W klasie króluje tajemniczy kurz, a spokój emanuje z każdego zakątku mistycznego pomieszczenia. Wyborne witraże ozdabiają okna od wewnętrznej strony pomieszczenia, zaś na zamek od zewnątrz tracą wpływ. Młoda nauczycielka przyozdobiła każdą ławkę zielonymi i przydługawymi obrusami, co stylowo kontrastuje teraz z ścianami. Ściany zaś pokrywają wymyślne wzorce, powstałe już na początku legendarnego zamku. W pomieszczeniu brakuje świeżego powietrza, a stłumione światło resztkami sił wpada do klasy przez harmonijnie określone witraże. Dokładnie o godzinie 19:30 światło tworzy malowniczą mozaikę węża, lwa, borsuka i kruka. Herbów wszystkich domów Hogwartu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Historia magii
Wchodzisz do Klasy Historii Magii, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Historię Magii. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany znany Ci Aden Morris oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Traustnitz. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoi czara, z której unosi się niebieski dym. Na niej świeci się napis „teoria. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować dwa pytania i odpowiedzieć na nie lub wykonać polecenie. Gdy sięgniesz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z historii magii i run można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
pytanie nr 1:
Pierwsza kostka:
1 – Z czego zasłynął Burdock Muldoon? Podaj lata jego życia. 2 – Podaj kilka faktów z życia Gellerta Grindelwalda oraz podaj lata jego życia. 3 – W jaki sposób Gregory Przymilny zdobył fortunę? Czyje zaufanie zdobył? 4 – Podaj kilka faktów z życia Morgany le Fay. Czyją siostrą (przyrodnią) była? 5 – Opisz Urica Niegodziwego i wyjaśnij z jakimi stworzeniami miał do czynienia. 6 – Kim była Wendelina Dziwaczna i z czego zasłynęła?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
pytanie nr 2:
Pierwsza kostka:
1 – Uporządkuj chronologicznie obrazy związane z bitwą o Hogwart. 2 – Zniszcz zaklęciem Bombarda modele twierdz, które poległy przed XV wiekiem. 3 – Po cechach charakterystycznych rozpoznaj czarodzieja - widzisz go w wysokim lustrze. 4 – Po wizualizacji rozpoznaj wydarzenie - zanurzasz głowę w myślodsiewni. 5 – Oczyść czaszkę z piachu i pyłu, uważając, aby jej nie uszkodzić w żaden sposób. 6 – Rozpoznaj legendarne artefakty i przyporządkuj je do odpowiedniego czarodzieja.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - historia i runy:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 1:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - pytanie 2:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za pytania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Pkt Historii Magii: 0 Kości:I i 4 -> nie uwierzył mi Zysk/Strata: Powyżej Oczekiwań za starania
Siedzili grzecznie w ławce. W myślach opracowywał swój plan autozagłady... znaczy się dobrej zabawy, gdy nauczyciel rozpoczął lekcję. Widząc jak punkty uciekają za nieodpowiedni strój odwrócił powoli głowę w kierunku Morgan, a oczy miał szeroko otwarte. Przełknął głośno ślinę i zsunął się nieco na krześle jakby chciał póki co zniknąć z pola widzenia nauczyciela. - O cholera, on nas chyba zeżre, przeżuje i wypluje. - wymruczał cicho tak, aby tylko Morgan mogła go słyszeć. Nosił mundurek, bo szczerze powiedziawszy nie zrobił dawno prania. Góra ciuchów leżała w jego kawalerce w Hogmseade i "prał je" na bieżąco, by mieć co do pracy założyć. Mundurek też najłatwiej było machnąć zaklęciem... nie zakładał go bo regulamin tak chciał tylko z lenistwa, by nie dobierać sobie niczego innego. A tu proszę, Slytherin dostał po dupie i to porządnie. Popatrzył na Matthew i szczerze mu współczuł, bo wiedział, że przyjacielowi zależy na zebraniu punktów. Zakrył usta dłonią, aby nie wybuchnąć śmiechem wobec protestów tego białowłosego Puchona, bo przecież wkurzanie już i tak zirytowanego nauczyciela - w dodatku na oczach goblina (!) - nie było mądrym posunięciem. Nawet Jeremy nie byłby tak odważny, wolałby go już rozbawić jakimś błyskotliwym komentarzem. Zawiesił wzrok na przemawiającej prefekt naczelnej - @"Nessa M. Lanceley' i po prostu się do niej wyszczerzył, jeśli tylko wyczuła, że ktoś się na nią gapi. Powinien zagadać do Matthew i nacisnąć na niego, by zapoznał go z tą Nessą... taka ładna... inteligentna... Potrząsnął głową i przysunął się bliżej Morgan. Bezpieczniejszy wybór. - O cholera, nadchodzi moja kolej. Ej, co mam powiedzieć? - popatrzył na nią błagalnie, gdy zapoznał się z tematem, na który ma się wypowiedzieć. Zaskarżanie o próby zniewolenia goblinów podobnie jak skrzatów domowych? Totalnie nie wiedział co ma o tym mówić! Będzie musiał... lać wodę, jak się to mówi. Może przypadkiem powie coś mądrego? Zerknął znowu na Moe, której poszło znakomicie. Pozazdrościł jej, zwłaszcza, że zachwyciła goblina. Wstał i wyszczerzył się do ponurego Grzmotomłota, odchrząknął jakieś cztery razy i przez ten czas wymyślał co ma powiedzieć. Ma zaskarżyć... kogo? o próby zniewolenia goblinów. Wymyślał więc argumentacje na bieżąco. Dorzucał raz na jakiś czas jakiś komentarz, a gdy Grzmotomłot mu odpowiadał (!) aż mu oczy na wierzch wyszły. - Proszę pana, negowanie oskarżenia następowało w pierwszej części rozprawy, w chwili obecnej przedstawiam argumenty mające na celu dowieść, że faktycznie doszło do prób zniewolenia goblinów i to nie są plotki ani czcze pogłoski. W akcie oskarżenia wyraźnie zostały spisane zeznania świadków jak i ofiar, na których próbowano zastosować zaklęcia niewybaczalne jak i mieszające w pamięci, aby je stłamsić i zmusić do posłuszeństwa, co jak wiadomo jest niezgodne z prawem i poważnie narusza prawo do nietykalności cielesnej. Brakuje dowodów jakoby świadkowie podczas zeznań byli nietrzeźwi. Ja wiem, że po goblinach nie widać kiedy są w stanie upojenia, jednak naprawdę te próby zniewolenia miały miejsce i nie można ich lekceważyć... - zagadałby go na śmierć. Po prostu wpadł w ciąg gadulstwa i aż się zaangażował, by przegadać Grzmotomłota. Ten jednak odbijał pałeczkę i się nie zgadzał ku nie zadowoleniu Jeremy'ego. Skrzyżował ramiona na piersi i usiadł z powrotem w ławce, wyraźnie niepocieszony "przegraną sprawą". Popatrzył z niemądrą miną na Caine'a, kiedy ten dał mu ocenę Powyżej Oczekiwań za "starania". Minę miał ogłupiałą, ale ewidentnie zmachał się przegadywaniem goblina. Zerknął na Morgan. - Nie uwierzył mi, ech. A ja tu się produkowałem. - bąknął niepocieszony.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Na widok pięknej @Melusine O. Pennifold, westchnął z uśmiechem. Odprowadził ją wzrokiem do ławki i przyglądał się jej chwilę, lustrując wzrokiem jej buzię. Jakby chciał się upewnić, że podczas festiwalu faktycznie się jej nic nie stało. Przypomniał sobie, że tak się zagapił, że wcale nie odpowiedział. Wstał więc z ławki, korzystając, że lekcje się jeszcze nie zaczęły i podszedł do niej, nachylając się w jej stronę./ - Cześć! Po tym, jak gdyby nigdy nic puścił jej oczko i wrócił do ławki, ostatecznie przewieszając plecak przez oparcie krzesła. Ich relacja była naprawdę dziwne, a słowa dziewczyny z przyjęcia i listu, wciąż nie wychodziły mu z głowy. Odprowadził tylko Heaven wzrokiem, gdy ta się źle czuła. Miała prawo, jej ciąża była całkiem zaawansowana i nawet nauczyciel zrozumiał, wypuczając ją bez słowa przed lekcją. I tak był pełen podziwu, że spróbował. Westchnął jednak, stukając palcami w blat ławki. Teraz nie będzie tak zabawnie. Otwierające się drzwi zasygnalizowały przyjście kolejnego ucznia, na którego widok uśmiechnął się, szczerząc zęby w zadowoleniu. Znalazła się jedna zguba z jego paczki przyjaciół! @William S. Fitzgerald był porządnym, czysto krwistym ślizgonem i Charles uwielbiał spędzać z nim czas, nic więc dziwnego, że zapałał olbrzymim entuzjazmem. Odsalutował swojemu żołnierzami. - Fitzgerald, mordo moja. Dobrze Cię widzieć stary, myślałem, że wymiękniesz na te zajęcia. - zaczął ze wzruszeniem ramion, będąc w rzeczywistości pełnym podziwu dla poświęcenia. Sam nie był fanem historii magii, ale skoro Heaven prosiła.. A do tego zostawiła go samego. Coś innego jednak przykuło uwagę żartownisia, bo zagwizdał pod nosem na widok tego uroczego uśmiechu i rumieńców na twarzy @Gabrielle Levasseur. Właściwie, to dlaczego William z nią usiadł? Przekręcił głowę w bok, przyglądając się tej dwójce w milczeniu, nieco podejrzliwie. - Tak, przygodę w lesie. Twoja urocza blondyneczka ma pazurki, nie będziesz się nudził stary. Mnie się podobała ta dzika strona. - nachylił się nieco do przodu, puszczając przyjacielowi oczko. Znali się na tyle, że ślizgon powinien wiedzieć o męskim, braterskim kodeksie, którego przestrzegał Chalres. Jeśli on był faktycznie zainteresowany nieśmiałą truskawką, to Rowle odpuści męczenie jej. Wystarczyło słowo. No, chyba że to ona była ciekawa jego, wtedy będzie celowo sprawiał, że będzie się rumieniła. Zaraz jednak westchnął, wyciągając dłoń i przeczesując nią po głowie dziewczyny, nieco pieszczotliwie, po czym spojrzał przyjacielowi w oczy, kiwając głową w zasygnalizowaniu mu, że oczekuje na sygnał. Usiadł grzecznie na dupie, skrzyżował ręce na torsie i wtedy zaczęła się lekcja. Prychnął rozbawiony na to, ile domy traciły punktów przez rygorystycznego nauczyciela, który chyba miał problem z ich ubraniami. Nie jego wina, że nie potrafił zawiązać krawatu. Gdy Lanceley wstała, pokręcił głową z niedowierzaniem, posyłając jej pełne pretensji spojrzenie, gdy wyglądał jak jeden z wielu chłopiec, gotowy niemalże do modlitwy. Straszne. Wszyscy wyglądali tak samo, byli nudni. Nachylił się nieco, zerkając na swoje skarpety — na szczęście wciąż były to żółte kaczki na turkusowym tle. Właściwie to nie był fanem goblinów, dość sceptycznie podchodził do lekcji. Niemniej jednak wylosował grzecznie temat, o którym nie miał zielonego pojęcia, a gdy nadeszła jego kolej, trudno było ukryć jego brak wiedzy. Niemniej jednak się starał, chociaż im więcej mówił, tym goblin był mniej zadowolony. Potem poczuł uścisk w żołądku i nim się spostrzegł, sam został goblinem. - Ale czad! - skomentował niemalże bezgłośnie pod nosem, gdy wrócił do ławki i przyglądał się swoim dłonią. To w ogóle było zgodne z regulaminem, zamieniać ucznia w goblina? Przesunął dłońmi po swojej twarzy, szczerząc się w rozbawieniu. Nie, zrozumienie goblinów, a raczej ich punktu widzenia było złudną nadzieją. Na szczęście w takich sprawach miał dystans, zdawał się w ogóle nie przejmować swoją karą. Siedział jednak grzecznie, poważnie, żałując, że nie ma lustra. Goblin w mundurku musiał być zajebisty. Nie zaczepiał dwójki przed sobą, nie chcąc im przeszkadzać.
Pkt Historii Magii: 0 Kości: E | 2 Zysk/Strata: zostałem zajebistym goblinem
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Może i był paskudnie rozproszony, ale na szczęście nie stracił jeszcze całkowicie głowy. Wychwycił zatem, że Jack wcale nie ma zbyt dobrego humoru, albo po prostu nie ma ochoty na towarzystwo nadpobudliwego wilkołaka. Mefisto zmarszczył lekko brwi, przyglądając mu się pewnie o kilka sekund dłużej, niż powinien. W końcu skinął głową, przyjmując do siebie uwagę, acz nie potrafiąc zwalczyć uśmiechu. - Postaram się, ale to nie wychodzi mi najlepiej. - Mimo to zamierzał słowa poprzeć czynami. Chociaż nie uważał samego cmoknięcia w policzek za coś niestosownego, to mógł poprawić się pod innymi względami... Zsunął zatem stopy z krzesła i usiadł prosto, grzecznie porzucając mało rozsądne bujanie. Kątem oka dostrzegł @Gabrielle Levasseur. - Ale wiesz, jest tutaj taka pani, którą próbuję umocnić w przekonaniu, że wolę panów... Zabronisz mi udowadniania jej, że zainteresowany jestem tylko i wyłącznie tobą? - Puścił Puchonowi oczko, mając szczerą nadzieję, że dopóki gada cicho, to nie jest aż tak denerwujący. Zresztą, zaraz i tak się przymknął, bo Caine rozpoczął zajęcia... i to z przytupem! Ślizgoni całkiem solidnie oberwało, co jedynie wsparło dobry nastrój Noxa. Nawet zaśmiał się cicho na odpowiedź @Izaak Juda Rothschild, później jeszcze większym zainteresowaniem obdarzając @Nessa M. Lanceley. Aż mu się zrobiło szkoda rudej przyjaciółki, która prawdopodobnie wzięła to wszystko strasznie mocno do siebie... Ale Mefisto z przyjemnością obserwował, jak szaty jego borsuczego partnera zmieniają się i dopasowują do szkolnego regulaminu. Rozproszył się tą prostą czynnością i kompletnie nie skojarzył, że w takim razie on jest następny w kolejce. Szczeknął Kaszlnął z zaskoczeniem, czując jak koszula zapina mu się pod szyję i zaciska pod wyczarowanym krawatem. Z głupią miną pochwycił za węzeł, luzując go niemal tak desperacko, jak gdyby ten nie pozwalał mu w ogóle oddychać. - Lance, na Merlina... już i tak te punkty straciliśmy... - parsknął tylko, rozpinając dwa pierwsze guziki. Niezbyt obchodziło go jak wyglądał, jakie budził wrażenie i jaki sens był hogwarckich zasad. W tej chwili najbardziej liczyła się dla niego wygoda; był przed pełnią trochę zbyt roztrzęsiony i jego organizm działał trochę zbyt niestabilnie, żeby teraz martwić się takimi drobiazgami. Choć zachwyciło go zadanie, to prędko dostrzegł w nim bardzo kluczowy problem... Najchętniej zgodziłby się z goblinem, które musiał przekonać do innych racji. Choć energii nie można było Mefistofelesowi odmówić, to jego argumenty były dość nudne i książkowe - zdecydowanie zbyt dużo czasu poświęcał też na potakiwanie Wolfrykowi. Nic dziwnego, że jego poczynania zostały uznane za Nędzne. - Nawet nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem tak serio uczyłem się Historii Magii... - Mruknął do Jacka, dochodząc do bardzo prostego wniosku - poradził sobie nieźle, jak na znaczącą przerwę w nauce tego przedmiotu. - Nie moja broszka. Ale ciebie pewnie w Ministerstwie cisną, co?
