Dobrze, przetrwałeś wycieczkę po kaplicy? Z pewnością, skoro teraz jesteś tu, w piwnicach, uważanych przez tubylców za lochy. Czemu się dziwić, skoro wejście do nich jest zakratowane? W kaplicy czasami można spotkać mężczyznę, który uważa się za prawnuka syna kobiety, której wujek od strony ojca opiekował się tym miejscem tajnych schadzek ludzi i zna wnętrze kaplicy jak własną kieszeń. Historia nie musi być prawdziwa, ale ten tajemniczy osobnik naprawdę potrafi poruszać się po budynku. Jeśli interesują cię tajne przejścia – lepiej go poszukaj. Ale pewnie zastanawia cię, co znajduję za metalowymi prętami? Już mówię, to stara winnica z wytrawnymi winami przywiezionymi z innych krajów. Nie znajdziesz tu jednak stolika i kielichów, aby spróbować tego przysmaku. Wszystko nadal jest w ogromnych beczkach, przymocowanych do ściany.
Ogólnie piwnice po pierwsze trochę ją przerażały, a po drugie zawsze w nich śmierdziało, ale skoro tyle osób się tam wybierało, to dlaczego by nie zobaczyć sobie co się tam właściwie dzieje? Irka w roli organizatora na pewno by się nie spodziewała. Ogólnie ten typek dziwnej rasy nie był za bardzo zachęcający. Przypominał jej trochę stworki ze starych mugolskich filmów science fiction, które kiedyś nieopatrznie włączyła. Rozejrzała się po sali i nie widząc na razie nikogo znajomego (oprócz Koni oczywiście, ale do tej lepiej się nie przyznawać) postanowiła zająć się bardzo ambitnym zajęciem bo paleniem fajki w kącie. Ubrana była zwyczajnie. Można by rzec aż za zwyczajnie niż zawsze. Ot prosta koszulka z nadrukiem i wąskie dżinsy. Chociaż butów na kilometrowej wysokości obcasie nie mogła sobie odmówić. W ostatnim czasie taki zwykły strój zakładała dość często. No bo dla kogo miała się stroić, pindrzyć, malować i Bóg wie co jeszcze robić, tylko po to, by się podobać? Tak, tak. W te wakacje będzie się liczyła naturalność. Dopaliła swoją fajkę i zaczęła rozglądać się za czymś do picia i jakimś zacnym towarzystwem.
Ucieszył się,ze Aksel był inny niż jego wyobrażenie nauczyciela.Odpowiedział Corneli: -Nie miałbym nawet zamiaru pić.Widziałem co było grane z moim bratem po takiej imprezie.Wyżygał chyba połowe tego con waży.-zaśmiał się na samą myśl.Też zobaczył jak ktoś się tam kłócił w kącie,ale nie przywiązywał do tego żadnej wagi. -A co do tego śpiwora to zwykła pomyłka.Po prostu nie mogłem znaleść mojego pokoju,wię przygotowywałem się na najgorsze.Moją wspólokatorką jest Sydey Trotuga.Sydney to chyba żeńskie imie.Prawda Corin? W międzyczasie ktoś zmierzwił mu włosy.Spojrzał w górę. -No co jest.Kolejny nauczyciel?-pomyślał.Nie wiedzał jak ma na imie ani czego uczy ale wiedział,że to jest nauczyciel.Tak.Tego był pewny.
W piwnicy nic się nie działo "zaraz stąd wyjdę" pomyślała. Miała nadzieję że po tych wakacjach będzie miała kogoś z kim będzie się dało pogadać. Podlazła do większości osób. A bardziej przechodziła obok nich. W końcu zatrzymała się przy ścianie gdzie stał chłopak i jakaś dziewczyna. Wyraźnie widząc chłopak miał jakoś 20 lat. Albo 19. Dziewczyna była w podobnym wieku co Emily. Podała rękę wpierw dziewczynie potem chłopakowi. -Jestem Emily. Podali jej ręce. Widziała że dziewczyna jest skłócona z chłopakiem. -Co tam? Spytała, musiała znaleźć sobie kogoś do pogadania. Chłopak spojrzał na jej ubiór. Był podobnie ubrany tak jej się to widziało mało osób nosiło się jak ona. Taka dresiara jak to mówili na nią na osiedlu. A może nosi się jak normalny nastolatek? No sama już nie wiedziała ale sto procent pasowało by do niego.
