Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Czas na zasłużony odpoczynek, mówili. Sfinks się skończył, teraz można sobie odpuścić, mówili. Otóż wszyscy kłamali. Ledwo podsumowano wyniki i rozdano nagrody, a już była jakaś lekcja, na którą Enzo oczywiście nie chciało się iść. Uznał, mimo wszystko, że warto byłoby zadbać o swoją czarodziejską edukację i w drodze wyjątku zjawił się na zielarstwie. Przywitał się krótko z panią profesor i obrzucił w miarę szybkim, aczkolwiek dziwnie gorliwym spojrzeniem jej krótką spódniczkę… zdecydowanie za krótką, można by nadmienić. Cóż, Estella nie wyglądała jeszcze aż tak staro, dlatego nie ma co się dziwić jego reakcji. W każdym razie nie spodziewał się, że uda mu się zachować skupienie na zajęciach. Wziął te dziwne nasiona, które mieli zasadzać i w sumie to nie poszło mu, aż tak źle. Rozsypał dużo nawozu, dając upust swojej niezdarności, ale fasolki były na tyle grzeczne, że nawet nie próbowały mu uciec. Zdaje się, że aż rozsiewał wokół siebie respekt, c’nie? W związku z powyższym zasadzenie nasion nie mogło być już trudne i pozostało jedynie przyglądać się efektom.
To się nie mogło dobrze skończyć. Rasheed przybył na zielarstwo TYLKO i wyłącznie dlatego, że spodziewał się na nich Blaze’a. Absolutnie nie miał ochoty brać udziału w tej lekcji, jeśli miała prowadzić ją Vicario. Jej okropnie krótka spódniczka też nie ułatwiała mu wytrwaniu na posterunku. Szczerze mówiąc to zastanawiał się w jaki sposób może się wymknąć, aby go nie przyuważyli i głowy nie urwali. Właściwie to sądził, że to niemalże niemożliwe, dlatego zaciskając zęby z irytacji musiał się postarać o to, aby kompletnie nie polec. Nie spodziewał się wspaniałych efektów i dobrze, bo mógłby się srodze zawieść. Wystarczyło, żeby się na moment odwrócił, a już wszystkie fasolki wyruszyły w podróż dookoła cieplarni, dzięki czemu oto stracił pięć punktów. Niech szlag jasny trafi te durne rośliny i Estelle, której miał ochotę posłać miażdżące spojrzenie. Całe szczęście się opanował. Pięćdziesięciu punktów nie chciałby stracić.
Cordelia na zielarstwie? Nie ma innego wyjścia - to musiało zakończyć się katastrofą. Młoda Nashword miała tyle talentu do grzebania w ziemi co średnio rozgarnięty kudłoń, dlatego nie ma co się dziwić, że sama była zdziwiona faktem swego przybycia na zajęcia. Wynik jej dziwacznego kaprysu zapewne nie był trudny do przewidzenia - otóż była gotowa coś spaprać i wręcz była pewna, że tak właśnie się stanie. Całej tej sytuacji wcale nie poprawiał fakt, że zobaczyła na zajęciach Ettore… w mundurku Ravenclawu. Czyli, że nie kłamał o tym bliźniaku. Delia przełknęła nerwowo ślinę, jakby już samo ujrzenie drugiego Halvorsena było jakimś fatum, ale zaraz pokręciła nerwowo głową i przystąpiła do zadania, które umyśliła sobie, na ich zgubę, Vicario. To, że Cordelia zgubiła fasolki już po otworzenia woreczka było objawem wyjątkowej nieudolności, ale zrzucenie trzech dużych donic było już wisienką na torcie. Minus pięć punktów dla Slytherinu było wrednym zagraniem ze strony tej wymalowanej łajzy, nazywającej siebie nauczycielką, a fakt, że chwilę wcześniej to samo spotkało Saphone stanowił potwierdzenie takiego stanu rzeczy. Nashword wymieniła więc tylko krótkie porozumiewawcze spojrzenie z Zasłoną i dalej radośnie pomstowała sobie w myślach, umilając sobie w ten sposób czas oczekiwania na kolejne zadanie.
Zielarstwo: 0 Wylosowana kostka: 2 Zdobyte/stracone punkty: -5 ponownie :lubie:
Niezbyt miał ochotę przychodzić na tę lekcję. Tak samo, jak na każdą inną. Najchętniej siedziałby w dormitorium, wyłączony z życia, nie przejmując się czymkolwiek. Picie też działało całkiem nieźle. Ale skupienie i aktywność naukowa - to nie był dobry pomysł. Tyle że był prefektem. I studentem, który chciał te studia skończyć. Dlatego nie mógł opuszczać zajęć, a przynajmniej niewiele więcej, niż opuścił do tej pory. Stąd właśnie jego obecność w szklarni - i jednocześnie stąd jego całkowity brak skupienia. Dlatego też udało mu się porozsypywać wokół siebie sporo ziemi, a nawet stłuc jedną z doniczek. Prawdopodobnie czystym przypadkiem wsypał wszystkie nasiona do wyznaczonego miejsca, a nie wszędzie dookoła. To wszystko było jednak nieważne, nie interesowało go, nie docierała do niego nawet drobna pochwała, jaką otrzymał. Jakie znaczenie ma lekcja zielarstwa w obliczu śmierci...?
