Ocean Indyjski słynie z ciepłych, przejrzystych i spokojnych wód o umiarkowanym zasoleniu, a także rozległych raf koralowych, które można podziwiać po zanurkowaniu w wodzie. Pływając po tutejszych rejonach, można z łatwością natknąć się na jedną z licznych tutejszych wysepek. Oddalanie się od brzegu bez towarzystwa transportowego mandagamirana nie jest jednak zbyt rozsądnym pomysłem, tutejsze wody zamieszkiwane są nie tylko przez maleńkie rybki. Zażywając kąpieli, należy pamiętać, by nie oddalać się od brzegu. Późną nocą lepiej nie zapuszczać się na tutejsze wody, zgubienie się pośród tak wielu podobnych do siebie wysp to tylko kwestia czasu.
Jeśli chcesz nurkować, ale nie dysponujesz niczym, co pozwala Ci oddychać pod wodą (odpowiednia ilość pkt na zaklęcie, przedmiot o takim działaniu, własna porcja skrzeloziela), dokonaj zakupu skrzeloziela na tutejszym targu.
Scar wysłuchała wyjaśnień dziewczyny. Jak najszybciej chciała iść pod pokład, więc w myślach prosiła, aby blondynka się śpieszyła. Po skończonych wyjaśnieniach, statek dość mocno się zakołysał, a blondynka przewróciła się na pokład. Scar podała jej rękę, pomagając wstać, po czym pociągnęła ją w stronę jakiegoś pomieszczenia, w którym zbierało się coraz więcej osób uciekających przed sztormem. Pokład był dość śliski, przez deszcz, który cały czas padał. Gdy już były w miarę bezpieczne Scar mruknęła tylko: -Ten incydent z Dianą, ujdzie wam na sucho, tylko nie róbcie tak więcej. Dobrze?
Spojrzała złowieszczo na Ślizgona. To raczej on na nią wpadł, a nie ona na niego, ale nie skomentowała tego. Podniosła się z pomocą pielęgniarki, kierując się pod pokład. Czuła, że to nie będzie zwykły rejs. - Dobrze, proszę pani - powiedziała pokornie, a po chwili zamarła. - Co z Aud?!
Trzymając szklankę w dłoni doszedł w końcu do baru, gdzie zamówił nowego drinka, mając nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego. Usiadł przy stoliku w najcichszym według siebie miejscu. Miał dość słuchania o Dianie i sztormie, niektórzy byli wciąż tym podnieceni. Ile można? Rozprostował nogi i czekał w spokoju na koniec sztormu.
Obserwowała wszystko zszokowanym wzrokiem. Blada twarz była jedyną oznaką jej zdenerwowania. Wyrzuty sumienia nagle zaczęły pochodzić ją ze wszystkich stron. Przecież to był tylko żart. Niewinny dowcip, a jej nic nie będzie. Na pewno. Wykorzystując zamieszanie przeszła chwiejnym krokiem do miejsc przy lewej burcie i usiadła. Trzęsąc się ze zdenerwowania ukryła twarz w dłoniach, licząc naiwnie, że schowa się w nich. Nie chciała żeby ktokolwiek żądał od niej wyjaśnień, a nawet żeby podchodził. Musiała to zrozumieć sama. Czując coraz większe kołysanie statkiem podniosła głowę. Wszystko zdawało się ciemniejsze. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i zapominając na chwilę o wcześniejszych wydarzeniach obserwowała popłoch. Większość chowała się pod pokładem, ale ona postanowiła obserwować wszystko dokładnie.
