Skrzydło Szpitalne jest sporym pomieszczeniem, utrzymanym w kolorze oślepiającej bieli, przez co ma się jeszcze większe wrażenie wszechogarniającej czystości. Na całej długości poustawiane są łóżka dla pacjentów, z małą szafeczką obok, zazwyczaj zastawioną przez lekarstwa i słodycze, oraz czasem zasłonięte parawanem, by powstrzymać ciekawskie spojrzenia uczniów w przypadku cięższych chorób.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:37, w całości zmieniany 2 razy
Kiedy tak wraz z Astrid migdalili się na szpitalnym łóżku, drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się po raz któryś już tego wieczora, a może właściwie już nocy. Musiał jakoś delikatnie wyswobodzić się z objęć Ślizgonki, żeby spojrzeć kto i w jakim celu znów go odwiedził, choć większych chęci na to nie miał. No nie ma co ukrywać, ale dobrze mu tak było, obsypując i będąc obsypywanym kolejnymi dawkami czułości ze strony młodszej przyjaciółki. Ostatni raz pocałował brunetkę w usta, po czym bardzo delikatnie i zręcznie wysunął się z jej ramion, kiedy ktoś, coś właśnie do nich krzyknął. Lexiu aż podskoczył, tak donośnie i rozkazująco zabrzmiał głos, niewątpliwie męski, domagający się pielęgniarki. No, to musiało być coś poważnego, więc Lex zerwał się na równe nogi, po czym idąc szybko w stronę krzyczącego chłopaka, studenta zapewne, poprawiał jeszcze trochę wymięty i zsuwający się z jego ramion fartuszek pielęgniarski, tak seksownie na nim wyglądający, nawiasem mówiąc. - Jestem, jestem! – powiedział, kiedy znajdował się już przy chłopaku i po raz ostatni poprawił zagięty nie w tą stronę kołnierzyk. – Co się stało? – spytał, wycierając jeszcze wierzchem dłoni błyszczyk Astrid, który został na jego ustach po wcześniejszym pocałunku. Już zupełnie ogarnięty spojrzał uważniej na zdenerwowanego, rozdygotanego i bardzo bladego chłopaka w mokrych ubraniach, a zaraz potem przeniósł wzrok na łóżko, znajdujące się przed nimi i… - Aaaaaaaaaaaa! – pisnął przerażony, zupełnie jak nie on. A dlaczego? Bo na szpitalnym łóżku leżał jakaś topielica, a w Lexiu obudziły się przykre wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to mając zaledwie siedem lat obejrzał jakiś straszny horror o mordercy-psychopacie topiącym swoje ofiary na mokradłach. Ah, przykre czasy! Do teraz miał uraz, a przerażało go naprawdę niewiele rzeczy. Otrząsnął się, bo przecież nie wypada tak dziecinnie się przerazić przy pacjentach. Podszedł bliżej pacjentki (już całkowicie spokojny) po czym przyłożył palce do jej szyi, w miejscu gdzie powinien wyczuć puls. - Uff, żyje - stwierdził z ulgą bardziej do siebie, niż do studenta. Oczywistą rzeczą było, że się topiła. Dowody? Blada, zimna, mokra, sina, ledwie oddychająca, a to wszystko wyjaśnia. Pan Middleton najpierw delikatnie pobudził pacjentkę - topielca, która była zupełnie nieprzytomna, po czym zrobił jej błyskawicznie całą serię badań; sprawdzał jej źrenice, czy nie uszkodziła czaszki, czy wszystko porządku z jej narządami wewnętrznymi. Pozwólcie, że nie będę opisywała szczegółowo wszystkich tych badań i czynności, bo i nie ma to większego sensu. Uprzednio oczywiście zdjął z pomocą Dimitriego całkowicie przemoczone ubrania dziewczyny, wysuszył ją zaklęciem, a na koniec owinął Tamarę w mugolską folię termoizolacyjną, z rodzaju tych, których nigdy nie mogło zabraknąć w apteczce pierwszej pomocy, bo były skuteczniejsze i ogrzewały szybciej niż kilka koców razem. - Wszystko będzie z nią w porządku. Nie ma żadnych urazów głowy, kręgosłupa. Jedyne co może jej grozić to przeziębienie albo kilka siniaków, nic poważnego - zapewnił studenta Lexiu, opierając się ręką o ramę łóżka pacjentki. - Ale zostanie tu całą noc na obserwacji, tak na wszelki wypadek - dodał jeszcze, zerkając na ciągle jeszcze nieprzytomną Tamarę.
Autorka posta jest oburzona! Jak można było w ogóle określić Tamarę jako "jakąś topielicę"?! No, dobra, po chwili autorka stwierdza, że faktycznie można było ją tak określić, bo przecież jeszcze chwilę temu istotnie topiła się w jeziorze pełnym lodowatej wody, no, ale przecież dziewczyna nie poszła sobie ot tak i nie wskoczyła do tej wody. Nie chciała też popełnić samobójstwa, co to, to nie! To wszystko uczyniła jej choroba, z pozoru łagodna, ale, jak już zostało pokazane, momentami bardzo groźna. Tak, bo w przypadku dorosłych somnabulizm był poważną chorobą, która ponoć wiązała się z problemami z oddychaniem podczas snu, aczkolwiek nie zostało to jeszcze naukowo udowodnione, dlatego nie będę się nad tym rozwodzić więcej. I w sumie nie można się było dziwić gwałtownej reakcji pana doktora na to, jak wyglądała Tamara, bo wyglądała strasznie, co przedstawiła już autorka poprzedniego posta, dlatego ja już nie będę tego powtarzać. Nadal była nieprzytomna, tak więc nadal nie czuła nic, co z nią robiono. Na szczęście nie było to nic groźnego, tylko wszelkie działania mające jej pomóc, mające przywrócić ją do normalnego życia. Chociaż, w sumie, niedotlenienie mózgu zawsze pozostawia jakieś zmiany, tak więc nie wiadomo było, czy Tamara będzie (w miarę) normalną osobą, czy nie stanie się jak roślina. Aczkolwiek pomoc udzielona jej przez pana Middletona zaczęła przynosić pierwsze rezultaty - skóra zaczęła nabierać zdrowego kolorytu, temperatura jej ciala podnosiła się, a oddech był już w miarę normalny. I puls się ustabilizował, choć serce nadal biło wolno. Ale może ona miała po prostu takie niskie ciśnienie. Ale nadal była nieprzytomna.
