Ten przestronny pokój znajdujący się na trzecim piętrze jest miejscem gdzie każdy nauczyciel może odpocząć od uczniów, bowiem wstęp mają tu jednie pracownicy szkoły. Wnętrze jest utrzymane w jasnych i przyjemnych kolorach. W pokoju znajduje się kilka wygodnych kanap oraz duży stolik z krzesłami dookoła na środku. Po prawej stronie natomiast widnieje gablota z różnym książkami i dziennikami.
Panna Thìdley, pełniąca funkcję asystentki Profesora Bergmanna oraz Panna Crawford, będąca pod okiem Profesora Swanna miały stawić się w pokoju nauczycielskim od samego rana. Przed końcem roku było dużo pracy. Uczniowie i studenci jak zwykle próbowali wyciągnąć swoje oceny i zdobyć dodatkowe punkty na ostatnią chwilę . Nauczyciele was prowadzący byli zasypani robotą, a gdy weszłyście do pomieszczenia, przywitał was widok pustego wnętrza. Spojrzałyście po sobie, kierując się w stronę kanap i stolika, na którego środku dostrzegłyście przygotowaną dla was przez waszych opiekunów kartkę, gdzie widniały rozmaite zadania..
Możliwe Scenariusze Tilda:
Kostki:
1,4 Daniel zostawił Ci do sprawdzenia ostatnie prace domowe. Niestety, nie jesteś w stanie rozczytać jednego z pism i wysyłasz jedną z waszych sówek, do bazgrzącego ucznia. Piątoklasista stawia się przed pokojem nauczycielskim, a Ty przepraszasz swoją koleżankę i na chwilę wychodzisz.. Parzysta: Wspólnie czytacie pracę. Niestety, chłopak chyba nie zrozumiał polecenia i wykonał zadanie inaczej, a to, co napisał to stek bzdur. Mówisz mu to, po czym z delikatnym wzruszeniem ramion wstawiasz wielkie T w rogu pracy i wracasz do pokoju nauczycielskiego. Twoja opinia jako przyszłego nauczyciela ucierpiała, a Bergmann na pewno zapyta, dlaczego mu nie poświęciłaś więcej czasu i nie pomogłaś mu zrozumieć teoretycznej strony zaklęcia.. Nieparzysta: Ku Twojej radości, dzieciak był całkiem rozumny. Szybko przedstawił Ci treść swojego wypracowania, dodając wielu ciekawych informacji teoretycznych z zakresu transmutacji. Rozmawiacie, dzielisz się swoją wiedzą. Wstawiasz mu dobrą ocenę i dajesz kilka punktów, a on sięga do kieszeni i wyciąga z niej Paczkę Kandyzowanych Ananasów! Mówi Ci też, że jesteś super i nie może doczekać się kolejnych zajęć! Upomnij się o nie w odpowiednim temacie!
2 Sprawdzasz kartkówki, których Bergmann nie zdążył! Ufa Ci na tyle, że pozwolił samej wyznaczyć ocenę, jednak potem jeszcze to przejrzy. Sięgnęłaś więc po podręcznik i wzięłaś się do pracy, nie chcąc popełnić najmniejszego błędu. Jesteś tak skrupulatna, że zajmuję Ci to ponad godzinę! Odświeżyłaś jednak wiedzę i 1 Punkt z Transmutacji wędruję do Twojego kuferka! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie!
3,6 Zgodnie z poleceniem z kartki, bierzesz się za rozpisywanie planu kolejnych zajęć, propozycji ocen końcowych oraz zagadnień, których powinien nauczyciel użyć podczas egzaminu. Nie bardzo rozumiesz po co, bo to jego zajęcie, jednak bez gadania sięgasz pergamin i pióro. Widocznie jest ciekawy, co takiego mu zaproponujesz w ramach ostatniego z testów. Zastanawiasz się trochę nad tym, nie chcesz, aby materiał był zbyt skomplikowany ani też dziecinnie prosty. Przechadzasz się po pokoju wspólnym, korzystając z leżących na biurku ksiąg do transmutacji.. Parzysta: Po godzinie, cały projekt masz gotowy i z uśmiechem zwijasz pergamin, zostawiając go na biurku. Bergmann sobie sprawdzi, jak tu przyjdzie. Wyciągasz do góry ręce i przeciągasz się, a następnie wstajesz i przechadzasz po pokoju, aby ostatecznie usiąść na kanapie. Łagodnie opadasz na poduchy i już chcesz chwilę odpocząć, kiedy czujesz coś pod tyłkiem. Z cmoknięciem pod nosem sięgasz pod materiał i wyjmujesz Korzeń Asfodelusa! Wiesz, że może się przydać, więc wsuwasz go do kieszeni. Upomnij się po niego w odpowiednim temacie! Nieparzysta: Idzie Ci naprawdę dobrze! Masz głowę pełną pomysłów i pergamin szybko zapełnia się słowami! W popłochu zbyt gwałtownie ruszasz ręką i trącasz łokciem pojemniczek z atramentem, rozlewając go po całym biurku swojego przełożonego i niszcząc jego książki! Pomimo szybkiej reakcji, cały tusz wewnątrz się rozmazał, a Ty natychmiast zamawiasz nowe tomy i modlisz się, aby Daniel nie zauważył! Tracisz 20 Galeonów na to zamówienie! Odnotuj to w odpowiednim temacie!
5 Porządkujesz papiery, sortując ostatnie prace domowe i kartkówki alfabetycznie oraz według roku nauki. Jedna z prac upada Ci i wpada pod stolik, a Ty z westchnięciem schylasz się, aby po nią sięgnąć! Dostrzegasz, że coś błyszczy się pod stołem, więc wsuwasz dłoń głębiej, prawie dosięgając kanapy. To Twój szczęśliwy dzień! Gratulację! Znajdujesz 30 Galeonów! Upomnij się o nie w odpowiednim temacie!
Możliwe Scenariusze Ronnie:
Kostki:
2,3 Ostatnie zajęcia z ONMS odbywały się w terenie, a w związku z tym miałaś trochę papierów do wypełnienia i do napisania obszerne sprawozdanie, którego zażyczył sobie Swann.. Parzysta: Wypełniłaś raporty oraz przygotowałaś dla niego dokładny referat na temat swoich odczuć oraz plusów i minusów zajęć przeprowadzanych w terenie. Z uśmiechem zwijasz pergamin, odkładając go na biurko nauczyciela, kiedy dostrzegasz skryty wśród papierów list od jednego z rodziców! Okazuje się, że jedna z uczennic ma alergię i dodatkowo poparzyła się rośliną. Nieco poirytowana ludzką głupotą, bo to przecież nie wasza wina, że nie uważała — odpisujesz na list. Wysyłasz go, zanim udało Ci się opamiętać! Doskonale wiesz, że popełniłaś błąd i pewnie, gdy Swann się o tym dowie, czeka Cię długa i niezbyt przyjemna reprymenda.. Nieparzysta: Przyłożyłaś się, Twoja "praca domowa" jest dokładna i przejrzysta, napisałaś uczciwie o swoich odczuciach dotyczących pracy w terenie. Przygotowany pergamin odkładasz na biurko, a na nim dostrzegasz leżąca paczkę Ślimaków-Gumiaków , do których przyczepiona była karteczka z Twoim imieniem i podziękowanie za ciężką pracę! Upomnij się o nie w odpowiednim temacie!
1 Porządkujesz papiery, sortując ostatnie prace domowe i kartkówki alfabetycznie oraz według roku nauki. Jedna z prac upada Ci i wpada pod stolik, a Ty z westchnięciem schylasz się, aby po nią sięgnąć! Dostrzegasz, że coś błyszczy się pod stołem, więc wsuwasz dłoń głębiej, prawie dosięgając kanapy. To Twój szczęśliwy dzień! Gratulację! Znajdujesz 30 Galeonów! Upomnij się o nie w odpowiednim temacie!
4,5 Zrobiłaś wszystko, o co zostałaś poproszona i ostatnią pozycją z listy było sprawdzenie aż dwóch prac domowych, których przez problemy z wycieczką nauczyciel prowadzący przedmiot nie miał czasu sprawdzić. Siadasz więc wygodnie na jednej z kanap i bierzesz się do pracy.. Parzyste: Jakiś ambitny uczeń do swojego zadania dołożył pióra memortka, szczegółowo opisując wszystko, co było tylko możliwe o tych stworzeniach. Z uśmiechem oglądasz rysunki i wstawiasz olbrzymie W rogu pergaminu. Piór dał jednak tyle, że kilka z nich możesz sobie wziąć! 2 Pióra Memortka wsuwasz do swoich rzeczy, robiąc z nich talizman na szczęście, a także cenny składnik eliksirów! Upomnij się o nie w odpowiednim temacie! Nieparzyste: Wszystko jest w porządku, dopóki nie trafiasz na pracę jakiegoś nadgorliwego fana magicznych stworzeń! Pióra memortka, które do niej dołączył, pełne są paskudnych robaków! Nie dość, że zniszczyły pracę, to pogryzły jeszcze Ciebie, zostawiając ślady na rękach na następny wątek! Dodatkowo, musisz kupić eliksir za 20 Galeonów, aby uśmierzyć swędzenie! Odnotuj to w odpowiednim temacie!
6 Sprawdzasz kartkówki, których Swann nie zdążył! Ufa Ci na tyle, że pozwolił samej wyznaczyć ocenę, jednak potem jeszcze to przejrzy. Sięgnęłaś więc po podręcznik i wzięłaś się do pracy, nie chcąc popełnić najmniejszego błędu. Jesteś tak skrupulatna, że zajmuję Ci to ponad godzinę! Smoki nie mają już przed Tobą tajemnic! Odświeżyłaś jednak wiedzę i 1 Punkt z ONMS wędruję do Twojego kuferka! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie!
Gdy uwinęłyście się z listą zadań i już miałyście żegnać, zobaczyłyście, że na odwrocie kartki znajduję się jeszcze dopisek, że wam przypada w tym tygodniu dyżur na sprzątnięcie tego miejsca, ponieważ woźny zajmuje się wypadkiem w jednej ze szkolnych łazienek. Wszystkie potrzebne sprzęty miałyście schowane w składziku, znajdującym się zaraz obok pokoju nauczycielskiego..
