Na początku nie było chaosu - chaos rozpętał się odrobinę później po rozpoczęciu lekcji. W klasie panował półmrok rzucający się wypłowiałą płachtą na scenerię wystroju. W pozornym, ciężkim milczeniu kąsanym świergotem szeptów (dyskretnych, mających rozbić się o krawędzie małżowiny usznych jedynie odpowiednio zaufanych osób), rozległo się przekręcenie wnętrzności strzegącego drzwi zamka. Eliksiry, co oczywiste, wymagały poświęcenia im odpowiedniej dozy czasu i nienagannej cierpliwości. Liczył się od początku z faktem, że zajęcia nie zakończą się szybko. O profesorze O'Malleyu nie miał zbyt odkrywczego zdania, nie było żadnym szczególnym spostrzeżeniem że nie zaliczał się do łagodnych, przesadnie uprzejmych osób. Był rzeczowy, konkretny a jego samego jako uczestnika-studenta obchodził zdecydowanie bardziej treściwy i zrozumiały sposób przekazywania wiedzy niż bycie pobłażliwym i sympatycznym. Dodatkowo obecność O'Malleya była zawsze poniekąd (musiał przed sobą przyznać) przytłaczająca, miał osobliwy magnetyzm, który umiał przypisać nielicznym tylko mężczyznom. Zdarzało się, że przyłapywał samego siebie z zażenowaniem jak zatrzymywał na nim dłużej spojrzenie, zupełnie intuicyjnie, bez żadnej dostrzegalnej przyczyny takiego stanu. Godziło to w jego dumę, nie miał zamiaru robić za wstydliwego szczeniaka jeszcze zawieszonego w niepewności. Dzisiaj o wiele więcej miało ugodzić w jego dumę, zapuścić w niej swoje ciernie. Przystąpił, tak jak inni, do pracy. Skupiony (na ile tylko był w stanie, przeszkadzała mu panująca, rozchwiana kakofonia wybuchająca mu prosto w twarz, o ironio, z gardeł innych Ślizgonów). Zamknijciesięzamknijciesięzamknijciesię, nie dlatego że się z nimi nie zgadzał, a dlatego że był skupiony na pracy i nie miał zamiaru robić za żadnego z adwokatów. Irytacja pełzała w nim niczym wstrętny robal. Miał gdzieś, że ktoś się poparzył, zawsze istniało takie ryzyko na lekcji eliksirów, tak samo jak po skończeniu meczów Quidditcha część osób lądowała w skrzydle szpitalnym ze złamanymi kończynami. Rozproszył się przez te rozważania, niestety i mimo pomocy profesora nie był w stanie uwarzyć eliksiru wiggenowego. Zabrakło mu dwóch składników, ciche kurwa przemknęło przez ledwie rozchylone usta. Syknął, rozgniewany tym razem przez samego siebie, przez głupi, żałosny błąd. Pozwolił, aby emocje zawładnęły nim podczas przygotowania mikstury. Ceną okazały się żywoczerwone pręgi oparzenia odciśnięte na jego przedramieniu. Ból był potworny, wrzeszczał w nim, eksplodował. Zwrócił oprócz tego uwagę profesora, który nie zawahał się go odpytać. Nie dość, że został zapytany z tematów które akurat umiał teraz najmniej, to dodatkowo ból oraz wszechobecne rozdrażnienie nie pozwalało mu się skoncentrować. Sytuacji nie poprawiał zasiany głęboko strach, strach że wypowie przy okazji, bezmyślnie, stwierdzenie w języku węży i znów przytwierdzi do siebie niepotrzebne spojrzenia. Nie dyskutował z wymierzonym mu trollem, choć niesmak miał w nim pozostać jeszcze przez kilka dni, następnym razem będzie musiał o wiele bardziej się postarać, o wiele bardziej próbować skoro podjął decyzję o wyborze kariery eliksirowara. Nie poszło mu, pomimo tego, aż tak fatalnie, na wszystkie wyznaczone mikstury nie uwarzył poprawnie wyłącznie jednej z nich.
Nie czuła się zbyt dobrze na tych zajęciach. Panująca wokół atmosfera, po prostu ją przytłaczała. Aura roztaczana przez podenerwowanych uczniów, zdecydowanie nie zachęcała do nauki. Wiele myśli krążyło po głowie niewtajemniczonej w dziedzinę alchemii, jedenastolatki. Głosy podważające kompetencje nauczyciela, docierały także i do niej, wypowiadane na głos przez tych śmielszych uczniów. Co chwila zadawała sobie pytanie, czy postąpiła słusznie, przekraczając próg tej sali. Pomieszczenie idealnie odzwierciedlało ducha tych upiornych zajęć. Krążący wokół niej nauczyciel wydawał się zbawieniem, jak i przekleństwem. Bacznie uważała na każdy swój ruch, byleby tylko nie zrobić czegoś, co mogłoby narazić ją na jego gniew. Nawet, jeśli wykazywał wobec niej łagodniejsze podejście. Nie mogła mieć pewności, czy nie ulegnie ono drastycznej zmianie. I to właśnie ta niepewność wzbudzała u niej lęk. Nie potrafiła rozgryźć O'Malleya. W jej oczach uchodził za nieprzewidywalnego, gdyż nie znała go zbyt dobrze. Mogła jedynie opierać się na reakcjach pozostałych uczniów, a te niestety nie zachęcały. – Dziękuję – powiedziała dość cicho, gdy @Casey O'Malley ją pochwalił. Głos jej się lekko załamał, co skorygowała krótkim chrząknięciem. Nie wiedziała, czy ta z pozoru prosta decyzja, była tą słuszną. Miała wiele obaw. I to dotyczących normalnego funkcjonowania na lekcji. Bała się zgłosić profesorowi, że czegoś nie rozumie, jednak równie przerażająca okazywała się wizja, w której jej niewiedza wychodziła na światło dzienne. Z jednej strony widziała Casey'a, niezadowolonego z konieczności tłumaczenia tak prostego zagadnienia, z drugiej natomiast, ten sam nauczyciel rugał ją za niezgłoszenie najmniejszego problemu. Najgorszy w tym wszystkim okazywał się czas, gdyż miała go stosunkowo niewiele, na podjęcie decyzji. – Proszę pana... Umm... Mam dalej postępować zgodnie z instrukcjami? Powinnam najpierw trochę go schłodzić? Jest jeszcze do odratowania? Czuła, jak serce zaczęło walić jej w piersi, gdy zdecydowała się odezwać. Nie miało ono nawet chwili spokoju. Nie na tych zajęciach. Stres wżerał się w ciało jedenastolatki, niemalże paraliżując każdy mięsień. Była mocno spięta, pomimo łagodniejszego nastawienia nauczyciela. Obserwowała go uważnie, na moment kierując wzrok w stronę jego dłoni. Nawet wystukiwany przez niego rytm, zdawał się mieć w sobie coś złowieszczego. Przynajmniej z perspektywy zlęknionej jedenastolatki, która niczym gąbka wodę, chłonęła nastroje pozostałych uczniów. Skinęła jedynie głową i zabrawszy ze sobą swoje rzeczy, dosiadła się do jednego z wymienionych przez Casey'a, uczniów. @Benjamin O. Bazory siedział najbliżej niej, toteż padło właśnie na niego. Nie miała okazji poznać go wcześniej, a panująca wokół atmosfera, zdecydowanie nie sprzyjała rozmowie. – Cześć, Aiyana. I... Nic z tego nie rozumiem, jakby co – wyszeptała jak najciszej, wskazując na tablicę. Bała się narazić O'Malleyowi, jednak czuła się zobligowana do tego, by poinformować Benjamina o swoim stanie wiedzy. Albo raczej jej braku. Już samo warzenie eliksirów, stanowiło dla dziewczynki nie lada wyzwanie. Bez nadzoru Casey'a, potrafiła zepsuć najłatwiejszy z nich. Nie chcąc podpadać bardzo wymagającemu nauczycielowi, wzięła się za przepisywanie zagadnień z tablicy, poszerzając notatki o uwagi, jakie otrzymała wcześniej. Wśród nich znalazła się informacja o tym, że powinna zwracać szczególną uwagę na temperaturę eliksiru Po-Zatruciowego. Zamierzała wyciągnąć jakieś wnioski z popełnionego wcześniej błędu.
