By uczniowie z innych domów mogli się bardziej z integrować, równocześnie odpoczywając po ciężkim dniu nauki powstał Salon Wspólny. Jego wnętrze jest wypełnione barwami wszystkich czterech domów. W wielkim kominku naprzeciwko kanapy zawsze miga wesoło ogień. Wokół niego rozstawione są żółto- czerwone sofy. Oprócz tego można tu znaleźć niewielkie stoliki razem z pufami, by móc przy nich na odrobić lekcje. Są one rozstawione przy ścianie, naokoło kominka. Na co dzień z ogromnych okien padają promienie słoneczne, rażące w oczy siedzących blisko nich uczniów. Zaś sufit Salonu Wspólnego posiada malunki zwierząt czterech domów razem z przynależnymi do nich kolorami.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie Cze 20 2010, 23:56, w całości zmieniany 1 raz
- No właśnie. To jest jak połączenie uścisku boa dusiciela, niedźwiedzia i innych zwierząt, które najmocniej ściskają na świecie. -powiedziała, chrupiąc ciastka. Gdyby Ulka chciała, to by mogła złamać wszystkie kości i wycisnąć z człowieka wszystkie soki po przez przytulanie. Można powiedzieć, że jest w stanie zagłaskać kogoś na śmierć. Puchonka wystawiła język siostrze, jak mała dziewczynka, gdy powiedziała, że nie ma co liczyć na ciasteczka. Jakby Adi nie wiedziała, gdzie Ulka chomikuje słodycze. Pff... wykradnie je siostrze, gdy ta będzie spać i tyle. Na wzrok bliźniaczki odpowiedziała równie złowieszczym uśmiechem. Oj, ktoś tu chciał powtórkę z rozrywki... - Chyba za mało cię łaskotałam... -powiedziała i znów przeszła do rękoczynu. Ona nie rzuca słów na wiatr. Gdy Ulka znów tarzała się w obronie własnej po podłodze, Adi przechwyciła torebeczkę z ciasteczkami. Zadowolona z efektu, zaprzestała tortur i wyjęła jedno z miodowych pyszności, by zacząć nim machać przed twarzą siostry. - I kto teraz rządzi ciasteczkami? -powiedziała triumfalnie, zjadając ciastko na znak swojego zwycięstwa.
- Fory? Jaasnee... - Mruknęła wywracając oczami. - Tak zwiewałaś, że mało nóg nie pogubiłaś... - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Już wyciągała rękę, by skorzystać z kuszącej propozycji Uli, gdy paczkę ciastek sprzed nosa sprzątnęła jej Adi. - No nie... - Mruknęła zawiedziona wodząc oczyma za smakołykami. Dopiero teraz, z opóźnieniem dotarły do niej słowa Evelyn. Spojrzała na nią i uniosła pytająco brew. - Ja? Zamyślona? Niee... Ja się tylko delektowałam tymi miodowymi ciasteczkami, do czasu aż ktoś ich nie sprzątnął. - Tu spojrzała znacząco na Adi. Rozejrzała się i złapała poduszkę leżącą na najbliższym fotelu. Bez skrupułów rzuciła nią w Litwinówne, która pozbawiła Issie smakołyków. - Dawaj ciacha! - Powiedziała próbując zrobić groźną minę i sięgając jednocześnie po kolejną poduszkę, którą była gotowa użyć jako broni.
Po chwili rozkoszowania się tymi wspaniałymi przysmakami, stwierdziła, że taki ciasteczkami mogłaby opychać się cały czas. Cóż, w jej rodzinie nie było za wiele talentów kucharskich, chyba tylko oprócz jej matki..która, na jej nie szczęście, nie przepadała za takimi łakociami, więc rzadko co jej robiła. Już chciała sięgnąć po następne, gdy zauważyła, że ktoś nieładnie sprzątnął je Ulce. Tą osobą była Adi, a po jej minie było widać, że łatwo ich nie odstąpi. Zrobiła lekko naburmuszoną minkę i z udawanym wyrzutem spojrzała na dziewczynę. - Adi ! Fajnie tak zabierać ciacha tylko dla siebie ? - powiedziała, po czym za przykładem Lao wzięła jedną z większych poduch i rzuciła nią w koleżankę. Jednocześnie puściła oko do Ulki. - Uli pomóż nam ! ciasteczkowy potwór atakuje ! - krzyknęła, po czym ze śmiechem rzuciła kolejną poduszką w Adi. - Musimy mu je odbić ! - dodała, przybierając bitewną postawę. - A już myślałam Lao..choć doskonale wiem co czujesz, te ciacha są chyba lepsze od samej Nutelli... - wyszczerzyła się do dziewczyny, wspominając przy okazji smak cudownego, mugolskiego wyrobu kremu czekoladowego..mugole bywają czasem naprawdę są kreatywni..ale to tym lepiej dla nich. Przypomniała sobie, jak kiedyś w dzieciństwie kuzyn przyniósł jej ten przysmak, po czym najedli jej się tak dużo, że aż ich brzuchy rozbolały. Niezapomniane przeżycie...
- Ja? Ja zwiewałam? – Puchonka spojrzała nieufnie na Issie, po czym przyjęła maskę skrajnego zdumienia, kładąc teatralnie dłoń na dekolcie. Zmrużyła oczy, a malinowe usteczka ułożyła w dzióbek. – Nie, nie, nie. Nic mi o tym nie wiadomo. W każdym razie jej spokój nie trwał długo. Nie dość, że Puchonka została po raz kolejny bezprawnie zaatakowana przez siostrę, to nagle z jej uścisku wyparowały ciasteczka. Tym razem na szczęście kibice nie patrzyli bezczynnie, tylko pomogli, za pośrednictwem poduszki trafionej w Adi. Ulka od razu zachichotała w sposób niewymuszony łaskotkami, w chwili gdy została uwolniona. Ani Eve ani Issie nie musiały jej dwa razy powtarzać. - Ciacha albo życie! – zawołała, zaraz po okrzyku Lao, sięgając po poduszkę i ciskając nią w siostrę. O nie nie, nie będzie jej tu siostra ich wspólnych ciasteczek zabierać! Prawdopodobnie byłby to dobry moment, żeby sięgnąć do kieszeni, wyjąć różdżkę i jej użyć do odzyskania słodyczy, gdy uwaga Adi jest tak rozproszona. Niestety zaklęcia i Ulka się nigdy nie mogły dogadać, więc Puchonka była niespecjalna z tego przedmiotu.