Zanim zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć zjawiła się pielęgniarka którą okazał się być ów mężczyzna zajęty dziewczyną na łóżku, którą okazała się być Astrid, widocznie niepocieszona z faktu, że im przerwano. Zresztą niewiele teraz obchodził go fakt, że przeszkadzają komukolwiek, bo na Merlina to Skrzydło Szpitalne i powinno się tu leczyć, a nie przybliżać młodszym koleżankom lekcje biologi w praktyce. Czas na to będą mieli jak już uda im się uratować Tamarę, która swoją drogą z sekundy na sekundę wydawała mu się coraz bledsza, ale może wynikało to z jego przewrażliwienia. Tyle razy już mu upadała, odchodziła czy raniła się, że chorobliwie bał się jej stracić i to w taki sposób z własnej winy, wynikającej z zbyt późnej reakcji na fakt, że dziewczyna stąpa po kruchym lodzie. Powinien się cieszyć, że ogóle tam był, ale nie dostrzegał jakoś, że gdyby zabrakło tam jego obecności dziewczyna już prawdopodobnie byłaby martwa. Słysząc krzyk pielęgniarza ledwo powstrzymał się by nie obsypać go wiązanką przekleństw, bo jak dotąd żaden ze znanych mu lekarzy nie wrzeszczał na widok pacjenta. Zająłby się szukaniem kogoś innego, ale czasu było mało, a więc chcąc nie chcąc musiał powierzyć Tamarę Lexowi. Jego poczynania z początku oglądał sceptycznie, pałętając się obok i mrucząc coś po rosyjsku. Pomógł mu pozbawić dziewczynę ubrań, a następnie owinąć w dziwną folię która, jak mu wyjaśnił w pośpiechu, miała za zadanie utrzymać odpowiednią temperaturę ciała. - Mogę z nią zostać ? - Zapytał osuszając się w międzyczasie zaklęciem i spoglądając to na Lexa to na nieprzytomną Tamarę.
Właśnie, że topielica, i to jaka straszna. No przepraszam bardzo, ale gdyby Tamara albo Dimitri przeżyli to samo co Lexiu, w tym tak młodym wieku, to też by teraz miała niemałą fobię. Właściwie to nawet nie chodziło o sam film, bo to jeszcze by jakoś zniósł, ale nie poznaliście całej historii. Nie będę jej tu opowiadać, streszczę tylko, że film oglądał na obozie, razem z rówieśnikami, a zarazem domkowymi współlokatorami. I wszystko byłoby porządku, gdyby nie to, że potem kilku starszych kolegów opowiedziało im, że historia z filmu działa się naprawdę i to właśnie w pobliżu tego campingu. Nie omieszkali też zabrać ich potem nad to jezioro, czy też może odpowiedniejszym słowem byłyby mokradła, a tam przestraszyć ich w taki sposób, że biedny Lexiu wpadł do wody, zaplątując się w wodorosty. Dziecko to dziecko i pomyślało, że za kostkę trzyma go właśnie topielec z horroru, który zabijał ofiary wciągając je pod wodę. Spanikował i zaczął się topić. Obudził się dopiero w gabinecie pielęgniarki, przestraszony i chory. Eh, okropne czasy, naprawdę. Nie muszę chyba dodatkowo wspominać, że ciągle boi się pływać w jeziorach? Ojejujejujeju, tak bardzo wybiegłam poza temat, ale musieliście poznać tą jakże mroczny epizod z Middletonowego życia. Teraz jednak wrócę do naszej akcji, do skrzydła szpitalnego. Zatem stał tak, opierając się o ramę łóżka i przyglądał się, bądź co bądź, z niepokojem i zatroskaniem, już mniej bladej, ale ciągle nieciekawie wyglądającej Tamarze. Nie było się co dziwić, bo o każdego pacjenta martwił się równie mocno. I taaak, takie przesadne martwienie się o ludzi mogło być nawet brane za przejaw upierdliwości, ale chyba dobrze mieć takiego troskliwego pielęgniarza, no nie? Przynajmniej miało się chociaż częściową pewność, że jest się w nadopiekuńczych, aczkolwiek dobrych rękach. Middleton stał tak zapatrzony i pogrążony w swoich myślach, że dopiero po chwili ocknął się, kiedy Dimitri zaczął do niego mówić. - Hmm? Tak, jasne. Dobrze, żeby miała kogoś bliskiego zaraz po przebudzeniu - powiedział do chłopaka. - Przyjdę tu za jakiś czas, sprawdzić co z nią, ale jak będzie się coś działo, to jestem w swoim gabinecie - dodał jeszcze, po czym skierował się do swojej zagraconej samotni, zupełnie zapominając o tym, że tam, na końcu sali czekała na niego Astrid.