- Mówisz, że połowę? Może to dobra terapia odchudzająca - Zamyśliła się robiąc taki ruch, jakby niczym wielki myśliciel gładziła długą, kozią bródkę po czym złapała za niewielki wałek na brzuchu. - Powinnam spróbować - Uśmiechnęła się. Nie, żeby uważała, że wygląda grubo. Wręcz przeciwnie - była bardzo zadowolona ze swojego. Widząc niektóre osoby, na przykład ślizgonkę z blizną coraz bardziej się utwierdzała w przekonaniu, że w gruncie rzeczy jest piękna i powinna dziękować za to najwyższej istocie. Zresztą, skoro się podoba chłopakom to już coś znaczy prawda? Nagroda sama w sobie. -Tak, to żeńskie imię. Sydney.... Chyba ją skądś kojarzę. To krukonka? Bo jeśli myślimy o tej samej osobie, to zdaje się być całkiem miła. Ale nie bój się, gdyby coś poszło nie tak to na pewno będziesz mógł u mnie przenocować. Spalibyśmy w jednym łózko najwyżej. A jak się mój współlokator nie zgodzi... To go wyrzucimy przez okno, co ty na to? - Zagadnęła po czym zaśmiała się pod nosem. Widok Davida wylatującego przez okno w pozie "na śledzia" byłby na pewno nie zapomniany. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem używając dosyć sporej dozy wyobraźni, by to ujrzeć. Ale miała nadzieję, że owy chłopak nie będzie miał nic przeciwko jej przyjacielowi. - Widzisz, nauczyciele też się czasem bawią. Dlatego Hogwart jest tak fajny. Nie żałuję, że się tu przeniosłam z Beuxbatons - Musiała zmienić szkołę głownie ze względu na miejsce zamieszkania oraz dlatego, że przypominała jej rodzinę. Ciężko przejść korytarzem i nie słyszeć ani jednych kondolencji. Ughm, jak ona nienawidzi smoków. Wszystko ich wina. I głupiej pasji rodziców do tych stworzeń. - Kto by pomyślał, że nauczyciele będą tak zabiegać o moje towarzystwo - Powiedziała głosem z nutą sarkazmu. No bo to przecież oczywiste, że przyszli tu tylko dla niej! Zachichotała w duchu. Zdecydowanie była wesołą osobą. Tylko kilka razy uśmiech zniknął z jej twarzy, ale wtedy był głównie zastępowany przerażeniem. Właściwie... Chyba jeszcze nigdy smutkiem, nie licząc śmierci rodziców.
-Dla niego nie była to dobra terapia.Ledwo potem mógł stać na nogach.A tak wogóle to i tak nieważył zbyt wiele,więc ta połowa to i tak mało.Co do wyrzucenia to...-pauza i wybuch śmiechu.Kiedy się opanował to powiedział: -Sorki.Mam dobrą wyobraźnię.Po prostu nie mogłem się powstrzymać.Ciągle dziwię sięjak widzę dorosłego czarodzieja.W Rio nie było dużo czarodzieji i czarodziejek.Z moich rówieśników byłem jednym z niewielu o pochodzeniu magicznym.Rio to mugolskie miasto.-Powiedział -Ciesze się że cię widze Corin.-powiedział uśmiechając się szeroko.
Właśnie przyjęła minę typ[u "Gdyby wzrok mógł zabijać, leżałby już martwy", kiedy nagle usłyszała obok siebie dosyć miły dziewczęcy głos. Odwróciła się przez chwile dość nieprzyjemnie lustrując wzrokiem ową kobietę. Gryffonka, ładna, w jej wieku mniej więcej. To też uznała, że nie powinna mimo czystej niechęci do Davida wyżywać się na innych osoba. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na nią przepraszająco. Miała nadzieję, że ta nie obrazi się za tą początkową reakcję. - Connie - Uścisnęła jej dłoń, chociaż rzadko to robiła więc i szybko ją cofnęła i schowała do tylnej kieszeni. Jakie ona może mieć wspólne tematy z Gryffonką? No, z Ev się dogadywała, ale to nie to samo. - Obecnie czekam na księcia z bajki proszącego mnie do tańca... I kłócę się z tym o palantem - Mówiąc drugie zdanie wskazała na Davida po czy odwróciła od niego wzrok rzucając pod nosem ciche "Phi".
Ich wyobrażania była mniej więcej na podobnym poziomie. Dzięki temu mogli się świetnie dogadywać. Czasem Cornelia miała wrażenie, że rozumieją się bez słów. Zdarzało im się powiedzieć to samo słowo, a nawet zdanie w jednej chwili. No i zgadzali się w wielu sprawach, chociaż Corin nie była aż tak melancholijna i przywiązana z naturą. Co nie znaczyło, że się wyśmiewała z tego, że on taki jest. Wręcz przeciwnie - Lubiła w nim to wszystko, czego inni nie tolerowali. Taka rola starszej siostry. - Cóż. Na mój Paryż narzekać nie mogę. Poznałam tyle czarodziei... Znajomych rodziców i w ogóle, że aż zapragnęła poznać mugolaków. Kto by myślał, że w czasie wakacji będę z nimi w sierocińcu mieszkać. Nowa Zelandia, to pewnego rodzaju ucieczka od życia... Jestem jedną nogą w raju - Szepnęła cicho spoglądając w stronę wyjścia, a potem przez ułamek sekundy na Aksela. Następnie z powrotem wróciła do swojego ukochanego Gryffona. - Jeśli będę miała czas... A dla ciebie prawie zawsze mam, to możemy poćwiczyć później zaklęcia w jakimś opustoszałym miejscu - Zaproponowała mu. Nie dość, że mogłaby mu pomóc w nauce to i jeszcze sama by poćwiczyła, nim ponownie przekroczy mury Hogwartu. Połączenie przyjemnego z bardzo pożytecznym. - Nawet nie wiesz, jak i ja się cieszę z twojego towarzystwa petit frère* - Dodała przytulając go do siebie. Nie miała z tym jakiś większych problemów, gdyż mimo, że była starsza to i tak nie była zbyt wysoka. Chyba w tym momencie mniej więcej w jego wzroście, a pewnie i kiedyś poczuje się przy nim jak kurdupelek. - Co powiesz, na wolny taniec z ulubioną puchonką? * Mały Braciszku - petit frère
-Tutaj nie ma księży z bajki. Weź tego tak zwanego "Davida" I tańcz z nim Stłumiła w sobie śmiech.Dopiero teraz zauważyła swoją kuzynkę Corin. Ah to ten David jej współlokator. -David to ty jesteś współlokatorem Corin tak? Mniejsza z tym idę się z nią przywitać. I już po chwili była obok nie. -Cześć Corin. Przytuliły się na przywitanie.Zauważyła też jakiegoś małego chłopca -Cześć. Podała mu rękę. -Widziałam Davida. Tego co masz z nim pokój. Nawet jest przystojny tak jak mówiłaś. -W ogóle ładnie wyglądasz. Ale się dziś rozgadała.... Ale to nic już teraz zamknęła twarz.
