By uczniowie z innych domów mogli się bardziej z integrować, równocześnie odpoczywając po ciężkim dniu nauki powstał Salon Wspólny. Jego wnętrze jest wypełnione barwami wszystkich czterech domów. W wielkim kominku naprzeciwko kanapy zawsze miga wesoło ogień. Wokół niego rozstawione są żółto- czerwone sofy. Oprócz tego można tu znaleźć niewielkie stoliki razem z pufami, by móc przy nich na odrobić lekcje. Są one rozstawione przy ścianie, naokoło kominka. Na co dzień z ogromnych okien padają promienie słoneczne, rażące w oczy siedzących blisko nich uczniów. Zaś sufit Salonu Wspólnego posiada malunki zwierząt czterech domów razem z przynależnymi do nich kolorami.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie 20 Cze 2010 - 23:56, w całości zmieniany 1 raz
Na myśl o scenie, wyobraziła sobie zespół grający muzykę w stylu lat sześćdziesiątych. Byłoby na prawdę świetnie taki koncert zorganizować... tylko czy czasu było na to wystarczająco? - Wiesz co, nie wiem, czy nie lepiej będzie zrobić ją otwartą, z ludźmi różnie bywa i nie wiadomo ile mogłoby przyjść z tych ściśle zaproszony - powiedziała chwilę się nad tym zastanawiając. Lepiej już chyba mieć nieco nieznajomych niż pustki. Na myśl o zdjęciach trochę się przestraszyła, zaraz jednak uśmiechnęła pod nosem. - Alexis, wystarczy, że i tak większość spojrzeń pada na nas, nie trzeba chyba jeszcze tych zdjęć rozklejać. Poza tym myślę, że sam wystrój fajnie byłoby zrobić... - Zamilkła na chwilę zastanawiając się nad tym. - A gdyby zaczarować płyty winylowe? Wiesz, żeby wisiały w powietrzu jak świece w wielkiej sali? Można by tak rozwiesić jeszcze jakieś inne elementy wiążące się z tamtymi latami. - Stwierdziła po chwili na moment zagryzając usta i wahając się, jak można by to rozplanować.
Kiedy weszli, jego wzrok padł na dwie dziewczyny. One jakoś tak... ach, promieniowały! Uśmiechnął się do nich szeroko. Usiadł na pufie naprzeciwko, wybierając tą w kolorze czerwonym. Przysunął ją trochę bliżej, tak, że teraz prawie stykali się kolanami. - A co, nie podoba ci się? - spytał, nieco zmartwiony z tego powodu. Przecież było tak ładnie... oryginalnie... i pasowało do nazwiska! Nie żeby to właśnie nim ją nazywał. - No to opowiedz m o tym Natcie. Jesteście razem? - wypalił. Jako przyjaciel, OCZYWIŚCIE. Inaczej by takich pytań nie zadawał, no, może z ciekawości. Nie ważne. W końcu się przyjaźnili, więc mogła mu takie rzeczy mówić, nawet jeśli był chłopakiem.
Usiadł blisko. Czy za blisko? Angie sama tego nie wiedziała - Nie, Muszka jest ładnie, - uśmiechnęła się. - A Nate...hmmmm- nie wiedziała jak mu to powiedzieć. Nate miał nadzieje na związek, lecz ona widziała w nim tylko przyjaciela, ale na pewno? Ogłupiała. Wesoły, pełen energii Twan, czy ciut pyszałkowaty, przystojny Nate, który mógłby mieć pierwsza lepszą? - Nate to przyjaciel, który chce czegoś więcej. A ja nie jestem pewna. Jestem na tak w jakiś 5 % - powiedziała po chwili zastanowienia. - A co? - spytała podejrzliwie, gdy się ocknęła . Dlaczego o to pyta? - Wiesz przecież, że cię lubię - połaskotała go w bok i odsunęła się, ciekawa czy go udobruchała
Ależ wcale nie było za blisko! Nawet się nie dotykali, no. - To fajnie, Muszko - po raz kolejny wymówił wymyślona ksywkę, delektując się jej dźwiękiem. - Tylko pięciu? To bardzo mało, przecież - powiedział, zastanawiając się czy w takim razie to w ogóle można nazwać chodzenie, To tak, jakby facet się kobiecie oświadczył, a ona powiedziała "tak, na pięć procent". Zupełnie bez sensu. A zaokrągliwszy wychodziło zero, czyli nie. Muahahah. - Tak po prostu. Z ciekawości. Wiesz, różne plotki po Hogwarcie chodzą - jakoś się wykręcił. Pełny energii, pełny energii! Oczywiście, że o niebo lepszy. - Przecież wiem - powtórzył, a kiedy go połaskotała zaśmiał się i zrobił to samo, ale wstał wcześniej z pufy, żeby tak łatwo nie mogła go dopaść.
