Dobrze, przetrwałeś wycieczkę po kaplicy? Z pewnością, skoro teraz jesteś tu, w piwnicach, uważanych przez tubylców za lochy. Czemu się dziwić, skoro wejście do nich jest zakratowane? W kaplicy czasami można spotkać mężczyznę, który uważa się za prawnuka syna kobiety, której wujek od strony ojca opiekował się tym miejscem tajnych schadzek ludzi i zna wnętrze kaplicy jak własną kieszeń. Historia nie musi być prawdziwa, ale ten tajemniczy osobnik naprawdę potrafi poruszać się po budynku. Jeśli interesują cię tajne przejścia – lepiej go poszukaj. Ale pewnie zastanawia cię, co znajduję za metalowymi prętami? Już mówię, to stara winnica z wytrawnymi winami przywiezionymi z innych krajów. Nie znajdziesz tu jednak stolika i kielichów, aby spróbować tego przysmaku. Wszystko nadal jest w ogromnych beczkach, przymocowanych do ściany.
Uniósł brwi dość zaskoczony jej stwierdzeniem. Nawet jakby odnalazł w tym czysty sarkazm to i tak w pewnym sensie go zaskakiwało. Że akurat taki dobór słów? I czymże się tu szczycić? No pojęcia nie miał. W sumie to fajnie to brzmiało. Tak rycersko i w ogóle1 A on miał faze w życiu na bycie rycerzem. Oczywiście zamieniło się w to króla wszechświata, ale zaczyna się od małych kroczków -Zostaniesz tu. Ze mną - Zaznaczył jako bardzo spostrzegawczy chłopiec w równie uroczy sposób jak przed momentem. No, miło że jednak nie musieli nigdzie łazić i w ogóle. Zyskuje dostęp do niej, do wódki i jeszcze może być leniwy jak zwykle. Czy życie nie jest piękne, szczególnie w takich chwilach? No pewnie, że jest. -Zaczynasz dążyć do doskonałości - Zwrócił jej na to grzecznie uwagę, bo pewnie sama łaskawie by tego nie zauważyła, no bo po co. Jak się ma spaczone pojęcie o tych sprawach, tak jak ona, to trzeba zasięgać rady u guru Gilberta, nie? A Gilbert był ze swej uczennicy zadowolony. W ramach nagrody znów skierował łapkę na jej plecy, a wargami musnął jej podbródek. Król Slone był tego dnia łaskawy.
Każdy lubi być kimś wyjątkowym, a w sumie lepiej marzyc o byciu królem i kozacko "nosić się" wszędzie, niż być jakąś ciotą, o. Ale jeśli komuś podoba się takie frajerstwo to co tu więcej mówić? W końcu o gustach się nie dyskutuje. - Skoro tak bardzo chcesz - tak naprawdę to chyba nawet była zadowolona z tego, że tak powiedział. W końcu kto by nie był. A co takiego zrobiła, że aż Gilbert jej to powiedział? W końcu jeszcze niedawno mówił, że nie jest idealna, czy coś w tym stylu. Mniejsza już o to. Teraz powinniśmy tutaj pojechać tekstem prosto od wujka google (czy tam z demotywatorów. whatever), bo Gilbert właśnie wszedł z tak zwaną swoją fazę, bo to jest "TO, CO TYGRYSKI LUBIĄ NAJBARDZIEJ", mwahaha. W sumie to zamiast "tygryski", powinno być "gilberty", ale Gilbert jest tylko jeden. Ależ jestem spostrzegawcza. No bo tak naprawdę ma wszystko, co najważniejsze; wódkę, towarzyszkę (że tak kulturalnie to nazwę) od rozmów i opieprzanie się przy ścianie. Jak menel. Jak dwa menele. Ale Szarlotka i tak nie marudziła. - Zaskakujesz mnie. - Powiedziała w końcu, muskając jego wargę swoją, przy okazji obejmując jego szyję i wkładając mu palce we włosy. I takim sposobem nie mam pojęcia, jak zakończyć posta, bo za bardzo się rozpędziłam.
-Ty też bardzo chcesz - Oświadczył, przekonany o swojej racji. Niemożliowścią jest przecież żeby ktokolwiek na świecie myślał inaczej i w ogóle, nie? Jak można nie chcieć przebywać w towarzystwie Gilberta, nie wiem. Jeśli ktoś mówi, że nie chce to bardzo brzydko kłamie, a to przecież niefajne. Kłamać można, pewnie że tak. Ale nie w taki okrutny i w ogóle....sposób! Charlotte de La Brun zaczęła się go grzecznie słuchać tym samym się z nim zgadzając i w ogóle. A to według niego dążenie do doskonałości w najlepszym tego sformułowania znaczeniu. Jego poddani muszą być przecież grzeczni i w ogóle. Nie lubimy nieposłuszeństwa. -Siebie samego też - Stwierdził najwyraźniej niezbyt zrażony tym faktem. Zacznie się przyzwyczajać do swojej lepszej strony żeby w odpowiednim momencie ją po staropolsku rozpierdolić. A jak! Czasami po prostu trzeba. Zresztą, na razie i tak był miłym panem Slone. Mimo wszystko, nie omieszkał leciutko się odsunąć i uważniej się jej przyjrzeć. Poznawał już jej ryjek na pamięć, ale nie tylko głowę miała, nie? Przeleciał (he he he) ją szybko wzrokiem mimo wszystko wyłapując wzrokiem wszystkie szczegóły. Zaczął się zastanawiać kto z nich jest bardziej nienormalny. -Jesteś dziwna, dziewczyno o pojebanym nazwisku - Oczywiście, że to był komplement! W jego ustach, jak najbardziej. Poza tym, znowu się do niej przysunął opierając czoło o jej czoło, oczęta delikatnie mrużąc. Uniósł wolną rękę żeby zaczesać kilka kosmyków jej jasnych włosów za ucho... analiza wyglądu zakończona. A wnioski jego bardzo chore!
Widział, że przyjaciel go rozszyfruje. Starał nie zmieniać wyrazu twarzy, ale nie udało mu się i jego kąciki ust powędrowały do góry. - Charlie, tylko, że ona jest młoda, za młoda. I to jest niezmienny fakt. - W jego głosie było słychać nutkę jakby rozczarowania. - A raczej to ja jestem za stary. Przecież ja muszę szukać już kobiety na całe życie! - Powiedział mu prosto w twarz i puknął palcem w jego czoło. - Ty za to masz jeszcze trochę czasu, dlatego wyprostuj się i przestań być taki nieśmiały. Wiem, że nie jesteś. - Popatrzył na niego spode łba. - Moją Marg jakoś przeleciałeś. - Zaśmiał się głośno. - Wybacz. - Chwila ciszy. - Nie mam ci za złe tego, co zaszło między tobą i Margaret. Nigdy nie będę miał. - Mrugnął do niego. - Tak, zabawmy się. - Zawtórował przyjacielowi i otworzył flaszkę, którą wcześniej zgarnął i upił z niej kilka łyków i podał Charliemu. Irek ogłosił koniec imprezy. -Myślę, że możemy się upić w jakimś innym miejscu. - Powiedział do Charliego i zaczął zmierzać do wyjścia.
