Klasa ta znajdująca się na piątym piętrze, jest jedną z największych w zamku. Przestronna i dobrze oświetlona zapewnia przyjemną atmosferę. W końcu sali znajdują się wysokie półki po brzegi zapełnione różnymi przedmiotami, które zapewne nieraz były transmutowane. Między nimi widnieją także najbardziej znane książki dotyczące tego przedmiotu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Transmutacja
Wchodzisz do Klasy Transmutacji, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Transmutację. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Patton Craine oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Stavefjord. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z transmutacji można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Przytocz i opisz dokładnie pierwsze prawo Gampa. 2 – Przytocz i opisz dokładnie drugie prawo Gampa. 3 – Opierając się o prawa Gampa stwierdź, czy można transmutować następujące przedmioty: ołówek, sowa, duch, eliksir Felix Felicis, różdżka. 4 – Podaj trzy zaklęcia wpływające na zmianę wyglądu przeciwnika i opisz ich działanie. 5 – Podaj trzy zaklęcia pozwalające na przemianę przeciwnika w stworzenie i podaj ich działanie. 6 – Podaj nazwę i opisz dokładne działanie zaklęcia, tworzącego iluzję osoby rzucającej to zaklęcie.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Transmutuj jabłko w dwie gruszki, a następnie zamień jedną gruszkę w ołówek, a drugą w świecę. 2 – Zmień trzy kamienie w ptaki - kanarka, papugę i wronę. 3 – Transmutuj figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokieruj nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. 4 – Zamień dzban w dynię, a następnie przywróć go do pierwotnej postaci. 5 – Wydłuż kielich, zmień szkło w plastik oraz zmień barwę tworzywa na czerwoną. 6 – Zmień kolor płótna, w które ubrana jest kukła, na zielony. Zmień wygląd kukły używając trzech dowolnych zaklęć transmutacyjnych - przed każdym zaklęciem powiedz, jaki chcesz osiągnąć efekt.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Transmutacja:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Od początku lekcji myślał o wszystkim tylko nie o tym co akurat miał robić, najpierw udało mu się zamienić tylko jeden patyczek, a teraz nauczyciel położył przed nim jakiś talerz ze wzorkami w kwiaty. Fajnie, tylko co miał z tym zrobić? W ogóle nie słuchał tego co nauczyciel miał do powiedzenia, więc zaczął rozglądać się po klasie patrząc co robią inni. Nagle zupełnie niespodziewanie na jego kolanach usiadła Mini. Uśmiechnął się nieco zaskoczony i odpowiedział - No siema, a jakoś leci, dawno cie nie widziałem, gdzie się podziewałaś? Dziwnym trafem Mini była już drugą osobą, której to nie widział od dawna, a spotkał ją w ciągu ostatnich dni. No, ale wracając do lekcji wiedząc już jakie mieli zadanie próbował się do niego zabrać. Właśnie, próbował bo zupełnie nie mógł się na tym skoncentrować, ciekawe dlaczego... W każdym razie,aby to mieć jakąś wizję na to co robi oparł się brodą na ramieniu koleżanki i jedną rękę w której to trzymał różdżkę skierował na talerz, niestety próby zamienienia kwiatów w smoka nie były zbyt udane. Jedyne co udało mu się uzyskać to lekka zmiana koloru płatków, Ślizgonka zbytnio go rozpraszała, a szczególnie zapach jej perfum, ale nie przejmował się zbytnio tym niepowodzeniem. Gdy spojrzał na to co stworzyła Mini zaśmiał się, bo zaprawdę smok ze stokrotką zamiast głowy był dość śmiesznym widokiem.
[2]
Ingrid Westerberg
Rok Nauki : VII
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : ścigająca, UWAGA! Oszukana orientacja :||||
Ruda westchnęła głęboko, równocześnie z chwilą w której przysiadł się do niej Leonardo. Dziewczyna wcale nie skomentowała tym jego obecności, a raczej swoją nieudolność z przedmiotu, który jako uczennica Stavefjord powinna mieć w małym palcu. Do samego Leo rzuciła tylko krótkie powitanie, stukając palcami w każdy z patyków, jakby sprawdzając, czy nie są jakimiś specjalnie zabezpieczonymi przedmiotami. Różdżką już wolała nie wymachiwać, bo niczym dobrym by się to nie skończyło. Niebieskie oczy omiotły dookoła salę. Tylko ona była taką łamagą, przynajmniej na razie, szkoda jednak że Thiago musiał dorzucić do tego swojego pięć groszy. Szwedka uśmiechnęła się do niego ciepło. - Dra åt helvete, Cabrera!* - rzuciła, śmiejąc się w następstwie. W całej sali tylko jej znajomi ze szkoły powinni konkretnie załapać żart. Potem przywitała się z Cayenne, do której uśmiech wystosowała już bardziej szczery, a po wszystkim skupiła się na słowach nauczyciela. No po prostu musiał tak na nią spojrzeć, prawda? MUSIAŁ. Westerberg westchnęła więc ponownie, obracając w dłoniach swój talerz, nad którym miała zamiar skupić się już o wiele bardziej. Równocześnie z pojawieniem się chińskiego smoka u Ralpha, Ruda zaczęła majstrować nad swoim. Oczywistym było to, że kwiat sprzeciwiał się jakimkolwiek zmianom, niemniej upór tej dziewuchy był teraz o wiele silniejszy. Smok miał więc dumnie uniesioną, żółtą głowę. To nic, że była elementem stokrotki, a nie takiego prawdziwego jaszczurkowatego króla!
