Znajduje się w lochach. To za nią kryje się wejście do Pokoju Wspólnego i dormitoriów Slytherinu. Po podaniu hasła, ściana rozsuwa się, ukazując tajemne przejście.
- Eliksiry to jest to, co mnie interesuję. Oprócz tego to Czarna Magia, a OPCM również. Zapisałam się także na Numerologie. Rodzice tak chcieli, bo powiedzieli, że mi się to przyda. Szli razem chwile czasu. Czyżby Randen’owi było zimno? Jej to nie przeszkadzało. - Zachęcam Cię, abyś zapisał się na eliksiry. Są naprawdę ciekawe i mówię Ci, że warto. Zatrzymali się przed kamienną ścianą. - Jak na razie, numerologia to dla mnie czarna magia – zaśmiała się od porównania. Lubi się uczyć Czarnej Magii, zna jej każdy sekret, a tu porównuje do niej coś, czego nie potrafi. Śmieszne.
-Możesz robić, byle tylko jak będziemy sami - Puściła mu oczko, by chociaż trochę rozładować i tak już bardzo napiętą atmosferę. O ile się dało, to wtuliła się jeszcze mocniej i na pewno nie miała zamiaru odsuwać w najbliższym czasie. Kiedy usłyszała jakieś "STOP", odwróciła lekko głowę, ale trochę za późno. Gdyby Nami nie zauważył tego samego, pewnie by uznała, że ma jakieś zwidy i przesłyszenia. - Francesca?- Spytała lekko zdziwiona. A tej co przeszkadzało w tym, że najlepsi przyjaciele się przytulali. Zobaczyła ją raz, wcześniej i uznała za totalną wariatkę i kretynkę. Są ludzie i parapety, jak to mówią mugole. Spojrzała na Kirei'ego, żeby zobaczyć jego reakcję. Chyba wiedział, że Fran się w nim podkochuje. Czyli... ma rywalkę? Ledwo się powstrzymała, żeby się nie "pacnać" w głowę. Przecież miała przestać tak o tym myśleć!
A więc to nie był tylko głupi sen. Nie, nie był. Chciała złapac się ostatniej deski ratunku, ale ona była zbyt śliska. Miała wrażenie, jakoby ktoś nasmarował ją oliwą. Rzeczywiście oni właśnie się przytulali i rozpoczęli związek. Cóż, przy pierwszym i najistotniejszym argumentem, który pojawił się w jej głowie, zmieniła cały swój stosunek i straciła wszelką nadzieję. Namida jest zajęty. Ech, po co się w ogóle łudziła. To nie mógł byś sen, ponieważ weń nie doświadczyłaby tak bogatego bukietu emocji. - Nic. I-idę po chorągiew. - Oświadczyła szybko. Trochę zbyt szybko. Podejrzanie szybko! Nie wiedziała po co znów broni się czymś tak bezsensownym, ale miała przynajmniej alibi. Gdyby z jakiegoś powodu mieli prowadzic śledztwo, zapewne Wilkuś również miałby coś do powiedzenia. Przecież to samo powiedziała i jemu! - Tak, Francesca. - Przyznała z delikatnym rumieńcem, po czym jednym zamaszystym ruchem ogarnęła niesforny kosmyk z twarzy. - Miło mi Was... spotkac. Możecie mi wierzyc, że teraz wszyscy gadają tylko o Was. Niezła z Was para. - Oświadczyła ze sztucznym uśmiechem. Cóż, była dobrą aktorką. Negatywne emocje, które kotłowały się w jej środku zapewne dostrzegłby jedynie wyjątkowy znawca ludzkiej mimiki.
