W klasie króluje tajemniczy kurz, a spokój emanuje z każdego zakątku mistycznego pomieszczenia. Wyborne witraże ozdabiają okna od wewnętrznej strony pomieszczenia, zaś na zamek od zewnątrz tracą wpływ. Młoda nauczycielka przyozdobiła każdą ławkę zielonymi i przydługawymi obrusami, co stylowo kontrastuje teraz z ścianami. Ściany zaś pokrywają wymyślne wzorce, powstałe już na początku legendarnego zamku. W pomieszczeniu brakuje świeżego powietrza, a stłumione światło resztkami sił wpada do klasy przez harmonijnie określone witraże. Dokładnie o godzinie 19:30 światło tworzy malowniczą mozaikę węża, lwa, borsuka i kruka. Herbów wszystkich domów Hogwartu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Historia magii
Wchodzisz do Klasy Historii Magii, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Historię Magii. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany znany Ci Aden Morris oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Traustnitz. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie lub wykonać polecenie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Z czego zasłynął Burdock Muldoon? Podaj lata jego życia. 2 – Podaj kilka faktów z życia Gellerta Grindelwalda oraz podaj lata jego życia. 3 – W jaki sposób Gregory Przymilny zdobył fortunę? Czyje zaufanie zdobył? 4 – Podaj kilka faktów z życia Morgany le Fay. Czyją siostrą (przyrodnią) była? 5 – Opisz Urica Niegodziwego i wyjaśnij z jakimi stworzeniami miał do czynienia. 6 – Kim była Wendelina Dziwaczna i z czego zasłynęła?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Uporządkuj chronologicznie obrazy związane z bitwą o Hogwart. 2 – Zniszcz zaklęciem Bombarda modele twierdz, które poległy przed XV wiekiem. 3 – Po cechach charakterystycznych rozpoznaj czarodzieja - widzisz go w wysokim lustrze. 4 – Po wizualizacji rozpoznaj wydarzenie - zanurzasz głowę w myślodsiewni. 5 – Oczyść czaszkę z piachu i pyłu, uważając, aby jej nie uszkodzić w żaden sposób. 6 – Rozpoznaj legendarne artefakty i przyporządkuj je do odpowiedniego czarodzieja.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ujemne punkty spłynęły po niej jak po kaczce. Poprzednie osiem zakręconych lat było przed tym genialną szczepionką. Z resztą nawet wtedy, gdy traciła je z Lysandrem na wyścigi, jej ostateczny bilans był dodatni, podejrzewała więc, że może nawet inni Gryfoni się na jej wybryki uodpornili. Posłała Morgan krótkie spojrzenie, ale ani drgnęła w jej stronę. - Nie dałam przykładu niczego, bo do żadnych mediacji jeszcze nie doszło i nie sądzę, by dziś miało dojść - zauważyła, odważnie patrząc w oczy nauczycielowi - Mediacji nie przeprowadza się przy postronnych świadkach i do mediacji strony konfliktu powinny mieć czas się przygotować - zrobiła krok w stronę profesora i zwróciła się tym razem tylko do niego - Dobrze pan wie, że Lazar nie ma szans poradzić sobie w mediacjach. Nie zna ani naszych praw, ani obyczajów. Nawet z językiem ma problem. Ten goblin wmówi mu, co tylko zechcę. Stawianie ucznia z wymiany w takiej sytuacji uważam za zwyczajnie chamskie. Zanim wycofała się do ławki, wróciła jeszcze do Lazara. - Pamiętaj, że na nic nie musisz się zgadzać. Jeśli nie nie dogadacie się tak jakbyś chciał, możesz mu powiedzieć, żeby się gonił - wyrzuciła z siebie jak z karabinu, po czym przybliżyła się, mówiąc mu do ucha - Dearów ci nie załatwię, ale popytam co da się zrobić u siebie w Biurze i we Współpracy Międzynarodowej. Coś się na pewno uda załatwić. Poza tym masz zakichane prawo do powołania świadków obrony, a trochę ich tu masz. Zdobimy w Gryffie ściepę na koszty procesu. Nie pieniaj. Chciała powiedzieć mu jeszcze mnóstwo rzeczy, ale czuła na sobie spojrzenie nauczyciela, goblina i pewnie jeszcze kilku innych osób. Zacisnęła wargi i wcisnęła Lazarowi do rąk swoją aktówkę. - Masz. W ostatniej przegródce są różne kodeksy - może Ci pomogą i nie będziemy potrzebować planu B. Rzuciła ostatnie spojrzenie goblinowi i usiadła w ławce z Morgan. - Sory, ale guzik mnie to obchodzi - przeprosiła koleżankę, gdy ta chciała wyjaśnić jej zadanie. Całą swoją uwagę poświęciła "mediacjom".
@Lazar Grigoryev, oddaję Ci moją aktówkę, w której oprócz kodeksów jest błogosławiony różaniec +2, świetlik +3 i kamienie runiczne +1
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Próbował nadążyć za tym, co działo się właśnie na lekcji. Był chyba w zbyt wielkim szoku. Nie potrafił już się odnaleźć w tym, o co chodziło profesorowi. Nie był też w stanie zliczyć minusowych punktów, które przez ten kwadrans zebrał Gryffindor. Czuł się strasznie podirytowany i z minuty na minutę żałował coraz bardziej tego, że wstał na te zajęcia. A miało być tak pięknie... I wtedy stało się coś, czego Bruno nie ogarniał jeszcze bardziej. Jego kolega z grupy, @Lazar Grigoryev miał iść do sądu?! Whaaaat. Bruno patrzył zamiennie to na niego, to na profesora, to na szanownego gościa specjalnego. I wybałuszał oczy coraz bardziej. Chciał się nawet wtrącić w tę absurdalną dyskusję o kilka galeonów, ale Lazar dał mu wyraźny znak, by tego nie robił. Posłusznie zamknął usta, jeszcze zanim wydobył z nich jakikolwiek dźwięk. Kilkoro studentów starało się wybronić Grigoryeva. Tarly starał się skupić na tym, jakie zadanie mu przydzielono. Ale ciągle miał z tyłu głowę tę sprzeczkę i chorą sytuację. To w końcu jak bardzo przesrane ma Lazar? Pokręcił głową z niedowierzaniem i z naburmuszoną miną poszedł za grupą. Ławki się rozstąpiły, a on dostał swoją rolę: należał do izby prawników. Dołączył się do reszty osób, z którymi był aktualnie w zespole. Udało mu się zebrać 3 dekrety, które rzekomo miały pomóc w rozprawie. Przejrzał je na szybko, jednak nie był jednego pewien. Postanowił, że przejrzy dokumenty jeszcze raz i się upewni. Dopytał też osób z grupy, co sądzą. Okazało się, ze ten trzeci jest nieprzydatny. Fascynujące, doprawdy. Niemniej jednak - jakiś wkład w pracę zespołową miał. Czy mu się ta lekcja podobała, czy nie - starał się robić to, co należało do jego obowiązków i nie narażać się profesorowi.
Pkt z historii magii: 0 Kości:5, + nieparzysta Zysk/strata: brak? Znalezione dokumenty: +2 znalezione dokumenty Ukradzione/oddane: "Siódme przykazanie: nie kradnij" więc nie kradnę
^ przepraszam za ten gunwopost, ale chcę się po prostu wyrobić z deadline'm, nie mam czasu na nadrabianie wątków, wiem tylko tyle, że mój kolega z ławki ma przypał :<
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nie licząc zamieszania wokół nauczyciela i pyskatego przyjezdnego, który, chcąc nie chcąc, był poniekąd jej podopiecznym, skoro reprezentował czerwone barwy, raczej nie była w stanie skupić się na niczym, co działo się w sali. Ta krew kompletnie zbiła ją z tropu i sprawiała, że czuła się, jak skończona idiotka, obawiając się reagować na otwartą ranę zaklęciami z przewodnią myślą pod tytułem 'przecież tą różdżką to najwyżej zrobisz sobie jeszcze większą dziurę w głowie'. Nawet jednak w tym stanie były kwestie, których nie była zdolna zignorować. - Profesorze. Muszę wyjść do skrzydła szpitalnego. - zadeklarowała, podnosząc wcześniej dłoń, aby zasygnalizować, że ma coś do zgłoszenia. Proszenie o pomoc z czymś, co nie do końca rozumiała nawet nie przyszło jej do głowy. Bo niby kto miałby łatać jej rozdarte bez przyczyny czoło? Podniosła się z miejsca, przekazała wszystkie swoje dokumenty pierwszemu Gryfonowi, jakiego mijała, zmierzając w kierunku drzwi (a przy okazji jedynemu Gryfonowi z jej grupy - @Bruno O. Tarly), życząc mu powodzenia, po czym nachyliła się jeszcze nad Gunnarem. - Nie kopie się swoich, Ragnarok. - nawet nie kryła niechęci, jaką zdołał sobie w niej zbudować. Być może powód był błahy, ale w stanie, w jakim była i w okolicznościach, gdy raz na zapewne cały rok szkolny mieli okazję połączyć siły we wspólnym celu popełnić coś takiego, jak kopanie dołków pod własną grupą? Nie, Gunti. Po prostu nie. - Na odchodne chciałabym przyznać dziesięć punktów Gryffindorowi za zachowanie panny Wykeham. Braterstwo jest czymś, na co powinniśmy zwracać uwagę bardziej, niż na szkolne fraczki albo galeony. - nie miała pojęcia, czy może się wciskać profesorowi w rozdawnictwo punktów i miała to gdzieś. Chwilę później, stojąc już w progu, rzuciła na blat znajdujący się przed milczącym dla odmiany przyjezdnym sakiewkę z podaną przez siebie przed chwilą potężną kwotą, będącą równowartością mniej więcej kremowego piwa w Trzech Miotłach. Chciała jasno dać do zrozumienia, że nawet, jeżeli nie popierała sądowniczych sposobów dwójki prowadzących, to w pierwszej kolejności wolała, by to lokaty brunet wrzucił na luz i postępował zgodnie z zasadami lekcji. A potem, z krwią lejącą się już po nosie, brodzie i kapiącą na drewnianą podłogę, opuściła salę.