Ech,Paryż-westchnął-zawsze marzyłem o takim miejscu gdzie ludzie są normalni,czyli magiczni.Strasznie drażnili mnie mugolacy w Płd.Ameryce,niedość że inteligentni jak żołądź to jeszcze potwornie niewdzięczni(oczywiście nie chce nikogo urazić tymi słowami).Ze mną jest tak samo.Też Nowa Zelandia to ucieczka od wszystkiego co złe.Obowiązków,biedy,Nowego Jorku no i oczywiście moich "kochanych"braciszków.Chociaż troche brakuje mi tych pogoni po całym mieście,żeby w końcu ukarać ich za ucieczkę z domu.kradzież itd.Słysząc propozycję poćwiczenia magii zgodził się bez wahania: -Oczywiście,że możemy poćwiczyć.Znam takie miejsce,które idealnie by się do tego nadawało.Stary domek na drzewie.Podobno tam straszy,ale my się duchów nie boimy prawda Corin? Gdy podeszła do nich Emily powiedział: -Cześć.Jestem Adrian.-uprzejmie odpowiedział i uścisnął jej dłoń.Potem zwrócil się do Corin.Zatańczymy później.OK?
- Jego? Po pierwsze fuj - Mruknęła jednocześnie wzdrygając się jakby dotknęła jakiegoś wielkiego, obleśnego ślimaka, dzięki czemu dodatkowo podkreśliła swoje zdanie. Kiedy kogoś nie lubiła jednocześnie starała się go tępić, a i rujnować w oczach innych osób. Niech wiedza, że David to zdemoralizowany snob, i nikt warty uwagi. - Po drugie, pewnie w tańcu byśmy się pozabijali - Już wyobrażała sobie to deptanie. Tylko, że ona miałaby pełną przewagą. A dlaczego? Niewielki obcas jej trampka zdecydowanie mógł przysporzyć sporego bólu. Szczególnie, jeśli się wyceluje dokładnie i precyzyjnie odda atak. - A po trzecie, blee - Dodała z uśmiechem. Przeczesała palcami włosy po czym wybrała się przez salę, by zaopatrzyć się w odrobinę alkoholu. Wracając z plastikowym kubeczkiem oparła się o ścianę i samotnie poczęła pić swój trunek.
- Wiesz, że chętnie bym cię tam wzięła. Nawet nie wiesz jak marze, by pokazać ci Wieżę Eiffla i Katedrę Notre Dame. Ale nie mam tyle pieniędzy, żeby stać mnie było chociażby na podróż tam mugolskim samolotem, a co dopiero jakiś dłuższy pobyt. Wolę przeznaczyć to na podręczniki i jakieś książki romantyczne - Paryż na prawdę był wart zobaczenia. Wieża oświetlona wieloma kolorowymi lampkami, nocą był wręcz cudnym widokiem, a to był akurat najsławniejszy obiekt. Są przecież jeszcze te mniej popularne, ale zdecydowanie równie piękne. A niektóre z nich nadal przypominały jej zabawy z rówieśnikami w młodym wieku. A co do tego, że wolała pieniądze przeznaczyć na książki, to cóż się dziwić. Od zawsze czytała więcej niż przeciętna dziewczynka. Jak była mała potrafiła wieczorem, kiedy oczywiście mama i tata już spali, zapalić sobie lampkę z księżniczką i czytać tak długo, aż któryś z rodziców się nie rozbudził i nie kazał jej spać. Teraz czytała jedną czy dwie książki tygodniowo, oczywiście nie nowele, a porządne tomy, i to zdecydowanie jej wystarczało to szczęścia. W końcu są też inne pasje. - Wiem, że twoi bracia to nie aniołki i nie raz prawie zrobiliście sobie krzywdę, ale w gruncie rzeczy na pewno powinieneś się chociaż trochę minimalnie cieszyć, że ich masz. Ja nigdy nie miałam rodzeństwa, a bez rodziców czuję się jak pusta skorupa. No, chociaż nie do końca. W końcu mam ciebie prawda? - Zazdrościła mu czasem tego, że ma taką dużą rodzinę. Ona zawsze prosił rodziców o braciszka. I kto wie, może by w końcu spełnili ową prośbę, gdyby nie wypadek. Ale dzięki temu na pewno jest bardziej samodzielna niż kiedyś. O kurcze, skoro teraz sobie z niczym prawie nie radzi... To kiedyś musiało być fatalnie, a ona sama nie zauważyła nawet. - Domek na drzewie? Dobry pomysł. Chociaż nie wiem, czy nie będzie za mały. Może lepiej jakaś polanka, gdzie nie będzie w co uderzyć? - Byłą już na takiej jednej, an wzgórzu, z Akselem. To było bardzo ładne miejsce nadające się i do rozmyślań i do jakichkolwiek ćwiczeń. Ale domek też kusił. - Ty się duchów nie boisz, nie ja - Wystawiła język w jego stronę. No, ale jak co to ją przecież obroni nie? ... Można obronić człowieka przed duchem? W końcu pobić go się nie da. Aż ją ciarki przeszły na myśl, o spotkaniu małego chłopczyka, który spadł z domku podobno. - Cześć Em - Przywitała się krótko. Kolejna osoba do towarzystwa, jak miło. Widząc wyciągnięte w jej stronę ręce kuzynki na jej twarzy pojawił się delikatny grymas. Nie przepadała, za przytulaniem się z dziewczynami, szczególnie jeśli nie były jej niesamowicie bliskie. Dlatego kiedy ta ją uścisnęła Corin tylko