Ocean Indyjski słynie z ciepłych, przejrzystych i spokojnych wód o umiarkowanym zasoleniu, a także rozległych raf koralowych, które można podziwiać po zanurkowaniu w wodzie. Pływając po tutejszych rejonach, można z łatwością natknąć się na jedną z licznych tutejszych wysepek. Oddalanie się od brzegu bez towarzystwa transportowego mandagamirana nie jest jednak zbyt rozsądnym pomysłem, tutejsze wody zamieszkiwane są nie tylko przez maleńkie rybki. Zażywając kąpieli, należy pamiętać, by nie oddalać się od brzegu. Późną nocą lepiej nie zapuszczać się na tutejsze wody, zgubienie się pośród tak wielu podobnych do siebie wysp to tylko kwestia czasu.
Jeśli chcesz nurkować, ale nie dysponujesz niczym, co pozwala Ci oddychać pod wodą (odpowiednia ilość pkt na zaklęcie, przedmiot o takim działaniu, własna porcja skrzeloziela), dokonaj zakupu skrzeloziela na tutejszym targu.
Sztorm był coraz gorszy, a Aud coraz bardziej mokra i wystraszona. Uskoczyła przed wielką falą, która właśnie wdarła się na pokład, o mało co nie wywalając się na śliskim parkiecie. Ruszyła w stronę schodków prowadzących w dół, ale szybko zrezygnowała z pomysłu zejścia niżej. Uznała, że tłum uczniów wysypujących się na pokład musi oznaczać zalewanie niższych części, czemu się nie dziwiła. Nie wiedząc gdzie pójść stała gapiąc się bezradnie na całą zaistniałą sytuację. Wszystko wyglądało nadzwyczaj przerażająco.
Nie panikowała zbytnio w tej sytuacji. Dosyć szybko i zgrabnie lawirowała między uczniami Hogwartu, aż w końcu dotarła do Krukona. - Mam już dość tego sztormu - rzekła. Istotnie, była już trochę tym wszystkim zmęczona.
Pokręciła głową, nie uważała aby pchanie się na zewnątrz szczególnie przez ten tłum, było jakkolwiek dobrym pomysłem. - Obecnie, raczej nie, kto wie, czy jeszcze coś podobnego nas nie zaleje - już oczyma wyobraźni zobaczyła, jak zalewa ich kolejna wielka fala, tym samym zabierając ją z pokładu i wrzucając do oceanicznych otchłani. Aż ją ciarki przebiegły po plecach. - Jeszcze straciłam mój zdobyty w poświęceniem napój! - dodała z żalem w głosie. Pozostało jej pogodzić się ze stratą i zjeść orzeszki przed powtórką z sytuacji, bądź przed całkowitym zatopieniem. Czego oczywiście ani jednego ani drugiego nie chciała. Usiadła po turecku na stoliku, patrząc jak wszyscy nadal się przepychają i jaka wśród nich panuje panika, cóż sytuacja rzeczywiście nie była najkorzystniejsza... Wysypała na rękę kilka orzeszków, po czym szybko je zjadła. Cóż, oby tylko jak najszybciej dotarli z powrotem do przystani...
Patrzenie na szalejący tłum przy wejściu było już nudzące. Jedni wbiegali inny wybiegali i tak na okrągło. Chyba nie mogli zdecydować gdzie będzie im najlepiej, a takim bieganiem przecież nie mogli osiągnąć nic dobrego. - A siniaki jednak pójdą na marne - wątpił bowiem aby szybko dostaną na tym statku następne napoje o ile w ogóle coś jeszcze na nim będzie im dane. - Niech to się już skończy! - podniósł oczy ku niebu, jakby w nadziei, że zaraz wyjdzie słońce i spokojnie wrócą na ląd, gdzie zapali i wypije oraz wysuszy się. Wciąż walczył o utrzymanie równowagi, ale przychodziło mu to wiele łatwiej. - Przynajmniej nie będziemy narzekać, że podczas rejsu nic się nie wydarzyło. Ale raczej nie marzyłem o tym, aby właśnie dlatego zapadł mi w pamięć.
