By uczniowie z innych domów mogli się bardziej z integrować, równocześnie odpoczywając po ciężkim dniu nauki powstał Salon Wspólny. Jego wnętrze jest wypełnione barwami wszystkich czterech domów. W wielkim kominku naprzeciwko kanapy zawsze miga wesoło ogień. Wokół niego rozstawione są żółto- czerwone sofy. Oprócz tego można tu znaleźć niewielkie stoliki razem z pufami, by móc przy nich na odrobić lekcje. Są one rozstawione przy ścianie, naokoło kominka. Na co dzień z ogromnych okien padają promienie słoneczne, rażące w oczy siedzących blisko nich uczniów. Zaś sufit Salonu Wspólnego posiada malunki zwierząt czterech domów razem z przynależnymi do nich kolorami.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie Cze 20 2010, 23:56, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zrobiła jeszcze większe oczy niż poprzednio na to iż przyjaciółka spędziła noc z jakimś mężczyzną, otworzyła buzię zdziwiona, zszokowana tym faktem. Jej kochana Martinne zaangażowała się! - Na noc? - Zaśmiała się - Opowiadaj więcej. Jaki jest dla Ciebie? Co robiliście? Ha ha.. Na jakim etapie jesteście? - Rozgadała się rzucając pytania po czym zaczęła się bujać jak mała podekscytowana dziewczynka. Złapała swój sweter za jego koniec i zaczęła go ściągać na dól, rozwlekając w ten sposób materiał. Straszliwie się zaciekawiła, tym stwierdzeniem iż Marti spędziła noc z kimś. Nie miała Merlin, wie jakich wyobrażeń, ale kurcze.. To coś! Zmieniła miejsce, gdyż zimno ściany przy oknie, zaczęło ją irytować, usiadła naprzeciw przyjaciółki z uśmiechem na twarzy od ucha do ucha, wyglądała jak wersja bez dźwięku po eliksirze rozweselającym. Tym sposobem przypomniał jej się wywar na kaca od koleżanki. Dobra, Morgane na to wspomnienie jeszcze bardziej się wyszczerzyła. - Wybacz, rozentuzjazmowałaś mnie. Jestem straszliwie ciekawa. - Wyjaśniła swoje zachowanie, już powoli wracając do normalnych czarodziejów, bez napadów zmiennych nastrojów jakie miała właśnie Morgane. Sięgnęła po ciasteczko, wcinając je szybkim tempem, małymi gryzami, dodając sobie przy tym słodkiego uroku. Cała Krukonka! Słodka, mądra, inteligentna oraz jakże chytra i sprytna! W dodatku, ktoś kto jej nie zna na tyle dobrze jak Martinne, nie zna jej charakteru, bo ukrywa się po korytarzach. Ha.. Kochana gra aktorska, którą zna rudowłosa perfekcyjnie dobrze.
Patrzyłam na Morgane i nie mogłam uwierzyć. Wyglądała jak chomik z ADHD. Siedziała i szczerzyła się jakby oglądała coś wyjątkowo komicznego. Prychnęłam i dałam jej delikatnie w głowe, a następnie zaczęłam opowiadać. -Tak na noc, byłam po prostu zmęczona i podpita, on chyba też. A w Hogwarcie mogli nas przecież złapać. Jest dla mnie przesadnie miły i czuły. Widać, że nauczyli go w domu traktowania kobiet, ale to dla mnie mała przesada. Trudno mi będzie do tego przywyknąć. Dawał mi dużo buziaków i mnie przytulał. Coś tam robiliśmy w Kosmicznej Sali, ale w ostatnim momencie się wycofał. Niby też tego jeszcze nie chcę, ale wiesz gdzie się wychowałam. Nie jestem aż tak przywiązana do czystości jak on. If you know what I mean. - zażartowałam - Jesteśmy na etapie francuskich pocałunków. Sądzę że nieprędko znowu dotknie mi tyłka. Po tych słowach delikatnie się zaśmiałam. Podchodziłam do tych spraw bardziej na luzie i dużo żartowałam, ale no cóż... Taka już jestem. -A teraz czekam moja droga na twoje sprawozdanie. Co z Simonem? Wiedziałam, że trochę zranię tym przyjaciółkę, ale musiałam wiedzieć na czym obie stoimy. Żeby dać czas Morgane do przyswojenia informacji zaczęłam z wielkim zainteresowaniem oglądać ogień w kominku. Biło od niego takie ciepło, że aż podeszłam bliżej, aby delikatnie ogrzać ręce. Było mi strasznie zimno. Chyba się rozchoruję.