niechętnie poklepała Gryffonkę po plecach mają nadzieję, że nie weźmie zbytnio tej niechęci do siebie. Prędzej się będzie całować na powitanie z nauczycielem, nim zacznie się dobrowolnie przytulać z dziewczynami. - David jest w porządku. Miły i ciekawy. Ale nie mój typ, więc możesz go podrywać jeśli masz ochotę - Uniosła dwa razy brwi zachęcają ją do owej czynności. Ciekawie by było, gdyby jej kuzynka podrywała jej współlokatora. Na pewno by dziewczynie w tym pomogła. - Dziękuję - Szepnęła cicho na dźwięk komplementu ze strony dziewczyny. Sama nie uważała, że jakoś specjalnie się wystroiła. Ale skoro ona tak uważa, to pewnie tak jest. - Ty również - Odwzajemniła się od razu, chociaż szczerze mówiąc nie przyglądała jej się za bardzo. Dopiero po chwili obejrzała ją od góry do dołu. Wyglądała w miarę zwyczajnie. Corin nie chciała być niemiła, ale zdawało jej się, że kuzynka nie szykowała się przed przyjściem tu, a wpadła na żywca. - Trzymam za słowo Adrian - Powiedziała do przyjaciela, który ku jej niezadowoleniu w pewien sposób ją zbył. No trudno. Rozejrzała się po sali. Chyba nie było tutaj nikogo kto dobrodusznie wytańczyłby ją za wszystkie czasy.
-Wiem jak to jest,szcerze to i ja nie mam grosza przy duszy.No i oczywiście wystarczy mi twój opis Paryża,a już go widzę w wyobraźni.Bracia.Chyba masz rację żeby coś docenić najpierw trzeba tego niemieć.Poruszyłaś mnie dzisiaj napisze do nich i przeproszę ich za to całe donoszenie.W końcu nie zawsze trzeba być grzecznym.Domek na drzewie wydaje mi się dobrym pomysłem.W końcu tam nie natrafimy przypadkiem na jakiegoś mugola,a jeśli coś się rozwali to i tak nie będzie nikomu przykro.Pod drzewem i tak jest dużo miejsca.A ten duch.Przecież też kiedyś był dzieckiem tak jak my i też nie może być jakiś zły.-Cornelia zareagowała w inny sposób niż się spodziewał.Myślał,że będzie chciała trochę porozmawiać z kuzynką.Skoro nie to szybko złapał ją i porwał do tańca.
Wakacje tutaj zaczęły się paskudnie spokojnie, aż niemiło no. Gilbert liczył na o wiele większe fajerwerki i w ogóle szalone imprezy, a tu taka dupa. Nawet nikt niczego nie podpalił do tej pory. matko kochana, co się dzieje z tymi ludźmi? Do reszty ich lenistwo zeżarło czy może wszyscy pieprzą się po kątach? No chłopak nie miał pojęcia, niestety. Co za patologia na tym świecie, ja nie wiem. Pozostało mu się poszlajać. Trzeba troszeczkę pozwiedzać, zobaczyć co i jak, może wszyscy się gdzieś schowali i rozkruwiają Nową Zelandię jak na młodziez przystało? Taką nadzieje miał w sobie Slone, zdecydowanie. Z serduszkiem pełnym wiary ruszył przed siebie na badania terenu i niuchania za ludźmi i w ogóle takie tam. Kolejne kroki, kolejni ludzie, nikt nie miał alkoholu, za dużo smętow albo miłości, czy te wakacje miały być naprawdę takie niefajne? A może jednak nie? nagle poczuł coś w środku, jakąś magiczną moc co ciągnęła go wprost do magicznej kaplicy. Poddać się tej mocy postanowił i szybko podreptał w stronę tego budynku licząc, że intuicja gilbertowa go nie zawiedzie. A może jednak zawiodła? Odnalazł wreszcie ową piwnicę, zajrzał do środka ślady imprezy widząc, rozejrzał się niepewnie.. -Łata fak? - Im dłużej się temu przyglądał tym miał o tym gorsze zdanie, fuj. Ale nadal coś go wciągało do środka. Może on ma po prostu tasiemca i stąd to dziwne uczucie w żołądku? Ale ale chwila moment! Co zobaczyły jego piękne oczka? E tam wino. Tam stało coś o wiele lepszego! Błyskawicznie znalazł się przy wódce śmiało chwytając jedną z butelek. Światełko w tunelu! Gorzkie, ale smaczne światełko w tunelu. Gul.
Nie miała pojęcia po co i na co tu przyszła, ale jak jest impreza, to jest też Hera! Praktycznie nigdy nie wiedziała z jakiej okazji wyprawiana jest impreza, ale przecież nie może jej ominąć! Rozejrzała się zdezorientowana, było kilka znajomych osób, ale teraz szukała czegoś innego. Alkoholu, a to, że nieletnia? Oh, robiła gorsze rzeczy. W końcu udało jej się znaleźć stół z tym czego tak wyczekiwała. Sięgnęła szybko po butelkę, ale jak to ona, człowiek destrukcja, przy tym zrzuciła drugą, która roztrzaskała się na ziemi. Jęknęła wściekła, odłożyła butelkę i zaczęła zbierać szkło rękoma, bo sierota zostawiła różdżkę w domku. Oczywiście zdążyła się też skaleczyć i teraz oprócz szkła na podłodze, była też plama alkoholu zmieszanego z krwią. Tak, tak, taki początek imprezy mógł przydarzyć się tylko jej.
