Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "Pod Trzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Oczywiście mógłby skrzyżować oddechy, ale co najwyżej przez te kilka sekund po których zareagowałaby tak jak zwykle gdy ktoś robi tego typu rzeczy, co finalnie zakończyło by się jego twarzą na podłodze, z wiadomych powodów. Pewien osobnik mógłby to potwierdzić. Może i przesadnie reagowała na takie akcje ale cóż taka już była. Czasem zbytnio nerwowa a nawet agresywna, kiedyś tłumiły to nieco narkotyki co w połączeniu z treningami skutkowało zupełnym 'wyciszeniem', teraz nie było żadnych z tych rzeczy. Mogłaby sama z siebie zacząć chociażby biegać, ale ostatnio zupełnie nie miała do tego chęci, wolała siedzieć w domu czy wyjść i po prostu się upić. Czyżby miała kryzys? Zupełny brak motywacji do robienia czegokolwiek poza opierdalaniem się, a może było to już zwykle przyzwyczajenie? Mózg rozjebany, żadna nowość u Jul którą od jakiegoś czasu nawiedzają nigdy nie kończące się dramy. Jedna z nich wciąż trwała i jakoś nie zapowiadało się na jej koniec. Poza tym wyglądało na to, że miała problem z dobieraniem sobie przyjaciół którzy byliby choć trochę normalniejsi od niej, jednak nie uważała że jest to złe. W końcu w taki sposób jej życie jest ciekawsze, chociaż w pewnych momentach nieco załamujące. Huh, przyszło nawiązanie do Kato, możliwe że ten był jednym z trudniejszych przypadków z jakim przyszło jej się mierzyć. Choćby nie wiem co z jego głowy nie dało się wybić aby po prostu dał sobie spokój. Nie wiedziała co jeszcze daje mu nadzieje na to że może jednak coś miedzy nimi wyjdzie, uparty człowiek, zupełnie jak ona. Nawet nie wiedziała czy mogłaby być z kimś takim jak on, Kato po prostu zachowywał się jak dzieciak, miał do tego prawo ale nie tego szukała w związku. Związek, czy on w ogóle tego chciał? Całkiem możliwe, że to co teraz chce zdziałać jest jedynie jego 'chwilową' zachcianką i nie przyniesie to niczego dobrego. W końcu wiadomo na czym tak naprawdę zależy chłopakom w jego wieku, nie miała powodów do tego aby myśleć inaczej. Mimo pewnych opinii nie była 'nastawiona' tylko na dziewczyny, może ostatnimi czasy tak było jednak kiedyś miała chłopaka i nie skończyło się to dobrze. Widząc jak na nią patrzy przewróciła tylko oczyma, po pewnym czasie przyzwyczaiła się do jego reakcji i nie zdziwiło ją to że tak bardzo chce się przytulić, cóż niech ma. - A to my musimy jeszcze je przełamywać? No ale jeśli chciałeś po prostu rzucić swoim słynnym tekstem to spoko, nawiązane do tygrysa genialne - zadrwiła z niego uśmiechając się złośliwie, po chwili jednak zaśmiała się aby nie myślał że po prostu go hejci. Chyba jasne było to, że nie o takie opowieści jej chodziło, gdyby to usłyszała pierwsze co by zrobiła to oczywiście mały wpierdol a potem odebranie zdjęcia, co do drugiego tekstu pierwsza opcja jak najbardziej aktualna plus pogorszenie relacji poprzez ograniczenie kontaktu gwarantowane, tak więc zdecydowanie miał szczęście że nie jest legilimentką. - Chyba Ognista będzie sensownym wyborem, pasuje? - spojrzała na niego pytająco, choć właściwie sama już zadecydowała co chciałaby dziś wypić. - Skoro wiemy już mniej więcej przy czym spędzimy ten wieczór może opowiesz co robiłeś w wakacje? - wo, najbardziej neutralne pytanie jakie tylko mogłaby zadać i swoją drogą chyba dość dobre na sam początek rozmowy, no dopóki dzięki koledze nie zejdzie ona na inne tematy...
Zdecydowanie nie było chyba rzeczy, która potrafiłaby odwieźć Kato od prób podrywania dziewczyn. Zdaje się, że to był jego sposób na radzenie sobie z rzeczywistością. Nie potrzebował seksu ani szeroko pojętego kontaktu cielesnego, co w sumie stanowiło naprawdę duże zaprzeczenie co do tego jak się zachowywał, ale łaknął po prostu kontaktu. Lubił wiedzieć, że komuś na nim zależy lub mu się podoba. Jako sierota nigdy nie miał okazji do tego, aby zrozumieć czym jest bezwarunkowa miłość jaką daje matka, więc może właśnie dlatego teraz tak rozpaczliwie pragnął aprobaty osoby, którą sam sobie obrał na cel. Biedna Julka była jednym z nich, a cóż. Kato sam nie wiedział jakby się to potoczyło, gdyby zgodziła się jednak na zawiązanie z nim bliższej znajomości. Fakt, że był niedojrzałym emocjonalnie zdobywcą niczego mu nie ułatwiał, zwłaszcza, że dziewczyna była od niego starsza o dwa lata, ale cóż, niespecjalnie się nad tym zastanawiał. Stosował swoje natrętne sposoby i najwyraźniej liczył na to, że w końcu mu ulegnie. Poza tym naprawdę mu się podobała i to już nie miało znaczenia to czy jest jego przyjaciółką na śmierć i życie - jedyną, która zna o nim cała prawdę, bo po prostu chciał ją mieć. Wpleść palce w te blond włosy i przyciągnąć do pocałunku. Roztoczyć pieczę nad jej kruchymi ramionami i po prostu ją kochać, chociaż sam nie wiedział czym naprawdę jest miłość. Może potrafiłby być dla niej wiernym kompanem, a może i nie? Kto to wie, wszak wciąż miał ledwo siedemnaście lat. Kto w tym wieku i z takim charakterem potrafiłby być lojalnym i na zabój zakochanym? Na razie był dzieciakiem i można było liczyć na to, że wszystko się jeszcze może zmienić, wszak nawet i Thorn emocjonalnie dojrzeje. To był ten wiek kiedy zaczynają się zmiany, więc kto wie co z tego wyniknie. Może nawet nie będzie tragedii i uda mu się ogarnąć? Cóż, można powiedzieć, że to nie on będzie miał na to wpływ, a raczej zależy to od pewnej ciemnookiej blondynki siedzącej tuż obok. Spojrzał na nią w taki sposób, jakby właśnie podzieliła się z nim wyjątkowo nieśmiesznym żartem. - Raczej tak - odpowiedział poważnie, po czym uniósł dłoń i przesunął palcami po jej szczęce i policzku, otulając go wnętrzem dłoni. Potem, najpewniej w odpowiedzi na jej reakcję, uśmiechnął się złośliwie i cofnął rękę. - Widzisz? Lody nadal nie przełamane, tygrysku. - skomentował. Bardzo dobrze, że Julka nie była legilimentą, bo Kato bardzo lubił swój nos i smutno byłoby go złamać po raz 78961236. - Jasne. - zgodził się natychmiast, nie mając absolutnie problemu z alkoholem jaki wybrała. Zresztą chyba nawet jeśli by mu nie odpowiadał to by się nie kłócił i dostosował, bo Arearos był typem, który lubił przychylać innym nieba właśnie w takich prostych gestach. Począł rozglądać się za kelnerką, jednocześnie rzucając jedno, roziskrzone spojrzenie na Heikkonen, nim odpowiedział, a warto nadmienić, że w jego głosie pobrzmiewała prawdziwa pasja. - Wróciłem do domu „rodziców” i jeździłem na desce całe wakacje. Melduję, że frontside kickflip został opanowany perfekcyjnie.