[z/t]
// Caele -> Szanuję pomysł i zaangażowanie w tworzenie tej lekcji oraz odgrywanie gościa-goblina + trzymanie się przez Caine'a własnego kodeksu moralno-regulaminowego. Nie chcę moim wyjściem zrobić nikomu na złość, co starałem się dosyć wyraźnie zaznaczyć w treści posta. //
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
— Merlinie… — mruknął, charakterystycznie przeciągając głoski, zaczynając swoją wypowiedź w wyraźnym, sardonicznym tonie. Nie wiadomo czy w reakcji na to co właśnie działo się na tych zajęciach, czy odpowiadając na słowa gryfonki. Pokręcił lekko głową na boku. — Dziękuję za uświadomienie, panno Wykeham. A już myślałem, że znajdujemy się na sali sądowej, a nie na lekcji, z której każdy z nas mógłby coś wynieść – uśmiechnąłby się zagadkowo kątem ust, dla przypieczętowania cynicznego charakteru swojej wypowiedzi, ale zaryzykowałby stwierdzeniem, że uczniowie i tak mogliby ten gest opacznie zrozumieć, dlatego pozostawił podobne uśmiechy tym, którzy doceniają ich wartość i głębię. Zażenowany do tego stopnia poziomem wychowania obecnych tu uczniów, już nawet nie wiedział, czy powinien traktować ich zachowanie poważnie. Jednak odchrząknął, nie zdradzając swoją postawą, jak bardzo miał ochotę wykpić uczniów za ich brak dystansu do siebie i do innego charakteru prowadzenia zajęć. Zapamiętał na przyszłość, że jednak nudne tłuczenie im do głów dekretów i kazanie zapamiętywania słów z tysiącstronnicowych książek było znacznie lepsza techniką edukacyjną niż inicjonowanie rozpraw sądowych i mediacji. W tym samym momencie zerknął na zegarek na ręku, a jako, że wskazówki wskazywały, że czas zajęć skończył się już pięć minut temu, dodał bez wyrazu: — Koniec lekcji. Zainteresowanych przeprowadzeniem rozprawy zapraszam po lekcjach do mojego gabinetu. Panno Lanceley. Może pani iść. Swoje uwagi prześlę pani pocztą. Zwrócił się do prefekt naczelnej, sugerując jej, że jednak czekanie po zajęciach w obecnych okolicznościach nie będzie konieczne. — Panie Dunbar, czy może pan upewnić się, że panna Davies dotarła bezpiecznie do Skrzydła Szpitalnego? Czy mogę na pana liczyć? Miał do załatwienia równie naglącą sprawę. Udobruchanie Wolfryka Grzmotomłota. — Panno Wykeham. Napisze mi pani wypracowanie o wzajemnym szacunku między przedstawicielami różnej społeczności czarodziejskiej i etykiecie szkolnej, z uwzględnieniem relacji uczeń-nauczyciel pod rygorem dwudziestu punktów minusowych dla domu, jeśli nie dostanę go na swoje biurko do końca tego tygodnia. (tj. 24.11, min. 250 słów)
Lazar:
Z powodu braku reakcji na ingerencję kostkową, uznaję, że Caine zapłacił goblinowi pięć galeonów z własnej kieszeni. Przez brak czasu na lekcji, nie zdążył przedstawić grupie przykładu mediacji, dlatego zdecydował się rozwiązać konflikt z goblinem na własną rękę.
Niezależnie od wyniku Twoich kostek, nauczyciel i tak planował opłacić cię przed goblinem. Chociaż w przypadku, gdyby goblin przegrał inicjowane mediacje – miałaś szansę wygrać tą sumę, którą on mógł zapłacić Tobie za niesprawiedliwe posądzenie o kradzież.
Podsumowanie:
1 pkt kuferkowy za ukończenie 1 etapu lekcji 2 pkt kuferkowe za ukończenie 2 etapów lekcji obecność - 10pkt dla domu
Immunitet:
Zwalnia z pisania pracy domowej (niezależnie, czy wygrana osoba ją napisze, czy nie, dostaje punkt kuferkowy,), chociaż mimo wszystko zachęcam do pisania. Immunitet zostanie przyznany w edycji tego posta dnia 22.11 ok. godz. 21:00.
W związku z zaistniałymi okolicznościami i trudnościami w dalszym prowadzeniu lekcji, kolejnego etapu jednak nie będzie. Gdyby ktoś był ciekaw co było dla was przygotowane mogę przeprowadzić zajęcia pozalekcyjne dla zainteresowanych w gabinecie profesora. W związku z tym, że byłby to etap dopełniający zaczęte zajęcia – nie byłby nagradzany punktami do kuferka, ale dla domu jak najbardziej. Zapraszam bardzo ciepło zaangażowanych i chętnych do zabawy!
Czas nadrobienia etapów zostaje wydłużony do 22.11. aby każdy z was, kto ma chęć je dopisać, miał jeszcze szansę to zrobić.
|zt dla tych, którzy nie chcą kończyć etapów, chętnych do zajęć pozalekcyjnych zapraszam na pw
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Udaje ci się znaleźć cały plik przydatnych dokumentów, ale gubisz połowę ich zawartości i ktoś inny zabiera ci je sprzed nosa (0 przydatnych dokumentów dla Ciebie, +1 znaleziony dokument dla osoby, która napisze post po Tobie)
Był zirytowany i stracił motywację do aktywnego uczestniczenia w zajęciach, zwłaszcza że cała sytuacja zrobiła się napięta. Harriette posprzeczała się z Shercliffe'm i straciła sporo punktów dla domu, choć w pewnych kwestiach trudno było nie przyznać jej racji. Zresztą jemu też. Sytuacja była zawiła i podejrzewał, że nauczycielowi trudno było dojść z tym wszystkim do ładu. W końcu podzielono ich na dwie grupy, a on znalazł się w grupie oskarżycieli. Sam nie wiedział czy pasuje do tej roli, ale nie protestował. Siedział sobie w miarę cicho dopóki nie musiał wstać po dokumenty. Wówczas przejrzał je i na szybko wybrał kilka, które wydawały mu się naprawdę dobre. Jaka szkoda, że nie zauważył, że po drodze wypadły mu one z rąk i do swojej grupy powrócił z niemalże pustymi rękoma. Nie przyniósł nic przydatnego.
Pkt z historii magii: 7 Kości:2 Zysk/strata: 0? Znalezione dokumenty: 0 Ukradzione/oddane: 0
Po żywiołowej reakcji Meluzny na impertynencje Ragnarssona skierowane w jej stronę, Theo doszedł do wniosku, że jednak wcale tak nie miało być. W głowie mu się takie troglodyckie zachowanie i wymuszone czułości nie mieściły, Meluzynie zresztą też, więc - mimo tego, że wiedział, że Krukonka świetnie poradzi sobie sama - podjął męską decyzję, że po zajęciach rozmówi się z Islandczykiem i wszystko mu dosadnie wygarnie. Rozumiał, że krew nie woda, a w żyłach Gunnara płynęła ta wikingów, ale to wcale przecież nie znaczy, że ma zachowywać się tak jak oni i przywłaszczać siłą, co mu tylko w oko czy rybacką sieć wpadnie, bo tu jest Wielka Brytania i zasady mamy zgoła inne, a i przyzwoitości więcej. A jak już chce sobie pocałunki od Meluzyny skradać, to niech najpierw skradnie jej serce. Przytaknął Pennifold, dumny z tego, jak brawurowo dała Ślizgonowi łupnia opasłym tomiszczem do historii magii, mrucząc półgębkiem coś o tym, jaki straszny z niego pajac - jak się miało okazać, nie ostatni, który podczas dzisiejszych zajęć miał dać popis swojej błazenady. Szczególnie mocno ubodło go bowiem zachowanie prefekt naczelnej, która z jakiegoś powodu poczuła się upoważniona do ingerencji w cudze życie, transmutując każdy nieregulaminowy strój w szkolny mundurek. Theodore, który ostatnie powiewy niezależności od żelaznej pięści dziadka właśnie tym nieszczęsnym strojem przejawiał, poczuł się na tyle tym zamachem Lanceley na jego autonomię oburzony, że w głowie zaczęły mu się formułować naprawdę paskudne epitety i tylko głębokie pokłady autokontroli powstrzymywały go od tego, żeby ich głośno w jej stronę nie wygłosić, a posłane przez Cassiusa w stronę jej płomiennych włosów w trakcie lekcji mugoloznawstwa Incendio przestało jakoś dziwić. Po wysłuchaniu porywającego wystąpienia Pennifold, w którym wyłapał kilka zaowalowanych aluzji do barbarzyńskiego występku Gunnara, przywitał ją w ławce brwią i ustami wykrzywionymi w pełnym aprobaty grymasie oraz dumnym “Widzimy się w Wizengamocie”. Oprócz tego jego zainteresowanie wzbudził incydent z udziałem silnie zaciągającego ze wschodnim akcentem studenta, który najwyraźniej uraził dumę ich dzisiejszego gościa, nie chcąc zapłacić mu pięciu galeonów. Courtenay, który dla dobrej zabawy (za jaką tę lekcję uważał), był w stanie wyczyścić zawsze hojnie wypełnioną skrytkę bankową do cna, początkowo nieco sceptycznie podszedł do oburzenia studenta z wymiany. Szybko jednak zreflektował się, że tu może wcale nie o przekorę chodzi, a o zwyczajną zdroworozsądkową oszczędność, cechującą ludzi, którzy urodzili się… mniej uprzywilejowani niż on. Wewnętrznie zmieszany własnym brakiem refleksji i zbyt pochopną oceną sytuacji postanowił skupić się na kolejnym zadaniu, w którym, wraz z resztą jego grupy, przyszło mu zmierzyć się z rolą oskarżyciela. Najpierw jednak wśród sterty papierów musiał odnaleźć te jakkolwiek wartościowe. Nieco flegmatycznie, ale przy tym dość metodycznie zaczął skanować wzrokiem porozrzucane dokumenty, jednak wszystkie w całym tym bałaganie zlewały mu się w jedną, bezkształtną masę druku, w dodatku wydzieraną sobie z rąk przez bardziej ambitnych i pochłoniętych żądzą rywalizacji uczniów. Mocno zniechęcony tym bałaganem wycofał się nieco w tył i w tym samym momencie zaobserwował leżącą pod ladą mocno nadgryzioną zębem czasu i częstego eksploatowania pożółkłą kartkę (spadek po @Elijah J. Swansea). Podniósł ją i z zadowoleniem stwierdził, że stanowi wszystko, co potrzebne mu do skonstruowania solidnego i rzeczowego aktu oskarżenia. Niestety, jak ta sroka przyuważył też coś, co wydawało mu się całkiem sensownym papierem, tyle że pod łokciem jakiejś Puchonki. Gdy ta wychyliła się, by przeszukać nieco bardziej odległą kupkę dokumentów, zwinnym ruchem pochwycił znaleziony przez nią dekret. Pech chciał, że ktoś inny podłapał jego pomysł i postanowił odwdzięczyć się pięknym za nadobne, wyciągając rękę po znalezione przez niego wcześniej rozporządzenie.