Szczęście, że znaleźli się właśnie tej, a nie innej piwnicy, nie? Te zapasy starych i jakich dobrych win wcale nie były tak ukryte jak większości się wydawało. A może w ogóle nie wiedzieli, że w tej kaplicy zbunkrowane są takie pokaźne ilości alkoholu? No pewnie. Oni po prostu nie wiedzieli co dobre. Ha! Więcej dla niej. Kilka schodów w dół, parę kroków w jedną stronę, znowu parę schodów w dół... Niepotrzebnie (znowu) założyła takie wysokie obcasy. Jej kolana powoli zaczęły wysiadać, ale cóż mogła zrobić, kiedy wino wzywało? No i po jakimś czasie poszukiwań (w sumie na salę jej się nie spieszyło, przecież nie spędzi całej nocy w towarzystwie wszystkich tych lamusów z pucholandu) znalazła jedną jedyną, upragnioną półkę z ładnie poukładanymi zakurzonymi butelkami. Pewnie resztę ukryli głębiej. Uśmiech urósł na jej twarzy do rozmiarów banana i szybko zaczęła przeglądać ten zacny składzik. W końcu wybrała dwa słodkie (a przynajmniej tak się jej wydawało, bo etykietki były w dziwnym języku) i ruszyła z powrotem na górę, po drodze odkorkowując zaklęciem (bardzo przydatnym z resztą, nie uczą takich w szkole) jedną z nich. Może picie z gwinta takiego dobrego wina nie wyglądało zbyt ładnie, ale w sumie miała to daleko w... poważaniu. Ogarnęła czy przybył ktoś nowy, ciekawszy, niż reszta zgromadzonych, ale zobaczyła tylko (albo aż) Gilberta, stojącego sobie i popijającego wódkę. Z żalem popatrzyła na swoje wino, a potem z powrotem na chłopaka. Że też nie pomyślała, żeby najpierw poszukać czegoś mniej wykwintnego...
Ostatnio zmieniony przez Alexis Brooxter dnia Pią Lip 01 2011, 18:20, w całości zmieniany 2 razy
- Obiecuje, że kiedyś tam pojedziemy. Może znajdę sobie bogatego, arystokratycznego męża? Nie koniecznie czarodzieja. Kto wie, do pełnoletności już nie daleko. Może powinnam się już powoli rozglądać? - Zaśmiała się ustawiając dłonie mniej więcej tak, jak wyglądała lornetka i rozejrzała się po sali. Chwilę mocno się skupiała na tej czynności, po chwili jednak odciągając od oczu lornetkę i spojrzała z powrotem na przyjaciela. - Jak na razie kogoś takiego nie widzę, ale oczy trzeba mieć szeroko otwarte! - Powiedziała jakby to, by znaleźć sobie taką drugą połówkę było najważniejszym celem jej życia. Nie miała nic przeciw takiemu francuskiemu arystokracie, który obdarzy ją pełną miłością. Ah, marzenia. - Czy ja wiem, czy musisz od razu przepraszać. Ale jeśli czujesz taką potrzebę - Uśmiechnęła się. Adrian był na prawdę wspaniałą osobą w gruncie rzeczy. I mimo iż potrafił rządzić się prawem pieści, to i tak był miły i czuły. Przynajmniej takie miała o nim zdanie. - No więc niech będzie domek na drzewie. Niedługo się tam wybierzemy - Kiwnęła kilka razy głową, jakby chcąc lepiej zapamiętać, że właśnie to jest jej plan na przyszły czas spędzony tutaj. Zaśmiała się cicho kiedy zabrał ją na parkiet. - Więc jednak twój pierwszy wolny tego dnia należy do mnie? - Spytała spoglądając na nauczycieli oraz kuzynkę przepraszająco. Objęła delikatnie swojego kochanego braciszka za szyję patrząc mu w oczy ukazując swoją błękitną głębie.