Puchon poprawił szkolną szatę i pchnął przeszklone drzwi prowadzące do cieplarni. Wewnątrz chyba panował lekki zaduch. Nadish rozejrzał się po pomieszczeniu i skinął głową na widok pani nauczycielki .O ile nie miał obowiązku znać jej osobiście, o tyle wypadałoby by wiedział jak wygląda i jak się nazywa. Chłopak zmierzwił dłonią włosy i przysiadł przy stanowisku, które znajdowało się tuż przy samym wejściu .Zgłębi pomieszczenia dochodziły odgłosy przyciszonych prac przez uczniów. Piwne tęczówki młodzieńca bacznie badały poszczególne grządki roślin, starając się odkryć jakie zadanie postawi przed nim dzisiaj do wykonania nauczycielka. Naturalnie jego uwadze nie umknęło pojawienie się w polu widzenia Prefekta jego domu. Usta studenta wydęły się w nieznacznym uśmiechu, które dostrzegłoby jedynie wprawione oko. Zabrał się więc do roboty chociaż nie miał do tego ręki prędzej do zwierzątek tak ale do roślin to fatalnie. Mała chwila ledwo wyjął z woreczka fasolki to już mu gdzieś uciekały, ale biegać za nimi nie łatwo , po chwili niezdarności Puchona i zrzucił trzy donice duże a przy tym, jednocześnie stracił 5 punktów w rankingu domów . Cóż chyba teraz zostało Puchonowi czekać na dodatkowe zadanie oby cos łatwego .
Całkiem lubiła zielarstwo. Odbywało się często na świeżym powietrzu, a nawet, jeśli w zamkniętej szklarni, to jakoś tutaj nie czuła się bardzo przytłoczona. Hogwarckie cieplarnie były specyficzne i nie ograniczały, choć przecież były zamknięte. Były to jednak środowisko wystarczająco bliskie natury, by trafiało w upodobania Puchonki. Pojawiła się więc w bardzo dobrym nastroju, zwarta i gotowa do pracy. Trochę zestresowana przez ostatnie spotkania z ludźmi, z którymi nie miała ochoty się spotykać, ale to nie mogło zepsuć jej lekcji, prawda? A jednak. Nie wiedziała, co innego mogło na to wpłynąć, ale była jakaś rozkojarzona, a fasolki złośliwie uciekały jej na wszystkie strony i ostatecznie udało jej się zasadzić tylko dwie. W obliczu niektórych sytuacji przyniosło to dość pesymistyczne myśli, sprowadzające się do tego, że skoro nawet fasolki od niej uciekają, to jak oczekiwać sympatii od ludzi...? Z pewnym zrezygnowaniem czekała na dalszą część lekcji.
Raphael i zielarstwo to murowana porażka, ale nasz uroczy Puchon nie należy do osób, które łatwo się zniechęcają czy w ogóle przejmują porażkami, o ile te nie są związane z jego pisaniem. Na zajęcia jak zwykle wpadł spóźniony, ale jego marzycielski, pogodny uśmiech na pewno zmiękczył serce Estelli, które ze swej natury do twardych nie należało! Przywitał się ze swoimi znajomymi i zakasał rękawy czarnej koszuli, mimo że w jego głowie natychmiast pojawiło się pytanie, czy byłby w stanie zaopiekować się choćby kaktusem. Odpowiedź brzmiała "nie", ale trudno, trzeba próbować, prawda? Był nieuleczalnym mieszczuchem, który nie miał bladego pojęcia o naturze. Ze zwierzętami jako tako się dogadywał, sam był posiadaczem kota, który prawdę mówiąc miał więcej cech ludzkich niż wielu jego znajomych. I zdecydowanie więcej wyrozumiałości dla Raphaelowych dziwactw. Tak czy inaczej, de Nevers wziął się do pracy. Nie szło mu najlepiej, po długich zmaganiach udało mu się wsadzić do ziemi tylko dwie fasolki, podczas gdy reszta radośnie pomknęła w kierunku innych uczniów, zdecydowanie bardziej utalentowanych pod tym względem. Westchnął cicho i otarł czoło przedramieniem, które oczywiście było utytłane ziemią. Wyglądał jak prawdziwy ogrodnik z jakże malowniczymi smugami na twarzy. Dopiero teraz zauważył Emmeta, który walczył ze swoimi fasolkami kawałek dalej. Zdaje się, że poszło mu znacznie lepiej niż de Neversowi, co prawdę mówiąc, nikogo nie powinno dziwić. Raph nie mógł się oprzeć pokusie zaczepienia kolegi, którego nie widział całe wieki! Ruszył w jego kierunku, jednak z typowym dla siebie wdziękiem, przez co potknął się o worek z ziemią i runął na ziemię jak długi. Przez chwilę leżał, wpatrując się w sklepienie cieplarni z filozoficznym spokojem, a widząc, że Emmet patrzy w jego kierunku, uśmiechnął się flegmatycznie i niezdarnie zaczął się gramolić spośród worków ziemi. - Bonjour, mon ami.
