostu super. Cieszyła się jedyni, że nie widziała w całym tym zamieszaniu Harpera. Jeszcze jego było jej trzeba do pełni szczęścia.
Deven na początku się spiął - właściwie w ogóle nie oczekiwał, że Shenae odpowie na jego powitanie, a jeśli nawet to zrobi, pewnie nie będzie próbowała nawiązać rozmowy. Cóż, chyba jednak się mylił. Z drugiej strony nie miał ochoty na utarczki słowne z krukonką, dlatego tylko wzruszył lekko ramionami. - Pewnie jeszcze przyjdzie - stwierdził dyplomatycznie, nie chcąc wdawać się w szczegóły i ciągnąć tej niemądrej dyskusji i sporu na linii Salem-Hogwart. Sam był w dosyć niekomfortowej sytuacji i nie miał zamiaru opowiadać się po żadnej ze stron - nawet jeśli uważał, że Salemczycy faktycznie za bardzo się panoszą. W tym momencie pojawiła się @Hollywood Ainsworth. Quayle nie mógł powstrzymać uśmiechu na jej widok, a to nie byle co, biorąc pod uwagę jego skrytość i niechęć do okazywania uczuć. - Było mi bardzo miło, nie musisz mi dziękować - powiedział po prostu, nie zacinając się i nie pesząc, co było ewenementem i dowodem na to, jak dobrze czuł się w towarzystwie tego rudowłosego stworzonka. Kiedy poderwała się z miejsca, spojrzał na nią zaskoczony, po czym pokręcił głową z rozbawieniem. Nie wiedział, czy Winnie zaszczyci ich swoją obecnością, więc dlaczego miałby odmawiać sobie towarzystwa Holly? - Tak, wolne. Rzucił tylko okiem w stronę swojego świeżo upieczonego współlokatora, który chyba postradał rozum, transmutując Kraya w wieprza. Nie żeby tamtemu nie było do twarzy w takiej formie, ale było to zakazane i skrajnie nieodpowiedzialne. Zaczęło się prawdziwe mordobicie, zaklęcia latały z jednej strony sali na drugą, a Deven nie wiedział, co zrobić, czy w ogóle powinien reagować. Jako osoba dążąca do harmonii, brzydził się takimi wyskokami. Otrzeźwiło go dopiero zachowanie Holly, która najpierw bawiła się jego włosami, a po chwili zacisnęła palce na jego ramieniu w geście przerażenia. Przypomniały mu się słowa Winnie i poczuł przypływ złości na tę bandę kretynów. Widział, co się działo z dziewczyną i nie wiedział, jak jej pomóc. Delikatnie objął ją ramieniem i pogładził po włosach, rozpaczliwie bezradny i bardzo intensywnie odbierający jej rozpacz i przerażenie. - Holly... to nic... nie przejmuj się, nic złego się nie dzieje... ciii... - szeptał do niej miękko, mając poczucie, że pociesza i uspakaja nie dziewczynę, ale dziecko albo płochliwe zwierzątko. W tym momencie Shenae postanowiła interweniować i kazała mu zabrać rzygającego Kraya do Skrzydła Szpitalnego. Obrzucił ją ciężkim spojrzeniem i chciał zaprotestować, ale musiał przyznać, że ślizgon naprawdę wyglądał fatalnie, a u boku Holly już pojawiła się jej koleżanka. Dlatego westchnął ciężko, po raz ostatni dotknął pleców dziewczyny i ruszył w kierunku @Lucas Kray, który był zielony na twarzy, mijając po drodze Enzo, którego klepnął w ramię, potrząsając przy tym głową z wymalowaną na twarzy dezaprobatą dla wszystkiego, co się tutaj działo. Gdzieś mignęła mu również Winnie z, a jakże, nieodłącznym Cyrusem, ale chciał najpierw załatwić kwestię ślizgona, a potem wrócić do spraw towarzyskich. - Jak się czujesz? Mam cię zabrać do Skrzydła Szpitalnego? - spytał rzeczowym tonem @Lucas Kray, wyciągając różdżkę i krótkim chłoszczyść sprzątając syf, który robił wokół siebie ślizgon. Chłopak wyglądał już trochę lepiej i stąd wątpliwości gryfona, czy nadal potrzebuje pomocy pielęgniarki.