Spojrzała raz jeszcze na wychodzących uczniów, właściwie, gdyby zdecydowali się wyjść stąd, zrobiłoby się tu puściej, to przynajmniej udałoby się jej zdobyć nową butelkę, bez wchodzenia do wody. - Gdyby nie ten tłum, można by przywołać butelkę, o ile oczywiście jeszcze są jakieś nie stłuczone - stwierdziła raczej bez przekonania. Jeśli ona o mało nie wylądowała na podłodze, to dopiero co butelki z półek. No chyba, że cudem coś przetrwało. Wysypała na rękę kolejną część pokruszonych orzeszków, aby je zjeść. - Będziesz mieć co opowiadać, o ile oczywiście zaraz tu nie zatoniemy całkiem i nie będziemy musieli płynąć do brzegu o własnych siłach - powiedziała, już mając przed oczami taką wizję, oraz oczywiście rekiny zapewne wielbiące tutejsze ciepłe wody. Nie, no będzie dobrze.
Według niego przywołanie raczej na niewiele by się zdało. - Możesz zawsze próbować - powiedział bez jakiegoś większego przekonania w głosie. On wolał tego nie robić. Przy jego ostatnim szczęściu wiele rzeczy może się zdarzyć. Jeżeli oczywiście jakaś butelka leciałaby w jego kierunku z pewnością byłaby pusta, a jeżeli już pełna to był niemal pewien, że uderzyła by po drodze kogoś w głowę i się rozbiła. Szkoda było jego nerwów na coś takiego. - Zawsze jesteś taką optymistką? - spytał opierając się o stolik. Nie żeby on widział świat na różowo. Starał się jednak nie myśleć w tej kategorii o rejsie. Pływanie może i szło mu dobrze, ale nie po wzburzonym oceanie, w którym żyje wiele różnych niebezpiecznych stworzeń.
Właśnie miała zjeść porcję orzeszków kiedy usłyszała zadane przez chłopaka pytanie. Aż zatrzymała rękę, trochę zaskoczona. Właściwie mimo wszystko można powiedzieć, że była optymistką, ale to dlatego, że nigdy nie pozwalała sobie łamać się w jakichkolwiek chwilach. W końcu wzięła do ust trzymane przez siebie orzeszki i zaczęła je jeść. Uważała, że musi być silna i jakkolwiek by nie było, nie siedzieć z założonymi rękoma i narzekać na ciężki los. Poza tym cóż, zwykle mogło być jeszcze gorzej. Niemniej jednak zawsze widziała wszystko takim jakim było i nie wierzyła też w cudowne odmienienie losu. - Raczej realistką - powiedziała w końcu zaglądając jednocześnie do paczki orzeszków, mając nadzieję, że jeszcze coś tam znajdzie. - Jak ty się właściwie nazywasz? - Zapytała wyciągając kilka ostatnich orzeszków, które to znalazła. Spojrzała pytająco na chłopaka, czekając na odpowiedź, właściwie to ona nawet nie wiedziała kto to jest. A że już tak siedzą i gadają, to dobrze byłoby się dowiedzieć.
Uśmiechnął się do siebie widząc jej reakcje na zadane pytanie. Widocznie coś jej się nie spodobało albo to może ostatnie orzeszki wprawiły ją w takie osłupienie. Zamiast roztrząsać się nad tym co mogło wywołać u niej takie zawahanie, stanął z boku i spojrzał na fale, które ani trochę nie chciały się zmniejszyć. - Realizm przemawia przez Ciebie - powiedział bardziej do siebie, wciąż walcząc o utrzymanie równowagi. Zaczął się jeszcze zastanawiać ile może trwać taki sztorm. Pani realistki wolał się nie pytać, bo jeszcze przytłoczyłaby go ta liczba, a nie chciał sobie na to pozwolić. - Chcesz wiedzieć komu w razie czego wysłać kartkę zawiadamiającą o mojej przedwczesnej śmierci? - spytał zirytowany, mógł już taki być, chciał tylko wrócić z tego rejsu jak najszybciej ale nic tego nie zapowiadało. - Alex Brooxter - zreflektował się po chwili, to przecież nie jej wina, że sztorm szalał po oceanie. Chyba, że... Odgonił od siebie coraz głupsze myśli. W takich chwilach człowiek myśli o różnych rzeczach. - A Ty to?
