Znajduje się w lochach. To za nią kryje się wejście do Pokoju Wspólnego i dormitoriów Slytherinu. Po podaniu hasła, ściana rozsuwa się, ukazując tajemne przejście.
- Eliksiry to jest to, co mnie interesuję. Oprócz tego to Czarna Magia, a OPCM również. Zapisałam się także na Numerologie. Rodzice tak chcieli, bo powiedzieli, że mi się to przyda. Szli razem chwile czasu. Czyżby Randen’owi było zimno? Jej to nie przeszkadzało. - Zachęcam Cię, abyś zapisał się na eliksiry. Są naprawdę ciekawe i mówię Ci, że warto. Zatrzymali się przed kamienną ścianą. - Jak na razie, numerologia to dla mnie czarna magia – zaśmiała się od porównania. Lubi się uczyć Czarnej Magii, zna jej każdy sekret, a tu porównuje do niej coś, czego nie potrafi. Śmieszne.
Gdy usłyszała zdanie, które wydobyło się z ust Namidy, po prostu... Nie mogła uwierzyć własnym uszom. To było niesamowite. Tyle komplikacji... ale mimo wszystko, zadziałało. Chłopak otworzył się. Dostała to, czego chciała. Zarumieniła się na po uszy, po czym spojrzała na Wilka, który wydawał się zazdrosny. Szarpnęła go za rękaw, próbując nieco przywołać do porządku. Wydawałoby się jednak... że on nawet tego nie zauważył. Wkrótce jednak dłoń, którą od pewnego czasu trzymała go za rękę, zaczął ściskać tak kurczowo, że nie mogła z bólu wysiedzieć w jednym miejscu. Wiła się i pojękiwała, próbując zwrócić na siebie uwagę, ale Willy wydawał się po prostu nieobecny. Wyrwała mu się i skarciła wzrokiem, po czym zerknęła z ukosa na Namidę i oddaliła się, rzucając na odchodnym jedynie krótkie "Pa!"
W końcu, kiedy Francesca odeszła na tyle by ich nie słyszeć, Namida odetchnął i wyraźnie się rozluźnił. Spojrzał, trochę niepewnie, na Wilkiego. Wydawał się być zły, że podrywał "jego" dziewczynę, ale skoro ta poszła, to chyba mogą sobie to wszystko wyjaśnić. - Wy nie jesteście razem, co nie? - zaśmiał się cicho, podchodząc trochę bliżej chłopaka. - To była ściema...
Nie rozumiał gniewu Francesci. Może i znają się dość krótko... ale powinna już chyba zauważyć, że Wilk jest raczej honorowy i walczy o należne mu zaszczyty całym sobą. Musiała zdawać sobie sprawę, że takie akcje były na porządku dziennym. Oby tylko takie. Gdy ta odeszła wywrócił tylko ramionami, po czym również skierował się w stronę pokoju wspólnego. Jednakże nie zdążył zrobić nawet trzech kroków, ponieważ zatrzymał go Nami. - Może. - Mruknął, uśmiechając się kącikiem ust. Nie chciało mu się już ściemniać. I tak sporo nadwyrężył mózg. Postanowił sobie, że już nigdy nie będzie się tak wysilać. - Ściema. Jednak nie rozumiem, o co tej France chodzi. Chociaż wiesz, nie było najgorzej. - Uśmiechnął się łobuzersko, po czym spojrzał na Namidę z góry. - Całkiem sympatyczna. Tylko szkoda, że Puchonka. Jednak w jej towarzystwie staram się nie myśleć o tej skazie...