Wpadła do klasy, przepraszając za spóźnienie. Schody znów zrobiły jej niemiłego psikusa i wyniosły ją gdzieś na szóste piętro, by ponownie zawrócić na siódme i dopiero stamtąd mogła na nowo poszukiwać dojścia do klasy. Rozejrzała się, szukając kogoś znajomego i choć spostrzegła ich wielu, usiadła na końcu całkiem sama, by już nie robić zamieszania. Dowiedziała się ukradkiem, co powinni zrobić i zabrała się za transmutowanie drewna w wykałaczki. Pierwsza wyszła jej całkiem dobrze, ale zbyt szybko się ucieszyła i przez to spaprała kolejną. Na szczęście chwila skupienia sprawiła, że ostatnią załatwiła bez problemu. Czyli dzięki niej nikt nie będzie miał już problemu z jedzeniem między zębami, jak miło. Rozejrzała się, jak radzą sobie inni – każdemu szło inaczej, ale w większości byli na równym poziomie. A już liczyła na to, że będzie najlepsza. No trudno. Właściwie to czemu mieli zajmować się zastawą stołową? Wzruszyła ramionami gdy dostała swój talerz i zabrała się do pracy. Nie sądziła jednak, że będzie jej to szło tak topornie. Najwyraźniej wyszła już z wprawy, jeśli chodziło o transmutację, bo płatki kwiatów wcale nie zmieniały się tak, jak tego chciała. I w ten sposób jej smok zyskał stokrotkowe wąsy, phi. Niezbyt zadowolona z efektu próbowała dalej, modląc się w duchu tylko o to, aby nie wysadzić przypadkiem talerza.
Z kolei Świetlik w żaden sposób nie zwracała uwagi na swoje otoczenie. Tak, zauważyła że siedzi z jakimiś Ślizgonami i że nauczyciel zaczął coś do wszystkich mówić, ale poza tym, wcale nie wydawała się być obecną w pomieszczeniu. Oj, ona już dawno żeglowała sobie daleko, a także dawno stąd. Właśnie mijała zatokę Miyako, wspominaną ostatnimi czasy dość często, siedząc na brzegu łódki pełnej azteckich rybaków, którzy właśnie krzyczeli jakieś niezrozumiałe słowa na siebie nawzajem. Tylko jeden z nich również siedział, do nikogo się nie odzywając, mając zamknięte oczy i rysując dużym, ostruganym patykiem jakieś wzory w powietrzu. To on miał być rzekomym czarodziejem, który przeprowadził ich przez ocean, jednakże momentalnie zniknął Nakano z pola widzenia. W tym właśnie momencie została o postęp w spisywaniu listy. Och, jak ona bardzo chciała wszystko teraz Tiaśkowi opowiedzieć, a jak bardzo nie mogła! Obyczaje Japończyków surowo pilnowały tego, aby w społeczeństwie jedną z głównych wartości był wzajemny szacunek. Co za tym idzie, młodsi musieli respektować starszych. Nie tylko starszych wiekiem, ale też starszych rangą czy po prostu pozycją. Tak więc Hotaru, będąc młodszą o parę dobrych lat a także o parę dobrych pozycji w stosunku do Withmana, obróciła się tylko z wielkim uśmiechem do Cabrery, aby pokiwać mu energicznie głową. Potem zaś zabrała się do transmutacji. Nie wyszło to jednak ani trochę, a wszystko przez ekscytację nadchodzącą wycieczką. Zmiana koloru płatków była w takim wypadku szczytem możliwości biednej Japonki, ale chyba cieszyło to jej sąsiada, który jednym machnięciem różdżki sprawił, że cały wzór zmienił się od razu w to samo, co Ralph powiesił przed ich ławkami. Fart nowicjusza, ot co!
Z obojętną miną spoglądała na niektórych uczniów, którzy jeszcze kończyli zamieniać patyki w wykałaczki. Uniosła lekko brwi, widząc chłopaka, który nawet nie wyciągnął różdżki, a piłował patyczki o kant ławki. Dwa z nich mu się złamały, a dziewczyna tylko pokręciła lekko głową i spojrzała na nauczyciela. Teraz chodził pomiędzy ławkami i rozdawał im talerze. Mieli zamienić wzór, który na nich widniał, na jakiegoś smoka. Westchnęła ciężko i chwilę patrzyła się na przedmiot, nie widząc jak się za to zabrać. Wreszcie położyła talerz na ławkę i wzięła do ręki różdżkę. Chciała to zrobić powoli, ale starannie. Przyłożyła różdżkę do porcelanowej powierzchni i zmieniała coraz to kolejne fragmenty. Udało się jej przemienić niemal cały wzór, ale na samym końcu coś się nie udało. Dziewczyna nie mogła poradzić sobie z żółtym środkiem stokrotki, który miał stanowić głowę smoka. Powstało z tego jakieś dziwne poplątane zwierzę z żółtym kołem zamiast głowy. Dziewczyna wzięła talerz do ręki i wyciągnęła ją przed siebie. Zmarszczyła brwi, ponieważ wyglądało to co najmniej śmiesznie, ale w zasadzie była z siebie dumna. Z transmutacji nigdy dobra nie była, a mimo to udało się jej zmienić wzór na talerzu. Uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła go na biurko. Ucieszyła się jeszcze bardziej, gdy profesor z zadowoleniem kiwnął głową oglądając jej dzieło.
Astrid w swoim cudownym świecie jeszcze nie miała okazji tworzyć wykałaczek, więc tym lepiej, że na lekcji transmutacji postanowiła się pojawić. Wzięła ze sobą rzecz jasna Lou oraz Amadeusza Fryderyka XVI, który miał pomóc jej w owocnym poczynieniu notatek na tematy związane z lekcją i szeroko pojętą przestrzenią poza nią. Krótko mówiąc, do zapisków z wyobraźni. A nuż wpadłby jej jakiś pomysł, który pozwoliłby spadać godzinami, ale wciąż nie spaść? Przeprosiła profesora, mówiąc, że zgubiła się po drodze, a potem zajęła grzecznie miejsce, obok MALVY, bo siedziała blisko, najwyraźniej także spóźniona. Uśmiechnęła się do niej, ale nie chciała przeszkadzać w lekcji, więc nic nie mówiła i zajęła się tworzeniem wykałaczek, bo tak robili inni. Poszło jej nawet całkiem znośnie, bo za pomocą Secare wystrugała dwie z trzech wykałaczek. A później słuchała nauczyciela, nie wiedząc nawet, jak się nazywa. Smutek. Drugie zadanie bardzo spodobało się Astce, dlatego zabrała się za nie ochoczo, pamiętając, że nie może być zbyt entuzjastyczna, bo szkoda byłoby rozwalić talerz. Jej kwiat, stokrotka, nawet całkiem śliczna, zmieniała się trochę opornie i w efekcie jej smok skończył z żółtą głową - środkiem kwiatka. Co jak co, Westerberg była zadowolona, bo wyglądał inaczej niż zwykły, czerwony chiński smok Withmana.