Historia z życia Lexia była doprawdy bardzo przerażająca i czuję, że chyba powinnam mieć teraz ciarki i w ogóle posikać się ze strachu i takie tam. Aczkolwiek nie zrobiłam tego, więc to świadczy, że nie jest chyba ze mną aż tak źle, jak to może wyglądać. Aczkolwiek powórcę do postaci Tamary, leżącej nadal w Skrzydle Szpitalnym, bo to jest znacznie ciekawsze niż jakieś tam wywody przewrażliwionej nastolatki, zmęczonej przeziębieniem. A więc, by nie przynudzać. Tamara nadal leżała jeszcze nieprzytomna w łóżku, owinięta tą folią termoizolacyjną, a jej stan powoli, aczkolwiek stopniowo się poprawiał. Już coraz mniej wyglądała jak topielica, a coraz bardziej zaczynała przypominać tę piękną, eteryczną istotę, którą była na co dzień. I którą to włąśnie kochał Dimitri, już przez tyle czasu i dlatego właśnie bał się ją stracić. A ona od pewnego czasu jakby robiła mu na złość. Znaczy, nie zawsze specjalnie, jednak mogło się wydawać, jakby chciała od niego uciec i się uwolnić. Czasem świadomie, czasem nie. Ale zawsze on był w pobliżu i zatrzymywał ją przy sobie. I ratował ją z opresji. Ratował przed destrukcyjnym działaniem samej siebie. Bo ona siebie wyniszczała, krok po kroku, bardziej świadomie lub nie. I on musiał ją ratować, jesli nadal chciał ją mieć przy sobie. Ale ona mu tego nie ułatwiała. Minęło tak kilka godzin, a może kilkanaście, podczas których pan doktor zdążył jeszcze obejrzeć swoją pacjentkę. Aż w końcu dziewczyna obudziła się. Wyglądało to zwyczajnie. Po prostu otworzyła oczy. Ale reszta już nie była zwyczajna. Rozejrzała się po pomieszczeniu na tyle, na ile mogla i zdziwiła się bardzo, gdy zobaczyła, że jest w Skrzydle. Znowu. Próbowała wstać, jednak folia, w którą była owinięta, skutecznie jej to uniemożliwiła. A tak w ogóle to czuła się bardzo słabo. Nie wiedziała, czemu, bo ostatnie, co pamiętała, to to, że czytała książkę w fotelu. Może zasłabła? Ale chyba nie leżałaby w folii? Dopiero, gdy przesunęła głowę o parę centymetrów, ujrzała Dimitria, który siedział wyraźnie zmartwiony. - Co... co się ze mną stało? Dlaczego tu jestem? - zapytała z wysiłkiem, bo miała wielką chrypę, co można było usłyszeć w jej głosie.
Tak, mnie osobiście historia Lexia niezwykle wzruszyła, a nawet, biorąc od uwagę fakt, że jest to mężczyzna niezwykle odważny to poruszyła. Nie każdy po tak traumatycznym wydarzeniu odważyłby się pomóc Tamarze mimo jej stanu, który prowokował demony z przeszłości w głowie. I jeszcze biedak nigdy nie skosztuje przyjemności jaką jest uderzenie wody o ciało w czasie pływania bo się biedak boi jezior. Obserwował pielęgniarza stojącego nad łóżkiem i wyraźnie zamyślonego tak bardzo, że dopiero po usłyszeniu jego słów zdawał się oprzytomnieć. Bądź co bądź w czasie gdy odratował Tamarę nabrał do niego większego zaufania, choć nadal pochodził sceptycznie do jego lekarskich umiejętności i zostawić tu samej dziewczynie nie zamierzał. Ewentualnie będzie pił dużo kawy i doglądał czy Middelton czasem nie zamyśli się w momencie gdy dziewczyna będzie się dusić lub coś z tych rzeczy. Skinął delikatnie głową dając tym samym znać Lexowi, że zrozumiał, ale go najwyraźniej mało to obchodziło bo niemal od razu oddalił się od nich by odwiedzić swój gabinet i tam zasnąć, tak przynajmniej myślał bo pora była późna. On natomiast co jakiś czas spoglądał w stronę Markowej, która z każdą chwilą znów nabierała kolorów i zdawała się wracać do stanu sprzed incydentu z wodą. Nie budziła się jeszcze, więc by zając jakoś czas chodził wokół łóżek albo siedział obok Tamary nerwowo poruszając nogą w górę i w dół i zdał sobie sprawę, że chyba znalazł nowy sposób na uspokajanie się. Gdy otworzyła oczy siedział i zamrugawszy kilka razy by sprawdzić czy to czasem nie wymysł jego zmęczonego umysłu odetchnął z ulgą. Nic jej nie było i zdawała się być normalna, choć najwyraźniej zdezorientowana. - Obudziłaś się. - Stwierdził głosem nie mniej ochrypłym niż Tamary, ale to też wynik kontaktu z wodą w czasie zimy. Może i większość zim spędził w Rosji, ale morsem to on nie był i takie kąpiele nie były odpowiednie dla jego organizmu. - Topiłaś się. - Oznajmił zbyt szybko nie myśląc, że i tak nic z tego nie zrozumie. Przecież lunatykowała. - Chyba spałaś no i weszłaś na jezioro, ale pękło to znaczy lód pękł.
