Dobrze, przetrwałeś wycieczkę po kaplicy? Z pewnością, skoro teraz jesteś tu, w piwnicach, uważanych przez tubylców za lochy. Czemu się dziwić, skoro wejście do nich jest zakratowane? W kaplicy czasami można spotkać mężczyznę, który uważa się za prawnuka syna kobiety, której wujek od strony ojca opiekował się tym miejscem tajnych schadzek ludzi i zna wnętrze kaplicy jak własną kieszeń. Historia nie musi być prawdziwa, ale ten tajemniczy osobnik naprawdę potrafi poruszać się po budynku. Jeśli interesują cię tajne przejścia – lepiej go poszukaj. Ale pewnie zastanawia cię, co znajduję za metalowymi prętami? Już mówię, to stara winnica z wytrawnymi winami przywiezionymi z innych krajów. Nie znajdziesz tu jednak stolika i kielichów, aby spróbować tego przysmaku. Wszystko nadal jest w ogromnych beczkach, przymocowanych do ściany.
Bycie idiotą, a bycie blondynką to spora różnica. Idiotą może być każdy, ba, każdy ma w sobie coś z idioty. U jednych to widać bardziej, u innych mniej. To już zależy od człowieka, ot co. A blondynki były po prostu blondynkami. Trudno opisać tą różnicę, to sie po prostu czuje. Zresztą, mniejsza z tym On się jakoś nie poczuł niechciany i odepchnięty i zapewne nie obraziłby się na nią śmiertelnie gdyby wybrała wódkę zamiast niego i to nią się zafascynowała, a do niego nie wydusiła już ani słowa. W sumie to przyjąłby to z pełnym zrozumieniem, sam często ma ochotę...ba, sam tak często z ludźmi robi. A tu proszę, pełna kultura w studentce, kontynuowała dyskusje -Przestań chrzanić. Nie raz i nie dwa słyszałem takie określenie, przyzwyczaiłem się i zwyczajnie nie narzekam. I wierzę w siebie, nawet bardzo. - Przysunął się odrobinkę, a właściwie bardziej nachylił w jej stronę spojrzeniem jej wzroku szukając. Trzeba w takich momentach patrzeć w oczy rozmówcy, zdecydowanie -Sam fakt, że obok mnie siedzisz udowadnia, że do twarzy mi z tym wszystkim - Stwierdził, nawet się grzecznie uśmiechając. Fajnie jest byś dupkiem kiedy wszyscy na to lecą, co nie? Biedni są tylko ci którzy robią sobie jakieś nadzieje, ale cóż tam. A mówienie do niego po nazwisku? Za bardzo się przyzwyczaił żeby w ogóle zwracać na to uwagę
On też się uśmiechnął, bo w końcu jak się tu nie szczerzyć, jak ktoś mu przesyła wesołego banana w postaci wygiętych ust? Tak, tak… jesteśmy z Andrzejem bardzo pomysłowi, jeśli chodzi o wymyślanie różnorodnych słów zastępujących „uśmiech”. Nie, to nie wszystkie, które znamy. Ale nie chcemy was zanudzać, sami rozumiecie… ile można słuchać o jednym! A raczej czytać. No ba, że romantycznie! Przecież to Andrzej, jak mogło być inaczej, no jak? Przecież on to jest romantyk z krwi i kości! [stike]Haha, wcale nie. Bliżej mu do erotomana, niż romantyka.[/strike] Oj tam, oj tam. Może mu nawet podeptać te stopy, to nie problem. Serio. Poświęci się. - Na przykład? – Uniósł brew, przyglądając się badawczo dziewczynie. O cholera, już myślał, że go pocałuje i będzie kanał. Bo to byłoby strasznie słodziutkie i miłe… pewnie nawet by go oddał, ale potem umarłby pod ciężarem wyrzutów sumienia za każdym razem, kiedy spojrzałby na Kasię, a to chyba nie byłoby zbyt przyjemne dla obu stron, prawda? No, ale na szczęście tylko się przytuliła. Uff… ulga. I nie dlatego, że nie miał ochoty, tylko… oj, no przecież wiesz! Nie będę się powtarzać! - Nie bądź taka spięta, Hero. To proste, wiesz? Popatrz. Najpierw prawa, potem lewa i do tyłu prawą nogą. I w kółko. – Uśmiechnął się do niej, widząc (i czując!), że nie czuje się zbyt pewnie na parkiecie. – I teraz obrót. Jak powiedział, tak też zrobił. Po chwili znów gibali się na boki. - I co? Lepiej się już czujesz? - Spojrzał na nią, odgarniając jej włoski z czułka. Żadnych podtekstów! Niech wam to nawet do głowy nie wpada!
Wódka jest zawsze lepsza od wszystkiego i żadna osoba nie potrafiłaby jej tak po prostu zastąpić. Przynajmniej tak myślała znaczniejsza cześć społeczeństwa. W końcu to zawsze od niej zaczyna się rozkręcać impreza, czy nawet urodziny babci albo seks. Tego nie da się opisać, ot co. Ale ona wcale nie wybrała swojej butelki zamiast Gilberta. Można by powiedzieć, że nawet w tym wypadku postawiła ich obojga na tym samym szczeblu. A chociaż dziecinna i beznadziejna była ich rozmowa, to i tak się jej podobała. Dawno się z nikim tak nie droczyła, a brakowało jej tego. Ile można znieść samotności i rozczulania się nad sobą? A tutaj przynajmniej mogła się twardo zachować i nie od razu pieprzyc o tym, jakie ma okropne życie. Nie będziemy się tu mazgaić, no proszę. - Na pewno ode mnie tego nie słyszałeś - zaczęła kreślić paznokciem kółka u wylotu butelki. Zauważyła, że się do niej przysuwa, co, jeśli mam być szczera, jej nie przeszkadzało. Sama z resztą też się nachyliła, ale tak całkowicie niezauważalnie. Minimalnie. A potem popatrzyła na niego, a raczej nie na niego, ale w jego oczy. Tak, też uważam, że w takich momentach powinno się w nie patrzeć. Zdecydowanie. - Towarzyszę ci tylko z grzeczności - mruknęła, jakoś zbytnio nie podjara tym, jak blisko siebie są. Poza tym po raz kolejny powtarzam, że ona na niego nie leci. A przy takim kimś jak student, nadziei nie należy sobie robić w żadnym wypadku! - Tylko z grzeczności. - Powtórzyła.
