Skrzydło Szpitalne jest sporym pomieszczeniem, utrzymanym w kolorze oślepiającej bieli, przez co ma się jeszcze większe wrażenie wszechogarniającej czystości. Na całej długości poustawiane są łóżka dla pacjentów, z małą szafeczką obok, zazwyczaj zastawioną przez lekarstwa i słodycze, oraz czasem zasłonięte parawanem, by powstrzymać ciekawskie spojrzenia uczniów w przypadku cięższych chorób.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:37, w całości zmieniany 2 razy
Kiedy usiadła obok niego jedyne, co jej przyszło na myśl to jedna rzecz - „Przepraszam”. Po raz kolejny w przeciągu tygodnia chciała setkę razy powtarzać to jedno, jedyne słowo. Aż tak jej było żal tej całej sytuacji. Mimo wszystko nadal czuła się jak zdradziecka dziwka, a pewnie dokładnie taka opinia powędrowała w tej chwili po szkole. Przynajmniej idąc tu była pewna, że wszyscy na nią patrzą. Dokładnie każda osoba obok obserwowała ją nie dlatego, że szła zakrwawiona, ale dlatego, że chcieli sobie poszeptać o tym, co się działo przez ostatni czas. Nienawidziła ludzi za ich wścibską naturę. Najchętniej odcięłaby się od wszystkich... Poza Finnem, Lilly i paroma innymi przyjaciółmi. Kiedy ją przytulił przez chwilę zesztywniała. Potem delikatnie ułożyła dłonie na jego plecach... By w końcu samej bardzo, bardzo mocno go przytulić. Momentalnie zaś jej się łzy puściły z oczu. Naprawdę za bardzo się ostatnio rozkleja, ale przez to jest coraz bardziej podobna do autorki. Obie płaczemy z byle powodu, chociaż tym razem wydaje mi się, że to nie była błaha sprawa, a coś bardzo poważnego. - Myślałam, że on cię zabije. Dlatego nie chciałam ci mówić! Sam widzisz, Daniel jest po prostu nieobliczalny! Mógłby cię tak w każdym momencie zamordować rozumiesz? On ma w dupie jakąkolwiek moralność! Boże, jakie wy macie cholerne szczęście... Chwila moment i by ci jeszcze gardło poderżnął. Boże, Finn ty głupolu... - Szczerze mówiła to, co akurat myślała. Chyba się nie spodziewał, że pogłaszcze go po główce i pochwali, jaki to jest dzielny tak, jak Lilly przed chwilą. Były skrajnościami, ale to chyba widać na pierwszy rzut oka – Jezu. Kochanie nie rób mi więcej takich rzeczy... - Wyszeptała po tym w końcu się uciszając i... CO TO MA KURDE BYĆ! Nie, ja wychodzę! Jakie kochanie?! Finn, zepsułeś Corin. Powinieneś się wstydzić! Spojrzała na Kaoru tylko przelotem z grymasem. A ten co, zaś Lilly nawiedza? W pysk byś nie chciał? Wrr.. W każdym razie to był tylko moment, kiedy odsuwała się od pana Visse. Tak na chwilę się odsuwała... By zaś się do niego przytulić. Ona cię tak łatwo nie puści, nie ma szans. Zerknęła jeszcze tylko na różdżkę obojętnie. Ona jej nie chce... Nie widząc, że słucha w tym momencie kogoś innego. Kupi nową. Nie wiem skąd weźmie 40 galeonów, ale kupi nową.
No tak. Tak jak się spodziewał nie był tu mile widziany. Tylko Finn pofatygował się, aby się do niego odezwać. I wcale mu nie wyjaśnił zbyt wiele. - Jakby to była MAŁA bójka to byście nie byli cali zakrwawieni i nie bylibyście tutaj bo obyło by się bez tego. - odezwał się spokojnie wpatrując się w Holendra. To na pewno było coś poważniejszego. I oni wszyscy byli w to zamieszani. Corin się skrzywiła na jego widok, nic niezwykłego. Pff, pewnie zastanawiała się co on tu robi. No cóż. Najważniejszej osobie w jego życiu ktoś zrobił krzywdę. Byłby totalnym debilem jakby tu nie wszedł i się nie zainteresował. Lilly...spojrzała na niego tak jakoś...pusto. I to pewnie jakaś telepatia, bo poczuł się jakby mentalnie dostał w twarz (grr, pewnie myślała sobie o Ikuto grrr). A dlaczego się zaniedbywał? Hmmm...to był taki jakby rodzaj pokuty. Poza tym jakoś dbanie o siebie straciło dla niego sens. Podszedł bliżej i usiadł na pustym łóżku obok Lillyanne wpatrując się w nią uważnie i przysłuchując słowom Cornelii. Zabić, zamordować, szczęście, gardło? Jakiś Daniel...znał jednego Ślizgona o tym imieniu. A to na pewno nie był kto inny jak uczeń z domu węża. Ale co on od nich chciał? - Ktoś chciał was...zabić? - spytał zszokowany Kaoru. Zadał to pytanie tak w eter, ale patrzył na Lilly. W coś ty się wplątała konomashii...Najchętniej by z nią pogadał na temat tego wszystkiego no...wszystkiego...jakoś nie było okazji, ale to też nie był dobry moment. Ale wkrótce będą musieli porozmawiać, i to koniecznie. Na razie tylko na nią zerkał z troską.
Może i nie znał Lilly zbyt długo, ale wydawała mu się całkiem sympatyczna. Nawet po tym, co zaszło. Omal nie zginęli! To chyba zbliża do siebie ludzi, bo po tej godzinie czuł, jakby znali się wiekami. Była sympatyczna i przyjemna w obyciu i- nie mam pojęcia dlaczego- przypominała trochę żeńską wersję Finna. Za przyjaciółmi wskoczyłaby w ogień, co niedawno udowodniła, ale umiała śmiać się i żartować, jakby nic nie zaszło. Nie miał zamiaru tłumaczyć wszystkiego Kaoru, niech zajmie się tym Lilly. On nie chciał na nowo się denerwować, a tylko to by się stało, gdyby zaczął mówić o Danielu, o tej całej bójce. -Mnie także nie obchodzi nic, gdy ty jesteś w niebezpieczeństwie- powiedział poważnie, chwytając ją za ramiona i odsuwając od siebie na sekundę, może dwie, by móc spojrzeć na nią. -Zabiłbym go, gdybym musiał. Poświęciłbym siebie, gdyby tego zażądał, byleby tobie nic się nie stało, rozumiesz?- spytał, znów ją do siebie przytulając. Ciepło jej ciała napawało go dziwnym spokojem, w jej ramionach przenosił się na inną planetę, daleko od codziennego zgiełku i problemów w szkole. Gdy był z nią uciekał myślami od tego wszystkiego i po prostu cieszył się, że ma ją przy sobie. A teraz, gdy mógł ją stracić, zaczął doceniać to jeszcze bardziej. -Śmierciożercy powrócili, ale o tym szaa- powiedział, kierując spojrzenie ciemnych oczów na Puchona. Posłał mu delikatny uśmieszek, nie chcąc by poczuł się spławiony, czy coś w tym stylu, ale też dając znać, by po prostu nie wnikał w szczegóły- póki co. A jeśli już, to niech Lilly go w nie wtajemniczy. Cały Finn- miły aż do bólu i zawsze pomocny! Znów wrócił spojrzeniem do Corin. Jeśli zaś chodzi o różdżkę... jedno jej słowo i odda jej swoją, albo kupi nową, choć tyle pieniędzy piechotą nie chodzi. Ale wyciągnie je chociażby spod ziemi. Gdyby tylko wiedział, że teraz się tym przejmuje mógłby wziąć jej różdżkę bez słowa. W końcu i tak był już jej właścicielem. Co prawda... to, że Daniel próbował użyć jej przeciwko mu i Corin stanowiło pewien problem, bo Finn się zwyczajnie nią brzydził, ale odsunąłby takie myśli na bok.