Każdy miał jakiś sposób na radzenie sobie z życiem, które często okazywało się nie takie kolorowe jakby się mogło wydawać. Niektórzy muszą się mierzyć w przeciwnościami losu już od dzieciństwa jak Kato lub dowiedzieć się jak to jest dopiero później. W zależności od stopnia tych trudności ludzie znajdują coraz to inne sposoby, aby tylko móc stłumić te złe myśli i odciąć się od szarej rzeczywistości. Pewien odsetek ludzi cóż... nie radzi sobie aż tak dobrze jak inni, wiadomo co się z nimi dzieje. Jul też nie wybrała najlepszego sposobu o ile taki w ogóle był. Ćpanie powoli ją wykańczało, psychicznie i fizycznie, gdy z tym skończyła było jeszcze gorzej, przyszło nadmierne picie które równie szybko odeszło, a teraz wyglądało na to że wciąż szukała sposobu na 'przeżycie'. Jakiekolwiek zajęcie które ją naprawdę zainteresuje i sprawi że jej życie będzie miało sens. Możliwe, że przypadek Kato był nieco łagodniejszy, on po prostu miał swoje teksty, zachowania, to nie szkodziło jemu a tym bardziej innym. Najwyraźniej mimo tego że jego życie było cięższe radził sobie lepiej, wyglądało na to że wzajemnie mogliby sobie pomagać z poradzeniem sobie z tym wszystkim. Chociaż oczywiście Jul nie mówiła o tym, że w ogóle ma jakiś problem z własną osobą, nie było ją stać na okazywanie słabości? Jasne, przecież każdy uważał że jest silna i doskonale sobie radzi i to zupełnie sama, a gdy ktoś jakimś cudem dowiadywał się że nie jest tak super jakby się wydawało nieźle się zdziwił. Co do uczuć były już one tak popierdolone, że sama nie wiedziała co ma myśleć. Przez chwile była Sunny i myśl że to może być to a potem nagłe odejście pogodzenie się sytuacją i co? Powrót. Wszystko było tak chwilowe, właściwie to ledwo co się poznały a takie zawirowania nie pomagały w zdecydowaniu się co do uczuć. Zupełnie jak w wyrywaniu płatków jakiejś randomowej roślinki kocha, nie kocha, idk. Wszystko działo się pod wpływem impulsu, a jej raczej było potrzebne coś bardziej konkretnego. Bliższa znajomość z Thornem też przyniosłaby wiele niewiadomych, choć możliwe że warto by było spróbować. W końcu znali się na tyle długo, wiedzieli o sobie praktycznie wszystko, co bardzo pomagało w takich kontaktach. Będzie co będzie, wieczór trwa, nie ma co zbytnio zastanawiać się nad życiem. - Wiesz, że nie chodziło mi o takie przełamywanie. Nie jest to pierwsze spotkanie kiedy ludzie zazwyczaj są tak zestresowani aby dobrze wypaść, że czasem zapominają języka w gębie i zachowują się idiotycznie. W zasadzie to nie wiedziała jak zareagować na jego dotyk, nie chciała być (znów) względem niego agresywna, czego pewnie się spodziewał, zdecydowanie było po niej widać zmieszanie tą sytuacją. W odpowiedzi na jego słowa westchnęła tylko cicho i ponownie spojrzała na kartę aby jakoś ogarnąć myśli. Gdy znów zaczął mówić skierowała jego spojrzenie w jego kierunku i uśmiechnęła się lekko kiedy wspomniał o desce. - Właśnie przypomniałeś mi o tym jak dawno ja tego nie robiłam. Moje deski leżą pewnie gdzieś w pokoju i się marnują. Czemu wcześniej o tym nie pomyślała? Tak wiele razy przebywając w pokoju szukała zajęcia i nawet na nie nie spojrzała. Szkoda by było to od tak rzucić skoro przygodę w deskorolką zaczęła mając kilka lat i szło jej to całkiem nieźle. - Gratuluję - powiedziała po czym nalała im whisky którą właśnie im przyniesiono - Za deskorolki które jeszcze przyjdzie nam złamać w naszej 'karierze'? - wzniosła swoją szklankę na znak jakże zacnego toastu - Muszę do tego wrócić. Na myśl o powrocie jej humor zdecydowanie się poprawił, naprawdę była chyba aż nazbyt szczęśliwa z tego powodu, kolejne okazje do urazów yayy. Możliwe, że radość była też spowodowana tym że prawdopodobnie nie będzie samotna w tym zainteresowaniu.
Cóż, on był po prostu dziwny. Z jednej strony wyglądał na takiego, który potrafi ogarnąć ten cały burdel emocjonalny jaki się w nim gniótł, ale z drugiej to właśnie wcale tak nie wyglądało. W tej kwestii był całkowitym pozerem i ściemniaczem. To trochę jak z tymi dzieciakami, które chcą robić za klasowych błaznów. Arearos najzwyczajniej w świecie łaknął akceptacji, a czy samotny i zamknięty w sobie osobnik może na to liczyć? Sądził, że może być z tym ciężko, więc grał w ich grę. Całymi dniami zajmował się czymś, aby nie musieć się zastanawiać, a kiedy nie mógł zając ciała - zajmował umysł. Nauka szybko mu się nudziła, bo zbyt sprawnie wchodziła mu do głowy, więc szukał innych oderwań od rzeczywistości. Palił trawę, papierosy, pił alkohol na imprezach. Stawał się hedonistą z dnia na dzień. Można powiedzieć, że poznanie Julii trochę go zmieniło. Chciałby móc powiedzieć, że poznali się już cztery lata temu, tuż po tym jak przeniosła się do szkoły, ale to byłoby kłamstwo. Prawdę powiedziawszy to Kato nie byłby w stanie wtedy do niej zagadać. Przeniosła się do Hogwartu w czwartej klasie, a mimo, że to widział, wciąż był tym dziwnym Thornem, który nie radził sobie z samym sobą. Ich znajomość rozwinęła się stosunkowo niedawno… rok, może dwa temu. Nie przywiązywał uwagi do dat, więc w gruncie rzeczy wiele spraw mu się mieszało, ale nie przejmował się tym jakoś nadmiernie. Rok to wcale nie jest duża różnica. W każdym razie jego podejście było inne, odkąd tylko zobaczył, że Heikonnen ma problem. Nie dopuszczała go do siebie. Była skryta i zazdrośnie strzegła sekretów, nie tylko swoich, ale i innych. Nie przeszkadzało mu to i w pewnym momencie mógł już każdego dnia cieszyć się widokiem małej blizny na jej brwi czy wpatrywać się w światło migocące w słoneczne popołudnia na błoniach w jej blond włosach. Przestał popalać tak intensywnie, a zaczął żartować. Kilka razy dostał w twarz, ale to nic nie zmieniło. Gdzieś po drodze zaczął również być jeszcze bardziej wulgarny i obcesowy. Nie przeszkadzało jej to… a przynajmniej nie na tyle mocno, aby teraz mógł od tak po prostu odejść. Wlepiał więc spojrzenie w jej ładne, spore piersi czy chwytał ją za pośladki, aby je uszczypnąć. Mógł mówić i robić wiele, ale nigdy nie uciekał na długo, zawsze woląc zostać z nią, jeśli tylko tego potrzebowała. Czy to znaczy, że tylko ona liczyła się w jego życiu? Nie… ale to niewykluczone, że była jego ważną częścią. Poza Julią miał bardzo ograniczone grono bliskich znajomych, więc nietrudno się dziwić, że to głównie w ich kręgu szukał czegoś więcej niż tylko przyjaźni. Zresztą, ona już chyba na tyle przywykła, że niedługo powinna ulec. Tak przynajmniej łudził się Kato. Za to teraz byli w Trzech Miotłach i zamawiali alkohol. Brakowało mu tych wspólnych chwil razem, kiedy to mógłby usiąść z Finką o piekielnie mocnej głowie i napierdolić się tak, aby jutro nie pamiętać własnego imienia. Potrzebował tego tak bardzo, że teraz ciężko było mu opanować drżenie rąk na myśl o pełnej szklance whisky. Mimo wszystko w miarę skutecznie skupiał uwagę na rzeczywistości i kiedy zaciskał palce na krawędzi blatu, był względnie spokojny. - Ja wciąż zachowuje się idiotycznie ledwie Cię zobaczę. - stwierdził rozbrajająco szczerze i wyszczerzył zęby w kpiącym uśmiechu. Taka była prawda i nawet Julia nie mogła temu zaprzeczyć, ale czy któremuś z nich to przeszkadzało? No cóż, Thornowi na pewno nie… Czuł jakiś dziwny smutek, gdy widział, że się nieco zmieszała po jego dotyku. Już chyba wolałby, żeby chwyciła go za nadgarstek i wykręciła mu rękę do tyłu. Okej, najlepiej to by w ogóle było jakby przyciągnęła go do pocałunku, ale w takie cuda to nawet nie wierzył, więc podarował sobie nawet gdybanie i po prostu zaczął wystukiwać pewien rytm paznokciami na ciemnym, drewnianym stoliku. - Ohohoh, jak blichtr, desek tak wiele. - zakpił trochę z niej, ale wcale się nie cieszył. Uśmiechnął się po prostu krzywo, a Heikkonen na pewno wiedziała dlaczego. Kato miał tylko jedną deskę i dopóki nie wyzionie ona ducha, zamierzał morderczo ją katować zanim w ogóle pomyśli o tym, żeby kupić nową. W głębi duszy chciałby mieć ich więcej, ale miał takie podejście do pieniędzy, że wiadomym było dlaczego nie posiada dla nich osobnego pokoju. Obserwował jak jasnowłosa nalewa do szklaneczek alkoholu i szybko przejął swoją, lekko unosząc, gdy zaproponowała toast i stuknął w tę, którą obejmowała palcami. - Za deskorolki. - przytaknął jej i przycisnął szkło do ust, aby móc wychylić połowę za jednym razem. Chyba naprawdę potrzebował szybko stracić kontakt z rzeczywistością. Odstawił szklaneczkę na stolik z cichym stuknięciem. - Wiesz, jak chcesz to mogę Cię przycisnąć trochę. Może wtedy uda Ci się ponownie wsiąść na kółka. - zaoferował, szczerze mając nadzieję, że się zgodzi. Miał naprawdę kawał ochoty na to, żeby znowu intensywnie śmigać po szkole.