Jako iż zaatakowano ją z zaskoczenia, pierwsza poduszka trafiła celnie, jednak przed następnymi Litwinównie udało się zrobić uniki lub złapać i odesłać nadawcy. - I ty Brutusie przeciwko mnie? -powiedziała do Eve z udawanym wyrzutem w głosie. No wiecie... trzy na jednego? I jak tu Adi mogła mieć jakiekolwiek szanse. Gdy wróg liczniejszy trzeba zarządzić odwrót... lub nawiązać sojusze. - Ale dziewczyny... trochę rozwagi. To, że zabrałam ciacha Ulce nie znaczy, że nie dam ich wam. -powiedziała znacząco do Lao i Eve- To jak? Przejdziecie na stronę mocy? -powiedziała potrząsając torbą z ciasteczkami, patrząc na nie zachęcającym wzrokiem. Mają wybór - albo walczyć wraz z Ulką o ciastka albo dołączyć do Adi i bez wysiłku dostać słodkości.
Oberwała jedną ze swoich własnych poduszek, która dopiero co rzuciła w Puchonkę. Nie spodziewała się tak od razu kontrataku! Potrząsnęła głową i złapała następne dwie poduszki. Słysząc zachęcającą propozycję Adi zatrzymała rękę w połowie drogi do oddania rzutu. Szybko przeanalizowała sytuację. Walka wraz Uli i Eve o ciasteczka, szybkie zwycięstwo i dzielenie się we trzy tym co pozostało z paczce lub opcja numer dwa: zawieszenie broni, i dzielenie się ciastkami również na trzy, tyle że tym razem z Adi. Po krótkiej chwili wpadła na korzystniejszy pomysł. Uśmiechnęła się do siebie w ten charakterystyczny sposób, zwiastujący, że coś knuje i zerwała się z podłogi. Po drodze złapała jeszcze jedną poduszkę w łapy i stanęła przed Adi w pozycji obronnej. Pomagając starszej Litwinównie i walcząc przeciw tamtej dwójce podział ciastek przypada tylko na dwie osoby! To znaczy, że będzie więcej miodowych smakołyków dla niej! - Mam lepszy pomysł! Ja Cię Adi obronię, a ty mi dasz 60% łupu! - Powiedziała jakby walka toczyła się o jakieś wielkie kosztowności, a nie resztkę na pewno już częściowo połamanych ciastek. Odwróciła się na moment by posłać jej uśmiech zachęcający do jakże korzystnej oferty, ale już po chwili ponowne stała w pozycji bojowej.
* Eve powoli pozbierała pozostałe poduchy walające się po podłodze, po czym wraz ze swoją amunicją stanęła naprzeciw Adi. Jej głowa wtym czasie przetwarzała jej propozycję. Cóż, musiała stwierdzić, że obie są kuszace..i którą tu teraz wybrać? decision, decision.. - Dla takich ciach zrobię wszystko ! - powiedziała, odpowiadając na zarzut Adi. - nawet jeśli wymaga to takiego poświęcenia - dodała, wyszczerzając się do dziewczyny i mając nadzieję, że puchonka zrozumie. Dla tych łakoci warto.. Po głębszym zastanowieniu stwierdziła, że warto zaryzykować. Ryzyko to było jej drugie imię..a bez niego nie było takiej zabawy. Zresztą, jeśli Lao stanie po stronie Adi, szanse będą wyrównane ! Eve podeszła do Ulki ze wszystkimi tymi poduchami wręczając im kilka. Teraz czuła się, jakby grała w jakimś super filmie science fiction na śmierć i życie..albo nie lepiej ! Jakby o te ciastka miały rozpętać III wojnę światową ! zaśmiała się w duchu. Za to uwielbiała bliźniaczki. Za ich cudowne pomysły i poryty humor..z nimi zawsze było masę zabawy. Czas na epicką walkę o poduchy, która na pewno przejdzie do historii. Która ze stron wygra i zgarnie resztki pysznych ciasteczek miodowych ? Tego dowiemy się już niedługo !
Gdyby spowolnić moment, w którym Ulka wysyłała wrogie spojrzenie do Issie, pewnie wielu osobom przywiódłby na myśl scenę z westernu. Kiedy wrogowie mierzą się spojrzeniem, dzieląca ich przestrzeń pustoszeje, pozostawiając ich i świszczący wiatr. Tak to przynajmniej wyglądało ze strony Uly. Ale nie ma co marudzić. Ścisnęła w rękach poduszkę patrząc na nią z determinacją. Kiedy zauważyła swoją popleczniczkę, uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco. Och, Eve, szykuje się wojna. O ciasteczka! Nie, nie, nie, o ULKOWE ciasteczka! - Pożałujesz Issie – powiedziała śmiertelnie sztucznym i śmiertelnie poważnym tonem. – P r z e w i d z ę każdy twój ruch – dodała racząc ją nienawistnym spojrzeniem. Okej, może i nie przewidzi, ale jeśli jest czym się chwalić, to trzeba to robić, ot co! Wzięła w łapki kolejną poduchę na zapas i wycelowała nią w zdradliwą Gryfonkę, która teraz opowiadała się po stronie jej siostry. Kolejną ofiarą po Issie, była oczywiście Adi. Oczywiście pociski wycelowane w nią, podchwycała po ciosie, by go natychmiast oddać. - Eve, jak tylko będziesz mogła to bierz zdobycz! – pouczyła ją, pochyliwszy się nad Ewkowym uszkiem. Uśmiechnęła się zadziornie i odwracając się do wrogów, uraczyła je poduszką. A konkretnie serią ciosów, zadaną jedną poduszką, wymachując nią siostrze w jej śliczną twarzyczkę (śliczną, bo taką jak Ulkowa).
Aż zadrżała kiedy jej wzrok spotkał się z Ulkowym spojrzeniem. popatrzyła na nią z góry(przecież była aż 6cm wyższa!), kilkakrotnie wskazała dwoma palcami na swoje oczy, a następnie na oczy Uli przesyłając wiadomość "to ja mam Cię na oku i ja widzę wszystko!". Przecież tu chodziło o ciasteczka! O miodowe ciasteczka! Chwilę stała nieruchomo z uzbrojonymi w poduszki, rozłożonymi na boki rękami. Taka cisza przed burzą... I poleciał pierwszy pocisk! Żeby nie było, tą III wojną rozpętała Uli! Ona będzie miała na sumieniu pokruszone ciastka! Zrobiła szybki unik i poduszka jej nie trafiła. Zaśmiała się niczym szalony naukowiec z kreskówki i sama rzuciła największą poduszką w Eve. - Broń ich! Jeśli coś Ci się stanie napiszę Ci na nagrobku, że poświęciłaś życie w słusznej sprawie! - Rzuciła do Adi i odbiła poduszkę, która właśnie miała ją uderzyć. Następny lecący w jej stronę pocisk złapała i rzuciła się z nim na Puchonkę. Przeszła do ofensywy. - Wieeej! - Krzyknęła do Adi. - Ja je zatrzymam! Przygwoździła Uli poduszką do ziemi, a Eve złapała za bluzkę. Oczywiście, że sama je powstrzyma! Nie ma innej opcji! Przecież to bitwa o ciastka!