Szczerze mówiąc to Lilly bała się reakcji Kaoru. On zawsze się o nią martwił, jak starszy brat, którego nie miała. Pożądała takiej miłości ze strony chłopaka, był jej jedyną rodziną, osobą, która utrzymywała ją przy zdrowych zmysłach. Kiedy ocknęła się w szpitalu czuła, że straciła cząstkę siebie, ale kiedy spotkała Kaoru wiedziała, że ją odzyskała. Odzyskała rodzinę, bez której się wychowała. Emily, nie mogła zastąpić jej matki, nie potrafiła, była ona bardziej przyjaciółką niż matką. A on? Kiedy zaczęły wracać jej wspomnienia, wróciła również radość z życia. Kaoru – jej braciszek – pomógł jej wrócić na nogi. Jeżeli i on by zniknął, jeżeli i on zostawiłby ją ponownie postradałaby zmysły. Widziałeś to, widziałeś jej oczy Kaoru. Widziałeś jak się zachowywała, widziałeś jej wyraz twarzy. Ona pragnęła krwi, czerpała przyjemność z cierpienia, naprawdę chcesz stworzyć taką Lilly? Naprawdę chcesz trwać ze świadomością, że przez taką błahostkę powstał potwór? Ona potrzebuje Ciebie jak nikogo innego, kochasz ją i możesz sprawić, że ona pokocha Ciebie, ale nie jak brata, a jak kogoś więcej. Powiedz tylko słowo, a będę twoja na wieki, spójrz na mnie ciepłym spojrzeniem, a przeżyję kosmos. Dotknij mnie swoją delikatną dłonią, a poczuję się spełniona. Powiedz, że mnie kochasz, a zrobię co zechcesz. Uchyliła powieki z delikatnym uśmiech. Tak bardzo się cieszyła na myśl, że jej czarnowłosy książę, będzie się mógł nią opiekował. A teraz czas wrócić do rzeczywistości. - Może nie od razu… zabić… no dobra chciał zabić, ale to trochę skomplikowana – powiedziała półszeptem. Czuła, że przy każdym wypowiedzianym słowie boli ją twarz. Ale nie przejmowała się tym, musi ją ‘rozruszać’. Lilly podobna do Finna hmm muszę się z tym zgodzić, jednak jest jedna szczególna różnica, on nie posiada AŻ TAK mrocznego oblicz jak ona. No cóż, dziewczyna kątem oka widząc jak gołąbeczki się gołąbują (nie wiem co to znaczy) spojrzała niezadowolona. Czyżby była zła? Ale o co? No nie wiem, nie wiem.
Gdy odsunął ją od siebie spojrzała na niego lekko zaskoczona. Patrzyła mu głęboko w oczy. Hm, jak wiemy nigdy tego nie robi, jeśli kogoś słucha albo, jeśli na kimś w ogóle jej nie zależy. To swego rodzaju wyznanie, którego nie miała odwagi wypowiedzieć na głos ani razu. No, ale mniejsza o to. - Masz nigdy dla mnie nie poświęcać życia. Pomyśl. Gdybyś mnie zostawił na świecie, to i tak zrobiłbyś mi niewybaczalną krzywdę rozumiesz? Masz mnie nigdy nie zostawiać. Znienawidzę cię, jeśli to kiedykolwiek zrobisz... - Powiedziała całkiem poważnie, całkiem szczerze. Naprawdę gdyby kiedykolwiek próbował odejść, gdyby kiedykolwiek próbował ją zostawić samą nawet, jeśli to ona zraniłaby go dotkliwie... Znienawidziłaby go. Może jest samolubna, może jest egoistką, ale bez tego chłopaka jej życie nie będzie miało większego sensu. I dobrze wiedziała, że jeszcze nie raz zrobi mu psychiczną krzywdę, albo ktoś z jej winy zaatakuje go. Ale gdyby śmiał tylko powiedzieć „Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego Cornelio”, to jej świat by się zawalił, a w niej po cichu kiełkowałoby przekonanie, że złamał obietnicę. Bo obiecał nigdy jej nie zostawiać. Powoli zaczynam się mieszać w jej odczuciach. Dlatego wróćmy do tego, co się tutaj działo. - Chodź tu – Powiedziała łapiąc go za podbródek w miarę delikatnie i ciągnąc go do siebie, żeby po chwili wbić się w jego usta z naturalną dla siebie mocą i dozą agresywności. Skoro on jej nie całuje tak, jak ona lubi, to sama musi to robić. W końcu koniecznie trzeba go tego nauczyć. Skoro ma być panem ideałem... Powodzenia! Lilly ty mi się odczep od mojego gołąbowania () i ciesz się, że Corin na razie nie ma siły i ochoty niczego zauważać, bo by ci się większa krzywda stała.
Pokiwał głową na słowa Puchona o Śmierciożercach. - Po zdarzeniu w Kryptach wcale bym się nie zdziwił. - dodał od siebie i już się nie zajmował resztą świata. Lillyanne. To ona tu była przecież dla niego najważniejsza. Cóż. Ona bała się jego reakcji, a on bał się jej. Pamiętał, że była na niego wściekła. Szczerze mówiąc nie zdziwiłby się nawet jakby wywaliła go za drzwi. Ale chyba by tego nie zniósł. Chciał być dla niej ważny. Pragnął być jej braciszkiem. Martwić się o nią tak jak to czynił zawsze. Przecież przy niej wracała do niego cała radość z życia jaką ostatnio utracił. Czuł się rozluźniony, jakby wszystko było w porządku. Jakby nic się nie stało. Nie mógłby jej zostawić. Nie mógłby sobie tak po prostu...odejść, zniknąć. Nie chciał jej stracić. Bał się o nią, kochał ją. Obiecał, że jej nie opuści aż do śmierci. Mimo całego bólu nie mógłby tak po prostu...nie być. Nie być przy niej zawsze i wszędzie gdy tego potrzebuje. Jej obecność podnosiła go na duchu. Potrzebował jej jak nikogo innego na świecie. Jego serce, jego dusza, jego umysł, każda część ciała, każda jego komórka potrzebowała tej dziewczyny jak powietrza. Dlatego będzie o nią walczył. Nie podda się choćby nie wiem co. Pasowali do siebie idealnie, nawet jeśli inni uważali inaczej. Ale niech sobie uważają! Kaoru czuł właśnie tak. Nie widział przy sobie nikogo innego, tylko ją. I może było to nieco...samolubne, nie wiem jak to nazwać, ale nie mógł jakoś widzieć koło niej kogo innego. Był idealnym facetem. Tacy się już nie zdarzają. Tak kochający, tak dbający o dziewczynę. Ufał, że Lilly w końcu to doceni. I że...będzie dobrze, tak po prostu. Teraz tak było. Jej uśmiech sprawił, że i on się uśmiechnął. Szczerze i radośnie. Jak nie uśmiechał się od bardzo dawna. Wtedy też zerknął na siebie i zobaczył jak żałośnie wygląda. Cholera. Szybko poprawił koszulę i przeczesał palcami włosy. Potem znowu wrócił do niej spojrzeniem. Merlinie, czemu ona musi być taka ładna? Kocham... Ktoś chciał ich zabić. Ktoś zrobił krzywdę jego konomashii, a jego nie było. Co z niego za książę no? Kurczę, wyrzucał teraz sobie, że nie przechadzał się gdzie indziej. Ale zastanowił go szept Lilly i lekki grymas. Znał ją tak dobrze, jak nikt inny, wyczuwał jej każdy najdrobniejszy ból, każde najmniejsze zmarszczenie czoła, każdy gest, choćby przez innych niezauważony, każdy odruch. Widział, że gdy mówiła bolało ją. Nachylił się z bliska spoglądając z ogromną troską w oczach na jej twarz. -Musisz mi to kiedyś koniecznie opowiedzieć. - stwierdził. - Bardzo boli? Nie martw się, zostanę tu, zaopiekuję się tobą.- uścisnął jej dłoń dodając otuchy i chcąc jej przekazać trochę ciepła. W końcu też przypomniał sobie, że nie są tu sami i spojrzał na Corin i Finna. To nie był dobry pomysł. Właśnie się całowali. Kątem oka zerknął na Lillyanne, a konkretniej na jej usta. I...ej. Czemu one do niego krzyczą? Merlinie, jak on za nimi tęsknił. Za nią w ogóle. Jej uśmiech, jej dotyk...Przyniosły mu dziwne w swojej prostocie ukojenie. Nie ma tak, teraz się go tak szybko nie pozbędzie.