Praca poszła mu całkiem nieźle pomimo chaosu, który zaistniał na sali. Nie zamierzał się w niego mieszać. Przyszedł na zajęcia po to by czerpać z nich wiedzę i to jedynie co się liczyło. Widział, że prowadzący poświęca uwagę by zająć się zamieszaniem na sali, dlatego nie zdziwiło go, gdy w momencie rozmowy profesora z najmłodszą uczennicą, zostało jej zasugerowane by przysiadła się do jednego ze starszych uczniów. Jednym z wymienionych nazwisk było jego, więc postanowił wyciągnąć nos znad swojego kociołka i spojrzeć w stronę @Aiyana Mitchelson, by przekonać się w czyją stronę się skieruje. Po chwili wiedział już, że przez resztę zajęć będzie współpracował z uczennicą. Profesor @Casey O'Malley widząc, że dziewczynka podeszła do Bazorego, dał jasną instrukcję tego jak pomóc jej z dolegliwościami, które mogły wystąpić po niewłaściwym uwarzeniu eliksiru, po czym wręczył fiolkę, wyraźnie opisaną jako eliksir detoksykujący. Po chwili, gdy wysłuchał prowadzącego, skierował wzrok na dziewczynkę, która stała koło niego. Wydawała mu się lekko zagubiona w całej sytuacji. Miał nadzieje, że pomoże jej się odnaleźć na zajęciach, ale wpierw chciał wiedzieć czy wciąż czuje się kiepsko. - Benjamin i to nie problem, każdy kiedyś zaczynał. - przedstawił się spokojnie i serdecznie, nawiązując do słów mówionych przez puchonkę szeptem. Nie wiedział czy to on ją tak onieśmielał czy prowadzący, ale założył, że jeśli będzie dla niej po ludzku miły, na pewno uda im się znaleźć wspólny język. - Wciąż źle się czujesz? - zapytał łagodnie, trzymając dalej fiolkę od nauczyciela w ręku. Czekając na odpowiedź Aiyany, sięgnął po pustą fiolkę ze statywu, po czym za pomocą zaklęcia "Aquamentin" wypełnił ją wodą mniej więcej do połowy objętości. Kciukiem delikatnie podważył zakrywkę fiolki z eliksirem detoksykującym i wkroplił trzy krople do drugiej fiolki, tworząc tym samym rozcieńczony jego roztwór. Dziewczynka miała dużo mniejszą masę niż dorosła osoba, tak przygotowane lekarstwo na jej niewłaściwy stan było więc odpowiednim rozwiązaniem. Jeśli dziewczynka odpowiedziała, że wciąż odczuwa dolegliwości z wcześniejszego etapu zajęć, Benjamin wręczył jej fiolkę z lekiem, tłumacząc, że przy jego pomocy za chwile będzie się już czuła normalnie. Spojrzał na zawartość kociołka Aiyany, która wyglądała na równie, jeśli nie bardziej, przegrzaną co jego. Sięgnął po mosiężną łyżeczkę do mieszania roztworów by zobaczyć czy wszystkie ingrediencje rozpuściły się w jej roztworze. Nowa koleżanka zajęła się notowaniem w zeszycie, dał jej dokończyć te czynność, po czym gdy odłożyła pióro, zwrócił się w jej stronę. - Zamieszaj eliksir, spójrz czy wszystkie zioła się w nim rozpuściły. - zachęcił ją do przyjrzenia się nieudanemu eliksirowi. Porażki w tej dziedzinie potrafiły nauczyć więcej niż sukcesy, ponieważ tworzył się problem do przemyślenia, który mógł zweryfikować posiadaną wiedzę. - W takiej sytuacji przy przegrzaniu eliksiru nie jesteśmy w stanie nic zaradzić. Substancje które sprawiały, że miałby odpowiednie właściwości, już zdążyły się rozłożyć, po czym zaczęły intensywnie parować. To przez nie poczułaś się źle. Nie ma możliwości z powrotem włożyć ich do kociołka. - tłumaczył najprościej jak potrafił, nie używając złożonej terminologii, którą Aiya miała poznać dopiero w przyszłych latach nauki w szkole. Mówiąc, przyglądał się uważnie jej spojrzeniu i odruchom, które mogły mu zasugerować czy informacje, które jej przekazuje, są dla niej zrozumiałe. Miał również nadzieje, że spokojny, wyrozumiały ton, którym mówił, zachęci ją do zadawania pytań w razie jakichkolwiek niejasności.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Dokładnie mówiąc miała piętnaście minut na przebiegnięcie czterech pięter. To nie mogło skończyć się dobrze zwłaszcza, że po drodze jej torebka pękła w szwach. Nie zapomnijmy dodać, że z taką niezwykłą pasją pędziła na zajęcia eliksirów prowadzonych przez ucieleśnienie jej największych lęków... znaczy się, przez wszystkim znanego profesora O'Malley'a. Nic dziwnego, że od dwóch godzin była zestresowana, nie była w stanie przełknąć obiadu ani tym bardziej uśmiechnąć się do przyjaciół mówiąc, że wszystko jest w porządku. Nie potrafiła kłamać. Biegła ile sił w nogach, przeskakiwała co drugi schodek. Modliła się w duchu aby się nie spóźnić tylko i wyłącznie dlatego, aby nauczyciel nie poświęcił jej więcej uwagi niż innym. Najlepiej aby w ogóle nie kierował w jej stronę spojrzenia. Na pierwszym piętrze wypadła zza zakrętu i z impetem wpadła na równie spieszącego się Ślizgona. Czołem... środkiem czoła odbiła się od jego kościstego obojczyka i upadła na tyłek na ostatnim schodku, uderzając też tam plecami. Chłopak z tego, co słyszała, wpadł na rycerską zbroję choć nie miała bladego pojęcia, że będąc rozpędzonym puchonim pociskiem mogła wpaść w niego z taką siłą. Miniaturowe boginy w postaci profesora O'Malley'a biegały jej nad głową gdy nie wiedziała jeszcze gdzie góra a gdzie dół. Po paru chwilach podniosła się z jękiem na nogi choć nie wierzyła, że ją utrzymają. Ajj, miała sześć minut!! Nie wdawała się w pogawędki, zaczęła chłopaka straszliwie pospieszać. Wzięła różdżkę i próbowała pomóc mu posprzątać rozrzuconą rycerską zbroję zanim dopadnie ich Irytek - a mijała mendę na sąsiednim piętrze. Chaos jak nic zwabi go prosto na nich a sądząc po spojrzeniach rzucanych przez chłopaka w kierunku lochów - spieszyli się równie intensywnie. Poganiała go, rzucała zaklęciami naprawy i sprzątania a potem zgarnęła wszystkie książki i pergaminy z podłogi. - Szybko! Zostały dwie minuty! - krzyczała na nieznajomego Ślizgona i to o wiele wyższego niż ona. Potargana, poobijana, przerażona wpadła do klasy pierwsza, a zaraz za nią równie entuzjastyczny co ona chłopak. - Dzieńdobry. - wydusiła z siebie czerwona na twarzy i czmychnęła szybko na same tyły klasy. Chciało się jej płakać jak tylko poczuła na sobie spojrzenie nauczyciela. Drżącymi dłońmi odłożyła książkę - jedna spadła z hukiem u jej stóp, bo jakżeby inaczej i gdyby Ślizgon jej nie podał podręcznika to zapadłaby się pod ziemię. Wydukała do niego podziękowania i straszliwie spięta wzięła się do pracy. Z powodu ostatnich przygód nie była w stanie rozejrzeć się po sali i dostrzec znajomych twarzy.
Umiejętność warzenia eliksirów leczniczych była dlań istotna. Starając się nie rzucać w oczy przemykała po klasie aby pozbierać odpowiednie składniki. Sęk w tym, że znalazła tylko jeden jedyny dyptam a potrzebowała aż trzech. Zaciskała mocno usta i ukrywała twarz za rozpuszczonymi włosami. Warzenie aż czterech eliksirów pochłonęło ją bez reszty. Nie miała czasu na pogawędki, starała się jak mogła, wiele razy czytała przepis i starała się dbać o każdy detal. Ręce się jej trzęsły, dostała zimnych potów lecz póki nie patrzyła na nauczyciela, tak mogła parę razy wyobrazić sobie, że go tutaj nie ma. Z tej całej mantry warzenia wyrywał ją jedynie ruch Ślizgona, gdy mijali się lub coś sobie podawali - czy to pipetę, czy to nową chochlę, deskę do krojenia. Nie patrzyła nawet na jego twarz, próbowała przetrwać i przeżyć te zajęcia. W ostatecznym rachunku uwarzyła dwa eliksiry wiggenowe. Niestety, opary znad eliksiry pieprzowego wywołały łzawienie oczu... a z racji, że wcześniej chciało się jej płakać, z jej oczy popłynął potok łez. Udawała, że to przez opary, a nie z przerażenia. Pro-zatruciowy bulgotał zbyt głośno, pryskał i syczał przez co poczuła na ustach jego smak. Wzdrygnęła się gdy do potoku łez dotarły zawroty głowy. Chciała oprzeć dłoń na ławce aby się jej kurczowo trzymać lecz nieumyślnie trafiła na dłoń Ślizgona. Spłoszona zabrała rękę, dukając przeprosiny i chwyciła się kantu drewnianej ławki. Bała się, że się przewróci od tych zawrotów. Zamknęła oczy i czekała aż przestaną płakać... czyli dopiero pięć kilometrów dalej od profesora.