O nie! Jakie to straszne! Ja nie mam żadnych wymyślnych nazw dla uśmiechu, trzeba to nadrobić jakimś innym sposobem, ale o tym potem! Potem, potem. - Chociażby w każdy inny. - No i dupa, mogła go pocałować, to przynajmniej mogłoby go rozkojarzyć i zapomniałby o tańcu, ale nie... podjął próbę nauczenia, która oczywiście się nie uda, bo nie on pierwszy próbuje! Taki koszmar to nawet jej się nigdy nie przyśnił. - Nie. - No cóż, przynajmniej robi dobrą minę do złej gry, bo mimo wszystko nadal próbuje się uśmiechać. Przez cały czas co chwila gapiła się na nogi, bo bała się, że zmiażdży mu stopy tak, że będzie trzeba mu je amputować. No, a stopy to przecież ważna część ciała! To pewnie odebrałoby jakiś malutki procent z uroku Andrzeja, nie? Ten taniec polegał na tym, że wisiała na jego szyi, a on nią manewrował. Może i próba nauczenia jej swobody w tańcu, była z jego strony bardzo urocza i miła, ale ona czuła się bardziej niezręcznie niż zazwyczaj. - Nie dam rady. - Tak, tak, poddała się. Ale zrobiła to już dawno, teraz tylko powiedziała to na głos. Nawet główka opadła jej w geście rezygnacji na jego ramię, co normalnie wzięłaby to za coś uroczego, ale teraz... Szkoda się o tym rozpisywać, bo jakaś biedna dusza musi to czytać.
Zrównanie go z wódka byłoby dla niego sporym komplementem, oczywiście gdyby takowy usłyszał. No normalnie poczułby się fajny! Tsa, jakby do tej pory się tak nie czuł, faktycznie. Cóż, byłoby milutko, nawet gdyby to było zwykłe łgarstwo. Przecież nie będzie się przywiązywał do ludzkich słów, do słow Charlotte de La Brun też nie. Słowa to tylko słowa, niestety. Skupisko literek, głoski takie tam bzdury. Coś co można zmienić, cofnąć, interpretować, puste słowa. Jakie to emoskie. -Może, nie wiem. W dupie mam kto to mówi, ważne że mówi - Oj tak. Mogła go nazywać o wiele gorzej, on i tak zapomniałby po kilku dniach, o ile nie godzinach, że to akurat ona go tak bezczelnie pojechała. O ile tylko miałaby rację, szczyciłby się tym. O ile nie, grzecznie by o tym zapomniał. Idealny układ dla psychiki każdego człowieka -Z grzeczności? Jasne. Wymyśl lepszy pretekst - No w grzeczność i kulturkę na pewno nie uwierzy, nie ma szans. Ma o niej zdecydowanie lepsze zdanie niż to, że siedzi przy nim całkowicie odruchowo, bo tak wypada. Jakby jej nie pasowało to, by sobie grzecznie poszła, jebać grzeczność. Jak mówiłem, przynajmniej takie zdanie miał o niej Gilbert. I był pewny, że się nie myli. A może tylko miał nadzieje? Kto wie, kto wie. Przysunął się o kolejne centymetry, milimetry..? Nieważne. O troszeczkę, bo i coraz mniejsza odległość ich dzieliła. I tylko na moment oderwał wzrok od jej oczu żeby spojrzeć na sale i... o matko i córko, co ta Hera wyprawiała? Nie wiedział czy się śmiać czy płakać. Opuścił brwi które uniosły się same z siebie i znowu spojrzał w oczęta studentki. To bezpieczniejsze. Brrr.
No widzisz, nadrób to, bo zostaniesz w tyle! Trzeba iść z duchem czasu! Tu zwykły „uśmiech” nie wystarczy! Teraz nawet parówkaktórapołknęłametalowecośktóryutknąłnajej środkuiprzyciągnąłjądogorącegomagnesuodktóregochceucieci pniesięwgóręaprzynajmniejpróbuje, nie wystarczy. Tu trzeba być strasznie kreatywnym! - Oj, daj spokój. Daj mi jakiś konkretny przykład, to ci odpuszczę. – Wygiął swe kąciki ust w stronę słońca w iście szatański sposób, na poły zadowolony z siebie, na poły droczący się z rozmówczynią i można by tu jeszcze dzielić ten gest na mniejsze części, ale czuję, że przynudzam, więc kończę. - Hm… nie? No to chyba musimy kontynuować naszą lekcję. – Na potwierdzenie tej propozycji, a raczej pokazanie, iż jest ona nie do odrzucenia, okręcił ją, następnie przytulając do siebie i ciągle mamrocząc jej do ucha „lewa, prawa, tył, lewa, prawa, tył”. Czyż on nie jest nauczycielem tańca z krwi i kości? Stopy są święte. Stopy są niezbędne. Stóp nie wolno tykać. No chyba, że w wyjątkowych sytuacjach. To jest wyjątkowa sytuacja. - Ey, Ey… dasz. Nie możesz się poddawać tylko dlatego, że wcześniej nie wychodziło. Kiedyś w końcu musi. Jak nie dzisiaj, to jutro, ale wyjdzie. Tylko trzeba ćwiczyć. – Pogłaskał ją po główce, dalej kiwając się w lewo i w prawo. I w lewo, i w prawo.
