Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "Pod Trzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Na dźwięk pytanie nie mógł powstrzymać się aby się nie roześmiać. Kiedy nareszcie się opanował odpowiedział jej całkowicie szczerze. - Jak mam być z tobą szczery. To powiem ci, że nie pamiętam. Jak już się bawię to na całego. I to kończy się w ten sposób, że na drugi dzień nie pamiętam za bardzo co robiłem - Powiedział lekko rozbawiony tym. No tak słynął z tego, że lubił sobie wypić od czasu do czasu. Dopił resztę swojej whisky i odstawił pusty kieliszek. - Nie pytam się ile ty możesz wypić bo nie wyglądasz na osobę która raczej pije. A to się w tej szkole rzadko spotykane. Teraz na każdym kroku wszyscy są delikatnie wlani. Nawet na tym balu pewnie sobie co nie co dolewają do napoju - Powiedział i z petował resztkę papierosa.
- Wychodzi więc na to, że muszę być ostrożna i nie pozwolić ci wypić ani kropelki więcej - powiedziałam. Oczywiście żartowałam jeśli chciał to mógł wypić jeszcze kieliszek. Nie miałam zamiaru mu niczego zabraniać. Był dorosłym facetem i na pewno wiedział co znaczy słowo "umiar". - Hmm... jeśli chodzi o mnie... tak sobie myślę, że na pewno wylądowałabym pod stołem już po jednym kieliszku. Alkohol to nie dla mnie, może lubiłam chodzić na różne imprezy jednak nie piłam tam niczego, co w jakiś sposób mogłoby mnie ogłupić. - Więc mówisz, że chodzę teraz do szkoły gdzie każdy pije? No ładnie! Teraz to dopiero będę odstawać! Cóż nie bardzo się tym przejmowałam. - Ale ci to nie przeszkadza, prawda?
- Szczerze, to mi tak naprawdę wszystko jedno. Ci co chcą niech sobie wypiją a ci co nie niech nie piją. Nie jestem osobą która trzyma się tylko z tymi pijącymi - Powiedział i odstawił swój kieliszek trochę dalej. - Wiesz raczej nie będziesz się wyróżniać, jak będziesz omijać wrzeszczącą chatę to raczej nie będziesz odstawać. - Poradził jej i ponownie schował paczkę do kieszeni. Zaczął sobie spokojnie nucić jakąś wesołą pioseneczkę wystukując przy tym jedną nogą rytm. Możliwe, żę ognista wprawiła go w tak dobry humor, ale też mogło to być spowodowane tym, że był w tak fajnym towarzystwie. Przymknął na chwilę oczy nadal nucąc piosenkę. Dopiero po chwili otworzył oczy a z jago ust wydobyło się jedno wielkie charakterystyczne "ooo", jak to Japończycy mieli w zwyczaju mówić. - Trzymaj - Powiedział i rzucił w jej kierunku jakąś malutką karteczkę. Kiedy dziewczyną ją rozwinęła zobaczyła tam zapisany jakiś adres.
- To we Wrzeszczącej Chacie zbierają się ci, którzy lubią sobie wypić? - spytałam. No tak, od niedawna mieszkałam w Londynie i to był mój pierwszy dzień w Hogwarcie, no i nie miałam żadnej styczności z Hogsmeade. Nawet w stolicy Angli się gubiłam, a byłam tam nieco dłużej niż w tej szkole. Usłyszałam jak chłopak zaczął nucić jakąś piosenkę. Nie wiedziałam czemu, ale na mojej twarzy zagościł uśmiech. Jego nucenie sprawiało, że byłam wesoła. Wesoła jak nigdy wcześniej. Wzięłam kartkę, którą podał mi Kame. Rozwinęłam i zobaczyłam na niej jakiś adres. - Co to? - spytałam zerkając raz na karteczkę, a raz na chłopaka.