Nuda. Tak jednym słowem można określić tą imprezę. Gdyby nie to wino, które znalazła gdzieś podziemiach, które wcale nie było aż takie złe, uznałaby przyjście tutaj za porażkę swojego życia, a wierzcie mi, nie było ich tak wiele. Ciut fajniejsza niż siedzenia w pokoju z ómrzonym Ryanem. Hoho, nie ma co Irek się popisał. W sumie oprócz tego, że parę osób ze sobą rozmawiało, a parę kolejnych postanowiło się po prostu bardzo ambitnie upić, nic szczególnego się nie wydarzyło. Nikt niczego nie wysadził, nikt nie zginął śmiercią tragiczną i te pe. Właściwie nawet nie miała ochoty z nikim się żegnać, to też wzięła pod pachę bezpańską butelkę wódki stojącą pod ścianą i ruszyła w kierunku wyjścia, mając szczerą nadzieję, że nie zgubi się gdzieś w tych wszystkich korytarzach.
- I tak cie nie przekonam do swojej racji - westchnęła, przyglądając się jego twarzy. Po co im były te wyjaśnienia i przekomarzanie, skoro i tak każdy z nich miał własne zdanie? I tak było pewne, że on nie uwierzy jej, a ona sama nawet nie była w pełni pewna swoich słów. Czuła się tak, jakby wszystkie jej zmysły były zaszyte mgłą. Oczywiście zawsze warto kulturalnie pokonwersować po pijaku, czegoś nowego i interesujące się dowiedzieć, chociaż jak na razie to tylko oboje ograniczali się do kilku docinek i głupich komentarzy. Ta druga strona wcale nie była taka zła, a studentce się najwyraźniej podobała, bo gdyby tak nie było, zapewne szybko odeszłaby z tego miejsca. Nie zraziłaby się tym, że jej towarzysz nie chciał się jej pozbyć. W końcu po kilku jego wrednych uwagach straciłaby kontrolę nad sobą i wyszłaby, zanim palnęłaby coś równie niemiłego. A jednak dalej siedziała i chciała bezsensownie z nim rozmawiać. Czując jego spojrzenie na sobie odwróciła wzrok, kierując go na swoje dłonie przy jego szyi. - I nie tylko ja - a jego słowa też właśnie odebrała jak komplement. W końcu nie często słyszy się takie miłe rzeczy z ust Gilberta, tym bardziej że były skierowane do niej. Wzdrygnęła się lekko, gdy przejechał jej kciukiem po policzku, zaczesując włosy za ucho. Uniosła wyżej twarz tak, że teraz jej nos był na wysokości jego oczu, a potem zaczęła nim jeździć od jego skroni, wzdłuż policzka, kierując się w miejsce prawego ucha.
-A niby nie mam racji? - Naprawdę ciężko byłoby mu w to uwierzyć. Szczególnie, że wszystkie dowody wskazywały na to, że on ma jednak racje i ona nic na to nie poradzi. Nie żeby narzekał, no skąd. Pasowało mu to, że ona odczuwa tak, a nie inaczej. Nie musiał się starać żeby ją przekonać do zmienienia swoich racji czy coś. To byłoby tyle roboty i musiałby być miły tak z zamysłem, a nie przypadkiem. Nie przepadał za takim zachowaniem. Fuj Nie odpowiedział jej od razu, nie wolno psuć tej jakże uroczej chwili. Skoro robiło się coraz bardziej miło to trwajmy w tym jak długo się da, bo takie sytuacje mogą się już nigdy w życiu nie powtórzyć. A to byłaby wielka strata, nigdy nie zaznać czegoś takiego. A przy okazji, to zacne wyróżnienie dla studentki! No, mniejsza mniejsza. Wróćmy do tej sytuacji między nimi. Slone zastygł w bezruchu do czasu kiedy blondynka dotarła wreszcie do calu jakim okazało się piękne ucho, pięknego Gilberta. Dopiero wtedy odważył się delikatnie łepetynę przekrzywić, znów przysunąć się o te milimetry. A wszystko po to żeby jego wargi znalazły się bliżej ucha dziewczyny -Ja przynajmniej jestem przystojny - Mruknął, może i na żarty, a może i nie. Po jego tonie nie sposób poznać. Za dużo w nim pewności siebie, zdecydowanie.
Podświadomie czułam, że ktoś się do tego przyczepi, no. Ale bardziej spodziewałam się tego po Ogrodniku, a nie po tobie. Wkopałaś mnie w tym momencie, wiesz? Zua z ciebie dziewoja. Oj tam, oj tam. Mu nie przeszkadzało, że Hera za nim szalała. Srsly. Oczywiście, Ogrodnika nie zostawi, bo go kocha całym serduszkiem swym, ale Puchonka jest w jego ser duchu również usytuowana wysoko. Wszak przyjaciół traktował niemal tak samo, jak swoją dziewczynę. Nie licząc możliwości macanka i całowania się, rzecz jasna. Cóż… rzeczywiście wybierała sobie dziwne osoby na swoje obiekty westchnień. Facet zajęty w przypadku Andrzeja, facet o niewiadomym statusie w przypadku Iana i facet nie zwracający na uczucia takich niewiast jak ona w przypadku Gilberta. Ale kiedyś jeszcze trafi na kogoś, kto będzie mógł z nią być i jej tym nie zrani, o. - Spokojnie, o to akurat nie musisz się bać. – Co jak co, ale śmierci/kalectwa Hery i to z jego powodu by nie zniósł, więc nic jej nie zrobi. Chyba, że dziewczyna chce, by stracił rozum, hyhy. Był chyba dobrą osobą, na to, by obdarzyć ją zaufaniem. Nie był jakoś wielce porywczy (hyhy, jasne), więc nawet, gdyby się na nią nagle pogniewał, to i tak by nic jej nie zrobił, o. Chyba… nieeee nooo. Luz. Na pewno. Zacznijmy od tego, że nie byłby w stanie się na nią obrazić albo coś. - W takim razie zapraszam na kolejną lekcję. – Zaśmiał się, po czym sięgnął za dziewczynę, a dokładnie za jej głowę, by niby przypadkowo pogilgać ją po karku i ściągnąć jej jego krawat z oczu. – Teraz możesz mi dać buziaka. NADSTAWIŁ TYLKO POLICZEK, ŻEBY NIE BYŁO! Usta są zarezerwowane dla Ogrodnika.
No ale ten... ja się przyczepiłam, by cię psychicznie przygotować do komentarza Kasi Ogrodnik! Nie doceniasz mnie, ot co! Już na początku czuje, że ten post będzie koszmarny, ale wybacz mi! Jestem wyprana z weny, bo nie zjadłam dziś ani grama czekolady! Jeszcze raz, wybacz <3 Pff... Gdyby nie głupie wyrzuty sumienia i zasady Andrzeja, to ona też byłaby do macanka i całowania się! Hera nie ma problemów z wyrzutami sumienia. Bardziej obawiała się tego, że Andrzej pod wpływem poczucia winy mógłby wygadać coś Kasi, a ona by ją zniszczyła. Ale właściwie nie ma o czym gadać, bo między Herą a Andrzejem NIESTETY nic nie zaszło. No i ciesz się Kath, dobiłaś do swego! - No to obiecaj mi, że będzie następna lekcja. - Uśmiechnęła się, tak uroczo, jak to ona już sobie wyćwiczyła. W zasadzie jeśli na następną lekcję miała 'zasłużyć' tak jak na tą, to nie ma problemu. Andrzej już chyba automatycznie wpada na nią, lub ją przygniata, gdy na siebie natrafiają. Grzecznie pocałowała go TYLKO W POLICZEK, chociaż postarała się o to, by i tak jej usta znalazły się jak najbliżej jego... - Dziękuję. - Dodała jeszcze tak na wypadek i przytuliła się do Andrzeja, niby to w ramach podziękowań, ale tak naprawdę po prostu nie chciała oddalać się od tego wszystkiego co czuła jeszcze chwilę temu.