Wszystko wydarzylo sie tak szybko, w jednej chwil przestawil Gryfonowi szczeke.. a w drugiej zaczal srogo wymiotowac. Nawet nie wiedzial kiedy dostal zakleciem.. ale czy na pewno to zaklecie, a nie nieswieze jedzenie? Wiedzial tylko ze znalazl sie na kolanach, przed oczami mial istna tęcze. Hm.. nadal byl chyba w klasie. Dookola dzialo sie tak wiele. Wroc.. nie dzialo sie nic co by go interesowalo, on teraz chcial skonczyc te wymioty. Jak pomyslal, tak sie stalo. Jedyne co zostalo to cholerny bol brzucha, ale to nic. Podszedl do niego @Deven Quayle , nim uzyl zaklecia splunal jeszcze na to co zwymiotowal. Bylo tego dosyc sporo, a w ustach dalej mial posmak wymiocin. Podniosl sie o wlasnych silach i otrzepal ubiór dodajac. - Dzieki, pomozesz mi tym ze wrócisz na miejsce i nie zamienisz mnie w inne zwierze.. poradze sobie. - Kiwnal do niego glowa i wrócil z powrotem do siebie. Czekaj.. co mial teraz zrobic? Zerknal na She która wygladala jakby stalo sie cos strasznego, a on nawet nie mial pojecia co. Spojrzal na nia jak na wariatke i znowu oparl glowe o lawke rozgladajac sie po klasie. Chyba Transmutacja, nie trudno bylo zgadnac jaka teraz lekcja. Nie pamietal tylko tego, gdzie jest.. co powiedziala She oraz tego ze Kath uzyla zaklecia zmieniajacego kolor wlosów.
To poczucie winy było dosyć irracjonalne, bo gdyby Daisy pomyślała logicznie, to pewnie sama stwierdziłaby, że to nie przez nią. Tylko teraz jej nie wychodziło. Chociaż Holly początkowo wydawała się jej nie zauważać, dalej ją przytulała. Nie była najlepsza w tych całych rozmowach o uczuciach i mądrych radach, ale wydawało jej się, że wyraźna obecność drugiej osoby mogła zadziałać całkiem wspierająco. Przybyłego Rasheeda potraktowała w pierwszej chwili niezbyt przychylnym spojrzeniem. Niekoniecznie pasowała jej tu jego obecność, ale potem zauważyła, że Holly wyraźnie go zna i lubi, więc jej wzrok trochę złagodniał. Widocznie nie był kolejnym, zadufanym w sobie ślizgonem. Nie wiedziała co mu powiedzieć, czy może jakoś niewerbalnie przekazać. Nie miała pojęcia co dzieje się z Holly. Jakby się zastanowić, to wcale jej tak bardzo nie znała. Trochę zabolało ja to wbijanie paznokci, ale nawet nie syknęła. Pogłaskała dziewczynę po głowie, kiedy ta się w nią wtuliła. Spojrzała pytająco na ślizgona. Za co ona przepraszała? Czy może sam nie wiedziała? Kątem oka zobaczyła jak Lucas wreszcie oprzytomniał. Wyglądało na to, że zaklęcie podziałało całkiem nieźle i stracił część wspomnień. Nawet nie była z tego jakoś specjalnie zadowolona.
