Skrzydło Szpitalne jest sporym pomieszczeniem, utrzymanym w kolorze oślepiającej bieli, przez co ma się jeszcze większe wrażenie wszechogarniającej czystości. Na całej długości poustawiane są łóżka dla pacjentów, z małą szafeczką obok, zazwyczaj zastawioną przez lekarstwa i słodycze, oraz czasem zasłonięte parawanem, by powstrzymać ciekawskie spojrzenia uczniów w przypadku cięższych chorób.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:37, w całości zmieniany 2 razy
Lillyanne dostrzegła jakąś zmianę w Gryffonie. Spojrzała na niego niepewnie, po czym obejrzała się za siebie. Nauczycielka? Dlaczego jego reakcja była taka nerwowa na widok tej kobiety? Może i była tępa w stosunku do związków ludzi, ale chłopak zachował się znajomo. Kiedy poczuła jak jego paznokcie wbijając się w jej skórę jęknęła cichutko czując ból. Tak wiedziała co to za uczucie… wiedziała, kto tak ostatnio się zachowywał. Nieważne kto… ważne, że ona wie. Dziewczyna westchnęła i rozluźniła uścisk ręki. Może powinna pozwolić im porozmawiać? Ale gdzie ona pójdzie? Nie podejdzie do Kaoru… właśnie Kaoru zadał jej pytanie… Ona jedynie pokręciła głową widocznie zniesmaczona tym wszystkim. Nic jej nie było! Ona prawie najmniej ucierpiała z całej piątki, a mimo wszystko wszyscy martwili się o nią, to wszystko jest takie irytujące… takie beznadziejne. Była wściekła. Dlaczego jest traktowana w ten sposób, skoro dwóch z całej piątki ledwo przeżyła?! No normalnie nic tylko zabić wszystkich za tą ignorancję. Nic nie powiedziała. Nie chciała nic mówić, wolała milczeć i przysłuchać się rozmową, które mogą w każdym momencie nadejść.
Dziwisz się? dla wszystkich z tych osób jesteś ważna, więc logiczne, że najbardziej się przejmują tobą. A Kaoru w szczególności. Nic więc dziwnego, że dopytywał się o jej stan zdrowia. To nie był ignorancja. To się nazywa miłość. Przez cały czas patrzył na nią i nie zaczaił kiedy do Skrzydła wpadła nauczycielka zaklęć i zaczęła coś tam mówić do drugiej nauczycielki i panikować patrząc na Jiro. Zauważył tylko kątem oka dziwną minę Gryfona. Ale niespecjalnie się nim przejął. Zaczęło go natomiast zastanawiać co z resztą. Gdzie jest Ikuto, gdzie Twan? Kto i gdzie ich wziął? Kto się nimi zajął? Co im jest? Nawet Krukonem się trochę przejął co autorkę niezmiernie dziwi, ale co poradzić. Miał tylko nadzieję, że jego przyjacielowi i wrogowi numer 1 nic nie jest i że są pod dobrą opieką. Jako że sama nie wiem co z nimi jest tak do końca nie będę kontynuowała tego tematu i wrócę do SS, gdzie Lillka wszystko hejtuje a Jiro chce, aby podeszła do niego Gianna. A Kaoru...hm, ciągle gapi się na Lilly? Rany, biedaczek jest tak zakochany, że nie mogę po prostu. Jestem za podejściem Gryfonki do niego, of course. Dalej nie wiem co pisać więc przestaję. Amen.
Już dawno nie była czymś aż tak poddenerwowana. Naprawdę nie potrafiła w spokoju przyjąć do wiadomości tego, że coś stało się tak bliskiej dla niej osobie. Wpatrywała się w koleżankę z pracy oczekując wyjaśnień. Jednocześnie była spokojna, bo wiedziała, że chłopak jak na razie jest bezpieczny. Z drugiej nosiło ją dosłownie na wszystkie strony, bo nie mogła zrobić tego, na co akurat w danej chwili miała ochotę. Dlaczego musi tutaj być tyle osób? Chwilę myślała. Dosłownie chwilę. Po prostu... Nie potrafiła się opanować. Nie w takim momencie, nie w takiej sytuacji. Gdyby zobaczyła go w sytuacja takiej samej, jak między nimi w gabinecie, ale z inną dziewczyną wśród ludzi, byłaby spokojna i nic by nie powiedziała. Jednak to... Przechodziło przez jej wszelkie granice docierając naprawdę głęboko. Dlatego odwróciła się, by ruszyć w stronę studenta. Najwyżej będzie miała kłopoty, wygada jakieś bzdury o tym, że to bliski przyjaciel jej... Kogoś tam. Mniejsza o to. Usiadła zaraz obok niego, po jeden ze stron. Położyła dłoń na jego policzku i pogłaskała go czule. Mało brakowało, żeby łzy zabłyszczały jej w oczach. Naprawdę strasznie się o niego martwiła mimo że w gruncie rzeczy nic ich nie łączyło. Przynajmniej nic, co mogła określić. - Jak się czujesz? Boli cię jeszcze? Co się stało? - Zadawała mu jedno pytanie po drugim, by w końcu otwarcie powiedzieć sobie w myślach „pieprzyć zasady” i przytulić go do siebie tak, żeby nie sprawić mu bólu, a jednocześnie móc być blisko. Móc czuć zapach jego ciała gdzieś spomiędzy woni czerwonej cieczy i być pewnym, że żyje i nie czuje się jak umierający.