Spencer ostatnimi czasy miał bardzo napięty harmonogram. Zapisywał wszystko rzetelnie i z uczuciem w swoim kalendarzu. Na samej górze, czerwonym kolorem i wielkimi jak krowy literami pisało: UNIKAĆ JOCELYN, co też mu się chyba udało, bowiem Szatan nie wybrał się z nim do Nowej Zelandii. Siostrzyczka zrezygnowała z tychże wakacji, bo stwierdziła, że uda się na szkolenie u profesjonalnych egzorcystów. Tak, tak, po powrocie braciszka, regularnie (aby nie zapomnieć tej ważnej nauki!) będzie przeprowadzała na nim rytuał egzorcyzmów. Spencerek starał się o tym nie myśleć, zwłaszcza przed snem, co mu się za bardzo nie udawało - ostatnio regularnie moczył łóżko. Tak więc, wracając do kalendarza, każda sekunda jego egzystencji na tym świecie była dokładnie zaplanowana i przemyślana, nawet posiłki, żeby przypadkiem nie zjadł czegoś, od czego się zatruje, bo inaczej cały jego plan szlag by trafił. Jednak było coś, czego nie zapisał. I czego teraz bardzo żałował. Impreza. Spencer był Królem Parkietu, więc wyleciał z pokoju prawie tak szybko, jakby gonili go na raz wszyscy prześladowcy z Jocelyn na przedzie. Wiedział, że jest spóźniony, ale co tam! Pewnie jego wielbicielki szybko wstaną z tych kątów, w których siedziały przez ten czas, kiedy go nie było i wybiegną mu na powitanie, dziękując, że ich wybawił i przyszedł, he he ! Wlazł więc raźnym krokiem, z głową uniesioną do góry, kołysząc się na boki jak rasowa podróba dresa, rozejrzał się i... zamarł. O Mamusiu! Toż tu panowała czysta sodoma i gomora! Złapał się za głowę i wycofał do tyłu, w jakieś bezpieczne miejsce, z którego mógłby obserwować resztę otoczenia, a następnie robić notatki. Zastanawiał się, czy po zakończeniu tejże biesiady wszystko będzie wyglądało tak, jakby piwnica przeżyła trzy ataki bombowe i nalot śmierciożerców w samych gaciach z bananami w ręku. W każdym razie tutaj, gdzie siedział, było w miarę spokojnie i czysto, co mu odpowiadało. Muzyka nie grała znowu tak strasznie głośno, ale nie był to też jego ulubiony zespół, czyli "Bzykające Muchy". To oni właśnie grali piękną muzykę country, która w połączeniu z dojeniem jego krowy była inspirująca dla każdego, kto miał pragnienie tworzyć. Po obejrzeniu lokalizacji z miną rasowego ratlerka, zaczął się rozglądać po ludziach właśnie, aby znaleźć znajome mu twarzyczki. Stwierdził, że jest tu pełno pięknych dziewek, ale nie może się za bardzo wychylić, gdyż prawdopodobieństwo, że zbierze się tutaj taka ilość jego dręczycieli była jak jeden do... do trzech? O na Boga! Wystraszył się i podskoczył z wrażenia, kiedy ujrzał Ślizgonów, wchodzących do pomieszczenia. Bał się ich, nawet jeśli nie bili go bez przyczyny. W ogóle wszystkich się bał. Oprócz... CHARLOTTE! Ujrzał swoją wybawicielkę sprzed kilku dni, która wybroniła go przed wściekłymi Puchonami, kiedy Spenserek wlazł im przez pomyłkę do pokoju. I.. od kiedy oni są agresywni? No cóż! Już, już, chciał ruszyć w jej stronę, kiedy zauważył, kto jej towarzyszy. Gilbert Slone... Najlepszy kogut na jego farmie, mmm! Ale nie miał dzisiaj siły na jakiekolwiek potyczki (dlatego też ostatnich kilka dni przesiedział w pokoju, nie ruszając się z niego na krok!) i z ciężkim westchnieniem usiadł sobie z powrotem, trzymając w ręku musujący napój, którego pochodzenia nie znał.
- Może i masz. - Zgodziła się w końcu. Nie miała ochoty na dalsze ciągnięcie tematu i obijanie w bawełnę. Chociaż teraz i tak nie powiedziała mu wszystkiego, bo nie przyznała mu racji wprost, o. A słowo "może" odgrywa tutaj największą rolę i zostało mocno przez nią zaakcentowane. Wszak Giluś nie może sobie pomyśleć, że tak szybko można ją przekonać. W końcu było odwrotnie, gdyż Charlotte uważała się za kogoś niezależnego i trzymającego się własnych decyzji i zdań. A tu nagle proszę; zjawia się Slone i robi jej taki mętlik w głowie, że bidulka nie umie się w nim odnaleźć, z czego skutkiem jest mówienie na lewo i prawo tego, co się jej napatoczy na język. A gilbertowego myślenia to ona nigdy za cholerę nie pojmie. Jego piękne ucho było chyba jej ulubionym miejscem na twarzy, bo tam najczęściej zmierzała jej twarz, smyrając go po nim nosem, gryząc czy kijwieco. Oczywiście nie tylko tam, bo też od czasu do czasu zmierzała w kierunku jego warg i w okolice podbródka. W końcu nie można tak bezczelnie ignorować innych części jego ciała, a poza tym jeszcze doszłoby do jakiegoś nadgryzienia ucha i byłby problem. Nie, tak się nie robi. - Owszem, ale to nijak ma się do tego. - Odpowiedziała, nie za bardzo nawet wiedząc, jak te słowa przeszły jej przez usta. No cóż, przeszły. Za późno by się teraz poprawiać (choć ona wcale nie miała zamiaru tego robić). Niech teraz chłopak poczuje się fajny (ta, jakby wcześniej się nie czuł), słysząc taki komplement z jej ust. A ona będzie bacznie obserwować jego reakcję, choć ta jest w stu procentach do przewidzenia.
