Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "Pod Trzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Wstrzymała oddech gdy Ślizgon po raz wtóry, zaczął wydmuchiwać akurat w jej stronę dym papierosowy i czym prędzej odgoniła dłonią, szary obłoczek który uformował się w powietrzu. Dla pewności odchyliła się także na swoim krześle i nieznacznie zaczęła się na nim bujać. - Raczej nie będzie mu przeszkadzało gdy nie daj Merlinowi, zwiędnie. - wymamrotała i zmarszczyła podejrzliwie czoło gdy chłopak zaczął udawać m i ł e g o. Wzruszyła jednak drobnymi ramionami i wbijając w niego swoje oczęta, podsunęła mu pod nos jakąś popielniczkę, najpewniej przez kogoś zostawioną - Raczej poczęstować. - odparła w identycznym tonie co blondas siedzący przed nią, krzyżując przy tym ramiona na swoich piersiach. Rzecz jasna zgrywała się ale cóż poradzić. Taki charakter i tyle. Wyczekująco spojrzała na jego twarz i uśmiechnęła się zadziornie. Miała także swój plan! Oczywiście opierał on się głównie na gwizdnięciu mu paczki papierosów co z pewnością i tak zrobi. Przecież nie będzie siedziała w dymie, bez przesady. Biorąc kolejny łyk alkoholu, tym razem nawet się nie skrzywiła z czego była nawet dumna i machinalnie przeczesała palcami swoje włosy, powracając do tematu tego urokliwego znaku nad jego łepetyną. - Sugeruję? Jakbym śmiała! Toż to tylko dobre rady. - żachnęła się i wywróciła oczami. Aż taką wariatką nie jest by drugiego człowieka kaleczyć.
Ślizgon spojrzał na dziewczynę podejrzliwie i zmrużył oczy. Poczęstować... Ciekawe, czemu chce papierosa, kiedy nie pali. Na pewno nie pali, w końcu widać to po jej reakcji na dym. Który palacz wręcz odchyla się na krześle, czując fajki? No żaden, żaden. - A cóż się stało? - Gregers zapytał, unosząc brwi. - Czyżby odezwał się w Tobie instynkt palacza? - Ironiczny uśmieszek znów zawitał na jego twarz. Nieznajoma była całkiem inteligentna. Nie speszyły jej odpowiedzi Ślizgona, ani zaczepki. Ciekawe. Chłopak zmrużył oczy i minimalnie spoważniał, wpatrując się w twarz nieznajomej. Jednakże trwało to tylko chwilę, bo po paru sekundach, Colton przybrał standardowy wyraz twarzy przeznaczony na takie sytuacje. Znany już dziewczynie uśmiech, który towarzyszył mu w zasadzie przez całą rozmowę. - Dziękuję, dziękuję... - Gregers pokiwał głową w geście uznania. - Dobrze jest wiedzieć, że za chwilę coś może na mnie spaść. Fakt, to bardzo cenne uwagi. Chyba powinien wziąć je sobie do serca, prawda?
Od czegoś trzeba umrzeć. - wypaliła filozoficznie i koniec końców, przestała się bujać na swym krześle i swobodnie oparła się rękoma o blat stołu. W duchu uśmiechnęła się rozbawiona, na widok jego podejrzliwego spojrzenia i ostatkiem sił powstrzymała się od pokazania mu języka niczym typowa pięciolatka. Skorzystała także z okazji by bliżej mu się przyjrzeć i dopiero na jego kolejne słowa, podniosła leniwie swoje oczęta by z niejakim rozbawieniem zajrzeć mu w oczy. - Prawo Murphiego i Finagle’a. - wymruczała wręcz od niechcenia i wyciągnęła drobną dłoń w stronę paczki z papierosami. - Więc jak będzie z tym częstowaniem, hm? Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - Dobre sobie. Sara i palenie. To tak jak powiedzenie, że trwa jest różowa. Co prawda, gdyby zarzucił jej takie wyzwanie to ona by pewnie jak głupia je przyjęła i na swoje nieszczęście odpaliłaby tego fajka. A potem najpewniej skrytykowała! Jak to Sara.
Colton uśmiechnął się na dźwięk słów, które zawsze sam wypowiadał. Od czegoś trzeba umrzeć. - jakby słyszał siebie. To racja, w końcu jeden, dwa, czy ewentualnie cała paczka papierosów w tą, czy w tamtą nie zrobi różnicy. A chłopak gdzieś tak po pięćdziesiątce zamierzał zejść z tego świata, bo uważał, że później życie jest już nudne. Trzeba się ostatecznie ustatkować. To znaczy - powinno się to zrobić gdzieś koło trzydziestki, ale w wieku pięćdziesięciu lat, to ani dziewczyny nie poderwie, ani maślanych oczu nie zrobi, żeby coś dostać w zamian... Bezsens. Chyba, że będzie wyjątkowo uroczym panem w wieku średnim. Ślizgon uniół brwi. W sumie, kto wie. Uśmiechnął się pod nosem. Widząc, że dziewczyna wyciąga rękę i sięga do paczki, utkwił w niej uważne spojrzenie. Ciekawe. - Ależ proszę, częstuj się. - Powiedział patrząc jej w oczy. - Ale spal przy mnie. Był ciekawy, jak wygląda ta dziewczyna, kiedy pali. Pewnie będzie się śmiesznie krztusić. Oczywiście, nie życzył jej źle. Pewnie, że nie. To nie w jego stylu...
