Klasa ta znajdująca się na piątym piętrze, jest jedną z największych w zamku. Przestronna i dobrze oświetlona zapewnia przyjemną atmosferę. W końcu sali znajdują się wysokie półki po brzegi zapełnione różnymi przedmiotami, które zapewne nieraz były transmutowane. Między nimi widnieją także najbardziej znane książki dotyczące tego przedmiotu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Transmutacja
Wchodzisz do Klasy Transmutacji, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Transmutację. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Patton Craine oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Stavefjord. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z transmutacji można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Przytocz i opisz dokładnie pierwsze prawo Gampa. 2 – Przytocz i opisz dokładnie drugie prawo Gampa. 3 – Opierając się o prawa Gampa stwierdź, czy można transmutować następujące przedmioty: ołówek, sowa, duch, eliksir Felix Felicis, różdżka. 4 – Podaj trzy zaklęcia wpływające na zmianę wyglądu przeciwnika i opisz ich działanie. 5 – Podaj trzy zaklęcia pozwalające na przemianę przeciwnika w stworzenie i podaj ich działanie. 6 – Podaj nazwę i opisz dokładne działanie zaklęcia, tworzącego iluzję osoby rzucającej to zaklęcie.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Transmutuj jabłko w dwie gruszki, a następnie zamień jedną gruszkę w ołówek, a drugą w świecę. 2 – Zmień trzy kamienie w ptaki - kanarka, papugę i wronę. 3 – Transmutuj figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokieruj nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. 4 – Zamień dzban w dynię, a następnie przywróć go do pierwotnej postaci. 5 – Wydłuż kielich, zmień szkło w plastik oraz zmień barwę tworzywa na czerwoną. 6 – Zmień kolor płótna, w które ubrana jest kukła, na zielony. Zmień wygląd kukły używając trzech dowolnych zaklęć transmutacyjnych - przed każdym zaklęciem powiedz, jaki chcesz osiągnąć efekt.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Transmutacja:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Pustym i cichym korytarzem na piątym piętrze powolnym krokiem przechodził rudowłosy Ślizgon. W pewnym momencie swej przechadzki zatrzymał się przed jedną z klas. Otworzył drzwi i swoimi zielonymi oczyma rozejrzał się w koło. Tak jak miał nadzieję, pomieszczenie to było zupełnie puste. Poszukiwał jakiegoś bezludnego miejsca, fakt, że na zewnątrz od rana padał deszcz, sprawił, że Pokój Wspólny był pełen uczniów. A on nie miał ochoty na siedzenie w tłumie. Poprawił kołnierzyk w swym podkoszulku w czarno czerwone pasy i wszedł do klasy transmutacji, po czym usiadł przy ławce po lewej stronie. Valentin rozwinął na blacie pusty arkusz papieru, który to miał ze sobą. Zastanawiając się od czego ma zacząć, przeniósł wzrok w stronę okien. Obserwując jak krople ostro padającego deszczu rozbijając się o szybę, zastanawiał się nad projektem który to miał wykonać. Niestety, ta pogoda zupełnie go rozpraszała. Tym samym, po pięciu minutach siedzenia tam, kartka nadal pozostawała pusta. Co też zaczynało powoli go nieco irytować.
Juliette: Juliette spacerowała korytarzem, wsłuchując się w najcichszy szelest. Poszukiwała miejsca, w którym mogłaby się ukryć przed całym światem i pogrążyć się w swoich własnych przemyśleniach. Była przekonana, że klasa Transmutacji jest opustoszała poza lekcjami, więc tam też postanowiła się udać. Nacisnęła klamkę i przekroczyła próg klasy. Jakże duże było jej zaskoczenie, gdy dostrzegła Valentina, siedzącego przy jednej z ławek. Posłała mu pytające spojrzenie. Nie odezwała się ani słowem, czekała. Biła od niej pewność siebie i w pewnym stopniu uraza, za wydarzenia z przeszłości.
Valentin: Wpatrywanie się w okno przerwało mu otworzenie przez kogoś drzwi. Nie sądził, że tak szybko i tu ktoś się pojawi. Jednak przecież, nie on jedyny nie przepada za tłumami. Przesuwając palcami po pustej kartce, przechylił głowę lekko w lewo spoglądając na osobę, która to weszła do pomieszczenia. Stała przed nim milcząc, Juliette. - Cóż za spotkanie, witam Cię Juliette - rzekł ze swym francuskim akcentem, gdy ta nie odzywała się, najwyraźniej czekając, aż to Valentin powie coś pierwszy. Nie miał okazji z nią rozmawiać od dawna już, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego ile to już czasu minęło.