I znów spojrzał jej spojrzenie typu "laska, spasuj, przecież ja wiem że chcesz tu ze mną siedzieć, bo to przecież JA", ale nie odezwał się ani słowem. Niech jej będzie i takie może. Dociekanie do konkretów nie miało przecież większego sensu skoro on miał świadomość swojej wielkości. Poza tym, dlaczego miałoby mu zależeć na zdaniu akurat tej oto panienki? Była tylko Charlotte de La Brun. Zwykłą sobą. Jak reszta. W sumie równie dobrze mógłby wymagać powiedzenia takich słów od Haerowen Trowsent, nie? A akurat tą puchonkę udałoby mu się łatwo przekupić. Soł, jak już wspomniałem... nieważne. Cichy, mruczący i jakże seksowny (!!) śmiech wydobył się z jego gardła. Nie był aż tak bezczelny żeby ryknąć jej wprost do ucha swoją radością, nie? A jej słowa były takie urocze. I wreszcie przyznała mu racje. Nie musiał wcale się z nią spierać ani przekonywać jej, że ona i tak uważa tak jak on to powie. Bardzo to wygodna sprawa, trzeba przyznać. -Mówię tylko czym się różnimy - Poinformował ją, jakby jeszcze tego łaskawie nie zauważyła. Skierował dłoń na jej ramię delikatnie je ściskając, chcąc najwyraźniej by zaprzestała jakichkolwiek działań na jego ciele. Ależ to z jego strony poświęcenie, jasna cholera! -Nie mam tak.... osobliwego i wychudzonego ciała - Mówiąc to powolnym ruchem przejechał palcami aż do jej szyi, skierował się na kark żeby wzdłuż linii kręgosłupa dotrzeć do jej kości ogonowej, a stamtąd już na uda, do kolana - Kokainowej wręcz skóry - Jakie piękne porównanie komentujące jej bladość! I oczywiście palce przemykające się po nagiej ręce, nadgarstku.. - liliowych warg - wbrew pozorom, coś wiedział o kwiatkach. Nie raz opierdalał się nad jeziorami. A lilie potrafią mieć takie cudowne, bladoróżowe kolory... Kciukiem przejechał po jej dolnej wardze - długich włosów - po raz kolejny zaczesał kilka kosmyków za jej ucho - długich palców - splótł ich prawe dłonie - ani kolorowych paznokci - wbił jej pazurki w kostki - Ja po prostu...jestem przystojny - Zabrał ręce z jej ciała odsuwając się minimalnie, o ścianę wygodniej opierając i wreszcie odrywając wzrok od jej oczu. Wzruszył na koniec ramionami licząc, że dotarło do niej o co mu chodziło, z czym może być ciężko.
Całkowicie zignorowała spojrzenie jego niebieskich tęczówek, wzrok kierując na salę. Dopiero teraz dostrzegła Spencera, który stał w rogu, puszczając wszystkim niepewne i wystraszone spojrzenie. Aż jej się go żal zrobiło, naprawdę. Gdyby nie to, że już komuś towarzyszyła, z chęcią podbiegłaby do niego i uścisnęła na powitanie. Nie widziała się z nim od tej okropnej konfrontacji z Puchonami, przed którymi go obroniła. Na chwilę, nie patrząc na siedzącego naprzeciwko GIlberta skupiła wzrok na stojącym tam Krukonie, posyłając mu słaby i przepraszający uśmiech, który miał oznaczać, że nie może do niego podejść, ale że jeszcze się spotkają i wtedy pogadają. Teraz, niestety musiała jeszcze przeżyć rozmowę ze studentem, która to coraz bardziej nabierała innego znaczenia. Wcale nie musiałoby mu zależeć. Jej też nie zależy. Uważa, że jego zdanie jest jej zbędne, a jeśli tak bardzo chciał je wyrazić, niech mówi. Przecież nie skłoni go do zmienienia zdania/poglądów/opinii. Nawet nie będzie próbowała. Taka głupia to ona nie jest. Dopiero gdy usłyszała jego śmiech z powrotem skupiła uwagę na nim, bacznie go obserwując i słuchając, co ma do powiedzenia. - No przecież wiem. - Powiedziała po chwili, zbytnio nie ukrywając swojego krzywego uśmiechu. Przez chwilę nawet poczuła się jak idiotka, nie, chwila, nie poczuła się tak. To jej się wydawało, że on właśnie tak ją odbierał. Jak niedoinformowane, zagubione dziecko. Nawet przez kilka sekund dosłownie miała ochotę go znienawidzić, ot tak, za to, że potrafi tak spieprzyć humor każdemu. W końcu odsunęła się od niego na bezpieczną odległość, cofając swoje rączki z jego ciała i krzyżując je na klatce piersiowej. - Ach, czyli to wszystko co mam, jest złe. - fuknęła, przewracając oczami. Nie wiedziała, co o tym myśleć, jak zinterpretować jego słowa, więc po prostu mówiła to, co jej się nawinęło na język. Sama nie była jakoś zbytnio ze swojego wyglądu niezadowolona. Lubiła swoje oczy, włosy, usta. Najbardziej, co ją w sobie wkurzało i doprowadzało do szału to ciało i sylwetka. Wręcz dobijało ją to, że nie ma takiej postury jak LSD i NNN. - W takim razie po co tu jeszcze jesteś? - Zadała to pytanie czysto retorycznie, bez potrzeby. Po prostu była ciekawa, co możesz usłyszeć. Poza tym uwielbiała przewidywać jego reakcje, które praktycznie za każdym razem i tak ją zaskakiwały.
On oczywiście nie miał zamiaru nawet spoglądać w tą stronę co ona. Sam fakt, że przez moment nie poświęcała mu uwagi był po prostu karygodny. Jak ona w ogóle tak mogła robić? Nawet nie chciał sprawdzać kto jest tak niefajny i okrutny, że okazał się być na kilka sekund lepszy od Gilberta. Przynajmniej nie zajmowała się tamtym ktosiem zbyt długo. Nie musiał się nawet irytować albo specjalnie dziwić. Znowu bardzo wygodne dla niego, to fakt. Jakaż ona była miła dla panicza Slone, kurde! Jak zwykle, nie miał zamiaru rzucać się od razu do odpowiedzi. Zamknął oczy nie chcąc nawet przyglądać się temu wszystkiemu co na parkiecie. Słuchał jej głosy, tonu, pytań, spokojnie to wszystko sobie analizował wręcz wyobrażając sobie minę. I zapewne miał racje. Poprawnie zinterpretować jego słowa jest bardzo ciężko, to fakt. Szczególnie trudno się czegokolwiek w nich doszukać znając Gilberta, któremu daleko do ideału księcia z bajki czy kogoś takiego. Jak widac, ona również nie miała tej umiejętności. Nic dziwnego, że na wargach chłopaka zagościł kpiący uśmiech, gdy ona bezczelni fukać zaczęła i na własne ciało narzekać. SIę jeszcze przez niego kompleksów nabawi albo coś. No, a on się poczuje winny i będzie bieda! No dobra, nie poczuje się. Cicho, niech to chociaż przez krótki moment brzmi całkiem ładnie. -Wyglądasz jak anorektyczka, posturę i spojrzenie masz zniszczone używkami, prawie nie masz cycków, masz małe oczy i jesteś blondynką - Zaczął, chcąc jej najwyraźniej wypomnieć jeszcze kilka szczegółów dotyczących jej wyglądu. Dopiero kiedy zrobił sobie malutką spacje między zdaniami, raczył otworzyć oczy i znów spojrzeć na nią -Podobasz mi się Francuzko - Wyjaśnił jej nareszcie, bardzo grzecznie, znów głos przyciszając i znów starając się odnaleźć jej spojrzenie. Ależ ten Gilbert miał spaczony gust, nie? Cholera jasna. I to taki wielki szok, że jej to powiedział? Nie no skąd. Zdarzało mu się od czasu do czasu chwalić ciała swoich kochanek, wiadomo. Pewnie, że to wyróżnienie, ale nie róbmy z tego wyznania miłosnego. To po prostu odpowiedź na pytanie retoryczne, bo na takie odpowiada się najchętniej.