Przeklęty, przebiegły Ślizgon - przeszło jej przez myśl lecz nie dała po sobie niczego poznać. Jedynie przymrużyła nieco swoje oczy gdy utkwiła niezbyt zachęcające spojrzenie w paczce papierosów. Ciekawe jakie świństwo w nie wciskają, fuj! Przygryzając dolną wargę, z wyczuwalnym wahaniem sięgnęła smukłymi palcami do paczki i zwinnym ruchem ją otworzyła by móc z łatwością wysupłać z niej jednego papierosa. Miała nadzieję, że pierwszego i zarazem ostatniego w swoim życiu. Zwinęła także z paczki jakieś maleńkie srebrne urządzonko - a, że Sara nie była w ciemię bita to od razu skojarzyła, że to jest ta słynna mugolska zepalniczka czy tam zapalniczka. Z skąd ona ma wiedzieć jak to się zwie? Dla próby ją odpaliła po czym zgasiła z wyrazem podziwu dla mugoli. Czego oni nie wymyślą! - Jakiś Ty miły i uczynny się nagle zrobił. - rzuciła leniwie by choć trochę odciągnąć moment zadymienia sobie biednych płuc, tym paskudztwem. Jednakże spali tego głupiego papierosa. Bo z Sarą to jest taki problem, że nigdy nie wiadomo co aktualnie zrobi lub postanowi. Nie była stuprocentowym puchonem a jej puchońskie, wrażliwe serce mieszało się z gryfońską butą, krukońskim myśleniem i niekiedy ślizgońskimi zagrywkami - i nigdy nie było wiadomo jaka aktualnie część w niej przeważy. W końcu posyłając mu spojrzenie mówiące, że sprosta wyzwaniu - nie spuszczając z niego swojego wzroku, podniosła do warg papierosa i machinalnie go podpaliła tym srebrnym czymś. Rzecz jasna podpaliła go dopiero za drugim podejściem. Hm i co dalej się robi? Chłopak siedzący przed nią po prostu się zaciągał jak lokomotywa więc Sara nie miała wyjścia jak zrobić dokładnie to samo co on. Zaciągnęła się początkowo powoli, niemal subtelnie i po chwili wypuściła szary obłoczek ze swoich warg, starając się przy tym nie rozkaszleć. Gryzący dym piekł ją w oczy a i w gardle odczuwała nieprzyjemne drapanie. No świństwo, po prostu gr. - Smaku to nawet nie ma. - mruknęła niemal, że zawiedziona i przyjrzała się jarzącemu papierosowi. - Poza tym kobietom nie pasuje papieros w ustach. - dorzuciła jakby do siebie i wtem podniosła na niego swoje czekoladowe ślepia w których tlił się wyraz triumfu i satysfakcji. - Zadowolony? - wymamrotała, nawiązując, że zapaliła i nagle kichnęła cicho od dymu, marszcząc przy tym nos.
- Bywam taki. - Powiedział z uśmiechem Colton, obserwując zmagania dziewczyny z zapalniczką. Wyglądała niemalże uroczo, próbując odpalić papierosa. Miał wrażenie, że nigdy nie widziała takiego urządzenia, aczkolwiek całkiem dobrze poradziła sobie z jego obsługą. Mowa oczywiście o zapalniczce. Jakże inaczej. Gregers zmrużył oczy, obserwując, jak dziewczyna wciąga dym. Zaciągnęła się, całkiem nieźle. Uśmiechnął się i uniósł brwi. Po chwili zaczęła kaszleć, a Ślizgon zaśmiał się. Jednakże chyba pierwszy raz w ciągu tego fascynującego spotkania, nie był to ironiczny śmiech. Czy też szyderczy. Po prostu ona wyglądała naprawdę zabawnie. - Zajebiście Ci to wyszło. - Powiedział, kładąc łokcie na blat i przybliżając się trochę do nieznajomej. - Pasuje, a szczególnie Tobie pasuje. - Czyżby Gregers Colton zaczynał być miły? A może tylko udawał, żeby zaraz znowu ukazać swoją sarkastyczną naturę? - Tak, zdecydowanie zadowolony. - Uśmiechnął się pod nosem. - Chcesz jeszcze jednego?
Zaprzeczyła ruchem głowy i posłała mu wręcz zdegustowane spojrzenie. - Lubię mieć swoje płuca w takim stanie jakie są a nie w szczątkowym stadium. - wymamrotała i także oparła się łokciami o stół gdy bawiąc się zapalonym papierosem, przełożyła go z ręki do ręki i nieco oddaliła od siebie. Może jakimiś cudem sam wywietrzeje lub się wypali? Albo zgaśnie, ha! Poderwała także głowę do góry, gdy Ślizgon zaczął się śmiać - i musiała niechętnie przyznać, że to był całkiem miły dla ucha dźwięk. Zwłaszcza, że nie dosłyszała w nim żadnej nutki szyderstwa ani ironii. - Więc jak pasuje mi papieros to byłbyś zdolny oddać całą paczkę? - spytała nieco rozbawiona i zerknęła na niego z spod półprzymkniętych powiek. - Chyba, że to niecny Twój plan by mnie wywalono z pubu za palenie. - wymruczała z nutką podejrzliwości i sięgnęła po swoją literatkę. A sięgnęła po nią by po prostu coś trzymać w swoich dłoniach. W jednej papieros, w drugiej alkohol - rodzina by ją wydziedziczyła gdyby zobaczyła co ona teraz wyrabia. Zakołysała nieznacznie kryształem, spoglądając z zafascynowaniem jak alkohol przelewa się w niej i burzy. Zaczęło jej się nawet już nieco kręcić w głowie co uznała za dość kiepski znak. Mogła sobie zamówić zwykły sok ale niee - ona mądra puchonica więc zamówiła sobie mocny alkohol i proszę! Na własne życzenie wkopała się w tarapaty. A i przeczuwała coś, że jak złapie ją woźny wtedy będzie w podwójnych kłopotach. Wypuszczając ciepłe powietrze ze swoich warg, niemalże położyła się na stoliku i przekrzywiła do boku głowę, przyglądając mu się. - Co Ty właściwie tu robisz? Nie powinieneś gdzieś być ze swoimi ślizgonami w lochach i siać tam zamęt? - wymamrotała i pokiwała mądrze głową co mogło się wydawać nawet śmieszne. A z skąd zgadła, że on ślizgonem był? Ano powiedzmy, że ma się te ukryte talenty, o!
Chłopak przechylił lekko głowę na słowa nieznajomej. To fakt, papierosy niszczą płuca i pewnie Colton zamiast nich ma już tylko jakąś ciemną masę płuco podobną. Jednakże w myśl swojej dewizy - I tak na coś umrę, tudzież I tak wszyscy umrzemy, chłopak palił, jak smok. Bo lubił. Już się przyzwyczaił do papierosów. Lubił ten dym unoszący się nad nim. - Całą paczkę... - Gregers wzruszył ramionami. - Czemu nie, trzymaj. - Powiedział, po czym szybko zabrał papierosy tuż sprzed ręki dziewczyny. Co to, to nie. Colton bez fajek staje się jeszcze bardziej mściwym i nieprzyjemnym, niż zazwyczaj Ślizgonem. Puścił oczko dziewczynie. - Powiedzieć Ci prawdę? - Spojrzał z przymrużonymi oczami na towarzyszkę - Szukam ofiary. - Na jego twarzy pojawił się psychodeliczny uśmiech. Colton lubił tak czasami kogoś wystraszyć. Oczywiście, że nie szukał ofiary, a jakiejś dziewczyny. Miał być seks, ale taka rozmowa też mu odpowiadała. Od zawsze wiadomo było, że lubi przebywać z inteligentnymi dziewczynami. Trudno w to uwierzyć, ale woli taką formę rozrywki od seksu. Chyba się starzeję.
