Klasa ta znajdująca się na piątym piętrze, jest jedną z największych w zamku. Przestronna i dobrze oświetlona zapewnia przyjemną atmosferę. W końcu sali znajdują się wysokie półki po brzegi zapełnione różnymi przedmiotami, które zapewne nieraz były transmutowane. Między nimi widnieją także najbardziej znane książki dotyczące tego przedmiotu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Transmutacja
Wchodzisz do Klasy Transmutacji, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Transmutację. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Patton Craine oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Stavefjord. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z transmutacji można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Przytocz i opisz dokładnie pierwsze prawo Gampa. 2 – Przytocz i opisz dokładnie drugie prawo Gampa. 3 – Opierając się o prawa Gampa stwierdź, czy można transmutować następujące przedmioty: ołówek, sowa, duch, eliksir Felix Felicis, różdżka. 4 – Podaj trzy zaklęcia wpływające na zmianę wyglądu przeciwnika i opisz ich działanie. 5 – Podaj trzy zaklęcia pozwalające na przemianę przeciwnika w stworzenie i podaj ich działanie. 6 – Podaj nazwę i opisz dokładne działanie zaklęcia, tworzącego iluzję osoby rzucającej to zaklęcie.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Transmutuj jabłko w dwie gruszki, a następnie zamień jedną gruszkę w ołówek, a drugą w świecę. 2 – Zmień trzy kamienie w ptaki - kanarka, papugę i wronę. 3 – Transmutuj figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokieruj nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. 4 – Zamień dzban w dynię, a następnie przywróć go do pierwotnej postaci. 5 – Wydłuż kielich, zmień szkło w plastik oraz zmień barwę tworzywa na czerwoną. 6 – Zmień kolor płótna, w które ubrana jest kukła, na zielony. Zmień wygląd kukły używając trzech dowolnych zaklęć transmutacyjnych - przed każdym zaklęciem powiedz, jaki chcesz osiągnąć efekt.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Transmutacja:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Transmutacja zdecydowanie nie była przedmiotem ubóstwianym i wynoszonym na ołtarze przez pannę Wotery. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Amelia była w tej dziedzinie kompletną ofermą. Mimo wszystko przyszła jednak na lekcje. Jeśli nie będzie nic robić, to jakim sposobem poprawi swoje umiejętności z transmutacji? Tak więc dziewczyna weszła do klasy pewnym krokiem, z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie miała zbyt dobrego dnia, jednak próbowała ukryć to przed wszystkimi. - Dzień dobry, panie profesorze - wchodząc do klasy kiwnęła mu delikatnie głową i zajęła jakieś miejsce, najbardziej odległe od wszystkich innych. Nie miała ochoty, żeby ktoś obserwował, jak kiepsko jej dzisiaj idzie. Wysłuchała wszystkiego, co miał im do powiedzenia nauczyciel i z lekką niechęcią zabrała się za transmutowanie patyków w wykałaczki. Wiedziała, że nie pójdzie jej zbyt dobrze. Podniosła różdżkę delikatnie do góry i wycelowała w pierwszy patyk, wypowiadając formułę zaklęcia: Secare! O dziwo, zaklęcie było udane! (4) Patyk transmutował się w idealnie prostą i zaostrzoną wykałaczkę. Z uśmiechem na twarzy dziewczyna zabrała się za kolejne patyki, zastanawiając się czy dzisiaj ma tak ogromne szczęście, czy może jej umiejętności z transmutacji wreszcie uległy poprawie? Wycelowała różdżką w patyk i po raz kolejny wypowiedziała zaklęcie: Secare! Znów się udało! (4) Wszyscy mogli teraz podziwiać dwie idealne wykałaczki i jeden patyk, leżące na blacie Amelii. Przyszła kolej i na trzeci patyczek. Znów formuła zaklęcia: Secare! Poza raz kolejny z patyka powstaje wykałaczka. (2) Panna Wotery z uradowaną miną rozejrzała się po klasie, obserwując sukcesy innych osób. Z tego co widziała, aktualnie tylko ona zamieniła wszystkie trzy patyki. Tak więc, może się czuć dumna, prawda?
Scarlett uwielbiała lekcje transmutacji, dlatego nawet w miarę szybko zebrała się ze swojego dormitorium, uznając, że ideału i tak nie można jakoś szczególnie poprawić! Niepomna swej porażki jeżeli chodzi o lot na pegazie i tego, że wszyscy ją chujają, po prostu weszła do klasy, by zająć jakieś miejsce. Gdzieś pewnie niedaleko Rasheeda i Julki, ale mogę się mylić! Nie mniej przyszła w momencie, kiedy nauczyciel coś tłumaczył, więc brawa dla niej, że się nie spóźniła. Przyszła wręcz w idealnym momencie! I kiedy tamten skończył mówić, pokiwała głową na znak, że przyjęła do wiadomości, choć nie miała pojęcia po co mu to jest tak w ogóle, ale mniejsza. Ogółem chyba za bardzo się rozzuchwaliła, dlatego, że słysząc o naostrzaniu jakichś patyków zaklęciem, prychnęła śmiechem. BANAŁ. Tak przynajmniej uważała, będąc zbyt pewną siebie dziewczynką. Bo kiedy przyszło do rzucania uroku na pierwszy z nich, nic się nie zadziało! Ściągnęła gniewnie brwi, potrząsając różdżką, jak gdyby miało to w czymś pomóc. O dziwo nawet pomogło, potem dwie kolejne próby wyszły wręcz idealnie. Gratulujemy, nie jest pani totalnym frajerem z transmutacji.