Finn nigdy nie zostawiłby Corineli. Nawet gdyby umarł to wierzył, że będzie na nią spoglądać z nieba, choć to może głupie i dziecinne. Po prostu taki był. Rodzice od lat wpajali mu, że ukochane osoby nigdy nas nie opuszczają, zawsze są z nami, czy tego chcemy, czy nie. Więc niech się Corin o nic nie boi! Bo choć nie mógłby jej dotknąć, porozmawiać z nią, zabawić to przecież czuwałby nad nią, chroniąc ją przed jej głupimi pomysłami. Kochał Corin i tylko w nią wierzył. Dlatego za każdym razem, nawet po tylu nieudanych próbach zawsze do niej wracał. Każdy inny na jego miejscu dawno dałby sobie spokój- wielokrotnie zdradzany i zraniony nie mógł przestać o niej myśleć i powoli zaczynał uważać to za coś nienormalnego. On zwariuje przez tą dziewczynę, prędzej czy później. Myślę jednak, że prędzej. -Obiecałem ci, mała- uśmiechnął się promiennie i zaśmiał cicho. -Obiecałem ci, że wszystko będzie w porządku i tak będzie- pokiwał lekko głową i pozwolił się jej pocałować. Dobrze było wiedzieć, że mimo tego, co zrobił ona wciąż się nim nie brzydzi. Dobrze było mieć ją po prostu w ramionach. Dawało mu to dziwne poczucie iż należy tylko do niego, choć to może i nieprawda. Nic nie mógł na to poradzić. Objął ją mocno, jedną ręką chwytając jej nadgarstki. Jego język delikatnie podrażnił wewnętrzną stronę policzków dziewczyny, tocząc zawziętą walkę o dominacje z jej językiem. Przygryzł delikatnie jej wargę, pociągając lekko i zaraz potem ujął jej twarz w dłonie, znowu mocno całując. Zapewne trwałby tak dalej, gdyby nie przypomniał sobie, że nie są tu sami. Odsunął się od dziewczyny, dość niechętnie i przytknął swoje czoło do jej, zamykając oczy i uśmiechając się lekko.
Wściekłość? TO MAŁO POWIEDZIANE! Dziewczyna nie mogła wytrzymać widząc jak oni tak sobie świergotają. Zwłaszcza, że ona była teraz sama i to było po prostu niesprawiedliwe. Wstała rzucając na parkę puste spojrzenie. Tylko nieliczni mogli w tym spojrzeniu dostrzec ziarenko wściekłości. Musiała wyjść chociaż na chwilę. Wziąć głęboki oddech, albo bynajmniej zrobić cokolwiek! Tak więc od kiedy wstała z łóżka zaczęła nerwowo łazić w tę i powrotem – musiało to drażnić wszystkich obecnych tutaj. Dziewczynka nie mogąca się uspokoić i chodząca po całym pokoju. Kiedy Kaoru spytał czy ją boli odwróciła wzrok w bok, a dlaczego ma nie boleć? Ale nieważne, nie może się na nim wyżywać. Uśmiechnęła się delikatnie i złapała go za nadgarstek. - Chcesz mi dodać otuchy? – spytała niepewnie spoglądając na niego z dołu. W momencie zrobiła się mega nieśmiała. Taka urocza, czekająca, aż książę przyjedzie na swoim rumaku i uwolni ją z wieży pokazując cały świat. Takiej maski jeszcze nigdy nie przybrała, dlatego sama się sobie dziwiła. Ale wracając kiedy się zgodził, bo wątpię, by się nie zgodził, uśmiechnęła się szeroko i zaczęła drażnić Finn’a i Corin… Łaziła po całym pokoju w tę i z powrotem ciągnąc cały czas Kaoru za nadgarstek. Chyba zaczynały jej powoli wracać siły. Albo po prostu użyła ukryty ich zapas.
Cóż. Faktycznie, to że Corin i Finn sobie tak świergotali to nie było zbyt taktowne. I w ogóle. Nie powinno się że tak powiem migdalić przy osobach trzecich. Szczególnie przy Kaoru, który też chętnie by się teraz pomigdalił (yyyy...aha o.O) No bo to była strasznie niezręczna sytuacja. Oni dwoje tutaj tacy samotni i nieszczęśliwi a ci się całują i przytulają. Kaoru widział reakcję Lilly na to co się działo. Wyglądała na nieźle wkurzoną. On też był, ale jakoś udawało mu się to ukryć. W ciszy i skupieniu obserwował jak dziewczyna chodzi z miejsca na miejsce po pokoju chcąc się wyładować. Nie przeszkadzał jej w tym, niech się uspokoi. Jak odwróciła się do niego uśmiechnął się lekko uspokajająco. Nagle na twarzy Lilly pojawił się delikatny uśmiech, taki nieśmiały i słodki. W każdej chwili mógłby za niego umrzeć, dosłownie. Byleby tylko tak się uśmiechała. Wyglądała jak księżniczka. Dobra, teraz tylko trzeba znaleźć czarnego konia i jazda. Ale za co ja kupię konia....dobra. Nieważne, coś się wymyśli. Tak czy inaczej gdy chwyciła go za rękę poczuł jak zalewa go fala ciepła i w ogóle rzygamy tęczą. - No pewnie, konomashii, między innymi dlatego tu jestem. - uśmiechnął się do dziewczyny z rozczuleniem i podążył za nią. Chodząc sobie tak z Lillyanne, można powiedzieć za rękę czuł się niesamowicie dobrze, tak jakby wszystko było jak dawniej. Jakby nie było nigdy Ikuto i tej całej szopki. I teraz nie było. I tak mogłoby być zawsze. Gdyby tylko...jedyne co wiedział to to, że nie może się poddawać. Nie przeszkadzało mu to, że go tak ciąga w te i we wte. Dla niego mogłaby to robić cały czas. Byleby tylko go trzymała i nie puszczała. I byleby tylko spędzać z nią jak najwięcej czasu. Nie miał zamiaru jej zostawiać. Teraz ani nigdy później.
W przeciwieństwie do niego ona nie wierzyła w życie po śmierci. Dlatego też jeśli już ktoś ma umierać, to ona musi być pierwsza skoro chłopak obiecał, że nigdy jej nie zostawi. Zresztą, temat stał się nagle bardzo poważny. I muszę przyznać, że to wszystko naprawdę wpłynęło źle na psychikę Corneli. Bo ona nawet troszkę o tym myślała. Zastanawiała się jak to jest po prostu skonfrontować się ze śmiercią kiedy wszystko powoli przestaje mieć sens. Żeby to sprawić już raz prawie spadła z dachu i chociaż była pewna, że zostanie złapana, to jednak ta próba wiele jej powiedziała. Uświadomiła ją, że pozostawanie w stanie rozżalenia jest gorsze niż skończenie ze sobą. To zdecydowanie nie były pozytywne i niosące korzyści myśli. Finn nawet nie wiedział, jak Corin bardzo się stara. Dobrze wiedziała, że jest po prostu dziwką i suką w gruncie rzeczy. Nie dało się inaczej określić kobiety, która będąc z kimś tak wspaniałym nadal szukała czegoś innego, czegoś więcej. Wiele razy przeklinała na siebie za to, że po raz kolejny popełniła wręcz zbrodnie - w swoim mniemaniu - myśląc czy całując kogoś innego. Nie rozumiem jej. Naprawdę nawet ja przestaje rozumieć jej rozwiązłość. Może po prostu miała nadzieję, że jeśli nadal będzie szukać, to nie przeoczy tego chłopaka, który w każdym calu będzie spełniał jej oczekiwania. Jednak... Finn był taki. Może nie był aroganckim dupkiem, który traktuje ją jak swoją własność, za czym ona tak bardzo latała ale... Był dobry, kochany. Nigdy jej nie ranił, zawsze chciał być przy niej i słuchał ją, kiedy miała kłopoty. Potrafił poświęcić dla niej życie... Lub zdrowie ucząc ją jazdy na deskorolce. Po prostu był, a inni? W końcu każdy znikał z jej życia. Może... Może ona po prostu jest przerażona tym, że jeśli między nimi, przynajmniej z jej strony naprawdę zrodzi się więź idealna w każdym calu, niezniszczalna wstążeczka łącząca ich ze sobą... To on będzie chciał rozwiązać supełek i poszukać kogoś innego. Stąd niepewność. Niepewność stąd, że uważała, że jeśli mieliby być ze sobą naprawdę, szczęśliwi i w pełni niezwykłych uczuć, to powinni to poczuć od razu. Przecież pierwsze wejrzenie jest najważniejsze tak? Ale jednocześnie w pierwszym momencie nie mogła zrodzić się miłość, tylko pożądanie, którego w ogóle do niego nie żywiła – jak na razie. Ale... Ale... Przychodzi taka pora, kiedy nie żądasz niczego. Ani ust, ani uśmiechu, ani miękkich ramion, ani oddechu jego obecności. Wystarcza, że On jest... To chyba właśnie był ten moment. Corin plącze się w tym wszystkim, miesza wszystkie emocje. Jedne maskuje, drugie przypadkiem bardziej ukazuje. Nie jest już w stanie tak jak zawsze panować nad sobą. I może to fatalna wymówka dla tych wszystkich przeciwności, jakie stawia przed Finnem, to jednak... Nie wiedział, co w razie pytania „Dlaczego?” mogłaby powiedzieć innego niż „Przepraszam, gubię się w swoim życiu”.
