Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "Pod Trzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Chłopak nie mógł przestać się śmiać gdy zobaczył ze dziewczyna ruszyła w jego stronę strasznie poirytowana. Udało się pomyślał sobie,nie spodziewał się jednak że tak to wkurzy tą dziewczynę. Lecz czego mógł się spodziewać,po jej wyglądzie można było się domyśleć że nie wygląda do ludzi pozytywnie zakręconych jak Petter.
Chłopak uśmiechając się spojrzał na dziewczynę powiedział żartobliwie - Myślałem że właśnie po to idziesz w moją stronę.
Po czym wstając zabrał się za sprzątanie szkła,gdy już to uczynił odniósł to do kosza i wrócił do dziewczyny.
-Petter jestem strasznie mi miło Cię poznać. Uśmiechając się usiadł przy stoliku wpatrzony w dziewczynę widział na jej twarzy zakłopotanie a zarazem irytację.Zaczął udawać że dziewczyna nie stoi nad nim i nie patrzy się na niego. Wziął do ręki kwiaty które stały na stoliku i zaczął się nimi bawić.
To fakt, Victoria potrafiła być cholernie czepliwa. Na ogół trudno było ją jednak wyprowadzić z równowagi. Jest to o wiele łatwiejsze, gdy dziewczyna ma zły dzień - tak jak dziś. Wszystko ją irytowało, przechodziła apogeum wkurwienia, które ciągnęło się za nią od samego, cholernego ranka. Tak miłego i przyjemnego jak zarzynanie ludzi w ślepych zaułkach. Słysząc śmiech chłopaka trudno było jej się wściekać,poza tym - powinna wrzucić trochę na luz! No hej, przecież nie była nudziarą, a w tej chwili właśnie na taką wychodziła. Chwilę później na jej ustach pojawił się łagodny uśmiech, a dziewczyna również zaczęła się śmiać. - Och, przepraszam, że Cię zawiodłam! Nie wiedziałam, ze wyglądam na sprzątaczkę. - Rzuciła, udając urażoną, lecz po chwili pokiwała głową i usiadła na przeciw chłopaka, patrząc na niego zainteresowana. Fakt, unikała na ogół mężczyzn, stąd jej lekkie - fakt faktem mało widoczne, ale jednak zauważalne - zakłopotanie. Zauważywszy iż chłopak zaczął sprzątać, przysłoniła dłonią usta, by ukryć chichot. - Nie myślałeś o zawodzie woźnego? Nieźle Ci idzie. - Powiedziała z uznaniem, posyłając mu miły uśmiech. - Peter, miło mi. Victoria, mów Tori. Dzięki za umilenie dnia, bo serio - myślałam, że dziś umre. - Powiedziała i odetchnęła. W końcu nie będzie mu narzekać na życie! Nie po to tu przyszła.
Chłopak widząc że dziewczyna jest nim zainteresowana,bo przecież sama przysiadła się do jego stolika kiedy chłopak jej o to nie prosił a wręcz próbował udawać że jej nie ma zaczął drapać się po głowię tak żeby ułożyć swoje włosy .
Patrząc jej w oczy odparł na jej pytanieNie planuje życia do przodu żyję chwilą.. Petter jest człowiekiem który żyję tym co się dzieję teraz,nie wybiega w przyszłość i stara się nie wracać do przeszłości chociaż to jest bardziej trudne przez śmierc rodziców która doskwiera mu na każdym kroku.
Co taka ładna dziewczyna robi tutaj sama? Zapytał chłopak uśmiechając się od ucha do ucha.Aż dziw że taka dziewczyna jest sama w takim miejscu i sama pije alkohol. Pewnie musiała mieć ciężki dzień.Petter zawsze poprawiał wszystkim humor po przez swoje zachowanie które było dziecinne i zwariowane. Zawsze robię za takiego klauna,taki już mam styl więc nie dziwię się że poprawiło ci to humor.Westchnął głęboko i założył sobie za uszami po jednym kwiatku tak że wyglądało to dość komicznie i zabawnie,chciał poprawić i pokolorować dziewczynie jeszcze bardziej dzień.
Zwrócił jej uwagę - to fakt. Lecz czy to źle? Niejeden mężczyzna byłby zadowolony z obecności młodej, atrakcyjnej dziewczyny. Nie uważała się za najpiękniejszą, lecz znała swoją wartość. Wiedziała, że jest atrakcyjna dla płci przeciwnej, mimo swojego ubioru i mimo zachowania, które niekiedy było wręcz zniechęcające. Jej to jednak nie przeszkadzało. Nie spieszyło jej się do żadnych związków, a tym bardziej - z mężczyznami. Była uprzedzona, ale co poradzić? Niby miała chłopaka i było fajnie, nie narzekała, ale z drugiej strony... Cholernie podniecały ją kobiety i często, automatycznie potrafiła odwracać się za jakaś dziewczyną, którą mija i patrzeć się na jej tyłek. Czasem nawet wyobrażając sobie aż za dużo, ale... Nie miała na to wpływu. Podobno orientacji się nie wybiera. -... Żyj chwilą i wykorzystuj ten czas jak najkorzystniej dla samego siebie. - Dokończyła, po czym zamówiła ponownie trunek. Nie chciała się spić, no dobra - może lekko. Machnęła ręką i westchnęła. - Ładna, czy nieładna. Ale sama. Wyobraź sobie, mój drogi, rano wstałam, stłukłam szklankę, pokaleczyłam się. Dzień rozpoczęłam wyjątkowo beznadziejnie, nawet myślałam, czy wychodzić domu. Ale.. Lubię tańczyć z Diabłem, postanowiłam, że wyjdę i na legalu pójdę się alkoholizować. Jak na razie - wszystko dobrze, nawet nic nie stłukłam. - Odparła, wzruszając ramionami. - A Ty, często tu bywasz? - Zapytała, patrząc na chłopaka. - Klauna, powiadasz. Ile Ci płacili w cyrku? - Zapytała. Oczywiście, nie chciała go urazić - niech nawet tego tak nie odbiera! To tylko głupi żart, typowy w stylu Victorii.
Chłopak już dzisiaj nie miał zamiaru więcej pić ponieważ po alkoholu odpierniczało mu do reszty. Raz nawet rozebrał się i zaczął tańczyć na golasa przed ludźmi w Pubie,do teraz jest wyśmiewany z tego incydentu chociaż nie rusza go to bo ma do Siebie straszny dystans.
Chłopak spoglądając na dziewczynę odparł Zauważyłem właśnie ten śmieszny palec na twojej ręcę. Było to dosyć zabawne że dorosła dziewczyna nosi plaster dla dzieci i jeszcze jej to nie przeszkadza.
Jaa... Jaa... Jestem tutaj może 3 raz. Zająkawszy się odparł chłopak dziewczynie nie wiedząc co odpowiedzieć przypominając sobie właśnie incydent jak zaczął tańczyć na golasa właśnie w tym Pubie. Dziewczyna strasznie podobała mu się i było mu to na rękę że chcę więcej pić bo łatwiej będzie mu się z nią dogadać i wyciągnąć czy ona również mu się podoba. Petter to straszny kobieciarz i strasznie uwielbia towarzystwo kobiet czuję się wtedy jak ryba w wodzie.
Nic mi nie płacili,nie było ich stać. Odparł chłopak po czym wybuchając śmiechem uderzył się nosem w stolik. Nic mi nie jest spokojnie!. Uśmiech ciągle nie schodził z jego twarzy. Patrzył uważnie na dziewczynę jak ta piję kolejny alkohol.
Już zdążyła zapomnieć o tym plasterku z Kubusiem Puchatkiem. Mogła zrzucić winę na chłopaka, przecież to on z nią rozmawiał. A ona nie pozostawała mu po prostu dłużna, a miło im się gawędziło. Przynajmniej miała z kim spędzić wieczór. Tak to siedziałaby sama, czytając książkę i pijąc herbatę. W sumie - dość miły wieczór. Wszak książki był relaksujące i czasochłonne, lecz zabierały ludzi do zupełnie innego świata. Gdy chłopak przypomniał jej o plasterku, lekko zbita z tropu, zachichotała i przejechała dłonią po karku. - No kurde, nie miałam innego! Muszę iść do apteki i kupić normalne plastry, bo te troszeczkę nie pasują do mojego stroju.. - Odburknęła. Przeciągnęła się i oparła ręce o stół, podpierając lewą dłonią brodę, w prawą zaś wzięła kufel i dopiła do końca. Też już więcej nie pije! Takie miała postanowienie. Teraz alkohol ruszy dopiero w przyszłym miesiącu. O ile oczywiście znajomi nie przypomną sobie o jej istnieniu i nie zabiorą jej do baru, albo na melanż. - Trzeci raz, powiadasz. Masz inny pub do którego zaglądasz częściej? - Zapytała zaciekawiona. Mimo wszystko Vicky również była spostrzegawcza, a chłopak - chcąc czy nie chcąc - wyglądał na kobieciarza. Zrobiła wielkie oczy, gdy chłopak zarył nosem w stolik, później zaczęła się śmiać. - Weź! Uważaj! Ja w tym stanie nie będę... W stanie, jakkolwiek to brzmi, zadzwonić na pogotowie! A sama nie umiem nastawiać nosów. - W sumie, nigdy nawet nie widziała jak się to robi.
