Dobrze, przetrwałeś wycieczkę po kaplicy? Z pewnością, skoro teraz jesteś tu, w piwnicach, uważanych przez tubylców za lochy. Czemu się dziwić, skoro wejście do nich jest zakratowane? W kaplicy czasami można spotkać mężczyznę, który uważa się za prawnuka syna kobiety, której wujek od strony ojca opiekował się tym miejscem tajnych schadzek ludzi i zna wnętrze kaplicy jak własną kieszeń. Historia nie musi być prawdziwa, ale ten tajemniczy osobnik naprawdę potrafi poruszać się po budynku. Jeśli interesują cię tajne przejścia – lepiej go poszukaj. Ale pewnie zastanawia cię, co znajduję za metalowymi prętami? Już mówię, to stara winnica z wytrawnymi winami przywiezionymi z innych krajów. Nie znajdziesz tu jednak stolika i kielichów, aby spróbować tego przysmaku. Wszystko nadal jest w ogromnych beczkach, przymocowanych do ściany.
Szarlocie za to zbytnio nie odpowiadało łamanie sobie czegokolwiek. Nie lubiła mieć czegoś nieuruchomionego, nie mogąc tym poruszać. Wkurzało ją to. Tak więc zazwyczaj po prostu na siebie uważała, nie robiąc nic, czego potem musiałaby żałować. No, raczej kiedyś tak robiła. Teraz jest odwrotnie. A upadek na tyłek z takiej wysokości wcale nie wróżył połamania sobie kości ogonowej, więc Gilbertowi to raczej nie groziło. Najwyżej kilka siniaków. Nic strasznego. - Ach. - Westchnęła, przewracając oczami. Więc taki był jego styl rozumowania? Charlotte lubiła wymawiać imiona innych, bo wtedy czuła się tak, jakby równoznacznego było to z szanowaniem tej drugiej osoby. Imienia Gilberta jeszcze nie wymówiła, bo uważała, że nie ma takiej potrzeby. Poza tym z porównaniem do niego ona nie miała siostry czy brata, którym mogłaby dokuczać. Taki ciężki jest jej żywot. - A ty zasługujesz, żeby mówiono ci w trzeciej osobie. - uśmiechnęła się, pociągając kolejny łyk z butelki. W końcu doszło to tego, że sama klapnęła obok niego na ziemi, bo na nogach nie potrafiła już ustać. Ułożyła się w podobnej pozycji, w lekkim rozkroku, kładąc rączki na brzuchu, a butelkę wciskając między nogi dla wygody. Pozycja dziwna, ale przynajmniej butelki nie musiała trzymać. Wprawdzie trochę pogubiła się w pytaniu Gilberta, ale i tak odpowiedzieć mu zamierzała. - Ty, bo się staczasz. - Odpowiedziała szybko, obracając głowę w jego stronę. - I wcale mnie to nie kręci. - Sama potem wyciągnęła rękę w kierunku swojej butelki. Obracała ją w dłoniach, już prawie pustą. Napisy na etykietce powoli zaczęły jej się rozmywać przed oczyma.
Prawa, lewa, prawa, lewa. Tak mniej więcej przedstawiał się chód naszego Andrzeja, który wędrował hen przed siebie, byle do przodu i w kierunku ludzi. Słyszał skądś śmiechy i chichy, więc postanowił zajrzeć, gdzie to śmią bawić się bez niego.
Z zasady nie pijam na trzeźwo Lecz nawet zasady są zmienne Nie kalam się myślą zbereźną Z reguły nie sypiam bezsennie
I oto dotarł do piwnic pod kaplicą, gdzie spotkał Bolka, który powiedział mu, o co w ogóle chodzi w tym zbiorowisku mniej lub bardziej ciekawych ludzi. Hmm.... większości tu nie znał. Aż dziw bierze, że niemal same małolaty prosto z kolan taty wbiły tu, na bibę u Irka (jak się dowiedział od Bolka, którego z tego miejsca pozdrawiam). Szedł sobie, szedł, szukając kogoś znajomego, aż w coś wleciał. A w każdym razie myślał, że w coś, ale to jednak był ktoś. Hera dokładniej. - O MATKO! HERA! SORRY! - Pomógł jej wstać, otrzepując ją z pyłu, kurzu i bakterii, kiedy to zdał sobie sprawę, że przecież w ogóle jej nie przewrócił! Coś mu tam chrupnęło pod butem, więc spojrzał z przerażeniem w oczach w dół. Byle to nie był kolejny ołówek, bo się nie wypłaci! Na szczęście to było tylko szkło! Uff... odetchnął z ulgą, po chwili spuszczając ponownie wzrok na podłogę. SZKŁO! Przeniósł spojrzenie na Puchonkę, która była CALUŚKA we krwi! No, może nie caluśka, ale każdy dobrze wie, że Andrzej często przesadza. - O JEZU! NIC CI NIE JEST? - Głupie pytanie. Oczywiście, że było. Przecież widział KREW. A ona powinna być pod skórą, a nie na skórze. Wyciągnął różdżkę (hyhy, cwaniak) i uleczył ją zaklęciem (dziewczynę, nie różdżkę), a zaklęcie zwało się Episkey, gdyby ktoś pytał. - Czy ty zawsze musisz sobie coś zrobić?