Po zakończeniu Sfinksa szybko wrócił do swoich zainteresowań, przy okazji realizując jeden z większych planów, którym nie było pójście na zielarstwo. Tak więc dlaczego w ogóle tu przybył? Wyglądało na to, że potrzebował przerwy od swojego projektu, co prawda mógł się zająć czymś innym niż lekcja no ale... Może liczył też na to, że spotka tu kogoś znajomego i warto by było poznać choćby i z wyglądu resztę grona nauczycielskiego. Nie spodziewał się tego co zobaczył, czy to była ta cała Vicario i jej sławne cycki? Meh, machnął na to ręką i zaczął się rozglądać, czego wynikiem było ujrzenie brata, kolesia z korków transmutacji i Cordelii. Przechodząc obok Sharkera przywitał się z nim krótko, po czym ruszył dalej i stanął gdzieś pomiędzy pozostałą dwójką, brata tradycyjnie dźgnął w bok, a Delii rzucił nieznaczny uśmiech, kończąc zwykłym 'cześć' do obojga. Jakoś tak wyszło, że nie był dziś rozmowną osobą, poza tym lekcja rozpoczęła się dość szybko i po prostu zajął się byciem małym zielarzem czy tam ogrodnikiem... Zgarnął nasiona i drugą ręką robiąc jakieś kratery coby się tam zmieściły wrzucał do nich fasolki, nie do końca wiedząc jak to ma wyglądać zasypał to wszystko ziemią i zdaje się, że w pewnym momencie dodał nawozu. Na szczęście żadna z nich nie postanowiła być uciekinierem, co pozwoliło mu na małe obserwacje wyczynów innych. Sam nie wiedział jak to mu się wszystko udało, w końcu wcześniej nie za bardzo interesował się tego typu rzeczami, czyżby szczęście początkującego?
Kiedy Avixiam zobaczył mizerne efekty swojej pracy, głęboko wzdychnął i ukrył twarz w swoich dłoniach, które wciąż były brudne od ziemi, którą rozkopywał. Zdecydowane nie szło mu dzisiaj zielarstwo. Pomimo tego, że się starał, wszystko się psuło - udało mu się zasadzić marne dwie fasolki, a reszta z nich rozskakała się po stole i osobom siedzącym dookoła niego udało się je chwycić i zasadzić. No cóż, zdarza się... pomyślał krukon. Zdecydowanie bardziej wolał zajęcia z transmutacji niż sadzenie roślinek... Swoją drogą, zastanawiał się, kiedy będzie miał następne lekcje z transmutacji - szczerze powiedziawszy wypadło mu to z głowy.
Od dawna myślała nad tym, że musi się odstresować. Zdawało się dziwne, że od dłuższego czasu nie opuszczała dormitorium z wyjątkiem spotkań z Sethem. Uczyła się, ale nie tak dobrze, jak przedtem. Wyglądała dobrze, ale nie aż tak jak kiedyś. Cały ten smutek ogarniał ją, gdy tylko zaczynała być sama i nie wiedziała, co ma z tym zrobić. Ciągle dręczyły ją myśli o tym, co będzie, a zamiast żyć chwilą coraz częściej zatracała się sama w sobie myśląc o byle czym. Sama nie wiedziała, gdzie zgubiła się ta Mandy, która mogła wyjść, upić się i nie wrócić? Teraz nawet nie wychodziła. Nie uciekała i miała wszystko gdzieś. Rośliny... Były takie uspokajające. Wydawały się słuchać, rozumieć i radzić lepiej niż ludzie, a do tego bezsprzecznie były mniej awanturnicze i koiły zmysły. Saunders nigdy wcześniej nie myślała w ten sposób o brudnej ziemi pełnej robaków, czy zielonych patykach. Tylko w pewnym momencie... Coś w niej pękło. Nie płakała, nie przejmowała się, bo nie miała czym, ale gdzieś z tyłu jej głowy wciąż pojawiało się to słowo. Pustka. Bo niby miała Setha i naprawdę go kochała, ale nie potrafiła poradzić sobie z pewnymi rzeczami. Tak, to ona była oparciem. To ona miała go targać na terapie, kiedy on się opierał, miała go namawiać. A co, jeśli sama potrzebowała terapii? Nie dopuszczała tej myśli do siebie. - Dzień dobry - rzuciła grzecznie w stronę nauczycielki. Nie rozejrzała się nawet dokładnie po sali, bo po co? Pewnie i tak nikt by jej nie poznał. Nieczekała chyba nawet na to, że ktoś do niej zagada. Zapyta, co słychać, czy cokolwiek innego... Później z kamienną twarzą wysłuchała swojego zadania, a następnie przystąpiła do roboty. Prawie bez siły sprzątała porozrzucany wkoło nawóz, którego zdawało się być naprawdę dużo. Kiedy w końcu się z nim uporała, zdołała wcisnąć kilka fasolek w ziemię. Zadowolona z siebie, uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem i przymknęła oczy. Odgłosy rozmawiających uczniów były takie... melancholijne.
Jej dni były ostatnio leniwe i nieco nijakie. Nie miała okazji, żeby pogadać z Felixem na temat jego podłego nastroju, ani chwili, by po randce odezwać się do Ethny, za którą z wolna zaczynała tęsknić. Och, tak, to było wyjątkowo zabawne i dziwaczne uczucie. Tym bardziej, że zwykle nie tęskniła za nikim, nawet za Delią. Wiedziała, że prędzej czy później i tak się spotkają. Ale jak inaczej miała nazwać fakt, że już w tej chwili wyobrażała sobie kolejne spotkanie z różowowłosą? Że jeszcze tego ranka trzymała w ręce pergamin, głowiąc się nad słowami, które mogłaby na nim napisać. Merlinie. Nie sprawiło to jednak, że zamierzała odpuścić sobie zielarstwo. Nie była jakąś cipką, która teraz będzie leżała godzinami na łóżku, układając poematy. Dlatego odłożyła sprawę na nieokreślone później i ruszyła do cieplarni. - Dzień dobry - rzuciła do Vicario, kiedy dotarła na miejsce i zaczęła z wolna przemieszczać się do wolnego stanowiska. Jeszcze rok temu hogwarcka piękność zrobiłaby na niej wrażenie, ale teraz... To była tylko Vicario. Gdyby już miała decydować, Allard wydawała jej się milion razy bardziej fascynująca, a Ethna tak czy inaczej grała na razie pierwsze skrzypce. Co nie przeszkadzało Rains zerknąć raz czy dwa na bujne kształty Estelli. Chyba wyraźnie poprawiło jej to nastrój, a ten z kolei przełożył się na lepszą pracę, bo wszystkie nasionka trafiły na swoje miejsca i wszystko wyglądało wprost rewelacyjnie. Pięć puntów dla domu było już tylko słodką nagrodą, zwłaszcza teraz, gdy Złoty Sfinks dobiegł końca, a Nashword zdecydowała się zostać na stałe, jako dumna Ślizgonka. Chyba nadszedł najwyższy czas na przyzwyczajenie się do tego określenia.