Stała na środku klasy ze splecionymi na piersi rękoma, kiedy w końcu ludzie zaczęli powoli doprowadzać się do porządku. Pierwszy wyszedł Belph. Odprowadziła go obojętnym spojrzeniem, bo może lepiej, że już tu chyba nie planował wrócić. W tym stanie w jakim się znajdował Patton chyba nie bylby zadowolony z jego obecności. Cały ten rozgardiasz tylko potwierdzał regułę, że odkąd amerykanie zjawili się w tej szkole, doprowadzali wszystko do ruiny. Nic by się nie działo gdyby nie ta przeklęta Vittoria i jej okres przedmiesiączkowy. Prychnęła taksując ja zimnym spojrzeniem. Wtedy też zjawił się Enzo. Uniosła do niego wzrok. Przynajmniej część z jej złych emocji opadła, kiedy spróbował odgrodzić ją od tej negatywnej energii, jaka panowała wokół nich. — Jasne… możecie też powracać do ławek — burknęła niezadowolona, że słuchali jej jak zgaszonego radio. — Hej — odpowiedziała Halvorsenowi, stając obok niego, muskając małym palcem jego dłoń. Chciała ją chwycić i dać upust swoim emocjom, ale to nie było ani miejsce, ani okoliczności temu nie sprzyjały. Uśmiechnęła się do niego kwaśno, niechętnie się odsuwając, żeby podejść do ławki Lucasa: — Wszystko już ok? Na pewno nie potrzebujesz żadnego eliksiru wzmacniającego ze Skrzydła? Miała podejrzenia, że to ta transmutacja Belpha mogła źle wpłynąć na stan zdrowia Kraya. Że Daisy rzucała jakieś zaklęcie to widziała, ale w kogo i jakie już nie miała pojęcia, dlatego uniknęła podejrzeń w jej kierunku. Jeśli o niej mowa, obejrzała się za nią. Coś działo się z jej koleżanką. Miała tam podejść, skontrolować to, ale widocznie @Rasheed Sharker już postanowił się, zaskakująco, tym zająć. Machnęła więc ręką i patrząc jeszcze krótko na Lucasa, wyglądało na to, że wracał do siebie, więc wróciła do ławki, w przelocie skinąwszy w podziękowaniu głową @Deven Quayle. Wejście kolejnych Amerykańców zignorowała. Zamiast tego siadła w ławce, gdzie zostawiła swoją torbę, spoglądając za Peruwiańczykiem, który mógł siąść obok i zasłonić jej chociaż te parszywe, tępoamerykańskie gęby.
Beth postanowiła udać się na zajęcia transmutacji, mimo że nie był to jej ulubiony przedmiot ani też do niczego szczególnego potrzebny. Szczerze mówiąc, była okropnie zmęczona, ale zależało jej na tym, żeby po prostu odbębnić tę lekcję. Weszła do sali wyglądając trochę nieprzyjemnie. Przeszła przez próg i momentalnie się obudziła, bo o mało co nie dostała zaklęciem. Spojrzała odruchowo na zegarek, ale lekcja się jeszcze nie zaczęła. Czmychnęła więc do środka klasy i rozejrzała się trochę bardziej na trzeźwo. Okazało się, że zajęcia transmutacji faktycznie jeszcze się nie rozpoczęły, a to była kłótnia z jakiegoś bliżej nie znanego jej powodu. Obserwowała całą sytuację z dystansu i nie mogła uwierzyć własnym oczom, do czego doprowadziła jedna sprzeczka. Okropny w skutkach pojedynek na zaklęcia, który był dla Elisabeth nie do zrozumienia, zakończył się niemiło dla uczestników zajścia. Na całe szczęście prefekt Ravenclaw uporządkowała całą sytuację wymierzając odpowiednie kary w postaci ujemnych punktów dla domów. Beth w końcu mogła skupić się na znalezieniu miejsca w klasie, bo profesor pewnie już niedługo powinien by w klasie. Zauważyła, że @Rose Nelson siedzi w ławce sama i również nie uczestniczy w sporze, więc postanowiła się do niej dosiąść. Co prawda, nie znała jej osobiście, ale wiedziała, że również jest puchonką. - Mogłabym się dosiąść? - spytała dziewczyny, kładąc obok niej swoje rzeczy - Jestem Elisabeth - uśmiechnęła się i podała rękę na przywitanie - Co tu się właśnie stało? - zaśmiała się.
Trochę jej się trzęsły ręce, kiedy wróciła do uporządkowywania swojego otoczenia. Starała się uspokoić, bo była zdenerwowana. W zasadzie nie miała czym, bo przecież w ogóle jej to nie dotyczyło. Jednak chyba sam fakt tego, co się działo, wprowadziło ją w dziwne spięcie, którego chciała szybko się pozbyć. Położyła ręce na kolana, przymknęła oczy i głęboko oddychając policzyła do dziesięciu. Staraka się wtedy odciąć i nie myśleć o niczym. Otworzyła oczy, podniosła ręce i przyjrzała im się. Już nie drżały. Zadowolona z siebie rozejrzała się po klasie i właśnie wtedy pojawiła się przy niej @Elisabeth Wonderwood. Faktycznie, nie wyglądała zbyt miło. Rose jednak uśmiechnęła się do niej. Prawie do wszystkich się uśmiechała. Tym bardziej, że kojarzyła dziewczynę z widzenia. - Jasne, siadaj! - Odpowiedziała entuzjastycznie, wskazując miejsce obok siebie. - Ja jestem Rose. - Uścisnęła jej dłoń. - Cóż, nie wiem dokładnie. Zaczęło się od przepychanki między dawną chyba parą, a skończyło sama widziałaś na czym. Nie byłam w stanie ogarnąć tego chaosu. - Skończyła, mówiąc to jednym tchem.