- I nie tylko ci pijący. Można to miejsce przyrównać do pospolitego burdelu - Mruknął cicho i uśmiechnął się. Na dźwięk pytania co znajduje się na kartce westchnął ciężko. - A nie widać co to jest - Powiedział i pokręcił lekko głową. Sądził, że dziewczyna od razu się zorientuje. - To jest adres pod którym mnie możesz złapać jeżeli mnie nie będzie w szkole. Wystarczy, że teleportujesz się tam i pewnie mnie znajdziesz. A jak nie to warto mnie poszukać w tych klubach - Powiedział i z portfela wyciągnął kilka wizytówek. - Tam najczęściej pracuję, więc jak nie będzie mnie w domu to pewnie jestem na próbie, albo pracuje - Zakończył swój wywód i uśmiechnął się.
- Rozumiem - powiedziałam tylko tyle na temat wrzeszczącej chaty. Wiedziałam, że nie będę tam zaglądać. Może i byłam "wredną, fałszywą, myślącą tylko o sobie, mającą gdzieś uczucia innych, rozpuszczoną, nędzną paniusią", ale ani burdel, ani alkohol nie są dla mnie. Gdy usłyszałam, co tak na prawdę jest na kartce to się zdziwiłam. Wyglądało na to, że na prawdę nie chciał mnie unikać. Był pierwszą osobą, która nie należała do mojej rodziny, której adres posiadałam. Spojrzałam też na wizytówki. - Na pewno będę wpadać - obiecałam z uśmiechem na twarzy. Spojrzałam na kieliszek Kame. A może spróbuję... - pomyślałam, no bo w końcu raz nie zawsze, a jak nie zasmakuje to nie więcej tego nie wypiję. Zamówiłam u kelnerki dwa kieliszki Whisky. Jedną dla siebie, drugą dla chłopaka. Znów w błyskawicznym tempie zostaliśmy obsłużeni. - Cóż... raz się żyje! - zawołałam z uśmiechem na ustach, przyglądając się swojemu kieliszkowi.
- Tylko uważaj aby ciebie nie musiał taszczyć na plecach do szkoły - Powtórzył słowa dziewczyny z nie małym rozbawieniem. Nie wyglądała mu na taką która mogła dużo wypić, ale cóż pozory czasami potrafią mylić. Westchnął ciężko i chwycił za swój kieliszek i zaczął go powoli opróżniać. Znowu przyjemne ciepło rozlało się mu po całym ciele. Też trzeba wspomnieć, że trunek ten najszybciej wprowadza w stan upojenia alkoholowego, ale na chwilę obecną starał się o tym nie myśleć. Patrzył tylko ze spokojem na dziewczynę, chociaż też szykował się do tego aby jakoś ją bezpiecznie dostarczyć do szkoły. Bo jak by na to nie spojrzeć coś mu się nie widziało to, że wypije więcej niż dwa kieliszki. Jak to zawsze bywało dziewczyny miały zawsze słabsza głowę ni chłopacy.
- To mnie po prostu zostawisz, zdrzemnę się pod stołem. Mam nadzieję, że nie wliczą to w koszty - zażartowałam. Jeszcze raz zerknęłam na swój kieliszek, no ale wzrokiem to go raczej nie wypiję. Podniosłam go, przyłożyłam do ust i jednym duszkiem wypiłam jego zawartość. Alkohol był mocny, a moja mina gdy ciecz trafiła do mojego żołądka, na pewno bezcenna. Z początku się skrzywiłam, ale to ciepło było na prawdę przyjemne. Zaryzykowałam i zamówiłam po jeszcze jednym kieliszku dla siebie i dla Kame. - Ciekawe, myślałam że padnę po pierwszym - przyznałam patrząc na zawartość własnego kieliszka. - Jak myślisz, ile wytrzymam? Nie no, ten to już ostatni. I ten kieliszek został przeze mnie opróżniony. Nigdy wcześniej nie piłam whisky i była to dla mnie nowość.