- Wolę wynosić wiedzę, niż cudze pieniądze... - odparła bardziej już do siebie niż do profesora, czy goblina. Kiedy Morgan podniosła rękę, by spytać o możliwość wyjścia do Skrzydła, Ette oderwała wzrok od Lazara i spojrzała na koleżankę. Wcześniej nie zwróciła nawet uwagi, że coś jej się stało. W każdym razie musiała nieźle przypieprzyć w coś czołem, bo na odchodne przyznała jej dziesięć punktów. Ettie nie miała pojęcia jak działa prefektyzm i czy w ogóle tak można, ale nie wnikała. Co do mediacji, to nie dane jej było dowiedzieć się, jak zdaniem profesora powinny przebiegać, bo je odwołał, razem z całą lekcją z resztą. Uniosła wyżej brwi, gdy profesor oddał goblinowi pieniądze. - Wiedziałam, że nigdy nie chodziło o dumę, tylko o galeony - rzuciła bez krępacji. Gdyby o nią chodziło, nigdy nie pozwoliłaby, żeby ktoś spłacił dług honorowy za osobę, która dopuściła się obrazy, ale widocznie nieprzekupstwo było w regresie. Była o jeden z niewielu aspektów życia, w którym Ettie nie szła z duchem czasu. Starała się zachować kamienny wyraz twarzy, gdy Shercliffe zadawał jej wypracowanie, chociaż trudno jej było powstrzymać rozbawienie. Chciała mu powiedzieć jak bardzo podobało jej się to zagadnienie, głównie dlatego, że wątpiła, że znajdzie czas na pisanie go. Jak nie lubiłaby filozofować, tak zwyczajnie nie miała czasu między pracą, zajęciami i aktywizmem. Ostatecznie jednak przełknęła wszystko, co cisnęło jej się na ust. - Do widzenia, panie profesorze - odparła tylko z lekkim, pobłażliwym uśmiechem, którego nie umiała powstrzymać, po czym wyszła z sali.
//zt
Anfim Abrasimov
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 174
C. szczególne : silny rosyjski akcent, wyrazista ekspresyjność, mnogość nerwowych tików i odruchów bezwarunkowych
miał jakieś dziwne wrażenie, że był sto lat za wszystkimi innymi. ludzie zdążyli już pozbierać masę dokumentów, a on dopiero zorientował się, że nadal czegoś od niego wymagają, a plan obrony to jedynie początek zadania. najchętniej poszedłby już ze ślimakami załatwiać ważne sprawy, ale zbyt lubił profesora caine'a, żeby tak wychodzić w trakcie. przyczyny tej sympatii były wielce tajemnicze, chociaż prawdopodobne, że wykwitła w anfimowym umyśle tylko i wyłącznie dlatego, że na historii magii zjawiał się na tyle rzadko, że nie zaczął mu jeszcze przeszkadzać oschły styl bycia nauczyciela. a nawet jeśli - wbrew pozorom abrasimov doceniał chłód i opanowanie. jedynie względem ślimaków takie odczucia wydawały mu się niepoprawne. grupa oskarżycieli. bardzo dobrze, bo tak się składało, że anfim bardzo lubił oskarżać kogo popadnie o różne rzeczy, tak więc czuł już bardzo dobrze przyjemny dreszczyk zbliżającego się zwycięstwa, przeskakujący wzdłuż kręgosłupa. zaczął razem z innymi grzebać w stosiku dokumentów - o ile można nazwać to grzebaniem. zebrał jakieś kilka papierów z wierzchu i obrzucił je mało zainteresowanym spojrzeniem. w sumie wolałby już przejść do samej rozprawy, bo to wydawało się o niebo ciekawsze, niż grzebanie w jakichś dokumentach, zwłaszcza, że ślizgon niekoniecznie potrafił skupić się na takiej ilości tekstu niedotyczącego ślimaków naraz. dwa ze znalezionych przez niego papierów brzmiały nawet sensownie, a przynajmniej tak mu się wydało na pierwszy rzut oka, natomiast trzeci... trzeci wymagał głębszego zastanowienia się, na co abrasimov ani trochę nie miał ochoty, tak więc przeczytał z kolumny tekstów kilka losowo wybranych zdań, a że żadne nie wydało mu się dostatecznie sensowne, odrzucił dokument uznając go końcowo za nieprzydatny. no cóż i tak był z siebie dumny, że znalazł cokolwiek! przycisnął zdobycze mocno do klatki piersiowej i rozejrzał się po swojej grupie, zastanawiając się, komu tutaj mógłby teraz się pochwalić. nie główkując długo, zaraz znalazł się za @theodore courtenay, tykając go bezwstydnie palcem wskazującym w kark, aby zwrócić na siebie jego uwagę. - witaj, mój dzielny padawanie - nie miał pojęcia, co to w ogóle znaczyło, ale mugole na wsi często tak mówili, z jego przegranym wujem na czele, tak więc anfim z przyjemnością sobie ten zwrot zapożyczył. - widzę, że godnie przyczyniasz się do doprowadzenia mojego ludu do zwycięstwa - stwierdził z uznaniem, zerkając na dzierżony przez krukona dokument (z pewną wyższością zauważając, że on sam wyszukał więcej - jak mu się wydawało - przydatnej papierologii).
Pkt z historii magii: 0 Kości:5 i dorzut 5 Zysk/strata: Znalezione dokumenty: 2
Aż jej się żal zrobiło Elijaha, kiedy tak zwiesił głowę w postaci goblina. Chciała coś powiedzieć. Już nawet otwierała usta, żeby to zrobić, ale jej kuzyn czuł się tak zażenowany, że źle się nawet czuł, kiedy ktoś na niego patrzył. Dlatego przemilczała tą kwestię, skinąwszy tylko głową w zrozumieniu i zaraz później przeniosła spojrzenie gdzieś dalej. Na nauczyciela. Na rozgrywającą się sytuację. Zachowanie uczniów wydawało jej się bezczelne i żenujące, ale jak to Ces, o takich rzeczach nie mówiła głośno, dlatego podparła podbródek na ręce i nie mówiła nic. Zaraz później zresztą zgromadzili się wokół dokumentów na środku sali, gdzie przeszła się wzdłuż biurek w kącik, w którym nikt nie stał i nikt nikomu nic nie podbierał. Mogła tam na spokojnie wygrzebać dwa dokumenty, a chociaż znalazła trzeci, nie była przekonana, czy mógłby jej się przydać, ale na wszelki wypadek też go do siebie przygarnęła. Lekcja skończyła się bardzo szybko. Zaskoczona, że tak szybko zleciał jej czas, przeniosła spojrzenie na profesora. Cóż. Przez ten chaos i niesubordynację uczniów stracili cenny czas nauki. Poniekąd była trochę złą na swoich kolegów, że nie mogła z tej lekcji wynieść tyle, ile powinna. Sale opuściła przygnębiona.
Pkt z historii magii: 0 Kości:5 > parzyste Zysk/strata: - Znalezione dokumenty: 3 Ukradzione/oddane: nie kradnę
zt
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Co prawda mój strój nie ucierpiał tak jak na przykład ewidentnie urażonego Teodora, gdyż jedynie niewielki znaczek pojawił się na mojej marynarce. Jednak też nie byłam zachwycona z zachowania Nessy, uznałam że dziś mogłaby sobie odpuścić. Tylko ze względu na mojego najlepszego ziomka, który wydawał się być tym wyjątkowo niezadowolony. Jednak to była tylko kropla w morzu idiotycznych rzeczy, które wydarzyły się dziś na lekcji. Od zaskakującego wtargnięcia Wykeham, która kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z bójkami i problemami z nauczycielami. Nigdy nie rozumiem dlaczego tak niektórzy robią. Osobiście jestem wyjątkowa zniesmaczona tym wszystkim. Jakim cudem tak wiele uchodzi jej na sucho? Doskonale pamiętam, że była już u dyrektora raz za zaatakowanie naszego nauczyciela od transmutacji. Najwyraźniej jednak niektórym można więcej, a patrząc na to jak uczennica właśnie wychodziła, ona jest zdecydowanie takim przykładem. Grupa w której jestem nie ma ze mnie żadnego pożytku. Po pierwsze, rozdzielili mnie z Teo, z którym chciałam oplotkować wszystko co się działo. Po drugie, okazuje się że jestem kompletnym frajerem nawet w szukaniu zwykłych dokumentów. Nie mam pojęcia czego szukać i tym razem nauczyciel jest równie zażenowany mną co ja. Moja wiedza historyczna nagle spadła o jakieś 200 procent. To z pewnością nie jest powiązane z faktem, że mój podpowiadający mi kompan znalazł się w przeciwnej drużynie. Swoją drogą chciałabym zobaczyć jak Teo faktycznie broni mojej czci przy rozmowie z Gunnarem. Lekcja kończy się gorzkim elementem, a ja niezadowolona z zachowania niemalże wszystkich wychodzę z oburzeniem na wszystkich.
Pkt z historii magii:1 Kości:1 Zysk/strata: -5 Znalezione dokumenty: 0 Ukradzione/oddane: nie kradnę
/zt
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Nie komentował w żaden sposób słów nastolatki, nie chcąc karmić jej wybujałego ego. Przemilczał je, zamiast tego skupiając się na faktycznych aspektach prowadzenia lekcji. Tym bardziej upływ czasu ugodził w jego dumę i samodyscyplinę, bo nie zauważył, że stracił na te bezsensowne targaniny z uczniami tak wiele czasu. Odprowadził wszystkich spojrzeniem, za ich umykającymi sylwetkami rzucając jeszcze ostatnie słowa. — Nie zapomnijcie przynieść na dodatkowe zajęcia zdobytych dokumentów. Chciał jeszcze dodać, że mundurek na zajęciach pozalekcyjnych nie będzie wymagany, ale większość uczniów opuściła już salę. — Panie Courtenay... jest pan zwolniony z pracy domowej. Immunitet. Krótki komentarz opuścił jego usta, zanim chłopak przekroczył próg sali. Nie obyło się bez wewnętrznego zastanowienia, czy ocenia jego pracę, czy sympatię do jego ojca. Moralne dylematy... Sam fakt, że je posiadał, świadczył o sprawiedliwym i uczciwym podejściu do sprawy. Zaraz po tym, jak klasa opustoszała, zrzucił z siebie szatę nauczycielską, twarzą zwracając się do goblina. Miał teraz poważny problem do rozwiązania. Choć część uczniów wyraźnie nie znała zwyczajów goblińskich i ich dumy, to on odpowiadał za dobre samopoczucie swojego gościa. Bezgłośnie wciągnął powietrze do płuc, z wewnętrznym zażenowaniem odgarniając włosy z twarzy. Irytująco krótkie i irytująco wpadające mu prosto na czoło. Kiedy smagały w czasach szkolnych jego twarz nie wydawały się tak samo frustrujące. — Panie Grzmotomłot. Zapraszam do mojego gabinetu. Wskazując dłonią drzwi, odprowadził go do niewielkiego gabinetu zastępczego, w którym jeszcze nie było widać tchnienia jego gustu i smaku. Przez te kilka miesięcy w szkole nie zdażył jeszcze zająć żadnego pomieszczenia na własny użytek i dalej czekał na czarny, pięćsetletni dąb, do wykończenia biurka i krzeseł.
