Skrzydło Szpitalne jest sporym pomieszczeniem, utrzymanym w kolorze oślepiającej bieli, przez co ma się jeszcze większe wrażenie wszechogarniającej czystości. Na całej długości poustawiane są łóżka dla pacjentów, z małą szafeczką obok, zazwyczaj zastawioną przez lekarstwa i słodycze, oraz czasem zasłonięte parawanem, by powstrzymać ciekawskie spojrzenia uczniów w przypadku cięższych chorób.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:37, w całości zmieniany 2 razy
- Jest za co, ale proszę - odpowiedziała, siadając na jednym z łóżek. Zdecydowanie była zbyt pobłażliwa, ale przecież sama jeszcze niedawno była uczennicą, i wiedziała jak nużące i męczące potrafią być szlabany. Poza tym, nie chciała być kojarzona z ,,wredną, złośliwą pielęgniarką". - Pośpiesz się tylko, i zmykaj szybko do dormitorium. Zdaje mi się, że inni nauczyciele nie będą tak łaskawi, biorąc pod uwagę nocne wymykanie się - powiedziała, zaczesując palcami grzywkę na bok.
Namida od razu, bez zbędnego gadania zaczął wycierać szafki i flakoniki na nim, uważając, aby niczego nie stłuc. Takiego bałaganu Namida dawno nie widział... Pomyślał, że właściwie mógłby użyć zaklęcia, i wszystko byłoby na błysk wysprzątane, ale Lightwood siedziała i obserwowała go, więc musiał z tego zrezygnować. - Czy nie lepiej by jednak było... - zaczął cicho - gdybym jednak tu został na noc? Wiem, ze mam to na własne życzenie, ale... mógłbym mieć kłopoty, gdyby ktoś mnie złapał... Może byłaby Pani tak łaskawa, i pozwoliła mi jednak zostać? Obiecuję, że będę bardzo grzeczny! - zastrzegł, rzucając szybkie spojrzenie na Connie...
- Chłopcze, dałam Ci karę, której karą nazwać nie można, przestałam już krzyczeć, a Ty jeszcze masz czelność prosić? - spytała zrezygnowana, załamując ręce. Nie miała już siły się złościć, bo i po co? Złość piękności szkodzi. - Nie, nawet moja łaskawość ma granice. A te właśnie się skończyły, więc pośpiesz się trochę, bo w takim tempie nie zdążysz do rana - odpowiedziała, przyglądając się wypielęgnowanym paznokciom. - Daleko do lochów nie masz, więc nie sądzę, żeby którykolwiek z nauczycieli Cię przyłapał - powiedziała obojętnym tonem.
Przez cały czas milczała. Nie odszczeknęła się pielegniąrce ani nic nie powiedziała do Namidy. Nie chciała pakować go w jeszcze większe kłopoty szczególnie, że i tak wyręczył ją już w szlabanie. Uśmiechnęła się tylko do niego lekko. Zarumieniła się lekko, kiedy to znowu chłopak starał się z nią zostać. Żałowała, że Scar nie pozwoliła. Właściwie sama mogła zrobić jedno, chociaż zapewne straci przy tym całą swoją arogancję i dumę razem wzięte. -Chyba rzeczywiście będzie lepiej jak zostanie. Odrazu mniej mnie noga bolała- Powiedziała najbardziej uprzejmym tonem na jaki potrafiła się zdobyć, po czym dodała. -Proszę? Nie jesteśmy parą więc nie będzie się tu działo nic niepokojąceg- Zamilkła wpatrując się w kobietę raz po raz krzywiąc się z bólu. Następnie zwróciła się do Namisia. -Daj trochę tego szkła, to ci pomogę.
- No cóż... W takim razie szybko skończę i znikam. - powiedział w końcu, nie kryjąc niezadowolenia. - Dam sobie radę, nie zostało wiele. - zwrócił się do Connie, i na nowo zaczął czyścić półki... Cóż, jakoś chyba przeżyją, jak się trochę nie będą widzieć, nie? Kiedy skończył, zwrócił się znowu do Scar. - Skończyłem. Mam już iść?