- Cóż, dość realną wizją jest to, że możemy zatonąć, szczególnie, jeśli tyle wody jest na pokładzie - wychyliła się nieco z ławki aby zobaczyć jak tam poziom wody. Dzięki nadal padającemu deszczu, rozbijającym się falom, systematycznie woda wlewała się do środka. Poza tym Fran mówiła to nieco z przymrużeniem oka, mimo wszystko przecież byli czarodziejami! Nie mogą przecież zatonąć na jakimś mugolskim statku... - Otóż to, jakbym cudem z nas dwojga przeżyła to będę szukać twojej rodziny - w myślach przeanalizowała jego nazwisko, chyba nawet owy chłopak miał siostrę. Pewną blondynkę, którą to zdarzyło się jej widzieć w szkole. - Bądź ograniczę się do odnalezienia twojej siostry. - Powiedziała trochę niepewnie, bowiem nie miała pewności, czy na pewno są rodzeństwem. - A ja to Frances Gray, w razie mojej nagłej śmierci możesz przekazać o tym mej siostrzyce, której jak sądzę sprawisz tym samym wielki prezent - powiedziała, a na jej ustach, pierwszy raz owego dnia na statku, pojawił się lekki uśmiech. Pustą paczkę po orzeszkach rzuciła przed siebie do wody, patrząc jak ta zaczyna dryfować po powierzchni. Spojrzała jeszcze w stronę wyjścia, ale pogada nadal się nie poprawiała...
Spojrzał na panikujących uczniów, którzy najwyraźniej nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Nie zapowiadało się na rychły koniec tej okropnej pogody. - Ja też, ale szybko się końca nie doczekamy. I lepiej żebyśmy nie natrafili na jakieś przeszkody, coś czuję, że nie płyniemy we właściwym kierunku.
Stał cały czas w wodzie, więc nie mógł o niej zapomnieć nawet jakby chciał. Kiedyś, na początku sięgała mu ledwo do kostek teraz była zdecydowanie wyżej. Nie widział jednak sensu w siadaniu gdziekolwiek bo i tak byłby mokry tak samo jak jest w tej chwili. - Wystarczy ona w zupełności, chociaż nie będzie reakcja podobna do tej Twojej siostry - teraz już wiedział, że pomylił na samym początku Fran z jej siostrą. Chociaż jego wątpliwości okazały się zupełnie na miejscu. Widać nie pałały do siebie wielką miłością, a nawet można było coś na kształt chłodu kiedy wspominała ona siostrę. - I dzięki za ostrzeżenie, jak będę to robił zachowam bezpieczną odległość, jeszcze byłaby gotowa z radości połamać mnie w uścisku. - przerażająca to była wizja, ale nie mógł powstrzymać się od krótkiego śmiechu.
Rozejrzała się po statku. Uczniowie biegali w tę i z powrotem, ulegając panice. Fale zalewały pokład; woda dostawała się nawet pod pokład. Nie było zbyt wesoło. - Oby to nie była prawda - przejęła się. Chyba nawet ją zaczął ogarniać strach.
Ostatnio zmieniony przez Gabrielle Papillon dnia Sro Lip 21 2010, 16:36, w całości zmieniany 1 raz
Wybuchnęła na krótko cichym śmiechem wyobrażając sobie Vic w takiej sytuacji. Śmiała się jednocześnie miała poczucie, jak bardzo chora jest to sytuacja. Po chwili zaraz się uspokoiła i pokręciła lekko głową. - Cóż, jak wiadomo nie wszystkie rodzeństwa żyją w zgodzie, mogę jedynie się usprawiedliwić mówiąc, że z braćmi mam normalne kontakty - powiedziała wplatając rękę w wilgotne jeszcze włosy. Choć jak tak siedziała na ławce, to nieco zdążyły jej podeschnąć. Wiadomo, na marne, zapewne jeszcze zdążą jej zmoknąć. Fran jednak była zdania, że to z Victorią tak trudno było się dogadać, to ona zawsze zrzędziła i szukała czegoś do zaczepki. No cóż, rodziny się nie wybiera. - Więc zapewne przynajmniej tobie się lepiej trafiło - powiedziała adekwatnie przewidywanej przez niego reakcji jego siostry. A może Fran i Vic po prostu były zbyt różne, konfliktowe, czy coś tam takiego.