Publikuję jednak w nowym poście, żeby była jasność. Na ostateczny wynik składała się suma działania z pierwszego etapu lekcji oraz ilość znalezionych dokumentów.
IMIĘ I NAZWISKO / I ETAP + II ETAP (PKT DO KUFERKA)
Wzniecony pomyślnym zakończeniem pierwszego etapu impuls, powszechnie znany jako ambicja, jednak Theodorowi kompletnie obcy, nie pozwolił mu odejść do stolika i kazał desperacko przeczesywać wzrokiem stertę dokumentów w poszukiwaniu tego jednego jedynego, utraconego świętego graala wśród dekretów. Niezwykle skupiony na swojej misji początkowo nie zorientował się, że coś trąca go w kark, ale chwilę później przypomniało mu się, że wcale mu się takie naruszanie jego strefy komfortu nie podoba, więc z refleksem szachisty i srogo zmarszczoną brwią odwrócił się na pięcie, żeby dobitnie, acz z taktem wyrazić swoje zdanie na temat takiej obcesowości w kontaktach towarzyskich. Jego oczom ukazał się nowy kolega z Rosji, @Anfim Abrasimov, który - nie marnując czasu - przeszedł do bajdurzenia niestworzonych historii, w których kreował się na monarchę, a Theodora na władcę podległej mu krainy. Courtenay do tych ekstrawagancji zdążył już przywyknąć, jednak w swojej wypowiedzi Anfim użył niezwykle egzotycznego słowa, przez które Theo zaczął zastanawiać się, czy ten być może właśnie go nie obrażał. Po szybkiej analizie pociesznej twarzy Ślimaczego Imperatora, Krukon doszedł jednak do wniosku, że na próżno doszukiwać się w niej jakichkolwiek oznak animozji, więc lico mu pojaśniało i już gotowy był wejść w swoją nową rolę. - W rzeczy samej - potwierdził z pełną powagą. - Ponadto mam zaszczyt zaanonsować, że od dzisiaj w życie wchodzi dekret, według którego oficjalnym symbolem Imperium zostaje winniczek. Nie dalej jak pod koniec miesiąca powinien pojawić się na naszych sztandarach wojennych. Nie dane było im jednak kontynuować omawiania ich spotkania na szczycie, gdyż profesor Shercliffe zakończył lekcję, stwierdzając, że skończył im się czas. Theodore podejrzewał jednak, że wcale nie o czas tu chodziło, a o cierpliwość profesora, wyczerpaną po tym jak Gryfoni po raz kolejny udowodnili, że absolutnie żaden nie ma czilu, ale za to każdy trzonek od miotły w dupie. Westchnął w duchu, zauważywszy, że zarówno Meluzyna, jak i Gunther, z którym planował się po męsku rozmówić, czmychnęli już w stronę wyjścia. - Wasza wysokość pozwoli - mruknął, kładąc Anfimowi dłoń na ramieniu, z zamiarem pokierowania ich w stronę wyjścia. - Obrady, podobnie jak mediacje, nie powinny odbywać się przy świadkach. Na odchodnym usłyszał jeszcze od Shercliffe'a coś o immunitecie, a w dodatku w jednym zdaniu z jego własnym nazwiskiem, co wydało mu się na tyle nieprawdopodobne, że aż przystanął w progu i odwrócił się w stronę profesora, by upewnić się, czy to na pewno o niego chodziło. Ten jednak zajęty był już udobruchiwaniem goblina, więc Theo - z dekretami w jednej ręce i ramieniem Abrasimova pod drugą - opuścił klasę.
/2xzt.
Beverly O. S. Shercliffe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.75
C. szczególne : mocny makijaż, włosy w czerwieni, ubiór zwracający uwagę, kolczyki w uszach i jeden na boku w nosie, okulary
Miała ochotę złożyć coś krótkiego, zwracającego uwagę, mrocznego, przyprawiającego o zawał serca słabych profesorów. Zerkać na nich ukradkiem spod przeciwsłonecznych okularów, napawając się, ich rządzą, która przechodzi im obok nosa, nie będąc im dana. Niestety było za chłodno na takie stroje. Ever miała na sobie czarne, obcisłe dżinsy, lekko, ale widocznie obtarte na kolanach bez dziur — przechodzone. Czarna koszulka pod bladozieloną bluzą należała do jednych z tych magicznych, wrzeszczących zespołów. Czerwone włosy, które zawsze były w idealnym nieładzie; dzisiaj związane w kucyk. Tylko karminowe usta dodawały znaczącego buntowniczego wyrazu do jej bladej twarzy i melancholijnego spojrzenia, które wpatrywały się w drzwi od klasy. Nie obawiała się przekroczyć tego progu. Bywała tu często, znała tę salę bardziej, niż by chciała. Starała się uczęszczać na zajęcia regularnie, zwłaszcza na historie magii. Nie wiedziała, czemu to robi i czego tak naprawdę pragnie od życia. Jej rodzina zapewne widziałaby ją w rezerwacie Shercliffe'ów. Ktoś musiał przejąć ten biznes, a nikt za bardzo się do tego nie spieszył. Prawda była taka, że każdy członek tego problematycznego rodu robił, co chciał. Wszyscy chodzili własnymi ścieżkami. Caine Shercliffe wybrał prawo, a teraz uczył w Hogwarcie. Wiekiem bliżej było mu do wujka Beverly niż brata stryjecznego. Łączyła ich bliska więź krwi. Kuzynostwo z pierwszej linii. Ojcowie byli braćmi. Może gdyby Caine jednak był wujkiem Bev, miałaby ona więcej dystansu, powagi czy nawet szacunku do niego. Nic ją to nie obchodziło, że był jej nauczycielem, jednak często nie zjawiała się na jego lekcjach. Starała się oddawać prace w terminie. Pewnego wieczoru siedziała nad tematem "Bunty Goblinów" i była sfrustrowana. Nie mogła znaleźć właściwego konceptu, zbudować idealnej mapy myśli. Nabazgrała rysunek, który nie za bardzo odzwierciedlał ilość wiedzy, ale sam mówił za siebie. Praca została wykonana na czas. Nie przejmowała się dalszymi konsekwencjami. Jednak coś było na rzeczy, może specjalnie chciała zwrócić na siebie jego uwagę? Nieświadomie szukała relacji z rodziną, za którą nie przepadała. Nie była dumna ze swojego pochodzenia i raczej się z tym nie ukrywała. Dostała odpowiedź od profesora Shercliffe'a — strasznie formalną. Chciał sprawdzić jej wiedzę. Dupek.
Przeklinała cicho, w duchu. Nie wychodziłaby dzisiaj z dormitorium, gdyby nie nagła chęć zrobienia porządku w szafie, która powoli zaczynała się niebezpiecznie rozrastać. Otworzyła rano wielkie drzwi i usiadła przed nią, wzrokiem wybierając najohydniejszy kolor, jaki mógł się tam znaleźć. Wtedy bez problemu wyciągała odzienie i wyrzucała je za siebie, na łóżko. Później zaczynała spokojnie przebierać w wieszakach... Następnie było już tylko gorzej, bo wszystko, co znajdowało się w środku , znalazło się na ziemi. Była wściekła, tak naprawdę nie na ubrania, czy szafę, która nic nie mieściła. W końcu wystarczyło jedno zaklęcie i mogłaby pomieścić tam kilka sklepów. Była zła na siebie i na kogoś, kto w pierwszej kolejności doprowadził do takiego stanu. I nie był to nauczyciel, o którym pomyślała, kiedy wyciągnęła sukienkę z ostatniego balu, na którym była. Pamięta to wydarzenie jak przez mgłę, a wszystko, co się tam wydarzyło na tle późniejszych wydarzeń, nie miało szczególnego znaczenia. Jednak kiedy przypomniała sobie efektywne zrujnowanie jednej z jej lepszych sukienek, coś w niej wezbrało. Nie powinna tego robić, nie powinna wstawać z klęczek, trzymając z czułością tej żałosnej sukni. Bo następną rzeczą, którą pamięta, to przemierzanie szkolnego korytarza w poszukiwaniu sali lekcyjnej nauczyciela, który wbił się w jej pamięć tamtego wieczora. Oczywiście najpierw skierowała swoje kroki do gabinetu, ale jak nie zastała nikogo w środku, postanowiła ruszyć dalej. Co było wypisane na jej piegowatej twarzy? Wolałaby nie patrzeć teraz na siebie w lustrze, bowiem nie był to obraz Luci, którą była. Był to obraz Luci, która siedziała głęboko i wreszcie odetchnęła świeżym powietrzem. Dlatego już bez pukania, cóż, nie była to pora lekcyjna, więc na pewno nikogo tam nie było, weszła do pomieszczenia, rozglądając się i szukając twarzy, która przez ostatnie pół godziny widniała przed jej oczyma.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Przez okres, jaki nauczał w Hogwarcie, nie zorganizował sobie jeszcze swojego gabinetu. Było to albo jeszcze złudne poczucie przywiązania do poprzedniej pracy, albo wśród tych wszystkich zakątków Hogwartu, dziesiątek komnat i pokojów, dormitoriów, wież, gabinetów... żaden nie spełniał oczekiwań Caine. W żadnym z nich się nie widział. Dlatego kartkówki z ostatnich zajęć sprawdzał w klasie przeznaczonej do nauczanego przedmiotu. Nie spodziewał się przyjmować dzisiaj żadnych uczniów na konsultacje, dlatego atramentowy krawat w ręcznie wyszywany wzór przewieszony był przez krzesło, górne guziki koszuli rozpiął, pozwalając sobie na chwilę zrezygnować z angażującej zawodowej pozy, jaką przybierał na zajęcia i przed kadrą szkolną – czyli prawie zawsze. Machinalnie, odruchem, którego nie oduczył się, albo oduczyć nie chciał, od czasów szkolnych, wczesał dłoń we włosy, zamiast długich pasm, napotykając ledwie sięgającą połowy twarzy grzywkę. Mięśnie karku zdążyły się odezwać. Pochylony tyle godzin nad pergaminami, nie dostrzegł gładko upływającego czasu. To był tak naprawdę pierwszy od dłuższego czasu moment, w którym z westchnieniem odchylając głowę w tył, pragnął odpocząć. Czerpał odrobinę błogiej przyjemności z rozluźnienia. Trwało ono dokładnie pięć sekund, zanim donośny dźwięk czyichś butów dochodzący zza drzwi skupił jego uwagę. Ze zdawkowym zainteresowaniem przeniósł spojrzenie granatowych oczu na wejście do salki i... o mało nie stracił czujności, wybuchając śmiechem, kiedy do sali wkroczyła Krukonka, w stanie, w jakim nie spodziewał się spotkać ucznia. Bez zawahania zawiesił na niej wzrok, bacznym spojrzeniem wyłapując zarówno łagodne zaczerwienienie na jej twarzy, o którym mogła nie zdawać sobie nawet sprawy w swoim oburzeniu, jak i... właśnie, całą tą złość malującą się na jej twarzy. Przypomniała mu Keyirę. Z młodszych lat, kiedy jeszcze nie ukrywała swoich emocji tak wprawnie, na wzór ojca. — Panno Richter — przywitał się pobłażliwym tonem, w jakiś sposób wyczuwając, że w tej chwili powinien odłożyć pióro na bok i przenieść stan gotowości z papierów na uczennicę. Tęczówki drgnęły lekko, kiedy uciekł uwagą do porzuconej marynarki i podniesionych mankietów koszuli, dlatego opuścił je z wolna, nie chcąc na nie i swoje gesty zwracać szczególnej uwagi. Odezwał się więc, próbując przerzucić ją na swoje słowa: — W czymś mogę pomóc? Przez czujność szybko rozpoznał balową kreację w jej dłoniach, tą samą, której projektanta pochwalił pamietnego, grudniowego dnia. Z jakiegoś powodu... młode dziewczę wydawało się niezadowolone z posiadania takiego cennego nabytku... — Obawiam się, że to nie mój rozmiar i styl, panno Richter — spokojny, poważny ton jego wypowiedzi niósł w sobie niewyraźną, pewnie niełatwą w odczytaniu nutę żartu.