Hogwart stał się moim koszmarem. Zawsze kochałam mury tej szkoły, łączył mnie z nimi ogromny sentyment, tak właściwy dla mnie. Przywiązywanie wagi do spraw, wydających się innym ludziom mało istotnymi, zdawało się być moim zwyczajem. Przelałam w korytarze i sale zamku tyle emocji, że nie potrafiłam wyobrazić sobie rozłąki, jaką przeżyję z nim po skończeniu studiów. Musiałam wrócić, po prostu musiałam. Czułam, że to mój obowiązek - nie tylko przez wzgląd na rodzinę, lecz także na rozliczne wspomnienia łączące mnie z tym miejscem, które chciałam ponownie przeżyć. Nie sądziłam tylko, że Ty też powrócisz. Miałam wrażenie, jakby dotychczasowe pielęgnowanie ran zaleczonych przez czas poszło na marne w chwili, gdy tylko pierwszy raz dostrzegłam Cię na terenie Hogwartu. Przeklęte bariery uniemożliwiły mi teleportację, a może gdyby nie one, nie wiedziałabyś, kim była ta ciemna, tyczkowata postać. Poznałabym Cię na końcu świata, bo choć minęły dwa lata, w Tobie nie zmieniło się nic. Bijąca od Ciebie energia uderzyła mnie tak mocno, że nie byłam w stanie się ruszyć. Spojrzenie twoich błękitnych oczu przeszyło mnie na wskroś niczym sztylety. Rozciągnęłaś usta w uśmiechu niedowierzania, podczas gdy nad moimi emocjami dominował strach. Nie rozmawiałyśmy tamtego dnia. Wtedy odwróciłam się na pięcie i uciekłam, jak jakiś pierdolony tchórz. Nie czułam się, jakbym zdrapała strup z zaleczonej rany - miałam wrażenie, że zaraz się wykrwawię. Kwestionowałam tego dnia, czy w ogóle powinnam wracać. Za bardzo bałam się tego, jak zareaguję na twój głos, na słowa urazy lub, co gorsza, o radosnym wydźwięku. Na szczęście nie spotkałyśmy się kolejnego dnia w pracy. Wiedziałam jednak, że ten moment ponownie nadejdzie i modliłam się jedynie o to, by nadszedł w chwili, gdy będę gotowa. Gdy oczyszczę umysł ze wszystkiego, co wadziłoby mi w zachowaniu twarzy w twojej obecności. Gdy przestanę wątpić. Wezwanie do pokoju nauczycielskiego odebrałam z samego rana i przeczucie mnie nie zawiodło - nie byłam tą jedyną. Patrzenie Ci w oczy było trudne, więc odwracałam wzrok. Zbędne były słowa, zbędne były gesty. Kłębiące się w środku uczucia paraliżowały mnie, lecz wtedy dominowała złość, nie strach. Ulżyłam sobie, cisnąwszy teczką o blat stolika, gdy moim oczom ukazała się cała sterta prac do poprawienia. Najwyraźniej Bergmann wraz z wiekiem tracił zdolność czytania. Wzięłam potrzebne mi manatki i przeniosłam się na krzesło w rogu pokoju, z dala od twoich spraw. Przy pierwszej pracy stwierdziłam jednak, że mój osąd w stosunku do Bergmanna był niewłaściwy - to uczniowie zatracali zdolność czytelnego pisania. Walczyłam z zadaniem dobrych piętnaście minut, aż w końcu poddałam się. Mogłam poprosić Cię o pomoc - gdy spojrzałam, byłaś zajęta. Zresztą wewnętrzna duma nie pozwalała mi na szukanie u Ciebie ratunku. Zamiast tego naskrobałam szybki liścik do autora testu, mając nadzieję, że poprawnie odczytałam chociaż jego dane, po czym wysłałam ją przy pomocy sówki rezydującej w pokoju nauczycielskim. Kazałam młodziakowi stawić się pod pokojem, by rozszyfrował swoje hieroglify i ku mojej uciesze zjawił się nie tylko prędko, ale również z dużymi pokładami entuzjazmu i zaskakująco dobrej wiedzy. Odpytawszy go i odczytawszy pracę, wystawiłam mu wysoką notę i nawet pokusiłam się o punkty dla domu - a co, niech ma, za owocną współpracę. Poleciłam mu ćwiczyć kaligrafię, a za tę wspaniałą radę otrzymałam puszkę kandyzowanych ananasów. Podziękowałam i wróciłam do środka pokoju. Szkoda, że nie lubię ananasów. Stałam przez chwilę, ważąc puszkę w dłoni, po czym ruszyłam przed siebie i odstawiłam ją na stoliku. Twoim stoliku. - Częstuj się - wymamrotałam, bo tylko na tyle było mnie stać.
Pierwsze dni w nowych sytuacjach zawsze są trudne, ale powrót do Hogwartu na początku nie wydawał mi się skomplikowaną wizją. Bałam się tylko przestawienia z trybu koczowniczego na pozostawanie ciągle w jednym miejscu, bo zdążyłam już przywyknąć do tego, że codziennie przemieszczam się w różne regiony. A gdyby tak potraktować szkolne korytarze jak osobne krainy geograficzne? Nie spodziewałam się jednak, że w jednym z nich spotkam Ciebie. Nie poznałam Cię, myląc z jednym z uczniów – wyglądałaś zupełnie jak oni w długiej, ciemnej pelerynie, która chwilę później łopotała groźnie, gdy znikałaś za rogiem, ignorując mój uśmiech. Nie wierzyłam w to, że tu jesteś, a moje tęskne spojrzenia kierowane w stronę sklepu Twojej rodziny były bezcelowe, bo nie było sensu szukać Cię w Dolinie Godryka. Może Los bawił się nami, a Swann był jedynie narzędziem zmuszającym mnie do powrotu? Ogarniało mnie jednak silne uczucie wstydu przez to, że zdecydowałam się ponownie przekroczyć progi Hogwartu z powodu nauczyciela, a nie dla Ciebie. Próbowałam Cię później odnaleźć na jakimś korytarzu, albo w jednej z pustych klas, w których kiedyś chowałyśmy się przed całym światem, ale nasze drogi cały czas się rozmijały. Aż do chwili, kiedy Swann wysłał mi sowę, że się nie zjawi, a zadanie zostawił mi w pokoju nauczycielskim. Kiedy wchodziłam do pomieszczenia, a później rozkładałam nieczytelne prace o smokach, nie przeczuwałam jeszcze, że się zjawisz, mimo że w głębi serca miałam taką nadzieję. Nie wiedziałam jednak, co mogłabym Ci powiedzieć. W głowie układałam setki scenariuszy tej rozmowy, choć kilka tygodni temu miała ona miejsce gdzieś w okolicach rezerwatu Shercliffe’ów. Hogwart nigdy nie wchodził w grę, a przecież było to miejsce, w którym nasza znajomość nabrała innych barw. Mimo wszystko w Dolinie wszystko się zaczęło i właśnie tam chciałam to naprawić. Do pierwszej rozmowy jednak nie doszło, bo gdy w końcu stanęłyśmy twarzą w twarz, Ty uciekłaś. Być może żadna z nas nie była jeszcze gotowa na to spotkanie. Gdy usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi, byłam w trakcie prób rozczytania informacji o łuskach smoka opalookiego, którego nazwę jednak autor pracy przekręcił, uznając tego smoka za ukraińskiego. Odwróciłam się, by sprawdzić, kto pojawił się w pokoju nauczycielskim i wtedy ujrzałam Ciebie. Uśmiechnęłam się i chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam, co powinnam. Byłaś zdenerwowana i widocznie nie miałaś ochoty na moje towarzystwo, a ja wcale Ci się nie dziwiłam. Ignorowałaś mnie, więc wróciłam do swojej pracy, wciąż jednak zastanawiając się, jak do Ciebie zagadać. Znów przede mną uciekłaś, tym razem na drugi koniec pomieszczenia, bo nie mogłaś się stąd ulotnić przed wykonaniem swoich zleceń. Gdybym wiedziała, że zostałaś asystentką nauczyciela transmutacji, pewnie zastanowiłabym się sto razy, czy warto tu było powracać dla Swanna. Ale skoro byłyśmy na siebie skazane, chciałam wszystko naprawić. Popełniłam niewybaczalny błąd, tego byłam świadoma, tylko że najwyraźniej trafiłyśmy na siebie nie bez powodu. Co jakiś czas podnosiłam wzrok znad prac, spoglądając na Ciebie i zastanawiając się, jak długo jesteś w stanie mnie ignorować. Byłaś jednak zajęta, a później jeszcze zjawił się jakiś uczeń, z którym nad czymś pracowałaś, więc nie mogłam Cię rozpraszać. Dlatego zdziwiło mnie, gdy postawiłaś mi przed nosem puszkę ananasów, które tak uwielbiam. Zawsze dogadywałyśmy się w sprawie słodyczy, bo każda z nas lubiła zupełnie inne i nie musiałyśmy się sprzeczać o ukochane smaki. W tym wypadku przeciwieństwa doskonale się uzupełniały. Nie sięgnęłam jednak po ananasy, bo było mi po prostu głupio. I mogłabym już stąd iść, bo skończyłam sprawdzać prace, gdy Ty rozmawiałaś z uczniem, ale na odwrocie kartki dostrzegłam, że musimy tu jeszcze posprzątać. Nie słyszałam wcześniej o tym zwyczaju, ale pozwoli mi to na spędzenie z Tobą więcej czasu; być może rozmowę, którą w końcu musiałyśmy odbyć. - Hej, wiesz może, gdzie mam to odłożyć? – spytałam Cię, skoro sama odważyłaś się do mnie odezwać. Byłaś odważna w wielu kwestiach, ale nad uczuciami zawsze musiałaś się zastanowić, a ja nie potrafiłam tego zrozumieć. Podniosłam prace ze stolika i posłałam Ci pytające spojrzenie, mając nadzieję, że nie wrócimy do etapu zupełnej ignorancji.