Rozmowa przebiegała bardzo miło,dziewczyna typem pasowała do Pettera. Ten jednak nie szuka dziewczyny po jego ostatnim razie i tragedii która wydażyła się w jego życiu. Teraz stawia na krótkie znajomości bez żadnych zobowiązań. Z tym ci jest do twarzy. Powiedział chłopak po czym zaczął się śmiać w swoim stylu czyli strasznie głośno.Dziewczyna wyglądała na bardzo zaradną i odpowiedzialną dlatego Petter był trochę zdziwiony faktem że tak szybko wypija ten alkohol,już drugi.
Nie zastanawiając się długo chłopak wyczuł że dziewczyna jest już lekko podchmielona więc żeby nie zaprzepaścić sytuacji zadał jej pytanie. Wypijemy coś razem? Liczył że dziewczyna nie oprze się pokusie i będzie chętna wypić z nim jeszcze jeden trunek.
Petter złapał się za nos i mruknął do dziewczyny Nie bywam w Pubach. Po czym delikatnie zaczął wyginać nosem patrząc czy jest cały
Miał szczęście, że nie przyszedł tu po to, żeby znaleźć sobie dziewczynę. Może fakt, każda inna oparłaby się jego urokowi. Obejrzała go dyskretnie od góry do dołu i na odwrót. Nie miała czego mu zarzucić. Był młody, przystojny, miał ładną sylwetkę. Tak, zdecydowanie musiał mieć ogromne branie wśród kobiet. Dodatkowo, miał poczucie humoru. Zdecydowanie wiele kobiety by na takie coś poleciało, ale Victoria... Żeby zgodzić się na cokolwiek musiałaby go lepiej poznać. Głowę miała dość mocną, a przynajmniej tak jej się wydawało, dlatego nie martwiła się tym iż ulegnie pokusie i zacznie się do niego kleić. - Do twarzy, powiadasz. Twierdzisz, że jestem taka ładna, jak ten plasterek, czy dziecinna jak ten plasterek? - Zapytała, chichocząc. Powoli zaczynało ją brać, to fakt. Była jednak pewna, że nie straci przytomności, oraz, że ten wypad nie skończy się tragedią. Chętnie jednak napiłaby się czegoś jeszcze. - No dobra, ale kurde. Postawisz mi? Bo nie, że naciągam, albo coś - ale hajs mi sie kończy. - Odparła znużona, zaglądając do portfela. Następnym razem będzie wiedziała, że powinna brać więcej. - To gdzie bywasz? - Zapytała.
Petter cały czas uważnie był wpatrzony w dziewczynę i jej zachowanie,starał się wyczuć czy uda mu się coś dzisiaj zdziałać.Nie miał nic złego na myśli,po prostu chciał miło spędzić czas a może i pójść razem do domu. O ile dziewczyna takowy posiada. Bo u niego niestety ale tak bogato w portfelu nie jest.
Chłopak uśmiechając się szarmańsko i mrugając okiem odparł Oczywiście że jesteś taka ładna jak ten plasterek.może dziecinna trochę też. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu dziecinna.
Już było widać że dziewczynę zaczyna brać,dlatego chłopak postanowił zamówić najmocniejsze trunki jakie są dostępne.Co prawda będzie to kosztowało jego resztę pięniedzy ale może warto .
Poproszę dwa razy malinowy znikacz,dla mnie i dla tej pięknej damy! Krzyknął chłopak na cały pub wskazując na dziewczyne i na niego samego.
Chłopak ostatnio nie bywał nigdzie po za lekcjami,starał się unikać towarzystwa i zająć się uporządkowaniem myśli po śmierci rodziców,nie wiedział kompletnie co miał odpowiedzieć dziewczynie.Nie lubił tego tematu ani niczego podobnego bo zaraz przypominali mu się rodzice.
Bywam tu i tam... Lepiej powiedz,skąd jesteś? Delikatnie się uśmiechając i drapiąc się głowię chłopak szybko zmienił temat.
Z domu to nic nie wyjdzie, bo ona sama jest w trakcie kupna jakiegoś lepszego mieszkania, a z pieniędzmi trochę krucho. Będzie musiała się mocno przyłożyć do tego, by cokolwiek zarobić. Chociaż z drugiej strony, mogła też liczyć na mamę, która chętnie jej pomoże w razie potrzeby - chociaż z drugiej strony nie chciała jej obciążać. - Szczerze? Jeszcze nigdy w życiu nie usłyszałam aż takiego komplementu, pierwszy raz zostałam porównana do plastra. - Powiedziała, po czym się zaśmiała. Różne bywały sytuacje i różne dostawała komplementy, ale ten był zdecydowanie... Oryginalny. Chociaż lepsze to niż porównanie do banana, czy coś, tak przykładowo. - Eeeeeeeeeeeeeej, czy Ty próbujesz mnie upić? - Zapytała, patrząc podejrzliwie na chłopaka. A niech próbuje! I tak Tori była w pełni przekonana, że mu się nie uda. Już niejeden próbował i niejednemu się udało, ale wielu też nie dało rady. Chociaż zawsze miała czyste sumienie po takiej libacji! Nigdy nie budziła się z kacem moralnym, bo była raczej grzeczna. Pokiwała z dezaprobatą głową, gdy chłopak zaczął krzyczeć. W normalnym stanie pewnie by się zirytowało, ale teraz...? Jakoś szczególnie jej to nie przeszkadzało. Słysząc pytanie, zastanowiła się przez moment. No tak, skąd była - wiedziała, że tego nie uniknie. - Springfield, miasto położone w stanie Missouri. A Ty? - Zapytała, był z Hogwartu więc zapewne od zawsze mieszkał w Anglii, albo Szkocji. Miał typowo brytyjski akcent, dlatego obstawiała iż od dzieciaka mieszkał tu, w Londynie.
Skoro dziewczyna nie ma domu to będzie ciężko,on sam nie miał pieniędzy za dużo bo radził sobie ciągle sam po śmierci rodziców i mieszkał w Hogwarcie w miejscu dla studentów.
Mam nadzieję że Cię to plasterku nie uraziło-Powiedział chłopak do dziewczyny wybuchając śmiechem i delikatnie palcem od dłoni muskając nos Victorii. Chłopak miał skrytą nadzieję że po tym wypitym trunku dziewczyna już będzie na tyle wstawiona że sama wykaże zainteresowanie ponieważ nie było go stać na ten moment na żaden więcej trunek alkoholowy.
Jestem dżentelmenem!Nie upijam dam!-Krzyknął chłopak wybuchając ponownie śmiechem,oczywiście chciał bardzo upić dziewczynę,nie jakoś skrajnie ale tak żeby ona zaczęła czuć się swobodnie.Sam nie miał dobrej głowy ale na pewno lepszą niż dziewczyna. W końcu jest mężczyzną.
Gdy chłopak usłyszał skąd jest dziewczyna lekko go to zdziwiło i postanowił więcej o to nie pytać.