Pomimo ogólnego rozbicia spowodowanego listami od Chucka i poznania nieznanej dotychczas gałęzi rodziny, Levee miała dziś całkiem niezły humor. Wciąż pamiętała ostatni lot na pegazie oraz autograf na koszulce od Tęczowych Jednorożców. To sprawiało, iż jej życie stawało się choć na chwilę normalne, a bardzo tego potrzebowała. Tak samo jak dobrych stopni, wszak w tym roku kończy szkołę. Dlatego pospiesznie zebrała się z mieszkania, teleportując się pod Hogsmeade, a potem urządziła sobie dosyć żwawy spacerek aż do samego Hogwartu. Który także dał jej trochę popalić, bowiem był ogromny z tymi swoimi wszystkimi korytarzami, piętrami, schodami... nie mniej jednak ostatecznie zjawiła się na miejscu, lekko zdyszana, ale całkiem uśmiechnięta. Przywitała się z profesorem, a potem ze zdumieniem ogarnęła, że kojarzy tutaj raptem tylko jedną dziewczynę. Szkoda. W każdym razie zasiadła w pierwszej ławce, słuchając słów nauczyciela, a potem przygotowała się do zajęć - aż wyciągnęła różdżkę! Chyba za bardzo się rozkojarzyła, bo pierwsza próba rzucenia zaklęcia się nie powiodła. Natomiast kolejne dwie dały wymierny wynik, dlatego Delinger tym bardziej była zadowolona. Tylko co będzie dalej, skoro takie najprostsze rzeczy nastręczają jednak trudności? Wolała o tym nie myśleć, próbując nastroić się pozytywnie do swoich umiejętności z transmutacji, których... tak naprawdę nie było, według punktacji kuferkowej, ale przecież ona zawsze musi być najlepsza we wszystkim, czyż nie? Matka byłaby niezadowolona z jej tragicznego dziś wyników. Od razu Levee jakby skuliła się w sobie na samą tą myśl.
Proszę, nawet Thiago pojawił się na zajęciach, możemy świętować! Nie no, był przecież pilnym uczniem, nawet, jeśli lekcje wykraczały poza krąg jego zainteresowań, czyli historii magii, starożytnych run i numerologii. Nie mniej lubił się uczyć, tak czy siak, więc zwlekł się z łóżka, oporządził i potem trochę błądził, próbując odnaleźć właściwą klasę, ale w końcu się udało. Przywitał się energicznie z profesorem, po czym podniósł rękę i pomachał chyba niemalże wszystkim, choć większości to nawet nie kojarzył, ale kto by się tym przejmował? No właśnie, nikt! - Siema Ing, siema Leo - rzucił do tej dwójki, po czym jednak uśmiechnął się szerzej do Nakano, za którą usiadł ostatecznie, bo miejsce obok było już zajęte. Szkoda bardzo, ale co zrobić? - Hotaru-chan, mam nadzieję, że spisujesz już listę niezbędnych rzeczy do wyprawy! - szepnął, nachylając się do niej, a potem postanowił jednak wrócić do pilnej nauki. Dlatego machał swą różdżką, co by zamienić te śmieszne patyki w wykałaczki, ale coś mu nie szło. Ani za pierwszym, ani za drugim, ani za trzecim razem nie podołał tej niesamowicie trudnej czynności. - High five, Westerberg! - rzucił do niej, ale wcale nie chciał być złośliwy! Chciał ją po prostu wesprzeć na duchu, ot co!
Tak, nawet Jack się zjawił na zajęciach, choć mniej chętnie, niż na tych, gdzie można było latać. No cóż, nie można mieć wszystkiego. I tak był umówiony już na trening, więc ten. Ta myśl pozwalała mu przetrwać kolejny dzień, gdzie trzeba było wstać z rana, ogarnąć się, a potem jeszcze teleportować. Nie dość, że nie mógł tego zrobić stricte do sali, to musiał iść z Hogsmeade. I choć z jego kondycją nie było problemów, bo drogę przeszedł w mgnieniu oka, to jakoś świadomość zbliżających się zajęć nie napawała go szczerym entuzjazmem, szkoda. W każdym razie wszedł do klasy, a po przywitaniu z nauczycielem, machnął ręką do reszty znajomych, by następnie zająć jakieś jedno z wolnych miejsc, gdziekolwiek. W każdym razie wysłuchał profesora, a następnie wziął swoją różdżkę, by zacząć czarować jakieś dziwne patyki. Jako, że do zadania podszedł bez przekonania, to machnął różdżką to tu, to tam i tak jakieś trzy razy, ale ogółem to bez żadnego efektu. Reyes uniósł brwi ze zdziwienia, że będąc pod koniec drugiego roku studiów nie potrafił rzucić tak banalnego zaklęcia, ale cóż. Widocznie magia dziś była wyjątkowo kapryśna.
Się zjawił. Może i transmutacja nie była czymś w czym czuł się dobrze, ale zawsze można się czegoś nauczyć nowego. Tak sobie myślał, że przyda mu się to kiedyś. Może będzie miał okazję, aby transmutować kogoś w gumochłona, nie? Ale to chyba jeszcze nie dla niego takie coś. Trzeba zaczynać od prostych rzeczy, bo inaczej jeszcze sam się przez przypadek transmutuje. A wtedy raczej nikt skoro do pomocy nie będzie, aby przywrócić go do poprzedniej postaci. Bo nie chciałby później takim gumochłonem zostać. Tak czy inaczej na zajęciach się pojawił, bez większego entuzjazmu, ale zawsze. Wysłuchał tak jednym uchem co mają robić. Patyczki w wykałaczki? Brzmiało prosto. Wręcz banalnie! Wziął w rękę różdżkę i spróbował. Szkoda tylko, że za pierwszym razem nic się nie stało. Zresztą za kolejnym też poszło mu marnie i dopiero trzecia próba zakończyła się sukcesem. Trochę niezadowolony z tego był, ale przynajmniej miał jedną wykałaczkę. Może nią kogoś dźgnie w oko? Rozejrzał się po klasie w poszukiwaniu jakiejś ofiary na której mógłby wypróbować to mordercze narzędzie.