- Taa, tak myślałem... - mruknął cicho, uśmiechając sie lekko mimo wszystko. Co prawda sposób dziewczyny na podryw nie był zbyt dobry, jednak należały jej się brawa za podchwycenie Wilkiego. Kiedy usłyszał kolejne słowa Ślizgona, skrzywił się lekko. Przecież nie będzie z nim konkurować! Po jeden, są kumplami, i nie wyszło by to raczej miło, nawet, jeśli była by to tylko zwykła, zdrowa rywalizacja; po dwa, coś miał dziwne wrażenie, że Francesce by się to nie spodobało... a może jednak? Dwóch niesamowicie przystojnych facetów zaleca sie do niej i walczy o jej względy... Namida sam by czymś takim nie pogardził. - Francesca jest we mnie na zabój zakochana... Jest całkiem ładna... i nawet pomyślałem o niej przez krótką chwilę jak o potencjalnej partnerce... na następny tydzień. - dokończył ze śmiechem. - Szkoda mi jej trochę nawet... Ale skoro chce mnie mieć... to mnie dostanie.
Czyli Namidzie podoba się Francesca? W dodatku wyobraża sobie, że zgodzi się zostać... jego potencjalną partnerką na następny tydzień? O nie, coś tutaj nie gra. Może i Wilkuś nie jest zbyt inteligentny, ale potrafi docenić kobietę i to, że nie jest jedynie przedmiotem. Nigdy by się do tego nie przyznał, co to, to nie. Próbuje wyrobić sobie reputację dość negatywną, godną ślizgona, jednakże pewnego czasu taki po prostu nie jest. Dorósł do tego jednak dopiero w tamtym roku... gdy przyjrzał się nieco bliżej licznym romansom jego ojca. Wówczas zakiełkowało w nim współczucie. To dziwne. Cholernie, cholernie dziwne. - Sądzisz, że Francesca jest w tobie... zakochana? - Spytał cicho, unosząc ku górze brew. Nie podobało mu się takie podejście. Namida najwyraźniej był pewny tego, co mówi. Jeżeli zaś ma rację... Czy Wilk ma w takim razie u niej szanse?
- Oczywiście, że tak. - potwierdził, choć sam nie wiedział co myśleć o reakcji Ślizgona... wydawał się... przejąć tym w jakiś tam sposób. - A jak myślisz, po co była cała ta szopka? Chciała wzbudzić we mnie zazdrość... a kobietom daje się to, czego chcą, więc byłem zazdrosny. A mówię Ci to, bo Cię lubię, wiesz? Moim zdaniem, Francesce po prostu się wydaje, że mnie kocha... Nie dam jej uczuć, ale... niech zazna trochę szczęścia u boku takiego kolesia, jak ja. - zakończył pewnym siebie głosem, śmiejąc się lekko pod nosem. Lubił, kiedy dziewczyny na niego leciały, bo to dawało mu pewność siebie... tak, jak teraz.
- Och, tak, narcyzie... - Mruknął krzywiąc się lekko. - Radzę Ci zostawić Francescę w spokoju. Nigdy nie będziesz jej miał. - Dodał cicho, chociaż niebywale stanowczo, co wzmogło dość oziębły ton. Obrócił się na pięcie, po czym wolnym i pewnym krokiem ruszył w stronę pokoju wspólnego. Nie miał czasu do stracenia... Skoro Namida miał zamiar "zdobyć" Francescę, Twycross musi jak najwcześniej wkroczyć do gry. Ta zaś toczy się o niebywale cenną nagrodę. I to on ją zwycięży. Czuł się teraz jak na boisku. Chociaż stoi na pozycji obrońcy, to miał zamiar złapać znicza. Zdaje sobie sprawę, że porywa się z motyką na słońce. Jednakże jest po co.
- Nie bądź taki pewny swego. Ta dziewczyna mnie kocha, i nic na to nie poradzisz... - powiedział, śmiejąc się przy tym... Chociaż właściwie nie było mu za bardzo do śmiechu. Wilkie zachowywał się... co najmniej dziwnie... Nie, żeby to było dziwne, ale teraz było stanowczo inaczej. - Francesca jest moja! - krzyknął jeszcze za chłopakiem, chcąc go sprowokować, chociaż sam nie wiedział, dlaczego.
