Dobrze, przetrwałeś wycieczkę po kaplicy? Z pewnością, skoro teraz jesteś tu, w piwnicach, uważanych przez tubylców za lochy. Czemu się dziwić, skoro wejście do nich jest zakratowane? W kaplicy czasami można spotkać mężczyznę, który uważa się za prawnuka syna kobiety, której wujek od strony ojca opiekował się tym miejscem tajnych schadzek ludzi i zna wnętrze kaplicy jak własną kieszeń. Historia nie musi być prawdziwa, ale ten tajemniczy osobnik naprawdę potrafi poruszać się po budynku. Jeśli interesują cię tajne przejścia – lepiej go poszukaj. Ale pewnie zastanawia cię, co znajduję za metalowymi prętami? Już mówię, to stara winnica z wytrawnymi winami przywiezionymi z innych krajów. Nie znajdziesz tu jednak stolika i kielichów, aby spróbować tego przysmaku. Wszystko nadal jest w ogromnych beczkach, przymocowanych do ściany.
Gwałtu można uniknąć, oczywiście że tak. On jest jednak od tego żeby go NIE unikać. Gwałt, znaczy się. W końcu agresor sobie tak łatwo nie odpuszcza. Szczególnie jak jest ich kilku, prawda? Zycie kobiety niestety jest dość skomplikowane, co poradzić! A Charlotte de La Brun powinna się nauczyć coś o życiu, skoro była taka pewna siebie pod tym względem. Gilbert zamierzał jej w tym pomóc, ma przecież dobre serduszko. Zanim się blondynka zdążyła zapytać co on w ogóle wyprawia, było już po wszystkim. Chłopak gwałtownie zmienił swoją pozycję, widać po coś mu to do szczęścia potrzebne było. Przycupnął sobie wygodnie na jej udach (nie miał zamiaru jej zgniatać, po prostu nie chciał żeby wierzgała) palce zacisnął na jej nadgarstkach. Jednym szarpnięciem przykleił jej łapki do ściany zaciskając przy okazji na nich własne palce. Przysunął twarzyczkę do łepka dziewczyny który znalazł się między ich rączkami (gest poddańczy prawie jak w westernie, yeah) znów patrząc prosto w jej jakże (nie)zacne oczęta -Mam ci udowodnić, że wpaść jest naprawdę łatwo? - Po raz ostatni ścisnął palce na jej nadgarstkach (tym razem już celowo chcąc jej ból sprawić) i wygodniej na jej nogach się układając (czyli po prostu zwiększył ciężar jaki przyjmowały jej chude nogi). Uśmiechnął się nawet ładnie kiedy pieścił jej wargi krótkimi i właściwie nic nie znaczącymi pocałunkami. To zdecydowanie najbardziej uroczy gwałciciel jakiego świat zna. -Nie wiem po co. Chce coś takiego wiedzieć. Po prostu. Wiem, że stać cie na historie wartą uwagi, nie zawiedź mnie. - No tak, przecież jak wchodzi w grę z Gilbertem to trzeba ją ładnie kontynuować, a nie nagle przerywać albo się wykręcać. Miał nadzieje, że fakt wyszeptania owego wyjaśnienia prosto do jej ucha łaskocząc przy okazji jej skóre ciepłym oddechem, był wystarczający do przekonania jej, że powinna zdradzić mu to i owo. Dla bezpieczeństwa zaspokojenia własnej ciekawości przejechał wargami od płatków jej ucha, przez żuchwę, w stronę drugiego ucha, aż do szyi która dostała kolejny ledwo wyczuwalny pocałunek. Tak, to bardzo miły gwałciciel.
W ogóle to zanim cokolwiek powiedziała, westchnęła, szepnęła czy cokolwiek, znalazła się właśnie w takowej pozycji, w jakiej ustawił ją Gilbert. A gdy wreszcie pojęła co chłopak planuje, z jej ust tylko wyrwało się ciche jęknięcie. Już w ogóle zezłościła się na niego, jak ją tak przykuł do ściany rękoma, nie pozwalając jej na żaden ruch ani dłońmi, ani nóg. Tak więc dziewczyna co kilka sekund ciskała w niego wściekłymi spojrzeniami, na które on odpowiadał ściskając mocniej jej nadgarstki, przy tym lekko zadając jej ból. Oczywiście tym samym ta ich bliskość jej wyjątkowo przeszkadzała. Tym bardziej gdy usłyszała, co Gilbert ma jej jeszcze do powiedzenia. - No proszę. - Zadrwiła, przesuwając głowę w prawą stronę tak, aby jego usta jej nie dosięgnęły. - Naprawdę grozisz mi gwałtem! - Na pewno tylko się z nią tak droczył. Przecież nawet on miał trochę oleju w głowie i nie robiłby sobie sporadycznych problemów. Tak więc studentka uznała, że nie ma się co martwic. - Nie musisz się tak starać. Nie powiem ci. - Dziwne, że właśnie w takim momencie zbytnio nie przejęła się obecną pozycją i śmiało zaczęła stroić fochy, uczepiając się swojego zdania. A tę jego pieszczotę przyjmowała z pewną siebie miną, udając, że jej praktycznie nie czuje, co wydawało jej się o wiele lepszym sposobem niż oddanie się jej i pójście na łatwiznę, znowu mówiąc mu to, co chce. Już i tak nie podobało jej się to, że tak łatwo mu przedtem uległa. Tak więc siedziała grzecznie tak, jak ją sobie ustawił, od czasu do czasu spazmatycznie oddychając i nie ruszając się. W końcu każdy ma swój własny sposób na przetrwanie wśród takich jak Slone.
Ej, właśnie... To straszne - Hera jest w tym samym wieku co Kasia Ogrodnik, ale... Gdzie jej niewinność? Oczywiście zdarza się jej od czasu do czasu być uroczo niewinna, ale to rzadkość. Toż straszne, powinna się wstydzić i... zmienić, o! Ale to później... Bo teraz nie ma na to czasu, nooo.... I w ogóle to niewinna Hera, to już nie Hera! No ej, ja i Hera doskonale to rozumiemy, znaczy nie... Ja to rozumiem, ale Hera już nie. No ale spokojnie, ona to przeżyje! Jakoś. Ale w ogóle to ona bardzo się stara, by Andrzej tego smutku nie widział, nooo... A jeśli jej się nie udaje, to już nie jej wina. Bo pomimo, że Puchon nie może dać jej dokładnie tego czego pragnie, to i tak daje jej bardzo dużo. W ogóle to nie powinna narzekać! Jest zachłanna i tyle. Chociaż to smutne, że Andrzej ma kogoś w zanadrzu, a Hera nie ma nawet faceta. Wyciągnęła łapki w jego stronę i przybliżyła się jeszcze o kroczek. - Oj, daj spokój. Wiesz czego mi teraz brakuje do pełni szczęścia, więc czemu po prostu mi tego nie dasz, hmm?
Gilbert był wyraźnie rozbawiony calą tą sytuacją. Obserwował zachowanie swojej potencjalnej ofiary chcąc doszukać się w nim jak najwięcej i odkryć co też jej chodzi po głowie. A to nie było takie całkiem łatwe, trzeba jej przyznać. Może nie była mistrzynią udawania, ale faktycznie, szło jej dość zacnie. Nie dość, że nadal nie chciała wydusić z siebie nic ciekawego to wydawała sie być dość obojętna na jego pieszczoty. Dzielna dziewczynka, trzeba przyznać. Czy miało to wszystko jakikolwiek sens w walce z kimś tak upartym jak Slone? Szczerze w to wątpie i każdy wątpić powinien, ale liczą sie dobre chęci blondynki, prawda? I że dawała sobie radę, to też rzadkość wśród ludzi na tej planecie. -Czy ja wiem czy to będzie gwałt w pełnej okazałości? No wiesz, jego definicją jest to, że jedna ze stron tego nie chce. A tu byłby z tym problem. Moge ci po prostu zrobić dziecko - No tak. To najlepsza metoda na podryw. Podchodzisz d laski, więzisz ją nagle w uścisku grożąc gwałtem, a potem mówisz, że i tak zdajesz sobie sprawę, że ona cie pragnie, więc luzik, ty możesz jej zrobic dziecko, że niby przypadkiem, bo zapomniałeś z domu gumek. Zawsze działa, każda się na to złapie, szczególnie jeśli proponuje to Slone. -Dlaczego? - Kolejne bardzo dziecinne pytanie w ich rozmowie, fakt. Jednak on nie lubił kiedy mu się odmawia kiedy czegoś bardzo chciał. A ona właśnie to robiła. Można powiedzieć, igrała z ogniem. A od tego można się bardzo łatwo sparzyć. Nie dawajcie dzieciom zapałek! Chociaż po tej historii z wódką, Gilbert nie zdziwiłby się gdyby Francuzka i to miała za sobą. Oczywiście nie zamierzał też tak po prostu odpuszczać. On też miał z tego swego rodzaju przyjemność. Kolejne pocałunki na jej szyi, dekolcie, podbródku czy rękach wydawały się być miłym wstępem i zaproszeniem do wspólnej gry.