Czy Lilly się domyślała? To komplikowało sytuację. Będzie musiał z nią potem o tym porozmawiać. Albo lepiej i nie. W końcu tylko winni się tłumaczą, a on nie był winny. Zawsze może posłużyć się jakąś głupią wymówką, że to jego ciocia, lub przyjaciółka z dawnych lat- kilka lat tylko starsza. Przecież to nic wielkiego i nawet brzmi wiarygodnie. Tak mu się zdawało. Kiedy Gianna usiadła obok niego puścił dłoń Lilly, zapominając o całym świecie i spojrzał na nią, nieco z dołu. Miał ochotę opowiedzieć jej wszystko, co tylko pamiętał; o tej feralnej imprezie i wydarzeniach po niej. Ale wiedział, że nie jest to odpowiedni moment. -Wszystko w porządku. Trochę tylko się poturbowałem i tyle- wzruszył delikatnie ramionami i syknął cicho, gdy go przytuliła. Mimo wszystko rany były jeszcze świeże i wciąż go trochę bolało. -Nie masz się, o co martwić. Zajęli się nami- dodał, wskazując na pozostałą dwójkę i uśmiechnął się blado. Czemu nie mogli być sami? Czemu wydawało mu się, że wszystkie oczy zwrócone są na nich? Czuł się, jak na świeczniku i nie wiedział, na co może sobie pozwolić, a na co nie. Tak bardzo chciał teraz po prostu ją pocałować, jakby nigdy nic, albo chociażby przytulić mocniej, dłużej. Ale była nauczycielką, a on tylko uczniakiem. To i tak wydawało się podejrzane. Odsunął się od niej ostrożnie, jeszcze przez chwilę trzymając jej dłoń. -Jak się o tym dowiedziałaś?
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero przechadzając się korytarzem słyszał jakieś ploty o tym, że grupa Azjatów została porwana z balu i torturowana. Absurd. Gdzie byli nauczyciele? Uczniowie zrobili sobie prywatkę w szkole? No cóż to wszystko multum pytań. Ale gdzie odpowiedzi? Trzeba je znaleźć. Nero w sumie i tak nie miał nic innego do roboty. Żadnych bójek uczniowskich, jednym słowem nuda. Więc czemu by się nie przejść do skrzydła szpitalnego? Nero udał się w jego stronę. Gdy już dotarł widok był przerażający. Uczniowie zakrwawieni i ranni. Szkoła nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa. O rany. Przy jednym uczniu siedziała nauczycielka. Eeee? Więc- jakoś się trzeba dowiedzieć. Więc Nero podszedł do jednego z uczniów . -Witaj. Co się stało? Gdzie wy się podzialiście? A bal? Gdzie byli nauczyciele? Sami siedzieliście? Nero zdawał sobie sprawę, że zasypywanie rannych pytaniami nie pomoże im. Ale jego ciekawość była wielka. W końcu halo! Grupa uczniów torturowana w szkole!
Abrienda czekała i czekała, aż trójka uczniów w końcu przyjdzie do jej gabinetu. Zdążyła już wypić ze dwie kawy, trzy herbaty, zjeść mnóstwo ciasteczek i galaretek oraz dropsów, które kupowała w tym samym sklepie co niegdyś profesor Dumbledore, ale żadne z dzieci się nie pojawiało. Postanowiła sama skontrolować co się dzieje. Stukając bucikami, pośpieszyła do Skrzydła Szpitalnego. A tam co zastała? Niebywałe! - Lillyanne! Chyba mówiłam wyraźnie, żebyś jak najprędzej do mnie przyszła. Nie rozumiem dlaczego zabawiasz rozmową swoich kolegów, zamiast pozwolić im spokojnie wyzdrowieć... chyba, że koledzy również czują się tak dobrze, żeby ze mną pójść? Panie Crow, nie rozumiem dlaczego pan tak wypytuje, to niepoważne, jak plotki szybko rozchodzą się po Hogwarcie! Proszę przestać, jeszcze przyjdzie na to czas. Spojrzała z powątpieniem na Giannę. Khym khym. - Gianno, jak rozumiem... przyszłaś tutaj, żeby potowarzyszyć swojemu uczniowi... niech tak będzie, aczkolwiek nie chcę słyszeć żadnych nowych plotek, dopóki pan Jiro, Kaoru i panna Lillyanne osobiście się u mnie nie zjawią - spojrzała srogo na gryfonkę.
Tak więc jedyne osoby, które tam siedziały to była ona i dwóch ciężko rannych chłopaków. Kiedy pojawił się Nero i podszedł do pierwszego lepszego azjaty. Jedynym wolnym był Kaoru, który nadal cierpiał. Mogła już zostawić Jiro z panią Gianną i ruszyła w stronę nauczyciela odciągając go od Puchona. - Jeżeli ma pan jakieś pytania, proszę zamęczać mnie, oni są zbyt wykończeni – powiedziała zdenerwowana dziewczyna. W skrócie, jeżeli nie chcę się panu Crow czytać wcześniejszych zdarzeń: dziewczyna miała na obu policzkach powycinane nożem litery, które składały się w dwa imiona, jedno z nich znajdujące się na lewym policzku było mu znane – Ikuto, drugie należało do Puchona – Kaoru. Na twarzy znajdowały się również wolno stojące ranki od cięć. Oprócz tego w niektórych miejscach na porozrywanej czarnej sukience, w której to przyszła na bal były małe ranki. Tak więc mimo wszystko wyglądała dużo lepiej niż chłopcy, którzy byli przykuci do łóżka. Po chwili dziewczyna spojrzała niezadowolona na nauczycielkę. Chciała chwilę odpocząć to tyle. Westchnęła i podeszła do niej niezadowolona. - Nie wiem gdzie znajduje się pani gabinet… - wydukała zirytowana. No cóż widocznie to wzbudziło stres nie tylko u osób biorących w tym udział. Wszystko się mieszało – będziemy rozmawiać tutaj, czy wyjdziemy pani profesor? – wydukała już spokojniejsza. Rozmowa może nie przynieść skutków, jeżeli będą brali wszyscy w tym udział. Posmutniała myśląc o czarnowłosym chłopaku.
Spojrzała na Lily w taki sposób, jakby ta nie wzięła jej wcześniejszych słów na poważnie. "Dziecko, jak tak możesz, wcale nie myślisz o konsekwencjach...". - Nie bądź głupia, Lillyanne, gdybyś rzeczywiście chciała opuścić Skrzydło Szpitalne, a raczej swoich przyjaciół, to zwyczajnie spytałabyś się o to profesor Giannę - spojrzała na rzeczoną, - jestem pewna, że udzieliłaby ci ona potrzebnych informacji. Więc następnym razem proszę nie wynajdywać głupich wymówek. Oczywiście, że pójdziemy do mnie, nie chcę, żeby wszyscy słyszeli... - spojrzała tutaj przede wszystkim na Nero, który zachowywał się dość niepoważnie. - Chodźmy, więc! Znowu rozległ się stukot butów i Abrienda powędrowała korytarzem w stronę swojego gabinetu.
zt
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Już miał usłyszeć odpowiedź kiedy weszła wice-dyrektorka. Ehh. Ciekawość musi poczekać. -Tak jest pani dyrektor I posłusznie odszedł od uczennicy. Wtedy dopiero zobaczył co Lilly ma na policzkach. On to ma czasami zapłon. Co te imiona mogą znaczyć? I o co chodzi z tym porwaniem? Zapewne to jakaś grupa psychopatycznych rasistów, którzy nie lubią Azjatów. No cóż. Bywają też tacy. Wracając do wice-dyrektorki. Czy ona oszalała??! Oni leżą ledwo żywi a ona chce ich do pokoju ciągnąć...? Eee. Ale w końcu to jego przełożona. Wiedząc, że się niczego nie dowie, postanowił udać się na radę pedagogiczną. Może tam czegoś się dowie.