Juliette: Zgrabnym krokiem weszła wgłąb klasy i oparła się o ścianę. Spojrzała przelotnie na Valentina. Fakt, nie rozmawiali ze sobą już od dłuższego czasu. Z zamyślenia wyrwał ją głos chłopaka. - Witam, Valentinie. - przywitała go swoim mglistym głosem. Zerknęła na pustą kartkę papieru, nad którą siedział ślizgon. - Co Cię tu sprowadza? - spytała. - Oprócz ucieczki przed tłumem. - dodała, bo spodziewała się mniej więcej takiej odpowiedzi. Rozejrzała się po klasie. Wyglądała na dość zaniedbaną, mimo że lekcje odbywały się tutaj jeszcze nie tak dawno. Zdecydowanie przydałby się tutaj mały porządek. Podeszła do okna i lekko je uchyliła. W pomieszczeniu było strasznie duszno, co nie sprzyjało koncentracji. - Nie widzieliśmy się sporo czasu. - zauważyła. Miała ochotę dodać "to chyba dobrze", ale sama nie była pewna. Spodziewała się, że widok Valentina wzbudzi u niej negatywne emocje, ale najwyraźniej dojrzała do tej sytuacji i tego spotkania, z czego była niezmiernie zadowolona.
Niemal pół godziny już roztaczał wśród murów Hogwartu swój nieodparty urok osobisty, posyłając niewidzialne całusy niemal każdemu (jakże zdegustowanemu) chłopakowi, na którego natrafił.
Nie da się ukryć, ze Narciss przesadził z ubiorem jeszcze bardziej, niż miał w zwyczaju. Paradował w króciutkich, obcisłych szortach w beznadziejnie kiczowaty wzór panterki i już samo to było wyjątkowo niemodne i pozbawione smaku obowiązujących norm estetycznych. Na tym jednak się nie skończyło. Niebieskie kabaretki, przeraźliwie żółte pantofle i biały podkoszulek, który był jedynym męskim akcentem dopełniał całości.
Narciss doskonale zdawał sobie sprawę, jak okropnie wygląda. Osobiście nie podobało mu się to ani trochę - zdecydowanie woli ozdobne kreacje z szesnastego i siedemnastego wieku. Miał jednak tak paskudny humor, że postanowił każdego straszyć kiczem.
Przystanął przy którychś z drzwi, kiedy usłyszał swojego Oficjalnego Wroga Numer Jeden. Valentine z niewiadomego powodu siedział w klasie i rozmawiał z kimś.
Uśmiechnął się szeroko, gdy zorientował się, że ślizgon rozmawiał z nikim innym, jak szanowną i wrażliwą Juliette. Niemal od razu szarpnął za klamkę i wszedł do klasy, rzucając wyzywające spojrzenie rudej małpie.
- Hej, kochanie...
Juliette: Spojrzała w stronę otwierających się drzwi. Gdy dostrzegła Narcissa, na jej ustach pojawił się złośliwy, kpiący uśmieszek. - Narciss, wyglądasz jak manekin na wystawie mugolskiego sklepu z używaną odzieżą. - przyznała, patrząc na niego sceptycznie. Dobrze wiedziała, że chłopak zrobił to umyślnie. Zawsze lubił zwracać na siebie uwagę, więc nic dziwnego, że dzisiaj zdecydował się na taki kicz. Była ciekawa, jak potoczy się konfrontacja ślizgonów. Musiała odwrócić wzrok od Narcissa, tak raził ją jego strój. Usiadła na jednej z ławek i założyła nogę na nogę. Lekko zmrużyła oczy, trochę jakby szykowała się do ataku.