Czekając na odpowiedź nie tak całkiem złego towarzysza, Sareczka odstawiła z powrotem kryształ na stolik i zaczęła się bawić się jego paczką papierosów. Po prostu przywracała ją z miejsca na miejsce - rzecz jasna, coraz bliżej swojej osoby. Nic więc dziwnego gdy po słowach ślizgona, paczka nagle znikła z sprzed jej oczu. Dziewczę to zamrugało niepewnie, otworzyło szerzej oczy i chwilę później na jej bladej buzi pojawił się autentyczny wyraz naburmuszenia. - Ej! Zabrałeś mi zabawkę. - wymamrotała pod nosem i zgarnęła niesforny kosmyk włosów zza swoje ucho. - Czyżby uzależnienie już tak dawało w kość, że bez fajek ani rusz? - spytała jednak ciut złośliwie i nie mogąc się powstrzymać obdarzyła go szerokim i nieco przewrotnym uśmiechem. Dała mu także znak, by kontynuował i w pewnej chwili wywróciła oczętami lecz pochyliła się ku niemu z konspiracyjną miną. - Ja także, ale nie mów nikomu. - i z lekkim rozbawieniem, zaobserwowała u niego dość dziwny, nieco szaleńczy uśmiech. Podniosła prowokująco brew do góry i postukała się palcem w dolną wargę. - Jesteś pewien, że nie uciekłeś przypadkiem z domu dla wariatów? - spytała dość niewinnie lecz w żartobliwym tonie, chociaż starała się by głos jej nie zadrgał przy ostatnim słowie i by całość wyszła poważnie. A jak wyszło? Trudno jej ocenić. Chyba powoli staje się szalona skoro odnajduje rozrywkę w drażnieniu się z drugą osobą. Ale jak to mówią - niech się dzieje wola nieba. Tak po katolicku, o!
Widząc minę dziewczyny, Colton teatralnie wywrócił oczami. Jak matka, której dziecko nie daje przejść spokojnie przez sklep, bo co chwilę chce zabawkę. ,, Kup mi to, kup mi tamto, daj mi to, a cemu nie? " i w płacz. - Nie martw się, córeczko. - Powiedział tonem kobiety, chcącej owe dziecko powstrzymać od wrzasku. - Mamunia Ci kupi inną zabawkę. - Spojrzał na towarzyszkę i zaśmiał się. Po raz kolejny - nie złośliwie. Co się działo z Gregersem? Chyba powinien przestać już pić, bo robi się zbyt przyjemny. Chociaż w sumie, co mu szkodzi? Nie wszyscy są warci pogardy, a ta dziewczyna była - jak już wcześniej stwierdził, całkiem inteligentna. Może nawet dorównywała mu intelektem? A gdzie tam. Uśmiechnął się pod nosem. Colton miał wygórowane mniemanie o sobie, jak na Ślizgona przystało. - Właśnie tak. - Kiwnął głową w odpowiedzi na jej pytanie o nałogu. - Ale całkiem mi z tym dobrze i nie zamierzam rzucić. Bo po co? A swoją drogą, to błyskotliwa jesteś. - Znowu łobuzersko się uśmiechnął i przybliżył trochę do dziewczyny. Chłopak przybrał jeszcze bardziej szaleńczy uśmiech. Czasami to trenował, jak wiele innych uśmiechów. Kto wie, kiedy i do czego się przyda? Przemilczał pytanie dziewczyny, dając zarazem do zrozumienia, że właśnie stamtąd przybył. Może naprawdę tak było? Colton miał czasem zadatki na psychopatę. Strach się bać! - Siedzimy tu już od... Dobrych paru minut, a ja nadal nie poznałem Twojego imienia. - Ślizgon spojrzał na towarzyszkę z wyczekiwaniem, a jego twarz przybrała nieco łagodniejszy wyraz. - Nie uważasz, że czas to zmienić? - Upił łyk z kufla. To już jego któreś piwo. Które? Nie ważne. Ważne, że nadal czuł się pewnie.
Ciekawe co masz na myśli mówiąc inną zabawkę. - stwierdziła dość poważnie panna Sullivian i wygięła wargi w smutną podkówkę. Jak dziecko! Zaczęła także bębnić palcami o blat stołu, wpatrując się w niego swoimi wielkimi ślepiami. A nuż jej odda swoje papierosy do dalszej zabawy? Prawdą jest też to, że Sara czego się nie dotknie to już staje się owa rzecz jej własnością. Głupi nawyk a nie kleptomania, nie mylić! W końcu domyślając się, że nic nie wskóra swoim słynnym spojrzeniem biednego puchona, wzruszyła machinalnie swoimi ramionami i poprawiła na nich swój sweter by tak się nie zsuwał. - A nie rzucaj, gdzie tam. - machnęła drobną dłonią w powietrzu i rzuciła dość uroczy półuśmiech w stronę chłopaka. - w końcu ktoś musi robić za smoka. - dorzuciła jeszcze z rozbawieniem i obrzuciła go ciekawie, gdy ten znowu się troszkę w jej stronę przybliżył. Skorzystała wtedy z okazji i wepchnęła mu do warg swojego niedokończonego papierosa. Po co miał się marnować, hm? Oczywiście zrobiła to z dozą delikatności a nie tak na chama. Przecież nie chciała by ją za to ugryzł czy coś podobnego zrobił! - To źle, że dziewczyna potrafi być błyskotliwa a zwłaszcza puchonka? - odpowiedziała w końcu pytaniem, marszcząc przy tym delikatnie swoje czoło i chwilę później przez jej twarz przemknął zawadiacki uśmieszek. - Zawsze chcesz znać imiona swoich przyszłych ofiar, co? - szepnęła z równie łobuzerską miną, którą on jej zademonstrował wcześniej i parsknęła cichym śmiechem. - Jestem.. - zaczęła i urwała na samym początku, przypatrując mu się uważnie. Wielu osobom przedstawiała się fałszywymi imionami bo jakoś nie było jej śpieszno by każdy znał jej imię i co gorsza nabijał się z niego. Jednak tym razem postawiła na szczerość. W końcu zawsze będzie mogła się odgryźć, nie mam racji? - .. Sara. - wymruczała w końcu dość speszonym głosem lecz zaraz posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. A czemuż to ostrzegawcze? Ano znała już takich śmiałków co na upartego przekręcali jej imię a potem go notorycznie używali. Pff. Też coś!