Ostatnio trochę się rozleniwiłam. I to w sumie nawet dało mi w kość, zamiast odzyskać siły i chęć do nauki czy jakiejś innej formy aktywności, coraz częściej byłam senna i zmęczona. A nie robiłam praktycznie nic. No to postanowiłam w końcu ruszyć cztery litery i wbrew zmęczeniu i jakiejś wewnętrznej nostalgii udałam się do Klasy Transmutacji - w końcu to moje ulubione zajęcia. Wzięłam ze sobą wszystko co mogłoby się przydać i gdy po dotarciu na odpowiednie piętro weszłam do klasy, moim oczom ukazała się dość pokaźna grupka uczniów. Uśmiechnęłam się na widok znajomych twarzy nie za bardzo wiedząc, co się w sali dzieje. Zajęłam wolne miejsce gdzieś niedaleko @Lilith Nox i rozglądając się co jakiś czas spokojnie czekałam na przybycie nauczyciela i początek lekcji.
Przywitanie, jakie zaserwowała mi Katherine było bardzo miłym elementem tej lekcji. O tym, że mógłbym być częściej tak witany, pomyślałem, gdy dała mi lekkiego buziaka, a ja dłonią zdążyłem zaledwie przesunąć po jej talii, gdy już zaraz oddalała się w stronę swej ławki. Nie trzeba było mnie dwa razy nakłaniać do tego, bym chciał pójść za nią. Rzuciłem tylko przepraszające spojrzenie do @Winnie Hensley, która chyba wciąż mi towarzyszyła, dając do zrozumienia, że tym razem, to ja muszę opuścić ją. Ostatnio nieustannie tak to wyglądało, albo ona szła do kogoś z Hogwartu, albo ja. To chyba nazywa się integracja? - Czemu nie? - gdy odwróciłem się od mojej przyjaciółki, te właśnie słowa skierowałem do Kath, zaraz ruszając z nią i rzeczywiście zajmując miejsce w jej ławce. Jak zwykle, lekcje stanowiły moment do podkreślenia, kto z kim się trzyma. - Co do pokazywania, kto jest lepszy, niebawem planuję zrobić większą imprezę, mam nadzieję, że Cię na niej nie zabraknie - rzekłem do Rosseau, przesuwając po niej powoli wzrokiem, a na końcu lekko się uśmiechając. Zależało mi również, aby i ludzie z Hogwartu się na tym wydarzeniu pojawili, bowiem w końcu wszystko to miało służyć wyłapaniu nowych osób do bractwa. Trochę ostatecznie zwlekałem z terminem tego wydarzenia, ale chciałem obrać właściwą datę i wszystko pięknie przygotować. To wcale nie było takie łatwe, albo po prostu miałem dużo teraz na głowie, bo zaczęły się Quidditchowe rozgrywki.
Caro była ostatnio jakaś roztargniona i w ogóle nie szło jej na zajęciach ale to nie oznaczało, że nie próbowała dalej. O dziwo po raz kolejny zjawiła się na czas. I to dokładnie w momencie kiedy Katherine Russeau przywitała jej faceta. Pocałunkiem. Tuż obok ust. Caroline stanęła w wejściu do klasy jak wryta. Co ta suka z hogwartu w ogóle sobie myślała? I czemu do cholery Cyrus pozwolił jej na takie zachowanie i jeszcze idzie za nią jak posłuszny szczeniaczek do ławki? Nie sądziła, że jej facet jest taką szmatą, którą może mieć każda byle angielka. Blondynka posłała im obojgu nienawistne spojrzenie po czym trzasnęła za sobą drzwiami tak mocno, że sama nie wiedziała jakim cudem budynek się jeszcze nie zawalił. Chwilę potem otrząsnęła się i poszła usiąść do jednej z ławek na tyle. Sama. I lepiej żeby nikt bez kija nie podchodził.
