Ocean Indyjski słynie z ciepłych, przejrzystych i spokojnych wód o umiarkowanym zasoleniu, a także rozległych raf koralowych, które można podziwiać po zanurkowaniu w wodzie. Pływając po tutejszych rejonach, można z łatwością natknąć się na jedną z licznych tutejszych wysepek. Oddalanie się od brzegu bez towarzystwa transportowego mandagamirana nie jest jednak zbyt rozsądnym pomysłem, tutejsze wody zamieszkiwane są nie tylko przez maleńkie rybki. Zażywając kąpieli, należy pamiętać, by nie oddalać się od brzegu. Późną nocą lepiej nie zapuszczać się na tutejsze wody, zgubienie się pośród tak wielu podobnych do siebie wysp to tylko kwestia czasu.
Jeśli chcesz nurkować, ale nie dysponujesz niczym, co pozwala Ci oddychać pod wodą (odpowiednia ilość pkt na zaklęcie, przedmiot o takim działaniu, własna porcja skrzeloziela), dokonaj zakupu skrzeloziela na tutejszym targu.
Wątpiła, że jej odpisze, ale pokiwała głową, na znak, że spróbuje. Zdawała sobie sprawę z tego, że trzeba teraz się rozstać, więc wstała na równe nogi i strzepała piasek ze swojego trochę mokrego ciała. - Wieczór panieński spędzę sam na sam ze swoimi myślami - powiedziała i na pożegnanie pocałowała go namiętnie w usta. - Nie bój się, nie zamawiałam striptizerów na tą noc - parsknęła śmiechem - do zobaczenia jutro... Po wszystkim zrobiła parę kroków w stronę domku, odwróciła się patrząc tęsknie za ramię, jednocześnie uśmiechając się i wróciła do siebie, żeby ochłonąć.
Stała z boku, czekając, na ruch Aud. Już nie mogła się doczekać, kiedy się odwdzięczy za potraktowanie w lesie. Uśmiechnęła się ironicznie, kiedy Diana wisiała w powietrzu, wymachując bezradnie rękoma. O było śmieszne. Taka zmieszana i zdezorientowana. Dodatkowo Mark nie mógł jej pomóc, bo sam leżał bezradnie na ziemi. - Densauego – szepnęła, nadal stojąc w pewnej odległości od nich. – Jęzlep – dodała, gdyż puchonka strasznie krzyczała. Że też jeszcze głosu nie straciła… Zaśmiała się, kiedy kilka głów patrzyło na wiszącą w powietrzu Dianę. Wszyscy się śmiali. Cóż, było to jednak na swój sposób zabawne. Może nie dla trzecioklasistki, ale dla innych tak.
- A więc to takie buty, tak? - roześmiała się. - No, no, tylko uważaj, żebyś się nie rozpędził - pogroziła mu palcem, jednak na jej twarzy było widać uśmiech, bo to były po prostu żarty. - Dokładnie. Nie wierzę po prostu, jak można tak ignorować dorobek tylu niemagicznych ludzi, którzy robili to własną, ciężką pracą - naprawdę nie wierzyła, jak można być takim ignorantem - a najgorsze są pierwsze miesiące. I te wakacje takie krótkie... człowiek nie zdąży się nimi nacieszyć, a znów wraca do szkoły - zaczęła odrobinę narzekać. Od kiedy ona stała się taka wygadana? Zawsze mówiła mniej, nie była aż tak rozmowna. - Alternatywny? - zapytała, by mieć bardziej rozeznanie, jakich to zespołów może Krukon słuchać. Przecież zespołów rockowych było tak wiele.
Wisiała bezradnie w powietrzu. Wierzgała dziko nogami i rekami. W pewnym momencie zaczęła się dusić i kurczowo złapała się za cerce. Powoli traciła świadomość tego co dzieje się wokoło niej. Po około pięciu minutach straciła przytomność.