Cayenne nie mogła sobie odpuścić transmutacji. Dobrze wiedziała, że w Sfinksie jej dotychczasowe umiejętności z tej dziedziny mogą nie wystarczyć, a przecież zależało jej na wygranej. Tak więc jakimś cudem trafiła do klasy bez większych problemów i usiadła obok Farai, blisko Ingrid i Leosia, po czym przywitała się krótkim "cześć". Ciemnoskóra Gryfonka nieodparcie budziła jej podziw, bo zawsze wyglądała trochę jak przywódczyni amazonek. Z pewnością to była zasługa jej charyzmy i dumy, a przynajmniej tak podejrzewała, bo też takie właśnie cechy jej przypisywała na pierwszy rzut oka. No ale nie o niej tu mowa, bo oto drzwi od klasy się zamknęły a nauczyciel wyjaśnił im co będą robić. Ostrzenie patyczków? Gdy tylko to usłyszała, na jej twarzy pojawił się uśmiech. W końcu coś banalnie prostego, zamiast szukania po całym Pokoju Życzeń głupich kufrów i latania za duchem. - Secare. - mruknęła i machnęła różdżką, a patyczek od razu zmienił się w równo naostrzoną wykałaczkę. Cay uśmiechnęła się i przesunęła patyk, by go wyróżnić spoza tych nienaostrzonych. Okej, kolejna próba. - Secare. - powtórzyła zaklęcie, ale nadgarstek jej zadrgał i patyczek tylko złamał się na pół. Westchnęła cicho, odsuwając go na drugą stronę, jako że próba transmutacji nie wyszła. No i kolejny, ostatni raz. - Secare. - powiedziała i machnęła różdżką, ale nic się nie stało. Zupełnie nic. - Głupie patyczki. - mruknęła pod nosem niezadowolona Cayenne. No kurczę no, brała udział w projekcie naukowym zbierającym najzdolniejszych ze zdolnych i nie umie transmutować głupiego kija? Nachmurzona oparła twarz na dłoni, spoglądając na innych uczniów i ich próby. Zaraz jednak przypomniała sobie, że obok niej jest Farai, postanowiła więc zagaić rozmowę. - A tobie jak poszło? - zapytała dziewczynę.
Zabawne było to z jaką szybkością Seth ostatnio uczył się transmutacji. Jego ulubionym przedmiotem wciąż pozostawały eliksiry, także to, że teraz wędrował na lekcję Withmana miało w sumie niewiele wspólnego z tym, że liczył na rozluźnienie czy coś podobnego. Ostatnimi czas po prostu aż za dobrze szły mu zmagania się z tym przedmiotem, dlatego w sumie to, że coś niedługo się spierdzieli było wręcz bardziej niż pewne. Mimo wszystko dotarł na zajęcia jako któryś w środku i wziął się do pracy z niewielkim opóźnieniem. Nie był za bardzo zainteresowany tym co Ralph do nich mówił, dlatego, gdy już zajął miejsce gdzieś z boku, raczej nie mając chęci do tego, aby integrować się z pozostałymi, musiał dyskretnie rozejrzeć się żeby zobaczyć co robią. Nic sobie nie robił z tego, że nauczyciel spoglądał na niego z dezaprobatą, wszak już tyle lat go znał! Wręcz musiał pamiętać, że z Sethem tak właśnie jest i chyba to zrozumiał, bo przechadzał się gdzieś pomiędzy bandą nieznajomych mu przyjezdnych uczniów, a Morpheusa zostawiając samemu sobie. Wziął on trzy patyczki i obrócił je krótko między wytatuowanymi palcami, zastanawiając się czy nie lepiej byłoby ich po zaostrzeniu wbić w tyłek najbliższemu przyjezdnemu. Ostatecznie jednak łaskawie zrezygnował z tego pomysłu i po prostu rzucał po kolei Secare, bez najmniejszego problemu zaostrzając wszystkie z nich. Co za banał, Withman miał rację. Skoro nawet jemu, totalnemu początkującemu się udało to reszta, zwłaszcza Ci którym w ogóle nie wychodziło, musiała być totalnymi kretynami, którzy powinni popracować nad operowaniem różdżką. Całe życie z debilami! Powinien napisać o tym książkę. Rozparł się wygodnie na krześle, czekając na jakieś trudniejsze zadanie.
Katniss przyszła na transmutację, bo przecież była w Vesper i powinna mieć opanowany ten przedmiot w stopniu co najmniej bardzo dobrym, jeśli chciała coś osiągnąć. Słuchała słów profesora i z zapałem zabrała się do pierwszego, które brzmiało banalnie. Naostrzyć patyk? To nie podchodziło pod jakieś robótki ręczne? Jednak operowanie różdżką tak, by nie połamać patyczka, okazało się trudniejsze. Tylko raz Gryfonce udało się rzucić zaklęcie Secarena tyle dobrze, by przerobić patyk na wykałaczkę. Dwa pozostałe zamieniły się w cztery nierówne części. Pięknie. Jeśli pozostałe zadania będą tak "banalne" jak to, Katniss będzie przez całe wakacje ostrzyć patyczki i robić inne bzdurne i niby łatwe rzeczy. Czuła się beznadziejnie, polegając na tak łatwym zadaniu. Rozejrzała się po klasie, by zobaczyć, jak radzą sobie inni. Widząc ich sukcesy, szybko powróciła wzrokiem do swoich zepsutych patyczków. Była nieudacznicą, tyle w temacie.
Oczywiście i Victor wybrał się na lekcję profesora Withmana. Transmutacja niby nie szła mu jakoś opornie, ale wszyscy wiemy i gorsze dni każdemu się zdarzają. Naturalnie wolałby znajdować się teraz w sali eliksirów lecz postanowił się kształcić we wszystkich kierunkach, oczywiście prócz wróżbiarstwa. Ten przedmiot w dalszym ciągu przyprawiał go o gęsią skórkę. Po wejściu do klasy zlustrował wszystkich obecnych próbując wyłapać kogoś znajomego i obdarzył owe chrumkające pudła podejrzliwym wzrokiem. Co on wymyślił na te nasze zajęcia? Po wysłuchaniu co mają robić wziął się do pracy. Ok, czyli na razie mamy się użerać z patyczkami. No dobra, pierwsza próba. Secare Niestety patyczek zamiast stać się dostojną wykałaczką, pozostał cały czas przeciętnym kawałkiem patyka. Druga próba przebiegła identycznie jak pierwsza. No ja, co jest z tym zaklęciem. Victor rozejrzał się dyskretnie czy tylko jemu idzie tak słabo, ale nie. Powinien się chyba domyśleć po różnych jękach zawodu, że nie jest jedyny. Ostatnie decydujące podejście. Secare i pyk. Przed nim pojawiła się śliczna i urocza, piekielnie ostra wykałaczka, która aż prosiła się żeby użyć ją w niecny sposób. Chociaż nie, dzisiaj nie będziemy nikogo gnębić, przecież czasami może odbyć się Dzień Dobroci Dla Zwierząt.