Zmiana wzorku na porcelanie. Taa, jeszcze czego. Chociaż po ostrzeniu patyczków na wykałaczki nie powinien się dziwić. Profesor chyba planuje zorganizować grilla i nas uczniów nie zaprosił. Niesprawiedliwe z jego strony. Ale odbiegamy od tematu. Victor przeczuwał, że ta próba transmutacji się źle skończy, dla niego albo dla biednego talerza. Brakowało my skupienia, o którym nauczyciel wspomniał, że jest najważniejsze. Koncentracja odleciała w dal głównie przez podejrzane, zaskakująco pogodne zachowanie Mini. Za chwilę się okaże, że coś wymyśliła i będzie chciała kogoś w to ciągnąć, ale pożyjemy zobaczymy, może to tylko zwykły dobry humor. Oby. Podczas gdy profesor Withman rozdawał wszystkim tą nieszczęsną część zastawy stołowej Blaise'a zastanawiała jedna rzecz. On nie boi się, że większość tych biednych przedmiotów możemy niestety zamienić się w pył, a nie w pięknie malowaną porcelanę? Chociaż co ja się będę przejmował, jego sprawa, to lecimy z tym zaklęciem. Chociaż spróbujmy. No i na próbie się skończyło. Cholerny kwiatkowy wzorek, chyba to nawet są chabry o ile go wzrok nie mylił, zmienił tylko kolor płatków, watro dodać jeszcze, że na blady róż. Hmm. Czyli nici z czerwonego smoka. Tylko kolor trochę podobny, i tyle. Tej lekcji jednak nie można zaliczyć do najlepszych. Jak nic los się uwziął na moją osobę ostatnio, jak dla mnie za bardzo.
Dlaczego on do chuja nie znał tych ludzi? W sumie nigdy nie przywiązywał zbytniej wagi do tego, kto wokół niego się znajduje i teraz zaczynał się zastanawiać czy w ogóle powinien był ich znać. A może wszyscy to przyjezdni? A skoro już o nich mowa miał już w głowie jedną chętną na wypróbowanie czy jego jedna, jedyna wykałaczka jest ostra. Tylko, że dzikuska się nie pojawiła. A szkoda, chętnie by wsadził Zilyi wykałaczkę w oko. Ale jej nie było. Jak nie zapomni nadrobi to później. Spojrzał na talerz jakby ten mu coś zrobił, jednocześnie odkładając wykałaczkę na skraj stołu. Później na pewno ją weźmie ze sobą, ale na razie nie była mu zbytnio potrzeba, skoro nie miał komu jej wsadzać w oko, to może leżeć spokojnie z boku. Zbyt dobry z transmutacji nigdy nie był, w sumie może jakby się przyłożył do tych zajęć byłby inaczej. Nigdy nie próbował więc trudno stwierdzić. Dobra, całe to zadanie ze smokiem nie wyglądało na trudne, ale on już swoje wiedział. Zamiana patyczków w wykałaczki też miała taka nie być, a okazało się inaczej. Więc teraz postanowił się skupić, a nie machać jak jakiś opętaniec różdżką. I wyszło mu to na dobre. Na talerzy był zamiast jakiś chwastów piękny smok. Co prawda nie znał się na zwierzętach, ale podejrzewał, że taki właśnie on był. No bo przecież brzydkiego by nie zrobił, nie?
Trochę nie uważał, ale to przez wiatr za oknem. Do reszty go pochłonął. Lubił patrzeć na drzewa, które pod uginały się pod jego wpływem. Dlatego nie do końca wiedział co teraz mają robić. Miał przed sobą talerz i coś chyba usłyszał o smoku. Spojrzał na osoby, które siedziały najbliżej i po chwili sam zabrał się za zadanie. Nie mogło być chyba aż tak bardzo trudne. Zresztą miał już wie wykałaczki, więc dlaczego teraz miałoby pójść mu gorzej. Nie wiedział do końca co robi, a kiedy po dłuższej chwili nic się nie działo sapnął zdegustowany. Nic, spróbował jeszcze raz, ale lepiej by było gdyby dał sobie spokój. Szarpnął nadgarstkiem jakby go ktoś poparzył i od razu tego pożałował. Nie dość, że nie było żadnego smoka to jeszcze z talerza mu nic nie zostało. Zrzucił go niechcący ze stołu. - Eeee… Wybaczcie - powiedział cicho do osób siedzących najbliżej. Najchętniej teraz schowałby się pod ławką, ale chyba nie wyglądałoby to najlepiej. Zamiast tego użył zaklęcia Reparo, aby talerz znów był w jednym kawałku, a później odstawił go na bok. Więcej próbować nie będzie. Nie teraz, jeszcze następnym razem uszkodzi siebie albo kogoś innego. Albo odłamek szkła skończy nie na ławce, a w jego oku? Tak mało zachęcające to było. Więc dalszych prób nie uskuteczniał. Przynajmniej na razie, może kiedyś.
Jeanette musiała zaliczać wszystkie lekcje, bo zostało jej mało czasu na naukę, a przecież była taka ambitna! Ostatnio niestety została zmuszona do przegapienia kilku przez losowe okoliczności, ale nie rozpaczała, tylko po prostu wybrała się na tą, na którą mogła, a więc na transmutację. Spóźniona, ale jednak obecna, zajęła pierwsze lepsze wolne miejsce, dostrzegając w tłumie kilka znajomych twarzy. Szybko nadrobiła pierwsze zadanie. Drewienko numer jeden poddało się posłusznie jej różdżce i wyważonym, ostrożnym ruchom, ale tak skupiła się na tej wykałaczce, że następne dwie musiała robić ekspresowo, co rzecz jasna skończyło się nieudanym zadaniem. Zacmokała niezadowolona, ale nie było czasu na narzekanie, bo dostali kolejne zadanie. Villeneuve stwierdziła, że jest trochę nudne, ale dobra, jak mus to mus, więc różdżka w dłoń. Zajęła się talerzem na spokojnie, szybko radząc sobie z zamianą kwiatka w smoka. Był super, prawie identyczny jak ten na wzorcu. No nic dziwnego, w końcu była już taka stara, że musiała sobie poradzić!
