By uczniowie z innych domów mogli się bardziej z integrować, równocześnie odpoczywając po ciężkim dniu nauki powstał Salon Wspólny. Jego wnętrze jest wypełnione barwami wszystkich czterech domów. W wielkim kominku naprzeciwko kanapy zawsze miga wesoło ogień. Wokół niego rozstawione są żółto- czerwone sofy. Oprócz tego można tu znaleźć niewielkie stoliki razem z pufami, by móc przy nich na odrobić lekcje. Są one rozstawione przy ścianie, naokoło kominka. Na co dzień z ogromnych okien padają promienie słoneczne, rażące w oczy siedzących blisko nich uczniów. Zaś sufit Salonu Wspólnego posiada malunki zwierząt czterech domów razem z przynależnymi do nich kolorami.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie 20 Cze 2010, 11:56 pm, w całości zmieniany 1 raz
Arthur spojrzał na dziewczynę i uśmiechnał się nikło:- Refleksje są na wasz temat, bo kobiety są dziwne czasami....-powiedział powoli jeszcze na poły zamyślony. Potem usiadł normalnie i ucałował rękę dziewczyny:- Arthur jestem. A Ty? Dawno z nikim nie rozmawiał, a Ann nie widział od jakiegoś czasu.... może nie chce z nim przebywać... cóż... trzeba było się nie angażować...
- Dziwne? - skrzywiła się. Od kiedy ona jest dziwna? A może jest wyjątkiem, który nie jest jest dziwny? Coraz śmieszniejsze teorie zaczęły przychodzić jej na myśl, więc przestała się nad tym zastanawiać. Po chwili zrozumiała, czemu chłopak o tym myśli. Uśmiechnęła się. - Wiesz, chyba tylko jedna jest taka dziwna, zgadłam? - Rose jestem. Miło mi. Dziwnym mogła nazwać uczucie, kiedy Arthur całował jej dłoń. Większość chłopaków pozostawała raczej przy zwykłej metodzie witania, czyli rzucenie krótkiego "cześć", "siema" lub "hej".
Arthur spojrzał na nią. Wyglądała, jakby coś ja zdziwiło w jego zachowaniu. Puścił jej rękę i uśmiechnał się czarująco:- Przepraszam... ale tak zostałem wychowany...-po czym westchnął:- Jedna jest dziwna? Dlaczego?
- Nie no, nie przepraszaj - westchnęła. Było to nawet przyjemne. Podparła się łokciami na oparciu fotela, patrząc na krukona. - Musisz mieć jakiś powód, aby uważać dziewczyny za dziwne, więc podejrzewał, że głownie chodzi o taką jedną, prawda? - Nie wiedziała, po co kontynuuje temat. Może powinna założyć klub pomocy dla zakochanych?
Arthur odparł:- Wiesz.... poradze sobie z tym... zawsze radziłem...-powiedział już ciszej. Nie chciał byc niemiły dla tej dziewczyny. Odgarnął włosy i powiedział:- PO prostu Rose.... czasami musisz próbować rozwiązać zagadkę bez własnych umiejętności.. gdyż wtedy.... to byłoby nie fair...
- No, mam nadzieję. I głowa do góry! Lato, koniec roku... uśmiechnij się! - powiedziała wesoło. To nie czas na żadne smutanie! Zrobiła zdezorientowaną minę. Nie za bardzo rozumiała, o co chodziło chłopakowi. Coś namotał. Może się stresował? Ech, nie ważne. Niech sobie radzi sam, skoro tak chce. - Długo tu siedzisz? Ja bym proponowała w coś zagrać, o.
Arthur odparł:- Właściwie odpoczywam po treningu.... ale jasne... a w co?-spytał po chwili zastanowienia. Był dzisiaj niewyspany, o 5 rano wyszedł na trening i wrócił niedawno, wiec musiał sie napić kawy, by było wszystko dobrze.
- Po treningu? Grasz w Quidditcha? - zainteresowała się. - Jeśli nie, to co trenujesz? Mało kto wstawał tak wcześnie rano. Nawet na trening. Czyżby kapitan krukonów, o ile Arthur grał w drużynie, miał aż takiego bzika na punkcie sportu? - Nie wiem... szachy czarodziejów? Eksplodujący dureń? Wybieraj lub mów, jak masz jakieś inne propozycje.
Arthur odparł:- Można iść popływac nad jezioro... albo pograć w szachy czarodziejów....-spojrzał na nią:- Nie.. trenuję moja animagiczną formę....i samego siebie.....nigdy dość samodoskonalenia....
/Nie sugeruj jeziora, bo Rose już tam jest, a do tego lubi wodę i najchętniej by się skusiła, a nie może xD/
- Może bym i popływała, ale o tej porze na pewno się tam sporo ludzi. Lepiej przyjść wcześniej i zająć wygodne miejsca. - W szachy nie jestem dobra - zastrzegła. Nigdy nie miała większego talentu do tej gry, a to, że czasami jej się udawało, to szczęście początkujących. - Jesteś animagiem? Nie spotkałam jeszcze w Hogwarcie żadnego animaga. - Pominęła oczywiście fakt, że ona sama jest animagiem. - I to trzeba już o piątej ćwiczyć? - wytrzeszczyła oczy. Ona jednak wolała noce wędrówki po Zakazanym Lesie.