- Żadną, żartowałem. - Chłopak zaśmiał się. Hehe - mniej więcej tak zabrzmiał jego śmiech. Widział, że dziewczyna czai się na jego paczkę papierosów, ale nie zamierzał jej oddać. Mógł ewentualnie podzielić się z nią. Na pół chociażby, ale wiedział, że jego towarzyszka nie wypali pół paczki fajek przez kolejne parę miesięcy. Po co więc mają się marnować? A Colton wypali je w parę dni. Prosta kalkulacja. Jedyne, co było w jego nałogu rzeczywiście nieopłacalne, to... koszty. Papierosy były dość drogie, jak na jego studencką kieszeń, ale kto powiedział, że zawsze trzeba płacić? Zdarzyło się Gregersowi parę razy po prostu uśmiechnąć ładnie do pani sprzedawczyni i korzystając z okazji, zwinąć paczkę. W końcu ma się ten urok osobisty, to trzeba go wykorzystywać. Na dźwięk słowa ,, puchonka '', chłopak wytrzeszczył oczy. Był naprawdę zdziwiony. Inaczej kojarzył Puchonów. Zawsze tacy przesadnie mili, sprawiedliwi, oj, co to nie oni. Idealni ludzie. Rzygam tym. A tutaj nagle trafiła się całkiem ciekawa osoba z tego domu. - No proszę, jesteś Puchonką? - Colton utkwił w dziewczynie swoje spojrzenie, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno nie kłamie, albo nie robi sobie żartów. - Posądzałbym Cię raczej o Ravenclaw, ale Hufflepuff? Ciekawe, ciekawe... Kiedy chłopak poznał wreszcie imię nieznajomej, podał jej dłoń. - Gregers, miło mi. - Nie pamiętał, kiedy ostatnio przedstawiał się prawdziwym imieniem osobie poznanej w barze. Zazwyczaj przypominał sobie jakieś trudne do wymówienia, norweskie imiona, bo w końcu parę ich znał. Ludzie tak śmiesznie, wręcz żałośnie wyglądali, próbując je powtórzyć. Dobrze się wtedy bawił. Tym bardziej, jak byli już po paru mocnych drinkach.
Podobno jestem za uczuciowa i mam za wrażliwe i miękkie serce. Niekiedy. - wymamrotała, zabawnie akcentując ostatnie słowo. A poza tym czy bycie puchonem to od razu coś złego? Pff, jasne, że nie! - Poza tym ja jestem nową wersją puchona. - rzuciła leniwie i tym razem to ona puściła mu perskie oczko. Ojejku lubiła wprowadzać i siać zamęt ale bez przesady. By Ślizgon nie miał wątpliwości, że pochodzi z domu Helgi, przekrzywiła do boku głowę i przymrużyła oczy. - Tylko nie mów mi, że mam to jakoś udowadniać. Skończył się na dzisiaj limit cudów. - odparła dość wesoło i przygryzła dolną wargę - kolejny głupi nawyk. Dopiero ożywiła się nieco bardziej gdy jej towarzysz także się przedstawił. I jej reakcja była dosyć osobliwa gdy usłyszała jego nietypowe imię. Norweskie? Hmm.. dosyć prawdopodobne. Zwilżyła swoje wargi i zamiast jak normalny człowiek skomentować, że oryginalne czy ciekawe posiada imię, to Sara zamiast tego jak to ona, wypaliła z rozpędu: - Odpowiednik z greckiego jak mniemam? I jego śliczne znaczenie – „ być czujnym.” - odparła z dziwnym błyskiem w swoim oku gdy pochyliła się nieco nad stolikiem - może po to by go speszyć? – więc jesteś teraz czujny? - spytała, starając się wyrazić powagę poprzez swoje słowa lecz na niewiele się to zdało bo po raz pierwszy roześmiała się dźwięcznie i pokręciła głową w szelmowskim uśmiechu. – Kto by pomyślał, że jesteś właścicielem takiego czadowego imienia. - mruknęła jedynie i gwizdnęła przeciągle. A raczej próbowała zagwizdać ale znając życie, wyszło z tego coś dziwnego i w wersji piszczącej a nie fajny przeciągły gwizd. A szkoda.
Colton skrzywił się nieznacznie. A może to był uśmiech? Tylko, że ledwie widoczny i do tego raczej zgorzkniały. Można powiedzieć - smutny uśmiech. Taki przybrał wyraz twarzy, kiedy dziewczyna powiedziała, że jest uczuciowa i ma miękkie serce. Skąd ja to znam. Gregers też kiedyś był taki. Jednakże stwierdził, że trzeba wziąć się w garść, bo inaczej zginie. Jeśli nie dosłownie, to po prostu psychicznie. No cóż, chłopak wolał o tym nie myśleć. Po co rozdrapywać coś, czego już nie ma. Zresztą, dlaczego on o tym myśli? Czyżby naprawdę już za dużo wypił? Nonsens. -Podoba mi się nowa wersja Puchona. - Przyznał Colton z zawadiackim uśmiechem. - I na razie nie musisz mi udowadniać czegokolwiek. - Powiedział akcentując słowo ,, na razie ''. Czyżby miał jakiś plan? Znając Gregersa - tak. - Jestem czujny, jak zawsze. - zmrużył oczy. - Jak przystało na prawdziwego Ślizgona. - Ostatnie słowo wymówił, przeciągając głoski. Jakby imitował syczenie węża i całkiem dobrze mu to wychodziło. Jak wszystko. Zignorował komentarz dziewczyny dotyczący swojego imienia, bo nagle do głowy wpadła mu pewna myśl. Wygląda na to, że znowu podda Sarę próbie. Chłopak uśmiechnął się i spojrzał na dziewczynę. -Chodź potańczyć. - Powiedział. Muzyka była skoczna, grał jakiś dobry według Coltona, zespół, a to wystarczyło, by pociągnąć go na parkiet. A był całkiem dobrym tancerzem. Nie chwaląc się oczywiście. Skądże. Przecież to taki skromny chłopak.