Dobra, szło jej trochę lepiej gdy nie gapiła się obsesyjnie w dół [nie w dół, że tam gdzie myślicie, tylko w dół, że na nogi]. - No wiesz, możemy pograć w karty, na przykład takiego pokera. Tylko, że... Tego też nie umiem. - Właściwie miała powiedzieć coś zupełnie innego, a nawet od razu to zaprezentować, ale informacja w drodze z mózgu do ust uległa dziwnej zmianie... - Nie wyszło wtedy, więc nie wyjdzie i teraz. - Yhym, nie ma to jak optymistyczne patrzenie w kryzysowej sytuacji. Tak, to jest kryzysowa sytuacja. - Przepraszam! - Powiedziała automatycznie, gdyż przez to, że została rozkojarzona przez głaskanie po główce i szepty do uszka, nadepnęła na stopę Andrzeja. Biedny, teraz ma kare za próbowanie uczenia Hery takich rzeczy. I to w miejscu publicznym! - Wybacz... - Dodała jeszcze czując, że zapewne za chwilę to się powtórzy. Biedny, oh, biedny, uroczy Andrzej, nie wie w co się wpakował.
Wiadomo, że lepiej. Kiedy się podczas tańca patrzy na nogi, to prawdopodobieństwo pomylenia się jest większe, niż tańcząc z opaską na oczach. Hm… może to nie najgorszy pomysł… Ale o tym później. - W pokera powiadasz… rozbieranego, na fanty czy na pieniądze? – Jego brwi zaczęły tańczy w rytm „Maczo”, czyli po prostu unosiły się w górę i w dół, ale cii. Lepiej brzmi, że” ruszały się w rytmie..”, a tak mi się przynajmniej wydaje. - Wtedy nie miałaś takiego dobrego nauczyciela – zawadiackie mrugnięcie, obrót Hery wokół jej własnej osi. Cóż za pesymistka! Gdzie się takowe jeszcze uchowały?! Nie wspominając już w ogóle o pewności siebie i wierze we własne możliwości! - Nic się nie stało. – Uśmiechnął się do niej uspokajająco, powstrzymując się od syknięcia. Nie powie przecież, że ma spadać, bo go stopa boli. Potem sobie ponarzeka w pokoju. To będzie najlepsze rozwiązanie, ot co. – Nie stresuj się tak tym wszystkim. Chyba się mnie nie boisz, co? Andrzej doskonale wie, w co się wpakował. Teraz już tak. Ale niech Hera sobie nie myśli, że on odpuści, bo to nie może mieć miejsca. - Może pójdziemy poćwiczyć w jakieś bardziej… ustronne miejsce, hmm? Może będziesz się mniej stresować, kiedy będziemy sami?
W sumie opaska na oczy byłaby dobrym rozwiązaniem, bo przynajmniej nie rozglądałaby się co chwilę, by sprawdzić ile osób już się z niej śmieje. Próbowała się skupić na tym, by nie deptać tak masakrycznie jego stóp, ale im bardziej się starała, tym gorzej jej to wychodziło, więc ciągle powtarzała "przepraszam" i "wybacz". Próbowała uśmiechać się przepraszająco w stronę Andrzeja, ale w geście załamania, co chwila przymykała oczy na kilka sekund. - A jak myślisz, o który mi chodzi? - Przez chwilę szło dobrze, więc zdążyła się tylko zachęcająco uśmiechnąć, ale chwilę potem chłopak znów usłyszał przeprosiny. Samo to, że potem będzie miał, biedny, bóle stopy wzbudza w niej poczucie winy. Toż on tak się stara, by nauczyła się znośnie tańczyć, a ona co? Masakruje mu kończyny! - Ciebie akurat nie... - Boi się tego, że Andrzejowi w końcu znudzi mu się ta lekcja i sobie bujdzie. Boi się, że przez te całe deptanie stóp straci resztki sympatii do niej. Boi się, że zbyt dużo osób zobaczy ten jej 'taniec', a potem to będzie się za nią ciągnąć do konia szkoły, albo dłużej.... - Oh, tak. Dobry pomysł. - Nawet nie próbowała protestować, bo nawet, nawet zaczynało jej wychodzić, znaczy... tak się łudziła. A poza tym bała się, że jak zaprotestuje, to Andrzej sobie pójdzie, a tego przecież bardzo nie chce.
Nieee, raczej nigdy nie powiedziałaby mu tego. Nie będzie tu go przecież komplementować i podziwiać, jaki to on jest fajny jak wódka czy coś w tym stylu. Nie przywykła do mówienia miłych rzeczy ot tak, bo jej się nudzi. A poza tym to i tak byłyby to tylko słowa, na które Gilbert odpowiedziałby uśmieszkiem czy czymś w tym rodzaju. W końcu on zareagowałby na to tak, jak reaguje na wszystko inne co chodzi, lata, piszczy i pełza, a ona musiałaby się nieźle namęczyć przy zinterpretowaniu tego zdania. On się niczego nie dowie, a ona nie będzie się zbędnie produkować. I będzie fajnie. Chyba najlepsza jego cechą było to, że miał gdzieś zdanie innych. A ona nawet trochę zazdrościła mu tego. W końcu nie każdy może być tak bezinteresowny i nie przejmować się tym, co kto o nim mówi. Charlotte na przykład starała się o pozytywną ocenę innych przez długi czas, a i tak wyszła na tą złą, która "jest straszna bo bierze narkotyki, bla bla bla bla bla, i demoralizuje wszystkich dookoła." - Ciekawe... - mruknęła do dłuższej chwili. - Dlaczego mi nie wierzysz? W sumie, takie przysuwanie nie było takie złe. Przynajmniej dla niej. Tak więc siedzieli tak sobie, nachyleni i gapiący się na siebie jak dwójka idiotów. Dobra, byli pijani. To wszystko wyjaśnia.
