Skrzydło Szpitalne jest sporym pomieszczeniem, utrzymanym w kolorze oślepiającej bieli, przez co ma się jeszcze większe wrażenie wszechogarniającej czystości. Na całej długości poustawiane są łóżka dla pacjentów, z małą szafeczką obok, zazwyczaj zastawioną przez lekarstwa i słodycze, oraz czasem zasłonięte parawanem, by powstrzymać ciekawskie spojrzenia uczniów w przypadku cięższych chorób.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:37, w całości zmieniany 2 razy
Elena wypiła to dziwne coś i teraz siedziała i czekałą, ażprzyjdzie ktoś zeby ja aresztować. O dziwo nikt nie przychodził. Zamiast tego po paru, może parunastu godzinach do sali weszły dwie dziewczyny. Elena od razu je poznała. To ta brunetka za którą ta druga, która z nią szła chciałą się zemścić. Chyba nie zauważyły Eleny, bo nawet na nia noie spojrzały. Brunetka z nudów zaczęła się im przyglądać. Nagle ta mała dostałą jakiegoś ataku paniki, czy czegoś w tym rodzaju. Panna marion patrzyła na to wszystko z uśmiechem... Lily wyglądała tak zabawnie... jednak po chwili stwierdziła, ze nie ma ochoty tego dłyzej wysłuchiwać. -Och, weź się przymknij, ona tylko zartowała.- powiedziała donośnie, chłodno i z dumą. Wstałą i spróbowała do nich podejść. Gdy tyko przeszła dwa kroki mocno sie zatoczyła i updała. Jej brzuch i klatkę piersiową rozsadzał ból. Nie okazuj bólu! Zignoruj go! Okazując ból, pokazujesz jaka jesteś słaba. Nie wolno Ci być słabą! Twój przeciwnik to tylko wykorzysta, bu Cię zniszczyć! A to ty masz zniszczyć jego! Nie pozwalam Ci być słaba, rozumiesz?! nie masz do tego prawa! JA ci zabraniam! W głowie usłyszała głos ojca krzyczącego do niej podczas jednego z wilu treningów gdy była mała. Zacisnęła zęby napięła wszystkie mięśnie, nie zwarzajac na ogromny ból i wstała. Przez chwilę stała tak, rozluźniajac niepotrzebne mięśnie. Po chwili chwiejnym krokiem, który sprawiał jej wiele trudu, choc tego nie okazywała, podeszła do dziewczyn. -Czego potrzebujecie? Mogę się na coś przydać.- powiedziaął przebierajac w fiolkach stojących na stoliku obok nich.
Cornelia zdecydowanie nie przepadała za maskami Lillyanne. Można wręcz powiedzieć, że ich nienawidziła. Była bowiem osóbką, która mimo iż nie jest lojalna to wymaga pełnej wierności od innych- również od swojego drugiego, czwartego i szóstego kochanka, czy bóg wie ile ich tam miała w tym momencie. Oni mieli mieć tylko ją w przeciwieństwie do niej. Była po prostu okropna. Jednak taką ją trzeba było zaakceptować, polubić i pokochać, a jeśli nie to wypad! Ale to wszystko dotyczyło też Lilly onee-chan. Chociaż Cornelia oszukiwała, to jednak przyjaciele wobec niej nie mieli do tego prawa. Kłamała, ale jej ukochani nie mogli zatajać przed nią prawdy. Dlatego tak ją bolało, że Lil uprawia przed nią jakieś dziwne aktorstwo, chociaż mogłaby się od razu przyznać co się dzieje, skoro ona i tak to widzi. W końcu to naprawdę przyjaźń. A ta przetrzyma wszystko i widzi wszystko. - Baka, nie masz wyboru – Odpowiedziała słysząc, że ta nie pozwoli się otruć. Uśmiechała się do przyjaciółki lekko. Może odrobinę sztucznie. Jednak po kolei z nadciągnięciem słów ów wyraz twarzy ustępował powszechnemu zaskoczeniu. Nie rozumiała o czym mówi jej onee-chan. Przecież nie miała ją za co przepraszać. Faktycznie, Corin nie można ufać, a jeśli już ktoś to robi to naprawdę jest ciężko. I chociaż zazwyczaj nie była wrażliwa na czyjeś łzy, a raczej je wyśmiewała to w tym momencie byłoby to najgorsze co mogła zrobić. I nawet nie miała na to ochoty. Wzięła ów eliksir wskazany przez przyjaciółkę i podeszła do niej. - Nie płacz bo będziesz miała napuchnięte policzki, a od tego się robią zmarszczki. A nie możesz pozwolić na to, żebym była ładniejsza od ciebie, bo znowu chłopcy będą zwracać uwagę tylko na mnie – Wypowiedziała te kilka słow w taki sposób, jakby już dawno zapomniała, że coś jej Lil zrobiła, lub przeciwnie czegoś nie wykonała. Położyła na pościeli lekarstwo. Sama powinna je zażyć. Bo Corin wszystko psuje i to się możę źle skończyć. Wystawiła ku niej dłoń i wierzchem swojego rękawku wytarła jej policzki. - Cii, kobiety nie plączą – Upomniała ją między innymi na własnym przykładzie, bo przecież sama starała się jak tylko się dało unikać kropelek na policzkach wyrażający ból i słabość. W końcu trzeba być niezależną i silną! Tych cech musiała nauczyć Lil. I będzie musiała ją spytać jeszcze o kilka rzeczy. Chciała to zrobić teraz, natychmiast. Póki między nimi została przerwana jakakolwiek granica. Cokolwiek, co mogłoby blokować myśli i uczucia. Jednak z tego wszystkiego nie zauważyła, że nie są tutaj same. Bardzo dobrze więc, że Elena się odezwała. Inaczej mogłaby usłyszeć coś, czego nie powinna. Kiedy jednak Corek usłyszała znajomy dla niej głos momentalnie zmroziło jej krew w żyłach. Odsunęła się od przyjaciółki, odwróciła w stronę istoty do której pałała najczystszą w świecie nienawiścią. I owe uczucie obecnie w pełni ukazywało się w jej oczach. Koniec radości, współczucia, czułości, smutku. Tylko i wyłącznie czysta żądza mordu, którą już raz widziała Elena... I tylko ona. Bo wtedy były same. A Aleks... Pojawił się już w momencie, gdy Corin wracało trzeźwe myślenie. - Jedyna osoba, która powinna się w tym momencie przymknąć to ty – Mruknęła przesycając każdy akcent trucizną. A skoro słowa były wysuwane w stronę Marion, to mogłaby powiedzieć, że był to cyjanek czy trutka na szczury. Takie wielkie, obrzydliwie, brudne, ogromne szczury, które najadły się odpadów przemysłowych i dlatego są tak ohydne i nikt nie chciał by ich nawet patykiem ruszyć stojąc w odległości kilku kilometrów. - Oj biedna Elenka – Zaśmiała się niezwykle cynicznie widząc, jak ta upada na ziemię. Oblizała dolną wargę, uniosła dumnie głowę – Kto cię tak urządził? Chciałbym jej przesłać kwiaty... A nie, chwilka. To przecież ja – Skomentowała odwracając się do Lillyanne i dumnie zarzucając włosami. Trzeba było przyznać, że bardzo dobrze wykonała swoja zemstę. Bo moi drodzy to było już jakiś czas temu. Cornelia zdążyła się już wykurować. Jest w pełni zdrowa, ma włosy normalnej długości. Prawie żadnej blizny, jedynie niewielkie zadrapania. I wprawdzie miała problemy z płucami, ale przynajmniej umiała chodzić. Corin vs. El – 100:0. Bye bye maszkaro. - O tak. Na pewno potrzebujemy pomocy od takiej popierdolonej kurwy z przerośniętym ego – No i jak zwykle to jakzę charakterystyczne dla Corneli przeklinanie tylko i wyłącznie w momentach, kiedy budziła się w niej ta druga. Ten charakter, który wiódł ją tylko i wyłącznie do Slytherinu. Szkoda, że nie miała różdżki. Ów wiedźma dostała by jeszcze raz tylko, że tym razem naprawdę porządnie. A żeby jej w pięty poszło.