Nie, to, że Tamara się obudziła, nie było wymyslem jego umysłu, halucynacją, przywidzeniem. To było prawdą, stuprocentową, bez niedomówień, bez kłamstw. To była rzeczywistość, a nie marzenia i bajki. Miał ją znowu żywą i przytomną, choć jeszcze osłabioną. I bardzo zdezorientowaną, bo przecież nie wiedziała, co się z nią stało, dlaczego jest tu, a nie gdzie indziej. A czy była normalną osobą? Nie, chyba nie. Zbyt wiele jej się zdarzało dziwnych rzeczy, by można było tę dziewczynę nazwać normalną. Rzeczywiście, nie zrozumiała nic z wyjaśnień chłopaka. Jak to, topiła się? Jak to, spała i weszła na jezioro? Przecież to było niedorzeczne, niemożliwe. Przecież, jak człowiek spał, to nie mógł też chodzić i wykonywać różnych czynności. Nagle jej umysł został przytłoczony ilością myśli, które zaczęły kłębić się w jej głowie. Aż zaczęła ją ta głowa boleć, właśnie z natłoku tych myśli. No jak mogła to zrobić? Jak, to niemożliwe. Ale... Powoli odnajdowała odpowiedź. Przypomniało jej się, jak rozmawiała z kimś o podobnym przypadku. Czyżby i ona... Cierpiała na tę chorobę? - Czy ja... jestem... lunatyczką? - wydusiła z siebie te pytanie, właściwie nie wiadomo, czy konretnie do Dimitria, czy też ogólnie, czy to było pytanie retoryczne?
przepraszam, że tak krótko, ale nie wyduszę z siebie nic wiecej
Zdezorientowanie Tamary wcale nie było zadziwiające. Dimitri obudziwszy się w skrzydle szpitalnym, wcześniej tracąc pamięć także miałby problem z ułożeniem sobie tego w głowie. Wiadomość, że się topiłeś do codziennych raczej nie należy i potrafi nieco w życiu namieszać, a jeśli dodamy do tego wstrząsające wydarzenia ostatniego tygodnia to mamy wstrząsającą mieszankę. Zastanawiał się czy zawołanie Lexa byłoby dobrym rozwiązaniem, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Nie żeby był egoistą, ale w tej chwili wolał ją mieć tylko dla siebie. Gdzieżby śmiał przyczynić się do wtrącania się mężczyzny w tą rozmowę. Prawdopodobnie i tak tylko by gadał bez sensu, a to nic pożytecznego. Gdyby wymagała doglądu to może jeszcze by się pofatygował, ale widział, że z dziewczyną wszystko jest w porządku, więc nie było potrzeby wołania lekarza. - Najwyraźniej. - Stwierdził delikatnie wzruszając ramionami i próbując dojść czy możliwe było by nie doszła do takiego wniosku w ciągu nocy, które były połową jej życia wcale nie takiego krótkiego no bo w końcu miała już te 18 lat. Lunatykowanie nigdy nie było dla niego chorobą bynajmniej nie groźną, acz po dzisiejszych wydarzeniach chyba jego opinia ulegnie zmianie.
W życiu Tamary od pewnego czasu działo się wiele, aż za dużo. Nie było już tak spokojnie i jednostajnie, monotonnie, jak kiedyś. Mnogość tych wydarzeń różnego kalibru przytłaczała ją, nie dawała jej normalnie spać. Bo albo nie spała wcale, albo, właśnie jak dziś, lunatykowała. Z tym, że wcześniej te jej chodzenie nie doprowadziło do takich skutków, jak dziś. Jej organizm nie funkcjonował normalnie, a teraz momentami już naprawdę wariował. Ale nie pokazywała tego po sobie, nie mogła, nie chciała. Bo to słabe. A ona chciała być silna. A tyle wydarzeń było mieszanką wybuchową. Ona sama nie czuła się jeszcze najlepiej, dlatego dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby jednak doktor Middleton został zawołany, choćby dla pewności, czy było z nią wszystko w porządku. Wszak to on mógł orzekać, czy ktoś już zdrowiał, czy mógł wracać do swoich obowiązków, chocby ze względu na swoje kwalifikacje. Bo zwykli ludzie nie zawsze byli w stanie to określić, chocby z braku odpowiedniej wiedzy. Ale ona sama nie prosiłą o pomoc, z powódw wymienionych już wcześniej. - I co... co teraz? - zapytała znowu, niepewna. Bo będzie musiała coś zrobić, żeby nie powtórzyła się ponownie taka sytuacja. Ale co? Nie będzie spać wcale? Albo ktoś będzie ją obserwował całą noc i powtrzymywał przed lunatykowaniem? Przecież tak na dłuższą metę się nie da.