Akceptacja... niech się zgłosi ktoś kto jej nie potrzebuje, ktokolwiek? Nie? No właśnie. Choćby nie wiem za jakiego zajebistego człowieka ktoś by się miał i tak jej potrzebuje. Aprobaty zachowania, czynów, myśli, usłyszenia 'tak dobrze robisz', a jeśli jest to coś złego to dodatkowego usprawiedliwienia że jednak nie było innego wyjścia i to co zrobiliśmy jest najlepszą opcją. Błaznowanie było niezłym sposobem na ukrycie swojego niekoniecznie akceptowanego przez siebie czy innych ja, choć nie każdy potrafił udawać kogoś kim nie jest. Tak więc jemu się to udawało, ale Jul zazwyczaj nie potrafiła zachowywać się inaczej, łagodniej. Na dłuższą metę ukrycie jej impulsywności było niemożliwe, prędzej czy później wyładowywała swoją irytację na różne sprawdzone już sposoby. Mogła mówić, że nikt ją nie obchodzi, nie potrzebuje innych lecz jak można było się już domyśleć było inaczej. Gdyby naprawdę jej to odpowiadało zostałaby pustelnikiem, w tym przypadku prędzej czy później dostałaby szału nie mając z kim porozmawiać czy chociażby spędzić z kimś czasu od tak. Tak więc akceptacja była bardzo przydatna. Wzajemne ogarnianie dzikich odpałów, puszczanie mimochodem tradycyjnych zachowań jednej osoby które mogą być denerwujące dla drugiej, przynajmniej na początku, bo potem przychodzi praktycznie całkowita tolerancja względem tych zachowań, a nawet nierejestrowanie że ktoś właśnie zrobił to na co wcześniej zwracał uwagę. Choć przy zachowaniu Kato często nie dało się tego nie zauważyć, ale spotykając się chociażby po to żeby się napić niewiele można było na to poradzić. Tylko co ona mogła z tym wszystkim zrobić? Do tej pory nie była pewna tego czego on tak naprawdę od niej oczekuje, ogólne przekazy były dość jasne i niezbyt zachęcające do tego aby w to brnąć i równocześnie rezygnować z tego co już miała. Domyślała się, że jest jeszcze coś poza tym, jak mogłaby tego nie zauważyć? Jednak chciała to usłyszeć od niego, tak więc prędzej czy później będzie musiała z nim o tym porozmawiać, na pewno nie miała zamiaru 'bawić' się w to wszystko tylko dlatego bo biedny się stara (?) choć w zasadzie nie wiadomo jaki ma w tym cel. - Zachowujesz się normalnie, chociaż nie wiem możliwe że przywykłam - powiedziała przy czym wzruszyła lekko ramionami, po takim czasie ciężko było stwierdzić czy rzeczywiście zachowuje się idiotyczne. Jasne, gdyby to robił to szczerość nie pozwoliłaby jej skłamać że wszystko jest ok. Widziała, że nie jest zadowolony z tego jak zareagowała na jego dotyk i doskonale wiedziała czego by chciał, nie mogła tego zrobić to nie było w jej stylu, wątpliwości jej na to nie pozwalały. Tak więc jedyne co zrobiła to dotknęła jego ręki zatrzymując stukanie o blat, uśmiechnęła się lekko po czym cofnęła dłoń. Na pierwszy rzut oka mógł pomyśleć że po prostu jej to przeszkadzało choć naprawdę chciała go trochę pocieszyć. Ehh te pokrętne sposoby Jul. - Taa... jedna jest połamana ale mam do niej sentyment, druga służyła mi przez lata i dalej by tak było gdyby nie to, że ojciec kupił mi nową która jest praktycznie nieużywana. Mówiąc o tym wszystkim zrobiło jej się trochę smutno, wiedziała że Kato ma tylko jedną, która raczej prędzej niż później się rozpadnie, tak oto wpadła na pomysł aby po prostu w najbliższym czasie sprezentować mu deskę. Myśląc nad tym jeszcze przez chwilę patrzyła się na swoja pustą już szklankę przy czym przyłapała się na tym, że chciała już sobie nalać następną porcję i równie szybko ją wypić. Skarciła się w duchu, bo przecież nie mogła znów rozpocząć picia w swoim szaleńczym tempie nie patrząc na przyjaciela, któremu szło to nieco wolniej. - Wybierzemy się na jazdę kiedy ogarniemy się po tym - powiedziała wskazując na butelkę - Czyli tak jakoś jutro? O ile będzie ci to pasowało, jeśli nie to po prostu wybiorę się sama. Muszę sprawdzić czy dalej wychodzi mi to co potrafiłam jakiś czas temu, czyli znając mnie raczej nie obędzie się bez upadków. Czy rzeczywiście była taką łamagą? Nie za bardzo, ale po takiej przerwie od jazd trzeba było się liczyć z tym że jednak nie wszystko jej wyjdzie. W sumie to była tym tak rozentuzjazmowana że byłaby w stanie pójść pojeździć już teraz, adhd ją nieco ponosiło co pewnie było widać, jednak wiedziała, że jest jeszcze coś o czym muszą porozmawiać. Zadanie tego zasadniczego pytania nie było dla niej łatwe i przez jakiś czas zastanawiała się jak je sformułować, gdy już się do tego zebrała spojrzała na niego i po prostu powiedziała - Mam pytanie. Rzucając te wszystkie teksty i robiąc to co robisz, co tak naprawdę masz na celu? Może i było to powiedziane za bardzo wprost jednak nie widziała sensu w tym aby owijać w bawełnę i czaić się jak nie powiem co. Uważała, iż pytanie idealnie odzwierciedlało to co chciała wiedzieć, i oczywiście liczyła na równie prostą odpowiedź. Pewnie mogłaby też czekać na ten moment kiedy on sam z siebie by jej o tym powiedział lecz nie chciała już dłużej czekać, z resztą po jego zachowaniu już dawno wywnioskowała, że przyjaciel chciałby pójść inną drogą, próbując zacząć wszystko od czynów a potem przechodząc w słowa.
Kato takich znał… znaczy ludzi, którzy nie dążyli do akceptacji. Paradoksalnie bidul nie był jedynie kopalnią zakompleksionych, potrzebujących czułości dzieciaków, pozostawionych z ogromnym kompleksem sieroty, jaki później miałby prześladować ich przez całe życie. Widział tam naprawdę wiele, począwszy od przejawów przemocy, poprzez przyjaźń, a nawet kończąc na zbliżeniach natury seksualnej. Opiekunowie niewiele widzieli, bo dorośli są zwyczajnie ślepi. Nie patrzą oczami wychowanków praktycznie nigdy, a po prostu wykonują swoje obowiązki. Straszne było to, że został adoptowany po kilku latach życia, a mimo wszystko pamięta to tak dokładnie… Nie chciał tego pamiętać. Wszechogarniające przygnębienie i poczucie bycia porzuconym. Tam nikt nie głaskał Cię po główce mówiąc, że wszystko się ułoży. Wręcz wprost przeciwnie - szybciej dostałbyś w twarz, niż mógł otrzymać pomoc, na którą przecież tak mocno liczyłeś. Może właśnie dlatego to, czego pragnął od Julii tak wyraźnie ujawniało się teraz, kiedy wreszcie osiągnął pełnoletniość. Nigdy już nie musiałby wracać do sierocińca, gdyby przypadkiem państwo Burnwood wpadli na pomysł pozbycia się go, więc poniekąd poczuł się nieco bardziej wyzwolony niż przewidywała ustawa. Chciałby móc powiedzieć, że wyszło mu to na dobre, ale niestety… było z nim coraz gorzej. Z jednej strony nastąpiła poprawa, a z drugiej stał się nikim więcej jak po prostu kawałem dupka, którego trzeba było ogarniać, aby on nie zaczął ogarniać Ciebie. Julka chyba przegapiła ten moment. Chciałby móc jej powiedzieć, że się w niej zakochał i dlatego stosuje wobec niej swój podryw z kategorii chamskich, ale to nie było tak. Czy on w ogóle był zdolny do miłości? Nikt go nie nauczył co to oznacza, ani jak ma się obchodzić z kobietami. Dla Thomasa to był chyba bardzo żenujący temat, a z kolei mamusia była bardziej zafrasowana swoim kudłatym pierworodnym. Nie przeszkadzało mu to. Tak czy siak, lepsze to niż bidul i zupełne zatracenie w nim człowieczeństwa. - Raczej przywykłaś. - odpowiedział, wzdychając lekko i wyciągając się na swoim siedzisku w ten sposób, aby rozprostować kręgosłup. Arearos definitywnie miał ADHD, bo bardzo ciężko było mu teraz usiedzieć w miejscu. Nawet głośne bębnienie palcami o stolik mu nie pomagało. Strzeliło mu parę kostek w karku i kręgosłupie, a wtedy poprawiając czapkę, opuścił z powrotem ręce, aby jeszcze coś dodać. - Pamiętasz jak kiedyś reagowałaś? - zapytał z rozbawieniem, dość wyraźnie przypominając sobie moment, w którym nos mu się łamał… a właściwie gdy ktoś mu go łamał. Obitą szczękę czy podbite oko też wyraźnie