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Ja i wymiękanie? Ranisz moje biedne, ślizgońskie serduszko, Rowle! — odparł przyjacielowi z udawanym wyrzutem, chwytając się przy tym bardzo teatralnym gestem za wspomniane serce. Rola wprost godna Oscara. — Przetrwałem ostatnio transmę z Cranem, przetrwam wszystko, nawet Historię Magii — dodał z uniesionym kącikiem ust, jakby to miało wyjaśnić wszystko. I poniekąd wyjaśniało, jeśli tylko znało się jego podejście do tego przedmiotu w połączeniu z kompletnym brakiem talentu do tej dziedziny magii. Nie umknęło mu, że ostatnio coś się zmieniło w stosunku jaki Gabrielle miała do jego osoby. I nie można powiedzieć, żeby mu to w jakikolwiek sposób przeszkadzało, wręcz przeciwnie – na swój sposób mu to nawet schlebiało. Sam zresztą od jakiegoś czasu zaczynał łapać się na tym, że czasem spogląda na nią pod nieco innym kątem i zauważa rzeczy, na które wcześniej w ogóle nie zwracał uwagi. Jak chociażby ten delikatny, uroczy uśmiech, którym go przed momentem obdarzyła. Czy on zawsze taki był? Odsunął jednak tą myśl na bok, skupiając się na czymś innym. — Mała przygoda w lesie, hm? — Uniósł jedną brew, widząc jak bardzo Puchonka się spłoszyła, a jej twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora, gdy podpytał o jej znajomość z Rowlem. Przez swoją reakcję dziewczyna zdecydowanie rozbudziła jego ciekawość. Ciemnobrązowe oczy jeszcze przez moment pozostały zawieszone na pannie Levasseur, by następnie przesunąć się na Charliego, gdy ten dorzucił swoje dwa sykle. — O, dobrze wiedzieć. — Błysnął zębami w szelmowskim uśmieszku, poruszywszy przy tym wymownie brwiami, a jego spojrzenie ponownie zwróciło się w stronę biednej Gabrielle, którą przed dalszym pogrążaniem się uratowało chyba jedynie to, że nauczyciel zabrał głos i czas na przedlekcyjne pogaduszki oficjalnie dobiegł końca. Fitzgerald, nim jego uwaga skupiła się na słowach Shercliffe’a zdążył jeszcze jednak rzucić znaczące spojrzenie kumplowi; ów sygnał by jednak pohamował swoje rumaki, bo w istocie coś na rzeczy było, nawet jeśli jeszcze nie przyznawał się do tego otwarcie, a wiedział doskonale, że drugi Ślizgon to uszanuje i nie będzie mu wchodził w paradę. Sam też by tak zrobił, gdyby sytuacja przedstawiała się odwrotnie. Minus pięć punktów na dzień dobry, to się nazywa dobrze rozpoczęta lekcja. Wystarczyło mu rzucić okiem na pozostałe ‘uhonorowane’ w ten sposób osoby, żeby domyśleć się co mogło spowodować tą lawinę ujemnych punktów – ubiór. Serio? Jasne, regulamin szkoły wymuszał konkretny strój na zajęciach, ale już nie przypominał sobie, że dodatkowo musi przy tym koniecznie odwalać się jakby szedł na roraty (czymkolwiek są te roraty). A jedyne czym w sumie ‘zawinił’ – jak mu się wydawało – to trochę niechlujny wygląd swojego ubioru, nadany celowo tak swoją drogą. Miał w końcu wizerunek do utrzymania, a to był jeden z jego elementów. Will wydał z siebie cichy dźwięk, coś pomiędzy prychnięciem a śmiechem, ale poza tym nie wyglądał na ani trochę przejętego tym faktem. Nie wszyscy jednak tak do tego podeszli, a prefekt naczelna nawet posunęła się o krok dalej i przy pomocy zaklęcia zmieniła nie tylko własny strój, ale i wszystkich pozostałych, którzy nie wpasowali się w wyobrażenia belfra, co na ten moment nie miało większego sensu. Punkty poleciały i co się stało, to już się nie odstanie, a prosto zawiązany krawat czy niewychodząca ze spodni koszula niczego w tej kwestii nie zmienią. Oczywiście, że taka ingerencja mu się nie podobała, naprawdę nie lubił, kiedy ktoś mu coś w podobny sposób narzucał, a tak właśnie to odebrał – jako narzucanie. — Naprawdę…? — mruknął z przekąsem pod nosem, zerkając spode łba w stronę rudowłosej Ślizgonki, zaraz po tym jak cała rzecz się dokonała, po czym niemal odruchowo sięgnął ręką do krawata, żeby go poluzować. Niewiele to wprawdzie zmieniło, ale zawsze coś. Potem już nauczyciel przedstawił specjalnego gościa i objaśnił na czym będzie polegało ich zadanie – Bunty Goblinów, wydanie sądowe. Świetnie. Coś miał wrażenie, że na pewno nie będzie wspominał tych zajęć z przyjemnością, gdy już się skończą. Sprawa, która mu się trafiła dotyczyła jakiegoś typa będącego seryjnym mordercą goblinów. Na pewno nie był to najgorszy temat w całej puli i zapewne nie miałby większego problemu z przedstawieniem przekonujących argumentów, które byłyby w stanie wprost porwać publikę, gdyby mu zależało. Ale mu nie zależało, więc nawet specjalnie się nie przyłożył do zadania. Może część z zaprezentowanych przezeń argumentów nawet uszłaby gdzieś w tłumie, ale Grzmotomłot i tak nie zaszczycił go nawet odrobiną uwagi, a prościej mówiąc – kompletnie go olał, co Fitzgerald skwitował jedynie wzruszeniem ramion nim powrócił na miejsce. — Wróżę nam obojgu świetlaną przyszłość w Wizengamocie — szepnął, nachylając się nieco w stronę swojej dzisiejszej towarzyszki niedoli, której poszło równie świetnie co jemu, a potem się wyszczerzył. — Ej, Rowle, powinieneś rozważyć pozostanie goblinem na stałe, pasuje ci to. — Parsknął cichym śmiechem, rzucając okiem w stronę Charliego. Oczywiście, że nie mógł pozostawić bez żadnego komentarza faktu, że jego przyjaciel właśnie został przemieniony w goblina.
Pkt Historii Magii: 0 Kości:litera „G” i 3 Zysk/Strata: brak
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Czaszki:H (zdobyta 5 czaszka) → Próba VI (kostki podmienione z lekcji transmutacji, bo nie zauważyłam, że była ona 30 października)
— Babs — powtórzył za nią, niepewien czy może za pierwszym razem nie zrozumiała. Uniósł brew, bo chociaż też uznał ją za bardzo atrakcyjną, to kiedy się odzywała, wydawała się trochę niespełna rozumu. Jednak on wiedział, bo widział ją w różnych sytuacjach, że za tą maską trochę nieogarniętej dziewuchy chowa się bystre stworzenie. Tylko po prostu jeszcze bliżej jej z tej strony nie poznał. Oparł się ramieniem o ławkę, przechylając się w jej stronę, kiedy nauczyciel akurat użerał się z innymi uczniami i zawieszając na niej spojrzenie, zauważył wprost. — Kiedy się nie odzywasz, Balbina, nawet chce się ciebie zaprosić na piwo. A potem oczywiście mówi do niego jak do debila i mu się odechciewa. Szczególnie po tym, jak już pewna Krukonka karze mu się wielbić i uśmiecha się pięknie, kiedy ją adoruje i gniewnie tupie nogą i wstrząsa turbanem, kiedy Gunnarowi nudzi się, jak go się traktuje jak sługę. Odetchnął, siadając prosto, jak większość osób, które czuły za dużą ingerencję i swawolę działań @Nessa M. Lanceley, poluźniając pokazowo swój krawat i pokazowo podwijając rękawy, odpinając jednocześnie guzik koszuli, bo tak po prawdzie, było tu dość gorąco, przez co Gunnarowi cieżko było myśleć, a by się przydało. Kiedy wstał w końcu, broniąc swojego stanowiska w temacie fałszowania złota przez Ugo Uległego, sam był zdziwiony poziomem swojej wiedzy, bo przez to zaangazowanie w rozmowę z Balbinką, zupełnie zapomniał o przygotowaniu swoich argumentów, a pięć minut jakie dostali na przygotowanie do zadania to był niewielki czas, żeby się obronić. Jednak, wysunięte wnioski i teorie, linia obrony, okazała się na tyle skuteczna, że goblin, jak kilku innych uczniów przed Ragnarssonem, jego też obdarował tomem ciężkiej księgi, oprawionej wyjątkowo. Skinął goblinowi w podziękowaniu, zastanawiając się, jak długo po jego śmierci Wolfryk Grzmotomłot zgłosi się po swoją własność wraz z odsetkami do jego dzieci. Szczęście, że nie planował dzieci... Ale gdyby planował, pewnie zostawiłby im w spadku czaszkę, którą wracając do ławki znalazł pod swoim krzesłem i schował do torby. Tymczasem... planował je sprzedać.
Pkt Historii Magii: 25 Kości:B, 4 Zysk/Strata: specjalne wydanie księgi “Największych Bitw Czarodziejów”
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Caine choć stał przed klasą pewnie, bez szczególnego zdenerwowania, czy oburzenia, bo i nie miał ku temu powodów, tak naprawdę rozważał, jak wiele zmieniło się w tej szkole odkąd sam do niej uczęszczał ponad dwadzieścia lat temu. Za jego czasów uczniowie Hogwartu szanowali regulamin. Nie wyobrażał sobie, żeby on, czy jego koledzy próbowali okazywać nauczycielom brak szacunku i nastoletni bunt w odpowiedzi na punkty odjęte za łamanie kodeksu szkolnego. Stukając jedynie miarowo palcem o bok uda, czekał aż fala oburzenia minie, aż wszystkie głosy sprzeciwu, parsknięcia i prychnięcia miną. W żadnym wyobrażeniu nie mógł jednak założyć, że którykolwiek z uczniów, szczególnie przedstawiciel sprawiedliwego Domu Helgi Hufflepuff (@Izaak Juda Rothschild), głośno postawi się nauczycielowi, jednocześnie atakując go zarówno prywatnie, jak i lekceważąc szkolne zasady. Caine ściągnął łopatki, co było jedynym wyrazem jego zszokowania dla takiego potoczenia się spraw. Posłał Wolfrykowi przepraszające spojrzenie, poniekąd wstydząc się za swoich uczniów. Naprawiając sytuację, podjął się próby podniesienia poziomu tej lekcji. Zaczerpnął powietrza do płuc, teraz bardziej niż wcześniej czując potrzebę poluzowania krawata, który przed lekcją skrupulatnie poprawił przy kołnierzyku, razem z szatą nauczycielską na ramionach. — Panie Rothschild… — napomniał go jedynie spokojnym tonem, zanim chłopak w przepływie emocji posunąłby się w swoich słowach dalej. Już w tym momencie zdecydowanie zapominając, że nie rozmawiał z kolegą tylko z pedagogiem i szanowanym prawnikiem. Profesor Shercliffe nie próbował nikomu zrobić na złość. Nikogo nie faworyzował, o nikim nie miał jeszcze wyrobionej żadnej opinii, a gdyby nawet ją posiadał, z pewnością zachowałby obiektywność, jakiej nauczył się w sądzie. Tak samo, jak wyniósł stamtąd poszanowanie do dekretów, regulaminów i kodeksów. Które właśnie były powodem odjęcia punktów. Shercliffe sam z siebie nie miał chęci wcale ingerować w wyniki Pucharu Domu. Sytuacja jednak zaogniała się w zastraszającym tempie. Dlatego przywołał zaklęciem kartkę pergaminu z biurka, stawiając ją przed obruszonym Puchonem. — Proszę napisać na mnie oficjalną skargę do dyrekcji. Jestem pewien, że rozpatrzą ją stosownie do sytuacji. Chwilę później ruszył wzdłuż ławek, w Wizengamocie ucząc się, że przejście się wzdłuż oskarżonych czasami przywoływało ich do porządku. Metoda ta najwyraźniej nie działała na hogwartczyków. Stukając butami z miękkiej, smoczej skóry – smoka czarnego hebrydzkiego, idealnej do klasycznych butów i garnituru, zerknął na Izaaka, przystając przy jego stoliku. Cóż, ciężko było mu się zgodzić z zarzutem braku znania się na modzie, ale znajomość wszystkich znanych projektantów i domów mody, nie była niczym, czym by się chwalił, a jedynie reprezentował to swoim strojem. Jeśli izaak pozwoliłby sobie ochłonąć, zauważyłby pewnie, że strój Shercliffe’a pod nauczycielską szatą zaprzeczał jego pretensjonalnym słowom, których Caine nie próbował odeprzeć. Zamiast tego, rzucił rzeczowym, pozbawionym uprzedzeń tonem: — Zapraszam pana do Koła Dyputantów, panie Rothschild. Przydadzą się w grupie osoby, które z taką gorliwością bronią swoich idei. I ruszył dalej, przystając, kiedy @Nessa M. Lanceley uniosła dłoń, żeby się wypowiedzieć. Udzielił jej głosu, ale uniósł rękę, próbując ją powstrzymać przed transmutowaniem wszystkich mundurków. Jak kilka głosów zdążyło zauważyć, zabieg ten, choć imponujący (nie był pewien czy sam Albus Dumbledore potrafiłby transmutować mundurki wszystkich uczniów jednocześnie z taką sprawnością jak panna Lanceley), nie mógł już wrócić nikomu punktów. Caine sięgnął dłonią do twarzy, zatrzymując ją na chwilę przy podbródku, żeby stamtąd zacząć zgarniać pasma włosów. Napotkał jednak powietrze, a kosmyki dopiero od połowy twarzy, niesforny pukiel grzywki przeczesując z powrotem do tyłu. Ruchem tym zdradzał poniekąd lekkie zażenowanie odmową prefekt naczelnej, nie chcącej wykonać polecenia nauczyciela. Nie wątpił, że była dobrym kandydatem na to stanowisko, bo niejednokrotnie, odkąd uczył tu od października, udało jej się to już udowodnić. Jednak dzisiaj chyba wstała lewą nogą. Zawiesił na niej wzrok, tłumacząc jej, siląc się na absolutne opanowanie: — Odznaka prefekta to przywilej, panno Lanceley. Za wzorową postawę i nienaganne zachowanie. Czy pani postawa i pani dzisiejsze zachowanie zasługuje na ten przywilej? Łamanie regulaminu oraz sprzeciwianie się zaleceniu nauczyciela… cóż. Pozostawił jej samej tą decyzję. Jeśli dalej uważała, że należy jej się podczas przebiegu tych zajęć ten zaszczyt, nie mógł na to nic poradzić. Jedynie uznać, że zawiodła jego oczekiwania, a wobec niej miał je bardzo wysokie, zważywszy na poziom, jaki reprezentowała sobą wcześniej. Na szczęście, przynajmniej jedna osoba w klasie na pewno zrozumiała powód odjęcia punktów: @Albina Abrasimova, którą profesor wynagrodził dziesięcioma punktami dla domu. — Panno Abrasimovo, dziesięć punktów. Pan Wolfryk jest prawnukiem Ugo Uległego. – drugą część wypowiedzi przeznaczył dla wszystkich uczniów, widząc, że nikt nie zdecydował się odpowiedzieć na jego pytanie i spróbować zawalczyć o odzyskanie punktów, jakie stracił. Miał pecha zatrzymać się obok @Lazar Grigoryev. Gdyby nie usłyszał słów, z jakimi chłopak zwrócił się do ich gościa, nie musiałby w następstwie odpowiedzieć: — Minus pięć punktów dla Gryffindoru za obrażanie naszego dzisiejszego gościa, panie Grigoryev. Przypomnę. Wolfryk Grzomotmłot. Proszę zapamiętać w trosce o dom jaki pan reprezentuje podczas wymiany. Dla pana te punkty mogą nie znaczyć nic, ale dla pana kolegów to istotna tradycja i renoma domu. Na szczęście, przystając tu, oprócz obraźliwego przekręcenia nazwiska dumnego goblina, był świadkiem kradzieży galeonów, tudzież sprzeciwu w tej sprawie, dlatego zatrzymując się, przysłuchał się również rozwojowi sytuacji.