/Jestem już tam xD Odpada - dąb, Zakazany Las i jezioro, bo tam jestem ;p/
- Tak się nie da żyć. Albo chodziłabym na okrągło śpiąca, albo marudna. Nawet nie wiem, co gorsze, bo w obu stanach zachowuję się podobnie. Podniosła się z fotela. - Co powiesz na spacer po błoniach? Ot tak, zwykły spacer. Może się gdzieś zatrzymamy? Ale bez żadnego biegania! Proszę! - A tak poza tym, w jakie zwierze się zmieniasz?
Arthur zastanowił sie chwilę:- Ok... tylko szkoda, że bez biegania..-po czym mrugnął do niej:- W jakie zwierze sie zmieniam>?? Hmm..... wiesz... myślę, że przekonasz sie sama.. jak kiedyś podejrzysz moje treningi w Zakazanym lesie...-wstał i poprawił koszulę:- No to chodźmy...
- Możemy i pobiegać - powiedziała z uśmiechem, kierując się ku drzwiom. - No, chodź i nie każ mi czekać! - dodała, idąc coraz szybciej, aż wreszcie zniknęła za drzwiami. - Jak się pospieszysz, to coś ci powiem!
I znów wakacje dobiegły końca. I choć tak bardzo chciałoby się, aby trwały dłużej, czas nieubłaganie gnał na przód. Pozornie rzecz błaha, jednak to właśnie te poranne wstawanie na lekcje, przestawienie się na obecny tryb życia sprawiało największe problemy Fran. No cóż, jeśli przez całe dwa miesiące nie podnosiła się z łóżka wcześniej niż o jedenastej, to teraz nie ma dziwne. Pierwszy tydzień w szkole był jednak dla niej dość uciążliwy. Całe szczęście skrzaty domowe przyrządzały ten cudny napój zwany czarną kawą. I własnie z kubkiem pełnym tego gorącego napoju, brunetka weszła do salonu wspólnego. Zatrzymała się na chwilę przy oknie spoglądając przez szybę na zewnątrz. Powoli się już ściemniało, a dzień dobiegał końca. Przeszło jej przez myśl, że szkoda, iż lato nieubłaganie się kończy. Odeszła od parapetu i zajęła wolne miejsce na kanapie. Na stole zobaczyła leżącego jakiegoś Żonglera. Z nudów więc zaczęła przeglądać kolorowy magazyn, szukając jakiegoś ciekawszego artykułu, który to mogłaby przeczytać. Choć nadziei wielkich w tej gazecie nie pokładała.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Miała co prawda wybrać się aż na wieżę astronomiczną, ale nogi zaczęły boleć już przy mijaniu drugiego piętra. Zatrzymała się chwilę na czwartym, błyskotliwie uznając, że poziom wyżej jest salon wspólny, w którym mogła sobie odpocząć! Nie musiała przecież podziwiać widoków z wieży, wystarczy jej wylegiwanie się na kanapie. Z trudem więc przemogła się i wspięła po stopniach, wlekąc przy tym niemiłosiernie. Dlaczego nie było żadnych mężczyzn do pomocy? Przecież wyglądała dziś tak ładnie! Trampki i spódniczka, nawet z makijażem nie przesadziła! A ich brak, jak na złość! Ale może to lepiej? Już wolała sama wejść na piąte piętro, niż przyjmować pomoc od Edrica, tego pieprzonego gnojka. Udało jej się osiągnąć cel, nie potykając się ani razu. Odetchnęła głęboko, kiedy znalazła się w tym miejscu. Prawie od razu rozłożyła się wygodnie na miękkiej kanapie. O tak, teraz zdecydowanie było wspaniale!
No i po co ona się wspinałą tak wysoko? Nie lepiej było zostać na jakże wygodnej kanapie w pokoju wspólnym? No ale nie. Musiała sobie coś udowodnić. Że dojdzie aż na piąe piętro. Pocieszała się myślą, że tam jest salon wspólny, który, choć odstraszał wszechobecną czerwienią, to zachęcał wygodnymi fotelami i kanapą. Gdy tylko weszła do pomieszczenia, od razu zauważyła przyjaciółkę, na której widok rozpogodziła się. - Lacey Elise, co ty tu robisz sama? - zapytała.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Przymknęła oczy i leżała bez ruchu, kiedy to nagle usłyszała znajomy głos. Czyżby Cirilla coś sobie udowadniała, wspinając się tak wysoko? To było bardzo możliwe. - Ariane Elle! - powiedziała. Oczywiście cieszyła się, że Ślizgonka ją tu znalazła, ale nie było to jeszcze jakimś wielkim powodem do cieszenia się z wszystkiego naokoło. Przecież była z domu Slytherina, nie przystoi szczerzyć się na każdym kroku. - Ach, leżę - odrzekła na pytanie. - Miałam iść na saaamą górę, ale uznałam, że nie mam po co odwiedzać wieży astronomicznej - ziewnęła. - Ale tu ostatnio nudno - skomentowała. - Co u ciebie?