Mała Lilly była przeszczęśliwa. Dla niej to była przyjaźń marzeń, przez chwilę cieszyła się, że ją poznała. Dopiero później do głowy przypłynęły te myśli, jej stare postanowienia. Zamknęła oczy i otarła łzy rękawem. Spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się słabo. Chciała już coś powiedzieć, gdy usłyszała ten głos. Poczuła jak przechodzi ją zimny dreszcz. Opuściła dłonie i zimnym spojrzeniem spojrzała na gryffonkę. Miała ochotę wydłubać jej oczy, wiele wizji przypłynęło w mgnieniu oka do jej głowy. Wszystkie żale odeszły, wszystkie smutki i inne uczucia zniknęły, a zastąpiła je czysta nienawiść i poirytowanie. Jednakże nie zareagowała tak jak jej przyjaciółka. Pamięta to dokładnie, jak opowiadała jej o tym co zrobiła. Nie chciała nikogo w to wplątywać, nie chciała jej politowania, jej zemsty. Gdyby tego chciała to sama by to zrobiła. Słysząc słowa przyjaciółki drgnęła jednak nic nie powiedziała, wpatrywała się w Elenę wzrokiem żądającym rozlewu krwi. - Corin… Zamknij się - powiedziała ostro nie spoglądając na koleżankę. – jesteśmy w skrzydle szpitalnym, powinnyśmy zachować ciszę… więc uspokój się, bo to nasza wina. – Dziewczyna ufnie wzięła bandaże i owinęła nimi dłoń. Znała ten zapach, nie był miły, ani kojący, ale nie było innego wyjścia, a chciała jak najszybciej wydostać się z tego białego piekła zwanym szpitalem. Słysząc przekleństwa ze strony przyjaciółki spojrzała na nią zszokowana. - Corin… co się z tobą dzieje? Uspokój się! – krzyknęła Lillyanne coraz bardziej zdenerwowana. – Ty nie jesteś taka więc przestań. Ta sprawa nie dotyczy ciebie i nie powinnaś się w nią mieszać, nie chce byś się w nią mieszała! Rozumiesz? – powiedziała stając przed przyjaciółką i zasłaniając jej widok na Elene… phi tak oczywiście zasłoniłaby ten widok, gdyby nie była taka mała, ale przynajmniej się starała i to trzeba uwzględnić. – Uspokój się, bo teraz to ja cię nawet nie poznaje… - wydukała tak cicho, że tylko panienka Somerhardel mogła usłyszeć jej słowa. Dopiero teraz zwróciła się do Elenki i ukłoniła się delikatnie, jak to było w zwyczaju w jej kulturze. - Przepraszam za jej zachowanie – wyprostowała się i spojrzała zimnym, obojętnym spojrzeniem na Marion kontynuując bezbarwnym tonem. – będziemy już ciszej więc nie przejmuj się, życzę powrotu do zdrowia… - po tych słowach zwróciła uwagę na jej brzuch, widziała że tam ją najbardziej boli. Ubrała jedną z mask i uśmiechnęła się delikatnie mówiąc. – Powinnaś odpoczywać, widzę, że bardzo Cię boli… Jak zwykle, mimo iż szmaragdowo oka nienawidziła, nie… nienawidziła, to mało powiedziane, ona gardziła nią. Gdyby znała lepsze i gorsze słowa to by ich użyła. Wracając… Jak zwykle zachowywała się uprzejmie, a raczej się starała. Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej.
Elena miała już w głowie plan działania, ale go nie zrealizowała. Zamiast tego zacisnęła zęby. Już dość masz przerąbane. Rodzice dość są już mną zawiedzeni. -Wiesz, chciałam być mila, nie dałyście mi powodu do tego, by coś wam robić. Chociaż teraz powinnam.- powiedziała dumnym i spokojnym głosem. Spojrzała na Lily.- Pod moim łóżkiem jest torba w której są moje bandaże. Owiń nimi rany, a za godzinę nie będzie nawet blizny. Tylko nie zraź się zielonym zapachem, to mój eliksir leczniczy.- powiedziała tym samym tonem. Japonka zrobiła to o co poprosiła, ale panna Marion nie ruszyła się z miejsca. Gdy Lily wróciła i skłoniła się przed nią lekko, ona dalej stała niewzruszona. Wiedziała, ze powinna się odkłonić, ale zwyczajnie jej się nie chciało. Z resztą, stanie prosto kosztowało ja już dość wysiłku. Wolała nie myśleć, gdyby jeszcze miała się ukłonić. Szczerze mówiąc zaskoczyły ja słowa o jej brzuchu. -Tak... Ale daję radę. Już jest dużo lepiej.- odpowiedziała lekko zdziwiona.- Dziękuje.- dodała z lekkim wysiłkiem. Dawno nie ożywała tego słowa... no kiedyś trzeba znowu zacząć.
A ich przyjaźń zaczęła się tak niepewnie. Od wie Gryffonki we Francji, jej rodzinnym domu poczuły do siebie można by powiedzieć miłość od pierwszego wejrzenia. I była tak silna, że już po kilku dniach Cornelia... Obcięła jej włosy. Ale cudem nawet to nie pozwoliło im się nawzajem znienawidzić. I tak oto dwie ślicznotki już zawsze miały trzymać się razem. Żeby nie wiem co! Właściwie nawet nie usłyszała tego, że ma się zamknąć. Wszystkie zmysły w tym momencie jej się wyostrzyły, ale możliwość słuchania i pojmowania faktów stała się w pewien sposób ograniczona. I bardzo dobrze, że uciszenie przyjaciółki do niej nie doszło. Inaczej mogłaby się ponownie przerzucić na nią. Już kiedyś to zrobiła... Nie. Ona bardzo często przerzucała swój gniew na cały świat na Lillyanne. Nie wiedziała, jakim cudem ta to wytrzymuje. Trzeba było naprawdę mieć nerwy ze stali. Lub trzeba byłoby być najprawdziwszą i najlepszą osobą. A taką właśnie byłą Lil o ile nie przyjmowała tych swoich masek. - Nie mam zamiaru się uspokoić. I nie będę stała z boku i po prostu patrzyła na to jak ta napuszona lalunia znowu wpieprza się tam, gdzie nie powinna. I dobrze wiesz, że już jest za późno i siedzimy w tym razem – Odpowiedziała Lilly. Normalnie, to by właśnie śmiała się z tego, że mimo iż stoi przed nią te 157 centymetrów to tak czy siak Corek swobodnie może patrzeć na wszystko, szczególnie na tą maszkare. - Wiesz, że nie wszystko o mnie wiesz – Teraz jednak konfrontacja z wrogiem numer jeden nie pozwoliła jej na spokojne zastanowienie się nad sytuacją, obrócenie jej w niewinny żart. To tak zdecydowanie nie mogło się skończyć. A słysząc przeprosiny Lilly spojrzała na nią tak, jakby była największą na świecie idiotką, a do tego jeszcze pozorantką. - Jak ty możesz tak po prostu... Czy ciebie pogięło?! Powinna zdechnąć! A ty ją do cholery jasnej... Jezu! - Nawet nie wiedziała jak to ma skomentować, dlatego co chwile zatrzymywała się i zmieniała swoje słowa. Nie rozumiała dlaczego przyjaciółka jest taka miła dla Eleny. I nawet jeśli przez chwile przeszło jej przez myśl, że to może być podstęp ów Japonki lub jakiś inny plan to jednak dla niej nadal było to niemożliwe i niewykonalne! Bycie miłym dla tak zdemoralizowanego człowieka... Może Cornelię coś ominęło, dlatego nie rozumie zachowania ukochanej onee-chan? - Oj, nie dałyśmy ci powodu. Dlatego właśnie zaatakowałaś Lilly nożem tak? Ot dla zabawy? Naprawdę bardzo ciekawe formy rozrywki. Moje są podobne jak widzisz. Tylko, że dzięki mnie dłużej tutaj poleżysz niż sobie to wyobrażasz – Odpowiedziała nadal nie mając zamiaru przestać czepiać się wkurzać na ów dziewczynę i nie potrafiła tak najzwyczajniej w świecie odpuścić. - To zapach ma kolor? Nie dość, że pusta i tępa to jeszcze nie inteligentna. Ludzie, kto cię począł, że ty nawet zalet nie masz? - Jak zwykle starała się uderzyć w najczulsze punkty. Więc jak tylko mogła szukała pięty Achillesa. Jeśli tą osobę najbardziej nie bolało obrażanie jej, to wychodziła na dalsze tory na przykład uderzając w miłość, przyjaciół lub jak w tym przypadku, rodzinę. Cały czas spoglądała czujnie i była przygotowana na wszystko. Nie dała by się zaskoczyć i momentalnie zareagowałby, gdyby ta chciała zaatakować. A była pewna, że długo nie wytrzyma.