Uwaga, uwaga, III wojna o jakże pożądane przez wszystkich miodowe ciasteczka właśnie się rozpoczyna ! Eve stanęła w pozycji bojowej obok Ulki i zaczeła ciskać wszystkimi poduchami najpierw w Lao, która przystąpiła do ataku szybciej niż jej sojuszniczka. Widząc, jak w jej stronę leci wielka poducha złapała ją w obydwie ręce i rzuciła tym razem w Adi. Ona Zaraz zaprowadzi tutaj porządek..strzeżcie się wszyscy wojowniczki Evelyn ! Spokojnie Uli, już niedługo będą nasze, już niedługo..- powiedziała do koleżanki, a w jej oczach błysnęły iskierki. W tym właśnie momencie poczuła, że ktoś próbuje ją unieruchomić łapiąc za koszulkę, a jej biedna Ulka została przygwożdżona poduchą. O nie, wróg kontratakuje ! Czas uruchomić Evkową wyobraźnię ! - Koniec tego dobrego Lao ! - krzyknęła z udawaną pogróżką do dziewczyny, po czym jakimś cudem udało jej się wyciągnąć różdżkę z kieszeni spodni, a następnie wycelować w koleżankę po nad swoim ramieniem. - Lumos ! - wypowiedziała zaklęcie, celując jej magicznym światłem prosto w oczy. Może to nie było fair, ale stawką były przecież te przepyszne ciasteczka..uwolniła siebie i Uli z Laowej pułapki, a następnie chwyciła pozostałe poduszki i zaczęła nimi torpedować Adi. - Dawaj ciaaaacha ! - rzuciła kolejną poduchą. Ona tak łatwo się nie podda !
- Jeśli taka jest cena przeżycia... Stoi! -powiedziała i uścisnęła dłoń Lao, entuzjastycznie ją potrząsając na znak zawarcia sojuszu. Więc sprawy aż do tego doszły... do wojny. Jednak ze wszystkich powodów z jakich kiedykolwiek wybuchały wojny, ten był najważniejszy. W końcu to miodowe ciasteczka! I to do tego babcine! Ulka sama się prosiła o tą (zapewne) epicką bitwę, przywłaszczając sobie ciastka, które ich kochana babcia robiła dla nich (podkreślam – DLA NICH). Adi przez chwile pomyślała, że jej siostra mogłaby nakręcić o sobie film pod tytułem ,,Jak wywołałam III wojnę światową”, co wywołało uśmiech na jej twarzy. Taka rozweselająca myśl pod czas tej ciszy przed burzą. I się zaczęło. Oczywiście jako iż Ulka rzuciła pierwsza poduszkę, to ona jest winna za wszystkie skruszenia, złamania i zaginięcia ciastek. Adi dzielnie robiła uniki i oddawała przeciwnikowi silnymi atakami, mówiąc (a raczej, jakby to większość określiło, krzycząc) przy tym do Lao „Poduszka na czwartej!” i tym podobne. - Będę je bronić własną piersią przed łapskami niepowołanych osób! –powiedziała, stając na baczność i salutując Lao, niczym prawdziwy żołnierz. Bitwa była zacięta. Szala zwycięstwa nie przechylała się na żadną stronę do czasu, gdy sojuszniczka Adi przytrzymała wrogie oddziały wydając jej komendę „WIEJ!”. Litwinówna mimo swojej żarliwości w walce, szybką decyzją postanowiła wykonać polecenie. W końcu była STRAŻNICZKĄ CIASTEK (a przynajmniej taki sobie nadała tytuł). Niestety, gdy tylko się odwróciła, za jej plecami rozbłysnęło światło i chwilę później już cała lawina poduszek padła na Puchonkę. Jednak ona się nie podda! Mimo iż szala zwycięstwa niebezpiecznie przechyliła się w stronę drugiej Litwinówny, ona przetrwa, by chronić ciastka! Adi szybko wyślizgnęła się z zaspy poduszek, w której przyszło jej tkwić i kicnęła do drzwi niczym zając. - Dla sprostowania, to nie jest ucieczka z pola bitwy, bo nie zhańbiłabym tym swojej rodziny (nie licząc Ulki), tylko taktyczny odwrót. – zdążyła jeszcze uprzejmie i taktownie to wyjaśnić, po czym znikła za framugą drzwi. Wychylając głowę z Salonu Wspólnego można było jeszcze przez chwilę zobaczyć, jak postać Litwinówny biegnie w te pędy korytarzem, by po chwili zniknąć za zakrętem.
Ulka szybkim wzrokiem ogarnęła cały ten harmider. Szanse na ciastka oddalały się, razem z blond czuprynką siostry. Wypuściła z siebie ostatnią poduszkę – oczywiście nie zapominając o nakierowaniu jej w którąś z przeciwniczek, czyli w ty wypadku Issie. Kilka susów i jeszcze doskoczyłaby do bliźniaczki, ale bardzo zły zombie, który wciąż chował się pod skórą Lwicy, skutecznie to Puchonce uniemożliwił przygniatając ją do podłogi, która biła rekordy niewygodności, co Ula odpłaciła mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, które mogłoby skierować do skruchy rogogona węgierskiego... Podniosła energicznie plecy z podłogi i wciąż siedząc na podłodze rozejrzała się i błyskawicznie zarejestrowała uciekającą Adi. Aż się za nią kurzyło! - Litwin! – wrzasnęła za siostrą, odgarniając włosy, które w ogniu bitwy zsuwały jej się na twarz. – Za kradzież ciastek ląduje się przed Wizengamotem! Nie próbowała się nawet podnieść, tylko instynktownie padła na kolana, a jej „krok” w stronę drzwi, był bardziej zbliżony do raczkowania. W każdym razie nawet stworzenie tak często udowadniające swoją głupotę, musiało się zorientować, że sytuacja jest beznadzieja. W każdym razie ściągnęła surowo brwi i chwiejnie podniosła się na nogi. Spojrzała z roztargnieniem na dziewczyny, pozostałe na polu walki, na ostatki. - Wojnę jeszcze wygramy – powiedziała do Eve z lekkim uśmiechem i mrugnęła porozumiewawczo. – A ty nie licz na ciasteczka... – zbliżyła groźnie swoją twarz, do lica Issie. - ... nigdy – wycedziła wydłużając każdą głoskę. Po czym poczyniła krok w tył i z zadartym do góry podbródkiem, dostojnie opuściła salonik.