Gdy tylko Juliette otworzyła okno od razu poczuł zapach deszczu. Który to zdecydowanie mu odpowiadał. - Zamierzałem zrobić pewien projekt - rzekł z pewnym niezadowoleniem w głosie. Nie lubił bezczynnie siedzieć, kiedy to zamierzał wykonać to co zaplanował. Mimo wszystko dziś mu nie wychodziło. - A co takiego Ciebie akurat tu sprowadza? - Zapytał przenosząc spojrzenie z okna, na dziewczynę. Jej kolejna wypowiedź sprawiła, że zaczął szybko w myślach obliczać ile to czasu właściwie upłynęło. Nie dokończył tego jednak, bowiem coś przerwało jego myśli. Do klasy wparował nie kto inny, jak największy pajac tej szkoły. Gdy Valentin go tylko ujrzał, lekko się skrzywił, jednak kiedy dojrzał strój Ślizgona, miał wielką ochotę się roześmiać. - Widzę, że twój gust z czasem jest coraz gorszy, a sądziłem już, że tamte stroje były najgorszymi na jakie przyjdzie mi patrzeć - rzekł z pewną odrazą w głosie. Narciss Aładin był zdecydowanie osobą, której obecność okropnie go irytowała. Niestety jak na złość, ten ciągle gdzieś się pojawiał. Jego stroje i ciągła chęć zwracania na siebie uwagi z czasem coraz bardziej go drażniła.
Uśmiechnął się szeroko i okręcił wokół własnej osi, aby wątpliwie miłe towarzystwo miało szansę ujrzeć jego ubiór w pełnej okazałości. - Jakże cieszę się, że darzycie taką sympatią mój dzisiejszy wymysł! - mruknął z przesadną słodyczą w głosie.
Choć cichy głosik w jego głowie przyznawał rację tej dwójce. Nie ma nic gorszego niż brak wykwintnej elegancji w postaci przepychu i patosu. Podszedł do Valentine i oparł się biodrem o ławkę, przy której siedział. - Bardzo za tobą tęskniłem, mój drogi. Podobno skończyłeś w końcu z tym pajacykiem, Oliverem... I z całą resztą swojej przybocznej, jakże niepotrzebnej gwardii adoratorów...
Juliette: - Moje pokłady sympatii dla Twojego stroju nie mają granic. - poinformowała Narcissa ze sporą dozą sarkazmu w głosie. Spojrzała na nich wymownie, pozwalając, by na jej twarzy malował się niesmak. - Odrażające... - wywróciła teatralnie oczami. Nie dbała o to, czy to dosłyszeli, czy byli tak zajęci sobą, że całkiem ogłuchli na wszelkie bodźce z zewnątrz. Ten widok zdecydowanie nie należał do zachwycających krajobrazów. Obraz wyginającego się 'wdzięcznie' Narcissa powodował u niej nudności.
Oparł się ręką o ławkę obserwując z politowaniem poczynania Narcissa. - Myślę, że to nie do końca twoja sprawa - stwierdził chwilę spoglądając w stronę Juliette, która to miała dość zniesmaczoną minę. Przeszło mu przez myśl, że znów sytuacja układa się w jakiś dziwny sposób. Przeniósł więc wzrok ponownie na Ślizgona. - Rozumiem, że twoja chęć wzbudzania ogólnego zainteresowania jest niebywale silna, ale to co robisz jest już nieco nudne - stwierdził opierając się o oparcie. Jego wzrok powędrował do kartki, która to zupełnie pusta, nadal leżała przed nim. Poczuł lekką irytację na myśl, że nie zajął się tym czym powinien.
Dokładnie usłyszał niewybredny komentarz Juliette, nie wydawało mu się jednak, by powinien się tym przejmować.
Westchnął nieco znużony i spojrzał na chłopaka, przed którym leżała pusta kartka. - Mój drogi, ty również jesteś równie nudny, co moje stroje... czyżbyśmy więc byli na równi? - z jego twarzy ani na chwilę nie schodził uśmiech. Dobry humor Narcissa i ani na chwilę niezrażona postawa była co najmniej dziwna, zważywszy na to jak często musi wysłuchiwać okrutną krytykę.
Juliette: Prychnęła, słysząc wypowiedź Valentina. - To wolny kraj. Nie widzę powodów, dla których moja obecność tu jest zbyteczna. - stwierdziła, odwracając od nich wzrok. Wychyliła się przez okno i zaczęła rozglądać się z zaciekawieniem. Rozciągał się stąd całkiem interesujący widok. Na pewno bardziej porywający niż widok dwóch ślizgonów, którzy próbują na sobie nawzajem wywrzeć wrażenie.