- A czy ja cokolwiek powiedziałam o tym, że tego chcę? - Właściwie to jej poprzednie zachowanie wskazywało na to wszystko, jednak zdanie zawsze można przecież zmienić, nie? Tym bardziej może to robić ktoś taki jak Szarlotka, która była w cholerę zmienna, co zauważyć można było w każdym jej ruchu i ogólnie całym zachowaniu. Raz się tutaj do niego rwie, a raz się odsuwa, jakby jej czymś groził. A przecież groził tym, że jej zrobi dziecko. To już w ogóle szczyt wszystkiego. Poza tym dziewczyna za nic nie wyobrażałaby sobie, gdyby takowa sytuacja rzeczywiście zaistniałaby, w co, jak na razie, bardzo wątpiła. - Nie zrobisz. - Dodała jeszcze równie pewnym głosem jak przedtem. Nawet trochę ją już irytowało to, że ją tak trzyma w żelaznym uścisku, zmuszając do powiedzenia czegoś, czego i tak nie powie. A w ramach tego proponuje, ba!, żąda gwałtu! Naprawdę nie ma nic lepszego od tekstu: "hej mała wyjaw mi swój mroczny sekret bo inaczej ci zrobię dziecko, a jak powiesz to i tak ci nie odpuszczę i w końcu zgwałcę!". Bo tak naprawdę studentka nie miała pewności, że jeśli mu odpowie, da jej spokój. Może nawet zacznie się znowu wypytywać o coś skrajnie głupiego i krępującego. Na pewno jej nie odpuści i będzie grał do końca, co może potrwać długo i z naprawdę różnymi skutkami. A jednym z nich mogłaby być ciąża, niewykluczone. - Bo nie. - Było jej przykro że nie może zaspokoić jego ciekawości, naprawdę. Bardzo chciałaby zobaczyć jego minę, gdyby wyjawiła to i owo. Jednakże to się nigdy nie stanie, więc teraz będzie mogła dalej obserwować jego dalsze poczynania z zapartym tchem. W ogóle to już sama imponowała sobie, że tak długo udało jej się z nim wytrzymać w tym pomieszczeniu, chociaż raz za razem puszczały jej nerwy.
-Nie, nie powiedziałaś. Ale to nieważne. Jakby do tego dosżło i tak nie ukryłabyś tej chęci. Nie lepiej się od razu przyznać? - Dlaczego ja ciągle zaczynam gdzieś od ALE skoro tak się nie robi. Od JEDNAK pewnie tez nie. Matko kochana, nie umiem się nawet wysłowić... Źle. Nie umiem nawet czegoś napisać w swoim ojczystym języku, a biorę się za naukę innych. Al..EKHEM. Jak widać, Gilbert teś jest głupi. Nieważne. Wracając do tego co powiedział, oczywiście miał racje. Może i kobieta potrafi udawać orgazm, ale na pewno nie jest w stanie udawać, że wcale nie jest podniecona. W sumie, on też by nie potrafił. To szczegóły, szczegóły. Ważne, że w tym momencie on był górą. Joł. -Dlaczego nie? Myśle, że nasze dziecko byłoby... cudowne. O ile w ogóle byś je urodziła - No tak. Dzieciak mógłby umrzeć śmiercią naturalną z winy matki i jej braku opieki nad nim już w fazie rozwoju od zarodka. Istnieje też możliwość morderstwa na własnym dziecięciu, czego również się Gilbert po blondynce spodziewał. On wprawdzie jest złem wcielonym, ale czegoś takiego by nie zrobił i od niej nie wymagał, o! Chociaż to mogłoby być najlepsze rozwiązanie dla malucha. Nie ma pewności, że trafi na idealną rodzinę zastępczą, a zostanie z ojcem albo matką biologiczną.... może ja tego nie będę komentować. -Jesteś okropna. Powiedziałabyś to po prostu... Może okazałabyś się warta uwagi MNIE. A tak? Tylko mnie irytujesz. I masz nadzieje, że mam w sobie troszeczkę człowieczeństwa - Chwilowo jeszcze zachowywał się jak dobry chłopiec z minimum moralności w sobie. Ani jej nie ścisnął za mocno ani nie pobił ani w ogóle nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie. Zamknął swoje zacne oczęta wtulając twarz w zagłębienie tuż przy jej obojczyku. Oczywiście nie oznacza to, że zwolnił jakikolwiek uścisk. Po prostu przestał sprawiać jej tym ból.
Jej niewinność poszła hodować dynie, jak detektyw Poirot czy rozsądek Courtney. Czasami tak bywa, że nasze najlepsze i najpotrzebniejsze cechy nas olewają i idą za głosem powołania, które czasami okazuje się naprawdę skrzywione. Z drugiej strony… przecież niewinna Hera nie byłaby już tą Herą, którą Andrzej tak polubił. Taki już był jej urok, w którym naprawdę dało się zakochać, chociaż nie w przypadku tu obecnego Puchona. Tak myślisz? Miejmy nadzieję, bo jemu zależało strasznie na tym, żeby i ona zrozumiała. Właściwie przede wszystkim ona. Stara się, stara, ale Andrzej należy do tego typu ludzi, który widzi właśnie te najbardziej ukrywane cechy, o. To na przykład, że Hera czasami dziwnie się w jego towarzystwie zachowywała, wiedział od dawna, więc przestał zwracać na to uwagę, a to, że była smutna zdarzało się naprawdę rzadko, dlatego przykuwało uwagę bardziej niż powiedzmy… Irosław tańczący w spódniczce z trzciny taniec hula. Oj, Hera kiedyś będzie naprawdę obleganą osóbką. Przecież jest śliczna i sądzi tak zarówno Andrzej, jak i ja. Musi uzbroić się po prostu w cierpliwość. Poza tym, nie jego wina, że Heroinka zakochała się akurat w nim – chłopaku zajętym i wiernym swojej dziewczynie. Stał w miejscu, jednak przygotował się, by w razie potrzeby unieść wysoko rękę z butelką. - Hmm… bo jestem wredny. – Zaśmiał się, patrząc Puchonce w oczy. – No i… jestem materialistą. Coś za coś, nie pamiętasz? Zuy, nikczemny Andrzej. I do tego kłamczuch, bo tak naprawdę chciał się z dziewczyną tylko podroczyć. Wcale nie oczekiwał niczego w zamian za alkohol, no bez przesady.
Oj, a może właśnie gdyby była taka słodka i niewinna, to Andrzej by się nią zainteresował! Albo przynajmniej ktoś inny, bo jak na razie to ona ugania się za facetami, a nie odwrotnie. A może to w tym jest problem? Gdyby sobie tak odpuściła, to może w końcu któryś by się wysilił. A tam... Hery od tak nie da się zmienić. Rodzice już próbowali. A jak już mówimy o tańcu hula! Hera kiedyś wiązała z nim wielkie nadzieje, ale okazało się, że tak samo jak 2 każdym innym tańcu - jest w tym beznadziejna. Chyba nadal gdzieś ma tą rozpadającą się spódniczkę z wyschłej trawy [<3] No ej, to nie fer... Coś za coś, ale nie jeśli chodzi o alkohol, nooo... Alkohol to ciecz, która łączy ludzi, rozkręca imprezy i pozwala brzydkim facetom zaliczyć fajną laskę! Jeśli chodzi o ten magiczny napój nie ma - coś za coś. - A co ktoś taki jak ja mógłby ci dać, hmm? - Uśmiechnęła się spoglądając na Andrzeja. Powoli zrobiła jeszcze jeden mały kroczek i nieudolnie próbowała dosięgnąć butelki za plecami Puchona.