- Oczywiście, że masz. Nie zrobię ustępstwa, przykro mi - powiedziała, z zadowoleniem spoglądając na czyściutkie półki. Nie mogła pozwolić na coś takiego, chociaż zauważyła, że oboje byli mili. Znaczy chłopak był, a dziewczyna wyraźnie się starała. Czyżby Scar była jedną osobą dorosłą, która usłyszała coś w miarę grzecznego od panny Tenebres? Prawdopodobnie. - Żegnam Panie Kirei i mam nadzieję, że tej nocy nie zaszczyci Pan swoją obecnością Skrzydła Szpitalnego - powiedziała uprzejmie, wstając. Gestem ręki wskazała drzwi, wyraźnie pospieszając Ślizgona.
- Dobrze... Do widzenia. Do zobaczenia, Connie. - pomachał jej jeszcze na pożegnanie. Chciał zwyczajowo dać jej buziaka w policzek, ale przy kobiecie wolał sie nie wychylać. Wystarczy, że uczniowie o nich plotkowali, reszta Hogwartu nie musiała.
-Cześć- Mruknęłą do Namidy niezadowolona, że plan się jednak nie powiódł. No trudno, nie umrze bez niego chociaż pewnie wynudzi się na śmierć. A może? W końcu prawdopodobnie się uzależniła. Pacnęła się w głowę za własną głupotę myśli i położyła wielce zdenerwowana. Syknęła czując ból, jednak mogła ruszyć kolanem bez większych problemów. Właściwie łydką też, ale wtedy czuła niesamowicie bolesne kłucie w niej. Mogła sobie wziąść książkę.
- Do widzenia, do widzenia - powiedziała, zamykając drzwi za chłopakiem. Odwróciła się do Connie. Odrastanie kości sprawiało jej zapewne okropny ból, ale nie prosiła o nic przeciwbólowego, więc raczej dawała radę. - Postaraj się zasnąć, dobrze? Chyba, że czegoś potrzebujesz? - spytała, opierając się o o ścianę, i krzyżując ręce na piersiach. Spojrzała na zegarek. Było strasznie późno. Ależ ten czas zleciał - pomyślała zaskoczona.
Był już środek nocy. Constance od rana bolała głowa. Próbowała już różnych sposobów na pozbycie się bólu, jednak żaden z nich nie poskutkował - podziałał może na pół godziny. Poza tym od pewnego czasu dręczyła ją bezsenność. Tu także nic nie działało, a nie miała w swoich zapasach Eliksiru Słodkiego Snu. Owinęła się więc szlafrokiem i zeszła do Skrzydła. Gdy była już przy wejściu, minęła jakiegoś ucznia, na co się zdziwiła, bo przecież była cisza nocna. Z drugiej jednak strony mógł on także potrzebować pomocy medycznej, jak i ona. Weszła do pomieszczenia i od razu skierowała się w stronę pielęgniarki. Kątem oka zauważyła jeszcze jakąś uczennicę, obecną pacjentkę panny Lightwood. - Witaj, Scar - szepnęła do niej - moja droga, mam do ciebie prośbę.
Gdy Scar czekała na odpowiedź pacjentki, ktoś wszedł do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka odwróciła się w stronę drzwi, patrząc, kto też mógł odwiedzić ją o tak późnej porze. Ku swojemu zdumieniu, zauważyła Constence Pernelle - szkolną bibliotekarkę a tym samym swoją dobrą znajomą. - Oh, witaj Constance - przywitała się z uśmiechem. Była mile zaskoczona wizytą koleżanki, nawet jeśli ta potrzebowała czegoś od pielęgniarki. Ostatnio widziały się... Scar właściwie nie pamiętała. Na Malediwach? Tak, właśnie tam. Jak widać, Constance również cierpiała na brak snu, skoro o tak późnych porach urządzała spacery po zamku. Wprawdzie bezsenność Scar wynikała z zbyt dużej ilości kofeiny, ale ten fakt możemy przemilczeć. - Słucham, coś się stało? - spytała, podchodząc do bibliotekarki.