Miej wyjebane, a będzie ci dane! Takie powinno być motto życiowe Gilberta. A przynajmniej, jedno z wielu. Któż inny tak pięknie potrafi mieć wszystko gdzieś jak on? Któz inny z taką gracją wszystko i wszystkich oleje? No nikt. Tylko on, zdecydowanie! Ani mu nic w serduszku nie drgnie, ani umysł nie krzyknie zbuntowany. Po prostu ignoruje to wszystko i trudno, tak już ma zostać. Szczera olewatorka (ah jak ja uwielbiał to paskudne słowo) to najlepsza cecha jaką matka natura czy inna Bozia mogła mu dać. To i mocna głowa, ma się rozumieć. -Nie wierze w bezinteresowność, zwyczajną grzeczność, uczciwość, prostolinijność czy innego rodzaju dobro. Szczególnie nie u kogoś takiego jak ty - Postanowił jej odpowiedzieć dopiero w momencie gdy czubki ich nosów dzieliły ostatnie milimetry ot zetknięcia się, a jego oczęta nauczyły się już koloru jej tęczówek na pamięć. I nawet grzecznie sciszył głos (ah jak seksowny jest szept Gilberta), bo przecież nie będzie się jej darł prosto w ryjek, nie? No i tak w ogóle, był szczery. Nigdy nie ufał takim ludziom i sprawę które przejawiały w jakiś sposób czyste dobro czy inną kulturę. A jak próbuje go do tego przekonać (nie)zwyczajna ćpunka...eee. Bez komentarza.
No widzisz! Kolejny dobry pomysł mistrza wyobraźni i w ogóle wszystkiego – w końcu jest bliźniakiem KRÓLA. Kumacie? Szlachetnie urodzony z niego gość. O mało nie przegryzł sobie języka, usilnie próbując nie krzywić się z powodu obolałych stóp. Czuł przez buty i skarpetki, że nie wyjdą z tego cało. Na sto procent będzie musiał zainwestować w kosmetyczkę, która mu stópki naprawi. Ale przecież przyjaciele są najważniejsi… prawda? Prawda? Cholera… sam w to nie wierzył. Przecież: TO. BYŁY. STOOOOOPY! Jego najukochańsze, najpiękniejsze, święte stopy. Ach, ach… zaraz zejdzie na zawał. Jeszcze chwila i dożywotnio zamknie się w sobie ze swoimi kaktusami i żelkami. Tylko go będzie Hera widziała. Uśmiechał się jednak uspokajająco do dziewczyny, jak na cierpliwego nauczyciela przystało. - Znając ciebie? Rozbierany. – Tak, tak. Miał pewność, że właśnie ten miała na myśli. Przecież znał ją nie od dzisiaj, prawda? Dobrze, że Hera nie ma szpilek albo glanów. To dopiero byłby ból. - No to dobrze. Już myślałem, że boisz się, że coś ci zrobię. – I zrobię, jeśli nie przestaniesz mnie deptać! :morphface:. Sorry za te skreślenia, ale coś nie teges dzisiaj z moją logiką. I w ogóle ze mną. - No to chodźmy. – I chwyciwszy butelkę wódki wymaszerował z pomieszczenia, by pojawić się przed kaplicą, jednakże kontynuację wątku będziecie mogli przeczytać tutaj, drodzy czytelnicy, co zresztą zaraz nastąpi. Wiecie co? Postanowił wcielić w życie swój niecny plan, ułożony wcześniej w główce. Trzeba przecież ratować STOPY! Zdjął więc swój przystojny krawacik z równie przystojnym (jak nie przystojniejszym!) królem Julianem, po czym zawiązał nim oczy Hery. Mwahaha… a teraz wrzucił ją do schowka i wykorzystał na tle seksualnym! Koniec. Chwycił ją za rękę, ponownie przyciągając do siebie. - To co? Ufasz mi? – Jak wcześniej wyszeptał jej to do uszka, uśmiechając się przy tym słodko, czego Puchonka zobaczyć nie mogła.
Było komuś ukraść pianki, albo wkładki do stanika i przykleić jej do podeszwy, to przynajmniej mniej by bolało! Ojjojojojjoooooj, biedny Andrzej! Powinna mu teraz zrobić jakiś masaż stóp, czy coś... - Ja ty mnie dobrze znasz... - Uśmiechnęła się znów ledwo omijając stopę Puchona. Ilość nadepnięć na zacną stopę malała wprost proporcjonalnie do mijanego czasu, więc wniosek jest taki, że idzie jej odrobinę lepiej... tak ociupinkę. Pfff.... Ona CHCIAŁA by on jej coś zrobił, ale jednym powodem czemu jeszcze na przykład... go nie całowała, jest Kasia Ogrodnik. Gdyby nie ona, to już dawno spełniłaby jedno ze swoich marzeń zapisanych na swojej tajnej liście, którą zdążyło przeczytać już chyba połowa jej znajomych. Gdy wychodzili, a Andrzej zdążył pochwycić butelkę z alkoholem, zdała sobie sprawę z czegoś okropnego! Jest na imprezie I NIC NIE PIŁA! O rany, ran, rany.... Impreza, a ona na trzeźwo. Chwila... Dopiero teraz zaczynam się zastanawiać, jak to jest, że Hera ma tylko piętnaście lat, a jest taka zdemoralizowana? Mniejsza o to, z czasem zdemoralizuje ją jeszcze bardziej. Od razu gdy zawiązał jej oczy, a jedyne co widziała to ciemność, próbowała powstrzymać się od panikowania. Trochę obawiała się, że Andrzej nagle puści jej rękę, więc gdy przyciągnął ją do siebie, przywarła do niego trochę mocniej, niż poprzednio. - A mam inny wybór? - Uśmiechnęła się mile połaskotana oddechem Puchona, nie wspominając o tym, że teraz, gdy zabrakło wzroku, jej zmysły zaczynały się wyostrzać i nawet zapach chłopaka odbierała mocniej, niż zazwyczaj. Co nawiasem mówiąc wcale jej nie przeszkadzało.... Teraz go czuła. Czuła jego ciało, jego zapach, ciepło jego oddechu i drżała od barwy jego głosu... A zazwyczaj skupiała jego urok na wyglądzie. Teraz gdy go nie widzi, jest wstanie zrozumieć, że jego urok osobisty to nie tylko wygląd, ale też cała reszta.