No wiesz, mimo wszystko wolałabym usłyszeć to tylko RAZ, a nie dwa. Ale no okej, stało się, a Ogrodnik na razie nie robi wyrzutów, więc jest okej. Chociaż z nią to nigdy nie wiadomo, bo to pamiętliwa bestyjka, której wcale w tym momencie nie obgaduję, tylko kulturalnie mówię o jej jakże cudownej osobie i oczywiście ją z tego miejsca pozdrawiam. Oj tam, oj tam. Moje posty są koszmarne bez wyjątku, więc spoko, luz i orzeszki w czekoladzie może też, bo strasznie je lubię. No i jest tam czekolada. Nie głupie, nie głupie… Hera nie rozumie, bo Andrzej jej się podoba, zresztą wzajemnie, choć z jego strony mniej, ale właściwie to tylko tak ociupinkę, po prostu doceniał jej piękno, okej? Żeby nie było kolejnego pretekstu do obrażania się na niego. W każdym razie, Puchonce musiała wystarczyć bliskość li i jedynie braterska, choć to przecież i tak dużo, jak na tą całą sytuację, prawda? No więc owszem, Ogrodnik nie musi czuć się w ŻADEN SPOSÓB zagrożona. - W porządku, obiecuję. – Zmierzwił jej włosy, uśmiechając się do niej, jak starszy brat do młodszej siostry. Z miłością, jednak nie taką, jakiej od niego by chciała wyczuć. – Zaopatrzę się w gąbki do butów i możemy ćwiczyć, ile wlezie. Ach, jaka ona była słodka w tym dążeniu do zdobycia Andrzejowego serca. Nie poczuł się niekomfortowo, kiedy dała mu buziaka. Dla niego było to naturalne. A że „przypadkowo” omal nie dotknęła jego ust.. pff… zdarza się. - Cała przyjemność po mojej stronie, mademoiselle. – Zdążył się jeszcze ukłonić, zanim Hera znowu go przytuliła. Aj, było mu aż zbyt miło, jak na jego gust. Zbyt wiele w tym było pozytywnych uczuć, dlatego też się odsunął. Wskazał na butelkę. - Chcesz łyczka? – Spojrzał na nią z chytrym uśmiechem. – Tylko… ty właściwie nie jesteś pełnoletnia. Musisz mi jakoś udowodnić, że zasługujesz na tak drogocenny napój. Mrugnął do niej zawadiacko, oczkując reakcji. Dobrze wiedział, że tak. Że mógłby jej dać tą butelkę, ale no… chciał się z nią trochę podroczyć.
Ona wcale nie była dla niego jakoś tam wyjątkowo miła. Po prostu zachowywała się tak, jakby sama chciałaby być traktowana przez drugiego człowieka. A to, że trafiła akurat na niego, to już jej problem. Przecież od Gilberta nie można czegokolwiek wymagać - już się nauczyła tego nie robić. Dlatego darowała sobie te wszystkie pokazy dobrych manier, a też nie reagowała na te uwagi z jego strony. Owszem, było mu daleko do jakiegokolwiek ideału, ale też trzeba zaznaczyć taki fakt, iż ideałów nie ma. Może i nie był on jakoś zbytnio miły, pomocny i w ogóle taki, jaki każdy być powinien, ale pewność siebie i szczerość na pewno to jakoś uzupełniła. Poza tym raczej nikt nie powinien kogoś zmieniać na siłę. Tak więc najlepiej byłoby zaakceptować jego "cały pakiet", niż wypisywać listę cech charakteru, które powinny zniknąć. A kompleksów już i tak posiadała wiele. I wcale nie miała ich od momentu kiedy jej te wady tak bezczelnie wypomniał w twarz, że aż ją samą na chwilę zamurowało. No proszę, ona tu myśli o zaakceptowaniu wszystkiego, a on jej wypomina co ma niefajnego w wyglądzie. Na pewno pewności siebie jej to nie dodało. Kiedy tak wymieniał wszystkie te wady, ona co chwilę brała głęboki oddech i powoli wypuszczała powietrze. Gdy usłyszała ostatnie jego zdanie wręcz zachłysnęła się nim. Tak więc kiedy udało jej się powstrzymać krztuszenie, spod wachlarza jasnych rzęs i poczochranych włosów opadających jej na twarz zdążyła puścić w jego kierunku wilcze spojrzenie. - Bardzo ciekawe. - Przechyliła głowę, to też samo zrobiły jej włosy, opadające teraz na ramię i zakrywające jej prawą stronę twarzy. Przy okazji znowu napotkała jego spojrzenie, ale tym razem nie odwracała wzroku. Próbowała odnaleźć w nich jakiekolwiek oznaki szczerości. Jednakże to "wyznanie" zbytnio nie zrobiło to na niej wrażenia. W końcu każdy medal ma dwie strony, jak to się mówi.
Dla Gilberta to było bardzo miłe zachowanie. Przyzwyczaił się do ludzi podobnych do samego siebie, a przynajmniej do tego, że większość w jego towarzystwie zaczyna być tak samo kulturalna i miła jaki on jest co dla przeciętnego obserwatora daje morze nienawiści. A tu prosze, jaka niespodzianka. Slone nie był wprawiony w mówieniu komplementów, zdecydowanie nie. On spokojnie wymieniał jej te niby wady przy okazji zachwycając się jej ciałem, które mu się jakimś tam cudem podobało, a ona odbierała to całkowicie źle. Zdecydowanie nie miał do tego talentu, nawet kiedy się postara i jest szczery. Widać będzie musiał sobie odpuścić mówienie takich rzeczy. Chyba, że upadnie na głowe i nagle zastosuje solidne praktyki, będzie bardzo miły pod tym względem dla ludzi i uświadomi ich, że mają jakieś tam zalety, przynajmniej w jego oczach. To byłoby bardzo ciekawe zjawisko, z zapartym tchem czekałby aż zamknął go w zoo czy w innym psychiatryku. Czułby się tam jak w domu, na pewno -Sam się sobie dziwię - Wyciągnął łapkę w jej stronę żeby znów móc zacisnąć palce na materiale jej jakże zacnego odzienia i znów przyciągnąć ją bliżej siebie, bo w końcu za mocno się poodsuwali. A jeśli Slone chce mieć kogoś tuż obok to ma i kurde bez gadania -Podobasz mi się, nie spierdol tego - Mruknął, może niezbyt romantyczny tekst, ale jakże prawdziwy. W jego oczach zdecydowanie nie było żądnej chytrości ani żadnego sarkazmu czy czegoś takiego. Wprawdzie Gilbert był wprawiony w kłamstwach jak mało kto, ale gdyby chciał jej porządnie dowalić tworzeniem coraz to nowych kompleksów to mówiłby otwarcie i prosto z mostu jaka jest okropna i w ogóle. Najwyraźniej wyrzucił z siebie prawdę -Praktycznie cie nie znam Francuzko. Wykorzystaj to - Używając jej narodowości, zamiast nazwiska, dał jej bardzo cenną radę. Jeśli tylko miała na to ochotę (a on był pewny, że miala) mogła mu się spróbować przedstawić w dowolnym świetle akceptowalnym lub kompletnie odwrotnym, dla Gilberta. Sytuacja wręcz idealna. Na koniec wystarczyło mu tylko przekonać ją, że nie chrzani od rzeczy. Uznał, że delikatny pocałunek jaki złożył na jej dolnej wardze i puszczenie materiału jej bluzki czy co ona tam miała na sobie, w pewnym stopniu jej wystarczy
Ja tylko grzecznie zwracam uwagę na to, że Hera pomimo tego, że nie ma szans z piękną Kathleen, miłośniczką żelek i kaktusów, która biega nago po łące, zaspokaja popędy Andrzeja i w ogóle jest cudowna... Do czego ja zmierzałam? A tak, mimo wszystko sobie nie odpuści. I nie dlatego, że ma coś z głową, chociaż to po zastanowieniu też, ale dlatego, że Andrzej jest wart takiej nienormalnej wielbicielki. Chociaż muszę się poważnie zastanowić, czy nie dołożyć jej obiektów westchnień, bo ciągle ją wystawiają, Zaśmiała się z tych całych gąbczastych butów, nie tylko dlatego, że ją to rozśmieszyło, ale też, by ukryć smutek. Co trzeba przyznać dobrze jej wychodzi, bo mordkę przy nim niezmiennie nadal ma uśmiechniętą. Ale jeszcze wytłumaczę jej smutek, którego nie ma szans się pozbyć. Bo jak jest napisane w Andrzejowym poście: "Zmierzwił jej włosy, uśmiechając się do niej, jak starszy brat do młodszej siostry. Z miłością, jednak nie taką, jakiej od niego by chciała wyczuć." - to urocze, a zarazem trak bolesne. No ale Andrzej ma szczęście, bo nie jest świadomy, że łatwo ją zranić. - Ohh... A jak się twoim zdaniem udowadnia, że zasługuje się na alkohol? - Ponownie się uśmiechnęła, spoglądając na Andrzeja i opierając dłonie o biodra. - I żeby było jasne... Ja nie "chce łyczka", tylko o wiele więcej... - Oh, do tego jakże niewinnie przysunęła się do niego o kroczek.