Lilly wpatrywała się w przyjaciółkę której udało się ją uciszyć jednym zdaniem: ‘Wiesz, że nie wszystko o mnie wiesz’. Wiedziała o tym dobrze, ale jednak miała nadzieje, że skoro dziewczyna jest jej przyjaciółką to, da radę poznać ją szybko. Brązowowłosa odsunęła się odwracając wzrok i siadając na łóżku. Nie chciała się wtrącać, ona inaczej reagował na wszystko, nie chciała większej ilości kłopotów, zresztą oceniając sytuację, w której się znajduje, walka nie mogła się odbyć. Przegrałaby bez najmniejszego problemu, a Corin nie dałaby radę powstrzymać. Co miała zrobić? Poczuła się jak szmaciana lalka, z której się wyrosło, więc można było ją wyrzucić w kąt i zostawić samą na zawsze, by zniszczyła swoje serduszko tęskniąc za swoim właścicielem. Wpatrywała się kątem oka w koleżankę. Słuchała uważnie co mówi, ale nie ingerowała, w razie niebezpieczeństwa, mimo swojego stanu postara się rzucić jej na pomoc. Zrobi wszystko, by nie zrobiono jej krzywdy. Od tego są przyjaciółki, no nie? Panienka Sangrienta w między czasie poprawiła sobie opatrunek przymykając co jakiś czas oczy. Była piekielnie zmęczona, nie spała ok kilku nocy, a teraz osłabiła ją dodatkowo ta rana. Przymknęła na chwilę powieki chcąc jakoś się rozluźnić, ale to był błąd. Poczuła się jeszcze bardziej senna. Szybko otworzyła oczy i wpatrywała się w przyjaciółkę, starając nie zasnąć na siedząco, a jej, to mogło się zdarzyć. Kto potrafi zasypiać wszędzie i o każdej porze? Oczywiście Lillyanne Sangrienta…
Dalej patrzyla dumnym wzrokiem na swe rozmówczynie. -Chcialam pomóc i tak, dalaś mi powód. I dajesz mi go nadal.- odpowiedziala chlodno.- Lily nie zaatakowalam ot tak, dla przyjemności. Ona wie, czym sobie zaslużyla. Owszem, może lekko przesadzilam, ale i tak nie żaluję.-spojrzala na Japomnkę.- Nie bierz tego do siebie. Nic przeciw tobie nie mam. To siedzi tylko i wylącznie we mnie.- powiedziala, a jej usta wygiely się w grymas, który mial być usmiechem. Obydwie dziewczyny nawet nie wiedzialy ile wysilku wewnętrznego kosztowaly ją te slowa. I wlaśnie wtedy Cor nazwala ją pustą i tempą. Reakcja byla szybka. Elena chwycila ją za wlosy powalając na ziemię. Drógą ręką chwycila jakiś flakon i rozbila go o kant szafki ja której stal. Usiadla okrakiem na Corku, nawet nie zwarzając na ból spowodowany tymi szybkimi ruchami. potluczone szklo przylożyla dziewczynie do gardla. -Leż spokojnie, bo przebiję ci tętnicę.- Uprzedzila spokojnie. -Wcale mnie nie znasz, więc nie masz prawa mnie osądzać.- Powiedziadziala z niemal wyczówalnym chlodem.- Moi rodzice nie byli idealni, ale to im zawdzęczma to, że nie wiem co to ból po stracie kogoś bliskiego, mimo iż stracilam ich wielu. Nie wiem co to znaczy plakać, ani zlamane serce. Po prostu nie znam tych wszystkich uczuć, przez które ludzie są tacy smutni i przybici.- powiedziala nachylając się do niej nisko.- I wiesz co? Mi to pasuje.- dodala ze zjadliwym uśmiechem.
Cisze przerwał dźwięk wbijającej się obok twarzy Eleny strzałki, patrząc na miejsce skąd przyleciała trafia się na otwarte drzwi a w nich stojącego Aleksandra z drugą strzałką, którą kręci sobie między palcami oparty o framugę. –Przepraszam, że przeszkadzam, ale w Skrzydle Szpitalnym obowiązują pewne zasady. Między innymi kultury osobistej i poszanowania życia.-Spokojnym tonem mówił patrząc lekko na sytuacje w komnacie.- Oczywiście, jeśli chcecie dalej kontynuować swoje zachowanie, nie mam nic przeciwko, dawno nie strzelałem do ruchomych celów, miło będzie rozprostować kości-jego ton stał się zimny.-Więc jeśli nie macie nic innego do roboty radze spokojnie się rozejść i wrócić do łóżek, nim dostarczycie mi powodu bym w jakikolwiek sposób miał wam umilić wieczór.
Cornelia nigdy nie przybierała póz. Zawsze mówiła to, co jej ślina na język przyniosła. I zawsze zachowywała się tak jak w danej chwili miała ochotę się zachować. Więc kto by pomyślał, że w gruncie rzeczy była taką osobą? Faktycznie Lilly powinna znać ją bardzo dobrze, skoro są najlepszymi przyjaciółkami ale... Ale ona po prostu była osobą, która nie daje się poznać w całości. Te najważniejsze rzeczy skrywała głęboko w sobie nie chcąc ich pokazać całemu światu bo... Bo po prostu nie! Może nie były to jakieś szczególne tajemnice w stylu „Moi rodzice to dupki jak byłam mała dostawałam od nimi Crucio”. Oj, czyżby to była aluzja? Mniejsza. W każdym bądź razie chowała drobiazgi, które mogłyby ją pogrążyć. Więc cii, zanim ja, wszechwiedząca narratorka się wygadam. Byłaby naprawdę wdzięczna widząc, że Lillyanne rzuca się jej na pomoc mimo bólu. Ale to, że teraz tak po prostu milczała było dla niej dobijające. Nawet nie, zdecydowanie gorzej to można było określić. Ale nawet ja nie znam na to jednego słowa. Chociaż znam zdanie: I ty Brutusie przeciwko mnie? Ave Juliuszku Ave! Twoje słowa napawają mnie weną i inteligencją! Chwilowo jednak zignorowała ukochaną onee-chan i swoją całą uwagę przeniosła na ów obrzydliwą kreaturę przed sobą na której widok robiło jej się jeszcze bardziej niedobrze niż gdyby patrzyła na zakrwawione pająki! A dobrze wiemy, że arachnofobia połączona z hemofobią to... Właściwie nie wiedziała jak by zareagowała. Ale to by pewnie było dla niej naprawdę okropne. Chociaż przed El nie czuła strachu. Tylko to pełne obrzydzenie. Jakby była potworem zbudowanym z … Błota nie. Ale raczej... O! Krowiego kału! To faktycznie idealnie opisywało to, co myślała widząc właśnie tę Gryffonkę. - Lekko? Lekko? Ty naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? - Skomentowała po raz kolejny już naprawdę w całości wątpiąc w jej inteligencję. Jednak była czujna. Dlatego tak bardzo ją zaskoczyło to, że kiedy tylko na chwilę spojrzała na Lill chcąc ją o coś spytać poczuła szarpnięcie i wylądowała na ziemi a statuetka z krowiego kału, jak to ją dumnie ochrzciła, siedziała na nią. Co Cornelia sobie pomyślała? Ratunku! Pomocy!... Nie. Spojrzała na rozbity flakon z pogardą, a na dziewczynę z jeszcze większą. Więc co miała teraz w głowie? Dokładnie zdanie: Boże, jaka ciężka! Nie dość, że krowi kał to jeszcze gruba świnia! Zginę będąc zmiażdżona przez nadętą ździrę AAAAA! - Jak więc widać robiła sobie z tego większe jaja niż przejęcie. A co z niej wyszło na wierzch? Uniosła jeden kącik ust i zaczęła najzwyczajniej w świecie pod nosem chichotać. A po chwili najzwyczajniej w świecie wybuchła salwą tak, jakby Elena powiedziała coś niesamowicie zabawnego. Mało brakło, żeby zaczęła wręcz łkać z tego rozbawienia. Dopiero po kilku minutkach zdołała się uspokoić. Spojrzała na Gryffonicę nadal z tymi radosnymi iskierkami w oczach. - Jesteś taka zabawna. Jeszcze nigdy nie poznałam osoby, która będąc aż tak głupia i ograniczona umysłowo. Poczekaj kochanie zrobię ci lekcje biologi. Obie tętnice nie ważne czy prawa czy lewa są jakieś dziesięć centymetrów dalej niż ów miejsce, gdzie mi przykładasz flakonik. Możesz mi nawet go wbić idiotko w tej chwili, a i tak gówno mi się