Nie była zadowolona, że dostała stanowisko, po którym najpierw trzeba było posprzątać. Mogłą zwracać szczególną uwagę na miejsce, które sobie zajęła. Ale nie, po co. Myślała, że będzie to bez znaczenia. Mogła pomyśleć dłużej. Teraz pluła sobie w głowę porządkując miejsce pracy. Zanim w ogóle doczyściła blat z nawozu, wszyscy byli już daleko ze swoim zadaniem. Ale nie ona. Część była już w połowie sadzenia, ona dopiero zaczynała. Mogła być przynajmniej z siebie dumna, że przez presję czasu wypracowała technikę, w której fasolki nie uciekały jej z doniczki, a grzecznie pakowały się do ziemi. W tym tempie, skończyła, szczęśliwie, równo z innymi, przypatrując się swojemu dziełu. Jak na kogoś kto nie lubił gmerać w ziemi, mogła nawet zauważyć, ze poszło jej całkiem nieźle. Nie zrobiła co prawda wszystkiego, tak, jak to wymagała od niej profesorka, pominęła kilka kroków dla oszczędzenia czasu, ale przecież zasadzone fasolki wyglądały całkiem nieźle. Potulnie. Nie uciekały z doniczki jak części uczniom. Zaaferowana tym, żeby tak właśnie zachować je w tym stanie, nie zwróciła nawet uwagi na potencjalnie znane jej osoby, znajdujące się też w pomieszczeniu.
Wszedł do pomieszczenia, z wejścia zauważając zacną sylwetkę swojej siostry. Zajął stanowisko obok niej, wpatrując się w jej poczynania z dziwną koncentracją. Trzeba było przyznać, ze jakkolwiek mocno nie wychwalać rodu Greengrassów, ich ponadprzeciętnych, wszechstronnych zdolności i geniuszu każdego rodzącego się z nazwiskiem Greengrass dziecka, Saphona zdecydowanie nie była urodzona do grzebania w ziemi. Oparł się ręką obok niej, zaglądając jej przez ramię, na jej poczynana z fasolkami i chrząknął wymownie, odgarniając z jej ramienia włosy, które drażniły go w policzek. — Skończ z tym, Tiss. I powiedział to tak, jakby ziemia nie była godna dotykać jej niesplamionych rąk. Sam zajął się tym samym, zasadzając tylko dwie fasolki, bo pozostałe uciekły do doniczki siostry. Nie wydawał się tym zawiedziony. Mimo miny Estelle, która wyrażała dezaprobatę. On był mocno zadowolony z tej sytuacji. Przeniósł się w kierunku doniczki siostry, upewniając się, że fasolki z niej nie uciekną. Zasypał je ziemią, chwilę później zerkając na blondynkę w skupieniu. — To co mówiłaś o przemeblowaniu u nas w domu, Saphono? Mogę Ci wierzyć, że zastanę dom w stanie w jakim go zostawiłem? Wydawał się mało zainteresowany lekcją, odkąd spotkał na zajęciach kogoś bardziej zasługującego na jego uwagę niż profesor Estelle, czy ktokolwiek inny w pomieszczeniu.
Louisa wbiegła zdyszana a sale. jak zwykle musiała się spóźnić jednak zielarstwo było czymś co ją interesowało, nie mogła przegapić tych zajęć szybko rozglądnęła się po klasie, nie bardzo wiedziała co ma robić. Po cało nocnej imprezie dziewczyna była mocno roztargniona, włosy upięte w połowie, wymięta koszula, a w dodatku ciągle jej coś upadało lub ona sama się potykała. Próbowała do kogoś zagadać, spytać się w jaki sposób ma nasiona w ręce wsadzić do doniczki, jednak nikt nie zwracał na nią uwagi, zresztą jak zwykle. Postanowiła zadziałać na własną rękę, stwierdziła, że skoro są to nasiona, pewnie sieje się je tak samo jak każde inne. Gdy już miała wsadzić je do ziemi wszystkie jej pouciekały i poupadały, Louisa na samym początku nie rozumiała co się stało, jednak po chwili do niej dotarło, że miała zasadzić skaczące fasolki. "No to po ptakach. Zwaliłam na pełnej mecie." Pomyślała, mając ochotę zapaść się pod ziemie. Do tego nauczycielka była tak surowa, że odjęła jej domowi 5 punktów. Okropne uczucie, usiadła zrezygnowana na stołku i czekała na dalsze polecenia mentorki. Zielarstwo: 5 Wylosowana kostka: 6 Zdobyte/stracone punkty: ?