Naya nigdy nie wyróżniała się jeżeli chodzi o transmutacje. Nie lubiła tego przedmiotu, aczkolwiek nauczyciela bardzo! Miał coś takiego w sobie, że chętnie się go słuchało, nawet gdy nie miało się za bardzo ochoty na jakiekolwiek zajęcia. Z trudem wyszła z pokoju wspólnego i powlokła się na zajęcia. Nie spieszyła się zbytnio, bo miała jeszcze trochę czasu. Przed wejściem zdążyła jeszcze jako tako rozczesać palcami włosy i przybrała na twarz uśmiech. Może nie był do końca szczery, ale zawsze coś. Otworzyła drzwi i rzuciła krótkie Dzień dobry w stronę nauczyciela. Rozejrzała się naokoło i usiadła na jednym z wolnych miejsc. Wysłuchała profesora i zabrała się do roboty. Cudów się nie spodziewała, ale liczyła, że uda jej się zamienić chociaż jednego patyka w wykałaczkę. Nie chciała wyjść na TOTALNE beztalencie z transmutacji. Westchnęła ciężko i spojrzała na nieszczęsne patyki leżące na stole. -Secare -Mruknęła z nadzieją, że może coś się stanie. Niestety. Pierwsza próba nie wyszła. Popatrzyła na leżącego patyka i pokręciła głową. Serio? Za drugim razem poszło jej nieco lepiej. Zadowolona spojrzała na wykałaczkę i uśmiechnęła się pod nosem. Do trzeciej próby podeszła już na większym luzie. Liczyła się z tym, że drugi raz los się do niej nie uśmiechnie. Chyba musi załatwić sobie jakieś korki z transmutacji, bo w tej chwili czuła się beznadziejnie głupia.
Jak on nie lubił transmutacji. Naprawdę. Jednak postanowił, że nie będzie zachowywał się jak marudząca baba i zacznie próbować nowych rzeczy. Co prawda podejście do egzaminu na teleportację było na szczycie listy, ale postanowił do wszystkiego dochodzić małymi kroczkami. Co prawda nie wiedział jak transmutacja miała mu pomóc opanować sztukę znikania w jednym, a pojawiania się w tym samym czasie w drugim miejscu. Ale na zajęcia i tak przyszedł. Może nie z entuzjazmem wypisanym na twarzy, ale był. Kiedy wszedł do klasy uśmiechnął się do osób, które już tam były i pewnie przysiadł do kogoś. No na pewno. Nie będzie przecież sam siedział gdzieś w kącie. Zawsze lepiej z kimś, może ktoś mu pomoże kiedy sam nie będzie mógł sobie poradzić z jakimś zaklęciem. I nie mówicie tylko, że trafił na kogoś kto go wyśmieje, bo będzie mu przykro wtedy. Wysłuchał nauczyciela, ale nie podchodził do zadania zbyt radośnie. Może proste było i powinien już dawno to umieć, ale i tak się lekko spiął jak wyciągnął różdżkę. Powtórzył zaklęcie trzykrotnie, a dwa patyczki z trzech transmutował w wykałaczki. Uznał, że to całkiem niezły wynik. Haha, nawet mistrzostwo świata. Teraz tylko przyszło mu czekać, aż kolejne zadanie na lekcji szybko mu pokaże, że jednak transmutacja to nie dla niego.
Przybyła i Mini, patrzcie jaka z niej wzorowa uczennica. Wszystkie te leniuszki z Hogwartu powinny się od niej uczyć obowiązkowości tak długo, jak tylko miała jeszcze chęci na to, aby zasuwać po tych wszystkich starych klasach i umierać z nudów po koszmarnym wykładzie zgrzybiałego starucha, który je prowadził. Withman jednak był inny. Swoim optymistycznym podejściem potrafił zachęcić nawet największe marudy do uczestniczenia w jego zajęciach, więc cóż robić Minerva nie miała zbyt dobrej wymówki do tego, aby zostać w dormitorium, a przecież musiała się też spiąć, wciąż mają w pamięci list Kacpra. NIESTETY transmutacja również była na liście wymagań nie do spełnienia, więc chcąc nie chcąc… sami wiecie. Przywlekła się na zajęcia i pierwsze co zrobiła po wejściu do klasy to rzuciła Ralphowi spojrzenie cierpiętnika. Jak on mógł organizować lekcje akurat wtedy, kiedy jej się tak bardzo nie chciało? Podeszła do stolika, przy którym siedział samotnie Victor, uprzednio witając się ze swoimi ziomkami, między innymi z Julką, której przy okazji posłała znaczące spojrzenie, a potem bezceremonialnie rozsiadła się na kolanach Blaisa, obejmując jego szyję ramionami i całując go krótko w policzek. - Siemaneczko - przywitała się. Profesor zapewne spojrzał na to powitanie z niewypowiedzianą naganą, ale Mini posłała mu tylko słodki uśmiech i cofnąwszy ręce, ale wciąż nie schodząc Vikusiowi z kolan, pozamieniała bez najmniejszego problemu swoje patyczki w wykałaczki. Co za łatwizna!