Echo w ostatniej chwili powstrzymała się od komentarza, kiedy dowiedziała się, że mają zmieniać wzorki na talerzach. Zadanie było całkiem spoko, tylko Gryfonce od razu skojarzyło się z obiadem. Takim zwykłym, nie z jakąś Ucztą Platona, na której schodziło się na filozoficzne tematy dotyczące istoty piękna i doszukujące się sensu miłości. Echo miłości przy obiedzie nie szukała, bo znalazła ją na lekcji, jakby nie patrzeć. W każdym razie, talerze i wykałaczki brzmiały bardzo jedzeniowo, więc zaczęła się zastanawiać co wydawało odgłosy z pudeł i zaczęła się nawet martwić o los tego czegoś. No bo jeśli mieli transmutować, na przykład, kurczaka w upieczonego kurczaka? Nie ma mowy. Zresztą, jak mieliby go jeść wykałaczkami? Przerwała swoje szalone rozmyślania i zabrała się do pracy. Smok na talerzu Withmana wyglądał całkiem dobrze, ale Echo była pewna, że mogłaby stworzyć ładniejszego. Skupiła się tak na walorach artystycznych, że jej gad skończył z żółtą głową stokrotki. Nie narzekała, bo stwierdziła, że to czerowny i żółty nie wyglądają razem tragicznie, ale nie była zbyt zadowolona. O, a tak chciała prześcignąć nauczyciela!
Wykałaczki everywhere. Elsa nie spieszyła się przesadnie na transmutację, choć lubiła zajęcia z Withmanem. Ostatnio jej zainteresowanie wszelkimi lekcjami spadło, wpuszczając na swoje zaszczytne miejsce irytację i złość na cały świat, uwalnianą przy byle okazji. Wciąż dręczyła ją śmierć Lesley, Rousvelt miała duży problem z przyjęciem tego ciosu. Nagle wracanie do mieszkania stało się mało przyjemne, często zostawała więc w Hogwarcie, w dormitorium z innymi Ślizgonkami, które irytowały ją niesamowicie swoimi plotkami i idiotycznymi marzeniami. Nieraz wyobrażała sobie, jak wytępia je wszystkie. Po kolei. Dla spokoju. A może po prostu dlatego, że brakowało jej Willard. Przysnuła się do klasy, spóźniona i niezbyt zainteresowana struganiem wykałaczek. Nie rozglądała się nawet po sali, nie mając ochoty wiedzieć, kto tu przebywa. Brak przekonania i motywacji skończył się na jednej, udanej wykałaczce, ale opanowanie sprawdziło się przy drugim zadaniu. Tu poradziła sobie zdecydowanie lepiej, bo smok był prawie identyczny, jak ten z powiększonego talerza profesora. Swój sukces oceniła tylko chłodnym i obojętnym spojrzeniem, opierając się łokciem o ławkę.
[6, 3, 1] [2 -> 3]
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Złapała samolocik od Setha, przeczytała wiadomość, po czym odpisała na odwrocie karteczki swoim eleganckim pismem. Jak uporam się z nauką i zadaniami z projektu "Złoty Sfinks". Jestem straszna, ale musisz mi wybaczyć. Postaram się znaleźć niedługo czas. Słowo. Złożyła karteczkę w taką samą formę, w jakiej ją otrzymała, po czym stuknęła w nią lekko różdżką, sprawiając, że samolocik pomknął i zgrabnie wylądował przed gryfonem. Posłała mu przepraszający uśmiech. Obróciła w dłoniach swój talerz, malowany w bratki, po czym przeniosła wzrok na wzorzec. Hm, no zobaczymy jak jej pójdzie - prawdę mówiąc z nową różdżką czuła się naprawdę pewnie, choć przyzwyczajenie się do tego, że rączka była zupełnie inaczej rzeźbiona, a sama różdżka reagowała trochę inaczej niż poprzednia, zajęło jej trochę czasu. Tym razem stwierdziła, że zaszaleje i spróbuje od razu transmutować bratki w smoka i... ku jej radości wszystko poszło jak z płatka. Smok wyglądał dokładnie jak ten na talerzu profesora Withmana i Isolde poczuła ogromną satysfakcję, patrząc na swoje dzieło. Jednak różdżka z cisowego drewna to nie byle co...
Leonardo bardzo długo zastanawiał się ile potrwa jego dobra passa. Jak widać, skończyła się po pierwszym zadaniu, które polecił wykonać im profesor. Mimo że wyszło mu dość dobrze, to teraz pokazał kompletny brak umiejętności z transmutacji, z które mimo wszystko wiedział przecież dość dużo. Jak to jest, że jeden, głupi ułamek sekundy decyduje o tym, że nic mu nie wychodzi? Rozkojarzył się na moment i już, proszę, stokrotka zamiast zmienić się w pięknego, czerwonego smoka, ledwo zmienia kolor swoich liści na bladoróżowy. Leo roześmiał się na głos, widząc, co powstało z jego wspaniałej stokrotki. W każdym razie, nie był to smok. Na szczęście nie wysadził też talerza w powietrze, jak to zrobili niektórzy z uczniów. Jak widać, nie tak łatwo jest być najlepszym w każdym zadaniu, które zostaje nam przydzielone. Wielka szkoda, bo Leonardo, jako książkowy Gryfon, chciałby zawsze zajmować wysokie pozycje w rankingach, nieważne czego one konkretnie dotyczą. Trochę przykry jest fakt, że jest to nierealne. Nie ma co się jednak zamartwiać, wreszcie udało mu się skończyć zadanie z projektu Złoty Sfinks, także JEST DOBRZE i oby tak dalej. Lekcja transmutacji? Pikuś, w porównaniu z resztą przedmiotów, przez jakie musi przebrnąć w tej dziwnej szkole, zwanej Hogwart!