Chyba nie spodoba mi się to. - jęknęła cicho gdy wyraźnie dosłyszała w jego głosie nacisk na jedno szczególne słówko. Na razie. - powtórzyła w swojej głowie owo słowo i z niepewnością na niego spojrzała. Jedno było pewne, musi uważać na tego ślizgona. Wszakże Ojciec Sary, zawsze truł jej głowę by nie drażnić węża jeśli człowiek nie wie jakie kły ma i ile jadu w nich posiada. Wypisz, wymaluj wzorcowy opis prawie każdego Ślizgona. I chyba tą naukę Sara zapamięta na dożywotnio. Potrząsnęła nieco swoją blondwłosą łepetyną by odgonić od siebie tą myśl i z roztargnieniem, rzuciła okiem na chłopaka. - Phie, prawdziwy Ślizgon. - wymamrotała pod nosem z buntowniczą miną i po chwili skryła lekki uśmiech, gdy usłyszała syczenie w jego głosie. - Każdy potrafi ssyknąć. Też mi talent. - odparła w żartach gdy na próbę sama przeciągnęła z sykiem, jedno ze słów i uśmiechnęła się dumnie. Co prawda Sara częściej warczała na innych, gdy przeszkadzali jej w jakimiś fascynującym zajęciu ale to jedno i to samo, prawda? Przeciągnęła się na swoim siedzisku i na jego kolejne słowa a tudzież propozycję, Sarę wręcz spetryfikowało. Spojrzała na niego podejrzliwie starając się wyłapać co mu tak naprawdę łazi po głowie i podniosła do góry brew. Och gdyby się przyłożyła do tej cholernej legillimecji to nie miałaby problemów w takich sytuacjach a tak? Pf, męcz się. Powiedział jej jakiś głosik w głowie, który od razu został uciszony przez nią samą. Musiała jednak przyznać, że muzyka którą do tej pory starała się ignorować, nie przygrywała tak źle i koniec końców, można do niej potańczyć. Tylko jeszcze trzeba umieć tańczyć, Saro.. - doszedł do niej kolejny perfidny głosik w głowie. Taka straszna nie była w te klocki tzn. do tańczenia ale nie była także żadną mistrzynią. Dopiero po chwili, dotarł do niej głupi fakt, że siedzi prawie na bezdechu więc po raz kolejny niedostrzegalnie wypuściła ze swoich płuc powietrze i potarła palcami swoją szyję, jak zawsze gdy nie była do czegoś przekonana. Skinęła jednak swoją głową i przybrała na twarz rozbawiony uśmiech. - Zobaczymy jak ślizgoni tańczą. - mruknęła do siebie i z powrotem podniosła na niego swój wzrok. No chyba, że ma zamiar na środku parkietu, podstawić mi nogę .. - przebrnęło jeszcze jej przez myśl ale zignorowała to i podniosła się ze swojego miejsca.
Uśmiechnął się na dźwięk syczenia, które wydobywało się z ust Sary. Może nie wychodziło jej tak dobrze, jak Gregersowi, ale była całkiem niezła. W tym syczeniu. - Co to miało być? - Postanowił się z nią podrażnić. - Posłuchaj mistrza i powtórz. - Powtórzył to samo słowo, co poprzednim razem i czekał na reakcję Sary. Przy okazji roześmiał się. Takie udawanie węży było całkiem zabawne. Widząc reakcję Puchonki na jego propozycję, Colton poczuł satysfakcję. Lubił tak zaskakiwać i równocześnie onieśmielać ludzi, a później obserwować ich działania. A szczególnie działania kobiet. Taka wydawała się być w tym momencie jego towarzyszka - zaskoczona i trochę onieśmielona. Ciekawe, czy potrafi tańczyć, ale po prostu się wstydzi? Czy też może jest z tych dziewczyn, które depczą facetowi po stopach, zamiast normalnie się poruszać? Będzie zabawnie. Tak, to na pewno. Gregers wstał, podał Sarze rękę, uśmiechnął się łobuzersko i ruszył na parkiet, przy okazji zamawiając trochę ognistej. - Zobaczymy, jak tańczą Puchoni. - Szepnął towarzyszce do ucha i zaczął zwinnie poruszać się po parkiecie w rytm muzyki. Obserwował dziewczynę.
Misstrza. - syknęła nieco zadziornie, wywracając przy tym teatralnie swoimi ślepiami i pokazała mu język. Nogą odsunęła od siebie krzesło bardziej na bok, byleby na niego nie wpaść bo i do takich rzeczy były zdolna i oparła jedną ze swoich dłoni o własne biodro. Teraz miała inny problem na głowie. Jak do jasnej avady miała zatańczyć przy ślizgonie? Nie ulegało wątpliwości, że bezinteresownie jej nie wziął na parkiet więc prawdopodobnie będzie się przyglądał jej ruchom. Grr. Sztywna w tańcu nie jest, gibka także nie, więc z całą pewnością nie zrobi z siebie pośmiewiska. Oby. Mrużąc oczy, podała mu swoją drobną dłoń i obchodząc ostrożnie swoje krzesło dała się pociągnąć na parkiet. Jakiemuś nieznajomemu posłała nawet niezadowolone spojrzenie gdy obrzucił ją i jej towarzysza spojrzeniem i przymykając powieki, westchnęła cicho. Wkopałaś się moja droga. Ale przecież nie da mu tej satysfakcji, prawda? Wsłuchując się w melodię z wolna zaczęła się poruszać i znienacka szturchnęła chłopaka lekko w ramię, słysząc jego pytanie tuż przy swoim uchu. - Puchoni są uzdolnieni we wszystkich dziedzinach. - oświadczyła stanowczo i otworzyła swoje oczy. Więc czas na pokaz, co? Skoro on ma czelność się z nią drażnić to i ona nie będzie mu dłużna a jakże! Wraz z każdą sekundą spędzoną na parkiecie , poczęła się poruszać coraz pewniej jak i jej ruchy ciała nabrały płynności i gracji. Nie były jednak ani wulgarne ani dwuznaczne ani nic z tych rzeczy! Odrzuciła także swoje włosy na plecy gdyż przeszkadzały jej w tańcu jak i miały głupią tendencję wpadania jej do oczu i przesłaniania jej widoku na cały świat. Pff, zetnie je kiedyś i będzie miała spokój. Sama także zawiesiła wzrok na jego zwinnych ruchach i musiała przyznać nawet sama przed sobą, że tańczyć umiał. Nie deptał jej stóp - na szczęście! Jak widać albo wrodzony talent albo musiał już od młodych lat, szaleć w takich miejscach jak to. Jedno z dwojga, o!