Nie mogła powiedzieć, by praca w pubie pod Trzema Miotłami zupełnie jej się nie podobała, chociaż musiała przyznać, że czasami bywała męcząca. Niekoniecznie fizycznie, bo zaniesienie kilku piw kremowych czy szklaneczek Ognistej Whiskey do stolika nie było czymś, co wykraczało poza jej możliwości... jednak ta monotonia i rutyna potrafiły czasami człowieka dobić. Nie oszukujmy się, nie była to jej wymarzona praca, ale miała też swoje plusy. Estelle dzięki niej dorabiała sobie całkiem sporą sumkę galeonów, a w dodatku właściciel, którego jeszcze nie zdążyła poznać (słyszała, że raczej rzadko pojawia się z kontrolą) nie robił żadnych problemów, gdy chodziło o jej dość elastyczne godziny pracy. Mogła więc łączyć posadę kelnerki z okazyjnymi występami jazzowymi w przeróżnych pubach, czy to w Londynie, czy w Hogsmeade, marząc o wielkiej, światowej karierze. Czasami, w chwilach zwątpienia, żałowała jednak, że nie posłuchała swojego ojca i nie kształciła się w kierunku, który pozwoliłby jej na pracę w Ministerstwie Magii. Ba, nawet teraz zdarzało się jej myśleć o zrobieniu odpowiednich kursów. Wypełnione papiery cały czas leżały gdzieś w szufladzie, ale dziewczyna nadal, przez wzgląd na przeszłość, wzbraniała się przed taką fuchą rękami i nogami, wierząc w to, że jednak jej plany, płynące prosto z serca, kiedyś doczekają się realizacji. Początki kariery świeżo upieczonej artystki nie były jednak usłane różami. Panna Bennett co prawda doczekała się już swojego małego grona fanów, ale nadal oczekiwała od życia czegoś więcej. Na razie garstka wiernych słuchaczy nie pozwalała jej utrzymywać się tylko z jazzowych występów, a przecież nie chciała też umierać na suchoty. A tym bardziej już nie miała zamiaru brać pieniędzy od ojca, czy też się u niego zapożyczać, jako że tak desperackie działania stanowiłyby dla niej ujmę na honorze. Korzystając z chwili spokoju, stanęła przy barze. Poprawiła podwijającą się wiecznie do góry sukienkę, czekając na kolejne zamówienie do stolika. Cieszyła się z tego, że dzisiaj trafili jej się porządni i trzeźwi klienci (przynajmniej do tej pory), bo spotkała się już z różnymi niezbyt ciekawymi sytuacjami, co akurat w przypadku kelnerki nie powinno wcale dziwić. Podchmieleni mężczyźni już wielokrotnie próbowali ją zaczepiać. Często zagadywali, myśląc chyba, że ich gadka to najlepszy flirt na świecie, podczas gdy tak naprawdę niewiele różniła się od bełkotu. Milion razy dostała już propozycję przysłania sowy ze wspaniałym prezentem, która miała oczywiście poprzedzić równię rewelacyjną randkę. A ostatnim razem jeden klient miał nawet czelność klepnąć ją w tyłek, co sprawiło, że Estelle ledwie powstrzymała się przed uderzeniem go w twarz. Przypomniała sobie, że jest w pracy i tylko z tego względu obdarzyła jegomościa spojrzeniem Bazyliszka. Nie była jednak pewna, czy udałoby jej się utrzymać emocje na wodzy, jeżeli kiedykolwiek taki przypadek by się powtórzył. Mimo wszystko, nie był to jej najlepszy dzień. Nadal wspominała bowiem urodzinową uroczystość swojego przyjaciela, na której, na jego prośbę, zaśpiewała "Feeling good" przed wszystkimi gośćmi. Była w siódmym niebie, bo część czarodziejów półkrwi, czy mugolaków, kojarzyła nawet mugolski utwór, a w dodatku wszyscy docenili jej trud gromkimi brawami. Nie powinno więc wcale zaskakiwać, że właśnie myślała o tym, że chętnie powróciłaby do tego wydarzenia, przez co była dość rozkojarzona i tylko liczyła na to, że godziny pracy szybko jej zlecą.
Seth czuł się w pustym domu na tyle dziwnie, że nie potrafił dzisiaj w nim usiedzieć. Wierzcie lub nie, ale dzisiaj bardzo szybko znudziło mu się szkicowanie, a jeszcze prędzej porzucił próby doszlifowania zaklęcia tatuującego, dochodząc do nieprzyjemnego, ale znaczącego wniosku - dzisiaj nie był dobry dzień do bycia kreatywnym, ale mimo wszystko nadzieja go nie opuszczała. Wziął ze sobą szkicownik i kilka ołówków, licząc na to, że w drodze najdzie go jakiś przypływ weny. Gdzie się wybierał? Tak właściwie to nad tym też się nie zastanawiał. Po prostu szedł przed siebie, raz po raz bawiąc się daszkiem czerwonej czapki. W sumie to nawet nie zwrócił większej uwagi na to, co dzisiaj miał na sobie. Zwyczajnie wyszedł z domu z marszu, poirytowany swoją kreatywną niedołężnością, a wpatrzony w czarne kreski, jakie zdążył postawić już losowo na świeżym arkuszu pergaminu, nie zwracał uwagi na kwitnące wszędzie wokół drzewa. Im dalej szedł, tym mniej było wokół niego latających wściekle płatków i szumiących liści, a nim się obejrzał, okazało się, że zdążył dojść do Hogsmeade. Zastanowił się nad tym jak to możliwe, ale nie potrafił odnaleźć sensownego wyjaśnienia. Kiedy człowieka coś trapi, czas potrafi zaskakująco pędzić. Co takiego go trapiło? Może po części wciąż myślał o tym, jak zakończyło się jego spotkanie z Isolde na festynie? Cóż, TAKA Bloodworth z pewnością nie należała do częstych widoków i już na samo wspomnienie o tym jak zachowywali się po eliksirach, coś podejrzanie zaschło mu w gardle. Nie chcąc myśleć o swojej przyjaciółce w takich kategoriach, postanowił nagle wejść do pierwszego, lepszego przybytku i napić się czegoś, a właściwie to czegokolwiek. Chociaż z reguły się przed tym wzbraniał, nagle poczuł niewysłowioną chęć na skorzystanie z dobrodziejstw alkoholu, chociażby miało być go w szklance naprawdę niewiele. Wszedł do Trzech Mioteł bardziej w roztargnieniu niż umyślnie, ale w sumie było mu to na rękę. Nie miał przy sobie ani grosza, gdyż nie przewidywał żadnych wydatków, a tutaj mógł w spokoju wybrać co tylko mu się podobało. Podszedł do baru, już w drodze skupiając się bardziej na ładnie ubranych dziewczętach, niż na tym co było dzisiaj w ofercie. Oparł się o ladę łokciami, mnąc w dłoniach szkicownik i obrzucając butelki szybkim, oceniającym spojrzeniem, które uciekało mu nieumyślnie w stronę Estelle i jej sukienki. Zawiesił spojrzenie na jej nogach, ale jedynie na chwilę, gdyż zaraz przeniósł je na jej twarz. Musiał przyznać, że była bardzo ładna, a piękne kobiety zawsze przyciągały uwagę Lyonsa. - Mogę Ci postawić drinka? - zapytał, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że oto właśnie zaczepił kelnerkę. Cóż, gdyby dziewczyna chociaż trzymała tacę, to pewnie zgadłby z kim ma do czynienia, ale skoro w Trzech Miotłach nie obowiązywały już żadne „mundurki” wziął ją za gościa. Super właściciel, skoro nawet nie poznał swojego pracownika, prawda?
O ile wcześniej w myślach narzekała na wszechobecną w pracy w Trzech Miotłach rutynę, tak teraz naprawdę żałowała, że dzisiaj nie było ruchu. Kiedy stała tak bezczynnie, nudziła się jeszcze bardziej, więc nic dziwnego, że w końcu zaczęła bezsensownie polerować i tak umyte już do czysta kieliszki, a następnie skoncentrowała swoją uwagę na równie bezproduktywnym rozglądaniu się po sali. I tak zupełnie nie obchodziło ją, co robią goście lokalu, ale zawsze lepszą opcją było obserwowanie ludzi niż gapienie się w jeden punkt w ścianie. Przynajmniej od czasu do czasu mogła uśmiechnąć się pod nosem, kiedy ktoś polał sobie swoją koszulę alkoholem. Nie to, żeby była taka wredna i komukolwiek tego życzyła, ale nie oszukujmy się, widok zakłopotanych klientów był aktualnie jedyną rzeczą, która mogła jakkolwiek wpłynąć na jej nastrój. Nawet, jeśli mowa o minimalnym stopniu. Szczęściem w nieszczęściu okazało się pojawienie się w pubie nowego jegomościa, którego Estelle od razu zbadała swym wnikliwym spojrzeniem. Całkiem przystojny chłopak, w podobnym do niej wieku - nie kojarzyła go zupełnie, dlatego jej rozważania zakończyły się praktycznie w tym punkcie. Najwyraźniej nadal nie czekało jej nic wartego jej uwagi. Żadnej małżeńskiej kłótni, żadnej bijatyki wywołanej zbyt dużą ilością Ognistej Whiskey... innymi słowy, wiało nudą na kilometr. Z drugiej strony przynajmniej nie musiała się przemęczać. No, może zbyt szybko sobie to założyła, bo nieznajomy najwyraźniej na nikogo nie czekał, jako że nie usiadł przy stoliku, a oparł się o ladę barową, od razu kierując spojrzenie na jej nogi. Nie czuła się wcale zbulwersowana tym faktem, choć pewnie większość kobiet zareagowałaby na takie zachowanie co najmniej nienawistnym spojrzeniem. Dla niej było to coś naturalnego. W dodatku coś, co dotyczyło nie tylko mężczyzn. Każdy przecież lubił nieraz zawiesić na kimś oko na dłużej, a skoro tak, to panna Bennett wolała raczej odczytywać takie ukradkowe spojrzenia jako komplement. Trudno powiedzieć, by nie spodziewała się, że nowy przybysz zaproponuje jej drinka. Nie był pierwszym, który to zrobił, chociaż z jakiegoś powodu Elle tym razem naprawdę miała ochotę się zgodzić. Cóż, bardzo prawdopodobne, że alkohol pomógłby jej się rozluźnić i trochę ją rozweselił. Ba, dziewczyna prawie skinęła głową. Prawie, bo przypomniała sobie, że niestety, ale takie przyjemności pozostają poza zakresem tego, co było jej aktualnie wolno. - Niestety jestem w pracy. Coś dla Ciebie? - Odpowiedziała więc krótko, choć w jej tonie zdecydowanie słychać było pewną nutę rozczarowania. Trudno, nie chciała stracić wygodnej posadki jedynie przez wzgląd na tak błahą potrzebę. - Rysujesz? - Dopytała jednak z ciekawości, kiedy zauważyła w ręku nieznajomego szkicownik. I tak nie miała dzisiaj zbyt dużo pracy, więc stwierdziła, że to raczej nie grzech zapytać. Uśmiechnęła się nawet delikatnie, bo przypomniała sobie, kiedy jako dziecko próbowała swoich sił w malunkach. Oczywiście jej prace wyglądały tragicznie, a co gorsza, jej umiejętności wcale nie uległy poprawie wraz z wiekiem. Dziewczyna nadal miałaby najpewniej problem z postawieniem prostej kreski. Rysowanie nigdy nie było jej konikiem.