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Trochę pozrzędziła pod nosem na próbę uspokojenia jej, ale gdy już przyjaciółka zajęła się opowiadaniem całego zdarzenia jakie spowodowała Morgane, nawet nie wiedziała, że Florian tak się.. Hm, tak go poniesie. Znała go na tyle, żeby wiedzieć jakie są jego zasady. Mina Morgane ewoluowała z małego "karpia", na coraz to i większego. Kilka razy nawet walnęła z podekscytowania ręką w swoje udo. Pewnie Martinne gdyby patrzyła uważniej na Morgane, pękałaby ze śmiechu. - I tak się rozszalał. Gdybyś widziała jak on traktuje skrzaty w Kuchni. Z takim szacunkiem, chociaż są przyzwyczajone do złego traktowania przez Ślizgonów.. Sama byłaś nie raz świadkiem jak uczeń darł japę niczym rozwścieczony smok ziejący ogniem, gdy ktoś chce mu jajka ukraść. - Przypomniała sobie właśnie kilka takich zdarzeń - A jak Florian jest tego świadkiem, to je jeszcze broni.. Sama widzisz. Rycerz. Chociaż.. Wyznam Tobie sekret, pałęta się po szkole plotka iż Florian śmiertelnie boi się centaurów. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Ach.. Ty mi o fizyczności, miłości i w ogóle, a ja takie pierdoły gadam. - Zawiesiła się - Co do Floriana i okazywania sobie emocji z nim, nie spodziewaj się wylewów pocałunków ani innych namiętności po tym facecie. - Dodała, po czym zamarła. Martinne użyła jego słowa, wstrząsnęło jej ciałem przez chmarę dreszczy. Zapatrzyła się na ogień tępym wzrokiem, wyłączając funkcje życiowe. Otworzyła buzię by nabrać powietrza bez większej mimiki i reakcji życiowych. - Spotkałam się z Namidą, jego facetem.. Pokłóciliśmy się straszliwie. Ja mu dosrałam, a on mi. W piękny sposób, po czym złapał mnie za nadgarstek - Podwinęła rękaw pokazując siniaki - A ja go przewaliłam na kamień wyrywając różdżkę, po czym następnie ją złamałam i zamieniłam się dzięki zaklęciu, żeby być niewidzialną.. Tak oto wróciłam do szkoły. Akcja sprzed kilku dni. Nie wiem co u Namidy i Simona słychać.. Narazie nawet nie chcę - Zerknęła wprost na przyjaciółkę, nie wyrażając większych emocji. Panienka Charpentier schowała się w dobrze jej już znanej masce, która była bardzo wygodnym schronieniem przed bólem. Zupełnie jak wtedy w Kamiennym Kręgu, podczas rozmowy z Namidą, gdy dodawał jej tyle bólu, a ona nie reagowała. Stała się zimną suką, chcącą właśnie przejąc różdżkę podczas pojedynku na słowa, wygrać. W cale nie czuła żeby wygrała, czuła się cholernie neutralnie. Powiadają iż miłość to uczucie, które przepełnia cały nasz organizm, a tutaj.. Morgane czuła jakby była dziurawa i cała ta miłość jej do Simona, gdzieś poszła się schować w jakiejś zapomnianej komnacie jej serca.
Wiedziałam, o czym mówi Morgane. Ale mnie też denerwowało, jak uczniowie traktowali skrzaty. W końcu też są istotami, które żyją i czują, tak samo jak człowiek. W tej kwestii wcale się nie zdziwiłam reakcją Floriana. Ale dosyć o nim. Widziałam po wyrazie twarzy Morgane, że mnie potrzebowała. Przybliżyłam się do niej, dałam buziaka w policzek i przytuliłam. Nie umiem pocieszać ludzi, nienawidze tego, boję się że palnę coś jeszcze gorszego, ale nie zostawię jej tak. -Jego facet to palant, jeśli zrobił ci coś takiego - pokazałam na jej siną rękę - Powinnaś się z nim spotkać, pokazać to i uświadomić mu, że spotyka się z damskim bokserem. Co do różdżki Namidy, dobrze zrobiłaś. Nie powinno się jej posiadać, jak nie potrafi się czarować - prychnęłam. Zapatrzyłam się razem z Morgane w ogień, jej mina zdradzała że zaraz się rozpłacze, chociaż wiedziałam, że raczej tego nie zrobi. Wiedziałam co czuje w środku. Pustkę i ból. Uklękłam przed nią i wzięłam jej twarz w dłonie, po czym dałam jej buziaka w czoło. Następnie pogłaskałam ją po włosach i uśmiechnęłam się delikatnie. -Nie martw się mała, coś na nich wymyślimy. Albo zrobimy cię na taką seks bombę, że Simon będzie żałował swojej decyzji przez długi czas. Co ty na to? Próbowałam wywołać uśmiech na twarzy przyjaciółki, chociaż cień uśmiechu. Ech, niepotrzebnie teraz poruszałam ten temat. Trzeba go zmienić! -Wiedziałaś że kapucynki są bardzo małe?