Gilbert to jest bardzo zdolny facet i w ogóle moc jest w nim. On jest w stanie połamać sobie kość udową obracając w palcach ołówek. Jakby tylko chciał, ma się rozumieć. A jakby nagle, nieświadomie zachciało mu się złamania kości ogonowej dokładnie w momencie upadania na podłogę? Ah, troszeczkę pomyślunku! -Mów co chcesz i jak chcesz - Na razie nie będzie kazał mówić do siebie per wasza wysokość czy coś takiego, daruje jej i da troszeczkę wolności. A skoro on sam nie jest w stanie mówić do niej po nazwisku tak żeby to było dla niego wygodne, to właściwie gra uczciwe. Jak nigdy, aż dziwne. Wakacje zdecydowanie źle na niego wpływały, stawał się zbyt dobry dla ludzkości innych ości... dobra nie, nie wiem o co mi chodziło. Nieważne. Co nie zmienia faktu, że jakaś tajemnicza energia w powietrzu powstrzymywała Gilberta przed zrównaniem z ziemią choćby owej studentki. Szok, szok. -Kłamiesz. I to kiepsko. - Tym razem to on obrócił łepek w jej stronę opierając wygodniej potylicę o ścianę. Poturlał swoją pustą buteleczkę gdzieś tam na środek pokoju i wyciągnął rękę w stronę pudła obok którego siedział. Widać taka niema prośba żeby łaskawie podała mu butelkę za to, że bezczelnie pozbawiła go większości tej którą sobie wybrał, normalnie się nią zaopiekował i w ogóle... Mniejsza.
- Święta racja, Corin. - Powiedział swoich mruczącym głosem, zarezerwowanym tylko dla tych, których podrywał. - Ja zawsze mam rację. - Dodał po chwili, drapiąc się po kilkudniowym zaroście, co dodawało mu szczególnego uroku. Kiedy powiedziała o tym, że będzie musiała odprowadzić go do pokoju serdecznie się roześmiał. - Możemy odprowadzić się do mojego pokoju nawzajem. - Powiedział tak, żeby tylko ona mogła to usłyszeć i mrugnął do niej. Aksel uśmiechnął się szeroko do Charliego. - Pewnie, czemu nie? - W końcu on nie był ostatnio w tak złym stanie jak jego przyjaciel, którego musiał odprowadzić do pokoju. - Ty za to dzisiaj lepiej uważaj. - Uderzył go pięścią w ramię. Kiedy wokół Puchonki zrobiło się trochę tłoczno Aksel pociągnął Charliego w drugą stronę sali, po drodze porywając butelkę jakiegoś trunku. Nie chciał, żeby ktokolwiek pomyślał, że on może coś do niej czuć.
Już prawie pozbierała całe szkło! Nie no, tak naprawdę była dopiero w połowie, ale próbowała się pocieszyć, że to prawie koniec. Właściwie krwią, aż tak się nie przejmowała, w końcu ma te przejawy masochizmu i takie bzdety jak całe łapki w krwi jej już nie ruszają. No dobra, wewnętrznie ryczała jak małe dziecko, a w rzeczywistości zacisnęła tylko zęby. Ah, moja mała bohaterka. Była tak skupiona na sprzątaniu, że nawet nie zauważyła nadchodzącego Andrzeja, no a przynajmniej do czasu, gdy się o nią potknął. Hmmm... Czy to nie dziwne, że zawsze gdy się spotykają on na nią [dosłownie] wpada ? - Ciiiiiszej! Jeszcze wszyscy mnie nie zauważyli, jest nadzieje, że ktoś stąd wyjdzie nieświadomy mojego sieroctwa. - Odpuściła sobie sprzątanie tego całego szkła, znów by się pokaleczyła, a Andrzej nie będzie jej przecież uleczać w nieskończoność. - I ja wcale sobie czegoś zawsze nie robię. Był kiedyś taki dzień, że nic sobie nie zrobiłam. Znaczy leżałam wtedy w skrzydle szpitalnym, ale też się liczy. Normalnie rzuciłaby mu się na szyję, dziękując i w ogóle, ale łapki nadal miała całe w krwi, a nie chciała mu pobrudzić ubrań. - No i dzięki. Mam u ciebie dług. - Uśmiechnęła mrugając do chłopaka. Właściwie... dla ilu osób ona ma ten dług? Nie no, trzeba to zacząć powoli spłacać, bo inaczej do emerytury się nie wyrobi. Znaczy, pewnie i tak większość osób o tym długu pozapominało, a Hera nie zamierza nikomu o tym przypominać.
No dobrze. Darujmy sobie przechwałki kto jest bardziej zdolniejszy i co potrafi sobie połamać, bo to i tak nieistotne. Ważne, że właśnie teraz, robiąc taką beznadziejną czynność jak zsuwanie się po ścianie i siadanie na ziemi nie zrobiło im krzywdy, nie potłukli się i w ogóle. To dobrze. - Będę mówić. Z resztą nieważne - mruknęła. Niech tam się nazywają jak chcą, niech mówią co się im na język napatoczy. Kogo to obchodzi. Ale i tak jestem wdzięczna za to, że nie kazał jej paść przed nim na kolana odzywając się per królu itepe. Wielkie poświęcenie. Czy ja wiem, czy to miało jakiś związek z wakacjami. Może to się coś złego działo z Gilbertem? - Nie... - chciała odpowiedzieć, że nie kłamie, jest uczciwa, ale i tak by jej nie uwierzył, więc co się będzie wysilać? Skoro był dla niej miły (jak na niego), to czemu ona będzie tutaj bezczelnie kłamać w oczy? W takim celu inaczej sprecyzowała swoją odpowiedź - Wiem, że chcesz usłyszeć "tak", i dlatego powiem, że nie. - Westchnęła, i wyciągnęła rękę w kierunku pudła z wódką. Wyciągnęła jedną butelkę i rzuciła mu ją na kolana. Och tak, teraz będzie go wyręczać w głupich czynnościach. Wspaniale. Nie no, ty było za to, że mu tak chamsko zabrała poprzednią. - Jestem miła. - Dodała szybko, zanim chłopak rzucił w nią jakąś ciętą ripostą.