Nemezis: Nemezis kręciła się korytarzem. Jak zwykle, obracało się za nią mnóstwo ludzi. Wszystko przez jej niebanalną aparycję i niebywały urok osobisty. Blond włosy dziewczyny lśniły, wspomagane przez promienie słoneczne przebijające się przez okna na korytarzu. Zatrzymała się przy drzwiach prowadzących do klasy Transmutacji. Nigdy nie chodziła na tę lekcję, więc nie wiedziała, co tak właściwie znajduje się za drzwiami. Bez wahania weszła do środka. No proszę. Dostrzegła trzy osoby, dwóch chłopaków zajętych rozmową i jakąś zniechęconą dziewczynę. Właściwie, warto było dowiedzieć się, o co chodzi. Czyżby jakiś trójkąt? Nie, to raczej niemożliwe. - Witam. - przywitała ich aksamitnym głosem po czym zgrabnie usiadła na krześle.
Uniósł lekko brwi słysząc jej wypowiedź. - Nie przypominam sobie, abym stwierdził, że twoja obecność jest tu zbyteczna, bądź też, że nie powinno Cię tu być - odparł obserwując jak wygląda przez okno. Czy on coś takiego powiedział? Westchnął cicho, tak ledwo słyszalnie. Przeniósł swój wzrok na drzwi, które to po raz kolejny się otwarły i weszła następna osoba. Jakaś blondyna, której to nie znał raczej. Kto by pomyślał, że klasa transmutacji jest takim sensacyjnym miejscem i nagle tyle osób postanowi ją odwiedzić? - Cześć - rzekł w jej stronę obserwując jak podeszła do wolnego krzesła. W końcu wzrok zatrzymał na Narcissie. Nieco już to Valentina nużyło. Sam nie wiedział, czemu on tak na niego uparcie wpadał. Przebywanie w jego towarzystwie, a co gorsza ta marna rozmowa z nim irytowała i drażniła go jedynie. A po co to wszystko?
Spojrzał na blondynkę, która nagle wparowała do klasy i usiadła w jednej z ławek. To stawało się dość osobliwe, czy teraz nagle cały Hogwart przybiegnie do tej zapomnianej i nieużytkowanej klasy? Przez tę jedną chwilę uśmiech znikł z jego lica, zastąpiony naiwnym zaskoczeniem.
Szybko jednak się zreflektował i pochylił nad Valentinem, szepcząc mu zmysłowo, acz dostatecznie głośno, by naturalnie każdy usłyszał. - Popatrz, nasza publika się zbiera, czyż nie czas zająć się przedstawieniem? - Odwrócił głowę, by spojrzeć na nieznaną mu ślizgonkę i posłał jej niewinny uśmiech. - Witaj, piękna nieznajoma.
Nemezis: Czy Nemezis lubiła takie intrygi? Oczywiście, że tak. To był jej żywioł. Jednak w obecnej sytuacji miała przynajmniej jeden powód, dla którego nie mogła całkiem się zatracić. Uśmiechnęła się intrygująco. - To nic w porównaniu z moim pięknem wewnętrznym. - powiedziała pół żartem pół serio. - Poza tym... uważaj na słowa, bo mogę je różnorako zinterpretować. - dodała po czym przeniosła wzrok na rudowłosego chłopaka. - Przedstawienie czas zacząć. Będę szczerym do bólu widzem. - odgarnęła lśniące włosy na plecy.
Swymi zielonymi oczyma obserwował uważnie zachowanie Narcissa, gdy się tak nad nim pochylił, rudowłosy jedynie nieco się odsunął. Oczywiście był jeszcze ciągle opanowany, choć gdy Ślizgon w ten sposób się zachowywał, miał wielką ochotę go co najmniej rozszarpać. - Ty już zacząłeś swoje przedstawienie, a ja nie mam najmniejszego zamiaru w nim uczestniczyć – rzekł przenosząc spojrzenie na swój papier, który to nadal pozostawał pusty. Zaczął go więc z powrotem zwijać w rulon. Najwyraźniej obrał jakieś kiepskie miejsce na dzisiejszą przechadzkę, że też nie przyszło mu do głowy, że tylu innych Ślizgonów, też może zechcieć przyjść do nieużywanej od pewnego czasu klasy na piątym piętrze... Co dziwniejsze, ta blondwłosa, której to zupełnie nie znał, wydawała się być tu jedynie po to aby sobie na nich popatrzeć, a przynajmniej nic innego nie robiła.