No tak. Transmutacja to przecież łatwizna. Przynajmniej dla takiej Scarlett. Albo przynajmniej ona tak twierdziła. Nie mniej siedziała niezadowolona z powodu naostrzenia tylko dwóch patyczków. To zadanie powinno pójść jej dużo lepiej, a nie poszło. Miała więc nadzieje, że koleja próba, tym razem nad czymś innym, wyjdzie pomyślnie. Słuchała nauczyciela, bez przekonania patrząc na talerz, na którym wzroki zamieniają się w inne wzorki. Cóż, Saunders ciężko było zadowolić czy wprawić w zachwyt, więc raczej była niezadowolona z tak prostego zadania. Nieważne, że poprzednie również było proste, a ona nie wykonała go w stu procentach! Najważniejsza jest wciąż niesłabnąca samoocena, no przecież. Uśmiechnęła się kpiąco, odbierając swój talerz i wpatrując się w motywy na jego brzegach. Jakieś kwiatki, które nawet nie były ładne. SMS bardzo się skupiła zatem na tym, co chce osiągnąć, a potem wzięła pewnie do ręki różdżkę, kopiując ruch nadgarstka Withmana. I oto udało się, piękny smok zaszczycił to naczynie, które teraz wyglądało ZDECYDOWANIE lepiej.
Farai powitała dziewczynę uśmiechem, ciesząc się jednocześnie, iż ktoś obok niej usiadł. To zabawne, bo dla niej to Cayenne miała specyficzną urodę. Może to dlatego, że dla niej rude osoby zawsze były ewenementem. Pomimo tego, iż mija drugi rok, odkąd jest w Wielkiej Brytanii to ten kolor włosów zawsze wydawał jej się być zagadkowy i zupełnie inny od wszystkich. Łatwiej było jej się przyzwyczaić nawet do blondu, to było dziwne. W ogóle ta barwa kojarzyła jej się z ogniem, zawsze się zastanawiała, czy jakby dotknęła takich pukli, to czy by jej przypadkiem nie oparzyły! Ale to były tylko głupie myśli, nie przyznałaby się przecież do tego. Nie mniej teraz spokojnie obserwowała zmagania Neveu, stwierdzając, że nie tylko jej tak słabo poszło. Ale jak już uznała wcześniej - marne to pocieszenie. - Beznadzieja - potwierdziła dziewczynie, pokazując jej tylko jedną naostrzoną wykałaczkę i krzywiąc się lekko. Starała się nie rozmawiać, bo to jednak świadczyło o braku szacunku dla nauczyciela. Cóż, od pewnego czasu ma takie poglądy i nic z tym nie zrobisz. Nie mniej słuchała jego wykładu, patrząc z ciekawością na jego talerz ze smokiem. Też chce taki! I kiedy dostała trochę inny, to spróbowała swoich sił, aby go przemienić. Ruch nadgarskiem i... no cóż. Cała przemiana szła dość opornie, a te łuski i kształt zwierzęcia nie przypominał dokładnie smoka. Natomiast te cholerne, żółte stokrotki pozostały niewzruszone. Westchnęła z niezadowoleniem, próbując zobaczyć, jak idzie jej koleżance.
Levee siedziała niezadowolona nad swoim zadaniem, sądząc, że skoro pod koniec trzeciego roku studiów nie umie zrobić czegoś tak banalnego, jak naostrzenie WSZYSTKICH patyczków, to osiągnęła właśnie dno, a nawet i kilometr mułu. Już widziała oczami wyobraźni minę matki, gdyby jej napisała, że nie udało jej się rzucić zaklęcia na trzy wykałaczki. I to jej bezbrzeżne rozczarowanie widoczne w spojrzeniu. Krukonka aż się wzdrygnęła na samą myśl, mrugając gwałtownie rzęsami, aż wtedy weszła do sali Isolde, do której również się ciepło uśmiechnęła, pomimo ostatnich przemyśleń. Machnęła jej także ręką na przwitanie, obserwując, jak sobie radzi. Pokiwała głową bez przekonania, kiedy Bloddworth powiedziała jej, że jej także nie poszło doskonale. Cóż, ona nie była Delinger, nie miała matki Katii i w ogóle jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Nie zamierzała jej jednak tego mówić, postanawiając skupić się na słowach profesora Withmana. Kiedy dostała swój talerz, oczywiście zapragnęła zrobić to samo, co on. Zamknęła oczy, w celu skupienia myśli, a potem wykonała zdecydowanie ruch nadgarskiem. Który przyczynił się do tego, iż cały motyw kwiatowy na naczyniu zmienił się w pięknego smoka. No, teraz w końcu była zadowolona.
Mimo tego, że pierwsze zadanie wyszło Tanner'owi jako tako, to drugie poszło mu wyśmienicie. Słuchając instrukcji profesora skupił się na zadaniu, jakie ma do wykonania - nawet zamknął na chwilę oczy, coby wczuć się w to, jak stokrotka namalowana na talerzu przemienia się w smoka. Dopiero, gdy należycie zobrazował to sobie w swojej głowie, przystąpił do wykonania zadania. Ten rodzaj magii Chapman lubił chyba najbardziej. Nie musiał ani trochę bać się o to co ma powiedzieć ani jak głośno. Tak więc wykonał powolny ruch różdżką, skupiając się na swojej wcześniejszej wizji. Powoli, wraz z przesuwaniem się ręki z różdżką po talerzu, stokrotki zaczęły zmieniać się w piękne, czerwone smoki. Gdy Tanner skończył swoje zadanie, jego talerz wyglądał niemal identycznie z talerzem profesora. Tak to się właśnie robi!
Siedział trochę niezadowolony i znużony tym wszystkim, lecz kiedy w progu stanęła niezbyt wesoła (hmmm, ciekawe, dlaczego!) Elsa, momentalnie poczuł jakiś dziwny ścisk w żołądku, którego nie umiał opanować. Zebrał więc szybko wzrok z wili, choć trwało to jednak trochę za długo, patrząc na swoje nieprzetransmutowane patyczki. Naprawdę, żenada. Widząc postępy innych skrzywił się. Już chciał w sumie wyjść, ale nauczyciel zaczął objaśniać drugie zadanie. Wzruszył ramionami, słuchając jego wywodu, patrząc z lekkim niezadowoleniem na trzymany przez niego talerz. Wszystko wyglądało pięknie, ale zaczął mieć wątpliwości, czy mu się cokolwiek uda. Nie mniej powziął heroiczną próbę zrobienia tego śmiesznego smoka na tym naczyniu. Obejrzał je dokładnie, wsłuchując się w słowa Withmana, a potem sięgnął po różdżkę. Kiedy zrobił ruch nadgarstkiem, musiał chwilę odczekać na jakieś rezultaty, które nie były powalające. Tam kwiatki się trochę zmieniały, tu jakieś łuski, tam jakieś kształty smokopodobne. Ale głowa to wciąż żółte stokrotki. Na Merlina...