Młodszy nauczyciel sam nie wiedział na co ma dziś ochotę. Po części wolał nie pić, bo nie chciał pogarszać swojego złego humoru i stanu zdrowia, a po części chciał się spić do nieprzytomności. Gdy jego starszy kompan uśmiechnął się do niej, Charlie już był pewien, że Aksel leci na tę małolatę. Z drugiej strony wiedział, że nie odważy się podjąć wobec niej poważnych kroków z racji, że jest dość młoda. Miał ochotę im pomóc się do siebie zbliżyć. W głowie chłopaka pojawił się szyderczy uśmieszek. W oddali sali zauważył Haerowen, lecz jego nieśmiałość nie pozwalała mu do niej podejść i zagadać. Nie ukrywał, że miał cichą nadzieję, iż dama sama do niego przybędzie, lecz to byłoby zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Gdy Gimle odciągnął go na bok, Charlie rzekł do niego. - Wiesz, że widzę jak na nią patrzysz? Stary, do boju! Zaszalej, są wakacje i tylko mi nie mów, że jest za młoda! - Mówił donośnie, ale na tyle cicho, by nikt go nie słyszał. Poklepał przyjaciela po ramieniu, po czym wyrwał mu z ręki butelkę, odkręcił i wziął sporego łyka. - A więc zabawmy się! - Krzyknął.
- A jak nie masz racji, patrz punkt pierwszy, tak? - Spytała wesoło. Czasem mówiła znajomym mniej więcej coś w stylu: 1. Ja, zawsze mam rację. 2. Jeśli nie mam racji, patrz 1. Jak na razie nikt się z tym nie kłócił. Jego mruczenie po raz kolejny wywołało na jej twarzyczce delikatne zarumienienie. cóż się dziwić, można powiedzieć, że kiedy właśnie tak mówił był całkiem seksowny... I boże o czym ona myśli po raz kolejny! To nauczyciel kretynko. To jest niezdrowe psychicznie myśleć o nim w ten sposób. Dzieli was osiem lat różnicy. Chociaż to w gruncie rzeczy mało... Koniec dziwnych myśli, jak zwykle nie miała pojęcia czym wywołanych. - Hmm... Nawzajem mówisz? Bardzo kusząca oferta i kto wie... - Zatrzymała się na chwilę. Jej plecy były oparte o ścianę, a jeden z jej palców znacząco "drażnił" beton, jeżdżąc po nim opuszką i tworząc przeciwne szlaczki. Przyciszyła lekko głos, żeby wydał się bardziej pociągający. Miała nadzieję, że pan Aksel nie uzna tego za jakąś zniewagę czy coś w tym stylu. Zresztą nawet jeśli, to pewnie o tym nie powie. W końcu jest bardzo miły.... I może nawet trochę słodki... Zła podświadomość, niedobra! - ...kto wie... Może się... skuszę - Przesunęła się trochę, żeby szepnąć mu te słowa do ucha właśnie tak, by nikt inny nie mógł dosłyszeć, że w pewnym sensie "podrywa" nauczyciela zmysłową grą. Czasem miała takie odchyły.... No i już trochę wypiła będąc z kuzynką i innymi, a jak wspomniane było, nie ma wcale takiej mocniej głowy do alkoholu. Podrażniła jeszcze chwilę jego szyję ciepłym powietrzem swego oddechu, po czym jak gdyby nigdy nic oparła się o ścianę i zamknęła oczy, na chwilę zatapiając się w swoim własnym świecie rozmyślań. Po tym uchyliła do połowy powieki spoglądając na reakcję Aksela. Kiedy nauczyciele odeszli od niej kawałek wróciła do rozmowy z rodziną oraz resztą chłopaków i dziewcząt których tu znała.