Pobyt w psychiatryku wcale nie jest taki zły, jak się wszystkim wydaje. Charlotte wiele razy do niego trafiała, kiedy to jej matka miała jej dość i siłą wysyłała tam na odwyk, albo po prostu dla uspokojenia nerwów. Wprawdzie studentka nigdy nie była tam na dłużej niż dwa tygodnie, ale i tak nie sprawiałoby to jej żadnych problemów. Przynajmniej dostawała tam jedzenie, z czasem oddawali jej strzykawki i inne takie, aby od czasu do czasu zaćpać, żeby nie ocipieć. Ludzie też byli tam fajni; mogła się poczuć jak wśród swoich, pogadać o życiu, problemach, a gdy potem ją stamtąd wypuszczali - ona nie chciała odchodzić. I ten schemat powtarzał się przez dość długi czas, aż do momentu kiedy wróciła po feriach do szkoły. Nie zareagowała, kiedy znowu ją do siebie przesunął. Po pierwsze; i tak już wiedziała, że była przegrana, że jakiekolwiek jej odruchy, czy to dobre, czy złe na niego nie reagują. No, może czasem posyłał w jej stronę pobłażliwy lub złośliwy uśmieszek, ale i tak robił swoje, nie reagując na jej odmowę. Po drugie; przestała się już gniewać, tak więc nie miała powodu do odsunięcia się tak czy siak. - Czym mam niby spierdolić? - zapytała, wyraźnie nie dostrzegając w jego oczach niczego, co by było kłamstwem. Jednak to nie dało jej powodu, dla którego mogłaby ochoczo zagrać znowu w tę jego grę słów. Tak więc dała mu wolną rękę i tylko zadawała pytania. To było o wiele wygodniejsze. - Nie opieram ci się przecież, a to już coś. - dodała, zanim jej przerwał. Kolejne jej pytanie miało zabrzmieć: jak? Jak miałaby to niby wykorzystać? Już zaczęła grzecznie otwierać buzię po to, aby je zadać, ale z jej ust wydobyło się tylko ciche jęknięcie, bo w tym samym momencie chłopak zbliżył swoje usta do jej dolnej wargi, składając na niej delikatny pocałunek, z powodu którego ona po prostu się zamknęła. O, a przy okazji puścił materiał jej bluzki, co o wiele bardziej jej odpowiadało, niż takie trzymanie jej z miną "a tylko spróbuj się wydostać". - Co chcesz wiedzieć? - Zapytała w końcu, niby to trochę z sarkazmem, ale na który też bardzo chciała odpowiedzieć. Oczywiście to także zależy od pytania, ale kto by na to zwracał uwagę.
Tym razem jej pytanie wydało mu się czysto retoryczne mimo, że takie nie było. Niezbyt rozumiał jak do niej to może nie docierać. Przecież jego myślenie, przynajmniej w tym wypadku, było takie oczywiste. Oczywiście uważał tak tylko on, ale to szczegół. I tak cud, że w ogóle przyszło mu do głowy, że ktoś może wpaść na jego tok myślenia, który nigdy nie był zbyt normalny i konkretny i...w ogóle. -Może. A czym? No... samą sobą nie? Jeżeli naprawdę uważasz, że dobro o którym mówiliśmy istnieje i ty chcesz do niego dążyć, to nie będzie ci trudno spierdolić swojej sytuacji - No tak. Idealnie-nieidealne ciało nie zawsze współgra z idealnym-nieidealnym charakterem. To oczywiście zrozumiałe, nie każdy może być Gilbertem. Dlatego się nie czepiał i nie złościł, proste. Wolał lojalnie ostrzec żeby uważał na to co robi i mówi jeśli sytuacja obecna jej pasuje. A to, że pasowała było przecież takie oczywiste. Musiał się przez moment zastanowić, fakt. Skoro w taki sposób stawia to pytanie, to jest warte chwili zadumy. Mniejsza z sarkazmem czy każdym innym tonem w jej głosie. Pytała, więc od musi sobie znaleźć coś odpowiedniego, szans nie warto marnować, prawda? Mógłby ją upijać codziennie i wyciągać z niej wszystko co chce, ale to takie słabe i nudne. A teraz nie była aż tak nawalona, moze przynajmniej ubarwi suchą historię jaka mogłaby wydobyć się z jej gardła pod wpływem różnych środków -Coś czego nie wie jeszcze nikt, a przy okazji coś co mnie nie odrzuci - Ciężko coś takiego dobrać, to na pewno. Musi wpasować się w gust Gilberta, a jak powszechnie wiadomo, jest on bardzo szczególny, złożony i w ogóle takie tam. Oczywiście student wierzył w swoją towarzyszkę z całego, kamiennego serduszka! Na pewno coś takiego znajdzie. O ile poszuka. Tym razem bez zachęty.