Wodził po niej spojrzeniem, kierowany jakąś niewysłowioną fascynacją. Dokąd jego i Mandy nie łączyło już nic poza nieaktualnymi planami i wspomnieniami, Seth czuł się naprawdę niezwykle samotny. Epizod z odplamiaczem, jaki parę miesięcy temu zgotowała mu Pixie w schowku na składniki, a także rozliczne spotkania z Isolde nie mogły sprawić, aby zapomniał o zawodzie, jaki przeżywał aż do tej pory. Był zadziwiająco stały w tym swoim śmiesznym uczuciu, a chwile niepewności, jakie przeżywał po drodze nijak się miały do tego, jak czuł się teraz. Czuł się oszukany jej obietnicami i zapewnieniami, a także milczeniem, jakie częściej lub rzadziej dzielili. Ustawiczne odcinanie się od bliskości innych ludzi miało być jego sposobem na życie. Kiedy był sam, paradoksalnie nie odczuwał jak bardzo brakuje mu zarówno sióstr, jak i tej nieznośnej blondynki, za którą niegdyś był w stanie przemierzyć połowę świata na czworakach, jednakże kiedy przychodziło zjawiać mu się w pracy… nie lubił tego. Nie dlatego, że musiał wciąż i wciąż główkować nad tym co tutaj zrobić, aby było dobrze. Nie znał się za dobrze na tym biznesie, nigdy tego nie ukrywał, ale to była bardziej kwestia osobista niż zawodowa. Nie potrafił znieść widoku ludzi, którzy przychodzili do pubów z drugą połówką czy w grupach większej niż trzy osoby. Był zawistny, ale świadomość tego jakoś nie potrafiła przebić się przez tę jego oporną czaszkę. Kisił się w swoim własnym sosie tak długo, że miał już tego serdecznie dosyć i… nagle spłynął na niego spokój. Podziwiał piękno mijanych na ulicy kobiet tak samo, jak dziś skoncentrował się na długich nogach Estelle i dopiero teraz czuł się względnie… normalnie. Nie myślał o Saunders, ani o Echo czy Florze. Skupił się na sobie, a chociaż było to dziwne uczucie (nikt nie powiedział, że od razu musi czuć się z tym komfortowo) to wcale nie było mu z tym aż tak źle jak sądził, że będzie. W każdym razie w swoim spoglądaniu wcale nie był nachalny. Wydawał się być trochę odrobinę zbyt zainteresowany, jak na kogoś, kto jedynie wstąpił do baru, aby się napić, ale to wszystko. Kiedy mu odmawiała, zwrócił uwagę na rozczarowanie pobrzmiewające w jej głosie i wziął je za dobrą monetę, ale mimo wszystko wyraz twarzy nie drgnął mu nawet o milimetr. Uśmiechy nie były w jego stylu, nawet jeśli w tym momencie pasowałyby tu jak ulał. - Bezalkoholowy? - spróbował jeszcze, nie wydając się być specjalnie zaskoczony tą informacją, wskazując ruchem nadgarstka na stojące niedaleko soki oraz świeże owoce. - Dymiące Piwo Simisona. Odpowiedział na jej pytanie, nawet nie kłopocząc się zaglądaniem w kartę alkoholi. Podążył za jej spojrzeniem, kiedy zwróciła uwagę na szkicownik. Uświadomił też sobie, że przez całą tą wymianę zdań zdążył nakreślić szkielet pary oczu, ale zamiast kontynuować, nagle postukał kilka razy gumką w dopiero co naszkicowaną źrenicę. Wrócił spojrzeniem do Elle, przyglądając się jej badawczo. - Czasami. - rzucił ogólnikowo, ale taka odpowiedź idealnie pokrywała się z tym, jak to ostatnimi czasy u niego wyglądało. Nie potrafił skupić się na niczym, a już zwłaszcza na tym. - Potrzebuje inspiracji. Dodał jeszcze, jakby w ramach sprostowania, kilkoma ruchami dorysowując kilka szczegółów, które w tym czasie zauważył, gdy tak na nią spoglądał. Dopiero potem jego dłoń podążyła wcześniej obranym szlakiem, gdy kontynuował rysowanie, okalając oczy wachlarzem ciemnych rzęs.
Samotność i pustka zdawały się więc pewnym łącznikiem pomiędzy obecnym nastrojem Setha oraz Estelle, chociaż gdyby dziewczyna znała sytuację nieznajomego najpewniej stwierdziłaby, że ten znalazł się w jeszcze gorszych okolicznościach. W końcu chyba bardziej bolesne było doświadczenie utraty kogoś ważnego, kogoś, kto przesłaniał spojrzenie na wszystko inne. Panna Bennett mogła tylko snuć przypuszczenia, bo nigdy jeszcze nie związała się z nikim "na poważnie". Oczywiście - zdarzały jej się jakieś szkolne miłostki, ale nigdy nie miała szczęścia w takich uczuciowych relacjach. Albo trafiała na takich, którzy interesowali się nią tylko przez wzgląd na dzianego i szanowanego tatusia albo na nachalnych i nieciekawych typów, których próbowała zbyć półsłówkami. Nic dziwnego, że ostatecznie sama zaczęła zamykać się w swoim świecie. Wolała kusić, tylko po to, by następnie zostawić swoich adoratorów z niczym. Po prostu nie wierzyła, by mieli wiarygodne intencje. Później oczywiście żałowała swojego podejścia, bo naprawdę czuła się samotna i marzyła o tym, żeby przeżyć jakąś większą przygodę. Pragnęła poznać kogoś, kto wyrwałby ją z tych czterech ścian, a nawet trochę przeszkodził w nieustannych ćwiczeniach swojego głosu. Potrzebowała kogoś, kto zdołałby ją po prostu rozerwać, ale do tej pory nie widziała na horyzoncie odpowiedniego do tego kandydata. - Bezalkoholowy. - Powtórzyła po swoim rozmówcy na znak tego, że może przystać na taką propozycję. Znacznie lepiej brzmiało wybrane przez niego Dymiące Piwo Simisona, ale Elle stwierdziła, że sok dyniowy to również nienajgorsza opcja. Przynajmniej teraz miała jakiekolwiek zajęcie; mogła zająć się klientem i przestać wspominać to, co już dawno minęło. Nalała więc piwa do kufla, który postawiła przed siedzącym przy barze chłopakiem, a następnie przygotowała sobie sok dyniowy i sama stanęła po drugiej stronie lady, opierając się o nią łokciem. - To będzie 13 galeonów. - Po tych słowach ukradkiem zajrzała do szkicownika nieznajomego, powoli napełniającego się artystyczną treścią, w której to rozpoznała kształt oczu. - Zrozumiałe... - Mruknęła cicho, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co chłopak miał na myśli. Może i sama nie potrafiła postawić nawet prostej kreski, ale przecież była wokalistką jazzową, która również starała się poszukiwać inspiracji, w dodatku płynących z przeróżnych, czy to czarodziejskich, czy mugolskich źródeł. Miewała nieraz dni, podczas których ani ćwiczenia wokalne, ani żadna tekstowa twórczość zupełnie się jej nie imały. Innym razem natomiast potrafiła nie spaść całą noc, tylko tworzyć, przygrywającą sobie do tego melodię na pianinie. - Masz talent. Czyli... portrety to Twoja specjalność? - Zwróciła się, kiedy zapanowała dłuższa chwila niezręcznego milczenia. Siedzący przy barze chłopak wydawał się dość małomówny, choć być może było to spowodowane tym, że ponownie skoncentrował się na rysunku w swoim szkicowniku. Panna Bennett oczywiście nie miała pojęcia czym tak naprawdę zajmuje się nieznajomy, ale portrety były pierwszym jej skojarzeniem z tym, co ujrzała na kartce.