Tak, była to jego pierwsza lekcja od jakiegoś czasu, właściwie nie pamiętał kiedy ostatnio na jakiejś był. W tym całym zasypie zajęć uznał, że w końcu się na coś wybierze i akurat trafiło na transmutację. Czemu? Kto go tam wie, w końcu nie był zbyt dobry z tego przedmiotu, ale yolo. Tak, więc przybył do Hogwartu próbując sobie przypomnieć gdzie była ta cała klasa w której to odbywała się lekcja. Znalezienie jej zajęło mu trochę czasu, więc oczywiście się spóźnił. Pierwsze co zrobił po wejściu do środka to rozejrzenie się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kogoś znajomego, minęło kilka sekund gdy udało mu się odnaleźć wzrokiem Mini, która to siedziała jakiemuś kolesiowi na kolanach. Wzruszył ramionami i usiadł na jednym z wolnych miejsc, aby zająć się patyczkami. Męczył się z nimi dość długo aż w końcu przy pomocy wskazanego przez nauczyciela zaklęcia udało mu się zaostrzyć jeden z nich. Zawsze coś, patrząc na to co wyczyniali inni nie poszło mu aż tak źle. Swoją drogą był ciekawy co będzie następnym zadaniem.
5,5,6
Isolde Bloodworth
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent, tytanowy pierścień (pierścień działania)
Isolde zawsze uwielbiała profesora Withmana i na wszystkich jego zajęciach zjawiała się systematycznie. Bardzo jej odpowiadała lekka atmosfera, uśmiech nauczyciela i jego ogromna wiedza, którą naprawdę chciał przekazać swoim podopiecznym. Wślizgnęła się do środka, rzucając grzeczne "dzień dobry" w stronę Withmana. Z radością zauważyła trochę znajomych twarzy - pomachała do Farai, Madsa, Setha i Thiago, po czym przysiadła się do Levee, posyłając jej promienny uśmiech, co ostatnio nie zdarzało się jej zbyt często. Przekrzywiła lekko głowę, słuchając instrukcji nauczyciela i z rozbawieniem myśląc, że tylko ktoś taki jak on mógł wymyślić takie zadanie. Zmienianie patyczków w wykałaczki! - Secare! - mruknęła, celując różdżką w swoje patyczki. No cóż, za pierwszym podejściem nic nie wyszło, ale kolejne dwie próby sprawiły, że przed Is leżały dwie wyjątkowo zgrabnie zakończone wykałaczki. No i jeden patyczek, ale kto by się tym przejmował! Spojrzała na Levee, która chyba nie była zachwycona swoim wynikiem. - Mnie też udało się zaostrzyć tylko dwa, nie przejmuj się. Ważny jest postęp - rzuciła ciepło, chcąc jakoś podnieść przyjaciółkę na duchu.
Leah usiłując udowodnić, że jako Puchonka o włosach w odcieniu blond (ciemny, ale jednak) jest równie inteligentna co wszyscy, więc musi pokazywać się na każdej możliwej lekcji. Co z tego, że wszyscy mieli to gdzieś? Nic. To ona dla spokoju ducha musiała to robić. Pokazać przedewszystkim sobie ile potrafi. Do sali weszła cichutko i spokojnie z uśmiechem witając nauczyciela słowami "dzień dobry" i zajęła najbliższe wolne (i rzecz jasna samotne) miejsce. Na lekcjach odosobnienie jej służyło, bo nie miała z kim rozmawiać i w pełni skupiała się na swoim zadaniu. Transmutacja szła jej raczej dobrze, choć tak na prawdę nigdy się nad tym niezastanawiała. Większość przedmiotów "odwiedzała" i starała się na nich lecz po za salą nawet o nich nie wspominała. Skupianie się na czymś co nie jest pasją wydaje się jej zbytnim marnotractwem czasu gdy ma tyle ciekawszych rzeczy dookoła, ale siedząc gdziekolwiek (nawet jeśli byłoby to okropnie nudne) musiała spróbować wycisnąć z siebie wszystko. Na tej lekcji gdy po raz pierwszy podeszła do wykonania zadań wszystko poszło świetnie. Uradowana zabrała się za dalszą pracę co poskutkowało zbytnim rozproszeniem i za drugim razem nie było tak satysfakcjonująco. Na chwilę przerwała i podjęła próbę opanowania emocji. Wyszło jej to na dobre, bo opanowana Leah jest bardziej dokładna. Wynik 2 na 3 zadowalał ją i czekała na dalsze polecenia nauczyciela z zniecierpliwieniem. Może nie jest, aż taką wielką niedorajdą z transmutacji jak myślała? Liczyła, że to przekonanie nie zniknie podczas dalszego ciągu lekcji, bo kto wie czego się spodziewać? No tak. Niespodziewanego na pewno, ale czym ono będzie tym razem? [4,3,2]
Echo, jak to Echo, obowiązkowo wpadła na transmutację, bo przecież szkoda było ominąć taką ciekawą lekcję! Wszystkie były ciekawe, magia niesamowicie pasjonująca, a Lyons pochłonięta i wdzięczna, że kopnął ją taki zaszczyt. Nie marudziła zatem, że "obożekolejnalekcjaumręznudów", bo wiedziała że z nudów nie umrze, co najwyżej nauczy się czegoś nowego. Lanie wody idzie mi tak opornie jak na maturze, ale pomińmy to, czas na prawdziwe narzekanie jeszcze nadejdzie. Gryfonka przybyła do klasy i klapnęła obok panny Aristow, której dawno nie widziała (wiem, przepraszam!). - Hejka, Leah - powiedziała, usadawiając się mniej więcej wygodnie i oglądając chwilę różdżkę, jakby oceniając, czy nie ucierpiała w ostatniej gonitwie po schodach. Cóż, ręce umorsane farbą mówiły same za siebie. Nie zdążyła dodać nic więcej, bo dostali zadanie do wykonania. - Secare - pierwsze drewienko poddało się posłusznie, a Echo, wystawiając nieco język i przygryzając go, stworzyła najpiękniejszą wykałaczkę na świecie. Kiwnęła głową, gratulując sobie i w międzyczasie zerkając jak idzie przyjaciółce, ale szybko przeszła do następnej wykałaczki. Druga też wyszła super, ale przy trzeciej coś ją rozproszyło, może za dużo ludzi piłowało drewienka. W każdym razie, dwie i tak były całkiem dobrym wynikiem. - Super, już wiemy jak robić wykałaczki - mruknęła ironicznie do Puchonki. - Chociaż to całkiem dobra wprawa przed rzeźbieniem. Wyrzeźbimy coś kiedyś w Zakazanym Lesie?