Daniel biegl nie zwazajac na ogromny bol nog. Wdrapal sie po schodach na pierwsze pietro z ogromna trudnoscia. Dyszal ciezko przy czym glos mu sie zmienial. Jednak nieprzerwanie prowadzil rozdzka nosze przed soba. Modlil sie, aby sie ocknela, dala jakis znak. Nic. Lezala bezwladnie odretwiala. Zdretwiala tylko dlatego, ze potraktowal ja dretwota, zeby moc normalnie poruszyc ja nie uszkadzajac jakiej kolwiek kosci. Lekko uchylone drzwi wzial z buta. Wiedzial, ze pielegniarka z tego faktu za bardzo zadowolona nie bedzie, ale teraz najmniej go to obchodzilo. -Wszedl szybkim krokiem do sali i delikatnie ulozyl Carmen na lozku. Przerwal zaklecie magicznych noszy i pochylil sie opierajac rece na kolanach i dyszac ciezko (trzeba jeszcze dodac wysilek z utrzymywaniem noszy.) Czul, ze zaraz sie przewroci. Wstal i opadl na jedno z lozek wyczerpany. Oddychal miarowo, a serce lomotalo w piersi. Teraz trzeba czekac na pielegniarke. Mial nadzieje, ze nadejdzie szybko.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Biegła za Danielem. Tak samo jak on zmęczyła się. Usiadła koło niego. Straszliwie bała się o swoją przyjaciółkę. Czekali teraz na doktora. Zgrzytała zębami, bo przypomniała sobie ostatnią tutaj wizytę. Rozglądała się gdzie jest lekarz. Jednak jej uwagę przykół przyjaciel. - Chcesz się czegoś napić? - Wyjęla z torebki wodę i podała przyajcielowi. Miała nadzieję, że to wystarczy. Sama zaś wzięła jakiś sok z dyni, który miała również w torbie. Niezbyt za nim przepadała, ale jak chce się naprawdę pić to wypije się wszystko byle, by dało to ulgę. Siedziała na jakimś łóżku koło przyjaciela z nerwów stukała noga o nogę. Jej buty musiały dość głośny huk robić. Trudno. - Przepraszam.. Jest tutaj ktoś? Mamy tutaj uczennicęm która spadła z miotły.. - Powiedziła donośnym głosem. Miała nadzieję, że lekarz ją usłyszy. Oparła się o ścianę z barku energii.
Zielona trawa i jego zapach. Carmen nie chciał się budzić. Przytuliła się do piersi Davida,jak mała dziewczynka przytula ojca. Tak strasznie za nim tęskniła. Popatrzyła w jego piękne błękitne oczy i odgarnęła włosy z twarzy mówiąc -Już tu z tuba zostaje,na...-ale David zakrył jej usta i pierwszy raz przemówił. -Karmelku,ja jestem tylko twoim złudzeniem,tym co chcesz zobaczyć i nie długo muszę zniknąć...Choć wcale nie chce-i pocałował ją. ................................................................................................................. Carmen otworzyła oczy, i zobaczyła biel. Czy to niebo? pomyślała,a zaraz potem Czy ja umarłam?. jej myśli płynęły wolno i sprawiały ból więc po dłuższej chwil doszła do wniosku "Gdybym była w niebie nie bolało by tak" i z jej ust wydał się ciche -Auu-Carmen znów zamknęła oczy,mając nadzieje że tak przestanie boleć,ale po chwil znów je otworzyła.
Ledwo Lexiu zdołał opuścić studentów, wyjść na korytarz i już, już zaczął zmierzać w kierunku gabinetu, żeby walnąć się na kanapę i pospać, aż tu nagle usłyszał jakieś wrzaski w Skrzydle Szpitalnym. No nieeeee, i z jego słit, choć niecnych planów godzinnego obijania się na kanapie nici. Chcąc nie chcąc (bardziej nie chcąc), powłócząc nogami skierował się z ociąganiem z powrotem do sali. Poprawił jeszcze ręką włosy, bo prezencja to rzecz ważna. Zdaje się, że piękni ludzie są bardziej godni zaufania, czy coś. No, a jak nie, to dobry wygląd na pewno nie zaszkodzi. Chciał otworzyć drzwi od sali, ale jak zauważył, te już zostały otworzone. No, miło, choć odcisk ubłoconego buciora wcale ich nie upiększał. Trudno, skrzaty posprzątają. Lekko pchnął drzwi dłonią, wchodząc do środka. Dimitri dalej siedział przy Tamarze i rozmawiali. Teraz nie będzie im przerywał, potem spyta, czy z niedoszłym topielcem wszystko z w porządku, i jak się czuje. A zresztą, Rosjanin zawołałby Lexa, gdyby coś złego działo się ze studentką, napewno. Teraz pan Middleton musi zająć się nowymi pacjentami, ot co. Spojrzał przed siebie i... nosz kurde, znowu przyszli tu całą wycieczką? No przepraszam bardzo, coś często ostatnio się to uczniom zdarza. Jeden pacjent, jeden, który pacjenta odprowadza, a ten trzeci to po co? Eh, no trudno, już nie będzie się czepiał, do czasu, rzecz jasna. - No witam, witam. Co się stało tym razem? - spytał, mierząc bacznym wzrokiem zebraną gromadę i krzyżując ramiona na piersiach, robiąc minę typu dobry i stanowczy doktor.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Gdy zobaczyła, że lekarz idzie w ich kierunku miała nowy napływ energii.. Doktor wyglądał tak jakby nie miał ochoty siedzieć w tej budzie.. Jej samej też, by się nie chciało. Może już się wypalił zawodowo? - Witam - Powiedziała uprzejmnie - Przepraszam, że zabieramy Panu.. Chyba przerwę, ale moja przyjaciółka spadła z miotły.. Niech sam Pan zobaczy - Wskazała na Carmen, która znajdowała się już na noszach. Wyczarował je Daniel.. - Proszę.. Niech Pan powie, że ona wróci do zdrowia - Wymamrotała niewyraźnie.. W oczach napłynęly jej łzy.. Znowu tutaj się rozkleja! Przedtem z Matiasem, Jane, a teraz z Carmen.. Lekarz pewnie dobrze już Morgane zapamiętał. Pewnie dziwił się co tutaj robi znowu ta sama uczennica. Po prostu jej przyjaciele są zagrożeni.. Matias sam z siebie wywalił się ze schodów.. Jane no z nią jest inna historia. Zaś Carmen spadła z miotły.. Czy wypadki chodzą grupami? Na to wygląda.. Morgane na tyle dobrze się czuła, że nie robiło jej się słabo, ale cały czas lekko dyszała przez maraton jaki zrobiła biegnąc za Danielem..