Tak, rzeczywiście Gilbert był po prostu miszczem w tym całym olewaniu i nierobieniu niczego. Chodził na imprezy, czasem zaszczycił kogoś w jakimś inny miejscu, ale ogólnie to ograniczał się go picia i mówienia. Wszyscy powinni mu zazdrościć takiej bezwarunkowości i tak samo brać z niego przykład. Będąc z nim tak blisko już niemal zapamiętała każdy milimetr jego twarzy. Jak wyglądały jego oczy, jak odbijało się w niebieskich tęczówkach jej spojrzenie, jak wyglądał nos, usta i ogólnie z tego kąta widzenia lepiej zauważyła wszystkie jego już i tak wyraźnie podkreślone rysy twarzy. - Dlaczego? - Teraz ona zadawała głupie pytania. Cóż, może dlatego, że kręciło jej się w głowie po wódce, a może dlatego, że zbyt blisko siebie byli. - Dlaczego nie wierzysz, że ja taka jestem? - W tym momencie ona także ściszyła głos do szeptu i przesunęła głową w prawą stronę, czując na swojej szyi jego oddech. - Nie każdy jest wcieleniem zła. - szepnęła mu do ucha. Słyszała głosy na imprezie, które dziwnie w jej głowie zaczęły cichnąć. Już zbytnio ją nie obchodziło, co się tam działo, i czy impreza w ogóle jeszcze trwała.
Gilbert w ogóle był zajebisty. Na swój sposób oczywiście. Gwarancja najwyższej jakości, lepszego Gilberta się nie znajdzie, Slone to gwarantuje. -Nie każdy - Potwierdził jej słowa żeby przez moment poczuła się fajna, mądra i obyta w filozofii gilbertowskiej. Niestety, to nei takie łatwe. Pojąć jego spojrzenie na świat jest trudno, szczególnie jak nie ma sie tak namieszane w głowie jak on. A jak się jest wesołym gejem z Gryffindoru to ja w ogóle życzę powodzeniaaa. -Ale czyste dobro nie istnieje. A ja wciąż nie wiem czym podszyty jest twój akt miłosierdzia - Nie wszyscy są szatanami, ale aniołów nie ma. Prosta aczkolwiek smutna filozofia. Nie ma całkowitej bezinteresowności, dobra, kultury czy innej grzeczności i koniec. Zawsze to ma jakieś drugie dno ewentualnie ukryty cel albo w ogóle nie wiadomo co jeszcze. -Zdradź mi swój sekret - Faktycznie, zabrzmiało to dość mrocznie. Jakby nie wiadomo czego od niej oczekiwał. On oczywiście miał na myśli tylko to wspomniane wcześniej drugie dno, ale wiedział że interpretacja jego słów może być różna i nie narzekałby gdyby dowiedział się czegoś ciekawego. Niby mniej wiesz, dłużej żyjesz, ale jemu nie zależy na osiągnięciu wieku emerytalnego, zdecydowanie nie. Czyli Charlotte mogła stać się kolejnym krokiem do osiągnięcia celu. łiii! Trzeba jej ładnie podziękować. Czyżby dlatego palce Gilberta znalazły się na jej szyi? Właśnie dlatego zmierzyły powolutku w dół, od podbródka aż do samego obojczyka? Nie wydaje mi się. Pewnie tak tylko badał czy nie ma halucynacji czy coś.
Wpychamy się, integrujemy jak zwał tak zwał. Kathy nie miała ochoty siedzieć sama czy szwendać się po okolicy, chciała się zabawić. Tak wiec podsłuchała kilka rozmów i już wszystko wiedziała. Na początku nieco niepewnie podeszła do drzwi piwnicy. Zwykle nie była nieśmiałym stworzeniem, ale z tego co wiedziała to ta impreza zaczęła się już dawno temu, więc pewnie wszyscy sa pijani i się znają. Dobra, była nieco przestraszona tak to najlepiej chyba określić. Kiedy już doszła na miejsce imprezy pchnęła nieco drzwi i weszła kilka kroków. Nawet było dokładnie tak jak myślała, wszyscy wyglądali jakby byli pijani, utworzyły się grupki. No i pięknie wrąbała się jak nic. Powstrzymała cheć ucieczki i przeszła kilka następnych kroków mając nadzieje, że nikogo nie podepcze w tej plątaninie ciał. Wzrokiem szukała alkoholu.
-Taa.. Westchnęła głęboko. Z nerwów aż jej ręka uciekła do kieszeni wyjmując papierosa. Odpaliła go. Dziś był ten dzień gdzie spali całego papierosa. Zaciągnęła się. -On chyba... Nie dokończyła tylko przewróciła oczami czemu musieli gadać o kimś kto jest zajęty? No fakt nikogo innego ciekawego nie było. Został tylko on. Fee... Czemu? Uśmiechnęła się na odpowiedź o Davidzie. Papierosa paliła bardzo szybko po chwili wyrzuciła go gdzieś nie gasząc. -Trzeba kogoś poznać. Uśmiechnęła się do kuzynki.