- Nie lubię się przyznawać - stwierdziła po chwili myślenia. To akurat było prawdą, bo Charlotte do niczego się nigdy nie przyznawała nawet wtedy, gdyby to była rzeczywiście jej wina/sprawka/cokolwiek. Niby tutaj zgrywała takie święte dziecko (?), ale niektórych nawyków po prostu pozbyć się nie umiała. Jak na przykład kłamstwa, w czym mimo wszystko była beznadziejna. Jednakże nie przyznawanie się do winy to było chyba coś innego? Tak myślę. Nie zakładajmy od razu, że on był tak górą. To była nieczysta gra, bo Gilbert był o wiele od niej silniejszy, ot co. Gdyby tak nie było, studentka zapewne już dawno go od siebie odczepiłaby. Poza tym nie fajnie się rozmawia, kiedy jedna osoba siedzi z zakneblowanymi rączkami do ściany, wiem coś o tym. Jezus Maria, no naprawdę. Teraz mu się dzieci zachciało? Akurat z nią? No wiesz, nie powiem, że Szarlotka nie chciałaby mieć dzieci, bo przecież mówiła, że chciała, ale nie w tym wieku! A co gorsza - z NIM! Tak więc całkowicie popieram to, że gdyby jednak coś takiego się wydarzyło, najlepiej oddać niemowlę w ręce rodziny zastępczej. A tak w ogóle jak to ładnie brzmi: tatuś Gilbert i mamusia Charlotte. Ale sie uśmiałam. - A niby czemu nie? - Urodzić, pewnie urodziłaby. No chyba że dziecko zmarłoby przez narkotyki, to już inna sprawa. Ale przecież dziewczyna morderczynią nie jest. Pewnie przestałaby ćpać na ten okres... dziewięciu miesięcy? O zgrozo. - No bo co ja mam ci niby powiedzieć? - Warknęła na niego, trochę brzydko z jej strony, ale sam się przecież o to prosił. Prowokował ją. Tym bardziej jeszcze, kiedy tak czuła jego oddech na swojej szyi i dotyk jego skóry. - Przestań - Nawet ładnie go o to poprosiła. Ale gdzie on ją tam słuchał! Tak więc biedna studentka musiała teraz przechodzić przez istne (nie)tortury.
No nie wiem, nie wiem. Nie ma, co gdybać, bo przecież Hera takowa się nie stanie, prawda? Nawet dla niego by się aż tak diametralnie zmieniła, a poza tym… on nie chciał kopii Ogrodnika, bo on był jedyny w swoim rodzaju. Tak samo zresztą jak tu obecna Hearowen, której imię napisałam bez patrzenia na nazwę użytkownika, ha! Oj, na pewno istnieje choć jedna osoba, która znajduje się pod działaniem uroku osobistego Puchonki. W to akurat nie wątpił, bo sam przecież bronił się, czym tylko mógł, a mógł li i jedynie Kasią, przed zauroczeniem się w dziewczynie. Uuu… Andrzej chętnie by zobaczył Herę tańczącą w takiej spódniczce. Zresztą, kiedyś ją nawet podejrzał, hyhy. No, ale teraz to jednak co innego. Wtedy była w… 2 klasie? Nie, nawet tego nie pamięta. Jedyne co, to późniejszy guz na głowie, powstały od uderzenia patelnią. Zgodziłby się z tym, gdyby był na miejscu Hery. Ale że jest po tej lepszej, mającej władzę nad sytuacją stronie, to sądzi wręcz przeciwnie, o. Tak, tak… jest troszeczkę wredny. Alkohol jest płynem Ż Y C I O D A J N Y M. I pozwala brzydkim dziewczynom poderwać niezłe ciacha, o. - Po… nie wiem. Zastanów się nad tym, a coś na pewno ci przyjdzie do głowy. – Nie, nie mam pojęcia, co chciał powiedzieć na początku, nie kłamię. Ale jak widać – rozmyślił się, więc albo było to coś niewykonalnego, albo coś nieprawidłowego. Chwycił delikatnie Heroinkę za nadgarstek i odciągnął od siebie jej rękę.
-Czasem to najlepsze rozwiązanie - Przyznawanie się nigdy nie jest fajnie, to raczej jasne. Slone jednak uważał, że lepiej by było gdyby się niewiasta przyznała, miałaby to z głowy. Gilbert wreszcie wyszedłby na swoje i mógłby do tego podejść w całkowicie inny sposób, nie dręczyć jej tak i nie męczyć wciąż twardo stojąc przy swoim. A tak? Ona się upierała, on się upierał. I mamy tu starcie charakterów, typowy przykład do analizy dla psychologa, ot co. Czy nawet psychiatry, w ich przypadku. Nawet najlepszy specjalista nie odgadnie kto jest zwycięzcą, o ile taki w ogóle ma się wyjawić. Zawsze istnieje szansa przegranego remisu, nie? -Chlejąc i ćpając nie pomagasz ciąży. Zasnęłabyś wykończona ładowaniem sobie, a rano obudziłabyś się w pościeli całkowicie zakrwawionej z martwą przyszłością rozwoju mojego nazwiska. Nie wytrzymałabyś dziewięciu miesięcy - No, niestety. Cud musiałby się stać żeby blondyneczka nie poroniła. A gdyby owy cud się stał to nie ma szans żeby dziecko nie urodziło się narkomanem. Jeśli nie trafi na rodzinę, która mu będzie od pierwszych miesięcy ładowała w żyłe to po prostu się wykończy. Co nie zmienia faktu, że z tej dwójki byliby idealnie rodzice! -Sama znasz siebie, ja ci nie siedzę w głowie. Gdyby tak było to już dawno bym poszedł. Miałabyś spokój. Jesteś mashochistką? - Powolutku skierował ich ręce w dół, żeby się nie męczyć z trzymaniem ich minimalnie w górze. Niby wygodnie opierał wszystkie łapki o ścianę, ale nie będzie tak ślęczał w nieskończoność, nie? Ułożył ręce wzdłuż ciała dziewczyny, co nie oznacza, że ją puścił -Chyba, że to twój problem sytuacji. Sado-maso i domina. Kręci cie to? Mimo wszystko wolisz być tą dominującą i to mnie przypinać kajdankami do łóżka co? - Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl o tym wszystkim. Może nawet skusiłby się na taką sytuacje, kto go tam wie! na razie było zdecydowanie zbyt miło na takie ostre zagrywki. Jego łepek wciąż wtulony był w jej ciało, oddech się zdecydowanie uspokoił, przestał jej sprawiać ból, nie odsuwał od siebie kosmyka jej włosów który gdzieś tam łaskotał go w nos. Wzruszyłem się, no normalnie szaleństwo.
- A więc dobrze, skoro tak uważasz. No więc podobasz mi się, jasne? - Mruknęła cichutko, jednak nie aż tak, żeby tamten jej nie usłyszał. O nie, ona chciała, żeby to usłyszał. Poza tym sam przed chwilą powiedział, że ona mu się podoba. Czemu miałaby niby tego nie odwzajemnić? Oczywiście nie jest to jakieś niesamowite wyznanie z jej strony, tylko po prostu stwierdzenie faktu. Tak jest o wiele lepiej. Cóż, psychiatra byłby tutaj zdecydowanie na miejscu. W końcu od czasu do czasu naprawdę warto byłoby porozmawiać z tą dwójką, udzielić jakiś wskazówek, nawet gdyby nie chcieliby go słuchać. A nie chcieliby na pewno. W końcu nie są typami osób, którym można coś od tak sobie rozkazać, przynajmniej to ich łączy, chociaż... nie są oni chyba takimi strasznymi przeciwieństwami siebie. Nie wiem. - Zaraz zaraz. Jakiego nazwiska? - pokiwała mu palcem przed nosem, gdy już łaskawie puścił jej dłonie. - W ogóle to o czym ty mówisz? Zawsze mogę pójść przecież na odwyk. Nie jestem mordercą, nie zabiłabym własnego dziecka. - No bo nie była przecież, i nie zabiłaby. Za wszelką cenę starałaby się temu zapobiec. Ale jeśli Gilbertowi tak bardzo zależałoby na tym, żeby dziecko się urodziło, to przecież by jej w tym pomagał, nie? A jeśli nie, to wina i tak nie będzie leżeć tylko i wyłącznie po jej stronie. Przecież za połowę winy odpowiada ten, który w ogóle to dziecko spłodził, to jasne. Ale owszem, owszem. Trzeba przyznać, że ta dwójka byłaby idealną parą rodziców. Nic dodać, nic ując. - Oczywiście, że nie jestem. I nie lubię dominować, co nie zmienia faktu, że dałabym się ustawiać na lewo i prawo. - No tak, tak to przecież nie działa. To, że nie była na każde czyjeś zawołanie, nie znaczyło przecież tego, że chciałaby się znaleźć na miejscu tej drugiej osoby. A nawet takiej rzeczy studentka mówi głośnym NIE. - W ogóle to nie wyobrażam sobie sceny, w której miałabym cię przykuwać do łóżka. - Zaśmiała się mu cicho do ucha, spuszczając niżej głowę i wierzchem swojego policzka muskając ten jego, a potem uniosła w górę jedną z ich splecionych razem dłoni i zaczęła bacznie się im przyglądać. Jejku, jakie to słodziutkie.