Wpadła do Skrzydła Szpitalnego mocno trzymając swoją przyjaciółkę za przegub i ciągnąc w stronę stojących tam Daniela, Morgane, leżącej Carmen i doktora Middelton'a. Dziewczyna wyglądała całkowicie nieodpowiednio do takiego miejsca. Jej ubrania były brudne, włosy potargane, a brudne podeszwy jej butów robiły okropne ślady na kafelkach. Ale co ją to obchodziło. Razem z Elliott podeszła do stojących nad łożem szpitalnym osób. Popatrzyła na Puchonkę, leżącą tam. Prawdopodobnie właśnie się zbudzała. Z niej przeniosła wzrok na Morgane, a potem na Daniela stojącego nieopodal. Popatrzyła na nich pytającym wzrokiem, a potem przemówiła chrapliwym, pełnym żalu głosem, całkowicie niepodobnym do jej zwykłego głosu. - Jak się czuje? - Zapytała. Potem nagle znów postanowiła udawać nonszalancką. Poszła do tyłu, za wszystkich i z rękami na piersi zaczęła się rozglądać po Skrzydle Szpitalnym.
Mając w głowie ostatnią "przygodę" w tym miejscu, opierała się przed kolejnym przyjściem tutaj. Niestety, Kath okazała się osobą bardzo silną i bezwzględnie wprowadziła ją do królestwa pielęgniarza. Spojrzała niezadowolona na ślady, jakie zostawiły na białej posadzce i nie odwracając się wyczyściła je zaklęciem Chłoszczyść. - Witam doktora Lexa. - Uśmiechnęła się do niego, ale i tak wiedziała, że nie będzie on zadowolony z faktu, że tu w ogóle przyszły. Wskazała palcem wskazującym na Kath, a tymże palcem, tyle że u drugiej ręki, pokręciła kółka przy uchu. Miało to oczywiście znaczyć, że kuzynce kręci się w głowie a nie, że jest nienormalna. Przeniosła wzrok na Carmen i widząc, że dziewczyna się budzi, uśmiechnęła się. Puchonka się budziła. Czyżby Lex już jej pomógł? Tak szybko?
Siedział nad Tamarą próbując odpowiedzieć sobie na pytanie które zadała. Co teraz ? Sam nie wiedział i chyba się nie dowie bo jego mózg dziś odmawiał posłuszeństwa i jak na złość nie chciał podawać mu cennych informacji, a jedynie podsuwał to co już wiedział. I pomińmy fakt, że dziewczyna prawdopodobnie pytała się tylko o lunatykowanie. On w tym momencie wziął pod uwagę wszystkie wydarzenie których skutków jakoś nie potrafił sobie wyobrazić. No i dokładnie wiedział, że nie powinien się na to wszystko wściekać, ale z każdą sekundą był tym wszystkim coraz bardziej zirytowany. Oddychaj Dimitri, oddychaj. Dobra i tak by się nie stosował do tych idiotycznych rad typu licz od 10 w dół. To i tak mu nie pomagało bo kiedyś nawet próbował. - Skąd ja mam wiedzieć co teraz ? - W przypływie irytacji podniósł się z miejsca i oparł o ścianę. - Wyobraź sobie, że nie wiem. Po prostu denerwuje mnie to wszystko, wiesz ? Nie wiem zresztą, nie wiem. Trochę się pogubił w tych swoich wypowiedziach, ale trudno mu było ogarnąć wszystkie swoje uczucia, a przecież nie powie jej, że jest rozżalony bo to brzmiało idiotycznie. Stał tak próbując poskładać myśli, a nie pomagały mu w tym tłumy które zbierały się w SS. - Czy wy do cholery oszaleliście ?! - Ryknął w stronę osób które wcale nie wymagały aż tak pomocy medycznej, więc mogą sobie iść, a przynajmniej tak sądził Korotya. - My tu usiłujemy rozmawiać, więc wypieprzać stąd szukać innego skrzydła szpitalnego.
- Spadła z miotły? A, to luzik. Raz dwa ją wyleczę i do wesela się zagoi - zapewnił z szelmowskim uśmieszkiem, potwierdzając swój profesjonalizm i kwalifikacje lekarskie. Lexiu miszczu, co nie? A kto się nie zgadza, ten jest głupi. No nieważne, bo jeszcze dwie osoby by tolerował, ale do SS zaczęło przybywać jeszcze więcej uczniów, a głównie to uczennic. No teraz to się Lexiu, bardzo delikatnie mówiąc, wkurzył. NO KURDE MAĆ CO TO ZA WYCIECZKI PO SKRZYDLE SZPITALNYM?! On rozumiał, naprawdę rozumiał, że trudno jest oprzeć się temu, żeby wejść tu i chociaż przez chwilę móc pogapić się z bezbrzeżnym uwielbieniem wypisanym na twarzy, na zacnego i jakże przystojnego doktora Middletona, ale bez przesady! I o dziwo, połowa tych dziewoi, to te same, co jeszcze niedawno narobiły tu takiego zamieszania, że aż mu się pracować odechciało. Ale on sobie nie da bezcześcić zacnej ostoi spokoju, jego terenu, jego cudownego Skrzydła Szpitalnego, w którym był prezesem! O nie, nie, nie. - Co to ma być?! Robicie ze Skrzydła Szpitalnego jakieś muzeum?! - krzyknął niemal równocześnie z Korotyą. - Wszyscy, oprócz pacjentów wynocha! - warknął, ręką wskazując drzwi. Oczywiście zwracał się tylko do uczniów, którzy siedzieli przy Puchonce, bo Dimitri mógł zostać. Przecież miał zajmować Tamarę rozmową.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Patrzyła na to co tutaj się dzieje.. Ile osób przyszło. Błagała w myślach, by doktor był miły.. Wyrozumiały.. Zerkała cała rozdygotana gdzie popadnie.. A tutaj raz na eliksir, łóżka.. Nie miała jakiegoś celu. Jednak padło, by się wynosili... Morgane wstała z Danielem. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas. Nie wiedziała jak się zachować. - Przepraszamy.. - Powiedziała ze smutkiem w głosie - Już wychodzimy.. Mógłby Pan jakoś nas poinformować o stanie zdrowia Carmen? Kiedy wyzdrowieje? - Wypytywała. Popatrzyła na Ell i Kath jakby chciała powiedzieć, żeby poczekały na nią gdzieś, ale nie tutaj.. Żeby już wyszły, że wszystko przekaże im później. Sama już kierowała się ku wyjściu.