Nic nie odpowiedziała. Nie ptorzebowała jakiś leków czy czegoś. Ból bólem, ale poradzi sobie. To taka mała zaprawka na przyszłość, bo podejrzewała, że nie ostatni raz zarobiła tym zaklęciem i to nie ostatni raz od Ver. Może i przeszywało jej nogę, ale niedługo to się napewno skończy i będzie mogłą stąd isć. Spojrzała na zegarek. Było ok. 2 w nocy, albo jej źle chodził. Po jakimś czasie usnęła, a śniły jej się prosiaczki, które rozdają wszystkim na około białe chryzantemy.
Próbowała uśmiechnąć się, jednak głowa tak bardzo jej dokuczała, że nie mogła zdobyć się na nic więcej, jak tylko na niewyraźny grymas. Który nie dodawał jej urody. A i tak nie wyglądała dobrze. Miała cienie pod oczami, powstałe z niewyspania. Na co dzień ratowała się zaklęciami maskującymi, jednak na noc zdejmowała je, a wtedy było widać, jaka była zmarnowana. A przecież była młoda, powinna wyglądać kwitnąco. - Od jakiegoś czasu mam problemy ze snem, no i od rana boli mnie głowa - wytłumaczyła. Miała już dawno iść do Scar, ale bagatelizowała bezsenność. Ból głowy zmusił ją do wizyty w Skrzydle.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że Constance jest w marnym stanie. Teraz gdy bardziej przyjrzała się bibliotekarce, zauważyła sińce pod oczami, poszarzałą cerę. Scar raziło to podwójnie, gdyż jako pielęgniarce jej zaczęły nasuwać się mroczne wizje wszystkich chorób, które mogły dopaść znajomą. Starała się uspokajać, że to tylko niewyspanie i zmiana klimatu. Co jak co, ale chłodne, rześkie powietrze Wielkiej Brytanii znacznie różniło się od wiecznie gorących, dusznych plaż, na których spędzała wakacje. - Faktycznie - przytaknęła. - Nie wyglądasz na wyspaną i radosną - mruknęła Scar, myśląc co mogłoby pomóc Constance. Podeszła do szafki z eliksirami (jak ładnie lśniła!), i zaczęła w niej szperać. W końcu znalazła dwa eliksiry, które były pomocne w takich właśnie przypadkach. - Proszę, tu masz Eliksir Słodkiego Snu - powiedziała, podając bibliotekarce jeden z małych flakoników z tym specyfikiem. - Sądzę, iż nie muszę Ci tłumaczyć jak go zażywać. - A to wypijesz, gdy już wstaniesz. Tylko najlepiej po śniadaniu. To dodaje energii, więc bóle głowy i zmęczenie zniknie jak ręką odjął. - Tym razem podała kobiecie ohydny w smaku, choć skuteczny eliksir w niewielkiej fiolce. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, po czym rozejrzała po sali. Zauważyła, że jej pacjentka nie odpowiadała, bo w końcu usnęła. Przynajmniej przez sen nie będzie boleć ją noga - pomyślała Scar, odwracając wzrok z powrotem na Constance. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytała znajomej, opierając się barkiem o ścianę. Dopiero teraz poczuła się tak naprawdę zmęczona. Postanowiła, że kiedy tylko znajoma pójdzie, to swoje kroki natychmiast skieruje do łóżka i w końcu się wyśpi.