- łoooo - Powiedział i lekko się podniósł ze swojego miejsca. - Nie pij tego tak szybko bo padniesz na pewno po drugim. No chyba, że tak bardzo chcesz wypróbować to jak silny jestem to nie ma problemu - Mruknął cicho. Naprawdę nie widziało mu się za bardzo wleczenie dziewczyny przez połowę wioski. No i jeszcze przez szkołę. - Chyba mam na ciebie zły wpływ - Powiedział i wyczyścił swój kieliszek i odstawił go na bok. Ponownie wyciągnął paczkę papierosów i zapalił sobie jedno. Tym razem jednak rzucił nią w kierunku dziewczyny. - Przełamałaś się do picia to może i do tego się przełamiesz - Powiedział i uśmiechnął się lekko. Oj Kame jest zły. Normalnie sprowadza na złą drogę taką grzeczną i ułożoną dziewczynkę.
- Hej, to mój pierwszy raz. Jeszcze nigdy nie byłam pijana, chcę wiedzieć jak to jest - zażartowałam i wypiłam swoją porcję. Wpatrywałam się w chłopaka swoimi szarymi oczami. - Jeszcze jakoś się trzymam, ale nie. Trzeciego nie wezmę - powiedziałam stanowczo. - Nie chcę abyś niósł mnie przez całą drogę. Zaczęłam się zastanawiać nad jego słowami. - Nie masz na mnie złego wpływu. To był tylko i wyłącznie mój własny wybór. Nie naciskałeś, nie powiedziałeś, że jak tego nie zrobię to nie będziemy się przyjaźnić. Mówiłeś, że ci nie przeszkadza, że nie piję. Złapałam paczkę papierosów, którą rzucił w moją stronę Kame. Spojrzałam na nią. - Nie, do tego nie - powiedziałam pewnie i odrzuciłam ją w stronę chłopaka. Doskonale pamiętałam jak dym od papierosów zadziałał na mnie. Myślałam, że wykaszlę płuca. To było coś okropnego.
- Chcesz wiedzieć jak to jest, ja ci nie bronię - Powiedział spokojnie i uśmiechnął się. No tak głupio by było gdyby taszczył ją nieprzytomną przez szkołę. Po chwili na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. - Chcesz się upić dobra. I tak trwa bal więc nie ma problemu. Jutro pewnie będą luzy w szkole. Więc zaszalej a potem najwyżej prze teleportuje nas do mnie do domu i tam dojdziesz do siebie. - Powiedział i odgarnął sobie włosy na bok. - I spokojnie nikomu nie powiem. Takie sprawy zawsze zostają tylko w mojej pamięci - W tym nie było ani grama kłamstwa. Nigdy nie opowiadał o swoich szaleństwach. Trzymał to w tajemnicy przed wszystkimi innymi ludźmi.
- Raz nie zawsze, prawda? - powiedziałam. Wszyscy, których znałam byli choć raz pijani, wszyscy tylko nie ja. Spojrzałam na chłopaka. - Co mi tam. Raz się żyje, ale to będzie mój pierwszy i ostatni raz kiedy skończę upita. Zamówiłam dla siebie i dla Kame po jeszcze jednym kieliszku. Cóż, zawsze jest ten pierwszy raz. Nie można wiecznie wszystkiego unikać. No chyba, że papierosów. Dostałam próbkę tego, co mogło mnie czekać gdybym zapaliła. Miałam wrażenie, że bym tego nie przeżyła, a alkohol? Sprawiał, że świat wydawał mi się piękniejszy, no tak, trochę mnie ogłupiał, jednak nie widziałam w nim niczego złego, nie wydawało mi się, że po nim można umrzeć. - Powiedzmy, że świętujemy moje przybycie do Hogwartu i nasz pierwszy dzień przyjaźni! - zwróciłam się do chłopaka i opróżniłam swój kieliszek. Jak już skończyć pijaną to najlepiej mieć jakiś powód do świętowania.