Zerknął na nią przelotnie, kiedy tak po prostu powtórzyła to, co przed sekundą zaproponował. Nigdy nie był dobry w trafnym ocenianiu nastroju czy ludzkich zamiarów, także do samego końca nie był pewien czy przyjmie jego pokręcone zaproszenie. Tylko tak właściwie to do czego ją zapraszał? Do demonicznego tańca? Na pewno nie do ciekawej konwersacji, gdyż Seth zdecydowanie należał do milczków i nie można było od niego wymagać prowadzenia rozmowy. Cóż, zainteresowanie prowadziło go na tereny, których nie odwiedzał od bardzo dawna i sam chyba nie do końca wiedział jak ma się zachowywać. Tyle, że cała ta wewnętrzna bitwa rozgrywała się tylko w jego głowie. Mimikę twarzy miał na tyle statyczną, że w zasadzie ciężko było stwierdzić co chodzi mu po głowie. Chociaż, to co chodziło mu po niej teraz było akurat proste do rozwikłania. Dłoń nieustannie prześlizgiwała się płynnymi ruchami nad kartką, a gdy na moment znieruchomiała, aby sięgnąć po piwo, Elle wydała osąd na temat jego rysunku. Zmarszczył czoło. - To Twoja zasługa. Masz piękne oczy. - sprostował, nie będąc przyzwyczajonym do otrzymywania jakichkolwiek komplementów i odruchowo go oddając, ale zanim udzielił odpowiedzi na jej pytanie, zasięgnął porady wujka Simisona. Łyknął piwa, starając się ignorować reakcję swojego ciała na alkohol. Nie pił od tak dawna, że miał ochotę odruchowo wstrząsnąć ramionami w reakcji na gorycz chmielu, ale nawet nie drgnął. Tłamszenie podobnych gestów czy ruchów było dla niego niemalże tak naturalne jak oddychanie. Odstawił kufel i w ramach odpowiedzi zacisnął lewą dłoń w pięść. Prawa spoczywała teraz znowu na szkicowniku. Nie miał na tyle podzielnej uwagi, aby dokańczać rysunek podczas rozmowy, więc chwilowo się powstrzymał. - Nie do końca, ale można tak powiedzieć. - zdradził jej, enigmatycznie jak zawsze, a dłoń, którą przed chwilą zwinął w pięść, odwrócił przodem do Estelle, ukazując twarz zdobiącą wierzchnią jej część. Gdyby spojrzała teraz na szkicownik, dostrzegłaby pewną zależność, gdyż podobny malunek miał także na drugiej dłoni… oraz na ramionach, ale tego nie mogła jeszcze wiedzieć. Nieświadomie nachylił się nieco w jej stronę, zdradzając tym samym zainteresowanie jej osobą. - Tatuuje. - sprostował, jakby nagle uświadomił sobie, że to może nie być do końca jasne, kiedy tak patrzyło się jedynie na narysowane w pośpiechu oczy. Niedbałym ruchem „uszczypnął” kartki w szkicowniku, pozwalając im opaść falowo na bar, ale tak, aby można było zobaczyć, że wewnątrz kryje się mnóstwo szkiców. Głównie były to zwierzęta lub znaki i symbole, ale twarze również się przewijały. Gdyby nie powiedział jej, że rysuje na ludzkiej skórze, ciężko byłoby ze sobą połączyć chociażby taką różę wiatrów, którą przygotował dla Heikkonen z czaszką, jaką miał na plecach, a która również gdzieś tam była. Chcąc zostać tatuażystą, Seth musiał nauczyć się rysować wszystko, czego tylko zażyczyłby sobie klient. - A właściwie… tatuowałem. - poprawił się nieoczekiwanie, ale również dla niego była to niespodzianka. Nie spodziewał się, że powie coś tak szczerze nowo poznanej kelnerce, ale to chyba był przywilej zawodowy. Kelnerzy i barmani wysłuchiwali mnóstwo dziwnych rzeczy, prawie tak samo jak fryzjerzy i tak dalej. - A Ty? - odbił piłeczkę w jej stronę, chyba chcąc uciec przed pytaniami. Mimo, że dziewczyna zadała dopiero jedno, on już wykonywał taktyczny odwrót... a właściwie to manewr odwrócenia uwagi. - Czym się zajmujesz poza tym? I ogarnął ruchem dłoni bar, swoje piwo oraz sok dyniowy Estelle.
Chyba oboje nie czuli się, przynajmniej na początku tej rozmowy, zbyt pewnie, chociaż panna Bennett powoli zaczynała się rozluźniać. Czerpała bowiem coraz większą przyjemność z obserwacji pasji nieznajomego chłopaka - w zasadzie on jeden dzisiejszego wieczoru przykuł jej uwagę; był intrygującą perełką pośród tłumów tak samo nudnych par, które miała dzisiaj okazję obsługiwać. Musiała jednak przyznać, że z ust swojego małomównego i tajemniczego towarzysza nie spodziewała się takiego komplementu. Całe szczęście, że się nie rumieniła, bo w tym wypadku bardzo prawdopodobne, że po raz pierwszy od dawien dawna jej policzki pokryłyby się szkarłatem. Nigdy wcześniej nikt nie czerpał przecież rysowniczych aspiracji z jej oczu, a jako że Elle również można było określić mianem artystki, te kilka słów sprawiło, że naprawdę poczuła się wyjątkowa. Nie zamierzała przy tym wcale komplementowi zaprzeczać, jak to w zwyczaju, niestety, miała większość przedstawicielek płci pięknej. Po prostu uśmiechnęła się nieznacznie w ramach podziękowania, by po chwili jeszcze uważniej przyjrzeć się szkicownikowi, a następnie wyciągniętej do niej przez chłopaka dłoni, na której widniał perfekcyjny wręcz tatuaż. - Wow, nieźle. - Mruknęła cicho z nieskrywanym podziwem. W jej głosie na próżno było szukać nuty nieszczerości czy zwykłej chęci przypodobania się. W swych słowach i gestach była wiarygodna, jako że niemal w każdej sytuacji mówiła i robiła dokładnie to, co podpowiadało jej serce, nie zważając wcale na reakcje innych. - Kiedyś chciałam sobie zrobić tatuaż i tak naprawdę sama już nie pamiętam, co mnie wówczas powstrzymało. - Dodała zaraz, przypominając sobie studenckie czasy. Nie okłamała go. Naprawdę miała taki plan. Ba, nawet już dawno wymyśliła sobie dwa wzory, nad którymi się zastanawiała. - Może jeszcze kiedyś nadrobię zaległości... - Te słowa wypowiedziała bardziej w eter niżeli do konkretnego adresata. Nie ukrywała jednak, że widok dzieł należących do Setha na nowo obudził w niej to niezrealizowane niegdyś marzenie. Estelle już miała pytać swojego rozmówcę o to, dlaczego zrezygnował z czegoś, co zdawało się jego największą pasją, kiedy ten nagle zmienił tor rozmowy. Nie była pewna, czy nie chce mówić o tym, co zaszło, czy po prostu wolałby także dowiedzieć się czegoś o niej, w każdym razie nie chciała zaspokajać swej ciekawości na siłę. Nie znali się, więc można by rzec, że oboje stąpali po cienkim gruncie, a z tego względu lepiej było nie poruszać tematów, co do których pozytywnego przyjęcia nie było się do końca pewnym. - Śpiewam jazz w różnych pubach w Hogsmeade i Londynie. - Odpowiedziała krótko, po czym sięgnęła po swój sok dyniowy, upijając parę łyków. Prawdę mówiąc, był całkiem niezły, dlatego dziewczyna założyła, że na stałe trafi do listy jej ulubionych trunków pod Trzema Miotłami. - Chociaż to nadal nie szczyt moich marzeń i czeka mnie jeszcze dużo pracy. - Może i również powiedziała zbyt wiele nieznajomej osobie, ale jeśli miała być szczera, zupełnie się nad tym nie zastanawiała. Starała się jednak, szczęśliwie, uniknąć sformułowań typu: na razie nie idzie mi tak dobrze, jak bym tego pragnęła, dlatego pracuję jako kelnerka, żeby nie umierać na suchoty. Nie chciała wyjść na kogoś, kto zatonął w utopijnej wizji bajecznej przyszłości. Na kogoś, kto żałuje dokonanych przez siebie wyborów. W końcu nie żałowała - chociaż nie dało się ukryć, że nie przewidziała tego, iż początki jej kariery jako wokalistki nie będą usłane różami i nie przyniosą jej oczekiwanego, wysokiego zarobku. Póki co nadal jednak wierzyła w to, że swoje marzenia warto przedkładać nad parę galeonów.