- Nie śmiałbym zaprzeczyć. Colton tańcząc, utkwił swoje spojrzenie w Puchonce. Mogłaby zastanawiać się, dlaczego właściwie zabrał ją na parkiet? Odpowiedź była prosta. By zobaczyć jej reakcję. Chciał przekonać się, czy jest rzeczywiście tą nową wersją Puchona, czy może standardową, która zazwyczaj boi się wyzwań i woli stać z boku. Gregers zamierzał także sprawdzić, czy Sara nadaje się na imprezy. Zawsze dobrze mieć z kim wypić i pobawić się, prawda? No i był całkiem zadowolony. Jak się okazało - jego towarzyszka pomimo widocznej niechęci na twarzy, radziła sobie całkiem dobrze, no i chyba rzeczywiście była niestandardowa. - Dobrze Ci idzie. - Powiedział z uśmiechem, przekrzykując muzykę. Nieźle, nieźle. Oto ma przed sobą dziewczynę, która potrafi sprostać wyzwaniom, ale równocześnie nie jest łatwą idiotką, jakich wiele. Rzadko się takich ludzi spotyka. Może i dobrze, że poszedł do tego pubu.
Albo to napoje wyskokowe albo adrenalina albo jeszcze inny czynnik, spowodował, że Sara rzeczywiście się dobrze bawiła. I to w towarzystwie ślizgona takiego z krwi i z kości. Świat oszalał albo ona sama. Gdy już nie tak powoli zaczynała się rozkręcać, obróciła się wokół własnej osi, podrygując do rytmu i wnet utrzymała równowagę! Posłała więc uśmiech zwycięzcy Gregersowi i po chwili ułożyła dwa palce w kształcie pistoletu i wycelowała w niego, mrużąc filuternie oczy. - Wygrałam. - odparła z iście ślizgońskim uśmiechem i po raz pierwszy tego wieczoru zachichotała gdy na nowo przymknęła leniwie powieki i po prostu dała się ponieść muzyce. Rozluźniła się w jego towarzystwie i nawet dało się dosłyszeć gdy Sara po cichu śpiewała a raczej nuciła wraz z zespołem jednocześnie swobodniej się poruszając po parkiecie. Nie były to rzecz jasna, żadne kocie ruchy chociaż.. zależy kto przez to rozumie. Ważne, że trzymała się jeszcze w pionie, o! Otworzyła jedno oko gdy próbował przekrzyczeć muzykę i uśmiechnęła się krzywo lecz w pozytywnym słowa tego znaczeniu. - Tobie także nie idzie najgorzej. - odparła mimochodem i roześmiała się wesoło. Przecież nie powie mu, że tańczy bardzo dobrze, phie. Szybciej by zrobiła coś głupiego lub weszła w kolejny szalony zakład.
Chłopak widząc, że dziewczyna do niego strzela, chwycił się oburącz za serce i pochylił głowę. Stał tak przez chwilę udając, że kona, po czym spojrzał na Sarę z podziwem. - Wygrałaś. - Zrobił maślane oczy. - Ale czemu od razu mnie zabijasz? Lubił tak wyolbrzymiać sytuacje, dobrze się wtedy bawił. W ogóle, dzisiejszego wieczoru dobrze się bawił - od samego początku do końca. Dawno nie tańczył, no a kiedy ostatnio poznał normalną, myślącą dziewczynę, z która do tego można było wypić i spędzić miło czas, to już nie pamięta. Większość była Tępymi, pustymi idiotkami, które nadają się tylko do tego, żeby je przelecieć. A to i tak nie zawsze, bo bywają do tego okropnie brzydkie. Colton słysząc komplement od Puchonki, uniósł głowę z satysfakcją. Wiedział, że tańczy bardzo dobrze, a ona po prostu nie chciała mu tego przyznać. Trochę już ją poznał. Tylko odrobinę, ale na tyle, by wiedzieć, że nie powiedziałaby mu z zachwytem ,, Ach, jak ty wspaniale tańczysz! '' To nie w jej stylu. No i dobrze. Gregers stwierdził po chwili, że pomimo tego, iż dobrze się bawi, musi już wracać. Był już trochę pijany, a do tego zmęczony. W końcu, przetańczył już parę piosenek, a w pubie siedzieli dobre parę godzin. Co za dużo, to nie zdrowo, trzeba spadać. -Idę. - Powiedział, schodząc z parkietu. Już zamierzał wyjść z sali, ale kiedy zobaczył, że na dworze jest zupełnie ciemno, zatrzymał się. - Chodź też. Nie, żebym się martwił, ale jak ktoś Cię zgwałci, pobije, czy coś, to będzie niewesoło. Oczywiście, że się martwił. To znaczy - tylko dlatego, że było już późno, a tutaj nie zawsze jest bezpiecznie. No, ale przecież nie przyzna się do tego, bo kto to widział, żeby Colton - Ślizgon z krwi i kości martwił się o dziewczynę poznaną parę godzin temu? No bez przesady.
W czasie wakacji James postanowił spędzić trochę czasu w okolicach Hogwartu. Pewnego wieczoru będąc w Hogsmeade, udał się do pubu Pod Trzema Miotłami. Miał kilka galeonów w kieszeni, więc postanowił, że zamówi sobie coś mocniejszego i trochę poobserwuje ludzi. Może uda mu się poznać jakichś innych pracowników Hogwartu? Albo wypatrzy jakąś fajną kobietkę? Z uśmiechem przekroczył próg pubu, podszedł do baru i zamówił Ognistą Whisky. Gdy barman zniknął na zapleczu Gray uważnie rozejrzał się po sali. Jego uwagę przykuła siedząca nieopodal wejścia kobieta, której wcześniej nie zauważył. Była bardzo ładna i miała piękne niebieskie oczy o bardzo wyrazistym kolorze. Coś ją wyróżniało na tle innych gości pubu. Zauważył, że zerknęła na niego sponad Proroka Codziennego, więc szybko odwrócił wzrok. Zajął miejsce przy stoliku znajdującym się niebezpiecznie blisko stolika, przy którym siedziała nieznajoma. Kiedy kelner przyniósł mu Ognistą Whisky, podniósł kufel i pociągnął z niego duży łyk. Cały czas ukradkiem spoglądał w stronę kobiety, ale jakoś nie miał odwagi do niej podejść. To było trochę dziwne, ale coś w jej osobie onieśmielało go i sprawiało, że czuł się słaby i beznadziejny. Rozsiadł się na krześle i zastanawiał co powinien zrobić.