Zatrzymała Morgane ruchem ręki. - Dobrze, już wychodzimy. Przepraszamy, że znowu zawracamy ci głowę, przynajmniej ja. Pozwól jednak, by Morgane została z Carmen. Nie będzie przeszkadzać. - Spojrzała błagalnie na Lexa, odwracając w tym samym czasie przyjaciółkę i delikatnie popychając ją w stronę łóżka Puchonki. No bo przecież nie mogła zostać sama. Ktoś musiał z nią być, po tym co przeszła. Ona nawet nie wiedziała, gdzie jest. Chwyciła Kath za rękę i ruszyła z nią w stronę drzwi. Odwróciła się jednak i spojrzała na Daniela ponaglającym wzrokiem. - Jeszcze raz przepraszam i życzę miłego dnia. - Uśmiechnęła się delikatnie, zamykając drzwi za sobą i dwójką pozostałych uczniów. Zakryła usta ręką i zachichotała cicho. - Kolejny raz mu się naraziłam. - Spoglądała to na Kath, to na Daniela.
// Kath, napisz na korytarzu na pierwszym piętrze ^^//
Faktycznie, ona pytała tylko o lunatykowanie, bo o tym tylko w tej chwili myślała. Nie potrafiła w tej chwili myśleć o niczym innym, bo i nawet nie chciała. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co działo się z nią niedługi czas temu. To było tak niewiarygodne, że nie wiedziała, czy komuś innemu się przydarzyło coś podobnego. Podejrzewała, że nie. Że to tylko ona była tak dziwną osobą, że zdarzały jej się tak osobliwe przypadki wydarzeń. Nie rozumiała już od dawna, dlaczego akurat jej się to zdarzało i to w tak krótkim czasie, na dodatek. Oczywiście, że przytłaczało ją to wszystko i dobijało, jakżeby mogło być inaczej. I jeśli Dimitri był tym poirytowany, to jak ona miała się czuć? Kiedy to ona była najbardziej tą, którą to wszystko dotykało? O dziwo, zawsze w centrum wydarzeń znajdował się też Dimitri, co na pewno mu nie było na rękę. Ale to o niej szeptano pokątnie, za jej plecami, choć dziwiła się, że jeszcze nie wytykano jej palcami. Ale do tego niewiele brakowało, naprawdę niewiele. A sam Dimitri nie pomagał jej wyjść z dołka emocjonalnego, tylko jeszcze pogłębiał go swoim zachowaniem, czy słowami, o, choćby takimi słowami, jak te, które wypowiedział przed chwilą. Można zrozumieć, że naturalnie i dla niego to była ciężka sytuacja, ale powinien był wspierać Tamarę, wtedy byłoby im oboje łatwiej przez to wszystko przejść. A tak? Byli razem, ale osobno. A tak na dłuższą metę się nie da. Nie odpowiedziała nic, bo nawet nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć. Czuła, że dalsze jakiekolwiek jej słowa mogłyby wywołać lawinę wyrzutów i pretensji. Przekręciła się na bok i zamknęła oczy. Już po chwili w kącikach pojawiły się łzy, które zaczęły swobodnie spływać po jej twarzy, choćby ze względu na to, w jakiej pozycji się znajdowała.
Nasz Daniel (wspanialszy od Leksia, trzeba dodac) odpoczywal na pryczy szpitalnej, chwytajac kazdy chaust powietrza. Strasznie podroz tutaj go wymeczyla i nie mial nawet zamiaru tutaj zostac. Usiadl na pryczy rozgladajac sie i jeszcze cicho posapujac. wypil cala butelke wody, ktora mu podala Morg i rozejrzal sie po pomieszczeniu. Wzdygnal sie widzac wystroj i przypominajac sobie film o psychopatycznym doktorze, ktory wygladal zupelnie normalnie. Uslyszal kroki i ktos wszedl do pomieszczenia. Jak zdarzyl zauwazyc byl to pielegniarz a nie pielegniarka, ktory... faktycznie wygladal calkiem normalnie! Spojrzal mu w oczy, ktore tylko mialy zaklamany i zatroskany wyraz. Psychopata! pomyslal natychmiast wstajac. Doktor pochwalil sie jak to wyleczy Carmen, a pozniej wrzasnal. Nie dosc, ze ponieszczenie go przerazalo to jeszcze on! -trzeba wspomniec, ze ojciec zrobil mu glupi zart z "psychopatycznym" doktorem w roli glownej. Od tamtego momentu nie lubi szpitali jakich kolwiek. Doktor wrzeszczal... faktycznie jakis psychopata! W dodatku jakis inny mezczyzna tez zdawal sie drzec na nich. Daniel nie wyrobil. Nie dosc, ze przyprowadza ranna to jeszcze dra sie na niego, ze tu przylazl. -Ej, znajdz sobie inne miejsce do rozmow! a wrzeszczec sobie idz gdzie indziej, bo pacjenci nie potrzebuja wrzaskow!