Kiedy ciasteczka znikały za drzwiami nie pomyślała o tym, że nie ma pojęcia dokąd zmierzają. Dotarło to do niej dopiero po chwili. Otworzyła szeroko oczy z przerażeniem i już zrywała się na nogi, żeby chociaż zdążyć dojrzeć, w którą stronę się oddalają. Niestety jej plan opóźnił chwilowy paraliż spowodowany mrożącym krew w żyłach spojrzeniem Uli, która już zdążyła się spod niej uwolnić. Doprawdy przerażający widok! Nie jestem pewna, czy tak od razu rogogon węgierski by podkulił ogon i uciekł, ale na Issie takie spojrzenie podziałało... Stojąc twarzą w twarz z przeciwniczką zrobiła skruszoną minkę i spojrzała na Uli maślanymi oczkami. - Oj przecież miałam w planie się z Tobą podzielić! To było zagranie taktyczne, aby zdobyć zaufanie wroga i przejąć ciasteczka. - Powiedziała podniesionym głosem, bo Puchonka już się oddalała. Aż dreszcz ją przeszedł słysząc groźbę przyjaciółki. No żeby tak zaraz "nigdy"! "Nigdy" to bardzo mocne słowo! Poczłapała do drzwi i rozejrzała się z nadzieją, że dojrzy gdzieś ślady Adi. Cóż... Ani śladu po Litwinównie, ani po ciastkach. Miała dostać połowę, a została z niczym. Tak oto się kończą wszelkie sojusze! Ruszyła szybkim krokiem przed siebie w poszukiwaniu bliźniaczek. Może jeszcze Adi wszystkiego nie zjadła...
Eve była tak zajęta tą zażartą walką z dziewczynami, że nawet nie zauważyła, kiedy Adi udało się zbiec z pola bitwy. A to mała spryciuszka, pomyślała. Próbowała jakoś wyplątać się z tej poduszkowej wojny i chociaż spróbować dogonić drugą z bliźniaczek, ale to też nie było łatwe. Poduchy wciąż były w akcji, przez co jej reakcja była trochę opóźniona. Gdy w końcu udało jej się wstać, zobaczyła jaki harmider wokół siebie wywołały. Nawet sam Irytek by takim nie pogardził..a pomyśleć, że to wszystko dla miodowych ciasteczek. Dla tych miodowych ciasteczek ! Uśmiechnęła się lekko do siebie. Właśnie tak kończyły się ich wszystkie zabawy..ale przynajmniej było wesoło, a ta wojna na pewno utknie w jej pamięci na dłuugi czas. Po chwili zauważyła również, że jej ubranie jest w nie lepszym stanie, więc spróbowała jakoś temu zaradzić. Wyszło jej jako tako, ale tak to jest, gdy zwali się na ciebie stos poduch..szybko się jednak ogarnęła i spojrzała na Ulkę, unosząc kciuk do góry. - No pewnie ! jeszcze im pokażemy..a pamiętaj : ja nigdy nie przegrywam ! - zawołała za nią pewnym głosem, gdy puchonka znikała już za progiem. Z Uli tworzyła zgrany duet, więc ciasteczka nie były jeszcze stracone. Jest jeszcze szansa, że może posmakuje jeszcze tych delicji..żwawym krokiem wybiegła za dziewczynami, obmyślając w swojej główce już nowy plan strategii. Przecież tu w końcu chdziło o miodowe ciasteczka !
Chociaż trudno w to pewnie uwierzyć, Ellie wreszcie podjęła (cud, że jakąkolwiek) decyzję. Musiała porozmawiać z Drake'iem, teraz, zaraz - i chociaż była z niej osóbka nad wyraz cierpliwa, to ta sprawa nie mogła czekać. Z powodu tego całego nieogarnięcia puchonki, wszystko i tak toczyło się wybitnie powoli - teraz już wiedziała, że w pierwszym odruchu powinna tylko oddać pocałunek i od razu powiedzieć Drake'owi, że też go... kocha? Hm, właśnie, to było dobre pytanie - i ostatnie dni chyba były dla Ellie dowodem, że... tak! I to nie taką miłością przyjacielską, którą zdawało się, że darzyła chłopaka przez te wszystkie lata, ona wreszcie uświadomiła sobie, że kocha Drake'a tylko nie jako przyjaciela. Ona naprawdę jest w nim zakochana i to od dłuższego czasu. Szkoda, że tyle zajęło jej uświadomienie sobie tego. Jednakże, kiedy dotarło to do niej z całą swoją jasnością, postanowiła zrobić coś, o co normalnie by siebie nie podejrzewała - zamierzała go szybciutko znaleźć i się wytłumaczyć. Musiała, bo miała jakieś dziwne wrażenie, że przez tą chorą sytuację, może Drake'a stracić całkowicie. A to, wydawało jej się najgorszym co mogło się stać w ogóle, włącznie ze wszystkimi kataklizmami, czy klęskami żywiołowymi. Kiedy nie znalazła go w pokoju wspólnym puchonów, wysłała mu sowę - kiedy nie odpowiedział, udała się do biblioteki, skąd poszła do spiżarni (złudne nadzieje!). Była nawet na błoniach, przy ich drzewie - po Drake'u ani śladu, a poszukiwania zajęły jej ponad dwie godziny. Co robić, co robić? Zrezygnowana poleciała do salonu wspólnego. Już nawet nie oczekiwała, że go tam znajdzie, teraz szukała kogokolwiek, kto mógłby wiedzieć, gdzie puchon się znajduje. A co jeśli stało się coś złego? Nie wybaczyłaby sobie, nigdy.
Elliott nie miał większych problemów, bynajmniej nie jeśli chodziło o sprawy sercowe. Podchodził do wszystkiego lekko, a do miłości? Tylko pozazdrościć, niejedna osoba chciałaby mieć takie podejście. Jednak mało kto wiedział, że i on chciałby czasem mieć kogoś, kogo mógłby przytulić, z kim mógłby pomilczeć w deszczowe dni, kto wywoływałby uśmiech na jego twarzy samym swym widokiem. Och, nie znaczy to oczywiście, że był zupełnie zielony w tych sprawach! Zwyczajnie przychodziło mu to ze swego rodzaju trudnością, ale nie dlatego, że miał bariery, a z powodu jego optymistycznego podejścia i charakteru. W świecie realnym coś może się zepsuć, zaś w jego wyobraźni... tak, tam wszystko będzie idealne! Jednak woli już zadowalać się samą myślą o obiekcie westchnień, niż mieć takie problemy, jak Ellie. Z braku lepszych pomysłów na spędzenie wolnego czasu, po odrobieniu wszystkich zadanych prac, udał się do Pokoju Wspólnego, coby trochę odpocząć! Miał ogromną ochotę na rzucenie się na fotel i całkowite zatopienie w marzeniach, najlepiej z czymś pysznym do przekąszenia. Och, a może obejdzie się bez jedzenia? Przecież kuchnia tak daleko... Pierwszą osobą, która rzuciła mu się w oczy, była Ellie. Wyglądała na zrezygnowaną. Przez głowę Elliotta przemknęła myśl, że może to mieć jakiś związek z jego bratem (napisałabym, że z Drejkiem, ale nie umiem odmienić ;<). Tak, to by się zgadzało, on też ostatnio wyglądał na przybitego! Ba! Pisał nawet w liście, że coś jest nie tak. Cóż, nie przepadał za dziewczyną, ale jeśli to ma uszczęśliwić starszego Bennetta, to chcąc nie chcąc, powinien się z nią porozumieć. Wolnym krokiem podszedł do Ellie, zachowując jednak pewien dystans w spojrzeniu. Ach, groźnie i poważnie! No dobra, przynajmniej myślał, że tak wygląda i mijało się to z faktycznym stanem jego mimiki twarzy. No, ale przynajmniej dodało mu to pewności siebie! - Ellie? - zapytał tak, jak pytać powinien brat w imieniu dobra swojego rodzeństwa. - Wiesz, pewnie zauważyłaś, że Drake jest nie w sosie, zresztą wyglądasz nie lepiej, ale wiedz, że mam na celu jego szczęście i w ogóle, więc może powiesz mi, co mógłbym zrobić, żeby się w końcu uśmiechnął, bo jak jest taki ponury, to zaczyna mi pisać jakieś filozoficzne listy? To ma związek z tobą, tak? Kochany słowotok. Miejmy nadzieję, że Ellie wyłapała z jego wypowiedzi istotne fakty, zwłaszcza przy tempie mówienia - jak w mugolskich reklamach, gdzie gadają coś o ulotkach farmaceutycznych!