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Bardzo polepszyło się dziewczynie po tym jak przyjaciółka miłymi gestami, próbowała poprawić stężenie endorfin we krwi Morgane. Uśmiechnęła się pomimo makabrycznie złego humoru. Jej mięśnie w policzkach zaczęły działać, co bardzo ją ucieszyło. - Dziękuję, że jesteś. - Powiedziała po cichu, prawie szeptem. Wyobraziła sobie siebie jako właśnie seks bombę, jako czarodziejkę z falbankami, wstążkami, gorsetem na sobie oraz z bielizną prowokującą wystającą zza skąpych ubrań. Zaczęła się śmiać do wizji siebie, jako laski do rozochocenia. Ugryzła się w usta, żeby nie zarżeć ze śmiechu na cały salon. - Wyobraziłam to sobie. - Po czym nie wytrzymała i zaczęła się śmiać, tak, że każdy dźwięk z jej ust było słychać prawdopodobnie w całym Hogwarcie. Morgane nie należała do poważnych osób, przy jej przyjaciołach. Mogli ją rozmieszać aż do płaczu i dziwnego pląsu ciała. Stawała się zagrożeniem dla otoczenia, przy grupie większej niż pięciu czarodziejów! Tak.. Cała Morgane! Gdy była po za terenem szkoły, trochę po alkoholu.. UWIELBIAŁA być w centrum uwagi. - Mówisz o Lukrecji.. - Opanowała się.. Po czym zaczęła tarmosić głowę przyjaciółki burząc włosy - Ktooś tutaj się chyba zakooochał - Zaczęła przeciągać wyrazy, ciągle się śmiejąc pod nosem. Usiadła już spokojnie. Po turecku z miną szczęśliwego dziecka z tego co wymyśliło. Oho, stała się teraz cichutka jak mysz, jakby znowu coś knuła! Uwaga.. Panna Morgane ma znowu jakiś pomysł. Ach. Nie.. To fałszywy alarm, ugryzła się w usta, skierowała głowę w dół i zaczęła się głośno śmiać.. Po prostu coś się jej przypomniało.
Aż odskoczyłam, kiedy Morgane zaśmiała się niczym psychol. Jednak ucieszyłam się, że poprawił jej się humor. -Nie ma co sobie wyobrażać! Zrobimy ci zdjęcie w bieliźnie i mu ukradkiem podrzucę. Uśmiechnęłam się chytrze i dałam kuksańca w bok przyjaciółce. Trzeba pokazać temu Simonowi. Nikt nie będzie tak traktował rudowłosej. -Nie zakochałam się, tylko nigdy nie widziałam tak małej małpki - powiedziałam z całkowitą powagą. - Jest taka tyciusia, słodka... Ma takie ładne oczy i miękkie włosy, a pachnie najpiękniejszymi perfumami, jakie kiedykolwiek wąchałam... Po paru sekundach zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam. Poczułam że staję się chodzącym burakiem. Tylko ja potrafię palnąć coś równie głupiego. Przez to wszystko zrobiło mi się gorąco, więc wstałam i podeszłam do okna, leciutko je uchylając. Od razu doszły mnie wrzaski innych, mimo że byłyśmy na piątym piętrze. Miałam ochotę wziąć miotłę i po prostu polecieć stąd przed siebie. Czuć wiatr we włosach. Pewnie rozbiłabym się na pierwszym, lepszym drzewie, ale to szczegół. Muszę podpytać Floriana, czy umie latać. Zerknęłam na dół, dzieciaki dalej się ganiały, wszyscy mieli krótkie rękawki. Pewnie jutro będzie masa chorowitków w Skrzydle Szpitalnym. Coś czułam, że ja też do nich dołączę. Czułam się coraz gorzej.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Jak dobrze, że dziewczyna pod swoim łóżkiem miała multum zapasów różnych eliksirów oraz składników. W swoim domu miała tego wszystkiego jeszcze więcej. W końcu taka brzydka pora roku jest, że nadają się idealnie. Uśmiechnęła się już delikatniej, gdyż próbowała się opanować. Kilka spokojnych oddechów i wróciła do normalności - jeśli takową u Morgane można znaleźć - a po chwili już otworzyła buzię, bo rozczuliła ją przyjaciółka. - Jesteś urocza, gdy ktoś wkracza do Twojego serca. Dawno Ciebie takiej szczęśliwiej nie widziałam. - Wyjawiła. Zerknęła na wejście do salonu, gdzie zauważyła jakiś ruch. Przyszedł jej kuguchar, krocząc dumnie do właścicielki - chwila, to kot myśli, że jest czyimś? Przecież one zaznaczają ludzi jako swoich poddanych! - mrucząc już ciuchutko w kierunku rudowłosej. Podszedł do Martinne i zaczął ją smerać swoją sierścią. - Zdumiewające, ten kot Ciebie lubi! - Morgane nie mogła wyjść z podziwu. Kuguchar skoczył na jej kolana, po czym domagał się pieszczot. Dziewczyna więc zadbała o dawkę miłości dla tego kociaka, a następnie dała mu jego ulubione przysmaki, jakie wyjęła z torebki. Niechcący wyjęła termos z gorącą herbatą cynamonową. - Napijesz się? - Zaproponowała, oraz wskazała na jej eliksir - Powinnaś jeszcze trochę go wziąć, może nawet cały. Mam w dormitorium trochę więcej tego.. Czy wolisz kurację procentową? - Wyszczerzyła się. Wyjęła ponownie flakonik jaki znalazła w torebce na początku spotkania. Podała przyjaciółce, robiąc zamieszanie wokół swojej osoby, tyle rzeczy naraz zaproponowała biednej Martinne, która będzie musiała to ogarnąć.. Ach! Współczuję.