- Najczęściej - odrzekł, nie musząc się nawet zastanawiać. Ich rozmowę przerwało zamieszanie na statku, związane z młodą Puchonką, której osobiście nie znał. Jednak po pewnym czasie zdążył dowiedzieć się, że nazywa się Diana. Nie uchodziła najwyraźniej za osobę powszechnie znaną, niedużo osób zwracało szczególną uwagę na to, co się dzieje. Spojrzał na Aud, która w całym zamieszeniu odchodziła na bok na trzęsących się nogach, po czym domyślił się, że musiała być jedną z osób zabawiających się kosztem dziewczyny. Nie zrobiłaby tego bez powodu - pomyślał. - No ładnie - dodał, kiedy statek zaczął kołysać się niebezpiecznie. Dopiero teraz zauważył jak wszystko pociemniało. Całe zajście odwróciło uwagę od popsucia pogody. - Chyba będzie sztorm. Lubił sztormy, ale sam nie miał najmniejszej ochoty być na statku, kiedy takowy się zaczynał. Obserwując je można było zauważyć, że wszystko co jest na wodzie podlega wyłącznie jej mocy. Wielkiej mocy. Ogromnej i niszczycielskiej. W najbliższym czasie nie miał jednak zamiaru ruszać się z miejsca. Spojrzał tylko na Gabrielle, czekając na jej reakcję.
- Jak miło. Czyżby był ktoś, kto słucha podobnej muzyki, co ona? No nie spodziewała się. Po prostu zazwyczaj sobie zbyt dużo nie wyobrażała. Bo później przychodziły tylko rozczarowania. Gabrielle spojrzała w stronę, w której dochodziły jakieś niepokojące dźwięki. Okazało się, że coś się stało jakiejś Puchonce. Nagle dziewczyna poczuła, jak statek chybocze. Ewidentnie zbliżał się sztorm. Z jednej strony było trochę niebezpiecznie. Z drugiej strony jednak nie chciała znaleźć się w tłumie ludzi, chowających się przed deszczem. - Co robimy? - zapytała tylko.
Viv kiwała głową na opowieść Rose. - No to z pewnością przydałaby jej się nauczka. Roś, nie dziwię Ci się- stwierdziła wzruszając ramionami. Przecież nie trzymałaby strony jakiejś puchonki. Pielęgniarka z powrotem się pojawiła, a na dodatek rozpoczął się sztorm. No świetnie, jeszcze tego brakowało. Od razu przysunęła się automatycznie bliżej Rosia, ale jakiś ślizgon wpadł na blondynkę. Co on tu w ogóle robił? - Proszę pani, skoro Diana jest w szpitalu, to może moja współlokatorka zajmie jej miejsce w jej domku?- zaproponowała z uśmiechem, przyglądając się niespokojnie niebu. Przynajmniej plamy krwi już zniknęły.
Odpowiedź miał przygotowaną odkąd zobaczył zmianę pogody. - Nie wiem jak ty, ale ja się stąd nie ruszam - powiedział stanowczo. Oparł się o barierkę i wychylił lekko, aby zobaczyć wodę obmywającą statek. Robiło to wielkie wrażenie i wyglądało naprawdę niebezpiecznie. Coś podpowiadało mu, że nie jest to koniec. A może miał taką nadzieję? Nie mogli przecież skończyć przez sztorm, byli czarodziejami.
- Mi się też jakoś nie chce. Tak. I znowu Gabrielle, jak to ona, zachowywała się nieadekwatnie do danej sytuacji. To ją utwierdzało coraz bardziej w przekonaniu, że nie jest normalna. Nie przeszkadzał jej ani wiatr, ani woda, która oblewała wszystko wokół. Po prostu jakby wiedział, ze nic się nie stanie.
Zamknął oczy i z przyjemnością stał w porywistym wietrze. Jego podmuchy były bardzo gwałtowne. Kiedy usłyszał kroki Gabrielle, która stanęła obok niego, postanowił ciągnąć rozmowę dalej, jakby nic im nie przerwało. - A to znasz? - zapytał, po czym zaśpiewał kawałek jednej ze swoich ulubionych piosenek: - Do you live, do you die, do you bleed, For the fantasy. In your mind, through your eyes, do you see, It’s the fantasy. Jeśli to znała, musiała znać również Jareda Leto, ale w tym momencie jakoś o tym szczególe zapomniał.
