Ocean Indyjski słynie z ciepłych, przejrzystych i spokojnych wód o umiarkowanym zasoleniu, a także rozległych raf koralowych, które można podziwiać po zanurkowaniu w wodzie. Pływając po tutejszych rejonach, można z łatwością natknąć się na jedną z licznych tutejszych wysepek. Oddalanie się od brzegu bez towarzystwa transportowego mandagamirana nie jest jednak zbyt rozsądnym pomysłem, tutejsze wody zamieszkiwane są nie tylko przez maleńkie rybki. Zażywając kąpieli, należy pamiętać, by nie oddalać się od brzegu. Późną nocą lepiej nie zapuszczać się na tutejsze wody, zgubienie się pośród tak wielu podobnych do siebie wysp to tylko kwestia czasu.
Jeśli chcesz nurkować, ale nie dysponujesz niczym, co pozwala Ci oddychać pod wodą (odpowiednia ilość pkt na zaklęcie, przedmiot o takim działaniu, własna porcja skrzeloziela), dokonaj zakupu skrzeloziela na tutejszym targu.
-Tak na ciebie. - Powiedział, posyłając jej uśmiech. Także pocałował ją w policzek. - Nie jestem przyzwyczajony do takiego gorąca. - Powiedział, i otarł krople potu z czoła. - Mieszkam w Anglii, a tam jest zupełnie inna pogoda. - Powiedział, zajmując swoje miejsce, obok Diany.
-Wiem jak jest w Anglii. Mieszkam w Londynie.- powiedziała z uśmiechem patrząc na niego. Poprawiła sobie sukienkę i zapytała: -Ładną mam sukienkę? Ubrałam żółtą bo lubisz ten kolor.- powiedziała gładząc materiał.
Mark uśmiechnął się najładniej jak umiał. -Dzięki że tak się o mnie... troszczysz. - Powiedział i ją pocałował. - Jest bardzo ładna. - Spojrzał jeszczę raz na tę piękną sukienkę.
Uśmiechnęła się najpiękniej jak mogła. -Dziękuję.- powiedziała i też go pocałowała. Wstała, postawiła torebkę na krześle i podeszła do poręczy. Wiatr rozwiał jej włosy.
Michelle w pośpiechu wbiegła na pokład. A już myślała, że nie zdąży. Całkiem zapomniała, że rejs przełożono. Gdyby nie to, że wszyscy gdzieś szli, opuszczając swoje domki, to Krukonka w ogóle nie wiedziałaby, że jest rejs. Zrządzenie losu spowodowało, że akurat tędy przechodziła. Stanęła przy barierce, spoglądając na ocean. Czekała Az odpłyną, aby znów poczuć wiatr we włosach.
Z chęcią mordu w oczach patrzyła na Dianę i jakiegoś gryfona, które nie kojarzyła. Pewnie nie zamienili nawet słowa ze sobą. - Ano trafiła na mnie w lesie, kiedy miałam zły humor. Jeszcze chciała, bym ją uczyła zaklęć ponad jej poziom. Oszalała. Jest gdzieś w drugiej klasie, a już chce się uczyć zaklęć z poziomu piątej! A potem związała mnie, kiedy byłam odwrócona tyłem. Gdyby nie Vera, to leżałabym dalej w tym lesie. Teraz mogę śmiało powiedzieć, ze niektórzy Ślizgoni są lepsi od Puchonów - mruknęła. - Chcesz mi pomóc się zemścić?
- W Hogwarcie można zaszyć się w lesie. Tutaj nawet między drzewami na kogoś się natykasz. Zakazany Las ma to do siebie, że jest tam w miarę spokojnie, większość boi się zbliżyć nawet do skraju - westchnął, przypominając sobie swoje ulubione miejsce na terenach szkoły. - Taak, zawsze wtedy, kiedy człowiek chce odpocząć - dodał zirytowany. - Tyle, że wystarczy mi ten szkolny szmatławiec, zwany gazetką. Anonimowa reporterka uwielbia plotki.