Od dawna wydawało mi się, że już sobie ze wszystkim poradziłam. Wystarczyło jednak, byś ponownie stanęła na mojej drodze i świat ponownie wywrócił się do góry nogami. Niczym huragan przedarłaś się do niego, siejąc spustoszenie i zamęt, zarówno w mojej głowie, jak i zabliźnionym sercu. Twój widok zburzył mi wszystko to, co pieczołowicie układałam przez ostatnie lata, niszcząc harmonię, którą osiągnęłam. Uciekłam, ponieważ bałam się tego spotkania. Odkąd pamiętam, w mojej głowie co jakiś czas pojawiały się wizje, nasze wyimaginowane spotkania, których scenariusze zwykłam pisać przed snem, by zasklepić wyżłobioną przez Ciebie ranę. Wydawało mi się, że już zawsze będę miała wyłącznie wspomnienia. Stałaś się dla mnie wyobrażeniem, senną marą, która nawiedzała mnie od czasu do czasu, powodując przyspieszone bicie serca i nie chcący zniknąć obraz błękitnych oczu pod powiekami. I kiedy byłam przekonana, że zdołałam okiełznać Cię w okowach umysłu, zjawiłaś się na mojej drodze. Materialna jak nigdy, wyprana z wszelkiej iluzoryczności, namacalna. Złudność zamkniętego rozdziału ugodziła mnie w twarz, stąd wyraz zaskoczenia, szoku i niemożność wypowiedzenia ani jednej głoski. Odwróciłam się, byś nie widziała szklanych oczu - nie chciałam pozwolić, byś na własne oczy widziała ponownie otwierające się rany. Bolało mnie. Całe ciało, lecz najbardziej głowa, mrowiąca i pulsująca od natłoku myśli i wrażeń. Emocje zmienne jak w kalejdoskopie uniemożliwiły mi dalszą pracę, więc wróciłam do domu. Dolina Godryka była tą drugą bezpieczną przystanią, lecz przebywanie w czterech ścianach domu również przywoływało wspomnienia. Ścigana przez własne demony, pakowałam się w coraz większe tarapaty, coraz częściej wynosząc bojowe rany, zupełnie jakby zewnętrzna powłoka chciała dorównać wewnętrznemu złamaniu. Nosiłam na ciele rozliczne pamiątki niebezpiecznych przygód, które tym razem odbywałam samotnie - ciekawe, czy z Tobą u boku miałabym ich mniej? Podniosłam głowę znad swoich prac, gdy odezwałaś się. Poddałam Cię krótkiej analizie - czego mogłaś oczekiwać? Przecież tylko pytałaś o miejsce, gdzie mogłaś odłożyć sprawdzone prace. Na ułamek sekundy spojrzałam na stos w Twoich rękach, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że to tylko pretekst. A może zaczynałam dopisywać sobie w głowie historie, które nigdy nie zaszły? Może zaczynałam wariować? Wykonałam szybkie skinienie końcem różdżki, rzucając niewerbalnie Alohomorę na szafkę nieopodal, która należała do profesora Swanna, równocześnie opuszczając wzrok na swoje własne papiery.
Zapewne nikt nie chciałby spędzać czasu w tak mało intymnym miejscu jak pokój nauczycielski, niestety gabinet @Daniel Bergmann został zalany i na czas sprzątania mężczyzna musiał przenieść się do stolika w pokoju nauczycielskim. Kilka godzin poza gabinetem nie byłoby szczególnie problematycznych, gdyby nie fakt, że Daniel miał do sprawdzenia całą stertę prac studentów.
Nie rzucasz kostką. Wybierz jedną z trzech poniższych ścieżek i opisz w poście co robisz, a konsekwencje Twoich działań zostaną podsumowane w poście MG. 1. Dostrzegasz, że na stoliku należącym do nauczyciela Obrony przed Czarną Magią znajduje się pokaźny tom opatrzony kartką z napisem "nie dotykać". Z jednej strony czujesz niezjednaną pokusę zajrzenia do książki, z drugiej wiesz, że może to być niebezpieczne. W zależności od Twojego zachowania możesz zyskać 1-2 punktów z czarnej magii lub trafić do szpitala świętego Munga. 2. Pomiędzy sprawdzane przez Ciebie prace zaplątało się wyjątkowo obszerne wypracowanie z historii magii. Na pewno jest to bardzo pouczający tekst, niemniej jednak nie masz za bardzo czasu na wgłębienie się w niego, poza tym warto aby praca jak najszybciej wróciła do wykładowcy przedmiotu. W zależności od tego co zrobisz możesz zyskać drobną kwotę galeonów lub punkt kuferkowy. 3. Sprawdzanie prac przerywa Ci młoda dziewczyna. Twierdzi ona, że jest stażystką i prosi o to, abyś ją oprowadził. Dziewczyna jest miła i śliczna, ale jeśli to zrobisz możesz nie zdążyć na swoje następne zajęcia i mieć kłopoty. W zależności od decyzji możesz stracić galeony lub zyskać pokaźną kwotę do portfela!
W odpowiedzi na post Mistrza Gry koniecznie oznacz @Vivien O. I. Dear - dzięki temu szybko otrzymasz zamknięcie ingerencji i odpowiednią do Twojej reakcji nagrodę/karę. Będę wdzięczna jeśli dasz znać czy taki rodzaj ingerki Ci się podoba.
______________________
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Odkąd tylko znalazła się w Hogwarcie, wiedziała o istnieniu koła wielkich wróżbitów – naturalnie ciągnęło ją w końcu wszędzie tam, gdzie skupiali się ludzie podzielających jej własną pasję, a tym bardziej tych traktujących ją na tyle poważnie, żeby poświęcać na nie swój wolny od zajęć czas. Wiedziała też, że rola jego opiekuna została objęta wkrótce po jej przyjeździe, ale chociaż już od początku planowała bliżej zaznajomić się z działalnością klubu, najpierw chciała powoli wdrożyć się w swoją nową szkołę, zbudować stabilny rytm pracy i odrobinę zadomowić. Właśnie dlatego dopiero ostatnio uzmysłowiła sobie, że ów opiekun wcale nie jest nauczycielem wróżbiarstwa, a zamiast tego zajmował się Quidditchem. Wydawało jej się to szczególnie dziwnym połączeniem – nie była pewna, czy to dlatego, że takim właśnie było, czy dlatego, że sama z tym sportem miała wspólnego niewiele. Tak czy inaczej, kiedy kątem oka dostrzegła zainteresowanego zajmującego miejsce w pokoju nauczycielskim, natychmiast skierowała kroki w jego stronę. – Joshua, prawda? – zapytała. – Valeria – przedstawiła się czysto grzecznościowo, bo zakładała, że wiedział, kim ona jest – w końcu została reszcie kadry dydaktycznej przedstawiona przez dyrektora zaraz po tym, jak tu przybyła. Nie miała jednak wcześniej okazji zrobić tego osobiście, dlatego skinęła głową w geście przywitania z lekkim uśmiechem odmalowanym na twarzy. – Mogę? – wskazała sąsiadujące siedzenie i nawet nie czekała na odpowiedź, sama sobie pozwoliła. Była wystarczająco zaciekawiona, żeby towarzyszył temu pewien stopień zniecierpliwienia. – Dobrze kojarzę, że opiekujesz się kołem wróżbitów? – chciała się upewnić. Czekała na jego odpowiedź, musząc powstrzymywać się przed strzelaniem do niego pytaniami jak z karabinu, bo w jej głowie mnożyły się znaki zapytania.
Objęcie posady opiekuna wróżbitów było dość dziwne. Właściwie zgłosił się na to stanowisko pod wpływem impulsu i nowego zainteresowania, które rozgorzało w nim w trakcie ferii. Nie żałował tego, ale wiedział, że w końcu powinien ruszyć swoje cztery litery i pójść na spotkanie. Zaplanował to na sobotę, do tego czasu zamierzając nieco bardziej zaznajomić się z talią do tarota, którą dostał od April. Właściwie żałował trochę, że wyjechała. Teraz musiał zapoznać się z nową nauczycielką wróżbiarstwa i choć nie stanowiło to dla niego problemu, obawiał się odrobinę, czy ona będzie traktować go poważnie. W końcu był nauczycielem miotlarstwa, a nie jakimś jasnowidzem. Właśnie, Orzechowski… On też był zapisany do koła, z tego co pamiętał. Ciekawie będzie na spotkaniu… Siedział akurat w pokoju nauczycielskim, podłapując nowe ploty dotyczące dzieciaków i nie tylko, gdy podeszła do niego brunetka. Można ściągnąć kogoś myślami? Spojrzał na nią, od razu uśmiechając się szeroko, a jego oczy wesoło błyszczały. - Nie pomyliłaś się. Siadaj - potwierdził, że on to on, zachęcając także, aby usiadła, gdy tylko o to spytała. Zastanawiał się, co też sprowadza ją do niego, choć coś mu podpowiadało, że nie była to zwykła chęć poznania współpracowników. Przyglądał się jej z zaciekawieniem i łagodnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zawsze był otwarty do innych i nawet gdyby zaczęła zarzucać go pytaniami, pewnie ani by go nie odstraszyła, ani nie zirytowała. Z całą pewnością wybuchnąłby śmiechem. Teraz jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej z iskierkami rozbawienia w oczach, gdy zadała pytanie. - No i znów trafiłaś. Wiesz, nie mam nic przeciwko przytakiwaniu ci, ale co to za frajda zadawać pytania, na które zna się odpowiedź? - spytał, przekrzywiając głowę i próbując ukryć rozbawienie, przygryzając wargę. Zastanawiał się, czy będzie chciała, żeby zrezygnował z opieki nad kołem i oddał jej funkcję, a może będzie mógł ją prosić o małe korepetycje dla samego siebie, aby mógł powiększać swoją nową pasję?