Kame kiwnął tylko lekko głową i cóż w odróżnieniu od dziewczyny swojej porcji nie wypił tak szybko. Wiedział jak można skończyć, więc wolał trochę uważać, jednak nawet on poczuł już lekkie skutki uboczne w postaci delikatnego kręcenia się w głowie. No a jak każdemu wiadomo papierosy jeszcze bardziej sprzyjają w upijaniu się niż co kolwiek innego. - Tylko w razie czego nie przeraź się mojego mieszkania. Szału w nim nie ma. I na śniadanie możesz się najwyżej spodziewać ramen, albo takoyaki i nic więcej innego. No może jeszcze omleta z różnych resztek - Powiedział i podrapał się lekko zakłopotany w tył głowy. No tak wolał ją uprzedzić aby nie spodziewała się kawioru, albo homara.
Gdy opróżniłam kieliszek zamówiłam po jeszcze jednej porcji i jeszcze jednej... Cóż, nie wiedziałam, że dotrwam tak długo. Szumiało mi w głowie, oj szumiało, a mimo to nadal "walczyłam". Spojrzałam na swojego kolejnego rywala. No już mi odbijało, oj odbijało. Wciąż patrzyłam na kieliszek. Robiłam to takim wzrokiem jakbym chciała go zabić. Podniosłam swój siódmy kieliszek do góry. Nigdy nie spodziewałam się, że będę miała aż tak bardzo twardy łeb. Wypiłam i tą porcję, jednak padłam na stolik. - Chyba mnie pokonała - mruknęłam. Cóż... i tak byłam lepsza od własnego kuzyna, którego powalił trzeci kieliszek. Wciąż miałam otwarte oczy. Zrobiło mi się tak jakoś dziwnie wesoło. Zaczęłam się śmiać. Śmiałam się choć nie wiedziałam z czego. Spojrzałam na chłopaka nie mogąc powstrzymać śmiechu. Cóż... na prawdę było mi bardzo wesoło. Nie wiedziałam z czego, ale obstawiałam, że whisky mnie wykończyło. Gdy powstrzymałam wybuch śmiechu wciąż leżąc na stole zamknęłam swoje oczy. Zachciało mi się spać, tak samo z siebie. Po prostu miałam na to ochotę.
Kame patrzył na dziewczynę z szeroko otwartymi oczami. Kiedy w końcu padła jakoś wcale go to nie zdziwiło. - Baka - Mruknął cicho do siebie i spojrzał na nią. - Mówiłem nie pij tego tak szybko by odlecisz wcześniej niż sądzisz - Kiedy napadł ją niekontrolowany atak śmiechu też jakoś to nie zrobiło na nim wrażenia. Siedział przez chwile nieruchomo wbijając w nią wzrok. Wypił swoją porcję i podszedł do dziewczyny. - No mała chciałaś masz. Tylko jutro będzie ciężko oj ciężko - Powiedział i położył swoją rękę na plecach. - Tylko mi nie zasypiaj tutaj bo nie będę ciebie taszczyć do drzwi. Nie teleportuję się tutaj bo za wiele hałasu zrobię - Szepnął jej do ucha delikatnie nią poruszając.
- Nie jestem głupia - mruknęłam do niego. Jako tako jeszcze kontaktowałam, ale było mi naprawdę ciężko. - Czyli, że co? Gdybym piła wolniej to mogłabym spokojnie dopić ten ósmy kieliszek? Wypowiadałam swoje słowa bardziej marudząc niż mówiąc, ale cóż. Niech się cieszy, że jeszcze kontaktuję. Wciąż szumiało mi w głowię i miałam wrażenie, że zaraz odlecę. - Dobra, spróbuję, ale niczego nie obiecuję. Spróbowałam wstać i wyjść o własnych siłach jednak nogi odmówiły mi posłuszeństwa, chociaż nie tyle moje nogi co mój błędnik oszalał. Straciłam równowagę i znów usiadłam na miejscu na którym powalił mnie siódmy kieliszek. - Wybacz, ale chyba stąd nie wyjdę - mruknęłam. Znów położyłam się na stoliku. - Tylko mnie nie rozszczep - powiedziałam w jego kierunku.