Zestaw:III Składniki – na start:1, 1, 2, 5, 5, 1, 2, 5, 6, 2 Przerzuty:I, II, II Składniki – na koniec: 1, 1, 1, 1, 2, 4, 5 Karta I: 1, 2, –| nieudany Karta II: 1, 1 | udany Karta III: 5, 4 | udany Karta IV: –, –, – | nieudany Kary/nagrody: Troll i -10 pkt domu, mdłości, senność i rozproszenie
Decyduję się na chodzenie na eliksiry w momencie, gdy profesor Wang ogłasza, że profesor O'Malley zostaje opiekunem Slytherinu. Wcześniej nie miałem planów, by na studiach dalej uczestniczyć w lekcjach przedmiotu, z którego nie jestem dobry, i który nawet mi się nie przyda, ale z jakiegoś powodu informacja z rozpoczęcia roku zmienia mój punkt widzenia. Głupio nie chodzić na zajęcia prowadzone przez opiekuna, zwłaszcza że w Hogwarcie wciąż jestem dość nowy. Z tego wszystkiego zapominam jednak wpisać eliksiry w mój terminarz i w efekcie zupełnie o nich zapominam. Przypominam sobie dopiero w momencie, gdy planuję iść do sali baletowej. Zerkam na zegarek, z przerażeniem odkrywam, która godzina i pędzę z powrotem na dół jak na złamanie karku. I pomyśleć, że jeszcze pięć minut temu byłem w lochach i bez problemu zdążyłbym dobiec na czas... Nie spodziewam się, że ktoś jeszcze może być równie nierozważny co ja i pędzić korytarzem jak na złamanie karku, dlatego wcale nie rozglądam się na skrzyżowaniu korytarzy. Błąd, duży błąd. Pojmuję to w momencie, gdy coś odbija się od mojego obojczyka z zadziwiającą mocą, a ja lecę w tył, prosto na zbroję, która z hukiem i zgrzytem ląduje w kawałkach na kamienniej posadzce. — Szto... — chyba jestem cały, więc nie zastanawiam się, tylko zrywam się czym prędzej. Dziewczyna – bo to nią okazała się być puchońska kula do kręgli, która tak bezpardonowo zmiotła mnie z toru – motywuje mnie do wstania i w dodatku pospiesza, a mi szybko udziela się jej nerwowość. — Czekaj! — wołam, kiedy po sprzątnięciu mojego bałaganu biegnie z godną podziwu prędkością, zostawiając mnie w tyle. Mogę mieć dobrą kondycję, ale bieganie to nie moja bajka, jak zresztą udowodniłem na ostatnim treningu. Kręcę z niedowierzaniem głową i pędzę za nią ile sił w nogach, doganiając ją dopiero przy drzwiach. Dyszę jak lokomotywa, zwykle ułożone włosy mam teraz rozwiane we wszystkie strony świata i czuję, że jestem czerwony na twarzy – z wysiłku, ale chyba przede wszystkim ze wstydu, że jestem spóźniony. Mamroczę pokorne powitanie i przeprosiny, i czym prędzej podążam za moją nową towarzyszką, bo zajęcie miejsca obok siebie wydaje się jedyną sensowną opcją, zwłaszcza że Iris za moment upuszcza książkę, a ja postanawiam być rycerzem na białym koniu. W przeciwieństwie do niej jestem spokojny, a w każdym razie nie widać po mnie zdenerwowania. Kiedy już uspokajam oddech, ogarniam się i wyciszam, wyglądam jakbym był urodzonym eliksirowarem. Mam nadzieję, że mój spokój może w jakiś sposób jej pomoże, żałuję, że nie mogę do niej zagadać, nie narażając się nauczycielowi. W zamian staram się posyłać jej delikatne uśmiechy za każdym razem, gdy skrzyżują się nasze spojrzenia, mając przy tym nadzieję, że jakoś dodam jej otuchy. Dodam nam otuchy, bo choć pozory sprawiam doskonałe, to w środku kompletnie panikuję. Nic nie pamiętam z zeszłego roku, w głowie mam pustkę i nie jestem w stanie wystarczająco szybko wertować podręcznika, bo jest napisany po angielsku. Przy pierwszym wiggenowym mylę się ze składnikami i orientuję się dopiero, gdy eliksir nabiera koloru, o którym jestem przekonany, że nic nie było w książce. Staram się nie przeszkadzać Iris, ale na moment staję dość blisko niej – za nią, tak właściwie – i zaglądam w jej kociołek, próbując dostrzec, jak wygląda to u niej. Parskam cichutkim, panicznym, właściwie bezgłośnym śmiechem, gdy orientuję się, że jestem w dupie, a kiedy wracam do kociołka i próbuję ratować sytuację, trochę oparów bucha mi w twarz. Robię się senny i na swój sposób nawet by mi to pomogło, gdyby nie to, że trudniej mi się skupić. Warzę eliksir wiggenowy po raz kolejny, tym razem poprawnie, z ogromną precyzją i pacem prawie na stałe przylepionym do stronicy podręcznika. Na dobre tracę rezon podczas warzenia eliksiru po-zatruciowego, kiedy dostrzegam, że Iris cała zalewa się łzami. — Wszystko w porządku? — szepczę do Puchonki, zmartwiony, że może poparzyła się lub zacięła przy krojeniu składników. Przyglądam jej się badawczo, a kiedy przypadkiem dotyka mojej ręki, nie cofam jej w przeciwieństwie do niej, tylko nienachalnie obejmuję ją w pasie, właściwie nie dotykając jej ani trochę, a jedynie asekurując w powietrzu, bo wyglądała, jakby lada moment miała się przewrócić. — Irys — jej imię w moich ustach zawsze brzmi tak kanciasto... — ... ty usiądź, proszę, zaraz wpadniesz w kociołek — pilnuję, by zajęła miejsce na ławce i wcale nie zostawiam jej w tej kwestii wyboru. Jak tylko to robi, wyciągam z torby paczkę chusteczek i podaję jej całą. — Dwa to i tak dobrze. Pocieszałbym ją dalej, ale moja praca nad po-zatruciowym jeszcze nie dobiegła końca, przez to jak wolno czytam, jestem do tyłu nie tylko w stosunku do reszty uczniów, ale też Puchonki. Jestem jednak rozproszony, no i czuję presję czasu. Kończy się to tak, że eliksir jest beznadziejny, a ja dostaję trolla i minusowe punkty. — Beznadziożność... — mruczę pod nosem, z ciężkim westchnieniem opadając na ławkę obok dziewczyny. I wtedy to czuję – jak przewraca mi się w żołądku. Blednę, ale też prostuję się dumnie, nie dając nic po sobie poznać. — Z moim eliksirem jest coś nie tak, ty nie przybliżaj się do niemu — ostrzegam ją i choć wyglądam niewiele gorzej niż zwykle, to głos mam zaskakująco słaby. Rzucam jej żałosne spojrzenie, dając jej szansę, by dostrzegła, że nie jest najlepiej i zastanawiam się, czy wyjście z sali do pielęgniarki to zła opcja...
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Sytuacja w sali nieco się unormowała, a uczniowie z powrotem w ciszy mogli skoncentrować się na swoich zadaniach. Casey niezmiennie chodził między ławkami, raz na jakiś czas zatrzymując się przy jednej bądź drugiej, żeby w krytycznym milczeniu ocenić pracę ucznia, bądź pomóc mu dorzucić coś do kociołka, albo zmniejszyć, czy zwiększyć ogień. Tym razem, kiedy każdy miał już do dokończenia średnio po jednym eliksirze, obyło się bez wypadków i niedogodności, bo większość błędów została już skorygowana – samoistnie przez uczniów, bądź przez nauczyciela. Casey korzystając z momentu chwilowego skupienia każdego, różdżką wypisał @Fern A. Young na jej notatkach krótką informację: "Zostań po zajęciach", która zaraz zniknęła, razem z profesorem, zbliżającym się teraz do @Deedee Carlton, przy której stanął na dłużej, ale nic się nie odzywał. Kilka kroków dalej odezwał się: — Kto czuje się, jak Mitchelson, może skorzystać z perfekcyjnego roztworu Bodyguarda Bagginsa. W gruncie rzeczy na długi czas trwania zajęć właśnie taka rola "stróża" została mu (@Benjamin O. Bazory) przydzielona. Za idealny roztwór wody z kilkoma kroplami eliksiru Benjamin nie dostał żadnych punktów, chociaż Casey mruknął jakieś "hmmm", kiedy krukon uwzględnił masę dziewczynki, aby uniknąć efektów ubocznych eliksiru. Było to jednak "hmm" pomiędzy uznaniem, a prychnięciem. — Jeśli już nie balibyście się przetestować swojego eliksiru na własnej matce, to przejdziemy do miksologii... W końcu każdy eliksir został ukończony i rozpoczął się nowy etap lekcji, w której Casey po krótce wytłumaczył miksologię. Dzisiejszą lekcję traktując jako eksperyment, jak poradzą sobie z już gotowymi, opatentowanymi recepturami, które mieli zmiksować w jeden, zachowując możliwie jak największą siłę i skuteczność eliksirów wyjściowych.
Etap II:
Z pomocą Caseya (jeśli macie mniej niż 20 pkt w eliksirach) lub dzięki własnym poprawkom, udało Wam się uwarzyć wszystkie eliksiry. Na tym etapie Waszym zadaniem jest je zmiksować ze sobą w taki sposób, aby osiągnąć najsilniejsze działanie eliksiru.
Każdy z tych eliksirów osobno działa lepiej niż trzy zmiksowane razem, ale zadanie ma sprawdzić Wasze umiejętności (kreatywności, kombinowania oraz umiejętność własnego myślenia, a nie odtwórstwa).
Zostajecie dobrani w pary i rywalizujecie, które z Was uwarzy lepszy eliksir.
PARY:
wybrane losowo przez generator:
Benjamin x Fred Lyssa x Jamie Ruby x Fern Scarlett x Saskia Iris x Lily Clementine x Deedee Maurice x Daniil
KOŚCI:
Przykład:
Rzucasz 2xk6za każdą kartę w zestawie
np. dla zestawu I: — 2 kostki dla karty I, — 2 kostki dla karty II, — 2 kostki dla karty III;
gdzie:
Jeśli przynajmniej jedna z dwóch kostek odpowiadająca danej karcie zawiera przynajmniej jeden składnik z karty – udaje Ci się aktywować tę kartę, a także siłę tego eliksiru.
Jeśli karta do “dwa dowolne składniki”, to muszą być dwie zdublowane kostki, nieważne o jakim wyniku.
Rywalizujesz sama ze sobą, jesteś w parze z Caseyem do pomocy. Oprócz mechaniki siły eliksiru dorzucasz 3xk6.
Jeśli siła jej eliksiru jest wyższa niż 3k6, to wygrała tę walkę – jest urodzonym eliksirowarem i wygrała +10 pkt dla domu, ale CO WAŻNIEJSZE baczne obserwowanie przez Caseya jeszcze przez 7 lat jej nauki w Hogwarcie.
Jeśli siła eliksiru jest mniejsza co najmniej o 8 od rzutu kostek, wyraźnie widać, że zainteresowanie Caseya Twoją osobą spadło, być może uznał, że to, jak dobrze Ci poszło na I etapie lekcji to tylko szczęście początkującego?
Jeśli cokolwiek innego – trudno na razie wyrokować. Casey będzie śledził Twoją dalszą pracę na lekcjach.
WYNIK - SIŁA ELIKSIRU:
Sumujecie uzyskaną siłę wszystkich kart i dodajecie do niej modyfikatory.