Gilbert akurat buźkę otwierał żeby odpowiedzieć coś swej towarzyszce dyskusji a propo sposobu mówienia kiedy usłyszał jakieś dzikie wrzaski czy nie wiadomo jakie przejęcie i znowu odgłos szkła i matko kochana, co się tu w ogóle dzieje. Aż obrócił główkę zaciekawiony w stronę Hery i jakiegoś tam kolesia. Wolał chyba nie wiedzieć co oni tam tworzą i w ogóle co to za facet. Nie podobał się mu, miał dzwiną twarz, nie będzie się przejmować. Póki nie zaczną się pieprzyć na środku piwnicy czy coś w tym rodzaju, to są nudnym obiektem do obserwacji. Co nie zmienia faktu, że z tego wszystkiego kompletnie zapomniał, że miał w ogóle Szarlotce coś odpowiedzieć. -Z babami to zawsze tak jest - Wywrócił oczętami już po obróceniu twarzyczki w stronę siedzącej obok. Zachowywali się trochę jak dzieciaki, które nawąchały sie przeterminowanego kleju. Nie dość, że rozwalili się na tej podłodze jak jakieś gumowe żule, oboje nie byli do końca trzeźwi to jeszcze ich poziom przekomarzania się dorównywał dzieciakom w przedszkolu. Ale to słodkie! -Nie mam nic więcej oprócz tej skrzynki, nie wyżydzisz. Więc po co? - Spojrzał na swoje nogi na które upadła butelka i z głośnym westchnieniem opuścił rękę którą wciąż wyciągniętą trzymał, bo liczył że to właśnie w niej butelczyna wyląduje. Wyglądało na to, że panienkazdziwnymnaziwskiem kompletnie nie umie się skupić przy Gilbercie. Biedaczka! On sie już przyzwyczaił do takiego stanu kobiet i panów wokół siebie, to się nie będzie zbytnio przejmował. Jak gdyby nigdy nic sobie butelkę odkręci i łyka pociągnie, taki będzie. A niech ma, niech ma!
Ona za to nawet nie zauważyła tego zamieszania jakie się porobiło. W końcu kiedy jej towarzysz odwrócił główkę w tamtą stronę, ona też spojrzała i dostrzegła Herę i Andrzeja. Już wolała się nie wypowiadać co jej zacny kuzynek tam robi, ale też zbytnio ją to nie interesowało. W końcu nie jej sprawa, a nie będzie się zachowywać jak stara ciotka podchodząc do nich i wypytując co się stało. Dopóki on nie przeszkadza jej, to ona nie będzie się wciskać do niego. Po chwili z powrotem spojrzała na Gilberta. - Niby jak? - Zaskoczyła ją jego odpowiedz, bo naprawdę nie wiedziała co ma na myśli. Kto tam w ogóle wie co mu może po głowie chodzić. Niech zaskoczy ją inteligentną odpowiedzią. To wcale nie było takie złe. Niech się zachowują jak dzieci, nawalone patałachy spod baru czy kij wie co tam jeszcze. Najwyraźniej mieli z tego frajdę. A dopóki było to dla nich zabawą to niech się przekomarzają dalej. - Bo chcę. - Odpowiedziała, tym razem, o dziwo, szczerze. A jego przypuszczenia były jedną pomyłką. Szarlotka wcale nie traciła panowania nad sobą przy Gilbercie. Ona traciła je dla swojej miłości, czyli wódki.
Zmarszczył brwi przez momencik nie odpowiadając na jej pytanie, jakby się zastanawiając. Musi jej to jakoś ładnie wytłumaczyć żeby jej to kobiecy mózg zrozumiał. A na dodatek, była blondynką. To zdecydowanie utrudniało jego sytuacje i ogólnie miał przerąbane. Weź tu dotrzyj do takiej. Żeby chociaż miał kontakt z jej mózgiem zza alkoholu czy innych narkotyków, to byłoby miłe. Oczywiście w tym wypadku również nie ułatwiała mu sytuacji. Biedny Gilbert -No...tak. Mówisz jedno, myślisz drugie, czujesz trzecie, a powinnaś powiedzieć czwarte. I bądź tu człowieku mądry - Zostawił swoje brwi i czoło i w ogóle wszystko co się przy okazji zmarszczyło po wyjaśnieniu jej tej sprawy, w której oczywiście miał racje. Z kobietami faktycznie tak było i to jest przykra prawda. On tam (prawie)zawsze wyrzucał z siebie to co myśli i uważa, o. A nawet jeśli nie to łgał tylko jedną wersję, sprzeczną ze wszystkim co w nim siedzi. Więc (oblicze to matematycznie) on ma dwie wersje. A...ona co najmniej cztery. I kto tu jest lepszy, kogo łatwiej zrozumieć, ha? Cudnie. -Dlaczego? - Zapytał po raz kolejny znowu doklejając się do swojej buteleczki. Tym razem to on się zachował jak dzieciak, zdecydowanie. Taki pięciolatek co się dopytuje o wszystko i wierci dziure w żołądku zadając pytania na które normalny człowiek nie jest w stanie odpowiedzieć, nie wspomnę o takim nienormalnym. I chciałem coś jeszcze dodać, ale na moment spojrzałem w okno i mi wyleciało z głowy, no wspaniale. Nieważne
Szarlotka wcale nie była taka głupia i nie myślała po... blondynkowemu. Niektórzy nawet uważali że była ona mądrzejsza i rozważniejsza od NNN i LSD, tak więc wypraszam sobie tak wyzywać ją od niemądrych! Jednakże ciągle była kobietą, a tu już było o wiele gorzej. Najlepszym sposobem byłaby telepatia albo czytanie w myślach, chociaż właściwie to to samo. Mogliby rozmawiać ze sobą bez pomocy słów. Gorzej, jakby ktoś z nich dowiedziałby się o czymś, czego dowiedzieć się nie mógł. Ale na szczęście żadne z nich nie posiadało zdolności legilimencji. Dzięki Bogu. - A ty tak niby nie masz? Nie mów, że zawsze jesteś taki otwarty - Zapytała, no, dość głupio i bezsensownie, ale to za karę za to pytanie studenta. Nie ma tak, że on zadaje pytania, a ja się męczę nad odpowiedzią. Zastanowiła się nad pytaniem. Co mu niby miała odpowiedzieć? - Czekaj czekaj. Ty mnie pytasz, dlaczego ci podałam butelkę, czy dlaczego chcę być miła? Jakoś nie widziała w tym nic złego. Wkurzało ją tylko to dociekanie we wszystko. Nie lubiła, gdy ktoś brnie dalej, w głębię jej słów. Tym bardziej wtedy, kiedy ona kompletnie nie wie, co mówi.