- Zapewne mogła byś bez problemu dojść do ósmego, ale jak widać jesteś jeszcze zielona jeżeli o picie chodzi - Powiedział i w sumie siłą podniósł ją z krzesła. Zaczął powoli żałować, że pozwolił jej doprowadzić się do takiego stanu. - No dobra mała idziemy. Chyba masz już dosyć na dzisiaj - Mruknął cicho do niej i obejmując ją w pasie zaczął iść w kierunku drzwi. Dopiero teraz pozna ból. Zaczął się zastanawiać czy będzie w ogóle to pamiętać. No może do tego czwartego kieliszka będzie pamiętać, a potem nic. Kiedy doszedł do drzwi puścił na chwile jedną ręką dziewczynę, ale drugą nadal ją obejmował. Uchylił lekko drzwi i wyszli na zewnątrz. Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. - Trzymaj się - Powiedział cicho i teleportował ich do jego domku z/t x2
Wkroczył do baru strząsając z czubka prawego glana sporego pokładu podmarzniętego błota. Lubił zimę ale to, do ciężkiej cholery, zimą nie było. Gwałtownym ruchem ściągnął płaszcz pilnując, by topniejąca szybko breja nie osunęła się na koszulę; złożył okrycie podszewką do góry i przerzucił je przez ramię. Przesunął wzrokiem po zapełnionym pubie i uśmiechnął się nieznacznie. Tak, Trzy Miotły były wręcz.. doskonałe..
Przeliczywszy w kieszeni resztki pieniędzy zaczął jednostajnym krokiem przepychać się wgłąb sali ignorując utyskiwania swych niedługich współbiesiadników. Brnął uparcie między ściśniętymi ciałami próbującymi dostać się do kontuaru powarkując z cicha; chwałą bogom ludzie byli zbyt zaabsorbowani kolejką, by to zauważyć.
Minął główny natłok i odetchnął głęboko docierając do kilku stolików stojących we wschodnim rogu pubu, przy których siadało raczej mało osób ze względu na nikłe szanse zauważenia przez obsługę, oraz.. Właśnie, obsługa! - Uświadomił sobie Boris. Gdzie byłą cholerna obsługa, że przy kontuarze byłą aż taka kolejka?!
Przerzucił płaszcz przez pobliskie krzesło i sam usiał na sąsiednim wyciągając z kieszeni knuta, którym bawił się leniwie obserwując przetaczających się przez bar ludzi; oczekiwał, iż ścisk w końcu się przerzedzi, bo to teraz.. było wręcz nienormalne. Sięgnął dłonią do włosów i zdjął utrzymujący je w kucyku rzemień; włosy rozsypały się nieregularną falą po jego plecach mocząc mu tył koszuli. Nie spodziewał się, iż będą w aż takim stanie. Przeklęte kudły - Przemknęło mu przez myśl, gdy poszukiwał różdżki, by się osuszyć. Już dawno powinien je ściąć.
Lynn wybrała sobie świetny dzień na spacer, nie ma co. W hogwarcie na ziemi leżał śnieg i byli super a tu? szkoda badać, bładziła ulicami kopiąc kawalki kodu jakie zostały. Patrzyla przed siebie kiedy niedaleko przed oczami mignął jej Borys. Miała zamiar go zawołać ale jej krzyk zwrócił by uwagę wszystkich a wiec wolała nie ryzykować. Poprawiła swoją biała puchatą czapkę i pobiegła za chlopakiem, który zniknąl za drzwiami dobrze znanego jej bary. Tuż przed danym wejściem poślizgnęla sie na błocie czy czymś podobnym i upadła na Tyłek, który po chwili był mokry. zwinnie wstała i badając cicho pod noskiem jakieś Głupie słówka weszła do środka. Rozejrzała sie i kiedy znalazla chlopaka podeszla do niego, po drodze powiedziala barmanowi zeby przyniósł jej szklanke ognistej. - Szybki jesteś, biegłam za toba i przy samym wejsciu zaliczylam upadek. Powiedziala i odwrocila sie do chlopaka STYLE zeby pokazac mu wielka plame na swoich spodniach. zaraz potem zdjela kurtke i usiadla na wprost niego. Dostala trunek i upila lyka krzywiac sie, w tych wlasnie mometach zalowala ze nie brala do swojej torebki burbona w butelkach. - A wiec nie tylko ja wyszlam na spacer? Podniosla brew w gore i spojrzala na chlopaka.