Uśmiechnęłam się szeroko i wyjęłam z torby flaszkę ognistej. -Masz ochotę? - spytałam. - Kiedyś ją kupiłam. Nie czekając na odpowiedź odkręciłam butelkę i pociągnęłam zdrowego łyka. Po moich plecach przeszedł dreszcz, a moją twarz wykrzywił mały grymas. Następnie podałam butelkę rudowłosej. Noc była jeszcze młoda. Ja i tak jutro na zajęcia nie idę, a Morgane na pewno umie już wszystko co umieć powinna. -Do której masz czas? - wolałam się upewnić. Najchętniej spędziłabym teraz parę godzin w jej towarzystwie gadając o niczym. Późnym wieczorkiem wypadałoby napisać parę słów do Floriana. A może poczekam aż to on pierwszy się odezwie? No nic, zobaczę. Wzięłam jeszcze jednego łyka i jakby pogrążyłam się w myślach. Na zewnątrz ściemniało, nie wiem nawet kiedy i jedynym źródłem światła był teraz duży kominek. Co dziwniejsze, dalej byłyśmy tu same. Widać panna Charpentier tak bardzo wystraszyła dzieciaki, że ostrzegły inne i nikt więcej już się tutaj nie pojawi. Ahh, tak bardzo uwielbiałam tą szaloną Krukonkę. Zawsze uśmiechnięta, rozbawiona, mądra i na luzie. Szkoda, że nie umiem taka być.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Napiła się bez większego zachęcania jej. Otóż uwielbiała alkohol, do tego stopnia, że już miała problemy z nim. Może nie powinna już zupełnie pić? O nie.. Rudowłosa za bardzo uwielbiała ten stan, gdzie nie orientujesz się gdzie jesteś, jaka jest godzina. Taka bezczasowość, brak orientacji. Zupełnie coś odwrotnego niż to co zazwyczaj ma. W końcu każdy geniusz musi wyluzować.. Morgane robiła to przesadnie dobrze. - Pewnie kilka minut jeszcze, bo się spiję, a jutro mam ważny test - Wykrzywiła się, po czym upiła jeszcze jeden łyk i jeden, kolejny.. Aż w końcu się odessała od butelki, gdy kuguchar zaczął syczeć na to co robi. Popatrzyła na jego bursztynowe oczy i też syknęła. Zsunęła się z pufki, sięgając do swojej torebki, wyjęła nalewkę, jaką sama sporządziła, któregoś upalnego dnia w swoim domu i napiła się łyka. Chyba miała w zamiarze się spić, och.. Jakie to przewidywalne w jej wypadku. - Chcesz spróbować mojej nalewki? - Zaproponowała, po czym dotarło do niej, co właśnie robiła.. - Martinne.. Musisz mnie odprowadzić, spiję się jeśli nie zasnę. Powinnam się leczyć... - Ostatnie zdanie powiedziała minimalnym szeptem. Wzdrygała się, zapatrując się jeszcze ostatnie chwile w ogień. Czekała aż przyjaciółka pomoże jej wstać i ją ogarnie. Potrzebowała tego w tej chwili najbardziej, wręcz z całego serca. Za dużo myślała o rzeczach jakie ją bolą.. Ajć, panienko.. Co z Ciebie wyrosło?
Szybko wstałam i wzięłam Morgane pod pachę. Torbę uwiesiłam na jednym ramieniu i poczłapałam powoli do wyjścia. Rudowłosa rzeczywiście uwielbiała alkohol aż za bardzo. Sama miałam z tym malutkie problemy, ale żeby samemu robić nalewki? O tym jeszcze nie słyszałam. Byłam ciekawa jak smakuje ta zrobiona przez moją przyjaciółkę, ale lepiej jej nie drażnić. Jednak pomału wzięłam z jej ręki wywar i ostrzegłam. -Konfiskuję to do jutra, moja droga. Masz od razu iść spać i niczego już nic pić. Na Merlina! Po co ja ci dawałam ognistej? - powiedziałam sama do siebie. Szłyśmy pomału, bowiem obie się trochę zataczałyśmy. Po drodze prawie przewróciłam się o jakiś stolik. Gdy w końcu udało nam się trafić do wyjścia, czym prędzej uciekłyśmy z Salonu. Odprowadziłam Krukonkę do samego końca, po czym sama zawróciłam w stronę portretu Grubej Damy.