stanie. I nie zapominaj, że w każdej chwili mogę wyjąć z kieszeni różdżkę, wycelować ci ją w tyłek i powiedzieć A-va-da i tak daleeej – Cały czas mówiła głosem przepełnionym na wskroś kpiną. Jej zdaniem przy ów dziewczynie nawet Quenia i jej „Ale o co chodzi?” wydawało się być na poziomie Einsteina! Albo i wyżej! Ludzie, ile El ma IQ? Minus dwadzieścia? - Po pierwsze, będę osądzać kogo mi się żywnie podoba. A mówiąc o prawie wiesz, że za zaatakowanie mnie flakonikiem – Znowu zaczęła chichotać nie mogąc przestać się nabijać z Eleny. Przegryzła na chwilę warge by się uspokoić i po paru sekundkach znowu zacząć mówić. - W każdym razie za atakowanie ludzi można trafić do więzienia. Więc kto tu moja droga jest bardziej zdemoralizowany? A tak. Rodzice. O jejku jaką piękną naukę ci dali. Dzięki bogu, że mimo iż ja straciłam na pewno więcej bliskich od ciebie, nie płacze i nie wierzę w miłość to mam przynajmniej rozum, nie posiadam ADHD i nie wyglądam jakby mnie mugolski tir przejechał... dwa razy – Złożyła ręce nad głową i spoglądała w sufit tak, jakby patrzyła na wszystkich bogów olimpu z ogromnymi podziękowaniami za te rzeczy, które przed chwilą wymieniła. Musi się koniecznie odwdzięczyć! Porwie dla Hadesa cerberka, bo mu pewnie ostatnio ich troszkę brakuje. Albo kupi mu smoka o! Na pewno mu się w piekle czy tam podziemiach przydadzą. Może zjedzą duszę Elenki, jak ta w końcu zdechnie? A do tego pewnie mało brakuje znając życie. Tak, zdechnie. Ten kundel na słowo umrzeć nie zasługiwał. Usłyszała głos pewnego nauczyciela. Jezu, jak ona go nie lubiła. To wszystko jego wina. Powinien teraz tą całą... Strzałką? Po cholerę mu strzałki? Mniejsza. Ale powinien... - W głowę jej! W głowę jej! W głowę jej! - Zaskandowała trzy razy niczym na meczu Quidditcha mając nadzieję, że Alex będzie w jej myślach niesamowitym pałkarzem ze... strzałką... I walnie tej zdzirze prosto w łeb! Takiego rozlewu krwi to naprawdę by pragnęła. Chętnie by nawet popatrzała! - Zresztą ja byłam tym razem grzeczna! Możemy jej obciąć za karę włosy? Możemy? O! Na przykład weźmiesz pęsetę i jej będziesz wyrywać łonowce! Woo jaki genialny plan! Albo wsadzisz jej w dupę węża ogrodowego i puścisz na pełny wrzątek aż pęknie! Waaa albo Lilly jej wyrwie paznokcie i opuszki przebije gwoździami i ten wielki worek krowiego kały ważący tyle co gruba świnia będzie torturować! - No i ksywka została ochrzczona na głos. A co do jej wizji, to przy każdej miała uśmiech jakby mówiła o czymś fajnym, zabawnym. Naprawdę ani trochę się nie przejmowała tym, że Elena na niej siedzi nie licząc tego, że – jak już wspomniałam, zdaniem Cornelii była w cholerę ciężka. Nawet przy swoich słowach zgięła nogi i zaklaskała lekko kolanami. - I w ogóle zdejmij grube cielsko ze mnie, bo moje włosy leżą na ziemi, a od tego się robią brudne, a nie chce mi się po raz kolejny dzisiaj spędzać godziny w łazience i ich myć. No i jeszcze mi zimno w stopy, ale to już nie jej wina. Chyba, że użyła imperio i rozkazała mi wyjść z pokoju w samych skarpetkach. O! Za to ją też możemy zabić! Waaa! - Nie wiadomo, czy Corin jest bardziej porąbana czy po prostu tak dobrze znała sztukę aktorstwa i... Nie. Ci co ją znają wiedzą, że ona nigdy nie gra. Więc jej zachowanie musiało być w pełni szczere. Szczególnie, że w jej oczach były te iskierki wesołości. A oczy Corka nigdy nie kłamią. Zawsze w nich widać wszystko to, co czuła w danej chwili. A teraz nadal był tylko zachwyt, zabawowość i zero strachu czy żalu.
Brązowowłosa siedziała w milczeniu nie reagując na kłótnie dziewczyn. Nie bardzo ją to obchodziło. Zresztą gdyby teraz położyłaby się, to zasnęła by bez najmniejszych problemów, była zmęczona. Dodatkowa głowa jej pękała. Położyła dłoń na swoim czole chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie ma gorączki, ale zanim udało się to zrobić, ujrzała jak Elena przygwoździła jej przyjaciółkę do ziemi. Podskoczyła jak oparzona chcąc podbiec do Corin, jednakże zakręciło się jej w głowie, nie chcąc się przewrócić złapała się mocno szafki dłonią, w dodatku tą ranną, więc przysporzyło jej to trochę bólu. Mimo wszystko nie zrezygnowała z trudem podeszła do dziewczyn i złapała złą gryffonkę za bluzkę ciągnąć ją w górę. Udało jej się trochę unieść dziewczynę, która trzymała rozbity flakonik. Nie miała siły, a gdy usłyszała słowa leżącej gryffonki zamarła. Puściła panienkę Marion i upadła na ziemię oddychając ciężko. Nie wierzyła że coś takiego może ją tak wykończyć, nie wierzyła również w to, co słyszała. Wpatrywała się zszokowana w Cornelię. Była… przestraszona, to mało powiedziane. Później ta strzałka, spojrzała w stronę drzwi i odetchnęła z ulgą, widząc nauczyciela. Zawsze przychodzi na ratunek. Oparła się plecami o ścianę, którą znalazła i starała się uspokoić. Jednak Cornelia nie dała jej szans na to. Zanim nauczyciel ponownie zareagował, Lillyanne wstała i z trudem oddzieliła dziewczyny od siebie. Upadła na kolana i podniosła Corin za fraki. W oczach miała łzy, nie wiedziała ile wytrzyma, ale te wszystkie słowa ją bolały. To była chwila, gdy Japonka uderzyła przyjaciółkę w policzek z liścia. Ona mogła nawet nie odczuć tego uderzenia, gdyż nie miała w ogóle siły, jednak mimo wszystko to zrobiła. Zacisnęła pięści mocniej na bluzce Somerhalder i wydukała załkanym głosem. - Błagam… uspokój się… nie jesteś tą Corin, którą znam… zaczynam… zaczynam się ciebie bać… więc błagam, uspokój się. – opuściła ją prawie natychmiast tylko jej okazując łzy, które ukrywały się w jej oczach. Spuściła głowę i katem oka spojrzała na Elenę, ona też była winna. Czuła się coraz bardziej rozpalona, ale starała się nie okazywać tego, jaka była wycieńczona. Była przygotowana na to, że przyjaciółka jej się odwinie, ale musiała coś zrobić. Nie chce mieć królika zamiast niej(O.o nie przepadam za królikami! Więc Corin królik to tortura!).
Na Elenę śmiech i słowa dziewczyny działały jak płachta na byka. Gdy ta idiotka podpowiedziała jej, gdzie ma celować by trafić w upragnione miejsce- a wcześniej w nie nie trafiła, bo przez zmęczenie i to coś co jej podała pielęgniarka zaczęło jej się w głowie telepać. Panna Marion przesuwała rozbite szkoło przecinając dziewczynie skórę spod wypływała ciepła i lepka krew. W momencie, gdy chciała wbić szkoło głębiej poczuła jak coś jej się wbija w pobliże ucha. -Kto śmie...- zaczęła gniewnie, jednak gdy spojrzała, kto wystrzelił strzałkę jej twarz zaraz spokorniała. -Milo cię widzieć Aleksandrze.- przywitała się patrząc mu prosto w twarz. Wstała z Corin, przy okazji dyskretnie kopiąc ją w bok.... chyba nikt nie zauważył, nie? Spojrzała na Lily, stojącą nad Cornelią. Była w opłakanym stanie. Elena podeszła do stolika z lekami i wzięła jakiś niebieski płyn. -Masz, wypij to i idź spać... przyda ci się.- poradziła Japonce wypranym ze wszelkich emocji głosem, podając jej fiolkę.- Ten eliksir pozwoli ci odzyskać wszystkie siły podczas snu.- dodała tym samym tonem.