Schodzą schodami nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo nie lubi lochów. Zajęcia w Sali eliksirów i owszem, ale lochy same w sobie. Nie do końca, musiała jednak z kimś porozmawiać. Rozwiać myśli, które od dłuższego czasu chodziły jej po głowie. Doskonale wiedziała, gdzie powinna się udać, a przynajmniej, gdzie zaczekać. Oparła się o kamienną ścianę i zaczęła bawić się swoim srebrnym wisiorkiem modląc się przy okazji, by spotkać konkretnego ślizgona. Specjalnie ubrała się w czarne, dopasowane ciuchy i teraz tylko jasna twarz lśniła w ciemności. Musiała zrobić wywiad, może niedokładny ale brak wiedzy strasznie ją męczył. Dobrze, że chociaż Jane była przy niej. Zawsze dobrze jest mieć kogoś, kto powstrzyma gdy ma się ochotę rozszarpać pewne osoby. -Jak myślisz Jane ,przyjdzie? Czy dalej będzie się włóczył po zamku?
Szedł wściekły niczym mała burza gradowa a włosy i szata powiewały od szybkiego dziarskiego kroku jakim szedł chłopak... Powoli się uspokajał stygnąc z nadmiaru emocji jaki przez niego przepłyną w dzisiejszym popołudniu. Już spokojny i opanowany zobaczył kto stoi przed wejściem do dormitorium. Złośliwy uśmieszek złego wilka wykwitł na jego twarzy gdy opanował tempo swojego kroku i cicho jak miał zwyczaju podszedł do dziewczyny. Witaj panienko Sigrid czekasz na kogoś... wybacz proszę mój brak manier podczas rozmowy nad jeziorem ... nazywam się Nataniel Jak zwykle wydawała się niesamowita lecz ta zmiana koloru ubrań zdecydowanie dodała jej uroku a wyraz zamyślenia na twarzy kiedy stała tak zaskoczona bawiąc się we własnych myślach sprawił że wydała mu się jeszcze bardziej urocza
A jednak się długo nie włóczył. Czekały tylko15 minut, a mogłaby przysiąc, że będzie to trwało zdecydowanie dłużej. Nadchodząc był czymś wyraźnie wzburzony, jednak widząc , że ktoś czeka przed wejściem zwolnił trochę a na jego ustach wykwitł lekko drwiący i wredny uśmieszek. Zabawa będzie przednia. Popatrzyła mu prosto w oczy, a jednak są zielone. Więc się nie myliła - Nazywam się Nataniel. Słowa te przywołały ją do rzeczywistości. Już po chwili mogła bez skrępowania oddać mu spojrzenie. Była pewna, że jej czarne oczy lśnią niepokojąco w blasku pochodni. -Nataniel… Wiesz to piękne imię ale niesie ze sobą ładunek smutku. Czemu tak długo zwlekałeś by mi je podać?
Ściana, tym sformułowaniem można było opisać najkrócej wewnętrzny wstrząs jaki przeżył chłopak słysząc jej głos...Cholera czemu ona tylko gra. Z takim głosem mogłaby śpiewem wabić syreny i kraść serca napotkanym ludziom... opanował się z zamyślenia szykując się do wymiany zdań... Tyle że po raz pierwszy od lat nie był pewny co powiedzieć dziewczynie. Pewne było że nie była schematyczną pannicą z wysokiego domu, jakich wiele w życiu spotkał, więc tradycyjne sztuczki dużo by mu nie dały ... No dobrze pomyślał spróbujmy. - Proste oczarowałaś mnie tak że przy jeziorze mogłem tylko stać i słuchać twojej gry. A gdy skończyłaś ledwie zdołałem dojść do siebie by nie zbłaźnić się przed tym rudzielcem z twojego domu