Nie, no, serio, więcej tego wszystkiego nie mogli zadać? Tyle spraw na głowie, Naomi ostatnio ledwo wyrabia z olewaniem ich. Trzeba wiedzieć jak się ustawić. Jeden uśmiech tu, coś innego tam i praca domowa ze złożonych zaklęć pisze się właśnie w bibliotece. Co do części praktycznej, pfff, pestka. To właśnie jest niejako problem Krukonki - uważa, że gdy przyswajanie części praktycznej idzie jej jak po maśle, nie musi wkuwać teorii. I co, źle na tym wychodzi? Ale nie o tym teraz. Nie martwiąc się bzdetami w postaci wypracowania, Naomi pozwoliła sobie trochę poleniuchować. Tego, jak zwykle nie dało się robić w Pokoju Wspólnym, który aż roił się od wkuwających kujoników, więc dziewczyna zmuszona była zaszczycić swoją obecnością Salon Wspólny. Po drodze, jej dobry humor ulotnił się za sprawą Irytka, którego nie zauważyła w pierwszej chwili. Odważył się głośno naśmiewać z ostatniego miłosnego niepowodzenia studentki. Co za bezczelność! Rzuciła kilka niezbyt miłych określeń pod adresem tej nieznośniej istoty, i klnąc pod nosem (równocześnie upewniając się, że nikt nie słyszał obelg Irytka) wznowiła swą wędrówkę. Gdy już przekroczyła próg Salonu, nie mając nic innego do roboty, wyjęła ze stoliczka magazyn i wciąż ciężko oddychając ze złości, wściekle przewracała jego strony nie skupiając się na treści.
Ann wchodząc do salonu wspólnego zauważyła znajomą krukonkę. Może ona poszła by z nią? Dziewczyna siedziała na fotelu i głowiła się nad zadaniem. Ann bawiła się rękawem. Ojć Troszkę rękawa się odsłoniło i wszyscy zobaczyli jej ranę na ramieniu. Niedobrze. Zaraz zaczną się pytania. - Nao idziemy na Wieżę Astronomiczną? Zapytała. I czekała na odpowiedz. W tym czasie z jej kieszeni wypadła jedna z fiolek i narobiła sporo dymu i smrodu. ;D
Negatywne emocje mają to do siebie, że po jakimś czasie, nakręceni już tą energią nie pamiętamy o co się w zasadzie złościliśmy. Tak było i w przypadku Naomi. Kipiała wręcz złością wobec całego świata. Po jakimś czasie przeistoczyłaby się owa furia w cichą, acz również niebezpieczną irytację. Własnie podczas takiego przeistaczania Naomi, która zdążyła powściągnąć chęć mordu na każdej osobie znajdującej się w zasięgu jej wzroku, usłyszała iż ktoś do niej nie bał się przemówić. Gdy podniosła wzrok, okazało się, że to jakaś Ślizgoneczka, którą chyba kojarzy z zajęć, nevermind. Czego ona chce? - Przepraszam co? - zapytała chłodno, niebezpiecznie podnosząc brew w wyrazie ironicznego uprzejmego zdziwienia.
Pytałam..-Zaczęła Ann. -czy nie poszłabyś ze mną na wierzę astronomiczną. Mam ci coś do zakomunikowania.- Ann była wyraźnie dziś nerwowa. Toteż nie zważała na to co mówi do tej dziewczyny. Jak to durna roślina mogła jej to zrobić!? Mniejsza o to. Dlaczego wtedy ją rozcięła?! Przecież jest dobra z zielarstwa! Narastał w niej lęk. Skąd tam się wzięła ta piekielna roślina!? Musiała z kim o tym porozmawiać. Innego wyjścia nie było!
Starał się nie myśleć o tej całej sytuacji z Maxem. Chciał wymazać go z pamięci, ale nie mógł. Te duże, piękne i błękitne oczy, ktore tak uwielbiał, ta rozmierzwiona blond czupryna na jego główce, osadzonej tak nisko. Nie chciał już jej znać, ale jednocześnie nie mógł o niej zapomnieć. Zowie. Nie znał go, ale był dla niego odrażający. Jak on mógł zabrać mu Maxia? JEGO Maxia? Jak widać mógł, Bein sam się dał, więc to nie wina tego całego Puchona. Może. Nieco zgarbiony, w szatach Ravenclawu wszedł do Salonu Wspólnego, gdzie zobaczył nowe twarze, które nie zwróciły nawet na niego uwagi. Tak myślał. Szedł prosto w miejsce, gdzie mógłby usiąść, odpocząć, pomyśleć sobie w spokoju. Nie zdążył nawet rozejrzeć się po pomieszczeniu, bo usłyszał, że dopiero co wszedł, już ktoś chce stąd wychodzić. To nie jego wina, że Obserwatorka robi zdjęcia z imprezy, na której był pijany, no! Nic nie mówił. Chciał chociażby powiedzieć ciche, chrypliwe "Cześć", ale nie potrafił. No i co, że miał Maxa? No i co z tego? Tamten miał tego swojego Zowiego, a Edward zauroczył się w Naomi. I co? Nie jego wina, że jest taki kochliwy, nie jego wina, że tak dużo ideałów chodzi po Hogwarcie... Naomi Young piękna i delikatna dziewczyna, której szczerze mówiąc na początku nie poznał. Jak mógł? Ta nieskazitelna uroda, której nie da się przeoczyć,zawsze była jej znakiem rozpoznawczym, w końcu to jej twarz. - Na.. Naomi? Cześć - odparł po chwili namysłu, gdyż musiał się odważyć. Widział jej irytację i niewielką niechęć do Ślizgonki, ale nie zwracał na to uwagi. W jednej chwili zapomniał o Maxie, liczyła się dla niego teraz ona. Nie widział nawet Averdeen, której rażąco rude włosy rzucały się w oczy. Tylko Naomi.