- A...Ale my nie jesteśmy parą- Zająknęła się przy tym. Co to oznaczało? Że nie jest tego w 100% pewna. -Prawda? - Spytała jeszcze kumpla. No jak idiotka. Coś się na pewno między nimi działo, ale na pewno nie można by nazwać tego miłością, przede wszystkim z jego strony. Przełknęła ślinę. Czemu wszyscy sprawiają, że musi o tym myśleć? Chociaż... W tym momencie gdyby powiedziała "tak, jesteśmy" za pewne dziewczyna by się wkurzyła, popłakała i uciekła, a Connie ogarnęła by dzika satysfakcja. Ale co na to Japoniec? Pewnie byłby niezadowolony z takiego obrotu spraw. Nie zauważyła, żeby ranienie dawało mu przyjemność. - Boże, ludzie to ślepi idioci - Mruknęła do siebie starając się zachować pozory, ze na prawdę nic nie czuje do Namiego i nie ma najmniejszego powodu, żeby to podejrzewać.
Spojrzał nieco zdziwiony na Francece... Chorągiew? Po jaką cholerę chorągiew? ... Po chwili dotarło do niego, w jakiej sytuacji dziewczyna zastała go z Connie, więc musiała znaleźć jakąś wymówkę. Kiedy padł tekst o "parze", aż nieco odsunął się od Connie, ale nie za bardzo... w końcu nie chciał jej obrazić! - Nie, my nie jesteśmy parą. Przyjaźnimy się tylko - potwierdził pewnie, kładąc nacisk na to, że łączy ich tylko przyjaźń. To oczywiście paskudne kłamstwo, ale... coś musiał powiedzieć. Poza tym, nie chciał zrazić do siebie Francesci bo chciał z nią jeszcze trochę pobajorwać... cóż, tak jak z każdą inną, w tym z Connie... ale ją, mówiąc nie ładnie, już zaliczył, a panny Lafealle jeszcze nie...
Westchnęła. Nie, żeby miała nadzieje na to, że powie coś zupełnie innego. Naprawdę złudna nadzieja. Skoro on się odsunął to nie miała zamiaru już się do niego kleić, to też ręce wsadziła do kieszeni i oparła się o kamienną ścianę. Odrzuciła głowę do tyłu. Może powinna ich zostawić samych? Nami na pewno chce zaliczyć tą wariatkę, to mu do tego zazdrosna tylko przyjaciółka nie potrzebna. Nie rozumiała tego, czemu aż tak bardzo ta sytuacja się w nią wgryzła. Właściwie, co by było gdyby byli parą? Co ona mogłaby mu dać z siebie? Zapewne nic. Nie jest miła, nie potrafiłaby się zmienić jeszcze bardziej niż to już zrobiła, nie kochała w jednoznaczny sposób. Potrafiłaby mocno okaleczyć dziewczę z którym by flirtował. Nawet się nie umiała całować, nie dałaby mu żadnego ciepła. Po prostu miłość złudnie wypełniała teraz pustkę w jej sercu, wcale nie tworząc głębszych uczuć, a tylko dając powody do cierpienia jej i otoczeniu. - Pójdę już - Powiedziała cicho, pod nosem. Nie ta chwila i nie to miejsce na takie rozważania.
Gdy zaczęli zaprzeczać jej stwierdzeniu i zapewniać, że nie są parą, dziewczyna resztkami sił powstrzymywała się przed dzikim uśmiechem pełnym samozadowolenia i wielce dziwnej satysfakcji. Jakoby właśnie się spełniła... chociaż praktycznie, to nie zrobiła chyba nic. Jednak patrząc na to z innej strony... to może gdyby nie jej wtargnięcie, znów zaczęliby się miętolić? Przygryzła dolną wargę, po czym skakała roztargnionym wzrokiem to na Connie, to Namidę. - Nie wszyscy ludzie. - Odpowiedziała tylko, po czym wywróciła ramionami. Nie miała pojęcia co teraz powiedzieć. Zaś cisza, która nagle oplotła ich swoimi lodowatymi i emanującymi skrępowaniem ramionami, zastygła niczym trujący gaz i dziewczyna jakoby w obawie przed zatruciem nie odważyła się już niczym odezwać. Gdy Connie stwierdziła, że idzie, Francesca o dziwo posłała jej szeroki uśmiech. Była szczerze wdzięczna. Nie wiedziała co w nią wstąpiło. Aaach, ta dzika radość! - Cudowny występ. - Zaczęła cicho, po czym spojrzała na japończyka i uśmiechnęła się nieśmiało. - Czemu nie chodzicie ze sobą? Przecież Wasz pocałunek na scenie, wydawał się być... prawdziwy. - Zapytała odważnie, po czym przełknęła głośno ślinę.