Jak mam rozpoznać swoją Drugą Połowę? Nie bojąc się ryzyka. Ryzyka porażki, odrzucenia, rozczarowań. Nigdy nie wolno nam rezygnować z poszukiwania Miłości. Ten, kto przestaje szukać, przegrywa życie.
Nie mogłaby się nim brzydzić. Przecież Finn ją uratował. Gdyby nie to, że się pojawił, to jedyna przyszłość, jaką po tym wszystkim dla siebie widziała to uliczna prostytutka, którą ktoś się znudził. Gdyby to trwało nie dałaby rady skończyć szkoły, nie dałaby rady kiedykolwiek pozwolić na to, żeby ktoś był z nią tak blisko, jak ona z puchonem i to ze szczerym oddaniem. Ignorowała całe otoczenia. Dla niej w tym momencie Kaoru i Lilly przestali istnieć i miała w dupie to, że chodzą po pokoju czy co tam oni robią w tym momencie. Naprawdę miała to gdzieś, kiedy to ich języki biły się ze sobą. Szczerze? To oni chyba pierwszy raz całują się w ten sposób, mam racje? Tak po prostu, nic nie sprawdzając, nie testując jak to Corin zrobiła pierwszego felernego dnia ich chodzenia ze sobą. Wtedy ten pocałunek nie miał dla niej kompletnie żadnego znaczenia. Sprawdzała, czy sypią się przysłowiowe "iskry" i niestety ich nie było. Ale teraz? Powoli wszystko się zmienia. Nawet, jeśli ona tego nie dostrzega, lub uparcie nie chce tego dostrzec, a wręcz stara się temu zapobiec. I musiała przyznać, że był w tym naprawdę całkiem niezły. To mało powiedziane. Jego pocałunek był tak uzależniający, że nie była w stanie sama się od niego oderwać nawet, gdy powoli traciła dech. I miała ochotę go udusić, kiedy w końcu się od niej oderwał, ale bez słów zrozumiała powód. Dlatego przymknęła oczy trwając tak przy nim, by potem osunąć się troszkę i wtulić nosek w jego ciało. Wąchała jego aksamitną skórę z prawdziwą rozkoszą. Potem zerknęła ponownie na swoją przyjaciółke. - Lillyanne... Może wyślemy list Ikuto? Zabije mnie, jak mu nie powiem, że coś ci się stało. On cię tak kocha. To jest takie kawaii! - Zaproponowała patrząc na nią i błyszcząc oczkami. Uwielbiała patrzeć na ich perypetie i mniej więcej taki też był jej cel wezwania tutaj tego krukona. Zresztą, tak czy siak była pewna, że w końcu sam przyjdzie. A jeśli nie, to przyśle do niej jakikolwiek list swoim kociakiem, który to w jakiś sposób zawsze informował go o wszystkim. - A ty powinieneś się przespać – Skierowała te słowa do Finna, po czym zdruzgotała pielgrzymkowiczów z nadzieją, że usiądą i pozwolą, by w pokoju zapanowała cisza i spokój. W końcu siły regenerują się znacznie szybciej podczas snu. A jej... Znaczy się Finnek musiał jak najszybciej odzyskać energię. Dlatego też uśmiechnęła się zastanawiając się, czy nie powinna się od niego odkleić. Po jakże intensywnych kilko sekundowych przemyśleniach uznała, że jednak nie ma na to najmniejszych szans. Nie, kiedy jest tak i cieplutki. Gdzieś za mgłą jej myśli nadal wodziły za Danielem. Gdzie teraz jest, co robi? Kiedy Corin dostanie od niego kolejny list z datą i miejscem spotkania? Czy w ogóle odważy się jeszcze do niej zbliżyć? Czy powinna powiedzieć swojemu chłopakowi, gdyby ślizgon znowu czegoś próbował? Tyle pytań, a żadna odpowiedź nie nasuwała się jej jakoś jednoznacznie. Ale mniejsza o to. Obiecała sobie, że będzie silna. Obiecała sobie, że zapomni. Na pewno jej się to uda jeśli tylko chłopak pomoże jej w tym. Jeśli będzie jak obiecał. I ufała, że dotrzyma słowa.
Lilly chodziła cały czas. Nie wiedziała czemu, ale czuła, że właśnie to ją rozluźnia. Nagle usłyszała głos Cornelii. Napisać do Ikuto? Spuściła niepewnie głowę chcąc się zastanowić. Złapała jakby mocniej nadgarstek Kaoru nie wiedząc co powiedzieć. Kocha… Zamknęła oczy próbując się skupić. Jedyna rzecz, na której się nie zna zbyt dobrze to miłość. Nie umie zbytnio obmyślać planów, które dotyczą miłości to dla niej zbyt trudne. - Możesz wysłać, mi… - nic już więcej nie powiedziała. Z jej ust wydobyło się głośne: „YYYY”. Po tym dziwnym dźwięku puściła Puchona i ruszyła w stronę swojego łóżka. Tam opadła na nie i schowała twarz w poduszkę. - Nie odzywam się do was – powiedziała. Jedynie ona mogła to zrozumieć bardzo wyraźnie, gdyż oni mogli usłyszeć coś zmutowanego przez zagłuszającą poduszkę. No normalnie nie ma to jak foch na cały świat bez powodu. Czy ktoś z tego powodu ją w ogóle zrozumie?
Mogę się założyć, że wiele dziewczyn zazdrościło teraz Corin, albowiem to dla niej Finn stracił głowę. Mogę się też założyć, że znajdzie się w tej szkole przynajmniej jedna dziewczyna, który wzdycha do niego potajemnie i zerka ukradkiem, gdy przechodzi obok. I gryzie paznokcie z zazdrości. Bo, jakby nie patrzeć, Puchon był całkiem niezłą partią. Przystojny, zabawny i inteligentny. Za swoją dziewczyną wskoczyłby w ogień, czego już chyba nie muszę udowadniać. Ukochana osoba była dla niego całym światem. Do tego był dżentelmenem w każdym calu, który odsunie dziewczynie krzesło, zapłaci za popcorn w kinie. Nigdy nie zapominał o rocznicach, choć, muszę przyznać, że nie przykładał do nich zbytniej wagi. Ważne jest uczucie, nie czas jaki spędziło się z drugą osobą. Przede wszystkim jednak- szanuje innych, co jest cechą niesamowicie ważną. Nigdy nie podniósłby ręki na kobietę, nie powiedziałby też złego słowa o niej. Zawsze starał wywiązywać się z obietnic i bywał słodki. Potrafił bez powodu dać ukochanej kwiaty, czy czekoladki. Ktoś może powiedzieć, że wszystko to kłamstwo. Kiedyś w końcu był w związku tylko dla seksu, by się odstresować, zrelaksować i zapomnieć o chłopaku, który tak bardzo go zranił. Czy tym razem także tak by postąpił? Czy rzuciłby się w wir imprez i alkoholu, gdyby Corin złamała mu serce? Nie zniósłby tego. Żyłby, ale co by to było za życie. Marna egzystencja, w której nie byłoby większego sensu. Teraz jednak musiał być przykładnym ojcem... Właśnie, właśnie. To wróciło do niego jak bumerang. Słowa Corin wypowiedziane kilka dni temu, na szczycie tamtej wieży... Czy były prawdą? Ale to znowu wywróciłoby jego życie do góry nogami. Psychicznie już zdążył się nastawić na to, że wraz z Corin zostaną rodzicami, wezmą ślub i zamieszkają razem, pewnie najpierw u jego rodziców, ale potem w dużym, acz przytulnym domku. Może gdzieś w Londynie? A może zostaną w Holandii? Musi z nią o tym koniecznie porozmawiać, ale na to mają jeszcze sporo czasu. W końcu czeka ich wspólna przyszłość. Taką miał przynajmniej nadzieję. To nie tak, że bezczelnie "migdalił" się z Corin na ich oczach. Ona najlepiej mogła wiedzieć, że Finn w zasadzie nie lubił okazywać uczuć publicznie. Unikał pocałunków na korytarzach i jakiś czulszych gestów na oczach innych uczniów. Ale teraz zadziałał instynktownie. Działały emocje i nie można go za to winić. -Zoooostawiasz mnie?- spytał, wydymając wargi jak niezadowolony pięciolatek, po czym walnął się po prostu na łóżko, ciągnąc ją na siebie, tak że teraz leżała sobie na nim, a on uśmiechał się szeroko, z zamkniętymi oczami. Był od niej uzależniony i tak szybko się od niego nie uwolni. Nigdy nie puści tego, co jest między nimi. Nigdy nie rozwiąże tego supełka, nie odetnie linki. Za bardzo ją kochał. Mógł być z innymi dziewczynami, mógł je nawet lubić i je kochać, ale wątpić, by była druga taka, dla której straciłby głowę. I wątpił, że w jakieś się zakocha.