Wszedł na statek, zupełnie się nie przejmując, że jest trochę spóźniony. Zastanawiał się czy w końcu nie spali sobie swojego boskiego torsu. Oparł się o barierkę, podobnie jak trzy czwarte ludzi tutaj. Pomachał przyjaźnie do Marka. Do Diany nie, bo w końcu nie jest jakimś pedofilem. Spojrzał na ładną dziewczynę obok niego z klasy niżej, podajże Ravenclawu. Uśmiechnął się do niej lekko.
Zaśmiała się perliście na słowa Rose. - Nie mam nic do Ślizgonów, traktują mnie w miarę normalnie, zaczynam się przyzwyczajać. Na początku się dziwiłam, ale przywykłam do tego. Odwróciła wzrok w stronę Diany, a na jej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. Czuła się trochę dziwnie, w końcu nie znała tej młodej Puchonki, ale po tym, co usłyszała od blondynki postanowiła odepchnąć niezdecydowanie na bok. - Z chęcią. Jakieś pomysły? - uniosła brew i uśmiechnęła się słodko. - Nie zna mnie, mogłabym ją czymś zająć.
Statek ruszył powoli, odpływając od przystani. Tubylcy machali do stojących na pokładzie uczniów oraz personelu Hogwartu, życząc im przyjemnego rejsu. Miny obecnych na wycieczce wydawały się w większości zadowolone, jednak od każdej reguły zdarzają się wyjątki. W tym przypadku tymi różnicami okazała się część pasażerów narzekających na słońce. Nie miało ono zamiaru skryć się w najbliższym czasie za niedużymi chmurami, które można było dostrzec na niebie, wręcz przeciwnie, z każdą minutą zdawało się świecić coraz mocniej. Mniej odporni na upał czarodzieje skryli się pod pokładem, gdzie było chłodniej, z powodu czegoś, co mugole zwykli zwać klimatyzacją. Niedużo później wiaterek wzmocnił swą siłę, stwarzając idealne warunki. Narzekający na skwar uspokoili się i wystawiali na wicherek. Jeśli ktoś miał ochotę na opalanie, mógł teraz robić to z przyjemnością. Pogoda okazała się mieć wpływ na rozmowy, które z pewnością ociepliły się. Nie dało się słyszeć marudzących głosów, które zaczęły doceniać wspaniały ocean oraz rejs.
- A wiesz, że mnie też? Teraz w jej głowie tworzył się szatański plan. Hm, już w lesie wiedziała, jak ukarać niegrzeczną Dianę, ale tu to nie wypali, bo przecież nie ma odpowiedniego eliksiru. - Tak sobie myślałam - szepnęła jej na ucho - aby dać jej do wypicia eliksir Wielosokowy z włosem psa... Szkoda, że teraz nie wypali. Może wrzućmy jej rzeczy do oceanu? - zaproponowała. Po chwili statek ruszył.
- No nie, raczej tam nikogo nie spotkasz. Dziewczyna powiedziała to, wierząc, że tak jest. Sama osobiście nie chodziła praktycznie w ogóle do Zakazanego Lasu. Bo to łamanie reguł i takie tam. Jednak postanowiła, że będzie tam chodzić, chociaż czasami. Bo może tam będzie mogła znaleźć w Hogwarcie spokój. - Tak, Anonimowa Reporterka uwielbia plotki. Że jej się chce to wszystko wymyślać. Te plotki zatruwały życie niejednemu. Tak przynajmniej sądziła Krukonka. Statek właśnie wyruszył na rejs. - No i ruszyliśmy - uśmiechnęła się.
Westchnęła, czując, jak statek rusza. Już wiedziała, że będzie wspaniale. Bo co niby mogłoby popsuć rejs? Pojedynek na statku? A może odrodzenie Voldemorta? Zaśmiała się swoich myśli. To wszystko było takie nierealne. Czarny pan umarł i już nie wróci, a jego poplecznicy w większości wyłapani. Jedynie nieliczni zostali na wolności, ale nikt, jak na razie, ich nie zjednoczy. Przeczesała palcami włosy, w których już było czuć wiatr. To było takie przyjemne… Dojrzała chłopaka, który się do niej uśmiechał. Odwzajemniła gest. Jako że nie noszą tu szat, nie wiedziała, w którym domu jest młodzieniec.