Ostatnio zmieniony przez Diana Potter dnia Pon Lip 19 2010, 13:03, w całości zmieniany 2 razy
Pod parasolem w cieniu było mu wyjątkowo przyjemnie, siedział tam od samego początku i popijał jakiegoś drinka, który w miarę mu smakował. Byłoby o niebo lepiej gdyby nie to dziecko z którym przyszło mu dzielić domek. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że dziewczyna jest nawiedzona i należy ją zamknąć w Mungu na jakimś specjalnym oddziale. Z bezpiecznej odległości przypatrywał się całemu dziwnemu zajściu, jeszcze to szaleństwo okaże się przenoszone przez bliskie przebywanie z daną osobą, a Alex wolał nie ryzykować. Rozejrzał się za kimś znajomym albo nawet zadowoliłby się jakąś ładną dziewczyną z którą mógłby porozmawiać.
Wisiała tak bez ruchu, a z jej ust zaczęła cieknąć krew. Jednak nikt nie zareagował. Dostała właśnie jakiegoś dziwnego ataku związanego z tym, że ma wrodzoną wadę serca. Na ogół nieszkodliwa, ale przy odpowiednich warunkach, może zabić.
Ostatnio zmieniony przez Diana Potter dnia Pon Lip 19 2010, 13:06, w całości zmieniany 1 raz
Scar na chwilę oderwała wzrok od mugolskiego i dość ciekawego artykułu ,,Jak zrozumieć faceta", ponieważ na statku zapanowało jakieś zamieszanie. Scar spojrzała na sprawczynie zamieszania, i nagle wybuchnęła gromkim, uroczym śmiechem. Otóż, dziewczyna, na którą niedawno wrzeszczała w restauracji, wisiała głową w dół na dość dużej wysokości. -Powinnam interweniować? - pomyślała przez chwilę. - E taam, nauczycielem nie jestem, a jako pielęgniarka, nie widzę zagrożenia życia. Ja wymyśliła, tak postanowiła. Powróciła do czytania gazety, popijając wodę z butelki.
Jej serce biło coraz wolniej i słabiej. Już prawie stało. Resztki życia tliły się w niej ledwo, ledwo. Dziewczyna już prawie nie żyła. Gdyby umarła to nikt by tego nie zauważył... Nikt by jej nie pomógł. Dlaczego? To dobre pytanie...
Ostatnio zmieniony przez Diana Potter dnia Pon Lip 19 2010, 13:31, w całości zmieniany 1 raz
Vivien wcześniej weszła na statek, ale zrobiła to cichaczem, więc nikt tego nie zauważył. W każdym razie siedziała teraz w dość obcisłej niebieskiej sukience bez ramiączek i próbowała się jeszcze bardziej opalić. Oczywiście jej skóra miała już ten piękny odcień, na który zdążyła zapracować w przeciągu ostatnich dni. Kiedy usłyszała jakieś zamieszanie podniosła leniwie głowę, a jej rdzawe włosy opadły jej na twarz. Jakoś kiedy zmieniła kolor włosów rzadko je związywała. Patrzyła jak Rose i jakaś tam gryfonka atakują jakiegoś gryfona z rocznika wyżej i małą dziewczynkę. Boże, czy one oszalały bić się z niewinnym dzieckiem? No chyba, że sobie na to zasłużyła. Chłopak leżał już na pokładzie, a dziewczyna zwisała głową w dół. Vivien beznamiętnie przyglądała się całej sytuacji. Jednak stwierdziła, że coś jest nie tak. Wstała powoli i zobaczyła pod zwisającą dziewczyną kałużę krwi. - O boże, Rose!- krzyknęła głośno i odwróciła się do puchonki, pokazując ręką na dziewczynkę.