-No wiesz co! - oburzyła się na żarty. Gdy mu powiedziała o Nate'cie jakby wstąpiła w niego energia. Wstała z chochlikowatym uśmiechem na twarzy. Wzięła najbliższa poduszkę z sofy i zamachnęła się nią na niego - jakie plotki? - spytała się go ponownie uderzając poduszkom.
- Nie wiem! - On znowu na żarty udawał głupka, który zupełnie-nie-wie-o-co-jej--chodzi. Nic a nic, och jaki by biedny, niczego nieświadomy. - Zaraz zejdzie ci ten uśmieszek z twarzy - powiedział, niby to groźnym tonem i rzucił się na dziewczynę, przewracając ją na stojąc tuż obok kanapę. Była miękka, więc i upadek nic a nic nie bolał. Przytrzymał jej ręce, pochylając się nad nią, wciąż z szerokim uśmiechem. - Plotki jak plotki, mówią o wszystkim i o niczym, nigdy nie wiadomo co jest prawda... ale lepiej zastanów się co teraz zrobisz, bo nie zamierzam cię szybko puścić.
Zaskoczył ją, no ale no cóż, powinna się przyzwyczajać. - Zrobię maślane oczka i zapytam się co mam zrobić, żebyś mnie puścił? - Jak powiedziała tak zrobiła. Co jak co, ale jej złote oczy działają na wszystkich. Może ta pozycja nie była najciekawsza, ale Angie się o dziwo podobała.
I dobrze. Lubił zaskakiwać, a Angie to już w ogóle! - No nie wiem czy będzie tak prosto... - zamknął oczy, na wszelki wypadek. Nie mógł przecież pozwolić, żeby go zaczarowała tymi ślicznymi tęczówkami o barwie złota! Nie da się, ha. - A co jak powiem, żebyś sama wymyśliła co masz zrobić? Ciągle miała zamknięte oczy, ale na jego twarzy gościł lekki, przebiegły uśmieszek, tak nieodpowiedni dla gryfona. Nie liczył, żeby od razu miała go pocałować... ale coś równie kreatywnego mogła wynaleźć.
Spróbowała otworzyć mu oczy, bo przebiegły lis je zamknął. - Nie licz na zbyt wiele - powiedziała uśmiechając je chytrze, bo już wiedziała co zrobi. Połaskotała go tak, że Twan spadł z sofy, sprawiając, że Angie na nim leżała - podniosła się siadając na nim - No i co teraz zrobisz? - Znów spróbowała użyć ,,czaru" swoich tęczówek.
Krzyknął i otworzył na chwilę oczy, żeby coś zrobić, ale było już za późno, bo teraz to on był na dole, a Angie na górze. Nie, żeby to jakoś wyjatkooowo mu przeszkadzało, ale jednak... wolał, żeby było na odwrót. - Nie mam pojęcia... - westchnął, udając, że zabrakło mu pomysłów na to co mógłby zrobić. - Sam mam wymyślić czy dasz jakąś wskazówkę? Otworzył jedno oko, prawe, w tym samym czasie unosząc lewy kącik ust do góry, przez co musiał wyglądać dość interesująco. Żeby nie powiedzieć, że śmiesznie. Tym jednym okiem, o ciemno-brązowej tęczówce patrzył raz w jedno, raz w drugie oko Angie. W końcu otworzył obydwoje, przysunął palec do warg, cmoknął go i po czym dotknął ust puchonki. - Buzi?