Daniel zaczal isc szybkim krokiem w strone drzwi. Nie zostanie tutaj ani chwili dluzej, oj nie!
Carmen szeroko otworzyła oczy i rozejrzała się. Kurcze gdzie ja jestem? pomyślała. Nagle dojrzała łóżka z kotarami i tą biel.Zaczęła oddychać,jak ktoś pryz napadzie astmy powtarzając Nie,Nie ,nie,nie ,nie kręcąc przy tym głową,a w jej oczach zabłysł iskierki szaleństwa. Nie zauważała już kompletnie ze jet niedaleko niej Morgan,że wszystko ją boli,najważniejsze było aby się z tą wydostać TERAZ! Carmen z swoim napadem który wyglądał jak astma usiadła i zaczęła się wydzierać,jak w horrorze byle stok ja uratował!
Wpadl do skrzydla szpitalnego, znow zadyszany tele, ze tym razem nie tak bardzo jak poprzednio, bo przebiegl zaledwie kilkanascie metrow. Pomyslal, ze moze ten doktorek zaczyna sie znecac nad pacjentami. Trzymal kurczowo zaciskajac palce na "magicznym patyku". Zobaczyl wydzierajaca sie Carmen. No trzeba ja uspokoic. -Mitescsere Skierowal rozdzke na przyjaciolke. Teraz powinna sie uspokoic.
Chłopak jak na przekór niej chciał uzyskać wszystkie odpowiedzi teraz, co może było egoistyczne z jego strony, ale jak najbardziej uzasadnione. Bo w przeciwieństwie do dziewczyny nie miał ochoty rozmyślać nad tym jak poradzi sobie z ową przypadłością którą u siebie odkryła, wolał raczej skupić się wszystkich wydarzeniach minionych kilku tygodni. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Tamara może być jego zachłannością przytłoczona. On także nie skakałby z radości na wiadomość, że żądają od niego podsumowania nieprzyjemnych wydarzeń, a nawet więcej, oczekują odpowiedzi na to co one zmieniają. No cóż, Dimitri ma to do siebie, że uwielbia utrudniać sobie życie choćby prostymi czynnościami jak unikanie dziewczyny bądź ucieczka od wspomnień. Na dłuższą metę rozwiązanie było beznadziejne, ale póki co całkiem nieźle sobie z tym radził, przynajmniej w swoim mniemaniu. Gdy odwróciła się do niego plecami przez moment tkwił w bezruchu, ale, że milczenie powoli zaczęło zaliczać się do tych rzeczy które również można podpiąć pod te irytujące to obszedł szpitalne łóżko i kucając przy Tamarze ujął jej drobną dłoń w swoją. - Proszę Cię, tylko nie płacz. - Poprosił w chwili gdy dostrzegł łzy płynące z kąciku oczu, a, że nic więcej do powiedzenia nie miał, a przynajmniej tak mu się wydawało to złożył pocałunek na jej dłoni.
Może i rzeczywiście jego zachowanie było jak najbardziej uzasadnione, ale jednak to mimo wszystko nie tłumaczyło tego, jak odnosił się do Tamary. Pamiętajmy, że ona nadal nie zdołała odzyskać pamięci i nadal kochała tylko i wyłącznie Korotyę, dlatego tym bardziej nie rozumiała jego wątpliwości co do jej osoby. Dręczyły ją niespokojne myśli, jedną z nich była choćby ta, która mówiła jej, że Dimitri już jej nie kochał. Próbowała to odegnać, ale, jak na złość, to wracało. Tłumaczyła sobie na różne sposoby, że to nieprawda. Choćby tak, że gdyby naprawdę jej nie kochał, nie byłby tu z nią do tej pory, tylko zostawiłby ją samą, gdy tylko pan doktor zacząłby się nią zajmować. Sam zająłby się czymś znacznie ciekawszym. A został z nią i obserwował, czy nie dzieje się z nią nic złego. Udowadniał, że matrwił się o nią, że mu na niej zależało, choć może gubił się trochę w tym, co robił. Ale ona mu tego nie ułatwiała, jednak nie robiła tego świadomie. Przynajmniej nie teraz. Nie, od kiedy straciła pamięć. Tak, on sobie jakoś radził. Tylko jakoś nie chciał zauważyć, że ona sobie z tym nie radziła. A poza tym... nie można było wiecznie unikać jej ani także uciekać od wspomnień. Kiedyś musiała nastąpić konfrontacja z nimi. Zadrżała, gdy chłopak chwycił jej rękę. Od tej pory drżała nieprzerwanie, czując wewnętrzne zimno. - Nie potrafię... przestać - odparła szeptem. Gdy poczułą wargi Dimitria na swej dłoni, rozlało się w niej jakieś niezidentyfikowane ciepło, które jednak znowu było zastąpione zimnem. Przysunęła się na brzeg łóżka, jakby chciała coś zasugerować.