Ellie często nie mogła za Elliottem i tymi jego słowotokami nadążyć, co wprost automatycznie sprawiało, iż stawała się przy nim onieśmielona. I jeszcze to jego spojrzenie, zdawać by się mogło nieprzychylne, którym w dodatku obdarzył ją teraz... Puchon był ogólnie interesującą osobą, którą Ellie czasem lubiła poobserwować, zastanawiając się, co pod tą czupryną siedzi - kiedy byli dziećmi mieli ze sobą przecież naprawdę dobry kontakt! Jak widać, nie tylko stosunki z Drake'iem uległy zmianie... W ogóle przy braciach Drake'a nie mówiła za dużo, zawsze miała wrażenie, że nieszczególnie za nią przepadają... no ale, w tym momencie była tak zdesperowana, że postanowiła rzucić się w ten wir słów najmłodszego Bennetta - może on wie, gdzie jest Drake? Proszeproszeprosze! - Uhm, Elliott, zauważyłam, ale nie wiesz przypadkiem, gdzie on teraz jest? Bo szukam już od prawie trzech godzin, a muszę... - tutaj przygryzła wargę, zastanawiając się ile Elliott faktycznie o całej sprawie może wiedzieć. - Muszę mu coś powiedzieć, naprawdę bardzo ważnego i muszę to zrobić teraz, więc jeśli wiesz gdzie on się teraz znajduje, to proszę, powiedz mi. - to było chyba najdłuższe zdanie, jakie Hemingway kiedykolwiek wypowiedziała do puchona, dlatego miała szczerą nadzieję, iż niesamowicie zszokowany chłopak udzieli jej konkretnej informacji! Kiedy tak sobie pomyślała, że za chwilę będzie już przy Drake'u i powie mu o wszystkim, z miejsca zrobiło jej się jeszcze cieplej na sercu, a trudy tej niesamowicie niebezpiecznej ekspedycji w poszukiwaniu najlepszego przyjaciela stały się nieważne!
Nieszczególnie zadowolony z takiego obrotu spraw, starał się powstrzymać od pokręcenia głową z dezaprobatą. Drake jako jedyny z trójki rodzeństwa obdarzał Ellie sympatią i to nie byle jaką, czemu po części Elliott się dziwił. Nie żeby coś, ale z pewnością było go stać na lepszą dziewczynę, jednak najmłodszy z Bennett'ów doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że serce nie wybiera. Poza tym nie powinien się udzielać, sam nawet nie potrafił zagadać! A jeśli już, to zacinał się w połowie zdania, wyobrażając sobie swój obiekt westchnień w różnych sytuacjach... W każdym bądź razie powinien teraz pomóc Puchonce, tym bardziej, że usłyszał od niej aż tyle słów! Chyba dopiero w tej chwili mógł stwierdzić, jaką dokładnie ma barwę głosu, wcześniejsze wypowiedzi były zwyczajnie za krótkie. Teraz zaś ładnie i grzecznie powie jej, gdzie jest Drake, on załatwi sprawę i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie, a sam będzie mógł oddać się błogiemu lenistwu! - Oczywiście, że wiem - zrobił krótką pauzę, ale dziewczyna miała naprawdę błagalne spojrzenie. Widocznie im obojgu musiało na sobie zależeć, no cóż, trzeba pamiętać o tym, że Drake mógł wybrać gorzej. - Chyba mówił, że wybiera się do Londynu. A może to nie był on...? Hm, ktoś mi to mówił, ale nie pamiętam kto... Nie, czekaj! Tak, to był Drake, na pewno on! Więc jest w Londynie, tak sądzę, ale nie wiem ile jeszcze tam pobędzie. Wzruszył ramionami w zamyśleniu, zastanawiając się, ile zajęłaby podróż do Londynu na piechotę. Nawet do głowy mu nie przyszło, że Ellie mogłaby nie być mile widzianą w tym momencie, bądź zwyczajnie jest to nieodpowiednia chwila na jej odwiedziny. Potrząsnął głową jak mokry pies, wyrywając się z zamyślenia. - Więc mam nadzieję, że będzie dobrze - powiedział bardziej do siebie, niż do Puchonki, po czym opadł na jeden z foteli.
Niee, tego, że Drake może być w Londynie, Ellie się nie spodziewała. Przez chwilę stała jeszcze jak kołek, wpatrując się w Elliotta. Jakby miało się okazać, że to jednak jest Drake, a umysł tylko płata jej figle. No niestety, ale najmłodszy Bennett wciąż pozostawał najmłodszym Bennettem. Poza tym, dlaczego on mówił to wszystko z takim w miarę względnym spokojem? Drake leci do Londynu, nie wiadomo po co, a Elliott nawet przecież przed jakąś sekundką wspomniał, że jego brat nie jest ostatnio w najlepszej formie. Pomimo całego, w miarę pozytywnego podejścia do świata, które pozostawało w prawie, że nienaruszonym stanie nawet w świetle ostatnich wydarzeń, Ellie nie mogła się odgonić od złych przeczuć. I bardzo słusznie, ale... raczej nie chodziło o złe przeczucia TEGO rodzaju. Szkoda, że nie mogła wiedzieć, co wywoła lecąc do Londynu za swoim przyjacielem. No peszek, mówi się trudno. To, że chłopak mógł tam polecieć Z KIMŚ też jej do głowy nie przyszło. Razem z tymi wizjami o rychłym celu wyprawy Bennetta, przyszły też wyobrażenia, że ach, spotkają się na moście, zacznie padać deszcz, a Ellie i Drake powiedzą sobie wszystko i naturalnie wszystko będzie już piękne i kolorowe do końca, no super! I tak by sobie jeszcze z pewnością stała i marzyła, ale otrzeźwienie przyszło szybko, a Ellie stwierdziła, że te cud marzenia i życzenia chce uczynić realnością, więc powinna lecieć do Londynu w trybie now. - Dzi... dzięki Elliott! - i wyleciała z salonu wspólnego, nie pamiętając nawet, żeby wstąpić do dormitorium po jakąś kurtkę, bo przecież po co, zapalenie płuc było jej niezbędne do życia! W każdym razie szybciutko wyleciała z zamku, nie przejmując się tak prozaicznymi rzeczami jak właśnie jakieś okrycie, no błagam! No to teraz, witaj Londynie!