Nie zdziwił się za bardzo widząc jej reakcję, widać nie tylko jego śmieszyła taka wizja. Chociaż przy dłuższym zastanowieniu wcale nie było to takie zabawne. Ale nikt mu nie zarzucił czarnego humoru, ani nic z tych rzeczy więc widocznie mieścił się w normach. - Nie mogę narzekać, i nie żebym zamierzał - właściwie to bardzo możliwe, że przez rodziców miał taki dobry kontakt z siostrą. Nie wiadomo co by było gdyby nie zostali rozdzieleni jako dzieci i mieszkali cały czas razem. W szkole może i widywali się często, trudno im raczej było się wciąż mijać chociażby dlatego, że byli z tego samego domu. - Nie musisz się usprawiedliwiać, przecież nie osądzam Cię po kontaktach z siostrą. - powiedział, podchodząc do ławki to stanie już go zmęczyło i chciał dać odpocząć trochę nogą. Nie wiadomo co będzie się dziać za jakiś czas.
Scar rozejrzała się po pokładzie. Przerażeni uczniowie pchali się pod pokład i do kabiny, a Ci bardziej opanowani- dzielnie zostali na pokładzie, osłaniając się ramionami, czy chwytając się czegoś. Cholera, czy jestem tu jedynym dorosłym czarodziejem? - myślała gorączkowo. Nie miała pojęcia co robić, myśli kotłowały się w jej głowie. Chciała jakoś uspokoić uczniów, powiedzieć, że to niedługo ustanie, ale sama nie mogła tego wiedzieć. Musiała coś zrobić, w końcu była poniekąd odpowiedzialna za uczniów. Gdyby tylko coś im się stało... pokiwała głową, a mokre włosy przylepił się do jej bladej twarzy. Muszę poprosić kogoś o pomoc, tylko kogo? Scar zastanowiła się przez chwilę. No tak Constance! Pielęgniarka wyciągnęła z kieszeni różdżkę, celując nią przed siebie i wypowiadając tym samym zaklęcie Expecto Patronum, a przed nią wyrosła w strzępach dymu postać jej patronusa - duża pantera. Scar powiedziała na głos co patronus ma powtórzyć bibliotekarce : Const! Potrzebna pomoc! Statek! Sztorm! Teleportuj się! Statek chroniony zaklęciem, potrzebna formułka! Wiesz jaka! Pośpiesz się, błagam!, a widmowa pantera popędziła wraz z wiatrem szukać Constance. Teraz zostało jej tylko czekać. Stała po kostki w zimnej wodzie, deszcz ciągle padał i było jej zimno.
Ostatnio zmieniony przez Scar Lightwood dnia Sro Lip 21 2010, 01:40, w całości zmieniany 1 raz
Podparła się wygodnie głową o rękę zastanawiając gdzie właściwie mogą teraz być. Czy zmierzają już do brzegu i jak wiele drogi im pozostało. Co za pechowy rejs. - Różnie to bywa - powiedziała tylko, może Alex nie, ale kto inny co miałby sobie pomyśleć? Jeśli tak żre się ze swoją bliźniaczką, to co dopiero z innymi, no a właśnie to było błędne myślenie. Poza tym, jej wystarczało, że z wyglądu były z Vic podobne, jeszcze brakowałoby tego, żeby pomyślał, iż i charakter mają podobny. Potarła oczy, czuła już zmęczenie, może to absurdalne, ale właściwie to chciało się jej spać. Był z niej wielki śpioch, a będąc na tym statku czuła się już nieco wymęczona. Zdawała sobie jednak sprawę, że to jeszcze nie koniec, do brzegu przecież ciągle nie przybili. - Zawsze mieliście takie dobre kontakty? - Zapytała w końcu, no bo u niej pierw było lepiej, potem się popsuło. Zaczęła się po chwili nieco rozglądać w koło, mając nadzieję, że jakoś niebawem dotrą, już ja nudziło takie tkwienie w zamkniętej łodzi. No ileż można siedzieć w jednym miejscu i czekać?