Blondynka blondynką pozostanie cokolwiek ktokolwiek, by mówił i koniec kropka. niestety, taka już natura owych dziewczynek i jakoś muszą sobie z tym radzić. Skoro nie było z nią aż tak okropnie to Gilbert i tak się bardzo cieszył, wolałby się z nią przesadnie nie męczyć. A właściwie z dotarciem do niej. I mówie tu o normalniej, kulturalnej dyspucie na poziomie, a nie o wspólnym...wrzucaniu w siebie nie wiadomo czego czy o innym seksie. -Może tak, a może i nie. Na pewno nie jestem aż tak popierdolony - No proszę, tak mu się na szczerość wzięło! I znowu miał racje, jakież to piękne. Byl za mądry na ten świat, nikt nie rozumiał jego geniuszu, to bardzo przykre. Musi się pocieszać tym, że zostanie doceniony po latach, po śmierci i wtedy będą o nim pisali w książkach, a biedne dzieci będą musiały sie tego uczyć. Hłe hłe hłe. -Jedno w sumie wynika z drugiego. Ale dlaczego chcesz być miła ćmoku - A potem mi się tu wmawia, że ona nie jest blondynką. On się wyraża bardzo jaśnie i wyraźnie i w ogóle ja nie wiem jak może to do człowieka nie docierać, ot co. I on zamierzał brnąć i nie ma zmiłuj. Jest ciekawy świata. A właściwie ciekawy jej. Ah, ona jest jego całym świateem! Dobra nie, nie zapędzajmy się za daleko
Prawie robi wielką różnicę, nie wiesz tego? Nie oglądasz reklam piwa? W jakim świecie ty żyjesz, no naprawdę! Mmm… Masochizm kojarzy mi się z tą głupią sceną ze Zmierzchu, kiedy Booooski Edłard wampir mówi, że masochistyczny lew zakochał się w gópiej owcy, czy jakoś tak. Whatever. No w każdym razie… gdyby się jednak rozpłakała, to Andrzej chętnie użyczy jej swojego ramienia. Więc niech korzysta, póki może, to jest póki nie ma tu Kasi Ogrodnika. Potem zrobiłoby się… niezręcznie. Hmm… może to… przeznaczenie? Uwodzicielskie spojrzenie, dwukrotne uniesienie brwi i zachęcający uśmiech. Tak, tak… właśnie tak w tym momencie wyglądam.. - OJ, SORRY. – Krzyknął jeszcze raz, patrząc na nią przepraszająco. Po chwili zrozumiał, że prosiła go o to, żeby był ciszej. Ups, fail. – Wymsknęło mi się. Czyż on nie był słodki w każdym calu swojej rosnącej głupoty? No trzeba mu przyznać… słodziak do kwadratu. Podał jej chusteczkę, żeby wytarła w nią swoje piękne łapki. - Yhym. Bujać to ja, a nie mnie, Hera. Dobrze wiem, że wtedy zleciałaś z łóżka. – Spojrzał na nią z uniesioną brwią. Przecież sam przy tym był, no. Nie róbmy z niego większego idioty… jeśli tak się w ogóle da. Oj, lubił się do niej przytulać. Jak… przyjaciele, no oczywiście, że tak. Jakże by inaczej. I oczywiście, ani razu podczas tego przytulania nie zjechał, niby przypadkowo, rękoma nieco niżej, niż powinien. Skąd wam to przyszło do głowy? - Cała przyjemność po mojej stronie. Może w takim razie zatańczymy, co? W ramach spłacenia długu – mrugnął do niej zawadiacko, chwytając ją w talii i przyciągając do siebie, aby zacząć się gibać w rytmie puszczanej muzyki.
-No nie wiem... Tak jakoś mi pasujecie. Chociaż chyba dziewczyna była inaczej umysłowo niż David. Po samym jego ryju widać że uciekł z Azkabanu. Jako że kuzynka znała go bliżej musiała spytać. Męczy ją to od chwili gdy go zobaczyła. -On był za coś karany? Rozumiesz nie? Wiedziała tylko jedno... Był idiotą. Ale cóż każdy ma swoje minusy. Pewnie w Hogwarcie nie raz go karano. Jeżeli już jej kuzynka mówi o jeziorze. Kompletnie nie umiała pływać. -Z chęcią bym się wybrała nad jezioro ale wiesz... Nie umiem pływać. Zawstydziła się. Pokoje były piękne. Co prawda była tam tylko odłożyć walizki ale, zerknęła co i jak. -Ja mam pokój numer. Eee... Szybko wyjęła klucz i sprawdziła na nim numer. Był napisany 53. -Mam pokój numer 53. Dobrze że na kluczach jest napisane bo bym musiała sprawdzać każdy pokój. Było by to naprawdę śmieszne. Ona chodząca w nocy z kluczem i sprawdzająca wszystkie drzwi. A skoro jej kuzynki pokój ma numer 51 to mieszkają blisko. Jak coś to przyjdzie do niej. -Nie umiem tańczyć. To co ona umie? Pomyślała ani pływać ani tańczyć. Umiała chyba tylko robić z siebie idiotkę. Wypłakała by się na czyimś ramieniu. Najlepiej na jakiegoś chłopaka.