-No przecież wiem - Mruknął...a raczej wymruczał, najwyraźniej zadowolony, że okazało się, że jak zwykle mial racje, a przynajmniej tak powiedziała. W sumie niemożliwością jest żeby było inaczej, nie? Nie mogłaby go okłamać. Znaczy, to nie było kłamstwem. em...zgubiłem się we własnym zdaniu, a że z zasady nie czytam własnych zdań przed wysłaniem...zostawię cie w tym poplątaniu, myśl. -Tsak, jasne. W tym wypadku, watpie w ciebie. Myślisz, że odwyk dla dzieciaka to lepsze rozwiązanie? Wymęczyłabyś ten płód i tak i tak. - Pokręcił główka z niedowierzaniem słysząc jej przymierzenia przyszłościowe. Podziwiać optymizm trzeba, to fakt. Nie dość, że najwyraźniej zakładała powodzenie odwyku to zakładała, że udałoby się urodzić. Słodkie wyznanie ćpunki, trzeba to przyznać. Aż miło posłuchać, szkoda tylko że to gówno prawda, ale ćśśś! -No i wiesz. Dziecko zobowiązuje. Ja musiałbym poznać teściów, ty też. William miałby to w dupie, ale moja dziwkarska mamusia na pewno liczyłaby na ślub, żeby dziecko miało sie jak wychować, wiesz jak jest. No i Julia byłaby taka dumna! Nie sądzisz, że bylibyśmy idealnym małżeństwem? - Zaśmiał się na samą myśl o tym wszystkim. Aż zrobił się ciekawy jacy są jej rodzice czy ktokolwiek z nich. Czy lepsi od jego rodziny, kto ich tam wie. On się już zdążył odzwyczaić, nie mówi do Williama tato. Skoro nim nie jest, to po co? Nie wstydził się przecież, że jest bękartem, ale kto wie jak ich dziecko na to by reagowało, nie wolno mu tego robić! No i jego bliźniaczka, na pewno byłaby wzruszona. O bracie własnym wolał nie wspominać. -Wolisz jednak kiedy ja cie przykuwam? Na zasadzie dominacji, po prostu. - Znów mruknął zadowolony powolutku się od niej odsuwając. Nie żeby chciał sobie iść czy zrezygnować z jej ciała, no skąd. Po prostu chciał na nią spojrzeć, a we wcześniejszej pozycji było troszeczkę niewygodnie. -Na jedną noc oddajesz mi całe swoje zmarnowane ciało. To dla ciebie już norma, co? Chwilowa przyjemność, potem długi spokój, a nagle paskudny głód i drapanie pazurami o ścianę w prośbie o więcej. Nawet nie musiałabyś się do tego przekonywać - Gilbert byłby idealnym narkotykiem. Na pewno lepszy od każdego rodzaju kokainy czy HERY (he he he, to już w ogóle!). Problem tylko w tym, że ie byłby ogólnodostępny, na pewno nie za pieniądze. W sumie, on wolał przygryźć jej dolną wargę i pociągnąć delikatnie, co nawet teraz zrobił, niż wciągnąć nosem kryske (pozdrawiam skojarzenie cytatu)
Och, no naprawdę miło z twojej strony, że pozwalasz mi się wykazać i trochę pomyśleć, ale, niestety,tak samo jak właśnie Szarlotka za cholerę nie potrafię się skupić. Przykro mi, ale będziesz jednak musiał sam się trochę pomęczyć, albo zostawić to bez komentarza. Twój wybór. A wracając do postaci... To było takie okropne i perfidne, że Gilbert w nią w ogóle nie wierzy, naprawdę. Mógłby przynajmniej okazać jej coś na kształt współczucia. W końcu to ona męczyłaby się przez te dziewięć miesięcy, to ona musiałaby urodzić to dziecko i się nim notorycznie opiekować, a on co? Tylko patrzyłby na to wszystko z boku, dalej żyjąc swoim życiem. I dlatego uważam, że naprawdę wrednie się zachował, jeszcze ją tak besztając na temat rodzicielstwa, jakby sam potrafiłby zastąpić dziecku obojgu rodziców. - A co, jeśli nie? Nie mów mi nawet, że tak bardzo zależałoby ci na dziecku. Na tym, że wtedy musielibyśmy być razem, opiekując się nim, a może nawet wyrzec się dotychczasowego życia. O ile w ogóle byłabym w ciąży. Nie przeraża cię to? - Naprawdę nie wiedziała o co mu teraz chodziło. Co innego, gdyby naprawdę byłaby w ciąży. Wtedy mogliby o tym dyskutować równie zażarcie jak teraz, ale obecnie chyba nie musieli sobie tym głowy zawracać, nie? Przecież nic między nimi nie zaszło. O ile w ogóle kiedyś zajdzie. Mało prawdopodobne, aby tej dwójce kiedykolwiek udałoby się stworzyć coś więcej, już w ogóle nie wspominając o dziecku. Rodzice... O matko. To był najbardziej drażliwy temat dla dziewczyny. W ogóle to nawet nie wiedziałaby, jak powiedzieć matce o ciąży. Tym bardziej przedstawić jej kogoś takiego jak Gilbert. Cóż, jej rodzicielka na pewno ucieszyłaby się myśląc, że dzięki tej dwójce Charlotte zapomni o nałogu. Ojcem nie musiała się przejmować, bo ten ćpun kopnął w kalendarz kilka miesięcy temu. Studentka była też jedynaczką, więc nie musieliby się martwic opinią jej siostry czy brata. Dalsza rodzina? Czemu nie. Na pewno podzielałaby zdanie matki. - Twoja pseudo teściowa na pewno by cię polubiła. Ba! Pokochała! I na pewno dogadałaby się z twoją mamusią, tak samo jak ona licząc na ślub. Z pewnością bylibyśmy idealnym małżeństwem - ostatnie zdanie specjalnie powiedziała takim samym tonem jak chłopak. W ogóle to tak samo to odebrała, więc zaśmiała się równie głośno co on. W pewnym sensie... przykuwanie do łóżka wcale nie było takie złe. Pod warunkiem, że obie strony by się na to zgodziły. Nie ma tak, że za karę i nieposłuszeństwo, jak przed chwilą on przycumował ją do ściany. - To stwierdzenie faktu, propozycja czy groźba? - Zapytała, wyciągając w jego stronę drżącą rękę i kładąc mu ją na ramieniu, dłonią sunąc wzdłuż jego obojczyka, tuż przy szyi wkładając mu połowę dłoni pod koszulkę. Nie zamierzała się do niego przysuwać, o nie. To była takie... czysto przyjacielskie, o. Na uspokojenie nerwów, bowiem te drżące ręce, nagły przypływ zimna i gęsia skórka były wywołane tym, iż dziewczynie zachciało się ponownego zażycia narkotyku.
Mi się nie chce. Dobra, to mniejsza z tym, o -Niespecjalnie. Byłoby całkiem zabawnie. Nie oczekuj ode mnie całkowitych wyrzeczeń, w życiu. Ale podobno kiedyś w końcu trzeba - Ja pieer..ekhem. ALE. Trafi mnie coś z tym ALE. Trudno, będą błędy. O czym to ja? Aha. Gilbert jako tatuś to byłby naprawdę ciekawy obiekt! Może nawet zainteresowałaby go ta cała sytuacja z dzieckiem. Nie jest z niego materiał na ojczulka idealny, ale zawsze to jakaś pomoc. I jego wrodzony urok osobisty na pewno zadziałaby na malucha. A gdyby to dziecko miało zamiar dożyć wieku szkolnego, to już w ogóle szaleństwo. O ile rodzice też by dożyli. Syn byłby jego dobrym ziomalkiem. Może ryby? Chociaż to mu się zawsze wydawało nudne. Mógłby z nim latać po drzewach i bić się na patyki! A córka to przecież zawsze księżniczka i biada wszelkim adoratorom, Gilbert ma przecież ciężką rękę. O tak, sprawdziłby się idealnie. Może przypadkiem pokochałby to dziecko? Jakimś cudem. O uczuciu większym niż czysta sympatia do matki nie warto mówić, to nie w jego stylu. -Moja teściowa byłaby na pewno mną zachwycona. No jestem idealnym chłopcem z dobrego domu. No i fakt, że w ogole ktoś zechciał jej córkę, wiesz jak jest - No tak, on nie potrafił być miły zbyt długo. Miał po prostu dziwne wrażenie, że pod okna mamuni czy tatunia nie lata stado idealnych adoratorów błagając o rękę Charlotte de La Brun czy cokolwiek w tym rodzaju. Mógł się mylić, oczywiście że tak. Wrażenie robi jednak swoje. Na własnej skórze musiałby się przekonać, że wcale nie jest aż tak źle, inaczej nie uwierzy Spojrzał na jej dloń dość podejrzliwie w tym samym czasie znów łapiąc za drugą rękę. Uniósł ją powolutku przybliżając do swoich warg żeby móc ucałować wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Taki kaprys, co poradzisz -Obietnica - Poprawił ją grzecznie znów muskając wargami jej skóre, kierując się przez kilka centymetrów po ręce, wzdłuż jej żyły, którą nie tak trudno dostrzec przy jasnej cerze. No i jego obeznanie w anatomii, szczególnie kobiet. Wiadomo.