Jakiś koleś gapił się na Nao. Ann nieco się zdenerwowała, że nie zwraca na nią uwagi. Przystojniak. Annie ogarnęła zawiść. Postanowiła działać. Na początku szarpała Nao ale ona tylko popatrzyła na nią zdziwionymi oczami. W Annie wrzało. Jak taki przystojniak mógł nie zwracać na nią uwagi!? W końcu nie wytrzymała i wypaliła. -Cześć. Było to słowo ciche i trochę niezdecydowane. Po chwili ciszy stwierdziła, że jej nie słyszał. -Cześć! Tym razem prawie krzyknęła. Musiał ją usłyszeć.
Tytułem wstępu... dobra, ok, oszczędzę wam tego. Miało być krótko, zwięźle i na temat. No nieeee, jak muszę pisać eseje (pozdrawiamy Czarkę) to kompletnie nie wiem co napisać, ale kiedy chcę się trochę porozwozić o bógwieczym to każą mi pisać krótko. Co za los. Podsumowując: Naomka siedziała wkurzona jak sto diabli, wygodnie wyciągnięta na kanapie, powoli dochodząc do siebie. Tutaj wyskakuje jakaś wiewióra, nie wiadomo o czym pieprzy nad uchem, a Krukonka przypomina sobie mimowolnie skąd ona to dziecię zna. No, chyba nie zna. Mniejsza o to. Z nią by sobie poradziła. Proszę, jedno spojrzenie, po którym normalna dziewczyna spłonęłaby świętym oburzeniem, ewentualnie pobiegła ryczeć w kiblu. Jednak niestety, takie spojrzenie zostało przerwane w połowie rzucania, bo w zasięgu wzroku znalazł się EDWARD. Spokojnie, spokojnie, to TYLKO ten mega przystojny facet, na którego wpadłaś w bibliotece. Przecież to nic. Masę takich pięknisiów z zimną krwią i upiorną satysfakcją owijała sobie wokół palca i posyłała w diabli. Ktoś tu się chyba starzeje. Tak czy inaczej, gdy zauważyła Krukona, momentalnie zmieniła wyraz twarzy. - O, Edward, hej. - powiedziała siląc się na swobodę. Zdjęła nogi z sofy i uczyniła zachęcający gest zapraszający do posadzenia tego zgrabnego tyłeczka bardzo niedaleko niej (ddgdfgd, bardzo niedaleko?). Na tą rudą wywłokę już w ogóle nie zwracała uwagi.
Usłyszał odpowiedź od rudawej dziewczyny, która tak wścibsko zerkała na niego, w końcu drąc się "Cześć". Co miał odpowiedzieć? Irytowała go. Czy ona nie rozumie, że w tej chwili nie ma jej, jest tylko Naomi Young? Piękna, zimna i dziewiętnastoletnia Naomi Young, która właśnie parę chwil po rażącowłosej odpowiedziała na jego przywitanie. Spojrzał na nią i jakby czas się zatrzymał. Siedziała na kanapie, która często była jego guru, na której mógł się wylegiwać do woli. Jej cudowne, długie falowane włosy spływały wokół idealnej, białej twarzy. Zobaczył gest, który zapewne oznaczał "Chodź tutaj" i wolnym krokiem podszedł do brunetki, siadając tuż obok. - Jak tam u ciebie? - zapytał ciepły, chrypliwy głos zanim zorientował się, że wlepia w dziewczynę wzrok, jak jakiś... pedobear? Kiedy zauważył, że Everdeen prawie się drze, odpowiedział tylko ciche i ignoranckie "Siema".
W ramach ekspresowego odpisu pod względem postawienia pierwszego znaku aż do wysłania, jestem w stanie się sprężyć i nie grzeszyć jakością (pozdrawiamy Dżanet). Naomi po ostatnim zawodzie miłosnym już w sumie nie miała nadziei, że uda jej się nawiązać jakąś szczególną więź, zakochać się znowu w kimś bez pamięci, a co dopiero stworzyć związek. I, jakby ktoś wreszcie spełnił jej życzenie, które notabene spóźniło się dużo. Traciła już nadzieję, że ktokolwiek się nią zainteresuje. I proszę bardzo, po nieprawdopodobnie długim czasie oczekiwania, niespodziewanie pojawia się Edward. Żeby nie było tak słodko, Naomi od razu uprzedziła się do nadmiernego okazywania uczuć. Do czego ją to doprowadziło? Więc teraz, zamiast strzelać rzęsami i robić urocze minki, przyglądała się z niejakim dystansem, jak chłopak zajmuje miejsce. - Och, w sumie nawet dobrze. - machnęła rączką i uśmiechnęła się lekko.