To, co dzisiaj mogła zrobić, może zaważyć o wszystkim, co do tej pory osiągnęła. I nie miała na myśli poziomu swojej uczelnianej kariery i tego, co mogło ją czekać po opuszczeniu tych murów. Czy zdawała sobie sprawę, że wyszła z dormitorium w tym, w czym siedziała rano przed szafą? Nie był to odpowiedni strój na wojnę, szczególnie że doskonale wiedziała, jak istotna była prezencja w takich wypadkach. Richter miała dosyć. Odzywała się w niej najgorsza osobowość, która od czasu do czasu zwyczajnie musiała ujrzeć światło dzienne. Chociaż czuła, że tym razem zagości na troszkę dłuższy okres. To tej pory nie mogła jej na to pozwolić, na przejęcie kontroli nad jej ciałem i umysłem... Może uda jej się ją zatrzymać w ostatecznym momencie, a może w chwili, w której będzie już za późno. Kiedy wchodziła do środka i kierowała się do nauczyciela, właśnie tego się spodziewała, tego pobłażliwego tonu, spojrzenia, które miało się za kogoś lepszego od wszystkich innych. Była przewrażliwiona i w innych okolicznościach nie dałaby się sprowokować, jednak miała naprawdę fatalny miesiąc, jeżeli miała się wyżyć, to właśnie w tym momencie. Czy przejmowała się tym, jakie konsekwencje mogłaby ponieść za rzucenie się na nauczyciela? Niewiele ją to w tym momencie obchodziło, a wyrzucenie ze szkoły byłoby najmniejszym jej problemem. Dlatego uśmiechnęła się promienienie, najlepiej jak potrafiła.-Już wiele Profesor zrobił.-Powiedziała, wkładając w "profesora" nie jad, ale pogardę wobec tego zwrotu. Podeszła do biurka, przy którym siedział i położyła odzienie na meblu, niekoniecznie zwracając uwagi na to, co mogło się tam znajdować. Chociaż wykonanie mogło być troszkę bardziej agresywne i natarczywe, cóż, kontrolowanie demona w tym przypadku nie wchodziło w grę. Poza tym, co takiego mogła zniszczyć? Nędzne prace uczniów, które i tak nadawałyby się do wyrzucenia? Przecież znał zaklęcia na naprawienie tak niewielkich szkód. Oparła dłonie na biodrach i zerknęła to na suknię, to na mężczyznę.-Czarny pasuje do każdego, a Pan wyglądałby szczególnie dobrze w tym śmieciu, który pan stworzył.-Powiedziała, przekrzywiając lekko głowę i uśmiechając się, cały czas ze złością wymalowaną na twarzy. Tą, która tak bardzo go bawiła i która stawała się całkiem jej pasować. Orzeźwiające było to, jak wolna w tym momencie się czuła. Nieważne, że w oczach tego człowieka mogła być śmieszna. Był dla niej nikim, dlatego nie miało to żadnego znaczenia.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
O ile jeszcze moment temu złość Lucii Richter zdawała mu się urokliwa i młodzieńcza, o tyle w tym momencie nabrała raczej kolorytu zwykłej bezczelności. Caine w odpowiedzi na tak mocno wyrażoną niechęć do jego osoby, oparł dłonie na biurku, chwilę wpatrując się w ciszy w twarz dziewczęcia. Czekał aż być może napomni samą siebie w myślach, zda sobie sprawę, jak niedobrze to wyszło, zrekompensuje się następnym słowem, chociaż uda, że nie powiedziała nic naprawdę tak oschłego i przypadkiem tylko ton zabrzmiał zupełnie nie tak jak powinien. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Zamiast tego, następne słowa zdawały się jeszcze ostrzejsze od poprzednich. Nasączone wulgarnością i jeszcze większą dozą pogardy dla… nauczyciela. — Lucia… — użył jej imienia, żeby być może zatrzeć między nimi ten dystans, przez który być może sprawiał dla niej wrażenie nieznośnego, albo może wrednego, czy złośliwego w stosunku do niej, a przecież Caine nie miał w zwyczaju w podobny sposób traktować uczniów. — dobrze byłoby, gdybyś na chwilę przystanęła, wzięła głęboki oddech i zastanowiła się co właśnie powiedziałaś i czy właśnie to chciałaś zrobić. Patrzył na nią cierpliwie, ale też surowo, bo powinien był ukarać ją w odpowiedni sposób, ale preferował wcześniej ostrzeżenie, zanim podjąłby się bardziej dosadnych środków. Rozumiał jej dumę. Była studentką, już się miała za dorosłą. Chociaż zachowywała się bardziej, jak dziecko, nawet w stosunku do swoich dużo młodszych kolegów i koleżanek. Odetchnął, prostując się znów, żeby dopiąć guziki koszuli przy przegubach dłoni. Wpatrywał się w nią cały czas. Prawidłowo byłoby gdyby usłyszał przeprosiny, ale nie spodziewał się ich wcale, dlatego kącik ust drgnął mu niebezpiecznie. — Napijesz się kawy? Wymusił na sobie uprzejmość.
Raczej nieczęsta jest tak otwarta niechęć wobec nauczyciela, nieprawdaż? Nikt raczej nie przygotowuje do momentu, w którym jakaś jednostka wyjdzie przed szereg i głośno powie, co leży jej na sercu. Uczniowie z reguły robią to po cichu, w kącie, wraz z innymi pokrzywdzonymi duszyczkami. Nauczyciele o tym doskonale wiedzą, wręcz przyzwalają na to. Zawsze trzeba jakoś odreagować, a jeżeli to jedyna forma, która im pomoże, to niech tak będzie. Nawet jeżeli w klasie znajduje się więcej uczniów, pałających nieprzyjemnymi uczuciami wobec nauczyciela, zawsze pozostaje ta ściana szacunku, za którą znajdował się nauczyciel. Lucia efektownie to zniszczyła, tak jak zaprzepaściła szansę na wyjście z tej sytuacji. Nie chciała wychodzić, chciała, aby ją pochłonęła. -Panno Ritcher.-Poprawiła go delikatnie, uśmiechając się najdelikatniej, jak potrafiła. Nie miała nic przeciwko swojemu nazwisku, którego nienawidziła, kiedy wychodziło z ust tego nauczyciela. Nie chodziło o zniszczenie dystansu, jakby mógłby między nimi być. Dystans był konieczny, szczególnie że to relacja uczeń-nauczyciel. Jeszcze by pomyślała, że jest traktowana inaczej niż inni studenci tej cudownej placówki. Jej uśmiech się poszerzył, a pewna niepoczytalna strona jej osobowości chciała wykrzyczeć, że tak, właśnie to kurwa chciała powiedzieć. Jednak żadna nie mówiła, aby wycofać się ze swojego stanowiska, nieważne jak fatalnie mogła w tym momencie wyglądać. -Chodzi o to, że kwestionowanie dobrego gustu Profesora, czy może upodobania modowe?-Uniosła delikatnie brwi. Idiotyzmem byłoby wycofanie się ze swojego stanowiska i podkulenie ogona. Lucia nigdy tego nie robiła, a może prucie do przodu to czyste szaleństwo... Cóż, nazywali ją już znacznie gorzej. Już się miała za dorosłą? Stosunek do młodszych kolegów i koleżanek? Skąd mógł to wiedzieć. Dobrze. Niech i tak będzie. Raczej ocena tego, za kogo się miała i co zrobiła w swoim życiu, nie należały do jego kompetencji. Skąd mógł wiedzieć, co widziała, gdzie była, co przeżyła i jak musiała sobie radzić z tym, co rzucano jej pod nogi. Nie mógł tego wiedzieć, dlatego ocena była nader niestosowna. Jednak ludzie i tak to robili, to część ich natury. Nawet jej. -Jestem nader pobudzona. Poza tym, po co to?-Przekrzywiła lekko głowę w bok.-Dla nauczyciela raczej łatwizną jest naprawienie jednego prostego zaklęcia transmutacji. Nie lepiej jak najszybciej pozbyć się mnie z gabinetu?-Chociaż nie, nie było to takie łatwe. To tylko jeden gabinet, jeden dzień. Po tym nastąpi kolejny i kolejny i będzie jak to dziecko, za które je uważa. Nie miała problemu z akceptowaniem tego.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Przysiadł na krawędzi biurka, splatając ręce na piersi. Patrzył na nią, w jakiś sposób analizując to, co powiedziała, ale nie tak dokładnie, żeby móc określić co chodziło jej po głowie, prócz oczywistej niechęci i braku szacunku do jego osoby. Jako starszego, nauczyciela i po prostu, człowieka, który poza salą rozpraw nie uznawał konfliktów. — Sposób twojej wypowiedzi sugeruje, jakbyśmy już przeszli na Ty… panno Ritcher? Rzadko kończył wypowiedź pytajnikiem. Zawsze był pewien każdej wypowiedzi. W tym momencie jednak pytanie było retorycznym i miało jej tylko dać do zrozumienia absurd upierania się przy zwrotach grzecznościowych, kiedy ta rozmowa najwyraźniej do żadnych kulturalnych nie należała. Jeśli jednak jej własne imię jej uwłaszczało, nazwiska Caine zapamiętywał z większą łatwością. Dla niego to była nawet bardziej komfortowa sytuacja. — Odebrałaś dziesięć punktów swojemu domowi i zapewniłaś sobie konsultację z opiekunem domu. Ale w jednym miała rację. Naprawienie tej sukni powinno być dziecinnie proste dla nauczyciela z odpowiednimi kwalifikacjami. Caine jednak miał pewne wątpliwości co do tego, czy jakością będzie dorównywać tej z balu. Zgarniając z biurka dokumenty w skupieniu wyrównał stos uderzając nim o udo i dopiero wtedy kontynuował swoją wypowiedź. — Nie naprawię jej — odpowiedź była tak samo prosta, jak zlecone mu zadanie. Jednak musiał dodać coś na wyjaśnienie swojego oporu. Pomijając oczywisty powód, jakim był jej ton. — Jestem nauczycielem historii magii, a to suknia od Sinclaira. Profesor Patton naprawiłby Ci ją z największą precyzją, ale profesor Whitelight prawdopodobnie lepiej przewidzi, jak wyglądała przed transmutacją. Coś jeszcze mogę zrobić? Odłożył prace domowe za siebie, zgarniając z krzesła swoją marynarkę i narzucił ją sobie na koszulę, przygotowując się do ewentualnego opuszczenia klasy. — Czy od razu przejdziemy się do gabinetu profesora Voralberga?