Miała gdzieś tą całą Lilly i to, czy się domyśla czy nie. W tym momencie naprawdę miała głęboko w dupie to, że ludzie się na nią gapią. Musiała zadziałać śmiało. Inaczej narastająca w niej złość i zmartwienie mogłyby rozsadzić ją od środka i przynieść nieprzewidywane i niezadowalające skutki. - Ale przecież – Zaczęła, jednak w momencie doszło do niej to, że Jiro po prostu jak na razie nie chce o tym mówić. No trudno, później będzie zmuszony „wyspowiadać się”. Czy tego chce, czy nie musiał ja poinformować i to szczegółowo! Jakoś w końcu musi zdziałać, po to między innymi jest nauczycielką. - Przypadkiem. Zdążyły już się rozejśc plotki... A każda bardziej zmodyfikowana niż druga... - Odpowiedziała cichym szeptem. Nie chciała się od niego odsuwać, ale skoro zabolało go to, to faktycznie lepiej, żeby się od siebie oderwali. Jego ciepło zniknęło, ale nadal było jej przyjemnie na sercu, gdy mogła na niego patrzeć, choć coś innego ściskało je jakże bolesnymi więzami. Wtedy ponownie nadeszła nauczycielka, której imienia z pamięci nie jestem w stanie napisać. Kiwnęła głową zrozumiale, chociaż nadal nie podobała jej się ta kobieta. Zdecydowanie nie ufała jej. Za grosz. Hm, pokój zadziwiająco szybko pustoszał. Może to i dobrze?
Nigdy za bardzo nie przejmował się zdaniem innych ludzi. Ale tu chodziło o Lilly. Traktował ją jak młodszą siostrę. I o Giannę. Ze wszystkich sł chciał ją chronić, choć wiedział, że Gryfonka im nie zagraża. Rety... jak to dziwnie brzmi. Jakby naprawdę byli parą. Jiro wciąż nie był pewny, czy mógł ich tak nazywać. Parę stanowili ci wszyscy zakochani chłopcy i dziewczęta, których pełno kręciło się w Zamku. Na litość boską, widział nawet zakochanych chłopaków, którzy się do siebie kleili! Oni mogli się ujawnić, mogli chodzić sobie radośnie za rączkę po całej szkole i migdalić się na korytarzach, a on nie mógł nawet spojrzeć na nią inaczej niż na nauczycielkę. To wszystko komplikowało. -Zjawię się u pani, gdy tylko troszkę odpocznę- powiedział słabo, skinąwszy jej głową. Szanował ją, tak jak wszystkich innych nauczycieli i cały (prawie) personel szkolny. Był taki miły i grzeczny, gdy był chory! Istny aniołek! Poczuł jednak ulgę, gdy kobieta, wraz z przyjaciółką zostawiły ich samych. No i ten mężczyzną, który wpadł tu tak szybko, jak wyszedł. -Coś czuję, że nie zapomną o tym tak szybko, co?- spytał i potarł skronie, przymykając oczy. Ukrył twarz w dłoni, kręcąc głową, jakby z politowaniem. Ci ludzie naprawdę nie mają nic innego do roboty niż plotkowanie. -Straciłem różdżkę...- przypomniał sobie, nagle bardzo tym faktem poruszony. Bez różdżki czuł się po prostu nagi, bezbronny. -Ten facet ją zabrał- warknął, niechcący wygadując się Giannie. Zaraz spojrzał na nią przestraszony, po czym rzucił przelotne spojrzenie na Puchona. Chyba odpoczywał. To dobrze. -Mieliśmy zabawić się przed egzaminami, a wyszło jak wyszło- skrzywił się, tym razem nie z bólu, ale po prostu z odrazy. Przecież naprawdę mieli się dobrze bawić. I prawie mu wyszło.
Lilly może wiedzieć. Skoro jest jego siostrzyczką, to Gin nie miała nic przeciwko, żeby jej powiedział o tym, że są... No właśnie. Ja też się nad tym zastanawiam. Parą... Tak ich chyba nie można nazwać. W końcu może to dziecinne prosić o chodzenie, ale to nie zmienia faktu, że tego nie zrobił. No i nie widywali się za często nawet, jeśli raz na jakiś czas przeszedł niedaleko korytarzem. Właściwie poza tym, że czują do siebie coś szczególnego, to nie ma tu żadnych wyznaczników. Chociaż miłości, ani zauroczenia nie można zamknąć w żadne ramy, bo to niezwykłe i jakże ulotne uczucia. - Wszyscy chcą zrozumieć, co się tak właściwie stało. Ja też... - Szepnęła nadal nie będąc w stanie odpuścić mu tych wszystkich pytań, na które oczekiwała odpowiedzi. To poważna sprawa i to jak diabli. A plotkowanie w tym momencie naprawdę się przydało, przynajmniej jej zdaniem. Chociaż raz... - Odzyskasz raczej. A jak nie, to pewnie szkoła zafunduje ci nową, czy coś. Będziemy musieli poinformować waszych rodziców i w ogóle. Boje się, że będą mogli chcieć was zabrać ze szkoły jeszcze przed końcem roku – Powiedziała mu mniej więcej jak sprawa wygląda w tym momencie, jeśli chodzi i następstwa tego wszystkiego. No i na pewno ten mężczyzna będzie ścigany. Wezwą aurorów, czy coś. Afera gotowa, a wszystko przez jedną niekontrolowaną imprezę... No niech ten puchonek w końcu wyjdzie!