kojarzył. Szczerze powiedziawszy nie miał jej tego za złe, nawet jeśli to jego zdaniem była trochę zbyt impulsywna reakcja jak na krótkie popieszczenie pośladków. W każdym razie lubił w niej tę nieprzewidywalność i gorący temperament. Może mogłaby być równie dzika w łóżku? Szczerze mówiąc, miał coraz większą ochotę, aby to sprawdzić. Zmrużył lekko swoje ciemne oczy w kolorze świeżo parzonej kawy. Sam uważał, że było mu w nich ładnie, ale prawda była taka, że nosił te soczewki chyba tylko dlatego, żeby mieć ślepia podobne do Heikkonen, bo jakby się tak przyjrzeć to faktycznie można by uznać, że są podobne. Tak czy siak i tak najczęściej miał czarne, więc nawet po tylu latach ciężko było stwierdzić czy to ich naturalna barwa. Zresztą, nikt nigdy go o to nie pytał, nawet jak raz miał w lewym oku czerwoną soczewkę z zagadkowym symbolem. Sharingan, jak mówił, gdy ktoś nie rozumiał po co nosi taką pierdołę, a jeszcze bardziej się cieszył, gdy okazywało się, że rozmówca nie wie o co mu chodzi. W każdym razie zmrużył te ślepia w momencie, w którym dziewczyna objęła jego dłoń swoją drobną ręką i cicho westchnął, czując, że ma ochotę poprosić ją, aby jej nie odsuwała. Ta emocja chyba jednak wyraźnie znalazła odbicie na jego twarzy, bo Kato skrzywił się okrutnie, chcąc szybko się jej pozbyć. Miał dużą świadomość swojej mimiki twarzy i nietrudno mu było ocenić co tym razem wykwitło na jego licu. Dopił swoją whisky i dolał im więcej, jakby tym samym zachęcając do sprawniejszego opróżniania butelki. - Sądzisz, skarbie, że obędziemy się bez kaca mordercy? - zapytał ją z powątpiewaniem i uniósł lekko kąciki warg do góry, uśmiechając się. - Ja nie mam tak żelaznej głowy jak Ty. Mogę Ci dotrzymać tempa w piciu, ale jutro na pewno będę czuł ile wypiliśmy. Oj nie kłamał, tak było naprawdę. W każdym razie nie zagłębiał się w to dalej, znowu poprawiając sobie dużą ilością alkoholu. Wypuścił ze świstem powietrze, gdy zapiekło go solidnie w gardle i przełyku, po czym przez sekundę milczał, formułując myśli, aby jakoś w miarę inteligentnie jej odpowiedzieć. Niespecjalnie wiedział jak ma ubrać w słowa swoje myśli i potrzeby, ale przecież jej nie powie bezpośrednio dlaczego to robi i co chce osiągnąć. On taki nie był. Wolał kręcić, czynami dawać coś do zrozumienia. Rzadko się zdarzało, aby był, nawet w kontaktach z Julią tak otwarty. - Potrzebuję tego. - powiedział więc po prostu i zaczęli pić. Ciężko powiedzieć czy minęło raptem kilkadziesiąt minut, czy wszystko zajęło im kilka godzin, ale wreszcie dotarli do tego stanu, w którym byli zbyt rozchichotani i zdecydowanie zbyt mocno odurzeni alkoholem, aby nie przeszkadzać innym gościom. Thorn zaproponował, żeby może przeszli się do Julii, która mieszkała w Hogsmeade. Wolałby nie wiedzieć jak srogi dostałby szlaban, gdyby się okazało, że wrócił najebany do zamku, a dziewczyna najwyraźniej od razu wyczuła o co chodzi, bo płacąc za alkohol, opuścili przybytek w trybie przyspieszonym.
Teoretycznie zaczęło się od chrapki na coś słodkiego, jaka towarzyszyła Liv przez większą część jej życia. Co innego, że „ktoś” wyżarł całe swoje zapasy podczas poprzedniego wieczora. A tylko uzależniony od słodyczy dobrze wie jak to jest wyciągać swoją „magiczną skrzyneczkę”, otwierać ją i nic w niej nie zastać. Pierwsza myśl jaka przychodzi wtedy do głowy to proste, łatwe do zrozumienia: Ku*wa. Potem powstaje łańcuszek powiązań: ja pie*dolę, słodycze, nie ma, rusz dupę, zakupy, kasa, Hogsmeade, Miodowe Królestwo, pralinki! Przynajmniej tak to wygląda zazwyczaj w przypadku wymienionej powyżej Gryfonki. I co się później wydarzyło bardzo łatwo wyczaić: wybiegła z dormitorium jak szalona.. No tak, wszystko pięknie tylko szkoda, że dopiero w Hogsmeade, a dokładnie pod Miodowym Królestwem skapnęła się, że nie wzięła ze sobą ani jednego knuta. Przez chwilę stała osłupiała z ręką w kieszeni i rozdziawioną japą. Patrzyła jak jakiś kilkuletni chłopczyk wychodzi z mamą z Królestwa i liże lizaka większego niż jego głowa. Poczuła jak się w niej gotuje. – Nie, nie, nie! - wykrzyczała kopiąc jakąś starą butelkę, która akurat wpadła jej prosto pod nogi. Uspokój się, Liv, wrócisz teraz po kasę i wszystko będzie dobrze pomyślała, ale zaraz zmieniła zdanie. Chociaż skoro już tu jestem to mały spacerek mi nie zaszkodzi. I zaczęła się włóczyć po Hogsmeade, próbując uspokoić swój domagający się czekolady żołądek. Merlinie, jak trochę schudniesz nic ci nie będzie! myślała. Ten sposób myślenia miał ją niby pokrzepiać, ale niezbyt to wyszło. Jeszcze bardziej miała ochotę na coś słodkiego. W końcu się poddała i zamknęła. I dopiero wtedy przypomniała sobie o jednej istotnej rzeczy: była umówiona! O Merlinie! Jak zwykle zapomniała! Na Morganę i co teraz? Może jeszcze się nie spóźniłam... pocieszała się w myślach gdy wieloskokiem pędziła przez brukowane uliczki Hogsmeade. Wpadła do Pubu Pod Trzema Miotłami jak błyskawica i spokojnie stwierdziła, że chyba jednak się nie spóźniła. Zajęła miejsce przy jednym ze stolików i zrobiło jej się głupio, że zapomniała pieniędzy. Może jeszcze raz sprawdzę... pomyślała i... cud! W kieszeni bluzy znalazła jakieś zagubione kilka galeonów! Faktycznie, ostatnio jak przeliczała kasę zauważyła, że brakuje jej kilku galeonów, ale stwierdziła, że je zgubiła. Nie przepuszczała, że ma je w kieszeni. Dokładnie policzyła swoją zdobycz. Osiem galeonów. Doskonale, wystarczy jej na piwo kremowe i zostanie jej jeszcze galeon. Złożyła zamówienie i cierpliwie czekała. Gdy wreszcie dostała swoje piwo rozsiadła się wygodniej i znowu czekała.
Spokojny dzień. Bardzo spokojny. Taki jeden wielki chillout. Wstał rano, wyprowadził Romana, ogarnął się, po czym wyszedł na Londyn. Miał wielką ochotę na śniadanie. Ale takie francuskie. Ale nie przygotowane własnoręcznie. Chciał sobie usiąść w jakieś knajpce, serwującej takie żarcie, w spokoju napić się kawy, czytając jednocześnie najnowszego Proroka Codziennego, i kilka innych wydawnictw. W międzyczasie dopalił kolejną paczkę fajek. Ostatnio za dużo palił. O wiele, wiele za dużo. Cóż. Nad tym popracuje kiedy indziej. Chociaż.. tak z drugiej strony. Od zawsze palił za dużo. Nigdy nie miał, nie znal, nie pojmował jakiegoś większego umiaru nikotynowego. Dziwne. Bardzo dziwne.. No dobra. Papierosy, papierosami. Dzień był zbyt piękny żeby się dołować, zwłaszcza, że przecież dziś miał spotkanie ze swoją nową, miał nadzieję, modelką. Tylko jak jej było na imię. To był problem. Tym bardziej, że dziś wsumie miał być pierwszy raz, kiedy miał ją zobaczyć. Okej, okej, jakoś sobie poradzi. Może to ona go rozpozna? Kto wie? Idąc do Trzech Mioteł (za chuj nie wiedział, dlaczego akurat tutaj) rozważał zarówno plusy, jak i minusy swojej decyzji. Bo przecież. Brać kogoś, kogo nie widziało się na oczy? Trochę słabo. Zwłaszcza, że formalnie to już nawiązali współpracę. Ciekawie, niewątpliwie zapowiadało się ciekawie. W końcu trafił do Mioteł, trzymając w rękach kartkę z napisem: Olivia, cudowna modelka z nadzieją, że dziewczę rozpozna go. O ile w ogóle znajdowało się już w lokalu. Bo przecież zawsze mógł przyjść za wcześnie. Dla pewności zerknął na zegarek. Nie. był n czasie. Zatem pozostawało się rozejrzeć po lokalu. I nagle dojrzał przy stoliku jakąś uroczą blond dziewczynę, machającą do niego i uśmiechając przyjaźnie. Czym prędzej ruszył w jej kierunku, odmachując na powitanie. – Cześć, Ambroge jestem. Dla przyjaciół Piątek. – rzucił z uśmiechem, jednocześnie ściskając jej dłoń na powitanie. Kilkanaście sekund później już siedział z odpalonym w ustach papierosem i zamówioną podwójną białą kawą i jakimś tam drinkiem, jednocześnie przyglądając się uważnie Olivii. Ładna, ładna. To dobrze, bardzo dobrze.