Ostatnio zmieniony przez Louisa Kabocha dnia Nie 14 Cze 2015 - 12:49, w całości zmieniany 2 razy
Zaraz po eliksirach, Cassandra wielbiła zielarstwo. Dlatego, mimo bezsenności, która dręczyła ją od wczoraj postanowiła zjawić się na zajęciach. Oczy podpuchnięte, postanowiła zatuszować pudrem co dało mierny efekt. Po drodze skoczyła do Wielkiej Sali na jakiś skromny posiłek, a przede wszystkim po coś na pobudzenie. Kiedy zjawiła się na lekcji, oczywiście była spóźniona. Temat sadzenie fasolek. Puchonka zadowolona ze swoich umiejętności zielarskich zabrała się do pracy. Niestety przeliczyła się. Może to z niewyspania? Całkiem możliwe. Fasolki uciekły jej z woreczka, a dalsza pogoń za nimi przyniosła tylko straty. Każda próba uratowania sytuacji szła na nic. Jeszcze punkty minusowe... No pięknie Bolitar. Popisałaś się!
Rany… Chłopie, czy Ty się jeszcze czasem uśmiechasz? – rzucił nagle, w kierunku znajomego Gryfona. Gryfona, którym był oczywiście Felix. Z resztą.. może nie do końca znajomego, ale panowie mieli okazję już się zapoznać na tej całej wiksie z okazji urodzin Fridaya. Już wtedy chłopak nie przejawiał żadnego zainteresowania optymizmem, z uwagą należytą skłaniał się za to ku nieco mniej radosnym poglądom. Co by nie było, chyba problem miał i to dość poważny, bo wyglądał na mocno zafrasowanego. Z resztą.. witał go już chyba kilka razy, ale bez odpowiedzi. Aż w końcu przestawał wierzyć w jakikolwiek sens próby nawiązania z chłopakiem. Cóż, a może to on go po prostu zlewał i nie chciał z nim rozmawiać? Zasadniczo i taka opcja wchodziła w grę, prawda? Zostawiając jednak Lockwooda samego ze swoimi przemyśleniami – może nieruszany przez nikogo raczy się odezwać (?) – urządzić zmuszony jestem dygresję wyjaśniającą jego pojawienie się na zajęciach. Otóż, no. Koniec roku za pasem i trzeba było spinać dupska. Inna sprawa, że Krukon zwyczajnie odpuszczał te zajęcia, no ale gdy pogoda zaczęła się poprawiać w znacznym stopniu i wycieczka przez błonia zaczęła stanowić coraz większą przyjemność, podobnie z resztą jak wyściubianie nosa z ciepłych czterech kątów, Ambroż stwierdził, że w sumie to czemu nie? Nawet przyszedł o czasie.. no okej. Spóźnił się może kilka minut. Ale dosłowie kilka! I od razu poleciał do swojego znajomego, który przecież usiał go kojarzyć i musiał być smutny przy okazji. Ech.. No nic. Trzeba było zabrać się do roboty. Początkowo szło całkiem dobrze. Tylko nie bardzo wiedział, jak sobie radzić z tą całą ziemią. Było jej po prostu za dużo. A może nie? Może po prostu on nie potrafił sobie z nią poradzić? Cóż, to też było jakieś wyjście. W każdym razie, zrobił koło siebie bałagan, patrząc na niektórych miał wrażenie, że zbędny, ale grunt że wszystkie te skaczące fasolki nie postanowiły umilić czasu komuś innemu, albo w ogóle udać się gdzieś hen daleko, byle tylko nie przebywać więcej w cieplarni. No i wszystkie zostały zasadzone! A to był plus! Z resztą, reakcja profesorki jedynie utwierdziła go w tym przekonaniu – ostatecznie, zarobił pięć punktów dla Krukonów. Nie, żeby specjalnie obchodziły go rankingi. W zasadzie, miał je gdzieś, no ale. I tak miło, że jego praca została doceniona.
Przyleciał... spóźniony. As always, aczkolwiek tym razem nie była to jego fanaberia. Liczył na to, że prześlizgnie się między uczniami i nikt nie zauważy jak wyrasta spod ziemi. Zatrzymał się gdzieś bliżej końca i zerknął na pozostałych, próbując zorientować się na jaki temat w ogóle mają zajęcia i czy ma o tym najzieleńsze pojęcie. Skaczące fasolki? Założył rękawice robocze, przyglądając się małym nasionkom o nerkopodobnym kształcie - ah, więc to to jest to cudo. Z zielarstwa asem nie był, aczkolwiek i tak postanowił wybrać się na te zajęcia i nie spartolić roboty. A nóż widelec noga mu się nie powinie i jakoś to będzie? Wyciągnął podręcznik, zrobił nieco miejsca pomiędzy dwiema ciężkimi, ceramicznymi osłonkami na donice i przeleciał spojrzeniem indeks nazw rzeczowych, szukając tych radosnych fasolek. Jakaś adnotacja, krótki opis, whateva. Znalazł, zahaczył o stronę, pobieżnie zapoznał się z tekstem i przechylił głowę, próbując wypunktować sobie co powinien zrobić i od czego zacząć. Wyszło niezgorzej. Marshall jak to zawsze, rozrzucił dookoła siebie wszystko, robił po swojemu ale zgodnie z instrukcją i chyba wyszło wystarczająco dobrze, by nawet odstawiając prowizorkę typową dla amatora zielarstwa doprowadzić do zadowalającego efektu. Oh, good point. Uwalił się nawozem, borze szumiący i zielony...