Sukienka nie była nawet wyzywająca, przykrywając materiałem wszystkie miejsca, które zdaniem Shercliffe'a powinny być zakryte. Chociaż czy faktycznie chodziło o jakąś głupią sukienkę? Oczywiście, że nie. Może i uchodziła za płytą i głupią blondynkę, dobra materialne leżały na samym dnie rzeczy istotnych w jej życiu. Potrzebowała konfliktu, a jako rzekomo mądry człowiek, powinien jasno to przejrzeć. I zamiast ostudzić jej temperament, jedynie wzmocnił jego siłę. Może nawet nieświadome, sama nie była wpełni zdrowa. -Gdzieżby znowu, źle interpretuje Pan moje słowa, Profesorze.-Uśmiechnęła się lekko. Słuch raczej ją nie myli, a to Profesor rozpoczął zwracanie się do niej po imieniu, Lucia za to pozostała w czystej sferze biznesowej... Pozwólcie, że tak to ujmę. Uwłaszczało jej własne imię? Mylne wrażenie. Zwyczajnie nie chciała go słyszeć, jak wychodzi z jego ust. To chyba nazbyt oczywiste. To dla nazwiska nie miała żadnego poszanowania, dlatego mógł nim szastać, jak tylko sobie zechciał. Uśmiechnęła się szerzej, jakby odebranie punktów oraz szlaban był nader zabawnym rozwiązaniem. Kara? Czego innego spodziewać się od nauczyciela, kiedy przychodzi mu mierzyć się z bezczelnością i dziecinadą. Tego wręcz oczekiwała. I o to właśnie dostała to, czego chciała. Jednak czy nauczyciel odetchnie z ulgą? Kara kiedyś się skończy, a punkty nadrobi podczas zajęć. To nic wielkiego. Spodziewała się odmowy. Nie spodziewała się jedynie jej powodów, wzruszyła lekceważąco ramionami i spojrzała na sukinię, która wywoływała w niej jedynie obrzydzenie. Wyciągnęła zza pleców różdżkę i wycelowała w ubranie.-Incendio.-Powiedziała bez zastanowienia. Jej przewaga? Nauczyciel miał ręce zajęte dokumentami, dlatego jego reakcja mogła być delikatnie opóźniona. Jej pierś unosiła się wysoko, oddech był ciężki. Czy wkurzyła się tym, że musiałaby biegać po nauczycielkach i załatwiać sprawę, którą spieprzył kto inny? Może. Kto ją tam wie, co dzieje się w tej urojonej głowie.-Chyba już nie trzeba.-Mruknęła. Ukłoniła się delikatnie.-Za Panem.-Czy zrobiłaby to, gdyby myślała racjonalnie? Prawdopodobnie tak. Robiła wiele podobnych rzeczy, jeszcze za czasów, kiedy nie uczęszczała do tej szkoły. Chyba czas powrócić do miejsca, z którego tutaj trafiła.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Bardzo powoli odetchnął, sprawiając wrażenie poniekąd trochę już zmęczonego wymianą zdań. Nie próbował już tłumaczyć jej, w którym dokładnie miejscu ta rozmowa przestała odpowiadać formie… biznesowej. Musiałby wtedy wskazać sam moment jej wejścia. Zamiast tego posłuchał jej do końca, kiwając jedynie głową w odpowiedzi. Wygładzając materiał marynarki na piersi obserwował jeszcze te karykaturalne uśmiechu, które mu posyłała. Była ładną dziewczyną. Niestety bardzo popsutą. Nie wiedział, kto ją na taką wychował. Musiał być gorszy nawet od niego… Bo o ile jego własna córka nie miała szacunku do niego, lubił wierzyć, że jest tylko wyjątkiem od reguły i matka wychowała ją lepiej, żeby wiedziała, jak zachować się wobec innych starszych. Nauczycieli. Czy kogokolwiek hierarchicznie wyższego. Na rzucone zaklęcie zareagował niemalże od razu. Upuścił dokumenty i sparował je Aquamenti, bo chociaż nie był przywiązany do tego biurka, nie należało ono do niego, a było własnością szkoły. Niemalże od razu rzucił już nie ukrywając nawet znużenia: — Dziesięć punktów za niszczenie własności szkoły. Mimo niesprzyjających warunków rozmowy, wyszedł przed nią, otwierając jej drzwi na wejściu, chociaż nie był pewien czy skorzysta z oferty. W końcu chciała ruszyć za nim. Czy planowała również odmówić zwykłej, kurtuazyjnej uprzejmości? Poczekał. Wpatrywał się w nią z drzwi. — Dało się ją naprawić — dodał, bo bardziej chyba niż brak szacunku do niego, bolał go brak szacunku do odzieży. Szczególnie dbałej. Drogiej. Spod ręki dobrego krawca. Przecież wbrew jej założeniu… wcale tej sukni nie zepsuł. Jedynie przetransmutował. Mało było zaklęć, których nie dało się cofnąć z zakresu białej magii. — Panno Ritcher. Nie muszę pani przypominać, że takie zachowanie na moich lekcjach będzie niedopuszczalne i będzie groziło zawieszeniem w prawach ucznia? Niech pani uzna moje słowa za pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.
Oczywiście, że wiedziała, jak powinna się zachowywać. Daleko jej było od dzikusa, który nie wiedział, w jaki sposób powinien zwracać się do starszych, czy uczonych z o wiele większym doświadczeniem nie tylko życiowym. W niektórych przypadkach człowiek zwyczajnie traci na szacunku, nieważne na jak wysokim stanowisku się znajduje. Belfrzy pracowali na szacunek cały czas, chociaż nikt otwarcie się do tego nie przyzna. Przecież MUSI on być z góry zakładany, w końcu jest nauczycielem w renomowanej szkole. Nie była rozkapryszonym dzieciakiem, które, kiedy nie dostawało tego, czego chciało, krzyczało lub tupało nogą. Do wszystkiego dochodziła sama, wszystko, co kiedykolwiek osiągnęła, zawdzięczała sama sobie. Nie musiała się z tego tłumaczyć nauczycielowi. Popsuta? Owszem. Była popsuta, ale w zupełnie innym znaczeniu, niż tym, o którym myślał. Jedyną własność jaką zniszczyła, była ta niszczęsna kiecka, gdyż ogień ledwo dosięgnął biurka, na którym się znajdowała. Nie skomentowała tego, w końcu jej zachowanie było karygodne. Profesor miał jej dość, do jawnie dawał jej do zrozumienia. Nic dziwnego, sama pewnie byłaby sobą zmęczona. -Licytacja wciąż trwa.-Mruknęła pod nosem, ruszając za mężczyzną i wychodząc grzecznie. Niemal jak nie dziewczyna, którą była jeszcze chwilę temu. Jej spojrzenie jednak cały czas wyrażało to, co w momencie wejścia do tego pomieszczenia. Przeniosła swoją uwagę na nauczyciela, jakby dopiero w tym momencie go zauważając.-To tylko skrawek materiału. Nie ma rzeczy niezastąpionej.-Sukienka wcale nie była droga, gdyż Lucia nie wydawała dużych sum na ubrania. Jest wiele rzeczy, na które mogła spędzić dodatkowe galeony, ubrania nie były jedną z tych rzeczy. Uniosła delikatnie podbródek, a jej wargi delikatnie drgnęły.-Jestem w pełni świadoma swoich czynów. I ich konsekwencji. Dodatkowo musiałabym jeszcze uczęszczać na Pańskie zajęcia, aby takie zachowanie miało kiedykolwiek się powtórzyć.-Jej uśmiech się poszerzył, całkowicie łagodny i szczery, kompletnie przeciwieństwo tego, co działo się z nią jeszcze chwilę temu.-Czekam na wiadomość dotyczącą mojego szlabanu.-
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Rozważał, jak powinien ją traktować. Miał co do niej mieszane odczucia. Nie wydawała mu się ani głupia, ani zapatrzona wyłącznie w czubek własnego nosa. Była zła. Po prostu. Zwyczajnie, po ludzku zła. Starał się zachować obiektywizm, ale gdzieś pomiędzy jej irytacją i atencyjnym okazaniem swojego niezadowolenia, poruszała w nim te same struny. Pomimo jego zewnętrznego spokoju i zobojętnienia, jej lekceważenie drażniło jego… ego. Po części właśnie je, a po wtóre zwyczajnie godziło w jego wychowanie i uprzejmościowe nawyki. Nie mógł z nią rozmawiać ani jak z dorosłą, ani jak z dzieckiem, ani jak z uczennicą, bo wyraźnie nie uznawała jego autorytetu jako nauczyciela. Otaksował ją więc spojrzeniem od góry, tym razem odpuszczając sobie napominanie jej, ostrzeganie, odejmowanie punktów. Pokręcił lekko głową z rezygnacją, nic nie mówiąc w pierwszym momencie. Odpowiedział dopiero na zaczepkę o szlaban, uprzedzając swoje słowa zaczerpnięciem powietrza do płuc. Szedł szybko, w dynamicznym czasie wyprzedzając ją o półtorej kroku, dlatego teraz obrócił się za nią przez ramię. — Konsultacja, panno Ritcher. Nie było mowy o szlabanie. Choc wszystko mogło się szybko zmienić. Zdawałoby się, bo wcale nie starała się wspomnianego szlabanu uniknąć. Uczniowie chyba nie zdawali sobie sprawy, ze to wszystko zostawało w ich kartotece i w przyszłości, w takim Ministerstwie Magii na przykład, niechętnie przyjmowano uczniów zawieszonych czy po szlabanach. W Wizengamocie nie znalazłaby się dla niej żadna posada wyżej niż protokolanta. — Gdybyś uczęszczała, prawdopodobnie miałabyś mniejsze problemy ze słuchaniem ze zrozumieniem. Założył, skoro jego lekcje w dużej mierze opierały się na doświadczeniach w sądzie i wzmożonej czujności w każdej chwili, szczególnie istotnych rozmów uczeń-nauczyciel. — Zapraszam. Miejsc nie brakuje.