Obudziła się po jakimś czasie. Nie miała pojęcia która jest godzina. To też ziewnęła szeroko i przetarła oczy. Była trochę zaspana to też przetarła powieki i postawiła nogi na ziemię. Kiedy to w jednej poczuła ból odrazu przypomniało jej się wszystko. Jednak niesamowite było, że potrafi ruszać już palcami u nóg. Najwyraźniej pielęgniarka, chociaż nielubiana znała się na rzeczy. Spróbowała wstać, ale zachwiała się i spowrotem klapnęła na łóżko. Jeszcze kilkanaście minut i pewnie będzie mogła wrócić do swojego łóżka w dormitorium i do Pyszczka!
Faktycznie, jak pomyśleć, to mogły te dolegliwości być spowodowane zmianą klimatu. Zresztą, nie mogła przyzwyczaić się do klimatu Szkocji, który różnił się od tego, jaki panował w ojczystym kraju Konstancji. No i jeszcze tyle czasu spędziła na Malediwach, że powrót był szokiem dla jej organizmu. Wysłuchała uważnie poleceń Scar i pokiwała głową na znak, że wszystko zrozumiała. Wzięła flakoniki do rąk. - Nie, to już wszystko. Dziękuję i do zobaczenia - odparła, po czym wyszła z sali, kierując się w stronę swego gabinetu.
- Ależ nie ma za co, dobranoc - powiedziała do Constance, gdy ta już wychodziła. Jeszcze raz spojrzała na przebudzoną Connie, która próbowała się podnieść, niestety- bezskutecznie. Kość będzie jeszcze odrastać, a ból zapewne jeszcze nie minął. Scar postanowiła, że ze Skrzydła Szpitalnego, do dormitorium wypuści ją dopiero późnym rankiem. Scar ziewnęła, przeciągając się. Swoje kroki skierowała do gabinetu, w końcu i ona musi odpocząć.
Uprzedniej nocy nie spała za dobrze. Kiedy myślała, że prawie cały ból minął zaczęło się na nowo. Długo wierciła się na łóżku. W końcu z wycieńczenia znów usnęła. Obudziła się dopiero rano. Leżała chwilę bezwiednie patrząc się w sufit. Otarła łezki, która wyołynęły wcześniej z jej powiek. W końcu zrozumiała, że chyba minęło wystarczająco czasu. Lekko wystraszona kolejną falą bólu poruszyła nogą, ale nic nie poczuła. Najwyraźniej wszystkie kości były już na swoim miejscu. Rozejrzała się za pielęgniarką. Ta najwyraźniej była już w swoim gabinecie. Może uda się dziewczynie wymknąć? Wstała i zrobiła kilka kroków.
Scar wstała stosunkowo wcześnie a pomimo to, była bardzo wyspana. Po porannej toalecie, ubrana i gotowa do pracy, skierowała się do SS, żeby sprawdzić co z jej pacjentką. Jak zauważyła, Tenebres już nie spała, a nawet spacerowała po sali. - Dzień dobry, Tenebres. Widzę, że z nogą już wszystko w porządku. Możesz już wracać do siebie - powiedziała uśmiechnięta. - Jeśli coś będzie nie tak, to przyjdź do mnie natychmiast. Sądzę jednak, że nic się nie będzie dziać - zapewniła, zakładając swój biały fartuch pielęgniarski. Dopiero czując burczenie w brzuchu zdała sobie sprawę z faktu, że jest głodna. Postanowiła więc, że gdy tylko pacjentka sobie pójdzie, Scar na pewno skieruje się do WS, i zje porządne i treściwe śniadanie.
-Dziekuje- Mruknęła na odczepnego i wzięła kilka swoich rzeczy. Ver wyjątkowo postarała się, żeby to była dla Connie najgorsza noc w życiu... ale jej nie wyszlo. Chociaż, gdyby Namida się tu nie przemknął byłoby o wiele gorzej. Z lekkim uśmiechem ruszyła w stronę lochów.