-Życzę ci tego z czałego serca.Może w dalszej przyszłości,kiedy spotkam jakąś miłą brazylijską szamankę wybierzemy się razem do Rio.Co ty na to? Tylko czy twój mąż,a moja żona nie byliby zazdrośni?-Roześmiał się,a potem buchnął śmiechem z lornetki Corin. -OK.To domek na drzewie.Miałbym jeszcze prośbe moglibyśmy wybrać się tam wieczorem.Wytłumaczyłabyś mi może trchę astronomie bo jestem z tego tępy jak kamień. Oczywiście-odpowiedział.W pierwszej kolejności rodzina,nawet jeśli jest to przybrana rodzina.Spojrzał jej w oczy tym specjalnym spojrzeniem i dał się ponieść muzyce
- Jak my wyjedziemy razem do twojego mugolskiego miasta, to oni nas pewnie będą razem zdradzać. Nie zdziwiłabym się - Ciekawie by było, gdyby wybrankowie dwóch przyjaciół byli w trakcie jakiegoś upojnego romansu. Wprawdzie takie sytuacje zdarzały się głownie w filmach, ale to chyba nie znaczy, ze nie będzie chwili w normalnym życiu, kiedy coś takiego się zdarzy. Ale lepiej nie zapeszać i nie myśleć o takich głupotach. Nie wiadomo co przyniesie przyszłość. Na razie było jej znane najbliższe kilka sekund i tylko to się liczyło. - Sama nie jestem szczerze mówiąc zbyt dobra z astronomii. Teoria to nie problem, ale w końcu te zajęcia to coś więcej nie? Nigdy szczerze mówiąc nie potrafiłam wskazać nawet gwiazdy polarnej, a co dopiero konstelacji - Westchnęła. Lubiła ten przedmiot. Ciekawie było dowiadywać się o gwiazdach i mocy jaką ze sobą noszą. Uczęszczała już na te zajęcia i mogła je zaliczyć w pierwszej piątce ulubionych. - Ale możemy się wybrać. Będzie miło. A co do tańca, dziękuję, że dałeś mi dostąpić tego zaszczytu - Szepnęła cicho, a po chwili już całkiem się uciszyła jakby nie chcąc niszczyć pewnej atmosfery. Trochę niezręcznie czuła się patrząc mu w oczy tak intensywnie, więc raz na jakiś czas spoglądała na innych kątem oka. Nieświadomie drażniła opuszkami palców jego kark, zapewne wzbudzając lekki dreszcz.
-He,w magie mogę uwierzyć, w testrale mogę uwierzyć,ale w takie romansidło w prawdziwym życiu to bym chyba nie uwierzył-zaśmiał się.Był już za bardzo obeznany z rzeczywistością,chociaż chciałby,żeby była ona inna.Żeby wszyscy ludzie byli równi sobie,nie byłoby czegoś takiego jak prawo dżungli.Często musiał go używać,ale cóż taka jest brutalna rzeczywistość. -Ja też dziękuje.Było świetnie,lecz najwięksym zaszczytem jest to,że jestem tu z tobą.Często myślę co by było gdyby ciebie nie było.-powiedział.Kurde już nawet zaczął wyrażać się jak filozof,to chyba Hogwart i tutejsi ludzie taki mają na niego wpływ.Po uczuciu dreszczy i spojrzeniu w oczy Corneli od razu wiedział co ma zrobić.Puścił ją i powiedział: -Jeszcze raz dziękuje Madam.-W myślach śmiał się ze swojej powagi,lecz nie okazywał tego.-To był wspaniały wieczór-Powoli usunął się pod ścianę.
- Trzeba wierzyć we wszystko, co wydaje się być bardzo szczęśliwe - Uśmiechnęła się. W końcu ludzie bez wiary byliby niczym. Po to ludzie wymyślili boga, w którego ona tak a pro po nie wierzyła, żeby móc znaleźć w czymś niewidzialnym wsparcie i prosić czegoś, co może nie istnieć o to, by spełniało ich życzenia. To prawie tak jak złapać rybkę i prosić ją o zamek. Słysząc jego jakże filozoficzną rozmowę, która miło ją połaskotała po sercu ze względu, że była o niej nic nie powiedziała. Myślała na prawdę o tym samym. W końcu gdyby nie Adrian, to ostatni rok w Hogwarcie spędziłaby dosyć samotnie. W końcu dopiero teraz, na tych wakacjach poznała wiele ludzi, którzy mogli się okazać bliskimi w jej przyszłym życiu. Zdziwiła się lekko kiedy nagle ją puścił, ale i tego jakoś szczególnie nie skomentowała. Dygnęła przed nim niczym prawdziwa księżniczka, jednocześnie dziękująć za taniec. - To ja idę szukać księcia... Albo żaby w ostateczności - Puściła mu oczko po czym zniknęła gdzieś w głębi tłumu na jakiś czas, by po mniej więcej 10 minutach wrócić do towarzystwa Aksela.
Charlotte siedziała w kącie, gdzie ciągle dopisywał jej dobry humor, a co najlepsze, nie miała ochoty na żadne głupie numery w stylu kolejnego z rzędu popełniania samobójstwa, co już powoli robiło się nudne. Tak więc popijała tanie wino (które przy okazji było okropne!), wsłuchiwała się w dziwną muzykę lecącą z magnetofonu i wgapiała się w lud, którego coraz bardziej przybywało. Wtem dopiero dostrzegła Borisa i Tamarę, a zaraz za nimi Alexis zmierzającą w kierunku beczek i Gilberta stojącego pod ścianą. Nie zastanawiając się zbytnio, wstała z miejsca, w duchu odliczając, do kogo mogłaby podejść, jednocześnie zaszczycając go swoją obecnością. W końcu wypadło na Gilberta, więc ruszyła w jego kierunku. Gdy była już wystarczająco blisko zauważyła, że w jego rączkach spoczywa nie co innego jak butelka z wódką, tak więc grzecznie mu ją wzięła i napiła się. No co? Przecież nie wiedziała, że tutaj mają też wódkę! Nie rozglądała się! A gdyby wiedziała, to nie piłaby tego paskudztwa! Gdy już wystarczająco dużo wypiła, oddała butelkę w łapki Slone'a, obiecując sobie, że już mu jej nie zabierze, dopóki nie znajdzie własnej. Przy okazji zauważyła, że ciągle trzyma butelkę z winem, więc rzuciła nią gdzieś w kąt, gdzie rozbiła się głośno. - To nic. Nikt nie usłyszał. - Mruknęła do siebie, na chwilę odwracając się od Gilberta i szukając wzrokiem butelek z przeźroczystą zawartością.