W Trzech Miotłach nigdy nie czuła się zbytnio odprężona. Zbyt wiele ludzi. Tłumy nie pozwalały jej przez pewny czas nawet zamówić tę kremowe piwo. Chociaż była dorosła, mogła pić co chce, nie chciała teraz się upić czymś mocniejszym. Nie zamierzała później budzić się gdzieś na zapleczu. Gdy tak piła zastanawiała się nad wakacjami. Wyjazd do Indii to był bardzo dobry pomysł według niej, spędziła tam dużo czasu. I też mocno się opaliła, gdyż całymi dniami siedziała na plaży opalając się, albo bawiąc się z mieszkańcami, czy turystami. Nie przeszkadzało jej, że byli jugolami. Na wakacjach ona prawie zapomniała o magii. A po wakacjach znów szkoła, ciemne, ponure mury zamku, które widać z okna baru. Nie jest tak źle. Wypijając piwo wyczuła wzrok kogoś na sobie. Odwróciła się i zobaczyła chłopaka, a raczej mężczyznę, choć na niego nie wyglądał, który czasem patrzył na nią, raz nie. Przypomniała go sobie na korytarzu, gdy pomyliła go z jednym z uczniów. Zaśmiała się na myśl o tamtym wspomnieniu. Pamiętała, że był trochę zagubiony w tym co mówiła. Dopiła resztki jej napoju i odstawiła puchar. Szczerze mogła by rozpocząć rozmowę, ale nie, niech on się męczy.
Lodziarnia zdecydowanie nie była dla niej. Zwłaszcza, że sama znała doskonale przydomek, który powoli zaczynał do niej przylegać. Nie miała najmniejszej ochoty pozwolić mu przylgnąć do siebie całkowicie. Gdyby to był jedyny problem, pewnie nie zawracałaby sobie tym głowy, ale słodki zapach lodów doprowadzał ją do szału. Potrzebowała większego wyzwania. I zdecydowanie potrzebowała większej liczby klientów. Jak miała zarabiać i zgarniać napiwki, kiedy prawie nikt nie odwiedzał tej najwyraźniej nieco zapomnianej lodziarni? Nie obawiała się, porzucając Fortescue i udając się na rozmowę kwalifikacyjną do pubu Pod Trzema Miotłami. Znała się trochę na sztuczkach barmańskich. Cóż, jak miałaby nie, skoro Donna dość wcześnie zaczęła ją wykorzystywać do nalewania sobie kolejnych drinków? Poza tym Robin miała wrażenie, że większość przebywających tu ludzi bierze to, co najpopularniejsze – cholerne kremowe piwo. Nawet jeśli podawanie go dzień w dzień okaże się nudne, zawsze będzie mogła pobawić się trochę zapasami właścicieli i wymyślić coś oryginalnego. Przy odrobinie szczęścia może wpiszą to w menu. Przekroczyła próg pubu, zaciągając się zapachem starego drewna i alkoholu. Nie przepadała za tym drugim, ale była na tyle do niego przyzwyczajona, że nawet się nie skrzywiła. To i tak było lepsze niż lodowa słodycz. Wewnątrz było chłodno i dość cicho, ale Hunt wiedziała, że najlepsze imprezy zaczynają się wieczorem. Przywitała faceta, który wyglądał na tutejszego kierownika, skinieniem głowy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, próbując zlokalizować kelnerów i mierząc wzrokiem kilku oczekujących klientów. - Chyba potrzebujecie pracowników – rzuciła, unosząc brew, w której ślady poszedł również kącik ust. Nie musiała czekać długo na okazję do pokazania, co naprawdę umie. Potrafiła trzymać butelkę tak, by mieć pewność, że nigdy nie wyślizgnie jej się z dłoni, mimo wielu obrotów, jakie nią wykonywała. Mieszanie przypominało warzenie eliksirów. Wyjątkowo wysublimowaną sztukę dla każdego, kto potrafił ją docenić. Może przez wzgląd na całkiem niezłe umiejętności, a może dlatego, że nie było konkurencji, Robin dostała pracę. Kierownik wyglądał na całkiem zadowolonego. A co do grafiku… Nadal brakowało barmana i plan wydawał się nieco napięty. Niemniej pierwsza zmiana rozpoczynająca się natychmiast nie wydała się Hunt ani trochę zniechęcająca. Zwłaszcza, że zawsze była szansa na napiwki. A czarny prosty fartuch wydawał się zdecydowanie lepszy od tego, co nosiła na sobie u Fortescue. Mimo że kobieta, która siedziała przy barze, wyglądała na zainteresowaną mężczyzną siedzącym nieco dalej, Robin postanowiła przerwać ten „magiczny moment”. - Podać coś jeszcze? – zapytała, zgarniając pusty kufel po piwie. – Mamy świetne grzane wino – dodała pewnie, mając nadzieję, że kobieta… Moment. Czy to nie była przypadkiem panna Harrison? Robin podciągnęła w górę lewy kącik ust. – Albo Ognistą – dodała po namyśle, przypominając sobie najpikantniejszy napój z karty. – Tylko trzynaście galeonów. - Pamięć fotograficzna była jej zdecydowanie na rękę.
No i przyszedł, ale w sumie niespecjalnie się spieszył. Czemu miałby to robić? Przecież to było spotkanie z nią? Otóż z kim? Hehs, no domyśl się, z kim Kato mógł się widywać? Oczywiście, że z kumpelą. Julia, tak miała na imię, fajnie prawda? Pewnie! W dodatku finka i och, jakie ona miała zajebiste cycki. Mmm, a jaki tyłeczek? Boski, mówię Ci. Szczupła, zgrabna, ale byłoby za co chwycić, gdyby tylko pozwalała mu się zbliżyć na tyle, aby chociaż mógł powąchać jakiego tym razem użyła szamponu. Kiedyś, ten jeden raz, gdy mu się to udało, to nim poczuł jak łamie mu się nos, wyczuł delikatny zapach truskawek. Od tej pory na deser jadł zawsze truskawki ze śmietaną bądź cukrem. Zależało jak leżało. W każdym razie stawał mu (włos na głowie) jak tylko pomyślał o tym, że mógłby ją mieć dla siebie. Cóż, taki był, w końcu jeszcze dzieciak, a takich naprawdę dużo potrafiło postawić do pionu. Miał ochotę się napić, więc zaprosił ją do tego by napiła się z nim. Mmm, oby ładnie się ubrała. Mógłby gapić się w jej cycki tak długo, aż by mu nie wyperswadowała tego pomysłu. No co? Zdrowym facetem był! Trzeba było doceniać urodę koleżanki. Aż żal za serce chwytał, że nie chciała się z nim umówić. Smuteczek, płacz i rozpacz, ale cóż, musiał być silny, nie? Może Julka takich lubiła? Typ maczo, który nie przejmował się porażkami i uparcie na nią leciał mimo ciągłego „nie”? Cóż, w każdym razie on był uparty, rezygnować nie zamierzał. Przyszedł do Trzech Mioteł, ubrany jak zwykle, na luzie i zasiadł przy jednym ze stolików, czekając na dziewczynę. Chociaż właściwiej brzmiałoby - wypatrując super laski, ale cóż, już jej tak nie zawstydzajmy.