Zaśmiała się. Ach, ten Twan! - Tylko na tyle cię stać? - zapytała z chytrym uśmieszkiem. Udała, że myśli, drapiąc się po brodzie - no dobra, powiedzmy, że mnie przekonałeś - powiedziała schodząc z niego i pomagając mu się podniesć. - Wiesz, chyba wyślę sowę do Nate'a - powiedziała siadając na żółtej pufie. - Musimy się spotkać, chcę mu wyjaśnić co nieco, bo chyba myśli, że jestem jego dziewczyną - skrzywiła się nieznacznie - jest trochę zbyt nachalny. - Angie dopiero teraz zauważyła, że nie powinna teraz tego mówić. - Oj dobra, już nie smecę. - Wyszczerzyła sie do niego
- Tak, płyty będą prezentowały się świetnie. Nie obkleję całego Salony, ale jedno zdjęcie tutaj musi zawisnąć - powiedziała, wskazując palcem na ścianę. Na każdych jej urodzinach, które zazwyczaj obchodziła z Alexem, było ich pełno wszędzie. Dziesiątki, setki, tysiące zdjęć porozrzucanych tu i tam. Nigdy także nie zabrakło kilku piętrowego, rozświetlonego świeczkami tortu. Nigdy nie było tak, by Alexa nie było na jej urodzinach. Nawet wtedy, gdy byli jeszcze dziećmi i mieszkali osobno, rodzice pozwalali im się spotkać w tym ważnym dla obojga dniu. - Wiesz co jest jeszcze ważne? Odpowiednie oświetlenie. Mogłybyśmy kupić w Hogsmeade te fajerwerki, latające pod sufitem. Wyglądało by to pięknie. Płyty winylowe zawiesiłybyśmy troszeczkę niżej. - rzekła, chodząc wciąż w kółko po pomieszczeniu. - Znasz może jakiś eliksir wywołujący sztuczny dym? Można by było rozlać trochę na podłogę. Nasze stopu utonęły by w chmurach. Zupełnie jak w niebie - dodała, a w jej oczach z sekundy na sekundę pojawiał się coraz większy błysk. Koniecznie musiały wybrać się do miasta i kupić potrzebne rzeczy. Nie zapominając oczywiście o hektolitrach alkoholu, które będą musiały zapewnić swym gościom.
Oczywiście, było go stać na więcej, ale ni był pewny czy Angie tego chciała. A miał wrażenie, że jakby raz ja zraził to potem mogłoby być trudno. Dlatego właśnie był ostrożny. - Tylko? To może zaprezentujesz co powinienem zrobić? - uśmiechnął się jak mały diabełek. Kiedy dziewczyna powróciła na pufę, on został na swoim miejscu, wyciągając nogi przed siebie, na dywan i opierając się o kanapę. - A nie jesteś? - W końcu już nie wiedział jak to z tym było. Czyżby przez ten krótki czas który spędzili razem te pięć procent zamieniło cię w zero?
- Nie ma pojęcia, myślałam, że ty coś wymyślisz - zamrugała zalotnie rzęsami. O Merlinie! Zalotnie! Do Twana! Jak mogła?! Angie miała co prawda pomysł, co chłopak powinien zrobić ale nie chciała wyjść, na taką, no. Bała się tego pytania. W ostatnie popołudnie z Nate'em trochę ją poniosło, przez co chłopak może mieć nadzieje. I co odpowiedzieć Twanowi, takiemu uroczemu stworzeniu? - Moim zdaniem nie, ale on pewnie ma inne zdanie. - odpowiedziała. Tak, chyba go tym nie urazi.
Nagle do pokoju weszła zdyszana, potargana Melody. Niosła ze sobą masę książek żeby sobie poczytała. Przy wejściu poprawiła sobie włosy o raz ubranie. Pełnym i odważnym krokiem weszła do salonu i siadła. Nagle zza kanapy zauważyła Angie i krzykneła: -Hej Angie miło Ciebie widziec
Zanim Twan zdążył coś zareagować na jej słowa, do salonu wparowała Melody. Oczywiście głośno się przywitała nie zważając, ze ktoś tu spokojnie rozmawia. - Cześć Melody - uśmiechnęła się w miarę przyjacielsko - To jest Melody, jest Krukonką - Przedstawiła Twanowi koleżankę - A to jest Twan, mój...-zawahała się - przyjaciel - dlaczego do cholery się zawahała? - Emm...Melody, - nie wiedziała jak się zachować - o, przyszłaś poczytać? - zauważyła książki i postanowiła je wykorzystać, aby jej nie urazić niegrzecznym wyproszeniem. - Dobra, to usiądź sobie i czytaj, a my dokończymy, co? - spojrzała pytająco najpierw na jedno, potem na drugie.