Caroline była bardzo przewrażliwiona. Ostatecznie nie robiłem w tym miejscu nic, czego nie powinienem, a jej spojrzenie na całą tą sytuację było mocno wydumane. Nowa koleżanka z Hogwartu uroczo i koleżeńsko mnie witała, zapraszając do ławki, a ostatecznie nie robiąc nic, co miałby być kontrowersyjne. Pewnie nie przyszło mi nawet do głowy, że jeśli będę kręcić z Caroline, to nie powinienem siedzieć na lekcjach dobrowolnie z innymi dziewczynami. Ani, bogowie, pozwalać im się całować w policzek (!) na powitanie, tylko odpychać, bo przecież nie wiadomo, kto zaraz wyskoczy zza rogu i co pomyśli o tym gigantycznym grzechu. Będę najwyraźniej musiał to zapamiętać. Obróciłem się więc, by spojrzeć za Caro, która posłała nam strasznie obrażone spojrzenie, wzdychając przy tym ciężko. Trochę nie chciało mi się tłumaczyć, trochę nie miałem ochoty na setną awanturę podczas lekcji. Spojrzałem więc wyłącznie z uniesionymi brwiami, jakbym chciał zapytać "Serio?!". Sam jednocześnie nie wiedząc, czy Caro liczyła, że będę dla niej trzymać miejsce przy ławce, siedząc sam, czego najwyraźniej ona ostatnio wcale dla mnie zrobić nie chciała. Byłem zły za ten pokaz i trzaśnięcie drzwiami, którymi najwyraźniej chciała wzbudzić we mnie poczucie winy. No więc, co by pokazać, że ja się niczemu winny nie czuję, bo nic złego nie robię, odwróciłem się uparcie, by dalej siedzieć z Katherine. Tak oto przebiegał odcinek sto pięćdziesiąty piąty z serii "Nastoletnie dramy".
Może i była lekko przewrażliwiona, a może już oczami wyobraźni widziała jak ślizgonka zastawia na niego swoje sidła i trzyma Cyrusa w swoich pazurach. Najbardziej wkurzało ją, że w ogóle się tym wszystkim przejmowała. Jeszcze rok temu na sto procent przeszłaby obok czegoś takiego zupełnie obojętnie bo furia była poniżej jej godności. Ostatnio jednak jakoś nie mogła się kontrolować i w ogóle nie czuła się sobą. Najgorsza nie była sama zazdrość ale to, że dotarł do niej fakt, że w ogóle posiada jakieś uczucia. On był zły?! Najwyraźniej wcześniej miał nie wiele do czynienia z normalnymi dziewczynami. Ale spoko, niech sobie idzie siedzieć z Katherine. Jak chce to niech w ogóle weźmie go sobie całego, na zawsze. Jej już nawet nie chciało się walczyć skoro on był zupełnie obojętny. Jedyne czego w tym momencie chciała to mieć za sobą pobyt w tej szkole.
Tak, byłem zły, że ona śmiała być na mnie zła!! Najbliższe minuty spędziłem z dość naburmuszoną miną, bo wcale tak naprawdę nie chciałem tych awantur i to nie tylko dlatego, że być może były męczące. To nie obojętność mną kierowała, a właśnie też pewnego rodzaju duma. Przecież nie zamierzałem wziąć za siebie ewentualnej winy w sytuacji, w której niczym nie zawiniłem! Najwyraźniej mieliśmy teraz siedzieć na dwóch krańcach tej samej klasy, podświadomie wysyłając ku sobie istne pioruny. Wcale nie chciałem, żeby Carrier traktowała mnie obojętnie, bo jakkolwiek pewne sytuacje by nie wyglądały, naprawdę lubiłem mieć ją przy sobie. Moje podejście od naszych ostatnich godzin spędzonych w dormitorium, wcale się nie zmieniło. Wiedziałem, że kieruje nią teraz zazdrość, bo wyobraziła sobie różne rzeczy i miałem ochotę powiedzieć jej coś, by tej złości wcale wobec mnie nie czuła. Ale takie pobudki jak duma, czy ostrożność, skierowały mnie ku temu, by uznać, że bezpieczniej będzie zaczekać i porozmawiać z nią po zajęciach, gdy być może ochłonie. Z reszta, to nie był odpowiedni moment na sprzeczki małżeńskie. Dlaczego ta lekcja, zamiast się zacząć, dawała okazję do kolejnych armagedonów?