- Say it, say it, say what you believe, say it, say it to me - dołączyła się cicho. Oczywiście, że to znała! Przecież to była jedna z ulubionych piosenek zespołu, którego muzykę kochała już od ponad trzech lat. Jednak chłopak nie musiał o tym wczesniej wiedzieć. - Masz ciekawą i ładną barwę głosu - skomplementowała go. Sztorm trwał nadal, statek kołysał się na wodzie. Dziewczyna musiała trzymać się mocno barierki, by nie przewrócić się.
Ostatnio zmieniony przez Gabrielle Papillon dnia Wto Lip 20 2010, 08:01, w całości zmieniany 1 raz
Dziewczyna musiała być spostrzegawcza, bo po pierwsze- zauważyła jak jest przystojny (co oczywiście nie było zbyt trudne!), a po drugie zauważyła jego wrodzoną pewność siebie, którą bądź co bądź wcale nie grzeszył. - Czy ja wiem. Trochę zbyt dziwne. Wolę jak mówi się po prostu Jay- powiedział wzruszając ramionami i wodząc palcami po barierce statku. - Miło mi cię poznać Michelle- powiedział czarująco uśmiechając się jak to on. Jednak długo nie zdążyli porozmawiać. Szast, prast, bum, Diana zwisała do góry nogami, był krzyk hałas, rozróba, sztorm, wszystko na raz. W końcu siedzieli z Michelle tuż przy dziobie statku dość skuleni, w geście obronnym przed burzą. - Nie ma co, przyjemny rejs- stwierdził, krzywiąc się lekko i zerkając na dziewczynę obok- W zasadzie z którego jesteś domu?- zapytał ją nagle.
Durny sztorm, że też musiał sobie akurat teraz 'przyjść'. A chciał tylko w spokoju poleżeć w cieniu z dobrym drinkiem. Teraz kiedy niektórzy panikowali nawet nie było co szukać kogoś znajomego. Chcąc się odprężyć zapalił papierosa, którego paląc powoli nie przejmował się niczym. Bo co może się stać gorszego? Nawet jeżeli miało by się coś dziać ma różdżkę. Zawsze też może teleportować się do domku czy na plaże. Odprężony skończył drinka i przeszedł w stronę wyjścia z pokładu. Przepchał się przez grupkę osób stojących w samym przejściu i stanął z boku przyglądając się ponuremu niebu. Po drodze zdążył złapać kolejny napój chłodzący, daleko popijał go teraz oglądając to dzieje się na pokładzie.
Sztorm wcale nie mijał, deszcz jak padał, tak sobie lał nadal, wiatr także ani trochę się nie uspokoił. Frances cofnęła się parę kroków do tyłu, aby nie stać tak blisko wyjścia, tym samym nie zmoknąć jeszcze bardziej, choć właściwie chyba nie robiłoby to w obecnym stanie wielkiej różnicy. Schyliła nieco głowę i ręką roztrzepała mokre włosy, starając się je jakoś ogarnąć. Na marne. - Przynajmniej zadbali o to, abyśmy dokładnie przekonali się jak wygląda w tych rejonach pora deszczowa - rzekła w stronę jakiegoś stojącego pod ścianą blondyna z drinkiem w ręku. Właściwie co ona zrobiła z tym swoim? Zastanawiając się rozejrzała się w koło, jedyne co dostrzegła to wielki tłum pchających się wszędzie uczniów. Zrezygnowała więc z przepychania się po kolejny napój i wbiła wzrok w panujące na zewnątrz zamieszanie. Cóż, przynajmniej będzie co wspominać.