MODYFIKATORY:
pokaż:
– Jeśli masz więcej niż 20 pkt w kuferku z eliksirów lub min. 10 pkt w Uzdrawianiu, możesz dorzucić w dowolnej karcie +1 kostkę. – Jeśli w poprzednim etapie uwarzyłeś wszystkie eliksiry dodaj sobie +1 do siły eliksiru. – Jeśli eliksiry to Twoja najwyższa statystyka w kuferku, możesz każde wyrzucone ‘6’ zamienić na dowolny numer kostki. – Jeśli eliksiry to Twoja najniższa statystyka w kuferku, odejmij –1 od siły eliksiru. – Jeśli Twoją specjalizacją kuferkową są eliksiry lecznicze dodaj +4 do siły eliksiru. – Ilość uwarzonych eliksirów w I etapie = ilość oczek które możesz dodać/odjąć do jednej dowolnej kostki.
KOD DO POSTA:
Kod:
<zgss>Elikisry:</zgss> wpisz Twoje pkt. eliksirów z kuferka <zgss>Wyrzucone kostki:</zgss> 1 karta - X, X, 2 karta - X, X, 3 karta - X, X, 4 karta - X, X (nie wpisuj modyfikatorów) <zgss>Modyfikatory:</zgss> wpisz wszystkie użyte <zgss>Karta I:</zgss> aktywowana (wpisz siłę eliksiru)/nieaktywowana <zgss>Karta II:</zgss> aktywowana (wpisz siłę eliksiru)/nieaktywowana <zgss>Karta III:</zgss> aktywowana (wpisz siłę eliksiru)/nieaktywowana <zgss>Karta IV:</zgss> aktywowana (wpisz siłę eliksiru)/nieaktywowana – usuń jeśli Cię nie dotyczy <zgss>Siła eliksiru:</zgss> suma wszystkich aktywowanych kart i modyfikatorów <zgss>Partner:</zgss> @”wpisz”
Elikisry: 0 Wyrzucone kostki: 1 karta - 3, 2, 2 karta - 6, 5, 3 karta - 4, 3 (Rzuty) Modyfikatory: Brak lub -1 do Siły Eliksiru (0 mam we wszystkim, oprócz DA) Karta I: aktywowana (6) Karta II: aktywowana (5) Karta III: aktywowana (3)
Gdy @Benjamin O. Bazory zadał jej pytanie, ta nieśmiało przytaknęła głową. Nadal nie czuła się zbyt dobrze, choć utrzymujący się efekt nie należał do najsilniejszych. Mimo wszystko, podczas zajęć takich jak te, nawet znikoma ilość alkoholu we krwi, mogła okazać się tragiczna w skutkach. Zwłaszcza, że w grę wchodziły zmiany skórne, z którymi jedenastolatka nie chciała mieć do czynienia. Obserwowała poczynania chłopaka uważnie, a w jej oczach pojawił się zachwyt, kiedy w pustej butelce, zaczęła pojawiać się woda. Naturalną rzeczą dla Aiyany było pytać. Tym razem jednak stłamsiła to uczucie, bojąc się gniewu O'Malleya. Nie czuła się wystarczająco pewnie, aby zadać pytanie, niedotyczące prowadzonych przez niego zajęć. - Dziękuję - powiedziała cichutko, starając się nie zakłócić panującej w klasie, ciszy. Przyjęła lek z wdzięcznością. Po raz pierwszy używała prawdziwego eliksiru. Nie spodziewała się jakiegoś zniewalającego smaku, choć ten i tak został mocno stłumiony przez wodę. Niemniej jednaj, ciekawski umysł pierwszoroczniaczki, zdołał spłodzić kolejne pytanie. Tym razem związane z motywem przewodnim lekcji. - Czy jeśli byłabym uczulona na któryś z zawartych w eliksirze składników, odczułabym jakiś negatywny efekt, czy eliksir mimo wszystko jakoś by to zatrzymał? Ciekawiło ją, ile w tych miksturach było magii, a ile najzwyklejszej w świecie chemii, tak bardzo powszechnej w mugolskim świecie. Wszak i oni potrafili czerpać garściami z natury. Wykorzystywanie roślin w medycynie nie było im obce. Czym zatem różniło się to, co robili teraz? Na to pytanie chciała poznać odpowiedź. Gdzie zaczynała się magia, a kończyła zwykła nauka. Zrobiła to, o co poprosił dwudziestolatek. Przyjrzała się uważnie zawartości swojego kociołka. - Coś zielonego jeszcze jest... - wyjaśniła. I rzeczywiście, coś się znalazło. Nie potrafiła jednak oszacować tego, który ze składników przetrwał rozgotowanie. Był jednak w tak opłakanym stanie, iż za chwilę podzieliłby los pozostałych roślin. - Czyli najlepiej to wylać i zacząć od nowa? Wolała się upewnić, choć nawet ona przeczuwała odpowiedź. Zwłaszcza, iż w jej kociołku pływał utworzony w wyniku składnik, który nie widniał na liście. Mowa oczywiście o alkoholu. Sama nie chciałaby ryzykować, ale w myśl starej zasadzie - kto pyta, nie błądzi - postanowiła zadać to pytanie. Dalej postępowała zgodnie z instrukcjami zarówno Benjamina, jak i profesora. Była święcie przekonana, że będzie siedziała z chłopakiem już do końca lekcji, jednak O'Malley miał zupełnie inne plany. Posłała pełne obaw spojrzenie Benjaminowi i ponownie się przesiadła. Tym razem pracując z nauczycielem. @Casey O'Malley dalej wzbudzał w niej obawy. Nie wiedziała, czego mogła się po nim spodziewać i to ją najbardziej przerażało. To, w połączeniu z jego dotychczasową surowością, względem innych uczniów. Nie chciała mu podpaść, przez co odczuwała jedynie narastające napięcie. Temat lekcji także nie należał do najprostszych. Nie rozumiała niczego, co zostało zapisane na tablicy. Casey musiał uzbroić się w cierpliwość i wytłumaczyć jej wszystko w miarę jak najprostszy sposób, bez tych wszystkich trudnych pojęć. - Oh... Czyli to trochę jak to, co robiliśmy podczas Magicznego Gotowania? Tam dodawaliśmy eliksir do potraw, ale musieliśmy uważać na to, aby zachował on swoje właściwości... Umm... Tylko, że Lily to wtedy robiła... Bo umiała... Spłyciła temat do absurdalnego minimum, ale najwyraźniej nawet ona powoli zaczynała łapać. Co więcej, przyglądała się wtedy poczynaniom starszej puchonki z uwagą. Na szczęście dla niej, Lily zrobiła to praktycznie bezbłędnie, dzięki czemu mogła stanowić dla dziewczynki niemałą inspirację. Jednakże, istniała tutaj dość znacząca różnica - eliksirów było znacznie więcej. Musiała zadbać o właściwości każdego z nich, a one mimo wszystko się od siebie różniły. Spojrzała na profesora i kiedy poczuła, że chyba już rozumie, przystąpiła do działania. Postępowała zgodnie z instrukcjami nauczyciela, bojąc się popełnić jakąkolwiek gafę. Na szczęście dla niej, wszystkie trzy eliksiry zachowały swoje właściwości. - Umm... Chyba skończone - poinformowała niepewnie.