Ralph przechadzał się między stolikami, zaglądając uczniom przez ramię, bądź dając im rady jak powinno się używać tego zaklęcia w taki sposób, aby nie było jakoś szczególnie problematyczne. Szkoda, że nie przewidział tego, że zaledwie kilku osobom uda się naostrzyć patyczki na tyle dobrze, aby wszystkie zostały wykałaczkami. Myślał, że to zadanie będzie dla nich mniejszym problemem, ale skoro się omylił to nagle jego następne zadania wydały mu się zbyt trudne jak na stopień zaawansowania tej grupy. Trudno, nie będzie przecież zmieniał teraz zdania, skoro zdążył się już przygotować kilka dni temu. - Pamiętajcie, że najważniejsze jest skupienie. Rozumiem, że znaleźliście tutaj swoich kolegów i chcielibyście z nimi porozmawiać, swoją drogą wcale wam tego nie zabraniam, bo komunikacja to bardzo ważna rzecz, ale jeśli wam nie wychodzi to prosiłbym, abyście jednak skoncentrowali się na odpowiednich ruchach różdżką. Wypowiadajcie też głośno formułę zaklęcia jeśli nie chce ono zadziałać poprawnie. - mówił, gdy mijał kilka osób, którym nie poszło najlepiej. Mimo wszystko nie chciał wytykać ich palcami, więc po prostu po okrążeniu całej klasy, wrócił na środek, sięgając do pierwszego z pudełek, jeszcze nie tego, które wydawało tajemnicze odgłosy. - Właśnie - mruknął pod nosem, jakby sobie uświadamiając, że zapomniał o czymś istotnym - Silencio. Rzucił na pudełko zaklęcie i zadowolony zaczął rozdawać przedmioty do kolejnego zadania. Wręczył każdej osobie porcelanowy talerz ozdobiony kwiatami, w większości polnymi, jednakże niektórym mogły się też trafić te z różami bądź nawet kaktusami. Cóż zrobić, że jego babka zbierała naprawdę wiele kolekcji jednocześnie, a potem niczego nie porządkowała. Kiedy każdy miał już swój talerz, Ralph powrócił na środek i pokazał im swój, cały obsypany stokrotkami. - Każdy ma swój talerz? -zapytał jeszcze dla pewności, ale zaraz kontynuował -Wasze zadanie w gruncie rzeczy jest dość proste, jednakże sądzę, że powinniście przyłożyć się bardziej niż do wykałaczek. - tutaj spojrzał dyskretnie w stronę Ingrid -Nie potrzebna jest wam konkretna formuła zaklęcia do tego zadania. Wystarczy, że po prostu machniecie różdżką w ten sposób i skupicie się mocno na tym co chcecie osiągnąć, ale uważajcie na wasz nadgarstek, bo jeśli zrobicie to zbyt entuzjastycznie to wysadzicie mi talerze. Możecie robić to albo w jednym ruchu, albo powoli, wodząc różdżką przy powierzchni porcelany i zmieniać kolejne elementy. Polecałbym wam ten drugi sposób, chociaż Ci bardziej wprawieni mogą popróbować natychmiastowej przemiany. Zaprezentował to o czym mówił, zmieniając stokrotki w pięknego i czerwonego, chińskiego smoka. - Każdy z was powinien osiągnąć taki wzór. Do dzieła! - machnął krótko różdżką, powiększając swój talerz i zawieszając go przed ławkami, aby wszyscy mieli dobry widok na to, jak powinny wyglądać ich talerze, po czym zaczął przechadzać się między ławkami by doradzać i pomagać tym, którym nie szło najlepiej.
Rzucacie jedną kostką.
1 i 5 Jesteś dobry z transmutacji? Jeśli tak, to możesz się nieco zawieźć, gdyż nie jest szczyt twoich możliwości. Płatki kwiatu dość opornie zaczynają zmieniać kształt, ale ostatecznie ułożyły się w łuski i zarys splątanego ciała zwierzęcia. Za żadne skarby nie mogłeś sobie jednak poradzić z żółtym fragmentem stokrotki, który stanowił teraz głowę smoka, ale to nic bo profesor i tak spogląda na ciebie z zadowoleniem.
2 i 6 Kompletna katastrofa. Tak można ocenić twoje próby, przez cały czas trwania zadania byłeś prawdopodobnie zbyt zdekoncentrowany, bądź zajęty czymś innym, gdyż udało ci się tylko zmienić kolor płatków na bladoróżowy.
3 i 4 Transmutacja? Łatwizna! Twój smok wygląda wspaniale, jest dokładnie taki sam jak na talerzu pokazanym przez nauczyciela. Brawo!
Za każde 5 punktów z transmutacji przysługuje kolejny rzut. UWAGA: Bierzecie pod uwagę OSTATNI rzut, a nie najlepszy. Powodzenia!
UWAGA: Wciąż można dołączać do lekcji. Ralph nie hejtuje spóźnialskich!