-Mam nadzieję. Nigdy raczej nie zwierzałem się rodzicom, z tego co dzieje się w szkole. Nie wspomniałem o Turnieju Trójmagicznym, ani o żadnym balu. To nie tak, że nie mam z nimi dobrego kontaktu, ale w wakacje chcemy się zrelaksować. Oni nie pytają, ja nie opowiadam. Teraz też nie chciałbym ich martwić- zagryzł wargi, wiedząc jednak, że dyrektor na pewno poinformuje o wszystkim rodziców. Musiał, to leżało w jego obowiązku. A jeśli dowiedzą się o tym, Jiro będzie musiał zwierzyć się im ze wszystkiego, co się do tej pory stało. Naprawdę nie chciał ich martwić. On nie prosił się do Hogwartu! Było mu dobrze w mugolskiej szkole, gdzie uczył się samej teorii. Tam na pewno nie byłby narażony na coś takiego, jak tu. -Obiecuję ci, że mnie nie przeniosą. Po wakacjach wrócę- uśmiechnął się lekko i ścisnął jej dłoń. Wierzył w to. Nawet jeśli rodzice nie chcieliby, by ich dziecko dalej uczyło się w tej szkole to Jiro zawsze mógł zrobić to wbrew ich woli. Ale wątpił, by posunęli się do czegoś takiego. Rzadko kiedy mu się sprzeciwiali, a kiedy zapewni ich, że wszystko jest już w porządku- cóż, będzie w porządku. Nie było sensu przerywać nauki teraz, gdy był już niemalże na końcówce. Tu skończy studia, a potem tak- będzie świetnym aurorem. Czemu Gianna nie widzi go w tej roli? Pfff, nadaje się doskonale. Ewentualnie znajdzie miłą fuszkę w Ministerstwie Magii i będzie siał postrach na sali rozpraw. Ooo, to też jest dobre! -A teraz nie myśl o tym, dobrze?- dodał, nieco ciszej, gładząc kciukiem jej dłoń. Był wykończony, ale nie chciał by szła. Najchętniej zatrzymałby ją przy sobie na zawsze. Może i było to nieco egoistyczne, ale Jiro już taki był- nigdy się z nikim nie dzielił. Zwłaszcza tym, co tak bardzo lubił.
- Rozumiem to. Ale tak czy siak nic nie poradzę na to, że ta wiadomość rozejdzie się po Hogwarcie tak szybko, że nie tylko wasi rodzice przyjadą tutaj robiąc aferę o to zdarzenie. Nie rozumiem jak można było do tego dopuścić... Jestem nauczycielką, powinnam was pilnować i … - Zatrzymała się. Westchnęła cicho odwracając wzrok. Nie obwiniała w całości siebie, ale czuła, że można było tego uniknąć. Może gdyby poszła na ten bal, przypilnowała uczniów... Na pewno nic by się wtedy nie stało. Jiro nie siedziałby teraz tutaj cały poraniony i nad szkołą nie wisiałaby groźba... Może nawet zamknięcia? Co wtedy się stanie z tymi wszystkimi uczniami? Roześlą ich po innych szkołach. Rozdzielą przyjaciół, pary. Niektórzy pewnie będą uczyć się magii w domu. A wszystko przez jeden błąd kadry nauczycielskiej. - Mam nadzieję... Em, w końcu został ci jeszcze tylko rok i szkoda byłoby kończyć – Pierwsze dwa słowa powiedziała z taką specyficzną dla ich relacji czułością, która się w niej narodziła już na samym początku. Dlatego też pamiętając, że ciągle nie są tutaj sami natychmiast poczęła tłumaczyć się jakby sama sobie troszkę za szybko, w minimalnym stresie, więc i tak te słowa nie wyszły zbyt autentycznie. Ale chyba i tak Kaoru ich nie słucha, więc jest dobrze. O, idealnie pasowałby jako postrach sal sądowych! Już widzę minę wszelkich skazańców, którzy powędrują do Azkabanu pod jego władczym spojrzeniem. Byle by tylko nigdy nie doszło do sytuacji, kiedy musiałby skazywać czarodziejów za mugolskie pochodzenie, jak to było za czasów Voldemorta. Ale to jej zdaniem w ogóle już do niego nie pasuje. W końcu żył z mugolami, a skoro tak, to oczywiste jest, że im tak po prostu nie wyrządzi krzywdy, mam rację? - Dobrze. Może powinieneś się położyć? Przynieść ci czegoś? Herbaty, albo może coś do jedzenia? - Spytała widocznie nie chcąc tak bezczynnie siedzieć. Stało się po prostu coś dużego i chciała być jak najbardziej potrzebna. Jakby podświadomie chciała mu zrekompensować to, co się z nim stało przez nieuwagę kadry. Choć równie dobrze, gdyby tylko chciał, położyłaby go na swoich kolanach i głaskała tak długo, aż by zasnął. Po takim czymś, to dopiero będzie mieć koszmary. A jeszcze nie zdołała odkryć znaczenia tego poprzedniego. Ale się nie poddaje. Mniejsza o to. Powinno porozmawiać o czymś przyjemnym. Albo powinien po prostu się przespać i nie kłopotać o to wszystko. Kłopotać, to będzie się ona. W końcu jest starsza i to należy do jej obowiązków.
Gdyby wiedział, że tak strasznie obwinia się o to co się stało kazałby jej natychmiast przestać. Przecież to niczyja wina. Kto mógł przewidzieć, że uczniom, który świetnie się bawią może stać się coś złego? No właśnie, nikt. Może i faktycznie ktoś z nauczycieli powinien ich pilnować, ale, na Boga. Tutaj co tydzień uczniowie organizują jakąś grubszą imprezę i nigdy nic się nie dzieje. Nikomu przez myśl nie przemknęło nawet, że coś mogłoby się stać. Bo i co? Mieli utopić się w alkoholu? Na pewno nie skazałby kogoś na więzienie tylko z powodu pochodzenia. Sam nie miał czystej krwi w stu procentach. Byłoby więc czystą hipokryzją odesłać za to kogoś do Azkabanu. Może faktycznie powinien zająć się prawem? Hm... to byłoby ciekawe. Przecież uwielbiał mieć władzę nad innymi. -Hej, spokojnie, siedź tu, dobra?- spytał i wydał z siebie ciche parsknięcie, które jednak w tym wypadku miało być oznaką rozbawienia. Zakrztusił się przy tym nieco, ale zaraz posłał jej delikatny uśmiech, chcąc zapewnić, że wszystko jest w porządeczku. -Nie musisz koło mnie skakać. Wystarczy, że robi to pielęgniarka. Ty mogłabyś mi opowiedzieć o tym, jak tam lekcje? Prowadziłaś już jakieś?- spytał, choć wątpił w to. Przecież wiedziałby o tym pierwszy i nie ominął żadnej! Ale może a nuż, wpadło jej jakieś zastępstwo. Był po prostu ciekaw.