I chyba to wolałaby bardziej od tego, co otrzymała. Rezygnacja widoczna w pokręceniu głową, była jak policzek. Nie chodziło o jakieś zwyczajne lekceważenie jej. O to, że faktycznie mogła zachować się jak bachor, który najpierw domaga się czegoś, a później jest niezadowolony z otrzymania upragnionej rzeczy. Wolała traktowanie jak dziecko, bo przynajmniej mogłaby się do tego w jakikolwiek sposób odnieść. Teraz? Czuła się bardziej zagubiona niż w momencie, w którym faktycznie zgubiła drogę. -I na czym ta konsultacja ma polegać?-Szlaban był o wiele lepszym rozwiązaniem. Wolałaby wykonywać prace, niżeli spędzić więcej czasu z tym nauczycielem. Nie dlatego, że nie miałby nic istotnego do powiedzenia, na pewno miał wiele do powiedzenia. Nie lekceważyła faktu, że miał wiedzę i doświadczenie, której Lucia nie posiądzie ze względu na odmienność zainteresowań i aspiracji. A jej przyszłość? Nie powinna zawracać głowy kogoś takiego jak on. Na pewno nie zamierzała wylądować na żadnym ze stołków w Ministerstwie, niezależnie od kraju, w którym będzie się znajdować. -Uczęszczałabym, gdyby te zajęcia byłyby dla mnie przydatne, nie sądzi Profesor?-Czy domagała się szlabanu? Kto ją tam wie, w tym momencie przyjmowała bardzo wiele stanowisk i nie do końca chciała wybrać jedno. I chociaż konkretność była jedną z cech, które w sobie lubiła, w tym momencie kompletnie nie odnajdywała się w swoim umyśle. Odpowiedź cisnęła się jej na usta, jednak nie otworzyła ich, tylko mocno zacisnęła. Przysięgłaby, że czuła nie tylko suchą skórę, ale i krew przez nią uciekającą. Jej kroki spowolniły.-W trakim razie mam czekać na sowę z wiadomością o tym, spotkaniu?-Uniosła nieznacznie brwi, a chociaż wyglądała na człowieka zrezygnowanego, w jej oczach jeszcze tlił się poprzedni żar.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Przez chwilę Caine zaczął wyraźniej doceniać pracę Alexa czy Perpetuy, opiekunki ślizgonów jakoś szczególnie nie znał, z uwagi na fakt, jak wiele trudu musieli włożyć w wychowanie tej młodzieży. Na nich spoczywały ostateczne decyzje o karach, czy – rzadziej – nagrodach, dla swoich podopiecznych. Nie zazdrościł im tego obowiązku. Zawsze uważał, że sędziowie mają najgorszą robotę, bo to im wszyscy zawsze patrzą na ręce i to, co orzekną w sprawach. On obstawiał jedynie stanowisko, którego konsekwentnie się trzymał. Czasem wbrew własnym ideologiom, choć podobnych spraw starał się unikać. Jak więc mógłby odpowiedzieć Lucii na jej pytanie? Nie on będzie decydował o konsekwencjach jej zachowania. — To będzie zależeć już tylko od profesora Voralberga. To z nim się będziesz konsultować. Miał wrażenie, że Ritcher cały czas trzymała się myśli, że to on będzie ją nadzorował w trakcie tej pogadanki, ale przecież od początku mówił o Opiekunie jej domu. Widocznie większą karę stanowiła dla niej jego obecność, więc postanowiła trzymać się uporczywie tej myśli, mając w podświadomości, że właśnie to ją czeka – bolesne konsekwencje. Zaśmiałby się z ironicznego charakteru tej wymiany zdań, ale musiał zachować powagę i tak też zrobił. — A ja nie uczyłbym wykładanego przedmiotu, gdybym się z tobą zgadzał, panno Ritcher. Dodawanie jej nazwiska do każdego zakończenia zdania zdawało się parodią rozmowy, ale wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie zgadza się na jakąkolwiek inną formę zwrotów grzecznościowych. — Jesteśmy na miejscu. Zapukał do drzwi gabinetu Alexandra, a dalsza część przebiegu tego spotkania znana była tylko jemu, krukonce i opiekunowi jej domu.
✶ Całość odbywa się jednego dnia. ✶ Wszystkie odpowiedzi zamieszczamy w poście. ✶ Odpowiedzi są liczone do oceny. ✶ Ocena będzie wystawiona po zakończeniu egzaminu przez wszystkich uczniów/studentów. ✶ Osoby, które uczestniczyły w przynajmniej jednym ETAPIE lekcji historii magii (15.11.2019 lub 12.04.2020) +2 punkty egzaminacyjne ✶ Osoby, które napisały przynajmniej jedną pracę domową (PD grudniowa lub PD styczniowa lub PD kwietniowa lub PD z końca maja) +2 punkty egzaminacyjne ✶ Osoby mające przynajmniej jeden przedmiot punktowany z historii magii +1 punkt egzaminacyjny
Wszystkie pytania proszę kierować na pw @Lucas Sinclair lub gg: 70737508 / disc: ŻeluŚ#9217
ETAP I
Przebieg: 1. Każdy wywołany uczeń/student wchodzi do klasy pojedynczo. Po wejściu do pomieszczenia można zauważyć, długi stół ustawiony pod ścianą, na którym znajduje się pięć kolejno ułożonych drewnianych ram, pozasłanianych każdy ciemną chustą. 2. Nauczyciel wskazuje jedyną ławkę, umiejscowioną naprzeciwko jego biurka, sam zaś zajmuje miejsce właśnie przy nim. Leniwym machnięciem różdżki sprawia, że przed Tobą, na stoliku materializuje się szklane naczynie, w środku którego znajdują się cztery białe piłeczki. Masz wylosować sobie jedną z nich i dopiero z chwilą wyciągnięcia ręki z misy, na piłeczce pojawia się cyferka.Na tablicy pojawia się wylosowane pytanie. Na odpowiedź masz pięć minut.
Mechanika kostek:
Rzucamy kością k100, abe wylosować pierwsze pytanie, na które postać ma udzielić PISEMNIE odpowiedzi: 0-25 - podaj daty wydarzeń: 1) opracowanie Kodeksu Honorowego Wilkołaków 2) Międzynarodowa Konferencja Magów 3) Dekret Ministerstwa Magii zabraniający posiadania różdżek wszystkim istotom magicznym innym niż czarodzieje 4) ostatnia znana odsłona Turnieju Trójmagicznego 5) powstanie goblinów w Londynie
Punkty w kuferku z historii magii:
0-5 - pamiętasz jedynie, że Konferencja Magów odbyła się w 1289 roku, a także kojarzysz datę ostatniego Turnieju Trójmagicznego... I na tym Twoja wiedza się niestety kończy. Próbujesz przypomnieć sobie pozostałe daty, może nawet próbujesz strzelać, jednak z pewnością to nie te lata. Zdobywasz 2 punkty egzaminacyjne.
6-10 - coś Ci świta, że Turniej Trójmagiczny ostatni raz zorganizowany był w 1994, jesteś tego prawie pewien. Rok 1637 od razu potrafisz powiązać z Kodeksem Honorowym Wilkołaków, a także wpisujesz datę Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów, która jest dla Ciebie oczywista. Jednak jeśli chodzi o pozostałe dwie daty - masz pustkę w głowie albo po prostu nie potrafisz przypomnieć sobie tego konkretnego ciągu cyfr. Za tę część egzaminu otrzymujesz 3 punkty egzaminacyjne.
11-19 - Spoglądając na tablicę, uśmiechasz się, nie mogąc doczekać się zapisania swoich odpowiedzi. Znasz wszystkie daty! A przynajmniej tak Ci się wydaje, bo w przypadku ostatniej - mylisz się o rok. Twoje punkty egzaminacyjne za tę część to 4.
20 i więcej - Kodeks Wilkołaków? 1637! Konferencja... 1289 rok. Ostatni Turniej miał miejsce w 1994, a opisany Dekret Ministerstwa Magii wszedł w życie w 1631 roku. I powstanie goblinów w Londynie - 1612. Zanim się orientujesz, masz wszystkie daty, a do końca tej części zostaje Ci jeszcze ponad połowa czasu. Idealnie. Zdobywasz maksymalną ilość punktów egzaminacyjnych.
26-50 - Wymień 5 Ministrów Magii, piastujących to stanowisko w okresie pomiędzy Wilhelminą Tuft a Korneliuszem Knotem.