Wolno odwróciła głowę w bok, patrząc na przerażoną Vivien. Początkowo nie wiedziała, o co jej chodzi, ale kiedy spostrzegła kałużę krwi, prawie zaczęła panikować. Co się, do cholery, dzieje?! Bezradnie spojrzała na dziewczynę. Nawet nie mogła jej ścoiągnąć na ziemię! - Finite! - powiedziała, cofając działa swoich zaklęć. - Incarcorpus - szepnęła, przejmując dziewczynę, opuszczając w tym samym czasie różdżkę Aud, która nie reagowała. Powoli położyła ją na ziemi. - Proszę pani! - krzyknęła do pielęgniarki. - Proszę pani! - wydarła się, gdy ta nie reagowała.
Scar rzuciła gazetę na pokład, chwyciła torbę i podbiegła do wołającej ją dziewczyny. Na pokładzie leżało jakieś dziecko. Aah - pomyślała Scar. - To dziecko-włamywacz. No trudno, ratować ją trzeba. Scar uklękłą na podłodze statku, po czym wyjęła z torebki w której miała podręczną apteczkę, dwa eliksiry, wciskając jeden do ręki dziewczynie, która ją zawołała. -Wlej jej to do gardła, sama raczej nie da rady - powiedziała do blondynki. Sama natomiast rzuciła an nieprzytomną dziewczynę zaklęcie Terego czyszczące jej twarz z krwi. Pielęgniarka zauważyła, że dziewczyna podaje dziecku eliksir. -Będzie żyć - stwierdziła po chwili. Wstając i otrzepując kolana z kurzu.
Ostatnio zmieniony przez Scar Lightwood dnia Pon Lip 19 2010, 13:43, w całości zmieniany 1 raz
Jej serce zaczęło bić szybciej, a krew w żyłach krążyć żwawiej. Jednak dalej była nieprzytomna. Tak było zawsze po ataku. Miała już kilka takich ataków. Jednak jeszcze nigdy nie była tak blisko śmierci...
Z zainteresowaniem przyglądał się zamieszaniu które powstało wokół jego współlokatorki. Zastanawiał się nawet czy to możliwe aby miał już domek tylko dla siebie. Jak jej nie uratują tak właśnie będzie. Zatarł ręce i popijając powoli drinka, czekał na jakiekolwiek znaki życia Diany. Słysząc jednak słowa pielęgniarki skrzywił się. - A może by tak dla pewności zabrać ją do Munga? - spytał nie podnosząc się ze swojego miejsca. Może komuś się wydało, że jest troskliwy, ale nic z tych rzeczy. Jeszcze nic straconego z tym domkiem, szczególnie jeżeli w szpitalu odkryją, że Diana nie jest do końca normalna, obserwacje i badania mogą nie mieć końca.
Skrzywiła się. Ona niby ma wlać jej do ust ten eliksir? A może jeszcze za nią połknąć? Z męczeńską miną rozchyliła jej wargi, przytykając flakonik. Kiedy cała zawartość buteleczki znalazła się w buzi Diany, zamknęła jej usta. - Już. Oddała pielęgniarce pusty flakon. - A co jej jest? - zapytała. Nie doczekała się odpowiedzi. Wstała z klęczek, szukając Aud. Teraz trzeba wymyślić, czemu Diana prawie nie umarła. - Tak, uważam, że trzeba ją wysłać do Munga. To mogło być coś poważnego - podchwyciła temat nieznanego jej chłopaka.
O mało się nie zakrztusiła swoim napojem, gdy w pewnej chwili obróciła głowę i dostrzegła tam jakąś dziewczynę wiszącą do góry nogami, a z jej ust skapywała krew. Zaraz jednak dostrzegła, że jakaś kobieta zajęła się dziewczyną, udzielając jej pomocy. Wzrokiem przebiegła po zebranych osobach zastanawiając się do czego właściwie doszło. Widząc jakaś Puchonkę z różdżką w ręku, domyśliła się, że ta musiała się jej jakoś naprzykrzyć. Usiadła sobie bokiem na swoim leżaku przyglądając temu całemu zajściu i zastanawiając czy ktoś poniesie jakieś konsekwencje. Z resztą stąd i tak nie słyszała dokładnie co mówią, więc straciwszy zainteresowanie tymi osobami, Frances zaczęła rozglądać się po pozostałych zebranych. W owej chwili, bowiem większość była wpatrzona w całe to zajście.