Jej uśmiech w ramach reakcji na komplement odebrał w niezwykle osobliwy sposób. Skojarzyło mu się to z Mandy, która zwykle również nie miała problemu z tym, aby przyjmować miłe słowa, a niekiedy zdawało mu się nawet, że kiedy ich brakowało, wtedy bycie razem zaczynało iść im trochę gorzej niż zwykle. O dziwo, nie było ta to nieprzyjemna myśl. Seth nie wspominał źle swojej eks dziewczyny, nawet pomimo tego, że ostatecznie podzieliło ich wiele, a już zwłaszcza, gdy chodziło o kilometry. Ciągłe wyjazdy były czymś, na co on niekoniecznie miałby ochotę, będąc na tyle statecznym, że jedynie wakacyjne wycieczki z Hogwartu były w stanie wyrwać go poza granicę państwa, więc to, że teraz spotkał podobną w tej materii osobę w Hogsmeade było przedziwnym uśmiechem losu lub czymś takim. Coś w jej słowach trochę go rozbawiło. Kącik ust mu drgnął, co zwykle było normalną Sethową reakcją na chęć uśmiechnięcia się. Powstrzymała się przez zrobieniem pierwszego tatuażu… dla niego to była abstrakcyjna reakcja. Kiedy tylko jakiś wzór wpełzał mu do głowy, tedy nie potrafił go z niej wyrzucić w żaden możliwy sposób. Rozrysowywał go w dziesiątkach wariantów, a spośród nich wybierał ten jeden, jaki później sam malował na swojej skórze lub wybierał się do zaufanego znajomego, tak jak to było w przypadku tatuażu, jaki miał teraz na boku głowy oraz na potylicy. - Myślałaś nad jakimś konkretnym wzorem? - zapytał ją, ale nie było to nachalne pytanie. Coś w jego intonacji czy w wyrazie twarzy pytającego zdradzało, że mogła z łatwością go uniknąć, jeżeli byłoby dla niej zbyt osobiste. Cóż, Lyons dobrze wiedział, że niektóre tatuaże mają dla ludzi bardzo osobiste znaczenie, a inne z kolei bywają po prostu chwilową zachcianką. Kto jak kto, ale osoba operująca niegdyś na co dzień maszynką musiała o tym pamiętać. Przesunął kciukiem wzdłuż naszkicowanych oczu, machinalnie uzupełniając je o makijaż oraz szczegóły na tęczówce, jakie zdążył zauważyć z tej odległości, a następnie wpatrywał się przez chwilę w twarz Estelle. Wydawać by się mogło, że to dlatego, iż właśnie mówiła o swojej pasji, ale tak naprawdę to on jedynie starał się zapamiętać jej twarz, aby móc później pociągnąć dalej swój rysunek. Jeszcze zanim skończyła, już zaczął skrobać ołówkiem po kartce, uzupełniając rysunek o zarys nosa. - Gdzie śpiewasz? - zapytał, przerywając na chwilę. Zdaje się, że nawet był zainteresowany posłuchaniem panny Bennett, co już samo w sobie było dla niego dość niecodzienne. Nie gustował w jazzie… właściwie to żaden był z niego znawca, gdy chodziło o muzykę, ale co mu szkodziło wybrać się i trochę „odchamić”? Zawsze to lepsze zajęcie od siedzenia w domu i kontemplowania pustych pomieszczeń. Nie pytał jej o nic więcej. Nie chciał drążyć, wiedząc, że pytanie o szczyt jej marzeń byłoby chyba zbyt osobiste jak na pierwszą konwersację. Wlał w siebie kolejną porcję piwa, obracając co jakiś czas ołówek między wytatuowanymi palcami, nim wziął się solidnie za rysowanie. Kolejno na kartce powstawał nos, a następnie usta, kontury twarzy, szyja oraz włosy. Kiedy szkicował starannie ułożoną fryzurę, nagle zatrzymał się. Wyciągnął się nieco na stołku barowym. - Pozwól, że… - powiedział, wysuwając w stronę twarzy Estelle dłoń. Odgarnął delikatnym, przelotnym ruchem jej włosy za jedno ucho, a kiedy się cofnął, uzupełnił swój szkic właśnie o tę część ciała ozdobioną długim kolczykiem naszpikowanym kosztownościami. Był tak pochłonięty tą czynnością, że pewnie można było go w tym momencie uderzyć w twarz, a by tego nie spostrzegł.
Zamyśliła się na chwilę, próbując sobie przypomnieć dlaczego ostatecznie nie zdecydowała się na zrobienie sobie tatuażu. Czy to aby przypadkiem nie z tego względu, że mieszkała jeszcze wówczas w domu rodzinnym i obawiała się reakcji swojego ojca? Teraz ten powód wydawałby się jej równie absurdalny, co śnieg w lipcu, ale wtedy dziewczyna nie była jeszcze tak pewna siebie i cały czas pozostawała pod wpływem despotycznego rodzica. Może rzeczywiście powinna nadrobić zaległości? W końcu zaczęła żyć pełnią życia, wyrwała się ze swojego domu, który nigdy nie był tak naprawdę jej domem. Wreszcie mogła robić to, na co miała ochotę. - Myślałam nad dwoma - Odpowiedziała krótko na pytanie chłopaka, wyobrażając sobie w głowie swoje dawne wizje. Ten moment przerwy mógł niesłusznie zasugerować nieznajomemu, że nie chce zdradzać szczegółów, chociaż prawda wyglądała zupełnie inaczej. Te wzory rzeczywiście coś dla Estelle znaczyły, ale przecież nie musiała mu tłumaczyć wszystkiego ze szczegółami. Samo zdradzenie zaś swoich pomysłów, w jej mniemaniu, nie było czymś nieroztropnym, czy nazbyt osobistym. - Pierwszym pomysłem był pik otoczony kolczastą łodygą róży, częściowo rozpadający się na kawałki w prawym dolnym rogu. - Wytłumaczyła krótko pierwszą z opcji. Nie rysowała, dlatego wcale nie tak łatwo było jej opisać słowami coś, co powstało już dawno temu w jej głowie. Tego pika miała zamiar wtedy umieścić powyżej lewej piersi, nad sercem. Zastanawiała się jednak także nad tym, czy nie chciałaby czegoś w bardziej widocznym miejscu. - A drugi pomysł, to trochę zmodyfikowana wersja. I właściwie, jeśli mam być szczera, to nawet nie mój pomysł. Widziałam kiedyś projekt, też z pikiem, który mi się spodobał. To akurat był trójwymiarowy as pik-karta. Wyglądało to trochę tak jakby był pod skórą, która rozpadała się jak ściana... Ten tatuaż był przeznaczony na wewnętrzną część przedramienia. Nie wiem czy po moich jakże obrazowych opisach jesteś sobie w stanie to wyobrazić. - Dodała wyraźnie rozbawiona swoim nieudolnym opisem. Gdyby tylko potrafiła, pewnie poprosiłaby Setha o kartkę i narysowała mu to, co sobie wyobraziła, ale niestety, jej umiejętności rysowania były jeszcze gorsze niż zdolność opowiadania, więc nie miało to najmniejszego sensu. Nie wiedziała natomiast, co odpowiedzieć na drugie pytanie swojego rozmówcy. "Tam, gdzie mnie zechcą" albo "chciałabym tutaj, ale jeszcze nie wiem czy się uda" nie brzmiało zbyt dobrze i optymistycznie, a akurat nie miała na razie ustalonych żadnych występów. Co prawda słyszała coś o tym, że Hogs Cafe poszukuje muzyków i wokalistów, ale nie była jeszcze pewna czy jej repertuar spotka się z aprobatą. - W najbliższej przyszłości najprawdopodobniej w Hogs Cafe. - Odparła w końcu, stwierdzając, że nie będzie to żadne kłamstwo, a jedynie pewne naciągnięcie. Wierzyła, że uda jej się przekonać właściciela Hogs Cafe, że warto dać jej szansę. Pokazała się przecież już w paru innych pubach i zyskała całkiem niezłe recenzje. Potrzebowała jednak znacznie większej liczby występów, bo na razie nie miała zbyt dużego grona fanów. Na popularność i sławę trzeba było sobie ciężko zapracować. Nie spodziewała się kolejnego ruchu chłopaka, który odgarnął jej włosy za ucho, aby uzupełnić swój rysunek. Nie zdążyła nawet zareagować, chociaż tak naprawdę i tak nie miała chyba zamiaru. Spoglądała więc tylko ukradkiem na to jak dzieło Setha zyskuje kolejne szczegóły, ale musiała przyznać, że dość dziwnie patrzyło się na rysunek inspirowany swą własną osobą.