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Valeria uśmiechnęła się tajemniczo w odpowiedzi na jego słowa, trochę jakby dosłyszała w nich jakiś dowcip zabawny tylko dla niej, a w jej spojrzeniu zamajaczyło odbicie jego rozbawienia. Przez cały czas przyglądała mu się badawczo, już podczas tej krótkiej interakcji szukając wskazówek mogących zaspokoić pytanie, które najgłośniej kołatało jej się w głowie. Ale było to pytanie z rodzaju takich, na które odpowiedź lepiej pozna innymi sposobami, niż gdyby mu je wprost zadała. – Cieszę się, że wreszcie na ciebie trafiłam – powiedziała mu szczerze, słowa odnajdywały potwierdzenie w zaciekawieniu wypisanym na twarzy. – Jeśli szukałbyś inspiracji na zajęcia koła, mogę mieć dla ciebie kilka propozycji. Raczej nie będę miała na razie jak wprowadzić tego u siebie na zajęcia, a myślę, że to są rzeczy, które przydałyby się dzieciakom. – Niestety, Valeria ciągle musiała hamować swoje ambicje w układaniu lekcji, bo jeszcze uczniowie zaczęliby omijać jej klasę szerokim łukiem w próbach uniknięcia przepracowania. To, że sobie narzucała mordercze tempo zdobywania wiedzy nie znaczyło, że wszystkim taki tryb pracy odpowiadał, czym była cicho zawiedziona. Przez to wiele z jej planów wisiało w limbo, a przecież ktoś mógł na nich skorzystać. Jeśli nie w klasie wróżbiarstwa, to może na zajęciach koła? – Oczywiście tylko jeśli chcesz, nie chcę ci wchodzić w paradę – dodała.
Zapach świeżo zaparzonej kawy, której filiżankę niosła w prawej dłoni, było czuć na całym trzecim piętrze. Pod pachą miała wsadzoną teczkę z dokumentami, a lewą ręką przyciskała do ciała karton z rzeczami osobistymi, które najpewniej miały trafić na biurko w jej gabinecie. Co tu dużo mówić, ledwo szła, a z każdym kolejnym krokiem modliła się, by następne drzwi prowadziły do pokoju wspólnego nauczycieli. Nie miała przydzielonego własnego lokum, a dyrektor kazał jej znaleźć pozostałych kolegów po fachu. Nie martwiła się tym czy zostanie przez nich dobrze przyjęta, bo do tej pory słyszała same dobre rzeczy na temat hogwarckich pedagogów. Jednakże stres zdawał się zwiększać z każdym stopniem wielkich schodów, a serce dudniło jej coraz głośniej. Na korytarzu nie było żywej duszy, która mogłaby służyć pomocą w niesieniu kartonu. – Czy dobrze trafiłam? Czy to jest centrum odprężenia się po wykańczających zajęciach? – drzwi otworzyła różdżką, a wchodząc do pokoju nie widać było nic prócz jej niebotycznie długich nóg, twarz miała zasłoniętą kartonem. Położyła go spokojnie na zimnej posadzce komnaty i ruszyła naprzeciw swoim przyszłym współpracownikom, aby się przywitać. – Miło mi, nazywam się Adénuga Amarū Aighewi. Nie będę miała nikomu za złe, gdy zwróci się do mnie zdrobnialej – wiedziała, że za chwilę i tak wszyscy zapomną o jej prawdziwym imieniu, bo dla każdego, kto pierwszy raz je słyszał, było zbyt egzotyczne, by je zapamiętać.
Ostatnio zmieniony przez Adénuga 'Adé' A. Aighewi dnia Pon Kwi 13 2020, 09:11, w całości zmieniany 1 raz
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Otwierając przed nią drzwi, bronił swojego stanowiska. Trudno powiedzieć “zaciekle”, bo ani nie unosił głosu, ani nie dawał ponieść się emocjom, ale gdzieś za tym stonowanym zdaniem, kryło się niejasne ostrzeżenie, żeby w końcu zakończyli tą dyskusję, zanim doprowadzi ich ona do głębokiego konfliktu. — Rozprawa Haddocka o Dziejach Magii Bathildy Bagshot nie jest nudna. Jest po prostu długa — powtórzył, parafrazując założenie, które wysunął już na samym początku rozmowy. Oczy miał nieznacznie bardziej pochmurne, a włosy zaczesał tak zdecydowanym ruchem dłoni, jakby powstrzymywał tym gestem jakiś inny, bliższy niegdysiejszej porywczości jego charakteru. Praca w Wizengamocie nauczyła go jednak tonować własne emocje i wstrzymywać je na wodzy w trakcie argumentacji. Mimo to sztywność ramion i napięcie Caine wskazywało wyraźnie jego myśli. Choć nie powiedział: “Whitehorn, kobieto, nie masz pojęcia o czym mówisz”, właśnie to wyrażał, kiedy skwitował wymianę zdań ostatecznym: — Dobrze. Masz rację, Perpetuo. Bo nauczył się, że rozmowa z kobietami to nie rozprawa w sądzie, którą można wygrać rozsądnymi argumentami. Tyle właśnie wyniósł z małżeństwa. Przyznawać rację, nawet kiedy się z czymś nie zgadza. Dla świetego spokoju. Szczególnie, kiedy zamykając drzwi, kątem oka, w końcu dostrzegł obecność innych nauczycieli w pokoju. Weszli z Perpetuą idealnie przerywajac moment przedstawienia się nowej nauczycielki. Caine przystanął mimochodem taksując ją szybkim, oceniającym spojrzeniem, żeby na koniec skinąć oszczędnie głową. — Adé-Nugaamarū, czy Adénuga-Amarū? Miała rację. Jej imię brzmiało dość egzotycznie, żeby nie domyślić się, kiedy się zaczynało, a kiedy się już kończyło. Przynajmniej nazwiska był pewien, pamiętając notkę od Dyrektora Hampsona o zatrudnieniu nowego nauczyciela...
Święta, święta, święta.... Wspaniała atmosfera dla młodych adeptów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, a także dla młodszych, którzy siedzieli w domach i do Hogwartu jeszcze nie uczęszczali. Beatrix dość długo już nauczała w tej szkole i tutaj zaczynała, nigdy nie zmieniła miejsca pracy i nie szukała innej. Dodatkowo zajmowała się nauką, jaką były eliksiry i przyszłość z nimi związana. Nauczała Obrony przed Czarną Magią, gdzie tak naprawdę jej syn praktycznie był przesiąknięty przeciwną formą nauki, czyli nie Obrony, ale praktykowaniem Czarnej Magii. Większość rodziców, by zabroniła dziecku tej praktyki, ale nie ktoś taki jak Cortez. Oni byli specyficzni, wręcz zachęcała go do dalszej edukacji i cieszyła się, jeżeli w rodzinie był ktoś wężousty bądź bardziej interesowała go czarna magia, albo łowiectwo. Weszła spokojnym krokiem do pomieszczenia zwanego pokojem nauczycielskim. To tutaj profesorowie poza swoimi gabinetami mogli spędzić wspólnie czas, porozmawiać albo po prostu wspólnie wypić odrobinę kofeiny dla doładowania energii. W momencie, gdy weszła do środka, akurat nowa profesor o niesamowicie egzotycznej urodzie, bardzo zwracającej pozytywnie uwagę, przedstawiła się. -Profesor Adénuga, bardzo miło poznać- powiedziała podchodząc do niej do niej i podając jej swoją zadbaną dłoń w celu uściśnięcia dłoni profesorki od Astronomii. Tutaj nie miała dużego problemu z wymówieniem, wszak ona sama miała imię łacińskie, a rodzinne korzenie sięgały daleko, daleko poza Wielką Brytanię. -Jestem Profesor Cortez, Beatrix Cortez, Obrona przez Czarną Magią- przedstawiła się siląc na serdeczny uśmiech. To, że uczniowie mieli u niej przechlapane, nie znaczyło, że nauczyciele też muszą się jej bać. Wręcz przeciwnie starała się zachowywać pozytywne relacje. Kruk na jej ramieniu przyglądał się uważnie kobiecie, ani na moment nie spuszczając jej z oczy, Bea po przedstawieniu się cofnęła dłoń po czym palcem tej samej dłoni pogładziła ptaszysko po piórach. Przy okazji przywitała się z innymi nauczycielami tutaj po czym wyjęła swój kubek z motywem białego węża na czarnym tle. Zwykle dolewała do kawy kropkę eliksiru energii, by mieć jej wiele na cały dzień, ale dzisiaj po prostu zrobiła najzwyklejszą najczarniejszą możliwie kawę z fusami. Usiadła na jednej z wolnych kanap.
Adénuga 'Adé' A. Aighewi
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178cm
C. szczególne : bardzo szczupła, prawie chłopięca sylwetka
– Adé, wystarczy Adé – choć sama nie należała do najniższych kobiet, musiała podnieść lekko głowę, by spojrzeć profesorowi Shercliff’owi prosto w oczy. Przez chwilę odniosła wrażenie, że gdzieś już go widziała, ale jego potężny niski głos nic jej nie mówił. – Czy to możliwe, że mogliśmy się już spotkać? Biuro Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów? – zapytała zupełnie tak, jak gdyby spodziewała się odpowiedzi twierdzącej. Wyglądał na pracownika Ministerstwa Magii. Bił od niego wysublimowany, prawie arystokratyczny chłód, a jego ciemnoniebieskie oczy były tego najlepszym dowodem. I zanim zdążyła zerknąć kątem oka na towarzyszącą mu kobietę, która ze swoimi pięknymi rudymi lokami i ciepłym głosem, wydawała się być jego kompletną odwrotnością, przez ramię zobaczyła wyciągniętą do siebie dłoń. – Miło mi poznać, profesor Cortez – nie była pewna czy zwrócenie się po imieniu będzie dobrym rozwiązaniem. Lekko się uśmiechnęła, bo zaledwie parę minut temu, gdy wchodziła powoli po wielkich schodach na trzecie piętro, usłyszała rozmowę grupy studentów na temat nowopoznanej nauczycielki. Nie wyglądali na szczególnie szczęśliwych, a z ich ust wydostało się kilka cierpkich słów. Wyglądała bardzo dostojnie, ale jej głos wydawał się być pogodny i szczery. Gdy tylko odprowadziła wzrokiem profesor Cortez na kanapę, odwróciła się ponownie w stronę Shercliff’a i rudowłosej kobiety, by uważniej się jej przyjrzeć.