Usiadła koło Angie i zaczęła czytać. Swój zadarty nos wetknęła w książkę i czytała i czytała. Nagle poczuła coś w rodzaju burczenia w brzuchu. -Chyba jestem głodna- odpowiedziała do siebie. I Melody z kieszeni wyciągnęła fasolki wszystkich smaków. Wetknęła do ust i nagle: Feeeeeeee wymiociny!!!!!- wrzasnęła. wszyscy na Melody się popatrzyli i zaczęli się śmiać.
Ostatnio zmieniony przez Melody Noah dnia Czw 2 Gru 2010 - 19:10, w całości zmieniany 1 raz
Nie chciała mu powiedzieć, ot co. Nieładnie... oj nieładnie. - W takim razie musisz mu to jakoś dobitnie uświadomić - powiedział, pewny, że to zadziała. Miał wręcz nadzieję, że to zrobi odpowiednio. - Jak chcesz, to mogę ci w tym pomóc. Co prawda Nate z pewnością nie byłby z tego powodu specjalnie zadowolony ale... no właśnie, ale. Po co niby Twan będzie się zastanawiać co myśli jakiś starszy puchon? - Cześć, Melody - pięknie się uśmiechnął i podniósł wzrok na krukonkę. Wydawała się... jakaś... taka... dziwna. - Czy ona aby na pewno jest normalna? - spytał Angie, zniżonym tonem głosu.
Cała ze wstydu przykryła się poduszką i na chwilę wstrzymała oddech. Potem wstała z kanapy i pobiegła w stronę drzwi. Zanim pobiegła potknęła się o własne książki. O mało co nie wpadła na kominek. Przez chwilę leżała, podniosła się i książki. -Przepraszam ale ze mnie sierota- powiedziała Melody. Kiedy otworzyła drzwi obejrzała się za siebie, głęboko westchnęła, popłakała się i wyszła z pokoju.
Miała już pomysła. - Wiem. Możesz wcześniej przyjść do Trzech Mioteł. Wysłałam mu sowę z zaproszeniem, bo w szkole nigdzie nie mogę go znaleźć. Będziesz sobie spokojnie siedział gdzieś niedaleko. Jak mu wszystko wytłumaczę, to się do mnie dosiądziesz, ok? - przedstawiła mu swoja koncepcję z usmiechem. Tak! Miała to już załatwić! Nie będzie miała Nate'a na sumieniu.A, Melody... - No nie wiem - szepnęła i uśmiechnęła się - a czy my jesteśmy normalni? - zapytała z rozbawieniem
Patrzył, trochę ogłupiały na zachowanie dziewczyny. Doprawdy... to było dziwne. Najpierw wrzeszczy na cały salon, jakby każdy był ciekawy jaki smak fasolki jej się akurat trafił, ale pewność siebie jakoś wyparowuje popłacze... Jej. - Okej, pasuje - uśmiechnął się wesoło. Ha, będzie mógł ciągle im się przyglądać, pilnować (muahahah) i interweniować jakby co. Idealnie! - A bo ja wiem - wzruszył ramionami. - Może nie, ale raczej w pozytywny sposób. A ona... no powiedz, kto normalny ryczy bo zjadł wymiocinową fasolkę? Po raz kolejny poczochrał Angie włosy.
Przemyślała to, co powiedział. Może się z nim zgodzi, ale musi bronic swoją koleżankę! Nie zwróciła uwagi nawet na to, ze poczochrał jej włosy - No wiesz, nie jest do końca...normalna, ale to co? Jest sobą. - Dobra, co robimy? Już mi się zaczyna nudzić - rozpierała ja energia. Z Twanem mogłaby wszystko!