Thiago uśmiechnął się uroczo do Ingrid, bo choć nie miał pojęcia, co ona do niego powiedziała, tak sądził, że po prostu go obraża! Ale on nie zamierzał się tym przejmować, bowiem ona i tak już została włączona do klubu frajerów z transmutacji i powinna się po prostu z tym pogodzić, to nic strasznego! W ogóle to takie smutne, że nikt nie chciał z nim siedzieć, ale co zrobić? Musiał się skupić na nauce. Ale ten przedmiot mu nie wychodził, zdecydowanie. Nie naostrzył ani jednego patyczka, a w dodatku zadania zdawały się przybierać nieco na trudności. Cabrera uważnie słuchał słów Withmana, przyglądając się z rozbawieniem zmianie wzroku na talerzu. Fajnie. Ochoczo więc odebrał jednen egzemplarz dla siebie, zastanawiając się, jak poszło innym. Westerberg dalej była ofermą, choć mniejszą, a Hotaru-chan zaś większą. Wspaniale. Pomachał jeszcze miło do spóźnionej siostry, a potem sam się zabrał za czarowanie. I tu nastąpił klops, bowiem jemu też ta sztuczka nie wyszła. Zmienił kolor płatków, WOW, Thiago taki czarodziej. Pokiwał bez przekonania głową, po czym podparł głowę na ręce, mając nadzieję, że zła passa się wreszcie od niego odwróci.
W takim razie przyszedł czas na kolejne zadanie. Zdawało się, że z pierwszym tylko ona poradziła sobie tak wyśmienicie, toteż z drugim oczywiście musiała mieć ogromny problem. Na początku poszło jej dobrze, więc poczuła się zbyt pewnie, no i.. chciała odrobinę zaszpanować. W rezultacie udało jej się zmienić tylko kolor płatków stokrotek na bladoróżowy. Nie była nawet blisko celu, ale to nie było ani trochę istotne. O dziwo panna Wotery naprawdę dobrze bawiła się podczas lekcji transmutacji. Pierwszy raz w swoim życiu czuła się tutaj jak ryba w wodzie, pomimo jej drugiego niepowodzenia. Czy to zasługa profesora czy może ona zmieniła podejście do przedmiotu, tego nie wie nikt, a z pewnością nie sama Amelia. Jednak z przyjemnością siedziała w tej ławce, czekając na kolejne instrukcje i zadanie od profesora, który.. wydawało się, że nie zwracał większej uwagi na to, jak idzie jego uczniom.
Cynthia nie mogła sobie wybaczyć, że się spóźniła! Oczywiście zapomniała, że Transmutacja zaczyna się tak szybko, więc wparowała do klasy zdyszana i ze zmierzwionymi włosami. Spojrzała przerażona na profesora, ale nie mogła przez chwilę wydusić z siebie słowa. Rzuciła tylko zużytą torbę obok swojej ławki i dopiero, kiedy odrobinę ochłonęła, odezwała się: - Prze... przepraszam, za... za spóźnienie. - Przeszkadzał jej ciężki oddech, który przerywał jej wypowiedź. Zajęła w końcu swoje miejsce, dopytała się szybko, co ma zrobić i spróbowała zmienić wzór na swoim talerzu. SPRÓBOWAŁA. To doskonałe określenie. Za bardzo zdenerwowała się tym, że spóźniła się na tak ważny przedmiot. Jej dłonie drżały, gdy machała energicznie różdżką, w panice próbując zmienić wzór na swoim talerzu. Jedyne co udało się jej osiągnąć, to rozmazana plama pomieszanych kolorów. Spojrzała na nią z niesmakiem i jej serce szybciej zabiło. NIEMOŻLIWE! Lekcja już się kończyła, a ona miała tak zawieźć?! Szybko machnęła różdżką i w tym momencie jej talerz pękł, rozsypując się w drobne kawałki i zasypując odłamkami okoliczne ławki i podłogę. Tego już było za wiele! Dziewczyna padła twarzą w stół i zemdlała.
Astrid wpatrywała się w swój talerz, zastanawiając się, czy może go jeszcze jakoś udoskonalić. Niestety smok z żółtą głową tak jej się spodobał, że ani myślała przerabiać go bardziej pod wzór profesora. Była rozdarta pomiędzy poleceniem, a swoją wyobraźnią. Wygrała wyobraźnia, ale nie z wyboru Astki, ale raczej przez pewien fakt. Do klasy wpadła spóźniona dziewczyna, na którą Westerberg od razu przeniosła wzrok. Śledziła ją spojrzeniem, podziwiając śliczne włosy. Zaczęła nawet myśleć o syrenach, którą Cynthia mogłaby być, ale w tym czasie Puchonka radziła sobie z talerzem. Znaczy, prawie radziła, bo ostatecznie rozpadł się w drobny mak, co zmusiło AWW do szybciej reakcji. Zanim zdążyła podejść i sprawdzić, czy nieznajoma się nie skaleczyła, padła twarzą w ławkę. Nie należy się jednak niepotrzebnie stresować, Wendy od razu, automatycznie, przyzwyczajona do pomagania w takich sytuacjach, znalazła się przy niej i uniosła różdżkę, którą wciąż trzymała w dłoni. - Rennervate - mruknęła pod nosem w skupieniu, dzięki czemu niebieskowłosej wróciła świadomość. - Jak się czujesz? Musisz zjeść coś słodkiego - powiedziała, obserwując ją uważnie. - Panie profesorze, mamy coś słodkiego?