A więc chodzili sobie i chodzili i powoli się uspokajali. Znaczy się Lilly. On był spokojny, tak jak nigdy. Znaczy się nigdy przez te parę dni od zerwania. Tak jakby nic się nie zmieniło. Jakby wszystko i na zawsze miało być w porządku. Bo miało być. I będzie. Nie przeszkadzało mu to, że jest ciągnięty przez Japonkę. Czuł jej dotyk, coś innego mogłoby być teraz ważne? Nie sądzę. Lecz w pewnym momencie tą piękną chwilę, prostą, ale cudowną i odprężającą przerwała Corin. No jasne. Ta to wszystko psuje. "Może wyślemy list Ikuto...on cię tak kocha....to taki kawaii!" Ugh. Czy ona chociaż raz nie może się zamknąć? On tu był pierwszy! Miał prawo być z Lilly i nikt mu tego nie zabroni. A przebywanie z Krukonem w jednym pomieszczeniu to zły pomysł. Nie ręczyłabym za Kaoru w takim momencie. No i przez nią jego Lils się zdenerwowała. Puchon posłał jej spojrzenie mówiące "No i zobacz co narobiłaś? Było tak fajnie, musiałaś to zepsuć? I nie waż mi się wysyłać żadnego listu do Ikuto. Pod żadnym pozorem!" (jak to zrobisz to cię zabiję xd) Prychnął lekko. Kurde. Czemu wszyscy tak podkreślają to jak Tsykiyomi kocha Lilly i nikt nie potrafi zrozumieć, że to Kao kocha ją bardziej! Toż to było słychać w każdym jego słowie do niej i każdym geście. A Corin go dodatkowo podjudza. Ale nie, nie da się sprowokować i się nie odezwie. Najgorzej go wkurzyło to, że przez to co powiedziała Somerhalder jego konomashii się zirytowała. A zirytowana Lillyanne to zirytowany i martwiący się o dziewczynę Kaoru. Nie oglądał się za siebie i podszedł do łóżka na którym znajdowała się Lilka. Potem po prostu sobie usiadł. Poduszka zagłuszyła to co mówiła, ale nie wyglądała na zbyt pokojowo nastawioną i chyba lepiej było się do niej faktycznie nie odzywać w tej chwili. Zaraz jej przejdzie. Nie pozostało mu nic innego jak czekać będąc w nią uważnie wpatrzonym.
Już jednej dziewczynie podpaliła włosy za to, że starała się za wszelką cenę wymyślić plan jak odebrać jej Finna. O ironio idiotka mówiła o tym będąc w dormitorium i to jeszcze przy niej. W końcu Cornelia przestała udawać, że tego nie słyszy i najzwyczajniej w świeci wyjęła różdżkę i.. Bach! Krzyki, płacz, szlaban na tydzień przez który musiała codziennie spędzać czas w bibliotece i segregować książki. Ale opłacało się i do dzisiaj była naprawdę zadowolona ze swojego czynu. Pożałowała lalunia i już więcej nawet nie spojrzała na jej puchona. Jest naprawdę doskonały dla wielu, wielu dziewcząt. Dlatego nie rozumiem... Nie rozumiem dlaczego Finn zakochał się właśnie w niej. Wielkie rodzinne znamię na cały policzek. Paskudny charakter, który sprawiał, że kłóciła się z połową szkoły, dokuczała ludziom. Pakowała się w kłopoty działając agresywnie i spontanicznie. Właściwie, to nie ma sensu wymieniać jej wad. Jeśli on ją kocha, to na pewno doskonale je wszystkie widzi. Co więc sprawiło, że ktoś tak niesamowity postanowił być przy boku kogoś takiego, jak ona? Gdyby chociaż wyciągał z niej te wszystkie dobrze rzeczy, ale nie. Przy Finnku ani trochę się nie zmieniała. Nadal była tylko i wyłącznie sobą. Nie miał żadnego powody... Nie rozumiała i wydaje mi się, że nie chciała tego rozumieć. Dlatego tez nigdy nie pytała. Zdaje mi się, że dobrze to wszystko wiedziała. A skoro tak, to stawała przed nią ogromna przeszkoda do tego, by kiedykolwiek zrobić mu krzywdę. Jednakże wiedziała, że w końcu będzie musiała ją ominąć, żeby wyspowiadać się mu ze wszystkich błędów, jakie popełniła. Mają być razem tak? Forever and ever... Nie może mieć więc przed nim takich tajemnic. No i wszystko by się skończyło, gdyby dowiedział się od kogoś innego. Dlatego... Chyba czas. Póki... Póki... Właściwie nie wiem, czemu wybrała akurat ten moment. Chyba po prostu musiała się w końcu wyzbyć tego. Nie chciała, by to wszystko narastało w niej i wybuchło w najmniej odpowiedni momencie. Tak musi być, skoro mają zamieszkać razem – à propos tego, Cornelia chciałby całkowicie zmienić otoczenie, ale o tym pewnie kiedyś mu powie. Marzy jej się powrót do Francji. Ponad życie marzyła o tym, by wykupić rezydencje rodziców i móc ponownie tam mieszkać. I zrobiłaby wszystko dla osoby, która by jej w tym pomogła. Mieli mieć psa, mopsika, pamiętasz? Chciałaby teleportować się do Hogwartu jako nauczycielka obrony przed czarną magią i być naprawdę szczęśliwą nie bojąc się dnia następnego. Wiedziała, że nie lubi publicznych czułości. Em... Przykro mi, ale Cornelia kocha ponad życie chwalić się kimś, kogo „posiada” i jestem pewna, że kiedy w końcu przyzwyczai się do tej sytuacji, to nie obca będzie mu sytuacja taka: Puchon idzie korytarzem rozmawiając z kolegami. W pewnym momencie zostaje brutalnie pociągnięty za rękę i dobity do ściany przez dużo niższą od siebie dziewczynę, która stając na palcach przy całej szkole wpija się w jego usta tak mocno, że o mało krzywdy mu tym nie zrobi na przykład doprowadzając do pęknięcia wargi. Potem odsunęłaby się oblizując z zadowoleniem dolną wargę, potem górną jak na idealną, zmysłową kusicielkę przystało, by spojrzeć z wyższością na patrzące koleżanki i wtulić się w jego tors uśmiechając się delikatnie, bo cały ranek marzyła właśnie o tym, żeby poczuć jego ciepło. I co z tego, że się wszyscy gapią? Niech się gapią! Niech zazdroszczą! Kiedy pociągnął ją na siebie wydała z siebie jeden ze swoich specyficznych wydźwięków, a mianowicie „Kyaaaaaaa”. Zamrugała zaskoczona unosząc główkę i spoglądając na niego. - Wiesz, jakbyś chciał, to się możesz na mnie położyć – Zaproponowała cichutko. Jak bowiem wiele osób wie Corin uwielbia leżeć pod kimś tak, że może wtulać policzek w „miażdżący” ją tors, a ona będzie mogła się pod ów chłopakiem tak schować, że wchodząca do pomieszczenia osoba nawet jej nie zauważy. Ale to była tylko luźna propozycja z jej strony. Westchnęła głęboko. Naprawdę? Nigdy nie puści? Jako autorka nie mogę jej tego powiedzieć, ale chyba to, że jej tak po prostu nie wypuścił wystarczająco dodało jej otuchy w dalszym działaniu. Zaczęła go rozbierać by po chwili go zgwał... A nie, to nie to miała zrobić. Cofnijmy się więc trochę do przeszłości. Tam, gdzie są teraz jej myśli. To, co za chwilę będzie się starała ogarnąć w słowa.
Judasz mógłby zostać świętym - patronem nas wszystkich, którzy nie przestajemy zdradzać.