Elikisry: 25 pkt. Wyrzucone kostki:1 karta - 4, 3, 3; 2 karta - 3, 1; 3 karta - 6, 2 Modyfikatory: -1 oczko do drugiej kości w wiggenowym za wcześniejsze jego uwarzenie; zamieniam 6 na 4 Karta I: aktywowana (6) Karta II: aktywowana (5) Karta III: aktywowana (3) Siła eliksiru: 6 + 5 + 3 + 4 = 18 Partner: @”Frederick Shercliffe”
Gdy @Aiyana Mitchelson zadała dość trafne pytanie, uśmiechnął się do niej lekko. Oczywiście miało to znaczenie, choć odsetek uczniów posiadających alergie na eliksiry był śladowy. Schemat postępowania w takiej sytuacji był jednym z zagadnień szerzej omawianych na uzdrawianiu, a przy okazji zajęć z eliksirów tylko przypominany kontrolnie. To jednak nie przeszkadzało by odpowiedzieć rzeczowo na jej pytanie. - Jeśli byłby to eliksir leczniczy, który mógłby w jakimś stopniu zneutralizować alergię, na pewno nie zabiłaby cię. - to była podstawowa informacja, która musiała wiedzieć. Alergie można było dostać na każdy eliksir, ale nie każdy byłby w stanie jej pomóc, a w niektórych przypadkach mógłby nawet pogorszyć reakcje. - Alergia wystąpiłaby w jakimś stopniu, w zależności od samego organizmu uczulonego. Zaklęcia z dziedziny uzdrawiania pomogłyby opanować sytuacje. - nie był uzdrowicielem, choć Beverly starała się mu włożyć do głowy jakąś ilość zaklęć z tej dziedziny. Zdawał sobie sprawę, że zapytany o konkretne zaklęcia będzie potrafił wymienić te najbardziej podstawowe i nic więcej, jak pewnie większość w tej sali. Wierzył jednak, że jeśli zaszłaby konieczność użycia któregokolwiek w wyniku zbiegu okoliczności, nauczyciel momentalnie przejąłby inicjatywę. Słuchał obserwacji dziewczynki, gdy mieszała w kociołku. Nie przeszkadzał jej w tej czynności; pary już zdążyły się wydzielić, eliksir nie był dalej podgrzewany, przez co możliwości ponownego zatrucia się nie było. Miał w tym czasie nieco czasu by pomóc uczniom, który przyszliby wyleczyć się z wcześniejszego etapu zajęć. Dopiero kolejne pytanie zwróciło go w jej stronę. - Tak, pozbądź się zawartości kociołka i spróbujemy ponownie. - odpowiedział, dając jej możliwość samodzielnego doprowadzenia kociołka do porządku. "Chłoszczyść" na pewno byłby szybszym rozwiązaniem, ale nie sądził by zdążyła się go nauczyć, pokazywanie jej metod, których później nie mogłaby wykorzystać nie miało żadnej wartości w oczach Benjamina. Kolejne kilkanaście minut spędzili dodając spokojnie kolejne ingrediencje do kociołka, mieszając, rozmawiając o obserwacjach i o tym, który moment można znać za wystarczający by wyłączyć grzanie, a który już za konieczny. Eliksir po-zatruciowy na szczęście poza samym procesem warzenia, nie wymagał później wykonania dodatkowych czynności. Gdy skończyli pracę, prowadzący wyznaczył nowe zespoły i zadania. Wszystkie potrzebne eliksiry miał już przed sobą. Spędził kilka długich minut nad zeszytem, zastanawiając się na proporcjami, które sprawiłyby, że zmieszanie roztworów byłoby efektywne. Wiedział, że wymagało to przynajmniej oszacowania jakie składniki mogłyby wejść między sobą w reakcje, których będzie niedomiar w roztworze i co najważniejsze, jak zbilansować końcowy efekt. Wszystkie procesy były kwestią kilku iloczynów, które rozpisał piórem na pergaminie. Następnie spokojnie zaczął odmierzać, przelewać i mieszać eliksiry, uzyskując coś wyglądem absolutnie nie zachęcało do spożycia tego. Z przygotowanym miksem eliksirów podszedł do @Frederick Shercliffe z którym zapewne będzie musiał sprawdzić słuszność swojego pomysłu. Nie wiedział na ile ślizgon po wcześniejszych przeżyciach na zajęciach będzie miał ochotę podjąć pracę dalej, ale skoro do tej pory nie wyszedł, to Benjamin miał nadzieje, że uda im się przetrwać na zajęciach do ich zakończenia. - Gdy będziesz gotowy to daj znać. - oznajmił, nie siląc się na uprzejmości czy przywitania. Mieli przez chwile współpracować, a nie zaprzyjaźniać się, więc kurtuazje nie wydawały mu się szczególnie potrzebne.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Elikisry: 0 Wyrzucone kostki:tu 1 karta - 5,2 | 2 karta - 6,6, | 3 karta -2,4 |4 karta - 3,5 Modyfikatory: +1 oczek do karty nr 3 (za składnik nr 4, czyli po dodaniu otrzymuję składnik z numerem 5) - za uwarzony eliksir w poprzednim etapie Karta I: aktywowana asfodelusem (5) Karta II: aktywowana 2x ta sama kostka = asfodelusem (2) Karta III: aktywowana dyptamem(3) Karta IV: aktywowana miętą pieprzową(3) Siła eliksiru: 13 Partner:@Lily Blackwood
Tak bardzo była pochłonięta pospiesznym warzeniem eliksirów i nierzucaniem się w oczy, że nie nawiązała kontaktu wzrokowego z towarzyszącym jej Ślizgonem. Dopiero po kilkunastu minutach przez całe zakłopotanie przebiła się jego uprzejmość i życzliwość. Gdy podniosła na niego wzrok to zorientowała się, że to nie jest wcale jakiś tam nieznajomym. Miała okazję obserwować go całym rokiem i choć nie zamieniła z nim wiele zdań, wydawał się w porządku. Czasami miewał zagubiony wzrok lecz to nic dziwnego zważywszy, że jest w szkole od roku. W końcu zebrała się w sobie i posłała mu przyjazny uśmiech wierząc, że zawarła w tej minie również wdzięczność. Milkła i kuliła głowę w ramionach za każdym razem gdy profesor pojawiał się w pobliżu... i prostowała się, gdy znajdował się przynajmniej jedną ławkę dalej. Nachyliła się lekko w stronę chłopaka i cichutko, byleby nie zwracać na siebie uwagi, odpowiedziała mu: - To przez opary od eliksiru pieprzowego. - przyjęła od niego chusteczki i ukradkiem otarła policzki i oczy. Cieszyła się, że Mimi podsunęła jej pomysł stosowania wodoodpornego tuszu do rzęs, zwłaszcza przy lekcjach eliksirów. Dzięki temu nie była rozmazana. Nie siadała bo nie wiedziała czy nie zwróci tym uwagi nauczyciela. Gdy w końcu pozbyła się z twarzy łez dostrzegła spojrzenie Ślizgona, ewidentnie zdradzające, że coś jest nie tak. Wstrzymała oddech, gdy swoimi słowami potwierdził, że coś mu zaszkodziło. Nie miała odwagi proponować wycieczki na pierwsze piętro do pielęgniarki bo wtedy nie będą mogli tu wrócić, a tym bardziej dostać pozytywnej oceny. Zacisnęła usta w bladą linię i wyciągnęła z paczki wszystkie podarowane przez niego chusteczki. Przytknęła tam kraniec różdżki i zaklęciem niewerbalnym, jak najbardziej dyskretnie, zastosowała tam zaklęcie "Morfio" dzięki któremu chusteczki zmieniły się w lniany materiał. Kolejne niewerbalny czar "Frigus" znacząco schłodził szmatkę, który to podała Ślizgonowi do dłoni. Co tu dużo mówić, była Puchonką i nie mogła przejść obojętnie obok złego samopoczucia osoby, która do tej pory była dla niej bezinteresownie uprzejma. - Otrzyj tym czoło i kark. Mam nadzieję, że wytrzymasz do końca lekcji. - szeptała i zaraz to poprawiła nerwowo włosy, schowała różdżkę i wysłuchała zadania, jakie mają do wykonania. Miksologia czyli coś, z czym rzadko miała do czynienia. Przeniosła zatem wzrok na @Lily Blackwood, której posłała niepewny uśmiech, gdy już ich spojrzenia się spotkały. Zostały przydzielone do konkurencji mimo, że dzieliło ich kilka ławek. Ach, nawet w zaparowanych lochach dziewczyna wyglądała jakby zeszła z okładki magazynu "Czarownica". Nie miała nawet poskręcanych końcówek włosów od unoszącej się tutaj wilgoci. To z nią będzie teraz konkurować i szczerze mówiąc, było jej obojętne czy wygra czy przegra. Rywalizacja nie była jej mocną stroną. Zajęła się miksologią według zaleconych instrukcji. Nie miała bladego pojęcia, że można zmieszać kilka rodzajów w cieczy w jedną, silniejszą i o idealnym działaniu. Nie miała pojęcia kim dla profesora jest Bodyguard Baggins lecz łzawienie nie było na tyle już uporczywe aby miała go lokalizować. Zawroty głowy nieco utrudniały koncentrację jednak świadomość, że dotychczas nie zwracała na siebie uwagi nauczyciela dodawały jej animuszu. Nieco spokojniejszymi ruchami rozpoczęła proces łączenia eliksirów. Pięć razy sprawdzała czy dobrze robi bo to było zaskakujące, że nie napotkała problemów. Czyżby nie była taka kiepska z eliksirów jak myślała?
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Elikisry: 1 Wyrzucone kostki:klik 1 karta - 4, 6, 2 karta - 5, 6, 3 karta - 3, 4, 4 karta - 5, 1 Modyfikatory: Odejmuję 2 oczka za uwarzone wcześniej eliksiry od wartości 4 w karcie nr I Karta I: aktywowana (7) 4-2= 2 Karta II: aktywowana (4) Karta III: nieaktywowany Karta IV: nieaktywowany Siła eliksiru: 10 Partner:@DeeDee Carlton
Przestała skupiać się na tym, co działo się dookoła i poświęciła się w pełni eliksirom, które chciała uwarzyć w sposób prawidłowy. Ta dziedzina magii nie była wszak jej bliska. Raczej odległa i zupełnie zapomniana, bowiem przez ostatni czas w pełni poświęciła się transmutacji, która była dla niej czymś codziennym, wręcz... Naturalnym. Musiała też szkolić się w tym zakresie, wszak to właśnie modyfikacje magiczne pozwalały jej na rozwijanie talentu artystycznego bez wykorzystania modeli. Ta branża wydawała jej się nader okrutna. Mieszała więc eliksiry, starając się wykonać polecenie profesora. Kiedy stanął jednak przy niej, uniosła na niego błękitne spojrzenie, po czym skinęła delikatnie głową w geście przywitania, przy tym się przedstawiając. Dopiero potem dostrzegła kątem oka chłopaka z klubu, a kąciki jej warg mimowolnie pomknęły ku górze. Niedługo jednak trzeba było czekać, gdy okazało się, że działać będą w parach. Od razu zauważyła znajomą twarz. @DeeDee Carlton, która okazała się być tego popołudnia partnerką dla ciemnowłosej Francuzki, na co sama zainteresowana zareagowała ogromnym entuzjazmem. Miała wszak problemy z otwartością i poznawaniem ludzi, którzy bywali nieprzewidywalni, a Hogwart skrywał ogrom takich jednostek. - No to mam nadzieję, że nasze kociołki nie wybuchną - powiedziała ledwie słyszalnie, skupiając się na swoich miksturach, cicho licząc na pomóc koleżanki z Ravenclaw. Na pewno była mądra, a to dawało im choć odrobinę przewagi. Nieco niepewnie, ale i spokojnie mieszała ze sobą eliksir wiggenowy i pieprzowy, pozostałe dwa odstawiając na moment na dalszy plan. Skupiała się na tych, które wcześniej okazały się najłatwiejsze i tym razem było podobnie. Nie zaskakiwały. Pozwalały na łączenie się w kociołku, co nie przyczyniło się do potencjalnego wybuchu, a tym samym Clementine mogła odetchnąć. Dzisiaj - prawdopodobnie - miała wyjść z klasy bez przykrych skutków ubocznych.