Ostatnio zmieniony przez Adénuga 'Adé' A. Aighewi dnia Pon Kwi 13 2020, 09:11, w całości zmieniany 1 raz
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Skwapliwie skorzystała z dżentelmeńskiej uprzejmości Shercliffe'a, wchodząc pierwsza do pokoju nauczycielskiego. Doceniała takie drobne, niewymuszone gesty - nawet jeśli były uskuteczniane w środku dość... zażartej dyskusji. Choć towarzyszący jej Caine starał się być oazą spokoju - i zapewne właśnie tak wszyscy go widzieli - złotowłosa wyłapywała wszystkie nadprogramowe nuty w jego rzeczowym tonie. I byłaby skończoną kłamczuchą, gdyby nie przyznała, że jej to nie bawiło. - Nudna. - Uparcie obstawiała przy swoim, nie spuszczając wyzywającego spojrzenia z mężczyzny. To, że się z nim droczyła to jedno, ale obrona własnego zdania to drugie. - Jeśli ludzie zasypiają przy czymś z nudów, to jest to po prostu nudne. Źle przedstawione - brnęła w to dalej, starając się zachować w miarę neutralny wyraz twarzy. Miała ochotę uśmiechać się od ucha do ucha, widząc jak Shercliffe nerwowo targa swoją grzywę - choć wspaniale maskował to płynnym i opanowanym ruchem. - Noc też może być długa, ale jeśli jest ciekawa, to nikt nie śpi. Strzeliła mu delikatnego kuksańca w żebra, zaśmiewając się niczym nastolatka - słysząc jednak kolejne słowa Caine'a, zamilkła, rzucając mu zdziwione spojrzenie spod złotych loków. I momentalnie poczuła, jak pod skórą puszcza jej się płomień... irytacji. Tak, to na pewno była irytacja. Po jego ciemnoniebieskich oczach widziała doskonale, że zwyczajnie ją zbywał swym nieszczerym przytaknięciem. - Jeśli uważasz, że nie jestem odpowiednią osobą do prowadzenia z Tobą dyskusji, to jej nie zaczynaj. Albo skończ ją jak mężczyzna, Caine. - Uchwyciła jeszcze jego spojrzenie, ściągając wargi w wąską linię, żeby powstrzymać kąciki ust od niechybnego upadku w dół. Potem jednak zorientowała się, że weszli do pokoju akurat w trakcie prezentacji nowej nauczycielki - i słoneczko znów wyszło zza chmur. Perpetua odwróciła się nieco teatralnie od Shercliffe'a, chcąc podejść do nowej koleżanki po fachu - ale drogę przecięła jej Cortez. Tak więc przystanęła w pół kroku, w jednej ręce miętosząc rąbek swojej sukienki, a w drugiej trzymając swoją nieodłączną laskę. Przejechała jeszcze spojrzeniem po reszcie obecnych, z szerokim, promiennym uśmiechem machając na powitanie Joshowi i Valerii. - Dzień dobry, słoneczko! - W końcu udało jej się podejść do Aighewi, niemal tanecznym krokiem. Jak to miała w zwyczaju, chyba jako jedyna odrzucała formalności i bez krępacji przełamywała bariery, które ludzie uparcie wokół siebie wstawiali. Nie robiła tego jednak nachalnie - była w tym tak naturalna jak dziecko, które jeśli chciało się przytulić, to po prostu to robiło. - Miło mi poznać Adé! - Musiała stanąć na palcach, żeby obdarować kobietę dwoma szybkimi, pełnymi serdeczności pocałunkami w policzek. Niebieskozielone oczy iskrzyły wesoło. - Jestem Perpetua Whitehorn, od magii leczniczej, ale mów mi Perp. Zdrabniaj jak chcesz! - machnęła lekceważąco dłonią, dając do zrozumienia, że zupełnie jej nie zależy na tytułach. W końcu sama była nowym nabytkiem kadry nauczycielskiej i nie poczuwała się do profesorowania. - Pięknie wyglądasz - szczerze się zachwyciła, łapiąc spojrzenie nowej nauczycielki, równie szczerze uśmiechając się. Komplementy były zdecydowanie mocną stroną Whitehorn - nie ze względu na wymyślność, ale brak zakłamania.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Spiął mięśnie brzucha, kiedy tylko dźgnęła go pod żebra, bardziej niż zwykle doceniając teraz niegniotące się właściwości jedwabnej koszuli. Poprawił chwyt na skórzanej aktówce i ruszył obok Perp w głąb pokoju nauczycielskiego. Jej dźwięczny śmiech szybko ucichł, zastąpiony spojrzeniem, które bardzo nieznacznie ściągnęło jego własne brwi. Już wiedział, że zaraz padnie coś, co mu się nie spodoba, dlatego wzrok w tym czasie przeniósł na pozostałych nauczycieli w pomieszczeniu. Perpetua uwłaszczając jego męskości, uderzała w najdelikatniejsze nuty męskiego ego i chociaż w pierwszej kolejności planował to zignorować, kiedy odwróciła się do niego plecami, próbując wyjść przed niego, wyciągnął w jej kierunku dłoń. Miał ją chwycić w przegubie. Przypomnieć jej, że nie ma już dwudziestu lat, a blisko czterdzieści (chociaż dalej wygląda na trzydzieści i chociaż popełnił błąd w kalkulacji) i nie wygląda tak samo urokliwie, jak jego córka kiedy się na niego focha, z uwagi na późno przechodzony nastoletni bunt. Doprowadził się jednak do porządku przez obecność innych osób w pomieszczeniu i zamiast tego przerzucił aktówkę z pod ramienia do ręki, otwierając błyskawiczny zamek. — Valeria — zaznaczył swoją obecność i skoncentrował uwagę wyraźnie akcentując jej imię, kiedy wyciągał spomiędzy pliku dokumentów kilka kopert – dostałem Twoją pocztę. Jaka jest twoja tajemnica, że tobie uczniowie nie przysyłają listów umoczonych w gnojówce? Minął Beatrix po drugiej stronie niż Perpetua, mogąc swobodnie przystanąć przy nowej nauczycielce, profesor Cortez odpowiadając na powitanie ledwie drgnięciem jednego kącika ust. Być może przez zagrzebaną w pamięci konkurencyjność do absolwentów Slytherinu, a ona bardzo atencyjnie podkreślała swoją przynależność do domu. — Caine Shercliffe — przedstawił się w końcu, w następstwie po wszystkich innych – Historia magii. Kilka lat stażu na studiach, ale moja żona... — była żona, warto było skonkretyzować, choć Caine odmawiał sobie tego określać, bardzo konsekwentnie wypierając rzeczywistość — … pracuje w Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów. Może mogliśmy się minąć. Chociaż oceniając po wyglądzie powinien zapamiętać tak specyficzną urodę, którą nawet Perpetua doceniła głośno. Shercliffe w tym czasie zerknął na opiekunkę Hufflepuffu, bo kiedy jemu sugerowała, że był nudny innych obdarowywała pięknymi frazesami. Drażniło go to tylko i wyłącznie przez pewnego rodzaju niesprawiedliwosć. W końcu wychowywał się na prawie sądowym, prawda?
Adénuga 'Adé' A. Aighewi
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178cm
C. szczególne : bardzo szczupła, prawie chłopięca sylwetka
Po słowach Shercliff’a na temat jego żony, wróć - byłej żony, poczuła się niezręcznie i odpuściła dalsze dopytywanie o BMKC. Nie chciała kontynuować tematu, którego widocznie sam Shercliff nie chciał ciągnąć. W duchu pomyślała sobie, że musiał zostać poważnie zraniony, albo jeszcze gorzej – jego ukochana żona zmarła. Choć przez chwilę wisiała nad tą zagadką myślami, postanowiła usiąść naprzeciwko Cortez i przyjrzeć się planowi zajęć, który dostała z ręki samego dyrektora. Nie dało się ukryć, że była przygnębiona faktem, że dopiero w maju będzie jej dane prowadzić swoje wykłady. Pewnie przed wakacjami zdąży opanować z uczniami jedynie mały fragment podstawy programowej, a liczyła, że trudny początek w nowej pracy, którego nikt nigdy nie lubi, spędzi nad sprawdzaniem prac domowych. – Macie dla mnie jakąś radę? Czy uczniowie bywają utrapieniem czy wręcz przeciwnie – zadziwiają was swoim zaangażowaniem i pomysłami? – spytała nie zważywszy na to czy było to w dobrym tonie, kierując wzrok przede wszystkim na Whith..., wróc – na Perp, która wydawała się najbardziej podekscytowana zaistniałą sytuacją.