- Oczarowałam cię Ja , czy muzyka, którą grałam? Zresztą nie chcę wiedzieć. Może tak będzie lepiej. Chociaż mówiła to spokojnie oczy skrzyły się bólem, nie raczej zawodem. Jeszcze nigdy żaden chłopak, nie powiedział, czegoś co wbiło się drzazgą w jej serce. Ten był pierwszy. Kochała muzykę, ale miała chociaż nadzieję, że to nie była tylko i wyłącznie ona. Już miała zrezygnować z swoich planów, gdy przypomniała sobie słowa wypowiedziane do Jane przed wyjściem z pokoju wspólnego. W końcu jak nie ona, to kto? - I Mam prośbę. Nie nazywaj Jane rudzielcem . Teraz w jej oczach tlił się niebezpieczny ogień a usta przybrały wyraz zdecydowania. -Mam nadzieję, że wiesz co nieco o krukonach. Nie jesteśmy tacy jak ślizgoni, ale równie mocno może zaboleć gdy coś wyprowadzi nas z równowagi. Mówiąc te słowa podchodziła powoli. Słowo, krok, słowo, krok ... Gdy była już tak blisko, że mogła wyczuć jego oddech na twarzy… bez ostrzeżenia dotknęła swoimi ustami jego ust. Na początku niczym dotknięcie skrzydeł motyla . Po chwili otworzyła je szerzej i instynktownie przygryzła jego dolną wargę, gdy poczuła w ustach smak krwi . Zwolniła. Odsunęła się i parę sekund później popatrzyła mu prosto w oczy, następnie na zaczerwienione usta z widocznym krwawym śladem w kąciku. Uśmiechnęła się drapieżnie zlizując ślad krwi z swoich . -Pamiętaj. Ja nie do końca jestem taka jak moja muzyka. Odwróciła się z zamiarem odejścia w ciemność korytarzy.
Płynnym ruchem obrócił ją do siebie i uwięził w silnym uścisku ramion pilnując bacznie by nie miała dojścia do różdżki. Czuł jej ciało i przyśpieszone uderzenia serca ...powoli delikatnie odsuną jej włosy by móc wyraźnie widzieć jej twarz i cudowne oczy. -Kiedy mówię o tobie nie mam na myśli twojej gry ,włosów, oczu ani charakteru...( szeptał cicho trzymając ją w rękach) -Oczarowałaś mnie ty, cała ty i tylko całej ciebie pragnę... nachylił się i nad uchem dziewczyny pieszcząc je delikatnie. -Lubie Jane ale co zrobię że mam charakter jaki mam a ona sama się prosi o docinki. Delikatnie przyciągną ją do siebie nieśmiało całując w usta, niepewny reakcji dziewczyny.
Ostatnio zmieniony przez Nataniel Kruk dnia Wto Sty 04 2011, 20:42, w całości zmieniany 1 raz
No proszę a jednak mężczyzna zdążyło jej jeszcze przemknąć przez umysł nim się zupełnie zatraciła. Pocałunek był natarczywy, namiętny, pełen ukrytego bólu. Dopiero po chwili odzyskała część panowania nad swoim ciałem. Nataniel dalej kurczowo trzymał ją w ramionach jakby się obawiał, że gdy ją puści rozpłynie się w blasku ognia pochodni . Albo raczej wyjmie z kieszeni swoich spodni różdżkę. Delikatnie jakby od niechcenia powędrowała ręką w górę jego klatki piersiowej, w ustach miała jeszcze metaliczny posmak krwi. To było cholernie podniecające. Pachniał ziołami, być może szałwią, nie była do końca pewna. Przez chwilę bawiła się zabłąkanymi kosmykami jego włosów by po chwili z całej siły chwycić go za nie i spróbować wygiąć jego głowę do tyłu. Był bardzo silny, ten ruch jednak zaskoczył go trochę. Na tyle jednak by mogła z wysokiego buta wyciągnąć drugą , zapasową różdżkę. Przez chwilę widziała w jego oczach zaskoczenie , gdy całując go po szyi przyłożyła mu ją do brzucha. Była pewna, iż czuł ,że jej różdżka jest w kieszeni . Ich ciała były w końcu tak blisko… -Jak widzisz, też mam swoje sztuczki . Szepnęła. -Nie gniewaj się, ale to naprawdę nie będzie proste. Puściła jego włosy i znowu pocałowała w usta. Tym razem delikatnie, bez pośpiechu. Odsunęła się i popatrzyła zamglonymi oczami na twarz Nataniela. Schowała zapasową różdżkę nadal go obserwując. - Wiesz między domami panuje swoista rywalizacja. Nie zawiedź mnie. Czekam . I to mówiąc odwróciła z zamiarem odejścia po raz drugi