Lazar Grigoryev:
Prawem goblinów, każde galeony, które weszły w Twoje posiadanie po śmierci osób, które otrzymały je od Wolfryka, należą do wytwórcy tychże. Sygnowane są jego indywidualnym numerem seryjnym, a posiadanie ich wbrew woli ich właściciela to kradzież. Dlatego zostajesz przez Wolfryka o nią posądzony.
Masz dwa warianty reakcji, wybierz jeden z nich i oznacz go w poście
Wariant I W ciągu tygodnia musisz rozegrać sprawę sądową o kradzież, w której Caine Shercliffe będzie reprezentował stronę oskarżyciela – Wolfryka Grzmotomłota. Ciebie nie może, ponieważ jesteś jego uczniem, ponadto, bez szczególnych zasług dla Ministerstwa Magii i znajomości nie przysługuje ci obrońca.
Wariant II Caine Shercliffe namawia Wolfryka Grzmotomłota do przeprowadzenia mediacji podczas zajęć (jedocześnie jako przykład takich mediacji dla innych uczniów). Caine Shercliffe jest mediatorem.
Rzuć dwoma kośćmi litery i literą i dodaj do wyniku sumę swoich punktów kuferkowych.
Pierwsza kość:
A – 0% B – 1% C – 2% D – 3% E – 4% F – 5% G – 6% H – 7% I – 8% J – 9%
Druga kość:
A – 10% B – 20% C – 30% D – 40% E – 50% F – 60% G – 70% H – 80% I – 90% J – 100%
Wynik:
Suma twoich rzutów i punktów kuferkowych z historii magii wskaże % Twojej siły argumentacji, a suma moich rzutów i punktów kuferkowych z historii magii Caine wskaże % argumentacji Wolfryka Grzmotomłotego.
Różnica % Twojego i Wolfryka = ilość galeonów jakie Ty musisz oddać Wolfrykowi, jeśli jego % był wyższy od Twojego lub Wolfryk musi oddać Tobie, jeśli jego % był niższy od Twojego.
Jeśli będziesz musiał oddać więcej galeonów niż posiadasz, zaciągasz kredyt u Wolfryka Grzmotomłota. Płacisz za moralne szkody, jakie mu wyrządziłeś.
Najistotniejsza część posta:
Po tym, jak wyjaśniła się sprawa z kradzieżą galeonów, Caine przeszedł do dalszej części zajęć. Nieco znużony roszczeniami uczniów, wracając przed sekretarzyk, dorzucił jeszcze w ramach wyjaśnienia: — Każdego kto będzie miał uwagi niezwiązane z tematem prowadzenia dzisiejszych zajęć zapraszam na konsultacje. Obecnie trwa lekcja historii magii, nie spotkanie koła dyskusyjnego. Później wyjaśnił dalsze zadanie. Jak szybko się okazało. Pary w jakie się ustawili, w istocie były stronami przeciwnymi sobie, za którymi mieli stać w inicjowanej rozprawie. — W życiu często staniecie w sytuacji, w której będziecie zmuszeni sprzeciwiać się własnym ideałom i przyjaciołom, dlatego wszystkich z par w ławkach po mojej lewej stronie zapraszam na lewą stronę sali, a wszystkich po mojej prawej ręce na prawą stronę sali. Kiedy uczniowie rozeszli się pod ściany, złączył wszystkie ławki na środku w jedną linię, odgradzającą ich murem od siebie. Krzesełka, jak na sali wykładowej, pozostały w rzędach, jednak przesunięte na tył klasy, żeby wszystkim zrobić miejsce przy stołach. Na ławki moment później opadły dokumentacje, które jeszcze przed chwilą uginały biurko profesora. Stosy dokumentów, z pod biurka i z biurka, jak i z fotela prowadzącego wylądowały na ladach, zanim Caine wyjaśnił uczniom, że są to dekrety i kruczki prawne, z których część będzie im przydatna do przebiegu rozprawy, jaką odtworzą podczas tych zajęć. — Pufek pigmejski imieniem Puffi wykradł glutki z nosa Pani Dębowej. Pani Dębowa jest szanowanym konserwatorem powierzchni płaskich. Prócz strat materialnych, poniosła również straty moralne. W przedstawionych materiałach znajdziecie dekrety, na jakie możecie powołać się w rzeczonej sprawie. Szukajcie. Miał już nic nie dodawać, ale wtedy go oświeciło, że przy tak niesfornej grupie może warto dać im drobną sugestię: — A, spróbujcie nie zniszczyć materiałów dowodowych i dokumentacji. To papiery wartościowe w sprawie.
Ważne informacje: Rolę sędziego w tej rozprawie pełni Caine Shercliffe, a połowa z was w grupie z Wolfrykiem Grzmotomłotym wcieli się w rolę izby prawników Wizengamotu. Z Wolfrykiem na czele, jako waszym przedstawicielem. Druga połowa będzie oskarżycielami w tej sprawie. Izba Wizengamotu nie sprzyja oskarżycielom, dlatego wasze grupy od tej pory ze sobą rywalizują.
Rzuć jedną kością. Do sumy jej wyniku możesz dodać bonus z punktowanych przedmiotów, jeśli posiadasz go przy sobie i użyjesz na lekcji.
PIERWSZA KOŚĆ – znalezione dokumenty:
1 - nie dość, że nie udaje ci się znaleźć żadnych wartościowych dokumentów, Caine odejmuje ci 5 punktów dla domu, bo miałeś je przed samym nosem
2 - udaje ci się znaleźć cały plik przydatnych dokumentów, ale gubisz połowę ich zawartości i ktoś inny zabiera ci je sprzed nosa (0 przydatnych dokumentów dla Ciebie, +1 znaleziony dokument dla osoby, która napisze post po Tobie)
3 - przekopując dekrety znajdujesz tylko 1 dokument, który możesz użyć w rozprawie, reszta wydaje się bezużyteczna (+1 znaleziony dokument)
4 - wśród wszystkich zebranych przez Ciebie dokumentów 2 z nich okazują się przydatne (+2 znalezione dokumenty)
5 - spośród zebranych dokumentów zebrałeś 3 dekrety mogące pomóc ci w rozprawie, jednak jednego nie jesteś pewny. Rzuć dodatkową kością: parzysta - dokument okazuje się przydatny (+3 znalezione dokumenty), nieparzysta - dokument jest bezwartościowy. (+2 znalezione dokumenty)
6 - okazuje się, że masz oko do szukania, znajdujesz trzy przydatne ci w rozprawie dekrety, a za szybką reakcję i znajomość prawa/szczęście otrzymujesz 5 punktów dla domu. (+3 znalezione dokumenty)
Możesz również spróbować wykraść dokumenty grupie, która nie należy do Twojej. W tym celu rzuć drugą kością. Jeśli nie chcesz kraść, nie rzucaj. Opisy kostek kradzieży są opcjonalne. Możesz wymyślić własne okoliczności utraty/zyskania dokumentów, byle żeby stosować się do straty/zysku dokumentów czy punktów i zalecanych rzutów kośćmi (pamiętając o wskazówkach profesora). Wykradać sobie dokumenty możecie do następnego postu profesora. Za każdym razem określajcie komu zabraliście/oddaliście dokument.
DRUGA KOŚĆ – kradzież dokumentów (opcjonalna):
1 - wypatrujesz sokolim okiem przydatny dokument i zwijasz go sprzed nosa pierwszej osobie przed Tobą, której udało się zdobyć chociaż jeden dokument (+1 znaleziony dokument, -1 znaleziony dokument dla wybranej osoby przed Tobą)
2 - niestety, podczas próby wykradzenia komuś dokumentu, przy użyciu magii, przez przypadek używając zbyt dużej energii, palisz wartościowe papiery i tracisz 5 punktów dla domu (0 znalezionych dokumentów)
3 - przez użycie błyskawicznego accio, kradniesz komuś dokumenty, które jednak okazują się zupełnie bezwartościowe, Caine docenia jednak twoje zaangażowanie i wynagradza cię 5 punktami dla domu (0 znalezionych dokumentów)
4 - podczas kiedy ty kradłeś komuś dokumenty, straciłeś z oczu własne, jeśli takowe posiadasz, 1 z nich trafia w ręce osoby piszącej post po Tobie, jeśli nie miałeś żadnych, ta sama osoba zyskuje 1 z tych, które próbowałeś ukraść (-1 znalezionych dokumentów dla Ciebie, +1 dokument dla osoby po Tobie)
5 - zamiast ukraść dokumenty zrzucasz cały ich stosik na ziemię. Caine patrzy na Ciebie z podejrzliwością. Rzuć dodatkową kostką. Parzyste - zostałeś przyłapany na bezczeszczeniu dokumentacji i tracisz 5 punktów dla domu, nieparzyste - udaje ci się przekonać nauczyciela, że to nie ty, chociaż nie wierzy ci wcale, twoja argumentacja wydaje się sensowna więc zyskujesz 5 punktów dla domu (0 znalezionych dokumentów)
6 - wymyśl powód dla którego naraziłeś się profesorowi podczas próby kradzieży - tracisz 10 punktów dla domu. Jeśli nie masz pomysłu: wycelowałeś zaklęciem przywołującym zamiast w dokumenty w krawat nauczyciela, któremu ten zacisnął się mocno na szyi (0 znalezionych dokumentów)
Kompletny mundurek: biała koszula z długimi rękawami, szara (!) kamizelka lub sweter, czarne spodnie lub czarna spódnica do kolan, czarne buty szkolne, czarne rajstopy lub podkolanówki (dla uczennic), krawat, szata z godłem domu (opcjonalna jeśli na swetrze/kamizelce znajduje się godło)
-10pkt – brak mundurka lub w większości niekompletny mundurek
-5pkt – niekompletny mundurek lub niedbały wygląd
-5pkt dla Nessy – dodatkowe minusowe punkty za brak dobrego przykładu, jako prefekt naczelna (jednoczesny powód prośby o zdjęcie odznaki na czas trwania lekcji)
Były przypadki niejednoznacznego określenia czy mundurek jest tylko niekompletny czy w większości niekompletny, wtedy rozpatrywałam schludność stroju i całokształt postawy ucznia.
Za brakujące elementy stroju były ujemne punkty, jednak za dodatkowe elementy (akcesoria, biżuteria) punkty nie były odejmowane.
Jeśli czegoś nie opisaliście, np. brak godłą, domyślnie rozpatrywałam szczegóły na waszą korzyść. Np. domyślnie godło na swetrze/kamizelce, domyślny, poprawny kolor odzieży i odpowiednie buty (jeśli nie zostały określone przez was inaczej).
"Szkolny mundurek" z automatu był traktowany jako kompletny strój.
Wszelkie zmiany w elemencie stroju: skrócenie, dziury w spodniach, były rozpatrywane jako ingerencja w schludny wygląd ucznia. Miałam dylemat przy rajstopach Melusine, bo nie byłam pewna, czy Caine zwróci uwagę na listki.
Zasady:
Można się spóźnić tylko pod warunkiem, że przyjdzie się w parze. Za spóźnienie otrzymuje się -10pkt dla domu.
Każdy kto spóźni się ze wstawieniem postu w terminie, może nadrobić etap, jednak każdy etap lekcji wymaga oddzielnie napisanego posta.