Ostatnio zmieniony przez Adénuga 'Adé' A. Aighewi dnia Pon Kwi 13 2020, 09:12, w całości zmieniany 1 raz
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Czy chciała godzić w męskie ego Shercliffe'a? Nie, ależ absolutnie, zdecydowanie, nie. A przynajmniej nic takiego nie planowała z premedytacją, zwyczajnie mówiła to, co aktualnie czuła. Chcąc nie chcąc, trafiała w odpowiednie nuty zupełnie nieświadomie. Choć trzeba było przyznać - mężczyzna też potrafił działać jej na nerwy. Bardzo subtelnie, wręcz niezauważalnie - mimika twarzy Perpetuy zmieniała się nieco, wyostrzała swoje rysy, a łagodne, zazwyczaj ciepłe spojrzenie niebieskozielonych oczu, zdawało się nieco... ciemnieć. A wystarczyło jedynie kilka pretensjonalnych słów Shercliffe'a - żeby coś w jej wnętrzu poruszyło się niespokojnie. Wychwyciłby to tylko ktoś, kto znał ją od lat. Mogła mieć jedynie nadzieję, że Caine niczego nie widział - nie miała zamiaru fundować sobie powrotu do przeszłości, kiedy za czasów nastoletnich miała problem ze swoim maminym dziedzictwem. Teraz jednak starała się skupić na nowej nauczycielce - i wszystkim innym oprócz nienagannie ubranego urzędasa. - Radę? - Zamrugała zdziwiona, widząc pytające spojrzenie Adé właśnie na sobie. - Kochana, ja tutaj pracuję dopiero od miesiąca. Jedyne co mogłabym Ci doradzić to to, żebyś się tak nie przejmowała! - Perlisty śmiech wyrwał się z gardła Whitehorn, jednak urwał się nagle, kiedy pewne myśli wtoczyły się do jej głowy. - Miej oko na Violettę Strauss, Krukonkę. Dziewczyna jest... wyjątkowa. - Zakłopotany uśmiech wykwitł na nagich wargach Whitehorn, kiedy ugryzła się w język. Cóż, chyba nie wypadało mówić, że Panna Strauss wylądowała trzy razy w przeciągu tygodnia w Skrzydle Szpitalnym, przy czym przy jednej jej wizycie w Zakazanym Lesie, o mało nie straciła życia ona i jeszcze nauczyciel zaklęć, Voralberg, a sama Whitehorn brała w tym udział jako ekipa ratunkowa. Nie chciała niepotrzebnie straszyć nowej koleżanki po fachu. - Poza tym to miłe dzieciaki - wzruszyła ramionami, najwyższą siłą woli powstrzymując się od rzucenia okiem na Shercliffe'a. Doskonale wiedziała, że mężczyzna uważa inaczej i zapewne wtrąciłby swoje trzy grosze w uzupełnieniu jej wypowiedzi. Gdyby ich postawić obok Adé, to Perp robiłaby za kreskówkowego aniołka, Caine z kolei byłby fatalizującym diablikiem. - Naprawdę nie ma się czym przejmować. - Powtórzyła wzruszając ramionami, chcąc jakoś wybrnąć ze swojego nieskładnego słowotoku - widać było jak na dłoni, że nie mówi wszystkiego. Zaczęła dość niespokojnie przechodzić z nogi na nogę, uśmiechając się przy tym dość niepwenie - i znów złapała się na tym, że chciała spojrzeć na Caine'a. Wstrzymała swój obrót głowy w połowie, zawieszając spojrzenie na siedzącym nieopodal Walshu. Oh, bingo! - Josh, złotko! - Nieco zbyt szybko podeszła do siedzących na jednej z kanap Valerii i nauczyciela miotlarstwa, żeby bezpardonowo przysiąść na oparciu tuż obok mężczyzny. - Przygotowałeś nam już miotły? - zaczepiła kolegę niewinnie, puszczając mu zawadiackie oczko. Małe, słodkie tajemnice, o których tylko ta dwójka wiedziała. Właściwie to nawet żadna tajemnica nie była - bardziej wygłupy dwóch fanów miotlarstwa. Choć Whitehorn próbowała wybrnąć tylko z głównej roli informatorki dla Aighewi, tak naprawdę zaciekawiło ją, czy Walsh jednak zdecyduje się na ich mały wyścig.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Bycie jednym z młodszych nauczycieli w Hogwarcie miało swoje plus i minusy. Plusem było to, że zdecydowanie łatwiej było jej się porozumieć z uczniami. W końcu nie tak dawno sama była jednym z nich, więc doskonale potrafiła zrozumieć, co może im leżeć na sercu nawet wtedy, gdy przypadek może wydawać się tragicznym. Największym natomiast minusem było to, że o wiele ciężej musiała zapracować sobie na szacunek i uznanie nie tylko ze strony uczniów, ale i kolegów po fachu. To, że miała ogromny zasób wiedzy w swojej dziedzinie, nie oznaczał jeszcze, że jest on wystarczającym do tego, aby inni odnosili się do niej z odpowiednim szacunkiem. Ostatnimi czasy miała po dziurki w nosie tych wszystkich uczynnych, którzy nie zważając na jej dotychczasowe sukcesy zawodowe, z pogardą patrzyli na to, kim jest. Nazwisko Dear zobowiązywało ją przez całe życie. Było niczym złota kula uczepiona do jej nogi. Mogła stać się przepustką do wielkiej sławy i wspaniałego życia, a mogła również być balastem, który skutecznie młodą kobietę pociągnął by na dno. Niestety, tym razem sprawdzały się wszystkie najczarniejsze scenariusze. Nim się obejrzała, po Hogwarcie aż huczało od plotek, jakoby to jej ojciec załatwił jej pracę, bo taki był kaprys panienki Dear. I choć w tym wypadku plotki były tak dalekie od prawdy, jak to tylko możliwe, niesmak pozostawał. Nie zamierzała się tłumaczyć i roztrząsać historii swojego życia, byle tylko wybielić się na tle tej nieszczęsnej plotki. Zamiast tego dumnie uniosła podbródek ku górze i zakładała jeszcze wyższe szpilki. Prezentowała swoje najlepsze oblicze, byle tylko udowodnić, że nikt ani nic, poza jej ciężką pracą, nie zagwarantowały jej miejsca w Hogwarcie. Dlatego właśnie jak zwykle prezentowała się nienagannie, gdy weszła do pokoju nauczycielskiego. Tuż obok niej grzecznie lewitowały zwoje pergaminów, gdzie jak wiedziała, powinna znaleźć odpowiedzi, na zadaną ostatnio pracę domową. Miała godzinę przerwy w nauczaniu, więc postanowiła ją wykorzystać na sprawdzenie zadań. Była doświadczonym eliksirowarem, więc doskonale wiedziała, czego powinna szukać, aby uznać wypracowania za wystarczająco dobre, do uzyskania przynajmniej zadowalającej oceny. I zapewne kompletnie nie zwróciłaby uwagi na innych, zebranych tutaj nauczycieli, gdyby nie nowa postać zasilająca ich szeregi. Odprowadziła różdżką zwoje na jeden z wolnych blatów stolika, po czym wróciła spojrzeniem do Adé. Uśmiechnęła się w zachęcający sposób. Nie znała tej kobiety, ale nie zamierzała od razu uchodzić za tę zimną sukę, której należałoby za wszelką cenę unikać. -Witam, miło mi poznać, Beatrice Dear, nauczycielka eliksirów i opiekun Ślizgonów. - przedstawiła się, wyciągając dłoń w jej stronę. -Kolejny nowy nauczyciel, jak mniemam. - dodała po chwili, nie mogła jednak nic poradzić, że badawczo przyglądała się kobiecie. Taką już miała naturę, uwielbiała oceniać ludzi po ich bezwarunkowych odruchach. Potrafiły one powiedzieć więcej niż nawet tysiąc słów. Chwilę później jej wzrok padł na jedną z kobiet, które również znajdowały się w pomieszczeniu. O ile profesor Cortez nie zrobiła na Trice żadnego wrażenia, tak od razu musiała zwrócić się do Perp. -Przepraszam na momencik. - powiedziała jeszcze w stronę nowej nauczycielki z przepraszającym uśmiechem na ustach, po czym ruszyła w stronę nauczycielki uzdrawiania. -Perp, kochanie, masz może chwilkę czasu? - zagadnęła ją. Nie zamierzała od razu wychodzić ze wszystkich swoich problemów, może mimo wszystko lepiej byłoby przynajmniej odsunąć się nieco od reszty. W końcu ściany mają uszy, a to nad czym pracowała Beatrice naprawdę powinna do ostatniego momentu utrzymać w ścisłej tajemnicy.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Nie wiedział o jej ukrytym talencie, ale gdyby tylko to wypłynęło, znów zacząłby się śmiać. Wcześniej April, poznał Orzechowskiego z Gryffindoru z darem jasnowidzenia, był jeszcze niewidomy Krukon. Z całą pewnością nie byli jedyni, ale póki co Josh nie wiedział o innych jasnowidzach, a przynajmniej nie potrafił ich sobie od razu przypomnieć. Ta trójka szczególnie zapadła mu w pamięć z różnych powodów. Uśmiechnął się szerzej na jej kolejne słowa. Do tej pory nie zdarzyło mu się jeszcze, żeby ktoś go specjalnie szukał, więc było to całkiem miłe. Po chwili zaśmiał się cicho pod nosem i nachylił bliżej kobiety, wpatrując się w jej oczy z wyraźną radością. - Czyli w razie czego mogę liczyć na korepetycje, żebym nie był laikiem pilnującym geniuszy? - spytał konspiracyjnym szeptem, po czym mrugnął do kobiety zaczepnie. - Chętnie przyjmę pomysły, bo z całą pewnością będą czymś więcej niż obalaniem mitów z serii czy pora dnia ma wpływ na układ tarota. Z wielką przyjemnością będę z tobą współpracował przy pomysłach na koło - dodał, prostując się. Niewiele później otwarły się drzwi i do pokoju wszedł karton o długich nogach. Josh aż uniósł brwi ze zdziwienia. Dlaczego kobieta szarpała się z kartonami, gdy wystarczyło użyć zaklęcia? Pewnie ruszyłby na pomoc, gdyby nie to, że był w połowie rozmowy z Valerią, a i nowa nauczycielka szybko sobie poradziła. Uśmiechnął się szerzej, kiedy nieznajoma się przedstawiała, obserwując kolejnych wchodzących profesorów. - Cześć Adé, witaj na pokładzie. Joshua Walsh, gry miotlarskie - przedstawił się, nie ruszając się z miejsca i jedynie unosząc lekko dłoń. Już miał odwrócić się do Valerii, gdy podeszła do nich Perpetua. Przyłożył palec do ust, jakby właśnie poruszała temat, który miał być sekretem, ale po jego spojrzeniu było widać, że ma ochotę wybuchnąć śmiechem. -Uważaj, bo ktoś usłyszy… Ale mów, kiedy, a będą miotły gotowe - odpowiedział, podrzucając nieco brwiami. Och, ścigałby się na miotle, a właściwie nie miał z kim. Cieszył się ogromnie, że Whitehorn zaczęła uczyć w Hogwarcie. Kiedy profesor uzdrawiania inna kobieta odciągała na bok, Josh wrócił spojrzeniem do Valerii. -Nie często jestem w tym pokoju i muszę przyznać… nie wiedziałem, że jest tu zwykle taki ruch. Jakbyś znowu mnie kiedyś szukała, to najczęściej w gabinecie, albo na błoniach - rzucił, patrząc z lekkim zdziwieniem na mały chaos jaki dział się w pokoju nauczycielskim. Nagle docenił ciszę własnego gabinetu.