Elikisry: 10, najwyższa statystyka Wyrzucone kostki: 1 karta - 1, 3 (moc 7, eliksir wiggenowy 2, 2, 2) 2 karta - 1, 2 (moc 4, eliksir pieprzowy 5, 4) 3 karta - 4, 2 (moc 1, eliksir pieprzowy 5) 4 karta - 6, 1 (moc 1, eliksir po-zatruciowy 3) odnośnik Modyfikatory: +1 do karty nr 1 za uwarzony poprawnie eliksir; korzystam z możliwości zamiany 6 na dowolny wynik (eliksiry są najwyższą statystyką) Karta I: aktywowana (7), 1 + 1 (modyfikator) = 2 Karta II: nieaktywowana Karta III: nieaktywowana Karta IV: aktywowana (1), zamieniam 6 na 3 Siła eliksiru: 8 Partner:@Daniil Egorov
Eksperymenty z magią mogą mieć różny wynik, wie o tym bardzo dobrze, część zdołał przecież doświadczyć na własnej dziecięcej skórze. Część z nich wyżłobiła w nim piętno, bliznę która rozrosła się w obrzydliwy, napuchnięty keloid na jego osobowości. Do tego czasu poznawał ich negatywne skutki, dzisiaj jednak miał szansę dowiedzieć się jak wymieszanie eliksirów może wpłynąć na prezentowane przez nie właściwości. Nie miał zamiaru z nikim rywalizować, skinął koleżeńsko głową na przywitanie Daniilowi, ewidentnie nie próbując go prześcignąć. Robił to wyłącznie dla siebie, nie dlatego aby komuś cokolwiek udowodnić. Ambicje, które posiadał, były nakierowane przede wszystkim na niego, nie miał w zwyczaju porównywać się do innych, zestawiać, odmierzać wartość na podstawie tego jak prezentował się w odniesieniu do tłumu. Miał własne cele, a osiągnięcia których mógłby dostąpić były wyłącznie jego, nikogo więcej, nikt nie mógł ich mu odebrać. Niestety, wcześniejszy strach podczas oparzenia odcisnął się negatywnie na jego skupieniu, które było przecież tak niezbędne podczas warzenia eliksirów. Nie był w stanie opanować perfekcyjnej kombinacji i użył potencjału wyłącznie połowy mikstur. - To nie jest mój szczęśliwy dzień - przyznał cicho, jakby do samego siebie. Nie mógł sobie pozwalać na podobne momenty niekompetencji, a jednak, siedział tutaj za blatem, mając przed sobą wierzgający parą kociołek, siedział i nie był zadowolony z efektów swoich działań. W myślach już zaplanował gruntowną powtórkę z eliksirów, skoro miał w planach zajmować się nimi zawodowo, musiał podejść poważnie, adekwatnie do decyzji podjętej na wakacyjnej przerwie.
Elikisry: 3 Wyrzucone kostki: 1 karta - 6, 3, 2 karta - 3, 1,, 3 karta - 6, 4, Modyfikatory: za jeden udany eliksir na pierwszym etapie odejmuję 1 od kostki 3 w pierwszej karcie (czyli zostaje mi 2) Karta I: aktywowana (6) Karta II: aktywowana (5) Karta III: aktywowana (3) Siła eliksiru: 14 Partner:@Iris Skylight
Z pomocą Caseya pani Blackwood wreszcie uwarzyła wszystkie eliksiry jak należy, dlatego mogła przejść z powodzeniem do kolejnego etapu lekcji. Mieszanie eliksirów wyglądało na poważne, trudne zadanie, a ona nie była w tym temacie szczególnie biegła. Właściwie to w niczym nie była tak naprawdę biegła, co znów skłaniało ją do przykrych myśli o tym, że jest do tyłu z życiem i nie umie w samodzielność. Zawsze troszczył się o jej potrzeby ktoś inny. Najpierw rodzice, potem mąż, teraz nauczyciele i opiekunowie. A co jak skończy studia? Nie, nie chciała o tym jeszcze myśleć. I nie chciała dorastać. Marzyła o tym, żeby się cofnąć w czasie i na zawsze pozostać tym uroczym, słodkim dzieckiem, które wszyscy lubili. Uśmiechnęła się smutno do Iris, którą szczerze polubiła, ale której obecność nie była w stanie zrównoważyć mrocznych myśli, które snuły się teraz po lilkowej głowie. Życzyła młodszej koleżance powodzenia, a potem skupiła się na swojej pracy. Miksologia była niesamowicie skomplikowanym tematem, dlatego puchonka nie pozwalała sobie na nic, co by mogło ją rozproszyć. Kiedy skończyła, okazało się, że zrobiła wszystko co trzeba i poszło jej naprawdę nieźle. Zaskakiwało ją, że ze swoim poziomem wiedzy mogła zrobić cokolwiek jak należy. Ot, pewnie to zasługa O'Malleya, który mimo opryskliwości nieustannie służył pomocą, wbijając wiedzę do głowy nawet tak opornym umysłom, jak jej. - Jak poszło? - spytała cicho Iris, która chyba też już uporała się ze swoją miksologią. - Mi chyba się udało, chociaż szczerze mówiąc nie do końca wiem, co się tu zadziało. Chciałabyś porównać notatki po lekcji? Może umyka mi coś kluczowego.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Elikisry: 3 Wyrzucone kostki: 1 karta - 4 i 2, 2 karta - 1 i 1, 3 karta - 1 i 1; (rzuty) Modyfikatory: Ilość uwarzonych eliksirów w I etapie = ilość oczek które możesz dodać/odjąć do jednej dowolnej kostki | uwarzyłam dwa dobre, dodaje dwa do kostki 1, drugiej karty, czyli mam 1 i 3; Karta I: aktywowana (6) Karta II: aktywowana (5) Karta III: nieaktywowana Siła eliksiru: 11 Partner:@Ruby Maguire
Nic dziwnego, że miała problem z wiggenowym, nie był to eliksir na jej obecną wiedzę czy też umiejętności, ale wierzyła, że kilka lekcji z Solbergiem uczyni z niej prawdziwego specjalistę od eliksirowarstwa. Nawet jeśli Max wyleciał z dzisiejszej lekcji, w końcu bycie geniuszem to trudna i samotna droga. Kiedy dostała wiadomość od @Casey O'Malley, na którą zdążyła tylko zerknąć, a ta zniknęła tak szybko, jak nauczyciel obok jej stanowiska pracy, lekko się zmartwiła. Czego mógł chcieć od niej profesor? Eliksiry nie poszły jej najgorzej, nadal miał żal o ten wiggenowy, na którym nie zabłysnęła? Raczej nie. Young szybko zdała sobie sprawę, że może chodzić po prostu o jej głuchotę, w końcu była to coś nowego dla grona pedagogicznego i zawaliła ostatni rok, no ale Caseya nie podejrzewałaby o taką troskę, chyba że po prostu chciał ją trochę po torturować niewybrednymi żartami. Fern miała wątpliwości czy zmiksowanie wszystkich tych mikstur nie sprawi, że coś pójdzie nie tak i nie wybuchnie. Wierzyła, że O"Malley zapewni im bezpieczeństwo, ale czasem miała co do tego wątpliwości, spoglądając na jego twarz. Ciągle miała gdzieś z tyłu głowy, że musi zostać po lekcji, dlatego tylko uśmiechnęła się do @Ruby Maguire. Jeśli dziewczyna coś mówiła to Fern spoglądając w swój kociołek ładnie ją ignorowała, bo nie słyszała. Przyjaźni dzisiaj żadnej nie zbuduje, ale nie to miała w planach, a połączenie swoich eliksirów w... coś, co nie wybuchnie. Kombinowała, jak mogła i widziała, że wiggenowy dobrze łączył się z pieprzowym. Momentami nie wiedziała, co robiła, a w jeszcze innych chwilach wydawało jej się, że wie, co robi. Dlatego pracowała wytrwale, niemal w pocie czoła, a na pewno z włosami spuszonymi jak barania sierść od nadmiaru wilgoci, widząc pierwsze rezultaty. Szło jej całkiem dobrze do czasu gdy coś poszło nie tak z eliksirem po-zatruciowym, on nie chciał się połączyć, a może i połączył, ale nie wykazywał żadnych swoich działań tak jakby to dwa pozostałe eliksiry przejęły główne skrzypce w miksologii. Ślizgonka nie była pewna czy nie bałaby się przetestować swojego wynalazku na własnej matce, gdyby ta jeszcze żyła, chociaż Amandzie na łożu śmierci było wszystko jedno. Dopiero gdy skończyła, spojrzała w stronę @Ruby Maguire, ciekawa jak jej poszło i która dziś z nich wygrała tę rywalizację.
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Elikisry: 11 Wyrzucone kostki:klik, 1 karta - 1, 6; 2 karta - 4,6; 3 karta - 1, 5, Modyfikatory: +1 za uwarzony eliksir do kostki 1 dla 3 karty (w pierwszym etapie 2/3 eliksiry uwarzone na tip-top) Karta I: aktywowana (6) Karta II: aktywowana (5) Karta III: aktywowana (3)
@Casey O'Malley na szczęście zatrzymał się przy jej stanowisku tylko raz czy dwa i nie miał w związku z jej pracą żadnych większych uwag. Do jednego eliksiru dorzucił chyba dwa listki mięty, tym samym poprawiając jego proporcje, ale ostatecznie znaczna większość pracy przy kociołku była zasługą jej umiejętności, cierpliwości, czytaniu ze zrozumieniem i tej jednej, niespodziewanej prywatnej lekcji z czerwca. Na wieść o pracy w parach jej zapał nieco opadł. Była dobra w pojedynkę, jak miała wypaść z kimś, z kim potencjalnie nie złapie dobrego rytmu pracy? Na szczęście trafiła na znajomą twarz, aczkolwiek w kwestii zdolności w eliksirach nie miała o Clementine bladego pojęcia. Odwzajemniła jej uśmiech. - Postaram się nie wysadzić sali w powietrze - odparła, rzeczywiście chcąc dołożyć wszelkich starań, by ich wspólna praca wypadła dobrze na tle innych par. Miały szansę na wysoki wyniki, skoro parę osób opuściło salę przedwcześnie, w tym Max. Zabrała się więc do pracy, a jej efekty można było podziwiać już wkrótce. Z powodzeniem aktywowała wszystkie swoje eliksiry. Ciekawe ile faktycznie siedzieli już w lochach? - Myślisz, że naprawdę minęły już trzy godziny? - zapytała Gryfonkę półgłosem.