Uśmiechnęła się lekko, słysząc o tym jednym zdjęciu... właściwie, to mogłoby nawet ciekawie się prezentować. - Tutaj możemy zawiesić jakieś nasze wspólne - powiedziała wskazując na wolne miejsce, na jednej ze ścian. Jednakże i tak czekały je pierw te przygotowania w postaci zakupów, a potem urządzania. - Wiesz co, zrobimy tak, że podzielimy się rzeczami do kupienia, następnie spotkamy się przed imprezą i zaczniemy to dekorować, tak pójdzie najszybciej - wyjaśniła szybko przyjaciółce. - Wiesz co, pogrzebię w książce i taka mikstura na pewno tam będzie, a ja się chętnie pobawię z jej uwarzeniem - uznała zastanawiając w którym tomie mogłoby o takowym eliksirze coś być.
[zróbmy moze tą impreze w przyszłym tygodniu, bo jeszcze ta się dobrze nie skonczyła, poza tym jutro nie wiem, czy czasem nie wybędę na cały wieczór]
Była bardzo rada, że Effie tak chętnie podjęła się uwarzenia eliksiru. Alexis wolała biegać po sklepach i wybierać dekoracje, słodycze, alkohol i inne tego typu rzeczy. Alexis poszperała w pamięci czy posiada ich wspólne zdjęcie i z zadowoleniem stwierdziła, że jej album jest ich pełen. Trzeba było powiększyć tylko jego rozmiar i w przyszłym tygodniu rozwiesić na ścianie. - Tak, mogę zająć się zaproszeniami, alkoholem, fajerwerkami i jakimiś dekoracjami. Poradzisz sobie z resztą? Nie mam pojęcia skąd wziąć płyty, więc zostawiam to tobie. Ewentualnie, mogę pójść do kuchni i po prosić skrzaty, by przygotowały jakieś przekąski. Chociaż wolę, byś to zrobiła ty. Odnoszę wrażenie, że nie przepadając za mną, odkąd zamieniłam jednego z nich w tort czekoladowy. W rzeczy samej, skrzaty nigdy nie były pomocne dla Alexis. A czy nie po to właśnie były? Czyż nie miały spełniać zachcianek uczniów, takich jak Alexis? Nic dziwnego, że zirytowała się, kiedy stanowczo odmówiły upieczenia dla niej ciasta w pewien chłodny, sobotni wieczór, kiedy zły humor towarzyszył jej niemal od rana. Po kilku minutach pożegnała się z przyjaciółką i poszła po potrzebne rzeczy.
Ostatnio zmieniony przez Alexis Brooxter dnia Sob 11 Gru 2010 - 13:37, w całości zmieniany 1 raz
- Nie wiem - wzruszył ramionami. Nie chciał się kłócić ani nic, postanowił więc, że ten temat zakończy. Spojrzał z uśmiechem na Angie, pięknie poczochraną! - Śliczna jesteś - powiedział i cmoknął ją w czoło. - Coś się wymyśli... co ty na to, żeby pójść trochę pogubić się po Howgarcie? Co prawda po pięciu latach zamek znało się dość dobrze, ale wiadomo było, że zawsze zostawały nieznane zakątki, pomieszczenia i korytarze które dotychczas umykały, albo po prostu brakło czasu by do nich zajrzeć.
Weszła do salonu wspólnego, trzymając w rękach skrzynkę Ognistej Whisky. Wszystkie ozdoby szybowały za nią, tworząc pewnego rodzaju zastęp. Całość wyglądała dość komicznie. Effie nie było jeszcze w salonie. Pewnie bardzo zaabsorbowana była zdobywaniem płyt i załatwianiem zespołu, który miał grać dziś wieczorem. Alexis miała tylko nadzieję, że jej przyjaciółka o niczym nie zapomniała. Nie chcąc marnować cennego czasu, wzięła się za dekorowanie pomieszczenia. Skrzynkę z ognistą zostawiła pod ścianą, by się o nią nie potknąć. Na pustej ścianie, prostopadłej do drzwi, tak jak obiecała, zawisło ich wspólne zdjęcie, które na tą specjalną okazję, powiększone zostało do rozmiarów przeciętnej wielkości mugolskiego samochodu. Rzucała zaklęciami to tu, to tam, by zmienić kolor ścian, by przysłonić okna, przez które wpadały oślepiające, poranne promienie i tak dalej... Odsunęła stoliki i kanapy z miejsca,w którym miała stanąć scena. Właściwie, nie miała pojęcia, skąd ją wezmą. Musiała liczyć na pomysłowość i inwencje twórczą Eff.
Upomnienie 1/5 - piąty punkt regulaminu klimatycznego