W ostatniej chwili Namida pochwycił Connie za nadgarstek, zatrzymując ją na miejscu... Nie rozumiał, dlaczego chciała iść... a może rozumiała jgo intencje wobec Puchonki, i chciała ich zostawić samych? A może po prostu paskudnie się czuła teraz w takim towarzystwie... Dopiero po chwili, jak przypomniał sobie jej słowa, że ,,ludzie to ślepi idioci", zastanowił się, cz to raczej nie było kierowane do niego. - Bo to było prawdziwe. - uśmiechnął się w stronę Francesci. Przecież nie było co kłamać, bo wszystko było widać. Pominął pierwsze pytanie... odpowiedź była stanowczo zbyt skomplikowana...
Fran najwyraźniej byłaby bardzo zadowolona gdyby to Connie się właśnie stąd wyniosła. Zdziwiła się lekko, kiedy to Nami ją przytrzymał. Nie chce teraz podrywać puchonki? Ma przecież okazję. Dziwny gość, chyba jeszcze nie zdążyła go poznać na tyle, żeby potrafiła przewidzieć większość jego ruchów, czytać my w myślach. - Właściwie tak - Odpowiedziała odnośnie pocałunku. Zastanowiła się przez chwilę. - My po prostu... Za dużo tego na przyjaźń, a za mało na... miłość - Powiedziała to Franceski, posyłając jej przy tym uśmiech, który pokazywał, to co należało do prawdziwej natury Connie. Mianowicie wyższość i nieodpartą z tego powodu radość. Następnie zbliżyła się do Nami'ego. - Na pewno nie chcesz, żebym poszła? Moja obecność ci raczej w ... polowaniu nie pomoże - Szepnęła mu do ucha, po czym odsunęła się z tej dość bliskiej pozycji.
Przełknął ciężej, kiedy Connie znowu stanęła tak blisko. Ponad to, to co powiedziała było szczerą prawdą, tylko dlaczego dzieli się nią z tą puchonką? ... Pojęcia nie miał... Było mu głupio ją tak odprawić po prostu... to byłoby co najmniej nieodpowiednie. - Zrób jak uważasz... - powiedział w końcu. nie chcąc być niemiłym ani dla niej, ani dla Francesci... - Tylko głupot nie rób. - zaśmiał się cicho, wiedząc już, jaka ConCon jest i co może nawywijać.
Gdy chłopak zasugerował, że Conn sama może sobie zdecydować odnośnie tego czy zostanie z nimi, a może pójdzie, dziewczyna zgrzytała zębami. - Co masz na myśli, Tenebres, gdy wspomniałaś o polowaniu? - Spytała, unosząc ku górze jedną, zjawiskowo wyrazistą brew.
Dlaczego dzieliła się tym z Fran? Ponieważ między innymi starała się podsuwać coraz częściej aluzje chłopakowi. Dzisiaj poszła już druga, chociaż wątpiła czy się połapie. Może zrozumie, że skoro na przyjaźń za dużo, to warto coś dodać, żeby mogli być parą? - Spokojnie kochanie, najwyżej spale pokój wspólny i dyrektora - Puściła mu oczko. Właściwie jakoś jej się nie widziało teraz już zostawiać go z tą... tą... nawet nie zna tak obraźliwego słowa, które by się tu w tym momencie wpasowało. - Co miałam...? - Zastanowiła się kilka chwil. - Polowanie to w języku łowieckim ogół czynności wykonywanych przez myśliwych z zachowaniem obowiązujących przepisów, to jest tropienie, ściganie, strzelanie i pozyskiwanie zwierzyny - Wyrecytowała kilka słów, posyłając do Leafelle niesamowicie przesłodzony uśmiech. Zarobiła właśnie kolejnego wroga. Miło. - Więc chyba łatwo zgadnąć co... miałam na myśli...