Atria nie widziała sensu istnienia takiego przedmiotu jak zielarstwo. Albo inaczej, przydawało się, ale nie powinno być obowiązkowe. Nie miała ręki do roślin, to był fakt. Gdy nauczycielka podała zadanie wypuściła powietrze sądząc, że pójdzie jej to wszystko zgrabnie. Nie bardziej mylnego. Nie dość, że fasolki rozskakały jej się po całej cieplarni zaraz po otworzeniu woreczka, to jeszcze chcąc je złapać zrzuciła trzy wielkie donice powodując wielki huk w sali. Tym samym wszyscy, łącznie z profesorką zawiesili na niej swoje spojrzenia. Atria już dawno nie była tak upokorzona. Od szyi aż po czubki jej rdzawych włosów jej twarz była koloru czerwonego niczym cegła, a ona sama spuściła tylko głowę zostawiając łapanie fasolek i wracając na swoje miejsce. Urocze zdarzenie, naprawdę. Zielarstwo: 0 Wylosowana kostka: 2 Zdobyte/stracone punkty: -5
Cóż, zielarstwo było prawdziwą pasją Devena. Jego pokój dosłownie tonął w roślinkach, które pielęgnował z uwagą i czułością godną wzorowego ojca, podobnie zresztą jak swoje liczne zwierzaki - nigdy nie zapominał o porze karmienia czy podlewania, o indywidualnych potrzebach swoich podopiecznych ani niczym takim. Zdecydowanie czuł się pewniej na łonie natury niż otoczony innymi uczniami, tak pewnymi siebie, zawsze zajętymi jakimiś plotkami czy romansami, które w równym stopniu go nie obchodziły, co nie dotyczyły. Tęsknił za Farai, cały czas miał w pamięci ich pocałunek, ale to było tak dawno temu, że powinien go już wymazać, udawać, że nigdy nie miał miejsca. Bracia wrócili do Kanady, on został w Hogwarcie, uważając, że jeśli nie może wrócić do rezerwatu, to równie dobrze może skończyć edukację tutaj, w Wielkiej Brytanii. Teraz pojawił się tylko problem znalezienia współlokatora - utrzymywanie mieszkania na własną rękę przerastało możliwości finansowe Devena, a w zamku nie mógłby trzymać swoich roślinek i zwierzaków. Myśl, że będzie dzielił mieszkanie z kimś obcym dosłownie go paraliżowała, ale po prostu nie miał innego wyboru. Na lekcję wpadł nieco spóźniony, bo jego bóbr raczył pogryźć nogę stołową i potrzebne były działania prowizoryczne, żeby wszystko nie runęło na podłogę. No cóż, nie poszło mu najlepiej, co wzbudziło w nim gniew. Sprzątanie nawozu zabrało mu zdecydowanie za dużo czasu, który mógł przecież spożytkować na sadzenie fasolek. Nie udało mu się wykonać całego zadania, ale przynajmniej fasolki nie próbowały mu zwiać. Mimo to stał przy swoim stanowisku z nieprzeniknioną miną, walcząc ze złością i urażoną ambicją - to takie typowe dla Devena.
Estella z uwagą śledziła poczynania swoich podopiecznych. Zawsze uśmiechnięta pani profesor kluczyła po całej cieplarni, patrząc na niektórych uczniów z błyskiem w oku. Niewątpliwie widziała w nich potencjał na przyszłych zielarzy, jednakże nie zamierzała wygłaszać peror na ten temat. To w ich gestii leżała decyzja, jaki będzie następny krok. Być może ktoś z nich kiedyś zajmie jej miejsca, a komuś takiemu chciała przekazać całą swoją wiedzę nie tylko z tej dziedziny. Niezbyt wielu zapewne interesował fakt, że jej zainteresowania sięgały również magii leczniczej, którą prowadziła nader rzadko. Nie istniały żadne przesłanki, by zwiększyć aktywności tegoż zagadnienia. Być może na wakacjach zorganizuje jakieś dodatkowe zajęcia, aby zwiększyć poczucie bezpieczeństwa uczniów, lecz nadal nic nie zostało w tej sprawie przesądzone. Póki co prowadziła zielarstwo i to na nim skupiała swoją uwagę. – Idzie wam fantastycznie! – zawołała entuzjastycznie, śledząc wzrokiem poczynania biednej dziewczyny, która nieszczególnie radziła sobie z zadaniem. Fakt, odejmowała punkty za wyskoki, ale nie przypuszczała, że tak wielu z nich miało problemy z tak banalnym zadaniem. Najwyraźniej musiała przerobić z nimi jeszcze jeden aspekt teoretyczny. Niestety nie miała czasu i pragnęła szybko przejść do następnej części zajęć, nim wszystkich tu zastanie zmrok. Klasnęła w dłonie, uśmiechając się ciepło oraz zwracając na siebie uwagę uczestników lekcji: – Dobrze. Przejdźmy teraz do następnej, równie ważnej, czynności. Musimy podlać zagrzebane w ziemi nasiona odpowiednią odżywką, ale dopiero po wakacjach przekonamy się o osiągniętych przez was efektach. – Wydawała się być smutna, iż musiała czekać na owoce prac swoich uczniów niemal trzy miesiące. Niestety nie zamierzała ingerować w rozwój roślin żadnego rodzaju magią, gdyż nie to było celem dzisiejszych zajęć. Być może na następnych przekaże im nieco wiedzy z tego nader interesującego działu, jeśli tylko wszystkim starczy sił do czytania nużących podręczników. Nie używała ich nigdy i zapewne na tę okazję wymyśli coś, by jej lekcja była dużo ciekawsza.