Scar spojrzała na dziewczynę. Nie wyglądała dobrze. Pielęgniarka odwróciła się w stronę chłopaka, który proponował wysłanie dziewczynki do Munga. -Myślę, że to dobry pomysł. Teleportuję się tam z nią - powiedziała krzywiąc się lekko. -A wy macie tu zostać - zwróciła się do blondynki i jej koleżanki.
Pielęgniarka wyszeptała kilka słów mających na chwilę zdjąć czar antydeportacyjny ze statku, złapała dziewczynkę za ramię, po czym skupiła swoje myśli na szpitalu, a po chwili teleportowała się tam.
Ostatnio zmieniony przez Scar Lightwood dnia Wto Lip 20 2010, 16:16, w całości zmieniany 2 razy
- Rose od razu sprzątaj tą kałużę- powiedziała Vivien, krzywiąc się na widok krwi Diany. - Moja współlokatorka też powinna iść do Munga, ma problemy... ze sobą- krzyknęła Viv do znikającej pielęgniarki. Gotowa była paść na kolana przed kobietą, ale ta się teleportowała. - Czemu ją zaatakowałyście?- zapytała jeszcze z ciekawością Roś, patrząc z tęsknotą na miejsce w którym zniknęła dziewczynka.
Odetchnął kiedy jego pomysł zaaprobowali inni, widać nie tylko on miał Dianę za wariatkę. Rozłożył się wygodniej czerpiąc jak najwięcej z tego rejsu. Zrobiło się o wiele ciszej i przyjemniej kiedy pielęgniarka z dziewczyną zniknęły. Jak tylko wrócą będzie musiał wyrzucić gdzieś rzeczy dziewczyny i na nowo rozgościć się w swoim domku, który od tej chwili jest tylko jego. Jakie to szczęście. Uśmiechnął się do siebie, kiedy usłyszał, że nie tylko on miał problemy ze swoją współlokatorką. Tylko, że miał więcej szczęścia.
Nagle na pięknym jasno niebieskim, bezchmurnym niebie pojawiły się wielkie litey. Utworzyły się w napis który głosił "Pomovy! Slena w tarpatach przed domkiem 12!". Od razu każdy może się dowiedzieć że Selena Alex Russo, przed jej własnym domkiem, jest w wielkich tarapatach.
Pokiwała głową. Tak, teraz trzeba posprzątać i ocucić Marka. Ale najpierw opowie Viv, co się stało. Jej chyba może powiedzieć prawdę... - Oj, ona jest jakaś nie normalna - wzruszyła ramionami, naburmuszając się. - W lesie się wściekła, bo nie chciałam jej uczyć zaklęć, rozumiesz? Niemal się na mnie rzuciła, ale się opanowała i rzuciła jedynie zaklęcie. Gdyby nie Vera, nie byłoby mnie z wami na statku i pewnie coś by mnie w lesie pożarło. Tak więc chciałyśmy z Aud dać nauczkę tej Puchonce. Nic jej nie zrobiłyśmy! Po prostu trochę polatała z wydłużonymi zębami i językiem przyklejonym do podniebienia - wyjaśniła. - A tego Gryfona spetryfikowałyśmy, aby i jeszcze z niego nie mieć problemu - wyjaśniła cicho i powoli. - Ale wersja dla dorosłych jest zupełnie inna. Póki jednak nie pytają, nic nie wspominaj na ten temat, dobrze? - spytała. Miała nadzieję, że może jej wierzyć. - No, teraz idę ocucić chłopaka. Uprzednio usunę krew. Jeszcze on spanikuje - mruknęła. - Chłoszczyć! - Krew natychmiast zniknęła z pokładu. Podeszła do chłopaka, wskazując na niego różdżką. - Enervate. - Miała nadzieję, że poprawnie rzuciła zaklęcie. Nie chciała jeszcze pijanego Marka. Kiedy się ocknął, dodała. - Diana jest w Mungu z pielęgniarką, a Ty uderzyłeś się w głowę, dlatego nic nie pamiętasz.