No, i właśnie takiej odpowiedzi się od niego spodziewała. Cóż, i niekoniecznie idzie to też z tym, że ją ta odpowiedź usatysfakcjonowała, o nie, a nawet przeciwnie. - A już myślałam, że jesteś całkiem fajny. - No tak, taka prawda. Nie, żeby ona od razu spodziewała się prośby o rękę czy coś innego. Po prostu miała nadzieję, że ta odpowiedź nie będzie taka błaha. No bo właśnie... ona podchodzi tutaj do tego poważnie, a on mówi, że byłaby to dla niego zabawa! On się po prostu stacza, nie ma co. Jeśli już by się urodziło, to dlaczego nie miałoby dożyc wieku szkolnego? Najgorszym momentem chyba byłoby samo zajście w ciążę i poród. Wychowywanie byłoby o wiele bardziej prostsze, żeby już nie powiedzieć, że banalne. Pan Slone będzie miał wtedy pole do popisu; będzie z nim jeździł na ryby, będą poszczać latawce i grac w piłkę. A mamusia? mamusia zrobi sobie przerwę na strzał w żyłę. I będzie pięknie. - Że niby co? Tak ze mną źle, naprawdę? - Spojrzała wymownie w dół, lustrując swoje ciało. Niby czego jej brakowało? Miała nogi, ręce, oczy, nos, włosy... mogłabym tak wymieniać do końca. A jemu jak zwykle coś się nie podobało. - Tak więc daruj sobie takie uwagi. - Dodała jeszcze, tym razem patrzeć już na niego z naburmuszona miną. Mimo tego i tak trafił w jej czuły punkt. Charlotte nigdy nie była adorowana, czy w ogóle sama nie czuła nic gorętszego prócz zwykłego cielesnego pragnienia. Najprościej powiedzieć, że nigdy nie była zakochana. To o wiele prostsze. Czyżby narzekała na swoje życie? Oczywiście że tak. W końcu komuś takiemu jak jej to chyba najbardziej zależy w życiu na prawdziwej miłości. A jak się na drodze spotyka kogoś takiego jak Gilbert, to wszystko można od razu rzucić w kąt, ot co. Jak to "wcale nie jest aż tak źle"? Jak przekonać? I do czego zmierzasz? Wybacz, muszę o to zapytać, bo nie wiem jak to inaczej skomentować. - Czyżbyś miał okres? Ja wtedy też jestem taka zmienna. - Zadrwiła, obserwując jak muska jej skórę ustami. Doprawdy, już ją irytowało jego zachowanie. Raz ją ignoruje, potem z niej drwi, a potem zachowuje się jakby nigdy czegoś takiego nie mówił. Naprawdę nie wiem, jak ona jeszcze z nim wytrzymuje. Ja bym chyba przy kimś takim ocipiała. - Obietnica. - Powtórzyła, sunąc wzrokiem za jego ustami, a gdy tamte dotarły do zgięcia jej łokcia i do miejsca, gdzie widoczna była jej ulubiona żyła i blizny po wkłuciach, wzdrygnęła się, jakby kopnął ją prąd. Mimowolnie złapała się w to miejsce, podnosząc wzrok na chłopaka. Potem jednak wzięła kilka głębokich wdechów i grzecznie zabrała swoją rączkę znad żyły, po czym znowu odszukała dłoń chłopaka, splatając jego palce ze swoimi.
Kwaśny uśmiech zagościł na jego wargach, a on sam odsunął się od niej na moment słysząc ten jakże wielki zawód. Nie spodziewał się takich słów z jej strony, zdecydowanie nie. Zresztą, to było takie dość no dziwne. -Chyba cie pojebało dziewczynko. Nie jestem i nigdy nie byłem....fajny - Prychnął minimalnie rozbawiony tym wszystkim. Nie wpadłby pewnie sam na to żeby dobrać do siebie akurat taki przymiotnik. Mógł być zły, wredny, zajebisty, wspaniały, okropny i takie tam. To kwestia skrajności. Fajny? Fuj. Zdecydowanie fuj. Na upartego mógłby to uznać za obrazę. Postanowił jej jednak to wybaczyć. -Przestań ciągle zwracać uwagę na swoje ciało. Powiedziałem już coś na ten temat. To kwestia twojego charakteru. I upodobań. Może pasowałabyś do jakiegoś spedalonego gryfońskiego chłopca, ale sama to zjebałaś - Po raz kolejny, żelazna logika Gilberta. Widać dostrzegał wiele wad w jej sposobie bycia, co poradzić. Widać owe minusy nie zamieniały się w zalety, jak w przypadku jej wyglądu zewnętrznego. Była dla niego zbyt dziwna, czy coś. Może i spodobałaby się komuś tam spokojnemu i miłemu, komuś takiemu kogo zazwyczaj oczekują matki dla swoich córek. Taki ktoś szybko zrazi się jej zbytnią miłością do używek wszelkiego rodzaju. I nie będzie rodziny i wychowania dziecka, przykre. Też trzeba to przetrwać. Trzeba na to dziecko zwracać uwagę, być ostrożnym, a przy okazji nie zabierać mu dzieciństwa, ale nie wiadomo co takiemu wpadnie do głowy. Matka by się do tego nie nadawała, a ojciec przechodziłby załamanie nerwowe i dupa. Ktoś o podobnych upodobaniach? Nie ma miłości wśród ćpunów, alkoholików czy nie wiadomo kogo tam jeszcze. Czyli po prostu ktoś z ciemnej strony księżyca. Jak Gilbert. Jemu jednak nie do końca leżał jej charakter, w przeciwieństwie do upodobań. Słowem... biedna Charlotte de La Brun. To wystarczy darować sobie komentarz. Nie zmierzam do niczego, tak sobie tylko marudzę bezczelnie. To kwestia wiary w adoratorów. Slone musiałby zobaczyć stado zakochanych chłopców żeby dojść do wniosku, że wcale nie jest tak źle i, o bogini, ktoś zwraca na Francuzkę uwagę. Przy okazji mógłby dokonać selekcji wśród owych adoratorów, z czystej ciekawości. A może nawet wybrałby kogoś w jej guście? Magia świąt. -Ty jestes kobietą. Nie usprawiedliwiaj się okresem, całe życie macie najebane we łbie. Poza tym, chciałem się z tobą pieprzyć. Podczas okresu wręcz nie wypada, nie sądzisz? Ja sie po prostu zachowuje całkowicie normalnie - On po prostu taki był, cóż na to poradzisz. W niektórych sprawach bardzo szybko zmieniał zdanie, to fakt. A nawet jeśli długo trwał przy swoim to lubił się bawić ofiarą. Wprawdzie mamusia mu zawsze powtarzała, że nie należy bawić się jedzeniem, ale co z tego? Moze właśnie przez te zakazy teraz tak to lubi? -Masz jakieś traumy, schizy, pragnienia i problemy i w tym trwasz? Jesteś dziwna Francuzko - A to on się zachowuje jakby było coś nie teges, no dajcie spokój. Jej reakcja zdecydowanie nie należała do spokojnych i normalnych, mimo to, nie zraziła go wcale. Przecież lubimy swego rodzaju oryginalność. Właśnie stąd kolejny pocałunek na jednym z malutkich śladów po ukłuciu.