-Nic co jest warte zachodu nie jest proste Sigrid ... Był poważny ale lecz gdzieś w głębi oczu czaiły się tańczące gwiazdy obudzone przez bliskość dziewczyny i żar pocałunku. Po brodzie spływała mu kropla krwi a na ziemi leżało nieco jego włosów wyrwanych przez dziewczynę. Gdzieś w głębi duszy jego zdrowy rozsądek wył ostrzegając go przed tym co robi ... Głupiec, idiota, miałeś wiele kobiet poco ci ona przecie... Był jednak cichy i gasł przywalony gdzieś na dnie jego umysłu. Natanielowi zdawało się że się budzi ze snu który trwał bardzo bardzo długo a otworzywszy oczy spojrzał wreszcie na świat innymi oczami. - W porządku kotku gra się toczy wyszeptał cicho ( Uśmiechną się mrocznym uśmiechem lecz oczy pozostawały wciąż jednakowo błyszczące jak dwie zielone gwiazdy) - Do zobaczenia jutro kruczku ( obrócił się wchodząc do dormitorium)
Connie wyszła z pokoju wspólnego trochę roztrzęsiona. Raz na jakiś czas kichała. Kto by pomyślał, że wycieczka do Hogsmeade, a dokładniej jego okolic okaże się taka niefortunna? Tak dawno nie była chora to i tym razem nie rozłoży się na łóżku pod kocem. Ale to nie znaczy, że nie ma ochoty na coś ciepłego. Poszła do kuchni, tam zrobiła sobie duży... Ogromny kubek gorącego kakao i wracała powoli chuchając na płyn, żeby go trochę ostudzić. Ale coś ją tknęło żeby nie wracać tak od razu do dormitorium. Stanęła więc jak ta idiotka przed kamienną ścianą i marznąć przez zimno dochodzące do lochów piła swoje kakałko. Całkiem dobre jej wyszło, chociaż trochę przesadziła i było przesłodzone. Przymknęła oczy i wczuła się w swoją ambrozję.
Avril nigdy nie chorowała. Zawsze była odporna na najgorsze choroby. Może to kwestia genów? Nieważne. Nasza Ślizgonka wracała właśnie z Wielkiej Sali, gdzie przesiedziała kilka minut w ciszy, popijając herbatkę. Jednak, szybko jej się to znudziło więc postanowiła wrócić do Dormitorium. Potrzebowała towarzystwa, bo umrze nam z nudów, ot co! Zeszła do lochów i z miejsca dostrzegła jaką osóbkę. Ślizgonkę. Stała przed Kamienną ścianą, jakby zapomniała hasła, popijając kakao. Avril podeszła do blondynki. Od razu rzuciło jej się w oczy, że dziewczyna była przeziębiona. Panna Williams odgarnęła włosy z czoła i przyjrzała jej się uważnie. - Yhym –odchrząknęła znacząco, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Postanowiła, że będzie miła. W końcu owa dziewczyna jest Ślizgonką. Jest jedną z nich. Mimo wszystko jej głos nie był tak słodki, jakby tego chciała – Stojąc tu tylko pogarszasz swój stan. Nie wiem jak ty, ale gdybym to ja była chora, już siedziałabym pod kocem i szukała jakiegoś zaklęcia. Przekrzywiła delikatnie głowę, oczekując reakcji dziewczyny. Aż głupio było się przyznać, ale jakoś nigdy wcześniej jej tu nie widziała. A w końcu ona zna tu wszystkich! Więc jak to możliwe?