Brunetka miała rację, ale czy musieli to robić w taki sposób. Zdecydowanie bardziej wylałby doświadczać pory deszczowej podczas jakiejś drzemki. Czy kiedy będzie spokojnie siedział w domku a nie na statku. - Bez tego doświadczenia też mógłbym spokojnie żyć. - odparł, między kolejnymi łykami chłodnego napoju. Dobrze, że go miał bo inaczej ciężko wytrzymałby to co się tutaj działo. - Nie krępuj się, przepchnięcie się przez ten tłum uczniów to tylko kilka siniaków więcej. - powiedział widząc, jak zrezygnowała z przejścia gdzieś. - Chyba, że Cię staranują to już nie będzie ciekawie.
Zawahała się chwilę patrząc na ten wspaniały tłum, jednocześnie wypatrzyła gdzieś w drugiej części pomieszczenia barek. Gdyby tak przejść tędy, potem tu skręcić... - Dobra, wykażę się odwagą, najwyżej będę kolejną osobą do ratowania - gdy tylko to powiedziała, zniknęła gdzieś między tłumem uczniów. Chwilę jej nie było, nawet całkiem długo, bowiem przedarcie się, wcale nie było takie łatwe! W końcu wróciła, odstawiła na chwilę na bok butelkę piwa, którą trzymała w ręce i zaczęła pocierać prawą rękę. - Nie obeszło się bez poświęcenia - wyjaśniła, bowiem fantastycznie oberwała z łokcia od jakiegoś Gryfona. Po chwili, gdy ból nieco ustał, ponownie chwyciła swoją butelkę z piwem i upiła kilka łyków zimnego napoju. Z kieszeni wyciągnęła swoją dodatkową zdobycz z owej wyprawy - paczkę orzeszków. Spojrzała raz jeszcze w stronę wyjścia, pogoda nadal nie uległa poprawie.
- Jak nie wrócisz za pół godziny poślę kogoś po Ciebie - powiedział, ale już zdążyła zniknąć w tłumie uczniów i szczerze wątpił czy słyszała jego słowa. Cóż przynajmniej miał zajęcie, odliczał minuty. Lepsze to od ciągłego spoglądania czy ta mało przychylny dla ludzi tłum. - A jednak wróciłaś i nawet czas miałaś niezły - zerknął jeszcze na zegarek chcąc się upewnić czy oby na pewno nie pomylił wskazówek i czy aby na pewno on działa. - Czasami trzeba ponieść ofiary w imię wyższego dobra - uśmiechnął się patrząc na butelkę piwa i paczkę orzeszków które trzymała.
- Dzięki - odpowiedział bez uśmiechu, gdyż właśnie odskakiwał od barierki, pociągając za sobą Gabrielle. - O cholera, ten sztorm naprawdę zaczyna robić się niebezpieczny - dodał, kiedy woda zamoczyła pokład. Ślizgając się na mokrych deskach przeszli ku środkowi, z zamiarem zejścia do reszty. Panował tam jednak taki tłok, że nie było sensu wpychać się na siłę. - No ładnie - mruknął do siebie i usiadł, opierając się o ściankę. Tak było zdecydowanie wygodniej, przynajmniej nie straci równowagi przy silniejszych falach.
Wypiła jeszcze kilka łyków i zabrała się za otwieranie paczki orzeszków. Rozerwała opakowanie, oparła się wygodnie o ścianę i wyjadła ich kilka. - Otóż to, warto było się poświęcić i musiałam się śpieszyć, obawiam się, że w tym wypadku, tutejszy barek może w dość szybkim czasie opustoszeć - rzekła jeszcze wypijając jednego łyka. Idąc po piwo musiała wziąć sobie coś do jedzenia, kociołkowych piegusków w ogóle już przy sobie nie miała, pozostawało jej więc zadowolić się słonymi orzeszkami. Swoją drogą zastanawiała się czy istnieje możliwość zdobycia jakichkolwiek czarodziejskich słodyczy na tej wyspie. - Chcesz trochę moich zdobyczy? - Zapytała potrząsając paczką orzeszków. Jeśli już mieli tkwić tak czekając, aż pogoda się poprawi, warto było mieć coś do jedzenia, a przynajmniej Fran musiała mieć co podjadać.