Spojrzał chłodno w jej kierunku:- Dla Panny Marion, Profesor Brendan nie Aleksander. To po pierwsze. W kwestii tego zajścia nie powiem że jestem zachwycony że zaszedł.-Powiedział spokojnym jednakowoż zimnym głosem.: -Widzę że mimo kary dalej skaczą sobie Panny do gardeł.-Podszedł i podniósł zbity flakon i położył go na stoliku. Odebrał eliksir od Eleny:- Byłbym również wdzięczny gdybyście nie szafowały Eliksirami szkolnym, będącymi na wyposarzeniu Ambulatorium, poza tym trochę bólu nie zaszkodzi Pannie Somerhadler, może na drugi raz zapamięta o zasadach kultury osobistej i nie będzie prowokować takich zdarzeń-spojrzał na nią- co nie znaczy że stająca tu Panna Marion jest bez winy grożąc w tak prymitywny sposób życiu innych tu zgromadzonych osób. Co do Panny Sangrienta, ma się pani niezwłocznie udać do gabinetu pielęgniarki by opatrzyła panny stan w trybie natychmiastowym, czy to jasne.-spojrzał bezpośrednio w jej oczy:- Co do waszej dwójki:-odwrócił się do Corin i Eleny:-Obie dostajecie po naganie do akt, a że to kolejny raz kiedy spotykam was w sytuacji kiedy jedna próbuje zabić drugą, obie tracicie po 20 punktów, a w przypadku Panny Marion , która nic sobie nie robi z jakichkolwiek kar, jej wyrok zostaje przedłużony o kolejne 4 tygodnie. Mam nadzieję że zrozumiałyście, nie chcę was widzieć, w podobnej sytuacji, bo jeśli jeszcze raz się coś takiego zdarzy a dowiem się o tym w to nie wątpcie, kara będzie znacznie dotkliwsza.:-podszedł i wyciągnął strzałkę z drewna.
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Pon Lut 27 2012, 14:29, w całości zmieniany 2 razy
Spoglądała na Lillyanne nie wiedząc, czy ma ją ochrzanić czy po prosty nadal patrząc się w ten sam sposób, zakłopotana. Dlaczego? Ponieważ ta nie miała prawie w ogóle siły, a mimo to rzucała się jak owsik w jelicie cienkim. To wstała to prawie upadała. To chwytała Elenę. Innymi słowem udawała, że ma trochę siły i bawiła się w bohaterkę, która mimo ran jest na tyle dzielna i odważna, że rzuci się przyjaciółce na pomoc, której ona właściwie nie potrzebuje w tym momencie. Cornelia oglądając ów cyrk przekrzywiła głowę lekko w bok. Nawet ziewnęła dyskretnie, bo w towarzystwie tak otwarcie nie wypada, a nie była sobie w stanie ręką zakryć ust. Poczuła ból na swojej szyi. Zadrżała delikatnie i spojrzała na dół żeby zobaczyć ranę ciętą na swojej szyi. O, jak przyjemnie. Bolało? Tak. Piekło? Tak. A czy to pokazała? No oczywiście, że nie. Taki stan. Takie rzeczy się działy, które jej nie ruszają. Tak tak, ma hemofobie. Ale jej krew to co innego. Naturalny widok. W końcu nie raz biła się na pieści i wracała z krwotokiem z nosa. Nie skomentowała rozwścieczonej byczycy... Nie. Samica to krowa. O! Znowu idealnie pasuje do krowiego łajna! Yay! Kiedy Lilly chyba jakimś cudem rozdzieliła ją z Eleną złapała się teatralnie za brzuch tak, jakby jej przez ciężar ów dziewczyny prawie flaki do gardła podeszły. Ale nie zdążyła nic pustego i wrednego powiedzieć, ponieważ poczuła, że ktoś ją pociągnął za ubranie. Zamrugała zdziwiona zerkając na Lilly, która... Otwartą dłonią przesunęła jej głowę lekko w bok? Co to miało być? Corek w najmniejszym stopniu nie odebrała tego jako uderzenie z plaskacza, które miało ją uspokoić. Nawet nie pomyślała, że drobniutka mogłaby wykonać taki ruch w jej stronę. Dlatego w swej genialności zastanawiała się po co ta jej przesunęła głowę. - Lilly onee-chan... - Wyszeptała słysząc słowa dziewczyny i widząc, że ta płacze. Momentalnie poczęła średnio kontaktować z otoczeniem, by po chwili coś się zmieniło w jej oczach. Chyba tylko jej najbliżsi potrafili sprawić, by druga natura Gryffonki przestała dawać o sobie znać. Bo brązowowłosa była osobą, która czasem po prostu zapomina się w swojej złości i agresji. I ktoś naprawdę musiał ja uderzyć, ale nie fizycznie – to by nie przyniosło dobrego skutku. Ona potrzebowała psychicznego, dogłębnego ciosu. I łzy najlepszej przyjaciółki były właśnie takim przebiciem serca. - Baka... Połóż się w końcu bo sobie zrobisz krzywdę, a potem ja będę musiała latać w te i wewte i w te i wewte i w te i wewte i w te i wewte i w te i zaś, bo mi będziesz marudzić i robić: Aaaaaa widzę światełko w tunelu. Pójdę do niego i skończę swój marny żywot jeśli nie dostanę spaghetti albo kilograma czekolady, w której się można wykąpać, bo to jest takie waaa... Umieram! - Jak to dziewczę miało w zwyczaju wygłosiło długi monolog przy okazji teatralnie naśladują umierającą Lillyanne w tak tragiczny sposób, że to było bardziej głupie niż tragiczne. Toż to nasza prawdziwa, porąbana Gryffonka pojawiła się po raz kolejny w blasku, świetności i chwale. No i oczywiście swojej inteligięcji. - Chwila chwila. Więc to moja wina, że ta popieprzona dziwka się na mnie rzuciła i PRÓBOWAŁA MNIE ZABIĆ? I ja jestem ukarana za to, że ona nie umie panować nad nerwami? Mam prawo sobie obrażać kogo chce i jak chce nie licząc osób w pewien sposób wyższych rangą. Zajebiście. Następnym razem mnie kurwa zabije to też stracę punkty bo była podobna sytuacja! Jakież to niesamowicie dobre i sprawiedliwe! Oh panie Aleksandrze naprawdę zasługuje pan na tytuł nauczyciela roku! Zrobię chyba aż brokatową laurkę! Kur... Jak raz, jeden jedyny raz nie chciałam kłopotów, to mam je, bo przyłapała nas osoba, która... Phi – Otarła wierzchem rękawa krew ściekająca z szyi, po czym obie dłonie wsadziła do tylnych kieszeni. Nigdy nie widziała aż takiego przegięcia pod kontem swoich praw i ograniczeń. Takie osoby się powinno odgradzać od uczniów, a nie dawać im nad nimi władzę. Jakikolwiek inny nauczyciel nie używałby uczuć przy wymierzaniu kary. A, że ten jej nie lubił to tak to się kończyło. Naprawdę miło. I jak można było ją i tę maszkarę traktować prawie w ten sam sposób!
No cóż, gdy sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli ponownie przyszedł ktoś kto pomógł. Znowu to był nauczyciel, do którego, w przeciwieństwie do Cornelii, szanowała, gdyż ocalił jej życie. Brązowowłosa westchnęła i słysząc słowa nauczyciela, czuła jak na głowę spada jej 2 tonowy głaz. 40 punktów! Gryffindor stracił 40 punktów, przez idiotyczne kłótnie! No świetnie! Lepiej być naprawdę nie mogło. Gdy nauczyciel wspomniał o pielęgniarce dziewczyna wstał i spojrzała na przyjaciółkę samotnym spojrzeniem. Otarła łzy, by nie mogły wylecieć i ruszyła z trudem do pielęgniarki, chociaż… Jak to miała w zwyczaju i tak nie posiedziałaby tam zbyt długo. Strzykawki to zło! To przed nimi ucieka zawsze ze szpitali. Wszystko tylko nie to. Nie chciała słuchać już tych kłótni więc wyszła bez słowa.
W skrzydle szpitalnym znalazłem się tylko i wyłącznie z powodu mojego oka, nie przypuszczałem że tak może być z nim źle po powrocie z rodzimych stron. Wkraczając do pomieszczenia trzymałem chustę przy twarzy by krew nie brudziła podłogi i od razu się zatrzymałem widząc że jest coś nie tak. Aleksander, Elena Marion i dwie inne uczennice w dodatku krew? To nie była moja sprawa, więc oparłem się o ścianę tak by nie zwracać na siebie uwagi i postanowiłem poczekać. Do nauczyciela miałem kilka spraw, poza tym zajmował się eliksirami, więc lepiej zwrócić się do Niego z moją sprawą. Uważnie przyglądając się całemu zajściu, próbowałem odgadnąć co się tu właściwie działo, robiłem to raczej by zabić czas niż z ciekawości.