- Nawet jeśli, to ja się chyba w życiu bym nie odważyła, żeby go podrywać. Jeśli jak mówisz do siebie pasujemy i coś ma się zacząć, to niech on zacznie. Zresztą, ma kogoś więc ja się nie wtrącam - Powiedziała cicho. Jakoś nawet, kiedy kiedyś bardzo podobał jej się pewien chłopak, nie potrafiła rozwalić związku jego i jakiejś kobiety. Dlaczego? Po prostu takie miała zasady i ich się trzymała. Ciężko byłoby potem patrzeć jak owa dziewczyna wypłakuje twarz w poduszkę, albo jej nienawidzi. Zresztą, David to chyba nie jej typ... Chyba. - Czy ja wiem. Poznałam go niedawno i jak na razie wydaje mi się, że karany nie był. Ale wszystko przed nim. Raczej jest osobą, która po prostu jest bardziej cwana niż prawdziwa - Dodała wcześniej chwilę się nad tym zastanawiając. Szczerze mówiąc zamierzała w miarę szybko zakończyć ten temat. Nie powinna plotkować szczególnie, że ta osoba jest całkiem niedaleko. To było niegrzeczne. Zresztą, nie ma żadnych podstaw żeby go teraz oceniać. Nie zna go dobrze, a pozory wiele razy mylą. Nie ocenia się książki po okładce, jak to mawiają mugole. I święta racja. - To nie jest trudne. Zresztą, na brak tej umiejętności możesz poderwać nie jednego chłopaka - Zaśmiała się już wyobrażając sobie jak kuzynka podchodzi do chłopaka, robi słodkie oczka i seksowna pozę... Co może być trudne z pod tych "obcisłych" ciuchów, i mówi milutkim tonem "Nauczysz mnie pływać?". Jej zdaniem, wyglądało by to dość komicznie. Ale nigdy nic nie wiadomo. W końcu każdy kogoś znajdzie. Może Em będzie z transwestytą? Kurcze, nie powinna mieć takich niemiłych myśli. Szybko je odwiała. Zdecydowanie nigdy nie powiedziałaby tego na głos. Lubiła Gryffonkę, chociaż krytykowała jej styl. - O, to blisko - Powiedziała jakby czytając w jej myślach. Ale zapewne Emily powinna być niezadowolona, że równie blisko Davida... Hej, może dziewczyna gwizdnie chłopakowi pająka? Byłoby rewelacyjnie! - Każdy umie, ale skoro się tak upierasz - Powiedziała ruszając trochę głębiej w salę, a potem wracając do Em. W kubeczku miała odrobinę czystą. Upiła łyk krzywiąc się z lekkim grymasem, ale tylko przez chwilę. Westchnęła zamykając oczy i wyczekując jakiegoś chłopaka, który weźmie ją do wolnego.
-A czemu on? A jak on nie jest zainteresowany. A zresztą. Emily nie będzie się do niego przystawiać jeżeli ma dziewczynę? Chyba że jest nastawiony inaczej. Co prawda był przystojny ale nadal tego nie czuła. -Będzie? Już sobie wyobrażała Davida w kajdankach. Ale to w świecie mugolskim. Tak przynajmniej było na filmach. Wyląduje w Azkabanie? Nie chyba nie. -Ta nikogo nie znam a mam się za chłopaków brać? A tak w ogóle to jak? Uśmiechnęła się podobał się jej ten pomysł. Rozejrzała się po sali. Nikogo takiego nie było.Skrzywiła głowę. No ale musiała nauczyć się pływać, znaleźć jakąś przyjaźń czy coś. I może znajdzie jakiegoś godnego faceta. Ostatnie to tylko przypuszczenia nie ma tego w planach. -Wyjęłaś mi to z ust. Zrobiła obrażoną minę. Dziewczyna nie umiała tańczyć. Ale gdy zamknęła oczy. I czekała na jakiegoś chłopaka miała by ubaw gdyby był to David. Ah co by to była za miazga. -Nie umiem..
Dobra dobra, blondynki też są ludźmi, więc proszę mi tu ich nie obrażać. Zawsze się można przefarbować na inny kolor, a wtedy ludzie nie będą już tak się czepiać. No chyba, że mamy do czynienia z naprawdę głupią główką, wtedy to nawet farba nie pomoże. Dobra, ale darujmy już to sobie, bo ja gadam bez sensu a ciebie pewnie i tak to nie obchodzi. A Char mogłaby być nawet fioletowym murzynem z czarno- rudymi włosami i zielonymi oczami, a Gilbert i tak uważałby ją za głupią. - Każdy jest popierdolony - zauważyła sprytnie nie tylko to, ale też to, że nie wzięła sobie nowej butelki z kartonu. Jakoś nie chciało jej się schylać w jego stronę, więc wyciągnęła rączkę ku Gilbertowi, wskazując palcem na jego butelkę. Ależ ona jest kulturalna, przynajmniej nie wyrwała mu jej tak, jak za pierwszym razem. - Zawsze jestem miła, nawet dla kogoś takie jak ty - odparła, odpierając głowę o ścianę i dziwnie się kiwając.