Dla Liv to też było dziwne. W sensie, że ktoś wziął ją za modelkę, nawet jej nie widząc. Zresztą ona sama do niedawna jakoś niezbyt się widziała w roli modelki. W końcu rzadko kiedy była po tej „drugiej stronie”. Zazwyczaj to ona służyła za fotografa, a fotografowała... no dobra, rzadko kiedy ludzi, raczej wszystko co się nawinęło, po kolei. Uznała, że mogłaby spróbować swoich sił w tym fachu po tym jak ktoś (nie pamięta nawet kto) powiedział, że ma figurę modelki, a potem jeszcze dodał, że cała nadaje się na modelkę. Od tamtej pory męczyło ją to po nocach i nie dawało zasnąć. A teraz oto nadszedł ten moment, w którym mogła dowiedzieć się czy jakiś sens miały te nocne rozmyślania i wnioski do jakich doszła. Jakie wnioski? No, po pierwsze, że musi scudnąć, to było dla niej oczywiste, w końcu te wszystkie modelki to mają taką posturę, że hej. Z tym, że łatwo powiedzieć, ale trudniej zrobić. Otóż chyba pamiętacie jeszcze, że Liv jest uzależniona od cukru? No właśnie. Ale, podobno mam odpowiednią figurę, chociaż... Hmm... Dlaczego Olivia zaproponowała spotkanie akurat w tym miejscu? Proste: nie chciała aby ktoś niepożądany skumał o czym mowa. Najpierw chciała nawet zaproponować Wrzeszczącą Chatę czy coś w tym stylu, ale stwierdziła, że to lekka przesada i wystarczy, że znajdą się poza Hogwartem. Tak żeby móc spokojnie pogadać, bez rozglądania się na boki co chwila czy też nerwowego ściszania głosu. No dobra, tak szczerze to i tak co chwilę rozglądała się na boki. Ale to nie to samo. No bo w Hogwarcie... A zresztą, zostawmy już to, dobra? Oj, to chyba on, pomyślała gdy zobaczyła chłopaka, wchodzącego do pubu. Gdy dostrzegła napis na kartce, którą trzymał lekko się zarumieniła, ale dała się zauważyć. No tak, ciekawe co by zrobił gdyby okazała się szkaradą z krzywymi zębami, ostrzyżoną na chłopaka i do tego może dresiarą. - Olivia. Dla pozytywnie nastawionej części społeczeństwa i trzech piątych rodziny: Liv. - uśmiechnęła się delikatnie. No, to najgorsze chyba za nią. Chociaż, czy ona wie? Chwilę później zaczęła się zastanawiać jak zacząć rozmowę i starała się ignorować fakt, że Ambroge wpatrywał się nią jak sroka w gnat. Zebrała się na odwagę aby podnieść do tej pory opuszczony wzrok. - Więc... Czym się zajmujesz na co dzień? - spytała. Uznała, że aby zacząć współpracę trzeb najpierw czegoś się o sobie dowiedzieć.
Ostatnio zmieniony przez Olivia Somer dnia Pon Wrz 29 2014, 07:03, w całości zmieniany 1 raz
- Liv? – powtórzył zdziwiony, zdezorientowany sposobem jej przedstawienia się. Mimo to, całkiem miło było ją poznać. – Aż dla trzech piątych.. – rzekł pod nosem, odpalając papierosa. Palił go i palił, jednocześnie się przyglądając. Próbowała nie zwracać na to uwagi. Ewidentnie była speszona. Niedobrze, niedobrze. Bo przecież będzie patrzył na nią coraz częściej. No, ale z drugiej strony do pewnych rzeczy trzeba przywyknąć, prawda? Może ona też w końcu zaadaptuje się jakoś i w ogóle będzie superkowo i kolorowo. Musi tylko znaleźć na to jakiś sposób. A to była chyba najtrudniejsze zadanie na ten okres ich znajomości, kiedy będą się poznawać, nabywać czegoś w rodzaju „obycia” ze sobą, zwłaszcza że najlepszym rozwiązaniem według niego było po prostu częstsze pozowanie. No i może mogliby zacząć spędzać czas gdzieś tam poza wszystkim, chodzić na jakieś piwo kremowe, spacery, etc. Tak! To był ten pomysł! A Piątek jednocześnie z nią rozmawiając, przebywając z dziewczęciem, na pewno zdoła zapamiętać rysy jej twarzy, sylwetkę i inne mankamenty, by ze spokojem móc ją malować korzystając wyłącznie z obrazu utrwalonego w pamięci. – Będę Ci mówił Olivia, dobrze? – wypalił nagle, mając pełną świadomość tego, że w sumie koleżanka zadała pytanie. Chciał jakoś rozładować napięcie, lekko ją wyluzować i w ogóle. Miał tylko nadzieję, że skutecznie. No i było w tym wszystkim jakieś drugie dno. Przecież.. nie należał do ludzi typowych. To znaczy w usposobieniu. Zwłaszcza, w kontaktach z modelkami. Często bywał w swoim własnym świecie, więc niech się przyzwyczaja od początku. – A tak. I ten, co robię na co dzień? Cóż… w zasadzie, jak widać: palę. No i jakoś egzystuje, szlajam się po kawiarniach, klubach, Londynie, szkole, za Hogsmaede tak średnio przepadam, ale jak już muszę to spoko. Czasem zamykam się w swoim mieszkaniu na kilka dni. Tam albo pije, albo czytam. Albo maluje. Często wszystko na raz. No i.. tak. Dużo czytam. Zdecydowanie dużo. Wszystkiego. No i poznaje, uczę się niemagicznego stylu życia, to znaczy doskonale jeszcze bardziej tamtejsze nowinki, obserwuje sytuacje polityczną, kulturową, uczę się tamtej historii. No, a w międzyczasie studiuje w Hogwarcie i jak głosi Obserwator nieustannie rucham panny. Tak naprawdę, to kłamstwo. Już dawno z żadną nie byłem.. – skończył, swój nadzwyczaj wartki monolog, oczywiście lekko ściszając głos przy ostatnim zdaniu, a także przybierając taki żalący się na swą marną egzystencje ton, jednocześnie spalając papierosa, gasząc go, wyciągając i odpalając nowego. – Jeśli nie chcesz wiedzieć czegoś jeszcze na temat mojego planu dnia, pozwól że zadam Ci to samo pytanie. – rzucił z delikatnym uśmiechem. Serio była całkiem ładna. Zdecydowanie dobrze trafił. Pytanie tylko, czy będzie miał z nią o czym rozmawiać?
Weszła do Trzech Mioteł. Dziś nie miała dużo lekcji więc pozwoliła sobie na chwilę leniuchowania z dala od szkoły. Zamówiła wino z czarnego bzu i usiadła na wolnym miejscu przy oknie by móc obserwować ulicę. Wioska przypominała jej trochę rodzimą Szkocję, a może tak jej samej się to wydawało?
Kurewsko tęsknił za Hogs. Brakowało mu magii i wszystkiego co było z Nią związane. Coraz częściej myślał o przeprowadzce, ale przecież dopiero co się wprowadził. Nowe mieszkanie wiało pustkami. Rzadko tak przebywał. Więcej czasu spędzał w studio. Brakowało mu współlokatora. Myślał o ogłoszeniu, ale wolał kogoś znajomego. Kay by się nadała, ale to mogłoby tylko udziwacznić ich relacje. Wolał nie ryzykować i dać na wstrzymanie. Może ktoś się nawinie, może jakoś to będzie. W dodatku po co znowu zmieniać miejsce zamieszkania, skoro w Hogsmeade mógł bywać codziennie. Świstoklik,teleportacja, miotła. Jeśli tylko zachciał, mógł pojawiać się tu o każdej porze dnia i nocy. Tak jak teraz. Był późny wieczór, a Theodore zatęsknił. Zatęsknił tak bardzo, że nawet się nie obejrzał, a stał przed drzwiami do trzech mioteł. Miał nadzieję zobaczyć tu kogoś znajomego, lub poprzyglądać się nielegalnie przebywającym tu uczniom. Bardzo trudno było nie tęsknić za Hogwartem i tym wszystkim co się z nim wiązało. To tej szkole zawdzięcza wyrwanie się raz na zawsze z tego popierdolonego domu. Czasami nawet myślał, by zrobić jakiś kurs i zacząć wykładać tam rysunek. Przeto mógł prowadzić jakieś dodatkowe zajęcia. Pomysł jednak pojawiał się szybko i tak samo szybko znikał. Może, gdy będzie starszy to zdecyduje się na coś takiego. Teraz jednak było dobrze. Wszedł do środka i usiadł przy oknie, tak aby mieć oko na salę i na to co dzieje się na zewnątrz.