-Ależ pnie profesorze...- zaczęła grzecznie.- Po pierwsze, zostałam sprowokowana. Ta oto uczennica- wskazała na Cornelię- bez zadnego powodu zaczęła mnie wyzywać. Długo zwlekałam z jakąkolwiek reakcja, jednak w końcu musiałam zareagować. Nie jestem jakaś jej służką, by robiła i mówiła do mnie co jej się podoba. Po drógie, przepraszam, że groziłam jej... jak to pan ujął, "w tak prymitywny sposób", ale, jeśli pan pamięta, zabrał mi pan różdżkę.- kontynuowała z lekką pretensją.- Po trzecie, ta dziewczyna już dość ma bólu i osłabienia. Powinna pozadnie sie wyspać i nabrać sił, jeśli ma w odóle jakoś funkcjownować. I po czwarte- na szczęście zmierzała już ku końcowi.- Jaki wyrok? nikt mnie z nim nie zaznajomił, nie poinformował mnie o nim. Od chwili, gdy pan mnie uśpił nikt mi nic mie mówi. Skończyła i patrzyła na Aleksandra wyczekująco.
Słysząc wypowiedzi obu dziewczyn, eh brak słów. Na czerwoną tynkturę, jeszcze moment i ktoś tu ucierpi; pomyślał masując ręką nos i przymykając oczy; będą musieli mi dać podwyżkę, bo jeszcze trochę i będę miał dość tej dwójki z całością inwentarza. Co za burdel, na miłość boską, wypełnij wszystkie papierki, tuszuj całą sprawę, urabiaj sobie ręce po łokcie żeby opracować rozwiązanie kwestii incydentu w kręgu, a oni się nie rusza by to załatwić, oho już mi się migrena zaczyna. Podwyżka jak nic, a teraz spokojnie spokój i opanowanie, to tylko dwa małe denerwujące wrzody nic więcej. Otwarł oczy i wyprostował się, w sam raz kiedy Corin skończyła swoją tyradę o bardzo wymownym słownictwie: - Somerhandler, jeśli zostały ci jakieś komórki w łepetynie, to zamilkniesz, bo pomału tracę do ciebie Cierpliwość. Marion jeśli choć raz jeszcze zobaczę cię w podobnej sytuacji, nie będę już miły, co do wyroku to przekazanie go tobie jak i jego egzekucja to nie moja działka, gdybym miał w tej sprawie coś do powiedzenia obie właśnie siedziałybyście w tej samej celi w Numergrandzie, przykute do ścian naprzeciw siebie skazane na własne towarzystwo, przez bardzo długi czas. A więc jeśli roicie sobie, że macie jakieś prawa i przywileje to się grubo mylicie. powiedział chłodnym tonem Somerhandler znikaj natychmiast z mojego pola widzenia i nie chce Cię widzieć ani słyszeć , przez jak najdłuższy czas, Panna Sangrieta, poradzi sobie bez ciebie, co jej wyjdzie na zdrowie. Marion ty marsz do łóżka, i ani słowa, ani gestu sprzeciwu bo pożałujecie obie.- Spojrzał na nie z zimnym wzrokiem.
I co ona ma niby na to wszystko poradzić? Jej zdanie widać już w ogóle się tutaj nie liczyło. A przecież nie jest najgorszą istotą na świecie. Nie jest gnomem, którego powinno się tylko wytępić. Nie jest karaluchem, który powinien być zdeptany w każdej chwili. A tak się czuła słysząc Elenę i Aleksa. Właściwie, to sama tak traktowała ludzi. I nigdy nie robiło to na niej większego wrażenia. Ale ostatnimi czasy jest osobą dość samotną. Może w końcu wszyscy się od niej odwrócili? Nie zdziwiłaby się. A Lilly też jest pewnie wściekła. Wodziła za nią wzorkiem do momentu, aż wyszła. Miała nadzieję, że wszystko będzie z nią w porządku. Ale pewnie i tak sobie zrobi znowu krzywdę. - Ta oto uczennica ma imię – Warknęła na Elenę – I skoro ci to tak przeszkadzało to było, no nie wiem. Wyjść? Nie słuchać? Poprosić, żebym cię nie obrażała? Albo... O! Nie zaczynać atakiem na Lilly! Gdyby nie Aleks, to by nie żyła tu pusta kretynko! Phi. To wszystko wygląda tak samo, jakbyście uważali, że kobieta prosi się o gwałt, bo jest skąpo ubrana – Dodała chwile później. Nie miała zamiaru sobie wyobrażać tego, chociaż zazwyczaj tworzyła w pamięci obraz tego, o czym mówiła. Ale worek tłuszczu w skąpej mini pod workiem tłuszczu numer dwa nie byłby przyjemny. Zwymiotowałaby momentalnie, gdyby tym zaszła jej główeczka. - I bardzo dobrze, że nie masz różdżki. Jeszcze byś sobie oko wydłubała. Bo skoro ty tu leżysz, a ja nie... To znaczy, że ja swojej chociaż umiem używać. Zresztą, jestem naprawdę wstrząśnięta. Potrafisz liczyć do czterech! Waa – Jak zwykle wrogości w stosunku do Eleny nie mogło być końca. To był po prostu jej wróg numer jeden. Nie było możliwości, by akurat dla niej być przyjazną. By jej nie dogryzać. Czy nauczyciel nigdy nie był w takiej sytuacji, że darzy kogoś czystą nienawiścią? Nie może po prostu tego zrozumieć? - Po nazwisku to po pysku – Przerwała mu od razu po usłyszeniu swojego jakże pięknego, drugiego nazwiska po ojcu. Ale bez przesady. Nie po to ma dwa imiona i ksywki, żeby się do niej zwracano jak by się było bóg wie jak ważną osobą. A co do jej milczenia? Ha! Ona i ustępowanie? Żal mi osób, które uważają, że jest do tego zdolna, jeśli dobrze wie, że ma rację. - Nie ma to jak porównywania potwora do uczennicy, która jest normalną osobą, więc popełnia błędy – Oczywiście ów potworzyskiem była El. Bo inaczej jej określić się nie dało. Słysząc jeszcze, że jest wyganiana prychnęła cicho. Przez chwilę widocznie starała się trzymać język za zębami, ale długo się nie udało. - Trochę kultury i szacunku. Mam imię, to Une. Deux, mamy dużo praw i przywilejów, z których będę korzystać, a jednym z nich jest to, że mam wolność słowa i mogę obrażać kogo chcę. Trois, jeśli pan mnie nie chce widzieć i słyszeć, to najlepiej otumanić ów narządy zmysłów, bo jestem osoba, która jest zawsze tam gdzie zdaniem innych nie powinna... Quatre to może pan wreszcie przestać mnie traktować w ten sposób? Dobra, wiem, że przeze mnie szkoła i pan mają kłopoty. Wiem, że nie mogę decydować za boga czy inne istoty niebieskie, w które ludzie wierzą i nie mogę odbierać życia, ale to ona pierwsza próbowała zabić moją najlepszą przyjaciółką. Gdyby nie to, że pan tam gdzieś sobie spacerował czy coś, to Lilly mogłaby w tym momencie wąchać kwiatki od spodu. Dlatego Elenie należało się wszystko to, co jej zrobiłam. Nie mam zamiaru patrzeć, jak ktoś tak niebezpieczny jak ona, kto krzywdzi moich najbliższych swobodnie rusza się po zamku i atakuje kogoś innego. Dlatego nie wiem, czy da się ująć to inaczej, ale moim zdaniem jest pan niekompetentny i nieodpowiedzialny. Traci pan czas na odejmowanie punktów Gryffoną zamiast zająć się w końcu porządnie wrogiem publicznym numer jeden. Bo to, że porachowałam jej kilka kości to nic w porównaniu do tego, że ona stąd zaraz ucieknie i znowu dostanie ADHD, bo ktoś obrazi jej kwiatka czy coś i wtedy dopiero będzie miał pan przesrane...
Podwyżka jak nic, plus zwiększenie funduszu badawczego, socjalnego i zdrowotnego. Jeżeli myślą o kontynuowaniu przeze mnie tej pracy, nic dziwnego, że nie mieli chętnych na tą funkcje. Spokojnie to tylko durna małe dziecko, któremu nikt nie wytłumaczył, że nie bawi się z ogniem. Aleksander spokojnie ta, no dobrze nie używamy wyzwisk, bo czymkolwiek byśmy ją nazwali bardziej bym źródło epitetu skrzywdził porównując je do niej niżli nią. Panie w niebie niech ją ktoś zamknie, uciszy bo skończy się to źle te myśli przebiegały po głowie Aleksandrowi, pod jego spokojnym zimnym wyrazie twarzy nic nie było widać, słuchał jedynie tego bachora, który obdarza go epitetami jakby była władca świata a on tylko małym sługą, Spokojnie tylko spokojnie nieświadomie położył obie dłonie na rączce laski, wyglądały jakby jedna powstrzymywała drugą przed czymś, ale mimo kontroli swoich nerwów, stan ducha Aleksandra zaczynał poprzez jego różdżkę wpływać na komnatę powodując bardzo szybki spadek temperatury, pomału zaczynało być widać oddech zgromadzonych w komnacie ludzi. W miejscu styku końca laski z podłogą, pomału zaczynał gromadzić się lód.