- Finn... Ja ci muszę coś powiedzieć – Zaczęła nieśmiało podnosząc się troszkę i spoglądając na jego twarz. Przesunęła się tak, żeby być bliżej jego ucha. Kaoru i Lilly nie musieli tego słyszeć, a ona naprawdę nie chciała dłużej tego przed nim ukrywać. Kto wie, co się stanie, kiedy jutro czy pojutrze wyjdzie ze skrzydła szpitalnego. Przełknęła głośno ślinę w geście obawy i jeszcze bardziej przysunęła się do niego – Finn... Ja... Bo wiesz. Po szkole chodzą plotki, że nie jestem ci... Znaczy. Że nie dochowuje wierności wobec ciebie. I... Ja chciała... Zanim ktoś inny... To prawda. Jest dwóch chłopaków, przy których nie byłam w stanie się powstrzymać... I... My się całowaliśmy... Ale nic więcej nie zaszło. W momencie, jak zaczęliśmy ze sobą chodzić to... Zakończyłam wszystkie romanse, ale te dwa są dość... Były dość trudne... Nie chce, żeby ktoś ci nagadał głupot także.. Rozumiesz? - Jak zwykle wyjąkała dokładnie wszystko tak, jakby wiele słów nagle wycofywało się w dalsze części nagłośni mimo iż było już na końcu języka i w każdej chwili mogło wyjść na zewnątrz. Powiedziała. Nie ma przed nim żadnych tajemnic i nikt nie będzie mógł jej zarzucić to, że ma ukryte związki, że cały czas jest wobec niego niesprawiedliwa. Miała nadzieję, że szeptała na tyle cicho, że pozostała dwójka nic nie słyszała, a on nie zacznie mówić głośno na ten temat. Właściwie Kao i Lilly nie mieli jak usłyszeć. Łóżka dwa metry od siebie, a ona mówiła zaskakująco cicho i prosto do jego ucha, nie ma więc czym się przejmować. Eh... Dobrze by było, gdyby powiedział, że nie szkodzi, ale... Haha, to by było zabawne. Nie przesadzajmy. Nikt nie jest aż tak dobry. Nawet, jeśli Finn tą cechą przewyższa wszystkich. I dlatego mu powiedziała...
Ostatnio zmieniony przez Cornelia Somerhalder dnia Pią Maj 04 2012, 20:56, w całości zmieniany 1 raz
Lilly odwróciła twarz w bok. Szczerze mówiąc, skoro Finn i Corin zignorowali ją to i ona zignoruje ich. Phi! Co się będzie przejmować zakochaną parką… YYYY jacy oni są irytujący! Ona też chce mieć kogoś kogo będzie mogła przytulić. Wracając. Gdy odwróciła twarz spojrzała na Kaoru. Nie takiej reakcji się spodziewała. Miała nadzieję, że… że cokolwiek zrobi, ale on milczał. Posmutniała i ponownie schowała twarz w poduszce. -Pfff – kolejny komentarz, ale ten już chyba chłopak zrozumiał. Zamknęła oczy i przytuliła poduszkę. Niech ktoś mnie przytuli. – Pomyślała. Skuliła się. Zajmowała teraz ¼ łóżka. Więc było dużo miejsca dla pozostałych ludziów. Lillyanne nagl wyprostowała się i spojrzała na Finna. W oczach stanęły jej łzy i zaczęły po prostu spływać. Przyłożyła dłonie do oczu i przegryzła wargę. - Finn - wyszeptała z widocznym trudem. Co się stało, że tak nagle jej łzy zapanowały nad jej ciałem. To było takie smutne! - Tristan... - usłyszała to imię. Nic więcej nie powiedziała, łzy opanowały całe jej ciało.
Cóż, ponoć przeciwieństwa się przyciągają. Chociaż to przeważnie dziewczęta chcą niedobrych chłopców, a nie na odwrót. Ale przecież oni wcale nie byli stereotypową parą. Za to idealnie się dopełniali i Finn, tak jak obiecał- nigdy nie puści tego, co jest między nimi. Wiedział, że miała wady. Kto ich nie ma? On także nie był ideałem, bywał porywczy, lubił się czasem ostro pokłócić i spić, jak należy. Do tego nie zawsze był taki pracowity, jak mogło się wydawać. Lubił pospać nieco dłużej, tak do południa. Nie umiał też gotować. Ale przecież właśnie dlatego tak ją kocha- za jej wady. I za to, że mimo nich jest wspaniałą dziewczyną, która przewróciła jego świat do góry nogami. Kochał ją, jednocześnie potrafiąc jej odmówić i powiedzieć, że robi źle. Różowe okulary spadły mu z nosa już dawno, jeśli kiedykolwiek takowe tam były. Taka scenka na korytarzu... Finn miał dreszcze, jak o tym myślał. On po prostu nie był zwolennikiem czegoś podobnego. Uczucia, te romantyczne, wolał okazywać w przytulnych, czterech ścianach, gdzie nie zaglądały żadne wścibskie oczka. Słuchał jej uważnie, wcale nie będąc w szoku. Wiedział, że coś takiego miało miejsce. To znaczy; Corin nigdy nie była zbyt wierna i wytrwała, jeśli chodzi o stałe związki. Tak więc nie mógł spodziewać się, że nagle, dla niego tak się zmieni. Nie byłaby sobą. Chociaż to wciąż bolało. Bo chciał być dla niej tym jedynym. To niesprawiedliwe, że jedna osoba tak bardzo kocha drugą. A ta druga... nie tak bardzo. To niesprawiedliwe, okrutnie niesprawiedliwe. Czemu miłość nie może być dzielona po równo? Wtedy przecież jest najlepiej... -Porozmawiamy później- szepnął, choć bardziej przypominało to mruknięcie. Nie chciał, nie miał siły teraz o tym rozmawiać. Dopiero, co ryzykował dla niej życie i nie chciał psuć takiej chwili. Jednak- popsuł szybciej niż mógłby pomyśleć. Słysząc drżący głos Lilly, poderwał się z miejsca, uważając przy tym jednak na Corin, którą chwycił delikatnie za ramiona i usadził na łóżku, między swoimi nogami. -Co z nim?- zapytał, wyraźnie spanikowany. Może i mało kto wiedział, ale... byli przyjaciółmi, ba! Finn oddałby życie za tego Puchona. A on za niego także! Teraz bał się o niego tak strasznie... głos uwiązł mu w gardle. Co ten wariat sobie zrobił? ZNOWU? Gdyby tylko mógł, Holender broniłby go tak samo jak Corin.
Cóż. On to się w sumie cieszył, że zakochana parka się zajęła sobą. Tak naprawdę to mimo iż irytowało go to publiczne okazywanie uczuć podczas gdy musiał na to patrzeć świeżo po...no nieważne. to jednak uważał, że są oni na swój sposób słodcy. Ile on by dał żeby...dobra, Kaoru nie rozmarzaj mi się tutaj ani nie rozklejaj. Gdy Lilly się wkurzyła to podążył za nią jak opiłek za magnezem i usiadł koło niej. Szczerze to trochę go na początku zatkało i nie wiedział co powiedzieć, ale potem się zreflektował. Swoją drogą, Lilly chce mieć kogoś kto będzie ją przytulał, Kao nigdy by jej nie chciał już wypuszczać z objęć...Można by to jakoś pogodzić, hehe. Lecz nagle coś się zmieniło. Dziewczyna podniosła się ze łzami w oczach i powiedziała do Finna coś o jakimś Tristanie. Puchon go nie znał osobiście, ale kojarzył, w końcu był z jego domu, ale nigdy jakoś specjalnie nie gadali ze sobą. A teraz...chyba działo się coś złego. Lilly przerwała i rozpłakała się. Instynktownie objął dziewczynę ramieniem i przytulił chcąc ukoić łzy. -Co...co się stało? Czemu płaczesz? Co z Tristanem?- zapytał łagodnie szepcząc i spoglądając na nią z troską i czułością. Nie mógł patrzeć na jej smutek, serio. Każda jej łza uderzała głęboko w jego serce smucąc i jego.