Panicz Slone oparł się plecami o ścianę tak żeby było mu wygodnie, nogi do przodu wysuwając i pociągając kolejnego łyczka z butelki. Jakim cudem on się nie wywalił, stał nadal i w ogóle? Pojęcia nie mam i pewnie najstarsi górale też tego nie wiedzą. Są takie zagadki w życiu człowieka na które sobie nigdy nie odpowie i to jest właśnie jedna z takich...zagadek! Zaczynam brzmieć zbyt mądrzem pomińmy ten fragment. Kolejny łyczek tym razem wyjątkowo skromny. A dlaczego? Ano, trzeba się na trzeźwo jeszcze raz po sali rozejrzeć. Może ktokolwiek wart uwagi jest gdzieś w innym kąciku schowany i Gilbert nie miał szans zauważyć go za pierwszym razem i w ogóle? Tak, można liczyć na coś tak bzdurnego. Z drugiej strony, nie było aż tak wielkiej tragedii. Zauważał mordki bardziej lub mniej znajome rozsiane po okolicy, za daleko stojące zeby szanowny książę miał zamiaru ruszyć do nich dupsko. No proszę, była nawet Hera! Szkoda, że nie ta na którą miał ochotę, tylko ta druga. Bleee. Ale to do przeżycia. Przy okazji udowodniła mu, że miał racje w ich ostatniej rozmowie, a on lubił mieć racje. A zresztą, zawsze ma. Przyzwyczaił się. I może nawet, by do niej poszedł żeby się przywitać i ją wyśmiać, ale nie było mu to dane. Jakieś bezczelne łapsko zabrało mu JEGO buteleczkę, a wredna paszcza połykać kolejne mililitry płynu poczęła. Gilbert spojrzał na ową idiot...tfu, isotkę nienawistnie i...no proszę. Miała szczęście, że była sobą, bo byłby wpierdol -De...Br..L...B.. kurwa mać! Skup się trochę - Złapał za szyjkę butelki którą odzyskał żeby denkiem pokazać kartonik stojący obok jego nogi w którym wciąż było sporo buteleczek. grzecznie dał jej do zrozumienia, że nie musiała brać jego butelki. Przy okazji zgrabnie odwrócił uwagę od tego, że przez jej nazwisko szlag go trafia. Jak on ma do niej mówić po nazwisk żeby nie trwało to godzinę, a przy okazji..od czego on ma w ogóle zacząć?! Utrudniała sobie życie tym nazwiskiem, zdecydowanie -Marnujesz alkohol. Staczasz się.
Popatrzyła na chłopaka którego miała niby poznać bliżej. Wyglądał bardziej jak kryminalista. -To nie mój typ. Ale do Ciebie pasowałby idealnie. Rozejrzała się wokół. Podciągnęła spodnie do góry które były dla niej za duże. Ale o to chodziło. Zastanawiała się gdzie jej brat teraz może się podziewać. Ale co jej tam jak tutaj też ma bliską osobę. Co prawda była to dalsza kuzynka ale nie byli wrogami, były sprzeczki ale dziś się chyba bez nich obędzie. -Dawno przybyłaś tutaj? Znaczy się do Zelandii. Poprawiła włosy gdyż jeden kosmyk spadł jej na twarz zasłaniając widok na jedno oko. -A jaki masz pokój. Pewnie podobny do jej. Jej był piękny widok na jezioro. Łóżko było cudowne lepsze niż te w Hogwarcie. Nigdy się nie wysypiała może dlatego że codziennie szła na zajęcia? A może dlatego że było ono za twarde. Przyzwyczajona była do miękkich materacy. Ujrzała poncz. Uu jak super. Szybko pobiegła po niego nalewając sobie i kuzynce. Chwile potem wręczyła go kuzynce. Wzięła łyka. Był taki jak na balu zakończenia siódmych klas. Została zaproszona przez jakiegoś chłopka. Nie był to książę ale za to była na tym balu i bawiła się cudownie. Do Hogwartu przybyła pod koniec roku. Chodziła od 1 klasy do Hogwartu ale potem musiała się trochę przeprowadzać. Dlatego tak mało osób zna.Po chwili jej kubeczek plastikowy był pusty. Odstawiła go przy ścianie. Ktoś to posprząta a jak nie to pod koniec imprezy czy kiedy tam będzie szła do pokoju weźmie go ze sobą. Zatańczyła by z kimś ale nie umiała. Za późno na naukę. A poza tym mało było chłopaków do tańca. Większość przyszła tu żeby napić się a nie dobrze pobawić.
Myślała, że na imprezie będzie gorzej. W końcu oprócz jej znajomych byli tutaj sami uczniowie, dzieci, za przeproszeniem. No, ale nie będzie się wcinać i podchodzić do każdego z nich, wypraszając z imprezy. W końcu rządził tutaj Irek, on zapraszał gości, więc nic jej do tego. A poza tym jakoś nie chciało jej się ruszać z miejsca gdzie stała. Było tu wszystko, czego potrzebowała. No, prawie. Szukając butelek, nagle zauważyła, że wcale nie musiała się tak bardzo wysilać, gdyż całe ich pudełko leżało sobie pod nogami Gilberta. No tak, to dlatego ich nie widziała. Jakoś nie miała w zwyczaju gapić się na to, co inni mieli pod sobą. Odwróciła się i wyciągnęła jedną butelkę, a przy okazji USŁYSZAŁA, że chłopakowi coś nie wychodzi wymawianie jej nazwiska. Nawet poczuła się przez to lepiej, bo nie będzie się do niej tak zwracał, jednakże puściła w jego kierunku krytyczne spojrzenie. - Wiesz, zdecydowanie byłoby ci łatwiej, gdybyś mówił do mnie po imieniu - odpowiedziała bardzo chytrze i przebiegle, taaaak bardzo, rzeczywiście. To przez to, że nie umiała się skupić na piciu. I wcale nie chodziło tutaj o Gilberta. W końcu jego widok zbytnio ją jakoś nie ruszał, no bo.. kogo by ruszał? - Sam się staczasz. - Warknęła, przykładając usta go wylotu butelki i opróżniając trzy czwarte jej zawartości. Jakoś dzisiaj nie dysponowała wszelakim zakresem słownictwa. Nie miała siły męcząc się nad jakimiś skomplikowanymi słowami, których zapewne pan Slone wcale by nie zrozumiał. Lepiej mówić krótko i zrozumiale, o. A najlepiej to nie mówić nic.