Właściwie - i tu ją miał, bo ona nie miała zamiaru wychodzić. Przynajmniej teraz. Tak więc ta odpowiedź ją zaskoczyła i zawstydziła jednocześnie. Bo wiecie... Charlotte to niby taka twarda sztuka jest, której zagiąć się nie da, ale jeśli ktoś wtargnie w jej umysł, przewidzi jej reakcje i zgłębi myśli, to ona staje się biedną szarą myszką, która pragnie jak najprędzej schować się do dziury. - Eeee... no... - słowa nie przechodziły ją przez gardło, bo i nie wiedziała co odpowiedzieć, a poza tym poczuła się dziwnie niekomfortowo. Zazwyczaj to ona wydawała się tym cwaniakiem i wyrocznią wiedzącą wszystko, ale najwyraźniej głupota Gilberta okazała się być tak głupia, że niemal mądra, przez co ona wyszła na tą... głupią, choć była sto razy mądrzejsza od niego. Nie wiem czy idzie się połapać w tym zdaniu, ale co tam. - W takim razie zrobię z ciebie wzór do naśladowania i nie oprę się dobru, tak jak ty to robisz cały czas. - Odpowiedziała już bardziej od rzeczy, gdy się już ocknęła z szoku. Właściwie w jej życiu bywało wiele różnych rzeczy, których nikomu nie mówiła. I chyba nawet jemu nie zdradzi kilku z nich, z tego faktu, że niektóre były przykre, a niektóre po prostu głupie czy bezsensowne. W końcu kogo obchodziło to, że kiedyś pisała anonimowe listy do swojego ojca z Francji, a potem robiła z nimi dziwaczne rzeczy, które zazwyczaj przedstawiały śmierć, na przykład raz jeden z listów "powiesiła" na długim szczeblu zrobionym z posklejanych zapałek wzdłuż których wiła się sznurówka przywiązana do listu, a raz nawet zrobiła małą imitację gilotyny. Zawsze mogła takimi "okropnymi" przedmiotami dręczyć mrówki czy dżdżownice, ale ona najwyraźniej preferowała listy, w których opisywała jak bardzo pragnie śmierci swojego taty. Piękne. Zawsze też mogła odpowiedzieć prosto, to, co jej się na język nasunie. Mogła opowiedzieć o tym, jak nie lubi siebie. Tego, że ćpa, że nie sypia, że nie jest wzorem do naśladowania, że nie jest normalna, że nie potrafi kłamać, że nie jest idealna. - To wszystko gdzieś ją zżerało od środka. Jednak nie miała zamiaru powiedzieć tego właśnie niemu. On chce usłyszeć to, co go rozbawi i zaciekawi. Od użalania się nad sobą są przyjaciółki. A Gilbert i tak by tego nie zrozumiał. - Kiedyś nalałam rocznej kuzynce do butelki wódki zamiast mleka, bo uznałam, że po tym lepiej zaśnie. - Zaśmiała się kpiąco. - Ciocia dała mi ją pod opiekę pierwszy i ostatni raz. - Oczywiście nigdy nikomu tego nie powiedziała, a tylko jej matka i ciocia o tym wiedziały. Przecież ona chce tutaj uchodzić na rozważną, a tu się nagle okazuje, że mózgiem dorównuje pięciolatkowi. - Czuj się zaszczycony, że się o tym dowiedziałeś. - Dodała jeszcze. Jednak gdzieś czuła, że chłopakowi ta opowieść się spodoba. Sam pewnie zrobiły wtedy tak samo, a może jeszcze gorzej. Kto to wie.
O matko i córko właśnie umarłem, a miałem pisać post. Kiepsko. No dobra, ożyłem. Wróćmy do tematu -Chcesz być jak ja? Litości. Spierdolisz też. Zero w tobie pomyślunku kobieto, ale w sumie czemu ja się dziwie - Gdyby Gilbert miał do czynienia z damską wersja siebie to prędzej jasny szlag by go trafił niż poczułby do takiej osoby jakąkolwiek sympatię. Nie żeby siebie nie lubił czy miał kompleksy, wręcz przeciwnie. Wiedział jednak jaki z niego dupek i za jakie okropne uchodzi jego zachowanie w ogólnej opinii publicznej. Jednym słowem, Gilbertowi z cyckami mówimy stanowcze MOZE PÓŹNIEJ. Historii na szczęście się doczekał, wysłuchał jej bardzo uważnie, bo spodziewał sie czegoś naprawdę niesamowitego i w pewnym sensie... to dostał. Oczywiście, że nie był w stanie powstrzymać śmiechu kiedy Charlotte de La Brun skończyła. Pewnie nie powinien się rechotać, bo to sytuacja bardzo poważna i dziecku mogło się coś stać, a dając takim maluchom alkohol w takim wieku przyzwyczaja się je do niego i jest potem kiepsko. I pomyśleć, że kiedyś na wsiach tak robiono. Ładowali w to dziecko nie wiadomo jak, a potem się dziwili że ma takie skłonności do alkoholizmu i kończy w wieku trzydziestu-paru lat jako pojany żul w rowie. Wygląda na to, że przed owym maluchem właśnie taka przyszłość i to wszystko przez swoją kuzyneczkę, czy jak tam te powiązania rodzinne się nazywają, zawsze się w tym gubie. No ładnie. -Całkiem nieźle Francuzko. Całkiem nieźle. Będzie z ciebie zajebista matka. Jak już z kimś wpadniesz, ma się rozumieć - No tak wyszło, że po niej również nie spodziewał sie założenia pięknej rodzinki i dobrowolnego posiadania stadka dzieci. Ja nie wiem, może on był dziwny że posądza o coś takiego ćpunkę, ale tak już miał i już, trudno -Liczyłem jednak na coś... mroczniejszego? Ciekawszego? Bardziej złożonego. Nie zbywaj mnie jakąś idiotyczną anegdotą. No, słucham - Niestety, z nim nigdy nie ma tak łatwo. Biedaczka będzie się musiała namęczyć, w ogóle nie wiadomo czemu i po co, ale cicho. Jak mus, to mus.
Problem w tym, że Ogrodnik, mimo swojej cudowności, wdzięku, powabu, kaktusów i żelek nie zaspokaja popędów Andrzeja, tylko je bezczelnie hamuje, ot co! No ale cóż… jest młodziutka i Puchon to rozumie, dlatego nie naciska, o. Bo przecież a) jest gentelmenem b) wbrew powszechnemu zdaniu nie jest erotomanem c) uwielbia tą niewinną część duszyczki Kasi. Ach, jak słodko to zabrzmiało… sam by pewnie powiedział, że owszem, jest wart, bo w końcu jest cudowny, ale ja, jako autorka powiem tylko: awwww… jak to słoooodko zabrzmiało! Ey, Ey… czy zachowanie Andrzeja wygląda na wystawianie? Nie oceniajmy go tak brutalnie. Gdyby jej nie traktował jak… hmm… kogoś dla niego ważnego, to by się z nią tu nie przytulał i nie uczył jej tańczyć, co oczywiście BYŁO NIEWINNE, ale dużo znaczyło, noo! Ojej, ale jak to smutek? Dlaczego, jak, po co? Czyżby przez niego? Ojoj, oby nie! Ach, o to chodzi! Ale przecież Hera rozumie, że on nie mógł jej dać tego, czego tak bardzo chciała. Spojrzał dziewczyniew oczy, jakby wyczuwając, że coś jest nie tak. Nie zadał JESZCZE pytania, o co biega, ale to zrobi. Już wkrótce. Mina jednak trochę mu zrzedła i zmarszczył z zaskoczenia brwi. Myślał… miał nadzieję, że Puchonka dobrze się z nim bawi. Może… może się mylił? Tak, tak… to irracjonalne, ale jednak taka myśl mu przez główkę przeszła, no. - To nie ja tu jestem od myślenia, Heroinko. – Mrugnął do niej, chowając butelkę za plecy. Tak na wszelki wypadek, żeby nie przyszło jej do głowy, że może mu ją ot tak wziąć. - Wiem o tym. Przecież cię znam. – Zaśmiał się, nie ruszając się z miejsca, choć oczywiście widział, jak się przybliżyła. Niecna istotka z tejże Puchonki!