Ralph przechadzał się między stolikami, zaglądając w talerze i oglądając jak idzie jego podopiecznym. Cóż, tak jak to przewidział większość nie dawała sobie rady z zadaniem, albo nie potrafiąc w ogóle transmutować kwiatów, albo mając problem z jakimś konkretnym elementem. Zassał powietrze z napięciem, gdy usłyszał dźwięk tłuczonej porcelany i odwrócił się w stronę Jespera z naprawdę przerażoną miną. Całe szczęście jego reparo było na tyle porządne, żeby pamiątka rodzinna pozostawała w jednym kawałku. - Ostrożnie, ostrożnie, moi drodzy! - powiedział wtedy, czując jak znowu wraca mu dobry humor i ponowił krążenie między stolikami. - Pamiętajcie, że najważniejsze jest skupienie. Jeden, zgrabny ruch lub powolne próby, nigdy gwałtownie i nerwowo. Naprawdę wolałbym, żeby moje talerze się jeszcze do czegoś przydały. No cóż, liczył się jednak z tym, że większość może zostać ofiarami w tej bitwie… Niemniej jednak edukacja młodych sprawiała mu tak dużą radość, że nie dbał o to, aż do chwili, w której jakaś dziewczyna nie spóźniła się na zajęcia. - Nic nie szkodzi - odpowiedział na jej przeprosiny - Cieszę się, że udało Ci się dotrzeć, weź sobie talerz i usiądź. Polecił Cynthi, a ledwie odwrócił od niej wzrok, a rozległ się ponownie dźwięk tłuczonej porcelany, a potem jakieś głuche uderzenie. Dziewczyna o kolorowych włosach padła na ławkę, a Ralph przez sekundę się zawahał, dzięki czemu Astrid mogła ocucić dziewczynę i zapytać go w międzyczasie o coś słodkiego. - Emm, chyba tak, chwilka - poprosił i rzucił się w stronę biurka, aby przekopać sterty wypracowań, zapasowych piór i papierzysk. Przeszukiwał je przez kilka sekund, by po chwili wyciągnąć z niego olbrzymią czekoladę z Miodowego Królestwa. Podał ją AWW, poklepując ją krótko po plecach. - Świetna reakcja. +10 punktów dla domu, w którym mieszkasz, panienko…? - no tak, Withman nie kojarzył jeszcze wszystkich przyjezdnych, dlatego warto byłoby mu to wybaczyć! Niemniej jednak spojrzał na Cynthie z niepokojem. - Zjedz sobie w spokoju, myślę, że nie powinnaś brać udziału w następnej części lekcji, ale nie znam się zbytnio na uzdrawianiu. Niemniej jednak trzecie zadanie będzie wymagało odrobinę więcej koncentracji i martwię się czy znowu nie zemdlejesz. Mogłabyś z nią posiedzieć? - zapytał jeszcze Astrid, a potem cofnął się na przód klasy, odchrząkując - Ekhem, a więc zostało nam trzecie zadanie. Niech każdy podejdzie i weźmie sobie swoją świnię. Nie wyglądało na to, aby żartował. Kiedy już każdy wziął z pudła malutką, żywą świnkę, Ralph sięgnął po jedną dla siebie i uniósł ją nieco wyżej, aby wszyscy widzieli. - Drętwota! - tutaj świnia dramatycznie znieruchomiała -Teraz niech każdy rzuci na swoją zaklęcie. Nie martwcie się, nic im się nie stanie, gwarantuje wam to, a łatwiej będzie je transmutować, gdy będą nieruchome. Osoby, które poradziły sobie z wykałaczkami mogą pomagać innym, którzy będą mieli problem z zaklęciem. Musicie z nich zrobić skarbonkę, o tak. Machnął trzy razy różdżką, a świnka stałą się idealną, nieruchomą skarbonką, wymalowaną w fantazyjne nuty. Potem machnął nią jeszcze raz, a zwierzak wrócił do swojej postaci, znowu ruchomy i nieco zdezorientowany. Włożył świnkę do pudełka. - Powodzenia!
Transmutacja żywej, malutkiej świnki w świnkę skarbonkę. Rzucacie czterema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za poprawne rzucenie zaklęcia Drętwota na świnkę, aby poruszając się nie przeszkadzała w wykonaniu zadania.
Nieparzysta - powodzenie Parzysta - niepowodzenie
Jeśli macie ponad 10p z zaklęć w kuferku, możecie zignorować tę kostkę, zakładając, że zaklęcie od razu się udało. Jeśli macie ponad 15p z zaklęć w kuferku możecie pomóc jednej osobie, która będzie tego potrzebowała w unieruchomieniu jej świnki. UWAGA: Osoby, którym nie udało się zaczarować co najmniej dwóch wykałaczek są wyłączone z pomagania innym, bo Ralph każe skupić im się na części transmutacyjnej.
OSOBY, KTÓRYCH ŚWINKA NIE ZOSTAŁA TRAFIONA DRĘTWOTĄ, MOGĄ NA POCZĄTKU POSTA ZAZNACZYĆ CZY POTRZEBUJĄ POMOCY, LUB UMÓWIĆ SIĘ Z KIMŚ ABY RZUCIŁ NA NIĄ ZAKLĘCIE ZANIM NAPISZĄ POSTA.
Druga kostka odpowiada za to, jak udało wam się transmutować ciało świnki.
1 i 6 - Idzie ci całkiem nieźle. Zmniejszyłeś zwierzątko i zacząłeś transmutować jej nóżki, aby były wygładzone i podobnej wielkości, jednakże coś po drodze zepsułeś i sprawiłeś, że prawa, przednia racica wygląda tak, jakbyś tworzył skarbonkę ze słoniątka, a nie świnki. 2 i 4 - Nie, nie, nie! Wszystko nie tak! Świnka wciąż nie chciała zmienić swojego rozmiaru i chociaż udało Ci się chociaż trochę zmodyfikować jej ciało do tego, aby przypominała plastikową figurkę to gdzieś po drodze obsypałeś jej podbrzusze bolesnymi krostami. Ralph aż złapał się za głowę i natychmiast to naprawił, rzucając Ci badawcze spojrzenie. Może się bał, że zaraz napompujesz swoją skarbonkę i wysadzisz tuż pod jego nosem? 3 i 5 - Świetnie, wręcz idealnie! Udało ci się zmniejszyć świnkę i sprawić, aby była w miarę proporcjonalna co jest sporym wyczynem, zwłaszcza jeśli twoja świnka nie została potraktowana drętwotą.
W każdym wypadku udało wam się zrobić dziurkę na monety na jej grzbiecie. Trzecia kostka mówi o tym jak poszła wam przemiana skóry na porcelanę.