Uśmiech dziewczyny był dla niego jak zielone światło. Podszedł do niej powoli i stanął bliżej. - Jaydon Murrey- przedstawił się natychmiast, wyciągając do niej dłoń. Dziewczyna była od niego trochę niższa i zdecydowanie miała w sobie coś uroczego. W końcu inaczej nie zwróciłby na nią uwagi. Zmierzwił drugą ręką włosy, aby ułożyły się odrobinę lepiej. Ale w sumie nie musiały, bo Jay zawsze wyglądał czarująco.
- Dobry pomysł, ale możemy zrobić to w szkole. Eliksir się uwarzy, ale przez miesiąc będziesz musiała trzymać język za zębami - wyszczerzyła się. Pomyślała chwilę nad wyrzuceniem torby tej młodej Puchonki za burtę. Rzeczywiście, widząc to w wyobraźni wydawało się śmieszne, jednak istniała pewna obawa, że torba Rose także może się tam znaleźć. Oczywiście istniały zaklęcia, ale jednak... - To chyba niezbyt dobry pomysł - uśmiechnęła się. - Zanim się obejrzysz pozbędzie się twoich rzeczy, lepiej nie ryzykować, nawet z trzecioklasistkami. Poza tym może to gdzieś zgłosić, a świadków naocznych będzie miała wystarczająco dużo - zaśmiała się. - A może... Incarcorpus? Ciekawe co powie, jak sobie trochę polata nad Markiem?
- Jasne, że w szkole - pokazała ząbki. - Tutaj nie mam ani składników, ani gotowego eliksiru. Coś czuję, ze będziemy musiały zwinąć coś z klasy eliksirów... I trochę się z jego ważeniem zejdzie... - nachmurzyła się. Przejechała ręką po ustach, a potem przekręciła ręką, jakby kręcąc kluczykiem. - Buzia na kłódkę - puściła jej oczko. Zamyśliła się. W prawdzie to nie miała tam zbyt ważnych rzeczy, a torbę mogłaby przywołać zaklęciem, chociaż lepiej nie próbować. - Incarcorpus? A do tego Densauego? - zaproponowała. Powisi z wydłużonymi zębami... - Na pewno będzie w centrum zainteresowania, a tego przecież pragnie, prawda?
- Nareszcie - ucieszył się, nie ukazując tego zbytnio. Gdy statek ruszył mógł cieszyć się chłodniejszym powiewem, który igrał z jego włosami sprawiając, że co chwilę właziły mu na twarz. Zupełnie jak niektóre dziewczyny - pomyślał. O tak, niektóre aż za bardzo chciały się tam znaleźć. Zdjął więc z nadgarstka czarną gumkę, przygotowaną właśnie na taką okoliczność i związał włosy. - Mam nadzieję, że w tym roku da trochę spokoju. Owutemy, wolę tego nie zawalić - stwierdził krótko, po czym dodał: - Masz ciekawy głos. Śpiewasz?
Musiała przyznać, że chłopak był przystojny. Ten wzrok, włosy, zachowanie… Na pewno musiał być pewny siebie, a takich ludzi Michelle lubiła. Za to osoby niezdecydowane nie miały u niej szans. Sama zawsze podejmowała decyzje pod wpływem impulsu, mało kiedy się wahając. Po co niby? To i tak nie wróci. - Jaydon… ładne imię – przyznała po chwili. Założyła niesforny kosmyk za ucho, odwracając się bokiem do barierki. – Michelle Yowane. Za to lubiła wspólne wycieczki. Zawsze można poznać kogoś ciekawego, nie zwracając uwagi na dom.
- Tak, dobry pomysł. Biorę dla siebie Incarcorpus, ty wydłuż jej zęby. Możemy ją też związać, żeby nam czymś niespodziewanie nie trzasnęła. Żeby nie okazało się, że wychodzimy ze statku całe w bąblach. I ostrzegam, że Mark może jej bronić, ale w razie czego jest Protego - powiedziała zadowolona. Uwielbiała zaklęcia, chyba jej ulubiony przedmiot. Były takie przydatne i od groma. Zacierając ręce czekała na reakcję Rose.