- Nie mów do mnie per kochanie, Tenebres. Dla Ciebie tylko i wyłącznie Francesca. - Odpowiedziała z przesłodzonym uśmiechem, po czym wywróciła ramionami i słuchała jej dalszych wywodów z kpiną, która emanowała z jej nastoletniej twarzy. O tak, była dobrą aktorką. Tak naprawdę zaś, to w środku po prostu się załamywała. Nie potrafiła się kłócić i riposty bardzo ją męczyły. Chociaż miała również swoją godność i nie mogła puścić słów Connie płazem. - Cóż, wydawało mi się, że chyba odgadłam sedno twoich słów, ale musisz wiedzieć... że obraziłaś tym samym swój potencjalny obiekt westchnień. Namida nie urządza sobie "polowań". Moim zdaniem jest szczery i raczej nie ma zadatków na podrywacza. Mówiąc szczerze, to wzdycha za nim połowa dziewczyn z Hufflepuffu. Gdyby nie miał tych cech, to raczej wykluczyłoby wianuszek oddanych adoratorek.
Namida syknął cicho jakby się sparzył, kiedy Francesca zaczęła go tak bronić... Oh, przecież Connie sama dobrze wiedziała, jak jest... Jego serce nie należało do żadnej dziewczyny, za to on trzymał w garści nie jedno niewinne serduszko... Miał tylko nadzieje, że Connie go teraz nie zmiażdży za kare, za wszystko, co zrobił... Myślenie Francesci było takie niewinne... - Nie ma co nad tym dłużej rozprawiać - wtrącił się w końcu, posyłając obu damom czarujący uśmiech.. Posłał Ślizgonce spojrzenie mówiące... błagające, aby dała temu spokój... Modlił się w duchu, aby posłuchała...
Prychnęła cicho. - Akurat kochanie, było do Namidy...- Westchnęła. Skoro już tu stoi i ma zamiar rozmawiać, to może z łaski swojej patrzyłaby chociaż, że nie wszystko jest kierowane do niej. Rozpieszczona i egoistyczna jak widać. Najgorsze połączenie jakie może zaistnieć w człowieku. Kiedy słuchała, jak Fran wyraża się o Namidzie. O tych zerowych zadatkach na podrywacza, wianuszku adoratorek. Boże, jak jej się chciało śmiać. Jezu jaka ta dziewczyna jest ślepa i głupia. Connie była jego przyjaciółką, a potrafiła sobie uświadomić to, że chłopak jest po prostu babiarzem i nie mogła z tym konkurować. A tutaj taki dzieciak z Hufflepuff wyraża tak śmiałe i cholernie mijające si,e z prawdą stwierdzenie. Mogłaby albo turlać się po ziemi, albo płakać, albo walić pięścią w ścianę. - Tak tak, oczywiście...- Powiedziała tonem, który wskazywał na to, że w ogóle jej nie słuchała, chociaż było przeciwnie. Jednocześnie miała kamienny wyraz twarzy, za którego zasłoną wiele uczuć się kryło. Spojrzała na ślizgona. Widząc jego wzrok westchnęła tylko, uśmiechnęła się bardzo delikatnie i kiwnęła głową. Jeśli głupia puchonka nic więcej nie powie, co mogło by dobić to Con miała zamiar dać spokój.
Nie mógł już dłużej czekać na Francescę. Poszła do łazienki po tę cholerną chorągiew i jeszcze u licha nie wróciła. Ile czasu mogło jej to zająć? Poprosił Effie, aby w razie czego powiedziała Francesce, że Wilkie źle się poczuł i niemal padał ze zmęczenia. Zauważył ją jednak przed Kamienną Scianą, przed jego dormitorium. To było podejrzane... Czyli jednak coś mu naściemniała? - Witam towarzystwo. - Uśmiechnął się szeroko, po czym puścił oko do Namidy i coś na kształt politowania do Connie. Zastanie kumpla z dwoma warczącymi koleżankami nie było nowością. - Hej, Francesco, gdzie Twoja chorągiew? - Spytał, unosząc ku górze jedną brew i przeszywając ją przenikliwym spojrzeniem.