Martwiła się po prostu. A gdy widzi się cierpienie kogoś, kto jest tak bliski sercu naturalną rzeczą jest obwinianie siebie – przynajmniej u większości ludzi. Zawsze cechowało ją to, że chciała dla innych jak najlepiej i czasem troszkę w tym wszystkim przesadzała. Zresztą – to byłą impreza zaplanowana. Nauczyciele mieli o niej pojęcie i dlatego powinien ktoś tutaj być. Hogwart to najbezpieczniejsza szkoła! Sam Voldemort musiał szukać różnych sztuczek, żeby się tutaj dostać, a oni wpuścili tak po prostu człowieka, który zrobił krzywdę ludziom! To jest niewybaczalne. Ktoś powinien to kontrolować... Ktoś powinien cokolwiek zrobić... Mam nadzieję, że Jiro wie, że władza to także odpowiedzialność. Dlatego tak wiele czystokrwistych rodów nie powinno jej posiadać nawet w minimalnym procencie. Tak sobie myślę – dlaczego miałby się bawić w sąd? Niech od razy zostanie ministrem magii! Wtedy, to dopiero będzie mógł sobie porządzić, opanować świat i stworzyć lepszą rzeczywistość. Piszę troszkę jak nawiedzona, ale to się na całe szczęście Gin nie udziela. Ona sama chce po prostu być nauczycielką. Jakże proste i niewymagające wysiłku. - Yh... - Zgodziła się od razu. Zaśmiała się cichutko widząc, że chłopak krztusi się śmiechem. Tak się zastanawiała: Jak to możliwe, że mimo tego iż wyglądał fatalnie, to nadal był cholernie przystojny – jeśli nie bardziej, bo dodając te ranki był jak niegrzeczny chłopiec, który właśnie wyszedł z boju o swoją damę, lub inną ważną na tę chwilę wartość, która jako jedyna go obchodzi i dla której się poświęca. - Nie, nie prowadziłam. Powiedziałabym ci – Odpowiedziała dokładnie tak, jak się tego spodziewał. Przecież obiecała, prawda? A zastępstwa miała naprawdę rzadko. Czasem może z historii magii, ale sama ziewała i prawie zasypiała na tym przedmiocie, więc nauka go z jej ust była trudna i najczęściej kończyło się na: Róbcie co chcecie, ja i tak nie mam siły tego męczyć. Zaklęcia to jednak jej konik mimo iż jej nie wychodzą i niczego innego uczyć nie będzie. - Nadal masz u mnie książkę, wiesz? - Spytała szeptem uśmiechając się delikatnie. Ah nieszczęsna książeczka stracona na dnie szuflady. Pewnie tęskni.
Albo Kaoru się mylił, albo Skrzydło to jakieś miejsce na towarzyskie spotkania. Najpierw profesor Sorrentino, potem Crow, na końcu ta cała Abrienda, która opieprzała Lilly, że do niej nie poszła. Yyyy...mają prawo chyba trochę tu posiedzieć, w końcu wszyscy byli poszkodowani. No cóż. Gryfonka poszła, wszyscy nauczyciele też, został tylko Jiro i Gianna. Puchonowi to się wydało trochę podejrzane, aczkolwiek się tym nie zajmował, nie jest wścibski. Swoją drogą...ciekawe która godzina. Wydawałoby się, że ranek, więc chyba byli nieprzytomni całą noc. ale równie dobrze mogła być na przykład trzecia nad ranem. Na pewno od wydarzenia minęło trochę czasu. A chłopaka nawet nic już nie bolało. Może odczuwał pewien dyskomfort, ale mógł się ruszać. Spróbował wstać i mu się udało. No więc eeee...chyba może sobie stąd iść. Im krócej tu będzie tym lepiej. Jeszcze będzie trzeba iść do pani profesor. Chociaż w sumie skoro Lillyanne tam poszła to na pewno powie wszystko, więc czy oni są tam jeszcze potrzebni? Czas pokaże. Rozejrzał się dookoła. Różdżki znowu brak. On to ma szczęście. Drugi raz w ciągu dwóch miesięcy został bez różdżki. Może ją kiedyś odzyska jeszcze...a tymczasem koniec imprezy. Żegnam. - To ja już pójdę. Cześć. Do widzenia. - pożegnał się i wyszedł sobie gdzieś tam.
Minister Magii? Nigdy w życiu. Nawet on znał granicę. A odpowiedzialność- oczywiście, że zdawał sobie z tego sprawę. Będąc w sądzie podejmowałby przecież niesamowicie ważne decyzje. Decydowałby o czyimś życiu i śmierci, skazywałby na dożywocie czasem niewinnych ludzi, którzy po prostu pojawi się o niewłaściwej porze w niewłaściwym miejscu. Ale o dziwo- podobało mu się to. Wiedział, że byłby sprawiedliwym sędziom i na pewno nie udałoby się go przekupić żadnymi pieniędzmi. Bo Jiro, o dziwo, był bardzo sprawiedliwy. Nawet jeśli chodziło o swoich przyjaciół- gdyby jakiś nauczyciel zapytał, czy na przykład Ikuto ściągał na sprawdzianie i jeśli byłaby to prawda- Jiro odpowiedziałby, że tak, owszem, ściągał. Ale on wraz z nim. Wskoczyłby za nim w ogień, a gdyby Krukon chciał zrobić sobie krzywdę- związałby go i nie wypuścił, aż tamten nie dojdzie do siebie. -To dobrze. Nie chciałbym ominąć twoich lekcji- powiedział szczerze, po czym skinął Puchonowi głową. W końcu byli sami. Jiro miał jej tyle do powiedzenia! I zaczął od razu, bez żadnych wstępów. -Byliśmy na tej imprezie z okazji zbliżających się egzaminów. Była tylko garstka uczniów, głównie ci co pisali korespondencje. Myślę, że miało to być takie spotkanko typu "O, łał, to z tobą pisałem?". Na tej zasadzie. Gdy już dowiedzieliśmy się tego, światło nagle zgasło i jedyne co pamiętam, to senność, która mnie ogarnęła. Obudziłem się w krypcie w lochach, a obok mnie leżała jeszcze czwórka uczniów. Ten Puchon, Lilly, Ikuto i jeszcze jakiś Gryfon, który rzucił się na napastnika. Nie mieliśmy różdżek... byliśmy związani. Nie mogłem nic zrobić- powiedział, a w jego głosie dało się słyszeć wyraźne rozżalenie. To go tak strasznie irytowało, bolało. Nie cierpiał być bezczynny. -Kilkoro z nas oberwało zaklęciem. Lilly działała pod wpływem Impresiua, zaatakowała Sectumsemprą. Na Ikuto rzucono Crucio, a na mnie... także Sectumsemprę. Gryfon, tak głupio odważny wylądował w trumnie. następne co pamiętam, to to że ktoś nas stamtąd wyciągnął. I pobudkę tutaj- zakończył cichym westchnieniem, spoglądając na nią ukradkiem.