Właściwie miała nigdzie już dzisiaj nie wychodzić, szorowanie podłóg czasami na prawdę doprowadzało ją do szału, a na dodatek męczyło. O wiele bardziej od swojej, wolała pracę tatuażystów. Od czasu do czasu zdarzało jej się podczas sterylizowania narzędzi trochę za bardzo rozmarzyć, a wtedy na czyszczeniu spędzała większą część dnia. Przyzwyczaiła się nawet do aktualnego trybu życia. Nie musiała wcześnie wstawać, no chyba, że w wyjątkowych sytuacjach. Miała gdzie mieszkać, miała co jeść, miała z kim pogadać. Nie pomyślałaby, że tak się wszystko ułoży. Oczywiście, że nie był to jej szczyt marzeń, aczkolwiek nie mogła narzekać. Po raz kolejny wiele zawdzięczała Angelusowi. A pro po niego, miała nadzieje, że po powrocie z pracy zastanie go w domu. Chciała spędzić ten wieczór razem, jak za dawnych czasów. Kiedyś potrafili godzinami siedzieć w pubach, rozmawiać i pić. Zawsze ich to w mniejszym lub większym stopniu uspokajało. Nie było go jednak, więc wychodząc, zostawiła mu tylko kartkę. W razie, gdyby chciał do niej dołączyć. Prawie zapomniała o Trzech miotłach, w których niegdyś spędzała sporo czasu. Niekoniecznie legalnie. Wchodząc do środka poczuła się jak w domu, brakowało jej tego. Tej rodzinnej atmosfery i gromady ludzi. W pubie było przyjemnie ciepło, nie to co na zewnątrz. Obrzuciła wzrokiem stoliki, szukając czegoś wolnego. Nie rozglądała się jednak zbyt uważnie, omijając tym samym kilku znajomych. Dopadła wreszcie wolny skrawek przy barze. Zdjęła skórzaną kurtkę, którą uwielbiała nosić niezależnie od tego, jaka była pogoda, i wygodnie usiadła. Nogi wyciągnęła tak, że oparte je miała na krześle naprzeciwko. Zamierzała dzisiaj trochę się rozerwać. Z Angelusem czy bez, na początek jednak wolała poczekać, czy jej przyjaciel w ogóle się zjawi. - Piwo kremowe poproszę. - rzuciła do przechodzącego obok kelnera.
Niewiele myślał. Siedział po prostu i pił ognistą, którą uprzednio zamówił. Oparł się łokciami na stole i rozglądał się po pomieszczeniu. Z każdym omiecionym spojrzeniem stolikiem, uśmiechał się sam do siebie. Ile wspomnień potrafi przynieść to miejsce, tego się nie spodziewał. Przypomniał sobie rudą czuprynę Levi, która nigdy nie odstępowała na krok swoich marlejówek. Z ta dziewczyną wiele go łączyło, może za wiele. Chyba byli zbyt podobni, dlatego zawsze coś zgrzytało. Już nie pamiętał urazów i tego ile krwi mu upiła. Teraz najchętniej usiadłby tu z nią i napił się ognistej, jak za starych dobrych. Wraz z pierwszym wspomnieniem przybyło następne. Hogwart był cmentarzyskiem wspomnień, tych dobrych i złych. Laila.. Mała potrafiła namieszać i przyciągnąć do siebie każdego chyba. Teoś również uległ jej czarowi, na tyle, na ile.. Była też Polly, ale to nie w tym barze odstawiały się takie cuda za barmanką. Jak szybko się pojawiła i zawróciła mu w głowie, tak szybko zniknęła. Klemens, gdzie on się podziewał. Czasami świerzbiła go ręka, żeby rozesłać sowy do starych znajomych i spotkać się na jednego głębszego. Całą masę najlepszych chwil swojego życia spędził w tym miasteczku i w tej szkole. Zamawiając następną kolejkę ognistej przeczesywał dalej spojrzeniem lokal. Nikt nie rzucał mu się specjalnie w oczy. Przeto już był stary i wszyscy Ci młodziankowie niewiele mu mówili. A nawet jeśli chodzili go Hoga, gdy on tam studiował to cóż. Po prostu byli za młodzi by zwrócić na nich uwagę i zapamiętać. Siedział więc teraz patrząc się w okno. Ulica była rozświetlona latarniami, niedługo spadnie śnieg. To jest najlepsze co może się wydarzyć w Hogsmeade. Wtedy to miasteczko nabiera takiego uroku, jak mało co. Ktoś właśnie wchodził, nie zdążył spostrzec kto. Wydała się znajoma. Tak, dziewczyna. Nie widział twarzy, do momentu aż rozejrzała się po sali. Lana? Chyba była ostatnią osobą, o której by pomyślał, że się tu zjawi. Ale skoro już tu była.. Dał jej chwilę, aż zajmie miejsce i sam wstał ze szklaneczką ognistej, przysiadając się do niej. Nie powiedział nic, po prostu usiadł i czekał na reakcję panny sączącej w samotności piwo kremowe. To przykry widok. Gdzie Twój kompan?
Piwo kremowe było jej ulubionym napojem tutaj. Gdyby nie ograniczona ilość funduszy, na pewno jeszcze trochę by na nie wydała. Nie zamierzała jednak skończyć na samym piwie, miała dzisiaj ogromną ochotę na dobre wino lub whisky. Tak dawno niczego nie piła, że prawie zapomniała, jak smakuje alkohol. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie dużej ilości potrzebowała, aby świat zaczął wirować, dlatego miała cichą nadzieje, że w drodze powrotnej Angelus pomoże jej wejść po schodach. O ile w ogóle się zjawi. Stukając po cichu palcami w stolik, powoli sączyła piwo, rozmyślając o wszystkim i o niczym. Nie mogła zebrać myśli, choć liczyła na to, że uda jej się wszystko poukładać w głowie. Męczył ją temat rodziców. Niby cieszyła się, że ojciec postąpił w taki, a nie inny sposób, a jednak czasem coś w niej pękało. Jak gdyby nie potrafiła do końca pogodzić się, że mogłaby już nigdy więcej ich nie zobaczyć. Fakt, nie było między nimi za dobrze, ale mimo wszystko byli rodziną. Nie chciała całe życie toczyć wojny. Nie zdążyła nawet dobrze nad tym wszystkim pomyśleć, gdy ktoś dosiadł się do jej stolika. Początkowo miała wrażenie, że przyszedł Angelus, jednak nie mogła pohamować zdziwienia, gdy spostrzegła, kto tak na prawdę usiadł naprzeciwko. Jak niby nigdy nic, ze szklanką ognistej w ręce, siedział przed nią Theodore. Siedział i patrzył. Na twarzy nie wyskoczył jej rumieniec, nie zaczęła się też jąkać, ani nie spuściła wzroku. Przez tych kilka tygodni przyzwyczaiła się do jego towarzystwa. Może nie rozmawiali ze sobą zbyt często, w końcu każde zajęte było swoją pracą, aczkolwiek czuła się przy nim o wiele lepiej, niż na samym początku znajomości. Nie peszyła się jak dwunastolatka, która zapomniała języka w gębie. Okej, zdarzało jej się jeszcze zestresować, albo palnąć coś głupiego. Nie do końca wiedziała, jak ma się przy nim zachowywać. Z jednej strony nienawidziła siebie za to, że przejmuje się tymi wszystkimi laskami, które wchodziły i wychodziły ze studia, płaszcząc się przy Theodorze jak opętane. Z drugiej jednak przy nich czuła się nijaka. I to nie dawało jej spokoju. Starała zacząć się malować, lepiej ubierać - no jak na dziewczynę przystało. Wydawało jej się, że w jego oczach niczym szczególnym nie różni się od chłopców. Wmawiała sobie, że kiedy się zmieni, Theodore zwróci na nią trochę swojej uwagi. Irytowało ją to zarazem, przecież nigdy nie przejmowała się zbytnio zdaniem innych, a tym bardziej płci przeciwnej. - Theodore.. - rzuciła w jego stronę, nie ukrywając zdziwienia. - Co tutaj robisz? Głupie pytanie. Zwłaszcza, że w ręku trzymał whisky. Poza tym, co facet mógłby robić późnym wieczorem w pubie?