Lyssa Heartling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : burza loków, anorektyczna budowa ciała
Elikisry: 8 Wyrzucone kostki: 1 karta - 2,1; 2 karta - 1,1; 3 karta - 4,5; 4 karta - 4,5 Modyfikatory: wpisz wszystkie użyte Karta I: aktywowana (5) Karta II: aktywowana (2) Karta III: aktywowana (3) Karta IV: aktywowana (2) Siła eliksiru: 12 Partner:@Jamie Norwood
Z rosnącym niedowierzaniem śledziła chaos, który rozpętał się w sali jeszcze w trakcie przyrządzania wywarów. Dzieciaki w Hogwarcie nigdy nie były szczególnie ułożone, a niektóre można było posądzić wręcz o opętanie, jednak podczas jej nieobecności w zamku musiało dojść do jakiejś rewolty, bowiem dziewczynie nawet przez myśl nie przeszło odstawiać takie cyrki. Czyżby ludzie przez ostatni rok porzucili resztki ogłady, a może zapomnieli, że są w s z k o l e, i że nie są w niej pępkami świata? Z irytacją obserwowała rodzącą się panikę, kiedy kilku uczniów poparzyło przedramiona wśród wyziewów z kociołka. Prychnęła rozdrażniona – czy żaden z nich nigdy wcześniej nie warzył eliksiru wiggenowego? Albo jakiegokolwiek eliksiru prawdę powiedziawszy? Przecież to normalne, że czasem coś odpryśnie, zabulgocze albo poparzy – takie ryzyko zawodowe. Czy ci ludzie byli z porcelany? Nic naprawdę złego przecież się nie wydarzyło, a nawet jeśli – mieli w zamku kompetentną pielęgniarkę, która z łatwością poradziłaby sobie z każdym oparzeniem. Nie kryła zadowolenia, kiedy drzwi zamknęły się za dwiema Ślizgońskimi mimozami, a w klasie ponownie zapanował spokój. Pod czujnym okiem nauczyciela dokończyła warzenie eliksirów, nie skarżąc się nawet wówczas, kiedy dłonie zaczęły ją porządnie piec od żrących oparów. Zacisnęła zęby i kontynuowała pracę, aż stały przed nią cztery kociołki z gotowymi miksturami. Druga część lekcji przypadła jej do gustu nawet bardziej niż pierwsza, bo choć była fanką jasnych instrukcji, dokładności i precyzji, to jednak miała po matce żyłkę do eliksirów, kiedy więc przyszło jej łączyć ze sobą uwarzone mikstury, dziewczyna mogła w pełni wykorzystać wrodzoną intuicję. Trochę więcej wiggenowego, odrobina mniej pieprzowego… Ostatecznie udało jej się stworzyć stabilną, całkiem niezłą mieszankę, z błyskiem w oku zerknęła więc na stanowisko Ślizgona, z którym rywalizowała, a który nie okazał się skończoną drama queen jak jego koledzy. Ciekawe jak mu idzie?
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Elikisry: 7 Wyrzucone kostki: 1 karta - 5,6, 2 karta - 6, 4, 3 karta - 1, 6 Modyfikatory: Ilość uwarzonych eliksirów w I etapie = ilość oczek które możesz dodać/odjąć do jednej dowolnej kostki. Karta I: nieaktywowana Karta II: aktywowana (5) Karta III: aktywowana (3) - używam tu modyfikatora Siła eliksiru: 8 Partner:@Scarlett Norwood
W pierwszym odruchu, gdy sugestia udania się do pielęgniarki faktycznie padła z ust O’Malleya, wzięła pod uwagę to, by zebrać swoje rzeczy i zwyczajnie zrezygnować z obecności na zajęciach — tych i prawdopodobnie przyszłych przezeń organizowanych. I naprawdę, Merlin jej świadkiem, że dla niej samej zagadką było, dlaczego tego nie uczyniła, jedynie wzrokiem odprowadzając Lockiego do drzwi, gdzie łapiąc się z nim spojrzeniem, niemal niewidocznie skinęła głową, dając mu znak, że wszystko jest z nią w porządku. Reszta zajęć przebiegała jej z dala od wydarzeń nietypowych, bez słowa zamieniła się stanowiskami, zajmując to obok Scarlett i nawet przez sekundę nie przeszło jej na myśl, by naprawdę podjąć rękawicę konkurencji. Była ambitna, ale nie naiwna, a eksperymentowanie z eliksirami przyprawiało ją o czkawkę wyblakłego magicznego PTSD, któremu zawdzięczała swoją wcześniejszą reakcję. Przede wszystkim jednak, odkąd skończyła podstawową edukację, każda obecność na tych zajęciach była raczej przypadkowa, a jeśli umyślna, to raczej z powodów które powinny poddać w wątpliwość jej przynależność do domu Roweny (na pierwszym roku studiów, niemal przez trzy miesiące regularnie uczęszczała na eliksiry, tylko po to, by przypadkowo wpadać na pewnego gryfona). Mówiąc w skrócie: eliksirowar był z niej kiepski. Co jakiś czas zagadywała Norwood. Czy to o składniki, czy o mieszanki, które puchanka warzyła, czy o unoszący się aromat wanilii i jego domniemane źródło — które Saskia połączyła z nią, bo nie tylko zawiewało od jej strony, ale i ten słodki, lepki (i nieco korzenny) aromat przywodził jej na myśl cynamonki, na które sezon się rozpoczynał, a każdy w szkole słyszał o kulinarnych zapędach puchonki. Zawartość kociołków krukonki pozostawiała wiele do życzenia, szczególnie że to, co wcześniej było eliksirem wiggenowym, tworzyło teraz abstrakcyjną mieszankę, która nie nadawała się raczej do niczego innego, jak posłania w zaświaty. No cóż. W ogólnym rozrachunku i tak nie spodziewała się niczego poza zniesmaczonym ugh ze strony O’Malleya.
sorka za kupkoposta, ale jestem w przedwyjazdowym rushu
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Zmrużył oczy. Czy porównywanie gotowania do eliksirów wydawało się dla niego ujmą dla dziedziny, w której się specjalizował? Być może. Powstrzymał się od komentarza tylko po to, żeby nie podważać cudzego autorytetu i kompetencji, bo młody umysł (@Aiyana Mitchelson) chlonął wszystko jak gąbka, a chociaż profesor O’Malley bywał dupkiem w stosunku do dorosłych studentów, miał dużo młodszych kuzynów i wiedział, że metody wychowawcze stosowane do dorosłych powinny różnić się od tych stosowanych do dzieci. Skończył więc na krzywym uśmiechu, który jednak nie rozjaśnił jego twarzy, a może tylko na ułamki sekund rozproszył zbliznowacony profil. Przez ułamki sekund mogło się wydawać, że przynajmniej jego aparycja jest przystępniejsza, ale rzeczywistość przypominała o tym, że dalej połowa jego profilu, skrupulatnie znajdująca się zwykle w półcieniu pomieszczenia, nie zachęcała do patrzenia w jego kierunku, jak i zbielałe oko. — Mniej więcej. Tylko tym razem starasz się zachować właściwości i jednocześnie utrzymać odpowiedni balans między każdym eliksirem, żeby jeden nie zredukował działania drugiego. To trochę jakbyś układała klocki o różnych rozmiarach i próbowała je zmieścić do jednego, bardzo ciasnego pudełka. Tylko te klocki są bardzo delikatne. Wystarczy, że trącisz jednym drugi i ten może się rozsypać. Albo trącisz otoczenie – ściankę i stanie się to samo, więc musisz je wciskać pod odpowiednim kątem z wyczuciem, aż się ze sobą zazębią. Tylko kątami, w tym przypadku są dobre proporcje, temperatura, kolejność dodawania. Spojrzał za Benjaminem (@Benjamin O. Bazory), patrząc jak mu idzie, i czy ma czas jednak przejąć Mitchelson pod swoje skrzydła. Delegowanie zadań osobom było jedną z części skutecznej pracy nauczyciela. Casey był świadom, że jedenastoletnia dziewczynka mogła lepiej zrozumieć dwudziestoletniego chłopaka. W końcu mieli poziom myślenia i abstrakcji prawie na równym poziomie, biorąc pod uwagę, że większość studentów – czego dowód dała ta lekcja – nie sięgała poziomem dojrzałości emocjonalnej wyżej niż do trzeciej klasy. Nie studenckiej. Ale porównanie pracy na lekcji do klocków nie mogło być aż tak złe, bo z niewielkim udziałem Caseya, Aiyanie udało się osiągnąć efekt nie gorszy niż jej starszym kolegom. Określając wonność, barwę i sam proces dochodzenia do finalnego efektu, określiłby jej końcowy eliksir nawet trochę powyżej przeciętnej. Biorąc pod uwagę jej wcześniejszy brak zetknięcia się z eliksirami, nawet naturalny talent. Splótł ręce na piersi, bo nic nie wkurzało go bardziej niż dzieci, które kiedyś w przyszłości mają szansę wybitnym talentem przerosnąć jego. Wkurzało i intrygowało jednocześnie. — Mhmm… o to chodziło – mruknął, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, ile uwagi jej poświęcił, na chwilę zapominając o innych uczniach, choć rozglądając się przelotnie po klasie, widział, że wszystko jest mniej więcej pod kontrolą. Mimo to, odwrócił uwagę od puchonki na innych, ku zapewne ich niezadowoleniu. — Egorov? – (@Daniil Egorov) w tym krótkim pytaniu zawarł wszystko – krytykę, kontrolę, czy wszystko z nim w porządku, upomnienie do szybszego tempa pracy i wiele innych emocji, których nie dałoby się wyczytać poza fasadą gniewności nauczyciela. Ruszył ku niemu i Iris kontrolnie, ale do jego uszu dotarł komentarz @Maurice Howells. Wiedział, że ten miał być słowami rzuconymi w eter, a i tak na nie odpowiedział: — Nie jest. Stać cię na więcej. Otworzył nawet usta rozważając odjęcie punktów, ale uznal, że wyjątkową karą było dla niego to, że miał mniej szczęścia od innych. Tego natomiast nie brakowało @Lily Blackwood, czego nie mógł powiedzieć o rozumie. Nie widział procesu jej warzenia, ale znając ją, a wilom przyglądał się zawsze z odpowiednią dozą nieufności i skupienia, wszystko, co zrobiła na lekcji, pozostawiła zapewne przypadkowi. @Fern A. Young i @DeeDee Carlton należały do tych cichych uczennic, które łatwo było przegapić, więc poświęcił im minimalną ilość czasu, zresztą radziły sobie nienajgorzej i bez jego pomocy. Czas płynął szybciej odkąd w klasie zrobiło się ciszej i każdy skupiony był na swoim zadaniu. Mimo to, dla Caseya nie było to problemem. Co jakiś czas zatrzymywał się skontrolować spojrzeniem zdrowego oka czyjąś pracę. Pod koniec zajęć podsumował jakość każdego eliksiru. Byli trochę po czasie, bo minęło więcej niż trzy godziny, ale wiedzieli komu mogą za to podziękować i bardzo wyjątkowo nie był to profesor O’Malley, który wypuścił ich, żegnając ich krótkim “koniec zajęć”, co zwykle było komendą do wyjścia, ale nie dla Fern.