Taka szczerość i uczciwość wobec dokładnie całego świata była naprawdę godna szacunku. Może to była jedna z tak wielu cech, które wyróżniały go na tle innych? Oczywiście wygląd, pochodzenie robiło swoje, ale mówię tutaj bardziej o charakterze. W końcu coś musiało w nim być takiego, że Gin momentalnie traciła zmysły. Jest uczniem, a mimo to wszyscy inni przestawali się na niej liczyć i pewnie jeśli będzie kiedykolwiek prowadzić lekcje, to tylko dla niego zapominając o istnieniu innych osób. Cóż poradzi na to wszystko? Uczuć się nie da stłamsić... No, może da. Jednakże jak wspomniałam ona ma z tym spore problemy. - Spokojnie. Jeszcze nie raz stracisz punkty za bycie niegrzecznym na lekcji – Odpowiedziała cicho spoglądając za puchonem, który właśnie odchodził. Posłała mu tylko miły uśmiech jednocześnie ciesząc się, że wreszcie sobie polazł. Wybacz Kao, ona nie ma nic do ciebie. W końcu jesteś naprawdę słodki, a ona lubi takich chłopaków, ale naprawdę wolałaby się w końcu dowiedzieć wszystkiego. - Tak, właśnie o to chodziło – Potwierdziła jego słowa na temat tego, dlaczego wstęp tutaj mieli tylko ci wybrani uczniowie. Znaczy się, wiedziała co Obserwator ma za zadanie zrobić, więc przypilnowano by niepożądania młodzież się tu nie dostała. Zaklęcia blokujące bez problemu załatwiły sprawę. Potem już w ciszy słuchała do końca coraz bardziej zszokowana tym wszystkim. Zaklęcia zakazane w szkole. Jak tak można? Na pewno w najbliższy dniach skontaktuje się z Aleksandrem. To przecież jego specjalność. A ta Lilly... Może wypadałoby skasować jej pamięć. Na pewno takie działanie wywrze na niej stały uszczerbek na zdrowiu. I skoro nie ma tu Ikuto i tego drugiego, to ciekawe co się z nimi w tym momencie dzieje. - Rozumiem... Nie myśl już o tym – Szepnęła zbliżając się do niego i delikatnie muskając jego usta. Odsunęła się by zorganizować sobie kartę i najlepiej już teraz poinformować psora Brendana.
Po tej imprezie na pewno zrobi się głośno o Hogwarcie. Możliwe, że nawet go zamkną, czego Jiro obawiał się najbardziej. Nie miałby już żadnej wymówki, by spotkać się z Gianną. A nawet; tu nie chodziło tylko o nią. Tutaj przecież zyskał kilku przyjaciół. Desiree i Ikuto byli dla niego, jak rodzeństwo, a i ta słodka dziewczyna jego przyjaciela stała się dla niego niczym młodsza siostrzyczka, której w pewien sposób chciał bronić. No i tutaj zawsze coś się działo... Nie chciał wracać do nudnej rzeczywistości. Świat magii otworzył przed nim nowe możliwości, nowe perspektywy na przyszłość. Dawał też złudne poczucie bezpieczeństwa i władzy; z różdżką w ręku czuł się niezwyciężony. -Ja mogę o tym nie myśleć, mogę nawet zapomnieć- spojrzał na nią z bólem. -Ale inni wciąż będą o tym pamiętać. "Patrz, to ten koleś, co tak oberwał", albo coś w tym stylu- skrzywił się, po czym podniósł delikatnie na łokciu i dotknął ustami jej policzka. Stęsknił się, ale teraz były nieco ważniejsze sprawy do załatwienia. Na przykład... -Muszę zajść do pani profesor. Trzeba to wyjaśnić- wzruszył delikatnie ramionami i wstał z łóżka. Wsunął nogi w buty, nawet ich nie wiążąc i szybko ułożył włosy dłonią. Nawyk. Nie żeby chciał uwodzić tamtą nauczycielkę. -Odprowadzisz mnie?- spytał z lekkim uśmiechem i poprawił pościel, po czym ruszył w stronę wyjścia, wraz z Gianną.