Dziwne, że akurat sławna Connie Tenebres nie była jej znana. W końcu to na chwilę obecną jedno z największego zła jakie się panoszy po Hogwarcie. Ale cóż, są tacy, którzy nie słuchają żałosnych, rozsiewanych przez zwykłe, dziecinne puchonki plotek i po prostu jej nie znają. Być może ma się jeszcze innego rodzaju odchyły, ale w to już nie warto wnikać. Nie była tutaj od pierwszej klasy, wcześniej gościnne Beuxbatons powitało ją w swoich szeregach. Tylko, że Connie się to najzwyczajniej w świecie nie podobało. Więc zaklęciem znalezionym w książce z czarną magią tak po prostu wysadziła kilka ważnych przedmiotów. Zabawne, chciała tak trafić do Durmstrangu... Ale to dobrze. Kilka miesięcy, pierwsi przyjaciele i zrozumiała, że to było najlepsze co ją w życiu mogło spotkać. Uniosła lekko głowę widząc postać, oczywiście również jej nie znaną. Obejrzała dziewczynę obojętnym wzrokiem z nadzieją, że sobie pójdzie, jeśli ślizgonka nie zwróci na nią uwagi. Ta jednak coś powiedziała - Z początku Con nie słuchała co, więc cały plan szlak trafił. - Nie będę z powodu głupiego przeziębienia ograniczać się do siedzenia w łóżku - Mruknęła tonem pozbawionym jakiegoś szczególnego wyrazu. Jak na razie nie miała nastroju na warczenie na wszystkie osoby, które się do niej odezwały. Może potem - W końcu będzie trzeba wyrobić dzienną normę. Upiła ostatni już łyk kakao. Spojrzała w kubek niezadowolona, a na jej twarzy na kilka sekund wykwitł grymas. I co teraz? Ziewnęła.
Dobrze powiedziane, Avril nie słuchała plotek, bo doskonale wiedziała, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Sama kilka razy się na tym sparzyła. Ale jakoś nigdy specjalnie nie przejmowała się plotkami na jej temat. Wręcz przeciwnie, odpowiadało jej to, że wszyscy o niej mówią. Dziwna jest, nie? Ale co na to poradzić. Płytka osoba musi sobie jakoś radzić. Choć ona sama za płytką osobę się nie uważała. Ale prawda jest taka, że tylko ona wiedziała, jaka naprawdę jest, ot co! Nie miała przyjaciół. Może kilka osób z którymi szło po imprezować. Ale poza tym nikogo. Bo prawda jest taka, że ona nikogo nie potrzebuje. Da sobie radę w życiu sama. Co do tego była w stu procentach pewna. - Aha, za to stanie i gapienie się w ścianę jest niezwykle interesujące, nie uważasz? –spytała, nie zrażona obojętnym tonem dziewczyny. Avril należała do takich osób, które wcisną się wszędzie. Myślała, że owa dziewczyna jest kimś, z kim można byłoby normalnie porozmawiać. I jak zwykle się myliła. Najwyraźniej Ślizgonka była tak samo oschła jak ona. No ale w końcu była przedstawicielką Domu Węża. Więc, co się dziwić? Panna Williams nie wiedziała, po co się w ogóle odzywała. W końcu ona też nieraz miała takie odchyły, że stała myśląc i wściekała się, gdy ktoś jej przerywał. I to chyba właśnie był powód. Dostrzegła pewne podobieństwo między ową dziewczyna a sobą. I postanowiła wykorzystać okazje. Chciała mieć z kim porozmawiać, gdy będzie bardzo źle. Ale narzucać to ona się nie będzie! Co to, to nie! Nie jest głupia i naiwna. Wiedziała, że większość Ślizgonów to samotnicy. Ona sama miała w sobie coś z samotnika. Może to właśnie dlatego trafiła właśnie do tego domu? Miała i odwagę Gryfonów i wiedzę Krukonów. A mimo to Tiara przydzieliła ją tutaj. I po co? By samotnie przechadzała się po zamku? Bynajmniej nie! Tiara musiała czuć, że tu Avril będzie najlepiej. Choć dziewczyna coraz częściej zaczynała się zastanawiać, czy stara czapka czasem się nie pomyliła.