Myślał, że z czasem na pokładzie ucichnie zbiorowa panika i krzyk, niestety mylił się. Miał wrażenie, że z każdą chwilą jest coraz gorzej. Czy niektórzy jeszcze nie zauważyli, że bieganie w tą i z powrotem nie przynosi nic dobrego? A może czyimś hobby było przewracanie się i nabijanie kolejnych siniaków na kolana czy łokcie. - Praktycznie odkąd pamiętam to tak, chociaż jak byliśmy mali i miałem się z nią czymś dzielić nie było tak fajnie - przyznał z uśmiechem. Teraz z tego się śmiał ale wcześniej wcale tak tego nie odbierał. - Ale odkąd poszliśmy do szkoły jest coraz lepiej. - Uznał, że wspominanie o rodzicach i tym, że mieszkają oddzielnie jest zupełnie zbędne. Zerknął na szkolną pielęgniarkę, która chyba nagle doznała jakiegoś olśnienia i się przebudziła. Cóż, lepiej późno niż wcale. - To robi się już nudne - mruknął do siebie, patrząc na fale i przybywające centymetry wody na statku. Bez drinków jakoś wszystko mu się dłużyło, tak było i tym razem.
Nim Effie się obejrzała, już teleportowały się wraz z bibliotekarką. Zanim otworzyła oczy, poczuła tylko jak na jej nogach ląduje fala zimnej wody. Powoli otworzyła oczy i to co ujrzała, zdecydowanie nie było zachwycającym widokiem. Po pierwsze stały pod otwartym niebem, tak że od razu zmokłą od mocno padającego deszczu, na dodatek woda z oceanu przy jakkolwiek większych falach zaraz wlewała się na statek. Dookoła panował straszny chaos, wszyscy przepychali się z jednej na drugą stronę, starając uciec to przed oceanem, to przed deszczem. Effie lekko się skrzywiła tylko wspominając jak przyjemnie było na targu. - Spróbuję ich jakoś uspokoić - powiedziała do bibliotekarki bez krzty przekonania i ruszyła na wprost tłumu uczniów. Zamierzała im wytłumaczyć, aby część zebrała się pod daszkiem przy zejściu pod pokład, cześć weszłam tam do środa i nie wychodziła, a części której ani to, ani to nie pasuje i nie chce zbliżać się do dolnych pokładów (bo uczniów o tym mówiących także było słychać), aby stanęli pod daszkiem przy barku. Co prawda ta możliwość była najmniej bezpieczna, ale skoro sami tak chcieli...
- U mnie odwrotnie raczej, choć właściwie zawsze były jakieś sprzeczki - powiedziała po chwili namyślenia. Od samego już początku nawet inaczej się bawiły. Kiedy Fran biegała z braćmi po podwórku, Vic najczęściej siedziała w domu. - Jednak to, że matka ubierała i czesała nas identycznie, zaoszczędzało nieco sporów między nami - stwierdziła przypominając sobie, że głownie to jest powodem do kłótni. A przynajmniej Victorie ma się czego czepiać obecnie. Podparła głowę o rękę, jednocześnie palcami przeczesując krótkie, mokre kosmyki. - A wydawało mi się, że taki rejs po oceanie to sama nuda - przypomniała sobie swoje wahania adekwatnie uczestnictwa w tej wycieczce. - A tu proszę, sztorm. - no może nie liczyła na atrakcje tego typu. Wstała na chwilę, stając na ławce i wyglądając w stronę drzwi tym samym spoglądając na szalejącą pogodę. Burza, deszcz, silne fale, zalany statek... Musiała przyznać, że jeśli tylko wyjdą z tego zupełnie cało, będzie mieć o czym opowiadać w domu. Aż się uśmiechnęła lekko pod nosem, widząc minę Andiego, kiedy mu o tym wszystkim opowie.
Ona od razu poczuła, jak woda oblewa jej nogi. I deszcz, który wprost lał się z nieba. Po chwili była już cała mokra. Na targu było o wiele lepiej. Przytaknęła głową prefekt naczelnej. Sama też musiała zająć się uczniami. Od razu zauważyła jakieś dwie przestraszone dziewczynki. Wyglądały, jakby nie wiedziały, czy mają zejść pod pokład, czy zostać na pokładzie. Choć bezpieczniej było raczej na pewno pod pokładem. Podeszła do nich tak szybko, jak tylko się dało. Zaczęła je uspokajać i nakłaniać do zejścia pod pokład, jednak nie było to takie proste.