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Valeria uśmiechnęła się szeroko na jego słowa. Nie było dla niej na świecie nic lepszego, niż możliwość posiadania słuchacza, któremu mogłaby opowiadać o tym, co najbardziej ją pasjonowało. Zwłaszcza dlatego, że musiała wtedy jakoś uformować swój wewnętrzny słowotok. Nie było jej zdaniem lepszego sposobu na nauczenie się czegoś, niż spróbować tego kogoś nauczyć – odkryła to niedługo po objęciu swojego stanowiska, na którym każdy dzień potrafił ją zaskoczyć. Z tego powodu nie widziała przeszkody w tym, że dotychczas uczył latania na miotle. – Pewnie! – zgodziła się z entuzjazmem, który zaraz zmieszał się z naturalnym dla niej, tajemniczym wyrazem, który w tym wypadku był zapowiedzią odrobinę belferskiego tonu, sugerującego, że następne pytanie należy do podchwytliwych. – A co dokładnie masz na myśli, mówiąc o wpływie dnia na układ tarota? Nie jestem pewna, czy znamy ten sam mit – zastanawiała się głośno. Jej matka, która była pierwszą nauczycielką tarota, jaką Valeria miała, uczyła ją sposobów odczytywania kart wyśmianych później przez babkę Vladę, konserwatystkę w temacie wróżbiarstwa. Ale ziarno zostało w głowie Albescu. Valeria natychmiast podniosła wzrok na drzwi, kiedy przedstawiła się nowa nauczycielka i obserwowała wchodzących nauczyciela; musiały się właśnie najwyraźniej skończyć zajęcia. Albescu wstała, aby podeszła w kierunku nowej nauczycielki (i przy okazji przysłuchując się kawałkowi rozmowy, w którym Perpetua opowiadała o wyjątkowej Krukonce. – Miło cię poznać, Adé – powiedziała, uśmiechnęła się do niej. – Valeria Albescu, wróżbiarstwo – przedstawiła się, skłaniając głowę w geście powitania, po czym jej uwagę przykuła Perpetua i Caine. Uniosła dłoń w odpowiedzi opiekunce Hufflepuffu, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. – Dziękuję ci, Caine – powiedziała, wyciągając rękę po swoje listy. Nie mogła powstrzymać śmiechu, słysząc jego pytanie. – Nie zadarłeś przypadkiem z mieszkańcami sowiarni? – zapytała, ciagle odrobinę rozbawiona, chwytając swoją korespondencję. – Wygląda na to, że głęboko zapadłeś im w pamięć, skoro teraz przynoszą ci wiadomości dla mnie – stwierdziła. Odwróciła się później w stronę Josha i przytaknęła na jego słowa. – Też się tego nie spodziewałam – przyznała, przyglądając się nauczycielom zza Walsha (musiała w tym celu wychylić się nieco, bo była co prawda wysoka, ale nie na tyle, żeby zobaczyć wiele ponad jego ramieniem). – Mnie znajdziesz najczęściej w mojej wieży albo klasie, pukaj śmiało, jakbyś miał jakieś pytania – powiedziała, uśmiechając się do niego.
Sam nie rozumiał fenomenu sów, które nagle postanowiły na wszelkie możliwe sposoby dać mu do zrozumienia, że nie są odpowiednią formą przekazu listów. Niezbyt skuteczną. Niekoniecznie prezentowały kompetentne przeszkolenie w tym temacie. Nie budziły jego zaufania. Te szkolne. Na tych należących do ministerstwa jeszcze nigdy wcześniej się chyba nie zawiódł. Prychnął więc, odrobinę rozbawiony tym stwierdzeniem, a po trochu nie wiedząc nawet jak to skomentować, więc zbył to pytanie po prostu milczeniem. Dosiadł się jednak blisko Josha i Valerii, rozkładając się ze swoimi notatkami. Nie umknęło jego uwadze, jak Perpetua starała się na niego nie patrzeć, dlatego on sam zawiesił na niej spojrzenie całkiem otwarcie. Przerywając je dopiero w momencie, w którym Dear zdecydowała się porwać Whitehorn do rozmowy. Wrócił wtedy uwagą do swoich papierów, w milczeniu przydzielając oceny na wcześniej sprawdzonych już pracach, które teraz podliczał jedynie punktowo. Po tym, jak pięć prac z rzędu dostało trolla, podniósł dłoń do kołnierzyka, wygładzając go na karku i nieznacznie mrużąc oczy, podniósł spojrzenie do Josha. Pierwszy raz zwracając na niego uwagę, odkąd wszedł do pomieszczenia. Wcześniej skoncentrowany na rozmowie z żeńską częścią kadry nauczycielskiej — Walsh, data wybuchu Bitwy o Hogwart. Był ciekawy, czy wszyscy mają z nią problem, czy tylko jego uczniowie… Pytanie zdało się jednak zbyt proste. Josh wyglądał na tyle młodego, że mógł w tej bitwie nawet brać udział. O czym Caine pomyślał dopiero, kiedy już o to spytał. Sam w czasie Drugiej Wojny Czarodziejów był już w pełni dojrzałym mężczyzną, który nie odczuł tego konfliktu w tym samym stopniu co uczniowie.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Przyglądał się z rosnącym zainteresowaniem nowej profesor wróżbiarstwa, coraz bardziej czując, że chciałby jednak spotkać się z nią na osobności, aby cóż… dowiedzieć się więcej o niej i sprawdzić, czy uda jej się zrobić z niego wróżbitę. Wcześniej nikt nie próbował, bo szkolnych sposobów nie brał pod uwagę. Zabawy był także jej entuzjazm względem uczenia go. Miał nadzieję, że nie zniknie po pierwszym spotkaniu. - Gdzieś słyszałem, że nie powinno się niby wróżyć o poranku, a najlepiej stawiać tarota wieczorami - odparł, marszcząc nieco brwi, wyraźnie dając po sobie znać, że nie wierzył w to, żeby godzina miała znaczenie w przypadku wróżb. Nie zdziwiłby się, gdyby jakiś czarodziej próbował w ten sposób zniechęcić mugoli do przychodzenia do niego po porady. Niewiele później wszystko zaczęło mieszać się i tworzyć uroczy chaos, gdy do pokoju weszli pozostali nauczyciele. Nie często sam tu przebywał, wiec teraz był naprawdę zaskoczony obecnością wszystkich. Z drugiej strony, jak inaczej mieli sobie przekazywać ploty o uczniach, jeśli nie przy wspólnej kawie? Obserwował wszystko z lekkim uśmiechem na twarzy, nie potrafiąc pozbyć się chęci roześmiania. Zaraz przeniósł spojrzenie na Valerię, gdy mówiła, gdzie jej może szukać. - Podejrzewam, że będę częstym gościem. Przyda się pomoc w opanowaniu tarota, skoro już dostałem talię, a także nauka obsługi wahadełka, które mam z ferii… Chyba że je zgubiłem - odpowiedział szczerze, wzruszając lekko ramieniem. W trakcie ferii robili z kryształu górskiego wahadełka, pod pilnym okiem April. Później dwóch osobom, którym najlepiej poszło, w tym jemu, wręczyła talię kart tarota. Od tamtej pory nie ruszył jej, nie wiedząc jak się za to zabrać. Nagle usłyszał swoje nazwisko i pytanie, na które aż się skrzywił na moment. Miał wtedy jedenaście lat i od września zaczynał naukę. W trakcie bitwy nie był w Hogwarcie, ale w Hogsmeade u babci. Choć nie brał w niej udziału, nie dobrze tamtego dnia. Spojrzał na Caine’a, uśmiechając się lekko. - 2 maja 1998 roku… Bawimy się w pytania z naszych dziedzin? W którym roku założono drużynę Katapulty z Caerphilly? - spytał, choć po jego minie i spojrzeniu widać było, że nie pyta na poważnie. Spojrzał na prace, nad którymi siedział Shercliffe, unosząc nieco brwi ze zdziwienia. - Czyżby nie pamiętali tej daty? - dopytał, zaintrygowany, jak uczniom idzie z innych przedmiotów. Na jego zajęciach nie było najgorzej, a prace dostawał interesujące, ale czym innym było miotlarstwo, gdzie można było popłynąć z tematem, a czym innym historia magii.
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
– Naprawdę? – Valeria prychnęła nawet lekko, słysząc o tym rozróżnieniu. Cóż, ktokolwiek przekazał Joshowi taką legendę, raczej nie był godnym zaufania tarocistą. Takie rozumowanie mogło się jej zdaniem brać tylko z niezrozumienia kart. Najwyraźniej jednak Walsh, mimo braku doświadczenia z wróżbiarstwem, potrafił wyczuć w tym bujdę, co było dobrym znakiem. – Ktokolwiek to wymyślił, nie wie, czego szukał – stwierdziła ostatecznie, przechylając z namysłem głowę. – Może miał na myśli to, że odpowiedzi kart na podobne pytania faktycznie czasami zmieniają się po upływie czasu, ale... – tu pokręciła głową – na pewno nie przez porę dnia. – Odrobina rozbawienia zabrzmiała w jej głosie. – Świetny pomysł, żeby powiedzieć o tym na kole – podsumowała ostatecznie. Valeria zaraz zaczęła czuć się trochę nieswojo w tym małym zamieszaniu – tłumne miejsca nie należały nigdy do jej ulubionych przez nawarstwienie bodźców, przez które trudno było jej się skoncentrować na tym, co naprawdę miała do zrobienia. Musiała bardzo się skupić, żeby jej uwagi nie odwracały słyszalne tylko dla niej echa rozbijające się o ściany pokoju nauczycielskiego. – Zapraszam, przyda mi się trochę rozrywki – powiedziała z entuzjazmem godnym takiego kujona jak ona. – Z wahadełkiem na pewno szybciej pójdzie. Będziesz mógł potem trenować z nim i kartami jednocześnie – już układała mu w głowie plan zajęć. Cieszyła się przy okazji, że w końcu trochę bliżej pozna radę pedagogiczną, w tym przypadku pod postacią Josha. Chociaż pracowała w Hogwarcie już ponad miesiąc, była tak mocno zagrzebana w swoich sprawach, że rzadko do tej pory spędzała czas w Hogwarcie inaczej, niż zasypana papierami w gabinecie albo – jeśli już nie mogła patrzeć na tę samą ścianę – w klasie wróżbiarstwa. – Może ta gnojówka to była koniec końców taka metafora dla stanu wiedzy? – myślała głośno, słysząc wymianę o Bitwie o Hogwart. To było jednocześnie pocieszające i zasmucające, że nie tylko we wróżbiarstwie uczniowie mieli braki w wiedzy.