Wparował szybko do skrzydła szpitalnego, dysząc nerwowo ze zmęczenia. Jego kondycja nie przewidziała biegania przez zamek w tempie tak szybkim, by nikt nie zauważył jego wyglądu. Rozejrzał się pospiesznie, szukając wzrokiem pielęgniarki, której jakoś nie mógł znaleźć. - Dzień doooobry! Halooo! - zawołał w głąb sali, czekajac na jakąś odpowiedź. - Jestem umierający!
Scar szukała różdżki w gabinecie, gdy nagle usłyszała jakieś wrzaski w SS. Przedmiot, którego szukała, odnalazła w szufladzie biurka. Chwyciła różdżkę i weszła do sali, z której dochodziły krzyki. Jej oczom ukazał się prefekt Ślizgonów. - Dzień dobry - odpowiedziała chłopakowi, lustrując go wzrokiem. - Nie przesadzasz z tym umieraniem, Aładin? - spytała uśmiechnięta. - Co się stało?
Ostatnio zmieniony przez Scar Lightwood dnia Pon Wrz 20 2010, 22:57, w całości zmieniany 1 raz
Prychnął, śmiertelnie urażony. Doprawdy nie pojmował, jak możnabyło tak lekceważyć objawy zaklęcia, którym został potraktowany przez tego...tfu! Niech zczeźnie. - Valentin mnie zaatakował zupełnie bez powodu, proszę zobaczyć, co mi zrobil! - jęknął rozpaczliwie, rozkładajac dłonie w cierpiętniczym, iście bezradnym geście. - W dodatku jakiś młodzik z Gryffindoru, który Valentina do tego podpuścił, miał czelność potraktować mnie innym zaklęciem, teraz nie mogę czarować! Czy to nie bezczelność?
Spojrzał na nią prosząco, choć wyraz jego twarzy musiał być komiczny w połączeniu z tymi wszystkimi bąblami. - Umieram.
Pielęgniarka dopiero zauważyła, że chłopak nie dość że jest w magicznej bańce, to ma jeszcze pełno bąbli na twarzy. Cudem powstrzymywała się od parsknięcia śmiechem. W końcu nie może, to byłoby nie profesjonalne. Różdżką trzymaną w dłoni, wycelowała w chłopaka, po czym wymówiła formułkę zaklęcia: - Finite. Magiczna bańka zniknęła, więc Scar mogła zająć się leczeniem jego twarzy. - Co za okropny chłopak! - powiedziała z dobrze udawanym przejęciem. - A Gryfonom nigdy nie można było ufać... - Facepure! - powiedziała z różdżką wycelowaną w jego twarz. - Proszę - mruknęła wyraźnie zadowolona. - A i gwarantuję, że nie umrzesz. No przynajmniej nie dziś - dodała po dłuższym zastanowieniu.
Od razu uśmiehcnął się zadowolony, gdy pielęgniarka przyznała mu rację. Cóż, w końcu nic dziwnego, nie od dziś wiadomo, że Narciss zawsze ma rację. Ach, a przynajmniej wtedy, gdy chodzi o jego twarz. Wówczas nigdy nie może się mylić. Westchnął cicho, dotykajac swojego policzka. Wręcz nie mógł powstrzymać się od radosnego spojrzenia, gdy jego policzek okazał się być delikatny i gładki niczym jedwab. - Och, ślicznie dziękuję, droga pani! - niemal melodyjnie zaśpiewał, poprawiając włosy tak, by cały świat mógł podziwiać jego urode bez przeszkód w postaci kosmyków włosów. - Do widzenia! - kzyknął, wybiegajac z sali.
Scar wywróciła oczami widząc samozachwyt Narcissa. Jednak uśmiechnęła się, widząc wdzięczność i zadowolenie chłopaka. W końcu, Scar lubiła pomagać innym, może i dlatego zdecydowała się na taki, a nie inny zawód. - Proszę, Aładin. Nie ma za co - odpowiedziała z uśmiechem na ustach. - Do widzenia! - odkrzyknęła za nim, po czym wyszła do swojego gabinetu.