- Czemu twoim zdaniem, akurat do mnie by pasował? - Spytała nie rozumiejąc skąd to stwierdzenie. Ona była raczej miłą, spokojną dziewczyną, która prawie nie piła, nie paliła. Była delikatna i bała się pająków. Za to David w jej oczach mimo iż był ciekawy to jednak był w pewnym sensie trochę za bardzo "niegrzeczny". Wydawał jej się takim cwaniakiem, który nie miał by problemów z wykonaniem jakiejś czynności karanej Azkabanem. Cornelia zdecydowanie nie należała do takiego grona i pewnie gdyby nie to, że mieli wspólny pokój to nie zwróciłaby na niego większej uwagi, chyba, że miałaby rzucić jakiś niemiły komentarz, ale szeptem i do kogoś bliskiego. - Właściwie nie. Jakieś dwa dni temu. Ale mimo to mogę ci powiedzieć, że pokoje są bardzo przytulne, o ile jeszcze nie widziałaś swojego, a w jeziorze jest bardzo ciepła woda - Uśmiechnęła się przypominając sobie ostatnią ich wycieczkę z Davidem. Kąpiel zdecydowanie była bardzo przyjemna, a jeszcze bardziej to, że nie musiała wracać do domu na własnych nogach. - Polanka też niczego sobie. A sama mam pokój bodajże 51. Wszystkie są takie same, chociaż u nas zrobiliśmy pewne przemeblowanie. Łóżka mamy przesunięte do siebie - Słysząc, że zabrzmiało to tak, jakby to zrobili żeby być blisko siebie od razy zaśmiała się zakłopotana. - Przez pająka na parapecie, nie myśl sobie za wiele - Wzięła od kuzynki poncz i podziękowała jej skinieniem głowy. Napiła się odrobinę. Nawet całkiem smaczny, chociaż rzadko piła tego rodzaju trunki. Swego czasu była nawet bardzo pilną w swoim przekonaniu abstynentką. Zero palenia, narkotyków, seksu, alkoholu. Ostatnie z tych przyrzeczeń złamała, ale to chyba nie było aż takim znacznym złamaniem "regulaminu". W końcu nie spijała się w trupa jak niektórzy. Ziewnęła przeciągając się, niechcący prawie wylewając poncz. Dobrze, że prawie robi wielką różnicę. - Możemy potańczyć same, jeśli masz ochotę - Zaproponowała widząc, jak dziewczyna z pewną dozą utęsknienia patrzy na parkiet. Sama Corin też chciała potańczyć, a nie koniecznie stać i rozmawiać. Było nudno szczerze mówiąc. Idąc tu złudnie łudziła się, że będzie fajnie. Szkoda.
On się faktycznie zaczął staczać, a może raczej... zniżać. Jakiś niebezpieczny ruch sprawił, że jego plecy zaczęły sunąć w dół po ścianie, a nogi leciały powolutku coraz dalej, do przodu, po podłodze. Nie chciało mu się prostować, najwyżej pierdyknie o podłogę tyłkiem, połamie kość ogonową i będzie miał problem. Już nie takie rzeczy się w życiu przeżyło, nie? Twardym trzeba być, nie miętkim. -Nie zasługujesz żeby mówić ci po imieniu - Fakt. Na to trzeba specjalnych zasług, orderów i lat pracy albo jednej sprawnej akcji. On do byle kogo po imieniu się nie zwraca, nie ma nawet szans. O ile w ogóle kiedykolwiek do kogokolwiek powiedział inaczej niż po nazwisku. Musiałby się nad tym grubo zastanowić, zdecydowanie. Takimi osobami są chyba tylko członkowie jego rodziny. Nie z powodu zasług, a tego że dziwnie byłoby do nich mówić nazwiskiem jakie sam ma. Nie oznacza to, że używa imion, no skąd. Do siostry lepiej powiedzieć gówniarzu (tak, do bliźniaczki) czy inny szczylu niż per Julia. Taki jego urok i nikt na to nie poradzi nic. -Kto ma gorzej... ty bo się staczasz i nie przyznałaś tego po ludzku, ja bo się staczam czy ty, bo ja się staczam, a ciebie to kręci? - Zakończeniem zdania faktycznie było klapnięcie na podłogę i ułożenie się na niej wygodnie. Przynajmniej nie wyrznął o nią przez całkowity przypadek, a celowo żeby się nie poobijać. Mógł wyciągnąć nóżki piękne przed siebie, odchylić piękną główkę, by przez cudowne usta to idealnego gardła wlać resztki zbawiennego płynu jakie studentka zostawiła w jego butelce po konsumpcji.