Gdyby Jul słyszała jego myśli Kato oberwałby nie tylko w nos, przy czym nie obyłoby się bez gniewu niebios a może i nawet tygryskowania. Finalnie koledze raczej odechciałoby się myśleć na ten temat, chociaż znając Thorna byłoby to tylko chwilowe. No ale niestety nie potrafiła czytać w myślach, choć czasem nie potrzebowała tego aby wiedzieć co mu chodzi po głowie. Już od dłuższego czasu konsekwentnie odrzucała jego zaloty, raz był trochę za młody dwa niezupełnie odpowiadała jej forma w jakiej próbował coś zdziałać. Kat był po prostu mistrzem kiepskich tekstów na podryw przy których jedyne co można było zrobić to strzelić facepalma, a o wgapianiu się nie tam gdzie trzeba już nie wspominając. Może na swój sposób byłoby to dla kogoś urocze jednak nie dla niej. Tak więc od lat byli tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Z resztą Heikkonen od jakiegoś czasu miała problemy emocjonalne z powodu Sunny więc tym bardziej nope, tak Jul była po prostu biedną osóbką która trzymała się pewnej zasady otóż była wierna. Dziwne jak na Ślizgonkę prawda? No, niektórzy tak uważali, z resztą nic dziwnego patrząc na innych przedstawicieli tego domu. Doświadczenie nauczyło ją tego, że gdy umawiała się właśnie z nim raczej niewskazane było wybieranie stroju który odsłaniałby nieco te strategiczne punkty które tak lubił. Biedny zbytnio by się zdekoncentrował i z rozmowy nici. Dlatego też ubrała burkę koszulkę i zapinaną bluzę, w końcu wieczorami nie było już tak ciepło i tak ruszyła w stronę pubu. Nie miała do niego daleko więc podróż potrwała tylko kilkanaście minut w żółwim tempie, dobrze jeśli się spije nie będzie problemu z powrotem do domu. Swoją drogą była ciekawa czy Kat wytrzyma popijawę a'la Jul. Będąc już na miejscu rozejrzała się aby go odnaleźć, co nie było zbyt trudne, następnie podeszła i usiadła przy tym samym stoliku. - Cześć - przywitała się uprzednio uśmiechając się lekko - Zamawiamy coś? Najpierw postanowiła zapytać właśnie o to, bo przecież rozmowa przy alkoholu była nieco ciekawsza, a na pewno bardziej szczera z czym kolega zazwyczaj miał problem. Chociaż czy naprawdę chciała jego całkowitej szczerości? Co prawda i tak nie obyło by się bez wspomnianych wcześniej żenujących tekstów na podryw, ale nie potrzebowała tego aby ujawniał swoje błyskotliwe inaczej komentarze chociażby na temat jej ciała. Co nie zmienia faktu, że chętnie wysłuchałaby jego opowieści o 'życiu'.
Hej cizia, chodźmy skrzyżować oddechy. Raczej by się nie przejął, zresztą on w ogóle już się nie frapował tym, że Julia niespecjalnie miała ochotę na jego chamski podryw, ale hejhej, co z tego? Kato był płytki, nawet bardzo, więc jemu opcja zarywania do przyjaciółki bardzo odpowiadała, a łatwiej by mu się żyło, gdyby mógł splątać ich języki w wiecznym, francuskim tańcu, zamiast budzić się rano z erekcją po wyjątkowo intensywnych marzeniach sennych. No i jak biedny musiał sobie z tym radzić? Otóż ręczny zawór musiał zostać otworzony, smutek trochę, więc tym bardziej nie rozumiał tej całej wielkiej wierności, jaką musiała odznaczać się Ślizgonka. Już nie jeden raz jej doradzał, aby dla odmiany posmakowała trochę faceta, zamiast wiecznie miziać się z laską, chociaż Arearos nie przeczył, że to musiał być seksowny widok. Kiedyś nawet ją zapytał o to czy mógłby popatrzeć jak się całują, ale wyobraźcie sobie reakcję Heikkonen. W każdym razie drugi raz nie pytał. Thorn nie potrzebował tego, aby Julia ubierała się wyzywająco lub chociaż względnie normalnie. W zakrytym stroju też potrafił uchwycić miejsca, które go fascynowały, więc teraz i tak bezczelnie podziwiał krzywizny jej długich nóg, widział płaski, wyćwiczony brzuch oraz miał chęć zatopić nos w linii tworzonej przez jej jędrne piersi. Obleciał ją takim spojrzeniem, że nie mogła mieć wątpliwości co do tego gdzie się patrzył, ale zaraz uśmiechnął się bezczelnie i przyciągnął ją do siebie, zupełnie nieprzypadkowo naciskając na plecy, aby poczuć wspomnianą wyżej część ciała na swojej klatce piersiowej i pocałował ją krótko w policzek na powitanie. Oczywiście wszystko wyglądało tak, jakby po prostu się stęsknił i prawie przyjacielsko ją objął. Zaraz potem wypuścił ją z ramion i już sobie siedzieli razem. - Wiesz ile waży tygrys polarny? - Kato standardowo musiał zacząć od genialnego tekściku na powitanie, ale nim zdążyła w ogóle coś powiedzieć, sam udzielił jej odpowiedzi. - Tyle by przełamać pierwsze lody! Wyszczerzył zęby w uśmiechu. W sumie dzisiaj i tak zaczął niewinnie i całkiem niechamsko. Miał o wiele więcej takich idiotycznych bajerek, za które w większości przypadków nie tylko złamano by mu nos, ale pewnie zostałby kopnięty w pewien czuły punkt. Tak czy owak lepsze to niż opowieści o życiu, Ciekawe co by miał jej opowiedzieć? „No, dzisiaj rano masturbowałem się do Twojego zdjęcia” czy może „no dobra, my tu gadu, gadu, a laska sama się nie zrobi”? Nie wnikał, a po prostu sięgnął po kartę leżącą na stoliku i otworzył ją przed Julką. - Wybieraj.