Gdyby się nie zgubiła, byłaby dla siebie pełna podziwu i szacunku... Ale się zgubiła. Szkoda, że nie miała przy sobie Audrey, albo Pandy. Co jej do głowy przyszło samej szukać kuchni? Co prawda nie tyle chodziło o kuchnię, co o ogólne poznanie zamku, ale dlaczego sama? Czemu? Pewnie dlatego, że wszyscy byli zbyt zmęczeni spacerowaniem z nią gdziekolwiek. Ogólnie ludzie byli jacyś beznadziejni. Od kiedy przyjechali minęły już trzy dni. Przez jej oczy przewinęło się wielu uczniów zarówno Hogwartu, jak i Riverside. Nie chciała się rzucać w oczy i każdemu się przedstawiać, ale czasem te: "cześć, jestem zosia". Wiele by dla niej znaczyło. Zważywszy na to, że naprawdę nudziła się, jak mops i marzył się jej długi spacer po tym strasznym lesie, który wszyscy nazywali Zakazanym! Właściwie miała niewiele okazji do łażenia po lasach! Głównie dlatego, że Red Rocks otoczone było bardziej wodami niż jakimkolwiek zadrzewieniem. Mogła widzieć sto tysięcy rodzajów ryb i innych ustrojstw, ale nigdy drzew... Także szkoda. A sama nie chciała tam podążać, bo w sumie obawiała się, że zgubi się jeszcze bardziej niż teraz. A i tak miała wrażenie, że jest w beznadziejnym położeniu, którego nikt nie ogarnia... Po długiej wędrówce znalazła, jakiś salon wspólny, gdzie mogła usiąść w fotelu i trochę odpocząć, albo wymyślić kolejną próbę odnalezienia kuchni czy dziwnego miejsca... Takie to dziwne wszystko było przyjechać tu z czystym kontem nie obawiając się, że ktoś Ci podstawi nogę. Przynajmniej na razie... Może nie była przyzwyczajona do życia w cieniu, ale no... W sumie i tak była rozpoznawalna przez swoją bliźniaczkę jednojajową - Pandorę. Podobno jakieś dziewczyny z Hogwartu też były bliźniaczkami i teraz nie były zadowolone, że pojawił się ktoś z podobnym wyróżnieniem. Ale co Bibi miała zrobić? Pójść i zabić Pandę? Prędzej by sobie serce wydarła niż skrzywdziła Pandzię. Panda to czasem wszystko, co miała. Szczególnie w tych fałszywych czasach. Boże, jaka nuda. Zjazdu bliźniaków raczej nie urządzą.
Za dużo sobie pytań zadawała. Ale to je logika dziewczyn, jej nawet taki otwarty i zrozumiały na wszystko umysł gryfona nie zdołałby ogarnąć, czego chcą, a co potrzebują. Bo to dwie inne rzeczy były, trzeba to zapamiętać i głosić, jak słowo Boże. nNie każdy przecież był geniuszem, bujał we własnym świecie, z pieprzonymi kredkami, a że mu się trafiła dziwna siostra, trochę podobna charakterkiem, ale trochę mówię, do Blair, to już dziękować temu na górze za taki łup szczęścia. Zaprawdę powiadam wam, byłaby masakra słowna. Ale nie o tym miało być. Jak więc trafił do pokoju wspólnego szalony kapelusznik vel Ames? Ano w ten sposób, że zwyczajnie roił sobie spacerek, czy też wracał z przewietrzenia swojego mózgu, który wydawał się być jeszcze odrobinę uśpiony po pisaniu mega długiego wypracowania. Nauczycielom musi na serio ostatnio brakować czasu na prawdziwe obowiązki, a nie zadawanie iluś tam stron debaty na temat tych kornwalijskich chochlików, które w ani jednym calu nie godziły się z zasadami marnej egzystencji na tej planecie. To jak przyrównanie szóstoklasistów do pierwszaków, gdzie egzaminy a koniec roku szkolnego?! Jak nie mają co zadawać, to niech pozwolą im pospać, a nie strzelać w ławkę długaśnym patykiem od globusa, mądrze bardzo nazwanym wskaźnikiem, kiedy ktoś smacznie sobie chrapie i odsypia nocne eskapady czy 'rozmowy do późna z kolegami'. Tak, idealne rozwiązanie. Ziewając dwa razy przy wejściu i czekając aż przejście mu się łaskawie otworzy, rozmyślał praktycznie o niczym. Nie chciało mu się spać, pomimo wspomnianego ziewania, a oczy nadal nie wyglądały jak te u zombie. Nie miał biedaczyna co ze sobą począć i gdyby nie osóbka znana mu i lubiana chyba od początku tego przyjazdu, to pewnie pomaszerowałby wprost do pokoju i z braku zajęcia poczytał, aż do zaśnięcia. Cohen miał to do siebie, że gdy widział znajome buzie i tym bardziej, równie fajne do gadania persony, to uśmiechów nie było końca. Słoneczny patrol na straży, ya know. Nawracamy zagubione duszyczki, ratujemy z opresji księżniczki i te.. i te już mniej, bo dla niego liczyło się to w środku - nie, nie zawartość żołądka - uczynny i sympatyczny na pierwszym miejscu. Także, odchrząknął głośno, żeby go usłyszała, a jak nie, to posłużył się jeszcze na koniec pięknym zdaniem na przywitanie. Żeby przestała marudzić. - I jak zwiedzanie zamku, intruzie? Spotkałaś już kogoś mniej lub więcej niż'interesujący'? - No tak, trzeba wiedzieć, o co kaman w tej całej rywalizacji. Quidditch to nie jego wydział, raz spróbował i niefortunnie spadł. Uh, cóż to za kaleka.