Słowa, które w późniejszym czasie wydobyły się z ust Tenebres jakoś szczególnie jej nie przejęły. Można wręcz rzecz, że nawet nie fatygowała się, aby cokolwiek słuchać. Zdawała sobie sprawę z tego, że ta rozmowa zmierzała donikąd. Teraz zupełnie już nie wie, po co w ogóle ją zaczynała... Chociaż Namida jest taki boski. - Hej, Willy. - Przywitała się, po czym przygryzła dolną wargę i podeszła do chłopaka, łapiąc go w talii i obmyślając równocześnie jakże chytry i złowrogi plan. Cóż, może nawet Kireri będzie zazdrosny? - Moja chorągiew? Właśnie miałam zamiar po nią iść, przepraszam kochanie, że to trwało tak długo. - Uśmiechnęła się niewinnie, po czym czubkiem buta zaczęła krągłym ruchem ryć dziurę w podłodze (bezskutecznie). - Ach, tęskniłam! - Wyszeptała, i myśląc jedynie o Namidzie pocałowała Wilkiego krótko w usta. Oby Wilk ich mnie wydał, oby nie zaprotestował, oby Namida był zazdrosny. Proszę, proszę, proszę!!
Uśmiechnął się lekko do Ślizgona... cóż, ani nie spojrzał na niego krzywo, ani nic,... więc albo nie widział, co stało się w wielkiej sali, albo miał to gdzieś... No, ale cóż, faceci mają inne podejście do pewnych spraw, a to głównie baby zaczęły panikować i się okładać. Kiedy jednak Francesca przytuliła się do niego i zaczęła szczebiotać tak słodko, coś go tknęło... Czyż nie była zakochana w nim? Przecież to było od razu widać! Więc, dlaczego, teraz, z ... Zaraz, zaraz... czy ona chciała wzbudzić w Namidzie zazdrość? Oh, no tak! Jakie to normalnie u dziewczyn! Co prawda takiej Puchonki jeszcze nie poznał, ale ta widać była wyjątkowa... No, jakby nie patrzeć - była wyjątkowa. - Ekhem... - odkaszlnął, dając im znak, że nadal tu jest, po czym zrobił średnio zadowoloną minę. Stwierdził, ze tyle na razie wystarczy.
Spojrzała na Wilkiego niepewnie. Kolejny? Co się dzisiaj tak wszyscy stłoczyli pod kamienną ścianą? Kiedy ta idiotka zaczęła się przytulać do jej byłego miała ochotę... się wyrzygać. Przepraszam, zwymiotować. Chciało jej się zwrócić kiedy widziała samego ślizgona, a jeszcze z przesłodzoną laleczką? Przecież to takie... - FUJ! - Powiedziała głośno, prawie krzyknęła kiedy dziewczyna go pocałowała - Niedobrze mi - Dodała ciszej mając nadzieję, że nie będzie komentarza typu "Przecież sama go kiedyś całowałaś". Może i owszem, ale teraz to co innego. - Ohyda! Nami, uciekamy? Zanim mi oczy wypali bardziej niż od różu...- Zaśmiała się cicho, spoglądając na kumpla. Czyżby był zazdrosny? Miała nadzieje, że nie. Zdziwiłaby się i to naprawdę bardzo, gdyby takim banalnym sposobem udało się Fran uzyskać to co chciała.
Wargi ślizgona były takie kusząco ciepłe i miękkie. Mówiąc szczerze, gdy skończyli ten krótki pocałunek, dziewczyna zarumieniła się, co powinno w jakiś sposób dopomóc w jej misji. Mianowicie chciała, aby Nami był zazdrosny... Gdy ten odchrząknął, dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie i wbijając rozmarzone tęczówki w ziemię, przeskakiwała z pięty na palce. - Więc... Ja i Wilkie od dzisiaj, ch-chodzimy ze sobą. - Jak na potwierdzenie swoich słów, złapała go za rękę i ścisnęła znacząco. Miała nadzieję, że będzie miał ochotę trochę się z nią w to pobawić. Proszę, proszę, tylko mnie teraz nie wydaj! - Róż pali Ci oczy? Cóż, jesteś dość... dziwaczna, Connie. - Odpowiedziała, a na jej ustach mimowolnie pojawił się łobuzerski uśmiech. O tak, dzięki Wilkiemu poczuła się wiele pewnie.