Connie też przez całe życie uważała, że nie potrzebni jej przyjaciele. Uznała, że będą jej tylko i wyłącznie zawadzać. Przecież zdecydowanie nie jest grzeczną dziewczynką, która biegając po całym Hogwarcie w kucykach wita się z wszystkimi, wesoło uśmiecha. Na dodatek być otoczoną przez wiele osób. Co to, to nigdy. Ona wolała iść niezadowolona przez korytarz, rozsiewać wokół siebie mroczną aurę i odstraszała tym dokładnie wszystko co się nawinęło. No, może nie do końca. Byli wariaci, którzy uwielbiali wręcz chodzić razem z Connie, wyciągać głęboko skrywaną radość na jej twarz w postaci uśmiechu i nazywać się właśnie jej przyjaciółmi. Z nimi życie było jakby inne, w jakimś sensie piękniejsze i ciekawsze. Cóż. - Owszem - Odpowiedziała krótko i rzeczowo, oczywiście tonem na odczepnego. Niezwykle irytująca dziewczynka. Ale cóż, niektórzy ślizgoni byli bardziej wścibscy od innych. Niektórzy za to tak obojętni, że mieli gdzieś rzeczywistość nawet, kiedy ktoś przy nich był atakowany przez błotniste potwory w różowych sukienkach. Ona zdecydowanie znajdowała się gdzieś po środku tych obu grup. Co do tiary przydziału to Connie uważała, że czapeczka się starzeje. Coraz więcej osób przekazywała do złych domów. Dziewczynę faworyzująca niewybaczalne zaklęcia umieściła w Gryffondorze, tak samo chłopaka, który obecnie jest uczniem czarnoksiężnika. Wiele równie niebezpiecznych osób uczęszczało do Hufflepuff. Jejku, co się dzieje z tym światem? Zło, które powinno być pielęgnowane staja się przedmiotem bagatelizowania i to w tych najgorszych, najmniej dumnych domach! Bliznowata zdecydowanie cieszyła się, że jest tu gdzie jest.
Zamrugał, patrząc na niego pytająco. Nie do końca rozumiał, a co mu chodzi? Po chwili jednak prychnął cicho, patrząc na niego urażony. Okraść? To dopiero bezczelność! - Mówiłem ci, że wcale cię nie okradłem - burknął cicho, ciskając w myślach sztyletami w tę nieuprzejmą twarz. - Pożyczyłem.
Zatrzymał się i oparł o ścianę, mierząc go wzrokiem. Coż, dopóki go będzie obrażał, to nie zamierza ruszać się po te notatki!
Richard skrzyżował ręce na piersi, spoglądając na chłopaka pytająco - Pożyczyłeś? Wydawało mi się że zanim się coś od kogoś pożyczy powinno się ZAPYTAĆ... Westchnął ciężko - No dobrze.. ściągnąłeś mnie już do tego... lochu, więc teraz bądź tak dobry i zwróć mi pożyczone notatki dobrze? Oparł się wygodnie o ścianę - ja tu zaczekam aż wrócisz.
Uśmiechnął się kącikiem ust i spojrzał na niego spod rzęs, niewinnie się przyglądając dłuższą chwilę. - Cóż, będziesz musiał się zobowiązać do oprowadzenia mnie po Londynie i zapewnienia wszelkich mugolskich rozrywek... kino i teatr...
Starał się ukryć swoją szczerą ekscytację pod maską podłego ślizgona i miał nadzieję, że jego aktorski talent go nie zawodzi. Ale była to jedyna szansa...
Richard prychnął cicho na to "niewinne spojrzenie" - Jesteś czarodziejem prawda? CO więc cię powstrzymuje by samemu wybrać się do Londynu? Po co ci moja asysta? To dość proste. Z Hogsmeade do Kotła a tam zamiast na Pokątną to do mugolskiego Londynu i już... Westchnął ciężko - Po prostu oddaj mi moje notatki i skończmy tą zabawę...
Skrzywił się lekko. O, nie, nawet jeśli Richard jest przystojny, to na pewno nie dostanie tych swoich bazgrołów ot tak! Nie teraz, kiedy wspomniał o wycieczce do Londynu... Teraz nie zna już nikogo, kto mógłby go oprowadzić i wszystko tłumaczyć, a najwyraźniej studencina zna się na tym jak mało kto! - A może dostaniesz swoje notatki kiedy już wrócimy?