Lubił gdy ludzie się uśmiechają. Zaraz, zaraz. No tak, lubił, ale dlaczego w takim razie sam się nie uśmiechał? Otóż miał kompleksy z powodu swojej twarzy. No, dobrze, dobrze, Edziowi naszemu urody nie brakowało i nadal nie brakuje (oh, ta wrodzona skromność!), ale wyglądał zawsze o wiele lepiej bez swoich dołeczków. Znaczy się, prawie w ogóle nie widzi siebie w lustrze, z uśmiechem do gęby przyklejonym, no, ale jednak tak mu się wydaje. Nawet nie zauważył, że dzieli go od Naomci mały dystans. Eh, ci zauroczeni ludzie są tacy słodcy! Tacy łatwowierni! I tacy zapominalscy! Nie, nie, nie. Nie może kochać pięciu osób na raz, no! Max, Naomi, kto jeszcze? Wymieniać z imienia nie będzie. Właściwie, to tak naprawdę z Maxem nie przeszło mu co prawda, ale tamten ma Puchona, więc Ed ma Naomi. Która go pocieszy, o! Siedział na kanapie, obok brunetki o długich włosach. I co robił? Nic nadzwyczajnego, kręcił się po swojemu. W końcu usiadł po turecku i zwrocił głowę do Young, uśmiechnął się, tym razem szczerze i zaczął paplaninę. - Co tak się nie odzywasz? Obraziłaś się...? - zapytał, patrząc na nią maślanymi oczami. Jednak jakiś rozumek zachował i wie, że chyba im dzisiaj nie wyjdzie randewu.
Nie jestem znawczynią urody jaką przedstawia Edward, ale mniemam, iż dołeczki w uśmiechu dodają uroku. Właśnie, właśnie widać jak niepotrzebne kompleksy negatywnie działają. Edzio powinien szczerzyć się jak najwięcej! Przynajmniej takiego zdania była Naomi. Taki uroczy z niego dzieciak był, że ojeju. Po tym, jak się tak wiercił i powiedział to co powiedział poczuła się trochę źle. Och, obraziła? Chyba przesadziła troszeczkę. - Nie, niby dlaczego? - zdziwiła się lekko uśmiechając się ciepło. Starała się wyglądać na pewną sibie. Och, tak, to on się stara. W jej duszy nie szaleją okropne namiętności. OCZYWIŚCIE,że szaleją, ale czasami kobieta musi takie rzeczy powstrzymać i robić się trochę na dystans. - Kojarzę cie z Wieży i lekcji. - powiedziała jakby w zamyśleniu. -Aż dziwne, że nie dane było nam się spotkać. - Delikatnie wypowiadała słowa, jednocześnie nie robiąc tego niepewnie.
Ostatnio zmieniony przez Naomi Young dnia Pią Lis 23 2012, 16:32, w całości zmieniany 1 raz
Ona go tylko kojarzyła? To smutne, on się tu stara, szczerzy od czasu do czasu, czego normalnie nie robi. Wierci się, bo nie wie co zrobić, żeby nie skakać jak mała dziewczynka, a ona go kojarzy. Kojarzy... Nie lubi, nie zna, nie podoba jej się Ed, ona go kojarzy. To takie bolące słowo! Ah, przez to Edward napalił się jeszcze bardziej... No, ale jest jedna różnica. Ed jest młodszy i to o cały rok! E tam! Wiek to tylko liczba! Po tym, jak starsza Krukonka uśmiechnęła się ciepło, jemu było lżej na duszy i odwzajemnił się ukazaniem swoich dołeczków. - Bardzo dziwne - odparł już z miną mniej markotną i wyszczerzoną w artystycznego banana.
Histeryzujesz. Kojarzyła. Znaczy, że zapamiętała jego śliczną buźkę, mijała go na korytarzach będąc świadomym jego istnienia. To i tak dużo, uwierz! A teraz, w sposób całkowicie nienormalny, ten zdaje się, że normalny, ładny chłopczyk przyciągnął uwagę Naomi nie dając się od siebie oderwać. Jest w tym coś niepokojącego. Nie może być tak, żeby to on zawładnął nią, całym jej jestestwem. Wtedy ją dogłębnie pozna, wykorzysta, i prędzej, czy później - porzuci. Taka jest smutna prawda. Dlatego, żeby jakoś pokierować swoim życiem, trzeba trochę pokombinować. Jego szczery uśmiech dodał jej trochę animuszu, jednocześnie uwalniając na jej wargi podobny, aczkolwiek bardziej stonowany pół-uśmieszek. Chciała sobie teraz pomilczeć zagadkowo, ale obawiała się trochę, ze Edward (swoją drogą bardzo romantyczne imię) w zachwycie, lub strachu przed jej reakcją nie odezwie się wcale. - A więc? - zachęciła go do dalszej rozmowy subtelnie się uśmiechając i podnosząc brew. Przecież nie będzie nosiła jażma utrzymania konwersacji. To leży w rękach meżczyzna, a jakże.