Może i zadawała sobie za dużo pytań, ale mózg jest po to, żeby z niego korzystać panie Ames! Przecież taka istotka, jak Blair samotnie chodziła po zamczysku, zatem co miała robić? Szukać jabłuszka? Nie! Ona przeanalizowała wszystko, co miała do przeanalizowania i poszufladkowała informacje, które zdobyła. To bardzo duży wyczyn, jak na nią. Dziewczynę, która chyba trochę oszalała, bo była czasem nadpobudliwa. Ale no cóż. Jakie życie, taki rap. Smajl. Po chwili do pokoju wspólnego dostał się Cohen. Rzeczywiście poznała go całkiem niedawno i polubiła. Nie żeby od razu jakieś dziwne rzeczy, ale miała wrażenie, ze to może być ciekawe... A ponieważ ona kochała brnąć w nieznane, intrygujące to chętnie podpięła się pod tą znajomość zanurzając się czasem w krótkich pogawędkach. Czy to była jedna z nich? Całkiem możliwe. Pomimo to na razie nic nie mówiła. Czasami miała zwyczaj analizowania ludzi po ruchach... Nie wiedziała czemu, ale teraz też zaczęła zwracac na to uwagę. Może przez tą samotną wędrówkę w mózgu się jej klepka przestawiła i w tym skutku doszło do reakcji, która daje nam nadwrażliwość na wszystko. Dosłownie wszystko. W sumie była nawet teraz gotowa wstać i poprawić mu rękaw swetra, ale chyba się powstrzymała, albo była zbyt leniwa by to uczynić. Tyle powodów! - Hm. Chyba Hogwarczycy mają mnie za seryjnego zabójcę i patrzą na mnie, jak na kawałek zepsutego mięsa. - Poskarżyła mu się z delikatnym uśmiechem. Bo przecież rzeczywiście tak było! Albo się odwracali, albo szli gdzieś indziej. Nawet w Wielkiej Sali siadali dalej, bo? Nie było argumentów. To bezsensu. Co do konkurencji... Ona chyba tak nie rozpatrywała quidditch'a. Ta gra w dużej mierze polegała na szczęściu. Ona miała gdzieś czy uda się jej rzucić, a może będzie zmuszona podać. Co za różnica... Samo to, że może latać... To się nazywa wolność, której naprawdę nikt nie jest w stanie Ci zabrać. I właśnie teraz odczuła dziwną potrzebę zaproponowania tego Gryffon'owi, ale jeszcze poczeka. - A Ty? Jak tam analizowanie wrogów i budowa strategii? - Mrugnęła śmiejąc się. Widziała na pierwszej imprezie, jak lustrowano ludzi wzrokiem. To było dziwne!
O tak, bo on był na samym zaszczytnym, wręcz pierwszym miejscu, by każdego na zawodach wyeliminować marnie. Nie, zacznijmy od tego, że Cohen w ogóle w tym nie uczestniczył. Zakończył swoją grę na tym dziwnym pojeździe dawno temu, jeszcze jak był bardzo zafascynowany Quidditchem i piszczał na widok nauczyciela od latania w pierwszej klasie. Dawno temu i po krzyku, po bólu, jaki mu przyniósł wypadek. Bo spadł niefortunnie, zahaczając szatą o jeden ze słupków, ten bodajże, który oblega tak niemiłosiernie obrońca każdej drużyny. W sumie, od tego się zaczęło, ta jego słoneczna postawa do dalszego życia, nie było dnia, by ze złamaną nogą nie łaził po boisku i przymierzał sobie tego zdrajcę do nogi. Cóż, zauważyła go cierpiącego bardzo, mimo uśmiechu wymalowanego na twarzy nauczycielka, nie pamięta już od czego, i powiedziała, by zrezygnował. Tak też zrobił, bo po co miał się z tym dalej obchodzić, skoro matka w domu wariowała i była nawet skłonna go z Hogwartu zabrać na stałe. Dlatego nie umiał się w czuć w tą całą na pewno świetną atmosferę w zamku i zachowywał jak zwykle, byleby przetrwać, byleby do wakacji, gdzie sobie ulży i odbije na bieganiu czy graniu w piłkę nożną. Może i nie wystarczało, by zaspokoić sportowego ducha chłopaka, ale nie uprawianie niczego wyszłoby mu wbrew zdrowiu, o które obiecał ojcu dbać. Oczywiście nie śmiał nikomu poza najbliższymi kumplami tego powiedzieć, chociaż oni przyjęli to tak dobrze, że aż czasami mylił pojęcie tajemnica z wyśmiewaniem się. Najchętniej to by ich zabił i zakopał przy bijącej wierzbie, ale nawet na to nie zasługiwali, sknerusy fajfusy. Trochę się zamyślił, można by rzec, że go kolejny raz zdeczkę zatkało, ale przełknął ślinę lekko zmieszany tą krótką ciszą. Co się nie robi dla uroczego dziewczęcia, na dodatek wyraźnie była zagubiona, co tylko równało się jego ciepłym odczuciom do tej sytuacji. - Wiesz, nigdy nie wiadomo, co kryję się pod tym słodkim kawałkiem mięskaa. Ja tam widzę same mięśnie. Musi chodzić po szkole o tobie niezła opinia, skoro tak Cię raczą swoim wzrokiem, zwykle to mają nowych gdzieś. Przynajmniej czerwoni - Odpowiedział, uśmiechając się i kładąc się z ręką za głową na kanapie. Walić, że ma nieco brudne trampki, nic się nie stałooo. - Albo już coś narozrabiałaś, tylko nie pamiętasz. Wyznaj swoje grzechy, a ja się zastanowię, czy cię obronić czy ukarać. - Normalnie by nie przygryzał wargi, ale przy niej się zaczął dziwnie zachowywać i nie kontrolować tego, co mówi, a przecież był gentlemanem! Z Hiszpanii, o matko! Reprezentuj swój kraj godnie, albo cię wyślę do Salem! Sralem, kurna. Słowa matki mu wszędzie się obijały o uszy. - Jaka strategia? Aaaa, będę siedział na trybunach, trzymał chorągiew gryfonów i zacieszał. Innej opcji nie mam, bo inaczej odznaczą mnie orderem honorowego zdrajcy domu Godryka Gryffindora.