Właściwie to co się dziwić nad odpowiedzią wypowiedzianą z ust takiej osoby, no naprawdę. Jakim innym przymiotnikiem mogłaby go określić tak, żeby znowu nie sprawić mu tym nieświadomej dla niej przyjemności, hm? A Gilbert i tak mógł być sobie taki jaki tak chciał; cudowny, piękny, okropny, głupi... wszystko jedno. - Nie byłeś. - Przyznała, nie dodając nic do swojej odpowiedzi. To było tylko takie czyste stwierdzenie faktu, bo rzeczywiście kogoś takiego jak on nie można nazwać fajnym. To nawet nieestetycznie wygląda, jak się jego osobę tak określa. Blee. - Dobra. W takim razie powiedz o co ci znowu chodzi. Za cholerę nie potrafię cię rozgryźć. - Co prawda, to prawda. Czepia się o jej charakter, jakby sam był najbardziej idealnym człowiekiem pod tym względem, a to przecież jest gówno prawda, bo wcale nie jest lepszy od niej, żeby już nie mówić, że mu do takiego zachowania daleko. Jednak trzeba przyznać, że wytykanie ludziom ich niedoskonałości i wad ma opanowane perfekcyjnie. No fakt; Charlotte była spokojna, cicha i ogólnie trochę nieogarnięta w swoich sprawach. Wolała wszystko olewać i chodzić naćpana, a gdy potem przyszło co do czego to najbardziej żałowała tego, jak postąpiła. I choćby sobie obiecała, że już więcej tak nie zrobi, za każdym razem łamie dane słowo i na nowo w kółko zaczyna powtarzać ten sam schemat. Ale gdyby chodziłoby tutaj o inne życie niż jej, to na pewno spróbowałaby się jakoś pozbierać i zacząć w pełni żyć tym, co jej jeszcze z tego zmaltretowanego i wykończonego ciała zostało. Tak więc na pewno starałaby się pomóc jakoś dziecku, zaufać swojemu rozsądkowi i wyjść na prostą. Chociaż racja, chyba dla takich ludzi jak ona nie ma ratunku. A miłość? Bezgraniczne kochanie tego, co cię zabija, się liczy? Nikt nie zwraca na nią uwagi, to przecież logiczne. Gdyby tego chciała, zapewne zachowywałaby się inaczej. Mogłaby być przecież w centrum towarzystwa, obserwować ludzi kierujących na nią wzrok, ale po co jej to było? Nie była typem osoby uwielbianej przez innych, bo zawsze zamiast uczestniczyć w konwersacjach z nimi, wolała leżeć w kącie bez cienia życia, co wcale jej tak bardzo nie przeszkadzało, a nawet wręcz odwrotnie. - To, że nie wypada, jest akurat logiczne. Poza tym nic mi nie wiadomo o tym, że chciałeś. Składałeś mi tylko jakieś beznadziejne obietnice. I wiem, że to u ciebie normalne zachowanie, dlatego tak bardzo przeraża mnie ta myśl, że jeszcze sobie z tego miejsca nie poszłam. - Burknęła, wlepiając w niego swoje oczęta, które szybko odnalazły jego wzrok. Francuzka, gdyby usłyszała tą wzmiankę o jedzeniu, na pewno by się na niego niesamowicie obraziła i, cóż... wyszła. Byłby to nawet dobry powód do opuszczenia tego miejsca. No, ale najwidoczniej albo próbowała zachować przy nim zimną krew, albo zwlekała. Kiwnęła potakująco głową słysząc jego uwagę. No bo tak naprawdę właśnie tak było, a ona miała być szczera. I tak już chyba nic gorszego i upokarzającego jej nie spotka, nie? Tak więc grzecznie znowu złapała Gilberta za ubranie, przyciągając z powrotem do siebie.
Skinął główką przyznając jej racje. Wreszcie ładnie powiedziała. Nie był fajny, cóż poradzić. I na pewno nigdy taki nie będzie, bo niestety, tacy ludzie się nie zmieniają. No bywa w życiu, prawda? Z drugiej strony, potrafił być miły. Nawet pogłaskał ją po włosach w ramach nagrody za to, że przejrzała na oczy. Soł kjut. -A ja nie rozumiem czego ty nie rozumiesz - Uniósł brwi zaskoczony tym wszystkim. Jak jego można nie rozumieć, no szok po prostu! Przecież z nim było wszystko jasne, jego logika była idealna, a mądrość przekraczała wszelkie granice i w ogóle! A ta śmiała go w ogóle pytać o takie rzeczy. Co za ludzie w tym kraju, ja nie wiem... -Hmm moment. Starasz się mnie rozgryźć? Ambitne. Skąd te chęci? - Ah ten jego cwaniacki uśmieszek. W sumie, to dobre pytanie było. On się za coś takiego nie brał jeśli go człowiek nie zainteresuje, a to rzadkość. Zazwyczaj miał na temat każdego opinię wyrobioną po pierwszym wrażeniu czy innym widzimisię. Dopiero kiedy odkrywa, że owa osoba jest warta uwagi czy wyraźnie mu się spodoba, zaczyna analizować ją tak naprawdę, próbuje dociec o co jej chodzi i jaka jest. Oczywiście są to przypadki cholernie sporadyczne. Stąd jego zdziwienie. Przecież wszyyyscy robią tak samo jak on, a przynajmniej powinni. E tam z taką miłością. Trzeba kochać własne dzieło w które się serduszko włożyło. I nie mówie tu tylko o dziecku, ale w sumie przede wszystkim. Wszelki objaw pasji czy innego talentu powinien być dla niej teraz główną miłością, jeśli nie żaden facet. A nie jakieś tam proszki. A dopiero potem wybranek czy tam wybranka serca, bo to przychodzi kiedy... ma przyjść i już. O! I wcale nie zabija. Dobra, też zabija. Romeo i Julia i takie tam, ja wiem. Nie psujmy jednak piękna tej wypowiedzi takimi błahostkami. -Najwyraźniej naprawdę nie chcesz stąd iść, to raz. A dwa, wolisz żebym przeleciał cie teraz, tutaj, przy ludziach którzy pewnie gdzieś się tu jeszcze kręcą czy jednak w bardziej kameralnym miejscu przy atmosferze godnej prawdziwego seksu, a nie ruchania się - Kolejne wyjaśnienie złożone tym samym, przyciszonym tonem, znów blisko jej ucha. Co za niespodzianka, panicza Slone kręcił również taki sposób! Nic co ludzkie nie jest mu obce, zdecydowanie. Wszystkiego w życiu trzeba próbować, a przyjemność fizyczna przyjemnością fizyczną pozostanie. Nie można życia opierać na szybkich numerkach w toalecie, nie godzi się. -Dlaczego? - Witamy z powrotem cholernie irytujące pytanie, dawno go nie było, prawda? Brunet ledwo się zdążył odsunąć, a znów znalazł się bliziutko niej. Nie żeby mu to jakoś przeszkadzało, no skąd. Na dowód tego, że idealnie mu to pasuje, przejechał koniuszkiem nosa po jej szyi (przy okazji zaciągając się jej zapachem) by na koniec móc złożyć enty już pocałunek w entym miejscu na jej skórze w tamtych okolicach. Samo nieodsuwanie się nie wystarcza jako dowód, jak widać.
- Wszystkiego. - Odrzekła szybko zanim w ogóle pomyślała nad odpowiedzią. I właśnie to było najgorsze w tym jej rozumowaniu; ona nie myślała, tylko mówiła to, co jej się na język napatoczy, albo po prostu improwizowała, co też się często sprawdzało. W końcu niedawno, ładnie i długo zwlekała nad opowiedzeniem Gilbertowi jakiegoś zacnego i mrocznego sekretu, że ten już sobie o tym zapomniał i zmienił temat. Trzeba przyznać, pójście na łatwiznę jest bardzo wygodne. Może studentka zacznie tego coraz częściej używać? Nawet teraz mogła powolutku testować to dalej na chłopaku, choć on i tak z czasem zauważy, że coś jest nie tak, a ona sobie w kulki leci, hłe hłe. Ona po prostu lubi rozumieć swoich towarzyszy. Nienawidzi niewiedzy, jaka kotwiczy się w niej na widok Gilberta, ot co. Zachowuje się w stosunku do niego normalnie przecież; nie wnioskuje z czystych obserwacji, woli poznać jego głębię, a nuż może znajdzie tam coś, co ją bardzo zainteresuje. - Każdy ma jakieś ambicje na przyszłość, a moje w tym momencie są takie, że chcę cię poznać. Z tej strony, od której cię jeszcze nikt nie zna. - Zabrzmiało to bardzo podobnie do tego, czego on od niej żądał kilka minut temu odnośnie jej historii. Co poradzić na to, że zamiast ignorować jego podstępne zachowanie... robi z niego przykład. Z tą dziewczyną już naprawdę jest źle! Nieee, obustronna miłość polegająca tylko i wyłącznie na miłości była całkowicie przereklamowana. Jak można tak po prostu kochać kogoś, niezależnie od przyczyny? Kochac trzeba za coś. W tym przypadku owocem mogłoby być dziecko, chociaż niekoniecznie przecież. To wszystko jest tam pogmatwane jak w jakiejś Modzie Na Sukces, co poradzić. Z prochami jest o wiele łatwiej; one kochają ciebie i vice versa. Można z nimi (pod ich wpływem) robić wszystko. Chyba właśnie o to tutaj chodzi. - Nie jestem raczej fanką ekstremalnych wyczynów, polegając na pieprzeniu się w miejscu publicznym. - Raczyła nawet na niego spojrzeć z taką podobną do niego miną, tak więc uniosła swoje jasne brwi wysoko do góry, w lekkim grymasie krzywiąc usta. Nie, żeby była taka nieśmiała, nie chcąc robić takich rzeczy publicznie. Z porównaniem do studenta, ją to po prostu nie kręciło, ot co. Co jest ciekawego w czymś takim, tym bardziej kiedy inni na ciebie patrzą? Już w ogóle wtedy, kiedy są to twoi znajomi; Andrzej, Spencer, Hera - oni wszyscy gdzieś tam byli i z pewnością nie chcieliby być świadkami czegoś takiego. - Bo tak. - Co tutaj było do tłumaczenia? To po prostu było jej zdanie, a brnięcie w nie dalej okazałoby się tylko stratą czasu. Zawsze mogło być też tak, że to dziewczyna chciała na nim zaoszczędzić, któż to wie. Może dlatego znowu znalazła się niebezpiecznie blisko Gilberta, siadając mu (tak jak on przedtem jej) grzecznie na udach, obejmując go z tyłu nogami? Możliwe.