Skuliła się, lekko przestraszona. Nie chciała okazywać, że się boi, ale sztorm, według niej, był straszny. Te wielkie fale, okropny deszcz, chwiejący się statek. Co, jeśli wyląduje w oceanie? Przeszedł ja nieprzyjemny dreszcz. - Jak dziwne, jak ładne? Zresztą, mi się podoba – powiedziała z uśmiechem. – No, ale Jay też fajne. I skoro tak wolisz, to tak będę cię nazywała. Odsunęła się od dziobu statku, a zbliżyła się do Jay’a. Przy nim czuła się… bezpieczniej? Mało brakowało, a by się wtuliła w niego, co jednak byłoby nieco dziwne. Ledwo się znają. - Tak, przyjemny. Przynajmniej jakieś wspomnienia będą – wyszczerzyła się. – Mogłam aparat wziąć – mruknęła. Znowu o nim zapomniała, a mogła zrobić niezapomniane zdjęcia.
- Lepiej aby tak się nie stało - spojrzał przezornie na pustą do połowy szklankę. Wystarczy mu to razie biorąc pod uwagę fakt, że nie jest to jego pierwszy drink na statku. Dopóki nie zapytała się czy ma ochotę na orzeszki nie odczuwał takiej potrzeby. - Skoro namawiasz - wyciągnął rękę i zabrał kilka orzeszków. Musiał przyznać, że dziewczyna miała niezły pomysł biorąc po drodze paczkę czegoś na przekąskę. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę wydawało mu się, że wie z kim rozmawia jednak nie pasowało mu takie zachowanie do Victorie, jednej ze ślizgonek która była o rok niżej od niego. Raczej niemożliwe aby mógł się pomylić, wzruszył tylko ramionami. Może przez sztorm jej charakter nieco złagodniał? - Nie wygląda na to, że szybko to minie - pokręcił głową i przeczesał mokre jeszcze włosy palcami. Zdecydowanie nie spodobało mu się to.
Sztorm rozszalał się na dobre. Statek kołysał się coraz bardziej, a cały pokład zalewała woda. Ciężkie krople deszczu uderzały o deski, a przerażeni uczniowie chowali się gdzie tylko mogli. Pomieszczenie pod pokładem było zapełnione po brzegi i teraz każdy, aby gdzieś dotrzeć, musiał się przepychać, a i to nie zawsze skutkowało. Nawet załoga musiała przyznać, że jest to jeden z najgorszych sztormów od dawna. Na krotką chwilę wszystko ustało. Deszcz nie był już taki mocny, a woda taka wzburzona. Było to jednak mylne, bo już po chwili pojawiły się dwie, olbrzymie fale, otaczające statek z dwóch stron. Teraz wszyscy, którzy jeszcze zostali na pokładzie, pędzili na złamanie karku do drzwi, prowadzących pod pokład. Strach potęgowało jeszcze wcześniejsze wydarzenie, kiedy to jedyna dorosła osoba – pielęgniarka – teleportowała trzecioklasistkę do Munga. Wtedy na pokładzie zostali jedynie bezradni uczniowie. Jedna fala uderzyła w bok statku, przez co ten się zachwiał i prawie wywrócił. Uczniowie schowani w jego wnętrzu nie potrafili utrzymać równowagi, a różnorodne trunki, stoliki i krzesła wylądowały na ziemi. Młodsi uczniowie zaczęli panikować, a starsi – teleportować, ale to nic nie dało. Zaklęcia antydeportacyjne skutecznie to umożliwiały. Miały być zabezpieczeniem, aby nikt niepowołany nie pojawił się na statku, ale teraz tylko przeszkadzały. Jedynie dorośli potrafili je przełamać. Kolejna fala wody zalała pokład. Była tak potężna, że woda zaczęła wlewać się pod pokład. Ci, którzy przy wcześniejszym uderzeniu wylądowali na ziemi, dokładnie widzieli, jak woda w pomieszczeniu się podnosi. Wybuchła wielka fala paniki. Byli przecież na środku oceanu!