Poczekał aż wszyscy opuszczą salę, ale nie zamierzał ułatwiać ślizgonce oczekiwania, bo przysiadł na krawędzi jej ławki, splatając ręce na piersi, wystukując coś palcami na materiale nauczycielskiej togi, która tłumiła każdy dźwięk. Dopiero, kiedy klasa opustoszała, skierował do niej twarz, wypowiadając kolejne słowa, które za sprawą podniesionej różdżki pokazywały się także w przestrzeni przed nimi i po jakimś czasie zdanie po zdaniu gasły. — Myślałem jak ułatwić ci pracę na zajęciach. Mogę ci zorganizować samopiszące pióro, które będzie spisywać transkrypcję słów nauczycieli. Potrzeba mi do tego ich zgody i Twojej. Ale zacznę od Ciebie. Czy dla Ciebie to ułatwienie, czy niepotrzebne zwracanie na siebie uwagi? Nie był może najwrażliwszym nauczycielem, ale wziął sprawę na logikę. Jedni uczniowie woleli nie rzucać się w oczy i nie wyróżniać z tłumu, a pióro mogło niepotrzebnie zwrócić uwagę na dysfunkcję Fern, dla innych takie pióro mogłoby nie robić żadnego wrażenia. Sam należał do tej drugiej grupy, ale z interpretacją tego, jak mogłaby się poczuć z tym Fern, pomogła mu żeńska perspektywa, kiedy pytał o nią Persophonę, zanim skierował się z kwestią do ślizgonki. — Więc jak? Chcesz takie pióro? Będziesz go używać? Zadał jej dużo pytań, ale jeszcze nie skończył. Poprawił swoją pozycję zsuwając się z ławki, zamiast tego opierając przedramiona przed Fern i pochylając się do niej, poświęcając jej wiele swojej uwagi w tym momencie. Napisy teraz pojawiały się nad ławką. W takich momentach, kiedy nie łypał na ludzi groźnie, w kontakcie solo, kiedy patrzyła nie tylko na groźnego nauczyciela, a także na pół-wila, który koncentrował 100% uwagi na niej, mogła docenić chwile, w których był tym “złym” belfrem, zamiast tym, jakim był teraz. Niezręczność sięgała zenitu, kiedy patrzył na nią pół-wilim, magnetycznym spojrzeniem, jednocześnie pozostając Caseyem O’Malleyem, jakiego wszyscy znali. — Może masz swoje oczekiwania, jak jako nauczyciele możemy ułatwić Ci pracę w tym roku? Zastanów się nad tym i przyjdź do mojego gabinetu, jak to zrobisz.
zt dla wszystkich prócz Fern podsumowanie zostanie zawarte w rozliczeniu punktów
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Nawet jej to nie przeszkadzało, że Casey O'Malley nie poświęcał jej tyle uwagi co innym. Radziła sobie, może nie wybitnie, ale też nie najgorzej. Lepiej było być przeciętnym, niewidzialnym i przemykać niczym duch z kolejnej lekcji na kolejną lekcję eliksirów. Wcześniej może była bardziej widoczna, głośna, też nie zajmowała się tak sztuką eliksirów, jak przez ostatnie wakacje. Zaczynało jej się to podobać, ale też nie chciała większej uwagi nauczyciela, obawiała się, że surowe podejście Caseya może ją tylko zniechęcić. Na szczęście Aiyane wydawał się traktować w porządku, chociaż nie za wiele mogła zaobserwować, skupiona całą lekcję na swoich eliksirach, widziała, że puchonka nie wygląda na przerażoną, a także też na taką, którą zaraz miałaby puścić pawia. Zresztą Barnaba Bazory, a może Bobby chyba jej pomagał. Dlatego Fern całkowicie mogła oddać się lekcji, nadal jednak w głowie miała dziwne nieprzyjemne wrażenie, które można było porównać do zaciskającej się chłodnej dłoni na ramieniu z przeraźliwych koszmarów, że O'Malley zwrócił na nią uwagę. Wiedziała, że to mogło dotyczyć tylko jednego, jej nowej sytuacji, w której się znalazła. Nauczyciele chyba chcieli wiedzieć, czy coś się zmieniło. Jak mają ją traktować, jak się zachowywać, ale przecież była tylko głucha, a nie ułomna. Obserwowała go, kiedy nie patrzył bezpośrednio na nią, a gdy już zaczął mówić, a jego słowa pojawiały się w przestrzeni między nimi, skupiała się tylko na nich. Nie czuła się w jego obecności komfortowo, na pewno nie swobodnie, ale był nauczycielem, autorytetem i nie należał do tych najsympatyczniejszych, którzy rozdawali na prawo i lewo Wybitne. Może dlatego ją tak nie irytował, może też dlatego nie odważyłaby mu się zapyskować, ani go sprowokować. Był półwiliem jak profesor Rosa, chociaż jego piękno było mniej widoczne w szpetocie, dorobionej przez życie. Ułatwienie. Tak będę używać. Odpisała mu na pergaminie, nie chcąc rzucać przy nim zaklęć magii niewerbalnej. Obawiała się, że mogłaby mieć niemały problem, aby użyć prostego scribio, gdy tak przysiadł blisko niej, a jego niekompletny wzrok przeszywał ją bardziej niż krzywe spojrzenie Pattona Craine'a. Nie widziała powodów, żeby nie skorzystać z propozycji nauczyciela i tak już czuła się tą, na którą trzeba zwracać uwagę. Jeśli samopiszące pióro mogło jej to wszystko ułatwić, byłaby idiotką gdyby nie skorzystała. Przyzwyczajona była do tego, że inni zbliżali się do niej za blisko, aby chociaż zakomunikować swoją obecność, bo głos w obecności Fern stawał się czymś całkowicie bezużytecznym, a jednak nawet Craine nie zbliżał się do innych uczniów na wyciągnięcie różdżki, profesor O'Malley robił to tak lekko, jakby to on ustalał dopuszczalne granice. Pewnie robił to specjalnie, oczekując chwili, w której uczeń wybiegnie z krzykiem, Pattonowi z pewnością podobały się przeraźliwe wrzaski dochodzące z klasy eliksirów, kiedy popijał popołudniową herbatkę na piątym piętrze, ale Fern nie zamierzała krzyczeć w tej chwili pełnej niezręczności. Nie miała zaufania do czarodziejów z genem półwil, nawet jeśli byli nauczycielami, a zwłaszcza nimi. Pokiwała tylko głową na jego słowa i zrobiła to tak ostrożnie, jakby spodziewała się, że tylko to ją uratuje. Mogę już iść? Dodała na koniec, kreśląc zwyczajne literki bez zbędnego zdenerwowania czy pośpiechu, chociaż w środku czuła, że będzie się bardzo długo nad tym zastanawiać, za nim przekroczy gabinet O'Malleya. Nie była w stanie teraz o tym myśleć, jak mogłaby wykorzystać nadającą się okazje na swój sposób, z drugiej strony samopiszące pióro byłoby dużym ułatwieniem. Jak jeszcze można było pomóc głuchej? Pomyślała, że może lepiej byłoby odzyskać słuch, skoro uzdrowicielka powiedziała jej, że to tylko wszystko od niej zależy, kilka razy spróbowała w myślach krzyknąć, słyszę, słyszę, ale nic takiego się nie stało. Nadal nauczyciel od eliksirów był bezgłośną figurą, poruszającą się jak w niemym horrorze, niby nie straszną, a jednak cały czas oczekiwało się, że niespodziewanie przyjdzie przeraźliwy dźwięk, który przyspieszy bicie serca o kilka nieregularnych, za szybkich uderzeń zwiastujących tachykardie, a może coś gorszego.