Bibi chyba nie zdawała sobie sprawy, że zawstydza kolegę. Siedząc na kanapie podciągnęła nogi do góry, aby usiąść po turecku i odrobinę się zrelaksować. Chodzenie po zamku męczyło. Podobno było tu mnóstwo skrótów, tajemnych przejść, ale najwidoczniej to nie dla niej. Dla niej na ten rok będzie przysługiwał główny korytarz z przejściem do łazienki i z powrotem. No dobra. Może czasem wychyli się gdzieś dalej, żeby wyjść ze szkoły i podreptać na boisko, ale chyba przy tym pomoże jej drużyna. Oni na pewno byli już zaklimatyzowani. Nie to co ona... Odludek? Cholera ją wie, co się z nią dzisiaj działo. Nie mniej, jednak wątpliwościom nie ulegało to, że to nie przez jej seksapil się na nią gapili. Wyobraźcie sobie akcję... Mija was dziewczyna na korytarzu, a zaraz idzie druga... Albo idą razem. Identyczne! Nawet włosy tej samej długości. Żadna się nie odważyła ingerować, gdyż stwierdziły, że tak ma być i tyle. Dobrze, że chociaż one siebie rozróżniają. Bo dobrą fazą byłoby obudzić się rankiem i patrzeć na swoją kopię zwracając się do niej swoim imieniem: "Blair. Idź dzisiaj na zajęcia, a ja sobie pośpię". Ooo... Jakże chętnie. Problemu z dziewczynami zazwyczaj nie było... Po prostu ludzie traktowali je jak obiekty naukowe myśląc, że są zaczarowane, albo wypiły eliksir, bo to niemożliwe, żeby były identyczne... Dlatego uśmiechnęła się pobłażliwie, kiedy on zaczął snuć swoje teorie. W sumie nie chciała go na razie informować o genetycznym prezencie od losu czy coś. Może i tak już wiedział! - Opinia: "Zabić, stratować, rozrzucić szczątki w czterech miejscach na świecie". Choć to już bardziej kwalifikuje się pod groźbę! - Zrobiła niby smutną minkę długo zastanawiając się nad tym czy rzeczywiście Hogwarczycy mogliby wpaść na taki pomysł. Jak widać, jej to przyszło bez problemu... Może jej nie zjedzą! Chociaż nadzieją matką głupich. Wynajmie pana Ames'a, a żeby ją wybronił! A co tam! - Liczyłam, że to mi będziesz kibicował, ale widzę, że to tylko złudne nadzieje. - Tu strapiona mina z bólem wymalowanym na twarzy. A masz zła osobo! CIERP!
Odwrócił się do niej z nadzieją, ze coś zrozumie z tego przekazu słownego, ale nic nie wywnioskował, teorie pozostały takie jak przedtem. Gdyby to siostra poprosiła go o przysługę, no zjechałby ją porządnie, jeszcze przełożył przez kolano, albo zamknął w piwnicy ze szczurami i pająkami, bo się ich gelejza najbardziej bała. A on z kolei chętnie by pozyskał trochę szacunku i auorytetu. Przy Blair to się pohamował ze swoimi dziwnymi pomysłami na kary, bo jeszcze nie zdążyła mu wyrządzić nic złego, a anwet gdyby to... na pewno by odpuścił. Aczkolwiek jeśli sama by zechciała, to on z chęcią, także niech się nie krępuje. A czemu o tym wspominam? Bo idiocie nigdy nie przyszło do głowy by tak na serio, ale serio-serio, kibicowac innej drużynie na jakichkolwiek zawodach sportowych, niż tej, do której zdążył przywyknąć. W świecie mugoli było jasne, stał za Hiszpanią bo się po prostu przyzwyczaił, a tak to, się jeszcze nad tym dokładniej nie zastanawiał, bo na wstępie mu powiedzieli, gdy się dowiedzieli o rozgrywkach, że jest z nimi, albo poczęstują go jakimś wybitnie zabawnym zaklęciem, co na sto procent nie będzie wyglądać i smakować, jak witaminki. Normalnie by przyznał się nauczycielom do szantażu i zastraszania, ale Ames olał sprawę. Jeszcze raz z chęcią oddał się lustrowaniu znajomej przez dobre kilka minut. Jak, co, gdzie, kiedy. NIE BYŁ TCHÓRZEM. No bo heloł, one z tych.. no tamtych których nazwy jeszcze nie pamiętał, a on z Hogwartu. To się aż więcej niż nie godziło. Jakiś sojusz, to owszem, skutki no już niekoniecznie. - Ah, czyli mam specjalnie się dla ciebie narażać, wiesz, to kosztuje! To bardzo drogie sprawy są i rzeczy i ogólnie ten.. no... się zaczynam gubić. - Stopniowo zaczął mówić ciszej, aż w końcu zamilkł z wyszczerzem, przymykając oczy, bo pewnie by się popłakał ze swojego dzisiejszego wstydu, który chodzi za nim wyłącznie wtedy, gdy ma do czynienia z dziewczynami. - Daj spokój, są zazdrośni, próbują się wywyższać i zarazem wywołać strach, no popatrz tylko na mnie. Nie wszyscy są tacy, więc czilałtuj. Jakby co, oferuję swoje plecy jako tarczę przeciw p r a w i e wszystkiemu.
Czy on jej właśnie odmówił? Halo? Odmówił jej? Blair? Blair Blake? Jednej,jedynej kochanej, "niepowtarzalnej" dziewczynie w zamku? Odmówił? I to kurde, jak bezczelnie! Jednocześnie stchórzył! Czy ona powinna pójść z nim na oddzielnie lekcje dotyczące bycia mężczyzną, a raczej manier? Już mógłby wymyślić coś innego! Ale on się otwarcie przyznał, ze się boi innych Gryffonów! Buuuu! Buuuu! Bu Ty zły człowieku! I jak on mógł odkupić swoje winy? Czy w ogóle mógł? Przecież to było takie ech! Ona by się poświęciła i by mu kibicowała! A tak serio... W sumie rozumiała to. Ale i tak było jej żal, że nie przekabaciła go na stronę Red Rocks'ów... W sumie nie będą grać z poszczególnymi domami. Raczej Znikacze z Hogwartu będą konkurować z nimi, więc składanka ze wszystkich czterech domów! Cool! Ona chętnie popatrzy. Oby to nie oni otwierali te rozgrywki... W ogóle ciekawe, kiedy one ruszą... Ech. Nikt na razie nic nie mówił... - Tchórzysz? Ojeeeej. - Udała silnie zawiedzioną i spuściła głowę... Ale tylko na chwilę, bo zaraz przeżyła ożywienie i doszła do wniosku, że musi go o coś poprosić. - Pokaż mi najciekawsze miejsce w zamku. Według Ciebie oczywiście! - Miała go jeszcze zmusić do zaplanowania jej czasu wolnego, ale nic takiego na głos nie powiedziała. W sumie zabierze go też na przelot nad zamczyskiem. Pożyczy drugą miotełkę od Pandory i będą mieli wyjątkowy spaceer. Bo ona chciała wszystko zobaczyć, wszystko poczuć, wszystkiego dotknąć. Jak niezaspokojone dziecko... W sumie po prostu nagle zdała sobie sprawę, że nie ma ochoty się tu kisić i naprawdę miała chęć coś zrobić. Nawet jeśli coś połamie. Choć może nie będzie aż tak ekstremalnie! Zeskoczyła z kanapy i uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Nono. Ames! Wstawaj! Pokaż mi swój świat! - A ona w przyszłym roku ściągnie do Australii i też pokaże wszystko w Red Rocks! Genialnie!