<zg>Pkt z historii magii:</zg> wpisz ilość punktów z historii magii i przedmiot z bonusem punktowym <zg>Kości:</zg> [url=link do kostek]kostka1, kostka2[/url] <zg>Zysk/strata:</zg> wpisz +/- punkty dla domu <zg>Znalezione dokumenty:</zg> ilość znalezionych dokumentów <zg>Ukradzione/oddane:</zg> oddane/ukradzione @"Imię Nazwisko"
Ostatnio zmieniony przez Caine Shercliffe dnia Pon Lis 18 2019, 13:59, w całości zmieniany 3 razy
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Czuła, że mimowolna reakcja jej ciała na obecność Williama zwróci uwagę Rowle, dlatego, kiedy skupił na niej swoje zielone ślepia, wywróciła teatralnie oczami. Czy musiał zawracać sobie głowę takimi błahostkami, zamiast zająć się czymś bardziej pożytecznym? Na przykład zniknięciem jej z oczu? Kiedy Charlie zabrał głos poczuła, jak policzki zaczynają palić ją żywym ogniem, zaś ich kolor nabrał intensywniejszego odcienia. Nie chciała, aby Will dowiedział się o ich dziwnej przygodzie, tak jak nie chciała, aby dostrzegł, że zaczęła traktować go nieco inaczej. Wszakże przed samą sobą nie potrafiła jeszcze przyznać, że panicz Fitzgerald zwyczajnie się jej podoba; było coś takiego w jego spojrzeniu i uśmiechu, co sprawiało, że miękły jej nogi. - Nie jestem jego - oburzyła się nieuprzejmy tonem, posyłając Willowi przepraszający uśmiech, palcem kręcąc przy skroni, dając rudowłosemu do zrozumienia, że jego kolega postradał zmysły. - Jestem sama sobie - dodała trochę łagodniej, po czym ironicznie uśmiechnęła do bruneta. Kolejne słowa puściła mimo uszu, z nadzieją, że Will pójdzie w jej ślady, jednak wystarczyła sekunda, aby przekonała się, że próbowała okłamać samą siebie. Brązowe oczy na chwilę utkwione zostały w jej twarzy, rozchyliła delikatnie usta próbując rozszyfrować, jakie myśli kryją się pod tą rudą czupryną, wpatrując się w Ślizgona na ułamek sekundy dłużej niż powinna. Poziom zawstydzenia dziewczyny osiągnął właśnie najwyższy poziom i gdyby nie nauczyciel, zapewne już uciekłaby z klasy w popłochu. Mimo całej odwagi jaką w sobie miała, pakując się w coraz to bardziej niebezpieczne przygody, w relacjach z przedstawicielami płci przeciwnej nadal była tchórzem. Odpowiedź Willa również nie spodobała się goblinowi, Gabrielle uśmiechnęła się do niego pocieszająco. Kiedy się nad nią pochylił zaciągnęła się powietrzem wypełnionym jego specyficznym zapachem i nawet on przyprawiał ją o zawrót głowy. - Tam… Tam pomoże nam mój urok osobisty -odpowiedziała, nieświadomie komplementując samą siebie, choć wypowiedziane przez blondynkę słowa miały ukryte drugie dno, o którym nie wiedział ani William, ani Charles. - Teraz wyglądasz dużo korzystniej, Rowle - stwierdziła śmiejąc się, gdyż widok Charliego w postaci goblina był bardzo zabawny. Nagle zmarła wśród uczniów dostrzegając wytatuowanego Ślizgona. Mimowolnie dotknęła obojczyka, który zdobił teraz wykonany przez @Mefistofeles E. A. Nox tatuaż, zdusiła w sobie okrzyk zdziwienia, jednak jego wyraz malował się na twarzy Puchonki, kiedy zielone tęczówki utkwione zostały w postaci chłopaka. Teraz jej policzki wręcz płonęły, kiedy do głowy napłynęło wspomnienie całego procesu tatuowania w Pokoju Zakochanych i tego, że musiała się przed nim rozebrać. Po raz pierwszy postawiona została w tak krępującej sytuacji, w kółko niczym mantrę powtarzając, że jest on gejem. Z wyraźną ulgą - widząc zachowanie Ślizgona wobec jednego z Puchonów - wypuściła z ust powietrze, po kilku sekundach zdając sobie sprawę, że przestała oddychać. - Mef jest gejem, musi być - wyszeptała pod nosem, przygryzając dolną wargę, przeniosła wzrok na nauczyciela, na którym skupiła swoją uwagę. Ten po kilku uwagach niezwiązanych z lekcja, przeszedł do kolejnego jej etapu, dzieląc uczniów na dwie grupy. Gab przygryzła wewnętrzną stronę policzka, kiedy okazało się, że musi współpracować z Elijahem oraz Charlim. Czy tylko miała takiego pecha? Poprawiła chustkę na głowie, patrząc na leżące przed jej grupą dokumenty. Marszczyła nos, przygryzła dolną wargę, w stercie szukając tych, które będą im potrzebne. Znajdując trzy dekrety, położyła je przed sobą, opierając dłonie o ławkę. Wciąż nie miała pewności co do jednego, pobieżnie jeszcze raz przeczytała zawarte w nim zapisy, uznając go jednak za przydatnego. - I jak tam? - zapytała patrząc po twarzach osób należących do jej grupy, posyłając każdemu delikatny uśmiech. .
Chłopak po raz kolejny został doprowadzony czerwoności, tym razem nie przez nauczyciela, ale przez uczennice z domu Salazara Slytherina, jak KTOKOLWIEK, śmiał ingerować w jego ubiór. Nie obchodziło go, że ta ruda małpa była prefektem. Nie denerwował się nigdy, naprawdę nic nie potrafiło go wyprowadzić z równowagi, poza kwestiami jego wyglądu. Bardzo się przejmował i denerwował, kiedy ktoś zwracał mu uwagę. Miał ochotę skoczyć na Nesse i wydrapać jej oczy, ograniczył się jednak do posłania jej wiele mówiącego spojrzenia. Następnie zwrócił się w stronę nauczyciela, a złość ustąpiła na rzecz zdziwienia, a także nieskrywanej ulgi. Naprawdę nie spodziewał się, że nie otrzyma za swoje słowa żadnej kary. Tym bardziej nie spodziewał się zaproszenia do odwiedzenia Koła Dyputantów. Podbudowany reakcją nauczyciela, znów zwrócił się w jego stronę, mniej atakującym, ale wciąż obrażonym tonem. -Rozważę to, zarówno napisanie skargi, jak i wizytę w tym całym kole.- Po tych słowach uznał temat mundurków za zakończony i z czystą głową, w pełni skupił się na lekcji, zostawiając złość na potem. Nim się obejrzał, pierwszy etap lekcji był już za nimi, a on sam stał po stronie grupy reprezentującej prawników. Z jednej strony było mu przykro, jego para chciała z nim pracować, a odebrano im ten przywilej, z drugiej zaś, z radością skonstatował, że w jego grupie znajdują się zdecydowanie lepsze z Historii Magii niż w przeciwnej. Po wysłuchaniu niezbyt interesującego wprowadzenia do sprawy, którą przedstawił im profesor, bez większego pośpiechu zabrał się za poszukiwanie potrzebnych dokumentów. Mimo przekopania całkiem sporej kupki papierów znalazł wśród nich tylko jeden przydatny dokument. Westchnął, przygotował się do użycia swojego jedynego źródła informacji, przy okazji rzucając pracującej w jego grupie Nessie, piorunujące spojrzenie. Oderwało go od tego pytanie ze strony członkini jego własnego domu. Zwrócił swój wzrok w jej stronę i bez słowa zaprezentował jej smętnie wyglądający świstek papieru, jedyny efekt jego pracy. Pkt z historii magii: 0 Kości:3 Zysk/strata: - Znalezione dokumenty: 1
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Podnoszę głowę z ławki, dopiero kiedy słyszę swoje poprawnie wymówione imię. Co się dzieje? Wychylam się już chcąc zapytać jakieś moje typowe c o j e s t, kiedy szybko od Balbiny dowiaduję się co to się wydarzyło. Wcześniej kiedy ona przechodzi obok i robi mnie jakieś filu gilu, to próbuję złapać jej rączkę, ale jestem zbyt powolny i mój refleks wynosi obecnie minus tysiąc, dlatego to nie udaje mi się złapać przebiegłej Rosjanki. Niespecjalnie przejmuję się odjętymi punktami, czy przypadkiem Slytherin nie ma ich już jakoś tysiąc i bez mojego skromnego udziału? Zaklęcie Nessy jedynie tworzy na mojej piersi godło, więc nawet tego nie zauważyłem. Po prostu wróciłem do mojej drzemki na ławce, kiedy tylko stwierdziłem, że nie jestem tu potrzebny, pewnie będziemy omawiać kolejne, bezużyteczne dekrety. A tu niespodzianka, musimy faktycznie coś robić dostaję temat o reorganizacji banku. A nie wiem czy wiecie, ale w moim banku jest bardzo mało galeonów, więc nie wiem specjalnie dużo o tym temacie. Dlatego piszę swoją przemowę byle jak, to co sam sobie wymyślam i okazało się, że miałem bardzo dużo nawiązań do historii! Szkoda tylko, że byłem po złej stronie barykady i okropny, parszywy goblin zabiera mi moje własne pieniądze! Aż jestem dziś po stronie tych wszystkich okropnych czarodziei z ubiegłych lat, kiedy klnę pod nosem na goblina. Jestem kompletnie nieprzydatny na tym przedmiocie, więc drużyna, która mnie dumnie dostała, może już wołać o pomstę do nieba. - O co chodzi? - pytam @Nessa M. Lanceley, kiedy znajduję się obok niej, bo jesteśmy nagle razem w grupie. Przeglądam jakieś pliki, nie mam pojęcia co się dzieje i wzruszam na wszystko ramionami. Skąd ja mam wiedzieć co jest dobre, a co złe. - Nie wiem co mam z tym zrobić - oznajmiam tym razem siedzącej obok mnie @Caelestine Swansea, przegrzebując pliki które mam obok. Najwyraźniej przydatne, ale dla kogoś kto ogarnia odrobinę więcej niż ja. Czy mogę się przydać do czegoś innego?
Pkt Historii Magii: 00000000 Kości:1 :) Zysk/Strata: -5 galeonów
Pkt z historii magii: 00000000 Kości:2, 3 Zysk/strata: + 5 dla domu punktów ( o kradzieży napiszę później) Znalezione dokumenty: 0 Ukradzione/oddane: oddane komuś pode mną?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Dopiero przechodzili przez fazy karania za mundurki i dyskusji z goblinami, aby teraz okazało się, że spośród ton różnych papierów pozostało im dokopywać się do wartościowych treści i przydatnych w sprawie smarków 'rozprawie' Moe rozejrzała się powoli po dokumentach, aby dobrać kilka z nich, spośród których trzy okazały się całkiem na miejscu, jeżeli chodziło o odniesienie się do otrzymanego zagadnienia. Ambicja i rywalizacja popchnęły ją również ku temu, aby wrogiej drużynie zrobić nieco pod górkę - użyła Accio (udanego przy pierwszej próbie!), aby wyszarpnąć za pomocą zaklęcia kolejny dokument z rąk panny Levasseur. Okazał się on jednak wyjątkowo nietrafiony. Na pocieszenie otrzymała papiery od Fillina ze swojej 'drużyny', a te okazały się już wcale celnie trafiające w zagadnienie, z jakim mieli się zmierzyć. Finalnie skończyła z czterema dokumentami w dłoniach, uznając sama przed sobą, że nie poszło tak źle. Czy teraz powinna zachować czujność, by inni przesadnie jej nie ograbili? Jak się okazało, o czujność mogło być ciężko - Davies poczuła w pewnym momencie bolesne ukłucie na samym środku czoła, a tuż po nim strużkę krwi spływającą między brwiami. Gryfonka schowała różdżkę, po czym małym palcem wolnej ręki dotknęła miejsca, w którym powstała rana. Rzeczywiście - na opuszce znalazła się szkarłatna ciecz. Zatkało ją. O co, do smoczej ospy, w tym wszystkim chodziło?
Pkt z historii magii: 15 i 'Największe Bitwy Czarodziejów' (+1) Kości:4 + 6, 3 na kradzież, 3 na Accio (klątwa) Zysk/strata: +5 dla Gryffindoru Znalezione dokumenty: 5 (w tym 1 do wyrzucenia) Ukradzione/oddane: ukradzione @Gabrielle Levasseur + odebrane od @Fillin Ó Cealláchain
Ostatnio zmieniony przez Morgan A. Davies dnia Pon Lis 18 2019, 00:01, w całości zmieniany 2 razy
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Pufek pigmejski imieniem Puffi? Kradzież glutków z nosa? Poważnie? Wyłączył się jakoś w połowie wypowiedzi profesora Shrecliffe’a, bo nie oszukujmy się, ta sprawa nie brzmiała interesująco. Jeszcze co gorsza został rozdzielony z Nessą i już w ogóle nie miał do kogo otworzyć gęby. To z kolei sprawiło, że jego myśli ponownie zaczęły krążyć wokół Skylera i kompletnie stracił wcześniejszy dobry humor. Ujemne punkty za niekompletny mundurek szkolny i jeszcze ten przeklęty obraz puchońskiego kumpla, który uśmiechał się do niego szeroko i całował jego usta. No. Po prostu najgorzej. Próbował skoncentrować się na dalszej części lekcji, ale po prostu nie potrafił się zmobilizować. Ledwie zajarzył w ogóle, co mają robić. Okej, jest oskarżycielem i ma zebrać jakieś debilne dokumenty, chyba na temat tego całego pufka pigmejskiego. Zaczął krążyć po sali w poszukiwaniu jakichś ważnych papierzysk, ale jego wędrówki na nic się zdawały. Oczywiście co się okazało? Wartościowe akta znajdowały się tuż przed jego nosem, na co zwrócił mu uwagę sam nauczyciel, odejmując przy tym kolejne pięć punktów. Już po tym był wściekły jak osa, ale stwierdził, że nie będzie się poddawał. Skoro tak, to spróbuje komuś te dokumenty ukraść. A co, przecież był dobry w zaklęciach. Taa… był, ale tym razem na skutek emocji przedobrzył, zużywając na swoje Accio zdecydowanie zbyt dużo energii. Tym samym spalił niewielki stos papierów i ponownie został przyłapany przez profesora na gorącym uczynku. Slytherin stracił przez niego kolejne pięć punktów. Kurwa mać – to było jedyne, co nasuwało mu się na myśl. Mimo wszystko wodził wzrokiem za dokumentami, chociaż od tego momentu starał się nie rzucać w oczy. Ot, nie chciał siadać i nic nie robić, żeby się nie narażać na zarzut, że jest leniwy, ale starał się też nie odwalać jakiegoś szajsu, żeby nie dostać kolejnej kary. Ta lekcja i tak była dla niego przeklęcie pechowa i miał nadzieję, że szybko się skończy.