Mam wrażenie, że ty ją chcesz dobić w tym momencie. Naprawdę, to już jest szczyt wszystkiego! Finn ty głupolu. Żadna z tych rzeczy, które przed chwilą zostały wymienione, to w postrzeganiu Corin nie jest wada! To wszystko jest można by powiedzieć, że pożądane przez nią! Ona kocha się kłócić i lubiłaby to robić z Finnem – oczywiście potem przepraszając go i rozumiejąc, że przesadziła. Co do picia – wszyscy wiemy jaka ona jest i jestem pewna, że puchon jej nawet to pięt nie dorasta. Porywczość to coś, co ona uwielbia w chłopakach. Osoba spontaniczna zawsze jest szczera. I gdyby właśnie taki był, to nigdy nie podejrzewałaby go o jakiekolwiek kłamstwo. I mogłaby z nim... Ona by była przeszczęśliwa mogąc olać jakiekolwiek domowe obowiązki i leżeć z nim w łóżku nawet przez cały dzień, co zdarzało jej się niezmiernie często już teraz. A co dopiero mając dodatkowe stopnie Celcujsza! Naprawdę – nic, tylko zamordować. Ostrzegam cię więc – na pewno nie raz, nie dwa doświadczy jeszcze czegoś takiego, a wierz mi, że mogło być jeszcze gorzej. Kiedyś kiedy jeszcze była z Draconem, to ich relacje były na tyle rozwinięte, że zaczęli się na korytarzu rozbierać ku zaskoczeniu wszystkich uczniów. Gdyby nie to, że chwilę później przeszła ów korytarzem bibliotekarka, to pewnie skończyło się to jednoznacznie. Właściwie skończyło podczas szlabanu, ale o tym już nie koniecznie wszyscy muszą wiedzieć. Nie dziwię mu się. Ona już taka jest, ale sama nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby ją zdradził. Jedyne, co by mogło zaskoczyć to to, że jednak mu to powiedziała. Chyba nigdy wcześniej nikomu się nie przyznała do tego, że ma kogoś na boku. To było po prostu głupotą i mogło wszystko skończyć. Jego jednak darzyła zaufaniem... Szczególnie, że obiecał. A obietnic się nigdy nie łamie, ne? Inaczej się ich nie składa! - Yh- Przytaknęła tylko zamykając się już. Rozumiała, że to faktycznie nie była odpowiednia sytuacja, ale chociaż ma to za sobą i w końcu to z siebie wydusiła. Poczuła się nagle taka spokojna. Taka odprężona i... Aż tu nagle Finn siada. Wydała z siebie ciche „Kyaaaaaa” w momencie, kiedy podnosił ją ze sobą i posadził między swoimi nogami. Zamrugała zaskoczona patrząc to na chłopaka, to na płaczącą Lillyanne. Co się stało? Mruu... I kto to w ogóle jest ten Tristian? - Onee-chan nani kore? - Zagadnęła w jej rodzimym języku. Ale to chyba nie na niej powinna się skupić, a na chłopaku o którego tors opierała się pleckami. Ten spanikowany głos. Pogłaskała go po ramieniu chcąc dodać mu otuchy, w jakiś sposób pokazać, że na pewno wszystko jest dobrze. Jednak ta sytuacja... Mina Lil. Nie trzeba było być geniuszem żeby zrozumieć, że w tej sytuacji może być wręcz tragicznie. Mimo to nie przestawała delikatnie smyrać po skórze Finna.
To był szok. Ujrzała coś, czego nie powinna, właściwie nawet nie wiedziała dlaczego to widziała. Byli tam oni wszyscy, nie musieli się ruszać z miejsca, bo cała akcja przeniosła się do skrzydła szpitalnego. Dziewczyna trzęsła się przerażona z całej sytuacji. Kiedy Kaoru przytulił ją do siebie automatycznie wtuliła się w niego przerażona. Łzy nie chciały przestać jej płynąć. Wszystkich zestresowała dana sytuacja, a ona… ona postanowiła mówić dalej, ale nie potrafiła wydusić żadnych słów, w końcu wyjąkała coś co nie miało większego sensu. - Ja… on… Tristan… on… - dziewczyna złapała koszulkę Kaoru bojąc się, że on nagle zniknie zostawiając ją samą – ja nie chce patrzeć jak ktoś umiera! – krzyknęła zrozpaczona wtulając się w chłopaka. Coś przerażającego, te wszystkie emocje zawładnęły nią. A co gorsza, ona przeżyje to po raz drugi, to wszystko.
Wbiegli wszyscy. Najpierw Tristan wleciał na wyczarowanych noszach a potem wszyscy chórem wbiegli. Lekarze, Lena i Aurorze (?) No i oczywiście Desiee. Położyli go na pierwszym wolnym łóżku. Tuż obok Finna, ale z skąd mieli o tym wiedzieć? Lekarz jednym machnięciem różdżki zdjął z niego ubranie pozostawające go w samych slipkach. To, co zobaczył… Te liczne rany aż do białego mięsa, które krwawiły i nie chciały się zagoić. Chyba wszystkim po kolei odebrało na ten widok mowę. Pierwszy opanował się lekarz, który szybko sięgnął po odpowiedni sprzęt. Zaczął od uzupełniania jego krwi. Stracił jej aż dwa litry! Następnie zbadał jego ciało. Jego twarz była… Z każdą sekundą coraz gorsza. Jego ruchy już nie tak szybkie. Przykrył chłopaka specjalnym kocem, który miał ogrzać jego ciało. Spojrzał się po kolei na wszystkich zainteresowanych. Niektórzy patrzyli z zainteresowaniem. Inni z rozpaczą. A inni po prostu mieli to gdzieś. Po woli się zgarbił jak gdyby stał się starszy o kilka lat. Pokiwał tylko przecząca głową i wyszedł. Jeśli was ciekawi, co dokładniej jest z Puchonem to wam wyjawię ten sekret. No przecież nie po to się nauczyłem mówić żeby teraz milczeć! Nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że jego organizm stracił zbyt dużo krwi. Rany były zbyt poważne a niektóre narządy jego ciała po prostu już martwe. I zanim sprowadziliby nowe organy było by za późno, ale to nie wszystko. Jego ciało zmarznięte osiągało zaledwie 25 stopni. Jeśli spadnie do 23 oznacza to śmierć. Było jeszcze wiele rzeczy do wymienienia. Patrząc z medycznego punktu widzenia to Tristan powinien być już martwy. A nie był! I to było fascynujące. W głębi ducha lekarz go podziwiał za to, że tyle przeżył. Jednak niestety jego czas dobiega końca. Może to i lepiej?
Uciekła gdzieś mi wena na to więc przepraszam za słabą jakoś
Jego umysł znowu się wyłączył. Który to już raz tego dnia? Znowu miał ochotę krzyczeć, znowu miał ochotę kogoś zabić. Znowu chciało mu się płakać; z tej złości, bezsilności. Tego wszystkiego było po prostu za dużo, jak na jeden raz. A on... on ma tylko siedemnaście lat, na Boga, co takiego zrobił, by teraz cierpieć raz za razem? Od początku wiedziałam, że lepiej jeśliby Finn do nikogo się nie przywiązał; do Corin, do Tristana, do wszystkich, którzy go otaczali. Mógł być po prostu zimnym draniem, dupkiem, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki i nie ma żadnych przyjaciół. Tak byłoby dużo prościej; wszyscy mieli by go w dupie, z wzajemnością. Oczy zaszły mu łzami i nawet nie próbował tego ukrywać. Nie walczył z nimi, nawet gdy spływały mu po policzkach, choć tak bardzo zarzekał się, że "mężczyźni nie płaczą" i "łzy są dla mięczaków". Teraz po prostu płakał, jak małe dziecko, jak bachor po prostu... I to przez kogo? Przez najlepszego przyjaciela. Wczepiał palce w ramie Corin, po chwili przytulając się do niej. Przypomniał pięciolatka, który w smutku przytula się do mamy. Szukał schronienia, ukojenia w jej ciepłych ramionach, wsparcia. Chciał żeby była. To przecież nie mogło dziać się naprawdę. Był grzeczny cały rok... to tylko sen, za chwile się obudzi, prawda? Tylko czemu wszystko jest tak realne? Ciepło Corin, głosy innych, rozpacz, która tak nagle go ogarnęła? Wszystko, poza Tristanem. Tylko on wydawał mu się taki... nierealny, jakby wyrwany z innego świata. Finn nie mógł, nie chciał w to uwierzyć. Tak bardzo chciał coś zrobić. Powiedzieć mu żeby w końcu przestał żartować, Prima Aprilis dawno minęło. Miał nadzieję, że Puchon po prostu wybuchnie śmiechem i znowu powie mu, że dał się nabrać. Chyba jednak nie tym razem... -Co się stało?- spytał, a głos, o dziwo mu nie zadrżał. Otarł łzy rękawem i spojrzał na nich wszystkich twardo. Nie był już tym małym chłopcem, którym wydawał się przed chwilą. Teraz znowu był silnym, stanowczym mężczyzną. Musi taki być. Za siebie i Tristana.