-Mam ci objaśniać każde swoje słowo? Wolałbym jakieś konkretne pytania - I właśnie to dowodziło o dobrym serduszku Gilberta. Nie zbył jej niczym, nie zaczął na nią warczeć ani jej nie wyśmiał. Grzecznie poprosił o konkrety dając jej do zrozumienia, że jeśli je otrzyma to grzecznie jej wszystko wytłumaczy. O ile będzie w stanie w ogóle do niej dotrzeć, ma się rozumieć. Jak nie zostanie zrozumiany to nic na to nie poradzi, bywa w życiu no. -Ależ droga wolna Francuzko. Pozwole ci na to, ale to ja poprosiłem pierwszy - Skoro już zaczęli się przekomarzać jak dzieciaki to czemu nie korzystać z zasad przedszkolnych? To były najlepsze czasy i jakby wszyscy kierowali się tamtejszym sposobem myślenia to świat byłby piękniejszy. On wszystkich wartości z lat dziecięcych nie przeniósł do dorosłego życia, to fakt. Jednak jest potrzebne trochę sprawiedliwości w tym okrutnym świecie. Pierwszy poprosił i wciąż nie dostał informacji na jakie czeka, więc nie miał zamiaru niczego z siebie wylewać, łącznie z wnętrznościami. A zające ćwierkają, że jak już człowiek przypadkiem kogoś pokocha to jest dl niego czysta logika. Takiego opętanego nie sposób zrozumieć oczami normalnej osoby, zdecydowanie. Że nie wspomnę o egoistach. Pod tym względem miłość do używek była idealna. Człowiek im daje swoje ciało, a one nam dają mruśne doznania i takie tam. Chociaż w sumie, wracając do tych zająców, to mówią że tak jest z normalną miłością. Ktoś żyje dla nas, my dla niego i takie tam. I to wystarcza, bla bla bla. A potem ta osoba staje się naszą kokainą (bo nie będę wspominać tu o (H)herze )i takie tam. Nie do pojęcia sprawa. -Powstrzymaj, więc libido i daj mi szansę na tą, nazwijmy to, piękniejszą stronę. - W sumie, Gilbert nie robił tego jeszcze na oczach stada znajomych, a mogłoby to być całkiem zabawne. Przymierzalnie, toalety, biura i takie tam, to wiadomo. Dreszczyk możliwości przyłapania i takie tam, to idealna sprawa dla owego chłoptasia. Cóż, będzie musiał poszukać kogoś innego do pieprzenia się na środku pokoju pełnego ludzi. Bywa. -Jesteś głupia Francuzko - No to ją cholera jasna podsumoooował. Nie ma to jak pokój, miłość, wzajemny szacunek i w ogóle te sprawy. Przynajmniej był szczery, no cóż. Może to dlatego, że on nie ładował sobie codziennie w żyłę? Zdecydowanie wolał alkohol i papierosy. Zielsko i różnego rodzaju tabletki. Nie żeby się tam zaraz od czegokolwiek uzależniać, no skąd. On jest na to za siiiilny. Oczyyywiiiście. Odruchowo skierował ręce na jej plecy kiedy ta zdecydowała się na nim usiąść. Najwyraźniej chciał ją przytrzymać blisko siebie. Nie minęło kilka sekund jak zdał sobie sprawę, że wcale nie musi tego robić na siłe. Dlatego też jedna z jego dłoni zatrzymała się na ej udzie by druga mogła swobodnie badać skórę na plecach, a potem na jej brzuchu. Nie będzie przecież macał materiały ubrania.
- Sęk w tym, że tak cholernie potrafisz wszystko poplątać, zagmatwać, że ja się sama w tym wszystkim już gubię. Nie lepiej mówić prosto, od rzeczy? - No właśnie, ona tu do niego chciała dotrzeć, słuchając poprzednich wyjaśnień, a on jeszcze bardziej to pokomplikował swoją odpowiedzą, jakby nie wiadomo o co zapytała. W ogóle to bardzo wątpię w jej zrozumienie czegokolwiek związanego z Gilbertem, ale dobre chęci zawsze się liczą. Jeeeejku no, on nie mógłby sobie przynajmniej raz darować i pozwolić jej niczego nie mówić? Taki natrętny z niego cham, że naprawdę... Z resztą, co się dziwić, że taką spokojną i opanowaną osobę jak Szarlotka już powoli szlag trafia, słuchając tych jego pokomplikowanych i złośliwych odpowiedzi. - Ja także wolałabym jakieś konkretne pytania. - Po jakiego grzyba będzie się ona znowu zmuszać do intensywnego myślenia? To on tutaj żądał czegoś, więc niech jej przynajmniej podpowie w jakim zakresie opowieści ma szukać. Pragnienie to za mało, niestety. Trzeba się wysilić i zapytać o coś bardziej konkretnego. Dobra dobra, kto tam wie, co się tli w tych zafascynowanych drugą osobą móżdżkach. No właśnie... Tego trzeba się dowiedzieć jedynie poprzez doznanie tego samego. A z tego co się orientuję, ani Gilbert, ani Szarlotka się jakoś zbytnio nie kwapią do takich uczuć. W sumie to chyba nawet dobrze. - A czy ja w ogóle odczuwam wobec ciebie jakiś popęd? Nie wydaje mi się. Piękniejsza strona? Czemu by nie, o ile w ogóle coś takiego posiadasz. Będziesz się musiał postarać, żeby to udowodnić. - Jej całym biednym i jakże kruchym serduszkiem naprawdę wątpiła, że student posiada jakieś dobre strony bycia... sobą. W końcu był taki zuy i okropny. Chociaż, kto wie. W takim razie niech ją zaskoczy, ot co. Może jednak Charlotte nie była aż tak wyczulona na punkcie obnażania się (żeby tylko) w miejscach publicznych? W końcu, jakby tak pomyśleć, robiła to i owo pod Wielkim Dębem na błoniach, czy choćby w Zakazanym Lesie. Były to miejsca publiczne? Nie wiem, do jakich kategorii je zaliczyć. - Już to gdzieś słyszałam; głupia, dziwna. Masz może jeszcze jakiś ciekawy przymiotnik? - Ha, teraz się będzie z nim droczyć nie wiadomo o co. Ale zawsze to coś lepszego, niż wytykanie sobie wad, co już z resztą przerobili. Za chwile pozostanie im naprawdę mało tematów do rozmowy. Ładowanie w żyłę nie jest takie złe, no proszę cię. Nie mów o tym jak o czymś najgorszym. To rzecz gustu. Nie jej wina, że Gilbert stroni do prostszych używek. Chociaż, jasne, z nimi też można przesadzić. Jak to się stało, że po chwili jej rączki także znalazły się pod koszulką Slone'a, z każdą sekundą zmieniając kierunek ich podążania? Raz znalazły się tuż przy wylocie koszulki przy szyi, raz całkowicie po drugiej stronie, przy krawędzi spodni, a raz z tyłu, na plecach. Penetracja, nie ma co. W końcu zawsze trzeba sprawdzić, czy twój towarzysz nie ma przy sobie czegoś niebezpiecznego. To bardzo ważne.