Ładny chłopczyk, no, no, gdyby to usłyszał od takiej dziewczyny jak Naomi! Podniosłoby go na duchu i z pewnością przejąłby inicjatywę, biorąc na siebie wszystkie tematy do rozmów i tym podobne! Naomka siedziała obok niego, tak się usmiechając i w ogóle, a on nie wiedział, co robić ma. Siedział i czekał na to, co zrobi Young, nie miał zielonego pojęcia co robić; myślał o niebieskich migdałach i wpatrywał się głupio w dziewczynę. W końcu przestał sie wiercić i objął ramieniem dziewczynę w kręconych włosach, uśmiechając się głupio i nie wiedząc do końca co robić dalej. - Co ty na randkę w kawiarni? Jakoś mało czasu ostatnio spędzamy razem... No, i tutaj chyba trochę dziwnie, nie? - zapytał, spoglądając na pierwszoroczniaków i resztę ludzi, którzy zagracali Salon Wspólny.
No, śliczną buźkę. Komplement wyższych lotów, serio. Naomi oczywiście znała te bardziej wyrafinowane, ale wolała, aby były wypowiadane bardziej w jej kierunku. Przydałby się ktoś, kto takimi by ją zasypywał, wynosił przed ołtarze, po prostu wielbił, huhu. Najpierw trzeba tylko takiego znaleźć. No, chyba, że się ma ten czar i urok osobisty i takowy chłopina sam się znajduje. Oczywiście Naomi była zdania, że to chłopak powinien robić pierwszy krok, w określonych momentach przejmować inicjatywę, i takie tam oczywistości. Właśnie sobie rozmyślała, jak teraz zachowa się Edward, że jego niespodziewane gesty i słowa były dla niej szokiem. Za nim pokapowała się, że ma do czynienia z narwańcem, i tylko głupia gęś nie odtrąciłaby takiego natarczywca, wybąkała słabe 'Tak'. Wciąż w szoku, z szeroko otwartymi oczyma, ogarnęła wzrokiem najbliższą okolicę, czując bliskość ciała chłopaka, która ją (o dziwo) uwierała tylko w małym stopniu. Nie czuła się bardzo niezręcznie, co ją trochę wyprowadziło z równowagi. Co dziwne, zmarszczyła ze złości nosek z powodu niemego przyzwolenia na obściskiwanie się przez obcego chłopczynę, a nie z powodu samego obściskiwania . Zaraz jednak jej to przeszło. Przecież to tak nieelegancko się złościć, po za tym od takiego marszczenia noska na starość będzie jeszcze bardziej pomarszczona. Ohyda! Więc siedziała tam jak słup soli, gęstoczęsto mrugając oczyma, nie bardzo dowierzając sytuacji, w jakiej się znalazła. Nagle, wpadła jej dzika myśl do głowy, i natychmiast, bez zastanowienia się musiała uczynić to, co własnie przyleciało jej przez głowę. Wyskoczyła z objęć Edwarda, obróciła się do niego bokiem, siedząc na kolanach na kanapie i z przejęciem się na niego gapiła. - Ty przypadkiem nie jesteś gejem? - wypaliła przejęta, bynajmniej nie zadając pytania w złej wierze. Bardzo nie chciała być gejowską przykrywka. To takie uwłaczające.
"Tak" wybąkała, ale jednak było! To znaczy, że są umówieni,hurra! To takie podniecające i ciekawe, i za razem nadzwyczajne. Naomi Young się z nim umówiła! Przecież on się w niej podkochuje, no nie? A ona się zgodziła na randewu, to dobrze, bardzo dobrze. Wyśmienicie, no! Siedział i obściskiwał brunetkę, czy jaki tam ona kolor włosów miała (nie, że nie interesuje się tym, ale to facet i nie rozróżnia!). W końcu przejrzał na oczy i zozumiał, że chyba jej się to nie podoba, bo odsunęła się od niego. On, gejem? A skąd to pytanie? Co? Nigdy się nie zastanawiał, tak serio- serio. No, umawiał się i z chłopcami i z dzieczynkami, to znaczy, że jest biseksualistą, a nie homusiem! On nic do nich nie ma, ale trzeba zauważać takie rzeczy. Przykrywką dla geja? Niby czemu? Gdyby chciał przykrywki, to znalazłby sobie kogoś, kogo zdobyć łatwiej. - Skąd to pytanie? - zapytał, wykrzywiając usta w grymas i wstając z sofy. Obraził się, no ładnie! - N- nie, nie jestem! - krzyknął oburzony, potem się ,lopanowując.