Panienka Pepit była dzisiaj w wyśmienitym humorze. W sumie to nic nowego, jednak myślę, że alkohol obecnie krążący w jej żyłach mógł mieć coś z tym wspólnego. No, ale studenci nawet w tej magicznej szkole, to nadal ludzie i też lubili od czasu do czasu zaszaleć. No więc Lilka wspólnie z jedną z Gryfonek zaszyły się i wypiły razem nalewkę babci, którą Lilka przywiozła ze sobą z ostatniej wizyty w domu. No a że kompankę do picia wybrała sobie kiepską, dziewczyna już dawno słodko spała w jednej z komnat, a Lilou wyruszyła do Hogsmade w poszukiwaniu wrażeń. Pub Pod Trzemia Miotłami był jedynym miejscem, które w tym momencie przyszło jej do głowy. Niepewnie chwyciła klamkę i weszła do środka. Stanęła przy samych drzwiach i rozejrzała się dookoła obmyślając plan działania. No i oczywiście sprawdzając, czy jest ktoś interesujący w pobliżu, bo przecież nie będzie piła, czy też siedziała sama. Zadziwiła ją ta ilość ludzi. Czy oni nie mają co w domach robić? Westchnęła i zaczęła szukać znajomej twarzy wśród tłumu, albo choć miejsca w którym mogłaby usiąść. Bądź, co bądź, dość głupio tak stać przy drzwiach. Powoli zaczęła odwijać szalik, co by sobie dać jeszcze chwilę na zastanowienie się, a ponieważ jej świat już powoli zaczynał wirować bo, jak widać, nalewka robiła swoje, nie było to łatwe zadanie. "Dobra, ogarnij, za długo tu już stoisz"-ponagliła się w myślach. Ściągnęła płaszczyk i przewiesiła go sobie przez ramię. Ruszyła prosto do baru, przepychając się między ludźmi. Niektórzy byli na tyle mili, że sami schodzili jej z drogi, ale to tylko mniejsza część, tych starszych, nieinteresujących ją ludzi. Zamówiła sobie ognistą, bo wydawała jej się w tym momencie najbardziej pociągająca. Upiła spory łyk trunku i po raz kolejny rozejrzała się po pomieszczeniu. W kąciku sali dostrzegła dwie postacie, które wydawały jej się znajome, na bank mijała ich gdzieś na korytarzach Hogwartu. "A co mi tam"-przebiegło jej przez myśl. Wzięła szklankę z niedokończoną ognistą i pewnym krokiem ruszyła w kierunku ich stolika. "No to się trochę zabawimy?"-zapytała uśmiechając się w duchu. Ah ten alkohol, jakież on jej cudowne pomysły dawał! -Noo cześć, długo czekałeś?-zapytała siadając na krześle obok długowłosego chłopaka. Posłała mu jeden ze swoich pięknych uśmiechów, i przelotnie spojrzała na dziewczynę z naprzeciwka. Oczywiście nikt na nią nie czekał, ale to nie ważne.
— Ciężko to nazwać spacerem odparł z rozbawieniem znajdując w końcu różdżkę w cholewie buta; wysuszył się szybkim zaklęciem i przeciągnął silnie na krześle. Czując dziwne strzyknięcie gdzieś w okolicy krzyża stwierdził, iż zdecydowanie, nie była to "jego" pogoda. — Skoro już tu jeste.. — Noo cześć, długo czekałeś? — Przerwała mu siadająca na sąsiednim krześle blondynka. Boris otaksował kobietę wzrokiem ignorując jej uśmiech. Była już widocznie podpita, o czym świadczyła sama śmiałość.