Punkty w kuferku z historii magii:
0-5 - potrafisz wymienić jedynie następce Tuft, Ignacego Tuft i to tylko dlatego, że był jej synem i ta informacja została Ci w głowie. Później Ministrem chyba został Nobby Leach... Uznajesz, że razem z Wilhelmą i Knotem to już cztery osoby, dlatego dopisujesz jeszcze Alberta Boota. Nie jesteś go do końca pewien, ale postanawiasz zaryzykować i wpisujesz nazwisko, które zdecydowanie nie powinno się tam znaleźć. Ostatecznie źle zrozumiałeś pytanie i zalicza Ci się jedynie dwie osoby. Za nie uzyskujesz 2 punkty egzaminacyjne.
6-10 - pewny siebie, od razu wpisujesz imię i nazwisko syna wspomnianej na tablicy Minister Magii, który objął po niej to stanowisko. Następnie Nobby Leach a potem pustka. Postanawiasz ostatecznie strzelić i dopisać Eugenię Jenkins, bo kojarzysz, że mogła być Ministrem gdzieś miedzy tą pierwszą Tuft i Knotem (celny strzał). Trzy wypisane nazwiska oznaczają 3 punkty egzaminacyjne na Twoje konto.
11-19 - Ignacy Tuft, Nobby Leach, Harold Minchum, Milicenta Bagnold. Patrzysz na swój pergamin, próbując zmusić swój mózg do wysiłku, główkując nad tą jedną osobą, której Ci brakuje. Ostatecznie wpisujesz pierwszego lepszego Ministra Magii, który Ci przychodzi do głowy, tylko po to aby zapełnić miejsce. Zdobywasz 4 punkty egzaminacyjne z pięciu możliwych.
20 i więcej - to Twój szczęśliwy dzień. Przed samym egzaminem powtarzałeś właśnie ten temat i wymienienie pięciu osób, na stanowisku Ministra Magii w tym czasie to dla Ciebie pikuś. Ignacy Tuft, Nobby Leach, Eugenia Jenkins, Harold Minchum, Milicenta Bagnold. Profesor sprawdzając Twoją pracę wpisuje Ci 5 punktów egzaminacyjnych.
51-75 - Wymień 5 gier miotlarskich, z których wywodzi się Quidditch.
Punkty w kuferku z historii magii:
0-5 - niby takie proste pytanie, ale jednak trudne. Znasz jedynie amerykańską odmianę czyli Quodpot i irlandzką grę Aingingein. Poddajesz się, pozostając tylko przy dwóch myślnikach. Zostaje Ci przyznane jedynie 2 punkty egzaminacyjne.
6-10 - bez wahania wpisujesz Stichstock oraz Quodpot. Po dłuższym zastanowieniu i zauważeniu, że została Ci niecała minuta czasu do końca, dopisujesz także Aingingein. Otrzymujesz 3 punkty egzaminacyjne.
11-19 - na Twoim pergaminie pojawiają się kolejno: Stichstock, Aingingein, Swivenhodge a także Quodpot. Wiesz, że istnieje jeszcze kilka innych, jednak nie znasz ich nazw. A może ze stresu zapomniałeś. Tę część egzaminu profesor oceni u Ciebie na 4 punkty egzaminacyjne.
20 i więcej - super pytanie! znasz wszystkie te gry, dlatego w zawrotnym tempie wypisujesz wszystkie pięć gier miotlarskich. Quodpot, Stichstock, Aingingein, Swivenhodge i Creaothceann. Twój wynik w tej części to 5 punktów egzaminacyjnych.
76-100 - Wymień 5 znanych olbrzymów.
Punkty w kuferku z historii magii:
0-5 - chwytasz za pióro, szybko wpisując Goliata, tak jakby ta myśl miała Ci za moment umknąć. Ale chyba każdy znał Goliata... I Cyklopa! Dopisujesz także i tego olbrzyma, po czym zastygasz w bezruchu, próbując wysilić się, aby znaleźć w odmętach pamięci innego wielkoluda. Jednak bezskutecznie. Pozostajesz przy dwóch podpunktach, tym samym zdobywając 2 punkty egzaminacyjne.
6-10 - Goliat, Golgomat, Rubeus Hagrid... W końcu półolbrzym to też olbrzym, jakby nie patrzeć. Nad dwoma kolejnymi zastanawiasz się tak długo, że kończy Ci się czas i musisz oddać kartkę Morrisowi. Ostatecznie otrzymujesz 3 punkty egzaminacyjne.
11-19 - przypominasz sobie karty z czekoladowych żab i od razu kojarzysz trzech olbrzymów: Morholt, Cyklop, Goliat. Przy okazji wpisywania ostatniego z nich, wpada Ci do głowy jeszcze Golgomat. I jego umieszczasz na swoim pergaminie. Brawo! Twój wynik to 4 punkty egzaminacyjne.
20 i więcej - myślałeś, że trafi Ci się coś trudniejszego. Jakieś przyczyny pierwszej wojny czarodziejów, które zawsze Ci się myliły. Jednak wypisanie pięciu znanych olbrzymów to łatwizna. Goliat, Cyklop, Morholt, Golgomat i Bran Krwiopijca. Uzyskujesz najwyższą ilość punktów egzaminacyjnych tj.5.
ETAP II
Przebieg: 1. Po upływie wyznaczonego czasu Morris zabiera od Ciebie kartkę, prosząc abyś ponownie wylosował sobie piłeczkę. Losujesz jedną, profesor zerka Ci przez ramię, aby za chwilę, za pomocą różdżki postawić przed Tobą jeden z zasłoniętych portretów, z długiego stolika przy ścianie. Zdejmuje materiał, a Twoim oczom ukazuje się czarny zarys postaci, bez twarzy. Jedyne co można odczytać z magicznego malowidła to kontur poruszającej się niespokojnie osoby i coś co trzyma w ręku. 2. Przed Tobą znajduje się portret jednego ze znanych czarodziei, którzy przysłużyli się w jakiś sposób magicznej społeczności. Twoim zadaniem jest zadawać mu pytania, na które może odpowiedzieć jedynie "tak" lub "nie", aby dowiedzieć się kim on/ona jest. Nie można jednak zadać pytania typu: "Czy jest pan Albusem Dumbledorem?". Należy tak operować pytaniami, aby na koniec być pewnym swojej odpowiedzi. Przedmiot trzymany w rękach jest swoistą podpowiedzią, o co pytać. Czas: dziesięć minut. 3. Profesor przez cały czas, obserwuje bacznie przebieg Twojej "rozmowy" z portretem. Właśnie na podstawie doboru odpowiednich pytań zostajesz przez niego ostatecznie oceniony. Oczywiście liczy się także to, czy poprawnie została odgadnięta postać.
Mechanika kostek:
Rzucamy literą, aby dowiedzieć się, z jakim porterem ma do czynienia nasza postać: A, B - KIRILIJ SOKOLOV (trzymający w dłoni magiczną trzepaczkę do gotowania) C, D - GUNHILDA Z GORSEMOOR (w rękach trzyma magiczny stetoskop, a dodatkowo wyraźnie widać, że postać, której cień widać na portrecie jest garbata) E, F - ALBERTA TOOTHILL (różdżka w jej rękach błyszczy niesamowicie i co jakiś czas eksploduje, aby po chwili znów powrócić do swojej poprzedniej postaci) G, H - FELIX SUMMERBEE (w jego dłoni znajduje się flakonik eliksiru, na którym narysowana jest uśmiechnięta buźka) I, J - CLIODNA (na jej otwartej dłoni spoczywają trzy magiczne ptaki)
Następnie należy rzucić kością k6, aby dowiedzieć się jak postaci poszło zadawanie pytań portretowi i czy udało się odgadnąć czarodzieja (osoby, mające powyżej 10pkt w kuferku mają tutaj JEDEN przerzut - liczy się większa kostka):
1 - nie masz pojęcia o co możesz zapytać, postanawiasz dowiedzieć się więc czy postać z porteru jest kobietą... Później zwracasz uwagę na przedmiot trzymany w jej dłoni i może nawet wiesz dla kogo jest on charakterystyczny, jednak nie masz pojęcia jak nazywał się ten czarodziej/ta wiedźma. Przysługuje Ci tylko 1 punkt egzaminacyjny. 2 - zadajesz kilka pytań postaci, które może i naprowadzają Cię na to kim ona może być, aczkolwiek nie możesz skojarzyć odpowiedniej osobowości. Ostatecznie podajesz nauczycielowi błędną odpowiedź, co daje 2 tylko punkty egzaminacyjne. 3 - przepytywanie obrazu całkiem sprawnie Ci wychodzi, niemniej jednak nie wiesz dokąd prowadzą te Twoje wywody. Nie umiesz poskładać wszystkiego w całość i masz kłopot z podaniem ostatecznej odpowiedzi Morrisowi. I chociaż nie odgadujesz poprawnie postaci, mężczyzna uznaje Twoje pytania za kreatywne i świadomie ukierunkowane, nagradzając Twoje starania, skromnymi trzema punktami. 4 - świetnie idzie Ci wymyślanie pytań, a to dlatego, że rzecz trzymana w rękach czarodzieja/wiedźmy od razu coś Ci mówi. Jakież jest Twoje zdziwienie, kiedy postać z portretu nie potwierdza Twoich założeń. Nie poddajesz się jednak i postanawiasz iść w innym kierunku. W końcu Cię oświeca. Po upływie czasu oznajmiasz profesorowi z uśmiechem prawidłowe nazwisko. Ten etap egzaminu kończysz z wynikiem czterech punktów egzaminacyjnych. 5,6 - już kiedy nauczyciel odsłania obraz, masz pewną koncepcję i coś podpowiada Ci w głowie, w którym kierunku podążać ze swoimi pytaniami. Z każdym kolejnym, utwierdzasz się w przekonaniu o swojej racji, a kiedy mija wyznaczony czas podajesz profesorowi odpowiednie nazwisko postaci, za co zdobywasz maksymalną liczbę punktów egzaminacyjnych.
Kod:
<zg>Punkty w kuferku:</zg> <zg>Kostka k100:</zg> <zg>Punkty egzaminacyjne z etapu I: </zg> <zg>Litera:</zg> <zg>Kostka k6:</zg> <zg>Punkty egzaminacyjne z etapu II:</zg> <zg>Lekcja HM:</zg> przynajmniej jeden etap lekcji [url=LINK]lekcja[/url] +ilość punktów <zg>Praca domowa:</zg>[url=LINK]pd[/url] +ilość punktów <zg>Przedmioty punktowane:</zg> jakie? +ilość punktów <zg>Suma punktów ogółem i ocena:</zg> suma -> ocena