Angelus cały boży dzień spędził w pracy więc wracając do domu myślał tylko o tym by wskoczyć pod prysznic i położyć się spać. Rzucił futerał z gitarą na łóżko, po czym udał się do łazienki by wziąć szybki prysznic. Dopiero gdy przecierał włosy i robił sobie kawę dostrzegł karteczkę na lodówce. Pisało na niej, że Lana poszła do Trzech Mioteł i chciała by też tam przybył. Pewnie piła i potrzebowała kogoś kto ją przyprowadzi do domu. Swoją drogą uśmiechnął się lekko bo dobrze mu się z nią mieszkało. Zazwyczaj był w tym mieszkaniu samotny, nawet już planował kupić sobie szczeniaczka, słodkiego i takiego co go będzie witał w progu gdy ten będzie wracał do domu. Potem jednak nagle pojawiła się Lana i zastąpiła mu szczeniaczka. Dziwnym było dla niego gdy tak kobieta chodziła mu po pokoju w samej bieliźnie a jemu było nic do tego bo nie mógł jej tknąć. Tak samo Lotty nie wolno mu było tknąć bo była to siostra jego dobrego kolegi. Jednym słowem przekichane. Wypił dośc szybko swoją kawę, nałożył na siebie swoją najlepszą czarną koszulę i do tego czarne jeansy. Umodelował jasne blond włosy i je uczesał. Potem wybiegł z mieszkania by udać się do Pubu pod Trzema Miotłami, a daleko nie miał. Wszedł do pubu i rozejrzał się za kasztanowymi włosami swojej przyjaciółki, dostrzegł ją w oddali więc ruszył w jej kierunku. Najpierw jednak ruszył do baru i zamówił butelkę ognistej whiskey i dwie szklaneczki. Potem ruszył w jej kierunku. -Hej Lana- przywitał się z nią przez ramię się do niej chyląc i stawiając butelkę ze szklankami na stole a potem dając jej szybkiego buziaka w policzek. -Przepraszam, późno wróciłem z pracy, nie spodziewałem się wypadu do pubu. Cały dzień siedzę w barach więc rzadko wychodzę słońce- powiedział i usiadł obok niej by zaraz otworzyć butelkę i nalać whiskey do szklanek. -Pijesz coś konkretniejszego tego wieczoru czy tylko piwo?- zapytał zanim nalał do jej szklaneczki. Potem podał rękę Theo(nie wiem czy znamy się czy nie). -Angelus, miło mi poznać- przedstawił się a jednocześnie przywitał. Uśmiechu jako takiego nie było na jego twarzy, no może tylko nieznaczny szybki uśmiech.
To był po prostu odruch. Niewiele myślał, gdy szedł w stronę dziewczyny. Sam nie wiedział po co. Czuł samotność? Potrzebował towarzystwa? Wielu osób mógł się tu spodziewać, jeszcze więcej liczył, że zobaczy. O niej jednak nawet nie pomyślał. Znali się krótko i niewiele o sobie wiedzieli. Pracowała w jego salonie. Pomagała ogarnąć się Theo i Kay w tym całym bałaganie. Z nią było o wiele łatwiej. Więcej czasu można było poświęcić na szkice, a nie na sprzątanie i sterylizowanie wszystkiego. Człowiek się nie rozdwoi. Ale czarodziej.. Gdy siedział już i tak na nią spoglądał, w końcu się odwróciła i spojrzała na niego. Uśmiechnął się, gdy zobaczył jej przerażenie. Coraz częściej nasuwało mu się na myśl, że ona się go po prostu boi. Była taka ledwo zauważalna i cicha, gdy pracowała. Błąkała się gdzieś po kątach, przez co czasami nawet nie wiedział, że już przyszła. - Chyba to samo co Ty.. - uniósł szkoło z ognistą, aby lepiej dostrzegła. - Spokojnie, nie bój się. To, że pracujemy razem i wydaje Ci się, że jestem Twoim szefem nie upoważnia mnie do reprymendowania Cię, gdy spożywasz alkohol po swojej pracy.. - zakomunikował wyjątkowo rozbawionym głosem, a kąciki ust wciąż nie opadały. Czasami zaskakiwało go ile przy niej potrafił się uśmiechać, choć tak rzadko rozmawiali. Wymienili jeszcze parę słów, gdy nagle ktoś wbił im się w rozmowę. Wysoki, młody mężczyzna. (NIE NIE ZNAJĄ) Nie wyższy od Theo i nieco lichszej budowy. Obleciał go spojrzeniem od stóp do głów, gdy tak witał się serdecznie z Laną. Uniósł wyżej jedną brew, gdy zaczęły słoneczka i inne takie określenia. Chłopak? Pojawiło się w jego głowie, ale Lana nie wyglądała na osobę, która zainteresowałaby się takim typem. Cóż.. Miłość nie wybiera. W końcu przybysz zauważył, że dziewczyna nie jest sama. - Theodore - kiwnął głową i wyciągnął w jego stronę rękę. Uścisnął ją mocno, może za mocno. Teraz uderzyło go, że nie powinno go tu być. Byłą umówiona. Tylko, gdy wybiera się z damą do baru lub gdziekolwiek indziej, to nie pozwala jej się czekać. Wnioskując jednak z rozmowy, nie umówili się. Było to spontaniczne. - Na mnie już pora Lana. Nie wiedziałem, że czekasz na kogoś.. Do jutra. - zakomunikował, wstał, kiwnął na blondyna i odszedł w stronę swojego stolika. Coś go ukłuło, gdy pojawił się tu ten chłopak. Nie wiedział co. Zabrał płaszcz z krzesła, zapłacił za alkohol i wyszedł z baru.
zt. dla mnie. teraz mnie nie będzie przez weekend, więc nie chce abyście czekali na mój odp.
Był tak cholernie pociągający, gdy siedział i patrzył na nią, popijając ognistą. Jego uśmiech przyprawiał ją o ciarki. Kompletnie się go tu nie spodziewała. Przez chwilę pomyślała, że może nie przyszedł sam, jednak nie widziała w pobliżu nikogo, kto patrzył by się na nich, lub w jakikolwiek inny sposób pokazywał, że na niego czeka. - No tak.. - odwzajemniła uśmiech. W odpowiedzi pomachała lekko szklanką w powietrzu - To dobrze. Zwłaszcza, że piwo kremowe ma raczej niewielką ilość alkoholu. Nie rozmawiali długo, a Lana już zdążyła zapomnieć, o czym wcześniej myślała. Przy Theodorze skupiała się tylko i wyłącznie na nim, co trochę ją irytowało. Jak gdyby na oczy zakładała klapki, gdy tylko zjawiał się w pobliżu. Zapomniała się tak bardzo, że wyleciało jej z głowy, po co tak na prawdę przyszła do pubu. A wtedy jak na zawołanie usłyszała za sobą znajomy głos. Odwróciła się i spojrzała na Angelusa. Potem na Theodora. Kiedy przyjaciel pocałował ją na przywitanie w policzek, a następnie użył określenia "słońce", poczuła się nieswojo. Nie żeby w jakiś sposób jej to przeszkadzało. Wiedziała, że było to tylko i wyłącznie koleżeńskie zachowanie. W tej sytuacji jednak, mogło wyglądać to nieco inaczej z perspektywy kogoś, kto mało o nich wiedział. - Dobrze trafiłeś z wyborem. - Odpowiedziała, posyłając mu blady uśmiech. Angelus postawił przed nią szklankę, napełniając ognistą. Już miała zamiar się odezwać, by przedstawić sobie obu panów, gdy przyjaciel ją wyprzedził. Obserwowała całą tę krótką sytuacje, trochę się obawiając. Czuła w powietrzu dziwną atmosferę. Szybkie podanie sobie dłoni, równie szybkie spojrzenie. Przez moment nawet zamarła, oczekując ich reakcji. Niespodziewanie Theodor podniósł się z krzesła, nagle się z nią żegnając, co mocno ją zdezorientowało. Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, oprócz krótkiego "Cześć..", bo zanim się obejrzała, już szedł do drzwi. Spojrzała na niego ostatni raz, kiedy wychodził na zewnątrz. Zrobiło jej się dziwnie przykro. Nie wiedziała, jak ma to odebrać. Odwróciła się powoli w stronę Angelusa. - Hm, co powiesz na to, żeby trochę dzisiaj zaszaleć? - Posłała mu figlarny uśmiech, starając się nie pokazywać, jak bardzo rozczarowało ją odejście Theodora.
Angelus spojrzał się na Theodora, jak ten wstaje od stolika i odchodzi. -Ej, zaczekaj. Jesteśmy w gronie znajomych. Możesz się zabawić razem z nami- powiedział dość głośno, ale chłopak już najwyraźniej go nie usłyszał. Potem spojrzał ponownie na Lanę. -Wybacz, nie wiedziałem, że ktoś jeszcze z nami będzie. Sądziłem, że chcesz mnie dla siebie jak za dawnych dobrych czasów. Zaskoczyłaś mnie, cały dzień w klubie. Teraz znowu alkohol i jutro znowu do pracy- powiedział pewnym siebie tonem, nalał whiskey do drugiej szklanki teraz, a potem stuknął się ze szklaneczką dziewczyny i wypił ją duszkiem. Potem ponownie nalał whiskey do szklanek. -Chcesz zaszaleć? Zgoda, ale potem nie będzie odwrotu. No i zmieniamy lokale. Tutaj nie potańczymy raczej więc zabiorę cię do Londynu ok?- zaproponował z szelmowskim uśmiechem na twarzy. No bo przecież skoro już się bawić to na całego prawda? Otóż to. Angelus może przy okazji kogoś poderwie, chyba że Lana będzie mu wystarczająco umilała czas w klubach. -Obiecuję ci, że w całości doniosę cię do domu. Mam mocną głowę- zapewnił ją i wypił kolejną szklaneczkę whiskey.