Spojrzała na nią niezadowolona. Jej nos lekko się zmarszczył kiedy poczuła papierosa. Nie chciała być bardzo niegrzeczna, ale odsunęła się odrobinę. Kichnęła nawet, kiedy więcej dymu do niej doszło. Chyba przez to, że nie lubiła tego zapachu i rzadko go wdychała miała dosyć wrażliwy nosek. - Nie wiem jak ty, ale ja na dzisiejszy dzień mam chyba dosyć głośnych rozmów i muzyki - Powiedziała znacząco po czym przeciągnęła się i zatkała usta przy ziewaniu. Podrapała się po nosie i spojrzała w stronę drzwi. Już nikt nie przychodził ciekawy. - Pójdę chyba do pokoju. Może się zobaczymy kiedy indziej? - Zaproponowała i raźnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Pomachała jeszcze z daleka i przesłała buziaka bliżej nie określonej osobie po czym opuściła to miejsce, z zamiarem udania się ns spacer, daleko daleko stąd.
Po pięciu minutach bezczynne siedzenie mu się znudziło, więc poszedł pogadać z Ziomkiem. Co prawda, była to kolejna kłótnia, ale oj tam, oj tam. Jeszcze się dogadują? Dogadują. Ziomek się jako tako sprawuje? Sprawuje! Więc nie ma co narzekać. Tym bardziej, że ktoś przyszedł. Przyjrzał się dokładnie tej drobnej osóbce, ale nie rozpoznał w niej nikogo z Elity. Pomachał jedynie ręką i wrócił do kłótni. Nie na długo, bo ludzie zaczęli się schodzić. Ach, te sławetne imprezki! Co prawda, ta jest mniej ostra, bo reszta kadry czuwa, a poza tym, nie jesteśmy u siebie, a u Bolka. Należy być mu wdzięcznym, że udostępnił swój.. lokal? Przyjął od jakiegoś typka butelkę szampana i podał ją Ziomkowi. Niech się napije, a co! To znaczy w czasie przerwy, bo teraz pracuje, hy hy. Zaraz potem wparowała Koni (ileż on się o niej nasłuchał od członków Elity!), a po niej Ver. No nareszcie ktoś normalny! Uśmiechnął się szeroko na jej widok i pokiwał głową. - No jasne, że jest! - krzyknął radośnie, a następnie paluszkiem przywołał karton wypełniony butelkami ulubionej wódki Lardeux. Ach, bycie skrzatem jest doprawdy wygodne. Już miał wesoło pogawędzić z Vercią, kiedy do piwnicy wpadł Tygrysek z.. Rosjanką na ramieniu. Oooo, co te wakacje robią z młodzieżą! Ale niech się bawią, niech się bawią... Słysząc prośbę Borisa, od razu zawołał Ziomka. No przecież nie zatrudnił go w barze za darmo, pffff. Mruknął mu, że ma migiem przynieść kilka słoików ogórków. - Panna Markowa! - ucieszył się, gdy już ją rozpoznał. Cóż, chwilowo nie ogarniał osób, które tu przychodziły. Podał dziewczynie Sobieskiego i uśmiechnął się zachęcająco. Sam wyciągnął jedną butelkę, a drugą podał Tajgerowi. - NA ZDROWIE! Kątem oka dostrzegł swojego ucznia! WTF - co on tutaj robił? Przecież ma dopiero dwanaście lat. Toż to dziecko jeszcze! A zresztą, jak się bawić to się bawić. Podczas gdy Irosław gawędził sobie z tą niewielką, ale jakże zacną grupką podszedł do niego nauczyciel. ALARM! KONIEC IMPREZY. UCIEKAJCIE, DZIECI!!! Irkowe serce waliło jak oszalałe, ale na szczęście, niepotrzebnie, gdyż Aksel się tylko przywitał, przeprosił za nie wiadomo co, dał alkohol i odszedł. Ufff, a prawie zawału dostał. Ogółem, było baaardzo wesoło. Przy starych hitach sobie chlali, zajadali ogórki, choć trochę czasu minęło zanim Ziomal je w ogóle dostarczył. No i.. Co tu dużo mówić? - CZAS SIĘ ZBIERAĆ - oznajmił głośno. Późno się zrobiło, wiadomo. Kończcie powoli zaczęte tu rozmowy. Jak coś to jest impreza u LSD <3
No jasne, jasne. Teraz całą winę zwal na Andrzeja. Ba! Najlepiej jeszcze napisz, że sam sobie podeptał jego święte stopy, bo nie miał, co w pokoju robić. Ale spoko, właściwie racja – następnym razem po prostu założy glany z blaszką i nic nie będzie czuł, ot co. - Wiadomka. – Odwzajemnił jej uśmiech, a kiedy go nie nadepnęła, nie mógł się powstrzymać od Ing face’a. Kurde, zaczynała łapać. Była jego największym sukcesem. Ach, ach… jakiż on był szczęśliwy! Normalnie aż by ją całować zaczął, gdyby nie fakt, że nadal myślał o Kasi Ogrodniku, która ma go za świnię, którą nie jest, bo JESZCZE DO NICZEGO NIE DOSZŁO MIĘDZY ANDRZEJEM A HERĄ. Ale okej, niech jej będzie. Niech się focha. Spoko. Luz. Jak widać między tą parką za dobrze się nie dzieje, więc kto wie… może wkrótce spełni się jej marzenie. Oczywiście, Andrzej jeszcze o tym nie wie, nawet ja jeszcze nie do końca, ale chyba oboje byśmy nie chcieli, żeby ta słodka love story się skończyła. I to na wakacjach! Nie mówię, że z Herą jest coś nie tak! Skąd! Jest boska. Ale… rozumiesz… Cóż… demoralizacja każdego w końcu dopadnie. A że w przypadku Puchonki stało się to tak wcześnie, to już nie jej wina. Chyba… No w każdym razie Andrzej nie miał nic przeciwko przyjemnej popijawie wśród młodszych osób, które zresztą czasami nawet samemu zdarzało się demoralizować, tak więc Hero, nie wstydź się, pij ile wlezie! Ej, ej… spokojnie. Canavanom można ufać. Może jego matce nie do końca, ale on do grona nikczemników się nie zalicza, więc można odsapnąć z ulgą. Nie zostawi jej samej sobie. - Nie, nie masz. Ale dobrze by było, gdybyś zaufała mi sama z siebie, a nie dlatego, że musisz… więc jak? – Aj, aj… Hera jest strasznie słodziutka. Naprawdę. Chyba się w niej zakochałam, hłe hłe. Też chciałby się tak poczuć. Móc czuć, nie tylko widzieć. Tak jek teraz Puchonka. I dobrze, że doszła do takiego, a nie innego wniosku i nie zaczęła uciekać na ślepo. To mogłoby się dla niej źle skończyć. Tańczyli sobie tak jeszcze chwilę, a kiedy Hera przestała go w końcu deptać w ogóle, przystanął, choć nadal jej nie puszczał, cwaniak. - To jak? Dobry ze mnie nauczyciel czy nie bardzo?