Jego wargi ponownie wygięły się w uśmiechu, gdy dopasował twarz do nazwiska; Petit, gryfonka! — Czy czekałem..? Zaledwie kilka minut. — Podjął radośnie jej grę zadowolony z urozmaicenia. Nie pogardzał towarzystwem przybyłej wcześniej Lynnette, lecz obecność gryfona dawała kilka, a może nawet kilkanaście, nowych zakończeń tego wieczoru. Zaczynając od tego, że może nareszcie zapali. — Tak więc nie musisz się obawiać. — Powrócił do dawnej pozycji wyciągając z kieszeni schnącego płaszcza małą kiseru i woreczek z doprawianym tytoniem. — Nie będzie żadnej z was przeszkadzać, że zapalę? — Zapytal towarzyszki nabijając uważnie małą fajkę.
Siedziała i popijała trunek, który zastępował jej ukochanego towarzysza i wiernego przyjaciela o jakim wspominała wcześniej. Zaraz potem dosiadła się do nich gryfonka chwila jak jej tam było a Petit. Kilka razy mijała ją w szkole ale jakoś nigdy z nią nie gadał i nie miała w najbliższym czasie tego w planach. Słysząc słowa już powoli pijanej dziewczyny o mało co nie zakrztusiła sie trunkiem. Odstawiła do połowy pustą szklankę na derwniany blat stołu i uśmiechnęła sie do dziewczyny trochę szttucznie. Thomspon miała już wychodzić ale po chwili zastanowienia postanowiła zostać, była ciekawa gryfonki nie tylko jej osoby oraz jej zachowania po nadmiernej ilości alkoholu. - Śmiało pal. Powiedziała do swojwgo kolegi i spojrzała znów na dziewczynę. - A co tu robisz? zakładam że nie jesteś tu sama, gdzie reszta gryfonów? Zapytala i zaczela bawic sie swoja szklanką. Czekając na odpowiedź dziewczyny zwrócila sie do Borysa. - Mogłeś mnie uprzedzić że masz randkę z......Petit. Powiedziała z przekąsem, to czyli teraz Lynnette jest przyzwoitką, ahhh świetna praca.
Lewa warga dziewczyny uniosła się delikatnie do góry. Ten półuśmiech oznaczał zadowolenie i jednocześnie lekkie zaskoczenie, takiej reakcji raczej się nie spodziewała. Ale narzekać nie mogła. -Ah, to całkiem nieźle jak na mnie.-podsumowała. Cóż tu kłamać, Lilou nie należała do punktualnych osób. A wszystko przez to, że robiła rzeczy na ostatnią chwilę i później wszędzie musiała biec. Dobrze, że chociaż na to nieumówione spotkanie jakoś tragicznie się nie spóźniła, bo co by też o niej pomyśleli? Kiwnęła tylko głową potwierdzająco w odpowiedzi na pytanie chłopaka. Powoli przeniosła swój wzrok na dziewczynę i obdarzyła ją równie sztucznym uśmiechem. Taaak, więc teraz już wiedziała z jakiego jest domu. Tylko Ślizgon może takim tonem mówić o Grygonach. Zaśmiała się w duchu, bo teraz wydawało jej się to jeszcze bardziej interesujące niż przed chwilą. -Przepraszam, nie wiedziałam, że to strefa dla cudownych ludzi-powiedziała nie zdejmując uśmiechu z twarzy. Głos Lilou był przesiąknięty ironią. Powróciła wzrokiem do chłopaka. -Nie przedstawisz mnie swojej koleżance?-zwróciła mu uwagę już bez tego sztucznego uśmiechu, jakby to był chłopaka obowiązek, a on chwilowo zapomniał o dobrych manierach. Przyjrzała mu się uważniej próbując odgadnąć, czy on też należy do Ślizgonów.