Pkt z historii magii: 5 Kości:1, 2 Zysk/strata: -10 pkt domu ;< Znalezione dokumenty: 0 Ukradzione/oddane: 0
2 - udaje ci się znaleźć cały plik przydatnych dokumentów, ale gubisz połowę ich zawartości i ktoś inny zabiera ci je sprzed nosa (+1 dokument dla osoby, która napisze post po Tobie)
Z pewnym samozadowoleniem przyjęła fakt, że akurat jej żadna prefekt naczelna nie zmieniła stroju zaklęciem. Chociażby dlatego, że gdyby jej przemieniła ulubione dresy w jakiś szkolny łach to by jej pewnie wydrapała oczy - dresy rzecz święta, z takim samym smutkiem więc zarejestrowała, że dresik Anfima zmienił się w szary frak. Wielokrotnie tłumaczyła @Anfim Abrasimov, że do szkoły chodzi się w szkolnym ubraniu, ale ten jakby poczuł wolność od kiedy wyrwał się z Durmstrangu i uznał, że hulaj dusza piekła nie ma. Skinęła głową Shercliffe'owi, który nawet przydzielił jej punkty za prawidłową odpowiedź, choć w sercu czuła, że w sumie z tych dziesięciu punktów to pięć było dane za poprawną angielszczyzne, w związku z tym, kiedy @Lazar Grigoryev zmarnował AŻ pięć to jej serce w piersi zakręciło fikołka i zgromiła go spojrzeniem, a o ile spojrzał w jej stronę (jak powinien, w końcu tak go sztyletowała wzrokiem!) to mu nawet pogroziła palcem. Grożenie palcem to już nie przelewki! Szczególnie w przypadku młodej Abrasimov, bo to już o krok od natarcia uszu, a to raczej nieprzyjemne. Zaraz potem jej wzrok wrócił, po części samoistnie, do postaci @Gunnar Ragnarsson bo i jego strój zmienił się nie do poznania. Musiała przyznać, że w koszuli prezentował się komicznie, może nie tak jak ten napakowany osiłek z tylnej ławki, co przyszedł na lekcje w obroży, ale i tak z jej ust wydobył się niemal bezgłośny, z trudem powstrzymywany śmieszek. Wzrok przykuły głównie zagadkowe medaliony, odbijające się wyraźnie pod cienkim materiałem ciasno opinającej się na szerokiej piersi koszuli, a gdy zdecydował się jednak poluzować krawat, aż rozsiadła się nieco, oglądając ten spektakl prawie jakby na jakieś peep-show trafiła, striptease dla ubogich. - Co to. - zapytała natychmiast, gdy odsłonił pokryte runami przedramiona i jak zwykle sięgnęła po to co ją ciekawiło bez pytania. Albina nie znała poczucia granic, nie szanowała przestrzeni osobistej bo i nie rozumiała koncepcji przestrzeni osobistej. Dotknęła bladymi palcami zagadkowych tatuaży i pochyliła się nad skórą Islandczyka z niekłamaną ciekawością. Chętnie zadałaby jeszcze kilka pytań odnośnie jego niecodziennych ozdób gdyby nauczyciel nie zarządził by się rozdzielili, zmarszczyła więc brwi i trzymając dłoń na jego przedramieniu odrobinę dłużej niż wypadało przyglądała profesorowi, który tłumaczył kolejne zadanie podczas lekcji. - Znajdę Cię potem. - puściła Ragnarssonowi oko, jakby nie wiem, rozstawali się na przeludnionym festiwalu muzycznym i wraz ze swoją grupą stanęła po przeciwnej stronie "barykady". Nie miała doświadczenia z dokumentami, zaczęła przeglądać jednak teczki starając się przekonać siebie, że są w nich zawarte ważne informacje dotyczące hodowli ślimaków, a wiadomo, że dla brata i jego ślimaczej pasji była gotowa na wszystko i być może właśnie dlatego udało jej się zdobyć cały plik przydatnych dokumentów. Niestety, tak była zaaferowana sukcesem, że odchodząc od stolika zgubiła niemal połowę, co kompletnie przeoczyła. Kradzież nawet nie przyszła jej do szkoły, bo o ile pogrywała sobie cale życie z ludźmi udając, że była niepełna rozumu, to jednak została wychowana w szlacheckiej rosyjskiej rodzinie z wieloletnimi tradycjami i nikt z nazwiskiem Abrasimov, będąc w pełni zmysłów, nie zniżyłby się do takiego uczynku.
Pkt z historii magii: 0 pkt Kości: 2 Zysk/strata: - Znalezione dokumenty: ?? znalezione Ukradzione/oddane: 1 oddany
Ostatnio zmieniony przez Albina Abrasimova dnia Pon Lis 18 2019, 13:11, w całości zmieniany 1 raz
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Ubiór:zapomniałam wspomnieć o biżuterii, a muszę się pochwalić prezentem urodzinowym: zindywidualizowany Amulet Uroborosa w kształcie głowy wilka, naszyjnik z wilczymi głowami zakończony wilczym krzyżem, krzyż celtycki, pierścień atlantów. pierścień wikiński z runą
Wyciągnął z pod koszuli brzęczące mu na szyi amulety, poprawiając jeszcze mankiety podwiniętej koszuli, kiedy poczuł delikatny dotyk kobiecych dłoni na przedramieniu. Uniósł wzrok do Balbiny, krzyżując z nią spojrzenie, kiedy ta przesuwała opuszkami palców wzdłuż islandzkiej ormamentyki i zagadkowych run wypisanych pomiędzy nią. Ściągnał nieco brwi, z przekory przekręcając przedramię wierzchem do dołu, ale na niewiele mu się to zdało, jako, że na tym ramieniu był to prawie rękaw ciągnący się od połowy przedramienia do prawie zwieńczenia ręki. Napiął mięśnie, w reakcji na jej bezpośredniość, bo skrępowany nie czuł się wcale. Wręcz chętnie chwalił się swoim pochodzeniem, ale tym razem, czekał aż sama rozpozna w jego tatuażu nawiązanie do run. Inaczej uznałby to za duże lekceważenie, gdyby ich nie rozpoznała. Zakładał jakby każdy, jak on, musiał się runami interesować. W końcu była to dziedzina silnie powiązana z pradawną magią. — Nie wątpię, BABS. Pożegnał ją, kucając za nią po dokument jaki zgubiła, a korzystając z jej niezdarności, wyrwał jej jeszcze jeden z pod ramienia z cwanym uśmiechem stwierdzając, że ma już dwa i trzymał je blisko swojego uda, żeby nikt mu ich nie zabrał. Jeśli Balbina je znalazła, z pewnością były ważne dla tej sprawy, jaką mieli na lekcji omówić. Dalej stanął sobie przed stolikiem i tak stał i patrzył na te dekrety i inne śmieszne papierki. Nic mu się nie wydawało ważne, ani wyjątkowe. Czytał pobieżnie nagłówki. Otwierał pliki dokumentów i przerzucał je na stosikach, ale nie widział nic angażującego. Przynajmniej dopóki Shercliffe nie odjął mu punkty za ważny papier dowodowy, jaki miał przed samym nosem. — O, rzeczywiście – mruknął bez przekonania, z pokorą przyjmując odjęte punkty, bo i jak Lazar nie wiązał się do nich wcale, choć nie wyraził tego głośno, żeby mu Caine za to nie suszył głowy. I żeby później @Nessa M. Lanceley nie suszyła mu głowy, jakby mu profesor odjął punkty za lekceważenie szkolnej tradycji. Nie do końca rozpoznawał co miało być dla niego ważne, a co nie, dlatego kiedy wycelował zaklęciem przywołującym w stos dokumentów @Morgan A. Davies, odbierając jeden z nich jej, wystrzeliwując w jej kierunku magiczne, niewidzialne lasso. — Dzięki, Davies. Przyda się. Nawet nie próbował ukryć kradzieży.
Pkt z historii magii: 25 Kości:1, 1 Zysk/strata: -5pkt dla domu Znalezione dokumenty: 2 Ukradzione/oddane: ukradzione @Morgan A. Davies , otrzymane od @Albina Abrasimova
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Caine przechodził się wzdłuż ławek, w trakcie kiedy uczniowie próbowali wśród sterty dokumentów znaleźć te, które przydadzą się później w inicjowanej rozprawie. Sprawa pufka pigmejskiego była całkowicie wyssana z palca, co myślał, że było od razu wiadome, po tym, jak absurdalnie brzmiała. Alternatywą dla niej było dla niego porwanie ślimaków przez znanego mordercę i prześladowcę zwierząt magicznych, Caine Shercliffe'a. Prychnął pod nosem, zerkając na słoik na rogu swojego biurka i zaraz potem przysiadł na ławce obok grupki @Gabrielle Levasseur, @Charlie O. Rowle oraz @William S. Fitzgerald. Byli najaktywniejszą zbieraniną osób, chociaż niedobrze, że ich aktywność polegała na zaangażowaniu w rozmowę. — Ragnarsson. Czy potrzebujesz ode mnie przepustki na wizytę u Pani Blanc? Minus pięć punktów. Gunnar dokumenty, które powinien już dawno znaleźć, miał cały czas przed sobą, z chorą wręcz precyzją, całkowicie unikając je spojrzeniem. Nie lepiej szukanie dokumentów szło @Matthew C. Gallagher, dlatego Shercliffe spróbował na niego nie patrzeć, bo czego oczy nie widzą... mógł zignorować. Skoncentrował uwagę na innym ślizgonie @Fillin Ó Cealláchain. — Panie Ó Cealláchain, niezła próba. Pięć punktów. Panie, Gallagher. To była moja jedyna kopia tego dekretu. Minus dziesięć punktów. Dostało mu się punkty zbiorcze, za brak spostrzegawczości i niszczenie wartościowych papierów. Chwilę później Caine zrezygnował z tak dogłębnej obserwacji poczynań swoich uczniów, bo w tym tempie gotowi byli więcej stracić niż zyskać na tej lekcji, a tego opiekunowie domów mogliby mu nie wybaczyć. Dlatego chrząknął, posłał ostatnie spojrzenie grupie gagatków (Gabrielle, William, Charlie) i ruszył dalej, gdzieś, gdzie jak mu się wydawało innym przekopywanie stosu dokumentów szło znacznie sprawniej.
Pastwienie się nad Gabrielle było chyba nowym hobby Charliego, bo nie mógł pozbyć się rozbawionego uśmiechu na swojej goblińskiej twarzy, tak kontrastującej z tkwiącym pod szyją krawatem. Zachichotał na jej oburzenie, drapiąc się po głowie. Zrozumiał aluzję przyjaciela, panna była nie do ruszenia, a do tego był teraz zobowiązany ją w pewien sposób chronić przed natrętnymi szczypiorkami z innych domów. Pewnie wielu takich się koło puchonki kręciło. - A wiecie, że też nad tym myślę? Zobacz William, moglibyśmy założyć spółkę przemytniczą po tym, gdybym się zatrudnił w banku Gringota. Mielibyśmy zajebistą przyszłość. No i Chochliczek też lubi gobliny, więc miałbyś pozwolenie na współpracę. Tylko żeby się nie zakochał, bo skończy karierę. Szepnął, nachylając się w ich stronę. Tak, żeby tylko oni słyszeli, bo nie chciał więcej kłopotów. Nie mógł powstrzymać się od dokuczania tej dwójce, co było w jego przypadku objawem sympatii. Westchnął jednak ciężko, gdy nauczyciel znów zabrał głos i skupił na nim spojrzenie, starając się nie wylecieć z lekcji, bo gościu odejmował punkty lepiej niż Fairwryn, a to było trudno przebić. Siedział więc cicho i grzecznie. Musiał przyznać to Shercliffowi — lekcja była ciekawie prowadzona, nie dawał im chwili na nudę, nawet jeśli tematy były tak niewdzięczne. Z rozmowy z goblinem nie wybrnął, a teraz miał być oskarżycielem i znaleźć jakieś dokumenty. Mruczał coś pod nosem, wykonując polecenie i łypiąc na wszystkim wyłupiastymi ślepiami, posyłał wyszczerzone, przerażająco paskudne uśmieszki, mając niezły ubaw. Nie miał pojęcia, czego szukać. Gdy w końcu wygrzebał dwie rzeczy, które wydały mu się sensowne, podał jej następnej osobie i wrócił na miejsce, podskakując przy siadaniu. Zabawnie kołysał nogami pod ławką, bo nigdy wcześniej nie brakowało mu centymetrów, aby dotknąć ziemi. - Jakoś będzie, dałem cegiełkę od siebie. A co u was? - rzucił w jej stronę z delikatnym wzruszeniem ramion, kierując swoje myśli ku papierosowi. Dawno nie zaspokajał swojego uzależnienia, czuł się z tym paskudnie. Poza tym, jak gangstersko musiał wyglądać goblinek z fajką w buzi? Mina mu zrzedła, gdy nauczyciel przysiadł obok. Wlepił w niego wzrok, uśmiechając się szarmancko i czarująco, bo przecież dokumenty znalazł i polecenie wykonał, bez zbędnego gadania. Zaraz jednak kiwnął ochoczo głową, krzyżując goblińskie ręce na torsie i stukając pazurkami w ramiona, spojrzał na podręcznik. - Perspektywa jednak ma znacznie, Panie Profesorze. Nawet ja coś znalazłam, co pomoże oskarżycielom. - zgodził się ze swoją wcześniejszą karą, szczerząc się zaraz przesłodko. Gdy nauczyciel odszedł, odetchnął głębiej i chciał przeczesać ręką włosy, których nie miał. Tego zdecydowanie brakowało mu w tej formie. Spojrzał na Gabrielle i Williama w ławce przed sobą, zaintrygowany ich poczynaniami. Obserwacja tej dwójki mogła być zabawna.
Pkt z historii magii:0 Kości:4 Zysk/strata: wpisz - Znalezione dokumenty: 2 Ukradzione/oddane: mam je chyba(?)
Ostatnio zmieniony przez Charlie O. Rowle dnia Wto Lis 19 2019, 13:17, w całości zmieniany 1 raz
Zamrugała kilkakrotnie z niedowierzaniem, zaciskając dłonie na drobnych ramionach. Źle sobie radziła z takimi sytuacjami, które prowokowały zaduszone wcześniej emocje, aby te się uwolniły. Była przyzwyczajona do roli, którą w Hogwarcie miała i czuła się tragicznie, gdy ktoś w ogóle tego nie doceniał. Dobrze, nie zaczęli najlepiej, ale przecież się starała, prawda? Już pomijając prowadzenie tej bandy leniwych, nieznających regulaminu klusek za rączkę, którzy znajdywali się przy niej tylko wtedy, gdy potrzebowali korepetycji czy pomocy z pracą domową. A teraz grają wielce obrażonych, bo mają zapięte koszule. To przecież szkoła, a nie klub. Oczywiście wszystkie formy eleganckiego odzienia powinny być dozwolone, zwłaszcza w towarzystwie barw domu. Odetchnęła głośniej, przymykając na chwilę oczy i wypuszczając powietrze bezgłośnie. Próbowała uspokoić serce i ciśnienie, którego tak nagle dostała. Zagłuszyć, te głupie podszepty własnego głosu, zwykle zagłuszonego przez rozsądek. Zrobiło się gorąco, a jedyne, na co miała Nessa ochotę, to wyjść z sali. Nie skomentowała nawet słów profesora, posyłając mu jedynie krótkie spojrzenie. Nie było sensu dyskutować i bronić swojego stanowiska. Idąc jednak za kompromisem, przypięła odznakę drugą stronę, blaszką pod krawatem, a przypinką na wierzchu. Ruchem głowy zgarnęła włosy na plecy, napotykając spojrzenie @Bruno O. Tarly, które krótko odwzajemniła z cieniem uśmiechu, bo chociaż on nie wyglądał na naburmuszonego. Podobnie było z @Jeremy Dunbar, szczerzącym się w zadowoleniu. Chociaż gryfoni byli inteligentni. Wstała, biorąc do siebie rolę prawnika. Musiała dać z siebie wszystko, wiec wytężyła umysł i skupiła się, sięgając z łatwością odpowiednie dokumenty, a zaraz po nich jeszcze dwie teczki. Znała ten podręcznik, potrafiła sobie z fikcyjną rozprawą poradzić, podobnie jak z problemami goblinów. Bez słowa przekazała dokumenty kolejnemu prawnikowi. Miała nadzieję, że się trochę wysilą i uruchomią szare komórki, bo podobno byli inteligentni. Opadła na krzesło, zakładając nogę na nogę i wbijając karmelowe ślepia w stół, odetchnęła głębiej. Zbliżał się ten niebezpieczny wybuch, którego tak nie lubiła. Nie ma co, uczniowie i prefekci tej szkoły świecili przykładem, całkiem zapominając o zasadach. Myślała też o sobie, bo przyzwyczajenie sprawiło, że zapomniała tej cholernej kamizelki - której swoją drogą, nie znosiła.