Juliette: Juliette spojrzała na trójkę sceptycznie. Ta cała ich rozmowa była dla niej kompletnie bez sensu. Zwykłe przekomarzanie się, które nie doprowadzi do niczego sensownego. Dlatego otworzyła szerzej okno i wyszła na niewielki daszek. Rozsiadła się na nim wygodnie. To miejsce zdecydowanie przypadło jej do gustu. Mogła sobie spokojnie poobserwować błonia. Pozwoliła by jej czarne jak węgiel włosy tańczyły na wietrze. Teraz w końcu miała okazję, by porozmyślać o kilku sprawach. Przecież w końcu po to tutaj przyszła. Jednak jedno pozostawało niezmienne, jej kamienna twarz, nie wyrażająca żadnych emocji.
Weszła nieśmiało do sali. Czyżby nikogo cie było? To wydało jej się dziwne. Może pomyliłam godziny? - pomyślała, ale weszła przez duże drzwi i usiadła w jednej z pierwszych ławek czekając na przyjście nauczyciela lub innych uczniów.
Weszła do sali, pierwsze co zobaczyła to tablicę oczywiscie, a drugą - Grygonkę. Uśmeichnęła się przyjaźnie, siedziała sama, ostatnio sama czuła się samotna. Postanowiła więc usiąść z dziewczyną. - Mogę? - zapytała podchodząc do ławki, trzymała krawędź ławki lekko się uśmiechając.
Do sali weszła Krukonka z młodszej klasy i z podobną dezorientacją rozejrzała się po sali. Angie uśmiechnęła się w duchu, gdy dziewczyna podeszła do jej ławki. To było miłe, że nie przeszkadzały jej różnice domów. Tacy ludzie mają sens! - pomyślała jeszcze. - jasne! - odpowiedziała z uśmiechem i odsunęła koleżance krzesło. Sięgnęła do torby, wyjęła z niej podręcznik i obok położyła pióro, kałamarz i różdżkę. - Jestem Angie Fiddle, czwarty rok - przedstawiła się wyciągając rękę.
Siadła, podała gryfoncę rękę i odwzajemniła tak samo szczery uśmiech. - Renne' Wrong, trzecia klasa - odpowiedziała, położyła torbę obok ławki dwukrotnie poprawiając ją, żeby nie była przeszkodą przy przechodzeniu nauczycielki - coś nie widać nauczycielki - stwierdziła myśląc akurat o tym.
- już prawie godzina, niedługo numerologia. Nie wiem czy jest sens czekać. Idziesz może ze mną? - zapytała. Nie podniosła się z miejsca, na numerologię umiała trafić. Ciekawa była, czy nowa koleżanka wybierze się z nią na naukę o liczbach. Spojrzała tęsknie na drzwi i westchnęła. - a może przegapiłyśmy jakieś ogłoszenie o tym, że lekcji nie ma?
- Sądze, że chodzi tylko o transmutacje - stwierdziła podnosząc się i chwytając za rączkę od torby - a niestety nie jestem zapisana na numerologie - westchnęła smutno - ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, ale nie na lekcji - uśmiechnęła się przy tym szczerze i szeroko - a na razie mogę cię odprowadzić, na którym piętrze jest klasa - nigdy nie interesowała się tymi zajęciami, to też nawet nie wiedziała gdzie może się znajdować klasa.
- jesteś przemiła - powiedziała - i mam również nadzieje, że jeszcze uda nam się na siebie trafić poza tymi zajęciami. Albo... może się spotkajmy? Wyjdziemy wieczorem na spacer, tak wiem, że to głupia propozycja, ale... ja tu tak mało ludzi znam i lubię, że chętnie kogoś poznam. Patrz, czwarty rok tu, a ja jak w nowym miejscu, taki odludek ze mnie. - Numerologia jest na szóstym piętrze, ale jeśli nie chcesz to nie musisz się fatygować. Wrzuciła rzeczy do torby i wstała z ławki.
Wyszła z ławki i powoli kierując się do wyjścia mówiła: - Bez przesady, zazwyczaj wszycy są mili, kiedy poznają nową osobę, a jeśli chodzi o spacer, to wolałabym nocny wypad do Hogsmead, albo do zakazanego lasu - powiedział śmiejąc się przy tym, choć w rzeczywistości wcale ją to nie śmieszyło, ale wolała nie ryzykować nie wiedząc czy Angie lubi las, ona osobiście uwielbiała.