Wparowała na zajęcia zdecydowanie spóźniona. W przerwie przygotowywała sprzęt do dzisiejszego treningu Quidditcha. Jak widać zeszło jej dłużej niż sądziła. Biegła całą drogę aż do klasy. Dopiero przed nią przystanęła, oparła się dłonią o drewniena drzwi, przystanęła na chwilę, przymknęła powieki, wzięła kilka głębszych wdechów i weszła do środka. Wypowiedź profesora jakiej wcześniej słuchała przez drzwi, słysząc jego stłumiony ton, teraz słyszała wyraźniej. Weszła ukradkiem, prawie bezszelestnie siadając do swojej ławki, rzucając tylko z lekkim hałasem torbę na blat. Zerknęła na wykałaczki, jakie przed nią stały. O tym mówił profesor? Sięgnęła po jedną z nich, domyślając się szybko, co z nią zrobić. – Cinerarius – zaklęcie nie zadziałało jak powinno. Wykałaczka, co prawda naostrzona, daleka była do perfekcji. Uczona doświadczeniem z ostatniej lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, podniosła kolejne dwie wykałaczki, zamieniając stosowane zaklęcie. — Acuero — pięknie zatemperowane drewienka odstawiła na krawędź stołu, słuchając dalszej części zadania. Jak widać, mobilizacja do znalezienia sobie korepetycji z transmutacji działała również na jej umysł i podniesienie jej umiejętności z przedmiotu, bo chwilę później stał przed nią pięknie przetransmitowany, chiński smok, praktycznie perfekcyjnie odwzorowany z procesorowego wzorca. Odetchnęła z ulgą. Przeklinałaby się do końca lekcji, gdyby nie dość, że spóźniona, spaliła tak proste zaklęcie transmutacyjne.
Po robieniu wykałaczek, których swoją drogą Whitman będzie miał spory zapas mimo to, że niektórym nie udało się zamienić wszystkich nadeszła pora na zabawa z talerzami. Nyh, wszystko kręciło się w okół jedzenia, słysząc jeszcze jakże tajemnicze chrumkanie można było się spodziewać że tematyka lekcji się nie zmieni. Po tłumaczeniach nauczyciela chciała wypróbować pierwszy sposób jakim to był zamach na naczynie. Miała nadzieję, że to nie postanowi wybuchnąć, chociaż byłaby to zabawna opcja. Tak czy inaczej koncentrując się na zadaniu machnęła różdżką po chwili płatki kwiatów, choć nie bez problemów zaczęły zamieniać się w smoka. Niestety nadeszła również pora na chwilę irytacji, kiedy to uparta stokrotka nie chciała się przemienić w głowę smoka, tworząc dość śmieszny obrazek. W każdym razie widząc minę nauczyciela uznała, że ten jest zadowolony z tego co udało jej się osiągnąć. Kiedy skończyła ze swoim talerzem zaczęła przyglądać się postępom Rekina i innych którzy siedzieli przy ich stole.
W zasadzie na zajęciach siedział już od samego początku, ale że obrał sobie za ławkę, stolik gdzieś na końcu klasy, a w dodatku zsunął się leniwie z krzesła, prawie na nim leżąc, nie sposób było go tak od razu spostrzec. Z wykałaczkami nie szło mu może najlepiej, ale z jednej, prostej przyczyny. Jak zawsze nie przykładał się do tego należycie. Nie wyciągnął nawet różdżki, bo to wymagało od niego za dużego zaangażowania. Złapał jedną z wykałaczek piłując ją o krawędź stolika. Złamała się. Drugą…. Skrobał, skrobał, skrobał, w znużeniu, obserwując nawet uważnie, ze znudzenia, z żadnej innej przyczyny rogi i odłożył perfekcyjnie naostrzoną wykałaczkę na bok. Chwilę potem to samo zrobił z drugą, dobrze spiłowaną wykałaczką, choć nią zaczął się bawić w ręku, dopóki i ta się nie złamała. Jedna starczy, prawda? Bo jaki związek miały wykałaczki do lekcji transmutacji? Nie miał pojęcia. Bo nie słuchał. Ściągnął razem łopatki, przeciągając się i podniósł łaskawie nieco na krześle. Tylko po to, żeby leniwie, z ostentacyjną ślamazarnością wyciągnąć z kieszeni, litościwie, różdżkę, jaka była mu potrzebna do dalszych poleceń profesora. Tok lekcji nieszczególnie przypadł mu do gustu. Brakowało czegoś co nada tym zajęciom interesującego wyrazu. Brakowało dobrej kadry w szkole, dobrego harmonogramu zajęć, dobrego dyrektora i dobrej szkoły. Machnął różdżką, obserwując swojego szablonowego smoka. Chiński, nie chiński, wyglądał jak ten schematowy. I słusznie. Mógł znów osunąć się na krześle, spleść ręce na piersi i wyjrzeć za okno, szukając tam, czegoś co skupi jego uwagę, bardziej niż wszystko inne w tym pomieszczeniu.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed nie zwracał najmniejszej nawet uwagi na to co się działo wokół niego, dlatego cudem było to, że zauważył i odmachnął Scarlett, witając się też z Julką. Był za bardzo skupiony na tym co robił i dobrze, bo dzięki temu miał teraz dwie wykałaczki więcej oraz brak kompromitacji. Na japoneczkę, która się do nich przysiadła nie zwrócił nawet uwagi, bo nie dość, że była przyjezdną, to w dodatku z innej grupy niż on, nic już nie wspominając o tym, że była częścią Pucholandii, której członków raczej nie ogarniał, tak więc… no cóż, Hotaru została olana po całości. Zresztą nie wyglądała na taką, która by się dopraszała o jakiś kontakt z nim, więc jeśli nie musiał to po prostu się nie zadawał. - Jak tam po treningu? - zapytał więc Julię, ale nie zdążyli sobie porozmawiać zbyt intensywnie, bo zaraz Ralph rozdał im talerze. Pierwsze jego skojarzenie było takie, aby rozbić swój na łbie jakiejś szlamy, ale ledwie o tym pomyślał, a nauczyciel zaczął już tłumaczyć do czego im ta porcelana. No okej, niech mu będzie. Jako, że Rasheed nigdy w krajach azjatyckich nie był, to teraz zerknął kątem oka na Nakano, jakby się spodziewał, że jej to zadanie nie sprawi najmniejszego problemu. Nie widział różnicy pomiędzy Azjatami, a jak go słuchy dobiegały to i oni pomiędzy Europejczykami takowych nie widzieli, dlatego czuł się usprawiedliwiony tym, że przez sekundę wziął ją za Chinkę. Niemniej jednak zabrał się za swój talerz, decydując się na dość brawurowe rozwiązanie, którego nie polecał Whitman. Machnął raz, a dobrze różdżką, zamieniając irysy w majestatycznego smoka. Przez moment wpatrywał się z zaskoczeniem w swój talerz, ale ostatecznie wziął za pewnik to, że po prostu jest zajebisty i odłożył swoją porcelanę przed siebie, zerkając na to jak poszło Julce. Uśmiechnął się z rozbawieniem, ale nie komentował tej upartej stokrotki.