Ona przecież była mądra i fajna, i czuła się tak zanim usłyszała jego słowa. No, ale i tak miło, że chodź raz przyznał jej rację, bo tak naprawdę spodziewała się usłyszeć od niego słowa krytyki. Tak więc zanim usłyszała, co powiedział, zrobiła minę zbitego psa. Takiego odwrotu się nie spodziewała, bo przecież miała ułożoną dla siebie taką piękną moralizatorską przemowę! Ach, a tu wszystko na marne! Ale rzeczywiście, wyjątkowo trudno pojąc co się mu tam w tej główce klei. Halo halo, coś ty taki nietolerancyjny? Gej to też człowiek. - Jak to czym? Jestem miła z natury i nienawidzę, gdy ktoś ocenia mnie już na pierwszy rzut oka. - Odpowiedziała spokojnie. - I staram się być doskonała. - Owszem, właśnie o to jej chodziło. Ciągle starała się brnąc do doskonałości. Nie chciała uchodzić za jakąś wredną i siejącą postrach studentkę. Pragnęła być dobra, pomocna, miłosierna. Co nie tyczyło się tego, że czasem ją trochę ponosiło i bywała kontrastem tego, kim być chciała. Rzeczywiście nie zrozumiała jego pytania, w końcu zawsze mógł mieć jakiś podtekst. Jednak dokładnie słowo w słowo powtórzyła to, co powiedziała wcześniej. - I tyle - dodała jeszcze, zanim się całkowicie zdekoncentrowała. Potem ogarnęła jeszcze swoje włosy w tył, bo zasłaniały jej widok twarzyczki Gilberta, a ona chciała na nią popatrzeć. Ta, ale głupie, nie? A potem zrobiła coś dziwnego, bo gdy w oddali usłyszała głos Irka, wołający, że koniec imprezy, złapała studenta za koszulę i przyciągnęła do siebie, zderzając swoje czoło z jego. Nawet nie zauważyła, gdy butelka wódki wyleciała z jej dłoni i potoczyła się po piwnicy. Cóż, miała nadzieję, że Irek się ich tak szybko nie pozbędzie. A jeśli tak... to trudno.
Ależ ja nic nie mam do gejów, wręcz przeciwnie. Gryfoński, wesoły gej to jednak nie taki zwykły homoseksualista tylko po prostu kretyn i pedał. A to moi kochani, znacząca różnica. Takich nie lubimy, bo to jest już szczyt wszystkiego. Fuj -Gdybym oceniał cie na pierwszy rzut oka w ogóle bym z tobą nie rozmawiał - Oj to na pewno. Uznałby ją za zwyklą blondynkę, która nie potrafi poradzić sobie z własnymi problemami i stwarza z tego problem... mówiąc, że ie ma problemu, o ile można to tak nazwać. Słowem, uznałby ją za kogoś bardzo niefajnego. A tu proszę, jaka miła niespodzianka kiedy nie ocenił jej po pozorach -Nie będziesz doskonała próbując osiągnąć chociażby skrawek dobra nieskazitelnego - I znowu te filozofie gilbertowskie. Cóż, takie jego zdanie. W jego oczach nie miała szans na doskonałość skoro zamierzała kroczyć szczerą ścieżką dobra. Człowiek idealny (jak on) powinien po prostu umieć sobie radzić i skakać z chodniczka na chodniczek w drodze do sukcesu. Oh, jaka piękna metafora! Gilbertowski uśmieszek pojawił się na gilbertowych wargach kiedy ona wykonała ten jakże niespodziewany gest. Jakież to było bezsensownie urocze, doprawdy. -Pani doskonała nie słyszała? Nauczyciela chyba trzeba się słuchać - On z kolei usłyszał toczącą się butelkę co nie było dobrym znakiem, zdecydowanie. Nie rzucił się jednak w pościg za nią. Czyżby wolał towarzystwo studentki? Wolał, tak jak teraz, przejeżdżać palcami po jej kręgosłupie na koniec delikatnie drapiąc kark? No nie wydaje mnie się! No, bo...ee..teges. Bo ciągle mieli owej wódki cały karton, cholera! Nie wolno się przejmować jedną flaszką, na dodatek niepełną. Ot co
Och, naprawdę po raz kolejny poczuła się zaszczycona! Nie oceniał jej na pierwszy rzut oka? No no, może naprawdę wychodzi na ludzi! Zawsze możliwe, że to ona ma na niego taki dobry wpływ, chociaż... szczerze w to wątpię. - Ha, a jednak rozmawiasz - uniosła wysoko brwi. A gdyby ona oceniała po pozorach, to co o nim myślałaby? Na pewno uważałaby, że jest wredny i złośliwy. I zakochany w sobie. Ale na pewno dałaby sobie jakąś szansę z poznania go. W końcu każdy może się mylić. Tak tak, Gilbert jest idealny pod każdym kątem. Taki beztroski, żyjący we własnym świecie. Kurde, zaraz jeszcze powiem, że hasa sobie beztrosko po Tubisiolandii, czy jeszcze czymś innym. A gdy usłyszała tę jego ripostę to naprawdę, teraz do miała ochotę zdzielić go tą butelką, która tam leży. - Mam iść? - A nawet raczyła w jego stronę puścić krzywy uśmieszek, gdy tak się głupio wyplątywała z jego objęć. W rzeczywistości nie miała zamiaru wychodzić, ale wtedy jeszcze student całkowicie bezsensownie pomyślałby sobie, że jej na niemu zależy. Pff. Tak więc na razie postanowiła udawać twardą i nieugiętą, ot co.