Uśmiechnęła się, no bo jakże inaczej? Często, praktycznie zawsze się uśmiecha, a w takiej sytuacji nie da się być ponurym. Andrzej na każdego tak działa! Chyba... Trochę głupio, by było gdyby działał tak tylko na Herę. Ojeeej! Jak romantycznie! A przynajmniej dla niej... Mniejsza o to, gdy zarzuciła łapki na jego szyję, nagle sobie o czymś przypomniała. PRZECIEŻ ONA NIE POTRAFI TAŃCZYĆ. Unikała bali jak ognia w obawie, że ktoś ją poprosi do tańca, a ona nie będzie umiała odmówić. A teraz co? Wpadła w tak głupim momencie. Uwierzcie mi, że jakby mu teraz zaczęła miażdżyć stopy, to cała magia, by prysła! Znaczy... o ile jakaś magia między nimi w ogóle jest. - Dług można spłacić różnymi metodami. - Stanęła na palcach, bo Andrzej był oczywiście wyższy, po czym mocniej się do niego przytuliła, przylegając do niego resztą ciała. Proszę, tylko przestań tańczyć! - Właściwie teraz tylko to kołatało jej się w główce. Ostatnie o czym teraz marzyła, to wyznanie mu jak to nigdy nie umiała nauczyć się tańczyć! Właściwie pamiętała, że już jakiemuś chłopakowi się wygadała, ale nie pamięta komu! A może to był Andrzej i teraz specjalnie zaciągnął ją do tańca?
- Skąd możesz wiedzieć czy jest, czy nie jest nie dając mu żadnego sygnału? - Spytała z uśmiechem. Zerknęła jeszcze raz w stronę współlokatora i pomachała w jego stronę, by się przywitać. Ziewnęła jeszcze raz. - Ja też nikogo nie znałam, a jakoś się biorę za niektórych - To mówiąc zerknęła na... Nieważne kogo! Ważne, że zerknęła w pewną stronę. Uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do kuzynki. - Muszę też coś takiego spróbować. Może wtedy znajdę księcia z bajki, albo chociaż żabę - Westchnęła głęboko. W końcu ten jedyny na pewno gdzieś jest. Tylko, czemu się cały czas ukrywa wredna istota? Już dawno mógłby się ujawnić. Na przykład teraz poprosić ją do tańca! - No, skoro tak, to jesteś biedna - Wytknęła w jej stronę lekko język. Nadal uważała, że każdy umie na swój sposób tańczyć. I chociaż nie wiem jak dziwne i kaleczne to było, to jednak taniec.
-To się chyba czuje. David jakimś cudem odmachał. -Nie wiem już sama czy on... Zarumieniła się na chwile. -Tak ale ja tak nie umiem. Uśmiechnęła się. A poza tym nikogo takiego nie było. Może znajdzie w ten sposób.. -Jakby był tutaj ktoś taki to bym zrobiła ten numer. A czy to niebezpieczne spać prawie w 1 łóżku z Davidem. Spojrzała na nią żartując. Miała chęć zapalić ale ona pali tylko okazjonalnie. -No jestem. Użaliła się.
- Jeśli czujesz, że komuś się podobasz, to z reguły oznacza to, że ma cię głęboko w dupie - Przykro, ale taka prawda. Corin nie raz nie dwa zdarzyło się, że myślała, że komuś się podoba, a to było tylko złudne marzenie. Własne doświadczenia wiele robią. Nie zakochała się nigdy, ale zauraczała wiele razy. Z pięć? sześć? Możliwe, że więcej, a nawet o tym nie wiedziała. Cóż poradzić, była jak każda nastolatka. - Hmm niebezpiecznie mówisz? Myślisz, że będzie mi musiał po wakacjach płacić alimenty na dziecko? - Zaśmiała się pod nosem. Szczerze mówiąc nawet nie podejrzewała, że coś by się mogło stać. Była bardzo ufna... Może trochę za bardzo. I zbyt naiwna. Ale David mimo iż wyglądał groźnie, to zapewne wcale taki nie był. A skoro tak, to zapewne porozmawiają, zasną, a rano ona będzie do niego przyklejona, bo w końcu zawsze człowiek dąży do tego, by mu było cieplej. Rano ucieknie w popłochu do łazienki i nie wspomni o tym więcej. Nic nadzwyczajnego. Zresztą, woli Davida niż pająka, który przecież może uciec z klatki i... I może ona lepiej do tego pokoju nie wróci?