- Tak naprawdę, to nie chcę. - Ha, nareszcie powiedziała coś szczerego, co by ją nie zabolało, z porównaniem do innych rzeczy które jeszcze przed nim ukrywała. A damską wersją Gilberta nie chciała być za cholerę, bo, jak już wcześniej wspomniano - on sam by z nią długo nie wytrzymał, a poza tym chyba nie zaakceptowałaby się takiej. Dziewczyna w takiej roli zdecydowanie nie pasuje. Tak więc zostawimy to Slone'owi, bez zbędnych uprzedzeń. Sama miała ochotę wybuchnąć, gdy zobaczyła, jak tamten się śmieje. Na szczęście w porę pohamowała śmiech i dalej zgrywała poważną, jakby ten incydent był czymś okropnym. Cóż, dla tamtego niemowlaka pewnie był, ale kogo to teraz interesowało. Jaj mina przedstawiała niezmierne oburzenie, kiedy ją tak brzydko zbeształ na temat rodzicielstwa. No naprawdę, ona tutaj marzy żeby się wydostać z nałogu, założyć normalną rodzinę, a on sobie z niej żartuje że byłaby w tym beznadziejna. Bądź co bądź, po pełni to była prawda, jednak ani Szarlotka, ani nikt prócz Gilberta nie oznajmiłby jej tego tak wprost, że szanse na to są nikłe. Chociaż zawsze była możliwość, że z kimś by wpadła. Rozwiązanie niekoniecznie dobre, ale przynajmniej jakieś. - Mało prawdopodobne, żebym wpadła - odpowiedziała, niby to przypadkiem muskając jego dłoń swoją. W końcu przez tę rozmowę zaniedbali trochę swój kontakt fizyczny, tak więc przysunęła się do niego prawie niezauważalnie, żeby zmniejszyć odległość ich dzielącą. - Nie mam mrocznych sekretów. Przynajmniej takich, które mogłabym ci bez problemu powiedzieć. - W końcu sekret, to sekret, a wyznanie jednego z nich Gilbertowi byłoby dosłownie samobójstwem. Kto tam wie, co mu po tej główce chodzi i do czego chciałby to wykorzystać. - Może lepiej teraz ty mi coś powiesz? - Wcale nie powiedziała tego tylko dlatego, że chciała się go zbyć i uniknąć jakichkolwiek pytań z jego strony. Po prostu była ciekawa, co powie jej ten, który zazwyczaj zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia. I z resztą niekoniecznie mądrego.
-Oh, chwaała ci - kamień z serca, nie ma co! Kamień z kamienia... trochę to dziwne. Zresztą, nieważne. Poczuł po prostu ulgę. Naprawdę nie chciałby zobaczyć damskiej wersji siebie, szczególnie jeśli miałaby nią być akurat ONA. To w ogóle byłoby kompletnie chore. -Póki nie będziesz bezpłodna, to bardzo prawdopodobne. Nie takie rzeczy robi się po...wspomagaczach. Poza tym, zawsze ktoś cie może zgwałcić, wiesz jak to jest na tym świecie - Najciekawsze było to (chociaż nie wiem co w tym takiego ciekawego), że Gilbert mówił o tym jak o próbie wyboru nowego koloru ścian do swojego pokoju. Jakby to było coś całkowicie naturalnego i w ogóle. W sumie, dla niego było. Nie zeby chodził i gwałcił, no skąd. I jego też nigdy nie zgwałcono, a przynajmniej on nic o tym nie wie. Można w ogóle zgwałcić faceta? W smie chłopiec chłopczyka... Ale Gilbert jest biseksualny i w ogóle... dobra nie, to durny temat na rozmyślanie. W każdym bądź razie, po używkach może człowieka spotkać wszystko, a kobietę to już w ogóle. -A niby jaki jest problem? Myślisz, że co... zrobie z tego jakiś plakat i rozwieszę w całym kraju i w Londynie, a potem jeszcze w Hogwarcie? Litości. - Znów nie był w stanie biednej kobieciny zrozumieć. Widać jednak miała jakieś mroczne sekrety skoro nie miała zamiaru ich zdradzać. Gilbert to był ciekawy powiernik. Może i wyśmieje, pomarudzi, ziewnie znudzony albo wyrazi swoje zdanie, ale sekret raczej nie wycieknie. Prawdopodobieństwo, że zapomni o tym w ciągu dwudziestu czterech godzin jest jak siedemdziesiąt dwa do jednego, całkiem sporo. Oczywiście pytanie o własne sekrety (tymczasowo) zignorował. Widocznie wolał rysować sobie jakieś kreseczki i kółeczka palcem na jej udzie, przecież to takie kreatywne zajęcie. No pewnie, że musiał sie znowu troszkę do tego przysunąć.
Faktycznie, bezpłodna to ona nie była, ale i tak było mało prawdopodobne, żeby wpadła. Zazwyczaj to uważała co robi i w ogóle. Gdy była naćpana - mimo tego znała jakiś umiar. Nie przeginała. Chociaż... tego nigdy się nie wie. A zgwałcić? Chyba jeszcze nie została tak potraktowana. Przynajmniej czegoś takiego nie pamiętała. Ale nie zagłębiajmy się w szczegóły. A Gilbertowi pokiwała tylko głową, przez chwilę dumając nad tym. - Bezpłodna nie jestem raczej, a gwałtu zawsze można jakoś uniknąć. - W sumie racja, zawsze mogła się jakoś wybronić kopniakiem tu i tam, a do jej pijanej chyba nikt nie raczył się jeszcze przystawiać, co wyszłoby temu gwałcicielowi na dobre, hy hy. Char najczęściej była albo pijana do nieprzytomności, albo tak jak teraz, ale pewnie w takim stanie także nie dałaby się tknąć. No chyba, że sama tego chciałaby, tak jak teraz z Gilbertem. No bo przecież chciała, kłamać nie będziemy. Tak naprawdę, to właśnie tak myślała. Że niby potem będzie nią manipulować i prowokować. No bo przecież to było do niego takie podobne! Szok, że i tym razem się myliła. Niewątpliwie traciła zdrowe komórki mózgu przy kimś takim jak Gilbert. Chociaż... nie. To z tymi plakatami nie przyszło jej do głowy. Miała nadzieję, że student nie jest aż tak kreatywny. - Dziwne. To po co chcesz coś takiego wiedzieć? Nie lepiej jest ci żyć w takiej niewiedzy, nie znając moich mrożących krew w żyłach sekretów? - Zapytała sceptycznie, bawiąc się opuszkami jego palców, które dziwnie przykuły jej uwagę. Tak więc pozwoliła sobie trochę pomiętosić jego dłonie, po chwili unosząc głowę i zerkając na niego z zaciśniętymi ustami, nie zważając na to, że właśnie zignorował jej pytanie. Cóż, później się go o to uczepi.