1 i 2 - Wcale nie poszło Ci tak źle, jak mogłeś sądzić na początku. Skóra zwierzęcia porządnie się utwardziła i nabrała połysku, jednakże po mocniejszym dotknięciu zaczyna się zapadać. Może powinieneś spróbować jeszcze raz? 3 i 4 - Idzie Ci naprawdę bardzo dobrze! Zmuszenie świnki do tego, aby zesztywniała i udawała skarbonkę było dziecinnie proste. Jej powierzchnia jej twarda i lśniąca, zupełnie taka, jaką pokazał Ralph. 5 i 6 - To chyba nie jest Twój szczęśliwy dzień, bo nieważne ile razy byś nie próbował to nie dajesz sobie rady z tym, aby chociaż trochę zmodyfikować skórę swojej świni. Może dostałeś „uszkodzony” egzemplarz, którego nie da się przetransmutować?
Czwarta kostka odpowiada za zdobienia.
1 - Polne kwiaty, naprawdę? Albo nie miałeś pomysłu na wzór, jakim możesz ozdobić skarbonkę, albo zostało Ci to z poprzedniego zadania. Ralph spogląda na twój wyczyn nieco sceptycznie. 2 - Chiński smok. Powtórka co w przypadku poprzedniej kostki. Brak oryginalności czy nieuwaga? Nauczyciel jest średnio zadowolony, bo chociaż udało Ci się idealnie odwzorować poprzedni wzorek. 3 - Róże. Duże i ładne, białe róże. Withman jest zadowolony z Twojego pomysłu, bo udało Ci się idealnie odwzorować nawet najmniejszy kolec na łodyżce. 4 - Serduszka. Dość mocno walentynkowo i z początku przytłaczająco, ale ostateczny efekt nie jest taki zły, jak z początku sądził Ralph. Jest okej. 5 - Chmurki. Interesujący pomysł, który ostatecznie bardzo trafia do nauczyciela. Kojarzy mu się z miłymi chwilami, w których można bujać w obłokach i nie przejmować się codziennymi zmartwieniami. 6 - Szczeniaczki. Ozdobiłeś swoją świnkę małymi pieskami, a gdy tylko profesor je zobaczył zaczął niekontrolowanie chichotać, mówiąc, że przydałaby ci się lekcja o wzornictwie adekwatnym do zadania. Powinieneś się cieszyć, że go rozbawiłeś czy raczej nie?
Za każde 8p z transmutacji przysługuje ponowny rzut kostką. Bierzecie pod uwagę lepszy rzut. Rzuty nie odnawiają się, czyli, że na całe zadanie, mając np. 20p, możecie rzucić ponownie tylko dwa razy.
Farai nie miała talentu do zaklęć, znała się na innych rzeczach. I niestety wśród nich nie było transmutacji. Nie mniej jednak dzielnie siedziała na zajęciach, choć ten numer ze wzrokiem na talerzu wyszedł jej... no średnio. Nie mniej jednak postanowiła się jeszcze nie zrażać i poczekać na kolejne zadanie. Odłożyła naczynie, wsłuchując się w to, co mówi nauczyciel. Sceptycznie spojrzała na dziewczynę, której wybuchł talerz, a ta zaraz zemdlała. Osei uniosła brwi ze zdziwienia i sądząc, że musi iść pomóc, wstała z ławki, jednakże Astrid ją ubiegła. Dlatego usadowiła się w niej ponownie, trochę bacznie spoglądając w tamtym kierunku. Z uzdrawiania też była kiepska, więc na nic by się nie przydała, nie mniej jako prefekt powinna reagować. Zobaczywszy żywą świnkę wybałuszyła oczy. Nie była przekonana, czy aby na pewno nic się jej nie stanie. Szczególnie, że miała być zdana na umiejętności albo ich brak uczniów. Farai pochwalała zabijanie, ale nie tortury. Dlatego trochę niechętnie wzięła do rąk swoje zwierzątko, by następnie rzucić na nie drętwotą, która się na szczęście powiodła. Jednakże kiedy przyszło do nadawania kształtu stworzonku, coś ewidentnie poszło nie tak, przez co profesor Withman się zdenerwował i musiał ratować biedną świnkę z opresji. Wiedziała, że tak będzie. Totalnie już zniechęcona rzuciła zaklęcie, pozwalajace na zrobienie porcelany ze skóry i o dziwo ten manewr się jej już udał. Lecz kiedy przyszło do wzornictwa, nie mogła kompletnie odnaleźć inspiracji, dlatego ozdobiła ją polnymi kwiatami. Co nauczyciel skwitował niezadowoleniem. Beznadziejna jesteś Osei.
Levee była zadowolona ze swojego poprzedniego dzieła i ono przyćmiło trochę jej uwagę odnośnie jednej nienaostrzonej wykałaczki. Zresztą, ileż można przeżywać to samo, prawda? Dlatego teraz z lekkim uśmiechem czekała na kolejne zadanie, jednocześnie czując, że z chęcią by zapaliła. Ale przecież nie wolno, jest przykładną studentką. I córką. Matka nie wie, że pali. To byłaby zbyt wysoka ujma. W ogóle to czemu, do cholery, ciągle wspominasz o Katii, Delinger? Twarz krukonki nabrała lekkiego grymasu, szczególnie, że jedyne, o czym powinna myśleć to o swoich kuzynkach i Chucku. Ale chyba nie miała na to wszystko siły, bowiem wolała skupić się na transmutowaniu... świnki. Dziewczyna patrzyła się na profesora z niedowierzaniem, nie mniej wzięła jedną do ręki i bez problemu rzuciła na nią drętwotę. Potem? Trzeba było transmutować ciało świnki. Cóż, zrobiła tak jak kazał nauczyciel i powiodło jej się. Wszystko zdawało się być proporcjonalne i takie jak trzeba. Levee uśmiechnęła się na ten widok i dostatecznie zachęcona postanowiła zamienić skórę zwierzęcia w porcelanę. Niestety nic się nie działo, choć próbowała kilka razy. Westchnęła zrezygnowana, a kiedy Withman powiedział, że mimo to ma zrobić na niej jakiś wzorek, to stanęło na chińskim smoku. Kojarzył jej się z porcelaną! Ale Ralph nie był z tego faktu zadowolony. Ech. Nie zna się, po prostu.