Prawdę mówiąc humor nie wiedzieć czemu trochę jej się zepsuł. Ale sama sobie była winna, gdyby nie zachciało jej się szlajać po pubach dzisiejszego wieczoru, nie spotkałaby Theodora, a tym samym nie dręczyła by się teraz pytaniami. Spojrzała na Angelusa. Zamyśliła się nieco, więc mógł odnieść wrażenie, iż wcale go nie słucha. - Możesz powtórzyć? Odpłynęłam. - Wypiła whisky, którą nalał jej do szklanki i nieznacznie się skrzywiła. Cholera, jak dawno nie piła. Na pytanie jednak czy chce zaszaleć, odpowiedziała z pełnym entuzjazmem. Po to tutaj przyszła, tak? - Zgoda, pod warunkiem, że nie zostawisz mnie gdzieś po drodze, napitą i rozebraną. - Posłała mu kolejny figlarny uśmieszek, podnosząc głowę do góry. Nie było przecież powiedziane, że cały czas będą razem. Równie dobrze on mógł przygruchać sobie jakąś laskę, podczas gdy ona zalewałaby się w trupa. - Trzymam Cię za słowo! Pamiętasz chyba, że moja głowa należy do wyjątkowo słabych? - Wzięła do ręki butelkę, dolewając sobie jeszcze trochę alkoholu. Jak szaleć, to szaleć. Najwyżej jutro nie będzie w stanie wstać do pracy.
Gdy tak mówił i mówił, a ona nagle poprosiła go o powtórzenie, to zamilkł i zrobił zdziwioną minę. Nie dostrzegł, że odpłynęła, a nie lubił zbytnio się powtarzać toteż posłał jej jeden ze swoich najszerszych uśmiechów. -Nic słońce, cieszę się, że możemy razem spędzić ten wieczór- oznajmił i w ramach tego chlusnął solidnego łyka gwałtownie nalewając whiskey do szklaneczki. Gdy wspomniała coś o zostawieniu jej, ten zaprzeczył, ruszając głową raz w lewo i raz w prawo. - nie nie nie Lanuś. Jestem za ciebie odpowiedzialny. Nie zostawiłbym cię na pastwę losu, jesteś zbyt słodka na to. Szybko ktoś by zwrócił na ciebie uwagę. Gdy zobaczę, że masz dość to pójdziemy do domu- powiedział po czym wypił kolejną szklankę whiskey. Jej także nalał. Nie musi wcale pić równo z nim. Jeśli go poprosi to on jej nawet drinki zamówi gdy pójdą do klubu. Tam będzie mógł potańczyć, a nawet zaśpiewać. Miał odpowiedni głos do tego. Mógł zostać artystą albo aktorem wysokiej klasy. -Lana, lubisz mój głos? Jak ci śpiewam?- zapytał pewnym siebie tonem.
Gdy tak mówił i mówił, a ona nagle poprosiła go o powtórzenie, to zamilkł i zrobił zdziwioną minę. Nie dostrzegł, że odpłynęła, a nie lubił zbytnio się powtarzać toteż posłał jej jeden ze swoich najszerszych uśmiechów. -Nic słońce, cieszę się, że możemy razem spędzić ten wieczór- oznajmił i w ramach tego chlusnął solidnego łyka gwałtownie nalewając whiskey do szklaneczki. Gdy wspomniała coś o zostawieniu jej, ten zaprzeczył, ruszając głową raz w lewo i raz w prawo. - nie nie nie Lanuś. Jestem za ciebie odpowiedzialny. Nie zostawiłbym cię na pastwę losu, jesteś zbyt słodka na to. Szybko ktoś by zwrócił na ciebie uwagę. Gdy zobaczę, że masz dość to pójdziemy do domu- powiedział po czym wypił kolejną szklankę whiskey. Jej także nalał. Nie musi wcale pić równo z nim. Jeśli go poprosi to on jej nawet drinki zamówi gdy pójdą do klubu. Tam będzie mógł potańczyć, a nawet zaśpiewać. Miał odpowiedni głos do tego. Mógł zostać artystą albo aktorem wysokiej klasy. -Lana, lubisz mój głos? Jak ci śpiewam?- zapytał pewnym siebie tonem.
Nie lubiła odlatywać myślami gdzie indziej, kiedy z kimś rozmawiała. Na szczęście jej przyjaciel tylko się uśmiechnął. Puściła mu oko, słodko się uśmiechając. Na taki wieczór dzisiaj liczyła, przy Angelusie i dobrej whisky. Jak za dawnych czasów. - Ale chyba pozwolisz mi z kimś porozmawiać? - spytała rozbawionym głosem, mrużąc oczy. Chyba nie zamierzał pilnować jej na każdym kroku? Nie była dzieckiem, miała w końcu swój rozum. Racja, dobrze było mieć go w pobliżu, aczkolwiek nie sądziła, żeby w tłumie ludzi ktokolwiek mógłby jej coś zrobić. Wypiła kolejny łyk whisky, po czym lekko nachyliła się w jego stronę. Te pytanie trochę ją zdziwiło, ponieważ nie wiedziała, do czego zmierza. - Lubię. Dlaczego pytasz?
Tak, Lana była dobrą przyjaciółką, a Angelus po prostu zawsze zakochiwał się w nieodpowiednich dziewczynach. Potem wychodziło, że rzucał jedną za drugą z którymi się umówił ponieważ żadna nawet w jednym stopniu nie zbliżała się wzorcem do jego ideału, który z kolei go nie chciał. Ciężki żywot naszego Aniołka. -jasne Lana, możesz nawet go zabrać do łóżka. Nie jestem twoim ojcem tylko przyjacielem. Masz cały pokój dla siebie przecież. Może mi też uda się kogoś poznać tej nocy. Zabawmy się- powiedział ze szczerym uśmiechem na twarzy. Przynajmniej się starał dobrze bawić. Nalał znowu whiskey. Praktycznie wypijał ją duszkiem zupełnie tak jakby pił sok dyniowy. Na razie słabo to na niego działało. - jak wrócimy do domu to ci pośpiewam słońce- powiedział rozmarzonym głosem po czym rozejrzał się po barze. -jeszcze chwila i przeniesiemy się do jakiegoś klubu nocnego by się zabawić. Napewno kogoś tam poznamy, a i muzyka do tańca będzie. Chyba, że będziesz wolała wrócić pić do domu ze mną. Więc wybieraj, albo dom albo nazwa klubu- zaśmiał się szeroko i znowu łyknął whiskey. Została im jeszcze jakaś połowa butelki.
Może niekoniecznie chodziło jej, żeby lądować z przypadkowym kolesiem w łóżku, aczkolwiek odetchnęła z ulgą, gdy Angelus powiedział, że nie będzie zbytnio siedzieć jej na karku. Miała ochotę kogoś poznać, ale przecież nie musiało nic większego z tego wychodzić. Chciała się po prostu upić i pogadać o bzdurach, chciała się wyszaleć. - Może poznam jakiegoś przystojniaka, który się mną zaopiekuje? - Z udawanym podnieceniem spojrzała na przyjaciela. Jeżeli o niego chodziło, było bardzo możliwe, że do domu nie wrócą we dwójkę. Lubiła, kiedy jej śpiewał. Na prawdę dobrze mu to wychodziło. - Okej. - Spojrzała na drzwi wejściowe, jakby w nadziei, że kogoś w nich zobaczy. - W sumie.. Może darujemy sobie potańcówkę i przeniesiemy się do nas? Tam też można wypić. Dokupimy coś. A jak nam się znudzi, możemy gdzieś jeszcze wyjść. - Spojrzała znacząco na resztki ognistej. Czasami przerażało ją, w jak zastraszającym tempie przy Angelusie znikała zawartość butelek. - O ile będę w stanie stać na nogach.
Angelus spojrzał się uważnym wzrokiem na przyjaciółkę. Jego intensywnie zielono-szare tęczówki były skupione tylko na niej. Zastanawiał się czy to co robią teraz jest ok. Czemu zachowuje się tak grzecznie? Chyba tylko Lana i jego przyjaciele, ale Lana szczególnie znała go od tej dobrej i romantycznej strony. Tylko ona była osobą, która położyła się obok niego, mogła się przytulić do jego torsu i iść grzecznie spać. Chyba innymi dziewczynami takimi były siostry Angelusa. -Planuję za niedługo otworzyć własny klub nocny. Jeśli chcesz dokupię zaraz whiskey i wrócimy pić do domu, jutro po pracy udamy się do klubów w Londynie ok? - zapytał się po czym puścił oczko do jakiejś brunetki siedzącej przy barze bowiem ta uśmiechała się do niego i kokietowała go na odległość. -w domu włączę jakąś muzę, zagram na gitarze. Mamy cały salon do tańców wyginańców- tu się zaśmiał gdy pomyślał sobie o tej dwuosobowej wygibance przy muzyce.