Nie miał prawa być zły, to nie ona latała i całowała się ze wszystkimi kolesiami. Ale wychodzi na to, że chyba musiała zacząć żeby zwalczać ogień ogniem. Nawet gdyby to nie pomogło to przynajmniej miałaby satysfakcję gdyby to on w poczuł te ukłucie zazdrości. W najgorszym razie przestaliby już raz na zawsze się do siebie odzywać i się spotykać, a ona miałaby kochanka na pocieszenie. Skoro na chwilę obecną brzmiało to dla niej sensownie to postanowiła zacząć niezwłocznie po zajęciach. Cyrus wcale sobie nie pomagał unosząc się dumą. I siedząc dalej z tą suką. I to nie tak, że nie ponosił żadnej winy bo przecież widziała, jak bardzo podobało mu się to przywitanie i jak poleciał za Katherine jak szczeniaczek. A czekał chyba na to aż w środku Caroline rozbroi się atomówka (bo nie mogła zapewnić, że on albo to miejsce wyjdą cało z rozmowy kiedy tryb rozpierdolu już jej się ładował). W ogóle to czy po tylu latach kiedy chodzili do Salem to nie było oczywiste, że musi mieć ją w całości albo nie może wcale? Tu nie istniał żaden złoty środek, a ona póki co z każdą minutą czuła się jakby coraz bardziej się od siebie oddalali.
Jak na razie ja też z nikim nie latałem i się nie całowałem. Najwyraźniej jednak Caroline widziała wszystko zupełnie inaczej. Skoro więc już byłem oskarżony o takie rzeczy, to może najwyraźniej powinienem zacząć je realizować? Przecież wyglądało na to, że chociaż byłem NIEWINNY, to obrywałem na zapas. Bo winę miałem czuć w tym, że podobało mi się, iż dziewczyna z Hogwartu wita mnie buziakiem w policzek? No to chyba raczej miło, fajnie, mieliśmy dobry kontakt. Chryste, dla mnie wyglądało to, jakby Caroline potraktowała sytuację zupełnie, jakbyśmy tu na środku sali poszli w ślinę. Ponadto zapominała o jednej, bardzo ważnej sprawie. Mieliśmy się integrować z ludźmi z Hogwartu, zamiast robić z nich wrogów i odmawiać, gdy zapraszają nas do wspólnej ławki. Znałem Rosseau już z wycieczki, na której dzieliśmy sypialnie (spokojnie, było tam też parę innych osób!!!). Być może, gdyby Carrier zainteresowałaby się bardziej życiem w Hogwarcie, a nie tylko w hermetycznej grupce Salemowskiej, to doskonale by wiedziała, na ile się znamy i jakie mamy kontakty. Ja przynajmniej próbowałem wyjść do ludzi. Nawet nie chciałem myśleć o tym, że zaświta jej w głowie wyobrażenie o wyścigu w jakimś podrywaniu ludzi dookoła. Bo to działało w obie strony, ja też nie chciałem sobie nawet wizualizować sytuacji, w której będę się Carrier z kimś dzielić. Wiedziałem jednak pewnie, że miałem być prawo zły, właśnie o to, że robiła sceny, gdy nie miała ku temu realnych podstaw. No właśnie, nie byłem żadnym szczeniaczkiem, co by latać za kimkolwiek i prosić ani o czyjąś uwagę, ani o wybaczenie, za coś, w czym nie zawiniłem.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nie sądziła, że Cyrus ma już dziewczynę. Wiedziała, że idealnie by pasował do niej zarówno na bankiecie u ojca jak i na zdjęciu. Uśmiechnęła się czując przez moment rękę chłopaka na swojej talii. Przyjemne uczucie. Od razu zapragnęła więcej takich czułych gestów z udziałem jego dłoni. Słysząc o imprezie zamyslila się przez moment analizując sytuację. -jasne, przyjdę z przyjemnością i wypije twoje zdrowie- powiedziała uprzejmym tonem a po chwili dostrzegła jak jego wzrok uciekł do pewnej blondynki. Patrzyła na nich wzrokiem typu Katherine gdy chciała kogoś zamordować. -mam tylko nadzieję, że twoi przyjaciele mnie nie zabiją. Freya wydawała się być miła. Ja też jestem miła ale bywwm też niebezpieczna dla wrogów- wyszeptala mu na ucho przesuwając się na moment bliżej niego. Po chwili się odsunela i sięgnęła po pióro schowane w torbie. Nie chciała znowu zacząć ciskać zaklęciami po sali, ale lepiej by nikt jej nie zdenerwował. Zawsze otrzymywała to co sobie wymarzyła, zwłaszcza od ojca. Była zawsze córeczka tatusia. Jeśli jakiś chłopak jej się spodobał prędzej czy później również był jej. Oj lepiej by się te lekcje już zaczęły.