Sztorm trwał już dobrą godzinę, ale nic nie zapowiadało, by pogoda miała się polepszyć... Fale były coraz większe, a i wiatr się wzmagał. Już nawet załoga statku nie była spokojna, a kapitan ostatkami sił próbował nawrócić statek na odpowiedni kurs. Nic z tego. Szalejący wiatr zepchnął statek na zupełnie obcą część oceanu, a fale dalej zalewały pokład. Teraz można uznać, że pokład był o wiele bezpieczniejszy, niż podpokład, który został już całkowicie zalany. Wszyscy przepychali się do drzwi, bojąc się wzbierającej wody. Nagle wielka fala uderzyła w kadłub z całą swoją mocą, przez co odpadło kilka desek i powstałą dziura, przez którą jeszcze więcej wody się wlało do środka. Wszyscy obecni na statku wylądowali na ziemi, poprzez siłę uderzenia. Statek zwolnił i powoli się topił. Jeśli wcześniej wybuchała tylko panika, to teraz każdy ratował się na własną rękę. Gdyby nie dorośli, którzy jako tako trzymali zimną krew, większość uczniów już dawno wyskoczyła by ze statku. Po krótkiej chwili, podczas której wydarzyło się tak dużo, statek o coś uderzył.
Selena płynęłafioletowym statkiem przez morze. Płynęła i płynęła. Nagle rozpadał się na dobre deszcz. Oby nie było sztormu... Oby nie było sztormu! Selena była bardzo przestraszona. Co się stanie,jakstatek się rozbije? Nie mogła nic na to poradić
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Początkowo planowała wybrać się na targ, niezbyt mile zaskoczona swoim współlokatorem. Co z tego, że był Ślizgonem? Jak można być takim idiotą, że widząc mnie na jednym z łóżek pytać o to, które jest moje? Widocznie nie można było mieć wszystkiego, włącznie z normalnym człowiekiem w domku. Pomyślała tylko, że sama nie była tak głupia w piątej klasie. Zrezygnowała jednak z tego przepełnionego krzykiem i namowami targu, na rzecz oceanu. Było jeszcze trochę czasu na poszperanie w ozdóbkach i pamiątkach, rozłożonych na tych wszystkich stoiskach. Mogła tam zawrócić w każdej chwili. Akurat nie miała na sobie stroju, a nie spieszyło jej się zbytnio z powrotem do domku. Usiadła więc na jeden ze skał przy brzegu i rozkoszowała się samotnością, wpatrując się w fale mącące oceaniczną wodę.
Nie mogła wysiedzieć w swoim domku. Cassandra musiała być w ruchu. Spięła włosy w luźnego koka, aby niektóre kręcone kosmyki włosów opadały wdzięcznie na jej ciało. Dziś znów ubrała zwiewną sukienkę do połowy ud. Przyszła nad ocean, chcąc poczytać nową książkę. Cisza, spokój, to jest właśnie to, czego chciała. Na jej nadgarstku pobrzękiwały bransoletki od Ravena. Widząc, że kamień jest zajęty, usiadła na piasku w cieniu. Przymknęła oczy, rozkoszując się idealną pogodą.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zerknęła na Puchonkę, która przyszła nad ocean z książką. Najprawdopodobniej chciała usiąść na kamieniu, co uniemożliwiła jej Lacey zajmująca to miejsce. Ślizgonka obserwowała ją dokładnie, zwracając uwagę na jej pobrzękujące bransoletki. Uśmiechnęła się do siebie. Zawsze zwracała uwagę na takie rzeczy, przez swoją miłość do wszelkich dodatków. Zajęła miejsce w cieniu, gdzie piasek musiał być chłodniejszy. Lorelei zastanawiała się, czy nie podejść do dziewczyny, ale w końcu uznała, że nie warto przerywać jej odpoczynku. Sama też lubiła posiedzieć spokojnie i drażniło ją kiedy ktoś jej w tym przeszkadzał. Jeśli będzie chciała, to sama się odezwie.
Cóż, poczuła spojrzenie na sobie i od razu zerknęła w tamtą stronę. Tak, to tamta dziewczyna, co zajęła jej miejsce, wpatrywała się w nią. Siedziały obok siebie oddalone o kilka metrów. Ponownie zabrzęczały bransoletki, gdy dziewczyna uniosła dłoń do włosów, aby zgarnąć je z czoła. Wyglądała jej na uczennice, na pewno nie była jeszcze dorosła. - Szkoda, że wakacje dobiegają już końca - rzekła na tyle głośno, aby ją usłyszała. Jej głos był jak zwykle melodyjny i wręcz sympatyczny.