Początkowo cała ta sytuacja mnie wręcz bawiła, szczególnie tyrada uczennicy której nie znałem na Aleksandra. Nigdy nie wyobrażałem sobie że coś takiego usłyszę z ust ucznia lub uczennicy kiedy odbiorcą jest nauczyciel, no przynajmniej nie jeśli uczeń lub uczennica posiadają co najmniej piętnasty rok życia. Trzeba przyznać że owa osoba nie jest zbyt rozważna denerwując aktualnego profesora, szczególnie do tego stopnia. Schowałem chustę do kieszeni i zrobiłem kilka kroków w stronę pozostałych osób. - Nie sądziłem że ta szkoła jest aż tak dziwna. - krótkie wtrącenie, tak by zwrócić na siebie uwagę. Szczególnie chodziło mi o Aleksandra, niestety jego nerwy nie były w najlepszym stanie. - Witam Profesorze, Panienki. - skłoniłem się Aleksandrowi, a następnie dziewczętom, mówiłem spokojnie wręcz pogodnie. - Mógłbym w czymś pomóc? - w tym czasie coś uratowałem, przynajmniej miałem taką nadzieję. Nie obchodziło mnie czy to było zdrowie którejś z uczennic, czy też opinia Aleksandra lub cokolwiek innego, ważne by ta cała sprawa się jak najszybciej skończyła.
Jak to było, że Aleksander miał na Elenę taki dziewny wpływ? gdyby to byl ktokolwiek inny, choćby sam Minister Magii, nic by sobie z niego nie robiła. Ba! wręcz przeciwnie, jeszcze by w niego czymś rzuciła! No, ale coż poradzić... Aleks, to Aleks, jego trzeba się słuchać. Z oporem, bo z oporem, ale rószyla w strone łóżka. Zatrzymała sie jednak po trzech krokach, bo Corin znowy zaczęła marudzić. Gdy Tamta powiedziała, ze bardzo dobrze, że Elena nie ma różdżki mimowolnie sie do niej odwrociła. -Prędzej ty byś poczóła, co to znaczy Cruciatus posłany przez śmierciożercę.- syknęła na tyle cicho, ze tylko Cornalia mogła ją usłyszeć. Znów sie odwrócila i poszła do łóżka. Gdy już wygodnie usadowiła się na swoim łóżku szpitalnym, dziewczyna akurat mowiła stary tekst "Po nazwisku to po pysku". -No wiesz... nie wiedziałam, że ty masz pysk. Ja mam twarz...- powiedziała ze śmiechem. No ale nic, dała dziewczynie mówić dalej. gdy mowiła, ze Aleks jest niekompetetny itd. elena machinalnie zaisnęła pięci. Sama nie wiedziaął czemu, po prostu tak jakoś. Lecz gdy Cornelia skonczyła już mówić Elena zwrócila się do profesora. -Alek... przepraszam, Panie profesorze, zapewne czytał pan moje akta. Czy odkąd moja stopa po raz pierwszy stanęła w Hogwarcie, czy zaatakowałam jakiegoś ucznia, bądź uczennicą bez powodu? czy w ogóle zrobiłam jakas większą krzywde jakiemyś człowiekowi? Nie licząs kilku pobic oczywiście...- spytała pewnym siebie głosem. Zanała swoje akta. Nic takiego na nią nie było. Czekałą na odpowedź pana Brendana, ale ktoś wszedł mu w slowo. Odezwał się jakiś ślozgon, którego pierwszy raz widziała. Skąd on się tu w ogóle wziął? -A ty coś za jeden? Wynoś się stąd i nie wtrącaj w nie swoje sprawy!- Elena posłała mu tak chłodne spojrzenie i tak chłodnym tonem to powiedziała, ze w sali temperatura jakby spadła o kilka stopni. I w tym momencie przez wilkie okno do sali wleciał czaerny kruk. Oho, leca klopoty... elena bardzo dobrze nała tego ptaka. Zawsze jak rodzice byli o coś na nią wściekli, przysyłali nim wyjca. Tak bylo i tym razem. Dziewczyna wzięła juz dymiącego wyjca i z niechęcią go otworzyła... -No i się doigrałaś młoda panno!- odezwał się głos jej matki. Dokładnie taki, jakim odzwywała się do niej, gdy chciałą grać kochającą i dobrą rodzicielkę.- Co to ma być, ze urzędnicy z ministerstwa przychodzą do nas do sklepu i mówią, ze mało nie zabiłaś jakiejś dziewczyny? masz ja w tej chwili przeprosić! Zrozumiano?! I w ogóle koniec już tych wybryków! Z ojcem znaleźliśmy już na to rozwiązanie. Wychodzisz za maż. Maszmiesiąc, by znaleźć sobie pożadnego kandydata. jeśli tego nie zrobisz, to sami sie tym zajmiemy.- Elena jęknęla z niedowierzaniem.- Pamiętaj miesiąc!!- zawołał jeszcze głos jej matki, po czym wyjec sam się zjadł. Elena patrzyła osłupiała na strzępy gadajacgo listu i nie mogła wydusić z siebie słowa. wieziaał co teraz będzie...
Czekaj czekaj, jak to było? ZAKOCHANA PAAARAAA! ALEKS I MASZKAARAAA. SIEDZĄ NA KOMINIEEE I CAŁUUJAAA ŚWIIIENIEEE! Jaka słodka Elenka prawie klęcząca przed Aleksem i rozpływająca się, kiedy tylko ten się do niej odzywa. Taka zdominowana. Miłość od pierwszego wejrzenia po prostu! Jak oni do siebie pasują! UWAGA UWAGA! Nowa gorąca para Hogwartu! Biedny Brendan. Może jednak Corin powinna być miła, skoro jest skazany na taki worek krowich odchodów? - Elenko skarbie, dziękuję za tą niezwykle nietrafną uwagę. Wezmę ją sobie do serca! - Krzyknęła niezwykle rozentuzjazmowana. Po chwili jednak momentalnie jej mina zrzedła. Ona prychnęła pod nosem i uśmiechnęła się bezczelnie ku niej – Nie, jednak nie. Idź spać. Może szybciej zdechniesz – Poleciła jej po czym spojrzała na Aleksandra i kontynuowała swój niezwykle barwny wywód. - Tak się zastanawiam... Zawsze masz problem ze zrozumieniem kontekstu i kierunku zdania? Bo to nie było zabawne, twoja uwaga tutaj nie pasowała ani trochę... Chociaż racja. Worki końskiego łajna nie mają pysku. Ale czy można to twarzą nazwać, to ja nie wiem. To już jak uważasz – Przykro mi, ale Corin jeszcze nigdy nikt nie przygniótł do muru doświadczając ją taką riposta, po której nie mogłaby już nic powiedzieć. Od dziecinnego „Zatkało kakao?” (dop. Pozdrawiam bójkę!) przeszło do dość szybkich, sprawnych i często trochę zbyt raniących uwag i obelg. Ale i tak nerwy jej często puszczały, dlatego dochodziło do pobić. I to nie tak, jak El, za pomocą flakoników. Cor na całe szczęście nie musi być taką idiotką, która sobie radzi tylko z czymś w ręku. Jej starczą pięści. Właśnie, szkoda, że El nie przywaliła w nos. Ale by było zabawnie! - Zaatakowałaś bez powodu Lillyanne. Zrobiłaś większą krzywdę Lillyanne – Skomentowała Corin, a w momencie kiedy Gryffonka mówiła podniosła rękę i łączyła co chwilę palce z kciukiem pokazując, jak to denerwująco Marion kłapie paszczą. Dziecinne? Owszem. Ale ona dobrze o tym wiedziała i właśnie takiego to miało być. No i przede wszystkim wkurzające i wyprowadzające z równowagi. Wojna, wojną aż tu nagle ślizgon się odzywa. Od kiedy on tu stał? Czy słyszał wszystko? Corek zamrugała zaskoczona po czym uśmiechnęła się lekko. Co jak co, ale do obcych osób, które jak na razie nie rzucały nieprzyjemnych uwag co do jej domu, kompletnie nic nie miała. Więc po cóż to na nich się wściekać? Niech się wtrąca. Jest ciekawiej, kiedy maszkara się jeszcze bardziej wkurza. - Ta szkoła jest jeszcze dziwniejsza, niż w tym momencie myślisz. No i właściwie cześć. Chyba ci zabrałyśmy Aleksa na zbyt długo – Obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Z wrednej Cornelii na milą w kilka sekund. Czasem mi się zdaje, że tylko ona jest zdolna do tego, by szczerze zmienić swoje nastawienie tak szybko. Była po prostu naiwna i nie lubiła mieć wrogów, jeśli ktoś nie zrobił jej krzywdy. I właściwie, czemu ona tego chłopaka nie zna? Spojrzała ponownie na Aleksa, znów obrocik. Przede wszystkim dla tego, że gdy chociaż raz chciała mu wytłumaczyć powody swojego działania, chciała się postarać by zrozumiał on najzwyczajniej w świecie nie dość, że się jakimś lodem popisuje, to jeszcze nie śmiał jej nawet odpowiedzieć. I jak ona ma mieć do niego jakikolwiek szacunek? Pieprzony gbur. Faktycznie, niech sobie pójdzie znaleźć dziewczynę, bo się zaczyna na biednych dzieciach wyżywać. Cisza, spokój a tu nagle znowu jakaś afera. Spoglądała na wyjca zaskoczona. Z każdym słowem jej twarz lekko bladła. I o dziwo było to widać, ponieważ Cornelia zazwyczaj była zbyt biaława, żeby można dostrzec znaczącą zmianę. A tu nagle takie rzeczy. - H..H...H.....HAHAHAAHAAH – Dokładnie tak wyglądała jej reakcja. Momentalnie nie wytrzymała. Padła na ziemię i poczęła się tarzać w te i z powrotem. Aż w jej oczach pojawiły się łezki. Tak, to się chyba nie śmiała jeszcze nigdy w życiu. Nie uspokoiła się chyba przez pięć minut zagłuszając wszystko i wszystkich tą ogromną salwą. Kiedy w końcu się uspokoiła usiadła, spojrzała na Elenę... I znowu. Kolejne kilka minut. - O nie mogę – Otarła łezki nadal cicho chichocząc – Nie powinnam się śmiać. To takie tragiczne. Biedny chłopak, którego rodzice wybiorą tej pieprzonej dziwce... Biedny... Chyba go aż znajdę i … pocieszę – Ostatnie słowo powiedziała znaczącym tonem mając oczywiście na myśli wynagrodzenie tej ofierze okropnego losu wszystkich i cierpień w naturze. Ciekawe czy woli dwie kozy, czy woła?