Statek zaczął niespodziewanie kołysać się na coraz większych falach. Zaciekawione osoby wyglądały za burtę, obserwując niepodobną do siebie wodę. Lazur pociemniał i sprawiał wrażenie zimna, wręcz lodowatości. Niebo poszarzało od chmur, przybywających ze wszystkich kierunków. Pierwsze krople deszczu zmartwiły nie tylko kapitana. Uczniowie nie byli głupi, wiedzieli dokładnie na co się zanosi. Panika wdzierała się na pokład stopniowo, aczkolwiek z każdej strony. Coraz więcej ludzi kryło się w klimatyzowanym pomieszczeniu, jednak nie ze względu na chłód, który tam panował. Zrobił się niemały tłok, bo tylko bardziej odważni wystawili się na wielkie krople deszczu, spadające coraz szybciej i bardziej obficie. Ponura atmosfera wypełniona okrzykami strachu oraz zdenerwowania udzielała się wszystkim, bez wyjątku. Ciekawscy obserwatorzy pozostający na pokładzie oglądali potęgę żywiołów. Wiatr wywoływał fale, a woda otaczała ich wszędzie, nawet na nich padała. Ci ostatni zeszli pod pokład za poleceniem dorosłych, którzy nie potrafili zapanować nad bandą rozwrzeszczanych panikarzy. Sztorm zaczął się nieodwołalnie.
Scar oddała dziewczynkę w ręce uzdrowicieli, i spokojna teleportowała się z powrotem na statek. Krew została już usunięta z podłogi, a uczniowie, stali na swoich miejscach tak jak im kazała. Scar podeszła do blondynki, która pomagała jej w ratowaniu tamtego dziecka. - Wyjaśnijcie mi, co tu się u licha stało? - spytała tonem, który sugerował, że chce konkretnej odpowiedzi, a nie owijania w bawełnę. Pielęgniarka zauważyła, ze niebo nieco spochmurniało, a zaraz potem ni stad ni z owąd, zaczął się prawdziwy sztorm.
Zdziwiona spojrzała na napis na niebie. Najwyraźniej jakaś Selena postanowiła wzywać pomoc za pomocą znaków dymnych. Najwyraźniej zwykłe krzyczenie "Pomocy" było mało efektowne. Fran położyła się ponownie na leżaku cudnie schowanym w cieniu. Wypiła do końca swój napój i odstawiła pustą szklankę na podłogę. Czyżby dziś wszyscy po kolei potrzebowali pomocy? Swoją drogą im dłużej suną po tym oceanie tym robi się coraz ciekawiej. Spojrzała na swój czarny zegarek na ręce, zastanawiając się o której będą w ogóle wracać na wyspę. Nim zdążyła rozejrzeć się za kolejnym napojem, poczuła jak zaczyna się robić ciemniej, zasługą tego były ciemne chmury, które niespodziewanie pojawiły się na niebie. Nim zdążyła wstać, poczuła jak spada na nią kilka kropli deszczu. W momencie uczniowie zaczęli się chować do środka, Fran wzięła jeszcze ze stolika szklankę z drinkiem i szybko skierowała się pod pokład. Po drodze jednak zdążyła nieco zmoknąć, deszcz był wyjątkowo silny. Zdziwiona spojrzała raz jeszcze na panującą pogodę, po czym weszła do środka. Nagle zrobiło się niebywale ponuro, ocean był wyjątkowo wzburzony, aż ciarki przebiegły jej po plecach. Usiadła przy jakimś stoliku pijąc swój napój i mając nadzieję, że zaraz się wypogodzi.