"bo jeśli zrobicie to zbyt entuzjastycznie to wysadzicie mi talerze..." Słowa nauczyciela brzmiały w uszach Katniss, gdy znów sięgała po swoją różdżkę. Skup się, dziewczyno! Pokaż, że nie jesteś totalną nogą z transmutacji. Nie chciała przecież wysadzić pięknych porcelanowych talerzy, to byłby grzech. Spojrzała na latający wzór, przekrzywiając głowę. Gdy uznała, że już wie, co robić, zamknęła oczy i machnęła szybko różdżką wedle sposobu, jaki pokazywał nauczyciel. Dziewczyna pamiętała o tym, by nie wykręcać nadgarstka za mocno i nie wymachiwać zaczarowanym patyczkiem jak oszalała. Była skupiona na wykonywanej czynności, a smoka, który był jej celem, miała przed oczami. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność, Katniss otworzyła oczy. Ku jej zdumieniu, na talerzu znajdował się piękny, czerwony chiński smok. Może nie jest tak beznadziejna, jak myślała jeszcze przed chwilą albo po prostu nie nadawała się do ostrzenia wykałaczek.
Ponownie Leah uznała zadanie za dosyć proste. Przeciętne i wykonalne nawet jak dla niej choć daleko jej do prymuski, a nawet średniej uczennicy z tego przedmiotu. Była kiepska i miała sporo szczęścia- unałaby tak osoba postronna, ale ona wciąż próbowała i utwierdzała się w tym, że po prostu ciężka praca jej popłaca. Każdy wierzy w co chcę, czyż nie? Puchonka także. Do kolejnego zadania podeszła poprawnie i powolnie jednak z koncentracją poszło u niej gorzej, a do tego nie miała wytycznych! Jak to żadnego zaklęcia? Czegoś więcej?- piszczała jej podświadomość. Do tego nagle okazało się, że w okół niej jest dużo rzeczy na które trzeba chociaż rzucić okiem. Jej starania były niczym przy miernych umiejętnościach i kompletnym braku głowy. Gdy udało się jej jedynie zmienić kolor płatków na bladoróżowy poddała się. Na jej twarzy zagościł kolejny bardzo wiarygodny, lecz fałszywy uśmieszek. Siedząc tak z banem na twarzy utwierdziła się tylko w przekonaniu, że nie jest do tego stworzona i nie warto się tym przejmować skoro i tak nie ma zamiaru tego wykorzystać. Kiedyś jeszcze spróbuję i wtedy się jej uda. Miała jednak nawrót też innych myśli. Przecież kiedyś może tego potrzebować w szkole lub po za nią, a do tego jeszcze pozostało jedno zadanie kiedy ona nie poradziła sobie z takim czymś. W jej wnętrzu toczyła się walka między Leah-Panną-Perfekcyjną, a Leah-Która-Skupia-Się-Na-Tym-Co-Lubi. Oby żadna z nich nie poległa do czasu zakończenia lekcji, bo może się to skończyć wybuchem czegoś więcej niż talerzy... (6)
Jako, że nie chce mi się pisać, ani lać wody to ten post będzie tak uroczo krótki, że aż zdobywa moje serce! Seth zarejestrował to, że do klasy weszła Isolde, której pomachał krótko, znajdując gdzieś po drodze kawałek pergaminu. Dawno się nie widzieli, ani nie wymieniali listów, więc Morfeusz doszedł do wniosku, że warto byłoby nad tym popracować. Nakreślił na kartce kilka słów: „Kiedy się widzimy?”, po czym złożył ją niczym papierowy samolocik, rzucając na nią zaklęcie, żeby poleciała do Bloodworth. Potem wziął talerz, oglądając go ze wszystkich stron i zastanawiając się jak ma się za to zabrać. Ostatecznie postawił na to, żeby machnął różdżką raz a dobrze i ku jego wielkiemu zaskoczeniu udało mu się niemalże od razu zamienić blade konwalie w ognistoczerwonego smoka, dokładnie takiego samego jak na zaprezentowanym przez Withmana talerzu. Wow, Seth taki zdolny, że chyba nikt się tego nie spodziewał, zwłaszcza on sam.
Nie, Mini nie była dobra z transmutacji, także trudno się dziwić, że była zaskoczona, gdy udało jej się tak ładnie zmajstrować wykałaczki, zwłaszcza, że okupowała wtedy czyjeś kolana. Niemniej jednak zasypała Victora krótkimi pytaniami o to jak tam czy co tam u niego, a gdy uzyskała na nie odpowiedzi to wstała z niego, aby podbić do Ryana i jemu również władować się bezceremonialnie na kolana. - Siemaneczko - powtórzyła, uśmiechając się do niego z rozbawieniem i odbierając od nauczyciela swój talerz. - Co tam? Zapytała jeszcze, nim wzięła różdżkę i nie przejmując się tym, że najpewniej przeszkadza Gryfonowi w wykonywaniu zadania, zaczęła powoli przesuwać różdżką nad talerzem, zmieniając stokrotki w smoka. Coś po drodze poszło jednak nie tak, bo za żadne skarby nie mogła zamienić żółtego środka w jego głowę. Prychnęła z niezadowoleniem i kilkukrotnie jeszcze próbowała z rozmachem zmienić swój talerz, ale nic się nie stało. Sukces jednak był bo Ralph ją pochwalił, a i przy okazji nie wysadziła mu tej porcelanki.