Pkt z historii magii: 11 Kości:6 Zysk/strata: + 5 punktów domu Znalezione dokumenty: 3 Ukradzione/oddane: przekazane następnemu prawnikowi
Anfim Abrasimov
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 174
C. szczególne : silny rosyjski akcent, wyrazista ekspresyjność, mnogość nerwowych tików i odruchów bezwarunkowych
naturalnie wiedział, że gdzie jak gdzie, ale u profesora cromwella ślimaki miałyby się wyśmienicie - w końcu entuzjazm nauczyciela onms był jedną z tych rzeczy, które anfim cenił wysoko, zwłaszcza, że mężczyzna przejawiał wielbioną przez ślizgona, przy czym zupełnie niezrozumiałą dla @albina abrasimova tendencję na otaczanie określonych zwierząt miłością odwrotnie proporcjonalną do ich rozmiarów. inna sprawa, że nawet będąc świadomym dobrego i z pewnością otwartego dla ulitków serca profesora cromwella, nawet gdyby abrasimov (z jakichś znanym jedynie merlinowi powodów) na lekcji historii magii znalazł się zrządzeniem losu innym niż zupełny przypadek, nadal prawdopodobieństwo, że wpadłby na to, aby wcześniej odnieść ślimaki do ukochanego nauczyciela, było znikome. głównie dlatego, że szykując się na zaplanowane zajęcia pewnie nie zbierałby ślimaków tuż przed nimo, bo i po co? nie był przecież jakimś wariatem, co to bez swoich bombli minuty nie potrafi wytrzymać, bo w końcu umiał i to całkiem nieźle! - ulitki chciały odwiedzić pana - odparł z całkowitą powagą (przykrywającą lekkie zbicie tropu, bo czyżby w tym momencie ujawniała się niechęć @caine shercliffe do najbardziej rozkosznych istot świata?), przyglądając się z zaciekawieniem profesorowi. gdyby tylko sama historia magii kiedykolwiek była w stanie zaintrygować go w takim stopniu! - ostrzec je przed czym? - i nie miał zamiaru przestać drążyć król anfim, bo kiedy jego podwładnym groziło niebezpieczeństwo, on zawsze znajdował jakiś sposób, aby pojawić się w pobliżu i ocalić ich od tego wroga czyhającego na ich kruche życia. zanim zdążył przeanalizować wszystkich uczniów, którzy zawitali do klasy, lekcja oficjalnie się rozpoczęła, tak więc bez krztyny pożałowania odwrócił się na krześle w stronę profesora, wbijając w niego spojrzenie. tak, przez pierwsze minuty był w stanie jeszcze skoncentrować się jako tako na tym, co się działo. jeszcze. pewnie zaraz zacznie mu się nudzić i trzeba będzie go zaklęciem do krzesła przybijać, ale na razie radził sobie naprawdę nieźle! z całkowitym zobojętnieniem przyjął punkty ujemne, ani nie odczuwając ciekawości, ani chęci dowiedzenia się dlaczego tak właściwie zostały mu odjęte, a to wszystko z takiego prostego powodu, że jakieś cyferki mało co go obchodziły. mogło to być istotnie jedną z wielu przyczyn jego nienawiści do historii magii - cyferka na cyferce cyferkę cyferką pogania, gorzej tylko na numerologii! jedyne ciekawe rzeczy to byli ci wojowniczy czarodzieje, co to reformowali cały świat magii, tylko anfim się dziwił, z jakiego powodu o nim jeszcze w tych księgach mosiężnych nie było ani słowa. prawdopodobnie cały ten mini dramat umknąłby mu zupełnie, kiedy powoli już okazującym znużenie spojrzeniem wędrował od zawieszonego na ścianie zegara do słoika z ulitkami, kiedy z ust @nessa m. lanceley padło zaklęcie, które przeminęło jego cudne, bordowe (pod kolor domu) i do bólu ruskie dresy w... właśnie w co? w coś totalnie niekolorowego i niereprezentatywnego, i w ogóle niegodnego osoby z tak szlacheckim rodowodem! wyłupił na nią oczy, nie do końca pewien jak duża była rozbieżność między tym, jak miał ochotę a tym, jak istotnie powinien zareagować (podejrzanie zbyt mała - stwierdził naprędce), tak więc nasycił się tak silnie jak potrafił tym na wpół zbolałym, na wpół wyzywającym spojrzeniem, którym ukarał prefekt naczelną za tę nieproszoną ingerencję w subtelny, narodowy akcent. - o, super - odebrał z rąk @caelestine swansea, która dosiadła się do krukona obok zarówno pióro, jak i pergamin. oby nie liczyła na żadnego rodzaju podziękowanie, uśmiech, czy chociażby uprzejme spojrzenie - dawka anfimowej koleżeńskości na dzisiaj wyczerpała się zupełnie w prośbie, którą zastąpił domyślny nakaz pożyczenia mu niezbędnych elementów uczniowskiego ekwipunku. w ten sposób, kiedy przeszli do właściwej części lekcji, był zupełnie gotowy. wylosował temat o zamordowaniu nagnoka i cmoknął krótko z zadowoloenia. zabójstwa - absolutnie jedna z niewielu rzeczy, które jako tako zostawały gdzieś tam w abrasimovej głowie, tak więc nieprzesadnie entuzjastycznie, ale natychmiastowo zebrał się do spisania wszystkiego, co tam jego rozhulane myśli naprodukowały na zapożyczonym kawałku pergaminu. oczywiście pochrzanił zupełnie te głupie cyferki, no bo kogo obchodzi, kiedy to wszystko się zdarzyło? ważniejsza była sama obrona i używając swoich wrodzonych umiejętności perswazji oraz niewątpliwego uroku osobistego, udało mu się przekonać goblina do swojej zawiłej racji. tak, dobrze myślicie - pokręcił, pogmatwał i naowijał w bawełnę do tego stopnia, że cud, jeżeli biedny gość wiedział nadal gdzie miał nos, a gdzie uszy, ale cóż! najważniejsze, że dopiął swego i mógł z uśmiechem satysfakcji założyć ramiona i spojrzeć wyczekująco na profesora z jedną z tych min z cyklu: b a n a l n e, daj cesarzowi coś więcej. no cóż, tak więc cesarz dostał kolejne zadanie.
Pkt Historii Magii: 0:) Kości:5 i c; dorzut 6 Zysk/Strata: +5 galeonów
Ta lekcja to jakaś kpina. To on przyszedł tu na doczepkę, nie dbając zbytnio o stan i kompletność ubioru. Dlatego Caine miał prawo ukarać go ujemnymi punktami - czego Jack miał stuprocentową świadomość. Nie ważne czy zrobił to z kaprysu, czy z własnego poczucia pedantyzmu. To kara i Nessie nic do tego. Zamiast ingerować, powinna przyznać nauczycielowi racje. Takie są zasady i jeśli je łamiesz, to na własną odpowiedzialność. Jack poczuł jak rozbolała go głowa. Przez chwilę mógł nawet wyglądać gorzej od chorego wilkołaka, jednak słowa Mefisto na moment oddaliły od Puchona paskudne myśli. Zostawił swój krawat w spokoju i spojrzał na swojego towarzysza z niedowierzaniem. - Ja? - I tyle zdążył powiedzieć, zanim Caine po trudnej dyskusji i ciężkich słowach nie popchnął lekcji dalej. Panowie panami, ale czy Noxowi od dawna nie było obojętne z kim jest? Chociaż od pewnego czasu faktycznie wykazywał większe zainteresowanie płcią męską jeśli nie samymi Puchonami… Rety po co w ogóle to rozkminiać? Nie obserwuje go od początku szkoły, ale wystarczająco długo by mieć na uwadze jego rozwiązłość i nie przywiązywać większej wagi do rzucanych przezeń słów. Znalezienie sobie drugiej połowy nie było dlań priorytetem – dla Jacka ma się rozumieć. Nie w tym życiu. Mimo wszystko, po pierwszej fatalnie przeprowadzonej rozmowie z goblinem, zdążył ochłonąć na tyle by rozważyć propozycję Mefistofelesa. - Nic za darmo. - Rzucił bez żadnego wstępu. Złota zasada. Warto sobie ją wpoić i się jej trzymać, jeśli nie chce się w przyszłości problemów, bądź nieporozumień związanych z niedomkniętymi sprawami. „Nic za darmo”. Łatwo się przed tym obronić i egzekwować. Jeśli czegoś chcesz - daj coś w zamian. Potem się rozejdziemy i zapomnimy. Jack to materialista. Jeśli nie masz dobrych argumentów by go do czegoś przekonać, zawsze możesz to wygrać. Dróg jest wiele. Każda ryzykowna, ale zawsze dotrzymuje danego słowa. Zresztą, jak na tak ciężki stan, wilkołak zdawał się być nad wyraz grzeczny. Może warto go potraktować nieco ulgowo? - Musiałeś w ogóle się jej uczyć? - zawsze mu się wydawało, że Ci od początku wtajemniczeni w magię, po prostu wiedzą takie rzeczy i to dlatego olewają ten przedmiot – Trochę. Nie narzekam. Wstał, spoglądając na przemeblowanie jakie urządził nauczyciel i zanim został rozdzielony ze swoim „niedoszłym kochankiem”, nachyliwszy swe usta bliżej jego okolczykowanego ucha – tak aby słowa, które do niego dotrą wciąż były ciepłe – wyszeptał: – To tylko na pokaz… Ciężko stwierdzić, czy Moment odnosił się do wcześniejszych słów Likantropa, na temat przekonywania jakiejś nieznanej mu niewiasty, czy może dalszego ciągu zajęć? Narzucona tematyka, zdawała się od początku godzić w jego osobę. Najpierw niechciane poprawki stroju, a teraz to… szanowany konserwator powierzchni płaskich? Czy to nie brzmiało znajomo? Przesunął dłonią po ramionach Noxa - opuszkami muskając jego wytatuowany kark – by ostatecznie udać się na swoje nowe miejsce i sięgnąć do sterty dokumentów, zanim rozgrzebią ją inni. Dość sprawnie odnalazł pośród wydobytych papierów trzy dekrety, równie szybko decydując o przydatności ostatniego. Aby wcielić się w rolę oskarżyciela nie potrzebował wiele. To było bardziej jak deja vu, aniżeli inscenizowana rozprawa. Czytając to co udało mu się zdobyć, sięgnął do kieszeni torby po coś słodkiego. To odruch. Zawsze gdy musi się zajmować takimi nudnymi rzeczami robił się głodny. Jednak zamiast na cukierek, dłonią natrafił na swoją lunetę, niegdyś znalezioną na plaży w Meksyku. Dotąd jakoś nie wykorzystywał jej nazbyt często. Odsuwając się nieco na bok, aby mieć więcej przestrzeni i spokoju, położył papiery przed sobą i zerknął na nie przez podwójne szkło artefaktu. Widok był naprawdę fascynujący. Sala Historii magii najwyraźniej kryła w sobie więcej historii niż można by się tego spodziewać. Krótkie spojrzenie na zdarzenie minionych lat, wystarczyło aby chłopak nabrał jeszcze więcej pewności siebie, przygotowując w myślach plan swojej rozprawy. Według Caina miał sprzeciwić się ideałom i przyjaciołom czyż nie? Spojrzał z daleka na swojego przeciwnika, chłodnymi, czarnymi oczyma, pozbawiony jakiejkolwiek empatii - jakby się w ogóle nie znali. Chyba zbyt łatwo mu to przychodziło. To musiało być rodzinne. Nawet jego kolczyki zmieniły kolor, co rzadko się zdarzało. Moment potraktował to zadanie naprawdę poważnie. Czy Mefisto będzie w stanie wygrać z realnymi, z życia wziętymi argumentami, podpartymi równie prawdziwymi dekretami?
Pkt z historii magii: 2 + 2 (za lunetę) Kości:kostka - 5, dorzut - 6, +2 do kostek (po użyciu lunety) Zysk/strata: + 5pkt dla Hufflepuffu Znalezione dokumenty: 3 Ukradzione/oddane: -
Ostatnio zmieniony przez Jack Moment dnia Wto Lis 19 2019, 19:30, w całości zmieniany 1 raz
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Huh? Czemu nie? I jakie zapłaty cię interesują? - Strzelił bez zastanowienia, trochę nie orientując się w wypowiedzi Jacka. Zgubił się, rozproszył - ciężko stwierdzić. Gdzieś w tym wszystkim chyba nawet oburzył się tym, że jedyna podana mu oferta wymagała bliżej nieokreślonych płatności. Oburzył... albo zasmucił? Może i nie miał najlepszej opinii, ale szczerze wierzył w ludzkie przemiany. Nie chciał, żeby błędy przeszłości uparcie były mu wypominane, bo wtedy nie starczało miejsca na udowadnianie pozytywnych postępów. - Co z kredytem zaufania? - Dopytał cicho, niemal nieco nieśmiało. Nie mógł jednak poświęcić tej rozmowie całej swojej energii; natłok bodźców co i rusz odciągał Noxową uwagę, przez co wyglądał jak naćpany szczeniak. - Ee, aż takim geniuszem nie jestem? - Coś tam wiedział od rodziców, ale im zawsze łatwiej żyło się w świecie mugolskim. Mefisto zatem w pełni przyzwyczajony był do tego, że magię - i całe jej prawo, zwyczaje - trzeba traktować z przymrużeniem oka. Pogłębiał swoją wiedzę w tymże kierunku jedynie po to, aby móc silniej argumentować swoją negatywną postawę. - Szkoda... - Odprowadził chłopaka wzrokiem, zaskoczony jego zachowaniem. Nie widział problemu w zabawach, które miały jasno określone granice. Tutaj jednak brakowało tych limitów, toteż Mefistofeles pozwalał sobie na błądzenie myślami, teoretyzowanie i... cóż, marzenie? Wyrwał się z chaotycznych fantazji dopiero w momencie, w którym zorientował się ku czemu ta lekcja zmierza. Fala gorąca zalała Ślizgona, który zupełnie bezwiednie zaczął przegrzebywać dokumenty. Wyłapał dwa, które wydawały mu się sensowne, ale w gruncie rzeczy większej wagi nie przyłożył do przeanalizowania ich. Zamiast tego odsunął się o krok od rzędu ławek, walcząc z niespokojnym i urywanym oddechem. Może wcześniej było jeszcze zabawnie, ale teraz? Imitacja rozprawy, cały szereg oskarżycieli? Nastawianie przyjaźnie znajomych twarzy przeciwko sobie? Zapomniał o przyjemnej bliskości, którą dopiero co uraczył go Moment. W jego przypadku sądowe rozprawy nigdy nie kończyły się dobrze, a teraz... Teraz było chyba po prostu troszkę za wcześnie na takie wspominki.