Tego się nie spodziewał. Stanowczo! Miał zamiar wejść do dormitorium i położyć się spać. Nic więcej. Sam widok Puchonki w tym miejscu wydawał mu się dziwny... ale ten pocałunek? Zamrugał gwałtownie powiekami, po czym spojrzał na nią zagadkowo. W co u licha ta dziewczyna grała? Jak na ślizgona przystało, momentalnie zapomniał o Amayi i o tym, że teraz jakby są razem. Mówiąc szczerze, od był zwolennikiem Carpe diem. - Taaak. - Odpowiedział, po czym schylił się i przystawił usta do jej ucha - Nie wiem co ty odwalasz, ale bądź taka miła i odwal to chociaż raz jeszcze. - Wymruczał jakże romantycznie (!?). Uśmiechnął się przesadnie wesoło, po czym spojrzał na nich wyczekująco. - A Wy co? Ja bym nie powiedział... że coś między Wami dzisiejszej nocy zakwitło. Jak na parę nie wygldacie na skorych do okazywania czułości. - Stwierdził sceptycznie, po czym przygryzł płatek ucha Francy. Coraz bardziej mu się to podobało.
Oh, tego jeszcze brakowało! Nie dość, że Fran chciała wzbudzić w nim zazdrość, to Wilkie jak najbardziej to podchwycił, choć chyba aż za bardzo. - A wy niby od kiedy jesteście razem? - rzucił, czując się... dziwnie. Tak, dziwnie to dobre słowo! Z jednej strony przecież Francesca miała być jego kolejną zdobyczą, chciała, żeby się nią zainteresował i to właśnie robił, ale Ślizgon mu w tym momencie teraz nieco przeszkadzał. - My z Connie nie jesteśmy parą. - powtórzył ten oczywisty fakt.
- Fran, ja przynajmniej nie chodzę wiecznie i bez przerwy z maską... - Nie ważne jak to dziewczyna zrozumie. Czy przez makijaż, czy przez zakrywanie uczuć. Najwyraźniej rzeczywiście byli parą. Jakie to... słodkie? Wydawało jej się, że dopiero wczoraj zaczęli się głębiej poznawać, a tu nagle takie coś. No trudno, Wilkie zaraz po straceniu jej, nabrał spaczonego gustu. - Myślałam, że jeszcze dwa dni temu miałeś dziewczynę - Uniosła brew. Szczerze mówiąc nie miała pojęcia czy ma czy nie. Blefowała. A nóż widelec coś się ciekawego rozwinie, wyda. Spojrzała na Namiego. Oczy jej się lekko zatrzęsły. Dla niej to nie było oczywiste, szczególnie po tym co robią ze sobą. -Tak... nie jesteśmy...- Mruknęła najciszej jak się dało, nieumiejętnie maskując jakiś tam cień smutku.
Mimo uszu puściła jego mało inteligentny komentarz, który wyszeptał do ucha dziewczyny. Była mu jednak wdzięczna za to, że jej nie wydał. W dodatku, Wilk, to również niezłe ciacho. Może i pozbawione jakiejś nieprzeciętnej inteligencji, znajomości tabliczki mnożenia i koncentracji na zajęciach, to mimo wszystkich jego plam na mózgu - doskonałe ciacho. Jest jednym z najlepszych sportowców w szkole, z tego co udało jej się dostrzec, to okazuje się totalnie popularny... Czego więcej wymagać? Jednak ta uparła się na Namidę. Od tak, nastoletnie widzi-mi-się. Gdy zaś Willy przygryzł płatek jej ucha, ta zarumieniła się po uszy i odgarnęła pojedynczy, nieposłuszny kosmyk z twarzy. - Od dzisiaj. - Odpowiedziała natychmiast i trochę zbyt szybko. Jej natychmiastowa odpowiedź zaś, mogła być trochę sztuczna i podejrzana. Może i potrafiła tłumić swoje emocje, to niestety w podobnym wymyślaniu nie była jakoś szczególnie dobra. - Z maską? Przykro mi, wiem, że chciałaś być jakaś głęboka i może nawet tajemnicza, ale niestety trochę Ci nie wyszło. - Odpowiedziała wciąż z uśmiechem, po czym szczelniej otuliła Wilka swoimi ramionami.