Nie przerywał jej rozmyślań, dając jej dużo czasu na zebranie myśli. Jeśli uwierzył w to, że nie chciała mu o nich opowiedzieć, to w żadnym razie nie dał tego po sobie poznać, ale czy dla Setha to była jakaś nowość? Wydawał się być po prostu znudzony życiem, kiedy tak siedział nad swoim piwem, sącząc je bardzo powoli, a jego oczy leniwie prześlizgiwały się to z dymu unoszącego się nad kuflem na twarz dziewczyny, żeby potem wracać do szkicownika. Musiał coś robić z rękoma, żeby nie wykonywać niepotrzebnych gestów w stronę podobającej mu się kobiety, dlatego kiedy Elle myślała mogło ją rozpraszać rytmiczne stukanie gumką znajdującą się na końcu ołówka o kartkę. Chyba nie przeszkadzało jej to jakoś specjalnie mocno, gdyż po chwili zaczęła przedstawiać mu swoją wizję. Zdaje się, że przez dłuższą chwilę po prostu trawił obrazy, jakie pojawiły się w jego głowie po jej słowach, gdyż zamilkł, pozostawiając jej zwierzenie z wzoru zupełnie bez odpowiedzi. Wyglądał za to na zamyślonego. „Rozbudziła” go dopiero wzmianka o Hogs Cafe, chociaż i na nią nie miał przygotowanej odpowiedzi. Po prostu kiwnął głową, a coś w jego wyrazie twarzy drgnęło, jakby nagle nawiedziła go nowa, być może odrobinę kontrowersyjna myśl. - Zaśpiewałabyś coś? Chociaż mały fragment? - zapytał ni z tego ni z owego, spoglądając na Eselle pytająco. - Czy to kolejna z tych rzeczy, której zabrania zbyt poważny właściciel? Można to było nieomal wziąć za żart. Żartujący Seth… świat stanął na głowie. Cóż, w pewien sposób ją podchodził, ale chyba można było mu to wybaczyć. Zająwszy się rysowaniem, kiedy skończył, niemalże od razu przewrócił kartkę, docierając do kolejnej, tym razem zupełnie czystej. Uderzył kilka razy gumką o usta, nim zebrał myśli na tyle, aby naszkicować tym razem dwa niewielkie wzory. Cóż, a przynajmniej ten pierwszy nie był specjalnie szczegółowy, toteż można było podarować sobie rozrysowywanie się na połowę strony. Poszedł mu na pewno szybciej niż drugi, chociaż też nie zajął mu jakoś specjalnie dużo czasu. Nakreślił bazowy szkic, a kiedy już „połamał skórę” wokół asa pik, pocieniował go szybko i raczej poglądowo. Wyprostował się i spoglądając z większej odległości na swoje dzieła, dopracował kilka szczegółów, ale nie przedłużał zanadto. Przypomniawszy sobie, że drugi tatuaż miał być na przedramieniu, dorysował do niego rękę i dłoń, wpasowując go wielkością wedle swojej wizji i samodzielnie wybierając docelową, precyzyjną lokalizację na papierowej skórze. Do tego dołączył zarys ramion i talii Estelle, rysując jej twarz w postaci uproszczonego modelu z widocznymi ustami oraz nosem, a oczami ukrytymi za burzą włosów. - Nie za duży? - zapytał, ale chyba bardziej w zamyśleniu niż świadomie. Dopiero potem popatrzył na dziewczynę. - A ten z różą? W którym miejscu? Było zupełnie tak, jakby zaraz miał jej ten tatuaż robić, a nie jedynie teoretycznie go sobie wizualizował. Popił swoje pytanie piwem.
Prawdę powiedziawszy, liczyła na jakikolwiek, choćby nic nieznaczący komentarz a propos jej pomysłów na tatuaż, jednak milczenie chłopaka nie zbiło jej wcale z pantałyku. Stwierdziła, że pewnie musiał przetrawić najpierw jej nieudolne opisy, spróbować wyobrazić sobie to, co chciała mu przekazać. W końcu nie tak łatwo było za pomocą samych słów oddać wizję zrodzonego w głowie obrazu. Wyobraźnia zdawała jej się o wiele bogatsza niżeli możliwości językowe. Poza tym humor poprawiła jej niespodziewana propozycja nieznajomego, który poprosił, żeby coś zaśpiewała. Nie wiedząc dlaczego, dziewczyna rozejrzała się po sali, a potem uśmiechnęła entuzjastycznie na wspomnienie Setha o potencjalnie upierdliwym szefie. - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że nie kojarzę śpiewu na liście rzeczy zakazanych, więc... czemu nie? - Mruknęła rozbawiona, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że właśnie z rzekomym szefem rozmawia. Nigdy go nie poznała. Słyszała tylko, że pojawia się w swoim lokalu dość rzadko, pozostawiając pilnowanie swego biznesu zatrudnionym pracownikom. Musiała jednak przyznać, że ta spontaniczna propozycja wywołała u niej lekką presję. Zwykle Estelle przygotowywała się sumiennie do swoich występów, a teraz musiała na zawołanie wymyślić piosenkę, której fragment miała zaśpiewać. Dlatego chwilę zastanowiła się, zanim podjęła ostateczną decyzję. Wreszcie jednak z jej ust wypłynęły pierwsze dźwięki, wyśpiewane do orkiestry przygrywającej jej wyłącznie w wyobraźni. Głos panny Bennett swobodnie sunął po niesłyszalnym dla Lyonsa akompaniamencie, a dziewczyna przymknęła delikatnie oczy, wczuwając się w kolejną frazę.
Fly me to the moon Let me play among the stars Let me see what spring is like On Jupiter and Mars
In other words, hold my hand In other words, baby kiss me
Po tym jakże krótkim występie nie miała zielonego pojęcia, co powinna powiedzieć, dlatego też wzruszyła jedynie uroczo ramionami, upijając zaraz po tym kolejnego łyka swojego dyniowego soku. Na szczęście Seth postanowił zając jej myśli czymś innym i przerwał tym samym ten niezręczny dla niej moment. - Naprawdę masz talent. Albo potrafisz czytać w myślach. - Odpowiedziała na jego pytanie, zerkając do szkicownika. Nie wiedziała jak to zrobił, ale jego rysunki naprawdę przypominały to, co kiedyś widziała, a także to, co później zmodyfikowała i próbowała mu wytłumaczyć. - Są... świetne. I tak, ten z różą... myślałam o tym, żeby zrobić go nad lewą piersią. - Dodała zaraz, po czym odchrząknęła przy końcówce swej wypowiedzi, kręcąc przy tym mimowolnie głową. - Nad sercem. - Poprawiła się, bo jakoś to sformułowanie brzmiało znacznie lepiej. Nie czuła się jednak wcale zakłopotana. Rozmawiali przecież o tatuowaniu ciała, więc nie było nic złego w tym, że wspomniała akurat o piersiach. Chociaż ich samych raczej nie chciałaby tatuować.
Jej entuzjazm go zaskoczył. Do tej pory Estelle wydawała się bardzo powściągliwa. To, że nie zareagowała na jego wcześniejszy gest w żaden żywszy sposób jednocześnie dawało mu nadzieję, jak i sprawiało, iż wątpił w to czy zachował się odpowiednio, ale gdy podsunął jej myśl o śpiewie zobaczył jej inną twarz. Jej uśmiech rozlał się ciepłem w jego skostniałym sercu, a chociaż jego spojrzenie pozostawało tak samo spokojne i nieporuszone jak wcześniej, coś w nim drgnęło, kiedy tak zbierała się do wyrzucenia z siebie słów, układając sobie w głowie odpowiednią melodię. Nie znał tego utworu, tak samo jak nie kojarzył wykonawcy. Seth był artystycznie bardzo wycofany, zamykając się jedynie w ramach własnego rysunku, a jednocześnie mając niezwykle rozwiniętą wyobraźnię, ale tylko względem obrazów. Nie potrafił wyobrazić sobie dalszej części utworu, ale wiedział, że głos dziewczyny był przyjemny, tak samo jak piosenka, którą mu zaserwowała. Popatrzył na nią, przez chwilę obserwując jej… zakłopotanie. - Chyba zacznę wpadać do Hogs Cafe… - stwierdził najpierw, mając jak zawsze trudność z przetrawieniem swojej opinii. - Gładko Ci poszło. Mogłabyś robić to na pełen etat. Posłał w jej stronę ten zawoalowany komplement nim przeszli do rysunków, ale głowę wciąż miał wtedy pełną jej głosu. Nigdy nie był pewien jak powinno reagować się na pochwały, więc wzruszył krótko potężnymi ramionami. - Mam dobrze rozwiniętą wyobraźnię. - powiedział, machinalnie dorysowując po jej słowach odpowiednie elementy na rysunku z różą. Umieścił go w odpowiednim miejscu nad sercem manekina, a kiedy skończył, zerknął obiektywnie na swoje rysunki. Najwyraźniej zaakceptował je, podniesiony też na duchu dzięki entuzjastycznemu przyjęciu ich przez Estelle. Dopisał na krawędzi kartki swoje imię i nazwisko, a także adres. - Jakbyś chciała wcielić plany w życie to się polecam. - wyrwał ze szkicownika kartkę z rysunkami tatuaży, podając ją ciemnowłosej. Nie zauważył, że za jego plecami otworzyły się drzwi. Nie wiedział więc, że dziewczyna, która przestąpiła próg może być w tym momencie niezwykle niewygodna. To z nią z reguły się kontaktował, kiedy rozdawał ewentualne dyspozycje względem lokalu, także doskonale wiedziała kim jest. Wymieniała Estelle czy może dołączała do niej na zmianie? A może po prostu była tutaj w celach czysto rozrywkowych? Możliwe, że zaraz mieli się tego dowiedzieć.