- ha! idealnie, widzę że też nie jesteś zbyt grzeczna. To na kiedy się umawiamy na ten wypad do lasu? Podoba mi się ten pomysł! Okropnie - powiedziała z entuzjazmem. Czyżby trafiła na podobną do siebie wariatkę, która nie myśli o konsekwencjach swoich czynów? Najprawdopodobniej. Poziom adrenaliny podniósł się w niej na samą myśl o tych niebezpiecznych stworzeniach które mogły tam nocą spotkać.
- Jak najszybciej - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha i radosna w duszy. To była osoba, tak strasznie podobna do niej z charakteru, że aż dech jej zaparło. Odkąd trzy lata chodziła do Hogwartu - nie znała niestety wszystkich, tym bardziej, że była dosyć nie śmiała do drugiej klasy - to nie spotkała takiej osoby. Może będę miała prawdziwą przyjaciółkę pomyślała nie odważając się powiedzieć tego na głos - las jest bajeczny i magiczny - powiedziała, ten ostatni przymiotnik ze względu na to, że miała mugolską krew - może dziś wieczorem przy bijącej wierzbie - zaproponowała.
- świetnie! To jesteśmy umówione - powiedziała z uśmiechem, którego nie sposób ukryć. Włosy troszkę się skróciły i zazieleniły. - Jak szaleć, to szaleć, prawda? No tak, jestem metamorfomagiem, po dziadku z Rumunii. To fascynująca historia, więc kiedyś ci ją będę mogła opowiedzieć - dodała.
W końcu ktoś "normalny"! Miała dość napuszonych dzieciaków, które bały się naruszyć reguły. Trzeba żyć, póki można. Żadnego szlabanu w tym roku nie zarobiła, więc może w końcu by się przydało?
- to po 22 przy wierzbie moja droga. Lecę się przebrać - rzuciła i przeszła przez wielkie drzwi na korytarz. Tam roześmiała się na głos, była szczęśliwa.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy Angie wybiegła sama wyszła z sali kierując się do wieży Ravenclawu. Twarz jednak jej spochmurniała, zaczęła bowiem zastanawiać się nad swoim życiem i nad tym co może się stać w zakazanym lesie, jakby nie wystarczyło jej to, że chodzi do Hogwartu, a magia istnieje.
Odprowadziła go jakaś życzliwa dusza, której, będąc już przy drzwiach, nie raczył nawet podziękować. Za plecami usłyszał tylko słowa brzmiące podobnie do "pieprzony Yehl, a myślałam, że to tylko plotki". A jednak! Chybotliwie, niepewnie, przeszedł odrobinę dalej, postukując laską o przestrzeń przed siebie. Zasiadł w jednym z ostatnich rzędów. Panowała tu niepokojąca cisza, może jednak owa dusza nie była na tyle życzliwa, by zaprowadzić go do odpowiedniej klasy? Rozprostował szponiaste, chude palce, kości trzasnęły cicho. Pusty, martwy wzrok przebijał na wskroś przestrzeń przed nim.
Mike wbiegł do sali pewien, że znowu się spóźnił. Jakże zdziwił się, gdy zobaczył prawie pustą sale. Na samym końcu, siedział jakiś muczeń. - Cześć Samael! - krzyknął, dosiadając się. Po chwili rzucił z uśmiechem - Mam nadzieję, że można.
Gdyby nie to, iż Lisa uczyła się tu, to z pewnością miałaby kłopot z odnalezieniem klasy. Tak więc dotarła. Stanęła jednak przed drzwiami, gdyż w ramionach trzymała pokaźny stos różnych notatek, zapisów i innych niezbędnych rzeczy. Otworzyła je powoli łokciem, weszła do sali i szybko popędziła w stronę biurka, na które rzuciła wszystkie akcesoria. Pędem wróciła się do drzwi, by je zamknąć. Klasa była praktycznie pusta. No cóż jako uczennica sama spóźniała się na lekcje. - Witajcie - powiedziała dziarskim tonem do zebranych - poczekamy jeszcze chwilkę...
Mike Crudney. Jedna z wielu osób, których Samael nie znosił, z wzajemnością. Zdziwił go więc ten całkiem przyjaznym tonem głosu, nie miał zamiaru jednak odpłacać pięknym za nadobne. Nie mów, Merlinie, że tylko oni dwaj będą uczęszczać na transmutację... - Nie - wycedził chłodno w odpowiedzi, niwecząc wszelkie możliwości na poprawienie ich stosunków. - Idźże gdzie indziej - dodał już ciszej, słysząc obecność nauczycielki. Skinął głową w kierunku głosu kobiety.