Pijąc swój tropikalny napój spoglądała przez barierkę, jak statek sunął po lazurowej tafli wody. W tym upale po głowie chodziło jej tylko to, że najchętniej skoczyłaby z tego statku wprost do chłodnej wody. Uznawszy, że to może w obecnej chwili nie jest najlepszy pomysł, odwróciła się i zaczęła przyglądać osobom na statku. Nawet nie wiedziała kto właściwie wybrał się na rejs. Między różnymi osobami dostrzegła leżaki pod parasolkami, nie zwlekając udała się w ich kierunku. Wygodnie rozłożyła się na pasiastym biało-niebieskim leżaku, będącym akurat w sam raz w cieniu, dodatkowo owy delikatny wiaterek był idealny w tej chwili. Wypiła kilka łyków ze swojej szklanki, brązowymi oczami spoglądając na przeróżnych uczestników wycieczki.
Obserwowała, jak Jared związuje włosy i cieszyła się, że dziś akurat pomyślała o tym, by spiąć włosy w kok. - Też mam taką nadzieję - mruknęła. Tak Anonimowa Reporterka dawała się we znaki. Tym bardziej, że właśnie Krukonka często pojawiała się w tej całej gazetce. Tyle jest uczniów i akurat jej się musiała czepić. Zakrztusiła się, słysząc stwierdzenie chłopaka. - Tak, śpiewam czasem - odparła, gdy już doprowadziła się do porządku.
Przytaknęła. - A nie lepiej zabrać jej różdżkę, aby jakiś głupi pomysł nie przyszedł jej do głowy? Z jej talentem, to nas pozabija… A Markowi też zabrałabym różdżkę, pożądliła, a do tego obojga uciszyła kolejnym zaklęciem, co ty na to? Zatarła ręce. Nawet jeśli się spostrzegą, czyja to sprawka – trudno. Raz się żyje, a zemsta jest słodka.
Christine razem z Kazuo znaleźli się na plaży. Zanim to się jednak stało dziewczyna wskoczyła szybko do łazienki i przebrała się w swój ulubiony czarno biały strój w małe kropki. Dopiero co skakała do oceanu, więc nie bardzo jej się chciało teraz wchodzić do wody. Wolała póki co powygrzewać się w słońcu. - Powinieneś być animagiem - uniosła ku niebu obie brwi i rozłożyła swój ręcznik, siadając na nim po turecku - kot pasowałby do ciebie idealnie. Stwierdziła i szturchnęła go łokciem zaczepnie w ramię.
Nie wiedział dlaczego, ale te promienie słońca go niesamowicie denerwowały. Jakby specjalnie chciały spalić jego skórę. Przyglądał się lazurowi oceanu i oczywiście od razu chciał do niego wskoczyć, jednak jego miłość ułożyła się na ręczniczku, wystawiając twarz do słońca. Cóż, nie miał zamiaru jej popuścić. Wcześniej mówiła, że ma spać z misiem, a teraz jest leniwym kotem. Szybko znalazł się obok niej, przygwożdżając do piasku swoim ciałem i zaczął ją łaskotać. - Kotem?
No i tak Kazuo odciął jej drogę ucieczki, nawet nie potrafiła się wyrwać. - Ka....Kazuo ! Prze...Przestań - powiedziała między poszczególnymi atakami śmiechu, bo niestety miała łaskotki. A spać z misiem miał za swoje grzechy - jakieś zawsze by się znalazły... - Odwołuję - zawołała, kładąc dłonie na jego ramionach i z całej siły tak go przekręcając, że to ona teraz przygwoździła jego do piasku - albo nie. Nie ma tak łatwo, teraz ona zaczęła go łaskotać z łobuzerskim uśmiechem mówiącym ' nic mi nie zrobisz '.
Oczywiście on nie miał zamiaru skończyć. W końcu się jej należało! Jeszcze kazałaby mu mruczeć bez powodu, skandal. Nie pomagały błagania puchonki, wręcz zachęcały go do... łaskotania. Uśmiechnął się lubieżnie, gdy odwołała słowa. Wygrał, ale zaraz, co się dzieję? Właśnie teraz Christy znajdowała się na nim i co gorsza, właśnie zaczynała go łaskotać. Złapał ją za nadgarstki, umożliwiając dalsze doprowadzanie go do śmiechu. - I co teraz, skarbie? - spytał, szczerząc się do niej.