- No proszę, nie zbyt długi staż. - mruknął cicho - W każdej chwili może się rozpaść. - fakt, był nieco rozgoryczony. Nie miał zamiaru szanować tego głupiego, męskiego, niepisanego prawa, że lasek zajętych się nie podrywa... ale w tym wypadku, kiedy wiedział, że Francesca robi to specjalnie, to się nie liczyło. - Wiesz, Kochana, to szkoda, bo liczyłem, że coś nas łączy... Liczyłem nawet, że to będzie coś głębszego, niż tylko przelotny romans... - powiedział cicho, zawiedzionym głosem.
Podejrzewała, że to gra i w ogóle. Ale słowa Namidy i to, jak ta totalona idiotka Fran wkradła się w łaski jej byłego było już trochę... nużące. Nie, to słowo zdecydowanie tu nie pasuje. Tak na prawdę ją to po prostu zabolało. Gdzieś tam głęboko, głęboko ale jednak. - Pójde... - Mruknęła tylko tyle, nic więcej i nie posyłając uśmiechu ani Namiemu, ani komu kolwiek innemu poczęła się wycofywać. - Jakoś źle się czuje w tym towarzystwie...- Zaśmiała się lekko zakłopotana- W końcu to tylko na mnie nikt nie leci... - Wystawiła delikatnie język, dodatkowo pokazując, że jej to szczerze mówiąc nie przeszkadza. Może ona też powinna grać z kimś innym, żeby wykryć czy chociaż odrobina zazdrości wzbudzi się w chłopaki? Nie chciała właściwie. Mogłaby go tym z ranić. Zaraz, czemu ona się tym przejmuje?| Japoniec dobrze wiedział, co się dziejew jej myślach, kiedy chociażby się uśmiechał, a jakoś to robi. Jeśli coś się przez to między nimi zepsuje, jego strata
Gdy dziewczyna zaczęła obrażać Connie, mimo, że byli zaciętymi wrogami, wydawało mu się to trochę niewłaściwe. Nie cierpiał dziewczyny. Może też jakoś szczególnie jej nie nienawidził, ale we wszystkim go cholernie irytowała. Teraz jednak Francesca zaczęła ją obrażać i coś chłopaka tknęło... no proszę. Ciekawe. Po chwili jednak ogarnął go niezły szok i delikatnie mówiąc... cholerna wściekłość. Namida na trochę za dużo sobie pozwala. Są teraz parą-ściemą, a jego samcza godność nie pozwoli podrywać dziewczyny. Chociażby dziewczyny-ściemy. Wpierw tylko krzywo na niego spojrzał, gdy stwierdził, że nie daje ich związkowi nadziei... Gdy jednak wyznał jej coś takiego (!?), otwarcie, bezwzględnie, przy JEJ chłopaku-ściemie, a ona zarumieniła się jakoby ze szczęścia, jego i tak licha cierpliwość po prostu odleciała. - Nie pozwalaj sobie. - Warknął tylko, po czym spojrzał na Francesce, puszczają do niej oczko. Nie miał pojęcia o jej planie i jakimkolwiek podstępie. Wiedział jedynie, że musi udawać jej chłopaka. Nawet nie usłyszał słów, które wydobyły się z ust Connie. Patrzył wścielke na Namidę i ściskał kurczowo dłoń dziewczyny do tego stopnia, że zbielały mu kłokcie, a ta zaczęła cicho pojękiwać z bólu.