-Mówię do rzeczy. Po prostu mnie nie słuchasz. Jest jeszcze możliwość, że jesteś na to wszystko za głupia, ale o takie złe rzeczy czy nie posądzam - Czyli w sumie nie miał o niej aż takiego złego zdania. Skoro uważał, że powinna mniej więcej wiedzieć o co chodzi to nie była aż tak zniszczona mózgiem blondynki i w ogóle. To zdecydowanie jakiś plus sytuacji. -Trudno mi pytać o coś czego nie wiem. Każdy ma jakieś myśli, sekrety, uczucia i takie tam. Wybierz chociaż jedno, którego nie zna nikt. Łącznie z twoimi przyjaciółeczkami czy kimkolwiek na świecie. I...no słucham - Nie miał zamiaru zadawać żadnych pytań, bo i jak miał zgadnąć cóż ona ukrway przed wszystkimi. Czy swoje podejście do narkotyków czy pierwszą miłość czy sposób stracenia dziewictwa czy największe marzenie czy historie jej rodziny czy nie wiadomo co jeszcze. A takie strzelanie z pytaniami było dość bezsensu. I znów wiara w potęgę umysłu blondynki, że wybierze mu coś ciekawego i łaskawie to zdradzi. -Najwyraźniej odczuwasz skoro się do mnie przybliżasz, dotykasz, rozmawiasz i po prostu tu jesteś - Tu cieee maaam, mógłby wykrzyknąć zadowolony ze swojej dedukcji. W tym już musiało coś być, nie ma zmiłuj. Nie mogła być na niego kompletnie zimna i obojętna skoro jednak robiła wszystko co wyżej wymienione. Oczywiście jemu to pasowało -Ja nie mam lepszej strony. Mówię o seksie innym niż przypadkowe numerki. - Dziwne by było gdyby w nim znalazło sie coś takiego naprawdę pięknego. Oczywiście on cały jest piękny i zajebisty, ale to wszystko w pojęciu ogólnym raczej odrzuca i jest nieakceptowalne. Brak w nim wartości czy cnót jakimi mógłby się chwalić, jakież to przykre. A mimo wszystko chciał przelecieć ją w atmosferze pełnej intymności, spokoju, zmysłowości i takich tam, a nie alkoholu, pośpiechu i eksperymentów na środku piwnicy. Co nadal nie oznacza, że ma jakąś tam dobrą stronę -Głupia, dziwna, zatracona, napalona, tchórzliwa, osobliwa, pragnąca, pociągająca, spokojna, odpychająca, nieogarnięta, lekko pijana, ciekawska, zakompleksiona, kompletnie inna, a przy tym tam podobna... - Zaczął wymieniać najwyraźniej wszystko co mu tam do główki przyszło. Bez emocji, ot tak sobie, patrząc jej prosto w oczy jakby doszukując isę w nich jakiś reakcji -To pierwsze wrażenie. Mam wymieniać dalej? - Wolał się upewnić niż marnować gardło na kolejne słowa jeśli były one całkowicie niepotrzebne. No i nie wypada męczyć dziewczyny jeśli po tym wszystkim miałaby po prostu dość. Jeszcze biedaczka ucieknie zakompleksiona jeszcze bardziej. Z jej rozumowaniem, to cóż. A przecież on nie wymieniał samych wad, nie mówił tego jak złe cechy, widać tego tak nie odbierał. Chyba?
Nieprawda, przecież bardzo dokładnie wsłuchiwała się w to, co mówi. Nie potrafiła zinterpretować jego słów, owszem, a to wcale nie było w parze z tym, że była głupia. W końcu każdy wie, że logiki Gilberta pojąc się nie da, a ona wyjątkiem nie jest. Wprawdzie to nawet szkoda, że nie jest. Taka osoba zawsze przydałaby się studentowi, a ona przynajmniej nie musiała się męczyć nad dziwną i beznadziejną odpowiedzią. - Najchętniej chciałbyś usłyszeć coś, co byłoby związane z tobą. Najlepiej to wielkie wyznanie miłości, a potem jakiś zakazany ślub w Las Vegas, to byłoby w ogóle chore. Niestety, dzisiaj ci nic nie powiem, nie wyznam, nie utajnię. Może kiedyś. - Jasne, jasne, jakby miała mu zamiar kiedykolwiek to powiedzieć. W sumie, czemu by nie. Teraz było po prostu kilka powodów; po pierwsze to to, że nie chce mi się myśleć, po drugie... no. To by było na tyle. Jest jeden, konkretny powód, do którego musisz się przystosować. Bardzo mi przykro. Szarlotka grzecznie uznała, że w takim razie nie będzie się do niego przybliżać, ani go dotykać, w ogóle to nie będzie z nim rozmawiać. Będzie tylko siedzieć bezczynnie jak ten dziurawy worek mąki, z którego sypie się ta jego biała zawartość. Wiem, ależ cudowne porównanie. A poza tym, to będzie o wiele bezpieczniejsze. Jasne jasne, przed chwilą jej tu pojechał tekstem rodem z jakiegoś pornola, gdzie to chłopak zachęca biedną, pijaną studentkę do publicznego seksu, a teraz mówisz mi tu o jakichś... ustronnych miejscach. TE, SYNEK. TY SIĘ ZDECYDUJ. Rzeczywiście, tym razem połowę z tych przymiotników zrozumiała tak, jak powinna. Nie wszystkie były wadami, a może nawet w większości z nich czaił się jakiś komplement. No ale co z tego, skoro obraził ją przedtem, piec minut temu, kwadrans, godzinę? Strzelamy focha? - Nie musisz, kiedyś mi powiesz. A teraz pozwól, że opuszczę cię z tego twojego przekonania, że oto masz mnie w sidłach, w których będę ci w końcu ulegać aż w końcu zaczniemy się pieprzyc na środku piwnicy, w schowku, w twoim pokoju, wszystko jedno. Udawajmy, że właśnie masz coś jeszcze do załatwienia, albo że porwali mnie kosmici, albo zadzwonił mi zegarek, a w nim odezwał się jeden z Rendżersów i poprosił mnie żebym pomogła mu łapać jakiegoś potwora. Róbta, co chceta. - I takim zacnym powiedzonkiem skończyła ona swoją jakże mądrą wypowiedź, po czym z niechęcią ruszyła dupsko z miejsca, gdzie jeszcze sekundkę temu siedziała i, patrząc kątem oka na chłopaka, ruszyła do wyjścia z piwnicy, zostawiając go samego. Pewnie, że jeszcze by tam została. Mogłaby tam umrzeć. Ale wtedy okaże się taka... słaba. A tak przynajmniej kulturalnie na początku swojego zdania zaznaczyła, że jeszcze się kiedyś spotkają. Tak wiem, nie wysiliłam się. Będziesz zawiedziony.
-Chce usłyszeć coś prawdziwego, a nie jakieś ostatnie bzdury. Poza tym, w tym nie byłoby nic cudownego. Wyznanie miłosne jest poniżej mojego poziomu - Pomijając fakt, że wszyscy go kochają? Ależ oczywiście, że tak. Tylko, że w formie takiego wielbienia no. I zwykłego braku sympatii, a jednak przyciągania. Gdyby się dowiedział, że ktoś go kocha naprawdę. Matko kochana. Ciekawe cyz najpierw by tego kogoś wyśmiał czy by się zakrztusił czy pokazał mu faka czy zwrócił śniadanie. Ot ciekawostka. No, ale co on może poradzić skoro jej się wizja seksu w piwnicy z ludźmi nie podoba? Musi proponować coś innego, to zrozumiały odruch. Obserwował ją z nieukrywanym zaciekawieniem kiedy opuszczała lokal. To było bardzo ciekawe, trzeba przyznać. Nikt w życiu nie uciekał jeszcze od niego z takimi wymówkami. Nie ma to jak pomysłowość (moja zresztą, he he). Cóż, on tu nie będzie siedział bezczynnie, prawda? Wziął sobie pozostałe dwie buteki wódki, po jednej w rękę i sam w końcu wyszedł.
No oczywiście! Hera ma całe stada wielbicieli! Właściwie jest ich tak dużo, że pogrupowali się w różne gangi, by wyeliminować innych przeciwników. Codziennie dostaje od nich różne drogie prezenty, wiersze z deklaracjami miłości, rzadkie kwiaty, zaproszenia na wykwintne kolacje i w ogóle nie ma czasu gdy jakiś jest w pobliżu. Tylko ten... Tak jakby, oni są niewidzialni i niematerialni. No i nikt, nawet Hera, nie wie o ich istnieniu, ale istnieją... tylko w innym wymiarze. Mam nadzieje, że wierzycie w ich istnienie! Wystarczy poprosić! A Hera chętnie wskoczyłaby dla niego w trawiastą spódniczkę, którą gdzieś na pewno nadal ma... może tej trawy jest teraz o połowę mniej, ale to chyba w niczym nie przeszkodzi, nie? Nie ma brzydkich kobiet! Są tylko faceci [tudzież inne kobiety], które nie umieją dostrzec ich piękna! A może jest dziewczyna, która powszechnie jest uważana za brzydką, ale ci, którzy zobaczyli jej... piękne stopy, na miejscu się w niej zakochiwali? Hmm? Na pewno nie myślicie, że taka kobieta może mieć cudne stopy! I wnętrze... nie zapominajmy o organach wewnętrznych. - Po?... Pomasuj? Podrap? A może mam się przebrać w teletubisia Po? - Wolałaby raczej przebrać się za tego ze zgniłą parówką na głowie, no wiecie... tego zielonego!