- Nieciekawie to wygląda - przyznała. Te fale były naprawdę niebezpieczne. Usadowiła się jakoś obok chłopaka, nie było aż tak wygodnie, jednak bezpieczniej niż przy barierce. Jednak sztorm był coraz gorszy, ocean wręcz się rozszalał. Dlatego Gabrielle pociągnęła Jareda ku drzwiom pod pokład. Jakoś wcisnęli się tam, cali mokrzy, bo oblała ich woda. - No pięknie - mruknęła - nie ma to jak przymusowa kąpiel - dodała i zaczęła dygotać z zimna.
Nagle w jednej chwili wydarzyło się tak wiele! Statek strasznie mocno się zachwiał, wszyscy zaczęli się wywracać. Frances w ostatniej chwili złapała się stolika, przez co nie runęła całkowicie nie ziemię. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, zauważyła jak przez wielką falę, cała podłoga była zalana, a wody było co najmniej po kostki. - Cholera! - przeklęła nie wiedząc za co być bardziej złą, za to że właśnie jej piwo gdzieś tam się potoczyło po dnie statku, za to że rozsypała połowę orzeszków, za to że jest jeszcze bardziej mokra, czy za to, że chyba za chwilę zatoną na środku oceanu! Nagle wszyscy uczniowie zaczęli się jeszcze bardziej przepychać. Fran od razu wspięła się na stolik, którego to była złapana, aby nie stać w tej wodzie. I jakoś zastanowić się co dalej, przepchać się przez drzwi i tak w owej chwili nie miała szans. - Chyba miałeś rację, nie minie tak szybko - powiedziała, a raczej przekrzyknęła się przez wrzeszczących uczniów. Kucnęła na stoliku, wyglądając w stronę wyjścia, gdzie obecnie kręcili się wszyscy uczniowie i przepychali z jednej w drugą stronę. Czy oni w ogóle płynęli w stronę brzegu? Woda na podłodze nie wyglądała dobrze, Fran miała tylko nadzieję, że już zawracają i jakoś dotrą do portu.
Wciśnięty między stłoczonych ludzi stał w dziwnej pozie. Nagle wszyscy zaczęli pchać się do wyjścia, więc sam też to zrobił, będąc zbyt blisko drzwi. Przeklął cicho, czując jak woda wlewa mu się do trampek. Już wiedział dlaczego wszyscy uciekali. Sam jednak nie lubił panikować, obserwował więc wszystkich ze zirytowaną miną, wolno przepychając się w stronę pokładu. W końcu udało mu się stanąć w przyzwoitym miejscu, czekał więc na Gabrielle, której nie dostrzegł w tłumie uciekających uczniów, przez co uznał, że jeszcze nie zdążyła znaleźć się na górze.
Zakrztusił się drinkiem który właśnie pił. Przez te fale jeszcze straci życie, a jest na to zdecydowanie za młody i zbyt przystojny. Złapał się czegoś co mogłoby pomóc mu utrzymać równowagę, leżenie na deskach statku nie było szczytem jego marzeń. Szczególnie, że było tam wody co najmniej po kostki. Dopiero co zdążył trochę wyschnąć a już był znów przemoczony. - Wolałbym aby moje słowa okazały się nieprawdziwe - powiedział, ale nie wiedział czy na tyle głośno aby go usłyszała. Przez te fale, wiatr i krzyk wszystkich ledwo sam siebie słyszał. Złapał się stolika na który wskoczyła Fran i postanowił poczekać. Nic więcej mu nie zostało. - Nie wiem czy tam jest bezpieczniej? - zastanawiał się wskazując na uczniów tłoczących się przy wejściu. Powoli zaczął przyzwyczajać się do tego hałasu i odróżniał już krzyki dochodzące z poszczególnych części statku.