Zapełniał spokojnie komin ubijając go maleńkim kołeczkiem i dopiero, fdy skończył to czynić podniósł wzrok na kobiety i westchnął w myślach. Za jakie grzechy.. — Wybacz mi, moja droga. — Odparł ugodowo po czym zwrócił się do Lynnette. — Moja droga, poznaj Lilou Petit; Lilou — spojrzał na gryfonke — Oto Lynnette. Nie przedstawiałem Was sobie, gdyż uznałem, że po siedmiu latach zamieszkiwania pod jednym dachem powinnyście się znać przynajmniej z widoku, nieprawdaż..?
Rozżarzył tytoń końcem różdżki i zaciągnął się nieznacznie próbując nie powiększać panującej w kominie temperatury. O tak, tego mu było trzeba.. — Skoro już więc się znacie.. — zaczął powoli podtrzymując fajkę kłami — zostawmy w spokoju nieprzyjemne tematy, gdyż nie wiem jak Wy, lecz ja uważam, iż psia pogoda wystarczy za wszystkie dzisiejsze przykrości.
Dla Lynn ta cała sytułacja czy rozmowa z dziewczyną była śmieszna, ona była śmieszna. Ale przyznać jej trzeba że języczek to ma bardzo ostrym prawie jak ślizgonka. Z drugiej strony brunetke wkurzyło to że ta....ta gryfonka zaczyna powoli przeginać, jeszcze chwile a Thomson wyjdzie z siebie, stanie obok i zatańczy gangdam style! Jeszcze jeden głupi komentarz a Cornelia wyrwie język blond dziewuszce. Swoje ciemne spojrzenie dziewczyna wlepiła w Borysa a kiedy on zaczął gadać wywròcila teatralnie oczami i dokończyła swój trunek. - Jeszcze raz ognista. Krzykneła do barmana. Lynnette dziekowala w duchu ze w pomieszczeniu jest ciepło przez co jej Spodnie powoli zaczynają schnąć. Pewnie komicznie wyglądał jej upadek, zrobił ktoś zdjecie? - Jak na gryfonke jesteś zbyt pyskata, czyżby to pogoda i trochę procentow dzialalo na ciebie moja droga? Zapytala zlosliwie i podniosla swoja brew w gore, miala juz cos mowic dalej ale przypomniala sobie o obecnosci kolegi. - Z reszta nie obchodzi mnie to. Powiedziala a zaraz potem otrzymala swoj trunek, upila lyka. - A wiec jak tam u Ciebie Borys? Usmiechnela sie lekko do niego. przyppomniala sobie jego slowa. - widzialam ja z tysiac razy i za kazdym spotkaniem jakos nie palilam sie zeby ja poznac.
-Może i tak, jednak nie miałyśmy przyjemności poznać się osobiście.-powiedziała posyłając dziewczynie kolejny sztuczny uśmiech. Wróciła wzrokiem do chłopaka i przyjrzała mu się uważniej. Tak! Już pamiętała! On też był ślizgonem. Jak mu było na imię? Alkohol nie ułatwiał sprawy. -A co, to Ślizgoni poza niesamowitym chamstwem mają również wyłączność na cięty język?-zapytała unosząc delikatnie brwi. Nienawidziła szufladkowania, ale nie mogła powstrzymać się przy tej dziewczynie. Wiedziała, że nie wszyscy zieloni są tacy, w sumie ze strony chłopaka nie poleciał w jej kierunku jeszcze żaden obraźliwy tekst, a ona już zdążyła go obrazić. Upsi. Tak to jest, że na wojnie i niewinni czasem dostają. Upiła łyka ze swojej szklanki o której na moment zapomniała. W sumie nie spieszyło jej się z piciem, skoro tutaj taka ciekawa wymiana zdań się szykowała. Nie chciała przecież zacząć bełkotać tutaj. Zaśmiała się cicho widząc jak Lynnette ją zignorowała. "Boris!"-zadowolona powtórzyła w duchu. Mówisz masz, już wiedziała jak się jej nowy kolega nazywa. Spojrzała teraz w jego kierunku z miną wyrażającą zainteresowanie. W końcu dawno się w chłopakiem nie widziała, więc ciekawa jest co u niego słychać.