Uśmiechnął się szeroko, gdy tylko prychnęła. Więc jednak nie było źle z jego intuicją i potrafił wyłapać moment, w którym ktoś wciskał mu ciemnotę! Dobrze, że nie wierzył we wszystko, co mu mówiono. Inaczej skończyłby jako kompletny idiota z wielu dziedzin. - Coś było, że nie powinno się stawiać kart przed południem, bowiem świat się dopiero rozbudza, a to źle wpływa na łączność z kartami, czy jakoś tak… Zapamiętałem z tego jedynie, że powinno się układać tarota o stałej porze, nie zmieniać jej, a jeśli jest już za późno to poczekać do następnego dnia. - doprecyzował, gdy upewniała się, o co dokładnie mu chodziło. Sam w to nie wierzył, bo w końcu jak nagle karty miałyby zmienić znaczenie? Nie brał wtedy na poważnie tych słów i miał świadomość, że tak jak życie przynosi różne zdarzenia, tak karty mogą dać inną odpowiedź na to samo pytanie po pewnym czasie. Dlatego nie wróżył, nie chodził po wróżbę i nie zamierzał wróżyć w ważnych sprawach. Ciekawe jednak, czy dzieciaki posiłkowały się tarotem? Im więcej osób pojawiało się w pokoju, tym większą miał ochotę wrócić do siebie. Mimo wszystko doceniał spokój i czas dla siebie, którego nie miał w nadmiarze. Nie chciał jednak wychodzić na totalnego buca, więc siedział grzecznie, odpowiadając tym, którzy zwrócili na niego uwagę, ale nie wchodząc w większe rozmowy, poza Valerią, która zjawiła się przy nim jako pierwsza, więc miała pierwszeństwo. - Och, wyczuwam tutaj kary za nie robienie postępów - rzucił ze śmiechem, mrużąc oczy, jakby chciał się upewnić, czy kobieta nie żartuje. Zaraz jednak rozpogodził twarz, wzruszając lekko ramieniem. - Nie widzę siebie samego potrafiącego naprawdę coś wywróżyć, ale chciałbym spróbować, znaleźć jakieś nowe zainteresowanie i stąd zgłoszenie na opiekuna. Dzieciaki może też mnie czegoś nauczą - dodał, lekkim tonem. Nie widział niczego złego w przyznaniu się do niewiedzy z pewnej dziedziny. Był pewny, że na kółku będą się dziwić jego obecności, ale przecież był jedynie ich opiekunem, nie profesorem. Przyglądał się chwilę kobiecie, kiedy sama wspomniała o stanie wiedzy dzieciaków. Naprawdę uczniowie byli tak mierni z przedmiotów? Aż zaczynał się cieszyć, że nauczał czegoś bardziej konkretnego niż gry miotlarskie. Na jego zajęciach trudno było być kiepskim, jeśli tylko potrafiło się latać. Nie potrafił więc w żaden sposób skomentować wiedzy młodzieży.
Wyrywkowe odpytywanie profesora Shercliffe’a nie wynikało z chęci złapania swoich współpracowników na ich niewiedzy, a zrozumieniu myślenia młodych umysłów, przyszłości czarodziejskiego światka… czy te daty naprawdę były taką ogromną zagwozdką, że wywoływały skonfundowanie w głowie historyka? Który z pasją zaglądał do książek prawiących o tematach blisko-kulturowych, więc i historii magii. W duchu odetchnął na odpowiedź Walsha, ukontentowany tym, że nie tylko on sam zna tak prozaiczną datę, ponieważ od czytania tych prac zaczął się z tą wiedzą czuć nieco dziwnie. Odpowiedział powagą i podobnym, rzeczowym tonem, na ten z jakim zwrócił się do niego Joshua, w swojej wypowiedzi również przemycając odrobinę sarkazmu, kiedy odpowiedział mu tak samo retorycznym pytaniem. — A kim są Katapulty z Caerphilly? Nawet znał odpowiedź, ciężko było stwierdzić, czy autentyczność z jaką zadawał pytanie była faktyczna czy stanowiła kontynuację pozy Walsha. Zaraz jednak wrócił uwagą do swoich papierzysk, odpowiadając zarazem Joshui, jak i Valerii, kiedy mruknął: — Poniekąd. Przekartkował kilka prac, żeby znaleźć te najciekawsze. Ułożył je w kolejności stopniowania napięcia. Kolejno zaczął czytać najbardziej abstrakcyjne odpowiedzi. — 1989. Dobra próba. 1945. Zaskakująco dużo odpowiedzi, chociaż w jakiś sposób usprawiedliwia ich skojarzenie z II Wojną Światową. I moje ulubione. 1920. Jeszcze przed narodzinami Sami-Wiecie-Kogo. Chociaż dopuszczalne już było wymawianie imienia Voldemorta, przez przyzwyczajenie ze swoich młodych lat użył po prostu najczęściej stosowanej formy, a chwilę potem odłożył przeglądane prace, mając wrażenie, że nie tylko poziom jego wiedzy zostaje wystawiony na próbę przetrwania, ale także maleje mu jego IQ od samego czytania.
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Przymrużyła sceptycznie oczy. Była zaskoczona, że takie teorie jeszcze gdzieś krążą – ale była przyzwyczajona do warunków Ardeal, które szczyciło się swoimi wynikami w nauczaniu wróżbiarstwa. Miała wrażenie, że w jej poprzedniej szkole podejście do tematu znacznie różniło się od tutejszego; może to stąd brały się te dziwne wymysły? Albo odwrotnie – może przez te dziwne wymysły, najwyraźniej wciąż żywe, większość ludzi, których spotykała, miało bardzo sceptyczne podejście do jej przedmiotu. – Masz dobrą intuicję – stwierdziła, uśmiechając się półgębkiem. – Będziesz dobrym opiekunem. – W przypadku koła może nawet lepiej sprawdzi się ktoś, kto był wróżbiarskim nowicjuszem – wspólne poszukiwanie odpowiedzi mogło zaognić entuzjazm do zdobywania wiedzy. Nie wpadłaby na to sama – gdyby nie to, że Josh już zagrzał sobie ten stołek, z pewnością próbowałaby swoich sił, ale dobrze się stało, że ją uprzedził. Uczniowie pewnie bardziej rozluźnią się w towarzystwie miotlarza zamiast nauczycielki wróżbiarstwa, a to w przypadku tego przedmiotu było bardzo sprzyjające. – O, to z pewnością. Zwracaj uwagę na momenty, kiedy nie wiedzą, co mówią. Najczęściej mówią wtedy najmądrzejsze rzeczy. Farsa się robi, kiedy się próbują wymądrzać – zaśmiała się. Taka była specyfika tego przedmiotu. Przydawała się w nim oczywiście wiedza książkowa – trzeba było znać karty, może wiedzieć co nieco o astronomii i numerologii... ale sedno jednak tkwiło tam, gdzie logiczny umysł nie sięgał. Machnęła ręką na jego wątpliwości, próbując dać mu do zrozumienia, że nie ma czym się martwić. – Każdy przy odpowiednim podejściu da radę coś wywróżyć. Nawet... Caine – stwierdziła, biorąc pierwszy przykład z brzegu, posyłając mu krzywy uśmiech. Nie podejrzewała Schercliffe'a o zainteresowanie wróżbiarstwem, a jednak naprawdę w to wierzyła. Kiedy słuchała Caine'a czytającego odpowiedzi swoich uczniów, jej brwi stopniowo wędrowały coraz wyżej. Przy ostatniej nie wytrzymała, parsknęła krótko śmiechem, zasłaniając usta dłonią. Odchrząknęła zaraz i chociaż starała się zachować powagę, odrobina rozbawienia zmieszanego ze sceptycyzmem malowała się na jej twarzy. Zazwyczaj nie wyśmiewała niewiedzy ale... na Merlina, to była historia współczesna. Powinni ją znać choćby z opowieści rodziców i dziadków, jeśli nie mieli ambicji zajrzenia do podręcznika. Nawet nie mogła znaleźć na to komentarza – a przynajmniej nie stosownego.
Pozostawał jeszcze wpływ mugoli na postrzeganie wróżbiarstwa, z którego sam Josh czerpał pomysły. Zakładał, że ci, którzy uczą się tej sztuki, nie ograniczają się jedynie do wróżenia czarodziejom. Nigdy nie wiadomo, co może cię spotkać, więc dobrze znać mity krążące pośród magicznych, jak i niemagicznych osób. - Intuicja to nie wszystko, ale liczę na to, że jakoś się to rozwinie - przyznał, wzruszając lekko ramieniem i uśmiechając się szeroko. Nie miał problemu z tym, że nie znał się na wróżbiarstwie w takim stopniu, jak osoby, które przychodziły na kółko. To nie było problemem. Nie musiał znać się na wszystkim, a jeśli mógł służyć po prostu opieką dla kółka, to nie widział w ty problemu. Może dzięki temu będzie ono lepiej funkcjonowało, niż miało się do tej pory. - Czyli lanie wody jest w porządku, nawet pożądane, ale wymądrzanie się już nie. W porządku, dam radę - odparł ze śmiechem, już nie mogąc doczekać się faktycznych spotkań koła. Wiedział, że pierwsze nie będzie spektakularne, ale chciał po prostu zobaczyć, kto jest do niego zapisany i jakoś zorientować się w poziomie, aby planując spotkania, dostosować je do ich poziomu, nie swojego. Mógł w trakcie zajęć jedynie siedzieć w kącie i pilnować, aby nikomu nic się nie stało, gdyby zamierzali testować bardziej kontrowersyjne sposoby wróżenia. Zaśmiał się cicho na kolejne słowa Albescu, gdy zasugerowała, że nawet Caine mógłby coś wywróżyć, gdyby tylko się postarał. Cóż, było to dość pocieszające, choć z drugiej strony, czy na pewno? Postanowił się jednak nad tym nie zastanawiać dłużej. Tym bardziej że już po chwili Shercliffe raczył ich "cudownymi" odpowiedziami dzieciaków na dość proste pytanie. W pewnym momencie nawet Josh przyłożył dłoń do twarzy, nie wiedząc, czy powinni płakać nad kiepską wiedzą dzieciaków, czy raczej się śmiać.