Reakcja Eleny Marion lekko mnie zaskoczyła, nie żebym się Nią zbytnio przejął. Nie była przecież pierwszą osobą która tak na mnie spojrzała i zapewne nie ostatnią. Uznałem że nic nie odpowiem na Jej słowa, przepraszać nie zamierzałem, odejść także, więc wszystko co bym powiedział tylko pogorszyłoby sprawę. Przeniosłem spojrzenie w stronę drugiej uczennicy, jednocześnie kontem oka spoglądałem na Aleksandra oraz Elenę Marion by nic mi nie umknęło. Kiedy zwróciła się do mnie Jej ton nie przypominał tego którym przed chwilą się posługiwała, był miły z lekkim dystansem. - Witaj nazywam się Yavan Hyjandal. - skłoniłem się ponownie – Nic nie szkodzi, chociaż zdaje mi się że działasz na Profesora w dość nietypowy i niebezpieczny dla Ciebie sposób. - moja twarz pozostała obojętna choć w moim oku można było dostrzec lekkie rozbawienie. - Co do szkoły to zapewne jeszcze nie raz będę się dziwić sprawą które tutaj się dzieją. - Spojrzałem na Aleksandra, kiedy do sali wleciał fascynujący ptak i dostarczył wyjca, chyba tak się nazywała tego typu wiadomość. Kiedy myślałem że się wszystko już rozwiązało, nowo poznana dziewczyna dodała kilka słów od Siebie które nie polepszą zaistniałej sytuacji. - Nie sądzisz że już najwyższa pora przestać? Przynajmniej na jakiś czas. Niewiele zyskasz dalej to ciągnąc. - zwróciłem się do dziewczyny która niedawno wybuchła śmiechem, ostatnio stałem się zbyt dobry dla wszystkich wokół i chyba powinienem przestać. Ale już jestem w tej sytuacji i zwrot o sto osiemdziesiąt stopni w moim zachowaniu nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Jeden z chłopców potrzebował największej opieki. Został mocno pogryziony przez jadowitego pająka. Ale Gryffon na całe szczęście nie umarł ani w drodze do wyjścia z zakazanego lasu, ani w drodze do zamku. Przy SS już pewnie było coraz gorzej. Jednak Gianna nie miała jak sprawdzać co kilka sekund jego stanu. Musiała jak skupić się na skutecznym przenoszeniu go zaklęciem. Wolała, by nie uderzył dodatkowo głową o posadzkę. Tak tak, nauczycielka zaklęć. Pamiętam. Ale dalej jej magia nie idzie idealnie. Więc lepiej być uważnym i nie wpadać w jej sidła. Kiedy wreszcie dostała się do ów upragnionego miejsca sprawiła ruchem różdżki, że nieprzytomny chłopak trafił na łóżko. Od razu wraz z pomocą jednej z pielęgniarek zajęły się szukaniem skutecznego antidotum. To nie było jednak takie proste. A chłopak pewnie cierpiał ogromne męki. Jednak nadszedł moment, że się udało. Gianna podała mu dożylnie niebieską, dziwnie wyglądającą ciecz. Na szczęście była to właściwa buteleczka. Teraz wystarczy czekać, aż się obudzi. Może on jej opowie co dokładniej się stało? I przede wszystkim... Może uświadomi ją dlaczego jest w piżamie w orzełki? Słodkiej tak à propos, ale jednak nie pasującej na wyprawę do Zakazanego Lasu.
Była sama ciemność, chociaż wydawało mu się, jakby coś się w nie ruszało. Czuł to, wiedział, że tam jest, a mimo to nie mógł dostrzec. To coś strasznie go niepokoiło. Bał się, jej, jakie to uczucie było dla niego obce! Zawsze starał się je zamaskować robieniem jakiś, nie do końca przemyślanych rzeczy, byle nie dopuścić go do siebie. Teraz było zupełnie inaczej. Czaiło się i nie potrafił powstrzymać go w żaden sposób. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, właściwie, nawet nie był pewny czy on jeszcze istnieją, nic nie czuł. Trwało to i trwało, aż w końcu ciemność zaczęła się trochę rozjaśniać i okazało się, że tam nic nie było. Zobaczył za to półksiężyce światła, a potem zupełnie otworzył oczy. Po dłoniami poczuł szorstkość pościeli, tak charakterystycznej dla łóżek w skrzydle szpitalnym. Zacisnął na niej palce, chcąc uchwycić się tej rzeczywistości, nie powracać znowu w ciemność, która było tak inna od tej, którą dotychczas znał. Ktoś tutaj był, ale nawet nie próbował rozpoznać tej osoby, a tym bardziej nie dawał jej znać, że się obudził.
Siedziała w ów Skrzydle Szpitalnym przy łóżku biednego ucznia. Obserwowała dokładnie jego ciało podczas tego mocnego snu wywołanego trucizną. Wiedziała, że antidotum może go chwilowo jeszcze bardziej osłabić, sprawić, że nie będzie potrafił się ruszać, nie będzie umiał się obudzić. Ale zdawał jej się być bardzo silną osobą, dlatego była pewna, że lada chwila się ocknie. Nie dostrzegała drgania powiek. Jedynie zauważyła, że jego ręce mocniej zacisnęły się na pościeli. To znaczy, że będzie żył. Nawet, jeśli miał w tym momencie jakieś koszmary, czuł spory ból. To jednak skoro jest w stanie reagować na bodźce, to przeżyje. - Całe szczęście – Wyszeptała bardzo cicho do samej siebie. Wystawiła dłoń w stronę chłopaka. Pogłaskała go po czole sprawdzając, czy nie ma temperatury. Potem zjechała dłonią na policzek, na którym chwilę dłużej ją pozostawiła. Smyrała opuszką palca po skórze chłopca. Martwiła się o niego i to bardzo. Nie wiedziała co może jeszcze dla niego zrobić. Może powinna wezwać jego przyjaciół? Ale nawet nie wiedziała jak się nazywa. Więc może opiekun jego domu? Pewnie pomagał obecnie w gaszeniu Zakazanego Lasu. Ona też tam powinna być. Ale przede wszystkim musi zająć się Gryffonkiem w słodkiej piżamce. Kiedy otworzył oczy obejrzała je dokładnie. Hm. Nie powiem wam co pomyślała, bo to jej wielka tajemnica. A teraz cichutko. - Cześć, jak się czujesz? - Spytała troskliwie. Odsunęła dłoń od jego skóry i złapała materiał kołdry, żeby dokładniej go przykryć. W tym pomieszczeniu było zawsze trochę zimno.