Widziała, jak wszyscy chowają się pod pokład. Sama chciała to zrobić, wiedząc, że nie jest tu bezpiecznie, ale zatrzymała ją ciekawość i, oczywiście, pielęgniarka żądająca wyjaśnień. Zmarszczyła czoło, intensywnie myśląc. Spuściła wzrok. Nie wypadało kłamać, ale jednak nic jej nie pozostało innego. - No... bo to się zaczęło już wczoraj! - powiedziała dość głośno, bo fale uderzały o statek, zagłuszając ją. - Spotkałam ją w lesie. Byłam zła i nie miałam ochoty rozmawiać. Ta dziewczyna mi mówi, żeby ją nauczyła zaklęć ze starszych klas. Ja nie chciałam, bo to jeszcze dziecko! I powiedziałam, że nawet by się nie nauczyła, to ona się chciała na mnie rzucić z pięściami, ale tylko zaatakowała w plecy. Całą poraniona i związana leżałam w obcym lesie. Gdyby nie Vera - znajoma Ślizgonka - pewnie by mnie tu już nie było - powiedziała za smutną minką. trzeba grać. - A dzisiaj, to chyba naopowiadała czegoś swojemu chłopakowi, że on tak krzywo na nas patrzył. Chciałyśmy dać Dianie nauczkę, bo ona jest jakaś chora psychicznie. Naprawdę! No, a tego Gryfona spetryfikowałyśmy, aby nic nam nie zrobił. Bo czy lewitacja i Jęzlep, aby nie krzyczała, to taka wielka krzywda? Proszę mi uwierzyć! I cieszę się, że pani wysłała ją do Munga! Niech jej zrobią jakieś badania, czy coś! Ona mnie zabić chciała! - krzyknęła na końcu. Prawie upadła, kiedy statek się zakołysał. Przestraszyła się i to bardzo.
Czuła jak statek mocno się zakołysał, odstawiła więc swój napój i zaciekawiona sytuacją na zewnątrz, podeszła do drzwi prowadzących pod pokład, tym samym wyglądając na zewnątrz. Wszędzie nadal jeszcze kręcili się jacyś uczniowie i cała załoga, a niebo ciągle było równie pochmurne, jak przed chwilą. Wyszła parę stopni do góry, spoglądając na granatowy ocean. Atmosfera była niesamowita, niebywale pełna grozy. Trzymając się barierek nie mogła się aż napatrzyć. Jednocześnie wiedziała, ze dla własnego bezpieczeństwa powinna wrócić na dół, ale aż nie mogła się ruszyć. Nigdy czegoś podobnego nie przeżyła. Z racji ostro padającego deszczu, mimo iż stała pod daszkiem, była cała mokra. Jednak na zewnątrz i tak było ciepło, nie było więc jej w ogóle zimno.
Nie spodobał mu się kolor nieba, ani krople spadające z nieba. Co prawda siedział pod parasolem, ale wiedział, że nie wróży to nic dobrego. No i po co w ogóle wsiadał na ten statek? Może i Diana wylądowała w Mungu, ale to raczej marne pocieszenie przy sztormie, który się rozpoczął. Wstał z miejsca, że też właśnie teraz musiał mu się drink skończyć. Niepocieszony ruszył w stronę baru, nie było łatwe zadanie ze względu na to, że statek dość mocno kołysał się na boki, a utrzymanie równowagi było prawie niemożliwe. Jak przejdę później z drinkiem z powrotem? Usłyszał, że ktoś mówi o Dianie i jej chorobie. - Ma rację - wskazał głową na Marudę - Ona jest chora psychicznie. - dodał i uśmiechnął się do swoich słów, mogło to zabrzmieć jakby mówił o Dianie, ale również o Rose. Kiedy statek przechylił się na bok wpadł niechcący i zupełnie nieświadomie na Marudę i prawie się przewrócił. Na szczęście udało mu się utrzymać równowagę. - Uważaj - mruknął do dziewczyny, a przynajmniej w miejsce gdzie stała przed chwilą. Zaczął się za nią rozglądać, może w panice uciekła przed sekundą na pokład? A może tylko leżała na podłodze w siniakach, od których na szczęście jemu było daleko.