Weszli do Skrzydła Szpitalnego przy akompaniamencie zdumionych okrzyków z korytarza. Finn ani trochę się im nie dziwił. Gdy szli przez szkolę, on we krwi, ona ranna, rzeczą całkiem naturalną były zdziwione, zszokowane spojrzenia i okrzyki uczniów. Ale Puchon nie miał nawet siły jakoś zaprotestować, powiedzieć by się zamknęli. Wniósł dziewczynę do sali i położył na wolnym łóżku. Oczywiście nie obyło się bez pomocy pielęgniarki, z jej sławnym "kochaneczki", które dzisiaj wyjątkowo Holendra irytowało. Uśmiechał się jednak przymilnie, nawet gdy opatrywała mu głowę bandażami, które polała czymś niesamowicie szczypiącym i piekącym. Taki ból, przy tym, który wciąż rozrywał go od środka był niczym. Finn zniósł go dzielnie, a zaraz potem usiadł na krześle, obok Lilly, którą jeszcze zajmowała się starsza kobieta. Co rusz kręciła głową z niesmakiem, zapewniając jednak, że wszystko powinno być w porządku, gdy będzie odpoczywać. No i oczywiście Finn miał złamany nos, co jednak szybko dało się "naprawić" za pomocą jednego, prostego zaklęcia. Za to z raną z tyłu głowy nie było tak łatwo. Może i nie była duża, ale pielęgniarka kazała mu się położyć natychmiast, mimo jego protestów. Tak więc skończyło się na tym, że oboje wylądowali w łóżkach i zapewne nie będą się mogli stąd ruszyć przez jakiś czas. A już na pewno dzisiejszą noc spędzą w swoim towarzystwie. W pewnym momencie Finn przypomniał sobie o różdżce w kieszeni spodni, która nie należała ani do niego, ani do Daniela. Jego różdżkę przecież połamał na drobne kawałki. Miał więc dwie? Musiał ją komuś odebrać. Tylko komu? -Twoja?- spytał, obracając ją między palcami. Podniósł się, pomału ściągając marynarkę i kładąc ją w nogach łóżka. Będzie musiał ją wyczyścić, ale to potem- teraz naprawdę nie miał na to siły.
Lilly pozwoliła sobie pomóc bez protestów. Jak to już kiedyś wspomniałam, ona była tutaj stałym bywalcem. Zawsze, ale to zawsze trafiała do skrzydła szpitalnego. Nie wiem czy ona miała to we krwi, czy jak. Ale nie ważne. Całą drogę do SS przemilczała. Nie wiedziała co powiedzieć. Z logicznego punktu widzenia, chłopak zrobił dobrze, ale nie powinien w takiej sytuacji myśleć logicznie, powinien słuchać serca i nie pozwolić jej zostać z tym draniem. Nie mogła nic powiedzieć. Dowiedziała się, że nosek na szczęście nie jest złamany, jednak rana od sygnetu będzie przez dłuższy czas znaczyła jej twarzy, gdyż nie tak łatwo będzie można się jej pozbyć. No cóż, mimo wszystko była usatysfakcjonowana. Bo dała radę i pomogła przyjaciółce. Kątem oka spojrzała na Puchona, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Gdyby nie przybył w porę marnie, by się to dla niej skończyło. - Nie – powiedziała, kiedy została jej pokazana różdżka – pewnie Cornelii – wyszeptała smuta. Kątem oka ponownie zmierzyła wzrokiem panna Visse. Przegryzła wargę – Finn, tak? – spytała niepewnie. Chyba dobrze zapamiętała jego imię – byłeś niesamowity, taki… odważny – powiedziała z zachwytem. Niech chłopak się pocieszy – komentarz autorki. Co do spędzenia nocy – zgadzam się, jednak jak to miała Lilly w zwyczaju z rana ucieknie i będzie się szlajać się po zamczysku szukając jakiś ciekawych rzeczy.
Po tym, jak opuściła całego zakrwawionego Daniela udała się do dormitorium. Oczywiście wszystko poza rozsądkiem kazało jej od razu pobiec do Skrzydła Szpitalnego, ale jaki był tego sens? Przecież była zakrwawiona, słaniała się na nogach. Zresztą, pielęgniarka musi opatrzyć tę dwójkę, a wtedy i ona będzie mogła się nareszcie tam pojawić bez strachu, bez przeszkód. Dlatego też poszła za obraz Grubej Damy, gdzie zniknęła za dobrą godzinę. Umyła się, wyrzuciła do śmieci ubrania, zrobiła sobie kawę. To będzie długa noc, podczas której i tak by nie zasnęła. Dlatego też kiedy ubrała się w krótkie, dresowe spodenki oraz szarą bluzkę, którą Finn bardzo dobrze znał – trzeba uważniej zamykać dormitorium na noc, bo małe Gryffonki lubią kraść ulubione t-shirty swoich przyjaciół. Postarała się wyrównać sobie włosy. Nie bawiła się jednak w ich prostowanie, czy inne bzdury. Nie miała na to czasy. Dlatego w loczkach... Boże, jak ona rzadko tak chodziła... W każdym razie wyszła z pokoju, by w końcu przemierzać szybkim krokiem korytarze, omijać ludzi i dostać się do Skrzydła Szpitalnego. Widząc dwójkę najbliższych sobie osób niemal jej serce nie pękło. Oboje obandażowani. Lil z opatrunkiem procowym na oku, Finn z obwiniętą głową. A to wszystko przez to, że jak to Lil w Zakazany, Lesie stwierdzi – była słaba. To się zmieni. Obiecała sobie w duchu, że nie pozwoli już na to, by ktokolwiek musiał się kiedykolwiek dla niej poświęcać. Zrobi wszystko, żeby być silną. Żeby nigdy nie musiała patrzeć, jak jej kochana Lilly obrywa, a puchonek bliski jej serduszku krwawi. - Nic wam nie jest? Już dobrze? - Spytała szeptem podchodząc powoli do ich łóżek. Przechodząc obok Lilaska czule ją rozczochrała, by w końcu usiąść na skraju materacu przy Finnie. Jemu należało się zdecydowani więcej wyjaśnień – Bardzo cię boli? - Ponownie wypowiedziała cichutko tak, jakby głośniejszy dźwięk mógł sprowadzić na nich dodatkowe kłopoty. A tych i tak już było co niemiara.