Pkt z historii magii: 5, bez przedmiotów Kości:4, nie kradnę Zysk/strata: - Znalezione dokumenty: 2 Ukradzione/oddane: -
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Z zamyślenia wyrwał go odgłos przesuwającego się tuż obok niego krzesła i czyjejś obecności, która, choć znajomo cicha, zaburzyła jego spokój, sprowadzając go na ziemię. Chyba powinien podziękować kuzynce za to, że z własnej woli stała się dziś jego kotwicą. Na lekcji historii nie było dobrze odpływać daleko myślami. A mimo to słowa podziękowania nie padły z jego ust i nic nie wskazywało na to, by miało się to jeszcze zmienić. Zamilknął, a raczej – nie przerwał swojego dotychczasowego milczenia, jak zwykle speszony spokojną, trochę senną aurą Caelestine. Nigdy nie wiedział jak zachować się w jej obecności i właśnie dlatego unikał mówienia czegokolwiek. Wzbudzała w nim sprzeczne uczucia; z jednej strony miał ochotę ją poznać, z drugiej: czuł niemożliwy do wytłumaczenia opór. Kiedy wymówiła słowo „panda”, popatrzył na nią przeciągle z wyraźnym zaskoczeniem. – Hmm? – wyrwało mu się kiedy rozejrzał się dookoła – jest tutaj? – dodał ciszej, może bardziej do siebie niż do niej. Gdyby Czeszka przyszła na zajęcia, chciałby chociaż wiedzieć gdzie siedzi, by móc obserwować ją ukradkiem. Lubił patrzeć na nią kiedy o tym nie wiedziała. Widzieć ją naturalną. Niemniej, dziewczyny nie było w sali, a on poczuł się oszukany. Westchnął i podparł brodę ręką, umiejscawiając łokieć na blacie ławki. Czekał na nauczyciela i zdawał się nie zwracać uwagi na wydarzenia z sali. Przywykł do wiecznego zamieszania w Hogwarcie. A to ktoś przynosił ślimaki, a to walczył o wolność artystycznego przekazu swojego ubioru... ktoś kogoś podrywał, ktoś kogoś odpychał, a Shercliffe odejmował punkty. Klasyczna lekcja. Rozbawiło go tylko to, że ani on, ani kuzynka nie otrzymali minusowych punktów i byli w tym dość osamotnieni. Zastosował się do polecenia nauczyciela i próbował w pięć minut przygotować odpowiednie argumenty. Reorganizacja banku? Nie powinno być aż tak trudno... tak mu się przynajmniej zdawało, bo myśli wcale nie chciały skupić się na potrzebnym mu temacie. W końcu przyszło mu wygłosić wszystko przed salą i, cóż, nie poszło mu najlepiej. Okazało się, że w ogóle nie zrozumiał goblinów i wyciągnął błędne wnioski. Pewnie jakoś przełknąłby swoją porażkę, gdyby nie fakt, że ten cały Grzmotomłot zamienił go w goblina. Ze wstydu zaczerwienił się po same czubki spiczastych uszu, ale nie powiedział nic, tylko wrócił do ławki. Czy nauczyciele naprawdę musieli non stop upokarzać go transmutacją? W obecnej sytuacji bał się użyć metamorfomagii, bo nie wiedział jaki wywoła ona skutek. Kiedy do ławki wróciła Cysia, podniósł na nią zasmucone spojrzenie. – Nie patrz na mnie... – powiedział cicho i zmarszczył brwi. Przez ten wielki nos głos zupełnie mu się zmienił – Proszę. – dodał jeszcze ciszej i zwiesił głowę, czekając aż ten okropny czar minie.
Wracając z pracy do Hogwartu zastanawiała się, czy próbować jeszcze zdążyć na historię magii. Może inaczej - nie było już szans, by dotarła niespóźniona, pozostawało pytanie, czy będzie jej się opłacało. Lubiła historię magii i chociaż była pewnie jedną z niewielu osób w Hogwarcie, która mogłaby powiedzieć, że był to jej ulubiony przedmiot od pierwszej klasy. Również w przeciwieństwie do większości była ogromną fanką ostatnich lekcji Shercliffe'a, dotyczących prawa czarodziejów. Kariera prawnicza była jej marzeniem już od dłuższego czasu i właściwie jedyną opcją jaką dla siebie widziała. Potrafiła klepać z pamięci dekrety i ich paragrafy, często czytała sobie Kodeksy dla zabicia czasu, a odkąd pracowała na tym samym piętrze, na którym znajdował się Wiznegamot, chodzenie na otwarte procesy było jej ulubioną rozrywką. Kiedy dotarła do zamku była już solidnie spóźniona i dobrze wiedziała, że gdyby chciała się jeszcze przebrać w mundurek to zostałoby jej mniej od końca niż początku lekcji. Nie chciała jej tracić, ale wbijać tak na przypale też zbytnio nie chciała. Ostatecznie pozwoliła zdecydować losowi. Wskoczyła na schody, które właśnie zmieniały położenie, uznając, że jeśli zatrzymają się poniżej trzeciego piętra, to pójdzie na zajęcia, a jeśli wyżej, to wróci do pokoju wspólnego i przygotuje się na spokojnie do kolejnych. Chyba nawet trochę o tym marzyła, ale schody miały inne plany i były co do tego bardzo bezpośrednie, bo wysadziły ją na pierwszym piętrze w miejscu, z którego było do klasy historii magii najbliżej. Westchnęła i wyciągnęła z aktówki krawat Gryffindoru, który zawsze tam trzymała na takie okazje. Mundurek to to nie był, ale większość nauczycieli przymykała oko, zwłaszcza, że z Ministerstwa i tak wracała ubrana elegancko. Jeśli zaś ktoś nadal miał problem... cóż, trudno - wolała ujemne punkty niż iść do Biura w mundurku. Uporawszy się z krawatem wślizgnęła się do klasy, w której jak na lekcję historii było całkiem głośno. Ludzie dyskutowali w ławkach i wyglądało na to, że mieli jakieś ciekawe zadanie, ale jej uwagę i tak od razu przykuł goblin i jakaś związana z nim afera. Nie miała nawet dziesięciu sekund by dokładniej zorientować się w sytuacji, ale wcale nie czuła, że ich potrzebuje. - Lazar na nic się nie zgadza! - oznajmiła donośnym głosem najwyraźniej, zapominając najwyraźniej, że miała w planach dołączyć do zajęć cicho i grzecznie. Postukując obcasami podeszła energicznym krokiem do ławki Rosjanina. Nie była do końca pewna dlaczego, ale poczuła się w obowiązku wziąć go w obronę. Wydawał się być na przegranej pozycji. Goblin z pewnością wiedział co robi, w przeciwieństwie do przyjezdnego studenta, który wychodząc dziś na zajęcia na pewno nie spodziewał się, że ktoś mu na nich będzie groził pozwem. Poza tym identyfikował się jakoś tam z Gryffindorem, więc chyba powinna była go wspierać. Wszyscy jej zawsze wypominali, że jest za mało solidarna. - Przynajmniej nie na razie... - dodała, po czym zwróciła się do nauczyciela: - Przepraszam, profesorze. Prosto z pracy. - tym lakonicznym wyjaśnieniem odfajkowała formalności i wróciła do sprawy Lazara, zwracając się tym razem do goblina. - Panie...? - poczekała gość się przedstawi - Ette Wykeham. Miło mi poznać - skinęła mu głową - Panie Grzmotomłocie, rozumiem słynną goblińską dumę, jednak zwyczaje goblinów nie są prawami czarodziejów. Proszę mi wierzyć, że nie chcę pan wnosić sprawy do sądu - dobrze pan przecież wie, jaki stosunek mają do innych istot rozumnych czarodzieje i zapewniam pana, że daje się to odczuć na rozprawach. - postawiła na ławce swoją aktówkę, w której oprócz papierów z pracy znajdowało się mnóstwo przypadkowych przedmiotów, takich jak błogosławiony różaniec, świetlik, mugolskie zapałki, karta z czekoladowej żaby, kamienie runiczne i nawet jakiś zwykły kamyk. Po zaskakująco krótkiej, jak na poszukiwania w takim bałaganie, chwili wyciągnęła z niej niedużą, sztywną karteczkę - Pan Grigoryev natomiast jest blisko związany z rodziną Dearów i będzie reprezentowany w sądzie przez jednego z ich prawników. - podała goblinowi wizytówkę człowieka, który zajmował się jej własną sprawą, żeby zdawał sobie sprawę przeciw komu chciał startować. Nie miała najmniejszego prawa szafować znajomościami Dearów, a mimo wszystko zrobiła to bez zająknięcia. Czas na zastanawianie się, jakie miałoby to dla niej konsekwencje miał przyjść dopiero później. - Dodatkowo w związku z brakiem brytyjskiego obywatelstwa pana Grigoryeva, trzeba by też mieszać w to wszystko ambasadę - sprawa pewnie ciągnęłaby się dłużej niż to sobie wyobrażamy - wyraziła swoje zmartwienie. - Możemy, tak jak proponuje pan profesor, spróbować załatwić sprawę polubownie. Pan Grigoryev przystanie na to jednak tylko, jeśli ja będę reprezentować jego interesy. Panie profesorze - zwróciła się tu do Shercliffe'a - Wydaje mi się, że w związku z nie do końca formalnym charakterem proponowanych mediacji, obecnością osób postronnych et cetera fakt, że nie mam uprawnień prawniczych nie będzie większym problemem. Będę potrzebowała tylko chwili na konsultację z panem Grigoryevem - zapewniła rzucając krótkie spojrzenie Lazarowi. Miała nadzieję, że to wszystko naprawdę było tylko jakimś goblinim cyrkiem na kółkach, a nie że faktycznie mu coś ukradł. Nadal jednak nie pozwalała by jakiekolwiek wątpliwości odbijały się w jej postawie. - No chyba, że oczywiście woli pan jednak załatwić tę sprawę w sądzie. - dodała lekko, patrząc znów na goblina. Jednocześnie zamknęła aktówkę i położyła dłoń na ramieniu Lazara, gotowa w jednej chwili opuścić z nim klasę, tak jakby wcale nie przyszli tu w pierwszej kolejności na lekcję. Nie miała pojęcia czemu się w to pakuje i to z tak ciężką artylerią, jaką była nieistniejąca raczej w rzeczywistości znajomość Grigoryewa z wpływowym rodem. Zdecydowanie nie chciała zwracać się znów do Dearów, nawet jeśli teraz sprawa, w której potrzebowałaby pomocy, nie była tak trudna. Wykorzystywanie sympatii jaką darzyła ją szefowa nie szczególnie jej się uśmiechało, zwłaszcza, że oznaczałoby to więcej odrzucających rozmów z jej obmierzłym mężem. Porzucenie Lazara na pastwę losu, po tym jak bez uzgodnienia z nim, być może wpakowała go w jeszcze większą kabałę, też nie wchodziło w grę - lubiła spokojnie patrzeć w lustro. Pozostawało liczyć na to, że udałoby się coś ogarnąć przez Międzynarodową Współpracę Czarodziejów. W sumie to ojciec Lysa miał am znajomości, a Zakrzewscy byli prawdziwymi przyjaciółmi, a nie lepką mafią jak Dearowie. Liczyła jednak na to, że obie strony zgodzą się na mediację z jej udziałem nie tylko ze względów praktycznych. Ekscytowała ją możliwość ich podjęcia. Z resztą cała ta jej interwencja sprawiała, że krew płynęła w niej szybciej w ten pożądany sposób. Czuła się zupełnie jak na nielegalnym turnieju pojedynkowym, a nawet dużo lepiej.
----------------------------------------------------------------------------------- Skoro punkty mediacyjne Grzmotomłota, który jakby nie patrzeć nie ma jednak prawniczego wykształcenia i doświadczenia Caine'a, reprezentuje kuferek profesora, to wnoszę prośbę, aby Lazar mógł skorzystać z moich. Jeśli nie mogę go reprezentować, to chociaż niech ma chwilę, żeby skonsultować się z Etką i przejmie co najmniej 50% moich stat. O ile oczywiście sam nie zaprotestuje przeciwko tej formie :p
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Pkt z historii magii: 0 Kości:5 -> parzysta Zysk/strata: n/d Znalezione dokumenty: +3 dokumenty, bez kradzieży
Dowiedziawszy się, że będzie oskarżycielem w rozprawie wyszczerzył się sam do siebie. Zdecydowanie lepiej czułby się w roli takiego prokuratora aniżeli jako adwokat. W dodatku mieli po swojej stronie profesora, a to ewidentny znak, że zwyciężą to starcie. Z wygiętą dolną wargą odprowadzał wzrokiem Morgan, którą zabrano do przeciwnej drużyny. Wolał się z nią nie rozstawać zbyt długo, skoro była świetna z Historii Magii. Jednak ujrzawszy, że w jego "bazie" jest Matthew, Elijah i Lazzar szybko się rozchmurzył. Ruszył w kierunku dokumentów, poszperał w nich, wyciągnął aż trzy. Kartkował je, próbował rozpoznać historyczny bełkot i wykalkulować czy mu się to przyda. Śmiać mu się chciało z treści oskarżenia i naprawdę, płakałby pod stołem gdyby nie ta groźnie pomarszczona paszcza goblina czy surowy ton nauczyciela, który właśnie zabierał punkty Slytherinowi. Wykrzywił się i pomknął w kierunku @Matthew C. Gallagher, by poklepać go po ramieniu. - Mam trzy akta czy cholerka wie co. Przydadzą się, tylko już może nie podpadaj psorowi, hm? Utnie wam milion punktów w ciągu jednej godziny... - mruknął, opierając się o jego bark. Próbował odratować sytuację, a trzy pliki brzmiały całkiem... obiecująco. Miał nadzieję, że reszta prokuratorów (jak to nazywał wszystkich w swoich myślach) zdziała cuda i nie dadzą się rozłożyć na łopatki przez prawników. - Mamy dobry skład. Lazar wygląda groźnie, o ile go zaraz nie zeżrą, ale zobacz jak ta mała go broni. Widzisz, Gryfoni waleczni. - wskazał mu brodą Hariette i kontynuował swoje szepty: - Elijah ma gadane, choć kurczę oni mają Nessę i Morgan... nie przegadasz prefekta. Musimy coś ogarnąć potem. - mamrotał w taki sposób, aby jakoś szczególnie nie przeszkadzać innym, a już najlepiej nie zwracać na siebie uwagi Shercliffe'a. Ten to wyglądał jakby chciał uciąć punkty za zbyt głośne oddychanie, a wolał je zachować dla siebie.