Nigdy nie spodziewałaby się tego, co się wydarzyło. Ledwo uniosła wzrok, a nagle zobaczyła tłum ludzi. Nie rozumiała, co się dzieje. Co... To musi być właśnie Tristian. Chwilka. To chyba ten chłopak, z którym rozmawiała kiedyś w momencie, kiedy jej szczur zaczął się do niego przymilać. Nie lubiła go, ale zdawał się być całkiem miły i może nawet fajny. Co mogło się stać? Oczywiste było, że z ogromnej ciekawości zerknęła na łóżko obok tego, na którym siedziała z Finnem. Boże, jaki to był fatalny błąd z jej strony. Zesztywniała. Nie była w stanie się ruszyć. Zmasakrowane ciało. I krew... Tak dużo krwi. Zaczęła cała dygotać. Ona nie chce patrzyć, jak ktoś umiera... Przecież to jej najgorszy koszmar. Przecież od wielu lat nie tyle, co bała się krwi, ale ona bała się śmierci. Ona tak strasznie nie chce na to patrzeć. Jednocześnie nie mogła oderwać wzroku od ciała chłopaka. Po prostu była zbyt przerażona, żeby spojrzeć gdziekolwiek indziej – jakby się bała, że ten, kto mu to zrobił może tutaj wbiec. Zbladła cała. Momentalnie poczuła, że jest strasznie słaba i mało brakuje, a może przestać kontaktować z otoczeniem. Jej żołądek wywracał jakieś dziwne koziołki sprawiając, że było jej w momencie strasznie niedobrze. W końcu udało jej się odwrócić twarz w bok i zasłonić usta by w jakikolwiek sposób przypilnować się. Cofało jej się, ale nie będzie przecież wymiotować, jak to bardzo często robiła na widok takiej ilości krwi. Łzy pocisnęły się do jej oczu i spłynęły po policzkach. Z jednej strony jej całe ciało wołało „Daskete” – oczywiście po japońsku, bo ten język umie nawet lepiej niż angielski. Jednakże mniejsza z tym, bo sama nie da rady wykrztusić z siebie słowa. W głębi duszy błagała, żeby Finn ją teraz przytulił i zasłonił jej chwilę temu oczy. Jednak... Nie chciała, by ktoś się nią przejmował. Teraz najważniejszy miał być ten chłopak na łóżku obok. Ten, którego tak wszyscy żałowali. Boże... Co się mogło stać? Poczuła uścisk Finna. On jej teraz potrzebował. Bardzo jej potrzebował i wcale mu się nie dziwiła. Odetchnęła głęboko. Jest dobrze Cornelia. Wystarczy, że nie spojrzysz... Spokojnie. Nic się nie dzieje... Nic się nie dzieje... Powtarzała to sobie w nieskończoność nim w końcu pogłaskała go po mokrym policzku. I co ona ma mu niby powiedzieć? Że wszystko będzie dobrze? No nie będzie – tak, jak myślała. Nic nie będzie dobrze. Jedyne, co mu mogła teraz ofiarować to swoją obecność, chociaż nie do końca czuła, że jest w tym otoczeniu. Nadal zdawało jej się, że lada chwila zemdleje w jego ramionach.
To wszystko co się teraz działo było straszne. Przytulał do siebie dziewczynę czując jak moczy mu łzami koszulkę. Ale niech płacze. Jeśli to jej pomoże niech płacze, niech wypłacze się za wszystkie czasy, żeby pomogło to jej przynieść ulgę. Najwyraźniej z Tristanem działo się coś złego, coś bardzo złego. Nie płakałaby gdyby tak nie było. Trzymał ją mocno jakby chciał ją przed czymś ochronić, głaskał ją i szeptał uspokajająco jednocześnie rozglądając się dookoła. I wtedy właśnie na magicznych noszach wleciał jakiś chłopak, a za nim dwie kobiety, lekarze, aurorzy i niewiadomoktojeszcze. To wyglądało strasznie. I te rany...Krew. Wtulił się w skarb, który trzymał w ramionach czując, że zaraz nie wytrzyma. Pamiętacie, że ma hemofobię, prawda? Czuł jakby miał zaraz zwymiotować i w ogole dziwnie zadrżał nie mogąc na to patrzeć, chciał też przed tym widokiem uchronić Lilly. A Tristan...długo nie pożyje, to było widać. W SS zapanowała rozpacz i wyczekiwanie...
Kiedy do skrzydła szpitalnego wparowali ludzie ona nawet nie podniosła wzroku żeby sprawdzić, kto to był. Wtuliła się przerażona w Kaoru nie chcąc patrzeć na to co miało się stać. Emocje unoszące się w powietrzu, napięcie, wszystko mówiło samo za siebie. Dziewczyna mocniej wtuliła się w tors Japończyka nie mogąc się uspokoić. Była przerażona, chłopak wyglądał okropnie, a ona nie chciała widzieć tego drugi raz. Zamknęła oczy pozwalając łzą spływać po policzkach. Słyszała rozpaczliwy głos Finna. Czuła niepewność i strach budzące się w Corin, która bała się krwi. Wyczuła również napięcie Kaoru, które powstało wraz z tą sytuacją. Dla niego nie ma ratunku, więc trzeba czekać, aż skończy się cierpienie.
Nie zauważyła nawet kiedy przy nich pojawili się jacyś ludzie. Nie kojarzyła ich, ale ta dziewczyna to musiała być Lena, siostra Tristana. Byli tam też jacyś faceci...Aurorzy? Uzdrowiciele? Nie wiem...Ale co on mówi? Nie przeżyje? Jak to nie przeżyje? Co ty pierdolisz? Przeżyje! Trzy miesiące Cruciatusa, wrócił, zrobił to dla niej! Dla Desiree! Nie może jej teraz zostawić! Nie teraz! On się myli. Tristan, proszę, udowodnij mu, że się myli...Nie poczuła jak mężczyźni podnoszą ją z podłogi, jak gdzieś prowadzą, nic nie czuła. Tak bardzo się bała, tak bardzo nie mogła uwierzyć w to co mówił lekarz! Nie chciała. Wiedziała, że Puchon jej tego nie zrobi. Że nie zostawi jej teraz gdy wrócił, po trzech miesiącach męk. Lecz dopiero w SS, gdy ukazały się wszystkie rany chłopaka zrozumiała jak bardzo sytuacja jest poważna. Był tak straszliwie poraniony...Tristan, coś ty dał sobie zrobić...siedziała na krześle obok jego łózka i wpatrywała się w jego ciało. Żył...ale czy przeżyje? Widziała to, widziała jak uchodzi z niego życie. Ale nadal nie mogła w to uwierzyć. Podniosła wzrok, przeraźliwie zimny i pusty. Wyzbyty wszelkich uczuć. Pokerowa twarz ukrywająca rozpacz. Teraz do niej dotarło. On umierał. Umierał jako bohater. Jej bohater. Nie zauważyła nawet, że po policzkach spływają jej własne łzy. Ból. Cierpienie. Igły wbijane w jej ciało. I płacz przebywających tu osób. Corin, Lilly, jakiś Puchon i ten jak mu tam Kaoru.Wszyscy płakali. Najbardziej wstrząśnięty wydawał się być ten chłopak, którego imienia nie znała. Czyżby znał go? Był jego przyjacielem? Jak ona mało o nim wiedziała...Uśmiechnęła się smutno i odwróciła wzrok powracając nim ponownie na chłopaka. Oni wszyscy...płakali...ale nie czuli tego samego co ona. Nie kochali go tak jak ona. Nigdy nie zrozumieją...Siedziała, a jej dusza rozrywała się na strzepy powoli, tak że bardziej bolało...Jej świat się walił.
Finn go kochał. Jak brata. Może nie była to taka romantyczna miłość, jak ta, którą żywiła do niego Desiree, ale mimo wszystko; Tristan był dla niego niesamowicie ważny, tak samo jak Corin. Za tą dwójką wskoczyłby w ogień. Tristan i on byli jak rodzeństwo, mimo iż wcale nie byli do siebie podobni. Wtedy, gdy Puchon zniknął, tak nagle, zupełnie bez słowa Finn naprawdę przeżywał męki. Może i nie chodził i nie szlochał po kątach, nie wypłakiwał się wszystkich, ale cierpiał. To tak jakby ktoś zabrał cząstkę niego samego. Nawet nie chciał myśleć o tym, co stałoby się z nim, gdyby Tristan umarł. On wtedy... byłby... taki pusty, taki zły... Zsunął się z łózka i siadł na krześle obok łóżka przyjaciela. Spojrzał na Ślizgonkę. Znał ją. Widział, jak nie raz Tristan chodzi z nią po błoniach, widział ich razem na korytarzach. Czemu nie mieli okazji się poznać? Dopiero teraz...? W takich okolicznościach. To straszne. Chwycił jego dłoń, nie zważając na protesty lekarzy. W dupie ich miał. Przytknął do niej czoło, a oczy znów zaczęły go piec. To mu się wcale nie przydarzyło... To nie dzieje się naprawdę. Chciał go przytulić, zmierzwić mu włosy, jak robił to zawsze, gdy się wygłupiali, ale wiedział, że nie może. -Głupku...- wykrztusił. Nagle w gardle pojawiała się gula, której nie mógł się pozbyć i po prostu mocniej przycisnął dłoń Tristana do swego policzkach. -W coś ty się wpakował, co?