W sumie, jego warto oceniać po pozorach skoro takie wnioski są. Gilbert jest przecież wredny, złośliwy i na swój sposób zakochany w samym sobie. Czy to oznacza, że na bliższym poznaniu człowiek nic nie zyskuje? A może po prostu ma miliard innych cech na dodatek? Czy też tylko się pod tym ukrywa?! Matko kochana, te odwieczne zagadki mnie kiedyś wykończa -Trochę zyskujesz na bliższym poznaniu - No i zowu się zrobił szczery i miły. W sumie, z tym też mu do twarzy (ładnemu we wszystkim ładnie), ale czuł się trochę tak nieswojo. Za często mu się to ostatnio zdarza. Jeszcze trochę, a zaliczy więcej takich sytuacji w te wakacje niż przez całe swoje życie. -Beze mnie? Na pewno nie. - Odpowiedział najpierw tak jakże słodko i uroczo żeby się poczuła fajnie i jeszcze na chwileczkę została. Nawet grzecznie ją do siebie znowu przyciągnął, za ciuszki, podobnie jak i ona wczesniej jego -W ogóle nie wiem po co ktoś ma stąd wychodzić, ale grzeczna pani doskonała tak by zrobiła. Twoja wola - No co? On ją tu chciał zostawić albo gdziekolwiek... w kazdym bądź razie nie chciał się jej pozbywać, bo dobrze jest mieć pod ręką kogoś kto ci nie marudzi pod uchem, można się z nim nachlać i owy ktoś potrafi bez problemu załatwić towar. Ah ta żyłka do interesów w ciele chłopaka!
Wiesz jaki jest błąd w zdaniu "JESZCZE DO NICZEGO NIE DOSZŁO MIĘDZY ANDRZEJEM A HERĄ." jeśli ma to przekonać Kasię Ogrodnika do zmiany zdania? - To "JESZCZE"! Znaczy, dla Hery to brzmi zachęcająco, więc z drugiej strony to nie jest błąd, ale... Kasia dla Andrzeja jest przecież ważniejsza, niż taka nijaka i sierotowata Hera. No niestety... Powinna w końcu przestać bujać w obłokach i spać na ziemię, bo prawda jest taka, że ktoś taki jak Andrzej nie zerwie przecież z dziewczyną, by móc być z demoralizowaną, młodą Puchonką. Więc zamiast robić do niego słodkie oczka powinna raczej skupić się na kimś bez dziewczyny, ale... To w ogóle możliwe? Nigdy nie umie dobrać chłopaka tak, by potem nie wyszło tak, że to ona ma zranione uczucia. Andrzej ma Kasię, więc to się rozumie samo przez się. Iana ostatnio widziała w znaczącej pozycji z Żak, a Gilbert... Gilbert to Gilbert. Może mieć prawie każdą... ma prawie każdą dziewczynę. - Ufam ci jak jeszcze nikomu dotąd, więc proszę... nie zawiedź mnie. - No dobra, Hera zawsze jest naiwna, ale ostatnio, po tym jak ludzie zaczęli to straszliwie wykorzystywać, zaczęła robić się mniej wiarygodna. Teraz ciągle bała się, że ktoś, kogo przez długi czas uważała za zaufaną osobę, nagle ją zdradzi. Smutne... Gdy chłopak nagle przestał tańczyć uśmiechnęła się, co raczej nie jest niczym nadzwyczajnym, bo ciągle to robi. - Najlepszy ze wszystkich. Ucałowałabym cię ze szczęścia, ale boję się, że na ślepo ci coś zrobię. - A tak naprawdę obawiała się Kasi Ogrodnik, ale ciii....
Charlotte była po prostu pod wrażeniem, naprawdę. Jaki on miły! Jaki sympatyczny! Teraz to ona się czuje superfajna, a nie tylko fajna, no naprawdę. Słyszy tutaj same ciekawe rzeczy. Mogłaby mu powiedzieć, że on też nie jest wcale taki zły, nawet się do tego przymierzała, ale w końcu zamknęła buzię, bo i tak sobie tylko zrobiłaby wstyd. Jedno źle zinterpretowane słowo i już byłoby po wszystkim, a potem mogłaby zaprzeczać i je wyprostowywać, a pan Slone i tak by jej nie słuchał. - Jaa... czuję się zaszczycona. - aż miała ochotę rzucić się po tą butelkę która poturlała się aż na drugą stronę pokoju, kilka razy ładnie podeptana przez Andrzeja i Herę, którzy udawali, że tańczą. W końcu się jednak powstrzymała, bo nie chciała zostać poturbowana przez nikogo kto tam był. Nie jest miło paradować w wakacje ze złamanym obojczykiem, uwierzcie. - Ależ oczywiście, że z tobą. - powiedziała równie słodko, mrużąc oczy. Wprawdzie złość jej już minęła. Tym lepiej, bo po chwili została tak samo szarpnięta za ciuszki, jak wcześniej Gilbert. No naprawdę, przed chwilą miała ochotę wyjść, a teraz... o czym ja mówiłam? - Dobra, zostanę. - najlepiej to mogłaby jeszcze dodać, że tak naprawdę nigdzie się nie wybierała, ale po co mu to wiedzieć? Pomarudzi jeszcze trochę, pomęczy go, może sam będzie miał ją w końcu dość. A najlepiej żeby już o w ogóle oboje się upili do nieprzytomności i zostali tu wśród kurzu, ciemności i tysiąca kartonów z alkoholem.