Szedł sobie spokojnie przez korytarz jak zwykle pogrążony swoimi rozmyślaniami. Minęło już dość czasu, a on wyglądał coraz gorzej. Wychudł strasznie, jakiś taki w ogóle szary i pogięty się wydawał. Można by pomyśleć, że się nad sobą użala. A Kaoru naprawdę cierpiał, czy ktoś tego chce czy nie. Ale to że tak szedł i nie zwracał uwagi na nikogo ani na nic zmieniło się gdy usłyszał poruszenie na korytarzu. Podniósł wzrok i zamarł. Lilly, cała zakrwawiona i w ogóle była niesiona przez Finna Visse do Skrzydła Szpitalnego. Zaledwie kilka dni temu z niego wyszli, co się stało? Z bijącym sercem i wściekłością na tego kto zrobił jej coś takiego (nawet jakby się okazało, że się potknęła o próg, to by ten próg wyrwał chyba z podłogi czy coś) poleciał szybko za tą dwójką. Zobaczył też, że Corin tam idzie. W ogóle cała ta trójka nie wyglądała najlepiej. Co się stało? Wbiegł do pomieszczenia i rozejrzał się dookoła. Lillyanne wyglądała strasznie. Cała pokiereszowana i no...Marlinie, jak on się o nią bał! Kochał ją, jak cholera kochał, a widok tak poranionej osoby, która jest dla ciebie najważniejsza na świecie...wierzcie mi, nie chcielibyście tego przeżyć. Serce mu się ścisnęło jak tak podchodził do Gryfonki i patrzył na jej rany. Nie interesowało go to czy może nie wiem, jest nadal na niego zła i nie będzie chciała z nim gadać, po prostu strasznie się martwił. -Czeeeeść. - powiedział z lekka nieśmiało spoglądając dziewczynie w oczy...Jedno wyglądało szczególnie tragicznie. Musiała od kogoś dostać, a Kaoru momentalnie miał ochotę tego ktosia zabić. (biedny Daniel, wszyscy go chcą zabijać xD) Potem zaczął rozglądać się po twarzach reszty. - Co...co się stało? Kto wam to wszystko zrobił? - ponownie wrócił wzrokiem do Lilly. Merlinie...
Ostatnio zmieniony przez Kaoru Matsumoto dnia Czw Maj 03 2012, 19:27, w całości zmieniany 1 raz
-Corin?- spytał, marszcząc brwi. Położył ją na małej szafeczce obok łóżka i przymknął oczy. A wiec ten drań i tego ją pozbawił. Jak miała się przed nim bronić przez różdżki? Tchórz, nie ma co. Takimi Finn gardził otwarcie, dla takich nie znał litości- co dzisiaj udowodnił. a jednak- wciąż nie był do końca usatysfakcjonowany. Nadal miał ochotę go zabić, ale adrenalina już tak nie szalała. Nie tak, jak tam, na korytarzu. Tutaj emocje nieco opadły i Finn był w stanie myśleć racjonalnie. -Hej, ty też byłaś świetna!- powiedział radośnie, spoglądając na nią. -Bez ciebie przecież nie udałoby mi się go obezwładnić. Dziękuję- skłonił lekko głowę i posłał jej promienny uśmiech. Mówił szczerą prawdę- bez niej leżałby tu teraz nieprzytomny, a kto wie, czy obok niego nie znajdywałaby się Cornelia. Tamten świr mógł jej zrobić wszystko- zgwałcić na oczach Finna, a potem sprawić, by zemdlała. Przez następną godzinę Finn zabawiał ją głupimi dowcipami i jakimiś mało znaczącymi anegdotkami ze swoimi życia. Mimo iż wiedział, że jest przyjaciółką Corin to tak naprawdę nawet się nie znali. A to niedopuszczalne! Tylko czemu musieli poznać się w takich okolicznościach? I tak pewnie minęły by im kolejne godziny, gdy drzwi SS otworzyły się i do środka weszła Corin. Finnowi oczy błysnęły i gdy tylko ta usiadła obok niego, podniósł się, przytulając ją do siebie. Tak strasznie cieszył się, że nic jej nie jest. -Tak się bałem- szepnął w zagłębienie jej szyi i ścisnął mocniej, jakby bojąc się, że w każdej chwili może mu uciec. -Z nami wszystko w porządku. Miałem tyko złamany nos i pewne poleżę tu do jutra, ale to nic- uśmiechnął się, w końcu się do niej odsuwając. -To twoje, prawda?- dodał po chwili, podając jej różdżkę. Ale gadatliwy się zrobił! Gdy do SS wszedł ktoś jest, Finn podniósł ciekawski wzrok. Był niemalże pewny, że to Daniel, ale nie. Pomylił się, to nawet dobrze. Gdyby teraz doszło do konfrontacji Finn nie zawahałby się wypróbować na nim kilku nowych zaklęć. -Mała bójka- spojrzał na Puchona i skinął mu lekko głową. -Nie ma, co się bać, już po sprawie- wzruszył delikatnie ramionami, jakby to było nic takiego.
Lillyanne spoglądała niepewnie na Finna. Była zakłopotana tym spotkaniem. Kurde tyle o nim słyszała! Kilka plotek, które może nie były prawdą, ale ją zachwyciły. Coś świetnego spotkać TAKĄ osobę. No cóż na pochwałę zarumieniła się i zakłopotała jeszcze bardziej o ile to było możliwe. - Nie prawda, byłam tylko pionkiem na szachownicy, którą sterowałeś – powiedziała z szerokim uśmiechem. Później jakoś leciało. Rozmawiali i śmiali się jakby przed chwilą nic się nie stało. Do Skrzydła szpitalnego uchyliły się drzwi, przez które weszła Cornelia. Opanowała ją nieziemska radość. Nic jej nie jest! Na całe szczęście. Inaczej znowu, by poszła do tego dupka i tym razem skopałaby mu dupę! Jestem tego pewna. Musiałaby się tylko… trochę przygotować. Kiedy jej przyjaciółka podeszła do Finna i przytuliła go jej wyraz twarzy się zmienił. Pojawił się grymas, który pokazywał fakt, że i ona chce, żeby ktoś ją przytulił. Odwróciła wzrok wlepiając spojrzenie w sufit. Musiała się troszkę uspokoić i będzie dobrze! W jej głowię krążyły myśli: „Ach… gdyby przyszedł…” nie zdążyła skończyć, gdyż jak na wezwanie otworzyły się drzwi, a w nich pojawił się Kaoru. Lillyanne usiadła w ciszy wpatrując się tępo w przybyłego Puchonka. Był w okropnym stanie, jak mógł się tak zaniedbać? Miała ochotę ponownie przywalić mu w twarz! Ale tak naprawdę mocno, żeby nauczyć się, że powinien o siebie dbać! Mała bójka… tak oczywiście, tylko malutka. Wolała nie mówić co się dokładnie stało, dlaczego? Miała przeczucie, że jeżeli coś powie skończy się to źle. Nie odzywała się do nikogo. Wolała pomilczeć, posłuchać. Zresztą bolała ją cała twarz, zwłaszcza, od ostatniego kopniaka.