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Gdyby te punkty go cokolwiek obchodziły, pewnie by się zdenerwował. Gdyby zobaczył z jaką dezaprobatą popatrzyła na niego @Albina Abrasimova, pewnie byłoby mu wst... a nie, nie, na to akurat nie było zbyt dużych szans. Patrzył na goblina, ani myśląc ustąpić w sprawie głupich pięciu galeonów. Ktoś mógłby powiedzieć, że gra nie jest warta świeczki, a on tylko niepotrzebnie robił problemy i pewnie nawet miałby rację, ale problem polegał na tym, że gdyby oddał mu te pieniądze, postąpiłby wbrew sobie. Taka zaś decyzja kosztowałaby go zaś znacznie więcej niż równowartość kanapki z kurczakiem. Niesiony gniewem, a przy tym zaskoczony obrotem sytuacji, był bliski przystania na rozwiązanie sprawy w sądzie. Prawda była taka, że w pewnym sensie nie wierzył, że mężczyzna mówi na poważnie. Rozprawa? O pięć galeonów? Czy ci Anglicy do reszty postradali zmysły? Przygładził wilgotne kosmyki włosów, zastanawiając się jakiej udzielić odpowiedzi i właśnie wtedy, w ostatniej możliwej chwili, tuż przed tym zanim dobrowolnie skazał się na wysokie koszty i jeszcze więcej nerwów, do akcji wkroczyła energiczna Gryfonka, która od wejścia stanęła w jego obronie? Czemu to robiła? Tego nie wiedział. Był zaskoczony, ale nie protestował. Mógł milczeć i do końca lekcji, jeśli miało mu to przynieść korzyści, dlatego tylko stał i obserwował jej przemowę, skupiając się aby na pewno dobrze zrozumieć angielskie słowa. W odpowiednich chwilach kiwał głową, zwłaszcza wtedy, gdy wspomniała o Dearach. To ten czystokrwisty ród od eliksirów, tak? Nieźle, nieźle. Całe szczęście, że kłamstwo było jedną z tych rzeczy, które w życiu szły mu całkiem gładko. Jeśli ta dziewczyna, Wykeham, miała pomóc mu w mediacji, był gotów przystać na nią bez wahania. Popatrzył pytająco na nauczyciela, czekając na rozwój sytuacji.
Doubravka została przydzielona do grupy, która musiała zająć się oskarżeniem w sprawie. Oprócz tego był w grupie jeszcze Lazar, który trochę dorobił się kłopotów, to trzeba przyznać. Chciałaby coś powiedzieć, jakoś go obronić - ale nie miała zielonego pojęcia, co zrobić. Po pierwsze nie chciała się narażać, ani domu, który reprezentowała. Po drugie - była zwykłą przyjezdną, co ona mogła wiedzieć? W jego obronie stanęła jednak jakaś Gryfonka... To co mówiła miało sens i miała nadzieję, że uda się coś w tej sprawie zrobić... Oby ten horror skończył się jak najszybciej. W grupie była jeszcze Gabrielle… I @Jack Moment. Doubra poczuła jak wielka gula staje jej w gardle. Wciąż pamiętała mecz Quidditcha i wzrok Jacka po tym, jak przepuściła strzał. Miała traumę do dzisiaj i zapewne zostanie to jej na jeszcze długo. Miała wrażenie, że Moment jej nie cierpiał i to sprawiało, że pracowanie z nim w jednej grupie tylko przysparzało jej dodatkowego stresu. Przeszukiwała te wszystkie dokumenty, mając nadzieję, że znajdzie coś przydatnego. Tak też było, jednakże przez swoją nieuwagę, a może te poczucie presji na sobie sprawiło, że straciła te papiery i to, co zostało okazało się być zupełnym chłamem. Westchnęła ciężko. Szperała dalej z nadzieją, że może jednak uda się jej coś znaleźć. No i ktoś zwinął jej sprzed nosa (nawet nie wiedziała kto tak naprawdę) rzeczy, które ja interesowały. Zapewne normalnie by odpuściła, ale chęć pokazania Puchonom, że jest przydatna i zależy jej na punktach dla domu podkusiły ją na tyle, że postanowiła po prostu ukraść te dokumenty. Niby zwykłe accio, nic trudnego, prawda? Doubra przyłożyła się do tego zaklęcia troszku za bardzo, przez co po cennych papierach został stosik popiołu. Zatkało ją. Kompletnie ją zatkało. Wydukała z siebie „przepraszam” nie będąc w stanie nic powiedzieć więcej. Aczkolwiek minus pięć punktów dla Hufflepuffu było. Ta lekcja to był jakiś koszmar. Po co ona w ogóle tu przychodziła? Co ją podkusiło? Miała nadzieję, że szybko się skończy. Trzeba było jednak spiąć poślady i przetrwać. Dlatego wróciła do przeglądania papierów, żeby przypadkiem nie było, że nic nie robi.
Pkt z historii magii: o Kości:kostka1, kostka2 Zysk/strata: -5 dla domu Znalezione dokumenty: zero
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Musiał przyznać, że pewną satysfakcję przyniosło mu wprawienie Puchonki w aż tak duże zakłopotanie, bo poniekąd stanowiło to potwierdzenie pewnych rzeczy, które udało mu się wychwycić w ostatnim czasie; głównie subtelności wynikające z faktu, że zdradzało ją własne ciało, ale dla wprawnego obserwatora nietrudne do zauważenia. A ostatnio zdecydowanie częściej jego spojrzenie uciekało w jej kierunku i na pewno nie dało mu się odmówić spostrzegawczości. Bądź co bądź był niemalże pewien, że gdyby wszystko pozostawało po staremu, to raczej nie udałoby mu się osiągnąć podobnego czy chociażby jedynie zbliżonego efektu. — W to nie śmiem wątpić, Levasseur — odparł dziewczynie, unosząc przy tym kącik ust i jednocześnie puszczając jej oczko. Zwrócił się w stronę Charliego, gdy ten się odezwał; rudzielec potarł palcami podbródek, jakby faktycznie rozważał przedstawiony przez niego plan, aż w końcu pokiwał głową z uznaniem, ale poza tym w żaden sposób tego nie skomentował. Nawet tego ostatniego zdania. Lekcja wciąż wszak trwała i Slytherin już wystarczająco oberwał po dupie za tą hecę z mundurkami, żeby jeszcze do tego dokładać kolejne ujemne punkty za gadanie, a nie miał wątpliwości, że Shercliffe nawet by się nie zawahał, żeby to zrobić. Fitzgerald mógł sprawiać wrażenie jakby mu na tym niespecjalnie zależało, ale w rzeczywistości nie było to prawdą. Nauczyciel przeszedł do kolejnej części zajęć, rozdzielając ich najpierw na dwie grupy. On sam miał wcielić się w rolę prawnika, a Charlie i Gabrielle wylądowali w tej przeciwnej, będącej oskarżycielami, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu – mógł kogoś lubić, ale gdy w grę wchodziła jakakolwiek rywalizacja nie miał najmniejszego trudu z odsunięciem wszelkich sympatii na bok. Ledwo zdołał powstrzymać się od parsknięcia śmiechem, gdy usłyszał jaką sprawą będą się zajmować. I choć brzmiało to zupełnie absurdalnie, to najwyraźniej wcale nie umniejszało papierologi, jaka temu towarzyszyła. Z bezgłośnym westchnięciem zabrał się więc do przekopywania stosów dokumentów w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego – szczególnie, że Shercliffe z jakiegoś powodu przysiadł sobie na ławce w pobliżu, więc dobrze było choć poudawać jakieś większe zaangażowanie w lekcję – i w sumie bardziej fartowi niż faktycznej znajomości prawa zawdzięczał to, że w zasadzie od razu udało mu się trafić na coś obiecującego. I to nawet nie jeden świstek, ale od razu trzy, z których będzie się dało zrobić jakiś użytek. — No i ładnie — mruknął pod nosem, uśmiechnąwszy się przy tym z zadowoleniem. Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia, ale jakoś nie miał ochoty wertować znowu tego stosu przed sobą w poszukiwaniu jeszcze jakiegoś świstka, więc uciekł się do mniej czystego zagrania – z czym absolutnie nie miał żadnego problemu – i spróbował wykraść coś grupie przeciwnej, a co się będzie. Chwila nieuwagi ze strony któregoś z oskarżycieli i jedno sprawnie rzucone Accio wystarczyło, ale szczęście tym razem mu już nie dopisało i zwinięty papierek okazał się zupełnie bezużyteczny. Well, przynajmniej próbował, prawda? Zaraz jednak dostrzegł jak jedna z osób po przeciwnej stronie, @Doubravka Ježekova, którą kojarzył z ostatniego meczu quidditcha, w ferworze poszukiwań gubi część swoich papierów i nawet nie zawahał się wykorzystać okazji, dzięki której wzbogacił się o jeszcze jeden użyteczny dokument. — Dzięki, na pewno zrobię z tego dobry użytek! — rzucił w stronę dziewczyny z szelmowskim uśmieszkiem na ustach, machnąwszy przy tym znaleźnymi papierami w powietrzu; nie miał absolutnie żadnego oporu, żeby się przyznać, że to właśnie on jej to zwinął. A właściwie nie tyle zwinął, co po prostu wykorzystał sytuację i tyle. Moment później rzucił okiem w stronę wejścia, a jego brew powędrowała w górę, kiedy do klasy wparowała Wykeham i stanęła w obronie jednego z przyjezdnych; wiedział, że coś tam się wcześniej zadziało, ale jak do tej pory jakoś niespecjalnie zwrócił na to uwagę.
Pkt z historii magii: 0 Kości:6 i 3 Zysk/strata: +10 punktów dla Slytherinu Znalezione dokumenty: 4 Ukradzione/oddane: odebrane od @Doubravka Ježekova sztuk jeden
Ostatnio zmieniony przez William S. Fitzgerald dnia Sro Lis 20 2019, 00:04, w całości zmieniany 1 raz
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
W czasie kiedy on skoncentrował się na konflikcie między gościem honorowym, a jednym z przyjezdnych uczniów, @Anfim Abrasimov rozpaczał nad losem swoich biednych ślimaków. Co mógł zrobić? Anfim był szczególnym uczniem wymagającym szczególnej reakcji, z przyczyn, jakie znali tylko nauczyciele, dlatego podniósł dłoń do twarzy, ze zmęczeniem przykładając palce do nasady nosa, ponieważ ilość odstępstw od prawidłowego przebiegu lekcji zaczynała mu ciążyć. (@Albina Abrasimova) — Panno Abrasimovo, proszę zająć się swoim bratem i jego ślimakami. Zauważył, że dziewczyna posiadała już całe naręcze własnych dokumentów, ulegając tej fasadzie pozorów, zakładając, że już zdobyła takie, które mogą się jej przydać w dalszym przebiegu lekcji. — Panie Grigoryev… – nie zdążył skończyć wypowiedzi, ani w żaden sposób zareagować na zaistniałą sytuację, kiedy na lekcję wpadła spóźniona @Harriette Wykeham, stając w opozycji do gościa honorowego podczas dzisiejszej lekcji, w locie rzucając lakoniczne przeprosiny za swoje spóźnienie. Caine splótł ręce na piersi, zastanawiając się, kiedy gryfonka oprzytomnieje, że nie jest to zachowanie odpowiednie na lekcji historii, biorąc pod uwagę, że przyszła spóźniona, nie znając sytuacji i odbierała możliwość nauki swoim kolegom, wprowadzając niepotrzebny chaos. — Z racji spóźnienia niestety będzie się musiała pani uczyć na własnych błędach zamiast błędów swoich kolegów. Dziesięć punktów ujemnych za brak mundurka, tyle samo za spóźnienie, pięć za obrażanie specjalnego gościa lekcji, panno Wykeham. Szkoda, że musiał je przydzielić, bo gdyby wpadła chociaż kilka minut wcześniej, być może uniknęłaby punktów za obrażanie goblina, których rasa słynęła z wielkiej dumy. Powodu spóźnienia nie komentował w żaden sposób. Musiałby wtedy zwrócić uwagę, że żadne wytłumaczenie nie było dobre, żeby pojawić się w drugiej połowie trwania zajęć. Samo wejście po czasie zaburzało przebieg nauki dla innych uczniów, a wejście panny Wykeham… cóż. Musiała przyznać, że dość negatywnie zaburzało porządek lekcji i zakłócała pracę jej kolegów. (@Morgan A. Davies) – Proszę udać się do prefekt Gryffindoru. Panno Davies, wyjaśni pani koleżance zadanie dzisiejszej lekcji. @Lazar Grigoryev pozostał milczący, wpatrując się oczekująco w nauczyciela. Ten natomiast przeniósł spojrzenie na Wolfryka, któremu aż poczerwieniały uszy w złości, że chociaż zdecydował się przyjść i pomóc młodzieży w edukacji, a przecież miał tyle innych ważnych rzeczy do zrobienia, to zamiast tego grożono mu prawnikami rodziny Dearby, kimkolwiek była! — Przepraszam w imieniu swoich uczniów, panie Grzmotomłot. Młodość. Podsumował ten wybuch tym słowem, całej klasie wyjaśniając: — Pani Wykeham dała nam idealny przykład tego, jak mediacje nie powinny przebiegać. Uczeni jej doświadczeniem, spróbujmy w przyszłości nie wyrokować w sprawie, która jeszcze się nie odbyła i nie kończyć jej zanim jeszcze dobrze się nie zaczęła. W dalszym ciągu lekcji zalecił uczniom powrót do przerwanych czynności, jednocześnie prosząc, co bardziej zorientowanych w zadaniu uczniów (@William S. Fitzgerald) o pomoc w nadzorowaniu pracy kolegów. Sam na chwilę skoncentrował się na wyjaśnieniu sprawy pomiędzy panem Grzmotomłotem, a Lazarem.
Lazar:
Z uwagi na doświadczenie życiowe blisko stuletniego goblina oraz jego ponadludzką, jak na jego rasę inteligencję i spryt, uznaję, że jego wiedza z historii magii wykracza poza wiedzę nauczyciela historii magii. W związku z powyższym, uznane zostają punkty nauczyciela (nie 67 punktów, a 55 – tyle ile było opublikowane przed rozpoczęciem lekcji). Lazar broni się sam.
Rzuty te same co w wariancie II poprzedniego posta.