Przefarbowana blondynka zgrywająca inteligentną? Może, by to zadziałało. Jeśli w jej wypadku głupota faktycznie zależy od koloru włosów, to fakt. Mózg pragnie poczuć się wreszcie znaczącym i w ogóle. I stara się pozbyć koloru włosów, ale nie może. I nagle zostaje zamaskowany i jest pięknie. Może działać, cudownie. Gorzej jeśli ma coś takiego wrodzone, mózg poddał się jasnym włosom i dupa. Z panną Charlotte de La Brun jeszcze nie było aż tak źle, zdecydowanie. A przynajmniej takie wrażenie miał Slone, może się mylił, kto go tam wie. -Każdy. Tylko inni w niezdrowy sposób, to jest problem. - No, bo niby z nim nie było aż tak źle. On był popierdolony na taki zdrowy i fajny sposób. Oczywiiście. Z nim w ogóle wszystko było bardzo w porządku, pewnie że tak. Nie miał żadnych ubytków w mózgu i w ogóle był taki dość pozytywny. No prawie jak wynik badania na HIV... -Pijana, była ślizgonka będąca miła nawet dla skończonego dupka, który również zaraz się upije. Co z tobą jest nie tak, hm? - Zanim zdecydował się podać jej butelkę, sam wyżłopał kilka łyczków żeby nie okazało się, że nic dla niego nie zostało. O dziwo, okazał serduszko i podał jej butelkę z resztą zawartości. Bardzo miło z jego strony, trzeba przyznać.
Oczywiście, że nie było z nią źle. W końcu była inteligentna i zazwyczaj jak idiotka się nie zachowywała. Zazwyczaj, no bo w końcu każdemu się czasem zdarza, a niektóre sytuacje dosłownie tego wymagają. Nie była też narcystycznie nastawiona do swojej osoby, co chyba też wychodziło na dobre. Nie musiała innych wkurwiać wiecznym poprawianiem włosów czy makijażu, którego i tak nie robiła. Chociaż takie nastawienie na pewno nie jest aż tak złe. W końcu ona jakoś się przyzwyczaiła do Gilberta, który w ogóle jest zakochany w sobie jak nikt inny. A trzeba zaznaczyć, że gdyby byłaby to inna osoba niż on to na pewno dawno by się uczepiła. Ha, warto jeszcze dodać, że była farbowaną blondynką. A to już w ogóle sukces jest. Jakoś odechciało jej się przekomarzać z nim po tym, jak oddał jej tą butelkę. No naprawdę, teraz trzymała swoje wybawienie w ręce w które wpatrywała się zafascynowana. Po chwili jednak uznała, że byłoby grzecznie się odezwać. A poza tym miała nadzieję, że ona do tych innych raczej się nie nadaje. No bo skoro on uważał, że nie jest z nią tak źle, to chyba nie jest. - Jejku, nazwałeś siebie skończonym dupkiem? Czyżbyś aby trochę nie przesadził? Ostatnimi czasy jakoś się porządnie zachowujesz. - Odparła, obracając butelkę w dłoniach. Gdy upiła dość porządny łyk znów spojrzała w jego stronę. - Doprawdy, Slone. Musisz trochę bardziej w siebie uwierzyć. - Już olać to, że dopiero kilka sekund później zauważyła, że powiedziała do niego po nazwisku, czego się przed kilkoma minutami uczepiła. Na pewno nie słyszał.
-Ale jeżeli czuje że on czuje a nie ja czuje. Czy słowo czuje nie zrobiło się głupie. No ale musiała jakoś to wyjaśnić. Z tymi alimentami nie przemyślała. -To ciąża trwa 2 miesiące? Ale wiesz no widzę że ten typ wykorzysta tę sytuacje. Ale to lepsze od pająka. A nawet hmm... A nic... Popatrzyła na Davida. -A jak Ci się on podoba? Chodzi no wiesz... Zapeszyła się. Bała się tylko że chłopak to usłyszy. Corin chyba też tak uważała byli za blisko niego. No ale cóż. -Chodzi nie o jego charakter jak Ci się on podoba normalnie. Nie wyraziła się dosłownie ale chyba będzie wiedzieć o co chodzi.
- Eee, co?! - Słysząc ten początek, gdzie chyba trzy razy powtórzyła słowo czuje - nie kontaktowała już za bardzo, zamrugała szybko spoglądając na nią. Albo ona powoli zaczyna już się tracić, albo to Emily się zaplątała mocno w swoich słowach. Westchnęła głęboko starając się przeanalizować to, co powiedziała. W końcu trochę zrozumiała, o co chodzi... Chyba. - Nie wiem. Każdy jest inny i nikogo nie da się do końca... wyczuć - Zaśmiała się cicho. Coś odmiana tego słowa była zbyt dużo razy używana w tej rozmowie. Będzie trzeba zaopatrzyć się w słownik synonimów. - No wiesz, będzie się już musiał kilka miesięcy wcześniej do odpowiedzialności poczuwać... - Pacnęła się otwartą dłonią w czoło. I znowu czuć. Ludzie, chyba się od Emily zaraziła monotonią co do tego wyrazu. Ledwo się trzymała, żeby śmiechem nie wybuchnąć. - Myślisz? Nie wykorzysta - Powiedziała pewni i kiwnęła głową jakby się w tym utwierdzając. Na pytanie kolejne zamyśliła się. Wcześniej jakoś nie bardzo oceniała Davida po wyglądzie - zawsze patrzała na charakter, a dopiero potem na resztę. - Czy ja wiem. Może nie do końca podoba mi się jego styl, ale jest dosyć przystojny. Nie tak, jakbym to sobie to wymarzyła, ale nie da się narzekać - Powiedziała dosyć długo jednocześnie nie mówiąc prawie nic konkretnego. Jakoś tak nie przyglądała i nie miała zamiaru przyglądać się osobą, które były zajęte. Jeszcze by się zauroczyła, a jak wspominałam związku dziewczyna nie rozbije.