Informacje:
♦ Za każde 5 punktów z Zielarstwa przysługuje jeden przerzut kostką. Liczy się ostatni rzut. ♦ Mając powyżej 15 punktów z Zielarstwa w kuferku możesz nie rzucać kostkami i uznać najlepszy możliwy wynik w tym zadaniu, czyli kostkę 2 lub 6 ♦ Na końcu posta możecie dać z/t, gdyż jest to koniec lekcji i dalsza ingerencja nauczyciela nie jest przewidywana
Kostki:
1, 4 – Ups, chyba niezbyt dokładnie przykładałeś się do teorii nawożenia roślin, bowiem zawartość twojej konewki jest nieco brązowa, jakby składniki mieszanki nie były dostatecznie wymieszane. Niemniej jednak nie powinno to mieć aż tak dużego wpływu na efekty. 2, 6 – Wzięcie właściwej konewki to dla ciebie nic trudnego! Wiesz doskonale, jaka mieszanka została wymieszana z wodą oraz znasz sposób dawkowania, toteż nic nie stoi na przeszkodzie, byś mógł pochwalić się swoją wiedzą pani profesor. Za swoją dodatkową aktywność otrzymujesz +5 punktów dla domu. Gratulacje. 3, 5 – Zdaje się, że nie poszło ci najlepiej. Wylałeś całą zawartość konewki do doniczki, niechybnie rozlewając wodę wokół. Niemiły zapach rozniósł się po sali, lecz pani profesor zdaje się tego nie zauważać, bowiem właśnie chwaliła kogoś za perfekcyjne podejście do zadania. Tobie pozostaje łudzić się, że z zasadzonych nasion wyrośnie cokolwiek, czego będzie można użyć w przyszłości. Póki co możesz spoglądać z zazdrością na czerwonego z dumy kolegę po drugiej stronie stołu.
Kod do umieszczenia pod postem:
Kod:
<pg>Zielarstwo:</pg> wpisz ilość punktów w kuferku <pg>Wylosowana kostka:</pg> wpisz <pg>Dodatkowe punkty:</pg> +5 w przypadku wylosowania kostki 2 lub 6
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Thorn, ty ofermo! Tak pięknie poradziłeś sobie z sadzeniem, a przelanie wody z konewki do doniczki przerasta twoje możliwości?! Wstydź się! No cóż, nie każdemu zawsze i wszystko wychodzi idealnie. W przypadku Emmeta skończyło się to rozlaniem wody poza doniczkę, ale zawsze mógł mieć nadzieję na to, że nasion wyrośnie coś przydatnego do użytku. Niemniej jednak był odrobinę zawiedziony własnym nieogarnięciem tak prostej czynności i z lekkim zawodem patrzył na panią profesor zachwycającą się po drugiej stronie stołu. I pomyśleć, że kiedyś darzył ją większym szacunkiem. Czy tak powinien zachowywać się nauczyciel? Uch, nie jemu to oceniać, skoro poszło mu beznadziejnie. – Cześć. Jak leci? – wymruczał jeszcze do Raphaela, z bólem patrząc na rozlaną wodę. – Powiedz mi, czy nie uważasz, że ona się trochę za bardzo zaleca do uczniów? – spytał szeptem, zerkając znacząco na Vicario.
Zielarstwo: 5 Wylosowana kostka: 4 przerzut na 5 Dodatkowe punkty: 0
Deven wypuścił powietrze z cichym świstem i spojrzał na nauczycielkę, która niezmiennie odbierała mu klarowność myślenia. Zresztą taki wpływ miała na niego większość kobiet między czternastym a sześćdziesiątym rokiem życia. Teraz jednak skupił się na swoim zadaniu, które naprawdę nie stanowiło dla niego najmniejszego problemu. Doskonale znał rodzaj nawozu, którego potrzebowały fasolki, obudzony w środku nocy potrafiłby wyrecytować składniki i proporcje, w jakich należało go w wymieszać z wodą, dlatego z ostrożnością i właściwą dla siebie czułością, którą okazywał wyłącznie roślinom i zwierzętom. Gdy chodziło o ludzi... no cóż, stawało się to bardziej skomplikowane. Tak czy inaczej, z lekkim, niemal niezauważalnym uśmiechem przyjął pochwały profesor Vicario, po czym wyszedł z cieplarni, wyliczając w myślach wszystkie rzeczy, które jeszcze będzie musiał załatwić. Nakarmić, wyczesać, przesadzić, podlać, nawieźć. Właściwie mieszkanie samemu nie było takie złe, gdy nie trzeba było słuchać zrzędzenia reszty domowników, dla których trzymanie tylu zwierząt i roślin pod swoim dachem było zwyczajnie głupie.
Zielarstwo: 5 Wylosowana kostka: 6 Dodatkowe punkty: +5
Raphael z trudem podniósł się do pozycji pionowej i odgarnął włosy z czoła z nieprzytomnym wyrazem oczu. Spojrzał na Emmeta, potem na nauczycielkę, potem znów na Emmeta i uśmiechnął się bezradnie. - Pewnie tak. Wiesz, gdyby nie była Hiszpanką, musiałaby być Francuzką - powiedział nieco mętnie, ale z pełnym przekonaniem, doceniając urodę i energię profesor Vicario. Że też Emmet jeszcze nie przywykł do stylu ich nauczycielki! Inna rzecz, że Raphael naprawdę nie należał do ludzi, którzy przejmowali się tym, co przystoi, a co nie, bujając wiecznie w obłokach. Dalej było mniej przyjemnie. Raphael zabrał się za przyrządzanie nawozu, ale chyba nie za bardzo mu wyszło, bo mieszanka wyszła jakaś taka brązowawa. De Nevers nie znał się za dobrze na zielarstwie, prawdę mówiąc wcale się nie znał, a już na pewno nie na nawozach. Chyba źle rozmieszał, ale sądził, by mogło mieć to jakiekolwiek znaczenie. Zresztą, co on wiedział o roślinkach?