Śpiew był jej ogromną pasją praktycznie od dziecka, więc rzeczywiście nie potrafiła ukryć w tym przypadku swojego entuzjazmu. Kiedy tylko mogła, zamykała się w swoim jazzowym świecie, chociaż nie dało się ukryć, że największą przyjemność sprawiały jej jednak występy przed publicznością, nawet tą niezbyt liczną. Nic więc dziwnego, że możliwość pokazania cząstki siebie komuś zupełnie nieznajomemu, z jednej strony wywołała u niej delikatne uczucie presji, z drugiej zaś dała niesamowitą satysfakcję. Szczególnie zważywszy na to, że jej wysiłek został okupiony przez Setha naprawdę szczerym komplementem. Trudno powiedzieć, czy to właśnie z jego powodu czuła się zakłopotana, czy po prostu się zamyśliła. Mimo wszystko marzenie o śpiewaniu na pełen etat sprawiło, że twarz dziewczęcia przyozdobił uroczy uśmiech. Jak to mówią... marzenia się spełniają - a ona miała nadzieję, że tak się stanie również w jej przypadku. - Dziękuję. Oczywiście zapraszam. - Rzuciła dopiero po dłuższej chwili, dopijając swój dyniowy sok. Chyba naprawdę musi odwiedzić Hogs Cafe, spróbować swoich sił, przekonać właściciela, żeby dał jej szansę. W końcu Hogs, tak samo zresztą jak i Pub pod Trzema Miotłami, był dość popularnym miejscem spotkań. Wielu czarodziejów mogłoby więc posłuchać jej głosu, a do serca niektórych z nich pannie Bennett być może udałoby się dotrzeć w wyjątkowy sposób. Każdy występ pozwalał przecież zyskać nowych fanów. W dodatku, zawsze istniała szansa na to, że przypadkiem dostrzeże ją ktoś obeznany w muzycznym półświatku, ktoś, kto podałby jej pomocną dłoń, która tak bardzo była potrzebna na początku kariery niemal każdego artysty. Kiedy przyglądała się rysunkom Setha i odebrała od niego kartkę z wypisanym na niej imieniem i nazwiskiem oraz adresem, odniosła wrażenie, że skądś zna niejakiego Lyonsa. Dopiero po namyśle dotarło do niej, że właśnie przeprowadziła niezwykle ciekawą rozmowę z własnym szefem, przez co zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym, czy aby nie rzuciła odnośnie niego jakiegoś niepochlebnego komentarza. Na szczęście była chyba dość oszczędna w słowach, chociaż ta sytuacja utwierdziła ją w przekonaniu, że musi być bardziej uważna. Już chciała odpowiedzieć Lyonsowi, kiedy do pubu weszła dziewczyna, która pomagała Estelle wdrożyć się w rytm pracy w lokalu. Przywitała się z Sethem i z nią, ciągnąc ją gdzieś na zaplecze, co najwidoczniej znaczyło tyle, co "chodź, Elle - mamy pracę do wykonania.". Dlatego dziewczyna schowała tylko kartkę ze szkicownika do leżącej nieopodal torby i uśmiechnęła się do chłopaka. - Chętnie. Odezwę się, a teraz przepraszam, szefie. Muszę wrócić do pracy. - Pożegnała się z Lyonsem, żartobliwie akcentując słowo "szefie". Skoro właściciel lokalu sam podpuszczał ją wcześniej w rozmowie, zupełnie tak, jakby chciał, żeby wypowiedziała coś nieodpowiedniego, nie powinien mieć jej tego za złe. Panna Bennett niechętnie ruszyła na zaplecze, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że obowiązki kelnerki są dla niej w tym momencie priorytetem. Pocieszająca była natomiast myśl, że za dwie godziny kończyła swoją zmianę, dlatego do tego czasu postanowiła podejść do swojej pracy z entuzjazmem i zapałem.
Przybył do pubu. Ot tak po prostu. Ubrany w zielony sweter w zgodzie z tym co napisał w liście Marcelinie. Może to była zła decyzja? Cholera, ciepło dziś. Pot nie robi najlepszego wrażenia na kobietach. Zresztą, nie podpalał się ani nie nastawiał się na nic specjalnego. Ot zwykłe wyjście do pubu, tylko że z nieznaną kobietą. Jakim błogosławieństwem są te sowy w Hogwarcie. Wystarczy znać imię i nazwisko osobnika do którego się chce napisać i jakoś to dotrze. Spotkanie jej na szkolnym korytarzu prawdopodobnie graniczyło by z cudem, a tak to pyk i po sprawie. Szybko i na temat. Spojrzał z góry na wszystko co się dzieje w pubie. Nic za bardzo nie zwróciło jego uwagi więc zajął pierwszy lepszy stolik i dostosował otoczenie do swoich rozmiarów. Bycie gigantem wcale nie było takie wesołe jak może się wszystkim wydawać. Czasem chciałby tak po prostu mieć 175 centymetrów i mieścić się wszędzie. Ehh, tacy to mają łatwo. Siedział więc sam przy pustym stoliku w oczekiwaniu na Marceline, nie wypada przecież zamawiać samemu artykułów alkoholowych.
Marcela weszła do Pubu, zastanawiając się, co ona właśnie robi. Nie to, żeby miała jakieś uprzedzenia, chociaż wiadomo, że różnie bywa przy umawianiu się z obcymi - niemniej uznała, że skoro już ktoś się odezwał, w dodatku pisząc w taki sposób... No, przecież takie spotkanie (nawet jeśli nazwać je randką) to nie oświadczyny, prawda? Poza tym, skoro już ostatnimi czasy przypominały jej się po raz kolejny dawne czasy, być może jakimś pomysłem było spotkanie kogoś nowego i spędzenie miło wieczoru. Nawet jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi. Dziewczyna rozejrzała się wokół, przekładając między palcami rąbek swojej granatowej, rozkloszowanej sukienki; szukała wzrokiem kogoś pasującego do opisu, który otrzymała w liście od jej adoratora (ha, jak to dumnie brzmi!), przez dłuższą chwilę nie mogła jednak go znaleźć. Czyżby się spóźnił? Albo nie przyszedł w ogóle? Hej, to byłoby co najmniej przykre. W końcu zobaczyła jakiegoś chłopaka, który z opisu pasował jedynie zielonym swetrem, niemniej dziewczyna uznała, że skoro i tak siedzi sam, to czemu miałaby nie zaryzykować? Poza tym, kojarzyła go ze szkoły - najgorszą rzeczą która mogłaby się stać, byłoby wtrynienie się mu na randkę albo spotkanie z kumplem. Trudno. To nie oznaczało jednak, że Marcela miała zamiar podejść jak normalny człowiek i zapytać, czy to ten Thomas, który napisał do niej list. Dziewczyna skradała się powoli, starając się nie stukać o podłogę butami mimo wysokich obcasów, a gdy znalazła się tuż za plecami chłopaka, nachyliła się lekko. - Bu - powiedziała normalnym głosem, tak jakby wcale nie miała zamiaru go przestraszyć, po czym z szerokim uśmiechem przeszła obok niego tak, by mógł na nią spojrzeć bez odwracania głowy. Dziewczyna poprawiła na głowie swój czarny kapelusz o szerokim rondzie, a uśmiech nie znikał jej z twarzy, kiedy lustrowała Thomasa wzrokiem. - "Niewysoki Włoch w zielonym swetrze", wszystko się zgadza - stwierdziła, a w jej głosie słychać było rozbawienie. No, właściwie cała ta sytuacja wydała jej się w tamtej chwili zabawna.