Usiadła na fotelu znajdujacym się naprzeciwko kanapy, na której leżała Lacey. Tylk ona jedna wołała tak na nią, właściwie dlatego, że Cirilla miała dosyć w tamtym momencie swego pierwszego imienia. Poza tym oznaczało to, że była wyjątkową osobą w jej życiu. Ale chyba zacznie stosować takie rozwiązanie, jak Lei, mianowicie stosowanie wszystkich imion. - Dokładnie, bo i co tam takiego do zobaczenia? - przyznała rację Ślizgonce. - U mnie? A to i owo... - odpowiedziała, owijając w bawełnę. Była ciekawa, czy Elise będzie ją wypytywać o szczegóły.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- No wiesz, te wszystkie piękne widoki, zapierające dech w piersiach, które dziwnym sposobem przemawiają do duszy, uświadamiając jej, że masz ochotę tu wrócić, po ukończeniu szkoły! - odrzekła teatralnie, przykładając dłoń do obojczyka, dla lepszego efektu. Po chwili jednak prychnęła. Słuchając odpowiedzi przyjaciółki zorientowała się, że ta nie powie nic wprost. W zasadzie mogła użyć legilimencji, ale miała pewne opory, nie lubiła korzystać z tej umiejętności wobec przyjaciół. Sama też nie byłaby zadowolona, gdyby bliska osoba szperała jej w głowie. - To i owo, to znaczy? - zapytała, unosząc brew. - Konkretniej, Ariane!
- Jakoś do mnie one nie przemawiają - stwierdziła. No bo wolała oglądać to wszystko z bliska, a nie męczyć się wspinaniem po takiej ilości schodów. Miała nadzieję, że Elise nie użyje na niej swoich umiejętności. Po prostu to byłoby nie w porządku. - Dostałam szlaban - rzekła niedbale, jakby to jej nic nie obchodziło. A właściwie to obchodził ją nie sam fakt szlabanu, tylko to, u kogo musiała go odrabiać.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
- Do mnie też nie - stwierdziła krótko, ziewając teatralnie. Zdecydowanie wygodniej było to sobie obserwować z dołu. Przecież z lochów bliżej było na błonia, niż wieżę astronomiczną! Co innego jeśli "z góry" znaczyło z grzbietu testrala albo smoka. To zdecydowanie było lepsze. Nie dość, że przyjemniejsze, to jeszcze adrenalina! Uwielbiała to. - Szlaban. Aha - przypatrywała się jej uważnie. Nie używała swoich zdolności, nie. Legilimencja nie była samym "czytaniem w myślach". Była to umiejętność subtelna, pomagająca wykryć emocje rozmówcy. I tak było tym razem, a wyczuła je zupełnie machinalnie, automatycznie. Nawet nie ruszyła palcem. - Konkretniej? - zapytała. Znów ponawiała swoją prośbę. Ciekawe ile razy będzie musiała ją o to prosić, zanim wyciągnie należytą ilość wiadomości?
Na błonia było zdecydowanie bliżej. I bezpieczniej! Jeszcze by sobie skręciła kostkę na tych schodach, a to jest niewskazane. Owszem, mogła to oglądać z góry, ale z miotły. Widoki niezłe, a i ten pęd powietrza, te emocje związane z lotem. Bezcenne. - Za naruszanie ciszy nocnej - odpowiedziała. Nie miała zamiaru wyjaśniać wszystkiego, wolała patrzeć, jak Lei wypytuje ją o wszystko. Poza tym, ciekawa była, czy Lacey użyje na Ariane swoich zdolności.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
A więc pogrywała w ten sposób? Nieładnie, nieładnie! Nie traciła cierpliwości w takich błahych sprawach, więc w zasadzie mogła być spokojna, ale można się trochę podroczyć. Oczywiście chciała wiedzieć więcej, Cirilla coś mało mówiła. Nie było to jednak niezbędne do życia! - Ariane Elle! Czyżbyś próbowała mnie zmusić do dociekliwości? - zapytała. - Ach, dobrze, będę pytać! - oznajmiła teatralnie, udając, że się poświęca. Zaczynajmy. - Kiedy? Od kogo? Co będziesz robić? Jeśli nie odpowiedz, to dowiem się sama - uśmiechnęła się złośliwie. - Wolałabym jednak nie korzystać ze swojej ponadprzeciętnej zdolności - powiedziała. Tylko przy tej Ślizgonce mogła swobodnie mówić o oklumencji i legilimencji, tylko ona wiedziała. I dobrze, nie lubiła, kiedy zbyt dużo osób wiedziało, do czego jest zdolna.
Cirilla nic nie robila sobie z tego. Uwielbiała się droczyć, kłócić. Nawet mimo tego, że często ponosiły ją emocje. Zbyt często. - Lacey Elise, nie napinaj się tak - napomniała. - Wczoraj, od Murreya i nie wiem, co będę robić - odpowiedziała szerze. Mimo wszystko wolała to, niż aby Lei użyła legilimencji. - Dobre podejście.