Zielarstwo: 1 Wylosowana kostka: 2 Dodatkowe punkty: -
Zdecydowanie musiało mu pójść coś nie tak, ponieważ po podlaniu roślinki i całego stanowiska coś zaczęło śmierdzieć. Woda miała dziwaczny kolor, więc i z jakimś dodatkiem przesadził. Wzruszył ramionami i za pomocą zaklęcia wyczyścił wszystko. Zanim nauczycielka obdarzy jego dom kolejnymi ujemnymi punktami. Już sadzenie mu nie najlepiej szło, więc nie przykładał się do podlewania zasadzonych roślinek. W dodatku nie lubił takich zajęć, więc to wszystko miało wpływ na efekt końcowy i jeśli coś w ogóle z tej ziemi wykiełkuje to będzie ogromny sukces. Najbardziej nie podobało mu się to, że przeszły mu koło nosa dodatkowe punkty jakie mógł zdobyć. Po posprzątaniu więc stanowiska zabrał swoje rzeczy, rzucił ciche cześć do znajomych i żegnając się na nauczycielką wybył z cieplarni. z/t
Zielarstwo: 0 Wylosowana kostka: 3 Dodatkowe punkty: 0
Naprawdę przyjemne spędzanie czasu na zajęciach z profesor Vicario? Koniecznie i obowiązkowo. L'a bawiło zachowanie kobiety, jej podekscytowanie oraz cała ta egzaltacja uczuć na wszystko, co związane było(i nie tylko) z zielarstwem. Wyraźnie widział, jak mizdrzyła się do kogoś innego, podczas gdy on sam narozlewał wody, tworząc maleńką kałużę wokół doniczki. Cóż, nikt nie mówił mu, jak ma to zrobić, a Earl i tak uchodził za ogromna niezdarę. Takie życie, cóż na to poradzić. Doskonale rozumiał fakt, że nie we wszystkim mógł być najlepszy. Ale nie smucił się z tego absurdalnego powodu. Po prostu zostawiał trochę miejsca dla innych, choć odrobinę zazdrościł chwalonemu przez nauczycielkę koledze.
Zielarstwo: 0 Wylosowana kostka: 3 Dodatkowe punkty: 0
Arcellus. Och. Wygięła wargi w namiastce uśmiechu, który serwowała podczas tego typu sytuacji, doskonale wiedząc, że starszy brat rozumiał, co miała konkretnie na myśli. Ich arystokratyczne zagrywki stały się nawykiem od pierwszego dnia Saphony w Hogwarcie, zatem nic dziwnego, że nikt nie zwracał na nich szczególnej uwagi. Nawet Vicario zdawała się odrobinę nieobecna, choć Greengrass była więcej niż pewna, że właśnie doznawała orgazmu zachwalając czyjąś doniczkę. Swoje zdanie zobrazowała nad wyraz obrzydliwym wyrazem twarzy, przysłuchując się komentarzowi Arcellusa. Nawet nie musiała specjalnie dokańczać swojej pracy, skoro zrobił to za nią. Chciała to skomentować nieco złośliwie, ale nie potrafiła. W pewnym sensie było jej odrobinę żal brata, że kończył szkołę niedługo i zostawiał ja tutaj samą. — Dziękuję. Powiedziałabym, że jesteś najlepszym bratem na świecie, ale sam rozumiesz... — Odezwała się w końcu cicho, kiedy Ars odgarnął jej włosy. Zachichotała jeszcze ciszej, wykonując ten lekceważący ruch dłonią i wyprostowała się, obrzucając całą cieplarnię chłodnym spojrzeniem. Zmieniała nastroje szybciej niż pogoda i kobieta w ciąży, ale nikt nie mógł jej winić. Niech by spróbował... Westchnęła, ostentacyjnie wzruszając ramionami, jakby temat zmiany wystroju rodzinnej posiadłości był zwykłą pogawędką o pogodzie. Nikt nie wiedział, że stanowił główne źródło spięć między rodzeństwem, które ostatnio skończyłoby się czymś więcej niż rzuceniem Drętwoty. Tis tak świerzbiły palce, iż klątwa Cruciatusa prawie spłynęła z jej ust, gdyby nie szybka reakcja brata. Dosłownie potraktował ją jak kłodę drewna i nie zamierzała mu tego wybaczać. Nie tak szybko, jak tego oczekiwał! — Właściwie ostatnio kazałam naszym skrzatom wynieść tę ohydną szafę z dziewiętnastego wieku na strych. Jej wykończenie było tak paskudne i strasznie psuło harmonię w mojej sypialni, Arcellusie. — Odpowiedziała, z obrzydzeniem biorąc konewkę, aby parę sekund później wylać jej zawartość do doniczki. Okropny zapach przyprawiał ją o mdłości, czego nie omieszkała okazać, jednocześnie posyłając starszemu bratu drwiący uśmiech pełen dziwnej, nieopisanej satysfakcji. Mogła skończyć swoje zadanie i opuścić to miejsce, toteż szybko zebrała swoje rzeczy, chwyciła skórzaną torebkę w rękę i na odchodne dorzuciła bratu: — Nie martw się, nie będziesz musiał oglądać tej ohydnej wazy, @Arcellus S. Greengrass. — I opuściła cieplarnię, stukając obcasami swoich ślicznych butów.
Zielarstwo: 2 Wylosowana kostka: 4 Dodatkowe punkty: -